drukowana A5
33.74
Sabinki

Bezpłatny fragment - Sabinki


Objętość:
163 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-0301-5

OSOBY:

Romulus, król Rzymu.

Ankus, jego przyjaciel.

Talassjusz, Rzymianin.

Pinarius, kapłan etruski.

Tytus Tacjusz, król Sabinów.

Hersylia, jego córka.

Tullia, jego córka.

Marcja, Sabinka.

Chłopiec, syn Pinariusa.

Rzymianie, Sabinowie i Sabinki.

Scena odbywa się na szczycie wzgórza kapitolińskiego, które w głębi zamknięte jest wysokim, prostym murem. Po lewej stronie sceny stoi otworem brama o prostych drzwiach zamykanych na rygle; przez otwór bramy widok na płaszczyznę tyberyjską i pomniejsze pagórki. Wewnątrz grodu, z przodu, na prawo stoi dom Romulusa, jednopiętrowy, bez żadnych ozdób, słomą kryty. Drzwi na kilkustopniowym podniesieniu wychodzą na plac, w pośrodku którego stoi czworokątny prosty ołtarz, również na podniesieniu. Wielkie kamienie ciosowe leżą nieregularnie na prawo i na lewo, jako siedzenia dla obradujących. Naprzeciwko domu, na lewo, grupa wysokich sosen i świątynia w rozpoczętej budowie.

AKT PIERWSZY

SCENA I

Pinarius, ślepy, siedzi na przodzie sceny przed świątynią, na jednym z ciosanych głazów. Syn jego mały stoi w otwartej bramie i patrzy w dół na równinę.

CHŁOPIEC

Przestali się mocować. Ankus znowu

Już po raz trzeci górą. Stanął sobie

Tak, ręce założywszy; a przeciwnik

To ledwie że się biedak z ziemi dźwiga...

Pomiędzy tłum się powlókł! No, ten pewno,

Do domu jak powróci, to nie bardzo

O naszym dzisiaj święcie się rozgada!

Tymczasem Ankus pobiegł... a, do Tybru...

Rękami czerpie wodę; twarz i głowę

Z kurzu i potu zmywa... Teraz wraca...

Odgarnął sobie włosy; idzie z wolna...

O pięknie bo wygląda! Jak bóg wojny!

Wszyscy mu wiwat krzyczą, że zwycięzca.

Być takim mocnym, ach — i takim pięknym!

Dokoła żeby wszystko tak wołało

I biegło na spotkanie! Wszak i tu już

W czasie pochodu z rana, na ulicach

Na niego każdy patrzał; każdy pytał:

A kto to ten przystojny? Kiedy inni

Wciąż z gośćmi kuryjskimi rozprawiali

I ten i ów się chlubił z swych popisów; —

To on przez cały czas z królewną obcą,

Z tą młodszą — nieodstępnie. To się śmieją,

To się spierają z sobą. Sam widziałem,

Dziewczęta zazdrościły aż królewnie,

A jemu znów mężczyźni zazdrościli.

Ankus jak dziecko śmiał się. --- Teraz wszystkich

Zwyciężył jak bohater!

PINARIUS

      Prosta dusza!

Co błyszczy, to mu dobre; choćby to był

Wężowych oczu połysk. Pójdź no, chłopcze!

Pójdź, mój kochany chłopcze; coś ci powiem.

CHŁOPIEC

wychylając się za bramę

Kiedy teraz najpiękniej: — konie, konie!

Dziesięć bialutkich takich, dziesięć karych!

Aż wszyscy z miejsc powstali: takie śliczne.

Mój ojcze, czy też u nich, u Sabinów,

Są w Kurach takie konie, jak tu w Rzymie?

Ach! żebym ja był duży, też bym jechał.

PINARIUS

Podziękuj wszystkim bogom, żeś jest dzieckiem,

Żeś z dala tam od złego, co się spełnia.

CHŁOPIEC

Od złego? Jak to, ojcze? Przecież święto

Dla boga się odprawia. Przecież tylu

Sąsiadów, co nas przedtem znać nie chcieli,

Na obchód do nas przyszło. Jakżeż mówisz,

Że złem jest, gdzie nienawiść się uśmierza.

PINARIUS

Nienawiść się zapala! Lecz ty tego,

Mój synu, nie przeczuwasz.

CHŁOPIEC

      Jeśli takie

Masz złe przeczucia, ojcze, to uchodźmy.

PINARIUS

Ach, ślepy, dokąd pójdę! Trzeba było

Od Rzymian ujść, gdy gród nasz zdobywali!

O czemuż, zamiast skryć się, czemuż biegłem

Wśród dymów i płomieni do ołtarza,

By wynieść bóstwa posąg! Czemu płomień

Wypalił tylko oczy, a samego

Nie zniszczył razem z drogą mi świątynią!Jesteśmy teraz łupem tego ludu,

Co nie dba o świętości, co z nich szydzi.

CHŁOPIEC

Znak dają! Teraz — teraz — polecieli!

Toż pędzą! ach jak pędzą! grzywy w górę!

Jak gdyby sam Neptunus ich poganiał!

U jeźdźców włosy na wiatr! Ach, że ja też

Z daleka stać tu muszę!

PINARIUS

      Zapomnijcie

O bogach! gardźcie nimi! Bogi milczą;

Ich piorun mówić będzie.

CHŁOPIEC

      Gdybyś widział,

Jak pięknie się kurzawa w słońcu złoci!

Po drugi raz znów lecą. Przed wszystkimi

Ankusa biały ogier. A sam jeździec

To jakby był przykuty; głowa prosto!

Zwyciężył! znów zwyciężył! Wspiął się ogier;

Różowym nozdrzem parska, zarżał dumnie;

Zwycięstwem też się pyszni! Stają wszyscy...

A konie jak spotniały! Aż z nich dymi

Biaława od rzecznego chłodu para.

Ach ojcze, gdybyś widział! Zsiedli teraz

I wodzą swe rumaki w parach, stępa,

Wzdłuż siedzeń.

PINARIUS

wstając

      Odwróć oczy, moje dziecko,

I nie patrz na to dłużej i nic nie mów;

Bo źle jest przypatrywać się zdrożności,

Nie mogąc jej zaradzić.

CHŁOPIEC

      Co to! Co to!

Co oni robią, ojcze?

PINARIUS

wznosząc głowę

      O odwróćcie

Oblicze wasze, bogi, co strzeżecie

Pokoju i praw świętych gościnności

I pory uroczystej!

CHŁOPIEC

      Z ław ściągają

Dziewice! Każdy z naszych jedną chwyta,

Porywa, sadza na koń i sam skacze!

I pędzą z miejsca żywo! — Czy to żartem?

Te krzyczą; goście grożą aż pięściami...

