OSOBY
PENTESILEA — królowa Amazonek
PROTOE — księżniczka Amazonek
MEROE — księżniczka Amazonek
ASTERIA — księżniczka Amazonek
ARCYKAPŁANKA Artemidy
ACHILLES — król ludu greckiego
ODYSEUSZ — król ludu greckiego
DIOMEDES — król ludu greckiego
ANTILOCHUS — król ludu greckiego
Grecy i Amazonki
Scena:Pole walki pod Troją
SCENA PIERWSZA
Zjawiają się: z jednej strony Odyseusz i Diomedes, z drugiej Antilochus, wraz z orszakami.
ANTILOCHUS
Cześć wam, królowie! Jakże sprawy stoją?
Dawnom tu już nie widział was pod Troją!
ODYSEUSZ
Źle, Antylochu. Spojrzyj na to błonie:
Zastępy Greków, Amazonek konie
Nastają na się, jak dwa wściekłe wilki.
Na boga, czemu? Obłędem rażeni?
Jeśli Jupiter, co gromami strzela,
Trzaskiem błyskawic ich nie porozdziela —
To trupem padną dzisiaj, rozwścieczeni!
Wody mi dajcie haust!
ANTILOCHUS
Na duszę mą!
Te Amazonki czegóż od nas chcą?
ODYSEUSZ
Ruszylim obaj, za Atrydy radą,
Wraz z Mirmidonów niemałą gromadą,
Achil i ja; bo zważ: Pentesilea
Powstała w borach jak dzika zawieja
Na czele kobiet krytych skórą żmij,
Przez góry pędzi tu, na pogrom... czyj?
Priama chyba chce nastraszyć w Troi...
Słychać (a wieści jedne drugim przeczą);
Priamid ruszył z Ilion w pełni zbroi
Witać królową śpieszącą z odsieczą.
Gnany gościńcem w lot: nasze pancerze
Murem rozgrodzą nieszczęsne przymierze!
Przez całą noc trwał pochód nieustanny.
Lecz z pierwszym blaskiem jutrzenki porannej
Cóż za zdumienie! W świcie strzał i proc
Cała dolina kłębi się od bitwy —
Słysz! — Trojańczyków z tymi niewiastami!
Jak sforę chmur, co jasne niebo plami,
Rozdziera w strzępy napór huraganu,
Pentesilea w szaleństwie gonitwy
Pędzi przed sobą z rozpędem orkanu
Huf Priamidy, tak miotając niemi,
Jakby ich chciała zmieść z powierzchni ziemi
Poprzez Hellespont w topiel oceanu.
ANTILOCHUS
Dziwne to, dziwne!
ODYSEUSZ
Słuchaj, będzie lepiej!
My, pragnąc odwrót zagrodzić Trojanom
Pędzącym na nas ławą niewstrzymaną,
Pod same mury wpieramy oszczepy.
Zdumiał się na ten widok Priamida;
Po krótkiej radzie my ruszamy w cwał
Młodą królowę Amazonek witać.
Ona wstrzymała triumfalny szał.
Więc — na Hadesa! — chyba teraz przecie
Pora do kogoś przystać tej kobiecie,
Która nam z nieba uzbrojona spada
Wprost w naszą wojnę, sama walce rada!
Toż z nami sojusz zawrze chyba chętnie,
Skoro już Trojan gromi tak namiętnie.
ANTILOCHUS
No tak, na Zeusa! To chyba jest jasne!
ODYSEUSZ
Więc — znajdujemy ją w bojowym stroju
Na czele dziewic, hełm dumnie wiejący,
Pod nią purpurą i złotem kapiący
Koń depcze ziemię pełen niepokoju.
Przez krótką chwilę spogląda w pogardzie
W naszą gromadę, okiem jak ze stali,
Jakbyśmy stali przed nią skamieniali;
Ta oto dłoń, powiadam tobie, bardziej
Jest wyrazista, a patrzy mniej hardzie.
Wtem oko jej spotyka wzrok Achilla —
I niby pożar z czerwonych płomieni
Nagły rumieniec jej lica odmieni,
Ciemną purpurą biel twarzy nasila.
Skacze na ziemię (koń przysiadł na zadzie),
Przez jedną chwilę stoi w ziemię wryta;
Cugle ciskając służebnej, zapyta:
Co nas prowadzi w tak wielkiej paradzie?
Ja na to: że radośnie my, Argiwi,
Nieprzyjaciółkę Dardanów witamy, Że nienawiścią dawno Grecja cała
Ku Priamidom podłym rozgorzała;
Mówię o sobie i o Achillesie,
Że obaj z nią sojuszu pożądamy,
Że pewnie ona takież chęci żywi —
I co mi jeszcze ślina do ust niesie...
Lecz ze zdumieniem w potoku swej mowy
Widzę: nie słucha mnie. Ale z wyrazem
Szesnastolatki i dziecka zarazem,
Jakby na igry szła albo na łowy,
Odwraca w bok kędziory złotej głowy
I woła: „O Protoe, matka moja
Takiego męża nigdy nie spotkała!”
A przyjaciółka stoi oniemiała...
Achil i ja — mierzymy się uśmiechem,
Królowa zasię oczy upojone
Znów zatrzymała z zapartym oddechem
Na Egińczyka promienistej głowie.
A przyjaciółka nieśmiało w jej stronę
Zwraca pytanie, czyli mnie odpowie.
Na to w płomieniach (gniewna czy wstydliwa? ) —
A błysk jej oczu w zbroi odgorywa —
Zmieszana, pyszna i dzika zarazem
Do mnie się zwraca i wzrokiem przeszywa:
,,Jam Amazonek królowa — i płazem
Tego nie puszczę! Odpowiem... żelazem!”
ANTILOCHUS
Tak, słowo w słowo, twój goniec też gadał.
Myśleli wszyscy, że rozum postradał...
ODYSEUSZ
A my nie wiemy, popadli w zdumienie,
Co sądzić mamy o tej dziwnej scenie.
Więc zawracamy w rozjuszonym wstydzie,
Patrząc na Trojan, jak, radzi, z oddali
Srom nasz odgadli i jak już wysłali
Herolda, który śmiało do niej idzie,
Ofiarowując nowy pakt przymierza.
I sądzą już, że gniewem w nas uderza
I że się zaraz wyjaśnią te czary.
Ale nim goniec zdążył zbiec ze wzgórza
Oraz pył drożny otrząsnąć z pancerza —
Ta centaurzyca rzuca się jak burza
Na nich i na nas, ile w koniach pary!
Jak leśny potok, gdy wiosną się wściecze,
Trojan i Greków tratuje i siecze!
ANTILOCHUS
Na Styks, to niesłychane! Mów!
ODYSEUSZ
A zatem:
Furie im dały tak zajadłe miecze,
Jakich nie było jeszcze, jak świat światem...
O ile wiem, dwie moce są przyrody:
Siła oraz jej opór — nic poza tym.
Co ogień gasi, to zarazem wody
Nie zmienia w parę — i na odwrót. Ale
Tu wściekły wróg oboje chce zagryzać
I wobec niego ogień nie wie wcale,
Czy płynąć razem z wodą, a znów fale,
Czy mają z ogniem stropy niebios lizać...!
Przez wojownice Trojanin przyparty
Chroni się za puklerze Greków, zasię Grek
Broni go od dziewicy, bo by trupem legł.
I dwaj wrogowie muszą nie na żarty
Wspierać się, wbrew swej wojnie, o bogowie!
By czoło stawić wspólnemu wrogowi.
Jeden z Greków podaje mu wodę
Dzięki! Język się spiekł.
DIOMEDES
Od tego dnia
Bitwa tu sroży się nad tą doliną
I, zda się, gromy nigdy nie przeminą,
Jak w burzy wpartej do przepaści dna.
Gdym się tu wczoraj poranną godziną
Naszym na pomoc przedarł po kryjomu,
W tej samej chwili spadła z trzaskiem gromu,
Jak gdyby chciała to helleńskie plemię
Strzaskać na miazgę, zgnieść i wdeptać w ziemię.
Oto Aryston, cały kwiat korony,
Tuż Astianaks, najdzielniejsze syny,
Oto Menandros burzą w proch strącony:
Z ciał młodych, pięknych na pole rzucony
Nawóz pod córy Aresa wawrzyny.
I więcej jeńców już wzięła nam ona,
Nim nam zostało ócz do płaczu, mieczy
Na krwawą pomstę, rąk dla ich odsieczy.
ANTILOCHUS
I nie wie nikt, skąd taka rozwścieczona?
DIOMEDES
Nikt, jako żywo! A my, przyjacielu,
Szukamy źródła przyczyny i celu.
Sądząc po gniewie osobliwym, który
Miota nią pośród bitewnej wichury
Wciąż za Achilem, myślę: wojna cała
Stąd, że ku niemu nienawiścią pała.
O, tak zaciekle, brodząc poprzez śniegi,
Gdy rozjuszona krwią oko nasyca,
Ofiary swojej nie tropi wilczyca,
Jak ona jego przez Greków szeregi.
Lecz w pewnej chwili, kiedy jego życie
Już było w mocy jej — czy uwierzycie?
Gdy już miał westchnąć ostatnim oddechem,
Oddała mu je, niby dar, z uśmiechem!
ANTILOCHUS
Cóż to? Oddała? Kto?... Królowa?...
DIOMEDES
Ona!
Wczoraj pod wieczór na nowo się starli —
Pentesilea, jak wicher szalona,
Z boskim Achilem — a Priamid karli
Podstępnie z tyłu ugodził go w zbroję,
Aż echem niebios zadrżały podwoje.
Królowa zbladła, potem złote włosy
W tył odrzuciła i z okiem ognistem,
Uniósłszy się na koniu, jak w niebiosy,
Zamachnie się i ostry miecz ze świstem
W kark Priamidy zatapia głęboko!
Runął, Achila zbryzgując posoką...
Achilles teraz mieczem łuk zatacza,
By ją ugodzić; ale ona, dzika,
Schylona w głową swojego srokacza,
Co gryząc uzdę, pieni się i boczy —
Unika ciosu — i co koń wyskoczy
Rusza z kopyta... I odwraca oczy...
Uśmiecha się... i znika.
ANTILOCHUS
Przedziwne to!
ODYSEUSZ
Co niesiesz ty spod Troi?
ANTILOCHUS
Mnie Agamemnon tutaj śle i pyta,
Czy w tych warunkach raczej nie przystoi
Rozsądek niźli odwaga niesyta.
O cóż nam chodzi? O Troi zniszczenie
I o pobicie Trojan! Chyba że nie
O dziewkę, która gdzieś tam maszeruje...
Czyliż odwrotu rozum nie dyktuje?
Jeśli się wszakże przekonasz naocznie,
Że nie w sojuszu ona z twierdzą Troi
Ku nam się zbliża — żąda, byś niezwłocznie
Z wojskami wracał tam, gdzie obóz stoi.
Pentesilea gdy ścigać was pocznie,
To on, Atryda, nic od ciebie nie chce;
Sam się przekona, na co w żeńskiej zbroi
Ta zagadka, Sfinks, ważyć się zechce.
ODYSEUSZ
Któż się do tego sądu nie przychyla!
Czyli sądzicie, że Laertiada
Za tak głupimi bitwami przepada?
Trzeba czym prędzej zabrać stąd Achila!
Jak dog ze smyczy spuszczony zapada
W jelenie rogi, łowiec za nim zmierza,
Woła i wabi, lecz już nim nie włada,
Bo ów, wgryziony w kark pysznego zwierza,
Tańczy z nim razem przez góry, doliny,
W głęboką puszczy noc — tak on szaleje,
Odkąd wojenną prześwietliło knieję
Zjawisko owej — tak rzadkiej zwierzyny.
Uda przestrzelić! Związać! Niech omdleje!
Przysiągł: ni kroku nie ustąpię pola
Tej Amazonce pięknej — do tej pory,
Póki jej z konia zwycięska ma wola
Za te jedwabne nie zwlecze kędziory.
Mój Antylochu, niechby usidliła
Go twa wymowność, skoro mdleje siła,
Gdy jego warga pianą się pokryła.
DIOMEDES
Razem spróbujmy raz jeszcze, pomału,
Spokojnej, zimnej rozwagi, bez krzyku
Wbić klin w decyzję jego szału.
Łatwo, przemyślny ty Larysejczyku,
Znajdziesz słabiznę, wtargniesz niewidocznie...
Gdy nie ustąpi, połów się rozpocznie:
Dwaj Etolczycy wezmą go na bary
I niby kłodę (bo zdjęły go czary!)
Cisną go w obóz Argiwów niezwłocznie.
ODYSEUSZ
Za mną!
ANTILOCHUS
Stój! Kto to biegnie z tamtej strony?
DIOMEDES
To Adrast, patrzcie, blady i zmieniony!
SCENA DRUGA
Ci sami. Wchodzi Adrastos wódz.
ODYSEUSZ
Co nam przynosisz?
DIOMEDES
Jaką wieść?
ADRASTOS
Nowinę
Ze wszystkich nowin najgorszą.
DIOMEDES
Niech zginę!
ODYSEUSZ
Gadajże prędzej!
ADRASTOS
Królowie Hellady!
Mury Pergamu nie runą w perzynę!
Achil ofiarą padł okropnej zdrady!
DIOMEDES
Bogowie!
ODYSEUSZ
Biada! Zwiastunie złej doli!
ADRASTOS
U Amazonek Achilles w niewoli!
ANTILOCHUS
Kiedyż i gdzie ta ohyda się stała?
ADRASTOS
Szturm nowy, dziki jak burzy nawała,
Owych Aresa rozwścieczonych cór
Jął dziesiątkować Etolczyków szyki,
Lejąc jak potop w bitewnym łoskocie
Na nas walecznych Mirmidonów krocie.
Próżnośmy w poprzek stanęli jak mur,
By ich zatrzymać: niby strumień dziki
Zmietli nas falą okropnej paniki...
I nikt zatrzymać się nie zdołał wcześniej,
Aż hen daleko na polanie leśnej.
Achil sam został, obszczerzon lancami;
Już z trudem z mroku walki się wyzwala,
Do nas nareszcie zmierza — my wesoło
Krzyk powitalny rzucamy mu z dala,
Gdy nagle głos nam zamarł w piersiach! Zgroza:
Jego kwadrygi zaryło się koło
Tuż nad przepaścią... Ze spadzistej skały
W straszliwą czeluść zajrzał oniemiały.
Na nic mu nie zda się kunszt wyścigowy,
W którym jest mistrzem: już konie sprzed woza
W tył, przerażone, odwracają głowy
Ku jego bata ciosom opętanym.
W uprzęży własnej kłębie pogmatwanym
Walą się konie, wóz i Jowiszowy
Syn, Achil, dumny i promiennolicy,
Ciasno schwytany, jak gdyby w pętlicy!
ANTILOCHUS
Szaleniec? Dokąd zmierza...?
ADRASTOS
Wtem wylata
Sam Automedon, przesławny woźnica,
I rzuca się, splątany kłąb rozplata
I cztery konie za uzdy pochwyca.
Lecz nim ich nogi uwięzłe w rynsztunku
Zdołał wyzwolić z śmiertelnych obieży,
Zwycięska zgraja Amazonek bieży
Hurmem wprost na nich, na czele królowa...
I gaśnie iskra ostatnia ratunku!
ANTILOCHUS
Nieba!
ADRASTOS
Nad chmurą kurzu pyszna głowa
Błysła, gdy nagle pęd wstrzymała cwału,
Przez chwilę mierzy okiem stromą ścianę:
Pióropusz własny, jakby grozą zdjęty,
Szarpie wstecz głową tej lwicy zaciętej.
Lecz oto cugle odkłada pomału
I jak w zawrocie — płomieniem owiane
Czoło ukrywa w obie małe dłonie.
Dziwnym widokiem zdumione dziewice
Zwracają ku niej z niemą prośbą lice,
Najbliższa pyta, zatroskana srodze,
Inna porywczo chwyta konia wodze,
Gwałtem chcąc dalszą zagrodzić jej drogę...
Lecz ona...
DIOMEDES
Waży się?
ANTILOCHUS
Mów!
ADRASTOS
Ledwie mogę!
Usiłowania próżne, by ją wstrzymać...
Z łagodną siłą dziewice odtrąca
I niespokojnie szuka, gdzie by imać Ścieżki się mogła stopa szukająca:
Dróżkę chce znaleźć tęsknymi oczyma
Swemu życzeniu, które skrzydeł nie ma.
Nagle ruchami pocznie opętanej
Wspinać się wzwyż po skale stromej ściany,
To tu, to tam — szaloną któż odgadnie!
Wciąż niedorzecznie myśląc, że wplątany
W swe sieci łup w jej ręce łatwo wpadnie.
Już jej źrenice bacznie wybadały
Każdą szczelinę wyżłobionej skały:
Widzi, że stok jest niedostępnie stromy,
Lecz jak z rozumu obrana — powraca,
Pnie się na nowo na głaz już znajomy.
Po szlaku, który wędrowiec przypłaca
Życiem, do szczytu dąży krok po kroku...
I stoi teraz na kamiennym bloku,
Tak małym, że zaledwie by kozicę
Zmieścił ten głaz — a rozpadliny z boku
Straszą, nie dając w tył ni naprzód kroku...
I krzyk podniosły dziewki białolice —
A ona raptem z rumakiem pospołu
W trzasku walących się razem kamieni
Jak na dno piekła pada w otchłań dołu,
Karku nie łamie!... Lecz myśli nie zmieni
I znów porywa się na strome skały!
ANTILOCHUS
Cóż za hiena, obłędna i ślepa!
ODYSEUSZ
A Automedon?
ADRASTOS
Nareszcie wóz cały
Uporządkował — Hefajstos by nowy
Wóz w takim czasie wykonał spiżowy!
Uprząż uładził, skacze na kwadrygę,
Za lejce chwyta i konie jak frygę
Zawraca — a nam kamień z serca spada.
Lecz nagle jedna z wojownic wybada
Ukrytą ścieżkę; krzyczą jej nowinę
I tam kierują szaloną królowę,
Pnącą się wciąż na głazy granitowe...
Echo radości napełnia dolinę.
Pentesilea na to słowo nowe
Zwróciła konia, oczy — i za wzrokiem
Jak wyciągnięta pantera śmignęła.
Achilles wprawdzie wycofał się bokiem,
Ale kwadryga z oczu mi zginęła...
Co się z nim stało, nie wiem.
ANTILOCHUS
Och, zgubiony!
DIOMEDES
O przyjaciele, co czynić?
ODYSEUSZ
Do dzieła!
Serce prowadzi: będzie wyzwolony!
Skruszymy dzikiej drapieżnicy szpony!
Choć przyjdzie walczyć na śmierć i na życie,
W pierwszym szeregu boju mnie ujrzycie!
Odyseusz, Diomedes, Antilochus wybiegają.
SCENA TRZECIA
Adrasios, gromada Greków, którzy tymczasem weszli na wzgórze.
MIRMIDON
rozgląda się po okolicy
O, tu — widzicie? — tu, gdzie góra owa!
Patrzcie! Czy to nie hełm się tam wynurza
I pióropuszem ocieniona głowa?
I kark się mocny wyłania zza wzgórza
Ramiona już — i ręce w błysku stali?
I tors, i pas, co się od złota pali?
ADRASTOS
Ha, czyj to hełm?
MIRMIDON
Tak, czyj! Czy śnię, o Grecy?
Już widzę lejce... i koncerz... i plecy...
I końskie łby, ozdobne strzałką białą...
Góra już tylko skrywa końskie nogi...
O, czy kwadrygę widzicie, wspaniałą,
Jako wschodzące wiosną słońce?
GRECY
Bogi!
Achilles to, syn bogów! Wraca w dom!
Jego zwycięstwo! Sam włada lejcami!
Ach, ocalony wraca!
ADRASTOS
Jasny grom!
Bogom niech będzie olimpijskim sława!
Odys! Skocz mi tam który za królami!
Jeden z Greków wybiega
Zbliża się do nas?
MIRMIDON
Aaa!...
ADRASTOS
Cóż?
MIRMIDON
Brak mi tchu!
ADRASTOS
Gadajże wreszcie!
MIRMIDON
Adraście, patrz tu,
Jak pcha lewicę nad rumaków grzbiety!
Jak bicza kołem okrąża ich grzywy!
Jak samym świstem pędzone do mety,
Boskie bachmaty rwą grunt niecierpliwy!
Na bogi! Zda się: za same wędzidła
Wóz ciągną, jakby dym z nozdrzy je szczuł!
A jeleń szczwany nie szybsze ma skrzydła!
Wzrok już się w szprychach migocąc nie sidła,
Wkręcony lotnie w tarcze lśniących kół!
ETOLCZYK
Lecz za nim...
ADRASTOS
Co znów?
MIRMIDON
Tam na samej grani!
ETOLCZYK
Kurzawa...
MIRMIDON
Tuman jak chmura gromowa!
Jak błyskawica przed nim gna...
ETOLCZYK
Królowa!!
MIRMIDON
Bogi łaskawe!
ADRASTOS
Kto?
ETOLCZYK
Pentesilea!
Tuż za boskiego Peleidy tropem
Z całą czeredą kobiet gna galopem...
ADRASTOS
Wściekła Megera!
GRECY
krzyczą
Do nas! Prędzej! Prędzej!
Boski Achilu! Tutaj! Chroń się między
Nasze puklerze!
ETOLCZYK
Patrzcie, jak udami
Tygrysi kadłub ścisnęła namiętnie,
Jak pochylona w grzywę, w burzy tętnie
Wiatr wstrzymujący wypija ustami!
Gna jak z cięciwy strzelona za łanią:
Tak wartkie nie są numidyjskie strzały!
Wojska daleko jak kundle zostały,
Gdy dog w pościgu wyciągnie się cały!
Pióra jej hełmu ledwie zdążą za nią!
ADRASTOS
Zbliża się?
TESALCZYK
Pędzi!
MIRMIDON
Jeszcze nie dociera!
TESALCZYK
Dopędza! Każdym szczupakiem ogiera
Za Achillesem jak potwór zgłodniały
Kawał dzielącej ją drogi pożera!
MIRMIDON
Na wszystkich wielkich bogów, co nas chronią!
Już zolbrzymiała do jego rozmiarów!
I błyskawicznych już kopyt pogonią
Konie ciskają grudy ziemi o nią,
I grzmiący tętent już napełnia parów!
ETOLCZYK
Teraz — szalony! Ślepy obłąkaniec!
Skręca w bok, igra! Hej, uwaga! Bogi!
Pentesilea przecina kąt drogi...
Widzisz?... Przyjęła jego straszny taniec...
MIRMIDON
Zeusie! Na pomoc! Już u jego boku!
Wielki jak olbrzym cień jej w groźnym skoku
Już go zabija!
ETOLCZYK
Teraz... nagle... wspak —
TESALCZYK
Całą kwadrygę zdarł w lewo co prędzej!
ETOLCZYK
Do nas znów leci — na skrzydłach, jak ptak!
MIRMIDON
Ha, lis przebiegły...! Zwiódł ją! Umknął jędzy!!
TESALCZYK
Niepowstrzymana minęła w rozpędzie
Wóz jego...
MIRMIDON
A! Potyka się jej koń!
Patrz! Wyleciała z siodła!...
ADRASTOS
Co to będzie?
TESALCZYK
Runęła! W ziemię zaryła się skroń!
MIRMIDON
Królowa leży! A na nią się wali
Jedna z wojownic, cała w lśniącej stali!
TESALCZYK
I jeszcze jedna —
MIRMIDON
I trzecia —
ADRASTOS
Padają?
MIRMIDON
Padają, wodzu! Jakby kowal krewki
Na szmelc je topił razem: konie, dziewki!
ADRASTOS
Niech spłoną w popiół!
