Wstęp
Dzieje domu Lancasterów rozpoczynają się tym dramatem i stanowią jeden wielki poemat, razem z historią Henryka IV i V.
Dramat ten (Historie) napisanym był, jak się zdaje, wkrótce po Królu Janie, zapewne około r. 1596, a drukowany po raz pierwszy w 1597 pod tytułem: Tragedia o królu Ryszardzie drugim, tak jak ją publicznie przedstawiali lorda kanclerza słudzy.
W pierwszym wydaniu nie podano imienia autora, dopiero w drugim stoi na tytule: Shakespeare. Za życia królowej Elżbiety niektóre sceny — złożenie z tronu, posiedzenie parlamentu — były opuszczone w druku i nie pozwolono ich przedstawiać w teatrze. Dopiero za panowania Jakuba I weszły do dramatu i jeszcze za życia Szekspira w r. 1615, pomieszczono je, uzupełniając nowe wydanie.
Wypadki tego panowania i tragiczna historia Ryszarda II dostarczyły treści innym pisarzom dramatycznym oprócz Szekspira. Jeden z tych dramatów jest nam znany z tego, że historycznie odegrał pewną rolę. W chwili, gdy spisek Essexa miał wybuchnąć, przyjaciele jego, dla podburzenia i przygotowania umysłów ludu, dramat krwawy i roznamiętniający o złożeniu z tronu i śmierci Ryszarda kazali grać po teatrach i domach. Była to sztuka przestarzała, która nie bardzo pociągała widzów, a ze wzmianki o niej jawnym jest, iż różną od dramatu Szekspira być musiała, bo ten raczej litość dla Ryszarda niż namiętność obudza. O drugim dramacie obejmującym całe panowanie tego króla grywanym w teatrze Szekspira Globe wspomina stary dziennik doktora Formana, ale z tego, co mówi o nim, nie zdaje się to też i nie może być Ryszard Szekspira. Z tych wzmianek przekonywamy się tylko, jak te dawne, krwawe dzieje przeszłości silnie zajmowały umysły, gdy je ciągle dramatyzowano i przedstawiano w coraz nowej szacie.
W Ryszardzie II, z nader mało znaczącymi zmianami, idzie poeta za kroniką Holinsheda. Historia tak mu tu dobrze służyła do rozwinięcia dramatu, że jej ani przerabiać, ani ściskać w ciaśniejsze ramy, ani zmieniać nie potrzebował. Dostarczyła ona obfitego wątku, wśród którego tylko niektóre chwile i charaktery podnieść potrzeba było. Dramat obejmuje krótki czas, od 1398 do 1400.
Po Edwardzie III, który wsławił się rycerskimi czyny i podbiciem części Francji, w r. 1377 nastąpił jedenastoletni Ryszard, syn mężnego bohatera, zwanego Czarnym Księciem (The Black Prince), zmarłego na rok przed królem. Ryszard przynosił z sobą na tron sławę, którą wziął po ojcu, ale nie jego przymioty. Był to młodzieniec dziwnie pięknej urody, miły, ale płochy i lekkomyślny, lubiący przepych i rozrywki w gronie młodzieży równie rozpuszczonej i chciwej życia. Jeden ze stryjów Ryszarda, książę Lancaster, najstarszy z synów żyjących Edwarda III, sprawiał rządy w czasie małoletności i miał w opiece synowca. Mąż to był dzielny, pełen ambicji i rozumny — taki prawie w historii, jakim go Szekspir maluje w dramacie.
Dwaj stryjowie Lancaster i Gloucester zawczasu obudzili nieufność w Ryszardzie, który się spod ich opieki wyzwolił. Trzeci stryj, książę Yorku, słabszego charakteru, powolniejszy, był mu milszym, ale też nie miał nań żadnego wpływu.
Ulubieńcy i pochlebcy otaczający młodego króla rządzili nim, jak chcieli. Ryszard cały był im oddany, rozrzutny, obsypywał ich dobrodziejstwy i trwonił skarb na wystawność, zbytki i płoche zabawy.
Rycerski duch ojca odzywał się w nim wprawdzie niekiedy, ale naówczas tylko, gdy — jak buntem groźnym Wat Tylera — został rozbudzony gwałtownie. Życie wesołe, swawole faworytów, marnotrawstwo poczęły w końcu w kraju obudzać szemranie i powszechną niechęć do króla. Malkontenci z orężem w ręku zaczęli się dopominać, pod wodzą księcia Gloucester, młodego Bolingbroke'a, Mowbraya (późniejszego księcia Norfolk), o karę na faworytów rozpuszczonych, o wysadzenie komisji, która by skarb państwa kontrolowała... Zburzonemu gminowi i szlachcie musiał nareszcie ulec Ryszard, ale poprzysiągł im zemstę w duszy. Chcąc tym pewniej dosięgnąć Gloucestera, który przewodził powstaniu, przejednał się król z innymi, starając ich przychylność pozyskać. Wkrótce potem czując się silniejszym, rozkazał uwięzić Gloucestera i jego przyjaciół; zabito go z rozkazu Ryszarda, a parlament zmuszony został odwołać swoje wyroki. Pomocnicy dali głowę na rusztowaniach, poszli na wygnanie lub wtrąceni do więzienia.
Wszystko to działo się przed rozpoczęciem dramatu, który jest dalszym ciągiem walki Ryszarda przeciwko upominającym się o prawa swoje i państwa. Po stronie króla stoją książę Yorku, Bolingbroke i Rutland. Król nagradzając wiernych swych pomocników, nadaje im książęce tytuły, którymi dwór swój i otoczenie chce uświetnić. Uśmierzony bunt, ale namiętności nim wzburzone, wrą jeszcze. Mściwy charakter Ryszarda, jego okrucieństwo, samowola niepohamowana, niepokoją księcia Norfolka, który zaczyna się lękać o samego siebie. On także należał do buntowników; ten sam los, który spotkał innych, może być i jego udziałem. Bolingbroke jest w podobnym położeniu. Jadąc raz z nim sam na sam do Londynu, Norfolk w drodze wynurza mu obawy swoje, namawiając go do wspólnej przeciwko Ryszardowi obrony. Tak zawiązek dramatu opowiada kronika. Bolingbroke, wysłuchawszy Norfolka, z powodu tej rozmowy oskarża go o zdradę.
To oskarżenie otwiera akcję i od razu jesteśmy rzuceni we wrzącą walkę. Norfolk zapiera się zdrady knowanej, Bolingbroke stoi przy swoim. Świadków postawić nie mogą — król naznacza, jako Sąd Boży, osobistą walkę, obyczajem wieku. W tej chwili, gdy się ona ma rozpocząć, Ryszard po rozmyśle, nie dopuszcza jej i obu zapaśników skazuje na wygnanie z kraju. Bolingbroke ma się oddalić na lat dziesięć, Norfolk, oskarżony o przywłaszczenie sobie powierzonych mu pieniędzy, na całe życie. Obaj żegnają Anglię. Norfolk udaje się do Jerozolimy i powracając z Ziemi Świętej, umiera w Wenecji w roku 1399, z żalu i tęsknoty za krajem.
Wygnanie Bolingbroke'a, który był niewinnym, nastąpiło wskutek nieufności i obawy. Król rad się go był pozbyć — groźne dlań były przymioty, jakimi się odznaczał, rozum, odwaga, ambicja i pozyskanie wziętości u ludzi. W chwili gdy Bolingbroke kraj opuszcza, wszyscy mu dają dowody współczucia, żegnają go i przeprowadzają mieszczanie Londynu; żal po nim powszechny w kraju.
W roku 1399 umiera stary Lancaster ojciec wygnańca. Król, pomimo przyrzeczenia swojego, iż synowi dziedzictwa nie odbierze, zagarnia spadek po nim, łamiąc dane słowo.
W tym czasie właśnie Roger Mortimer, namiestnik królewski w Irlandii, w walce ze zbuntowanymi Irlandczykami ginie. Król sam chce się pomścić jego śmierci i postanawia wyprawę przeciw buntownikom. Zaślepiony nie widzi, iż w całej Anglii i w Londynie, gdzie na swoim miejscu zostawił stryja, księcia Yorku, umysły są przeciwko niemu zburzone i powstanie, którego zarody tlały od dawna, bliskim jest wybuchu.
Bolingbroke uwiadomiony o tym, korzysta z usposobienia kraju i oddalenia się króla, gromadzi szlachtę zniechęconą, zyskuje licznych zwolenników i wylądowuje na ich czele. Lud wita go jako zbawcę, zamki i miasta otwierają mu bramy, wojska królewskie powracające z Irlandii opuszczają Ryszarda, niewielu krewnych i mała garstka przyjaciół przy nim zostaje.
Ryszard widząc się bezsilnym, zmuszony jest do układów z Bolingbroke'em, który obchodzi się z nim z pozornym poszanowaniem, ale narzuca swą pomoc do rządzenia państwem i zabiera go w niewolę. Parlament zebrany ogłasza króla wyzutym z tronu. Ryszard abdykuje i Lancaster zostaje obwołany królem.
Wstępuje na tron Henryk IV — lecz dawni przyjaciele i zwolennicy złożonego z tronu króla pracują potajemnie nad przywróceniem mu władzy — gwałtowne sceny wybuchają w parlamencie, przyszłość Henryka staje się groźną — dopóki Ryszard żyje. Możni spiskują przeciw nowemu królowi i zmawiają się zabić go w czasie turnieju, lecz sprzysiężenie zostaje odkryte. Tymczasem Ryszard umiera, a śmierć jego obudza podejrzenia. Pogrzeb odbywa się z honorami królewskiemu dostojeństwu należnymi, a sam Henryk jest obrzędowi przytomny. Pomimo to ciąży na nim posądzenie, iż więzień z jego rozkazu został zabity.
Przebieg tych wypadków obrazowo, żywo, dramatycznie jest opisany w kronice Holinsheda, skąd autor zaczerpnął treść całą, bardzo mało czyniąc w niej zmiany.
Pomimo to Ryszard II jest jednym z historycznych dramatów Szekspira zbudowanych najkunsztowniej, z największą wstrzemięźliwością i obrachowaniem prowadzonym, odznaczającym się najdobitniejszą charakterystyką, obfitym w sceny pełne powagi i siły. Ażeby go należycie ocenić, potrzeba jednak nie odrywać go od tej wielkiej całości, jaką z następnymi dwoma stanowi. Tu zaledwie narysowane i w cieniu pozostawione charaktery, rozwijają się w nich i uzupełniają.
Charakter i postać głównego bohatera dramatu, króla Ryszarda, który gdzie indziej Szekspir sam maluje daleko wyraziściej (Henryk IV, cz. I, akt 3, scena 2), tu zdaje się być jakby umyślnie pozostawiony w półcieniu, ażeby mógł zajęcie obudzać do końca. Historia przedstawia go nam w istocie daleko lekkomyślniejszym, mściwszym, okrutniejszym razem — gdy w dramacie jest słabym tylko. Ale ta słabość, tak umiejętnie zebranymi rysy odmalowana w ostatnim akcie szczególniej, bezsilnymi narzekaniami, nieskończonymi jęki, płaczem prawie niewieścim nad sobą, zrzucaniem winy na ludzi — ta słabość, która stanowi tu jedną stronę charakteru, zamyka w sobie cały.
Wiedział poeta, że człowiek tak bezsilny, mając władzę w ręku, dopuścić się musi wszystkiego, co wyrzucają Ryszardowi, że będzie na przemiany okrutnym, rozpasanym, z bojaźni mściwym, z bezsilności niewolnikiem własnych namiętności i wyzyskujących je ludzi. Takim się maluje ów jęczący król na końcu, dopóki go ostatnia wzgarda do rozpaczy i szału nie przyprowadziła. Wszystko to głębokiej znajomości natury ludzkiej dowodzi.
Całe światło przyświeca mężowi czynu, Bolingbrokowi. Otoczenie króla, na które spada część winy jego, pomocnicy swawoli i doradcy — stoją na drugim planie, tych autor nie potrzebował energiczniej charakteryzować. Jest to tłum kłaniający się blaskom, których część nań spada.
Cechą całego dramatu jest nadzwyczajne umiarkowanie, panowanie poety nad sobą, wstrzemięźliwość dojrzała w malowaniu charakterów, nadająca dramatowi dziwną powagę, majestat i cechę prawdy dziejowej. W życiu nigdy się nie obnaża człowiek cały; czuł to poeta, że zło się zawsze osłonić usiłuje, przebrać i unika cynicznego objawienia. Samo znaczenie wypadków najlepiej tu charakteryzuje osoby działające.
Prawdziwie historycznej powagi i blasku są sceny rycerskie, posiedzenie parlamentu, szczególniej abdykacja. Ryszarda los obudza politowanie, lecz zarazem niemęska rzewność jakaś, z którą przyjmuje swój los, usprawiedliwia jego upadek. Czujemy konieczność jego. Dramat cały rozwija się powolnie jako nieubłagany skutek i następstwo zarodów, które w nim leżały. Nie rozbudza on namiętnego zajęcia, ale nie daje mu ostygnąć do końca.
W dramacie tym poeta okazuje się razem dziejopisem w całym znaczeniu tego wyrazu; nie bierze on strony ani skaranego własnymi winy króla, ani śmiałego przywłaszczyciela — ukazuje nam szereg wypadków koniecznych, stojąc wyżej nad powszednie ziemskie sprawy. Jako poeta korzysta tylko z każdego szczegółu, ażeby w postaciach wyprowadzonych na scenę odtworzył żywych ludzi. Równie troskliwie maluje uczucia wygnańców opuszczających ziemię rodzinną, jak boleści zwyciężonego króla, któremu wydarto koronę. Nieubłagane losy porywają, gniotą i kruszą w pochodzie ludzi, padają ofiary — ponad tym wszystkim rozwija się historia Anglii wiodąca ją ku opatrznościowemu jej przeznaczeniu.
Zgodność dramatu z opowiadaniem Holinsheda aż do najdrobniejszych szczegółów — jest, jak sądzimy, najlepszym dowodem genialności poety. Bierze on treść nietkniętą, dość by na niej położył swe piętno, by w nią tchnął ducha, aby stworzył arcydzieło. Nie potrzebuje dla kunsztu poświęcać prawdy, umiejąc je pogodzić z sobą.
Jak dramat stary o Ryszardzie w roku 1601 przygotowywał do wybuchu spisek Essexa, tak Szekspirowski w roku 1744, gdy kupiectwo i mieszczanie domagali się wypowiedzenia wojny Hiszpanii, a Walpole się temu opierał — posługiwał także za narzędzie polityce. Lud niechętny ministrowi przyklaskiwał wrzawliwie wszystkim scenom, które się dały do położenia króla zastosować.
Ryszard II
OSOBY:
Król Ryszard II
Edmund Langley — książę York, stryj króla
Jan Gaunt (z Gandawy) — książę Lancaster, stryj króla
Henryk Bolingbroke (Bolinbrok) — książę Hereford, syn Jana z Gandawy, później król Henryk IV
Książę Aumerle (Omerl) — syn księcia York
Mowbray (Mowbroy) — książę Norfolk
Książę Surrey
Hrabia Salisbury (Solsbury)
Hrabia Berkeley (Berkley)
Bushy (Buszy) — powiernik króla Ryszarda
Bagot — powiernik króla Ryszarda
Green (Gryn) — powiernik króla Ryszarda
Hrabia Northumberland
Henryk Percy (Persy) — jego syn
Lord Ross
Lord Willoughby (Willoby)
Lord Fitzwater
Biskup Carlisle (Karlajlski)
Opat Westminsterski
Lord Marszałek i inni lordowie
Sir Pierce Exton (Pirs)
Sir Stefan Scroop (Skrup)
Kapitan Oddziału Walijskiego
Królowa — żona Ryszarda
Księżna Gloucester (Gloster)
Księżna York
Dama dworska królowej
Panowie
Heroldzi
Oficerowie
Żołnierze
Dwaj Ogrodnicy
Stróż więzienia
Posłańcy
Koniuszy
reszta Służby
Scena częścią w Anglii, częścią w Księstwie Walii.
AKT PIERWSZY
SCENA I
Londyn. Sala w pałacu.
Wchodzą: król Ryszard z Orszakiem, Jan z Gandawy i inni panowie.
KRÓL RYSZARD
Janie z Gandawy, dojrzałych lat książę,
Czy wierny słowu i danej przysiędze
Przywiodłeś syna, dzielnego Henryka,
Aby powtórzył groźne oskarżenie
Przeciw książęciu Norfolk, Mowbray'owi,
Którego dotąd wysłuchać nie mogłem
Dla spraw nawału?
JAN Z GANDAWY
Przywiodłem, mój królu.
KRÓL RYSZARD
Czyś się przekonał, że to oskarżenie
Nie jest owocem dawnych jego uraz,
Lecz jest wiernego poddanego krokiem,
Przynoszącego jawny dowód zdrady?
JAN Z GANDAWY
Ile go mogłem w sprawie tej przeniknąć,
Niebezpieczeństwo grożące ci, panie,
Nie osobista zemsta go natchnęła.
KRÓL RYSZARD
Więc niech się obaj twarz w twarz tu spotkają,
Niechaj się spólnie groźnym zmierzą okiem:
Wysłucham wolnej skargi i obrony.
Wychodzi kilku dworzan.
Obaj są dumni, a w gniewu zapale
Głusi jak morze a jak ogień szybcy.
Wracają dworzanie z Bolingbroke'em i Norfolkiem.
BOLINGBROKE
Mojemu panu, drogiemu królowi,
Niech niebo ześle długie lata szczęścia!
NORFOLK
Niech zawsze jutro od dziś będzie lepsze,
Aż niebo, szczęściu ziemi tej zazdrosne,
Do twej korony wieczny doda tytuł!
KRÓL RYSZARD
Dzięki! Lecz jeden z was schlebia mi tylko;
Dowodem sprawa, co was tu przywiodła,
Wzajemne zdrady stanu oskarżenie.
Co masz zarzucić, kuzynie Hereford,
Książęciu Norfolk, Tomaszowi Mowbray?
BOLINGBROKE
Naprzód (niech niebo słowa me zapisze)
Zagrzany ogniem poddańczej wierności,
O drogi żywot pana mego dbały,
Wolny od wszelkiej grzesznej nienawiści,
Jak oskarżyciel stawiam się tu, królu.
Teraz do ciebie zwracam się, Mowbray'u,
Słuchaj mnie bacznie, bo za to, co powiem,
Tu na tej ziemi, ciałem moim stanę,
W niebie odpowiem duszą nieśmiertelną:
Mowbray'u, jesteś zdrajcą wiarołomnym.
Ród twój za dobry na podobne czyny,
A zbyt zły czyn twój, abyś mógł żyć dłużej.
Im jaśniej kryształ firmamentu świeci,
Tym brzydsza chmura, która po nim leci.
By większej wagi memu dodać słowu,
Nazwisko zdrajcy w twarz ci pluję znowu,
A pozwól, królu, nim z tej wyjdę sali,
Co język wyrzekł, ostrzem dowieść stali.
NORFOLK
Za brak zapału nie bierz mych słów chłodnych;
Nie oręż bowiem niewieścich rozterek,
Nie krzyk piskliwy dwóch ostrych języków,
Potrafi spór nasz stanowczo rozstrzygnąć;
Ten ogień musi krew zgasić gorąca.
Lecz niecierpliwość ma nie dosyć chłodna,
By słowa takie odeprzeć milczeniem.
Poszanowanie zabrania mi, królu,
Dodać ostrogi, puścić słowom cugle,
Które inaczej, zdrady oskarżenie
W gardło mu jego z lichwą by wróciły.
Niechaj odrzuci krwi swojej dostojność,
Króla mojego niech nie będzie krewnym,
A w twarz mu plunę, wyzwę go do boju,
Nazwę go tchórzem i podłym potwarcą,
Jakie chce boju warunki podpiszę,
Byle go spotkać, chętnie pójdę pieszo
Choćby do zmarzłych alpejskich wierzchołków,
Choćby do krain pustych i nieznanych,
W których angielska noga nie postała.
Dziś, w mej wierności obronie, przysięgam
Na duszy mojej zbawienie: on skłamał.
BOLINGBROKE
Rzucam ci, drżący tchórzu, rękawicę
I krwi się mojej królewskiej wyrzekam,
Pod którą teraz, nie poszanowanie,
Ale się trwoga chce twoja utulić.
Jeśli ci jeszcze dość sił zostawiło
Grzeszne sumienie, podnieś rękawicę,
A ja ci w szrankach, rycerskim zwyczajem
Pierś przeciw piersi, orężem dowiodę
Słów moich prawdy, a twych oszczerstw kłamstwa.
NORFOLK
Przyjmuję wyzew. Na miecz ten przysięgam,
Który rycerstwo na me złożył ramię,
Żem ci jest gotów w szrankach odpowiedzieć
Bożego sądu krwawym pojedynkiem.
A w boju trupem ciało niech zostawię,
Jeślim jest zdrajcą i w złej walczę sprawie.
KRÓL RYSZARD
Co Mowbray'owi kuzyn nasz zarzuca?
Wielka to musi zbrodnia być, co zdoła
Grzesznej w nim myśli dać nam podejrzenie.
BOLINGBROKE
Słów moich prawdy mym życiem dowiodę.
Mowbray ten osiem tysięcy dukatów
Na jurgielt twoich, królu, wojsk odebrał,
Ale w występnych zatrzymał je celach
Jak podły zdrajca, fałszywy nikczemnik.
Teraz dodaję, a szablą dowiodę,
Tu lub na ziemi chociażby najdalszej,
Którą angielskie widzieć mogło oko,
Że wszystkie zdrady, przez te lat ośmnaścieW twoich dzielnicach występnie knowane,
Swe źródło miały w fałszywym Mowbray'u.
Lecz nie dość na tym, a skarg moich prawdy
Na jego grzesznym żywocie dowiodę,
On się na życie księcia Gloucester sprzysiągł,
On wrogów jego uwiódł łatwowierność,
I podle duszę jego on niewinną
Z potokiem jego krwi czystej wytoczył.
Krew ta dziś woła, jak niegdyś krew Abla,
I z niemych pieczar podziemnych mnie wzywa,
Bym sprawiedliwość i karę wymierzył.
Klnę się też na mych przodków chwałę jasną,
Że lub go pomszczę, lub duszę dam własną.
KRÓL RYSZARD
Do jakich szczytów sięga jego zapał!
Tomaszu Norfolk, co na to odpowiesz?
NORFOLK
Odwróć oblicze, królu mój i panie,
Twym uszom rozkaż głuchotę na chwilę,
Aż powiem temu własnej krwi potwarcy,
Jak Bóg i ludzie poczciwi się brzydzą
Podobnym kłamcą.
KRÓL RYSZARD
Wiesz o tym, Mowbray'u,
Że są bezstronne oczy me i uszy.