Wrzask, bójka! Co to będzie?

PINARIUS

      Zaprosili

Na święto, aby zgwałcić i znieważyć.

CHŁOPIEC

I miecze! Czyż to wolno na igrzyskach

Być z bronią?

PINARIUS

      Zdradzić wolno! Wszystko wolno!

CHŁOPIEC

A goście są bez broni. To haniebnie!

Porwawszy biednym matkom córki z objęć,

Wywijać gołą szablą przed oczyma!

I wciąż tak robią wszyscy! Coraz inni

Rzucają się na zdobycz za tamtymi!

Tutaj na górę dążą; każdy swoją

Chwyciwszy, ciągnie, wlecze tu do bramy.

O! widzę: to Talassjusz, a tuż za nim...

Czyż można tak zwycięstwo chlubne plamić!

I Ankus! — Gdzież to, ojcze, król się podział?

Król nie dałby im broić.

PINARIUS

      Jest ich królem

Dlatego, że ich zbrodniom przewodniczy.

CHŁOPIEC

biegnąc śpiesznie od bramy na przód sceny

Już idą, zaraz wejdą. Słyszysz krzyki?

Ach ojcze, aż drżę cały. Krew się we mnie

Gotuje z bólu, z wstydu! Uciekajmy!

PINARIUS

Słyszycie, nieśmiertelni? Ach ocalcież

To dziecię, co się wzdryga na ohydę,

Ocalcie je od kary, jaka spadnie!

O chciałbym! Władza króla mnie tu trzyma.

Odprowadź mnie przynajmniej gdzie na stronę,

Aż burza ta ucichnie.

CHŁOPIEC

      Idźmy, idźmy!

Odprowadza starego na prawo. W tejże chwili wpada młodzież w otwartą bramę; każdy ciągnie za sobą opierającą się dziewczynę.

SCENA II

1-SZY RZYMIANIN

sadzając swoję brankę na jednym z kamieni

No, toś już w Rzymie!

1-SZA SABINKA

      Niedługo i w grobie!

2-GA SABINKA

Bracia, ratujcie!

2-GI RZYMIANIN

      Dajże pokój sobie,

Duszko ty moja; ten hałas płaczliwy

Wszak to nie z serca.

2-GA SABINKA

      Zbójco niegodziwy!

Tam matka płacze i ciebie przeklina!

2-GI RZYMIANIN

Góra wysoka! poczciwa babina

Zejść nie podoła.

2-GA SABINKA

      Usłyszcie me jęki,

Bracia! ratujcie! Matko!

3-CI RZYMIANIN

wnosi dziewczynę na ręku

Bogom dzięki!

1-SZY RZYMIANIN

Na Herkulesa! Widzę, przyjacielu,

Najmniejsząś wybrał zdobycz spośród wielu!

3-CIA SABINKA

Bodajeś zginął!

3-CI RZYMIANIN

huśtając ją na rękach

      Hop! Nic się nie boję,

Twoje przekleństwa, jak i ciałko twoje,

Leciuchne pewno. Śmiejcie się! Co do mnie

Wiem, że choć mała, lecz kocha ogromnie.

Ot jak mi ząbki zapuściła w ramię —

Z wielkiej miłości! No, to się przełamie!

Spocznij tymczasem; zmięknie twarda dusza.

Talassjusz wchodzi, prowadząc Marcję.

2-RZYMIANIN

Jest i Talassjusz!

1-SZY RZYMIANIN

      Ha, zuch z Talassjusza!

TALASSJUSZ

do Marcji

Teraześ moja, nie ma na to rady!

MARCJA

wraz z innymi dziewicami coraz to na scenę wnoszonymi

Ratujcie! Zbawcie! Obrońcie od zdrady,

Od zbójców!

TALASSJUSZ

      Dosyć już z tymi krzykami!

Obroną waszą my jesteśmy sami,

Nikt inny w świecie. W nas wasze zbawienie,

Z nami zyszczecie własny dom i mienie

I synków dzielnych.

MARCJA

      Precz z oczu, zuchwały!

1-SZA SABINKA

Bodaj te mury w gruz się rozsypały

Na głowy wasze!

TALASSJUSZ

      Ciszej bądźcie, ciszej,

Moje najmilsze! Nikt was tu nie słyszy.

A w nas niebawem pociechę znajdziecie.

Przestańcież jęczeć.

2-GI RZYMIANIN

wyglądając

      To i Ankus przecie!

INNI RZYMIANIE

Wiwat!

SCENA III

Ankus wchodzi i prowadzi Tullię, przytrzymując w prawej dłoni obie jej ręce, a lewą objąwszy jej ramiona. Hersylia tuż za nimi sama przestępuje przez bramę.

MARCJA

      Królewny obie! Ach, sromota!

ANKUS

Czy są już wszyscy? — Więc zamykać wrota!

Zobacz, Talassjusz?

TALASSJUSZ

      Winszuję, mój Anku!

Walnieś się spisał — ty, bogów kochanku!

Aż dwie?

ANKUS

      Za jednym zachodem, mój bracie!

Tę jam ułowił, tę w przydatku macie.

Poszła, jak kokosz, kiedy jej spod skrzydła

Pisklę zabiorą.

TULLIA

      Poczwaro obrzydła!

Puść moje ciało; bo duszy nie spęta

Twa przemoc nigdy.

ANKUS

      Nie szarp się; rączęta

Sobie odgnieciesz.Do Talassjusza

      I cóż ty na taką

Utarczkę?

TALASSJUSZ

śmiejąc się

      Walna!

ANKUS

      Dość nudna; wszelako!

Oręż nierówny: bo tu z paznokciami,

Zębami, łzami...

TULLIA

      Kłamiesz! z mymi łzami?

Czym ja płakała? widziałeś?

ANKUS

      Po trosze;

Z gniewu, koteczko.

Sadza ją na schodkach Romulusowego domu.

HERSYLIA

występując

      Jeszcze raz cię proszę,

Błagam; uwolnij moją siostrę młodą!

Przyszłam tu sama, a choć jej urodą

Nie dorównywam, lecz zdrowie i siła

Do pracy lepsze. Będę ci służyła

Jak niewolnica na wszystko gotowa;

Lecz puść to dziecko.

TULLIA

      Siostro, ani słowa!

To poniżenie i marna ofiara!

Dla takich wzgarda, wzgarda, tak — i kara!

HERSYLIA

Nie zważaj na nią; mnie słuchaj, młodzianie!

I jam w królewskim wychowana stanie,

Nie prosić zwykłam, ale rozkazywać;

Nie wiem, jak niższych błaganiem zjednywać;

Umiałam tylko o łaski rodzica

Prośby zanosić; — ale z mego lica

Snadnie mą boleść wyczytać możecie

I trwogę serca... Miałeś matkę przecie?

