drukowana A5
28.67
Poezje dla dzieci do lat 10, część II

Bezpłatny fragment - Poezje dla dzieci do lat 10, część II


Objętość:
127 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-5268-6

Nasz świat

I miasto i wioska

To jeden nasz świat!

I wszędzie, dziecino,

Twa siostra, twój brat!

I wszędzie, dziecino,

Wśród lasów, wśród pól,

Jak ty czują radość,

Jak ty czują ból.

Dzień dobry

Zaszumiało nasze pole

Złotą pieśnią zbóż,

Wschodzi, wschodzi śliczne słonko

Wśród różanych zórz.

Wschodzi, wschodzi złotą drogą

Nad ten ciemny las,

A skowronek z gniazdka leci,

Piosnką budzi nas.

Dobry dzień ci, wiosko miła,

Drogi domku ty!

I wy świeżo rozkwitnione

Pod okienkiem bzy!

Dobry dzień wam, dobrzy ludzie,

Co idziecie w świt,

Z jasną kosą na ramieniu

Miedzą wpośród żyt!

Dobry dzień wam, lasy ciemne,

Stojące we mgle,

I ty, mały skowroneczku,

Co zbudziłeś mnie!

Czytanie

No, już na dziś dość biegania!

Niech tu nisko siądzie Hania,

Julcia z lalką wyżej trochę,

Na kolana wezmę Zochę,

Bo Zosieńka jeszcze mała...

No, i będę wam czytała.

O czem chcecie? — Ja chcę bajkę

Jak to kotek palił fajkę!

— A ja chcę o szklanej górze,

Gdzie to rosną złote róże!

— A ja chcę o jędzy babie,

Co ma malowane grabie!

— A to ja chcę o tym smoku,

Co to pękł z jednego boku! —

— Ejże! Co wam przyjdzie z bajki?

Czy to koty palą fajki?

Na cóżby się zdały babie

Jakieś malowane grabie?

Czy kto widział złote róże?

Czy kto był na szklanej górze?

Wszak wam wiedzieć będzie miło,

Co się u nas wydarzyło.

Posłuchajcie...

      W bok Kruszwicy

Żył Piast w cudnej okolicy...

Miał synaczka...

      — Wiemy! Wiemy!

— No i chcecie?

      — Chcemy! chcemy!

Sierotki (W oknie stoją dwie sieroty...)

W oknie stoją dwie sieroty:

— Ach miesiączku ty nasz złoty,

Co u niebios świecisz bramy,

Czyś nie widział naszej mamy?

— Oj widziałem, moja miła!

Idź do dzieci mych — mówiła —

Niech pracują, niech nie płaczą,

To mnie w sercu swem zobaczą.

Cichy wieczór

Cichy wieczór już zapada,

Zgaśnie zorza wnet,

A pod lasem, pod olszowym,

Słychać rżenie — het!

Siwy konik tam się pasie,

Siwy konik mój;

Jest tam łączka z drobną trawką,

Jest kryniczny zdrój!

Siwy konik rży po łące,

Rozlega się głos;

Leci echo od olszyny

Polem pełnem ros.

A miesiączek cicho wstaje,

Lipa sypie kwiat.

Cudnaż, cudna noc ta letnia,

Cudny jest nasz świat!

Dobranoc

Dobranoc, ty wiosko,

Dobranoc, kochana!

Oj będziesz ty spała

Do nowego rana.

Do nowego rana,

Co wzejdzie na niebie,

Kiedy nowa wiosna

Znów obudzi ciebie.

Dobranoc, ty wiosko,

Dobranoc, kochana!

Oj będziesz ty spała

Do nowego rana!

Wiatr

— Czego ty jęczysz, ty bujny wietrze

I czego tak zawodzisz?

Czemu nie siedzisz w chateczce swojej,

Tylko po polu chodzisz?

— Oj! tego jęczę, tego zawodzę,

Moje ty drogie dziecię,

Że nie mam chatki, rodzonej chatki

I tułam się po świecie.

Śnieżyca

Zahuczały, zaświstały

Wichry w srebrny róg:

Leci, leci tuman biały,

Aż na chaty próg.

Na tej chaty próg lipowy,

Co ochrania nas,

Co otula nasze głowy

W złej śnieżycy czas.

A ja stoję u okienka,

A ja patrzę wdal;

Milknie, cichnie ma piosenka,

Serce chwyta żal.

Oj nie jedna tam sierota

Na tem zimnie drży!

Wiatr chuściną biedną miota,

A mróz ścina łzy...

O ty, chato nasza droga,

Rozszerz ściany swe!

Pójdź, sieroto, dziecię Boga,

My utulim cię!

Rzeka

Za tą głębią, za tym brodem,

Tam stanęła rzeka lodem;

Ani szumi, ani płynie,

Tylko duma w swej głębinie:

Gdzie jej wiosna,

Gdzie jej zorza?

Gdzie jej droga

Het do morza?

Oj, ty rzeko, oj, ty sina,

Lody tobie nie nowina;

Co rok zima więzi ciebie,

Co rok wichry mkną po niebie.

Aż znów przyjdzie

Wiosna hoża

I popłyniesz

Het do morza.

Nie na zawsze słonko gaśnie,

Nie na zawsze ziemia zaśnie,

Nie na zawsze więdnie kwiecie,

Nie na zawsze mróz na świecie.

Przyjdzie wiosna,

Przyjdzie hoża,

Pójdą rzeki

Het do morza!

Kolędnicy

A ten chudy Janek

Po ulicy chodzi,

Z trzejkrólową gwiazdą

Kolędników wodzi.

Trzejkrólowa gwiazda

Zaświeci w okienko,

Kolędnicy hukną

Wesołą piosenką.

Kolęda, kolęda,

Wesoła nowina!

A pójdźcież się ogrzać

Bliżej do komina!

Trzejkrólowa gwiazda,

A po niej zapusty;

Nie bój się ty, Janku,

Będziesz jeszcze tłusty.

Skowronek

Skowroneczek śpiewa

Nad tą cichą niwą;

Orzcie, wołki siwe,

Prosto, a nie krzywo.

Orzcie, wołki siwe,

Na ten chleb razowy,

Na ten chlebek żytni,

Czarny, ale zdrowy.

Skowroneczek śpiewa,

Wiszący pod niebem;

Daj nam Boże razem

Przełamać się chlebem.

Chlebem się przełamać,

Kąskiem choć ostatnim,

Dobrem się podzielić słowem

I uściskiem bratnim!

Kukułeczka

Po tym ciemnym boru

Kukułeczka kuka,

Z ranka do wieczoru

Gniazdka sobie szuka.

Kuku! Kuku!

Gniazdka sobie szuka.

— A ty kukułeczko,

Co na drzewach siadasz,

Jakie ty nowiny

W lesie rozpowiadasz?

Kuku! Kuku!

W lesie rozpowiadasz?

Leciałam ja w maju,

Z ciepłego wyraju,

Zagubiłam w drodze

Ścieżynę do gaju!

Kuku! Kuku!

Ścieżynę do gaju.

Zagubiłam ścieżkę

Do gniazdeczka mego,

Teraz latam, kukam,

Ot już wiesz dlaczego.

Kuku! Kuku!

Ot już wiesz dlaczego.

Sokół

Poczerniało niebo,

Poczerniało pole;

— A gdzie lecisz, odlatujesz,

Siwy mój sokole?

Czy lecisz za góry,

Czy za morze sine,

Za tem słonkiem, za tem złotem,

W weselszą gościnę?

Weselszą gościnę

Znajdziesz sobie wszędzie;

Lecz za cichą wioską naszą

Tęskno tobie będzie.

Co spojrzysz za siebie,

To serce zasmucisz,

Aż się z nową wiosną do nas

I do gniazdka wrócisz.

Wianki

A ta modra rzeka

Ogniami się pali;

Wesoła drużyna

Płynie po jej fali.

Wesoła drużyna

Chwyta kwietne wieńce,

Co je zaplatały

Tych panienek ręce.

Na wysokim brzegu

Panieneczka stała,

Modremi oczkami

Na wianek patrzała.

Płyńże, mój wianeczku,

Po tej bystrej fali,

Póki się ten ogień

Świętojański pali.

Płyńże, mój wianeczku,

Do brzegu drugiego,

Pytaj się tam ludzi

O braciszka mego.

Mój braciszek miły

Wędruje po świecie,

A ja mu posyłam

Te różane kwiecie.

Dożynki

Mamuniu! Tatuniu!

Otwierajcie wrota,

Niosą nam tu wieniec

Ze szczerego złota!

Grajże, grajku, a wesoło,

Bo dziś wszyscy staniem wkoło.

Plon przynieśli, plon!

Przynieśli nam wieniec

Z kłosów naszej ziemi,

Ślicznie przewijany

Wstęgami krasnemi!

Grajże, grajku, a wesoło,

Bo dziś wszyscy staniem wkoło.

Plon przynieśli, plon!

Bodaj się te ręce

Z naszemi złączyły,

Co ten śliczny wieniec

Z złotych zbóż uwiły.

Grajże, grajku, a wesoło,

Bo dziś wszyscy staniem wkoło.

Plon przynieśli, plon!

Taniec

Dalej raźno, dalej wkoło,

Dalej wszyscy wraz!

Wszak wyskoczyć i zaśpiewać

Umie każdy z nas.

Graj nam, skrzypku, krakowiaka,

A zaś potem kujawiaka

I mazura graj!

Jak się dobrze zapocimy,

To polskiego się puścimy,

Toż to będzie raj!

Dalej raźno, dalej wkoło,

Dalej wszyscy wraz!

Wszak wyskoczyć i zaśpiewać

Umie każdy z nas.

Choinka

Rozszumiał się, rozhoworzył

Czarny bór z wieczora:

Idą, idą świerki młode

Do białego dwora.

 Idą, idą na choinki,

 Dla tych małych dzieci,

 Muszą przebyć długą drogę,

 Nim gwiazdka zaświeci.

Idą, idą z czarnej puszczy

W gościnę doroczną,

Pytają się dębów starych,

Jak tam sobie poczną?

 Zaszumiały, zahuczały

 Dęby przedwiekowe,

 I podniosły aż pod niebo

 Swoją hardą głowę.

Zaszumiały, zahuczały,

Jak królowie leśni:

— Idźcie, syny, między ludzi,

Wśród borowej pieśni.

 Jak staniecie w białym dworze,

 Przy lipowym progu,

 Zaśpiewajcie pieśń borową

 Na łowieckim rogu!