TESALCZYK
W gęstych kłębach pyłu
Los się rozprawia z Amazonek zgrają:
Już widzę tylko błysk żelaza, z tyłu
Za Achillesem; węzeł gęsty, śliczny
Dziewic, splątany z dziką masą koni...
Zaiste, chaos mniej był chaotyczny.
ETOLCZYK
Lecz teraz — wiatr się zerwał; oto dnieje,
Jedna z leżących zrywa się na nogi.
TESALCZYK
Ha! Niechaj każdy patrzy i się śmieje:
Jak tam wesoło ów kłębek szaleje,
Jak to szukają lancy, tarczy, kasku,
Porozrzucanych daleko po piasku!
MIRMIDON
Trzy konie jeszcze, jedna wojownica
Leżą jak martwe...
ADRASTOS
Czy to jest królowa?
ETOLCZYK
Pentesilea, pytasz, złotogłowa?
MIRMIDON
Czy to królowa? Nie poznaję lica!...
Tam stoi!!
TESALCZYK
Gdzie?
ADRASTOS
No mów!
MIRMIDON
Tam, na Kronidę!
Tam, gdzie runęła: w cieniu tego drzewa.
Na karku konia oparła swą dzidę,
Trzyma się grzywy... widzisz? — Włos owiewa
Czoło, a ręką — pył czy krew? — ociera...
Dumny się szyszak w prochu poniewiera!
TESALCZYK
Na boga, ona, tak!
ADRASTOS
Niezwyciężona!
ETOLCZYK
Kot, co tak padnie, sczeźnie, lecz nie ona!
ADRASTOS
A co Achilles?
TESALCZYK
Jego strzegą bogi!
Trzy rzuty strzały uszedł już z jej drogi!
Już go dosięga ledwie rzutem wzroku,
Już nawet myśl, pędząca za nim śmigła,
Bez tchu w jej piersi zziajanej zastygła!
MIRMIDON
Chwała! Patrz, Odys w wojowniczym tłoku
I całe wojsko Greków w jasnym słońcu
Nagle wychodzą tam z leśnego mroku!
ADRASTOS
Odys? Diomed? Bogi nieśmiertelne!
Gdzież on? Daleko sam został na końcu?
TESALCZYK
Na rzut kamienia! Konie jego dzielne
Już gnają cwałem na Skamandru wzgórza.
On wzdłuż szeregów już śmiga jak burza...
GŁOSY
z oddali
Chwała!
TESALCZYK
Wołają jemu...
GŁOSY
Bogów gońcu!
Sława, Pelido! Wawrzyn na twą skroń!...
TESALCZYK
Wstrzymuje bieg. Przed samo królów koło
Zajeżdża wóz! Podchodzi Odys doń!
Zeskoczył z wozu raźno i wesoło...
Oddaje lejce i odrzuca broń...
Zdejmuje szyszak, co gniecie mu czoło
Pyłem pokryte; a wszyscy rycerze,
Wszyscy królowie kupią się wokoło!
Sława ci, chwała, boski bohaterze!
O, wszystkich Greków porwał zachwyt szczery,
Tłum go unosi, kolana mu ściska,
Zaś Automedon dymiące ogiery
Przy jego boku prowadzi u pyska!
Już coraz bliżej — idzie — wznosi dłoń!
O, patrzcie! Boski! Wawrzyn na twą skroń!
SCENA CZWARTA
Achilles, za nim Odyseusz, Diomedes, Antilochus, Automedon z kwadrygą u jego boku. Wojsko greckie.
ODYSEUSZ
O bohaterze egiński! Serdecznie
Witamy! Nawet w odwrocie zwycięski!
Niech twego miecza sława żyje wiecznie!
O, na Jowisza! Samą mocą ducha
Nieprzyjaciółce ty zadajesz klęski,
Że w proch ci pada bezsilna i krucha;
Cóż będzie, skoro ty miecz swój wysoko
Podniesiesz na nią, prosto, oko w oko!
ACHILLES
trzymając hełm w dłoni, drugą ręką ociera pot z czoła. Dwaj Grecy, bez jego świadomości, chwytają jego zranione ramię i opatrują je
Co? Cóż takiego?!
ANTILOCHUS
Zawsze w niepokoju,
Wygrałeś wyścig straszliwego boju,
Jak dziki orkan, który, grzmiąc po niebie,
Świat przerażony w wirach wichru grzebie.
Gdybym na siebie grzechy całej Troi
Przyjął i ciężko zgiął się pod brzemieniem,
O, na Erynie! Mógłbym uciec cieniem
Przed własną skruchą — w lot kwadrygi twojej.
ACHILLES
do Greków opatrujących go, chcąc się pozbyć ich natręctwa
Ach, trutnie!
JEDEN Z KSIĄŻĄT
Kto znów?
ACHILLES
Czegóż chcą, u licha?
PIERWSZY GREK
opatrując mu ramię
Stój, płynie krew!
ACHILLES
No tak.
DRUGI GREK
Więc pozwól chwilę!
PIERWSZY
Daj nam przewiązać!
ACHILLES
Sama już zasycha.
DRUGI
Zaraz gotowe będzie.
DIOMEDES
Najpierw tyle
Opowiadano, że w te rejterady
Wciągnął cię odwrót mej zbrojnej gromady...
Lecz to, co widzę, dowodzi niezbicie,
Że oną jazdę poprzedziła skrycie
Uplanowana myśl. Zapytać można,
Czyś kamień ów upatrzył już o świcie,
Przez który upaść miała nieostrożna
Królowa: takeś prosto w niego mierzył.
ODYSEUSZ
Mój bohaterze, jeśliś się tajemną
Żądzą odwetu do cna nie zaperzył,
Racz do Argiwów obozu iść ze mną.
Już nas Atrydzi wołają z powrotem.
My się ku rzece cofniemy odwrotem,
Dziewki podstępnie wciągając w gonitwę;
Tam Agamemnon z zasadzki jak młotem
Uderzy na nie i zakończy bitwę.
Na boga gromów! Nigdzie albo tam
Ostudzisz żądzę, co jak zwierza spienia
Ciebie i gna za tobą bez wytchnienia. Błogosławieństwo na drogę ci dam.
Tej nienawiści dłużej bym nie przeżył,
Widząc megiery tej harce szalone!
Chętnie bym ujrzał ślad twego kopniaka
Na jej policzku różanym.
ACHILLES
spojrzał na konie
Spocone.
ANTILOCHUS
Kto znów?
AUTOMEDON
bada dłonią szyje końskie
Jak ołów.
ACHILLES
Dobrze. Jazda taka
Męcząca jest. Przeprowadź je, mój drogi,
Potem im winem przetrzyj pierś i nogi.
AUTOMEDON
Niosą bukłaki już.
DIOMEDES
Teraz ty jasno
Widzisz, prześwietny, że to ciężka sprawa.
Gdziekolwiek sięgnąć najbystrzejszym okiem,
Wzgórza pokryte kobiet ciżbą ciasną.
A gęstsza nie jest i szarańczy ława,
Gdy z chmur opada niszczycielskim mrokiem.
Komuż zwycięstwo zupełne przypadło?
Czyż oprócz ciebie jeden jest, co powie, Że widział chociaż twarz tej centaurzycy?
Próżno dążymy, my, Grecji królowie,
Wśród trąb rozgrzmotu, w złocistej zbroicy:
Ona zapadła w głębię nieodgadłą.
A kto by chciał jej srebrny bodaj głos
Usłyszeć, ten by chyba musiał wprzódy
Zwalczać niesławnie te pospólstwa ludy,
Które jej strzegą tam, na polach Troi,
Jak cerbery, by jej nie spadł włos
Z jej wrażej głowy.
ACHILLES
patrzy w dal
Czy jeszcze tam stoi?
DIOMEDES
Pytasz?
ANTILOCHUS
Królowa?
ADRASTOS
Hej, tam! Pióropusze
Na bok! Nie widać...
PIERWSZY GREK
kończąc opatrunek
Zaraz! Chwilka mała.
JEDEN Z KSIĄŻĄT
Zaiste, tam!
DIOMEDES
Gdzie?
JEDEN Z KSIĄŻĄT
Ot tam, na mą duszę!
Stoi, gdzie padła, tam pod dębem, w dole.
Już, jak się zdaje, klęskę przebolała,
Pióra znów hardo wieją na jej czole.
PIERWSZY GREK
Nareszcie!
DRUGI
Teraz władać możesz dzidą.
PIERWSZY
Teraz iść możesz.
Zawiązują ostatni węzeł i puszczają jego ramię
ODYSEUSZ
Czyś słyszał, Pelido,
Com ci wyłożył?
ACHILLES
Mnie?
ODYSEUSZ
No, bez obrazy!
ACHILLES
Nic nie słyszałem. Cóż to? Czego chcecie?
ODYSEUSZ
Dziw! Czego chcemy? Jam ci tu rozkazy
Atrydów przyniósł! Agamemnon bowiem
Każe natychmiast wrócić nam, jak wiecie:
Taki jest plan, by zbrojnej tej kobiecie
Kazać do twierdzy podejść z całym mrowiem,
Gdzie, między dwoma wojskami, wyraźniej
Musi oświadczyć się, z kim jest w przyjaźni.
Skoro wybierze, co woli, musimy
Wiedzieć przynajmniej my, co uczynimy.
Wierzę w rozsądek twój, dzielny Achilu,
Że poddasz się mądrości wodzów tylu.
Wróg w Troi czeka; według zdania mego
Byłby to obłęd, w tę godzinę złą
Wdawać się w walki wojska dziewiczego,
Nim się dowiemy, czy chcą od nas czego!
I w takim razie, czego od nas chcą!
ACHILLES
nakłada hełm na głowę
Kto chce, obierze w walce lisią zdradę.
Ja się mężczyzną czuję — i kobietom,
Gdy nikt nie stawi czoła, sam dam radę!
Jeśli je chcecie poza bitwy metą
W chłodnym tu cieniu okrążać z daleka,
Niemocnej chęci pełni, jak kaleka,
Czyńcie, jak chcecie: sam wyruszę przeto.
Komu się walka, na Styks! nie opłaca,
Kto wracać chce do Ilion, niechaj wraca!
Czego ode mnie chce, wiem, boska dziewa!
W swatów śle do mnie upierzone cienie,
A furkot ich wyraźnie jej życzenie
Śmiertelnym szeptem do ucha mi śpiewa...
Odkąd dorosłem, mili przyjaciele,
Nigdym nie stronił od niewiast, jak wiecie,
A znałem przecie pięknych kobiet wiele!
Jeślim dotychczas tej jednej kobiecie
Odporny był, to stąd, na grom Zeusowy,
Że jeszcze w krzewach, jakby chciała ona,
Nie mam dość miękkich puchów dla jej głowy,
Bym w samotności wreszcie był gotowy
W ogniach ją spiżu pochwycić w ramiona.
Idę, gdy wracać do obozu chcecie.
Pasterska chwila nadejdzie niebawem.
Choć miałbym jeszcze przez całe miesiące
Zabiegać o nią bezprawiem czy prawem:
Nie wcześniej struny pokoju potrącę,
Nie wcześniej żądze się moje nasycą,
póki nie nazwę jej oblubienicą!
A ona, w wianku z ran, z których krew ciecze,
Zwieńczoną głową za mną się powlecze!
Naprzód!
GREK
zjawia się
Pentesilea zstępuje ze zboczy!
ACHILLES
Czy wsiadła znowu na swego stępaka?
GREK
Jeszcze pieszo zbrojna ku nam kroczy.
Ale za uzdę prowadzi rumaka.
ACHILLES
Konia mi dajcie! Żywo, przyjaciele!
O Mirmidoni! Za mną! Naprzód, śmiele!
Wojsko rusza
ANTILOCHUS
Szaleniec! Gwałtem trzymać go!
DIOMEDES
Idź z nami!
Już znikł!
ODYSEUSZ
Przeklęta wojna z kobietami!
Wszyscy wybiegają.
SCENA PIĄTA
Pentesilea, Protoe, Meroe, Asteria, orszak, wojsko Amazonek.
AMAZONKI
Chwała ci, chwała, o zwycięska pani!
Królowo Święta Róż! Hej! Kwiaty dla niej!
PENTESILEA
Żadnych triumfów! Żadnych róż!
Bitwa raz jeszcze woła w pole:
Hardość na młodym jego czole,
O Amazonko, siłą skrusz!
O towarzyszki, z stu tysięcy
Słońc w jedną kulę przetopionych
Nie błyśnie taki żar szalony,
Jak triumf nad nim mój dziewczęcy!
PROTOE
Najdroższa, błagam!
PENTESILEA
Nie, to wróg!
Z ust mych słyszałaś twardą wieść!
W prochu go ujrzę u mych nóg,
Zuchwalca, co ważyć się mógł
W moją wojenną godzić cześć...
Łatwiej ujarzmisz rzeki prąd,
Co z gór opada z hukiem fal,
Niż sprawisz, by mój zapał zwiądł,
I mojej woli ugniesz stal.
Jam to jest, straszna zwyciężczyni,
Ja, Amazonka, ja, królowa,
Której mi obraz w lustrze czyni,
Gdy się doń zbliżam, jego pierś spiżowa?
Wszech bogów klątwą obarczona,
Na widok tego bohatera
Cała drętwieję w głębi łona,
I oddech w piersi mi zamiera!
Mnie, co nie umiem z nim się zmierzyć,
W wir walki rzucić się szalonej,
Gdzie czeka drwiąco uśmiechniony...
Raz go zwyciężyć — albo nie żyć!
PROTOE
Gdybyś ty chciała raz, droga królowo,
Na tym ramieniu cicho oprzeć głowę!
Upadek, który wstrząsnął twoim ciałem,
Rozpalił duszę twą i wzburzył krew:
Pani, ty przecież drżysz na ciele całem!
Błagamy cię — nie postanawiaj nic,
Póki nie wróci pogoda twych lic!
Chodź, spocznij tutaj, niech przeminie gniew.
PENTESILEA
Dlaczego? Po co? Czy mam rany?
Co mam? — Co mówię?
PROTOE
Dla wygranej,
Co twoją młodą duszę nęci,
Chcesz grę ponowić w złudnej chęci?
Że niespełnioną chęć, nikt nie wie jaką,
Żywisz w swym sercu — jak kapryśne dzieci
Odtrącasz lekko, jak rzecz lada jaką,
Tę łaskę bogów, co nad nami świeci?
PENTESILEA
Ha, patrz! (przeklęty taki dzień)
Jak zdradny się sprzymierza los
I przyjaciółek luby głos,
By skrzywdzić, zgnieść mej duszy rdzeń!
Ilekroć moja dłoń się ruszy,
Chcąca w przelocie zwiewną zjawę
Chwycić za włosy: złotą sławę —
Zawsze zła moc mą siłę kruszy...
I rozbrat, bunt — to treść mej duszy!
Precz mi!
PROTOE
do siebie
Bogowie, chrońcie ją!
PENTESILEA
Czy tylko własny głos mnie zwał
Na powrót znów na pole chwał?
Czy to nie lud, czy nie zagłada,
Co przez mych zwycięstw dziki szał
Z szumem łopotu doń się skrada?
Już odpoczywać mamy śmiele
Po zakończonym jakby dziele?
Zżęty, związany w mocne snopy,
Plon żniw bogatych niby góra
W stogach nam rośnie w nieba stropy:
Lecz nad nim zwisa czarna chmura
I gromem grozi w dół ponura.
Pobitej tej młodzieńców chmary
Nie powiedziecie, strojne w kwiaty,
Do wonnych dolin w swoje chaty,
Przy dźwiękach trąby i cytary.
Zdradliwa czeka was zasadzka:
Widzę mściwego cień Achila,
Jak na was rzuca się znienacka,
Jeńców odbija, los przechyla;
Jak w Temiscyrze, w chramie Diany
Różane zrywa z nich kajdany,
Spiżowe da wam dla zamiany!
Pięć dni już sława jego dumna
Chwieje się, moją mocą chwiana;
Miałażbym, zląkłszy się tytana,
Teraz odstąpić, bezrozumna,
Gdy od podmuchu jednej strzały
Ma mi jak owoc spaść dojrzały?!
Nie! Jeśli walk, co tak ogromnie
Poczęły się, nie skończę cało,
Wieńca, co szumi tuż koło mnie,
Na skroń nie włożę sobie śmiało;
Cór Marsa, wiernych mi niezłomnie,
Jako przyrzekłam, wiekopomnie
Na szczęścia szczyt nie wwiodę z chwałą —
Niech piramida jego z grzmotem
Powali mnie i je pokotem!
Kto waha się, ma podłe serce!
PROTOE
Twe oko, pani, zgoła obco płonie,
Niezrozumiale — i w dziwnej rozterce
Ciemne się tłuką przeczucia w mym łonie...
Rzesza, przed którą lęk czujesz, na błonie
Rozpierzchła się jak liście przed orkanem;
Pusto na polu trupami zasłanem.
Achilles, odkąd stawiłaś mu czoło,
Skamandru falą odcięty jest wkoło;
Ty go nie drażnij, zniknij z jego wzroku!
Ja chronić będę odwrót twego kroku.
Na olimpijskich bogów! Ni jednego
Jeńca nie wydrze ci! Blask jego broni
Nie będzie straszył nas ni tętent koni
Nie zmąci z dala śmiechu dziewiczego
Nawet na wiele mil. Ja za to słowo
Ręczę ci święcie swoją głową!
PENTESILEA
zwraca się nagle do Asterii
Asterio, czy to być może?
ASTERIA
Królowo...
PENTESILEA
Czyż mogę niecnym je odwrotem
Do Temiscyry wieść z powrotem?
ASTERIA
Daruj, gdy powiem, królowo...
PENTESILEA
Mów śmiele!
PROTOE
nieśmiało
Gdy pytać będziesz po kolei rady
Wszystkich tu władczyń zebranej gromady,
Usłyszysz...
PENTESILEA
Nie chcę rad za wiele.
Tej jednej pragnę, u Pallady!
Milczy, opanowuje się
Asterio, powiedz! — Czy bez sromu
Mogę swe wojsko wieść do domu?
ASTERIA
Skoro, o pani, każesz, szczerze powiem,
Jak dziwię się tym widowiskiem ślepem,
Którego pojąć nie mogę... Albowiem
Z kaukaskich gór ruszyłam z moim szczepem
O jedno słońce później, wraz ze wschodem
I już za twoim nie mogłam pochodem
Nadążyć, boś jak wicher gnała stepem.
I dziś dopiero, jak wiesz, skoro świt,
Na placu boju stanęłam gotowa;
A tu z tysiąca ust brzmi ku mnie nowa,
Radosna wieść: Zwycięstwo! Chwała! Stój!
Już nie potrzeba nam strzał ani dzid!
Skończony cały Amazonek bój!
Że wypełniły się modły narodu,
Rada, gotuję wojsko do pochodu.
Ciekawość gna mnie jednak w twoje strony,
Chcę ujrzeć żywe tej wiktorii plony...
I oto widzę ciurów garść wylękłą,
Drżące ze strachu Argiwów zakały,
Których na tarcze, gdy im serce zmiękło,
Twe Amazonki z pola pozbierały!
A tam, spójrz tylko, przed murami Troi
Wojsko Hellenów, Agamemnon stoi,
Stoją Menelaj, Ajaks, Palamedes
I Antilochus, Odys, Diomedes —
Patrzą ci w twarz i żaden się nie boi!
Ba, ów potomek młody Nereidy,
Co go twa dłoń różami wieńczyć miała —
Czoło ci stawia, łotr pełen ohydy!
On nogę swoją — jak sam głośno prawi —
Na twój królewski dumny kark postawi!
A moja wielka córa Aresowa
Pyta, czy droga do domu gotowa...?
PROTOE
namiętnie
Niecna! Królowa do Hadesu wiodła
Najtęższych, dzielnych wojów i...
PENTESILEA
Milcz, podła!
Asterio, słusznie. Mnie się widzi,
Że jeden ulec mi jest godny:
Ten w polu stoi tam — i szydzi!
PROTOE
Namiętność twoja to doradca głodny
Krwi, pani...
PENTESILEA
Żmijo, język spętaj!
Gniew swej królowej popamiętaj!
Precz mi!!
PROTOE
Na gniew twój zatem się narażę!
Wolę już twojej nie oglądać twarzy
Niźli w tej chwili stchórzyć jak zdrajczyni,
Co cię pochlebstwem nikczemnie oślini...
Jesteś w płomieniach, więc jesteś niezdolna
Wieść dalej wojnę, zwycięska i wolna!
Jak nie jest zdolny włóczni sprostać lew,
Skoro go łowca trucizną stumani,
By potem zdradnie wytoczyć zeń krew.
Na wiecznych bogów! O tak, Peleidy
Nigdy dla siebie nie zdobędziesz, pani:
Raczej się boję, że na nowe wstydy,
Nim słońce zajdzie, nas syn Nereidy
Narazi: chłopców, którychśmy rękami
Własnymi z trudem wzięły do niewoli,
Odbije, szał twój rozmiażdży kołami!
PENTESILEA
Hola, najmilsza! Stój! Powoli!
Cóż za tchórzostwo! Co cię boli?
PROTOE
Mnie? mnie?
PENTESILEA
Więc kogóż pokonałaś? Powiedz!
PROTOE
Uległ mi w boju arkadyjski książę,
Likaon, młody Eumela synowiec.
Ty znasz go pono...
PENTESILEA
Hm... czy to był może
Ów, który z drżeniem stał, kapiący
Potem, gdy pośród jeńców...
PROTOE
Drżący?
Tak stał potężnie jak sam Peleida!
W bitwie trafiony kilku mymi strzały,
Padł mi do nóg, we krwi się pławiąc cały.
Teraz mi dumę do rozkoszy przyda
W dzień Święta Róż, gdy jako pogromczyni
Wprowadzę męża do naszej świątyni.
PENTESILEA
Doprawdy? Skąd zachwytu tyle!
więc dobrze — życie ci umilę!
Niech tu sprowadzą do jej łona
Arkadyjczyka Likaona!
Dziewczyno ty niewojownicza,
Bierz go! Uciekaj, by nie zginął
We wrzawie bitwy! Królewicza
Pociągnij tam, gdzie słodko płyną
Zapachy krzewów, tam twej chuci
Słowik lubieżną pieśń zanuci!
Pieść niecierpliwą go zachętą
I zaraz odpraw swoje święto!...
Lecz... z oczu precz mi raz na zawsze!
I z kraju będziesz mi wygnana!
Gacha całusy najłaskawsze
Niech cię pocieszą, gdy pijana
Patrzysz, jak krwawi nasza rana,
W boje pogrążasz coraz krwawsze
Sławę, ojczyznę, miłość, dom,
Królowę, siostry — w wieczny srom!
Idź! Znać cię nie chcę! Ani kroku!
I zbaw od swego mnie widoku!
MEROE
Królowo, biada!
PENTESILEA
Milczeć każę!
Kto za nią, śmiercią winę zmaże!
AMAZONKA
przybiega
Achilles zbliża się, królowo!
PENTESILEA
Zbliża się! Naprzód więc, na bój!
Dajcie mi oszczep najcelniejszy,
Dajcie mi miecz najpłomienniejszy!
Bogowie, tej rozkoszy zdrój
Dać mi musicie, bym młodzieńca
Wytęsknionego, jedynego
W prochu zdeptała jako jeńca!
Oddam za miarę szczęścia tego
Szczęśliwą resztę życia mego.
Asterio! Prowadź hufiec mój!
Zaprzątnij Greków, goń ich, męcz,
By mi nie psuli walki wręcz.
Niechaj mi żadna się nie waży
Godzić w Pelidę! Śmierci strzała
Tej, co tę głowę w chęci wrażej,
Co mówię! włos by dotknąć śmiała!
