Katechizm polskiego dziecka
— Kto ty jesteś?
— Polak mały.
— Jaki znak twój?
— Orzeł biały.
— Gdzie ty mieszkasz?
— Między swemi.
— W jakim kraju?
— W polskiej ziemi.
— Czym ta ziemia?
— Mą Ojczyzną.
— Czym zdobyta?
— Krwią i blizną.
— Czy ją kochasz?
— Kocham szczerze.
— A w co wierzysz?
— W Polskę wierzę.
— Coś ty dla niej?
— Wdzięczne dziecię.
— Coś jej winien?
— Oddać życie.
Zmiana pierwszej strofki dla dziewczątek:
— Kto ty jesteś?
— Polka mała.
— Jaki znak twój?
— Lilia biała.
itd.
Czym będę?
Nieraz, gdy sobie
W kątku usiędę,
To myślę o tym,
Czym też ja będę?
Trudno się zawsze
Trzymać mamusi,
Bo każdy człowiek
Czymsiś być musi.
Więc może będę
Dzielnym ułanem,
Lub w cichej wiosce
Skromnym plebanem.
Może też inną
Pójdę kolejką:
Będę malarzem
Jak nasz Matejko.
A może sobie
I to zdobędę,
Że ziemię ojców
Uprawiać będę.
Lecz jakimkolwiek
Iść będę szlakiem:
Zawsze zostanę
Dobrym Polakiem!
O celu Polaka
Polaka celem:
Skrucha przed Bogiem,
Mir z przyjacielem,
A walka z wrogiem.
Cześć dla siwizny,
Czyste sumienie,
Miłość Ojczyzny
I poświęcenie.
Chętnie krew własną
Dać w dobrej sprawie,
Zacnie i jasno
Dążyć ku sławie.
Umieć na progu
Złożyć urazy,
Mieć ufność w Bogu
I żyć bez skazy.
Trudy i znoje
Znosić z weselem,
To, dzieci moje,
Polaka celem.
Cnoty kardynalne
Trzy są cnoty, o tym wiedz,
Które trzeba w sercu strzec.
Pierwsza, Wiary silna broń,
Wiary w Polski trwały byt,
Że ją dźwignie Boża dłoń
I na sławy wzniesie szczyt!
Druga, w doli gorzkiej, złej,
Niech od zwątpień strzeże cię;
Zdrój pociechy płynie z niej,
A Nadzieją zowie się!
Trzecia, Miłość, której siew
W serca rzucił niebios Pan,
Która każe własną krew
Za ojczysty przelać łan!
Te są cnoty, o tym wiedz,
Któreś winien w sercu strzec!
Co kochać?
Co masz kochać? pytasz dziecię,
Co dla serca jest drogiego?
Kochaj Boga, bo na świecie,
Nic nie stało się bez Niego.
Kochaj ojca, matkę twoją,
Módl się za nich co dzień z rana,
Bo przy tobie oni stoją
Niby straż od Boga dana.
Do Ojczyzny, po rodzinie,
Wzbudź najczystszy żar miłości:
Tuś się zrodził w tej krainie,
I tu złożysz swoje kości.
W czyim sercu miłość tleje,
I nie toczy go zgnilizna,
W tego duszy wciąż jaśnieje:
Bóg, rodzina i ojczyzna!
Disce puer
Siadł król Batory na swej stolicy
W sławy i blasku potędze;
Miecz mu połyskał w dzielnej prawicy,
Dłoń drugą oparł na księdze.
Przed królem stało małe pacholę,
Uśmiech miał w oczach swawolny,
Ale myśl jakąś jasną na czole,
A był to biedny żak szkolny.
Choć ubiór jego nie lśnił szkarłatem,
Bo nosił świtkę siermiężną;
Nie drżał on trwożnie przed majestatem,
Choć stał z pokorą należną.
A król i mędrzec w jednej osobie,
Los chłopca mając na względzie:
,,Ucz się! — doń rzecze, — a ja to zrobię,
Że w pierwszych będziesz stał rzędzie!”