Chociażby moim bratem, choćby nawet
Mego królestwa prawym był dziedzicem,
(Gdy tylko synem mojego jest stryja),
Na berła mego przysięgam powagę,
Najbliższe świętej krwi powinowactwo
Nie dałoby mu wyższości nad tobą,
Ani na jego pociągnęło stronę
Niezłomną stałość mojej prawej duszy.
On mym poddanym tak jak ty, Mowbray'u;
Masz prawo mówić wolno i bez trwogi.
NORFOLK
Więc, Bolingbroke'u, z głębin twego serca
Kłamiesz, przez gardło twe fałszywe kłamiesz!
Trzy części sumy, którą miałem w ręku,
Zaciągom w Calais wiernie wypłaciłem,
Czwartą zatrzymać król mnie upoważnił
Na umorzenie należnej mi sumy,
Za wszystkie koszta podjęte we Francji,Gdym szedł królowej jego towarzyszyć.
Połknij to kłamstwo. — Nie ja też Gloucestera
Zabiłem, chociaż w sprawie tej, wyznaję,
Nie dopełniłem mojej powinności.
Lordzie Lancaster, wroga mego ojcze,
Raz przeciw tobie knowałem zasadzkę;
Za grzech ten ciężkom w duszy mojej cierpiał,
Lecz go wyznałem przy świętej spowiedzi
Nim raz ostatni komunikowałem,
Pokorniem błagał o twe przebaczanie,
I mam nadzieję, że je otrzymałem.
Oto me grzechy; wszystkie inne skargi
Są zawziętości nikczemnika płodem,
Bisurmanina, wyrodnego zdrajcy.
W mych słów obronie walczyć jestem gotów,
I z mojej strony rzucam rękawicę
Pod tego zdrajcy zuchwałego nogi,
Aby prawości mojej dowód spisać
Czerwoną strugą jego krwi najlepszej.
Łaknąc tej chwili, błagam cię, racz panie
Oznaczyć szranki, nakazać spotkanie.
KRÓL RYSZARD
Wściekli rycerze, słuchajcie mej rady,
Bez krwi rozlewu zakończmy te zwady;
Chociaż nie lekarz, ten wam przepis daję:
Gniew zbyt głęboki, zbyt głęboko kraje.
Przebaczcie sobie, bo zdaniem doktora
Na krwi puszczenie niedobra to pora.
Stryju mój, zgaśmy ogień, co tak bucha:
Mnie książę Norfolk, ciebie syn usłucha.
JAN Z GANDAWY
Szukać pokoju, mych lat radzi brzemię:
Zakład Mowbray'a rzuć, synu, o ziemię.
KRÓL RYSZARD
Zwróć zakład, książę.
JAN Z GANDAWY
Usłuchaj od razu
Ojcowskiej rady i króla rozkazu.
KRÓL RYSZARD
Zwróć go, Norfolku, taka moja wola.
NORFOLK
Głowę mą składam u stóp mego króla.
Umrzeć za ciebie powinność mi każe,
Ale mój honor nad żywot mój ważę,
On na mym grobie bez skazy zostanie,
Zhańbić go nie dam tobie nawet, panie.
Gdy miecz potwarzy duszę mi przeszywa,
Dobre me imię niesławą okrywa,
Jedyny balsam na śmiertelną bliznę
Krew tego serca, co daje truciznę.
KRÓL RYSZARD
Oddaj mu zakład jego, nie bądź głuchy:
Lwy mogą stłumić lamparta wybuchy.
NORFOLK
Ale zamazać jego plam nie mogą.
Zdejm ze mnie hańbę, wróć mi sławę drogą,
A w dłoń twą chętnie zakład jego złożę.
Najdroższym skarbem, co ziemia dać może,
Czysta jest sława; z sławą utraconą
Człowiek jest garścią błota ozłoconą.
Jako w żelaznej skrzyni klejnot drogi
Tak w prawej piersi jest dusza bez trwogi.
Tak się me życie z mym honorem sprzęga,
Że cios na honor i życia dosięga.
Za honor walczyć chętnie w szranki biegnę,
Żyłem honorem i za honor legnę.
KRÓL RYSZARD
do Bolingbroke'a:
Rzuć jego zakład, daj przykład, gdzie trzeba.
BOLINGBROKE
Od grzechu tego niech mnie strzegą nieba!
W obliczu ojca, przed zuchwalstwem zdrajcy
Mam kroku cofnąć z trwogą winowajcy?
Zanim mój język tak honor mój splami,
Przódy własnymi wyrwę go zębami,
Przód z krwią narzędzie plunę niewolnicze
Na tron podłości — Mowbray'a oblicze.
Wychodzi Jan z Gandawy.
KRÓL RYSZARD
Nie zwykłem prosić, ale rozkazywać.
Skoro daremnie chciałem was pogodzić,
Pod karą gardła bądźcie więc gotowi
Na dzień świętego Lamberta w Coventry.
Niech tam krwi waszej przygasi krynica
Ogień, co waszą nienawiść podsyca.
Słowem was godzić na nic się nie przyda,
Niechże zwycięstwa wyrok swój Bóg wyda.
Niech więc marszałek lord bitwę zapowie,
Przyrządzą szranki moi heroldowie.
Wychodzą.
SCENA II
Sala w Pałacu księcia Lancaster.
Wchodzą: Jan z Gandawy i księżna Gloucester.
JAN Z GANDAWY
Co w żyłach moich płynie krwi Gloucestera,
Groźniej od twoich podnieca mnie krzyków
Przeciw rzeźnikom krwawym jego życia,
Ale gdy kara w tego leży ręku,
Który był pierwszym czynu tego sprawcą,
Sąd naszej skargi zostawmy niebiosom,
A Bóg, gdy kary godzina dojrzeje,
Na grzeszną głowę ciśnie piorun zemsty.
KSIĘŻNA
Braterstwo w sercu twym tak słabo gore?
Miłość nie znajdzież ognia w krwi twej starej?
Jednym z Edwarda siedmiu jesteś synów,
Tych siedmiu naczyń jego krwi kosztownej,
Siedmiu gałązek na pniu jednym wzrosłych.
Kilka z nich prawem natury już uschło,
Nóż przeznaczenia już kilka z nich uciął,
Ale mój Tomasz, życie me, mój Gloucester,
Jedno naczynie krwi Edwarda pełne,
Pękło i wszystek drogi płyn zeń wyciekł.
Na pniu królewskim kwitnąca gałązka
Odcięta, liście jej zielone uschły
Zazdrości ręką, morderców toporem.
Krew wasza spólna i w tym samym łonie,
W którym się twoje kształtowały członki,
On życie dostał: choć żyjesz, oddychasz,
W nimeś zabity i w niemałej części
Na śmierć ojcowską dajesz przyzwolenie,
Gdy na śmierć brata patrzysz obojętnie,
Który był żywym ojca wizerunkiem.
To nie cierpliwość, Janie, ale rozpacz.
Znosząc pokornie mord twojego brata,
Wskazujesz drogę do własnego życia,
Uczysz morderców, jak cię mają zarżnąć.
Co u pospólstwa cierpliwością zwiemy,
W szlachetnych piersiach bladym jest tchórzostwem.
Cóż jeszcze dodam? By siebie ocalić,
Jeden masz środek: śmierć Gloucestera pomścić.
JAN Z GANDAWY
Niebios to sprawa, bo nieba namiestnik,
Bo pomazaniec boży czyn nakazał.
Jeśli to grzech jest, niech niebo go pomści;
Ja gniewnej ręki podnieść nie potrafię
Przeciw bożemu pełnomocnikowi.
KSIĘŻNA
Gdzież więc, niestety, skargi me zaniosę?
JAN Z GANDAWY
Do tronu Boga, słabych wdów obrońcy.
KSIĘŻNA
Więc tam je złożę. Bądź zdrów, stary Janie!
Ty do Coventry śpieszysz, by być świadkiem
Boju Hereforda z okrutnym Mowbray'em.
O, bodaj wszystkie męża mego krzywdy
Siadły na włóczni naszego kuzyna
I pierś przeszyły rzeźnika Mowbray'a!
Lub, gdy bez skutku pierwsze będzie starcie,Grzechy Mowbray'a niech tak na nim ciążą,
Że spienionego złamią grzbiet rumaka,
Rzucą go w szrankach pod nogi Hereforda,
Na łup mu dadzą nędznego zbrodniarza.
Bądź zdrów! Twojego brata niegdyś żona,
W smutków i zgryzot towarzystwie skona.
JAN Z GANDAWY
Bądź zdrowa, siostro! Śpieszę do Coventry.
Tak mnie, jak ciebie, niechaj Bóg pocieszy!
KSIĘŻNA
Czekaj: gdzie padnie żal, tam podskakuje,
Nie dla lekkości, lecz przez zbytek wagi.
Żegnam się z tobą nim zaczęłam mówić,
Bo się nie kończy smutek, choć się zdaje
Już wyczerpany. Poleć mnie pamięci
Edmunda Yorka. Tak — otóż i wszystko —
Ale nie, czekaj, nie odjeżdżaj, błagam,
Chociaż to wszystko, nie śpiesz się tak przecie,
Bo może sobie jeszcze co przypomnę.
Proś go — ach! O co? Proś go, by mnie raczył
Samotną w Plashy co prędzej odwiedzić.
Ale cóż biedny starzec tam zobaczy?
Puste pokoje, mury bez obicia,
Chwasty na dworcu, bez służby przedsienia,
Na powitanie tylko me westchnienia.
Więc mnie pamięci tylko jego poleć;
Niech nie przyjeżdża na jęk i szlochania,
Jedyną czeladź mojego mieszkania.
Samotna umrę w samotnej komnacie.
Po raz ostatni żegnam cię, mój bracie.
Wychodzą.
SCENA III
Równina w bliskości Coventry.
Szranki i tron, heroldzi, służba itd. Wchodzą: Lord Marszałek i Aumerle.
LORD MARSZAŁEK
Milordzie Aumerle, czy Hereford już zbrojny?
AUMERLE
Już niecierpliwy wstąpić pragnie w szranki.
LORD MARSZAŁEK
I książę Norfolk śmiały a gorący
Czeka na odgłos trąby przeciwnika.
AUMERLE
Obaj rycerze zbrojni i gotowi
Czekają tylko na przybycie króla.
Przy odgłosie trąb wchodzi król Ryszard i zasiada na tronie. Jan z Gandawy i kilku lordów zajmują swoje miejsca. Odzywa się trąbka, której odpowiada inna za sceną. Wchodzi Norfolk w zbroi, poprzedzony przez Herolda.
KRÓL RYSZARD
Zapytaj tego rycerza marszałku,
Z jakich powodów przybywa tu zbrojny.
Spytaj o imię, a potem przysięgą
Niech sprawy swojej stwierdzi sprawiedliwość.
LORD MARSZAŁEK
Mów w imię Boga i króla kto jesteś?
Dlaczego w zbroi przybywasz rycerskiej?
Z kim spór twój? Jaki kłótni waszej powód?
Jak prawdę wyznasz pod rycerskim słowem,
Tak Bóg i twoja dzielność niech cię strzegą!
NORFOLK
Me imię Tomasz Mowbray, książę Norfolk;
Przychodzę tutaj przysiędze mej wierny,
(Którą strzeż Boże, by rycerz pogwałcił!)
Aby wierności bronić mej i prawdy,
Przed Bogiem, królem i moim potomstwem,
Przez potwarz księcia Hereford oskarżony.
Przy bożej łasce, tą moją prawicą
W mego honoru obronie dowiodę,
Że on jest mego Boga, mego króla
I moim zdrajcą; jak za prawdę walczę,
Niech mnie tak niebo swym puklerzem słoni.
Siada.
Przy odgłosie trąbki wchodzi Bolingbroke zbrojny, poprzedzony przez Herolda.
KRÓL RYSZARD
Rycerza tego zapytaj, marszałku,
Kto on? Dlaczego w szranki te przybywa
Cały żelazną przyodziany blachą?
I wedle prawa naszego przepisów
Sprawy niech swojej świadczy sprawiedliwość.
LORD MARSZAŁEK
Jakie twe imię? Dlaczego przybywasz
W królewskie szranki, przed króla Ryszarda?
Z kim, w jakim sporze przychodzisz tu walczyć?
Jak prawdę powiesz, niech Bóg tak cię strzeże!
BOLINGBROKE
Jestem Hereford, Lancaster i Derby;
W szranki te wchodzę zbrojny, aby dowieść
Przez moją dzielność, przy bożej pomocy,
Książęciu Norfolk, Tomaszowi Mowbray,
Że niebezpiecznym, nikczemnym jest zdrajcą
Boga na niebie i króla Ryszarda,
I moim, a jak za prawdę chcę walczyć,
Niech mnie tak niebo swym puklerzem słoni!
LORD MARSZAŁEK
Pod karą gardła niech nikt się nie waży
Zuchwałą ręką tych dotknąć się szranków,
Oprócz marszałka i innych urzędów,
Z prawa strzegących porządku w tym boju.
BOLINGBROKE
Lordzie marszałku, pozwól mi królewską
Dłoń ucałować, zgiąć przed nim kolano,
Bom jest z Mowbray'em jako dwaj pielgrzymi
Związani ślubem do dalekiej ziemi;
Niechże nam będzie wolno uroczyste
Dać przyjaciołom naszym pożegnanie.
LORD MARSZAŁEK
Hołd swemu panu oskarżyciel składa,
Chce go pożegnać, dłoń jego całując.
KRÓL RYSZARD
Sam zejdę, by go do serca przycisnąć.
Kuzynie, jaka słuszność twojej sprawy,
Taki los waszej niech będzie rozprawy!
Żegnaj krwi moja! Jeśli dziś wypłynie,
Mogę jej płakać, lecz pomścić nie mogę.
BOLINGBROKE
Niech twej źrenicy łza żalu nie mroczy,
Jeśli krew moją Mowbray dziś wytoczy.
By się z nim mierzyć, ja tak lecę śmiało,
Jak orzeł spada na ptaszynę małą.
Żegnam cię teraz, milordzie marszałku,
I ciebie, drogi kuzynie Aumerle'u.
Choć się ze śmiercią idę mierzyć, przecie
Idę do boju wesoły jak dziecię.
Do Jana z Gandawy:
Jak na angielskiej uczcie zachowałem
Przysmak najdroższy na koniec biesiady.
Ojcze, któremu ziemski byt winienem,
Duch twej młodości odrodzony we mnie
Podwójną siłą w górę mnie podnosi,
Bym dosiągł wieńca ponad moją głową.
Mej zbroi dodaj hartu swą modlitwą,
Błogosławieństwem zaostrz moją lancę,
By wiotki puklerz Mowbray'a przeszyła,
By chwałą syna w młodym pokoleniu
Jana z Gandawy zakwitło znów imię.
JAN Z GANDAWY
Niech Bóg twej dobrej dopomoże sprawie!
Jak błyskawica niech twe będzie ramię,
A ciosy twoje zdwojone podwójnie,
Niechaj się sypią, jak piorun śmiertelne,
Na szyszak zdrajcy twego przeciwnika!
Walcz, żyj zwycięzcą!
BOLINGBROKE
Mą najlepszą zbroją
Jest święty Jerzy z niewinnością moją.
Siada.
NORFOLK
wstając:
Jaki mi kolwiek los przeznacza niebo,Żyjąc czy ginąc, jak byłem, tak będę
Wiernym poddanym królewskiego tronu.
Nigdy niewolnik z radośniejszym sercem
Kajdan nie zrzucał, a złotej wolności
Nigdy gorętszym nie witał uczuciem,
Z jaką rozkoszą dusza moja wita
To święto boju z moim przeciwnikiem.
Potężny królu i wy, przyjaciele,
Bóg wam daj długie życie i wesele!
Jakbym na ucztę szedł, śpieszę do boju:
Uczciwe serce nie zna niepokoju.
KRÓL RYSZARD
Bądź zdrów, milordzie! Na dnie twego oka
Cnotę i męstwo czytam niewątpliwie.
Daj znak, marszałku, niech się sąd ten zacznie.
Król i lordowie wracają na swoje miejsca.
LORD MARSZAŁEK
Henryku Hereford, Lancaster i Derby,
Weź twoją lancę, niech Bóg broni prawa!
BOLINGBROKE
Jak mur nadzieją silny, mówię: Amen.
MARSZAŁEK
do jednego ze służby:
Ponieś tę lancę Tomaszowi Norfolk.
1. HEROLD
Henryk Hereford, Lancaster i Derby
Staje za Boga, za króla i siebie
Dowieść pod ciężką karą wiarołomstwa
Książęciu Norfolk, Tomaszowi Mowbray,
Że Boga, króla i jego jest zdrajcą.
Do pojedynku wyzywa go teraz.
2. HEROLD
Tu staje Tomasz Mowbray, książę Norfolk,
Dowieść pod ciężką karą wiarołomstwa,
Że książę Hereford, Lancaster i Derby
Jest wiarołomcą przed Bogiem, przed królem
I przed nim samym; w niewinność swą ufny,
Z spokojnym męstwem znaku tylko czeka,
Aby rozpocząć krwawy pojedynek.
LORD MARSZAŁEK
Zagrzmijcie trąby! I naprzód, rycerze!
Odgłos trąb.
Stójcie! Monarcha buławę swą rzucił.
KRÓL RYSZARD
Każ im zdjąć hełmy, wziąć lance do toku,
Na miejsca wrócić. Zbliżcie się, panowie.
Niechaj grzmią trąby, dopóki walczącym
Naszej ostatniej nie ogłosim woli.
Długi odgłos trąb.
Do walczących:
Przystąpcie.
Słuchajcie naszej Rady postanowień.
Skoro tej ziemi nie powinna broczyć
Krew ta kosztowna, którą wykarmiła;
Gdy oczy nasze brzydzą się widokiem
Ran bratnim mieczem zadanych sąsiadom;
Pewni, że duma do chmur wzlatująca
Na orlich skrzydłach niespokojnej myśli
Żądłem zazdrości podnieca was obu
Obudzić pokój, który jak niemowlę
Śpi snem spokojnym w kolebce mej ziemi;
Trwożni, ażeby głos bębnów chrapliwy,
By szorstkie dźwięki trąb przerażających,
Zgrzytania mieczów z cichych naszych dzielnic
Nie wystraszyły słodkiego pokoju,
A nam w krwi bratniej nie kazały broczyć,
Na wywołanie obu wskazujemy.
Kuzynie Hereford, ty, pod karą gardła,
Dopóki dziesięć żniw nas nie zbogaci,
Tej pięknej ziemi nie możesz powitać.
Błądząc samotny po wygnania ścieżkach.
BOLINGBROKE
Bądź wola twoja! Gdzie mnie los powieje,
Świecić mi będzie słońce, co was grzeje;
I was grzejący słońca promień złoty
Mnie też wygnania ozłoci tęsknoty.
KRÓL RYSZARD
Ciebie, Norfolku, cięższy wyrok czeka,
Który z głębokim ogłaszam ci żalem.
Leniwych godzin bieg nieoznaczony
Smutkom wygnania nie położy końca;
Nie wrócisz nigdy; słowa bez nadziei
Pod karą śmierci ogłaszam ci, książę.
NORFOLK
Okrutny wyrok, królu mój i panie,
Niespodziewany z twoich ust wypływa.
Na lepszą płacę nie na los okrutny,
Który na świata rzuca mnie pustynie,
Wierną mą służbą zarobiłem sobie.
W której czterdzieści już lat się ćwiczyłem,
Muszę ojczystej zapomnieć dziś mowy!
Język mój teraz tak nieużyteczny
Jak harfa albo lutnia z strun odarta,
Jak w futerale zamknięty instrument
Lub niećwiczonej powierzony ręce,
Niezdolnej dźwięcznej wywołać zeń pieśni.
W ust mych więzieniu język mój zamknąłeś
Podwójnym murem warg moich i zębów;
Nieumiejętność jałowa, nieczuła,
Gdziekolwiek pójdę, stróżem moim będzie.
Już ja za stary, by się z mamką pieścić,
Już za podeszły, aby uczniem zostać;
Niemą więc śmiercią każesz mi usychać,
Broniąc ojczystym powietrzem oddychać.
KRÓL RYSZARD
Na nic twe skargi nie zdadzą się wcale,
Już wyrok zapadł, za późne już żale.
NORFOLK
Rzucam więc światło ojczystego słońca,
By zapaść w nocy ciemnościach bez końca.
Chce wychodzić.
KRÓL RYSZARD
Czekaj, byś zabrał swoją stąd przysięgę.
Na mieczu króla złóżcie dłoń wygnańczą.
Na wierność, którą niebu powinniście,
(Bo mnie należną z wami wywołuję)
Przysiężcie oba — a niech Bóg was strzeże
Jak dotrzymacie złożonej przysięgi —
Przysiężcie nigdy na ziemi wygnania,
Nigdy przyjaznej nie dać sobie ręki,
Nigdy i nigdzie twarz w twarz się nie spotkać,
Nie ukołysać słowem albo pismem
Zbudzonej w domu burzy nienawiści,
Nigdy nie szukać potajemnych schadzek,
By na nich knować intrygi i spiski
Przeciw nam, ziemi naszej i poddanym.
BOLINGBROKE
Przysięgam.
NORFOLK
Wiernie dotrzymam przysięgi.
BOLINGBROKE
Mowbray'u, dotąd jak wróg twój mówiłem,
Słuchaj mnie teraz jako przyjaciela:
W tej chwili, gdyby król nam był pozwolił,
Jednego dusza w przestrzeniach błądząca
Z cielesnych więzów byłaby wygnaną,
Jak ciała nasze wygnane z tych dzielnic.
Wyznaj twą zdradę, nim ziemię tę rzucisz;
W daleką podróż, która na cię czeka,
Śmiertelnym grzechem nie obciążaj duszy.
NORFOLK
Jeślim był zdrajcą, niechaj imię moje
Z żyjących księgi będzie wymazane,
Niech będę nieba jak ziemi wygnańcem!
Lecz czym ty jesteś, Bóg, ty i ja wiemy,
I król zbyt prędko swym dowie się kosztem.
Żegnam cię, królu! Nie zbłądzę w podróży:
Za drogę cały świat prócz Anglii służy.
Wychodzi.
KRÓL RYSZARD
Stryju mój, widzę w twych oczu zwierciadle
Ból twego serca; widok tej boleści
Odtrącił cztery z lat jego banicji.
Po szóstej zimie smutnego tułania
Wracaj szczęśliwy z twojego wygnania.
BOLINGBROKE
Ile dni długich w małym jednym słowie!
Zim czterech lody, wiosen czterech róże
W tchu jednym króla pomieścić się może.
JAN Z GANDAWY
Dzięki ci, panie, że przez wzgląd na żal mój
Wygnaniu syna cztery lat odjąłeś;
Lecz dla mnie mała korzyść stąd urośnie,
Bo zanim księżyc skończy swe przemiany,
Nim upragniony siódmy rok nam zdąży,
Dni moich lampa w nocy się pogrąży,
I przódy moje śmierć zamknie powieki:Mojego syna żegnam dziś na wieki!