Ja jedna zwalczę syna bogów!
O towarzyszki! Ta stal czule
W najsłodszym ujmie go uścisku —
(Bo objąć chcę go w stali błysku!)
I bezboleśnie go przytulę.
Kwiaty wiosenne, ścielcie się pod niego!
Gdy będzie padał, na was się położy.
Puls jego serca droższy mi od mego...
Nie wcześniej spocznę, dopóki z przestworzy
Jak zestrzelony stubarwny ptak boży
Nie runie do mnie. A gdy leżeć będzie
Z złamanym skrzydłem, mój i ptaków król,
U moich stóp w tę chwilę niepojętą:
O, niechaj wtedy z Elizejskich Pól
Zejdą się duchy na triumfu święto!
Pochodem w kwiatach wrócim — wtedy już
Ja wam królową będę Święta Róż! —
Teraz na bój!
Chce odejść, spostrzega płaczącą Protoe i obraca się niespokojnie. Nagle pada jej na szyję
Protoe, siostro moja!
Czy chcesz iść za mną?
PROTOE
złamanym głosem
Na dno piekła!
PENTESILEA
Ty dobra, chcesz więc? Coś wyrzekła?
Naprzód nas bój zwycięski woła! Obie lub żadna! Hasło dam:
Róże na królów naszych czoła
Albo cyprysy na skroń nam!
Wszystkie odchodzą.
SCENA SZÓSTA
Arcykapłanka Diany zjawia się z orszakiem Kapłanek. Kroczy za nimi gromada Dziewcząt, z koszami pełnymi róż na głowach, i Jeńcy prowadzeni przez kilka uzbrojonych Amazonek.
ARCYKAPŁANKA
Kochane, małe dziewczęta różane,
Pokażcie teraz swej wędrówki plony.
Tu, kędy zdroje tryskają źródlane,
Tu, w cieniu pinii, widok osłoniony;
Bezpiecznie złożyć możecie swe plony.
DZIEWCZĘ
wysypuje swój kosz
O święta matko, to mój plon bogaty!
INNA
czyni to samo
Ta wiązka moja!
TRZECIA
Oto moje kwiaty!
CZWARTA
A ja tę całą przynoszę ci wiosnę!
Inne Dziewczęta czynią to samo
ARCYKAPŁANKA
Żarzy się to jak kraśny szczyt Hymetty!
O Diano, łaski tak barwnie radosnej
Dłoń twa tak szczodrze drugi raz nie wznieci!
Dary przynoszą mi wszystkie kobiety:
Matki i córy; ale ja, niestety,
Nie zaślepiona, wiem, komu wdzięczniejsze
Należą dzięki się, a komu mniejsze.
Czy to już cały zapas, moje dzieci?
PIERWSZE DZIEWCZĘ
To, co tu widzisz. Nie znalazłam więcej.
ARCYKAPŁANKA
Gorliwość matek większa od dziewczęcej!
DRUGIE DZIEWCZĘ
Te pola, matko, bardziej są podatne,
By jeńców zbierać niż róże szkarłatne.
Choć w krąg na wzgórzach gęsta ozimina
Młodziutkich Greków stanęła i czeka
Na sierp żniwiarek, co ich żąć zaczyna —
To w róże wkoło uboga dolina,
Kwiat w tarń się chowa i z kwitnieniem zwleka.
Łatwiej się przedrzeć przez las lanc i strzał
Niż przez ich gęsty i ciernisty wał.
Spójrz tylko na te palce moje, proszę.
TRZECIA
Wyszłam na szczyt, gdzie skała jest podcięta,
Zerwać tę różę, którą ci przynoszę.
Tam blado poprzez pąka ciemną zieleń
Przebłyskiwała: w kwiat nie rozwinięta
I niedojrzała do miłosnych wcieleń.
Chwytam ją, padam — i lecę zgubiona
W jakowąś przepaść bez dna! Nieprzytomnie
Spętana czuję się w śmiertelnej sieci.
Lecz co za szczęście! Widzę, jak wkoło mnie
Przepych różany tak wspaniale świeci,
Że Amazonkom sto zwycięstw okwieci.
CZWARTA
Ja ci zerwałam, o kapłanko bogów,
Tej jednej róży kielich purpurowy.
Spójrz na ten kwiat krwawiący pośród głogów,
Różę, królewskiej godną chyba głowy!
Pentesilei niech triumf umila,
Kiedy boskiego pogromi Achila.
ARCYKAPŁANKA
Skoro królowa zwycięży, w podzięce
Kwiat jej królewski dadzą twoje ręce!
Do jej powrotu przechowaj go skrzętnie.
PIERWSZE DZIEWCZĘ
W przyszłości, kiedy przy dźwiękach cymbałów
Wyruszy w pole wojsko Amazonek,
Ruszymy z nimi, lecz nie tylko na łów
Wianków i róż, którymi cały dzionek
Sławić musimy triumf naszych matek.
Patrz, moje ramię już oszczep udźwiga,
Kamień z mej procy zawsze w sam cel śmiga!
Oto już dla mnie za kwiateczkiem kwiatek
Sam się zaplata w wianek oblubieńczy —
Ten, na którego strzałę mam, już miga
Wśród wojowników, dzielny i młodzieńczy.
ARCYKAPŁANKA
Tak sądzisz? — Hm, ty chyba wiesz najlepiej...
Masz chyba pewne róże na widoku?
Za rok, gdy nowych róż się plon rozszczepi,
Swojego chłopca znajdziesz sobie w tłoku.
Teraz do pracy, rozmowne młodzianki:
Prędko te róże splatajcie mi w wianki!
DZIEWCZĘTA
w zamieszaniu
Już!... Do roboty!... Prędzej!... Kosze złóż!
Chodź, Delio!... Charmion!... Fanio!... Dajcie róż!
Siadają parami
PIERWSZE DZIEWCZĘ
My — dla Ornytii wijemy ten wianek,
Przez nią Alcesta ramię zwyciężone...
TRZECIE DZIEWCZĘ
My — dla Partenion, siostro; jej kochanek
Pobity w walce — ma w tarczy Gorgonę.
ARCYKAPŁANKA
do uzbrojonych Amazonek
Cóż? Nie zechcecie zabawić swych gości?
Nie stójcież tak bezradnie, o dziewczęta!
Ja mam was uczyć zabiegów miłości?
Nie zapowiecie Różanego Święta
Słowem uprzejmym? Czyli was nie nęci
Spytać strudzonych, jakie mają chęci?
PIERWSZA AMAZONKA
Mówią, dostojna, że nic im nie trzeba.
DRUGA
Gniewni są na nas.
TRZECIA
Uśmiechem ich darzę,
A oni z złością odwracają twarze.
ARCYKAPŁANKA
Ej, skoro źli są, to wy baczcie pilnie,
By ich uczynić dobrymi! Bo na co
Wyście ich w bitwie trafiały tak silnie?
Co się niebawem ma stać nieomylnie,
Powiedzcie im, a zaraz marsa stracą...
PIERWSZA AMAZONKA
do jednego z Jeńców
Czy chcesz, młodzieńcze, na kobiercach z puchu
Słodko odpocząć? Mamli kwietną wiosnę
W cieniu wawrzynów na łoże radosne
Tobie rozścielić, ty mój młody zuchu?
DRUGA
do innego
Czy mam z olejków perskich najwonniejszy
Z wodą źródlaną zmieszać, by rzeźwiąco
Ból zapylonych twoich stóp umniejszyć?
TRZECIA
Który z was młodych, co tak patrzą hardzi,
Gdy pomarańczy sok ten miłująco
Poda dłoń moja, darem tym pogardzi?
WSZYSTKIE TRZY
Czym służyć wam? Powiedzcie! Mówcie!
JENIEC
Niczem!
PIERWSZA AMAZONKA
O cudzoziemcy z ponurym obliczem!
Cóż gnębi was, gdy nasza broń spoczywa,
Że was bojaźnią nasz widok przeszywa?
Ty, w złotym pasie, mów! Co cię przestrasza?
Może psy gończe czy lwia skóra nasza?
JENIEC
spojrzał na nią bystro
Mówcie, dla kogo te wieńce uwite?
PIERWSZA AMAZONKA
Dla kogo? Dla was!
JENIEC
O niesamowite!
Więc chcecie wieść nas w wiankach z wonnych róż,
Jak proste zwierzę, pod ofiarny nóż?
PIERWSZA AMAZONKA
Do Artemidy świątyni, na gody!
W jej ciemny gaj na ślubne korowody,
Na zdrój rozkoszy niezmierny i nowy!
JENIEC
zdumiony, ściszonym głosem do towarzyszów
Czy był gdzie jaki sen tak kolorowy?
SCENA SIÓDMA
Zjawia się Naczelniczka. Ciż sami.
NACZELNICZKA
Tu cię, dostojna, widzę śród zabawy!
Tymczasem blisko, na odległość strzały,
Wojsko do krwawej zbroi się rozprawy!
ARCYKAPŁANKA
Wojsko! Gdzie? Powiedz!
NACZELNICZKA
Tu, gdzie wylizały
Skamandru wody jar głęboki. Jeśli
W wiatr się wsłuchacie, co wieje nad skały,
To usłyszycie poszum niespokojny,
Szczęk broni, koni rżenie, krzyk, sygnały,
Wrzawę bojową, trąby i cymbały,
Cały spiżowy głos morderczej wojny —
I nad nim okrzyk gromowy królowej.
JEDNA Z KAPŁANEK
Kto skoczy chyżo na szczyt górki owej?
DZIEWCZĘTA
Ja! Ja!
Biegną na wzgórze
ARCYKAPŁANKA
Królowej! To niewiarogodne...
Czemuż, gdy furie wojny jeszcze głodne,
Już nam gotować każe Święto Róż?
NACZELNICZKA
Co? Święto...? Rozkaz dała? Powiedz: komu?
ARCYKAPŁANKA
Mnie! Mnie!
NACZELNICZKA
Gdzie? Kiedy?
ARCYKAPŁANKA
Przed godziną już.
Stałam tu w cieniu tego obelisku,
Kiedy na tropie Achila, tu, blisko
Mnie, przeleciała cwałem na kształt gromu!
A ja spytałam śpieszącą: „Co będzie?”
,,Na święto jedziem!” — rzuciła mi w pędzie.
,,Gotuj, dostojna, całe kwiatów deszcze!”
PIERWSZA KAPŁANKA
do Dziewcząt
Widzicie ją? No, mówcie!
PIERWSZE DZIEWCZĘ
na wzgórzu
Nie widzimy!
Żadnego hełmu odróżnić nie mogę.
Jak okiem sięgnąć, mgliste widzę dymy,
Cień chmur zasłonił słoneczną pożogę,
Tylko wojsk widać kotłujące chmary,
Na polu śmierci goniące ofiary.
DRUGA KAPŁANKA
Kryć będzie chciała odwrót swych oddziałów.
PIERWSZA KAPŁANKA
Tak sądzę również.
NACZELNICZKA
Do boju gotowa,
Na wprost Pelidy, drwiąca z jego strzałów,
Stoi królowa, świeża jak jej perski
Rumak wysoko wspięty, a jej głowa
Skrzy się jak nigdy, taki z niej rycerski
Blask bucha, żar i taka radość nowa,
Jak gdyby młoda jej pierś marmurowa
Pierwszy raz w życiu wdychała dech wojny.
ARCYKAPŁANKA
Do czego zmierza jej duch niespokojny?
Tysiące jeńców — czy to jeszcze mało?
Roją się w lasach wszędy dookoła...
Cóż to jej zdobyć jeszcze pozostało?
DZIEWCZĘTA
na wzgórzu
O bogi!
PIERWSZA KAPŁANKA
No, cóż słychać?
PIERWSZE DZIEWCZĘ
Chodźcie, święte!
NACZELNICZKA
Cóż to jej zdobyć jeszcze pozostało?
DRUGA KAPŁANKA
Więc mówcież!
PIERWSZE DZIEWCZĘ
Patrzcie, przez chmury rozcięte
Runęło słońce: snopy światła biją
Prosto na Peleidy skroń!
ARCYKAPŁANKA
Na czyją?
PIERWSZE DZIEWCZĘ
Na jego skroń. O, patrzcie, siostry, w dal:
Świecący stoi na wzgórzu i w stal
Zakuty, on i rumak — od szafiru
I chryzolitu skrzy się promienniejszy!
Ziemia dokoła, zasnuta w cień kiru
Gromowej nocy, podkład najczarniejszy
Jednemu daje — i blaski swe traci,
By oddać przepych tej jednej postaci!
ARCYKAPŁANKA
Co naród, nas — obchodzić ma Pelida?
Czyż to przystoi córce Aresowej,
Królowej dzielnej — tak nadstawiać głowy?
do Amazonki
Pędź, Arsinoe, pędź przed jej oblicze
I w mej bogini imieniu jej powiedz:
Że stawił czoło Mars, wojenny łowiec!
Że na jej gniew ją wzywam, aby znicze
Wznieciła, w dom powiodła boga wojny
Oraz niezwłocznie w świątyni ojczystej
Dzień Święta Róż zaczęła uroczysty!
Amazonka wybiega
Czyż monarchini taki szał przystojny?
PIERWSZA KAPŁANKA
Czy tam królowej nie widzicie w dole?
PIERWSZE DZIEWCZĘ
ze wzgórza
Tak, tak! — Jaśnieje od niej całe pole!
KAPŁANKA
Gdzież jest?
DZIEWCZĘ
Na wszystkich Amazonek czele!
Hej, w złotym stroju bojowym jak błyszczy,
Tańcząc ku niemu wojennie! I zda się,
Iż się do słońca tak zazdrością pasie,
Że je w swym locie prześcignie i zniszczy
Za to, że skroń mu ucałować śmiało!
Gdyby się chciała w niebo wzbić na wietrze,
Aby się zrównać z rywalką nad chmury,
Wspaniały rumak tej Marsowej córy
Nie mógłby lotniej nieść jej przez powietrze.
NACZELNICZKA
Cały królewski jej orszak paradny
Rzucił się panią ratować od zguby.
ARCYKAPŁANKA
do Naczelniczki
Czyliż nie było między wami żadnej,
Co by umiała ostrzec oszalałą?
NACZELNICZKA
Protoe klęła ją na wszystkie bogi
I wyczerpała najżarliwsze próby,
By ją nakłonić do powrotnej drogi.
Lecz dziś rozsądku głos nie jest jej luby:
Snadź serce młode przebite zostało
Na wskroś — Erosa najzdradliwszą strzałą.
ARCYKAPŁANKA
Co ty powiadasz, co?
DZIEWCZĘ
na wzgórzu
Ha! Już się zwarli!
Bogi, wstrzymajcie pęd szalonej jazdy!
W tej chwili wzajem na siebie natarli,
Jak się zderzają dwie lecące gwiazdy!
ARCYKAPŁANKA
do Naczelniczki
O bezrozumna plotko, bądź przeklętą!
Trafiona strzałą? — Gdzie ją trafić miał?
Ją, nosicielkę pasa z dyjamentów,
Córę Marsową, której pierś odjęto,
Ów cel zatrutych upierzonych strzał?
NACZELNICZKA
Taka jest w ludzie opowiadań treść:
Meroe właśnie przyniosła tę wieść.
ARCYKAPŁANKA
Och, to jest straszne!
Amazonka wraca
PIERWSZA KAPŁANKA
Co przynosisz? Mów!
ARCYKAPŁANKA
Spełniłaś rozkaz? Gadałaś z królową?
AMAZONKA
Za późno było! Przebacz! Brak mi słów...
Nie mogłam spotkać ciżbą otoczonej,
Gdy się zjawiała z coraz innej strony.
Ale znalazłam Protoe i mową
Jasną jej twoje powtórzyłam słowo.
Ona odrzekła — coś, lecz nie wiem prawie,
Czy usłyszałam dobrze w takiej wrzawie.
ARCYKAPŁANKA
No, cóż ci rzekła?
AMAZONKA
Powstrzymała cwał
I jęła patrzeć łzawymi oczyma
Na swą królowę. Kto mi rozkaz dał?
Arcykapłanka — mówię — że się zżyma
Na oszalałą, co, ślepa jak burza,
Dla jednej głowy krwawy bój przedłuża.
Ona odrzekła: „Ty do swojej wracaj
Arcykapłanki — tak rzekła — o, tam
Na twarz niech padnie i modły zanosi,
Bo gdy się w walce tej głowy nie skosi,
Nie ma ratunku już — ni jej, ni nam!”
ARCYKAPŁANKA
Ach, prosto zmierza do piekielnej próby!
A nie pokona jej przeciwnik luby,
Wrogowi w łonie swym ulegnie raczej...
Nas wszystkie strąci w przepaść swojej zguby.
Już widzę dziób okrętu ukwiecony,
Co nas w kajdanach niesie w greckie strony,
Aż drwiąc, kotwica Helladę zahaczy...
PIERWSZA KAPŁANKA
O, już się zbliża wieść pełna rozpaczy!
SCENA ÓSMA
Zjawia się Namiestniczka. Te same.
NAMIESTNICZKA
Ratuj się, święta! Bacz, byś jeńców strzegła!
Całe tu wojsko Greków hurmem wali!
ARCYKAPŁANKA
Na wielkich bogów! Z czymżeś tu przybiegła?
PIERWSZA KAPŁANKA
Pentesilea gdzie?
NAMIESTNICZKA
W boju poległa!
Całe nam wojsko Grecy rozsypali.
ARCYKAPŁANKA
Szalona! Cóż to wyrzekłaś za słowo?
PIERWSZA KAPŁANKA
do uzbrojonych Amazonek
Zabrać stąd jeńców zaraz, jak najdalej!
Amazonki wyprowadzają jeńców
ARCYKAPŁANKA
Powiedz: Gdzie? Kiedy?...
NAMIESTNICZKA
Więc posłyszcie nową
Wieść, najstraszniejszą! Achilles i ona
Natarli na się jak burza szalona,
Gdy w chmurach gruchnie gromem w grom; i dzidy,
Słabsze od piersi, rozprysły się w drzazgi.
Lecz nie zachwiała się postać Pelidy,
Tylko królowa runęła na ziemię!
Leży bez ducha w śmierci dyjademie,
Na zemstę zdana; myślę, że na miazgi
Stratują teraz ją. Olimpie święty!
Lecz on bez ruchu stanął, niepojęty,
Wrósł w ziemię, blady śmiertelnie jak ona.
,,Na bogi! — woła. — Zabiłem! Już kona!”
I z konia skacze w jednym oka mgnieniu;
A wkoło trwa, zdrętwiały w przerażeniu,
Krąg Amazonek, pomny słów królowej,
Że tknąć nie wolno go pod karą głowy...
On zbliża się zuchwale do leżącej,
Pochyla się i zgarnia włos z jej czoła,
Własnym ramieniem podnosi ją drżący
I głośno własny czyn przeklinający
Z jękiem na powrót do życia ją woła!
ARCYKAPŁANKA
On? Jakże?
NAMIESTNICZKA
„Precz, znienawidzony!” — grzmi
Całe nań wojsko. „Śmierć na jego głowę! —
Woła Protoe. — Gdy nie zejdzie mi,
To najcelniejsze strzały nań gotowe!”
I, na Pelidę nacierając konno,
Królowę ręką wyrywa obronną...
Wtem budzi się nieszczęsna z odrętwienia.
Prowadzą ją, rzężącą, poranioną
I z włosem dziko wiejącym z ciemienia,
W dalsze szeregi, z czułą troską o nią.
Aliści on, Achilles niepojęty,
Któremu Eros w piersi z zimnej skały
Rozpalił nagle dziwny serca żar,
Woła: „Siostrzyczki niechby poczekały!
Wiecznej przyjaźni przynoszę im dar!”
I miecz odrzuca, i tarczę, rękami
Pancerze z piersi zrywa z nieostrożna.
Dwojgiem rąk gołych — jak psa! — maczugami,
Gdyby nie zakaz, ubić by go można!
Tak za królową idzie między nami,
Jak gdyby wiedział, zuchwały, przeklęty,
Że jego żywot naszym strzałom święty.
ARCYKAPŁANKA
A któż ten wydał zakaz nieszczęśliwy?
NAMIESTNICZKA
Królowa! Któż by?
ARCYKAPŁANKA
O straszliwe dziwy!
PIERWSZA KAPŁANKA
O, patrzcie, patrzcie! Na Protoe wsparta,
Chwiejna, tu idzie, od śmierci wydarta!
DRUGA
Wielcy bogowie! Widok przeraźliwy!
SCENA DZIEWIĄTA
Wchodzi Pentesilea, wsparta na rękach Protoe i Meroe, z orszakiem.
PENTESILEA
słabym głosem
Wszystkimi psami szczujcie go! Głowniami
Z ognia popędźcie na niego sto słoni!
Niech go sto kwadryg, zbrojnych w sierpy, goni,
Rozszarpie w sztuki i krwią pole splami!
PROTOE
Droga! Zaklinam... Na matki mogiłę...
Po twoim tropie idzie tu Pelida.
Uciekaj, przebóg, gdy ci życie miłe!
PENTESILEA
Tę pierś mi strzaskać, o Protoe droga!
Czy nie jest tak, jak gdybym lirę chciała
Podeptać za to, że do siebie, błoga,
W powiewie nocy imię me szeptała?
Jak ktoś, kto bestii pod nogi się kłoni;
Jakbym głaskała panterę, co do mnie
Z taką się myślą zbliża, jak ja do niej?
MEROE
Więc nie chcesz ujść?
PROTOE
Więc nie chcesz się ocalić?
MEROE
Ucieczką gardzisz? Walki nieprzytomnie
Pożądasz? W zemście chcesz cała się spalić?
Tu, na tym placu, ma się stać rzecz straszna?
PENTESILEA
Mojaż to wina, że muszę orężem
O jego serce zabiegać rubaszna?
Czegóż chcę, wznosząc miecz swój nad tym mężem
Chcęż do podziemnych posłać go podwoi?
Na wielkich bogów! Ja go pragnę przecie
Tylko przycisnąć do tej piersi mojej!
PROTOE
Biedna!
ARCYKAPŁANKA
Nieszczęsna!
PROTOE
Szał w młodości kwiecie!
ARCYKAPŁANKA
Wciąż jej to jedno po głowie się snuje...
PROTOE
Padła — i to jej rozum odebrało.
PENTESILEA
z wymuszonym opanowaniem
Dobrze — jak chcecie — ja się opanuję,
Ujarzmię serce, aby nie krzyczało;
Że macie słuszność, sama teraz czuję,
Co trzeba, zrobię — i znajdę w tym radość.
Czemuż bym zaraz, jak bezsilne dziecię,
Którego chętce nie stało się zadość,
Z bóstwami zerwać miała? Gdy iść chcecie,
Idę!... Przyznaję, że byłoby miłe
Szczęście, lecz z nieba nie spadnie mi przecie,
Więc z niebem nie chcę mierzyć się na siłę.
Tylko pomóżcie wstać mi!... Dajcie konia!
Już was powiodę na ojczyste błonia...
PROTOE
Błogosławione niech będzie, władczyni,
Słowo królewskie, tak cenne jak złoto.
Droga odwrotu otwarta...
PENTESILEA
spostrzega wieńce w rękach Dziewcząt; z nagłym płomieniem na twarzy
Ha! Co to?!
Kto kazał róże rwać?
PIERWSZE DZIEWCZĘ
O monarchini,
Czy zapomniałaś? Pytasz?
PENTESILEA
Kto?
ARCYKAPŁANKA
Z tęsknotą
Wyczekiwany nastał dzień... Ach, czyli
Nie twoje własne usta rozkaz rzekły?
PENTESILEA
Przeklęty pośpiech oszalałej chwili!