Bo wiedział król ten, że nie garść złota
Darzy znaczeniem i władzą;
Ale nauka, prawość i cnota,
Na szczeble sławy prowadzą.
I choć król dawno spoczął już w grobie,
Dotąd brzmi jego orędzie:
,,Ucz się pacholę! a mówię tobie,
Że będziesz w pierwszych stał rzędzie!”
Polska mowa
Ukochaj dziatwo słowo rodzinne,
Skarb twój najdroższy, wspaniały!
Tym słowem usta twoje niewinne,
Pierwszy paciorek szeptały.
A co po Bogu najdroższe dziatki!
Dla duszy tkliwej i czystej:
Słodkie imiona ojca i matki
Wzięłyście z mowy ojczystej.
Pierwsze wrażenia, pierwsze pojęcia,
Pieśń ptaszka, kwiatki w dąbrowie,
Co zajmowały umysł dziecięcia,
W tej tłumaczono wam mowie.
Nie tylko kraj ten, w którym żyjecie,
Ojczyzną waszą się zowie:
Bo jest i druga ojczyzna, dziecię,
Co w polskim mieści się słowie.
Z głębi serc polskich, nurty żywemi
Rwie się jak rzeka wspaniała:
To mowa ojców, co naszej ziemi
Nazwisko „Polski” nadała.
A jakież czary mowa ta mieści:
Raz gromem huczy i błyska;
To znów się ozwie jękiem boleści,
Że aż łzy z oczu wyciska.
Bo w niej się chowa moc tajemnicza,
Ta czarodziejska moc wróżki:
Co raz ją zmienia w pieśń Mickiewicza,
To znowu w hasło Kościuszki!
Więc czcij to słowo, co się u świata
Okryło zasług wawrzynem!
Bo kto nim gardzi albo pomiata,
Ten złym Ojczyzny jest synem!
Ziemia rodzinna
Całym mym sercem, duszą niewinną
Kocham tę świętą ziemię rodzinną,
Na której moja kołyska stała
I której dawna karmi mię chwała.
Kocham te barwne kwiaty na łące,
Kocham te łany kłosem szumiące,
Które mię żywią, które mię stroją
I które zdobią Ojczyznę moją.
Kocham te góry, lasy i gaje,
Potężne rzeki, ciche ruczaje;
Bo w tych potokach, w wodzie u zdrojaTy się przeglądasz Ojczyzno moja,
Krwią użyźniona, we łzach skąpana,
Tak dla nas droga i tak kochana!
Modlitwa za Ojczyznę
„W imię Ojca, — w imię Syna
I świętego Ducha”,
Polska modli się dziecina,
A Pan Bóg ją słucha.
W oczach dziecka dwie łzy duże,
Wiara w każdym słowie:
„Ojcze! — błaga — coś jest w górze,
Daj Ojczyźnie zdrowie!
Pobłogosław dłońmi Swemi
Mą ojczystą strzechę;
A mnie dozwól dla mej ziemi
Uróść na pociechę!”
Tak schylone nad posłaniem
Dziecię z Bogiem gwarzy;
A Bóg słucha z pobłażaniem
Na ojcowskiej twarzy.
Słucha... zważa każde słowo...
Zadumał się... myśli:
I nad dziecka jasną głową
Znak zbawienia kréśli.
Modlitwa polskiego dziewczęcia
Wiem ja, bo mi o tym
Mama powiadała:
Żem dziecię tej ziemi,
Żem jest Polka mała.
I wiem, jak mi Polska
Jest droga i miła,
Bom się w polskiej mowie
Pacierza uczyła.
Bo mię polskie niwy
Chlebem swym karmiły;
Bo mię polskiej pieśni
Skowronki uczyły.
Bo mię tam na niebie
Strzeże Matka Boska,
Ta polska królowa,
Nasza Częstochowska.
Bo przy Bożym tronie
Polscy święci stoją
I co dzień się modlą
Za Ojczyznę moją.
Więc i ten paciorek
Polskiego dziewczęcia
Przyjm, o wielki Boże,
W ojcowskie objęcia!
Bo on się z mej duszy
Wyrywa jak łkanie:
,,Ojczyznę kochaną
Racz nam wrócić Panie!”