ANKUS

A jużci miałem; ale cóż mi potem!

Nigdym jej nie znał.

HERSYLIA

      Więc ojca...

ANKUS

      O! o tym

Lepiej nic nie mów; na takie wezwanie

Najpewniej żadna łaska się nie stanie.

Żebyś go znała!... Ho, moja wygrana,

Żem w czas spod tego wyrwał się tyrana!

Nie taki ze mnie będzie ojciec ostry —

Mogę zaręczyć — dla synów twej siostry.

TULLIA

Głupiec bezwstydny!

HERSYLIA

Ach!

ANKUS

      Gadajcie sobie!

Jakem was przywiódł, tak i trzymam obie.Do HersyliiGdybyś nie poszła sama, to bym wtedy

Musiał cię zabrać na konia od biedy,

Ażeby święcie uiścić się w słowie,

Com dał królowi — że i ciebie złowię.

Ba! kiedym waszych sześciu brał na siebie,

Toć z dwojgiem dziewcząt umiałbym w potrzebie

Dać sobie radę.

HERSYLIA

      O bogi, o bogi!

TULLIA

Siostro jedyna! cios wspólny, choć srogi;

Umrzemy razem!

ANKUS

      Ho, wróżko skrzydlata!

Sięgasz, jak widzę, w dalekie gdzieś lata,

Gdy obie, długie spędziwszy tu życie,

Wśród rzymskich wnuków ten świat opuścicie;

Wszak tak?

TULLIA

      Nie, nie tak, szyderco bezczelny!

O dzisiaj myślę; dziś ten dzień śmiertelny,

Co nas pochłonie.

ANKUS

      Wybornie się składa!

Słyszysz, Talassjusz, co ona powiada?

Szyderca ze mnie; a tom właśnie dla niej

W sam raz na męża, jak jeleń dla łani.

Ot, mury miasta na świadki tu stawię;

Jeszcze z nich echo nie wywiało prawie

Jej głośnych śmiechów dzisiejszego ranku,

Jak sobie z Rzymu drwiła bez ustanku.

TALASSJUSZ

Tak, wciąż szydziła.

ANKUS

      Wychwalała niby,

Że jakoś nazbyt porządne siedziby

Dla takiej zgrai. Udaje Tullię

      „To coś niesłychane:

Wilki stawiają domy murowane!

Może smakują w pieczonym mięsiwie?”

To znów cysternę wytyka złośliwie

Paluszkiem: „Proszę, czy to jest pieczara

Owa, gdzie niegdyś ta wilczyca stara,

Wasza mateczka, dawała wam wymię?”

Tak to panienka w naszym młodym Rzymie

Z wszystkiego sobie robiła żarciki.

We mnie utknęły te ostre przytyki.

Teraz je strząsam. —Obracając się do Tullii

      Twoje własne strzały —

Tak, harda lubciu — na ciebie zleciały.

TALASSJUSZ

Milczy, bo czuje sprawiedliwość czystą.

ANKUS

Nie sprawiedliwość, łaskę oczywistą.

Gdyśmy do Kurów — przypominasz sobie —

Żon przyszli szukać w uczciwym sposobie,

Jak to nas dumnie przyjął król ich stary!

Jak sucho nasze odrzucił ofiary!

A te szczebiotki, ot właśnie te same,

To jeszcze wyszły za nami, za bramę

I nuż dogryzać:

      „Bajka osobliwa!

Że się też córek królewskich zachciéwaRabusiom takim. Wszak na zaludnienie

Gniazda tam swego dali w nim schronienieŁotrom i zbiegom z wszystkich końców ziemi;

To niechże będą równie uprzejmemiDla równych kobiet; niech tylko ogłoszą

Na całe Lacjum; niech tylko zaproszą...

To wnet złodziejki wszystkie, nierządnice

Zlecą się do nich! Będą śliczne pary.”

TALASSJUSZ

No, teraześ im oddał podług miary!

ANKUS

Milczałem wówczas; a za zniewag tyle

Przyrzekłem sobie na tę właśnie chwilę

Odwet odłożyć. — Lecz gdzie się podziała

Uraza słuszna i zawziętość cała!

Jakąż czynimy im tu sprawiedliwość?

Gdzie kara za ich pychę i złośliwość?

Patrzcie, o bogi! na przykład jedyny

Najczystszej łaski! Oto te dziewczyny,

Które nas lżyły! My zamiast nawzajem

Obelgą płacić, za mąż je wydajem;

Siebie, latyńską młodzież wyborową,

Ofiarujemy; za każde złe słowo

Dajemy całus!...

TULLIA

      Przechwałki kłamliwe

Próżnego głupca!

MARCJA

      O! są bogi mściwe,

Zdradę i podstęp karzące surowie!

Są jeszcze nasi bracia i ojcowie

Niezwyciężeni dotąd!

TULLIA

      A jeżeli

Nikt nam pomocy rychłej nie udzieli,

To się potrafim wyzwolić i same,

Śmierć przekładając nad honoru plamę.Do AnkusaO, trzymaj silniej! tylko siła może

Tu mnie zatrzymać! I nigdy nie złożę

Mej dłoni w twojej z własnej dobrej woli!

Was dotąd jeszcze wzgarda owa boli,

Jakiej w sabińskiej doznaliście ziemi?

Dziś dowodzicie czynami własnemi,

Żeście stokrotnej wzgardy warci byli;

O bohatery! W uroczystej chwili

Święta pokoju zgotowany skrycie

Rozbój wykonać!... Ale zobaczycie,

Że to zarzewie, któreście porwali

Z ognisk sąsiadów, ono wam popali

Dachy i ściany, i na wasze głowy

Runie wam w gruzach cały gród wasz nowy

Prędzej, niż powstał!

ANKUS

No! nim się to ziści,

Toć zawsze tyle odniesiem korzyści.

Że się pogrzejem. — Lecz mógłby też wrócić

I król nasz dotąd; żeby przecie skrócić

Tę pieśń weselną, którą pewnie raczy

Ma luba jutro zaśpiewać inaczej.

TULLIA

Niech przyjdzie! niech go nie miną te słowa,

Przekleństwa moje! — Wszystkiem mu gotowa

W oczy powtórzyć!Obracając się do innych branek

      Lecz czemuż z was żadnej,

Z was, ofiar tylu tej zdrady szkaradnej,

Głosu nie słychać? Już się poddajecie

Ciche, potulne?... Niema ryba przecie

Chwycona wędką rzuca się i miota;

A was nie boli gwałt ani sromota?

I ty, Hersylia! czyż gniew wolnej duszy

Tak się już prędko w twojej piersi głuszy?