Przeklęta myśl — gdy mord szaleje wściekły —
O przyszłej orgii myśl! O chuć zarazy,
Co w czystych duszach cór Aresa wyje
Jak wściekły pies, jak trąb spiżowe szyje,
Co wszystkich wodzów przekrzyczą rozkazy!
Czyż zwyciężyłam już, że na mój miecz
Triumf szyderstwem spadł? Z mych oczu precz!
Siecze wieńce z róż
PIERWSZE DZIEWCZĘ
Pani, co czynisz?!
DRUGA
zbierając rozrzucone kwiaty
Ach, pięć mil dokoła
Nikt ci już żadnych uzbierać nie zdoła,
Już wiosna nowych nie wyda ci wstecz...
PENTESILEA
Oby mi wiosna cała zwiędła!
Oby ten glob, na którym stoję,
Jak kwiat ten złamał się na dwoje!
Oby się światów więź rozprzędła,
Jak ten rozplatam wieniec róż!
O Afrodyto!
ARCYKAPŁANKA
To straszne!
PIERWSZA KAPŁANKA
Zgubiona!
DRUGA
Eryniom dusza jej oddana już!
INNA
na wzgórzu
Siostry, zaklinam was!
PENTESILEA
Co widzi ona?
KAPŁANKA
na wzgórzu
Achilles na zgubę idzie tobie i nam!
PROTOE
Więc na kolanach: uciekaj! — zaklinam...
PENTESILEA
Ach, moja dusza do śmierci znużona.
Siada
PROTOE
Straszna! Co czynisz?
PENTESILEA
Kto chce, niech ucieka.
PROTOE
Ty chcesz...?
MEROE
Ty zwlekasz?
PROTOE
Ty chcesz...?
PENTESILEA
Chcę tu zostać.
PROTOE
Szalona!
PENTESILEA
Rzekłam. Widzisz: jam kaleka.
Nie mogę stać... Niech na mnie nikt nie czeka!
PROTOE
Z kobiet najstraszniej zgubiona! Chcesz sprostać
Zbliżającemu się — słyszysz — Pelidzie...?!
PENTESILEA
bezsilnie
Niechaj się zbliża... Dobrze... niech tu idzie
I niech żelazną postawi mi nogę
Na karku mym. Kwitnące lica czemu
Przyrównać się nie mają błotu temu,
Skąd się zrodziły? Za koniem wleczona
W dół głową, wskażę powrotną mu drogę!
Ciało młodości pełne, co już kona,
Ciśnięte w hańbie na tym polu kaźni —
Do rozszarpania niech zgrai sobaczej
I krukom niechaj na żer odda! Raczej
Być prochem niż kobietą, co nie drażni.
PROTOE
Moja królowo!
PENTESILEA
zrywając naszyjnik
Precz, przeklęte szychy!
PROTOE
O wy bogowie tam! Czy to jest cichy
Spokój, co usta mi twoje przyrzekły?
PENTESILEA
zrywa klejnoty z głowy i z rąk
Precz z mojej głowy! Na coście się zdały,
Wy, bezradniejsze niż lica i strzały!
Zgińcie wy, blichtry, którymi oblekły
Dziś mnie te ręce do bitwy — i ręce,
Zgińcie — i słowa, co, kładąc strój klęski,
Kłamały, że to będzie strój zwycięski!
Jak to mnie ślicznie zwodziły dziewczęce
Me pochlebczynie dokoła zwierciadła,
Że cudem kształtów tych każdego znęcę!
Oby zaraza na ich czary padła!...
GRECY
za sceną
Naprzód, Pelido! Naprzód, przyjaciele!
Już kroków do niej zostało niewiele!
KAPŁANKA
na wzgórzu
Diano! Boginie! Ratunku! Słyszycie?
Ty ratuj się, królowo! Ty się strzeż!
PROTOE
Serce siostrzane! O ty moje życie!
Nie chcesz uciekać? Nie?
Pentesilea wybuchając płaczem opiera się o drzewo. Protoe siada obok niej, w nagłym wzruszeniu
A więc jak chcesz.
Jeśli nie możesz, nie chcesz — szkoda łez.
Ja będę z tobą!... A co być nie może,
Co nie jest, co przekracza sił twych kres
I czegoś zdziałać niezdolna: strzeż, Boże,
Bym żądała od ciebie!... Wy, kapłanki
I siostry, idźcie do domu pleść wianki!
Ja i królowa zostajemy tu!
ARCYKAPŁANKA
Nędznico! Wzmacniasz jej chęci okropne?
MEROE
Miałażby nie móc uciec?
ARCYKAPŁANKA
Nie móc? Ona?
Skoro jej z zewnątrz nic — ni los, ni głos
Nie zatrzymuje, tylko nieroztropne
Własne jej serce?
PROTOE
Ono — to jej los!
Tobie żelazne wydają się pęta
Nierozerwalne — prawda? Otóż ona
Zerwałaby je może, matko święta —
Ale nie zerwie uczucia, o matko,
Z którego drwisz. Co w niej jest, to wie ona —
A każda pierś czująca jest zagadką!
O szczyt walczyła dobra życiowego;
Już je musnęła, miała: wyciągniona
Dłoń już za słaba, by sięgnąć innego.
Pójdź, skończ je teraz tu na piersi mojej.
Co boli? Czego płaczesz?
PENTESILEA
Bóle, bóle...
PROTOE
Gdzie?
PENTESILEA
Tu.
PROTOE
Jak znaleźć, co ciebie ukoi?
PENTESILEA
Nic, nic, nic.
PROTOE
Spokój... Cicho cię utulę,
Wszystko przeminie.
ARCYKAPŁANKA
półgłosem
Szalone!
PROTOE
tak samo
Milcz, proszę!
PENTESILEA
A gdyby uciec... gdyby... Powiedz: jak
Odnajdę siebie?
PROTOE
Stąd do Farzos, tak
Jak stoisz, pójdziesz dziś. A tam po trosze
Zbiera się twoich hufiec rozsypany.
Ty wypoczywasz, leczysz swoje rany,
By jutro, skoro świt, silna i zdrowa,
Wojnę dziewiczą rozpocząć od nowa.
PENTESILEA
Gdyby to mogło być!... Gdybym zdołała!
Ach, rzeczy, których dłoń ludzka nie zdzierży,
Zdziałałam — takie, w które nikt nie wierzy...
Na rzut ten siebie postawiłam cała.
Rozstrzygająca leży kość! Och, leży!...
Pojąć to muszę — i to, żem przegrała.
PROTOE
Nie, słodkie serce! Nie daj temu wiary!
Sił twoich nie mierz według takiej miary!
Losu, o który grasz, nie ceń tak mało,
Tak nisko — abyś o nim mniemać miała,
Że to, co wart ów los, już dlań się stało.
Czy perły, które twój oddech porusza
Na szyi białej — to zasobność cała,
Na którą zdobyć się może twa dusza?
Ileż to rzeczy, które się nie śniły,
Czekają, byśmy je w Farzos spełniły!
Chociaż — co prawda — już za późno prawie...
PENTESILEA
po niespokojnym geście
Gdyby popędzić...? Ach, szałem się dławię!
Gdzie stoi słońce?
PROTOE
Tam, w samym zenicie,
Nim noc zapadnie, doszłabyś do celu.
Zawrzemy sojusz, przed Grekami skrycie,
Z wojskiem Dardanów; do ich statków wielu
Zakradniem się nad morze, do zatoki;
Nocą, na dany znak — ich flotę całą
Z dymem puścimy, obóz weźmiem szturmem;
Uderzym wroga tyły, front i boki;
Starty, rozbity w puch, rzuci się hurmem
W rozsypkę, w pogrom... a nam by zostało
Wieńczyć głów tyle, ile się zachciało!
O, jakim szczęściem będzie taka chwila!
I prędzej znajdę własny zimny grób,
Nim spocznę w walce, która się przesila!
Ach, ujrzeć, jak się kwiat marzeń rozchyla
I jak nareszcie zuchwałość Achila
Unicestwiona pada u twych stóp!
PENTESILEA
patrzyła tymczasem prosto w słońce
Obym na skrzydłach rozłożona, szumna,
Wiatry dzieliła!
MEROE
Co to?
PROTOE
Powiedz siostrze!
MEROE
Co widzisz, pani?
PROTOE
Źrenica utkwiona...
PENTESILEA
Wiem, za wysoko! Za górnie! Zbyt dumna...
On w wiecznych kręgach ognia się rozpostrze
Igrać tęsknotą wokół mego łona.
PROTOE
Kto, o najlepsza królowo?
MEROE
Zgubiona...
PENTESILEA
Dobrze. — Którędy droga?
Zbiera się do drogi i wstaje
MEROE
Idziesz, pani?
PROTOE
A więc powstajesz? — O moja władczyni,
Uczyń to zatem tak, jak olbrzym czyni!
Nie drżyj, chociażby z podziemnej otchłani
Piekło się całe na ciebie wywlekło!
Stój, mocno stój! I chodź!... Cóż cię urzekło?
Stój tak potężnie, jak stoi sklepienie,
Bo każdy głaz osobny runąć chce!
Czoło jak zwornik nadstaw niewzruszenie
Boskim piorunom i krzycz: „Trafcie mnie!”
Niechaj rozłupią cię do samych nóg,
A ty nie zadrżyj, od posad do szczytu,
Póki dech jeden wapna i granitu
Twą młodą pierś podtrzymać będzie mógł!
Daj dłoń.
PENTESILEA
Czy tędy?
PROTOE
Masz bezpieczną skałę,
By przemknąć poprzez jej głazy zwietrzałe,
Lub wygodniejszą drogę przez dolinę.
Którą, królowo, wybrać wolisz?
PENTESILEA
Skałę!
Będę o tyle bliższa mu... tu zginę.
PROTOE
Komu, królowo?
PENTESILEA
Ręce mi podajcie!
PROTOE
Skoro przekroczysz tamtą górkę małą,
Będziesz bezpieczna.
PENTESILEA
nagle, doszedłszy do mostu, staje
Ale posłuchajcie:
Jedno, nim pójdę, jeszcze mi zostało.
PROTOE
Tobie zostało?
MEROE
Cóż to?
PROTOE
Siostro luba!
PENTESILEA
O przyjaciółki, jedno! Obłąkana
Byłabym chyba, gdyby taka próba
Miała pozostać niewypróbowana...
PROTOE
niechętnie
Oby trzęsienie ziemi nas porwało!
Nie ma ratunku.
PENTESILEA
z przerażeniem
Co się tobie stało?
Co jej zrobiłam, że tak srodze pała?
ARCYKAPŁANKA
Ty myślisz...?
MEROE
Czy... w tym miejscu twoje losy...?
PENTESILEA
Nic, nic takiego, bym ją rozgniewała.
Chcę skałę Idy wtoczyć na szczyt Ossy
I stanąć tam... i w chmury rozwiać włosy.
ARCYKAPŁANKA
Chcesz? Idę wtoczyć?!
MEROE
Wtoczyć chcesz na Ossę?!
PROTOE
obróciwszy się
Bogowie wszyscy, strzeżcie ją!
ARCYKAPŁANKA
Nieszczęście!
MEROE
nieśmiało
To dzieło jest Gigantów...
PENTESILEA
Ach, nie wniosę?
Czy od Gigantów ja mam słabsze pięście?!
MEROE
Ty? Od Gigantów...?
PROTOE
Nieba!
ARCYKAPŁANKA
A... jeżeli?
MEROE
Gdy zdziałasz, czego nikt się nie ośmieli?
PROTOE
Gdybyś... Co wtedy...?
PENTESILEA
Co? Głupie! Dogonię!
Za złoto jego ognistego włosa
Ściągnę do siebie go...
PROTOE
Kogo?!
PENTESILEA
Heliosa!!!
Gdy będzie w pędzie mijał moje skronie!
Wszystkie spoglądają po sobie w oniemiałym przerażeniu
ARCYKAPŁANKA
Siłą porwijcie ją!
PENTESILEA
spogląda w dół, w rzekę
Ach, cóż za dziwa!
Wszak on tu leży, u mych nóg! — Masz! Jestem...
Chce rzucić się do rzeki, Protoe i Meroe powstrzymują ją
PROTOE
Biedna ty moja!
MEROE
Bezcielesnym gestem,
Jak wiotka suknia, ona z rąk nam spływa.
KAPŁANKA
na wzgórzu
Achilles idzie tu ze zgrają mnogą!
A hufce dziewic wstrzymać go nie mogą!
AMAZONKA
Ratunku! Bogi! Idą już zuchwalce!
Ratujcie dziewic królowę!
ARCYKAPŁANKA
do Kapłanek
Uciekać!
Nie nasze miejsce w rozpętanej walce!
Arcykapłanka, Kapłanki i Dziewczęta uchodzą.
SCENA DZIESIĄTA
Gromada Amazonek zjawia się, z łukami w rękach. Też same.
PIERWSZA AMAZONKA
woła poza scenę
Precz stąd, zuchwały!...
DRUGA
Nie słyszy...
TRZECIA
Czy czekać
Mamy wciąż jeszcze, siostry, na rozkazy
I wlec się za nim z męstwem owczej trzody?
Co czynić? Mów, Protoe!
PROTOE
zajęta królową
Tysiąc razy
Wystrzelcie strzały nań!...
MEROE
do otoczenia
Podajcie wody!
PROTOE
...Lecz dbajcie, by go nie zabiła żadna!
MEROE
do Amazonek
Wody daj, mówię! Cóż stoisz bezradna!
KSIĘŻNICZKA
z orszaku królowej
Tu!
Podaje wodę
TRZECIA AMAZONKA
do Protoe
Nie bój się!
PIERWSZA
Uwaga! W dłoń rynsztunek!
Niech włos, niech lica muska strzała zdradna,
Dając kosztować śmierci pocałunek!
Gotują łuki.
SCENA JEDENASTA
Achilles zjawia się bez broni, hełmu i zbroi, za nim kilku Greków. Te same.
ACHILLES
Cóż? O dziewice, w kogo wasze strzały
Wycelowane? W tę pierś bez pancerza?
Czy która jedwab ten zedrzeć zamierza,
Byście me serce bijące ujrzały?
PIERWSZA AMAZONKA
Zdzieraj, gdy chcesz!
DRUGA
Bez tego zadam ranę!
TRZECIA
Strzelaj dokładnie tam, gdzie trzyma dłoń!
PIERWSZA
Niech strzała serce ni to liść nadziane
Porwie ze sobą...
GŁOSY
Celuj! Strzelaj! Goń!
Strzelają mu nad głową
ACHILLES
Zostawcie! Okiem wy trafiacie celniej!
Na olimpijskich bogów, to nie żarty!
Jestem do głębi zraniony śmiertelnie
I rozbrojony, oto całkowicie
U nóżek waszych kładę się rozdarty.
PIĄTA AMAZONKA
trafiona dzidą spoza sceny
O Artemido!
Pada
SZÓSTA
tak samo
Biada!
Chwieje się
SIÓDMA
tak samo
Wojny boże!
Pada
PIERWSZA
jednocześnie z Meroe
Obłędny!
MEROE
zajęta królową, jednocześnie z pierwszą Amazonką
Pani moja!
CZWARTA AMAZONKA
Skąd ten szał?
DRUGA
Zwie się bezbronnym!
PROTOE
zajęta królową
Ona wstać nie może.
TRZECIA AMAZONKA
A zbiry robią rzeź, gorze nam, gorze!
MEROE
A nasze siostry padają od strzał!
PIERWSZA AMAZONKA
Dajcie sierpową kwadrygę!
DRUGA
Słyszycie!
Dogami poszczuć go!...
TRZECIA
I kamieniami
Pogrzebać śmiałka!
KSIĘŻNICZKA
z orszaku opuszcza nagle królową
A więc — łuk gotowy!
Zdziera łuk z ramienia i napina go
ACHILLES
zwraca się do coraz innej z Amazonek
To nie do wiary; głos ten słodko gra mi,
Srebrzyście kłamiąc treści waszej mowy.
Ty o błękitnych oczętach, ty wcale
Nie pragniesz, by mnie rozszarpały dogi.
Ni ty, co wstrząsasz złotych włosów fale!
Gdyby na wasz przedwczesny okrzyk wrogi
Zerwały smycze wyjące potwory,
Wasz nagły przestrach rzuciłby się skory
Pomiędzy bestie i mnie — męskie serce,
Co dla was bije, chronić w poniewierce.
PIERWSZA AMAZONKA
Bezczelny!
DRUGA
Słyszysz, jak chytrze się puszy!
PIERWSZA
Chce miodem pochlebstw...
Obraca się
Patrzcie, ręce czyje
Łuk napinają! — Zaraz go ubije...
Cicho rozstąpcie się, siostry mej duszy!
PIĄTA
Cóż to?
CZWARTA
Nie pytaj. Niech nikt się nie ruszy!
TRZECIA
Masz strzałę! Bierz ją, tu!
KSIĘŻNICZKA
nakłada strzałą na cięciwę
Uda mu zszyję.
ACHILLES
do jednego z Greków, który obok niego wymierzył z łuku
Traf ją!
KSIĘŻNICZKA
O bogi!
Pada
PIERWSZA AMAZONKA
Aa, potwór straszliwy!!
DRUGA
Sama zabita ze zdradnej cięciwy!...
TRZECIA
A tam się zbliża nowy oddział wroga!
SCENA DWUNASTA
Z drugiej strony zbliżają się Etolczycy z Diomedesem na czele; wkrótce za nimi, od strony Achillesa, Odyseusz z wojskiem.
DIOMEDES
O Etolczycy dzielni, tędy droga!
Za mną!
Prowadzi ich przez most
PROTOE
O święta! Ratuj, Artemido!
Już po nas! Już przepadłyśmy! Już idą!
pomocą kilku Amazonek przenosi królową z powrotem na pierwszy plan sceny
AMAZONKI
w popłochu
Jesteśmy w matni! Otoczone! Zdrada!
Podła pułapka! Precz stąd, precz! Niewola!
Odcięto nas! Ratunku! Biada, biada!
DIOMEDES
do Protoe
Poddajcie się!
MEROE
do uciekających Amazonek
Szalone! Dokąd? Stać!
Protoe, patrz!
PROTOE
przy królowej
O, precz! O, goń ich, złam!
I jeśli możesz, przynieś wolność nam!
Amazonki rozpraszają się. Meroe wybiega za nimi
ACHILLES
Naprzód! Ruszamy! Gdzież jej głowa?
JEDEN Z GREKÓW
Tam!
DIOMEDES
Poddajcie się, powiadam jeszcze raz!
PROTOE
Zwycięzcy poddam ją, gdy przyjdzie czas!
Jeden Achilles ma prawo ją brać!
Nie ty!
DIOMEDES
Więc precz z nią!
ETOLCZYK
Naprzód!
ACHILLES
odpycha Etolczyka
Od niej wara!
Albo natychmiast sczeźniecie jak gady!
Moja jest! Precz stąd! Przebrała się miara!
DIOMEDES
Tak. Twoja! Patrzcie! Cóż to za zabawa?
Z jakich powodów to?
ACHILLES
Dość tej tyrady!
Jeden jest powód z lewa, drugi z prawa.
Daj!
PROTOE
Tu. Ja twojej nie lękam się zdrady.
ACHILLES
biorąc królową w ramiona
Nie, nie.
Do Diomedesa
Ty idź i goń, i zwycięż w boju;
Mnie tu potrzeba kilku chwil spokoju.
Jeśli mnie kochasz — precz! Co chcę, to zrobię!
Piekłu bym wydarł ją, nie tylko tobie!
Układa ją na korzeniu dębu
DIOMEDES
Niech i tak będzie.
ODYSEUSZ
na czele wojska ciągnący przez scenę
Każdy inną stroną!
Achilu, szczęścia! Naprzód, nim ochłoną!
Odyseusz i Diomedes znikają wraz z wojskiem po stronie Amazonek.
SCENA TRZYNASTA
Pentesilea, Protoe, Achilles, orszaki Greków i Amazonek.
ACHILLES
Otworzył zbroję królowej
Ona nie żyje.
PROTOE
O, niech się zamroczy
Wieczyście oko jej na nędzny los.
Lękam się bardzo, że otworzy oczy.
ACHILLES
Gdzie ją trafiłem?
PROTOE
Twój straszliwy cios
Rozdarł jej pierś; nadludzką wstała siłą.
Przyprowadziłyśmy tutaj omdlałą
I przemknąć miałyśmy za tamtą skałą.
Lecz czy się z bólu ciało przesiliło,
Czy nie ostała się dusza udręce —
Twoje zwycięstwo ducha jej dobiło;
Nogi omdlały, zmieszała się głowa —
I, niedorzeczne wymawiając słowa,
Drugi raz martwa padła mi na ręce.
ACHILLES
Drgnęła!... Widziałaś?
PROTOE
O bogi na niebie!
Więc nie spełniła jeszcze dna kielicha?
O, żałośliwy widok, patrz...
ACHILLES
Oddycha.
PROTOE
Jeśli ci serce litości nie wzbrania,
Jeśli uczucie nie wygasło w tobie,
Jeżeli nie chcesz zabić jej ni w grobie
Najstraszniejszego zamknąć obłąkania —
Jedną mą prośbę spełń, Pelido.
ACHILLES
Mów!
PROTOE
Oddal się, proszę! Odstąp, o wspaniały,
Sprzed jej oblicza, gdy się zbudzi znów!
Ona otworzy oczy lada chwila...
Nim słońce nowe nie wzejdzie nad skały,
Usuń ten orszak, nie daj tu nikomu
Przyjść, co powita ją słowami sromu:
,,Ty jesteś jeńcem wojennym Achila”.
ACHILLES
Tak nienawidzi mnie?
PROTOE
Nie pytaj o to.
Gdy ją nadzieja znowu z śmierci dróg
Wprowadzi w życie, niech z ową sromotą
Pierwszym, co spotka, nie będzie jej wróg.
Ileż to rzeczy w sercu kobiet żyje,
Co nie stworzone na oczy niczyje!...
Skoro już musi, jak los każe zły nam,
Witać cię tak, jak inni jeńcy twoi —
Nie żądaj tego wcześniej, ach, zaklinam!
Aż się jej dusza na to nie uzbroi.
ACHILLES
Chcę, wyznam, by zaznała tego sama,
Co uczyniłem synowi Priama.
PROTOE
Coś rzekł, okropny!
ACHILLES
Czy tego się boi?
PROTOE
Tak straszne zadać zamierzasz jej męki?
To młode ciało, człowieku zażarty,
Jak dziecko w kwiaty, zdobne w krasy wdzięki,
Ty chcesz haniebnie, jako trup rozdarty...?
ACHILLES
Powiedz jej, że ją kocham.
PROTOE
Jak? To słowo...
ACHILLES
Na nieba, jak! Nakazem miłowania:
Czysto, z tęsknotą w sercu — w niewinności,
Jednak z gorącą chęcią jej zabrania.
Ja chcę uczynić ją swą królową.
PROTOE
Na wszystkich bogów! Powtórz te sprzeczności!
Ty, chcesz... chcesz...?
ACHILLES
Teraz czy zostać mi wolno?
PROTOE
Niech twoje stopy ucałuję, boski!
Gdybyś tu nie był, teraz — pełna troski
Wszędzie po ciebie iść byłabym zdolną!...
O, patrz, otwiera powieki...
ACHILLES
Tak, drgnęła...
PROTOE
Grecy, oddalcie się! Teraz do dzieła!
Ty za tym dębem skryj się, Achillesie!
ACHILLES
Precz, przyjaciele, gdzie was wzrok poniesie!
Orszak Achillesa usuwa się
PROTOE
do Achillesa, który staje za drzewem
I wcześniej, błagam, wyjść się nie odważaj,
Póki cię słowo nie przywoła moje.
Któż by obliczył jej duszy nastroje!
ACHILLES
ukrywa się za pniem
Niech tak się stanie.