Do polskiego chłopięcia
Nie płacz, nie płacz synku drogi,
Żeś na ziemi swej ubogi!
Że nie miecz ci ani radło,
Lecz tułactwo w doli padło, Żeś łzy tylko i cierpienia,
Odziedziczył z twego mienia.
Przez Bóg żywy, to fałsz, dziecię!
Naprzód wziąłeś na tym świecie
To, co rodu twego znakiem:
Imię zacne, żeś Polakiem.
A czy wiesz ty, ile cześci,
Krwi i chwały w nim się mieści?
Czy wiesz, jaka to poczciwaDuma wzrusza twe serduszko,
Gdy z usteczek ci się zrywa:
To Batory! To Kościuszko!
Urodzajna twoja rola,
Zbożem śmieją ci się pola,
Lasy twoje echa głuszą,
Owce wełną ci się puszą,
A jesienią na jabłoni,
Owoc się jak szkarłat płoni,
Że zostaje na przychówekI na zimę, i przednówek.
A więc nie płacz, synku drogi,
Żeś na ziemi swej ubogi;
Bo z twych łanów, w dawne lata
Tyś spichlerzem był pół świata,
Dzieląc wszystkich pod swym niebem
Równo sercem jak i chlebem.
Sól z Wieliczki brałeś hojnie,
Złoto w dani lub na wojnie,
A na pługi i do zbroi,
Szło żelazo z ziemi twojéj,
I starczyło z twojej gleby,
I na zbytek, i potrzeby.
Więc pogodnym patrz mi licem,
Boś ty skarbów tych dziedzicem!
I rąk nie łam z próżną troską...
Wróci Bóg, co przemoc wzięła!
W sprawiedliwość wierzmy boską:
Jeszcze Polska nie zginęła!
Do polskiej dzieweczki
Dzieweczko polska! Ukochaj szczerze
Prababek twoich święte pacierze;
Czcij pamięć ojców, — bo ojce twoi,
Dzielni rycerze w skrzydlatej zbroi,
To męczennicy ojczystej sprawy
Lub bohaterzy z szańców Warszawy.
A potem kmiece ukochaj chaty,
Boś córą ludu, dziewczę liliowe;
Bo pod ich niską strzechą przed laty
Król, ojciec chłopków, pochylał głowę.
Kochaj wrzeciono, bo przy wrzecionie
Siedziała nieraz pani w koronie
I lnu pasemka składała w motki,
By nimi okryć biedne sierotki.
A nade wszystko miłością czystą
Kochaj, ach! kochaj, ziemię ojczystą
I gdy nadejdzie godzina czarna,
Dla niej jak gołąb stań się ofiarna.
Dziś jeszcze małe dziewczątko z ciebie,
Co tylko lalki swoje kolebie;
Lecz gdy na wielkich łask swych zadatki Bóg da ci nosić nazwisko matki:
Wtedy miast cacek, niech twój maleńki
Ojcowską szablę weźmie do ręki,
Rycerską zbroję włóż mu pod głowę,
Do snu mu pieśni śpiewaj bojowe,
Niech już w kołysce marzy zuchwale
O dawnej sławie, o przyszłej chwale!
W podziemiach Wawelu
Czy znasz, młody przyjacielu,
Groby królów na Wawelu?
Poznaj skarb ten dawnej cnoty,
Co ozdabiał czas miniony,
Najcenniejsze to klejnoty
Z całej polskiej twej Korony.
Na kolanach idź, mój mały,
Przed te trumny marmurowe
I u szczątków dawnej chwały
Ze czcią pochyl twoją głowę.
Tu nadziei żar i wiary
Niech się w sercu twym rozgości,
Na ołtarzu tym ofiary,
Poświęcenia i miłości.
Tu uczucia najgorętsze
W młodym swoim rozpal łonie,
Bo tu wszystko, co najświętsze,
W tym złożono Panteonie!
Pod tych mrocznych wiązań stropem,
Legł król kmiotków pełen chwały,
Co nie szablą, ale snopem,
Podparł polski tron wspaniały.