Lecz nie; masz słuszność! bo ci nikczemnicy

Nie są godnymi głośnych skarg dziewicy,

Ale pogardy milczeniem wymownej

I — w nocnym mroku zagłady bezsłownej!

PIERWSZY RZYMIANIN

koło bramy stojący

Król, król powraca! Na górę już wchodzi.

DRUGI RZYMIANIN

Z nim reszta naszych; zastęp dzielnej młodzi,

Co nas zasłaniał w przytrudnym odwrocie,

Sami nie mają nic!

ANKUS

      To jeszcze krocie

Dziewcząt w sąsiedztwie; więc w stosownej porze

Im się też wzajem do swatów pomoże.

SCENA IV

Romulus wchodzi z oddziałem zbrojnych.

RZYMIANIE

Niech żyje król nasz!

ROMULUS

wychodząc naprzód

      Założyć ryglami

Bramę natychmiast!Do Ankusa

      A, z dwiema brankami?

Słowaś dotrzymał!

ANKUS

      Tak królu; zwycięstwo!

I górą nasi!

TULLIA

      O chlubne zwycięstwo!

Ty, królu zbójców! Ty i wszyscy twoi

Niech...

HERSYLIA

przerywając

      Pozwól, siostro; mnie mówić przystoi.

Do RomulusaTy jesteś królem: więc słuchaj! To dziecię

Mnie, mnie wydarto. Matka w pierwszym lecie

Ją odumarła; jam ją wychowała,

A ten mi wydarł! — Niech ta rzesza cała

Zaświadczy zaraz... Zapytaj i jego:

Niech powie, czylim do grodu waszego

Nie sama przyszła, ofiarując siebie

W zamian za siostrę. Królu, błagam ciebie;

Każ mu, niech zaraz Tullię oswobodzi.

Ona się z jarzmem nigdy nie pogodzi!

Ona wprzód umrze! Ja, ja znam już życie

I jego troski: jeśli ją puścicie,

Za łaskę taką, niewoli surowej

Poddam się chętnie; — lecz w razie odmowy —

Wiedz o tym: — żadnej z nas mieć nie będziecie!

Więc mów.

ANKUS

do Romulusa

A dobrze; powiedz jej raz przecie!

Bo moje słowa jakby niesłyszane.

Uprzędła sobie sama tę zamianę;

Jam się nie wdawał w żadne obietnice.

ROMULUS

do Sabinek

Jesteście branki — wy, wszystkie dziewice!

Żadna już ziemi nie ujrzy rodzinnej!

Lecz nie w niewoli, nie; — we czci powinnej

U naszych ognisk zasiądziecie z nami.

Gwałt wam zadano; prawda! Ale sami

Winni tu wasi niebaczni ojcowie.

Kiedyśmy w zgodnej szukali umowie

Pokrewnych związków, jak dobrzy sąsiedzi,

Dano nam suchą wzgardę w odpowiedzi.

Więc lepszy podstęp niźli słowo bratnie!

Bóg was zaślepił i wpadliście w matnię.

Bóg też uświęci zrządzenie łaskawe.

Wołać kapłana, niechaj kończy sprawę;

Niech przez stosowne modły i ofiary

Połączy ślubem wszystkie młode pary.

SCENA V

Wchodzi Pinarius, prowadzony przez chłopca niosącego pochodnięi naczynie ofiarne.

ROMULUS

Więc do ołtarza!

TULLIA

w czasie, gdy chłopiec roznieca ogień na ołtarzu

      Czy myślicie może

Błogosławieństwo nawet ukraść boże?

Jakimż obrządkiem uświęci się godnie

Zelżenie święta przez ohydną zbrodnię?Do PinariusaChcesz chyba bluźnić, kapłanie niewierny,

Chcesz zwiększyć zgrozę igraszki mizernej,

Do której zniżasz twój urząd.

PINARIUS

      Bo muszę!

Ciężkie przeczucie uciska mi duszę.

ROMULUS

Niechaj się starość w złych przeczuciach gubi;

A Rzym jest młody; młodość działać lubi.

Czyń, co ci każą.

PINARIUS

      Słucham. Losy mściwe

Padną na wasze głowy nieszczęśliwe

A nie na moję.Do chłopca

      Chłopcze, podaj czarę!

Chłopiec podajeWam, wielkie bogi, czynię tę ofiarę!

Tobie, Jowiszu!

Słychać uderzenia w bramę

ANKUS

idąc ku bramie

      Co tam za pukanie?

TULLIA

Bogów mściciele — na wasze skaranie —

Już idą!Pokazuje na ołtarze

      Od tych bluźnierczych płomieni

Wasz gród zbójecki w popiół się zamieni!

ROMULUS

stając obok Hersylii, nie ruszając się z miejsca, głowę tylko odwraca

Któż znów taki?

TYTUS TACJUSZ

z zewnątrz

      Otwórzcie! Król stoi —

Sam sobie herold — u waszych podwoi.

HERSYLIA

do siebie

Ojciec!

ANKUS

      Nie trzeba starcowi otwierać!

Ma nam tu próżno swym jękiem doskwierać!

TULLIA

z oburzeniem

Król i mąż taki!

ROMULUS

      Ale powiedz z góry,

Tacjuszu, po co chcesz wejść w nasze mury?

TACJUSZ

za bramą

Otwórzcie!

ROMULUS

      Są tu twoje córki obie.

Oszczędź daremnych rozmów — nam i sobie!

TACJUSZ

Otwórzcie!

ROMULUS

      No, to puśćcie!

SCENA VI

Otwierają bramę. Wchodzi Tacjusz ze sługą, powolnym i poważnym krokiem; postawa wyniosła.

HERSYLIA

      Ojciec drogi!

Chce biec ku niemu, lecz ją zatrzymują.

TULLIA

Jeśli nas kochasz, ojcze, żadnej trwogi

O nas tu nie miej! Jesteśmy gotowe

Umrzeć, tak, umrzeć wprzód, nim schylić głowę

Przed rabusiami. Próżnymi wyrazy

Nie pomścisz dzieci i własnej obrazy!

Nie proś — to hańba; słowa nie pomogą!

Idź i powracaj z mieczem i pożogą!

TACJUSZ

do Romulusa

Więc taka u was królewska jest władza,

Że swój najpierwszy obowiązek zdradza

Bezwstydnym prawa narodów zdeptaniem!

ROMULUS

Najpierwszym króla musi być staraniem

Swój lud zachować. A ludu każdego

Najpierwsze prawo — to własny byt jego.

Któż temu winien, że aż tylko siłą

Ten byt zapewniać potrzeba nam było —

Kosztem waszego?

TACJUSZ

      Nie my.

ROMULUS

      Wszak nie dalej

Jak miesiąc temu, przed tobąśmy stali

W twym dworcu, w Kurach, jak ty dziś przed nami.