Zaśpiewajcie pieśń borową,

Jak to w leśnej głuszy

Żubr poryka, jeżąc grzywy,

A lis stula uszy...

 Jak Miś bury śpi w barłogu,

 Łapy ssąc na mrozy,

 Jak się jeleń z rogów pyszni,

 Jak wilk zmyka w łozy.

Zaśpiewajcie jak to grają

Po kniejach ogary,

Jak wiewiórka orzech gryzie,

Jak drży zając szary.

 Jak to okiść srebrną frenzlą

 U konarów wisi,

 Jaki trop borsuczy w śniegu,

 A jaki znów lisi...

Jak się echa w puszczy niosą,

Od końca do końca,

Jak my, dęby, w złocie stoim

Od jasnego słońca.

 Niechże wiedzą, niechże znają

 Wśród białego dworu,

 Że nie byle skąd wy rodem,

 Lecz z naszego boru!

Do mamy

— A gdzie to idziesz, dziecino droga?

Gdzie to tak późno błąkasz się sama?

— O, ja daleko idę do Boga,

Do nieba idę, gdzie moja mama!

— Ależ ty słaba jesteś sierotka,

A droga twoja bardzo daleka.

A nuż co złego w drodze cię spotka?

Człowiek cię skrzywdzi? Zły pies zaszczeka?

— O, mnie duch mamy kochanej strzeże,

I nie odstąpi ode mnie kroku;

Ja sobie idąc mówię pacierze,

A mama idzie przy moim boku.

— I nic-że tobie, dziecię, nie trzeba?

Ani zabawki? Ani sukienki?

— Nie, bo ja idę sobie do nieba,

A w drodze śpiewam smutne piosenki.

— I dawnoż idziesz?

— Wstałam o świcie,

Przed wschodem słońca wyszłam z mej chatki,

I tak iść będę przez całe życie,

Póki nie zajdę do drogiej matki!

Piosenki majowe

Przyszła do nas wiosna,

Przyszła do nas hoża,

Nasiała nam kwiecia

Między trawy, zboża.

Nasiała nam kwiecia —

Jaskrów i stokroci,

Aż się łączka bieli,

Aż się pole złoci.

Narwę ja kwiateczków,

Pod krzyżyk je złożę,

Szepnę zcicha: — Za tę wiosnę

Dzięki Tobie, Boże!

A gdzie zimno, ciemno,

Gdzie kwiatki nie rosną,

Daj-że, Boże, złote słonko,

Niech świat kwitnie wiosną!

Świeć-że nam, słoneczko,

Promieńmi złotemi,

Dobądź-że nam kwiatki

Z naszej miłej ziemi.

Deszczyku, deszczyku,

Sławny ogrodniku,

Rozwiń-że nam w sadach

Kwiateczków bez liku.

Roś-że, bujna roso,

Co wieczór, co ranek,

Żeby nasz ogródek

Wyglądał jak wianek.

I ty, ziemio droga,

I ty, ziemio czarna,

Wychowaj szczęśliwie

Kwiatków naszych ziarna.

Maik (Na ganku, we dworze...)

Na ganku, we dworze,

Pełno wrzawy, krzyku...

— Idą dzieci ze wsi,

Idą «po Maiku».

Błyszczą się oczęta,

Buzia się uśmiecha,

Furczy ponad głową,

Maikowa wiecha.

Maikowa wiecha

Wstążkami szeleści,

A na niej kwiatuszków

Co się tylko zmieści.

Marysia ją niesie

Z Jaśkiem od kowala,

Poznały ich dzieci,

Klaszczą w ręce zdala:

— Jaki śliczny gorset

Złotkiem wyszywany.

— Jakie ma wyłogi

Jasiek u sukmany.

— Jakie u Marysi

Korale różowe.

— Jaką to magierkę

Wdział Jasiek na głowę.

— Mamusiu złocista.

— Tatuńciu kochany.

— I ja chcę gorsetu.

— I ja chcę sukmany.

— I ja chcę magierki,

Co z niej piórko świeci.

— My tak samo chcemy,

Jak te wiejskie dzieci.

My tak samo chcemy,

Z wesołym okrzykiem,

Wszyscy razem, kupą,

Cieszyć się maikiem.

Co robią ptaszki

Od wschodu, od rzeczki,

Wietrzyk tuman niesie,

Zbudziły się ptaszki

Na gałązce w lesie.

Zbudziły się ptaszki

Na ten dzionek złoty,

Dalej, dalej, śpiochy,

Do swojej roboty!

Ty jeden polecisz,

Gdzie te kwiaty białe,

Będziesz razem z niemi

Śpiewał Bogu chwałę.

Ty drugi polecisz

Pod tę niską strzechę,

Będziesz ludziom w pracy

Śpiewał na pociechę.

Ty trzeci polecisz

Na łąkę, na rosę,

Będziesz uczył piosnek

Te pastuszki bose.

Dla kogo kwiaty

— Cóż to tam za chłopczyk taki

Zrywa w zbożu śliczne maki?

Ach, to Staś, braciszek Zosi,

Na wianki jej kwiaty znosi!

Ej, Zosieńko, moja miła,

Na co ci to wszystko kwiecie,

Kiedyś wianek już uwiła?

Dosyć masz jednego przecie!

— O, niechaj się pan nie boi,

Ten wianuszek nie stracony!

Tam na drodze krzyżyk stoi,

Czarny krzyżyk pochylony.

Dokoła go ocieniły

Cztery brzózki i topola,

A na krzyżu Jezus miły

Strzeże wioski, strzeże pola.

Ledwo zorza wstanie zrana,

Krzyż w promieniach wioskę budzi,

Bo Pan Jezus, proszę pana,

Bardzo kocha biednych ludzi.

A gdy słonko już się zniża,

Gdy ptaszęta w gniazdach posną,

Widać jeszcze z tego krzyża

Jego ciemną twarz litosną.

W Jego straży i opiece

Śpią te łany, śpią te chaty,

I ta modra woda w rzece,

I te lasy, i te kwiaty.

On i dzieci małe kocha,

I strzeże je ode złego...

Widzi pan, ten wianek Zocha

Dla Jezusa zwija tego!

Pan Franciszek

Nic milszego, powiem szczerze,

Jak widok pana Franciszka,

Kiedy się do książki bierze,

Aby uczyć z niej braciszka.

Pan Franciszek — to nie Franio!

Franio... także mi osoba!

Co to musi chodzić z nianią,

Tam, gdzie niani się podoba!

Pan Franciszek rok dziewiąty

Zaczął jakoś w same żniwa;

W szkole, w ławce siedzi piąty,

I powagi tam zażywa.

Pan Franciszek nie tak dawno

Był ot sobie! to ni owo!

Nawet powiem rzecz zabawną,

Nie dorastał stołu głową!

Aż w tym roku — co za zmiana!

Nie uwierzyłby nikt zgoła,

Wyrósł raptem aż na pana,

I jest wyższy, gdzie! od stoła!

Zaraz nabrał innej miny:

Ręce czyste, kurtek nie drze,

A przygładza tak czupryny,

Jak profesor na katedrze.

II

Dawniej... różnie to tam było:

Ojciec go woła do gości,

A tu ciągnij z kąta siłą,

Myj, przebieraj jegomości!...

A przy stole! Mój Ty Boże!

Toć i wspomnieć dziś niemiło,

Sam Antoni tylko może

Opowiedzieć, jak to było.

Teraz kiedy szastnie nogą,

W prawo, w lewo się ukłoni,

To napatrzeć się nie mogą

Stara niania i Antoni.

A czy wiecie, skąd te zmiany,

Skąd tak grzeczny pan Franciszek?

Oto podrósł Jaś kochany,

Jaś najmilszy, Jaś braciszek.

Dla braciszka to przykładu

Tak się panicz ślicznie sprawia,

Taki czysty do obiadu,

Tak przystojnie się zabawia.

Dla nauki to braciszka

Tak do książki rad się bierze.

— Ja szanuję — powiem szczerze,

Za ten takt pana Franciszka!

Didko

Była sobie Julcia mała,

Co się ciągłe przeglądała.

Ot, tak się jej uroiło,

Że jest sobie bardzo miłą.

Od lusterka do lusterka

Biega, patrzy, oczkiem zerka,

A jeżeli gdzie przysiadła,

To na pewno wprost zwierciadła.

Nieraz stara Tomaszowa

Grozi Julce: «A pfe, brzydko!

Panna nie wie, że się chowa

Za każdziutkiem lustrem Didko,

Co to ma słomiane nogi,

A na głowie kozie rogi?

Jeszcze, nie daj Boże, kiedy

Dopyta się panna biedy!» —

Ale Julcia ani pyta:

— Co tam baje Tomaszowa!

Niema Didka, wiem i kwita.

Za lustrem się pająk chowa,

Jak nie zmiotą pajęczyny...

Didko?... Także! Czyste drwiny!

Tomaszowa głową kiwa:

— No, niech panna nie wyzywa,

Bo jak kiedy co zobaczy,

To zaśpiewa mi inaczej!

Aż raz tata banię sprawił

I w ogrodzie ją postawił.

Szklana bania figle stroi:

Jedno skraca, drugie dwoi,

Tamto wydmie, to wypaczy,

Słowem, wszystko w niej inaczej.

Jaki taki tam przystanie,

Jaki taki spojrzy w banię,

Ramionami z śmiechem wzruszy;

Bo też co to tam za uszy,

Co za nosy, co za zęby,

A nad wszystko — jakie gęby!

Ale nasza Julcia mała

Wcale o tem nie wiedziała.

Wnet jej błyska myśl szczęśliwa:

Lustro szklane, bania szklana,

Więc zobaczy się jak żywa,

Jak laleczka malowana!

Biegnie, patrzy... Kto to taki?

Nos ogromny, do tabaki;

Uszy sterczą jak u sowy,

Oczy ledwo widać z głowy,

A od ucha aż do ucha

Gęba brzydka, jak ropucha..

Patrzy, patrzy... aż nad głową

Sterczy coś... ni to, ni owo...

Może gałąź jakaś właśnie...

Rusza się, jak kozie rogi...

«Didko! Didko!» — Julcia wrzaśnie

I puszcza się pędem w nogi.

Próżno stara Tomaszowa

Tuli Julcię i tłumaczy...

Julcia zaraz oczki chowa,

Kiedy lustro gdzie zobaczy.

Lustro dobre jest w potrzebie:

Czas w niem tracić jest rzecz brzydka.

Kto się zbyt wpatruje w siebie,

Prędzej, później ujrzy — Didka!