Tu Jagiełło na świątnicach
Starych bogów krzyże dźwiga;
Obok cudna, z łzą na licach
W sarkofagu śpi Jadwiga!
Ci co blaski światła siali,
I praw ludu wiernie strzegli:
Męże czynu, hartu stali,
Dwaj Zygmunci tutaj legli.
Tu szczerbiona w krwawym boju
Batorego szabla świeci;
A tam znowu, po dniach znoju,
Syty zwycięstw legł Jan trzeci!
Dalej widzisz, moja duszko,
Wawrzyn wstęgą przewiązany;
Tutaj spoczął nasz Kościuszko,
Wódz nad innych ukochany!
Obok niego, dziecię moje,
Książę Józef legł ze sławą,
Co do walki polskie woje
Marszałkowską wiódł buławą!
Wszystkoż, wszystko tak posnęło,
Jak te sławy naszej świadki?
Wszystkoż, wszystko tak minęło,
Jak na grobach więdną kwiatki?
Precz z rozpaczą! Choć z mogiły,
Roześmieje się kwiat w wiośnie!
Więc zaczerpmy tutaj siły,
Bo z przeszłości — przyszłość rośnie!
Marsz Skautów
„Święta miłości kochanej ojczyzny”,
Oto w twą służbę wchodzi hufiec nasz!
Od lat najmłodszych do późnej siwizny
Pragnie przy tobie czujną trzymać straż!
Równajmy krok,
Wytężmy wzrok,
Czy gdzie się podstęp nie kryje?
Uderzmy w ton
Silny jak dzwon:
Polska niech żyje! Niech żyje!
My łez nie ronim nad twoją mogiłą,
Bo nie wierzymy, żeś złożona w grób!
W nas życie młode tętni całą siłą,
Żyć dla cię chcemy, — nie konać u stóp!
Równajmy krok...
Pragniemy spajać nadziei ogniwa,
Że nam zwycięstwo da nabyty hart;
Że i ty z nami żyć będziesz szczęśliwa,
I każdy syn twój będzie ciebie wart!
Równajmy krok...
Będziem iść karnie pomimo przeszkody,
Będziem z zapałem walczyć o twój byt;
Aby w nagrodę kiedyś z piersi młodej
Okrzyknąć twego odrodzenia świt!
Równajmy krok,
Wytężmy wzrok,
Czy gdzie się podstęp nie kryje?
Uderzmy w ton
Silny jak dzwon:
Polska niech żyje! Niech żyje!
Legenda o garści ziemi polskiej
Ojców naszych ziemio święta,
Ziemio wielkich cnót i czynów,
Tyś na wskroś jest przesiąknięta,
Krwią ofiarną twoich synów.
I nie darmo w twoje rano,
O! puścizno przodków droga!
Ziemią świętą ciebie zwano,
Boś najbliżej stała Boga.
Byłaś ziemią poświęcenia,
Przytuliskiem licznych gości;
Dziwny ciebie opromienia,
Czar męczeństwa i świętości.
Niegdyś ze stron tych pątnicy,
Z wiarą w sercu niewymowną,
Do Piotrowej szli stolicy,
Po relikwii kość cudowną.
I gdy o ten dar nieśmiało
Dla Ojczyzny swej prosili,
Papież schylił głowę białą
I tak odrzekł im po chwili:
„O, Polacy! O, pielgrzymi!
Na cóż wam relikwia nowa?
Wasza ziemia krwią się dymi
I dość świętych kości chowa.
Wszakże jeszcze do tej pory,
W bitwach z Turki i z Tatary,
Męczenników waszych wzory,
Są świadectwem waszej wiary”.
I wziął w rękę swą sędziwą,
Polskiej ziemi grudkę małą,
I na dłoń mu się, o! dziwo!
Kilka kropli krwi polało.
„Weźcie, rzecze, proch ten z sobą
I cud Boży głoście wszędzie!
Niech ta ziemia wam ozdobą
I relikwią świątyń będzie!
Niechaj proch ten z waszych progów
Wciąż wam świadczy przed oczyma:
Jak nad Boga — nie ma Bogów,
Nad tę ziemię świętszej nie ma!”