Więc troskliwymi trapiąc się myślami,

Co je ma wspólne król z najprostszym z ludzi,

By mieć na jutro, nad czym dziś się trudzi,

Mówiłem wówczas z otwartością całą,

Bez zamniemania tak, jako przystało

Młodszemu wiekiem — mówiłem ci o tém,

Co już od dawna wieści bystrym lotem

Rozniosły wszędzie, że albańskich zbiegów

Garstka ochocza u tej rzeki brzegów

Dogodne sobie znalazłszy siedziby,

Pól żyzność, zwierza obfitość i ryby

I wolną przestrzeń do morza samego,

Chce sił swych młodych i szczęścia nowego

Spróbować w pracy, walce i swobodzie;

Że żwawo idzie wszystko w naszym grodzie,

Tylko niestety, na budowę domu,

Co go dziedziczyć nie będzie już komu,

Daremny większy zachód i robota,

Niż dla jednego zdało się żywota!

Bo gdy ten żywot samotny ustanie,

Wicher i burza wejdą w posiadanie

Pustego domu; w powolnym niszczeniu

Odrywać będą kamień po kamieniu,

I gruz po gruzie — i wszystko zmarnieje;

A ręka czasu niebawem rozwieje

I pamięć człeka, co składał te ściany,

I w państwie zmarłych cień jego nieznany

Błąkać się będzie.

      Jam ci wszystko szczerze

Przekładał wówczas, prosząc o przymierze

I wolność małżeństw. Odpowiedzią były

Szyderstwa tylko.

ANKUS

      Które w gruncie kryły

Trwogę i zawiść. Bo tutaj zuch w zucha

I naród wolny i zgodnego ducha,

A u was co tam? Stare oto zrzędy,

I partie drą się, a niewola wszędy.

Za to też macie przezorność nie lada;

Ażeby kiedyś ta nowa osada

Was nie przerosła, żeby nie rzuciły

Za czasem cienia na wasz wierzch pochyły

Te bujne pędy — więc im wzrost ukrócić,

Odżywcze źródła z pobliża odwrócić!...

A tu tymczasem źródła powpadały

W nasze łożysko.

TACJUSZ

      Młokosie zuchwały!

Z twym królem mówię, nie z tobą, w tej chwili;

I po tom przyszedł, byście tu czynili

Sprawę przede mną, nie zaś ja przed wami.

A żeśmy waszych sojuszów nie chcieli,

Większa w tym pewno słuszność, aniżeli

W brzydkiej swej pysze dopatrzeć umiecie.

Spójrzcie po sobie — to może wam przecie

Wstyd coś dopowie. — Ktoście wy? — Hołota!

Same wymiotki szumowin i błota

Z całego Lacjum; grzech i bojaźń kary —

To wasza jedność!

Szemranie między Rzymianami

ANKUS

      Milcz, wariacie stary!

Bo cię nauczym!

ROMULUS

      Ankus! ani słowa!

A ty się miarkuj, królu! Twoja mowa

I niedorzeczna, i nieostrożna.

Hołota teraz? A wszak było można

Na nasze tutaj przybywać obchody;

Z nami do mety puszczać się w zawody?

TACJUSZ

Przewrotny! więc ty masz jeszcze sumienie

Nam wypominać zgubne zapomnienie,

By wstyd ufności podle oszukanej

Rozjątrzył ranę zniewagi zadanej,

Że się nam zdało, iż pod strażą proga

Waszego staniem, że własnego boga

We własnych przecież siedzibach uczcicie,

Że wam już zresztą łotrowskie to życie

Może się przykrzy? — O zgubny obłędzie!

Kiedyż to sytym wilk drapieżny będzie!

Kiedyż Rzymianin zdrajcą być przestanie?

I nie dziw! Czyjeż to tu panowanie?

Wszak bratobójcy!

ANKUS

      Ha, przez wszystkie bogi!

Tośmy go po to puścili w te progi,

By obelg słuchać od głupca siwego!

Wypchnąć, wyrzucić!

RZYMIANIE

ruszają się

      Wypchnąć!

ROMULUS

      Precz od niego!

Nie tykać posła! A owszem, niech sobie

Folgę uczyni w bezsilnej żałobie;

Niech lży! Toż jego usta nie skłamały;

Zabiłem brata — jawnie i w dzień biały,

Za jawną winę, za gorszącą wzgardę

Dla mnie, dla Rzymu, za skakanie harde

Przez niskie wonczas mury tej osady.

I tak bogdajby nie uszedł zagłady

Każdy, ktokolwiek grozić się odważy

Siedzibie naszej, albo ją znieważy!

Pomnij, Tacjuszu, i powiedz to swoim.

RZYMIANIE

tłumnie

Wszyscy przy Rzymie i przy wodzu stoim!

ANKUS

A mur tymczasem rósł; — patrz, kto masz oczy,

Czy go szyderca lub wróg dziś przeskoczy.

HERSYLIA

do ojca

Nie maszli środka? — nie dla nas, lecz dla niej?Wskazuje na Tullię.Ojcze! ją tylko wyrwij z tej otchłani.

TULLIA

Idź i powracaj! powracaj, mój ojcze!

Zniszczyć to gniazdo, to plemię rozbójcze.

Z ogniem i mieczem wracaj. Nas nie złamie

Gwałt ich i przemoc.

TACJUSZ

      Ja iść, ja me ramię

Uzbrajać mieczem zemsty? — Nadaremnie!

Głos, wzrok twój siłę rozbroiły we mnie.

Ja cię zostawić na pastwę ich zbrodni?

O Tullio! dziecię ty moje!

Wyciąga ku niej ręce.

ANKUS

odpychając

      Precz od niej!

Ona jest moją! Gniewy twe ni szlochy

Nie wydrą jej z rąk moich.

TACJUSZ

      Chłopcze płochy!

Zbójco bezczelny!Do Romulusa

      Ale ty, ty, królu,

Ty ojcowskiego ulituj się bólu.

Z tobą, nie z nimi mówię. Ty tu władniesz;

Ty z siewu musisz zgadnąć plon i zgadniesz!

Ciebie nie złudzi głos przechwałki pustej;

Nie zwiedzie tryumf gwałtu i rozpusty.

Ty wiesz, że cały mój naród mąż w męża

Na słowo moje stanie do oręża.

Ile serc mężów, braci, synów, ojców,

Tylu mścicieli wywoła gwałt zbójców.

Sił swych i naszych tyś dobrze świadomy.

Zginiesz — a w przyszłych wiekach imię Romy

Będzie oznaczać tylko zbrodnię, zdradę,

I kaźń ich słuszną: — hańbę i zagładę.