PROTOE
A teraz — uważaj!
SCENA CZTERNASTA
Pentesilea, Protoe, Achilles, orszak Amazonek.
PROTOE
Pentesileo! Moja marzycielko!
W jakich odległych światach senne roje
Duszy twej błądzą z niepewnością wielką?
Jakby twą pierś opuścił duch niechętny;
Gdy w nią już wkracza, jak królewicz młody,
Szczęście, zdziwione, iż pełen urody
Dom stoi pusty, więc odchodzi smętny,
Aby odlecieć w niebiańskie ogrody...
Czy gościa ręce nie wstrzymają twoje?
Oprzyj się o mnie, ja ciebie ukoję.
PENTESILEA
Gdziem jest?
PROTOE
Królowa siostry nie poznała?
Czyli ten most i owe głazy gołe
Nic ci nie mówią? Ni ta wiosna cała?
Spójrz na dziewice stojące przy tobie:
Jak u wrót świata lepszego, wesołe
Wołają: „Witaj w szczęśliwej nam dobie!”
Wzdychasz. Co ciebie trwoży?
PENTESILEA
Ach, Protoe!
Co za widziadła przyśniłam straszliwe!
O, jakże słodko — łzy płyną gorące —
Po przebudzeniu serce ledwo żywe
Na twoim sercu usłyszeć bijące!
Śniłam... że byłam w bitwie, że mię
Trafił oszczepem Pelida; i w brzęku
Spiżowej zbroi runęłam na ziemię;
Ziemia oddźwiękła głuchym echem jęku...
I gdy me wojsko znika rozgromione,
A ja, rażona, leżę nieprzytomnie —
Zeskoczył z konia, idzie w moją stronę,
Krokiem triumfu przybliża się do mnie...
Mocnym ramieniem chwyta mnie pod serce...
Po sztylet sięgnąć już nie może ręka!
Jestem w niewoli! Śmiejąc się, szyderce
Wloką mnie w namiot jego! Co za męka!
PROTOE
O nie, najlepsza królowo! Twej duszy
Wspaniałomyślnej szyderstwo nie zgłuszy!
Gdyby ten sen prawdziwy był: ach, wierzaj,
Raj by się tobie otworzył na ścieżaj!
I zobaczyłabyś, jak w hołdzie może
Pada syn bogów u twych nóg w pokorze.
PENTESILEA
Biada mi, gdybym tej hańby dożyła
I rękę dała mężowi niezbrojną,
Jeśli go miecza nie zjedna mi siła!
PROTOE
Spokojną bądź, królowo.
PENTESILEA
Co? Spokojną?...
PROTOE
Czyż nie spoczywasz na mej piersi wiernej?
Tak los zniesiemy najmniej miłosierny.
PENTESILEA
Taka spokojna byłam, jak te wody
Drzemiące w skał zatoce — wiew najmniejszy
Żadnym uczuciem nie mącił pogody...
To słówko „spokój” wstrząsnęło mnie nagle
Jak wiatr od morza, który wydął żagle.
Czemuż ma spokój być najpotrzebniejszy?
Tak osobliwa stoisz, skamieniała,
Jak gdybyś nagle dziką i obrzydłą
Twarz poza mymi plecami ujrzała,
Którą ci grozi szkaradne straszydło!
Wszak słyszysz, że to płód tylko snów...
Co?... Albo może?... Jest?... Naprawdę?... Mów!
Gdzie jest Meroe... Megarys?...
Ogląda się i nagle spostrzega Achillesa
Ohydo!
Jego to postać za mną stoi żywa.
Już ręka wolna...
Dobywa sztyletu
PROTOE
Stój, o nieszczęśliwa!
PENTESILEA
Bronisz, nikczemna?!
PROTOE
Ratuj ją, Pelido!
PENTESILEA
Ha, wściekła, chcesz, by jego noga butna
Na karku mym stanęła!
PROTOE
Artemido!
PENTESILEA
Odejdź, powiadam...!
PROTOE
Przyjrzyj się, okrutna!
Czyli nie stoi za tobą bezbronny?
PENTESILEA
Co? Gdzie?
PROTOE
No, tak! A gdy zażądasz, skłonny
Sam dobrowolnie nałożyć okowy.
PENTESILEA
Nie, mów!
PROTOE
Achilu, ona mi nie wierzy,
Więc to, co rzekłam, potwierdź swymi słowy!
PENTESILEA
On jeńcem moim?
PROTOE
Gdzie ma swych żołnierzy?
ACHILLES
który tymczasem podszedł bliżej
O, w najpiękniejszym znaczeniu, królowo!
Jeniec pobity chętnie się powierzy
Na życie całe — twych oczu okowom.
PENTESILEA
ukrywa twarz w dłoniach
PROTOE
Widzisz, słyszałaś... słowa jego własne!
Gdyście się starli, padł, jak ty, na wznak;
Gdy ległaś, w pył nurzając włosy jasne,
My rozbroiłyśmy jego — czy tak?
ACHILLES
Tak, odebrano mi broń i w te tropy
Przyprowadzono pod twoje mnie stopy.
Zgina przed nią kolano
PENTESILEA
po chwili
Więc pozdrowiony bądź, pełen urody,
Wdzięku żywota, piękny bożku młody!
O serce moje, teraz spuść z łańcucha
Nagromadzoną krew, co nań czekała
Niema, gorąca, w ciemni mego ciała!
Krwi moja młoda, niech żyłami bucha
Twój śpiew zachwytu! Uskrzydlone gońce
Rozkoszy mej, otwórzcie soków zdrój!
Niech w licach moich zapłoni się strój
Kraśnej chorągwi wiejącej pod słońce:
Syn Nereidy, Achilles, jest mój!!
Wstaje
PROTOE
Królowo droga, hamuj burzę słów!
PENTESILEA
postępując naprzód
Do mnie, dziewice, chwałą uwieńczone,
Wy Marsa córy, co od stóp do głów
Jeszcze jesteście bitwą zakurzone!
Każda mi chłopca, wziętego w pogoni,
Za dłoń sprowadzi i kwiatami spęta;
Z koszami róż przybliżcie się, dziewczęta!
Gdzie wasze wianki są dla tylu skroni?
Wybiec na pola! Pustka i posucha?
Jeśli już wiosna dla kwiatów zamknięta,
Niech je wasz oddech z niwy tej wychucha!
I do roboty wy, kapłanki Diany!
Niech mi się z grzmotem świątyni wierzeje
Na wielki blask i zapach kadzidlany
Jak wrota raju otworzą! Rozwiany
Niech sukien trzepot głośno się rozśmieje!
Dać mi przed ołtarz rosłe, piękne zwierzę
O krótkich rogach... błysk noża je zwali
Na świętym miejscu, w bezgłośnej ofierze,
Aż zadrżą mury kolumnowej sali.
Hej, gdzie jesteście, służebne od zniczy!
Z marmurów żwawo zmyjcie krew ofiary
Olejkiem perskim, co na węglach syczy!
Podkasać szaty! Napełnić puchary!
Zadąć mi w trąby, rozszaleć cytary!
Niechaj pomiesza firmamentu szyki
Zachwyt zawrotnej, szalonej muzyki!
Protoe! Pomóż szczęściem się zachłysnąć!
Wymyśl, siostrzyczko, jak by z moich źrenic
Szał od boskiego większy mógł wytrysnąć,
Szał róż i śpiewu, szał tańca i szklenic —
Gody weselne zbrojnych oblubienic!
PROTOE
z powstrzymywanym wzruszeniem
Radość cię gubi i ból jednakowo:
Jedno i drugie w szaleństwo cię wtrąca!
Czyś już do kraju powróciła zdrowo?
Spójrz naokoło! Gdzie jesteś, królowo?
Gdzie twe kapłanki? Gdzie rzesza broniąca?
PENTESILEA
tuli się do niej
O, zostaw mnie, Protoe! Pozwól duszy
Na chwilę w fali pogrążyć się czystej,
Jak zbrudzonemu dziecku. Dość katuszy!
Ilekroć muśnie mnie nurt przeźroczysty,
Jedna się plama na mym sercu zmywa.
Zgraja Eumenid ucieka straszliwa...
Już bogów jakby bliskość mnie owiewa!
Zaraz w ich chórze mój głos się rozśpiewa...
Nigdym na śmierć nie była tak gotowa!
Lecz ty mi powiedz: czy mi przebaczyłaś?
PROTOE
Władczyni moja!
PENTESILEA
O, ja wiem, wiem... Miłaś
I dobra! Twoją jest mej krwi połowa!
Nieszczęście, mówią, podnosząco działa;
Jam, przyjaciółko, tego nie doznała.
Mnie rozgorycza, niepojęcie judzi
Roznamiętnieniem na bogów i ludzi...
Jak wrogi jest mi każdy błysk radości,
Kiedy na cudzym obliczu zagości!
Dziecię na łonie, które matka pieści,
Zdaje się w spisku przeciw mej boleści!... Teraz bym chciała w uniesieniu szczerem,
By był radosny i szczęśliw, kto żywy.
w bólu być może człowiek bohaterem.
Boski jest wtedy, kiedy jest szczęśliwy!
Teraz do rzeczy! Niech mój huf
Wraz do odmarszu będzie skory;
Bacznie mi dojrzeć koni, psów;
Z jeńcami ruszą w ślad tabory
W stronę ojczyzny...
PROTOE
do siebie
Roi znów!
PENTESILEA
Gdzie jest Likaon?
PROTOE
Kto?
PENTESILEA
z czułą niechęcią
Cóż za pytanie!
On, twój kwitnący bohater i jeniec
Zdobyty mieczem. Gdzie jest? Niech tu stanie!
PROTOE
zmieszana
Królowo moja, w lesie ten młodzieniec
Wśród brańców został pod staranną strażą.
Bo Amazonki, jak im prawa każą,
W domu dopiero łaską jeńców darzą.
PENTESILEA
W lesie! — Sprowadźcie tu ptaszę z wyraju!
Stopy twe pragną jego rąk uwicia!
Proszę, kochana, sprowadź go z ukrycia.
Trwasz przy mym boku jak przymrozek w maju,
Hamując radość młodzieńczego życia.
PROTOE
do siebie
O nieszczęśliwa! Nuże, idźcie tedy
Tu mi go z jeńców sprowadzić czeredy.
Daje znak jednej z Amazonek, która odchodzi
PENTESILEA
Gdzie są dziewczęta? Wijcie wianki wonne!
Spostrzega róże na ziemi
Patrz! Róże, cudnie pachnące, na ziemi!
Skąd się tu wzięły?
Przesunęła, ręką po czole
Ach, sny zabobonne!
Do Protoe
Arcykapłanka przeszła tędy z niemi?
PROTOE
Ja... nie widziałam jej wcale tą porą...
PENTESILEA
Więc skąd się tutaj owe róże biorą?
PROTOE
prędko
Ogołociły dziewczęta te niwy
I zostawiły jeden kosz z kwiatami.
Dziwnie, zaiste, wypadek szczęśliwy...
Chcesz? Dla Pelidy splotę wieniec żywy
Z róż, które pachną pod twymi stopami.
Siada pod dębem
PENTESILEA
Najukochańsza! Wzruszasz mnie do głębi!
Hej! O stu płatkach ta róża czerwona
To mój jest dar na wieniec Likaona.
Podnosi także kilka róż i siada obok Protoe
Siostry, śpiewajcie! Dusza ma się kłębi,
Niech zabrzmi śpiew, ogrzeje nastrój zimny!
DZIEWCZĘ
z jej orszaku
Co każesz śpiewać?
INNA
Pieśń zwycięstwa?
PENTESILEA
Hymny.
DZIEWCZĘ
Niech będzie tak. O, biedna! Zaśpiewajcie!
CHÓR DZIEWCZĄT
z muzyką
Ares uchodzi!
Patrz, jak jego zaprząg biały
Ku Orkusowi poprzez dymy brodzi!
Otwarły mu obrzydłe Eumenidy,
Za nim wrota znów pozamykały.
JEDNA Z DZIEWCZĄT
Gdzie jesteś, Hymenie?
Zapal pochodnię i świeć, i świeć!
Hymenie, do nas leć!
ACHILLES
w czasie śpiewu zbliża się potajemnie do Protoe
Te osobliwe po cóż korowody?
PROTOE
Zaraz, dostojny, odgadniesz powody —
Bądź jeszcze chwilę cierpliwie spokojny.
Po uwiciu wianków Pentesilea zamienia wieńce z Protoe; trwają w uścisku, spoglądając na girlandy. Muzyka milknie. Amazonka wraca
PENTESILEA
Rozkaz spełniłaś?
AMAZONKA
Likaon, o pani,
Książę Arkadii, za chwilę tu stanie.
SCENA PIĘTNASTA
Pentesilea, Protoe, Achilles, Amazonki.
PENTESILEA
Do mnie chodź, słodki Pelido, tu do mnie!
Pójdź, tu się połóż u mych nóg spokojnie...
Zbliż się, najczulszych mych marzeń nadziejo!
Lękasz się stanąć przed Pentesileą?
Nienawiść czujesz, że zmogłam cię w wojnie?
ACHILLES
u jej nóg
Jak nienawidzi kwiat słoneczny promień.
PENTESILEA
Dobrześ powiedział, synu Nereidy!
Więc patrz też we mnie jak w słoneczny promień...
Ty jesteś ranny, na łuk Artemidy!
ACHILLES
Draśnięty w ramię — widzisz — ranka mała.
PENTESILEA
Nie myśl, Pelido, żem wśród oszołomień
Walki na życie się twoje zawzięła. Chciała cię zwalczyć moich ramion siła;
Lecz kiedyś runął, to jam zazdrościła
Tej szarej ziemi, która cię przyjęła.
ACHILLES
Jeśli mnie kochasz, niech klęska i wina
Nie martwią cię. O ranie zapomniałem.
PENTESILEA
A więc przebaczasz mi?
ACHILLES
Ach, sercem całem!
PENTESILEA
Teraz mi powiedz — jak sobie poczyna
Miłości mały bożek uskrzydlony,
Gdy lwa srogiego chce ujarzmić szpony?
ACHILLES
Gładzi, tak myślę, jego szorstką twarz,
Aż złagodnieje.
PENTESILEA
Dobrze, a więc masz
Cichutko siedzieć jak szara ptaszyna,
Kiedy jej pętlę zakłada dziewczyna.
Bo mego serca uczucia, mój miły,
Na twą się szyję, jak ręce, rzuciły.
Oplata go wieńcami
ACHILLES
Kim, o kobieto, jesteś osobliwa?
PENTESILEA
Rzekłam: cichutko! Dowiesz się niedługo...
Ten pnącz różany niech z twej głowy spływa
Na kark, ramiona... o, tak... jasną strugą
Niechaj opada aż pod nogi twoje
I znów ku czołu niech pną się powoje!
Wzdychasz, mój miły?
ACHILLES
Wdycham warg twych woń.
PENTESILEA
przechyla się wstecz
To cudne róże taki zapach sieją.
Co?
ACHILLES
Chciałem zerwać — i pokłułem dłoń.
PENTESILEA
Zerwiesz je, miły, gdy tylko dojrzeją.
Jeszcze jeden wieniec składa na jego czole
Teraz się stało. Czyliś zobaczyła,
Jak mu do twarzy kwietne te słodycze?
Patrz, jak jaśnieje to chmurne oblicze!
Młodziutki dzień zaiste, moja miła,
Gdy z gór go wiodą niewstrzymane Hory,
Sypiąc perłowe pod stopy kolory,
Nie jest tak miękki, do uśmiechu skory.
Patrz! Czy mu oko nie zalśniło łzawie?
Gdy się mu przyjrzeć, można zwątpić prawie,
Czy to jest on.
PROTOE
Kto, mówisz?
PENTESILEA
On, Pelida!
Powiedz, czy ten, któremu pod ciosami
Przed twierdzą padł największy Priamida,
To byłeś ty? Własnymi tyś rękami
Przywiązał go do woza i w dół głową
Przytroczonego wlókł dokoła Troi?
Wzruszonyś? Przemów? Co cię niepokoi?!
ACHILLES
To ja.
PENTESILEA
przyjrzawszy mu się bystro
Powiada, że on.
PROTOE
On, królowo!
W tej bym go zbroi rozpoznać nie miała?
PENTESILEA
Jak to?
PROTOE
O, popatrz, to przecież ta zbroja,
Którą dlań Tetys, o królowo moja,
Od Hefajstosa wyłudziła śmiała.
PENTESILEA
Jako swojego teraz ja cię wieńczę
Tym pocałunkiem, o boski młodzieńcze,
Nieokiełzany. A tobie powiadam:
Do mnie należysz, młody mój szaleńcze;
Gdy cię kto spyta, mów, że ja ci władam!
ACHILLES
Ty, która do mnie w blasku spływasz jasna;
Zjawisko dziwne — ktoś ty, niepojęta?
Jak nazwę ciebie, gdy dusza ma własna,
Czyją jest duszą, sama nie pamięta?
PENTESILEA
Gdy spyta ciebie własna twoja dusza,
Niech te przymioty będą mym imieniem.
Ten pierścień złoty weź: niech swoim lśnieniem
O prawdzie zjawy myśl w tobie porusza;
Gdy go pokażesz, powiodą cię do mnie,
Ale imiona i pierścienie miną!
Gdybyś to wszystko zagubił niepomnie,
Czy by mój obraz na zawsze ci zginął?
Czy myśleć możesz go każdą godziną?
ACHILLES
To jest tak pewne, jak w diamentach ryte.
PENTESILEA
Słysz: Amazonek ja jestem królową,
Z matki Otrere — (a pieśń „wielką” zwie ją),
Szczep mój rodziną zwie się Aresową;
A mnie nazywa lud Pentesileą.
ACHILLES
Pentesilea!
PENTESILEA
Rzekłam.
ACHILLES
omdlewając
Skona mój łabędź, twe imię śpiewając!
PENTESILEA
Daję ci wolność; możesz, kędy chcesz,
Wśród wojsk dziewiczych chadzać według woli.
Inny mój łańcuch ty nałożyć śpiesz:
Lekki, jak kwiaty, łańcuch, co nie boli,
Chociaż od spiżu mocniej serce skowa.
Lecz nim ten łańcuch cały pieszczotliwie
Wykuty będzie w ostatnim ogniwie,
By poprzez traf i czas swą moc zachować —
Ty do mnie wrócisz, młody przyjacielu.
Do mnie, rozumiesz, która zawsze stoję
I o potrzeby, i życzenia twoje.
Czy chcesz powrócić?
ACHILLES
Jak konie do celu
Wonnego żłobu, co żywi ich siłę.
PENTESILEA
Wierzę. Dotrzymaj, gdy ci szczęście miłe.
Do Temiscyry zaraz powracamy.
Aż do odmarszu wszystko jest dla ciebie:
Moje namioty z purpury i lamy
I niewolnicy we wszelkiej potrzebie
Na każdy znak królewskiej twojej woli.
Lecz gdy mnie w drodze, pojmujesz, ogarnie
Troska niejedna, niech cię nie zaboli,
Że masz z jeńcami razem kroczyć karnie.
W domu dopiero, Nereidy synu,
Oddać się tobie mogę całą duszą...
Teraz me serce liczne sprawy głuszą...
ACHILLES
Niechaj tak będzie.
PENTESILEA
do Protoe
A teraz do czynu;
Gdzie Arkadyjczyk twój?
PROTOE
O pani, miła...
PENTESILEA
Tak bym, Protoe, zobaczyć tu chciała,
Jak by go własna twoja dłoń wieńczyła.
PROTOE
On przyjdzie rychło, w różach i weselu...
PENTESILEA
wstaje
Iść muszę.
ACHILLES
Co?
PENTESILEA
Wstać pozwól, przyjacielu!
ACHILLES
Uciekasz? Idziesz? Teraz, w takiej chwili?
Zanim twe boskie, wytęsknione słowo
Tylu tajemnic rąbka mi uchyli?
PENTESILEA
O przyjacielu, w domu!
ACHILLES
Tu, królowo!
PENTESILEA
W domu, najdroższy, w domu!... Teraz idę!
PROTOE
wstrzymuje ją, zaniepokojona
Dokąd zamierza iść moja władczyni?
PENTESILEA
zaskoczona
To dziwne! Pytasz, co królowa czyni?
Szukać Megarys i Meroe idę,
Zlustrować wojsko! Czyż w pustej zabawie
Wiecznie gawędzić mam tu, na Kronidę?
PROTOE
Wojsko rozpierzchło się w walnej obławie
I gromi Greków; dobrze sobie radzi,
Zostaw je, tobie potrzeba spokoju.
Gdy rzekę przejdą, po zwycięskim boju
W triumfie wojsko tu się przyprowadzi.
PENTESILEA
rozważa
Hm!... Na to pole... Czy na pewno? Ile?
PROTOE
Na pewno, wierzaj mi!
Po chwili usuwa się znów
PENTESILEA
do Achillesa
Więc jeszcze chwilę...
ACHILLES
Cóż to ma znaczyć, pani osobliwa,
Że na zastępów czele, jak Atene,
Jak deszcz, co z chmury niespodzianie spływa,
Wpadasz w wir bitwy na trojańską scenę?
Co ciebie gna, w pancerny spiż zakutą,
Jak rozwścieczoną Furyję w tej wojnie
Na Greków plemię z niepojętą butą?
A wystarczyłoby w całej ozdobie
Raz się jedynie ukazać spokojnie,
By wszystkich mężów rzucić do nóg tobie!
PENTESILEA
Ach, Peleido! Słodka, czuła sztuka
Kobieca nie jest przez bogów mi dana!
Nie jestem taką, co, rozkołysana
poezją snów, kochanka sobie szuka:
I kiedy w kwiatach młodość pląsy święci,
Wzrokiem spłonionym ku sobie go nęci:
I w wonnym gaju, skroś słowiczy ton,
Gdy świta zorza, cicho głowę skłoni
Na jego piersi, by rzec — że to on!
Ja muszę szukać w bitewnej pogoni
Chłopca, któremu bije moje łono,
I schwytać siłą mych pancernych dłoni
Tego, co przyjąć mam na pierś stęsknioną.
ACHILLES
Skądże to płynie, odkąd — takie prawo —
I niekobiece, i nieprzyrodzone,
Ludzkości obce tak dziwnie i krwawo?
PENTESILEA
Z odległych urn prawiecznie uświęcone,
Spływa nam ono z boskiej czasu czary,
Nam niedostępnej, którą niebo mgławo
Na wieki w chmurne schowało opary.
Takie wyrocznie od pramatek idą;
My przyjmujemy je milcząc, Pelido.
ACHILLES
Wyraźniej mów!
PENTESILEA
Więc dobrze! Słuchaj zatem.
Gdzie teraz naród Amazonek włada,
Tam żyła ongiś, w zgodzie z całym światem,
Posłuszna bogom scytyjska gromada.
Kaukazu piękna, żyzna ziemia cała
Od dawien dawna ich ziemią się zwała.
Aż zjawia się Weksorys, król Etiopów,
U stóp Kaukazu, kiedy naród drzemie,
I w strasznej rzezi, na kształt zżętych snopów,
Starców, młodzieńców, mężów, wodzów, chłopców
Zwala pokotem na skrwawioną ziemię!
Tak najwspanialsze wyginęło plemię.
I rozgościli się jak barbarzyńce,
Zuchwale hańbiąc ojczyznę i dom,
Rabując żyzne pola i gościńce;
I by dopełnić miar naszej ohydy,
Gwałtem wciągnęli w miłosne bezwstydy
Niewiasty nasze w swoich łożnic srom,
Wprost z mogił mężów powlekli złoczyńce.
ACHILLES
Los, o królowo, straszny; lecz jesteście
W zamian udzielnym królestwem niewieściem.