KRÓL RYSZARD
Długi dni wątek jeszcze na cię czeka.
JAN Z GANDAWY
Ni jedna chwila dana z mocy człeka.
W twej mocy, królu, dni me smutkiem skrócić;
Możesz im odjąć, nie możesz przyrzucić;
Możesz przysporzyć zmarszczków mego czoła,
Zetrzeć jednego żaden król nie zdoła.
Jedno mnie twoje zabić może słowo,
Tronu mnie kosztem nie wskrzesisz na nowo.
KRÓL RYSZARD
Twój syn wygnany sądem naszej Rady;
Sam swoim głosem wyrok potwierdziłeś,
A teraz skarżysz sprawiedliwość naszą?
JAN Z GANDAWY
Słodkie pokarmy w trawieniu się kwaszą.
Tam sędzią byłem; jakże chętnie przecie
Ojciec by pragnął obronić swe dziecię!
Gdybym obcego sądzić miał, nie syna,
Jakby mi lekką wydała się wina!
Żeby stronnością honoru nie zmazać,
Wolałem na śmierć siebie także skazać.
Czemuż z was żaden nie wyrzekł, żem zbłądził,
Żem krew mą własną zbyt surowo sądził!
Milczenie wasze język mój zmusiło
Wymówić słowo, które mnie zabiło.
KRÓL RYSZARD
Pożegnaj syna. Bądź mi zdrów, kuzynie!
Jesteś wygnańcem, aż lat sześć przeminie.
Trąby. Wychodzi król Ryszard i orszak.
AUMERLE
Bądź zdrów! Gdy ciała ocean rozdzieli,
Niech list połączy dusze przyjacieli.
LORD MARSZAŁEK
Chwilę przeciągnę smutne pożegnanie,
Pójdę za tobą, póki lądu stanie.
JAN Z GANDAWY
Synu, na zapas czemu chowasz słowa?
Czemu milczeniem zbywasz żegnających?
BOLINGBROKE
W chwili rozstania słów nie mogę znaleźć,
Gdy marnotrawcą język być powinien,
By całą boleść serca mego wylać.
JAN Z GANDAWY
Twym smutkiem będzie tylko nieobecność.
BOLINGBROKE
Gdzie nieobecna radość, tam jest smutek.
JAN Z GANDAWY
Cóż to jest sześć zim? Prędko one zbiegną.
BOLINGBROKE
Szszęsnym. Żal zmienia godzinę na dziesięć.
JAN Z GANDAWY
Zwij to podróżą dla swej przyjemności.
BOLINGBROKE
Serce w zmuszonej odpowie pielgrzymce
Ciężkim westchnieniem na kłamliwą nazwę.
JAN Z GANDAWY
Pomyśl, że trudy gorzkiego tułactwa
Będą osadą, w którą później wprawisz
Kosztowny klejnot twojego powrotu.
BOLINGBROKE
Krok raczej każdy śród obcych stawiony
Będzie mi szeptał, żem o krok jest dalej
Od drogich sercu mojemu klejnotów.
Czyż się na długi nie zaciągam termin
Po obcych ziemiach? Gdy się wyzwolenia
Doczekam, czymże będę mógł się chełpić?
Tylko, że smutku byłem wyrobnikiem.
JAN Z GANDAWY
Każdy kąt niebios źrenicą dojrzany
Jest dla mądrego szczęśliwą przystanią;
Niechaj cię tego konieczność nauczy,
A nie ma cnoty nad twardą konieczność.
Nie myśl, że król cię wygnał, lecz ty króla.
Niedola gniecie tym silniej człowieka,
Im pod ciężarem bardziej się ugina.
Głoś, że cię ojciec wyprawił po honor,
Nie król ze swego wywołał królestwa;
Lub mów, że dżuma ziemię te pustoszy,
A ty za czystszym wybiegłeś powietrzem.
Przypuść, że wszystko, co ci drogie, leży
Tam, dokąd idziesz, nie tam, skąd przychodzisz.
Trawę za dywan, ptaki za minstrelów,
Kwiaty za damy, a kroki bierz swoje
Za skoczne pląsy rozkosznego tańca;
Bo mniej zajadłym zębem smutek kąsa,
Gdzie lekkim sercem mąż się zeń natrząsa.
BOLINGBROKE
Ach, któż potrafi ogień w dłoniach trzymać
Na myśl przywodząc lodowce Kaukazu?
Kto może głodu ukoić łaknienia
Myślą o zbytkach sutego bankietu?
Tarzać się nago po grudniowym śniegu,
Marząc o lata ogniu urojonym?
O nigdy, nigdy! Bo myśl o radości
Dodaje tylko ostrza smutku cierniom.
Smutku ząb serce najboleśniej zjada,
Gdy tylko kąsa, a rany nie zada.
JAN Z GANDAWY
Gdybym twą sprawę i twoje miał lata,
Sam bym się chętnie na kraj rzucił świata.
BOLINGBROKE
Więc żegnaj, Anglio! Słodka żegnaj ziemio!
Powtórzę z dumą i za ziemi krańcem,
Żem jest Anglikiem, choć jestem wygnańcem.
Wychodzą.
SCENA IV
Pokój w pałacu królewskim.
Wchodzą: król Ryszard, Bagot i Green, drugimi drzwiami Aumerle.
KRÓL RYSZARD
Widziałem dobrze. — Dokądże, kuzynie,
Odprowadziłeś dumnego Hereforda?
AUMERLE
Odprowadziłem dumnego Hereforda,
Skoro mu taką dajesz nazwę, królu,
Do pierwszej drogi i tam pożegnałem.
KRÓL RYSZARD
Łez przy rozstaniu ileż popłynęło?
AUMERLE
Co do mnie, żadnej; wiatr tylko północny
W twarz mi dmuchając lodowatym tchnieniem,
Obudził śpiące na dnie oczu krople
I łzą pozdrowił zimne pożegnanie.
KRÓL RYSZARD
Jakież ostatnie było jego słowo?
AUMERLE
«Bądź zdrów, kuzynie!» A że moje serce
Zbyt dumne było, ażeby pozwolić
Tak sprofanować wyraz językowi,
Fortelem boleść udałem głęboką,
I wyraz zdał się w smutku pogrzebany.
Ha, gdyby słowo «bądź zdrów!» było zdolne
Lat kilka dodać krótkiemu wygnaniu,
Tom cały «bądź zdrów!» dałbym mu na drogę;
Gdym tego nie mógł, nie dałem żadnego.
KRÓL RYSZARD
Mym on kuzynem, kuzynie Aumerle'u,
Wątpię jednakże, czy z wygnania końcem
Krewny mój swoich zobaczy przyjaciół.
Nie ja sam jeden, lecz Bushy, Green, Bagot
Zważali, jak się pospólstwu przymilał,
Jak się do serc ich pragnął wśliznąć głębi
Zbytkiem pokory i poufałości,
Ile pokłonów ciskał niewolnikom,
Chytrym uśmiechem biedną łowił czeladź,
Jakby cierpliwym zdaniem się na losy
Serca ich z sobą chciał nieść na wygnanie.
Przed biedną ostryg przekupką czapkował;
Sfora furmanów za «szczęść Boże!» w zamian
Dostała haracz giętkich jego kolan
Z «dzięki, rodacy, dobrzy przyjaciele!»,
Jakby doń Anglia spadkiem należała
I był mych ludów najbliższą nadzieją.
GREEN
Lecz już go nie ma i nic z jego planów. —
Czas teraz myśleć o irlandzkim buncie,
Czas już rozpocząć, królu, śpieszne kroki,
Bo dzień im każdy sił dodaje nowych,
A twoją, panie, osłabia potęgę.
KRÓL RYSZARD
Na tę wyprawę ruszym osobiście.
Gdy skarb nasz dworu zbyteczną świetnością,
Zbytkiem szczodroty naszej się wyczerpał,
Koronne dobra musim wydzierżawić;
Suma pokryje bieżące wydatki;
Gdy to za mało, naszym namiestnikom
Zostawim w domu gotowe blankiety;
Wpisując znanych bogaczów nazwiska,
Potrafią ściągnąć znaczne sumy złota
I przysłać nam je na nasze potrzeby.
My do Irlandii ciągniemy bez zwłoki.
Wchodzi Bushy:
Jakie nowiny, Bushy?
BUSHY
Jan z Gandawy
W ciężką chorobę zapadł nagle, królu,
Wysłał mnie z prośbą, byś raczył co prędzej
Odwiedzić starca tkniętego niemocą.
KRÓL RYSZARD
Gdzie leży?
BUSHY
W Ely.
KRÓL RYSZARD
Bodaj dobre niebo
Myśl tę natchnęło jego doktorowi,
By mu ułatwił podróż do mogiły!
Podszewka kufrów jego by się zdała
Na armii naszej irlandzkiej mundury.
Idźmy, panowie, odwiedzić chorego:
Bodajem przybył, śpiesząc się, za późno!
Wychodzą.
AKT DRUGI
SCENA I
Pokój w Elyhouse.
Jan z Gandawy na łożu, wkoło niego książę York i inni.
JAN Z GANDAWY
Czy król przybędzie? Bym ducha wyzionął
Śród rad zbawiennych płochym jego latom.
YORK
Nie kłopocz darmo myśli niespokojnej:
Próżne dla niego wszystkie dobre rady.
JAN Z GANDAWY
Mówią, że język konających ludzi
Zmusza uwagę jak pieśń uroczysta.
Rzadko bez skutku ostatnie są słowa,
Prawdą oddycha konających mowa.
Ust, które śmierci zimna ręka studzi,
Pilniejszą baczność głos w słuchaczu budzi,
Niż co rozpustna, płocha młodość gwarzy;
Więcej niż życie zgon człowieka waży.
Zachodzącego ostatni błysk słońca,
I ton ostatni rzewnej pieśni końca,
W pamięć się naszą z większą wpaja siłą
Niż wszystko razem, co je poprzedziło;
Ostatnia słodycz jest dla nas najsłodszą.
Gdym żył, na rady me król nie miał ucha,
Konającego może dziś usłucha.
YORK
Nigdy. Pochlebstwa głos zatkał mu uszy,
Wieczne pochwały, rozpustne piosenki,
Których truciznę młodość chciwie pije,
I przyniesione z Włoch dziwaczne mody,
Które nasz naród, nędzny naśladowca,
Koślawym krokiem za późno małpuje.
Gdzie świat wymyśli jaką próżność głupią,
Byleby nową, jakkolwiek wzgardliwą,
Której by zaraz ktoś mu nie podszepnął?
Nigdy tam rada dobra nie dosięga,
Gdzie się rozpusta na rozum sprzysięga.
Nie radź tym, co się sami chcą kierować:
Tchu ci nie staje, a chcesz go marnować.
JAN Z GANDAWY
Zda się, że jestem natchnionym prorokiem,
Przyszłość mu jego przepowiem, konając:
Rozpusty jego krótki płomień będzie,
Bo sam gwałtowny pożera się ogień;
Deszczyk trwa długo, burza nagle mija;
Ciągłym galopem koń prędko się męczy,
I żarłok własnym dusi się pokarmem.
Jakby kruk morski, próżność lekkomyślna
Gdy wszystko połknie, pożera się sama.
Ten tron monarchów, wyspa berłowładna,
Królewska wyspa, ta Marsa siedziba,
Ten drugi Eden, ta raju połowa,
Twierdza natury postawiona ręką
Przeciw napaściom, przeciw dłoniom wojny;
Ten lud szczęśliwy, sam w sobie świat mały,
Ten klejnot w srebrne oprawiony morze,
Które mu stoi za sypane wały
I za przekopy obronnego zamku,
Przeciw zazdrości mniej szczęśliwych krain:
Błogosławione królestwo, ta Anglia,
Ta mamka, łono to w mocarzy płodne,
Wielkich potęgą, swoim rodem słynnych
Przez swą rycerskość w służbie chrześcijaństwa,
Przez czyny swoje tak znanych daleko
Jak grób odległy Zbawiciela świata,
Błogosławionej Maryi Panny syna;
Dusz ziemia drogich, droga, droga ziemia,
Droga dla chwały po świecie rozsianej,
W dzierżawie teraz (mówiąc to, umieram)
Jak podła lenność albo lichy folwark.
Anglia owita w triumfalne morze,
Odpychająca swych brzegów granitem
Zazdrosne fale mściwego Neptuna,
Teraz owita w plamy atramentu
I przegniłego hańbę pergaminu.
Anglia, sąsiadów przywykła podbijać,
Nikczemnie teraz podbiła się sama.
Ach! Gdyby wstyd ten z mym się życiem skończył,
Jakbym szczęśliwy zstąpił do mogiły!
Wchodzą: król Ryszard i Królowa, Aumerle, Bushy, Green, Bagot, Ross i Willoughby.
YORK
To król. Oszczędzaj młodość jego, bracie:
Drażnione źrebię gwałtowniej szaleje.
KRÓLOWA
Jak zdrowie stryja naszego, Lancastra?
KRÓL RYSZARD
Stary Gandawo, jakże twoje zdrowie?
JAN Z GANDAWY
Ach, jak to imię przystoi mi teraz!
Stary Gandawa, wychudły starością;
Boleść na długie wskazała mnie posty;
Któż pozbawiony pokarmu nie chudnie?
Nad śpiącą Anglią długo ja czuwałem,
A bezsenności towarzyszką chudość.
Żywotny pokarm starego rodzica
Mnie był odjęty — widok moich dzieci:
Ten post do reszty ciało me wysuszył.
Wyschły do grobu, jak grób jestem chudy,
Co w pustym łonie kości tylko chowa.
KRÓL RYSZARD
Czy może chory tak z swym mianem igrać?
JAN Z GANDAWY
Boleść się łudzi sama szydząc z siebie;
A gdy me imię chcesz ze mną pogrzebać,
Szydzę z imienia, aby ci pochlebiać.
KRÓL RYSZARD
Maż konający pochlebiać żyjącym?
JAN Z GANDAWY
Nie, konającym żyjący pochlebia.
KRÓL RYSZARD
Konając, przecie mówisz, że mi schlebiasz.
JAN Z GANDAWY
Nie ja, choć chorszy, ale ty umierasz.
KRÓL RYSZARD
Ja zdrów oddycham i twą słabość widzę.
JAN Z GANDAWY
Bóg mi jest świadkiem, że twą słabość widzę,
I chory jestem, twą widząc chorobę.
Królestwo całe twym śmiertelnym łożem,
Na którym kona twoje dobre imię,
A ty, zbyt tylko lekkomyślny pacjent,
Oddajesz w pieczę namaszczone ciało
Doktorom, co ci zadali truciznę.
Tysiąc pochlebców w twej siedzi koronie,
Choć tylko głowy ma twojej przestronność,
I choć w tak ciasnej zamknięci są klatce,
Twoje rozległe pustoszą królestwo.
O, gdyby dziad twój proroczym mógł okiem
Widzieć, jak synów jego wnuk wytępia,
Twoją niesławę z rąk by twoich wydarł,
Nim tron posiadłeś, z tronu by cię strącił,
Na którym siadłeś, aby sam się strącić.
Gdybyś i świata całego był panem,
Byłoby hańbą kraj ten wydzierżawiać,
A ty, gdy ziemię tę masz za świat cały,
Gdy ją tak hańbisz, to hańba nad hańby.
Nie królem Anglii, lecz jesteś dzierżawcą,
Kontraktu jesteś teraz niewolnikiem,
A —
KRÓL RYSZARD
Ty szalonym, głupim lunatykiem,
Co na gorączki licząc przywileje,
Zmarzłą nauką śmiesz na twarzy mojej
Rozlewać bladość, moją krew królewską
Z rodzimych siedlisk wściekłością wyganiać.
Na tronu mego majestat przysięgam,
Syna Edwarda gdybyś bratem nie był,
Język, co w głowie twej tak potoczysty,
Z zuchwałych ramion głowę by twą stoczył.
JAN Z GANDAWY
Synu Edwarda, nie szczędź mnie dlatego,
Żem ojca jego Edwarda jest synem.
Już jak pelikan krwi tej utoczyłeś
I już szalałeś krwią tą upojony.
Wszak brat mój, Gloucester, to poczciwe serce,
(Świeć jego duszy Boże miłosierny!)
Już dostatecznym jest dla nas przykładem,
Że ci nietrudno Edwarda krew przelać.
Mej więc choroby zostań pomocnikiem,
Twoją srogością zaostrz kosę czasu
I naraz zetnij kwiat od dawna zwiędły.
Żyj w hańbie, lecz niech hańba cię przeżyje!
Te słowa odtąd niech katem twym będą. —
Złóżcie mnie teraz w grobowe owicie:
Kto cześć i miłość ma, niech kocha życie.
Wynoszą go.
KRÓL RYSZARD
Którym zostały tylko złość i lata,
Jak tobie, czas tym wynosić się z świata.
YORK
Błagam cię, panie, przypisz jego słowa
Długim cierpieniom i starczej zrzędności;
Przysięgam, królu, on cię zawsze kochał,
Jak Henryk Hereford, gdyby był przytomny.
KRÓL RYSZARD
Miłość ich dla mnie równa, nikt nie przeczy:
Równą im płacę. Zostawmy tak rzeczy.
Wchodzi Northumberland.
NORTHUMBERLAND
Królu i panie, stary Jan z Gandawy
Twoim królewskim poleca się względom.
KRÓL RYSZARD
Co mówi?
NORTHUMBERLAND
Wszystko powiedział już, panie.
Język już jego lutnią jest bez struny:
Bieg jego życia i słów zakończony.
YORK
Niech York teraz tak jak on umiera:Śmierć, choć uboga, łzy życia ociera.
KRÓL RYSZARD
Najpierwej owoc najdojrzalszy ścieka:
Czas jego ubiegł, nas pielgrzymka czeka.
Dość na tym. Teraz do irlandzkiej wojny.
Musim wytępić tych kudłatych zbójców,
Co jak trucizna lęgną się na ziemi
Prócz nich niezdolnej płodzić innych jadów.
Gdy na wyprawę trzeba nam sum wielkich,
Na rzecz naszego skarbu zabieramy
Srebra, dochody, pieniądz, ruchomości
Które miał niegdyś stryj Jan w posiadaniu.
YORK
Dokąd mi jeszcze cierpliwości stanie?
Maż wierność znosić wszystkie nieprawości?
Ni śmierć Gloucestera, Hereforda wygnanie,
Jana zniewagi, ciężkie krzywdy Anglii,
Ni Bolingbroke'a biednego małżeństwu
Stawiany opór, ni me poniżenie,
Nie zachmurzyły lic moich pogody,
Na króla mego brwi mych nie zmarszczyły.
Z Edwarda synów ja jestem ostatni,
Jak książę Walii, ojciec twój, był pierwszym.
Nigdy lew w boju zapalczywszym nie był,
A nigdy cichszym jagniątko w pokoju,
Jak był ten młody, szlachetny ten książę.
Ty jesteś żywym jego wizerunkiem,
On tak wyglądał, gdy dnie twoje liczył.
Lecz gdy on marszczył brew, to na Francuzów,
Nie na przyjaciół; dłoń jego szlachetna
Swoim nabytkiem tylko szafowała,
Ale nie tknęła skarbów zgromadzonych
Zwycięską ręką naszego rodzica.
Krwią swego rodu rąk on swych nie kalał,
Ale krwią rodu swego nieprzyjaciół.
Ryszardzie, boleść uniosła Yorka —
Inaczej robić nie chciałby porównań.
KRÓL RYSZARD
Co chcesz powiedzieć, stryju?
YORK
O mój królu,
Racz mi przebaczyć; jeśli nie przebaczysz,
Przygotowany jestem gniew twój znosić.
Jestże twą myślą wygnańca Hereforda
Prawa i włości na twą rzecz zagrabić?
Gandawa umarł, czy Hereford nie żyje?
Czy syn i ojciec wierni ci nie byli?
Czy nie zasłużył pierwszy mieć dziedzica,
Czy dziedzic ojca godnym nie jest synem?
Gwałcąc Hereforda prawa, zgwałćże razem
Prawa od wieków czasowi zwyczajne,
Zabrońże jutru po dziś następować,
Samego siebie zrzeknij się, bo jakże
Zostałeś królem, jeśli nie dziedzictwem?
Bóg widzi, (chciałbym mylnym być prorokiem),
Że jeśli prawa Hereforda zagrabisz,
Odwołasz dyplom, którego powagą,
Choć nieobecny, przez pełnomocnikaMoże dziedzicznych domagać się włości,
Nie przyjmiesz hołdu, który chce ci złożyć,
Ściągasz na siebie tysiąc niebezpieczeństw
I serc tysiąca przywiązanie tracisz.
A cierpliwości mej podsuwasz myśli,
Których jej broni wierność i mój honor.
KRÓL RYSZARD
Myśl, co chcesz, myśl twa nie zwiąże mej woli
Zaboru jego sreber, skarbów, roli.
YORK
Nie będę świadkiem gwałtów. Bądź zdrów, panie!
Kto dziś przepowie, co się jutro stanie?
Dziś tylko wszyscy przepowiedzieć mogą,
Że do dobrego nie zajdziesz złą drogą.
Wychodzi.
KRÓL RYSZARD
Śpiesz teraz, Bushy, do hrabiego Wiltshire,
Powiedz mu, że go czekam w Elyhouse,
Aby się w sprawie tej z nim porozumieć.
My do Irlandii pojutrze; czas nagli.
W nieobecności naszej namiestnikiem
Naszego stryja York zostawiamy,
Bo to mąż prawy, a zawsze nas kochał.
Królowo, jutro musimy się rozstać;
Użyjmy czasu, bo krótki nasz pobyt.
Przy odgłosie trąb wychodzi Król, Królowa, Bushy, Aumerle, Green i Bagot.
NORTHUMBERLAND
Umarł więc książę Lancaster, panowie.
ROSS
I żyje także; dziś syn jego księciem.
WILLOUGHBY
Księciem z tytułu, ale nie z dochodów.
NORTHUMBERLAND
Jedno i drugie, jeśli sprawiedliwość
Na ziemi żyje.
ROSS
Serce moje pełne
Pęknie z boleści, nim mu będzie wolno
Swą pełność wylać językiem swobodnym.
NORTHUMBERLAND
Mów śmiało. Niech ten zamilknie na wieki,
Co na twą krzywdę twe powtórzy słowa!
WILLOUGHBY
Czy chciałbyś mówić o księciu Hereford?
Gdy tak, mów śmiało, bo chętnie me ucho
Usłyszy dobre o panu tym słowo.
ROSS
Ach, nic dobrego zrobić dlań nie mogę,
Chyba, że dobrem nazwiecie mą litość
Nad chciwą jego dziedzictwa grabieżą.