Nad rzeką

Z kamyka na kamyk, aż nad samą rzeczkę,

A gdzież to, panienko, pchasz swoją łódeczkę?

Czy na bystrą falę, na modrą głębinę,

Czyli między trawy i zieloną trzcinę?

A na tej głębinie tam się rybka pluska,

Tylko jej pod słonko świeci srebrna łuska...

A między tą trzciną złoty kaczor pływa,

Tylko się kaczuszkom u brzegu odzywa...

A na tej głębinie słonko się przejrzało,

Złotemi iskrami rzeczkę zasypało.

A u tego brzegu trzcina szepce, gada,

Prześliczne powieści dzieciom opowiada.

Szumi wiater, szumi, żagielek wydyma,

Braciszek się boi, za sukienkę trzyma.

Nie bój się, braciszku, nie pójdę ja w wodę.

Bo tam wodny dziadek ma zieloną brodę.

Ma zieloną brodę, ma zielone oczy,

Małe dzieci chwyta, jak je tylko zoczy.

A te małe dzieci mają kłopot wielki,

Muszą mu nawlekać perłami muszelki.

Muszą mu nawlekać czerwone korale,

A on jeszcze bije, jeść nie daje wcale.

Nad tą modrą rzeczką, strzeż się, panieneczko,

Bo cię porwie dziadek z tą twoją łódeczką.

O, widać, już widać tę zieloną brodę,

Strzeżcie się, dziateczki, nie chodźcie nad wodę!

Piosenka dzieci

STAŚ. Chciałbym ja mieć dwa skrzydełka

   Z polotnemi pióry,

   Chciałbym bujać, jak skowronek,

   Do słonka! Do góry!

ZOSIA. Chciałabym ja śpiewać cudnie,

    Jak słowiczek w lesie,

    Gdy srebrzystym się głosikiem

    Po rosie zaniesie.

STAŚ. Chciałbym bujać, jak skowronek,

   Do samego nieba,

   A zaś wrócić na te pola,

   Co nam dają chleba.

ZOSIA. Jak słowiczek, gdy się głoskiem

    Srebrzystym rozdzwoni,

    Chciałabym tak śpiewać cudnie,

    Na łące, na błoni.

STAŚ. A na polach mroczne chaty,

   W chatach biedne dzieci,

   Przyniósłbym im trochę słonka,

   Co tam w górze świeci.

ZOSIA. A jakby im smutno było,

    Na sercu żałośnie,

    Śpiewałabym taką piosnkę,

    Co z niej radość rośnie!

Boży dzwonek

Znam ja dzwoneczek, co w ranny czas

Rozbrzmiewa głoskiem w pole i w las:

    — Ludzie i ptacy,

   Wstańcie do pracy,

   Świt woła was! —

Znam ja dzwoneczek wieczornych zórz,

Co wiosce dzwoni i wszerz i wzdłuż:

    — Dość trudu, pracy,

   Ludzie i ptacy

   Spocznijcie już! —

I wyżej, wyżej, w błękitną toń

Głos srebrny płynie nad naszą błoń:

   Miedzą zroszoną

   Kmieć idzie z broną

   I wznosi skroń.

Ej ty ptaszyno, znam ja cię, znam!

Wysoko latasz u słońca bram,

   Tyś skowroneczek,

   Boży dzwoneczek,

   Co dzwoni nam!

Gosposia

Ach, Stasieńku mój złoty,

Co też ja mam roboty!

Czy uwierzysz, kochanie,

Że mi czasu nie stanie?

Ledwie oczy otworzę,

Słucham — świergot na dworze,

A na okno mi spada

Głodnych wróbli gromada.

Ani, ani się ruszyć:

Zaraz bułkę im kruszyć,

Zaraz godzić ich swary.

Taki naród ten szary!

Wyjdę, wyjrzę — przed domem

Stoi z gardłem łakomem

Żóraw, ślepy nieboże,

Już nic widzieć nie może.

Żóruś, Żóruś, biedaku! —

Masz tu grochu w przetaku,

Masz tu wody miseczkę,

Podjedz sobie troszeczkę!

Żóraw głos mój rozumie,

I dziękuje, jak umie: —

Krruu!... Krruu!... krzyczy, co znaczy:

— Niech mi panna przebaczy!

Ledwie odszedł, w te pędy

Leci kokosz z swej grzędy,

I prowadzi kurczęta,

Gdacząc, jakby najęta.

Kokosz lśniąca i czarna,

Wiem ja dobrze, chce ziarna,

A dla dzieci chce prosa,

Oczkiem strzela zukosa...

Ha! Niełatwo to będzie:

Trza do Pawła w orędzie,

Kiedy poślad odmierza

Dla szafarki z śpichlerza...

Mój Pawełku! Mój stary!

Dajże prosa z pół miary,

To nasypię dla kurki,

Co ma żółte pazurki!...

Stary Paweł marudzi:

— Ej, panienka bo nudzi!

I nie warta ta czarna,

Co już zjadła nam ziarna!

Niby gderze i stęka:

— Ej, jak nudzi panienka! —

Niby siwy wąs szczypie,

Ale prosa nasypie!

Zbędę jednej hołoty,

A tu insze kłopoty!

Jabłka lecą z jabłoni:

Hej! kto pierwszy dogoni?

Biorę fartuch Małgosi,

Co od święta go nosi,

Raz! dwa! I już fartuszek

Pełen ślicznych jabłuszek...

Myślisz, że je zjem może?

Ale, gdzież tam! broń Boże!

Do jednego je kładę

W skrzynię, albo w szufladę.

A dopieroż w śpiżarni!

To rozpostrzyj, to zgarnij,

Licz słoiki na półce,

Dogódź każdej gomółce.

Przebierz groszek łuskany,

Odpędź muszki z śmietany,

Miej o wszystkiem staranie,

To nie żarty, mój panie!

Myszka! Tuś mi, psotnico,

Wczoraj w mleko z donicą,

A dziś wpadłaś w pułapkę?

Na słoninkę masz chrapkę?

Ale ci się nie uda!

Zatrzasnęła się buda...

Trzeba wołać Franciszka:

— Myszka! W łapce jest myszka!

Lecę, biegnę, uciekam...

Ani chwilki nie zwlekam.

Ach, Stasieńku mój złoty,

Co też ja mam roboty!

Wesoły Janek

Czemu sobie nie mam śpiewać,

Kiedy w sercu tak wesoło?

Co się chmurzyć, czego ziewać,

Gdy tak cudny świat wokoło:

Hejże ha! piosnko ma!

Ranny wietrzyk tobie gra!

Pluszcze rybka w modrej wodzie,

Bo słoneczko jasne czuje,

Ptaszek cieszy się pogodzie,

A ja sobie wyśpiewuję:

Hejże ha! piosnko ma!

Modra rzeczka tobie gra!

Leci z ula złota pszczoła

Na kwieciste łąk kobierce;

A mnie cieszy myśl wesoła,

Co jak miód się sączy w serce:

Hejże ha! piosnko ma!

Złota pszczółka tobie gra!

Dosyć czasu, by się smucić,

Gdy już będę stary, siwy;

Czemu teraz nie mam nucić,

Gdym wesoły, gdym szczęśliwy:

Hejże ha! piosnko ma!

Sama wiosna tobie gra!

Muchy samochwały

U chomika w gospodzie

Siedzą muchy przy miodzie.

Siedzą, piją koleją,

I z pająków się śmieją.

Podparły się łapkami

Nad pełnemi kuflami.

Zagiął chomik żupana,

Miód dolewa do dzbana.

— Żebyś, kumo, wiedziała,

Com już sieci narwała,

Com z pająków nadrwiła,

Tobyś ledwo wierzyła!

— Moja kumo jedyna!

Czy mi pająk nowina?

Śmiech doprawdy mnie bierze...

Pająk!... Także mi zwierzę!

— Żebyś, kumo, wiedziała,

Trzem pająkom bez mała,

Jak się dobrze zasadzę,

Trzem pająkom poradzę!...

— Moja kumo kochana!

(Chomik! dolej do dzbana!)

Moja kumo jedyna,

Czy mi pająk nowina?

Prawi jedna, to druga,

A tu z kąta coś mruga...

Prawi czwarta i piąta,

A coś czai się z kąta.

Pająk ci to, niecnota,

Nić — tak długą — namota!

Zdusił muchy przy miodzie,

W chomikowej gospodzie.

W szkole

CHŁOPCZYK

Ej ty szkoło, nudna szkoło!

Wcale w tobie niewesoło.

Tu rozmyślasz o zabawce,

A tu siedź kamieniem w ławce

I patrz w książkę z drobnym drukiem.

GŁOS

Ale brzydko być nieukiem!

CHŁOPCZYK

Rozwinęły się już drzewa,

Lada wróbel sobie śpiewa,

Lada motyl sobie leci,

Gdzie mu kwiatek się zakwieci,

A ty w szkole... w zimie, w lecie!

GŁOS

Ale głupim źle na świecie!

CHŁOPCZYK

Ławka twarda, niegodziwa...

Czasem aż mnie coś podrywa,

Żeby chociaż kilka chwilek

Jak ptak bujać, jak motylek,

Żeby wybiec w łąkę... w pole...

GŁOS

Próżniak, kto się nudzi w szkole!

Na fujarce

A paścież mi się owieczki

W tej bujnej trawce.

Niechaj-że ja sobie pogram

Na tej ligawce:

Oj da dana! Oj da dana!

Na tej ligawce.

A tam w polu porykują

Dwie krówki nasze,

Dziwują się graniu memu,

Choć mają paszę.

Oj da dana! Oj da dana!

Choć mają paszę.

Dziękuję ci, mój braciszku,

Mój ty jedyny,

Żeś wykręcił fujareczkę

Dla mnie z wierzbiny.

Oj da dana! Oj da dana!

Dla mnie z wierzbiny!

Dziękuję ci, śliczna wiosno,

Zielony maju,

Za to jasne, modre niebo,

Za kwiaty w gaju,

Oj da dana! Oj da dana!

Za kwiaty w gaju!

Dziękuję ci, wierzbo nasza,

Wierzbo pochyła,

Żeś mi moją fujareczkę

Grać wyuczyła.

Oj da dana! Oj da dana!

Grać wyuczyła!

Co gołąbki widzą

Na naszem podwórku

Pełno krzyku, wrzasku,

Trzepocą się gołąbeczki

Na tym złotym piasku.

  Trzepocą się gołąbeczki,

  Nim w słonko ulecą,

  I w powietrzu cichem, modrem,

  Jak srebrne zaświecą.