Patrz! widzisz tłumy — dziś jeszcze bezbronnych,

Lecz gdy sam jeden wrócę...

ROMULUS

      Dość słów płonnych,

Gdy nie masz innych.

TACJUSZ

kończąc

      Gdy sam jeden wrócę

Ze świtem jutra — ku świata nauce,

Ku przerażeniu równych wam zbrodniarzy,

Nie tylko ludzie, lecz bogi z ołtarzy,

Strażnicy wiary, gościny, pokoju,

Zstąpią i przyjdą, by nas wieść do boju,

By pomścić na was swoje prawa boże.

Aż gruzy murów waszych pług zaorze,

Aż zawalony trupami waszemi

Tyber się cofnie i z tej sprosnej ziemi

Zmyje krew waszą i wstyd krzywdy naszej.

ANKUS

Bezsilny starcze! O! nie nas ustraszy

Czcza groźba twoja! — Białym by twym włosom

Mądrzej przystało ukorzyć się losom.

I gdyś wpadł w sidła, których już nie starga

Słaba dłoń twoja, po co próżna skarga?

Mądry ten tylko, kto rzecz, jak jest, bierze.

Bierz, co się stało, za żart! lub gdy szczerze

Chcesz mówić z nami, toć i my wzajemnie

Powiemy tobie, że nie nadaremnie

Dziewice wasze mężów w nas dostały.

Wnuki pogodzą was z nami.

TACJUSZ

      Zuchwały!

W obliczu starca i ojca, któremu

Wydarłeś więcej niż życie, śmiesz jemu

Urągać jeszcze urąganiem, które

Obraża równie bogów i naturę!

Lecz tak! jam słaby; tak! czuję, że próżno

Grożę, by zmiękczyć zuchwałość bezbożną.

Wstręt zbrodni waszej i boleść tej chwili

Więcej niż starość ku ziemi mnie chyli.do RomulusaA więc cię błagam, o królu! miej litość!

Oddaj mi dziecię! — Wiesz, że mam obfitość

Skarbów; bierz wszystkie! Bierz państw mych połowę!

Tyś mnie zwyciężył bez miecza; ja głowę

Schylam przed tobą; — niechże się twa władza

Nie wzdyma w pychę, w gwałt się nie przeradza.

Lud cię mój błaga przez mię; czyż nie dosyć

Tryumfu dla cię?

TULLIA

      Ojcze! przestań prosić!

ROMULUS

Królu, wiesz dobrze, że co chcesz ode mnie

Stać się nie może. Nie trwoń więc daremnie

Gróźb twych i błagań. Nasze są dziewice

I oto kapłan, co wnet ich prawice

Zwiąże z naszymi; gwałt ślubem uświęci.

Ty idź do swoich — i wedle ich chęci

Czyń twą powinność, jak my swoją czynim.

Skarb, cośmy wzięli, jest naszym, i przy nim

Dostoim kroku; lub jeśli nas bogi

Skarać zań zechcą, umrzemy bez trwogi.

Ale ty pomnij, że każdy cios, który

Godzić w nas będzie, trafi w wasze córy,

Małżonki nasze. — Idź zdrowo! albowiem

Com miał rzec, rzekłem.

TACJUSZ

      Ha! toż i ja powiem

Słowo ostatnie; ale nie do ciebie,

Nie do twej hordy! — do bogów na niebie,

I do tych dziewic. — Sabińskie dziewice!

Oto ja, król wasz, podnoszę prawicę

I wzywam pomsty i przekleństwa bogów

Na każdą, która pokocha swych wrogów;

Na każdą, która ich żoną być rada!

Biada jej samej i jej dziecku biada!

Jeśli to zbrodni i rozpusty plemię

Ma, na wstyd niebu, przyjść i skalać ziemię,

Niech, gdy krew ojca pomści matki sromu,

W hańbie i wzgardzie, od domu do domu,

Z piętnem na czole zbrodniczego rodu,

Błąka się, żebrząc i umiera z głodu.

Przekleństwo żonom Rzymian!

HERSYLIA

      Wielkie bogi!

TULLIA

Przekleństwo żonom Rzymian!

ROMULUS

do kapłana

      Czas jest drogi;

Kapłanie! dokończ obrządku ofiary!

PINARIUS

wchodząc na stopnie ołtarza

O wy, niebiańscy! wy na te poziome

Świata z wysoka patrzący obszary,

Wy, piastujący młodocianą Romę,

Pobłogosławcie młodociane pary!

A niech łask waszych zasilone zdrojem,

W wielkie, potężne rozrodzą się plemię,

Kwitną miłością, szczęściem i pokojem.Wylewając wino z czaryA jak to wino rozlewam na ziemię,

Tak niech pod mieczem krew zbrodnia wypływa,

Co gwałtem, zdradą, skrycie czy widomie

Śmiałby te święte rozrywać ogniwa.

Pokój Rzymianom! wzrost i chwała Romie!

TACJUSZ

odwracając się w progu

Przekleństwo żonom Rzymian!

ROMULUS

      Chwała Romie!

AKT DRUGI

SCENA I

Taż sama dekoracja. Wieczór.

Hersylia, siedzi na jednym z kamieni przed domem Romulusa, z którego drzwi na pół otwartych widać odbłysk ogniska. Ankus wchodzi z lewej strony.

ANKUS

Czy mąż twój w domu jest, Sabinko?

HERSYLIA

nie patrząc nań

      Kogo

Szukasz, człowieku? Jam niczyją żoną.

ANKUS

Gdzież tedy król jest, piękna narzeczono?

HERSYLIA

Król Tytus Tacjusz ruszył z ludem drogą

Do Kurów, zemsta skąd idzie straszliwa.

ANKUS

Tęż samą piosnkę o sto kroków śpiéwa

Mój młody ptaszek w klatce. Ale mniejsza!

Jam myślał żeś ty, Hersylio, baczniejsza

Niż twoja siostra.

HERSYLIA

      Siostra moja? Bogi!...

Tyś Ankus?...

ANKUS

      Szwagier twój, małżonek drogiej

Siostry, druh męża; — tego jako żywo

Dość, byś mi dała odpowiedź życzliwą,

Gdzie jest Romulus. — Za długo już pono

Zostawiam żonę samą.

HERSYLIA

      Ona żoną

Twoją nie będzie nigdy. Nieszczęśliwy,

Nie śmiej się! Jutro gorycząć się stanie

Ten śmiech.

ANKUS

      Gdy duch twój widzi przyszłe dziwy,

Przecześ do Rzymu przyszła na wezwanie,

Przecz nie ostrzegła swoich?

HERSYLIA

      Nadaremnie

Je ostrzegałam, bo śmiały się ze mnie,

Jak ty, i jęczą, jak ty będziesz srodze.