NORTHUMBERLAND
Wstyd znosić krzywdy spełnione okrutnie
Na krwi królewskiej i na mnogich panach
W naszym królestwie grożącym ruiną.
Król nie jest królem lecz podłym narzędziem
Nędznych pochlebców; jakąkolwiek skargę
Natchnie im zemsta przeciw z nas któremu,
Król zaraz gotów srogi sąd nakazać
Na nas, na dzieci nasze i dziedziców.
ROSS
Lud podatkami ciężkimi zrabował,
I stracił jego miłość, ciężkie kary
Za przedawnione ponakładał spory
Na swoją szlachtę i miłość jej stracił.
WILLOUGHBY
Codziennie nowe wymyślają zdzierstwa:
Składki, ofiary, nie wiem co tam jeszcze;
Ale przez Boga, co robi z pieniędzmi?
NORTHUMBERLAND
Nie brał na wojnę, bo jej nie prowadził,
Lecz przez nikczemną ustąpił ugodę,
Co krwią swą jego nabyli przodkowie.
Pokój dziś droższy niż były przód wojny.
ROSS
W dzierżawie hrabia Wiltshire ma królestwo.
WILLOUGHBY
A król bankrutem został jak zły handlarz.
NORTHUMBERLAND
Już nad nim wiszą hańba i ruina.
ROSS
Nie miałby grosza na irlandzką wojnę,
Mimo podatków, gdyby nie zagrabił
Włości i sreber wygnanego księcia.
NORTHUMBERLAND
Swego krewnego. O królu wyrodny!
Ale, panowie, słyszymy świst burzy,
A nie szukamy spokojnej przystani;
Widzim, jak wicher wydyma nam żagle,
Zamiast je zwijać, giniemy bezpiecznie.
ROSS
Widzim rozbicie, które i nam grozi,
Nieuniknione dziś niebezpieczeństwo,
Gdy jego przyczyn nie chcemy usunąć.
NORTHUMBERLAND
Nie, nie; przez puste oko śmierci, widzę,
Wygląda życie; lecz nie śmiem powiedzieć,
Jak wyzwolenia bliską jest godzina.
WILLOUGHBY
Dziel z nami myśli, jak my dzielim z tobą.
ROSS
Northumberlandzie, mów do nas z ufnością;
My trzej jesteśmy tobą, mówiąc do nas,
To jakbyś z sobą rozmyślał; mów śmiało.
NORTHUMBERLAND
A więc słuchajcie: właśnie odebrałem
Listy z Port le Blanc, bretońskiej zatoki,
Że Henryk Hereford i Reynold lord Cobham,
Co się z rąk księcia Exeteru wymknął,
I brat Reynolda niegdyś w Canterbury
Arcybiskupią ozdobiony mitrą,
I sir John Ramston, sir Thomas Erpingham,
Sir John Norbery, sir Robert Waterton,
I Francis Quoint, wszyscy uzbrojeni
Księcia Bretanii przyjacielską ręką,
Na ośmiu statkach, z armią trzechtysiecznąJuż wypłynęli i bez straty czasu
Żeglują ku nam; na północnych brzegach
Może by nawet już wylądowali,
Ale czekają na królewski odjazd.
Jeśli więc chcemy zrzucić podłe jarzmo,
Odarte skrzydło ojczyzny opierzyć,
Wyrwać z zastawu splamioną koronę,
I pył odmuchnąć ze złotego berła,
Majestatowi dawną godność wrócić,
Do Ravenspurgha czas już nam pośpieszyć.
Strach wam? Sam pójdę; zostańcie w stolicy;
Lecz dochowajcie, proszę, tajemnicy.
ROSS
Na koń! Niech zwleka, kto odwagi nie ma.
WILLOUGHBY
Pierwszy tam stanę, jeśli koń dotrzyma.
Wychodzą.
SCENA II
Londyn. Pokój w pałacu.
Wchodzą: Królowa, Bushy, Bagot.
BUSHY
Zbyt jesteś smutną, królowo i pani,
Przyrzekłaś jednak, rozstając się z królem,
Odrzucić z serca melancholii ciężar,
A myśl wesołą do duszy przywołać.
KRÓLOWA
Przyrzekłam, by się podobać królowi,
Lecz, by się sobie podobać, nie mogę,
Choć nie wiem, jaki przymusza mnie powód
Takiego przyjąć gościa jak jest smutek;
Ten chyba tylko, że się rozłączyłam
Z tak słodkim gościem, jak mój słodki Ryszard.
Lecz mimo tego, ciągle mi się zdaje,
Że smutek jakiś, jeszcze niepowity,
Lecz w łonie matki fortuny dojrzały,
Zbliża się do mnie; cała moja dusza
Drży w swych głębinach, choć nie wie dlaczego.
Coś groźniejszego w boleściach ją nurza
Niż moje gorzkie z królem rozłączenie.
BUSHY
Każdy nasz smutek tysiące ma cieniów,
Z których się każdy smutkiem zda, choć nie jest;
Bo oko smutku, strugą łez olśnione,
Rzecz każdą dzieli na cząstek tysiące,
Jak te obrazy, co naprost widziane
Zdają się tylko linii mieszaniną,
Ale z ukosa kształt biorą i formę;
Tak i ty, pani, gdy patrzysz z ukosa
Na odjazd króla, widzisz smutku formy,
Które ci żalem przepełniają serce,
Chociaż to tylko cień tego, co nie jest.
Odjazdu króla płacz więc tylko, pani;
Nie widzisz innych boleści powodów,
Lub widzisz tylko zwodnym smutku okiem,
I płaczesz, jakby nad rzeczywistością,
Nad wyobraźni swojej mamidłami.
KRÓLOWA
Być może; jednak w duszy mojej czuję,
Że to tak nie jest; lecz niech co chce, będzie,
Smutną być muszę, głęboko być smutną,
Choć kształtów myśli mej nie mogę schwycić:
Na nic bolesne wzdryga się ma dusza.
BUSHY
Wierzaj mi, pani, to są przywidzenia.
KRÓLOWA
Nie, nie, bo zwykłym przywidzeń jest ojcem
Miniony smutek, a ze mną tak nie jest,
Bo nic poczęło boleść mą, a przecie
Jest coś w tym niczym, co mnie w smutku nurza
Łez moich źródło w przyszłości się chowa;
Co to, nikt nie wie, lecz serce mi ściska,
Dziś, jest to dla mnie boleść bez nazwiska.
Wchodzi Green.
GREEN
Bóg z tobą, pani! Witam was, panowie!
Król, mam nadzieję, nie odpłynął jeszcze.
KRÓLOWA
Że jest w Irlandii, spodziewaj się raczej.
W pośpiechu cała jego jest nadzieja;
Czemu więc pragniesz, by jeszcze nie odbił?
GREEN
By zwrócił wojsko, on, nasza nadzieja,
Na rozpacz wroga nadzieję przemienił,
Który na brzeg nasz zbrojno wylądował.
Sam się odwołał wygnany Bolingbroke,
I w Ravenspurghu na sił swoich czele
Stanął bezpiecznie.
KRÓLOWA
Nie daj tego, Boże!
GREEN
To prawda tylko zbyt pewna; co gorsza,
Lord Northumberland i syn jego, Percy,
Lordowie: Beaumond i Ross, i Willoughby,
Zbiegli do niego z hufcami przyjaciół.
BUSHY
Czemu natychmiast zbiegów przeniewierczych
Buntownikami nie ogłosiliście?
GREEN
Ogłosiliśmy i wnet lord Worcester
Strzaskał swą laskę, marszałkostwo złożył,
Do Bolingbroke'a z całą pierzchnął służbą.
KRÓLOWA
Ty smutku mego jesteś położnikiem,
Bolingbroke strasznym boleści mych dzieckiem.
Dusza ma potwór spowiła na koniec,
A ja, zbolała nowa położnica,
Ból bólom, smutek przyrzucam smutkowi.
BUSHY
O, nie rozpaczaj, pani!
KRÓLOWA
Kto mi wzbroni?
Ja chcę rozpaczać, wypowiedzieć wojnę
Zwodnej nadziei, bo to jest pochlebca,
Pasożyt, przyjście śmierci zwlekający,
Co by łagodną rozwiązała ręką
Węzeł żywota; kłamliwa nadzieja
Tylko przedłuża konania boleści.
Wchodzi York.
GREEN
To książę York.
KRÓLOWA
Na swym starym karku
Znak wojny niesie, a jego spojrzenie
Jak niepokoju i trosk czarnych pełne!
O stryju, rzeknij mi pociechy słowo.
YORK
Gdybym je wyrzekł, myśli bym mej kłamał.
Pociecha w niebie; my żyjem na ziemi,
Gdzie krzyże, troski i boleści same.
Król gdzieś daleko broni swej korony,
Którą mu inny przybył w domu wydrzeć;
Tu mnie zostawił podporą swych dzielnic,
Gdy pod ciężarem lat sam ledwo stoję.
Przyszła choroba, zbytków jego skutek;
Doświadczy teraz przyjaźni pochlebców.
Wchodzi Sługa.
SŁUGA
Przed mym przybyciem syn się twój oddalił.
YORK
Oddalił! Niechże co chce już się dzieje!
Szlachta uciekła, lud jest obojętny,
Drżę, by nie stanął po stronie Hereforda.
Leć mi do Plashy, do siostry mej Gloucester,
Niech tysiąc funtów przyśle mi natychmiast.
Śpiesz; weź mój pierścień.
SŁUGA
Zapomniałem dodać,
Że dziś w przejeździe wstąpiłem do Plashy —
Lecz cię zasmucę, panie, kończąc powieść.
YORK
Kończ mi ją zaraz.
SŁUGA
Godzinę, milordzie,
Przed mym przybyciem księżna pani zmarła.
YORK
Wszechmocny Boże! Jaka powódź nieszczęść
Naraz to biedne zalała królestwo!
Nie wiem, co począć. Czemuż bez mej winy
Król mi nie uciął głowy z mymi braćmi!
Czy do Irlandii gońce wyprawieni?
Gdzie znaleźć pieniądz na potrzeby wojny?
Lecz idźmy, siostro-kuzynko, chcę mówić,
Przebacz mi, proszę.
Do Sługi:
Śpiesz do mego domu,
Zbierz wozy, przywieź broń, którą tam znajdziesz.
Wychodzi Sługa.
Idźcie, panowie, hufce wasze zebrać.
Jeśli wiem, jakby można ład wprowadzić
W bezładne sprawy złożone w me ręce,
Niech zginę. Oba mymi są krewnymi;
Jeden jest królem moim, a przysięga
I obowiązek bronić mi go każą;
Drugi jest także mym krewnym, przez króla
Ciężko skrzywdzonym, a krew i sumienie
O sprawiedliwość dla niego wołają.
Bądź co bądź, trzeba nam coś postanowić.
Idźmy kuzynko; pierwszą myślą moją
W jakim bezpiecznym zostawić cię miejscu.
Zbierzcie co prędzej, panowie, swe hufce,
A w zamku Berkeley połączcie się ze mną.
Chciałbym do Plashy, lecz czas nie pozwala.
Źle idą sprawy, bo pomiędzy nami
Wszystko stanęło do góry nogami.
Wychodzą York i Królowa.
BUSHY
Wiatr niesie chyżo wieści do Irlandii,
Lecz z nich nie wraca żadna. Zebrać siły
Mogące czoło stawić przeciwnikom
My nie zdołamy.
GREEN
Przy tym miłość nasza
Dla króla ku nam zbudziła nienawiść
W tych wszystkich, którzy króla nie kochają.
BAGOT
To jest całego ludu, chcesz powiedzieć,
Bo jego miłość w jego worku leży;
Ten nienawiścią napełnia śmiertelną
Serca ich, kto chce worek ten wypróżnić.
BUSHY
Głos też powszechny monarchę potępia.
BAGOT
I my, ich sądem, potępienia godni
Za przywiązanie nasze do Ryszarda.
GREEN
Do bristolskiego śpieszę teraz zamku,
Bo tam i hrabia Wiltshire się już schronił.
BUSHY
Pociągnę z tobą, bo wściekłe pospólstwo
Jak pies gotowe w kawałki nas szarpać.
Czy chcesz być naszym trzecim towarzyszem?
BAGOT
Nie, ja do króla, do Irlandii płynę.
Jeśli przeczuciom moim wierzyć mamy,
Już to ostatni raz my się żegnamy.
BUSHY
Wszystko od tego zależy, czy York
Zdoła odeprzeć siły Bolingbroke'a.
GREEN
Widzę, niestety, że książę zamierza
Policzyć piasek lub ocean wypić!
Za jedno ramię wiernego człowieka,
Już tysiąc zdrajców do wroga ucieka.
BUSHY
Żegnam was teraz w smutku i żałobie!
GREEN
Może was spotkam jeszcze.
BAGOT
Chyba w grobie.
Wychodzą.
SCENA III
Góry w Gloucestershire.
Wchodzą: Bolingbroke i Northumberland na czele armii.
BOLINGBROKE
Do zamku Berkeley czy daleko jeszcze?
NORTHUMBERLAND
Hrabstwo gloucesterskie obce mi jest, panie.
Te dzikie góry, przepaściste drogi,
Marsz utrudniają, przeciągają mile;
Lecz twa rozmowa cukrem dla mnie była,
Słodzącym gorycz długiego pochodu.
Lecz z Ravenspurgha droga do Cotswoldu
Jak się mozolną zdawać musi lordom
Ross i Willoughby, daleko od ciebie,
Którego słowa nie dały mi czasu
Myśleć o trudach i nudach pochodu.
Osłodą jednak będzie im nadzieja
Szczęścia, którego używam obecnie;
Bo równą prawie samemu jest szczęściu
Nadzieja szczęścia; ta nadzieja skróci
Znużonym lordom długie marszu trudy,
Jak twa obecność i twoje rozmowy,
Szlachetny panie, dla mnie je skróciły.
BOLINGBROKE
Mniejszą ma cenę moje towarzystwo
Niż twoje dobre słowa. Kto się zbliża?
Wchodzi Henryk Percy.
NORTHUMBERLAND
To syn mój, panie, młody Henryk Percy,
Przez mego brata Worcester wyprawiony.
Jak zdrowie stryja twojego, Henryku?
PERCY
Od was się o nim myślałem dowiedzieć.
NORTHUMBERLAND
Jak to? Czy brat mój nie jest przy królowej?
PERCY
Nie, dobry panie, nagle dwór porzucił,
Strzaskał swą laskę, rozpuścił dom króla.
NORTHUMBERLAND
Z jakich powodów? Gdy się z nim żegnałem,
Nie myślał o tym.
PERCY
Dlatego, mój ojcze,
Że cię za zdrajcę kraju ogłoszono.
On sam pośpieszył już do Ravenspurgha
Służby swe księciu Hereford ofiarować,
Mnie zaś na Berkeley wyprawił, by zbadać,
Jakie tam siły York nagromadził,
Do Ravenspurgha potem iść mi kazał.
NORTHUMBERLAND
Czy zapomniałeś, synu, księcia Hereford?
PERCY
Nie, trudno bowiem było mi zapomnieć,
Czego nie znałem; a jak mi się zdaje,
Nigdy go w moim życiu nie widziałem.
NORTHUMBERLAND
Poznaj go teraz: to jest książę Hereford.
PERCY
Dostojny panie, przyjm służbę młokosa,
Dziś surowego i bez doświadczenia,
Lecz który z czasem dojrzeje i będzie
Zdolniejszym lepsze oddać ci usługi.
BOLINGBROKE
Dzięki ci, Percy; mogę cię zapewnić,
Że skarb najdroższy od nieba dostałem —
Duszę pamiętną na dobrych przyjaciół.
Gdy z twą miłością szczęście me dojrzeje,
Wiernej przyjaźni nie braknie nagrody.
Ten kontrakt serca stwierdzam moją ręką.
NORTHUMBERLAND
Jak stąd daleko do Berkeley? Z swym wojskiem
Co myśli począć stary, dobry York?
PERCY
Za tą drzew kępą stoi zamek Berkeley,
Jak słychać, z ludźmi trzystoma załogi.
Wyjąwszy lordów York, Berkeley, Seymour,
Nie ma żadnego w zamku dostojnika.
Wchodzą Ross i Willoughby.
NORTHUMBERLAND
Patrz, nadbiegają lord Ross i Willoughby,
Z twarzą w płomieniach, z skrwawioną ostrogą.
BOLINGBROKE
Witam, panowie; wasza widzę miłość
Goni za zdrajcą wygnanym z ojczyzny.
Skarbem dziś moim bezsilna jest wdzięczność,
Lecz niech ją tylko zbogaci bieg czasu,
Zapłaci wasze mozoły i przyjaźń.
ROSS
Twoja obecność skarbem naszym, panie.
WILLOUGHBY
I z lichwą nasze płaci nam mozoły.
BOLINGBROKE
Przyjmcie me dzięki — pieniądz to ubogich,
Mój skarb, dopóki dziecię, ma fortuna,
Pełnoletności nie dojdzie. — Kto idzie?
Wchodzi Berkeley.
NORTHUMBERLAND
To milord Berkeley, jeśli się nie mylę.
BERKELEY
Milordzie Hereford, niosę ci poselstwo.
BOLINGBROKE
Nie znam Hereforda; jest tutaj Lancaster;
Szukać nazwiska tego tu przybyłem,
I na twych ustach znaleźć je przód muszę,
Nim ci odpowiem na twoje poselstwo.
BERKELEY
Nie tłumacz mylnie słów moich, milordzie;
Nie mam zamiaru tytułów twych skrobać.
Przybywam, lordzie — lordzie — jak sam zechcesz,
Wierny rozkazom księcia namiestnika,
Zapytać, lordzie, co mogło cię skłonić
Z nieobecności monarchy korzystać,
Domowy pokój powstaniem zamącić.
Wchodzi York z orszakiem.
BOLINGBROKE
Nie potrzebuję twego pośrednictwa
Na mą odpowiedź: oto sam namiestnik.
Dostojny stryju!
Klęka.
YORK
Pokaż mi pokorę
Twojego serca raczej niż kolana,
Bo to fałszywe bywa i obłudne.
BOLINGBROKE
Łaskawy stryju —
YORK
Ba, ba, skończmy, proszę,
Nie łaskuj łaską, nie stryjaj mi stryjem;
Nie jestem stryjem zdrajcy; słowo «łaska»
W ustach bez łaski jest mi świętokradztwem.
Powiedz, jak śmiały twe nogi wygnane
Dotknąć się prochu tej angielskiej ziemi?
Jak w jej spokojne zapuścić się łono,
Zagrażać wojną bledniejącym siołom,
I godnym wzgardy grozić jej orężem?
Czyżeś dlatego przybył, że monarcha,
Że pomazaniec boży nieobecny?
Szalony chłopcze, król zawsze jest w Anglii,
W mej wiernej piersi jego władza leży.
Ach, gdybym dzisiaj lat tamtych miał ogień,
W których z walecznym ojcem twym Gandawą
Czarnego Księcia, tego wojny boga,
Z roju tysiąca Francuzów wyzwolił,
Ach, jakże prędko tą moją prawicą,
Dziś paraliżu związaną niemocą,
Twoje występne skarciłbym zuchwalstwo!
BOLINGBROKE
Racz mi powiedzieć, łaskawy mój stryju,
Jaki występek kiedy popełniłem!
YORK
Któremu nie ma równego na ziemi,
Występek buntu i obrzydłej zdrady.
Jesteś wygnańcem, wróciłeś tu przecie,
Nim czas twojego upłynął wygnania,
Przeciw królowi twemu broń podniosłeś.
BOLINGBROKE
Byłem Herefordem, gdy byłem wygnany,
Dzisiaj do Anglii powrócił Lancaster.
Dostojny stryju, racz na moje krzywdy
Chwilę bezstronnym tylko spojrzeć okiem.
Jesteś mi ojcem, bo twarz mi jest twoja
Żywym obrazem starego Gandawy,
Ach, więc mój ojcze, czy zechcesz pozwolić,
Bym się jak żebrak po ziemi wałęsał,
By prawa moje, aby moje włości
Niesprawiedliwie, gwałtem mi wydarte
Dorobkiewiczów płaciły rozpustę?
Po com się rodził? Jeśli król, mój kuzyn,
Jest Anglii królem, kto śmiałby zaprzeczyć,
Że jestem księciem Lancastru dziedzicznym?
Masz syna, mego krewnego, Aumerle'a,
Gdybyś ty pierwszy do mogiły zstąpił,
On ojca w stryju Gandawie by znalazł,
Który by skarcił jego krzywdzicieli.
Mnie dziś nie wolno mych szukać lenności,
Choć mi do tego dyplom prawo daje.
Ojcowskie dobra zabrane, sprzedane,
Pieniądz użyty na najgorsze cele.Cóż miałem robić? Prawam się domagał,
Bom jest poddany; gdy mi zabroniono
Praw poszukiwać przez pełnomocników,
Musiałem przybyć, osobiście żądać
Zwrotu dziedzictwa po ojcach spadłego.
NORTHUMBERLAND
Szlachetny książę ciężkiej doznał krzywdy.
ROSS
A ty ją, panie, dziś musisz naprawić.
WILLOUGHBY
Nikczemni rosną kosztem jego włości.
YORK
Lordowie Anglii słuchajcie mnie, proszę:
Krzywdy synowca jak wy czułem silnie
I byłem zawsze jego praw obrońcą,
Lecz dziś, gdy z mieczem do ziemi tej przybył,
Gdy sobie drogę mieczem chce wyrąbać
I prawa swoje bezprawiem odzyskać,
Nie, nigdy, nigdy na to nie przyzwolę,
I kto w tej sprawie jego trzyma stronę,
Jest podżegaczem buntu, buntownikiem.
NORTHUMBERLAND
Książę nam przysiągł, że do Anglii przybył
Po swoją własność, myśmy mu przysięgli
Dać wierną pomoc w praw jego obronie,
A niech tu szczęścia nie znajdzie na ziemi,
Kto swej przysięgi nie zechce dotrzymać.
YORK
Wiem, jaki będzie zatargów tych koniec,
Ale wypadków biegu nie zatrzymam,
Bo siły moje niepewne i słabe.
Bóg mi jest świadkiem, że gdybym był w stanie
Zgiąłbym wam karki i zmusił w pokorze
U stóp królewskich błagać przebaczenia.
Dziś koniecznością zmuszony oświadczam,
Że w tych zatargach będę neutralnym.
Bądźcie więc zdrowi! Chyba że zechcecie
W zamku tym przyjąć na tę noc gościnność.
BOLINGBROKE
Z ofiary, stryju, chętnie bym korzystał;
Lecz muszę raczej prosić, abyś zechciał
Do bristolskiego ciągnąć ze mną zamku,
W którym, jak mówią, jest Bushy i Bagot
Ze sprzymierzeńców swoich całą szajką,
A ja przysiągłem rozgnieść bez litości
Te gąsienice rzeczypospolitej.