— A wy, miłe gołąbeczki,

Gdzieżeście latały?

Powiedzcież nam, jak wygląda

Ten boży świat cały?

   — Świat to, dzieci, jest ogromny,

  Wielkie lądy, morza,

  A nad niemi błękitnieją

  Niebieskie przestworza.

Na niebiosach słonko stoi

Wysoko, wysoko,

Opatruje ziemię całą

Jego złote oko.

  A pod słonkiem klęczą góry,

  Karpatowe szczyty

  I podnoszą skalne głowy

  W przejasne błękity.

A z gór lecą jasne zdroje,

W oną Wisłę cieką,

Co to idzie aż do morza,

Daleko, daleko...

  A nad Wisłą leżą pola,

  Chwieją złote kłosy,

  Na nizinach łąki pachną,

  Wysrebrzone w rosy.

A po skrajach, het, daleko,

Szumią ciemne bory,

Szemrzą gaje i dąbrowy

W te letnie wieczory...

  Tu, tam, sterczy gród zamkowy

  I kościelne wieże,

  Wioski do nich tulą głowy,

  Czarny krzyż ich strzeże...

A po wioskach lud w sukmanie

Kraje pługiem role,

A skowronek przyśpiewuje

Lecący nad pole. —

   — Ach, jak ślicznie! Ach, jak cudnie!

  Gołąbeczku miły!

  A czy widać dom nasz stary,

  I ten płot pochyły?

A czy widać, jak przed progiem

Mama dzieci pieści?

Jak nam dziaduś opowiada

Prześliczne powieści?

  A czy widać, jak się Burek

  Na słońcu wygrzewa?

  Jak słowiczek szary w krzaku

  Cudną piosnkę śpiewa?

A czy widać, jak do ula

Leci pszczółka złota?

Jak we wrota nasze wchodzi

Uboga sierota?

   — Widać, dzieci ukochane,

  Widać, jak na dłoni...

  Uśmiecha się do was słonko

  Złote blaski roni.

Uśmiecha się do was słonko

Promieńmi złotemi,

Błogosławi naszym progom

I tej całej ziemi!

Jaskółka (Jaskółeczka do nas wraca...)

Jaskółeczka do nas wraca

Z oddalonej drogi.

Śpiewem wita wioskę miłą,

Miłej chaty progi.

Przez trzy morza, przez trzy góry

Światem przeleciała,

Przecież drogie gniazdko swoje

Odrazu poznała.

Jakże poznać go nie miała,

Nie trafić do niego,

Kiedy je tu serca nasze

Całą zimę strzegą?

Jakże poznać go nie miała,

Nie śpieszyć z powrotem,

Kiedy je tu słonko nasze

Malowało złotem?

Słonko złotem malowało,

A jutrzenka różą,

A te snopy strzechy naszej

Chroniły przed burzą...

Jaskółeczko, drogie ptaszę,

Bądź nam powitana!

Budź-że ze snu wioskę naszą

Piosenką od rana.

A ty kotku, ty psotniku,

Nie czyń-że jej szkody,

Niech swobodna z pieśnią buja

Nad pola, nad wody!

Jaskółeczka do nas leci

Z wesołą nowiną,

Już niedługo śliczne kwiaty

Z pąków się rozwiną.

Już niedługo brzoza biała

Gałązki rozchwieje,

A ten czarny, pusty ugor

Zbożem zarunieje.

Jaskółeczka w niebo leci

Wysoko, daleko,

Wie zawczasu, kiedy rzeki

Do morza pocieką.

Wie zawczasu, kiedy strumyk

Brzegi swe zakwieci,

Wypatruje złotą zorzę,

Czy w okienko świeci.

Jaskółeczka promień słońca

Na skrzydełku nosi,

O tę rosę, o tę jasną,

Srebrnej chmurki prosi.

Srebrna chmurko, złota chmurko,

Rozpłyń-że się w rosę,

Posyp dziatkom perły swoje

Pod te nóżki bose.

Posyp-że im perły swoje

Na te jasne głowy,

Niechaj rosną, jako kwiaty

Wśród naszej dąbrowy!

Niezabudka

Mam ja ogródeczek

Śliczny, choć malutki,

W moim ogródeczku

Rosną niezabudki.

Niezabudki rosną,

Co je mama siała,

Żebym na jej słowa

Zawsze pamiętała.

Kiedy rankiem wyjdę

Do mego ogródka,

— Dzień dobry, Zosieńko,

Mówi niezabudka.

— Dzień dobry, Zosieńko,

Dzień dobry, dziecino!

Niech ci wszystkie chwile

Pożytecznie płyną.

Gdy wezmę książeczkę,

Albo też robótkę,

Zaraz sobie wspomnę

Moją niezabudkę.

Moją niezabudkę,

Co mi tak mówiła:

— Nie trać darmo czasu,

Moja Zosiu miła.

Gdy się z Julcią gniewam,

Choćby też na krótko,

Nie śmiem się przywitać

Z małą niezabudką.

Mała niezabudka

To mi tak mówiła:

— Żyj z siostrzyczką w zgodzie,

Moja Zosiu miła.

Lecz gdy dzionek przejdzie

Grzecznie i cichutko,

To mówię: dobranoc,

Mała niezabudko!

Mała niezabudko,

Coś mi tak mówiła:

— Kto dobry, śpi błogo,

Moja Zosiu miła!

Świerszczyk

Wicher wieje, deszcz zacina,

Jesień, jesień już.

Świerka świerszczyk z za komina,

Naszej chatki stróż.

Świerka świerszczyk co wieczora

I nagania nas:

— Spać już, dzieci, spać już pora,

Wielki na was czas!

— Mój świerszczyku, bądź-że cicho,

Nie dokuczaj nam.

To uparte jakieś licho,

Śpijże sobie sam!

A my komin obsiądziemy

Dokolutka wnet,

Słuchać będziem tego dziadka,

Co był w świecie — het!

Siwy dziadek wiąże sieci,

Prawi nam aż strach!

A tu wicher wskroś zamieci

Bije o nasz dach!

Dziadek dziwy przypomina,

Prędko płynie czas;

Próżno świerszczyk z za komina

Do snu woła nas!

Z lasu

Poszły dzieci na jagody,

Dla mamy, dla taty,

Rozesłał im las pod nogi

Królewskie makaty.

Rozesłał im las pod nogi

Same aksamity,

Mchu kobierzec różnowzory,

Kwiateczkami szyty.

A w tym lesie szumy grają

I dziwne muzyki,

Echa echom podawają

Wołania i krzyki.

A w tym lesie głos się niesie,

Brzmią wesołe pieśni,

Cudnie dziatkom przynucają

Śpiewaczkowie leśni.

A w tym lesie dęby stare

Trzęsą siwą brodą,

Długie tajne rozhowory

Między sobą wiodą.

Stare dęby, ojce stare

Dawne wieści prawią,

Tych dziateczek jasne głowy

Szumem błogosławią.

A dziateczki chylą czoła,

Zasłuchane w szumie,

Które w sobie ma anioła

To tę wieść zrozumie.

Oj ty lesie, miły lesie,

Bądź nam pozdrowiony!

Już żegnamy pieśni twoje

I twój dom zielony.

A co wam śpiewać

A co wam śpiewać, laleczki?

Bo umiem różne piosneczki:

Takie piosneczki i pieśni,

O jakich lalkom się nie śni!

 Umiem piosenki z nad łąki,

 Tak jak je nucą skowronki,

 Kiedy piórkami szaremi

 Pod niebo lecą od ziemi,

 Nad ziemią lecą i dzwonią,

 Nad polem naszem, nad błonią.

Umiem piosenkę jaskółki,

Gdy lata koło rzeczułki,

I wdzięcznym głoskiem coś nuci,

Czy się weseli, czy smuci,

Albo na gniazdko gdy leci,

I śpiewa do snu dla dzieci.

 Umiem piosenkę żniwiarzy,

 Gdy pot im ścieka po twarzy,

 A oni, brzęcząc w swe kosy,

 Tną żyto srebrne od rosy,

 I głos roznoszą daleki,

 Aż echo wtórzy od rzeki.

A chcecie piosnek wieczoru,

Gdy idą owce z ugoru,

I krówka z rżyska łaciata...

Gdy trzaska stary Jan z bata.

A ponad wszystkiem fujarka

Dźwięczy małego owczarka?

 O! u nas piosnek bez liku!

 Tyle, co kropel w strumyku,

 Tyle, co liści na drzewie,

 A skąd się biorą, nikt nie wie.

 Tak już w powietrzu ot płyną,

 Nad naszą wioską jedyną.

Więc co wam śpiewać, laleczki?

Bo umiem różne piosneczki —

Takie piosneczki i pieśni,

O jakich lalkom się nie śni!

Dziadek przyjdzie

 Dziadek dzisiaj przyjdzie,

  W wielkiem krześle siędzie,

 Śliczne mi powieści

  Opowiadać będzie.

Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!

Wy, złote iskierki, sypcie mi się wkoło!

 Dziadek dużo widział,

  Dużo ziemi schodził;

 Już sam nie pamięta,

  Kiedy się urodził.

Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!

Wy, złote iskierki, sypcie mi się wkoło!

 Jak nam dziadek zacznie

  Prawić różne dziwy,

 To świat dawny staje

  Przede mną jak żywy.

Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!

Wy, złote iskierki, polatujcie wkoło!

 I dawne zagrody,

  I ludzie i pieśnie...

 Do rana samego

  Marzą mi się we śnie!

Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło!

Wy, złote iskierki, polatujcie wkoło!

Nasz domek kochany

O jakże jak kocham

Ten nasz domek drogi,

Te bieluchne ściany,

Te lipowe progi!

O jakże ja kocham

I ten dach pochyły,

Co się na nim wiosną

Bociany gnieździły!

Ten nasz domek stary

Nie od dzisiaj stoi,

A przecież się burzy

Ni wichrów nie boi!

Ten nasz domek stary

Słyszałem od taty,

Dziad naszego dziada

Budował przed laty.

Dębowe przyciosy,

Modrzewiowe ściany,

A dach rozłożysty

Słomą poszywany.

Świeci nasza strzecha

Jakby szczerem złotem,

A dokoła sady

Obwiedzione płotem.

Jeszcześ nie zajechał

Do naszego płota,

A już się przed tobą

Otwierają wrota.

Jeszcześ nie przestąpił

Lipowego proga,

Już cię sam gospodarz

Wita w imię Boga.

A witaj-że, gościu,

Witaj, pożądany!

Kłaniają się tobie

Te bieluchne ściany!