PENTESILEA
Człek zniesie ucisk średniego brzemienia,
Lecz zrzuca w buncie wszelakie przemoce
I każdy ciężar, co nie do zniesienia...
Cicho spędzały tajnie całe noce
W świątyni Marsa nieszczęsne kobiety:
Łzami modlitwy żłobiły marmury,
A w łożach hańby skrywały sztylety,
Wyszlifowane w ostrza bransolety,
Klamry, pierścienie... Tak matki i córy
Króla Etiopów wesela rok cały
Z naszą królową Tanais czekały.
A gdy odeszły ślubne korowody,
Królowa w pierś mu wbiła ostrze noża!
Miast nikczemnika Mars odprawił gody —
I wszystkie łotrów sztyletami w łożach
W tę jedną noc na śmierć załaskotały.
ACHILLES
Tak bohaterskie rzadko są narody.
PENTESILEA
Więc oto lud nasz postanowił w radzie:
Wolne jak wiatry w otwartej równinie
Jest plemię kobiet po tak wielkim czynie
I nie podległe już mężczyzn gromadzie.
Państwo udzielne niech stworzone będzie,
Państwo niewieście, do którego żadne
Wszechwładne męskie nie wniknie orędzie,
A które sobie samo będzie władne,
Sobie poddane i samozaradne,
Posłuszne berłu Tanais królowej!
Mężczyzna, jeśli granice przekroczy,
Zamknie natychmiast na wieki swe oczy;
A każdy chłopiec generacji nowej,
Skoro narodzi się, dozna zagłady,
By do Hadesu odejść w ojców ślady!
Świątyni Marsa roją się krużganki.
Wielka Tanais wstąpiła na stopnie,
Jako strażniczka powziętej ustawy
W najuroczystszej tej godzinie sławy,
By łuk otrzymać z rąk arcykapłanki,
Znak władzy króla. Wtem z wyniosłej blanki
Taki się nagle ozwie głos pochopnie:
,,Szyderstwo mężczyzn ściągnie państwo takie
I pierwsze lepsze zniszczą je napady!
Jakże my w boju mamy być jednakie,
Słabe kobiety, których ramion siły
Dwie pełne piersi nazbyt osłabiły!
W strzelaniu z łuku nie damy im rady!”
Królowa na to w bezruchu zamiera...
Lecz gdy strach blady szerzy się falami,
Prawą pierś swoją strasznym cięciem zdziera
I krzyczy: „Żadnej tchórzostwo nie splami!
Zwać wy będziecie się Amazonkami,
Co «bezpierśnymi» znaczy!...” Na te słowa
Na skroń koronę przyjęła królowa.
ACHILLES
Tej by się wszyscy z podziwem skłonili,
Za taką ludy z ubóstwieniem idą!
Cała się moja dusza przed nią chyli.
PENTESILEA
Ogromna cisza nastała, Pelido,
I słychać było szmer, jak łuk upada
Kapłance — trupio twarz jej była blada...
Wielki łuk runął, państwa godło złote,
Trzykroć zadźwięczał na stopniach marsowych
Głosami dzwonów, by zapaść w martwotę,
Jako śmierć niemy, pod stopą królowej...
ACHILLES
Tak. Ale mniemam, że to oczywiste,
Iż nikt królowej w tym nie naśladował?
PENTESILEA
Nikt, Achillesie? Sądzisz? Ach, zaiste,
Nikt tak nie działał żywo jak królowa!
ACHILLES
zdumiony
Co? A więc jednak?
PENTESILEA
Coś rzekł?
ACHILLES
Nie do wiary!
Byłbyż prawdziwy straszny ten mit stary?
Otaczające cię śliczne postaci
Obrabowane? Za wartość tak niską
Każda nieludzko, tak zbrodniczo płaci?
PENTESILEA
Ty nie wiedziałeś tego?
ACHILLES
kładzie głowę na jej piersi
O królowo!
Najczulszych, młodych to uczuć siedlisko
Tak barbarzyńsko, w szale...
PENTESILEA
Cofnij słowo!
Do tej się lewej uczucia schroniły
I tam mieszkają wszystkie, bliżej serca.
Żadnego tobie nie zbraknie, mój miły!
ACHILLES
Zaiste! Twoja opowieść przewierca
Na wskroś mą duszę, niby sen zawiły.
Lecz dalej!
PENTESILEA
Co?
ACHILLES
Jeszcześ mi koniec winna.
Nadmiernie dumna ta rzeczpospolita,
Bez ręki męskiej, tak od wszystkich inna —
Jakże się krzewi? Jak w przyszłość rozkwita?
PENTESILEA
Ilekroć według rachunku rocznego
Królowa państwu chce na miejsce strat
Przydać, co śmierć skosiła najlepszego,
Zwołuje swych obywatelek kwiat...
Urywa i patrzy nań
Czemu uśmiechasz się?
ACHILLES
Ja?
PENTESILEA
Mnie się zdało,
Że się uśmiechasz.
ACHILLES
Do twojej urody!
Daruj mi — nagle tak mi się zwidziało,
Że mi z księżyca zstąpiłaś na gody...
PENTESILEA
po pauzie
Ilekroć według rachunku rocznego
Królowa państwu chce na miejsce strat
Przydać, co śmierć skosiła najlepszego,
Zwołuje swych obywatelek kwiat
Do Temiscyry; w świątyni zaklina,
By Artemida na ich młode łona
Łaskę zesłała, aby zapłodniona
Każda przez Marsa była. Tak zaczyna
Święto się nasze, święcone w cichości,
Święto Kwitnących Dziewic. A my zawsze
Czekamy, póki słońce najłaskawsze
Śniegów nie schucha, kwiatów nie rozmości.
Święta kapłanka Diany do świątyni
Natenczas idzie, aby Aresowi
W modlitwie zanieść prośbę monarchini.
Czasem jej Ares wcale nie odpowie...
Lecz gdy wysłuchać jej prośby zamierza,
Arcykapłanka od niego się dowie,
Jakiego wskazał nam ludów rycerza,
Który miast niego, czysty i dorodny,
Jako zastępca przyjść do nas jest godny.
Skoro już ludu imię i kraj znane,
Wszędy się okrzyk radości rozdzwoni.
Oblubienice Aresa wybrane
Broń otrzymują z matek swoich dłoni,
Włócznie i strzały; a ciała oplata,
Gorliwych rąk radością wspomagane,
Szczelna, weselna ich pancerna szata...
W radosny dzień wymarszu załopocą
Trąby stłumionym dźwiękiem — i w milczeniu
Na konie siada huf dziewiczy nocą —
I tajemniczy, niewyraźny w cieniu Jak widmo w księżyc gna zaczarowany,
Przez góry, puszcze, doliny, kurhany,
W dalekie kraje, w ten obóz wybrany...
Dotarłszy doń, czekają na granicy,
Wypoczywając jeszcze przez dwa dni,
By jak huragan, co płomieniem drży,
Wpaść w mężów ciżbę, jako wilcy dzicy,
I najdzielniejszych z tych, co pokonani,
Zmieść ku ojczyźnie, Aresowi w dani.
Tam znajdą radość dla znękanych dusz
W licznych obrzędach, których ja jedynie
Imiona znam, na przykład: Święto Róż —
Do których nikt, bo marną śmiercią zginie,
Zbliżyć się nie ma prawa prócz wybranek.
Aż wzejdzie ziarno w wiosennym rozkwicie...
Wówczas jak królów, w ostatni poranek,
W dzień Święta Matek, kiedy zwiądł już wianek,
Na pięknych wozach odprawią o świcie...
Najradośniejszą nie jest to godziną,
Wierz mi — bo liczne łzy gorące płyną.
Niejedno serce w ponurej boleści
Nie może pojąć, za jaką przyczyną
w modlitwie imię Tanais się mieści.
O czym ty marzysz?
ACHILLES
Ja?
PENTESILEA
Ty.
ACHILLES
roztargniony
Ukochana,
Chciałbym tak dumać do samego rana.
I mnie tak samo odeślesz z powrotem?
PENTESILEA
Nie wiem, najdroższy!... Nie wiem, nie myśl o tem!
ACHILLES
Zaiste, dziwne!
Zamyśla się
Jeszcze powiedz jedno.
PENTESILEA
Mów, przyjacielu, śmiało. Chętnie powiem.
ACHILLES
Dlaczego, walcząc z Greków całym mrowiem,
Mierzyłaś właśnie we mnie? Niech się dowiem:
Czy byłem znany ci?
PENTESILEA
Trafiłeś w sedno.
ACHILLES
Skąd?
PENTESILEA
Nie wyśmiejesz mnie? Nie będziesz zły?
ACHILLES
z uśmiechem
„Nie wiem, najdroższa” — powiem tak jak ty.
PENTESILEA
A więc... się dowiesz. — Dwadzieścia już razy
I trzy przeżyłam jasne Święto Róż
(A zawsze z dala głośny krzyk ekstazy
W gaju słyszałam), kiedy Ares, już
Przy zgonie matki, na oblubienicę
Swoją wyznaczył mnie. Tę tajemnicę
Zwierzyła mi Otrere konająca.
Księżniczka bowiem z domu królewskiego
Nigdy się z własnej swej woli nie wtrąca
W kwitnących Dziewic Święto; bóg dlatego,
Gdy jej zapragnie, uroczyście zgoła
Sam ją kapłanki ustami powoła.
Matka leżała, blada, bliska zgonu
w moich ramionach, gdy boskie orędzie
Marsa dotarło do mnie, do stóp tronu:
,,Do Troi, córo, zbrojna ruszaj w pędzie,
A tam, pojmawszy mnie, do domu zmierzaj!”
I nigdy żadni zastępcy, ach, wierzaj,
Oblubienicom tak nie byli mili,
Jak Grecy, co tam pod Troją walczyli.
Na wszystkich rogach, na rynkach od świtu
Słyszano pieśni głośnego zachwytu,
Sławiące czyny heroicznej wojny:
Jabłko Parysa, porwanie i zdradę,
Jak wiedzie flotę Atrydów huf zbrojny,
Bitwę bryzejską, okrętów pożary
I śmierć Patrokla, i jaką paradę
W zemsty triumfie ty, heros bez miary,
Święciłeś; bitwy narodu sławnego
I wszystkie wielkie czyny czasu tego.
W łzach rozpłynięta, ledwie nieszczęśliwa
Słyszałam rozkaz, co do mnie przybywa
W tę matki mojej godzinę konania.
,,Daj zostać, matko, u twojego boku;
Po raz ostatni twego mi widoku
Trzeba; niech nikt stąd dziś mnie nie wygania”.
Lecz ona, godna, co już dawno chciała
Wysłać mnie w pole — bez potomków bowiem
Korona łupem cudzym by się stała:
,,Idź, słodkie dziecko — rzekła — Mars cię wzywa!
Na wieniec czeka Peleidy głowa!
Staniesz się matką, dumna i szczęśliwa...”
PROTOE
Więc jego imię rzekła ci Otrere?
PENTESILEA
Tak, o Protoe, kazało matczyne
Do własnej córki zaufanie szczere.
ACHILLES
Skąd? Czy nie wolno? Wyjaw mi przyczynę!
PENTESILEA
Tak, nie wypada, aby Marsa córa
Wroga wśród bitwy wybierała dzika;
Bóg sam jej w walce wskaże przeciwnika.
Najwspanialszego gdy napotka która,
To ptaka szczęścia pochwyci za pióra.
Czy tak, Protoe?
PROTOE
Tak jest.
PENTESILEA
Lałam żale
Przez cały miesiąc, długi, boleściwy,
Nad grobem matki mojej nieszczęśliwej,
Po blask korony nie sięgając wcale,
Póki mnie wreszcie w głośnych upomnieniach
Lud, który pałac mój tłumnie okolił,
Do wojny gotów, ze snu nie wyzwolił
I nie posadził na tron. Z tego śnienia
Wyszłam zbolała do Marsa świątyni;
Dano mi dźwięczny Amazonek łuk.
Czułam, że matka, wielka monarchini,
Nade mną krąży — i przyrzekłam przy niej
Spełnić jej wolę i spłacić jej dług.
Na jej grobowiec najwonniejsze róże
Rzuciwszy jeszcze, ruszam na wyprawę
Z armią kobiecą, na Troi przedmurze,
Aby tam spełnić w Amazonek chórze
Nie tyle Marsa, ile matki sprawę.
ACHILLES
Żal za umarłą poraził na chwilę
Moc twą, co zdobi mężną pierś dziewczyny.
PENTESILEA
Kochałam ją.
ACHILLES
I dalej?
PENTESILEA
W zbrojnej sile
Już do Skamandru dotarłam doliny.
W miarę jak wasze oglądałam czyny
I gwar wojenny grał mi w każdej żyle,
Ból ginął — w duszy rozwarł się upojny,
Wielki i szumny świat radosnej wojny!
I pomyślałam: jeżeliby cała
Historia wielkich powtórzyć się miała
I bohaterów tłum, ach, cały Eden
Z gwiazd do mnie zstąpił — jednak bym nie chciała
Lepszego znikąd niżeli ten jeden,
Różany w wieńcach, które jemu wiłam,
Kochany, dziki, słodki heros siły,
Straszny zwycięzca Hektora!... Mój miły!
Ty moja wieczna myśl, gdy czujna byłam,
Ty moja wieczna bajka, kiedy śniłam!
Przede mną leżał cały świat rozpięty
Jak siatka wzoru; w każdym oczku jego
Jeden z twych czynów wielkich był zaklęty;
A każdy czyn ramienia walecznego
Wprost w serce me, jak w chustę czystą, białą
Barwami ognia życie haftowało.
Widziałam, jakeś przed obronną Troją
Uchodzącego zwalił Priamidę;
Jak zapłoniony zwycięskim bezwstydem
Zwróciłeś twarz: on za kwadrygą twoją
Po nagiej ziemi włóczył krwawe ciało;
Jak Priam błagał ciebie w twym namiocie —
Rzewnie płakałam, kiedy mi się zdało,
Że w bezlitosnej twej piersi zadrgało
Uczucie.
ACHILLES
Cudna!
PENTESILEA
Cóż, gdym poprzez krocie
Ujrzała nagle ciebie w środku boju...
Ciebie samego w Skamandru dolinie,
Gdy się zjawiłeś w walecznej drużynie
Jak wielka gwiazda w bladych gwiazdek roju!
Tak samo pono zbladłyby me lica,
Gdyby tak nagle z Olimpu, ogromnie,
Na białokonnym wozie, w błyskawicach
Sam Mars, bóg wojny, zajechał tu do mnie!
Gdy mi uciekłeś, stałam oślepiona
Zjawiskiem twoim, jak kiedy od gromu
Z hukiem rozedrze się nocna opona!
Bramy Elizjum przeraźliwie jasno
Przed duchem się otworzą i zatrzasną.
Wtedy, Pelido, zgadłam w głębi łona,
Skąd to uczucie płynie po kryjomu:
Bóg mnie miłości dopędził w gonitwie.
Dwie się przede mną odsłoniły drogi:
Albo cię zdobyć, albo zginąć w bitwie...
I — z losów dwóch zdobyłam bardziej błogi!
Na co tak patrzysz?
Słychać szczęk broni w oddali
PROTOE
cicho
Błagam, bogów synu!
Natychmiast musisz wyznać miłość swoją.
PENTESILEA
powstaje
Idą Argiwi, wstawajcie! Do czynu!
ACHILLES
powstrzymuje ją
Spokój! To jeńcy zabrani pod Troją.
PENTESILEA
Jeńcy?
PROTOE
szeptem do Achillesa
Na Styks! To Odys z armią całą!
Cofają się, Meroe gna za niemi!
ACHILLES
do siebie wściekły
Niech skamienieją!
PENTESILEA
Mówcie! Co się stało?
ACHILLES
z wymuszoną radością
Ty mi urodzisz, piękna, boga ziemi!
Wtedy powstanie Prometeusz w raju
I człowieczemu plemieniu ogłosi:
Tu stał się człowiek mojego rodzaju!
Lecz nie za tobą nasz los mnie ponosi;
Raczej ty pójdziesz do mojej krainy,
Tam ja cię bowiem po skończonej wojnie
Powiodę, strojną w róże i wawrzyny,
I na tron ojców posadzę dostojnie.
Szczęk broni coraz bliższy
PENTESILEA
Co? Jak? Ni słowa nie rozumiem...
NIEWIASTY
w popłochu
Bogi!
To straszne! Wielkie nieba!
PROTOE
O Pelido!
Ty chcesz...?
PENTESILEA
Co to ma znaczyć?!
DZIEWCZĘTA
Na nas idą!
ACHILLES
Nic, nic, nie lękaj się, mój skarbie drogi!
Widzisz, już czas, byś teraz usłyszała,
Jaki los tobie przez bogów zesłany.
Co prawda miłość tobie mnie wydała
I będę wiecznie dźwigał te kajdany;
Lecz w walce jeńca jam wziął w twej osobie!
To ty pod nogi padłaś mi, wspaniała,
Gdyśmy się zwarli w bitwie — nie ja tobie!
PENTESILEA
porywa się
Straszliwy ty!
ACHILLES
Ja proszę cię, królowo,
Opanuj się i słuchaj, jako skała,
Gońca, co oto pędzi tu jak strzała,
Jakieś mi niosąc nieszczęśliwe słowo.
Albowiem on nie powie nic królowej,
Twoje są losy zamknięte na wieki;
Tyś w mej niewoli — a pies Hadesowy
Nie tak ci srogiej udzieli opieki!
PENTESILEA
Ja?!... w twej niewoli?
PROTOE
Tak jest. Promień zgasł...
PENTESILEA
wznosi ramiona
Moce niebieskie! Ja przyzywam was!
SCENA SZESNASTA
Zjawia się Adrastos, za nim orszak Achillesa z jego zbroją. Ci sami.
ACHILLES
Co niesiesz mi?
ADRASTOS
Ach, uchodź, Achillesie!
Bo los wojenny kapryśny i chwiejny,
Sto Amazonek zwycięskich tu niesie!
Prosto tu pędzą jak chmurna zawieja,
A głośnym hasłem ich: Pentesilea!
ACHILLES
wstaje i zdziera z siebie wieńce
Dawać tu zbroję! Kiełzać konie!
Kwadrygą wrzasków im zabronię!
PENTESILEA
drżącymi usty
Patrz, jaki straszny... on-że to jest sam?
ACHILLES
dziko
Jak są daleko stąd?
ADRASTOS
Tu, w tej dolinie,
Złoty półksiężyc ich widać, o — tam!
ACHILLES
zbrojąc się
Zabierzcie ją!
JEDEN Z GREKÓW
Lecz dokąd?
ACHILLES
Aż przeminie
Bitwa, niech czeka w obozie. Ja sam
Zaraz tam będę.
GREK
do Pentesilei
Powstań!
PROTOE
Biada, biada!...
PENTESILEA
odchodzi od zmysłów
Już dla mnie gromem straszny Zeus nie włada?!
SCENA SIEDEMNASTA
Odyseusz i Diomedes z wojskiem. Ci sami.
DIOMEDES
przeciąga przez scenę
Opuść ten plac, egiński bohaterze!
Jedyną drogę, jaka ci zostaje,
Odetną wraz niewiasty; radzę szczerze:
Chroń się!
Przechodzi
ODYSEUSZ
Zabierzcie królowę, Achaje!
ACHILLES
do wodza
Aleksys! Udziel jej pomocy, proszę!
GREK
do wodza
Nie rusza się.
ACHILLES
do wodzów, którzy go obsługują
Daj tarczę! Gdzie są dzidy? —
Do królowej, która stawia opór
Pentesileo!
PENTESILEA
Synu Nereidy!
Nie chcesz ty za mną iść do Temiscyry?
Nie chcesz ty za mną iść do mej świątyni,
Co jasno świeci przez cyprysów kiry?
Jeszcze nie wszystko ty wiesz...
ACHILLES
już w pełni uzbrojony, staje przed nią i podaje jej rękę
Monarchini,
Do mej ojczyzny!
PENTESILEA
O! Do Temiscyry!
O przyjacielu! Tam będziesz szczęśliwy,
Gdzie lśni świątynia przez cyprysów kiry!
Choćbyś miał w Grecji nieśmiertelnych niwy,
Chcę, luby, z tobą iść do Temiscyry,
Gdzie lśni świątynia przez cyprysów kiry!
ACHILLES
podnosi ją
Wybacz, najdroższa! Jako Zeus na niebie,
Taką świątynię wzniosę ci u siebie.
SCENA OSIEMNASTA
Meroe i Asteria z wojskiem Amazonek.Osoby z poprzedniej sceny.
MEROE
Ustrzelcie go!
ACHILLES
obraca się ku niej
Czyś spadła tutaj z burzą?
AMAZONKI
pchając się między Pentesileę i Achillesa
Królowę uwolnijcie!
ACHILLES
Na mą dłoń!
Chce królowę pociągnąć za sobą
PENTESILEA
Nie chcesz ty za mną iść...?
Amazonki napinają łuki
ODYSEUSZ
O precz, na koń!
Tu opór na nic!
Porywa z sobą Achillesa. Wszyscy Grecy uchodzą.
SCENA DZIEWIĘTNASTA
Arcykapłanka Diany z Kapłankami, Amazonki z poprzedniej sceny.
AMAZONKI
Triumf! Grecy tchórzą!
PENTESILEA
po chwili
Przeklęty taki triumf, precz!
Przeklęty język, co go głosi!
Przeklęty wiatr, co go roznosi!
Kto los wojenny cofa wstecz?
Czy mnie nie zdobył jego miecz?
Skoro ród ludzki między sobą walczy,
A wrogiem nie jest lew lub gad padalczy:
Gdzie jest to prawo, co by siłą
Jeńca, co poddał się z ochotą,
Z mocy zwycięzcy wyzwoliło?
Synu Nereidy!
AMAZONKI
Wielkie bogi! Co to?
MEROE
Najdostojniejsza kapłanko Dyjany!
Błagam cię, zbliż się...
ASTERIA
Ona zagniewana,
Że wyzwoliłyśmy ją z pęt tyrana!
ARCYKAPŁANKA
wychodzi z tłumu niewiast
Zaiste, dzień ten ukoronowany
Został, przyznaję, dostojna królowo,
Przez twoich przekleństw obelżywe słowo
Nie dość, że mało dbając o zwyczaje,
W polu ty sobie szukasz przeciwnika;
Nie dość, że wróg, miast ulec ci, zadaje
Tobie śmiertelny cios; nie dość, że znika
Reszta twej dumy, pokora cię plami
I wieńczysz swego pogromcę różami:
Jeszcze na lud swój srogi ciskasz gniew,
Że cię wyzwolił! I krzykiem, i łzami
Chcesz, by zwycięzca wrócił na twój zew!
To tylko była omyłka — wiem o tem —
Więc proszę, wybacz czyn niepowołany.
Szkoda mi teraz krwi o to wylanej,
A jeńców naszych, za ciebie oddanych,
Ja całą duszą pragnę mieć z powrotem.
Córko Tanais, do walki niezdolna,
W imieniu ludu głoszę: jesteś wolna!
Możesz swą stopę skierować, gdzie chcesz,
Możesz z rozwianą szatą pędzić za nim
I wołać: bierz mnie, bierz!
Możesz mu oddać łańcuch rozerwany,
Te same przez nas złamane kajdany,
Jak prawem wojny bogowie kazali!
Lecz my, królowo, oznajmić ci mogę,
Kończymy wojnę i ruszamy w drogę!
My nie możemy tych Greków, co w dali,
O tam, pierzchają, prosić, by zostali,
Ni — tak jak ty — z zwycięskim wieńcem w dłoni
Ubłagać ich, by padli nam do stóp.
Cisza
PENTESILEA
słania się
Protoe!
PROTOE
Siostro!