YORK
I to być może, że z wami pociągnę,
Ale mi dajcie do namysłu chwilę,
Bo wstręt uczuwam gwałcić prawa Anglii. —
Witam was teraz jak widz obojętny;
Troski me grzebię w nadziei mogile.
Wychodzą.
SCENA IV
Obóz w Walii.
Wchodzą: Salisbury i Kapitan.
KAPITAN
Przez to dni dziesięć, lordzie Salisbury,
Z niemałą tylko mogliśmy trudnością
Spółziomków naszych pod bronią utrzymać;
A gdy od króla nie nadeszły wieści,
Rozpuszczam wojsko. Żegnam cię, milordzie!
SALISBURY
Jeszcze dzień czekaj, wierny Walijczyku;
Całą swą ufność król w tobie pokłada.
KAPITAN
Nie możem czekać. Jak mówią, król umarł.
Wszystkie wawrzyny ziemi naszej uschły,
Stałych gwiazd rojom grożą meteory,
Księżyc na ziemię patrzy zakrwawiony.
Wyschli prorocy wielkie wróżą zmiany,
W smutku bogacze, a hultaje tańczą,
Tamci się boją bogactw swych postradać,
Ci na zażartej wojny liczą łupy:
Śmierć i upadek królów to rokuje.
Strwożone wojsko za chwilę broń rzuci,
Pewne, że król nasz, Ryszard, już nie wróci.
Wychodzi.
SALISBURY
Ryszardzie, widzę z boleści łzą w oku
Twą chwałę jakby gwiazdę spadającą
Ze sklepu niebios na tę podłą ziemię!
Słońce twe łzawe do morza zapada,
Nam burze, klęski, rozpacz zapowiada;
Do wroga śpieszą twoi przyjaciele
I wszystko na twą zagładę się ściele
Wychodzi.
AKT TRZECI
SCENA I
Obóz Bolingbroke'a w Bristolu.
Wchodzą: Bolingbroke, York, Northumberland, Percy, Willoughby, Ross, za nimi oficerowie, Bushy i Green jako więźniowie.
BOLINGBROKE
Przywiedź tych ludzi bliżej.
Bushy i Greenie, dusz wam nie chcę dręczyć,
(Które się wkrótce z ciałem muszą rozstać)
Długim wywodem waszej złej przeszłości,
Bo by to było brakiem miłosierdzia.
Lecz żeby waszą krew z rąk moich obmyć,
Tu, wobec wszystkich pokrótce wyłożę
Przyczyny śmierci waszej najgłówniejsze:
Wyście waszego króla obłąkali;
Królewską postać z krwi i twarzy rysów
Szpetnie pokalał wpływ wasz opłakany;
Waszych to grzesznych zabaw był następstwem
Poniekąd rozwód króla i królowej,
Osamotnienie królewskiej łożnicy;
Przez wasze krzywdy piękna twarz królowej
Pobladła, gorzkich łez wilżona strugą;
I ja sam, książę rodem i fortuną,
Ja, króla bliski tak krwią, jak miłością,
Zanim nas potwarz powaśniła wasza,
Szyję mą ugiąć przed wami musiałem,
Słać mój angielski oddech do chmur obcych
I jeść śród obcych gorzki chleb wygnania,
Gdyście na moich tuczyli się łanach,
Rąbali dęby parków mych i lasów,
Z własnych mych okien herby me zdzierali,
Skrobali moje dewizy po murach,
By ślad nie został po mnie prócz pamięci
Uczciwych ludzi i krwi w moich żyłach,
By światu moje poświadczyć szlachectwo.
Te i tysiące większych nad te zbrodni
Wasz wyrok piszą; wiedźcie ich natychmiast
Na rusztowanie, w śmierci dłoń oddajcie.
BUSHY
Cios mi topora milszy niż Bolingbroke
Angielskiej ziemi. Żegnam was, panowie.
GREEN
Moją pociechą myśl, że dusze nasze
Do nieba wzlecą, gdy niesprawiedliwość
W piekielnych mękach znajdzie swą zapłatę.
BOLINGBROKE
Northumberlandzie, dojrzyj egzekucji.
Wychodzą: Northumberland i straż z więźniami.
Królowa, mówisz stryju, w tym jest domu;
Przez Boga, daj jej przyjęcie uczciwe
I mnie też poleć względom jej łaskawym.
Nie zaśpij moich przesłać jej pozdrowień.
YORK
Już wyprawiłem jednego z mych ludzi
Z zapewnieniami książęcej przyjaźni.
BOLINGBROKE
Dzięki ci, stryju. Śpieszmy się, panowie,
Na Glendowera i na jego szajkę.
Chwila mozołów, a potem zapusty.
Wychodzą.
SCENA II
Wybrzeża Walii; w głębi Zamek.
Przy odgłosie trąb i bębnów wchodzi król Ryszard, biskup Carlisle, Aumerle i żołnierze.
KRÓL RYSZARD
Ten zamek, mówisz, zowie się Barkloughly?
AUMERLE
Tak jest. Jak, królu, znajdujesz powietrze,
Tak długo morską kołatany falą?
KRÓL RYSZARD
Jak go nie kochać? Ja z radości płaczę,
Na mym królestwie stawiając znów nogę.
O droga ziemio! Ręką cię tą witam,
Choć buntowników ranią cię kopyta.
Jak matka dziecko po długim rozstaniu
Do łona tuląc, śmieje się i płacze,
Ja cię, ma ziemio, witam łzą i śmiechem,
Pieszczę się z tobą mą królewską ręką.
Ziemio ma, nie karm swego pana wrogów,
Skryj przed ich wilczym żarłoctwem swe skarby,
A po ich drodze siej swoje pająki
I ssące jad twój leniwe ropuchy
Niechaj kąsają buntownicze nogi
Śmiące po twoim świętym łonie stąpać;
Tylko parzące wydaj im pokrzywy,
A jeśli z piersi twojej uszczkną kwiatek,
Na dnie kielicha jego śpiąca żmija
Niech rosochatym dotknie ich językiem,
Powal trupem króla twego wrogów.
Z zaklęć się moich nie śmiejcie, panowie;
Przódy ożyje ziemia, przód jej głazy
Na hufce zbrojnych zmienią się żołnierzy,
Zanim jej prawy król uchyli czoło
Przed buntowników uzbrojoną rzeszą.
BISKUP
Siła, co królem zrobiła cię, panie,
Na przekór wszystkim zachowa cię królem,
Środków łaskawie przez niebo stręczonych
Należy użyć, a nie zaniedbywać.
Gdy niebo chce nam pomóc, chce nas zbawić,
A my nie chcemy, gardzim niebios łaską.
AUMERLE
On mniema, królu, żeśmy zbyt leniwi
I że Bolingbroke przez niedbalstwo nasze
Rośnie w potęgę, wielkość i przyjaciół.
KRÓL RYSZARD
Mój rozpaczliwy kuzynie, czy nie wiesz,
Że kiedy oko niebios przenikliwe
Zagasłe dla nas świeci antypodom,
Bezpiecznie krążą zbójcy i złodzieje,
Pełnią w ciemnościach gwałty i morderstwa;
Ale zaledwo z głębin morza wstanie,
Ledwo zapali wschodnich sosen szczyty,
W wszystkich jaskiniach zbrodni dzień rozleje,
Wnet mordy, zdrada i obrzydłe grzechy,
Kiedy płaszcz nocy upadnie im z grzbietu,
Stoją na własny widok drżące, nagie;
Tak i ten złodziej, ten zdrajca Bolingbroke,
Który śród nocy po Anglii hultaił,
Gdy my mierzyli niebo antypodów,
Gdy nas na wschodzie, tronie naszym, ujrzy,
Na twarz mu zdrada zawstydzona siądzie,
A dnia widoku niezdolna wytrzymać,
Sama się siebie przelęknie i zadrży.
Nie zmyją wszystkie fale oceanu
Balsamu z czoła króla pomazańca;
Dech ziemskich ludzi nie zdoła obalić,
Kogo Bóg swoim wybrał namiestnikiem.
Za Bolingbroke'a każdego żołnierza
Na mą koronę miecz podnoszącego
Niebo, w obronie swojego Ryszarda,
Z ognistym mieczem wyśle archanioła.
Gdzie archaniołów hufce prawo słonią,
Co nędzny człowiek grzeszną zrobi bronią?
Wchodzi Salisbury.
Witaj, milordzie, gdzie stoją twe pułki?
SALISBURY
Królu i panie, ni bliżej, ni dalej,
Jak sięga długość słabej mojej ręki.
Moim językiem czarny żal kieruje
I każe mówić tylko o rozpaczy.
Lękam się, ale jeden dzień spóźnienia
Wszystkie dnie twoje na ziemi zachmurzył.
Przywołaj wczora, każ wrócić czasowi,
Będziesz miał zbrojnych dwanaście tysięcy.
Dziś, dziś, nieszczęsny dzień ten opóźnienia
Wszystko ci wydarł, losy Anglii zmienia.
Śmierci twej pewna walijska załoga
Pierzchła do domu lub do twego wroga.
AUMERLE
Nie trać odwagi, królu; skąd ta bladość?
KRÓL RYSZARD
Krew, chwila temu, dwudziestu tysięcy
Żywym płonęła ogniem na mej twarzy;
Dziś pierzchli; zanim krwi mi wróci więcej,
Bladym być muszę jak trup śród cmentarzy.
Kto ginąć nie chce, niech do wroga śpieszy,
Bo czas mą dumę napiętnował plamą.
AUMERLE
Bądź mężny, królu, pamiętaj, kim jesteś.
KRÓL RYSZARD
Jam się zapomniał; czyż nie jestem królem?
Ze snu leniwy zbudź się majestacie!
Imię «król» waży czterdzieści tysięcy;
Zbrój się, me imię! Bo nędzny poddany
Na twoją chwałę podniósł zbrojną rękę.
Więc, przyjaciele, w dół nie spoglądajcie;
Stoim wysoko, niech i myśli nasze
Wysoko lecą. Wiem, że stryj mój, York,
Dość ma sił, aby triumf nam zapewnić.
Lecz kto się zbliża?
Wchodzi Scroop.
SCROOP
Niech Bóg miłosierny
Więcej da zdrowia i więcej da szczęścia,
Niż ci złowróżbny język mój przynosi.
KRÓL RYSZARD
Otwarte ucho, serce mam gotowe
Na klęsk przyjęcie jakbądź rozpaczliwych.
Czy chcesz powiedzieć, żem stracił królestwo?
Królestwo było trosk wszystkich mych źródłem,
A cóż za strata wszystkich trosk się pozbyć?
Bolingbroke pragnie jak my wielkim zostać?
Większym nie będzie; jeśli Bogu służy,
I my mu będziem służyć; będziem równi.
Czy się poddani buntują? Cóż robić:
Gwałcą należną Bogu i mnie wierność.
Mów, co chcesz: klęski, ruinę, katusze,
Wymów śmierć samą — wiem, że umrzeć muszę.
SCROOP
Cieszę się, królu, żeś tak uzbrojony
Na moich nowin bolesnych przyjęcie,
Jak w dniu burzliwym srebrne rzeki fale
Brzegi swe topią, w ogólnym zamęcie
Świat niby cały chce w łzy się rozpłynąć,
Tak się dziś wzdyma wściekłość Bolingbroke'a
Nad swe granice i twój kraj przelękły
Zalewa twardą stalą i sercami
Nad stal twardszymi. Siwobrode starce,
Łyse swe czaszki pokrywają hełmem
Na twą potęgę i na twój majestat;
Dzieciuchy z głosem kobiety piskliwym
Grubią ton, członki niewieście kaleczą
Ciężką przyłbicą i twardym puklerzem,
Byleby walczyć przeciw twej koronie;
Ksiądz nawet uczy się, jak łuk natężać
Z gałęzi cisów podwójnie śmiertelnych;
Ba, prządki same dziś zamiast wrzeciona
Rdzawe siekiery na twój tron podnoszą;
Wszędzie bunt, zbrojne powstanie dokoła,
Gorzej jest, niż mój język skreślić zdoła.
KRÓL RYSZARD
Złą powieść nazbyt dobrze opowiadasz.
Gdzie hrabia Wiltshire, gdzie Bagot, Green, Bushy?
Czemu tak groźnym pozwolili wrogom
Me ziemie krokiem przebiegać spokojnym?
Jeśli zwyciężę, gardłem to zapłacą.
Pewno zawarli pokój z Bolingbroke'em.
SCROOP
Prawda jest, królu, zawarli z nim pokój.
KRÓL RYSZARD
Ha, podlcy, żmije, wieczni potępieńcy!
Psy lada komu łasić się przywykłe!
Węże, mojego serca krwią ogrzane,
A teraz moje serce kąsające!
O, od Judasza gorsi trzej Judasze!
Zawarli pokój! Niech za grzech ten piekło
Z szpetną ich duszą na wieki wojuje!
SCROOP
Najtkliwsza miłość, zmieniając naturę,
W najśmiertelniejszą zmienia się nienawiść.
Odwołaj, królu, przekleństwo; ich pokój
Głowy, nie ręki zawarty podaniem.
Ci, których kląłeś, gorycz śmierci czuli,
Teraz mogiła w pokoju ich tuli.
AUMERLE
Co? Hrabia Wiltshire, Bushy i Green umarli?
SCROOP
Wszyscy w Bristolu pod toporem legli.
AUMERLE
A gdzie jest wojsko księcia, mego ojca?
KRÓL RYSZARD
Nie pytaj o to; nie mów o nadziei;
Mówmy o trumnach, robakach, nagrobkach;
Niech pył nam będzie papierem, a łzami
Piszmy na łonie ziemi smutne dzieje;
Egzekutorów niech każdy wybierze,
O testamentach mówi — ale na co?
I cóż z nas każdy przekazem dać może
Prócz ciała swego nędznego mogile?
Bolingbroke zabrał nam kraj, życie, wszystko,
Jednę śmierć tylko naszą zwać możemy,
I tę garść lichą niepłodnego piasku,
Dla kości naszych ostatni przytułek.
Przez Boga, siądźmy, panowie, na ziemi,
Królewskich śmierci prawmy smutne dzieje,
Jak jedni z tronów swych byli strąceni,
Inni polegli w boju, inni znowu
Straszeni byli przez tych królów duchy,
Których strącili; tych otruły żony,
Tamtych zabito we śnie, ale wszyscy
Zamordowani; bo w korony wnętrzu,
Która śmiertelną królów skroń otacza,
Śmierć dwór swój chowa: tam siedzi psotnica,
Króla się władzy i pompie urąga;
Na chwilę daje mu mały teatrzyk,
Gdzie on gra władcę, spojrzeniem zabija,
W zarozumiałość i sobkostwo rośnie,
Jakby to ciało, w którym duch zamknięty,
Z niespożytego lane było spiżu;
Lecz gdy się dosyć ubawi aktorem,
Wychodzi sama i koniuszkiem szpilki
Na wskroś przekłuwa zamku tego mury,
I — bądź zdrów, królu! — Nakryjcie więc głowy,
Uroczystymi hołdu oznakami
Nie urągajcie krwi mojej i ciału;
Zwyczaje, formy, pokłony odrzućcie,
Bo sąd wasz o mnie mylny był do dzisiaj.
Jak wy ból czuję, jak wy żyję chlebem
I tak przyjaciół jak wy potrzebuję;
Równego potrzeb wszystkich niewolnika
Możecież jeszcze królem mnie nazywać?
BISKUP
Mądry nie płacze obecnych boleści,
Lecz myśli, jak by boleściom zaradzić.
Bać się, gdy bojaźń ubezwładnia siły,
Jest to słabością swoją wroga wzmacniać,
Własnym szaleństwem przeciw sobie walczyć.
Drżąc, zginiesz; walcząc, co gorszego znajdziesz?
Kto walcząc ginie, ten śmierć śmiercią traci,
Kto drżąc, ten haracz niewolnika płaci.
AUMERLE
Wojsko mojego ojca ci zostało;
Z żywego członka uklej znowu ciało.
KRÓL RYSZARD
Słuszne wyrzuty. Idę, Bolingbroke'u,
Nasz los rozstrzygnąć w krwi naszej potoku.
Chwilowej trwogi uczucie minęło:
Odzyskać swoje, jak łatwe to dzieło!
Gdzie stryj mój, Scroopie? Choć chmurne twe czoło,
Daj mi odpowiedź pogodną, wesołą.
SCROOP
Gdy człowiek spojrzy na nieba sklepienia,
Ze stanu nieba stan czasu odgadnie;
Tak poznasz z mego chmurnego spojrzenia,
Że tylko boleść z moich ust wypadnie.
Jestem oprawcą; powoli, powoli
Odkładam chwilę mych najgorszych wieści.
Twój się stryj, królu, złączył z Bolingbroke'em,
Twoje północne zamki się poddały,
A południowa szlachta na koń siadła
Po jego stronie.
KRÓL RYSZARD
Dosyć powiedziałeś.
Do Aumerle'a:
Biada, kuzynie, żeś z słodkiej mnie drogi
Odwiódł, po której do rozpaczy biegłem!
Co powiesz teraz? Gdzie nasze nadzieje?
Na wieki będę męża nienawidził,
Który mi słowo o nadziei rzeknie.
Ja do Flint śpieszę. Niewolnik cierpienia,
Jak król je zniosę — z pogardą milczenia.
Rozpuśćcie wojsko. Niechaj każdy orze
Pole, na którym plon zakwitnąć może;
Ja nic już nie mam. — Tylko ani słowa;
Mych postanowień nie zmieni wymowa.
AUMERLE
Królu —
KRÓL RYSZARD
Podwójną krzywdą mnie dotyka
Kto pochlebstwami rani mnie języka.
Rozpuśćcie wojsko; niechaj każdy leci
Z nocy Ryszarda, gdzie Bolingbroke świeci.
Wychodzą.
SCENA III
Walia. Pod zamkiem Flint.
Wchodzą przy odgłosie bębnów, z rozwiniętymi chorągwiami Bolingbroke na czele wojska, York, Northumberland i inni.
BOLINGBROKE
Więc niewątpliwe odbieramy wieści,
Że Walijczycy pierzchli; Salisbury
Złączył się z królem, który wylądował
Na czele małej przyjaciół drużyny.
NORTHUMBERLAND
Jeszcze piękniejsza nadeszła wiadomość:
Ryszard w bliskości głowę swoją ukrył.
YORK
Jak lepiej ustom przystałoby lorda
Northumberlanda powiedzieć: król Ryszard.
Dniu opłakany, w którym na swej ziemi
Król pomazany chować musi głowę!
NORTHUMBERLAND
Wierzaj mi, książę, tylkom dla krótkości
Opuścił tytuł.
YORK
Był czas, w którym, lordzie,
Gdyby tak krótkim być ci się zachciało,
On by też krótko się sprawił i skrócił
Ciebie o głowę za skrócony tytuł.
BOLINGBROKE
Nie przechodź miary w sądach swoich, stryju.
YORK
I ty, kuzynie, nic nad miarę nie bierz;
Możesz się zawieść. Bóg jest nad twą głową.
BOLINGBROKE
Wiem o tym, stryju, na jego wyroki
Chętnie się zdaję. Ale kto nadchodzi?
Wchodzi Percy.
Witaj. Henryku! I cóż? Czy ten zamek
Nie chce się poddać?
PERCY
Ten zamek, milordzie,
Jest po królewsku do oporu zbrojny.
BOLINGBROKE
Co? Po królewsku? Lecz nie ma w nim króla?
PERCY
Jest król, milordzie. W tej kamiennej twierdzy
Król Ryszard zasiadł, z nim lord Salisbury,
Lord Aumerle i sir Stefan Scroop, i jakiś
Wielebny biskup, lecz nie wiem nazwiska.
NORTHUMBERLAND
Zapewne biskup Carlisle.
BOLINGBROKE
Do Northumberlanda:
Idź, milordzie,
Pod twarde żebra tej starej warowni,
Miedzianą trąbą przez murów szczeliny
Zatrąb rozhowor i te powiedz słowa:
Henryk Bolingbroke kornie, na kolanach,
Królewską rękę Ryszarda całuje,
Jego królewskiej przesyła osobie
Hołd i należną od lennika wierność.
Przybyłem, aby u stóp jego złożyć
Broń i potęgę; o to błagam tylko,
By me wygnanie było odwołane,
A moje ziemie były mi wrócone;
W przeciwnym razie na sił moich czele
Pokropię letnie pyły krwi deszczami
Z ran wytoczonej zabitych Anglików.
Od Bolingbroke'a jak daleko myśli
Tą purpurową zaczerwienić burząŚwieżą zieloność ziem króla Ryszarda,
Świadczy to moje korne uniżenie.
Idź z tym poselstwem, a my nasze wojsko
Po traw kobiercu naprzód posuniemy.
Northumberland posuwa się ku zamkowi z trębaczem.
Idźmy bez bębnów groźnego łoskotu,
Ażeby z zamku walących się blanków
Nasze uczciwe usłyszano wnioski.
Mym sądem, moje z Ryszardem spotkanie
Nie mniej powinno groźne być jak starcia
Ognia i wody, co z piorunu grzmotem
Chmurne oblicze nieba rozdzierają.
On ogniem, wodą ja będę ustępną;
Dla niego wściekłość; wody moje spadną
Jak deszcz na ziemię, ale nie na niego.
Idźmy, Ryszarda uważajmy postać.
Odgłos trąbki, na którą słychać odpowiedź za sceną. Przy odgłosie trąb pokazuje się na murach Król Ryszard, biskup Carlisle, Aumerle, Scroop i Salisbury.
YORK
Patrz, patrz, król Ryszard sam się pokazuje
Jak gniewne słońce z ognistych bram wschodu,
Gdy chmur zazdrosnych czarne widzi kłęby,
Pragnących czystą chwałę jego zaćmić,
Poplamić szlaki jasnego pochodu.
Królewska postać jego, z jego oczu
Jak z orła źrenic blask płynie królewski.
O biada, biada, że nieszczęścia chmury
Swój cień rzucają na taki majestat!
KRÓL RYSZARD
do Northumberlanda:
Z niemałym dziwem długośmy czekali
Na kolan twoich pokorne ugięcie,
Bośmy twym prawym sądzili się królem.
Jeśli jesteśmy, jak śmiałeś zapomnieć
Hołd złożyć winny mojej obecności?
Gdy nie jesteśmy, pokaż palec boży,
Który nam odjął nasze namiestnictwo,
Żadna albowiem dłoń ze krwi i kości
Naszego berła nie może pochwycić
Bez profanacji, kradzieży i zdrady.
A choć myślicie, że, jak wy, lud cały
Występną duszę swą od nas odwrócił,
Żeśmy samotni, z przyjaciół odarci,
Wiedzcie, że pan mój, że Bóg wszechmogący
W swych zbiera chmurach ku mojej obronie
Klęsk mnogie pułki, co się kiedyś zwalą
Na wasze dzieci jeszcze niepoczęte,
Jeśli lenniczą śmiecie podnieść rękę,
Śmiecie mej głowie i koronie grozić.