Ej, Rzymianinie! wierzaj mej przestrodze,

Najmniejszym względem nie łudź się od dziecka,

Które porwała twoja dłoń zdradziecka.

W jej główce wola święci się dojrzała,

Ona drwi z ciebie; — jaka śmierć, nie pyta,

Ma ją wyzwolić.

ANKUS

      Niejedna kobieta

Tym się chełpiła, jednak nie przestała

Kobietą być.

HERSYLIA

      Lecz być kobietą ona

I nie zaczęła. Walczy śród jej łona

Dziewica z dzieckiem, a młodzieńcze dreszcze

Z chłopięcą butą. Ty jej nie znasz jeszcze.

ANKUS

Jest wszakże bóg, co walki te łagodzi.

HERSYLIA

Prawda, lecz jeśli jako bóg przychodzi.

Przemoc zaś płoszy bogi, które rade

Są na weselną uczęszczać biesiadę.

Patrz, ja ostrzegam ciebie, mego wroga,

Lecz w tym nienawiść nie jest mi podnietą,

Bo mi ma Tullia bardziej jeszcze droga

Niż ta nienawiść. Powiadam ci przeto:

Nigdy nie widział jasny dzień istoty,

Którą by bardziej ukochały bogi,

Nigdy bogatszej w szczęście i przymioty,

Nigdy gniew bogów nie zawrzał tak srogi,

Jak zawrze, gdy ktoś postąpi zuchwale

Z tą ich pieszczotką. Lecz po cóż ją chwalę?

Oko twe błysło ludzkości promieniem;

Nie! ty nie skalasz dzikim postąpieniem

Młodości swojej; nie rozetrzesz przecie

Na proch uszczknionej perły!

ANKUS

      Za nic w świecie!

Znam ja jej wartość. Choćby mi sądzono

Z paszczy potworów wydrzeć ją, lub z grona

Zaciętych wrogów — byłaby mi żoną;

Bo najpiękniejsza na ziemi jest ona,

Jak najsilniejszym ja jestem na ziemi.

Eh! wstyd się puszyć słowy chełpliwemi!

Lecz ty mnie zmuszasz porównywać miary

Wartości jej i mojej. Lichy, stary,

Tchórz — ja bym nie śmiał ubiegać się o nią,

Która młodością jest, wdziękiem i wonią.

A jakiż młodzian tam, w waszej krainie

Godniejszym mężem byłby tej dziewczynie

Niźli ja?... Wskaż mi, proszę, jego imię.

W igrzysku nie był on — przeczyć daremno —

Wasi najlepsi ulegli przede mną,

A ja przed jednym tylko królem w Rzymie.

HERSYLIA

A chociaż ty byś był jako syn boży,

Na skrzydłach uniósł ją i śród przestworzy

Trzymał w złocistym uwięzioną dworze,

Nigdy nie stłumisz gniewu wolnej duszy.

I prędzej skruszy ostrą skałę morze,

Niż się w niej miłość ku tobie poruszy.

ANKUS

Kruszyć nie myślę. Im silniejsza fala,

Tym ciszej wszystkie zawady obala

I krok za krokiem ima skałę ostrą,

Więc troskę z głowy wybij sobie, siostro;

Idzie tam król, a twój małżonek.

HERSYLIA

do siebie

      Biada!

Próżne me słowa i wszystko przepada!

SCENA II

Romulus wchodzi z prawej strony. Hersylia siada znów nieruchomo na kamieniu. Ankus zwraca się do króla.

ROMULUS

Tak późno, Anku?

ANKUS

      Zda się dosyć wcześnie,

Jak na noc, której nie spędzimy we śnie.

Księżyc, ten godów kaganiec wspaniały,

Ledwie zaświtał na górach. Gród cały

W ruchu.

ROMULUS

      Widziałem. Samem obszedł góry

I straż zaciągnął na obronne mury.

Lecz ty dlaczegoś nie w domu, po trudzie?

ANKUS

Mnie tu przysłali do ciebie...

ROMULUS

      Kto?

ANKUS

      Ludzie,

Których pytałem, gdzie wino stoczone;

Bo chciałbym przecież uczcić moją żonę

Czarą za zdrowie. Ale, jako żywo!

Wieść ta, mój bracie, byłażby prawdziwą,

Żeś ty, nim jeszcze igrzyska zawrzały,

Kazał tajemnie wywieść zapas cały

Nad Tybr, a wszystkie naczynia i miary

Wylać do rzeki! Ja nie dałem wiary,

To niepodobna; zaprzeczyłem z góry;

Tyś nie powinien, nie mogłeś; ty, który...

ROMULUS

Mogłem, gdym zrobił!

ANKUS

      To żart, na Bachusa!

Albo też...

ROMULUS

      Albo?...

ANKUS

      Niedobra pokusa,

Nieznośna...

ROMULUS

      Sprawić przez życzliwość bratnią,

By ta noc dla was nie była ostatnią?

ANKUS

Czemu ostatnią? Głupstwo!

ROMULUS

      Bracie miły,

W sprawie tam żaden z nas nie był podpiły,

Niechże i skutki na czczo nas zastaną.

ANKUS

Kto na czczo myśli zostać, temu miano...

Lecz po cóż ja się daremnie unoszę?

Wziąłeś nas, przyznaj, na figiel po trosze,

By lud nie uniósł się w zbytnim weselu

I nie zapomniał. Ależ, przyjacielu,

Zrób też coś gwoli roztropności ludu:

Niechaj biesiada uwieńczy moc trudu.

ROMULUS

Biesiadę winno poprzedzić zwycięstwo...

Nie dziś.

ANKUS

      Co słyszę? Czyż niebezpieczeństwo

Tak oddalone duszę ci zachmurza?

Mnie przez to raźniej drga serce, że burza

Może mi wszystkie rozerwać rozkosze,

A ty...

ROMULUS

      A ja się dawno nie unoszę

Radością własną ani własnym bólem,

Bo jestem królem.

ANKUS

Lepiej ci nie być, niż zapomnieć przeto

Być bohaterem!... Z jakimż przed kobietą

Staniemy czołem? Już słyszę ich drwiny.

Toż lada biedak na cześć swej dziewczyny —

Złego, dobrego — przecież się postara,

Ażeby w domu była wina czara;

A my, to niby w więzieniu zamknięci;

Każdy swej żonie dzban wody poświęci.

ROMULUS

Ty, widzę, płoniesz dosyć, choć bez wina.

ANKUS

Ze wstydu płonę. Cóż za czcza przyczyna!

Obawa wrogów... Miną dnie i noce,

Nim przed tym grodem broń ich zamigoce.

I czyż podobna, byśmy do tej chwili

Jakiegoś święta tu nie urządzili?