PENTESILEA
Zostań! Tu mój grób...
PROTOE
Ty drżysz? Ty wiesz: Protoe cię obroni.
PENTESILEA
Nic, zaraz przejdzie... skrzepię się na nowo.
PROTOE
Wielki cię spotkał ból: i ty bądź wielką.
PENTESILEA
Straceni wszyscy?
PROTOE
Kto, moja królowo?
PENTESILEA
Cały dorodny poczet naszych jeńców
Przepadł przeze mnie?
PROTOE
Ze zdobyczą wszelką
W innej nam wojnie zwrócisz tych młodzieńców.
PENTESILEA
tuli się do niej
Nigdy, już nigdy!
PROTOE
Królowo!
PENTESILEA
Daremnie!
W wieczystej nocy ukryję się ciemnie!
SCENA DWUDZIESTA
Wchodzi Herold. Te same.
MEROE
Herold się zbliża do ciebie, o pani!
ASTERIA
Czego chcesz, powiedz!
PENTESILEA
z odcieniem radości
On niesie mi słowo
Od Peleidy! Od wieści tej zginę!
Każcie mu odejść!
PROTOE
Jaką masz nowinę?
HEROLD
Król mnie Achilles przysyła, królowo,
Bym ci obwieścił niedwuznaczną mową:
Ciebie gna żądza, by jego w niewoli
W dalekie strony zabrać twej ojczyzny,
On zasię ciebie zaprowadzić woli
W rodzinne progi swojej ojcowizny:
Więc cię wyzywa na walkę śmiertelną
Po raz ostatni, by rozstrzygnął bóg,
Kto z was posiada włócznię bardziej celną,
A kto ma zlizać prochy z wroga nóg!
Czy na tę walkę ochoty ci stanie?
PENTESILEA
pobladła
Niech język twój rozwiąże grom,
Nim, podły mówco, drugi raz
Przemówisz! Równy byłby srom
Słuchać, jak spada z hukiem głaz,
Grzmocąc w dudniące ściany skał,
Jak gdyby wiecznie lecieć miał.
Do Protoe
Wszystko mi powtórz, proszę, słowo w słowo.
PROTOE
drżąca
Syn Peleusza gońca tego śle,
Aby cię wyzwać do walki na nowo;
Stanowczo odmów mu i powiedz: nie!
PENTESILEA
To być nie może.
PROTOE
Co, moja królowo?
PENTESILEA
Syn Peleusa wyzywa mnie w pole?
PROTOE
Powiem mu zaraz: nie! i odejść może...
PENTESILEA
Syn Peleusa wyzywa mnie w pole?
PROTOE
Jak powiedziałam: do walki na noże.
PENTESILEA
Wiedząc, że sprostać jemu nie wydolę,
On mnie, Protoe, on wyzywa w pole?
Na tę pierś wierną spłynie jego łaska
Wówczas dopiero, gdy miecz ją roztrzaska?
Co mu szeptałam, jak muzyka miła,
Spływało dźwiękiem weń, co tylko mami?
Nie myśli on o chramie z cyprysami?
Zimny więc kamień moja dłoń wieńczyła?
PROTOE
Puść go w niepamięć! Zapomnij!
PENTESILEA
w ogniu
A zatem
Teraz mam siłę, by zmierzyć się z światem!
W proch mi upadnie, nawet choćby cała
Armia Gigantów osłaniać go miała!
PROTOE
Droga królowo...
MEROE
Porwać się na niego...?
PENTESILEA
przerywa jej
Wszystkich wam jeńców zwrócę, do jednego!
HEROLD
Ty chcesz, królowo...?
PENTESILEA
Przyjmuję wyzwanie!
Wszystkie na sojusz pozywam Furyje,
Niech cały Olimp na świadków mi stanie —
W obliczu bogów — niechaj mnie zabije!
Grzmot
ARCYKAPŁANKA
Niech mi królowa tych słów nie pamięta,
Jeślim dotknęła ją...
PENTESILEA
O, nie mów, święta!
Nienadaremno twe słowo mnie łaje.
MEROE
Arcykapłanko, wpłynąć na nią trzeba!
ARCYKAPŁANKA
Słyszysz, królowo, kto gniewem znak daje?
PENTESILEA
Jego przyzywam ze wszystkimi gromy!
JEDNA Z KSIĘŻNICZEK
Bogi!
DRUGA
To być nie może!
TRZECIA
Brak mi słów!
PENTESILEA
w gwałtownym podnieceniu
Do mnie, Ananke, pogromczyni psów!
KSIĘŻNICZKA
Jesteśmy bierne, słabe...
DRUGA
My bez broni...
PENTESILEA
Do mnie, Tyroe, z falangami słoni!
PROTOE
Psy, słonie... Pani! Na jakie uczynki...?
PENTESILEA
Do mnie, sierpowe kły kwadrygi,
Wiodę na krwawe was dożynki!
W straszliwe zbierzcie się ordynki,
Wszystkie potwory, wszystkie strzygi!
Wy, które ludzki siew młócicie,
Niszcząc na wieki kłos i ziarno,
Jezdny mój huf — na śmierć i życie
Stańcie mi ścianą tu mocarną!
W strasznej paradzie lęk i krew
Niech się tu stawią na mój zew!
Chwyta wielki łuk z rąk Amazonki. Zjawiają się wojownice ze smyczami psów, prowadząc słonie, kwadrygi, niosąc żagwie itp.
PROTOE
Siostro mej duszy! Słuchaj mnie!...
Silny grzmot
Nie słucha...
ARCYKAPŁANKA
Wielcy bogowie obłąkali ducha!
PENTESILEA
zwraca się do psów
Do mnie, Leajna! Dać Tygrysa!
Do nogi, Melamp z płową grzywą!
Tu, Akle! Sfinks, co łapiesz lisa,
Szybszy od łani Oksus, żywo!
Odyńców strach, Alektor zły,
Hyrkaon, co rozdziera lwy!
Klęka wśród oznak pomieszania zmysłów, przy strasznym jazgocie psów
Ciebie przyzywam, o Aresie,
Któryś mi dał mój wzniosły dom!
O! ześlij swój spiżowy wóz!
Niech mury miast obróci w gruz!
Niszczyciel — bóg! Na wroga srom,
O, ześlij swój spiżowy wóz:
Iżbym runęła w szał wichury,
Porwała wodze, gnając w świat,
I by mój piorun z czarnej chmury
Na tego Greka głowę spadł!
NAMIESTNICZKA
wstaje
Księżniczki!
INNA
Naprzód! Brońcie oszalałej!
PROTOE
O przyjaciółko! Królowo! Daremno...?
PENTESILEA
napina łuk
Trzeba spróbować, czy mam celne strzały!
Mierzy w Protoe
PROTOE
pada
Bogi!
JEDNA Z KAPŁANEK
staje szybko za królową
Achilles!
DRUGA
czyni to samo
Peleida woła!
TRZECIA
Tu jest za tobą!
PENTESILEA
odwraca się
Gdzie?
PIERWSZA KAPŁANKA
Nie on to był?
PENTESILEA
Jeszcze tu Furie nie stoją dokoła.
Za mną, Ananke! Wszystkie za mną!
Wybiega z wojskiem wśród silnych piorunów
MEROE
podnosząc Protoe
Straszna!
ASTERIA
Hej, precz stąd! Gońcie ją co sił!
ARCYKAPŁANKA
trupio blada
Co nam, bogowie, ześlecie w noc ciemną?!
Wszystkie uchodzą.
SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA
Zjawiają się Achilles i Diomedes, później Odyseusz, w końcu Herold.
ACHILLES
Bardzo cię proszę, drogi Diomedzie,
Nic zgryźliwemu obyczajów sędzi,
Jakim jest Odys, nie mów, com ci rzekł!
Niesmak uczuwam, gdy kąśliwie zrzędzi
I z ust grymasem urąga mej biedzie.
DIOMEDES
Twój to, Pelido, herold do niej biegł?
Prawdaż to?
ACHILLES
Bracie, ja nie powiem: nie.
Lecz ty, rozumiesz, nie mów ani słowa!
Nie odpowiadaj! Ta cudna królowa,
Wpół Furia, na wpół Gracja — kocha mnie!
A ja? Na Styks! Na Hades! Na mą krew!
Ja kocham ją — Greczynkom wszystkim wbrew!
DIOMEDES
Co?
ACHILLES
Tak. Lecz kaprys dziwny, dla niej święty,
Chce, by na moją miłość była głucha,
Póki jej mieczem nie będę ugięty.
Posłałem więc...
DIOMEDES
Szalony!
ACHILLES
On nie słucha!
Ach, czego człowiek ten objąć nie umie
Okiem błękitnym w namacalnym świecie,
Tego myśl jego nigdy nie zrozumie.
DIOMEDES
Ty chcesz? Nie, mów! Ty chcesz...?
ACHILLES
po chwili
Co chcę? Nie wiecie?
O jaką straszność posądzasz Pelidę?
DIOMEDES
Po toś wyzwanie posłał tej kobiecie?
ACHILLES
Na gromowładcę, wielkiego Kronidę,
Nic mi nie zrobi, mówię! A jej ręka
Zwróci się raczej do łona własnego
I krzyknie: „Nike!”, gdy skrwawi ją męka,
Niż przeciw mnie! Ja tylko chcę jednego:
Przez miesiąc spełniać wszystkie jej rozkazy...
Przez jeden... może dwa, nie więcej! Z tego
Morzem przeżarte Istmusowe głazy
Nie runą chyba! Potem będę wolny,
Tak rzekła sama — potem będę wolny
Jak na szerokich rozłogach zwierz polny...
Gdy wtedy, Zeusie, pójdzie pod mą władzę,
O najszczęśliwszy — na tron ją posadzę!
Nadchodzi Odyseusz
DIOMEDES
Chodź no tu do nas, Odysie!
ODYSEUSZ
Achilu!
Na nową walkę wyzwałeś królowę?
Po nieudałych awanturach tylu
Wojsko zmęczone gnasz na harce nowe?
DIOMEDES
Nie dla awantur ni walk rusza w pole.
On chce się tylko... oddać w jej niewolę!
ODYSEUSZ
Hę?
ACHILLES
krew uderza mu do głowy
Ja ciebie proszę, odejdź mi z tą twarzą!
ODYSEUSZ
On chce...?
DIOMEDES
Słyszałeś! On jej hełm rozpłata,
A jego ciosy siłę jej porażą;
I rozwścieczony, z zawziętością wrażą
Strzaska jej tarczę i wojsko pozmiata...
A potem, niby pobity, bez słowa
U nóżek jej oblicze w pyle schowa!
ODYSEUSZ
zwraca się do Achillesa
Czy tamten jest przy zmysłach, mój Pelido?
Czy ty słyszałeś?
ACHILLES
hamuje się
Skończyć z tą ohydą...
Skróć górną wargę, grymas schroń!
To mnie zaraża, klnę się Artemidą,
I zaraz wściekle świerzbi dłoń!
ODYSEUSZ
gwałtownie
Ha, na ognisty Kocyt! Ja chcę wiedzieć,
Czy moje uszy słyszą, czy są głuche?
On u królowej chce w niewoli siedzieć?
DIOMEDES
Słyszałeś!
ODYSEUSZ
Pragnie, takim to jest zuchem,
Do Temiscyry iść?
DIOMEDES
Tak jest.
ODYSEUSZ
Od wojny
Naszej pod twierdzą Dardanów, szalony,
Jak od zabawki, skoro z innej strony
Ujrzał igraszkę nową, niespokojny,
Odwraca się?
DIOMEDES
Tak jest.
ODYSEUSZ
splata ramiona
Wierzyć się nie chce.
ACHILLES
On o Dardanów twierdzy gada!
ODYSEUSZ
Jak?
ACHILLES
Jak?
ODYSEUSZ
Coś, jak sądzę, mówiłeś.
ACHILLES
Ja?
ODYSEUSZ
Tak!
DIOMEDES
O twierdzy mówił.
ACHILLES
Mówię to, co zechcę!
ODYSEUSZ
O twierdzy! Tak! Pytałem jak szaleniec,
Czy cały bój Hellenów, u Hadesa! —
Nagle nam popadł, jak sen, w zapomnienie?
ACHILLES
podchodząc doń, wolno, dumnie
Twierdza Dardanów, synu Laertesa,
Gdyby zapadła — słyszysz — i jezioro
Na miejscu jej powstało z skał i piachu;
Gdyby rybacy na nim nocną porą
Wiązali łodzie do kurków na dachu;
Gdyby rekiny wśród Priama murów
Zapanowały, a miłosne chwile
W łożu Heleny miała para szczurów —
To wszystko dla mnie znaczyłoby... tyle!
ODYSEUSZ
Poważnie mówi! Na Styks, istne czary!
ACHILLES
Na Styks, na Hades, Lernajskie moczary,
Cały świat ziemski i zaczarowany,
Niebo i piekło — dasz czy nie dasz wiary:
Ja chcę zobaczyć świątynię Dyjany!
ODYSEUSZ
do ucha Diomedesa
Nie pozwól odejść mu stąd, Diomedzie,
Proszę cię o to.
DIOMEDES
Któż by się tu zląkł!
Ty z łaski swojej pożycz mi swych rąk.
Wchodzi Herold
ACHILLES
Ha! Czy przyjęła wyzwanie? Mów o niej!
HEROLD
Przyjęła! Tak, Pelido! Już tu jedzie:
Ale ze sforą psów, ze stadem słoni
I jazdą, z dzikim wojennym zarzewiem!
Co to ma znaczyć w pojedynku, nie wiem.
ACHILLES
z uśmiechem
Dobrze! Tak zwyczaj każe jej. Do drogi!
Ona jest chytra, jak miłe mi bogi!
Z psami, powiadasz?
HEROLD
Tak.
ACHILLES
Ze stadem słoni?
HEROLD
Mrowie! Strach patrzeć, aż się w oczach dwoją!
Gdyby tak miała runąć w tysiąc koni
Na cały obóz Argiwów pod Troją —
Nie mogła zebrać okrutniejszej broni.
ACHILLES
do siebie
To wszystko z ręki je, z pewnością! — Idę.
Obłaskawione, jak ona!
Odchodzi z orszakiem
DIOMEDES
Szaleje!
Powstaje
ODYSEUSZ
Związać go! Grecy! Trzymajcie Pelidę!
DIOMEDES
Precz! Zaraz ujrzym tu Pentesileę!
Wszyscy uchodzą.
SCENA DWUDZIESTA DRUGA
Arcykapłanka, śmiertelnie blada, kilka Kapłanek i Amazonek.
ARCYKAPŁANKA
Powrozów dajcie!
JEDNA Z AMAZONEK
O dostojna, miła!
ARCYKAPŁANKA
W proch ją powalić! Związać ją!
PIERWSZA KAPŁANKA
Królowę?
ARCYKAPŁANKA
Tę sukę, mówię! Na gromy Zeusowe!
Żadna jej ludzka nie poskromi siła.
AMAZONKI
O święta matko! Spokój na twą głowę!
ARCYKAPŁANKA
Cztery dziewice w obłędzie zasiekła,
Które posłałam, aby ją powstrzymać...
Gdy się zbliżałam, by prośbą się imać,
Kamień oburącz pochwyciła wściekła:
Już bym nie żyła — lecz w wojownic tłumie
Szybko zniknęłam — ona trafiać umie!
Gdy wstrzymać chciała ją Meroe czuła,
Na klęczkach prosząc, ona w bezrozumie
Swą przyjaciółkę dogami poszczuła!
PIERWSZA KAPŁANKA
Okropny los!
DRUGA
Straszliwy to szał ostry!
ARCYKAPŁANKA
Sroży się teraz pośród swoich psów,
Z pianą na ustach, nazywa je „siostry”,
Te dzikie bestie, woła ostrych kłów —
I jak menada tańczy poprzez pola
I szczuje psy, co toczą krwawą ślinę,
By jej złowiła mordercza swawola
,,Najcudowniejszą” — jak mówi — „zwierzynę”.
AMAZONKI
Bogi! Ta kara za jaką jej winę?
ARCYKAPŁANKA
Córy Aresa! Gotujcie arkany,
Dajcie powrozów, zakładajcie sidła!
Gwałtem spętamy przeklęte jej skrzydła
I będziem leczyć rozum pomieszany.
Żwawo pod nogi rzućcie chrustu brzemię,
A skoro stopa jej w nim się usidła,
Jak psa wściekłego powalcie na ziemię!
WOJSKO AMAZONEK
za sceną
Zwycięstwo! Chwała! Hej! Achilles pada!
Król uwięziony! Zwyciężczyni
Niechaj mu wieniec róż na czoło wkłada!
Pauza
ARCYKAPŁANKA
głosem zduszonym od radości
Czy dobrze słyszę?
KAPŁANKI I AMAZONKI
Bogi! Monarchini!
ARCYKAPŁANKA
Czy nie był to zwycięski głos wesela?
PIERWSZA KAPŁANKA
Dostojna matko, to zachwytu siła,
Co się w stu piersi krzyk radosny wciela!
ARCYKAPŁANKA
Kto mi języka zasięgnie?
DRUGA KAPŁANKA
Mów, miła,
Co stamtąd widzisz?
JEDNA Z AMAZONEK
wyszedłszy na wzgórze, z przerażeniem.
Ach, obraz ohydy!
Wy, bogi piekieł, przerażenia zwidy,
Na świadków wzywam was — mylą mnie oczy!
ARCYKAPŁANKA
Czy łeb Meduzy z wężowych warkoczy
Widzisz?!
KAPŁANKI
Ha! Przemów! Co?!
AMAZONKA
Straszna Megera...
Leży wśród zgrai rozjuszonych psów —
Kobieta z łona ludzkiego zrodzona! —
Ciało Achila na strzępy rozdziera!
WSZYSTKIE
O zgrozo!
AMAZONKA
Jawo straszliwsza od snów!
Tam oto ku nam zagadka się skrada,
Z wieścią okropną idzie trupio blada.
Wraca ze wzgórza.
SCENA DWUDZIESTA TRZECIA
Wchodzi Meroe. Te same.
MEROE
O wy, Marsowe bez zmazy potomki,
Diany kapłanki, dzielne Amazonki:
Jam afrykańska jest Gorgona,
W kamień obrócę wasze łona.
ARCYKAPŁANKA
Powiedz, szkaradna! Co się stało?
MEROE
Wiecie,
Że przeciw niemu wyszła, kochająca,
Ona, co będzie bez imienia w świecie...
I kiedy obłęd młode zmysły zmąca —
Palącą żądzę wzięcia go uzbraja
W postrach potworny — ona i jej zgraja.
W jazgocie psów i dzikim ryku słoni,
Dzierżąc ogromny łuk, na przełaj goni!
Gdyby nas wojna domowa opadła,
Ta postać krwawa, co wielkimi kroki
Idzie, pochodnię wznosząc pod obłoki,
Nigdy by taka nie była zajadła!
Achilles po to stanął do rozprawy —
Tak mówią Grecy, by w sposób bezkrwawy
Poddać się jej z ochotą...
On bowiem też tak — chciały wielkie bogi —
Kochał, podbity młodością i cnotą,
I chciał iść z nią w świątynne Diany progi...
Zbliża się do niej w ufności słodyczy
I tłum przyjaciół pozostawia w tyle.
Gdy coraz bliżej groźna burza ryczy
I psy nań walą spuszczone ze smyczy,
A on sam jeden przeciw takiej sile,
Prawie bez broni: zdumiał — i na strony
Patrzy — i biegnie — stanął osłupiony —
Słucha — i biegnie — znów stanął na chwilę...
Jak młody jeleń, który w górskiej ciszy
Lwa dalekiego poryki posłyszy.
Woła: „Odysie!”, głuchym głosem, potem
Ogląda się nieśmiało. „Diomedzie!”
I do przyjaciół chce uciec z powrotem:
I jest odcięty. W ostatecznej biedzie
Podnosi ręce i kryje się w sośnie,
Co ciemne włosy zwiesiła żałośnie.
Królowa nasza zbliża się tymczasem
Ze sforą dogów — i jak strzelec czujny,
Rozgląda się po wzgórzach i pod lasem —
I gdy on sosny rozsuwa gąszcz bujny,
By upaść do jej nóg, ona zawoła:
,,Jelenia rogi zdradziły u czoła!”
Z obłędem w oczach grot ostry zakłada,
Napina łuk, aż się ucałowały
Dwa jego końce... mierzy... świstem strzały
Szyję na wylot przeszywa! On pada!
Już pośród naszych okrzyki zagrzmiały.
Jeszcze nieszczęsny żyw jest pośród ludzi!
Dźwigając grot, co w karku tkwi przeklęty —
Powstaje rzężąc... i runął podcięty...
Znów się podnosi... ucieczką się łudzi...
Lecz ona szczuje psy zbawione smyczy:
,,Bierz go, Sfinks! Dirke! Bierz, Leajna!” — krzyczy.
,,Tygrys! Hyrkaon, bierz!” — szczuje niesyta
I z całą zgrają obala go w tył —
Rzuca się nań — i za pióropusz chwyta
I, najzjadliwsza z psów — powala w pył!
Ten w pierś się wgryza, ów szarpie ramiona,
A od upadku drży ziemia skrwawiona!
A on, w kałuży krwi pławiąc się już,
Zawoła, głaszcząc jej różane lico:
,,Pentesileo! Cóż, oblubienico,
Czy obiecane to jest Święto Róż?”
Głos taki byłby targnął dziką lwicą,
Która w pustyni od głodu przymiera,
Gdy, rycząc groźnie, ofiarę zoczyła...
Lecz ona — z ciała pancerze mu zdziera
I pierś kochanka rozrywa w kawały!
Ona i psy, co razem oszalały,
Oksus i Sfinks kły topią w piersi prawej,
A ona w lewej; kiedym się zjawiła,
Krwi strugi z ust i z rąk jej ociekały.
Milczenie zgrozy
Jeśli me wieści słyszycie straszliwe,
Mówcie, znak dajcie, że jesteście żywe!
Cisza
PIERWSZA KAPŁANKA
płacząc oparta na piersi drugiej Kapłanki
Co za kobieta, Hermio! Cnót zarzewie.
We wszystkich sztukach ręcznych taka zwinna!
Taka urocza i w tańcu, i w śpiewie!
Tak mądra, wdzięczna, dostojna, niewinna!
ARCYKAPŁANKA
Jej rodzicielką nie Otrere była.
Straszna Gorgona taki płód powiła.
PIERWSZA KAPŁANKA
ciągnie dalej
Zdała się córą jak gdyby słowiczą
Jednego z ptaków pod świątynią Diany,
Co zapełniają gaj rozkołysany,
Na fletniach grają i miłośnie krzyczą
W milczeniu nocy; gdy wędrowiec słucha,
Z piersi mu dziwny żar tęsknoty bucha!
Nie zadeptałaby marnego gada,
Co pod jej stopą mizernie się skrada...
Strzałę, co ciało odyńca przeszyła,
Chciała odwołać, a na widok wzroku
Zwierzęcia, które kona u jej boku,
W skrusze na klęczkach byłaby się wiła!
Pauza
MEROE
A teraz stoi bez słowa, upiorna,
Nad jego trupem — wkoło psy zażarte —
I patrzy szklano, milcząca, upiorna
W nieskończoności niepisaną kartę.
Pytamy więc, a włos nam dęba staje:
,,Co uczyniła?” Nic... „Czy nas poznaje?”
Milczy... „Czy odejść chce?” Nic nie odrzekła...
Taki mnie złapał strach, żem tu uciekła!
SCENA DWUDZIESTA CZWARTA
Pentesilea. Ciało Achillesa, przykryte czerwonym kobiercem. Protoe i inne.