Bolingbroke'owi (którego tam widzę)
Powiedz, że każdy krok jego stawiony,
Jest na mej ziemi zdradą niebezpieczną.
Czerwoną księgę wojny chce otworzyć;
Lecz nim na głowę swą koronę włoży,
Do której wzdycha, głów dziesięć tysięcy
Po naszych łanów potoczy się kwiatach;
Dziewicza bladość cichego pokoju
Szkarłatem gniewu powlecze się cała
I krew z angielskich wiernych żył toczonaPorosi trawę na naszych pastwiskach.
NORTHUMBERLAND
Uchowaj Boże, by oręż poddanych
Świętej królewskiej zagrażał osobie.
Trzykroć szlachetny kuzyn twój, Bolingbroke,
Pokornie rękę twą całuje, królu,
Na grób przysięga, który gniecie kości
Waszego dziada, i na krew królewską
Z jednego źródła w obu was płynącą,
Na pogrzebaną dłoń Jana z Gandawy,
Na chwałę, honor swojego imienia
(Przysięga świętsza nad wszystkie przysięgi),
Że przybył tylko po swoje dziedzictwo,
Że cię chce tylko na kolanach błagać
O odwołanie swojego wygnania.
Byle od ciebie łaskę tę otrzymał,
Rdzy odda szablę swoją dziś błyszczącą,
Do stajni zbrojne odeśle rumaki,
A serce służbie twej poświęci wiernej.
Na to przysięga jak uczony książę;
Ja, jakem szlachcic, słowu jego wierzę.
KRÓL RYSZARD
Northumberlandzie, to króla odpowiedź:
Chętnie synowca swego w Anglii wita;
Wszystkim żądaniom jego sprawiedliwym
Daje dziś chętnie swoje przyzwolenie.
Z całą wymową, jakiej jesteś panem,
Nasze królewskie daj mu pozdrowienie.
Oddala się Northumberland.
Do Aumerle'a:
Nieprawdaż, sam się upadlam, kuzynie?
Z taką pokorą takie śląc poselstwo.
Mamże odwołać lorda Northumberland,
Posłać wyzwanie zdrajcy i tak zginąć?
AUMERLE
Nie, królu, walczmy na piękne dziś słowa,
Aż czas przyjaciół da nam i oręże.
KRÓL RYSZARD
O Boże, Boże! Że dziś ten sam język,
Co na wygnanie wskazał niegdyś twarde
Dumnego męża, dziś je odwołuje
Łagodnym słowem! O gdybym był wielkim
Jak boleść moja lub mniejszym niż imię!
O gdybym zdołał zapomnieć, czym byłem,
Lub nie pamiętać, czym teraz być muszę!
Wzdymasz się, dumne serce moje w piersiach?
O bij, bij wolno, skoro wrogom naszym
Wolno bezkarnie dziś bić mnie i ciebie!
AUMERLE
Od Bolingbroke'a wraca Northumberland.
KRÓL RYSZARD
Co teraz musi król zrobić? Poddać się?
To się król podda. Z tronu być strąconym?
I na to gotów. Imię króla stracić?
To, w imię boże, niechaj i tak będzie.
Klejnoty moje oddam za różaniec,
Pyszne pałace moje za pustelnię,
Płaszcz mój królewski za łachman żebraka,
Rżnięte puchary za drewniany kubek.
Złote me berło za pielgrzyma kostur,
Mój lud za kilka świętych wizerunków,
Wielkie królestwo moje za grób mały,
Grób mały, mały, grób ciemny i cichy;
Lub niech mnie grzebią na królewskiej drodze,
Bitym gościńcu, by nogi poddanych
Mogły po króla swego głowie deptać;
Gdy depcą po mym sercu za żywota,
Czemuż po mojej śmierci nie po głowie?
Płaczesz, Aumerle'u, czuły mój kuzynie?
Z naszych wzgardzonych łez burza się zbierze,
Nasze westchnienia plon powalą letni
I głód sprowadzą na kraj zbuntowany.
Lub czy z boleścią naszą igrać mamy,
Łzy lejąc nasze, o piękny pójść zakład?
Wciąż je, na przykład, w jedno miejsce sączyć,
Póki dwóch sobie grobów nie wyżłobim,
A na nich napis: «Dwóch spoczywa krewnych
W tych grobach, łzami ócz ich wykopanych»?
Czy by to złe nam nie na dobre wyszło?
Lecz widzę, że w mych słowach nie ma ładu,
A ty, kuzynie, szydzisz sobie ze mnie. —
Potężny książę, lordzie Northumberland,
Jakąż odpowiedź daje król Bolingbroke?
Zechcesz królewska jego mość pozwolić
Żyć Ryszardowi, dopóki nie umrze?
Dajesz mi pokłon — Bolingbroke przyzwala.
NORTHUMBERLAND
Milord cię czeka, królu, w niższym dworcu,
Chce mówić z tobą; czy raczysz doń zstąpić?
KRÓL RYSZARD
O! Lecę na dół jak niegdyś Faeton
Szkap znarowionych niezdolny hamować.
Northumberland wraca do Bolingbroke'a.
Na niższym dworcu; król tam spadnie nisko,
Na sług swych sługę, zdrajców pośmiewisko!
Na dół więc, królu! Skoro puszczyk huka,
Tam, gdzie skowronka oko darmo szuka!
Schodzą z murów.
BOLINGBROKE
Co król powiedział?
NORTHUMBERLAND
Żal i boleść serca
Szalone słowa do ust mu podają;
Przyjdzie jednakże.
Schodzą na dół król Ryszard i orszak.
BOLINGBROKE
Ustąpcie na stronę,
I cześć należną oddajcie królowi. —
Łaskawy panie —
Klęka.
KRÓL RYSZARD
Piękny mój kuzynie,
Upadlasz swoje książęce kolano,
Gdy podłej ziemi całować je dajesz.
Ja bym też wolał w sercu czuć twą miłość
Niż widzieć hołdy mym oczom niemiłe.
Wstań, wstań kuzynie, bo wiem, że twe serce
Do tej przynajmniej wstało wysokości,
dotyka ręką swej głowy.
Jakkolwiek nisko jest twoje kolano.
BOLINGBROKE
Po moją tylko przybyłem tu własność.
KRÓL RYSZARD
Twoją twa własność, jak ja, jak jest wszystko.
BOLINGBROKE
Niech będą moje, miłościwy panie,
Ile zarobię na to wierną służbą.
KRÓL RYSZARD
Już zarobiłeś: zarobił na własność,
Kto znalazł do niej najpewniejszą drogę. —
Daj rękę, stryju, łzy twe tylko osusz:
Łzy miłość znaczą, lecz nie są lekarstwem. —
Za młodym, lordzie, by twym być rodzicem,
Choć ty dość stary, by mym być dziedzicem.
Wszystko, co żądasz, w chętnym niosę darze,
Bo musim pełnić, co nam przemoc każe.
Teraz, kuzynie, do Londynu w drogę.
Czy tak?
BOLINGBROKE
Tak, królu.
KRÓL RYSZARD
Oprzeć się nie mogę.
Przy odgłosie trąb wychodzą.
SCENA IV
Langley. Ogród księcia York.
Wchodzą: Królowa i dwie Damy.
KRÓLOWA
Jaką zabawę w ogrodzie tym znajdziem,
Aby odegnać czarne myśli nasze?
1 DAMA
Zagrajmy w kręgle.
KRÓLOWA
To myśleć mi każe,
Że na tym świecie tak pełno jest zawad,Że los mój toczy się wbrew mej skłonności.
1 DAMA
Więc tańczmy, pani.
KRÓLOWA
O nie, moje nogi
Nie zachowają miary śród zabawy,
Gdy serce w żalu nie może zachować.
Nie, nie chcę tańca; wymyśl co innego.
1 DAMA
To prawmy bajki.
KRÓLOWA
Smutne czy wesołe?
1 DAMA
Jedne i drugie.
KRÓLOWA
Nie, ja żadnych nie chcę:
Jeśli wesołe, dusza bez wesela
Tym rzewniej myśli o swoich boleściach;
Jeżeli smutne, zasmuconej duszy
Tylko przynoszą nowy smutku ciężar;
Smutków cierpianych nie pragnę powtarzać,
A na co szukać smutków, których nie mam?
1 DAMA
Zaśpiewam, pani.
KRÓLOWA
Jak jesteś szczęśliwa,
Że jeszcze powód znajdujesz do śpiewu!
Ale ja chętniej łzy bym twe widziała.
1 DAMA
Gdyby cię moje łzy pocieszyć mogły,
Mogłabym płakać.
KRÓLOWA
A ja bym płakała,
Gdyby łzy na co mogły mi się przydać,
Nie pożyczając jednej łzy od ciebie.
Lecz cicho! Widzę, wchodzą ogrodnicy;
W drzew się tych cieniu przed okiem ich skryjmy.
Wchodzi Ogrodnik z dwoma Ogrodniczkami.
Stawiam me wszystkie smutki przeciw szpilce,Że o publicznej mówić będą sprawie.
Wszyscy tam radzą, gdzie się naród burzy,
A nieszczęśliwy znak nieszczęście wróży.
Oddalają się: Królowa i Damy.
OGRODNIK
Idź, te morele przywiąż dyndające,
Które jak dzieci nieposłuszne ojca
Pod rozrzutności swojej gną ciężarem;
Zgiętym gałęziom daj także podpórki.
Ty jak kat pójdziesz, poucinasz głowy
Nazbyt raptownie płonkom wybujałym,
Zbyt górnym w naszej rzeczypospolitej:
Wszystko być musi równe pod mym rządem.
Ja z mojej strony pójdę chwasty plewić,
Darmo ciągnące płodnej ziemi soki,
Kradnące pokarm kwiatom użytecznym.
1 OGRODNICZKA
Dlaczegóż mamy w tym szczupłym ogrojcu
Chować porządek, ład, uczciwe prawa
I dawać przykład rządnego narodu,
Kiedy nasz ogród opasany morzem,
Cała ta ziemia chwastów teraz pełna,
Jej najpiękniejsze przyduszone kwiaty,
Jej owocowe drzewa nieobcięte,
Zwalone płoty, zdeptane kwatery,
A najpiękniejsze jej zioła jedzone
Zębem gąsienic?
OGRODNIK
Skończ próżne gadanie.
Ten, który cierpiał tę bezrządną wiosnę,
Sam teraz dobiegł do swojej jesieni.
Chwasty bronione liści jego cieniem,
Co się go zdały, tocząc, podtrzymywać,
Przez Bolingbroke'a wyrwane z korzeniem:
Chcę mówić hrabia Wiltshire, Green i Bushy.
1 OGRODNICZKA
Co? Już nie żyją?
OGRODNIK
Przepadli. Bolingbroke
Zabrał w niewolę króla rozrzutnika.
Ach, co za szkoda, że swego królestwa,
Jak my ogrodu, w porządku nie trzymał!
My, w swoim czasie, korę drzew ranimy,
By drzewa nazbyt w sok i krew bogate
Same się własnym nie zabiły zbytkiem.
Gdyby to samo i on w czasie zrobił
Z panami nazbyt w pychę rosnącymi
I oni piękny posłuszeństwa owoc
W porę by dali, i on by go użył.
Bezużyteczne tniemy latorośle
Owoconośne, by gałęzie żyły;
Gdyby za naszym i on szedł przykładem,
Jeszcze koronę nosiłby na czole,
Którą mu zdarły zbytki i swawole.
1 OGRODNICZKA
Więc myślisz z tronu król będzie złożony?
OGRODNIK
Już wzięty, pewno będzie i złożony.
Jeden z przyjaciół książęcia Yorku
Ostatniej nocy list z Londynu dostał,
W którym się czarne znajdują nowiny.
KRÓLOWA
Ha! Muszę mówić; milczenie mnie dusi.
Wychodzi z ukrycia.
Ty wizerunku starego Adama,
Którego pieczy oddany ten ogród,
Jak śmiesz tak straszne rozsiewać nowiny?
Jaka ci Ewa, jaki wąż podszepnął
Wznawiać upadek grzesznego człowieka?
Dlaczego mówisz, że Ryszard złożony?
Jak śmiesz, podlejszy od garści tej ziemi,
Upadek króla twego prorokować?
Gdzie, kiedy złe te słyszałeś nowiny?
Mów, mów nędzniku.
OGRODNIK
Przebacz mi, o pani!
Smutne, co mówię, ale jest prawdziwe.
Król Ryszard w moc się Bolingbroke'a dostał;
Obu ich losy na wagę stawiono;
Na jednej szali król stoi samotny,
I, przez co lżejszy, marnych rzeczy trochę,
Lecz na wielkiego szali Bolingbroke'a
Prócz niego wszyscy Anglii są panowie
I z tym dodatkiem przeważa Ryszarda.
Mówię, co wszyscy mówią tu poddani:
W Londynie słów mych prawdę stwierdzisz, pani.
KRÓLOWA
Nieszczęście szybką latające nogą,
Twoje poselstwo mnie głównie dotyczy,
Czemuż dolatasz usz mych na ostatku?
Dlatego pewno słyszę je ostatnia,
Bym w sercu boleść najdłużej chowała.
Więc idźmy, panie, powitać w Londynie
Króla Londynu w utrapień godzinie.
Ach, czyż nieszczęsna na tom się rodziła,
Bym Bolingbroke'a triumf ozdobiła?
Bodaj w ogrodzie twym za twe nowiny
Nigdy nie dały ziarna twe rośliny!
Wychodzą: Królowa i Damy.
OGRODNIK
Gdyby to mogło twoje zmniejszyć smutki,
Chętnie bym poniósł przekleństw twoich skutki.
Tu łza jej padła, tu rutę posieję,
W gorzki kwiat smutku niech gorycz swą zieje:
Na łzą królowej pokropionej grzędzie
Smutku kwiat blady, ruta kwitnąć będzie.
Wychodzą.
AKT CZWARTY
SCENA I
Londyn. Westminster Hall.
Lordowie duchowni po prawej stronie tronu, lordowie świeccy po lewej, deputowani ludu niżej.
Wchodzą: Bolingbroke, Aumerle, Surrey, Northumberland, Percy, Fitzwater, inny lord, Biskup Carliste, Opat Westminsterski i orszak, w głębi oficerowie z Bagotem.
BOLINGBROKE
Gdzie Bagot? Niechaj stawi się przed nami.
Opowiedz teraz śmiało i otwarcie,
Co ci wiadome o Gloucestera śmierci.
Kto z królem knował, kto później wykonał
Krwawe rozkazy przedwczesnego zgonu?
BAGOT
Racz więc przede mną lorda Aumerle stawić.
BOLINGBROKE
Wystąp, kuzynie, i w twarz jego spojrzyj.
BAGOT
Wiem, że twój język zbyt śmiały, milordzie,
Byś słowom kiedyś wymówionym przeczył.
W strasznym dniu knowań na Gloucestera życie
Mówiłeś: «Ramię moje czy nie długie,
Gdy może z dworu spokojnego Anglii
Dosięgnąć głowy stryja mego w Calais?»
Słyszałem także, panie, jak mówiłeś,
Że byś odrzucił koron sto tysięcy
Za Bolingbroke'a powrót do ojczyzny,
Dodałeś nawet, że błogosławieństwem
Byłby dla Anglii zgon twego kuzyna.
AUMERLE
Książęta i wy, dostojni panowie,
Co odpowiedzieć temu nędznikowi?
Mamże upodlić rodu mego wielkość,
Stać mu się równym, ażeby go skarcić?
Albo to muszę zrobić lub mój honor
Skalany będzie potwarczych słów jadem.
Oto mój zakład, ręczna śmierci pieczęć,
Która na piekła stępluje cię własność.
Kłamiesz, a kłamstwa twoich słów dowiodę
Krwią twego serca, choć nazbyt jest podła,
By stal rycerskiej szabli mojej splamić.
BOLINGBROKE
Stój, nie pozwalam, byś ten zakład podjął.
AUMERLE
Ach, jakbym pragnął, by z wszystkich przytomnych
On był najpierwszym, z wyjątkiem jednego!
FITZWATER
Skoro twe męstwo równego ci pragnie,
Za twój ci zakład mój rzucam, Aumerle'u.
Ja na to światło słoneczne przysięgam,
Żem słyszał twoje przechwałki, iż byłeś
Sprawcą Gloucestera szlachetnego śmierci.
Jeśli zaprzeczysz, to sto razy skłamiesz,
A ja twe kłamstwo szabli mojej końcem
Do twego serca wtłoczę, skąd wyrosło.
AUMERLE
Nie chciałbyś, tchórzu, dnia tego doczekać.
FITZWATER
Na duszę, chciałbym tej jeszcze godziny.
AUMERLE
Fitzwater, w piekle będziesz za to gorzał.
PERCY
Kłamiesz, Aumerle'u, honor jego czysty,
A winowajcą w tej sprawie ty jeden.
Że prawdę mówię, ten zakład mój rzucam
I na śmiertelną wyzywam cię bitwę.
Gdy śmiesz, chwyć zakład.
AUMERLE
Jeśli go nie chwycę,
Niech mi natychmiast ręce moje uschną,
Bym nigdy nie mógł mściwą błysnąć stalą
Nad jasnym hełmem mego przeciwnika!
INNY LORD
Krzywoprzysięzco, i ja cię wyzywam,
I kłamstw ci tyle, Aumerle'u, zarzucam,
Ile ich tylko od słońca do słońca
W zdradzieckie ucho twe można nawołać.
Oto mój zakład, gdy śmiesz, przyjm wyzwanie.
AUMERLE
Czy jest kto jeszcze? Wszystkim zakład rzucam;
Tysiąc mam duchów w mojej jednej piersi,
By odpowiedzieć dwudziestu tysiącom
Wam równych ludzi.
SURREY
Milordzie Fitzwater,
Pamiętam twoją z Aumerlem rozmowę.
FITZWATER
To prawda; byłeś, milordzie, przytomny,
Możesz więc prawdę słów moich potwierdzić.
SURREY
Są tak fałszywe, jak jest Bóg prawdziwy.
FITZWATER
Kłamiesz, Surreyu.
SURREY
Nikczemny młokosie,
To «kłamiesz» moją szablę tak zaostrzy,
Że z lichwą zemsty mej żądzę nasyci;
Zarzucicielu kłamstwa, z twoim kłamstwem
Ucichniesz w grobie jak ojców twych czaszki.
Oto mój zakład; gdy chcesz, przyjm wyzwanie.
FITZWATER
Szalony! Bodziesz dzikiego rumaka!
Jeśli oddychać, jeść, pić, żyć się ważę,
Z Surreyem spotkać ważę się na puszczy,
Na twarz mu plunąć, powtarzając: kłamiesz!
Kłamiesz i kłamiesz! Ten zakład mnie wiąże
Należną chłostą kłamstwo twoje skarcić.
Jak pragnę szczęścia na tym nowym świecie,
Świętą jest prawdą moje oskarżenie.
Słyszałem także, jak wygnany Norfolk
Mówił, Aumerle'u, żeś dwóch ludzi wysłał
Do Calais, księcia szlachetnego zabić.
AUMERLE
Niech mi pożyczy jaki chrześcijanin
Swego zakładu, bo Norfolk ten kłamie.
Rzucam go; swego niech broni honoru,
Jeżeli może wrócić do ojczyzny.
BOLINGBROKE
Wszystkie wyzwania pod zakładem stoją,
Dopóki Norfolk do Anglii nie wróci;
A wróci; choć jest mym nieprzyjacielem,
Wszystkie mu włości i zamki oddaję:
Ten spór z Aumerlem rozstrzygniem podówczas.
BISKUP
Dzień ten szczęśliwy nigdy nam nie zejdzie.
Wygnany Norfolk za Chrystusa walczył;
Nieraz na świętych polach chrześcijańskich
Sztandary krzyża odważnie rozwijał
Przeciw poganom, czarnym Saracenom.
Znużony wojną do Wenecji przybył,
Tej pięknej ziemi ciało swoje oddał,
Gdy jego czysta uleciała dusza
Do swego wodza, do Chrystusa Pana,
Pod sztandarami którego walczyła.
BOLINGBROKE
Jak to, biskupie, mówisz: Norfolk umarł?
BISKUP
Umarł tak pewno, jak to, że ja żyję.
BOLINGBROKE
Niech słodki pokój słodką jego duszę
Na Abrahama łono poprowadzi! —
Wyzwania wasze stoją pod zakładem,
Póki wam sądu dnia nie wyznaczymy.
Wchodzi York z orszakiem.
YORK
Książę Lancastru, przychodzą do ciebie
W pognębionego imieniu Ryszarda,
Który cię chętnie za dziedzica bierze
I berło składa w królewskie twe ręce.
Zasiądź na tronie, z którego zstępuje:
Niechaj nam długo żyje Henryk czwarty!
BOLINGBROKE
Królewskie berło w imię boże biorę.
BISKUP
Uchowaj Boże! Chociaż moje słowa
Szorstkie się zdadzą królewskiemu uchu,
Prawdę powiedzieć jest mą powinnością.
Gdyby w szlachetnym zborze tym był jeden
Mąż dość szlachetny, aby wedle prawa
Mógł szlachetnego Ryszarda być sędzią,
Szczera szlachetność by go nauczyła
Od tak czarnego wstrzymać się przestępstwa.
Możeż poddany króla swego sądzić?
A kto Ryszarda poddanym tu nie jest?
Bez wysłuchania złodziei nie sądzim,
Choć ich występek jawny jest i pewny;
A majestatu Boga wizerunek,
Jego wybrany rządca i namiestnik,
Koronowany od lat pomazaniec,
Choć nieobecny, ma być tu sądzony
Przez własnych swoich poddanych drużynę?
Nie dopuść Boże, aby w chrześcijaństwie,
W twoich wyznawcach znalazły się dusze
Tak czarny, hydny zdolne czyn popełnić!
Do spółpoddanych poddany tak mówi,
Natchniony męstwem w króla swego sprawie
Hereford, którego nazywacie królem,
Jest zdrajcą króla dumnego Hereforda;
Zróbcie go królem, a ja prorokuję,
Że krew angielska ziemię tę użyźni;
Za czyn wasz przyszłe jęczeć będą wieki;
Pokój spać pójdzie do niewiernych Turków,
A na tym pięknym siedlisku pokoju
Brat przeciw bratu krwawy oręż wzniesie;
Nieład i przestrach, trwoga i bunt szpetny
Śród nas zasiędą, kraj dostanie nazwę
Pola Golgoty i czaszek umarłych.
Przeciw domowi temu dom ten wznosząc,
Na tę przeklętą sprowadzicie ziemię
Niezgodę, jakiej nie widziała ziemia.
O, odepchnijcie te podszepty czarta!