Kłaniają się tobie

Te ławy i stoły,

I ten wielki komin

I ogień wesoły.

Na prawo świetlica,

Na lewo komnatka,

Tam brząka w kluczyki

Nasza droga matka.

W wesołej świetlicy

Goście bawią radzi,

A w białej komnatce

Matka nas gromadzi.

Tam nasze wesele,

Tam słodkie przysmaki...

Lecim do komnatki

Jak do gniazda ptaki!

W świetlicy na ścianie

Wisi obraz włoski:

W czarnej długiej szacie,

Jan to Kochanowski.

W czarną długą szatę

Z żalu się odziewał,

Gdy o swej Urszulce

Pieśni cudne śpiewał.

I dalej znów wisi

Ten to król Jan Trzeci,

Co ma srogie wąsy

I na Turka leci.

A dalej Kordecki

Pomiędzy oknami,

Co to lubił jadać

Kaszę ze Szwedami.

Przed kominem ława,

Ojciec na niej siada:

Cudne nam historje

Zimą opowiada.

A latem to kwiecie

Aż się w okna ciśnie...

Białe bzy, jaśminy

I rozkwitłe wiśnie.

Pełno tu zapachu,

Pełno słodkiej ciszy,

Lekko, błogo tutaj

Serce moje dyszy.

Za białą świetlicą

Są izby czeladne;

Oj, nieraz ze śmiechem

I z krzykiem tam wpadnę.

I Brysia za uszy,

I jazda dokoła!

A stara Pawłowa

Wciąż woła, a woła!

A niechaj tam sobie!

Pogłaszczę babinę,

A ona też zaraz:

«Oj dziecko, jedyne!»

Bo w starym się domu

Obyczaj ten chowa, Że kocha paniątka

Ta czeladź domowa.

I chucha, i chucha,

Jak gdyby na swoje... «A miłe! A słodkie!

Tysiączkiż wy moje!»

O, jak cię nie kochać,

Ty domku nasz drogi!

Wy ściany bielone,

Lipowe wy progi!

Na co dzwonki dzwonią

Zgadywały Jania z Bronią,

Na co leśne dzwonki dzwonią,

Gdy najrańszy promień zorzy

Pierś liljową im otworzy?

Czy na pacierz, do kościoła,

Gdzie się polne modlą zioła?

Czy do szkoły, do nauki,

Budzą ze snu leśne żuki?

Czy na strugę — niechaj bieży,

Czy na wiatrek, by wiał świeży,

Czy na pszczółki, by w zawody

Brały z kwiecia słodkie miody?

Czyli na zajączki może,

Niech chowają się we zboże? —

Różnie, różnie zgadywały...

Wtem tak rzecze dzwonek mały:

— My, dzwoneczki, dzwonim na to, Żeby w każdą wiosnę, lato,

Serca dziatek, co w nich siły,

Coraz żywiej, żywiej biły!

Żeby biły dla tych pszczółek,

Dla strumieni, kwiatów, ziółek,

Dla zbóż z kłosy złocistemi,

Dla tej całej matki ziemi!

O Lodniku

Był raz Lodnik stary,

Co w piersiach od młodu,

Niewiedzieć dlaczego

Nosił serce — z lodu.

Choć wiosna przygrzewa,

Choć kwiecą się maje, —

Lodnikowi zimno,

Serce mu nie taje.

Choć w zbożach brzmią kosy,

Choć dźwięczy piosenka, —

Lodnikowi zimno,

Aż zębami szczęka!

Choć świeci słoneczko

Z błękitnego nieba, —

Lodnikowi zimno,

Kożucha mu trzeba!

Hej! dam ci ja radę,

Ty, Lodniku stary!

Idź ty nad Wisełkę,

Gdy płyną galary.

Idź ty nad Wisełkę,

Gdy się zorza pali,

Zanuć z flisakami

Ku tej modrej fali.

Przylgnij szczerze piersią

Do tych traw kobierca,

Zobaczysz, że zbędziesz

Lodowego serca.

Przy mrowisku

Co to się tak rusza nisko?

— To, dziateczki, jest mrowisko.

Czyście nigdy nie widziały,

Jak ten naród żyje mały?

O, to światek jest ciekawy!

Ma on swoje ważne sprawy,

A choć drobny, tak się trudzi,

Że zawstydza dużych ludzi.

Miastem mrówek jest mrowisko.

Budują je przy pniu blisko,

By gałęzi dach zielony

W deszcz przydawał im ochrony.

Wnet tam domy i ulice

Wznoszą pilne robotnice,

Wnet budują mosty, wały, —

Taki zmyślny ludek mały.

Co igliwia tam naniosą,

Co żywicy z ranną rosą,

Co wszelakiej tam zdobyczy,

Tego, dziatki, nikt nie zliczy!

Mały, duży się przykłada...

Każdy ma — gdy ma gromada,

Zyska gniazdo? — Każdy zyska —

Takie prawo jest mrowiska.

Gdy już miasto się podniesie,

Biją drogi skroś po lesie...

Jedne suchą, ciepłą porą

Na zapasy żywność biorą.

Inne — słomkę drobnej miary

Ciągną cości we trzy pary,

Czasem — w sto — dźwigają z gąszcza

Muchę, osę, lub chrabąszcza.

— I poradzą? —

      — A poradzą!

Bo i bąkom się nie dadzą.

Jedna — nicby nie zrobiła,

Lecz mrowisko — to jest siła!

Widzicie tam tego bąka,

Jak w ostrogi złote brząka,

Jak to huczy, w bęben bije!

Jaką to ma grubą szyję!

Patrzcie! Mrówki całą rzeszą

Na obronę miasta śpieszą...

Wszystkie rzędem w jedną stronę

Rożki mają nastawione.

Wszystkie zwartym idą szykiem,

Za swym wodzem naczelnikiem,

Wszystkie w jedno, co sił, mierzą;

— Zmiataj, bąku, nim uderzą!

List motylka

Drogie dzieci!

      — Właśnie krawiec

Nową przyniósł mi kapotę.

Atłas przedni, haftowany

W kółka modre, w kółka złote.

Na to płaszczyk z grodeturu,

Szyty brzegiem w piórka pawie,

Że i trudno coś takiego

Widzieć we śnie, lub na jawie!

Krój foremny, pierwszej mody,

Na podszewce skroś sajeta...

Wprawdzie słony był rachunek,

Ale co za toaleta!

Naturalnie, żem się musiał

Z mojej szarej kamienicy

Wyprowadzić w takim stroju,

I dziś — mieszkam na ulicy,

Na tej samej, Ogrodowej,

Gdzie biegacie wszystko troje,

I drżę z strachu, gdy was widzę,

O te nowe szaty moje.

Otóż błagam, drogie dziatki,

Co mam głosu, co mam siły,

Tej przecudnej toalety

Żebyście mi nie zniszczyły!

Broń was Boże za płaszcz chwytać

I oglądać mą kapotę,

Bo mi zaraz poczernieją

Kółka modre, kółka złote!

Broń was Boże, i podszewkę

Przepatrywać nadto zbliska,

Bo się zaraz na sajecie

Rączek waszych ślad odciska!

Liścik ten wam Wietrzyk wręczy

Za niedługich kilka chwilek...

Pamiętajcie prośbę moją!

Ściskam bardzo!

      Wasz Motylek.

Sieroto!

PTASZKOWIE. Sieroto, sieroto,

 Co masz główkę złotą,

W oczach błękit nieba,

Czego ci potrzeba?

MARYSIA. Nie trzeba mi srebra,

Nie trzeba mi złota,

Jeno onej wierzby

U własnego płota!

PTASZKOWIE. Sieroto, sieroto,

Co masz główkę złotą,

Czy wody, czy chleba,

Czego ci potrzeba?

MARYSIA. Nie trzeba mi chleba,

Nie trzeba mi wody,

Tylko tej rodzonej,

Domowej zagrody!

PTASZKOWIE. Sieroto, sieroto,

Co masz główkę złotą,

Czego sobie pragniesz,

Proś-że teraz o to!

MARYSIA. O, moi ptaszkowie,

Mam was prosić o co?

Niechże mi się przyśni

Matuleńka nocą.

Jak to w naszym dworze

W naszym starym dworze

Są dębowe ściany,

Jest ganek na słupkach

Ślicznie zbudowany.

Przed gankiem bzy kwitną,

Jaśmin pachnie wiosną,

Najpiękniejsze róże

Latem tutaj rosną.

Wielka stara lipa

Ganek nasz ocienia,

Pełne słodkiej woni

I pszczółek brzęczenia.

Pod lipą na ławce

Stary dziaduś siada,

I śliczne historje

Nam, dzieciom, powiada.

I wąsa siwego

Pokręca «mosanie!»

To targnie go na dół,

To w oku łza stanie.

A my tak słuchamy,

Jak trusie, wpatrzeni,

A słońce zachodzi

Wśród złotych promieni.

To śnią nam się dziwy

Przez całą noc potem,

Aż kogut nas zbudzi,

Co pieje za płotem.

W sień z ganku się idzie.

Nad drzwiami w tej sieni,

Z wielkiemi rogami

Łeb sterczy jeleni.

Tu lisia paszczęka

Kły ostre wytyka,

I głowa ogromna

Rozpiera się dzika.

Tu jastrząb skrzydliska

Rozpostarł od góry,

I patrzy, jak żywy,

I ostrzy pazury...

Ten jastrząb niecnota

Narobił nam szkody...

Maleńkie kaczątka

Porywał nam z wody.

Więc zabił go z fuzji

I wypchać dał tata,

I teraz tu wisi,

I wcale nie lata!

I puhacz jest jeszcze,

I brzydkie dwie sowy,

Co przyniósł je z boru

Walenty, gajowy.

Tu smycze na charty,

I torby borsucze,

(Ja także się strzelać

Niedługo nauczę!).

A starą tę strzelbę

Walenty mi sklei,

I pójdę z tatusiem

Na wilki do kniei!

Na prawo, na lewo,

To idą pokoje,

Tam z mamą się uczą

Siostrzyczki dwie moje.

I jedna i druga

Pomaga już mamie,

To jabłka obrywa,

(Gałęzie też łamie!)

To idzie do sklepu,

Gdzie nabiał zebrany,

(Jak wróci, to takie

Ma wąsy z śmietany!)

A dziecko zobaczą,

To wszystko-by dały

— A biedny! A śliczny!

A chudy!... A mały!

To zaraz go jedna,

To druga znów bierze,

To buzię mu myje,

To fartuch mu pierze.