PIERWSZA AMAZONKA
Patrzcie, niewiasty! Tam nadchodzi ona,
Strojna w pokrzywy, niby z wielkim łupem,
I wiankiem suchych ostów uwieńczona
Zamiast wawrzynu — i kroczy za trupem
W całej ohydzie, wyniosła i sroga,
Jakby zwalczyła śmiertelnego wroga!
DRUGA KAPŁANKA
Na rękach krew! Bogowie zemsty głodni!
PROTOE
pada Arcykapłance na szyję
O matko moja!
ARCYKAPŁANKA
w przerażeniu
Wzywam wojny boga!
Nie jestem winna tej potwornej zbrodni!
PIERWSZA AMAZONKA
Oczami wodzi za Arcykapłanką!
DRUGA
Daje znak, patrzcie!
ARCYKAPŁANKA
Precz z oczu, poczwaro!
Precz stąd, powiadam, Hadesu mieszkanko!
Weź tę zasłonę! Zakryj się, maszkaro!
Zrywa z siebie zasłonę i ciska ją w twarz królowej
PIERWSZA AMAZONKA
O, żywy trup! Te słowa jej nie wzruszą!
DRUGA
Wciąż znaki daje — i nic nie pamięta...
TRZECIA
Wciąż znaki daje ku twym nogom, święta...
DRUGA
Patrz, patrz!
ARCYKAPŁANKA
Precz, mówię, opętana duszo!
Do kruków, cieni! Precz z mego widoku!
Na śmierć zapatrzysz mego życia pokój.
PIERWSZA AMAZONKA
Ha! Zrozumiano ją!...
DRUGA
Już jest spokojna.
PIERWSZA
O to chodziło, by Achila ciało
U stóp kapłanki Diany spoczywało.
TRZECIA
Co by to znaczyć miało, o dostojna?
ARCYKAPŁANKA
Cóż mi do tego? Cóż do tego ciała?
Niech niedostępna góra je pogrzebie
Z myślą pospołu, co ów czyn wydała!
Ty — nie-człowieku, jakże nazwę ciebie?
Jam to skłoniła cię do tej ohydy?!
Jeśli wymówką łagodną i słodką
Pchnęłam do zbrodni ją — jak Zeus w niebie, To Furia chyba będzie jej pieszczotką.
PIERWSZA AMAZONKA
Wciąż na kapłankę patrzy Artemidy.
DRUGA
Prosto w jej oczy spogląda, zuchwała...
TRZECIA
Jak gdyby ją na wylot przejrzeć chciała.
ARCYKAPŁANKA
Protoe, idź, ja proszę! Weź ją! Idź!
Oddal ją, dłużej już patrzeć nie mogę!
PROTOE
płacze
Biada mi!
ARCYKAPŁANKA
Idźże!
PROTOE
Ja jej nie pomogę...
Zbyt straszny czyn spełniła!
ARCYKAPŁANKA
Rękę chwyć,
Ofiaruj jej swą pomoc, śmiało, siostro!
PROTOE
Nie chcę już nigdy jej widzieć na oczy!
DRUGA AMAZONKA
Patrzcie, jak teraz bada strzałę ostrą!
PIERWSZA
Jak ją obraca...
TRZECIA
O, jak w palcach toczy!
PIERWSZA KAPŁANKA
To snadź jest strzała, którą go ubiła.
PIERWSZA AMAZONKA
Tak jest, dostojna!
DRUGA
O, jak krew z niej ściera,
Jak plamę każdą skrzętnie wyczyściła!
TRZECIA
Co może myśleć przy tym?
DRUGA
Jak spoziera
Z troską na piórka, jak gładzi i suszy...
Nie ujdzie nitka jej najbardziej nikła.
No, patrzcie tylko!
TRZECIA
Czyli czynić zwykła
Sama to zawsze?
PIERWSZA KAPŁANKA
Nigdy nie wyruszy,
Nim strzał i łuku sama nie opatrzy.
DRUGA
O, świętość łuku królowa docenia.
DRUGA AMAZONKA
Lecz teraz kołczan podjęła z ramienia,
Z powrotem wstawia ten swój grot najgładszy!
TRZECIA
Teraz gotowa...
DRUGA
Oto już się stało...
PIERWSZA KAPŁANKA
Już wzrok na świat pogląda trochę radszy!
KILKA KOBIET
Straszny widoku! Jak pustynia marna
Szczerego piasku, co trawki nie rodzi!
Cudne ogrody, które lawa czarna
Ogniem spaliła, by w popiołach brodzić
Wśród dawnych kwiatów obumarłej dziczy —
Większy wdzięk mają niźli jej oblicze.
Pentesilea wzdryga się nagłym dreszczem i upuszcza łuk
ARCYKAPŁANKA
Bogi! Okropność!
PROTOE
przestraszona
Ach, nieszczęście nowe?
PIERWSZA AMAZONKA
Łuk upuściła, znamię Aresowe!
DRUGA
Patrz, jak się chwieje...
CZWARTA
Jak dźwięczy i pada...
DRUGA
I jeszcze drgnął na ziemi...
CZWARTA
Tak umiera,
Jak się Tanais narodził — o, biada!
Pauza
ARCYKAPŁANKA
zwraca się nagle do niej
Przebacz mi, moja ty wielka królowo!
Już na cię Diana łaskawie spoziera,
Już jej przychylność zyskałaś na nowo.
Założycielka państwa niewieściego,
Wielka Tanais, przyznaję, dźwigała
Łuk ten nie godniej od ciebie, wspaniała.
PIERWSZA AMAZONKA
Milczy...
DRUGA
O, łza w jej oku...
TRZECIA
Oto krwawą
Podniosła rękę! Co znaczy ta ręka?
DRUGA
Na taki widok serce z żalu pęka!
PIERWSZA
Ociera oko, bo mgłą zaszło łzawo.
ARCYKAPŁANKA
pada na pierś Protoe
O Artemido! Co za łza!...
PIERWSZA KAPŁANKA
Tak, łza to,
Co w duszę ludzką zakrada się żywa,
By w wszystkie bić pożarne uczuć dzwony,
I krzyczy: gore! Tak iż tłum szalony
Ucieka z oczu i w jeziora spływa,
I głośno płacze nad duszy zatratą.
ARCYKAPŁANKA
z goryczą
Jeżeli
Do niej Protoe pójść się nie ośmieli —
To musi sama tu zginąć z niesławą.
PROTOE
po stoczeniu silnej walki wewnętrznej podchodzi do królowej; łzy tamują jej słowa
Czy zechcesz spocząć, królowo kochana?
Czy złożysz głowę na mym wiernym łonie?...
Wiele walczyłaś od samego rana,
Wiele cierpiałaś, wiele! — wyczerpana
Odpocznij teraz, ja ciebie osłonię...
Pentesilea rozgląda się, jakby usiąść chciała
Ty znasz mnie przecie, duszyczko siostrzana?
Pentesilea patrzy na nią, jej twarz rozjaśnia się lekko
Protoe, ta, co kocha cię nad życie...
Pentesilea gładzi delikatnie jej policzek
Przed tobą serce pada na kolana!
Jakże mnie wzruszasz!
Całuje rękę królowej
Utrudzonaś bardzo?
Ach, jak twój widok zdradza twe rzemiosło.
No, tak — zwycięzcy plamą krwi nie gardzą,
A z każdym mistrzem ubranie się zrosło.
Lecz gdybyś teraz troszeczkę obmyła
Ręce i twarz? — Chcesz wody, pani miła?
Kropelkę wody? Prawda?
Pentesilea spogląda na ręce i przytakuje
Tak, chce wody.
Daje znak Amazonkom, które idą do krynicy
Dla oczyszczenia z plam — i dla ochłody...
Słodko złożona na chłodne kobierce,
Po ciężkim znoju ukołyszesz serce.
PIERWSZA KAPŁANKA
Skoro ją wodą skropimy, uwaga!
Wrócą jej zmysły.
ARCYKAPŁANKA
O tak, mam nadzieję.
PROTOE
Nadzieję, święta? Że oprzytomnieje?
A ja się boję!
ARCYKAPŁANKA
jakby rozważając
Czego? Czyż wymaga,
By jej Achila ciało...
Pentesilea spojrzała z błyskiem na Arcykapłankę
PROTOE
Dość, dość!
ARCYKAPŁANKA
O nic, królowo moja, nic.
Tak pozostanie wszystko, jako było.
PROTOE
Kłujący wawrzyn ten zdejmiemy z lic.
My wszystkie wiemy, że się zwyciężyło!
I szyję też uwolnij... Tak — o, tak!
Patrz! Jaka rana, niemała — lecz jedna!
Ciężką przeprawę miałaś, moja biedna!
Lecz za to teraz triumfujesz nam!
O Artemido!
Dwie Amazonki przynoszą płaską marmurową misę z wodą
PROTOE
Misę złóżcie tam.
Czy mam cię teraz wodą zrosić świeżą?
Nie zlękniesz się? — Co to królowa czyni?
Pentesilea klęka przed misą i zlewa głowę wodą
Patrzcie! Jak żwawa jest nasza władczyni!
Zaraz ci żyły nową krwią uderzą...
Prawda? Czy tak?
PENTESILEA
ogląda się
Protoe!
Oblewa się wodą na nowo
MEROE
z radością
Przemówiła!
ARCYKAPŁANKA
Dzięki niebiosom!
PROTOE
Dobrze!
MEROE
Wraca siła...
PROTOE
Nie żałuj wody, najdroższa!... Tak... wody!
Jeszcze!... Tak!... Jeszcze... jako łabędź młody!
MEROE
Ach, jaka miła!
PIERWSZA KAPŁANKA
Jak główkę nachyla!
MEROE
Jak z pełnej misy krople wód rozpyla!
PROTOE
Czy już, królowo moja?
PENTESILEA
Ach! Rozkosze...
PROTOE
Więc, by tu siadła, królowę poproszę!
Chusty podajcie, kapłanki! Owinę
Zmoczone włosy! Pomóżcie mi, proszę!
Otulić głowę — tak... i okryć szyję!
Tak... usiądziemy! Serce żywiej bije...
Otuliła królowę, podniosła, sadza ją na głazie pod dębem i mocno przyciska do piersi
PENTESILEA
Jak mi jest?
PROTOE
Dobrze — myślę?
PENTESILEA
szeptem
Ach, jak błogo!
PROTOE
Serce siostrzane! Słodkie! Moje życie!
PENTESILEA
Powiedzcie mi — czym ja szczęśliwą nogą
Stanęła już na Elizejskim szczycie?
Czy do mnie jako nimfy przychodzicie,
Co służą naszej dostojnej królowej,
Kiedy owiana w cichy szum dębowy
Zstępuje w groty krysztalne odbicie?
Czyś ty, by mnie ucieszyć, nimfo mała,
Postać mej lubej Protoe przybrała?
PROTOE
Nie, najcudniejsza królowo, nie, nie!
To ja! Protoe twoja, żywa,
Która na rękach trzyma cię — prawdziwa!...
A co tu widzisz, to jest marny świat,
Na który promień oczu bogów padł.
PENTESILEA
To nic... No dobrze!
PROTOE
Co królowa czuje?
PENTESILEA
Radam, jak widzisz. Z utrudzenia konam...
PROTOE
Wytłumacz, droga, bo nic nie pojmuję...
PENTESILEA
Że jestem jeszcze, cieszę się!... Znużonam.
Pauza
MEROE
Dziwne to!
ARCYKAPŁANKA
Jakaż osobliwa zmiana.
MEROE
Niechby z niej która wydobyła tkliwa...
PROTOE
Jakież cię, pani, nawiedziły dziwa,
Żeś już do cieniów krainy zesłana?
PENTESILEA
po chwili, w zachwyceniu
Takam szczęśliwa, siostry, tak szczęśliwa!
Do śmierci, Diano, czuję się dojrzała.
Nie wiem, co stało się, lecz mówię szczerze,
Iż umrzeć mogłabym w najświętszej wierze,
Żem Peleidę tutaj pokonała.
PROTOE
chyłkiem, do Arcykapłanki
Prędko usunąć ciało!
PENTESILEA
prostując się żywo
Ty do kogo
Mówisz, Protoe?
PROTOE
gdy Amazonki ociągają się
Precz stąd!
PENTESILEA
Zeusie srogi!
Więc prawda?
PROTOE
O co pytasz? Tu, jak mogą
Najciaśniej, niech obstąpią mary.
Daje znak Kapłankom, by sobą zasłoniły nosze, które już podniesiono z ziemi
PENTESILEA
z radością zasłania twarz rękami
Bogi!
Nie śmiem odwrócić oczu poza siebie.
PROTOE
Co moja pani zamierza? Co roi?
PENTESILEA
obraca się
Udajesz, miła!
PROTOE
Nie, jak Zeus na niebie
Światu panuje!
PENTESILEA
z rosnącą niecierpliwością
Ile was tu stoi?
Rozstąpcież się!
ARCYKAPŁANKA
razem z innymi ciasno otaczając mary
O Zeusie, stój nad nami!
PENTESILEA
wstając
O Diano! Czegóż miałabym się bać?...
MEROE
O, patrzcie, jak w niej groza rośnie!
PENTESILEA
do Amazonek niosących ciało
Stać!
Co tam niesiecie? Ja chcę wiedzieć! Stój!
Roztrąca niewiasty i przedziera się aż do trupa
PROTOE
Królowa moja niech nie poszukuje!
PENTESILEA
Czy to on, siostry?... On to?... Czy on... mój...
JEDNA Z NIOSĄCYCH
gdy nosze opuszczono
Kto?
PENTESILEA
Niemożliwe to nie jest, pojmuję!
Umiem jaskółkę w locie trafić w skrzydło
Tak, by je zleczyć, aby była żywa;
Zwierza strzałami wpędzić w moje sidło...
Ale strzelecka sztuka jest zdradliwa.
Gdy strzał mistrzowski w szczęścia serce mierzy,
Podstępnie bóstwo w rękę nas uderzy.
Mów, czy to on? Trafiony nazbyt blisko?
PROTOE
Na strasznych potęg Olimpu siedlisko,
Nie pytaj!
PENTESILEA
Precz! Gdyby wyciekło
Z tej jego rany całe piekło —
Ja chcę go widzieć!
Podnosi całun
Która wśród was to uczyniła?...
PROTOE
Ty pytasz jeszcze?
PENTESILEA
O bogini!
Już po twym dziecku!
Pada
ARCYKAPŁANKA
Kogo wini?
PROTOE
Najwięksi niebios bogowie!... O miła,
Czemuś ty rady mojej nie spełniła?
Lepiej by tobie było, nieszczęśliwa,
Gdyby zaćmiony twój rozum kaleki
Błądził na wieki, na wieki, na wieki,
Niż że dnia tego doczekałaś żywa!
Królowo, słysz mnie!
ARCYKAPŁANKA
Zwróć oczy łaskawe!
MEROE
Serc sto tysięcy twa boleść przeszywa!
ARCYKAPŁANKA
Dźwignij się, powstań!
PENTESILEA
uniosła się na wpół
Ach, te róże krwawe!
Ach, wianek ran dokoła jego głowy!
Ach, jak te pąki, zapach śląc grobowy,
Na żer robactwu rozkwitają kraśnie!
PROTOE
tkliwie
A jednak miłość wieńczyła go właśnie!
MEROE
Lecz nazbyt mocno!
PROTOE
I cierniami róży!
Myśląc: na wieczność!
ARCYKAPŁANKA
Ach, nie zniosę dłużej!
PENTESILEA
Jednak chcę wiedzieć, niech mnie bogi strzegą:
Która bezecnie okradła mnie z niego?
Nie pytam... która mi zabiła
Żywego; oddam jej łaski zapłatą:
Niechby jak ptak swobodna żyła.
Która martwego uśmierciła,
Pytam, Protoe, odpowiedz mi na to!
PROTOE
Co, moja pani, co?
PENTESILEA
Zrozum to jasno.
Kto prometejską skrę z piersi człowieka
Tego mi wykradł, nie chcą wiedzieć. Nie chcę,
Bo nie chcę... Taki mój kaprys, gdy zechcę:
Temu przebaczam, niech wolny ucieka...
Lecz kto, Protoe, niecnie ręką własną
Ominął otwór bramy w tej grabieży
I poprzez śnieżne z alabastru ściany
Wdarł się w świątynię — kto mi młodociany
Ten obraz bogów tak zniekształcił świeży,
Że już nie walczą oń, komu należy,
Życie i gnicie — kto gorzej od psów
Tak go skaleczył, że Litość odbieży,
Że wieczna Miłość, niby ladacznica
W śmierci niewierna, odwraca swe lica:
Tego chcę oddać mojej zemście. Mów!
PROTOE
do Arcykapłanki
Cóż odpowiedzieć opętanej?
PENTESILEA
No?! Czy się dowiem?...
MEROE
Szukasz rąk...
Jeśli to zmniejszy cierń twych mąk,
Oddaj swej zemście, kogo chcesz.
Oto stoimy wszystkie — bierz!
PENTESILEA
Powiedzą jeszcze, że to ja!
ARCYKAPŁANKA
nieśmiało
O nieszczęśliwa, któż by inny...
PENTESILEA
Ha!
Ty księżno piekieł w światła szacie!
Ty mi się ważysz...?!
ARCYKAPŁANKA
Świadkiem Artemida!
Wy, Amazonki wszystkie, świadczyć macie!
Twoja to strzała — niech prawda się wyda!
Trafiła jego; gdybyż tylko strzała!
Nieba łaskawe! Gdy runął, ty w pędzie,
W szalonych zmysłów zdziczałym obłędzie,
Ze zgrają psów rzuciłaś się nań cała
I... — moje usta nie chcą wypowiedzieć,
Co uczyniłaś. Chodźmy! Nie chciej wiedzieć!
PENTESILEA
Niech wpierw Protoe potwierdzi to słowo.
PROTOE
O, ty nie pytaj mnie, moja królowo.
PENTESILEA
Co! Ja? Ja miałam go...? Z psów całą zgrają...
Tymi małymi rękami ja doń...?
Ustami, co miłością nabrzmiewają...?
One ukuły taką zgodną broń,
Ta dłoń, te usta, usta i znów dłoń...?!
PROTOE
Królowo moja!
ARCYKAPŁANKA
Wołam: tobie biada!
PENTESILEA
Nie, posłuchajcie, nie uwierzę wam!
Niech w noc to wpisze błyskawica blada,
Niech mi to piorun gromem gada —
Ja im obojgu jednak zadam kłam!
MEROE
Niechaj ta wiara stoi jako skały:
Nie my będziemy podważać ją śmiały.
PENTESILEA
Że się nie bronił, jakże to się stało?
ARCYKAPŁANKA
Nieszczęsna, kochał cię! Jemu się chciało
W niewolę pójść, więc zbliżał się w spokoju!
Dlatego tylko wzywał cię do boju!
I niepewnością tęsknota go parła,
Czy iść królowa do świątyni raczy.
Lecz ty...
PENTESILEA
Tak, tak.
ARCYKAPŁANKA
Trafiłaś...
PENTESILEA
Jam rozdarła.
PROTOE
O pani tmoja!
PENTESILEA
z koszmarnym uśmiechem
Albo... czy inaczej?
Zacałowałam go na śmierć?
MEROE
Rozpaczy!
PENTESILEA
Nie? Całowałam? Rozdarłam? Mów! Nie?
ARCYKAPŁANKA
O, biada! biada! wołam. Uchodź!
PIERWSZA KAPŁANKA
Zbawcie
Ją bogi!
ARCYKAPŁANKA
Nocy, skryj ją w wiecznym śnie!
PENTESILEA
A więc to błąd był. Pieści i boleści
Splata się w rym; gdy miłość jest na dnie,
Łacno tu można dwie pomylić treści.
PROTOE
chwyta ją
Precz, uciekajmy co prędzej!
PENTESILEA
Zostawcie!
Uwalnia się z chust i klęka przed trupem
Ty najbiedniejszy ze wszystkich tysięcy!
To była tylko zmyłka ust dziewczęcych,
Wargi za prędkie, nie mówią wymownie;
Teraz, co chciałam, mówię ci dosłownie:
To było to, kochanku — nic więcej.
Całuje go
ARCYKAPŁANKA
Zabrać ją stąd!
MEROE
Tu przecież nie zostanie.
PENTESILEA
Niejedna, kiedy do chłopca przywarła,
Powie: tak wielkie jest moje kochanie,
Żebym cię, luby, z miłości pożarła!
A po namyśle — głupia! — zdanie zmienia:
Jest nasycona nim do obrzydzenia.
Z nami, kochanku, inaczej się stało.
Spójrz: kiedym ja na szyi twej zawisła,
Ja to zrobiłam, dosłowna i ścisła;
Nie tak obłędna byłam, jak się zdało.
MEROE
O najstraszliwsza! O, na bogi żywe!
ARCYKAPŁANKA
Bierzcie ją siłą!
PROTOE
Chodź z Amazonkami!
PENTESILEA
pozwala się podnieść
Dobrze, tu jestem już...
ARCYKAPŁANKA
Więc idziesz z nami?
PENTESILEA
Nie z wami.
Do Temiscyry idźcie; gdy możecie,
Bądźcie szczęśliwe...
Ty nade wszystko, Protoe... Wy wszystkie!
I — w zaufaniu jeszcze się dowiecie:
Prochy Tanais rozsypcie po świecie.
PROTOE
A ty, siostrzyczko ukochana?
PENTESILEA
Niech cię to, luba, lękiem nie napawa:
Ja się wyrzekam Amazonek prawa,
Za tym młodzieńcem oto idę w drogę.
PROTOE
Jakże?
ARCYKAPŁANKA
Ty biedna!
PROTOE
Zrozumieć nie mogę!
ARCYKAPŁANKA
Ty pragniesz...
PENTESILEA
Co? Zaiste!
MEROE
Diana!
PROTOE
Więc pozwól jeszcze słówko mi tymczasem...
Usiłuje odebrać jej sztylet
PENTESILEA
Cóż to, na co? — Cóż szukasz mi za pasem?
Tak! Zaraz! Nie wiedziałam, czego chcesz...
Tu sztylet masz.
Wyjmuje sztylet zza pasa i oddaje go Protoe
A może strzały też?
Zdejmuje z ramion kołczan
Tu cały kołczan przed tobą otworzę!
Wysypuje strzały przed siebie
Co prawda, miło byłoby właściwie...
Kilka strzał podnosi z powrotem
Ta bowiem oto... Nie? A tamta może?
Tak, ta. Prawdziwie! — No nic! Weź, niebożę!
Wszystkie pociski zabierz sobie!
Zbiera całą wiązkę i daje w ręce Protoe
PROTOE
Daj!
PENTESILEA
Albowiem teraz zstępuję w me łono
Jakby do szybu — i, jak zimny spiż,
Zagłady myśl dobywam sobie wzwyż...
Tę rudę, w ogniu Żalu oczyszczoną,
Kuję na stal... trucizną poję zdradną,
Na wskroś gryzącym jadem Skruchy mej...
Kładę na wieczne Nadziei kowadło
I kuję, ostrzę sobie sztylet z niej...
I sztyletowi teraz pierś podaję:
Tak! Tak! Tak! Tak! I jeszcze! — Dobrze... tak.
Pada i umiera
PROTOE
chwytając królowę
Kona!
MEROE
Naprawdę, idzie z nim!
PROTOE
Bądź zdrowa!
Tu ona dłużej pozostać nie miała!
Układa ją na ziemi
ARCYKAPŁANKA
O, jak ułomne ludzkie siły, słowa!
Jak ta podcięta — dumna i wspaniała
Na szczytach życia niedawno szumiała!
PROTOE
Zbyt silnie, dumnie kwitnąc, padła w kwiecie!
Dąb martwy stoi w burzy niewzruszony,
Lecz zdrowe drzewo burza z trzaskiem zmiecie,
Albowiem może imać się korony.