Albo was własne przeklną wnuki wasze.
NORTHUMBERLAND
Pięknie prawiłeś, biskupie, za trud ten
Areszt na ciebie jak na zdrajcę kładę.
Lordzie Westminster, trzymaj go pod strażą,
Dopóki sądu dzień jego nie przyjdzie. —
Czy z wolą ludu zgodzą się lordowie?
BOLINGBROKE
Niechaj sam Ryszard przed nami się stawi,
W obliczu wszystkich niechaj abdykuje,
By podejrzeniom wszelkie odjąć prawo.
YORK
Idę, sam będę jego przewodnikiem
Wychodzi.
BOLINGBROKE
Aresztowani lordowie niech dadzą
Rękojmie, że się na dzień sadu stawią.
Do Biskupa:
Mało miłości twej jesteśmy winni
Mało też na twą liczyliśmy pomoc.
Wchodzi York z królem Ryszardem i oficerami niosącymi koronę itd.
KRÓL RYSZARD
Niestety! Czemuż wiodą mnie przed króla,
Nim się z królewskich otrząsnąłem myśli,
Z któremim rządził? Jeszczem nie dość biegły
W dworaków sztuce, jak kolana zginać,
Łasić się, schlebiać, wybijać pokłony.
O, dajcie smutkom więcej trochę czasu,
By tej pokory mogły mnie nauczyć. —Lecz wszystkich ludzi tych pamiętam rysy;
Nie byliż moi? Czyż mnie przy spotkaniu
Głośnym okrzykiem: «witaj!» nie witali?
Tak niegdyś Judasz powitał Chrystusa;
Lecz on w dwunastu jednego miał zdrajcę,
A ja jednego z dwunastu tysięcy
Nie mam wiernego! — Boże, zbaw nam króla!
Czy nawet jeden nie zawoła: amen?
Samże więc będę księdzem i klerykiem?
Więc dobrze: amen. Boże, zbaw nam króla!
Choć nim nie jestem; powiem jednak: amen,
Jeżeli niebo myśli, że nim jestem. —
Do jakiej służby jestem przywołany?
YORK
Abyś dopełnił to, co dobrowolnie
Przyrzekł majestat spełnić twój znużony:
Korony i swej godności odstąpić
Bolingbroke'owi.
KRÓL RYSZARD
Dajcie mi koronę;
Zbliż się, kuzynie, uchwyć tę koronę;
Tu moja ręka, tam twoja, kuzynie.
Głęboką studnią ta złota korona,
Która kolejno dwa napełnia wiadra;
Próżniejsze tańczy wiecznie na powietrzu,
Pełniejsze w głębiach kryje się przed okiem.
Jam jest tym wiadrem, co na dnie w łzach tonie,
Ty w górę idziesz, gdzie jasny dzień płonie.
BOLINGBROKE
Jam myślał, że się zrzekasz z dobrej woli.
KRÓL RYSZARD
Mojej korony, lecz nie moich boli.
Możesz mi zabrać mój tron i mą chwałę,
Królestwo smutków mnie należy całe.
BOLINGBROKE
Z koroną dajesz mi twe niepokoje.
KRÓL RYSZARD
Z twoich trosk wzrostem nie zmniejszą się moje;
Trosk dawnych strata dziś troską jest moją,
A trosk przybytek nową troską twoją;
Dając ci troski, trosk swych nie odgonię,
Zostaną przy mnie, choć są przy koronie.
BOLINGBROKE
Czy dobrowolnie korony się zrzekasz?
KRÓL RYSZARD
Tak — nie — nie — tak, bo niczym muszę zostać;
Więc nie, nie, bo się dla ciebie jej zrzekam. —
A teraz patrzcie, jak się sam odzieram:
Z mej głowy ciężką zdejmuję koronę
I ciężkie berło z mej wypuszczam ręki;
Z mej duszy dumę wytracam królewską,
Łzą własną balsam namaszczenia zmywam;
Własną mą ręką oddaję koronę,
Własnym językiem praw się zrzekam świętych,
Sam rozwiązuję przysiężone węzły,
Zrzekam się wszelkiej pompy majestatu,
Moich ziem, zamków moich i dochodów;
Akta, statuty moje odwołuję.
Niech Bóg przebaczy złamanej mi wierze!
Niech tobie danych przysiąg lepiej strzeże!
Mnie, co nic nie mam, niech da pokój ducha,
Ciebie, co wszystko masz, we wszystkim słucha!
Żyj szczęsny długo na Ryszarda tronie!
Ryszard co prędzej niech śpi w ziemi łonie!
Króla Henryka zachowaj nam Boże!
Strącony Ryszard błaga cię w pokorze,
Daj mu dnie długie pogody i słońca! —
Co jeszcze zrobić mam, by dojść do końca?
NORTHUMBERLAND
Odczytać tylko ten spis ciężkich zbrodni,
daje mu papier.
Przez ciebie i twych przyjaciół spełnionych
Na twym królestwie i na twych poddanych,
By ludzkie dusze przez twoje wyznanie
Uznały słuszność twojego strącenia.
KRÓL RYSZARD
Czy muszę? Jak to? Muszę sam odmotać
Minionych szaleństw moich zwity kłębek?
O, powiedz, dobry mój Northumberlandzie,
Gdyby kto przyniósł spis twoich przewinień,
Czy byś potrafił czytać go bez wstydu
W tak świetnym kole tylu dostojników?
Gdybyś potrafił, znalazłbyś grzech szpetny
Strącenia z tronu swojego monarchy,
Zgwałcenia wiary przysięgą stwierdzonej,
Grzech potępieniem w niebie piętnowany.
I wy też wszyscy, co na mnie patrzycie,
Gdy pod niedoli ciężarem się wiję,
Chociaż niektórzy z udaną litością,
Jak Piłat wasze umywacie ręce;
Wy, wy Piłaci, wyście mnie przybili
Do tego krzyża mych ciężkich utrapień,
A żadna woda plamy tego grzechu
Zmyć nie potrafi z waszego sumienia.
NORTHUMBERLAND
Śpiesz się, milordzie, czytaj artykuły.
KRÓL RYSZARD
Nie mogę widzieć, oczy me łez pełne.
Łzy jednak gorzkie nie ślepią mnie tyle,
Ażebym zdrajców bandy tu nie widział.
Ba, kiedy spojrzę na samego siebie,
Równie jak w innych, w sobie zdrajcę widzę
Bo dałem mojej duszy pozwolenie
Na zdarcie płaszcza z królewskiego ciała,
Spodliłem chwałę, wszechwładztwo monarchy
W niewolę dałem, a dumny majestat
Splamiłem piętnem poddańczej pokory.
NORTHUMBERLAND
Panie —
KRÓL RYSZARD
Nie jestem twym panem, zuchwalcze,
Niczyim panem; jestem bez tytułu,
Nie mam nazwiska, tego nawet nie mam,
Które mi kiedyś dano na chrzcie świętym,
Wszystko wydarte. O dniu opłakany!
Zim przeżyć tyle, a jeszcze nie wiedzieć,
Jakim się teraz nazywać imieniem!
O, gdybym królem był zrobionym z śniegu
I w Bolingbroke'a słońcu się roztopił!
O dobry królu, o wielki mój królu,
Chociaż nie wielce dobry, jeśli w Anglii
Jeszcze me słowa jaką wagę mają,
Rozkaż zwierciadło przynieść tu bez zwłoki,
Niechaj zobaczę, jaka moja postać,
Gdy majestatu swego postradała.
BOLINGBROKE
Niechaj kto idzie, przyniesie zwierciadło.
Wychodzi sługa.
NORTHUMBERLAND
Nim je przyniosą, odczytaj to pismo.
KRÓL RYSZARD
Dręczysz mnie, diable, nim wpadłem do piekła.
BOLINGBROKE
Northumberlandzie, nie nalegaj dłużej.
NORTHUMBERLAND
Izbie się gminnej zadosyć nie stanie.
KRÓL RYSZARD
Nie troszcz się, stanie; dość dla nich przeczytam,
Kiedy zobaczę księgę, w której stoją
Wszystkie me grzechy — własną moją postać.
Wchodzi sługa ze zwierciadłem.
Daj mi zwierciadło, na nim będę czytał.
Nie głębsze zmarszczki? Gdy okrutna boleść
Na twarz mą tyle wymierzyła ciosów,
Ran przecie głębszych na niej nie wyryła?
Zwodzisz mnie tylko, pochlebne zwierciadło,
Jak w pomyślności tłum moich dworaków!
Toż jest ta sama twarz, co w mym pałacu
Codziennie dziesięć karmiła tysięcy?
Toż jest ta sama twarz, która jak słońce
Ślepiła oczy śmiące na nią spojrzeć?
Słońce, co tylu świeciło szaleństwom,
Przed Bolingbroke'em zagasło na koniec.
O, krucha błyszczy na twarzy tej chwała
I twarz ta równie jak chwała jest krucha.
Rzuca o ziemię zwierciadło.
Patrzcie na tysiąc skorup się strzaskało.
Pojm widowiska sens, milczący królu:
Jak prędko boleść twarz moją strzaskała!
BOLINGBROKE
Cień twej boleści strzaskał cień twej twarzy.
KRÓL RYSZARD
Powtórz twe słowa. Cień mojej boleści?
Prawda, mój cały smutek w głębiach leży,
A te zewnętrzne boleści oznaki
Są tylko cieniem smutków niewidzialnych,
W milczeniu duszę mękami szarpiących.
Tam treść jest cała. O, dzięki ci, królu,
Za twoją dobroć. Nie tylko mi dałeś
Do płaczu powód, lecz mnie nauczyłeś,
Jak go opłakać. O jedną cię jeszcze
Upraszam łaskę, oddalę się potem,
Nigdy cię więcej kłopotać nie będę.
Czy ją otrzymam?
BOLINGBROKE
Mów, piękny kuzynie.
KRÓL RYSZARD
Piękny kuzynie? Większym jest od króla,
Bo gdym był królem, miałem za pochlebców
Tylko poddanych, dziś, będąc poddanym,
W osobie króla znajduję pochlebcę.
Nie potrzebuję błagać, gdym tak wielki.
BOLINGBROKE
Powiedz przecie, czego żądasz.
KRÓL RYSZARD
A czy otrzymam?
BOLINGBROKE
Otrzymasz.
KRÓL RYSZARD
Więc pozwól mi się oddalić.
BOLINGBROKE
Gdzie?
KRÓL RYSZARD
Gdzie chcesz, bylebym nie widział cię więcej.
BOLINGBROKE
Niech go z was który do Tower zawiedzie.
KRÓL RYSZARD
Zawiedzie! Wszyscy wy zawodziciele,
Coście urośli na króla upadku.
Wychodzą: król Ryszard, kilku lordów i straż.
BOLINGBROKE
Dzień uroczysty naszej koronacji
W przyszłą jest środę: bądźcie więc gotowi.
Wychodzą wszyscy prócz: Opata, biskupa Carlisle i księcia Aumerle.
OPAT
Bolesnej sceny byliśmy świadkami.
BISKUP
Ból przyjdzie później; dzieci niezrodzone
Dzień ten uczują jak z cierni koronę.
AUMERLE
Święty kapłanie, nicże już nie zdoła
Hańby tej zetrzeć z angielskiego czoła?
OPAT
Nim wam otwarcie plany me objawię,
Przódy musicie związać się przysięgą
Do zachowania słów mych w tajemnicy,
I do spełnienia podanej wam myśli.
Na waszych czołach widzę oburzenie,
Łzy waszych źrenic smutek sercu świadczą,
Chodźcie więc ze mną, a ja wam wyłożę
Myśl, co nam radość wrócić znowu może.
Wychodzą.
AKT PIĄTY
SCENA I
Londyn. Ulica prowadząca do Tower.
Wchodzą: Królowa i Damy.
KRÓLOWA
Tu król nadejdzie, bo tędy jest droga
Do tej przeklętej cezarowej wieży,
W której kamiennym łonie ma być więźniem
Przez Bolingbroke'a dumnego wyroki.
Tu stańmy, jeśli buntownicza ziemia
Swej prawowitej spocząć da królowej.
Wchodzą: król Ryszard i straż.
Lecz cicho! Patrzcie! Lub nie patrzcie raczej
Na moją piękną różę więdniejącą.
Patrzcie! Niech litość w rosę was przetopi,
A łzy miłości świeżość jej przywrócą.
O gruzów Troi starej wizerunku!
Honoru karto! Nie królu Ryszardzie,
Ale Ryszarda, króla niegdyś, grobie!
Piękny pałacu, czemu boleść szpetna
Ma w tobie mieszkać, kiedy od niedawna
Triumf w szynkowni przemienił się gościa?
KRÓL RYSZARD
Piękna niewiasto, nie łącz się z boleścią,
Aby z nią razem koniec mój przyśpieszyć.
Naucz się dobra duszo, dziś ode mnie,
Że stan nasz przeszły to sen był szczęśliwy;
Dziś, rozbudzeni, widzim rzeczywistość
Ja jestem ślubnym bratem przeznaczenia,
A mój z nim sojusz jedna śmierć rozwiąże.
Śpiesz się do Francji, zamknij się w klasztorze;
Zaróbmy skruchą na koronę w niebie,
Gdy ją nam grzechy wydarły na ziemi.
KRÓLOWA
Jak to? Mój Ryszard zmienił się i upadł
Równie na duszy jak ciele? Bolingbroke
Wziął ci i rozum? Serce twe opętał?
Lew konający wyciąga pazury
I rani ziemię, gdy wroga nie może,
Wściekły, że upadł pod pogromcy ciosem;
A ty przyjmujesz chłostę jak pacholę?
Całujesz rózgę, łasisz się zwycięzcy
W podłej pokorze, ty, lwie, zwierząt królu?
KRÓL RYSZARD
O, prawda, byłem zwierząt tylko królem;
Bo gdybym zwierząt za poddanych nie miał,
Byłbym szczęśliwym ludzi jeszcze królem.
Droga królowo niegdyś, śpiesz do Francji.
Myśl, że umarłem; że w tej właśnie chwili
Żegnam się z tobą na śmiertelnym łożu.
Śród długich, smutnych wieczorów zimowych
Siądź przy ognisku, w starych ludzi kole,
Niech ci nieszczęścia zbiegłych wieków prawią,
A na dobranoc odpłać im powieścią
O smutnych dziejach mojego upadku,
I ślij do łoża płaczących słuchaczy.
Boć głownie nawet nieczułe zrozumiąBolesne dźwięki twojego języka,
Tknięte litością ogień swój wypłaczą,
Odzieją węglem, popiołem posypią
Na znak żałoby po króla upadku.
Wchodzi Northumberland z orszakiem.
NORTHUMBERLAND
Milordzie, myśli swe Bolingbroke zmienił:
Pomfret, nie Tower, twym będzie mieszkaniem.
Tobie też, pani, przynoszę rozkazy:
Musisz bez zwłoki do Francji odpłynąć.
KRÓL RYSZARD
Northumberlandzie, drabino, po której
Na tron mój chciwy drapał się Bolingbroke,
Ledwo czas kilku postarzeje godzin,
Szpetny grzech wzbierze i zgnilizną pęknie;
Pomyślisz, choćby dał ci pół królestwa,
Że to nie dosyć, boś ty mu dał całe;
On znów pomyśli, że ten, co zna sposób,
Jak się nieprawych na tron sadza królów,
Znajdzie go równie, za lada podnietą,
Przywłaszczyciela z tronu znów obalić.
Przyjaźń występnych jest bojaźni matką,
A bojaźń wkrótce zmienia się w nienawiść,
Wiedzie jednego lub obu do czynów
Do zasłużonej prowadzących śmierci.
NORTHUMBERLAND
Mój grzech na moją niechaj spadnie głowę
I na tym koniec. Żegnajcie się teraz,
Bo się natychmiast musicie rozłączyć.
KRÓL RYSZARD
Podwójny rozwód. Ludzie bez sumienia,
Wy me podwójne zrywacie małżeństwo
Z moją koroną i moją królową.
Do Królowej:
Pozwól niech śluby nasze odcałuję,
Jak je skojarzył niegdyś pocałunek.
Rozdziel nas teraz; prowadź mnie na północ,
W posępny klimat zimy i choroby;
Królowa moja niech do Francji śpieszy,
Skąd jak dzień maja przybyła ponętna,
Gdzie jak Zaduszny Dzień powróci smętna.
KRÓLOWA
Jak to? Więc z tobą rozłączyć się muszę?
KRÓL RYSZARD
Dłoń z dłoni wyrwać i od duszy duszę.
KRÓLOWA
Zróbcie go mego spólnikiem wygnania.
NORTHUMBERLAND
Tak litość radzi, lecz roztropność wzbrania.
KRÓLOWA
To niech z nim jego podzielę więzienie.
KRÓL RYSZARD
Z dwóch cierpień jedno splecie się cierpienie.
Ty płacz tam po mnie, ja tutaj po tobie;
Lepsze rozstanie na nadziei grobie.
Idźmy więc, mierzmy drogę na westchnienia.
KRÓLOWA
Gdzie droga dłuższa, liczniejsze jęczenia.
KRÓL RYSZARD
To krok mój każdy dwa jęki zaznaczą;
Krótkość mej drogi przedłużę rozpaczą.
Skróćmy zaloty do smutku, gdy wiemy,
Że na tak długo smutek poślubimy!
W niemym całunku z tobą się rozstanę;
Daj mi twe serce, moje weź w zamianę.
Całuje ją.
KRÓLOWA
Oddaj mi moje; w mych piersiach twe serce
W moich boleściach miałoby mordercę.
Całuje go.
Bądź zdrów! Mam moje, nic mi już nie broni
Zabić je smutkiem w dalekiej ustroni.
KRÓL RYSZARD
Zwłoką dusz naszych pomnażamy męki;
Bądź zdrowa! Resztę niech powiedzą jęki.
Wychodzą.
SCENA II
Londyn. Sala w pałacu księcia York.
Wchodzą: książę York, Księżna.
KSIĘŻNA
Przyrzekłeś, książę, dokończyć powieści
Przerwanej płaczem, o naszych kuzynów
Do tej stolicy wjeździe uroczystym.
YORK
A gdzie stanąłem?
KSIĘŻNA
Na bolesnej chwili,
Jak z okien ręce miotały okrutne
Śmiecie na głowę królewską Ryszarda.
YORK
Wtedy Bolingbroke, jak już powiedziałem,
Na ognistego poskoczył rumaka,
Co zdał się swego dumnego znać jeźdźca,
Majestatycznym, wolnym stąpał krokiem,
Gdy ze stron wszystkich tysiące języków
«Boże, zachowaj Bolingbroke'a!» grzmiały.
Zda się, że same przemawiały okna,
Tak twarze młodych i starych spiętrzone
Ciekawe oczy przez ramy ciskały
Na jego postać, tak dokoła mury
Ludem nabite, wołały bez końca:
«Chowaj cię Jezu! Witaj, Bolingbroke'u!»
On, tocząc koniem to w prawo, to w lewo,
Z odkrytą głową niżej końskiej szyi,
«Dzięki» powtarzał, «dzięki wam, rodacy!»
I tak się z wolna posunął ulicą.
KSIĘŻNA
A biedny Ryszard gdzie pod tę był porę?
YORK
Jak na teatrze wszystkich widzów oczy,
Gdy ulubiony oddali się aktor,
Na wchodzącego obojętnie patrzą,
Pewni, że zacznie nudne paplać słowa,
Z równą, a może i większą pogardą
Tłum na Ryszarda z ukosa spoglądał.
Nikt nie wykrzyknął: zachowaj go Boże!
Nikt go uczciwym nie powitał słowem;
Na świętą głowę rzucano mu śmiecie,
Które on z cichą otrząsał boleścią.
Uśmiech na twarzy jego ze łzą walczył,
Znak cierpliwości jego i strapienia;
I gdyby Pan Bóg w sądach niezgłębionych
Na twardy kamień ludzkich serc nie zmienił,
Na łzy by wszystkie musiały się stopić
I barbarzyńca nad nim by zapłakał.
Lecz niepojęte ludziom sądy boże,
I w cichej musim przyjąć je pokorze.
Dzisiaj Bolingbroke królem mym i panem,
Przysiągłem, będę wiernym mu poddanym.
Wchodzi Aumerle.
KSIĘŻNA
To syn mój, Aumerle.
YORK
Był kiedyś Aumerlem,
Ale za wierną dla Ryszarda przyjaźń
Tytuł ten stracił i od dzisiaj, pani,
Tylko Rutlandem musisz go nazywać.
Jestem rękojmią jego w parlamencie
Za wierną służbę nowemu królowi.
KSIĘŻNA
Witaj, mój synu! Jakie dziś fijołki
Zielone wiosny nowej stroją łono?
AUMERLE
Ani wiem, pani, ani wiedzieć pragnę;
Bóg widzi, wszystko jest mi obojętne.
YORK
W tej nowej wiośnie roztropność ci radzę,
By cię przed czasem nie podcięła kosa.
Co słychać w Oxford? Czy ciągle turnieje?
AUMERLE
Ile wiem, ciągle.
YORK
Wiem, że się tam udasz.
AUMERLE
To moją myślą, jeśli Bóg pozwoli.
YORK
Co to za pieczęć z zanadrza ci wisi?
Cóż to? Bledniejesz? Pokaż mi to pismo.
AUMERLE
To nic.
YORK
Więc mniejsza, w czyje wpadnie oczy.
Jestem ciekawy; pokaż mi to pismo.
AUMERLE
Przebacz mi, panie, nie mogę pokazać;
I chociaż małej pismo to jest wagi,
Dla pewnych przyczyn pokazać go nie chcę.
YORK
A ja dla pewnych przyczyn chcę je widzieć.
Lękam się — lękam —
KSIĘŻNA
I czegoż się lękasz?
To nic, zapewne oblig podpisany
Za piękne szaty na dzień uroczysty.
YORK
Oblig dla siebie? Dla siebie, na siebie
Wystawił oblig? Kobieto, szalejesz.
Chłopcze, natychmiast pismo mi to pokaż.
AUMERLE
Przebacz mi, panie, przebacz, lecz nie mogę.
YORK
Muszę je widzieć, raz jeszcze powtarzam.
Wydziera mu pismo i czyta.
Obrzydła zdrada! Podły niewolniku!
KSIĘŻNA
Co to jest, książę? Przez Boga!
YORK
Hej! służba!
Wchodzi sługa.
Siodłaj mi konia. Miłosierny Boże!
Ha, co za zdrada!
KSIĘŻNA
I cóż to jest, książę?
YORK
Przynieś mi buty, każ osiodłać konia.
Sam, na mój honor, sam, na moje życie,
Idę zbrodniarza przed królem oskarżyć.
Wychodzi sługa.
KSIĘŻNA
Co to jest?
YORK
Cicho, szalona niewiasto.
KSIĘŻNA
Nie będę cicho; cóż to jest, mój synu?