To wstążki mu wiążą

Z warkoczy, pod szyją,

To mało się z sobą

O niego nie biją.

A kota potrącić?...

— A, kotuś!.. A, szkoda! —

Aż piszczą, aż płaczą!...

Już taka ich moda!

Ja kocham je bardzo,

Bo dobre ogromnie!

Lecz chłopiec, to lepiej

Pasowałby do mnie!

Gdy jesień już minie

I zima przyleci,

To wszyscy siadamy,

Gdzie wiąże Piotr sieci.

I ogień tak trzaska,

I iskry tak świecą,

I bajka za bajką

Ze śniegiem tam lecą.

A wicher zahuczy

Po mroźnem gdzieś niebie,

To zaraz się bliżej

Tulimy do siebie.

Wtem nagle drzwi skrzypną

— Pochwalon! — ktoś powie.

Wszedł biedny podróżny

W kapturze na głowie.

My dzieci już w strachu,

Za pasem już nogi...

A przybysz: — Z dalekiej

Powracam ja drogi —

I stoi i patrzy,

Oparty o ścianę,

I łzy mu u rzęsów

Tak świecą jak szklane...

A tata do niego:

— Gość w chacie — Bóg w chacie —

Siądź z nami u ognia

I ogrzej się, bracie!

I idzie podróżny

I mówi: — O Boże!

Błogosław te progi

I ściany w tym dworze.

O czem ptaszek śpiewa

A wiecie wy, dzieci,

O czem ptaszek śpiewa,

Kiedy wiosną leci

Między nasze drzewa?

Oj, śpiewa on wtedy

Piosenkę radosną:

«Przeminęły biedy,

Gaj się okrył wiosną!»

Oj, śpiewa on sobie

Z tej wielkiej uciechy,

Że do gniazda wraca,

Do swej miłej strzechy.

Latał on za góry,

Latał on za morza...

Za nim ciężkie chmury,

Przed nim złota zorza.

Teraz się zmieniła

Pogoda na świecie;

Nasza wiosna miła

Odziała się w kwiecie...

Tak i dola nasza,

Choć nam się zasmuci,

Wróci nam z piosenką,

Z słoneczkiem nam wróci!...

Nasza książeczka

Nasza książeczka, jak żywa,

Głosem się prawie odzywa,

Różne historje powiada,

I z dziećmi bawi się rada!

Czasem to głos ma ten samy,

Jak gdyby właśnie u mamy...

Albo jak tato nasz drogi,

Daje nauczki, przestrogi...

Lecz gdy u małych słuchaczy

Skruszoną minkę zobaczy,

Zaraz piosenkę im nuci,

I nikt się długo nie smuci!

To znów, jak gdyby umyślnie,

Ślicznym obrazkiem zabłyśnie,

I jasną tęczą roztoczy

Cały nasz światek przed oczy!

Czasem, jak gdyby kto rano

Wioskę malował kochaną,

Z dworem, z ogrodem i z chatą,

I z wierzbą od mchów kudłatą...

Więc tam i dzieci, i kwiaty,

I ptaszek leci skrzydlaty,

I kot, i piesek i muszka,

I widać nawet pastuszka.

Droga na pole, jak długa,

Dwa siwe wołki u pługa,

Pszczółka w sad leci na miody,

A żóraw skrzypi u wody.

Nad kołowrotkiem, jak żywa,

Babusia stara się kiwa,

Wrzeciono kręci i przędzie,

A dziatwa wkoło obsiędzie.

Więc tam królewna zaklęta

Łzami zalewa oczęta,

A smok jej strzeże z jabłoni,

Co w złote jabłka aż dzwoni.

Aż tu rycerze z paradą

Na siwych koniach precz jadą,

W złotej od słońca kurzawie,

Że słychać tętent ich prawie!

Czasem na drodze nas spotka

Zbłąkana w boru sierotka,

Czasem znów domek chędogi,

Z białemi ściany i progi...

To w kuźni biją gdzieś młoty,

To zachód słońca lśni złoty,

Aż gwary życia i pieśnie

Noc cicha utuli we śnie!...

I na nasz domek kochany

Zmierzch pada z nieba różany,

Więc już książeczkę składamy,

Idziem na pacierz do mamy.

Pastereczka

Oj nie chcę ja być ptaszyną,

Co gdzieś leci w dal...

Bo tej nasze wioski miłej

Byłoby mi żal!

Oj nie chcę ja być czółenkiem,

Co gdzieś płynie w dal...

Bo tych naszych pól i lasów

Byłoby mi żal!

Oj nie chcę ja być tą chmurką,

Co gdzieś wieje w dal...

Bo tych naszych wzgórz różowych

Byłoby mi żal!

Tum wyrosła jako trawka,

Jak ten polny kwiat...

Tu owieczki będę pasła,

Tu mój cały świat!

Owczarek

Przyleciały chmurki jasne,

Jako złota mgła,

A owczarek za owcami

Na fujarce gra.

Dalej, dalej, owce moje,

Dalej na pole...

Przepłynęły jasne zdroje,

Wzięły mi dolę!

A i czegóż tak żałośnie,

Owczareczku, grasz.

Gdy ta młoda ruń nam rośnie,

Łan zakwita nasz?

Nie pocieszy ruń ta młoda,

Nie ukoi mnie:

Płyną lata, jako woda,

Żyć sierocie źle!

Pod ten krzyżyk, pod pochyły,

Owce moje gnam,

I u starej tej mogiły

Na fujarce gram.

Wiatr porywa moje słowa,

Niesie je gdzieś w dal.

Smętnem echem brzmi dąbrowa,

Sieroty jej żal.

Dalej, dalej, owce moje,

Dalej na pole!

Przepłynęły jasne zdroje,

Wzięły mi dolę!

Flisak

Wędrowały flisy

Przez dalekie światy,

Przystał do nich Stacho,

Od matki, od chaty.

Przystał do nich Stacho,

Do Gdańska popłynął,

I morze zobaczył,

I przecie nie zginął!

Nie strzegła go matka,

Nie strzegła go miła,

Tylko ta Wisełka

Na tratwie nosiła.

Nosiła na tratwie,

Na galarze niosła,

Śpiewała mu pieśnie,

Za tym pluskiem wiosła!

Oj masz ty dwie matki,

Flisaku, nieboże!

Jedna ciągnie do dom,

A druga na morze.

I sam flisak nie wie,

Która lepsza droga?

I do Wisły tęskni,

I do chaty proga.

To na wioskę pojrzy,

To pojrzy ku rzece...

Miejże was Bóg obie

W swej świętej opiece!

Wieczór w lesie

W cichą noc, w cichą noc,

Strzeże dziatki Boża moc!

Jasna gwiazda, niebios oko,

Na lazurach lśni wysoko

Tam nad lasem hen...

I w okienko nasze świeci,

Błogosławi dobre dzieci,

Aż je w srebrnej nocy ciszę

Anioł Boży ukołysze

W błogi, błogi sen.

Cichy las, cichy las,

W ten wiosenny miły czas!

Jasny księżyc niebem płynie,

Wiewióreczka na drzewinie

Siedzi sobie, duma sobie...

W górę trzyma łapki obie,

A nie widzi nas!

Cichy bór! Cichy bór!

Już umilknął ptasząt chór,

Już konwalja drzemie biała,

Już i trawka zadrzemała.

Dąb staruszek lasu strzeże,

Strumyk szepce swe pacierze,

Płynąc kędyś z gór.

Cichy gaj! Cichy gaj!

Gdy zakwitnie wonny maj,

Kiedy w nocny mrok i ciszę

Wietrzyk listkiem nie kołysze,

Gdy po gniazdkach śpią ptaszęta,

Wypoczywa ziemia święta,

Ty jej, piosnko, graj!

Wesele w maju

Jestem panna młoda,

Śliczna ma uroda,

Ubierają mnie drużeczki,

Każda kwiatków doda.

Te jedne we włosy,

Pełne bujnej rosy,

Uplatają mi w wianeczek,

Modry, jak niebiosy.

Te drugie do rączki,

Same świeże pączki,

Same bratki i stokrocie

Z tej kwiecistej łączki.

Te trzecie się w wieńce

Wiją po sukience,

Same śliczne róże polne,

Jak moje rumieńce!

Wiosno nasza, wiosno,

Jakżeś jest radosną!

Jakie cudne pola nasze,

Gdy kwiatki wyrosną.

Nasza ziemia cała

Kwiatem się odziała,

I w majowych wieńcach stoi,

Jak ta Julcia mała.

Panienka

Gdzie panienka jest we dworze,

Tam nikt smutnym być nie może,

Bo panienka i rozśmieszy,

I zabawi, i pocieszy.

Dzień jej cały pełno wszędzie,

Chwilki próżno nie usiędzie,

Nigdy sobie, zawsze komu,

Jak ptaszyna śpiewa w domu.

Czy choroba, czy wesele,

Do panienki idą śmiele:

Ona druchny śliczne stroi,

I choroby się nie boi,

Dla Pawłowej fartuch szyje,

Lusię małą codzień myje,

Wiejskiej dziatwie bajki prawi,

Nawet z Brysiem się zabawi.

Za nią drób domowy leci,

Za nią wróble, za nią dzieci,

Każdy czeka od panienki

Ziarna, kwiatka, lub piosenki.

Jak promyczek złoty słońca,

Biega w domu, w koniec z końca,

Tu pomoże, tam poprawi,

Niech jej Pan Bóg błogosławi!

Nasze kwiaty

Jeszcze śnieżek prószy,

Jeszcze chłodny ranek,

A już w cichym lesie

Zakwita sasanek.

A za nim przelaszczka

Wychyla się z pączka,

I mleczem się żółtym

Złoci cała łączka.

I dłużej już dzionka

I bliżej słoneczka...

A w polu się gwieździ

Biała stokroteczka.

A dalej fijołki,

Wskroś trawy, pod rosą,

W świeżych swych czareczkach

Woń przesłodką niosą.

A tuż ponad strugą,

Co wije się kręta,

Niezapominajka

Otwiera oczęta.

A w gaju, wśród liści,

W wilgotnej ustroni,

Konwalja bieluchna

W dzwoneczki swe dzwoni.

A wyjdziesz drożyną

Z gaiku na pole,

To spotkasz modraki,

Ostróżki, kąkole...

I maczek tam wilczy

Kraśnieje wśród żyta,

I różą krzak głogu

Na miedzy zakwita.

A ścieżką zieloną,

Co z górki zstępuje,

Srebrzysty powoik

Po świecie wędruje...

O ziemio ty droga,

Ty Boży zielniku!