AUMERLE
Ukój się matko, to tylko jest sprawa,
Za którą biedne me odpowie życie.
KSIĘŻNA
Życie?
Wchodzi sługa z butami.
YORK
Daj buty. Muszę króla widzieć.
KSIĘŻNA
Zabij go, Aumerle. Stoisz odurzony,
Biedny mój synu!
Do sługi:
Precz stąd, nikczemniku,
Niech cię me oczy więcej nie zobaczą!
YORK
Daj buty, mówię.
KSIĘŻNA
Książę, co chcesz zrobić?
Własnego dziecka błędów nie chcesz taić?
Mamyż, możemyż więcej synów spłodzić?
Czy czas płodności mojej nie wysuszył?
Chcesz mej starości piękne dziecko wydrzeć,
Pragniesz mi wykraść szczęsne matki imię?
Czy to nie syn twój? Nie obraz twój żywy?
YORK
Szalona miłość odjęła ci rozum.
Jak to? Ten czarny spisek chcesz utaić?
Tuzin ich straszną związał się przysięgą,
Każdy przysięgę swym podpisem stwierdził,
Że króla w Oxford zabiją.
KSIĘŻNA
Cóż z tego?
On tam nie będzie, tu go zatrzymamy.
YORK
Precz, obłąkana! Choćby mym był synem
Dwadzieścia razy, pójdę go oskarżyć.
KSIĘŻNA
Gdybyś dla niego to, co ja wycierpiał,
W twym sercu więcej znalazłbyś litości.
Lecz cię przenikam; myśl twa podejrzywa,
Że ja niewierną byłam twemu łożu,
Że on nie synem twoim, lecz bękartem.
O odpędź, odpędź myśl tę, drogi mężu!
On wizerunkiem twoim jest, nie moim,
Ni mej rodziny, a kocham go przecie.
YORK
Ustąp mi z drogi, niesforna kobieto.
Wychodzi.
KSIĘŻNA
Leć, synu, pierwszy konia jego dosiądź,
Nie szczędź ostrogi, pierwszy stań przed królem,
Nim cię oskarży, proś o przebaczenie.
I ja nie zaśpię, choć złamana wiekiem,
I wiem, że księciu nie dam się wyścignąć;
Póty kolana z ziemi nie podniosę,
Póki Bolingbroke nie da przebaczenia.
O, nie trać czasu, spiesz się, drogi synu!
Wychodzą.
SCENA III
Windsor. Pokój w zamku.
Wchodzą: Bolingbroke jako król, Percy i inni panowie.
BOLINGBROKE
O marnotrawnym kto powie mi synu?
Trzy już miesiące, jak go nie widziałem:
On życia mego najcięższą jest plagą.
Daj Boże, byśmy odkryć go zdołali!
Idźcie go szukać po londyńskich szynkach,
Bo tam, jak mówią, co dzień bankietuje
W kole przyjaciół zepsutych, rozpustnych,
Co nieraz w nocy po zaułkach miasta
Straż biją moją, rabują przechodniów,
A on jak dzieciuch pusty, zniewieściały
Za punkt honoru uważa popierać
Łotrów tych bandę.
PERCY
Jakie dwa dni temu
Przypadkiem, panie, spotkałem książęcia,
Przy sposobności zrobiłem mu wzmiankę
O tych turniejach w Oxford.
BOLINGBROKE
Cóż on na to?
PERCY
Że do zamtuza idzie, że zabierze
Najrozpustniejszej dziewki rękawiczkę,
Że pod tym godłem zapaśników czeka
I najdzielniejszych z konia w szrankach zsadzi.
BOLINGBROKE
Śmiały jak pusty; a przecie dostrzegam
Iskrę nadziei lepszej w jego wadach,
Którą czas może na płomień rozdmuchać.
Lecz kto się zbliża?
Wbiega Aumerle.
AUMERLE
Gdzie król?
BOLINGBROKE
Mój kuzynie,
Co znaczy spojrzeń twoich obłąkanie?
AUMERLE
Boże, strzeż króla! Upraszam cię, panie,
O jedną chwilę rozmowy sam na sam.
BOLINGBROKE
Odejdźcie, proszę, zostawcie nas samych.
Wychodzą Percy i panowie.
Mów teraz, co cię sprowadza, kuzynie?
AUMERLE
klęka.
Niech me kolana do ziemi przyrosną,
Do podniebienia język w moich ustach,
Jeżeli wstanę lub wyrzeknę słowo,
Nim przebaczenie królewskie otrzymam.
BOLINGBROKE
Za pomyślany czyn lub dokonany?
Jeśli myśl tylko, jakkolwiek występna,
Aby na przyszłość twą miłość pozyskać,
Przebaczam chętnie.
AUMERLE
Więc pozwól mi, królu,
Drzwi na klucz zamknąć, aby nikt wejść nie mógł,
Dopóki mojej nie skończę powieści.
BOLINGBROKE
Zrób jak chcesz.
Aumerle zamyka drzwi.
YORK
za sceną:
Królu, miej się na baczności!
Strzeż się! Bo zdrajca przy twoim jest boku.
BOLINGBROKE
dobywając oręża:
Nędzniku, miecz ten da mi bezpieczeństwo.
AUMERLE
Wstrzymaj miecz mściwy, królu, bądź bez trwogi.
YORK
za sceną:
Otwórz drzwi, królu, do szaleństwa ufny.
Mamże z miłości rzucać ci obelgi?
Otwórz drzwi, królu, albo je wysadzę.
Bolingbroke otwiera drzwi, wchodzi York.
BOLINGBROKE
Wytłumacz, stryju, co się to ma znaczyć?
Lecz wytchnij przódy. Powiedz, jak jest blisko
Niebezpieczeństwo, abym się mógł bronić.
YORK
Czytaj, a z pisma dowiesz się o zdradzie,
Bo pośpiech knebel na me usta włożył.
AUMERLE
Czytając, królu, pomnij na twe słowo.
Żałuję! Mego nie czytaj nazwiska:
Serce nie było w spisku z moją ręką.
YORK
Było, nędzniku, zanim podpisałeś.
Z zanadrza zdrajcy pismo to wydarłem.
Trwoga, nie miłość skruchę wywołała.
Strzeż się litości, królu, litość twoja
Serce ci żądłem przebije zatrutym.
BOLINGBROKE
O czarny, straszny, o spisku ohydny!
O prawy ojcze syna przeniewiercy!
Ty czyste, srebrne, nieskalane źródło,
Z którego strumień ten trysnął, co w biegu
Tylko na mętną zmienił się kałużę!
Zbytek dobroci twej na złe się zmienia,
Nadmiar ten jednak dobroci zamaże
Śmiertelną plamę występnego syna.
YORK
Ma cnota będzie wad jego rajfurką?
A jego hańba mój honor roztrwoni
Jak złoto ojca skąpego rozrzutnik?
Mój honor hańby jego śmiercią żyje,
Lub hańba jego honor mój zabije.
Kto życie jemu daje, mnie odbiera:
Gdzie zdrada żyje, tam wierność umiera.
KSIĘŻNA
za sceną:
Królu mój, panie, otwórz mi, przez Boga!
BOLINGBROKE
Kto przeraźliwym tak głosem mnie wzywa?
KSIĘŻNA
za sceną:
Kobieta, twoja nieszczęsna stryjenka.
Otwórz, przez litość dla żebraczki, panie,
Co po raz pierwszy wyszła na żebranie.
BOLINGBROKE
Tragedia w farsę zmienia się w tej chwili,Król i Żebraczka tytuł krotofili.
Otwórz drzwi matce, bo ją tu sprowadza
Grzech syna, który króla swego zdradza.
YORK
Jeśli przebaczysz łzą matki wzruszony,
Twa litość zbrodni wyda nowych plony.
Zgangrenowany członek utnij, panie,
A reszta ciała przy zdrowiu zostanie.
Wchodzi Księżna.
KSIĘŻNA
Nie daj się kusić okrutnej potworze:
Sam się nie kocha, jak kochać cię może?
YORK
Po coś tu przyszła, kobieto szalona?
Zdrajcę starego mlekiem karmić łona?
KSIĘŻNA
Cierpliwość, mężu! — Królu miłościwy —
Klęka.
BOLINGBROKE
Wstań, wstań, stryjenko.
KSIĘŻNA
O nie, jak Bóg żywy,
Póty się czołgać na kolanach będę,
Na dziennym świetle przy szczęsnych nie siędę,
Póki radosnych słów król mi nie powie:
Przebaczam winę twojemu synowi.
AUMERLE
klęka:
Z matką mą klękam u stóp mego pana.
YORK
klęka:
Ja przeciw obu wierne gnę kolana.
Bądź głuchy, królu, na modły zwodnicze.
KSIĘŻNA
On tylko szydzi; spójrz w jego oblicze,
Łzy nie ma w oku; prośba cię nie wzruszy,
Co z ust mu spada, a nie płynie z duszy:
On prosi, pragnąc, by się tak nie stało;
My prosim całym sercem, duszą całą;
Jego znużone wstać już chce kolano,
Nasze do ziemi przyrosną, nim wstaną;
Jego modlitwa obłudą natchnięta,
Modlitwy naszej matką wiara święta;
Niech dziś, jak zawsze, prośba szczerej duszy
Do miłosierdzia serce twe poruszy.
BOLINGBROKE
Wstań przód, stryjenko.
KSIĘŻNA
Nie mów: «wstań stryjenko!».
Przód przebacz, potem powiedz: «wstań stryjenko!».
Gdybym twą była mamką, pierwsze brzmienie
Ust by twych było słowo: przebaczenie.
Wyraz nad wszystkie wyrazy to święty;
Powiedz: «przebaczam» litością nachnięty.
Krótkie to słowo wieczną radość rodzi,
W królewskich ustach żadne nie brzmi słodziej.
YORK
Mów po francusku, królu: pardonnez moi.
KSIĘŻNA
Chcesz przebaczeniem przebaczenie zabić?
Szyderczy mężu a okrutny razem,
Radzisz mu wyraz zbić samym wyrazem.
Wymów: przebaczam, wyraz tu przyjęty,
Gwar słów francuskich dla nas niepojęty.
Niech język powie, co już mówią oczy.
Lub niech ci litość ucho w serce wtłoczy,
By miłosierdzie, modłów tknięte siłą,
Słowo: «przebaczam» w usta ci włożyło.
BOLINGBROKE
Lecz wstań, stryjenko.
KSIĘŻNA
Nie proszę o wstanie,
O przebaczenie błagam tylko, panie.
BOLINGBROKE
Jak mu przebaczam, tak przebacz mi Boże!
KSIĘŻNA
O, czegóż zgięte kolano nie może!
Ale drżę jeszcze; powtórz jeszcze słowo,
Bo powtórzenie nie łaską jest nową,
Lecz jej stwierdzeniem.
BOLINGBROKE
Przebaczam.
KSIĘŻNA
O dzięki!
Ty jesteś Bogiem, nie królem na ziemi.
BOLINGBROKE
Lecz co do mego szwagra i opata,
I co do całej kliki ich spólników,
Zniszczenie w ślady pogoni za nimi.
Dobry mój stryju, wypraw silny oddział
Do Oxford albo gdziekolwiek ich znajdziesz,
Przysięgam bowiem, że żaden z zbrodniarzy
Drugiego słońca nie zobaczy twarzy.
Bądź zdrów, mój stryju; żegnam cię, kuzynie;
Bądź odtąd wierny, stwierdź matki twej słowo.
KSIĘŻNA
Chodź, synu, niech ci Bóg duszę da nową!
Wychodzą.
SCENA IV
Windsor.
Wchodzą: Exton i Sługa.
EXTON
Czyś słyszał, jakie króla były słowa?
«Toż więc jednego nie mam przyjaciela,
Co z tej żyjącej wyrwałby mnie trwogi?»
Czy nie tak mówił?
SŁUGA
Własne jego słowa.
EXTON
«Toż więc jednego nie mam przyjaciela?»
Dwakroć te same powtórzył wyrazy.
Czy prawda?
SŁUGA
Prawda.
EXTON
A kiedy to mówił,
Wzrok we mnie wlepił, jakby chciał powiedzieć:
Jakżebym pragnął, byś tym był człowiekiem,
Który z tą trwogą serce mu rozwiedzie!
A miał na myśli króla w zamku Pomfret.
Ja przyjacielem króla, a więc muszę
Do nieba posłać wroga jego duszę.
Wychodzą.
SCENA V
Pomfret. Więzienie zamkowe.
Wchodzi król Ryszard.
KRÓL RYSZARD
Szukałem dotąd, jakby można było
Ze światem moje porównać więzienie;
Lecz próżnom szukał, bo świat ludu pełny,
A ja jedyną żywą tu istotą.
Spróbuję jednak porównanie ukuć;
Więc wyobraźnia będzie ducha żoną,
A duch mój ojcem i z takich rodziców
Mnogi rój dzieci myśli na świat wyjdzie;
Myśli te mały światek ten zaludnią,
Do świata tego mieszkańców podobne.
Bo wszystkie pełne smutków są i troski.
Najlepsze myśli, jak o rzeczach bożych,
Są wątpliwości pełne i stawiają
Jeden tekst przeciw drugiemu tekstowi.
Jak: chodźcie do mnie małe niemowlęta;
A znów: do nieba tak dostać się trudno,
Jak wielbłądowi przejść przez ucho igły.
Myśli ambitne tworzą cudne plany —
Niewykonalne: jak słaby paznokieć
Zdołałby przebić świata mur kamienny,
Twardego świata — mojego więzienia;
A że nie mogą, w swej konają dumie.Myśl rezygnacji w tym pociechy szuka,
Żem nie jest pierwszym losu niewolnikiem
I nie ostatnim; niby durny żebrak,
Co w dybach siedząc, swą hańbę tym cieszy,
Że jak niejeden przed nim w dybach siedział,
Tak i niejeden po nim siedzieć będzie,
I jakby znalazł ulgę w takiej myśli,Własną niedolę przenosi na grzbiety
Tych, którzy przed nim gorycz jej uczuli.
Ja też odgrywam różnych ludzi role,
Zadowolenia nie znajdując w żadnej.
To królem jestem, a poddanych zdrada
Zostać żebrakiem żądzę we mnie rodzi;
Jestem żebrakiem, lecz nędza mi szepce,
Żem był szczęśliwszy, kiedy byłem królem;
Znów jestem królem a po chwili myślę,
Że mnie Bolingbroke z mego tronu strącił,
Że jestem niczym; lecz czymkolwiek jestem,
Ni ja, ni żaden na ziemi tej człowiek
W niczym nie znajdzie pociechy, dopóki
W nicości ulgi nie znajdzie strapieniom.
Muzyka.
Słyszę muzykę. Ha, trzymajcie miarę!
Jak szorstką słodka muzyka dla ucha,
Gdy łamie akord i z taktu wychodzi!
Tak i w muzyce ludzkiego żywota.
Tu, ucho moje na dźwięk dość jest czułe,
Gdy miarę gwałci nieposłuszna struna;
Ale nie miałem ucha, żeby poznać
Złamany akord mojego królestwa.
Trwoniłem czas mój, czas mnie teraz trwoni,
Bo czas mnie teraz zrobił swym zegarem;
Myśli są moje jego minutami,
Tyk-tak mych westchnień notuje sekundy
Na cyferblacie zegara — mych oczach,
Po których ciągle, jak jaka skazówka,
Palec mój krąży, by go z łez ocierał;
Dźwiękiem głoszącym, która jest godzina,
Są jęki moje bijące w dzwon — serce.
Tak więc westchnienia moje, łzy i jęki
Liczą minuty, sekundy, godziny.
Czas mój na dumną Bolingbroke'a radość,
Na skrzydłach leci; gdy ja, biedny głupiec,
Jestem na jego zegarze kukułką.
Rozum mi mąci ta muzyka; skończcie!
Bo jeśli czasem obłąkanych leczy,
We mnie, zdrowego obłąkać jest zdolna.
Bóg jednak zapłać kto ją tu sprowadził!
Znak to miłości; miłość dla Ryszarda
Rzadki dziś klejnot na tym twardym świecie.
Wchodzi Masztalerz.
MASZTALERZ
Witaj, królewski książę!
KRÓL RYSZARD
Dzięki, lordzie!
Kto z nas najtańszy, szeląg jest za drogi.
Powiedz kto jesteś? Co cię tu sprowadza,
Gdzie nigdy żaden nie przychodzi człowiek
Prócz swarliwego psa, który codziennie
Przynosi żywność, by nędzę mą przewlec?
MASZTALERZ
W twych stajniach byłem biednym masztalerzem,
Gdy byłeś królem. W drodze do Yorku
Ledwo zdołałem dostać pozwolenie
Ujrzeć oblicze mego niegdyś pana.
Ach, com wycierpiał, gdy w dzień koronacji
Na barbaryjskim widziałem dereszu
Harcującego w mieście Bolingbroke'a!
Tak często konia tego dosiadałeś,Jam go z tak ciężką utresował pracą!
KRÓL RYSZARD
Jak to? Więc moim toczył on dereszem?
Koń jak wyglądał? Powiedz, przyjacielu.
MASZTALERZ
W swojej się dumie ziemią zdawał gardzić.
KRÓL RYSZARD
Pyszny był swoim jeźdźcem, Bolingbroke'em?
Szkapa ten z ręki mej chleb zwykł był jadać,
Pysznił się, gdy go ręką tą klepałem.
I nie potknął się? I czemuż nie upadł
(Skoro upadek dumy zwykłym losem),
Nie złamał karku dumnego człowieka,
Co się odważył grzbiet jego przywłaszczyć?
Przebacz mi, koniu! Czemuż cię obwiniam?
Byłeś stworzony na człowieka służbę.
Nosić go musisz; ja koniem nie jestem,
A dźwigam ciężar jak osioł orany
Krwawą ostrogą króla Bolingbroke'a.
Wchodzi Stróż z półmiskiem.
STRÓŻ
Wynoś się, bracie, bawiłeś zbyt długo.
KRÓL RYSZARD
Jeśli mnie kochasz, czas ci się oddalić.
MASZTALERZ
Serce me powie, czego język nie śmie.
Wychodzi.
STRÓŻ
Czy raczysz, panie, zabrać się do jadła?
KRÓL RYSZARD
Pokosztuj pierwszy, jak to zwykłeś robić.
STRÓŻ
Nie śmiem, bo właśnie od króla przybywa
Sir Pierce of Exton, który mi zabronił.
KRÓL RYSZARD
Idź z twym Henrykiem Lancastrem do diabła!
Mej cierpliwości przebrała się miarka.
Bije go.
STRÓŻ
Rozbój! Ratujcie!
Wchodzi: Exton i słudzy zbrojni.
KRÓL RYSZARD
A to co się znaczy?
Co śmierć zamierza w tym zuchwałym najściu?
Wydziera jednemu oręż i zabija go.
Sam mi przyniosłeś śmierci twej narzędzie.
Idź, piekło czeka na ciebie, nędzniku!
Zabija drugiego. Exton uderza go i powala na ziemię.
Ręka twa w wiecznym gorzeć będzie ogniu.
Exton, okrutna dłoń twa mię obala,
Krwią króla własną jego ziemię kala.
Leć w górę duszo! Siedziba twa w niebie,
Gdy martwe ciało ziemia ta pogrzebie.
Umiera.
EXTON
Król z krwi i męstwa, a ja go zabiłem!
Ale czy dobry uczynek spełniłem?
Diabeł, co wprzódy kusił mnie pochwałą,
Szepcze, że piekło czyn mój zapisało.
Żywemu niosę monarchę bez duszy;
Tych innych niechaj proch ziemi przyprószy.
Wychodzą.
SCENA VI
Windsor. Sala w Zamku.
Przy odgłosie trąb wchodzą: Bolingbroke, York, Panowie i Służba.
BOLINGBROKE
Stryju Yorku, ostatnie nowiny
Mówią, że tłuszcza buntowników ogniem
Zniszczyła miasto Cicester w Gloucestershire;
Lecz czy zabici, czyli ich pojmano
Nie wiemy jeszcze.
Wchodzi Northumberland:
Lordzie, co przynosisz?
NORTHUMBERLAND
Życzenia wszystkich pomyślności, królu,
Potem wiadomość, żem już do Londynu
Wyprawił głowy lorda Salisbury,
Spencera, Blunta; jak wpadli nam w ręce,
Pismo to lepiej w szczegółach opowie.
Oddaje papier.
BOLINGBROKE
Dzięki ci, Percy, za wszystkie kłopoty;
Praca ci twoja owoc wyda złoty.
Wchodzi Fitzwater.
FITZWATER
Wysłałem, panie z Oxford do Londynu
Głowy Brocasa i Benneta Seely,
Dwóch zdrajców, którzy w powierników kole
Knowali w Oxford niebezpieczne spiski.
BOLINGBROKE
W niepamięć twoje nie pójdą zasługi,
W regestr wdzięczności mej wciągnę ją długi.
Wchodzi Percy z Biskupem Carlisle.
PERCY
Wielki buntownik, opat westminsterski,
Złego sumienia targany zębami
Do grobu zstąpił. Ale biskup Carlisle
Stoi tu żywy i czeka na karę,
Której jest godzien za złamaną wiarę.
BOLINGBROKE
Biskupie, taki wyrok na cię piszę:
Sam sobie wybierz klasztorne zacisze,
Żyj tam w pokoju; skrucha cię osłoni
Od mściwych ciosów sprawiedliwej dłoni,
Bo choć mym wrogiem w każdej byłeś dobie,
Iskrę honoru widzę jeszcze w tobie.
Wchodzi Exton z ludźmi niosącymi trumnę.
EXTON
Królu, w tej trumnie trwoga twa zamknięta;
Na wiekuiste spoczywa w niej spanie
Najpotężniejszy z wrogów twoich, panie:
W trumnie tej leży Ryszard z Burdygali.
BOLINGBROKE
Nigdy król twego czynu nie pochwali;
Występną dłonią na mnie i tę ziemię
Wiecznej ohydy sprowadziłeś brzemię.
EXTON
Twym słowom były posłuszne me dłonie.
BOLINGBROKE
Kto potrzebuje trucizny, Extonie,
Gardzi trucizną; morderstwem się brzydzę;
Pragnąłem mordu, zbójcy nienawidzę.
Weź za twą płacę zgryzoty sumienia,
Lecz na królewskie nie licz dziękczynienia.
Jak drugi Kain błąkaj się bez końca,
Kryj się przed ludźmi i unikaj słońca.
Dusza dziś moja boleje żałośnie,
Że krwią podlana wielkość moja rośnie.
Płaczcie więc ze mną spólnie naszej straty;
Na znak żałoby czarne wdziejmy szaty.
Pójdę do świętej ziemi Palestyny,
Aby tam dłonie me z tej obmyć winy.
Za tą przedwczesną trumną teraz razem
Idźmy, panowie, z boleści wyrazem.
Wychodzą.