I w polach i w łąkach

Masz kwiecia bez liku!

Skąd się biorą piosenki?

— Piosenki, piosenki,

Skąd wy się bierzecie?

Czy tak wyrastacie,

Jako polne kwiecie?

Czy na łąki nasze,

Na tę ziemię czarną,

Razem z deszczem pada

Złote wasze ziarno?

Czy was cichy wietrzyk

Roznosi po świecie?

Czy razem z tą chmurką

Nad wioską płyniecie?

Czy jak ten strumyczek,

Co się błoniem wije,

Słodka wasza nuta

Ze źródełka bije?

Czy was jaskółeczka,

Co za morze lata,

Na czarnych skrzydełkach

Przynosi ze świata?

Czy was wyoruje

Oracz swoim pługiem,

Kiedy wołki pędzi

Polem równem, długiem?

Czy rośniecie z wierzby,

U tej modrej rzeczki,

Kędy chłopcy w maju

Kręcą fujareczki?

Czy was ten skowronek,

Ten śpiewaczek boży,

Wyucza się rankiem

U różanej zorzy?

Czy was w swych poświstach

Szumy naszych lasów

Żałośliwe niosą

Z dawnych, dawnych czasów?

Czy lecicie w iskrach

Jasnego ogniska,

Co na prządki nasze

Złotą łuną błyska?

Piosenki, piosenki,

Powiedzcież mi przecie,

Skąd wy się rodzicie

Na tym Bożym świecie?

— Ani my z pól kwietnych,

Ani z łąk kobierca,

Tylko się rodzimy

Z młodzieńczego serca.

Nie niosą nas szumy,

Ani rzeczki fale,

Tylko smutek ludzki,

Tylko ludzkie żale.

Nie uczy nas ptaszę,

Ani zorza złota,

Tylko łzy sieroce

I długa tęsknota...

Co mówią drzewa?

DĄB

Dziatki moje, dziatki,

Syny i wnuczęta,

Kto z was dawne czasy

W lesie tym pamięta?

O wy dawne czasy,

Gdzieście się podziały,

Kiedy nad tym lasem

Sokoły latały.

Sokole, sokole,

Starodawny ptaku,

Już z twojego gniazda

Niema ani znaku.

SOSNA

Na wschodzie, na niebie,

Tam się palą zorze.

Zrąbali sosenkę,

Wysłali za morze.

A nad owem morzem

Siwy orzeł kracze.

Sosenka się smuci,

Lasu swego płacze.

BRZOZA

Leśną ścieżką, wąską drogą

Szedł tu żołnierz z chromą nogą;

Szedł tu żołnierz, odpoczywał,

O swej chacie pieśni śpiewał.

A ja pieśni zrozumiałam,

Listeczkami zaszumiałam;

— Wracaj, wracaj, choć bez nogi,

W swojej chatki miłe progi.

Zasłużyłeś się ojczyźnie,

Przyjmą cię tam serca bliźnie;

Zasłużyłeś się krajowi,

Każdy ci tam «bracie» powie.

WIERZBA

O mój gospodarzu

Sadźcież mnie nad rzeką,

Żeby się głos z fujareczki

Rozlegał daleko.

Pójdzie tędy chłopiec,

Wytnie fujareczkę,

Będzie śpiewał, wyśpiewywał

Mazurską piosneczkę.

Gęsiarek sierota

Oj! Ubogi ja gęsiarek,

Na tym świecie sam!

Młynarzowe gęsi pasę,

Na fujarce gram.

Młynarzowe gęsi pasę

Po tej strudze w bród,

Na fujarce gram wierzbowej,

Czy mi głód, czy chłód!

Hej, daleko i szeroko

Płynie struga ta!

Jeszcze dalej echo leci,

Gdy sierota gra.

Struga płynie het przez pola

Świecące od ros,

A do nieba, do modrego,

Leci piosnki głos!

Lećże głosie, leć po rosie

Ty piosenko ma,

Sam Pan Jezus słucha z nieba,

Jak sierota gra.

Sam Pan Jezus słucha z nieba,

Z za tych złotych chmur,

Jak się echo fujareczki

Odbija o bór!

Idźcież, jaśni aniołowie,

Aż do rajskich bram,

Zawołajcie ojca, matki

Tej sieroty tam!

Zawołajcie ojca, matki

Pastuszka tego,

Niech pocieszą, pożałują

Jasieńka swego!

Idzie ojciec, idzie matka,

Przez niebieski próg,

Tylko im to rajskie kwiecie

Kłoni się do nóg.

Tylko im ta rajska zorza

Złote szaty tka,

Tylko z oczu łzy im lecą,

Jak Jasieńko gra!

A ty, ojcze, a ty, matko,

Błogosławcie mnie!

Niechże ja też na tym świecie

Nie zagubię się!

Niechże ja też na tym świecie

Jasną dolę mam,

I wesoło gąskom moim

Na fujarce gram!

Kujawiak

Kowale, kowale,

Okujcie nam koła.

Jedzie tutaj od Kujawów

Kompanja wesoła!

Kujawy, Kujawy,

Ty stara ziemico!

Obsiał ciebie sam Pan Jezus

Żytem i pszenicą.

Nie obrodzisz jednem,

To obrodzisz drugiem,

Nie będzie ci ten Kujawiak

Darmo chodził z pługiem!

Nie obrodzi żyto,

To obrodzi proso.

Nie będzie ci ten Kujawiak

Zimą chodził boso.

Nie obrodzi proso,

To obrodzi hreczka.

Nakupi se w kramie wstęgów

Kujawska dzieweczka.

Kujawiak, Kujawak! Śliczna Kujawianka!

Będziewa se tańcowali

Do białego ranka!

Stanęło słoneczko,

Z nieba się dziwuje,

Kiedy ci ten Kujawiaczek

Oberka tańcuje.

Kurpik

W Myszynieckiej puszczy,

Tam Kurpiki siedzą,

Co się dzieje w świecie całym

Tego nic nie wiedzą.

W Myszynieckiej puszczy

Stoi dąb wyniosły,

Z ojca, dziada i pradziada

Kurpie tutaj wrosły.

W Myszynieckiej puszczy

Słychać brzęk daleki,

Złotym miodem sławne płyną

Kurpiowskie pasieki.

W Myszynieckiej puszczy,

Dzięcioł tam kołata...

Jak z tej puszczy wyjdą Kurpie,

Będzie koniec świata.

W Myszynieckiej puszczy

Wicher sosny młóci...

Nie bójta się, moi ludzie,

Gniazda Kurp nie rzuci!

Jak szła Wisła do morza

A ta śliczna Wisła

Na Śląsku wytrysła,

Przeleciała kawał świata

Nim tu do nas przyszła.

Przeleciała Śląsko,

Przeleciała Kraków,

Czerpało z niej magiereczką

Niemało junaków!

Przeleciała Kraków,

Poszła pod Warszawę,

Rozśpiewała swoim szumem

Każde serce prawe!

Z pod Warszawy poszła

Pod wysokie Płocko,

Zaświeciła stu gwiazdami

Świętojańską nocką!

A zasię z pod Płocka

Pod ten Toruń stary,

Z złotem żytem i pszenicą

Poniosła galary.

Z pod Torunia zasię

Do Gdańska leciała,

Otwartemi ramionami

Gdańsko powitała.

I wzięła w ramiona

Wielu ziem przestworza,

Zaszumiała pieśnią życia,

Skoczyła do morza!

Zamiary Stasia

Nieraz sobie myślę o tem,

Czem ja będę jak urosnę?

Czy kuć będę w kuźni młotem,

Czy obrabiać piłą sosnę?

Czy też może własną grzędę

Orać przyjdzie sochą krzywą?

Czy na tratwach flisem będę

Wisłą spławiał złote żniwo?

Czy zapadłszy w puszcze, w knieje,

Dzielnym stanę się leśnikiem,

Co to nigdy nie blednieje,

Choć się spotka z wilkiem, dzikiem.

Albo może będę badał,

Het, na niebie księżyc złoty,

Ludziom dziwy opowiadał,

I tłumaczył gwiazd obroty?

Może w księgach się zagrzebię

Aż po uszy, aż do brody!

I jak pszczoła zgubię siebie,

Słodkie braciom ciągnąc miody.

O to jedno proszę Boga,

Niech mnie darzy szczęściem takiem:

Jak badź pójdzie moja droga,

Żebym nie był złym, próżniakiem!

Wieczorny pacierz

Zaszło już słonko

Wśród złotych zórz,

Klęknij, dziecinko,

I rączki złóż.

I pod blaskami

Tych jasnych gwiazd

Módl się o spokój

Dla naszych gniazd.

Módl się za kwiaty

Rodzinnych pól,

Za tych, co płaczą

I cierpią ból...

Módl się, byś urósł

I nabrał sił

I braciom-ludziom

Byś miły był!

Módl się, by dom ten

Wziął Bóg pod straż

I za mateńką

Mów: «Ojcze nasz...»

Tęczowy duszek

Kiedy czytam w mym ogródku,

Kiedy szemrzą trawy, drzewa,

Wtedy słyszę — pocichutku

Coś w gęstwinie wonnej śpiewa..

Coś-ci śpiewa, coś-ci gada,

Brzęczy niby złota pszczoła,

Różne dziwy opowiada,

A kto taki — nie wiem zgoła!

Czasem myślę, że to róża,

Co na krzaku się rozwija

I oczęta do mnie zmruża...

Czasem myślę — że lilija...

Albo może żuczki złote,

Może muszki i motyle,

Brzęczą w uszko, tak, na psotę,

Gdy zadumam się na chwilę.

I raz tylko mi się zdało,

Że wskroś młodych listków sieci

Widzę postać «duszka» białą,

Jak na skrzydłach ku mnie leci...

Jasność słońca, dźwięk piosenki,

Zapach kwiatów, listków szmery

W tęczę tkały mu sukienki

I skrzydełek jego cztery...

Jak motylek na krzewinie,

Tak nad głową moją siedział...

Myślę, że te wszystkie owe

Dziwy — on mi opowiedział.

O tej pięknej wielkiej ziemi,

O tych morzach, o tych górach,

O tych orłach, co nad niemi

Do gniazd swoich lecą w chmurach.

O tej czystej serc pogodzie,

Której żaden mruk nie zaćmi,

O miłości i o zgodzie,

I o pracy z ludźmi braćmi.

Jałmużna myśli

Mój Piotrusiu! Nie mam grosza,

Bom i mały i ubogi.

Ale siądźmy sobie razem

Na tym wzgórku, koło drogi.

Ja z książeczki mojej nowej

Przeczytam ci powieść sławną,

Sławną powieść o tych czasach,

Co minęły, przeszły dawno!

Pokażę ci na obrazku

Takich mężów i rycerzy,

Aż ci w główkę najdzie blasku,

Aż serduszko ci uderzy!

Opowiem ci różne rzeczy,

O tych polach, o tem niebie,

O tych naszych żytnich kłosach,

Co tu rosną wedle ciebie.

Opowiem ci o tych lasach,

Co na straży, szumiąc, stoją,

O tych rzekach modrych, bystrych,

Co nam łąki nasze poją.

Potem sobie zaśpiewamy,

Aż głos pójdzie na pół mili!

I będzie nam w sercu błogo,

Żeśmy taki dzień przeżyli!

Chrystus i dzieci

Siadł w szczerem polu Chrystus Pan,

   A przy nim orszak bosy:

Dziateczki, co na zżęty łan

   Szły z miasta zbierać kłosy.

Cisną się usta do nóg Mu

   Drobniuchnej tej czeladzi,

A Chrystus spuścił jasną dłoń,

   I główki dziatwy gładzi.

— Rośnijcie — rzecze — ojcom swym

   I matkom na pociechę...

I jako słońce chaty swej,

   Wyzłoćcie niską strzechę! —

A co pogładzi jasny włos,

   To gwiazdy mu dokoła

Sypią się, nakształt złotych ros,

   Na pochylone czoła.

Lecz wpośród dzieci była tam

   Sierotka jedna mała,

I słysząc to, co Chrystus rzekł,

   W te słowa się ozwała:

— A ja nie będę, Panie, rość,

   Bo na co to i komu?

Ojca, ni matki nie mam już,

   A także nie mam domu. —

Lecz Chrystus rzekł: — Zaprawdę wam

   Powiadam, moje dziatki:

Nie jest sierotą żadne z was,

   Choć nie ma ojca, matki.

Bo ojcem mu jest niebios Pan,

   A matką ziemia miła,

Co go zbożami swoich pól,

   Jak mlekiem wykarmiła.

A domem mu jest cały świat

   Bez granic i bez końca,

Gdzie tylko sięgnie jego myśl,

   Jak złota strzała słońca.

A polne kwiaty — te są mu

   Siostry i bracia mili,

A przyjacielem jest mu ptak,

   Co na gałązce kwili...

A towarzyszem jest mu zdrój,

   Co idzie aż do morza,

A przewodnikiem w domu tym

   Ta jasna, młoda zorza.

Dla nich wam w siły, w cnotę rość,

   Dla nich być chlubą trzeba,

Bo każdy z was tu synem jest

   Tej ziemi — tego nieba!

Rada

Chcecie wiedzieć, drogie dzieci,

Jak najprędzej czas wam zleci?

Jak bez cacek, bez igraszek

Dzień przefrunie, niby ptaszek?

Nie trawcie go, jak próżniaki,

Pospuszczawszy w nudach noski,

Lecz pomóżcie starszym w pracy,

Ale żyjcie życiem wioski.

Patrzaj tylko, mój Tadzieńku,

Jak Roch idzie pomaleńku,

Jak za sobą wlecze nogi,

Jak go męczy kaszel srogi,

Jak to dyszy, jak to stęka,

Jak to z dzbankiem drży mu ręka,

Choć w nim tylko trochę wody

Niesie sobie dla ochłody.

Dalej, raźno skocz, kochanie,

Nic ci złego się nie stanie!

Pomóż dźwigać dzban starcowi,

A on ci «Bóg zapłać» powie.

Widzisz, Hańdziu, Małgorzatę,

Jak to w kaftan wszywa łatę,

Jak nie trafia nić do uszka...

Niedowidzi już staruszka.

Nawlecz igłę starowinie!

Siwą głową tobie skinie:

I wyszepcze cicho, cienko:

— O, Bóg zapłać ci, panienko! —

W czem kto może, niech posłuży:

Mały — w małem; w dużem — duży;

A za pomoc dla współbraci

Bóg wam cichym snem zapłaci.

U okienka

Z mojego okienka — to istny dziw!

Co rok więcej widzę i pól i niw...

Dziś nowa krzewina, a jutro kwiat,

Rozszerza się co dnia ten Boży świat!

Pamiętam, że dawniej u tamtych wzgórz,

Ta ziemia dla mnie kończyła się już;

Dziś wiem, że za niemi jest śliczna błoń,

Dziś czuję z oddali jej kwiatów woń.

Przed rokiem, przed dwoma, za dawnych lat,

Jak obcą mi była każdziutka z tych chat!

A dzisiaj, jak gdyby zbliżyły się,

I znam je, i kocham, i one mnie.

Przed rokiem myślałam, że gwiazdy te

Nade mną jedynie tak palą się...

Dziś wiem, że ich blaski spływają w dół,

Na miljon wzniesionych i zgiętych czół.

Z mojego okienka — to istny dziw!

Ten mały strumyczek wygląda, jak żyw.

I szepce, i śpiewa do uszka mi

Cichutką piosenkę, co słodko brzmi.

I oczy i myśli gdzieś lecą w dal,

Za blaskiem, za wonią, za szumem tych fal.

I dusza się we mnie roztula, jak kwiat...

Z małego okienka chce objąć ten świat!

— Powiem ci, dziecino, jak zrobić to!

By objąć świat cały i posiąść go,

Nie trzeba dalekich odprawiać ci dróg,

Lecz kochać swój zakąt i chaty swej próg!

Stopnie poznania

Choćbyś poznał ziemię całą,

Miljon gwiazd jeszcze zostało!

Choćbyś gwiazdy znał na niebie,

Jeszcze musisz znać... sam siebie.

A czy wiesz ty, miłe dziecię,

Co tu cudów jest na świecie?

Ile to się gwiazd w oddali

Na wieczornem niebie pali?...

Widzisz, jak ta mleczna droga,

Rozciągniona ręką Boga,

Wskroś się winie przez błękity,

Jako srebrem pas wyszyty?

A czy wiesz, że ziemia cała

To też gwiazdka, tylko mała,

Taka sama, jak ta złota,

Co w okienko twe migota...

Że wśród owych gwiazd tysiąca

Są ogromne, jako słońca,

Że ich blask ku ziemi leci

Przez niezmiernych ciąg stuleci?...

Dziw cię bierze, drogie dziecię,

Po lazurach wzrok twój lata...

Tych gwiazd miljon, to jest przecie

Tylko cząstka cudów świata.

Tylko cząstka to jest dzieła,

Które Boża myśl poczęła,

Tylko cząstka jej Wszechmocy

Świeci z gwiazd wśród cichej nocy!

Podnieś ku nim jasne oko,

Podnieś serce twe wysoko,

Rozbudź myśl, co jeszcze drzemie,

Ucz się patrzeć — ponad ziemię!...

Choć na jedną chwilkę we dnie,

Porzuć czucia swe powszednie,

I wiedz, że to twoja droga:

Iść wśród gwiazd tych — aż do Boga!

Wstań o dziecię...

Wstań o dziecię! idź na pole,

Gdzie pot ludu wsiąka w rolę,

Gdzie pod jasnem naszem niebem

Kłosy brzęczą żytnim chlebem,

Jak struny szklane;

Idź i słuchaj, a w tym szumie

Może serce twe zrozumie,

Jakie to tam rosy świecą,

Jak masz uczcić dolę kmiecą

I zgrzebną sukmanę!

II

Ucz się, drogie dziecię moje,

Nosić wcześnie twarde zbroje,

Jak dawni rycerze!

Nie z żelaza, nie ze stali,

Te, co ludzie wykowali

Hełmy i pancerze,

Ale jasną, ale dzielną

Zbroję ducha nieśmiertelną,

Co się strzał nie boi.

Ale taką tarczę złotą,

Co się zowie wolą, cnotą,

A za oręż stoi.

Kiedy widzisz skrę, co pryska

Z nakowadła i ogniska,

Gdy dłoń widzisz z kielnią, z młotem,

Jak nad głową śmiga hardo,

Gdy na twarzy zlanej potem

Odgadujesz dolę twardą,

Uchyl czoła, synu miły,

Przed tym, co się krwawo znoi:

Lud i praca to są siły,

A świat cały niemi stoi!

Szanuj, drogie dziecię moje,

W małem ziarnku — przyszłe plony,

W małej kropli — przyszłe zdroje,

W szelągu — miljony,

W każdej myśli — zaród czynu,

Życie — w chwilce, co ucieka,

A sam w sobie — szanuj, synu,

Przyszłego człowieka.

O co się modlić

A czy wiesz, dziecino miła,

O co ci się modlić trzeba?

Ot, by ziemia ta rodziła

Dużo zboża, dużo chleba.

O te pszenne, żytnie kłosy,

O len miękki, o len siwy,

O wieczorne srebrne rosy

Dla tej łąki, dla tej niwy.

O te jabłka na jabłoni,

Co ocienia sady nasze,

O tę cichość porankową,

W której dzwonią piosnki ptaszę.

O jaskółek pełną strzechę,

O skowronka na tym łanie,

Tym, co płaczą — o pociechę,

Tym, co cierpią — o wytrwanie.

Dla tych ramion, co się trudzą,

Ty się, dziecię, módl o siłę,

Dla rzuconych w stronę cudzą,

O swój krzyżyk i mogiłę.

O to jasne słonko Boże,

Co je chmury skryły w niebie,

A na samym już ostatku

Módl się za mnie i za siebie.

Pacierz dzieci

Gdy się modlą drobne dzieci,

Jasno robi się na ziemi,

Słonko cudnie wtedy świeci

Nad polami, nad naszemi.

Gaje biorą zieleń młodą,

Roztula róża swe pąki,

A poranną się pogodą

Śmieją zboża, śmieją łąki.

Gdy się modlą drobne dzieci,

Milkną echa burz i gromu;

Białem skrzydłem spokój leci

Na miłego strzechę domu.

Z traw zroszonych łza obsycha,

Brzmią piosenki skowronkowe,

Cała wioska stoi cicha,

Skryta w wierzby przez połowę.

Gdy się modlą dzieci małe,

To na starym gdzieś kurhanie

Wyrastają lilje białe

I anielskie słychać granie.

To się krzyże po rozłogach

Odziewają w blaski zorzy,

To po miedzach i po drogach

Chodzi smętny Anioł Boży.

I niejedna pustka głucha

W sercu ludzkiem się zakwieci...

I sam Bóg tej ziemi słucha,

Gdy się modlą małe dzieci.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.