A choćby było i ostatnim — mniejsza!

Im w dniu weselszym, tym śmierć jest piękniejsza.

ROMULUS

Jedną znam tylko piękną śmierć dla męża:

Kiedy orężny ginie od oręża.

Lecz byłby sławnej godny skon pamięci,

Gdybyśmy nocą, opili, snem zdjęci

Legli — a krewnych obce nasze żony

Naprowadzają na tłum niestrzeżony

I...

ANKUS

      Nędzny postrach! Schodziłeś gród cały,

Czyż jęki, żale słyszeć ci się dały?

Czyż dzieciąt kilka, u których łza łatwa,

Łatwiejszy uśmiech, tak ci myśli gmatwa?

Oneż by miały?... Ojczyzna kobiecie

Tam, gdzie znalazła męża. To ci przecie

Wiedzieć należy, iż mnie ciężko boli,

Że ty tu wszystko według jednej woliSwojej stanowisz, wzbraniasz, każdej chwili,

Jakbyśmy wszyscy nieletnimi byli.

Lud się na pasku daje wodzić tobie;

Zgoda. Ja, nigdy! Tego ja nie zrobię!

Bądź, jak chcesz, królem, tego nie uczynię!

Myśmy się wolno zeszli w tej krainie,

By być wolnymi; a tu naszą szyję

Z dnia na dzień krwawiej twoje jarzmo ryje.

Toż, na Plutona! ta rzecz mi obrzydła.

Do ojcowskiego wolę wrócić bydła,

Do Alby, niż tu cierpieć pod obuchem

Człowieka, com go mienił swoim druhem.

ROMULUS

po krótkiej pauzie, jeszcze się powstrzymując

Więc idź, szaleńcze, prędzej; ja ci radzę:

Nie czekaj, aż ci dam uczuć mą władzę

Mieczem sędziego.

ANKUS

      I u mnie miecz w dłoni,

I towarzysze moi nie bez broni.

ROMULUS

Ha! bunt otwarty. — Bądź ustami śmiało

Wszystkich tych, którym właściwym się zdało

Szemrać i stawiać opór porządkowi,

Jaki roztropność w grodzie tym stanowi.

Zagarnij władzę; wszak ona przystoi

Młodości twojej i krewkości twojej?

Tym bardziej, iż tyś najbliższy tyrana,

I tyś istota przezeń ukochana.

Szalej! Istotnie, ten przymus jest srogi,

Niegodny ciebie. Dlaczegoś mi drogi?

Bo przypominasz zabitego brata!

Lecz braciom moim zła dola u świata;

Oni mi giną! A, przez wielkie bogi!

Tego mi starczy. Choćby konać w męce,

Już ja drugiego brata nie poświęcę.Ankus milczy; Romulus po krótkim przestanku mówi dalej.Idź, Anku, z Rzymu i uprowadź bracię,

Toż cały stoi świat otworem dla cię.

Kto ma dość siły i woli po temu,

Znajdzie powolne duchy. Czemuż, czemu

Remus nie wyszedł, nim zginął przeze mnie!

Teraz ty znowu... ale to daremnie;

Idź stąd, idź! folgi ja nie dam pokusie!

Odwraca się.

ANKUS

Jak możesz tak mnie ranić, Romulusie?

ROMULUS

Jest mi tak, jakbym z własnej głowy oko

Wydrzeć i rzucić miał w studnię głęboką.

Jednak ty tego chcesz z takim zapałem...

ANKUS

Rozstać się z tobą?... Nie chcę, nie myślałem!

ROMULUS

Choćbyś i nie chciał, losy nie ominą.

ANKUS

Wyrwij mi język; on wszystkiemu winą!

Och! to niesforne, dziecinne gadanie

Tego szczebiota; nie uważaj na nie.

Rozstać się z tobą! Lecz to by znaczyło

Od pnia żywego liść odedrzeć siłą,

By pozbawiony rodzimej zieleni

Usechł i zmarniał pod wiatrem jesieni.

Przebacz, najdroższy! i bądź mi cierpliwy

Za nas obudwóch. Jam jest niegodziwy,Że, by pragnienie stłumić, zdjęty szałem,

Ciebie i siebie razem zapomniałem.

ROMULUS

Anku!

ANKUS

      Już się nie gniewasz. Zamiast wina

Dobroć mnie twoja orzeźwiać zaczyna.

Przebacz! Me serce, zdobyczą kochanki

Radosne, ślepo skoczyło za szranki.

ROMULUS

podając mu rękę

A moje było ciężkie i ściśnione,

Więc zapomnijmy.

ANKUS

      A teraz ja żonę

Muszę nawiedzić. W domu ją zamknąłem.

Twoja tu siedzi, a z ponurym czołem,

Spiżowy posąg. Tęgiego płomienia

Trzeba, aby ją stopić. Do widzenia,

Mój przyjacielu! A w uprzejmym słowie

Od ciebie siostrę, Hersylio, pozdrowię.

HERSYLIA

w najwyższym wzruszeniu

Jeśli swe życie kochasz, Rzymianinie,

Pamiętaj na to, com ci powiedziała!

ANKUS

Wieszczko! Kto na śmierć kocha się w dziewczynie,

Jak ja, to życie — rzecz mu nader mała.

Przyjm dobrej nocy, Romulu, życzenia;

Jutroć zobaczym.

ROMULUS

Jutro! Do widzenia.

Ankus odchodzi.

SCENA III

Hersylia, Romulus.

HERSYLIA

Ankus! Odchodzi. Zatrata go czeka!

Przebóg! Przywołaj, och! tego człowieka!

Daremnie!... Zniknął. Skała się zapada...

I dziecię moje przytłucze mi! Biada!

ROMULUS

nie patrząc na nią

Hersylio!Milczenie.

      Wejdź w dom. Już zapadły cienie.

Siądź przy ognisku. Jest mięso jelenie,

Owoce w domu i kawałek chleba.

Posil się nieco.

HERSYLIA

      Nic mi nie potrzeba.

ROMULUS

To uściel sobie w mym domu łożysko,

A zanim uśniesz, zgaś proszę ognisko

I spocznij po dniu, co cię znużył srodze.

HERSYLIA

Ja tu spać będę.

ROMULUS

      Na to się nie zgodzę.

Och! ty mnie nie znasz. Wejdź tam, uściel łoże

I śpij; ja nogą nie stanę w komorze.

Ta wilcza skóra, co mi za płaszcz służy,

Nieraz mi łożem bywała w podróży,

Śród przykrej nocy. Tę sobie rozścielę

I tu na stopniach noc przepędzę sam.

HERSYLIA

Ten dom jest twoim, ja nie stąpię tam;

Dopóki dom ten nie legnie w popiele,

Tu pozostanę.

ROMULUS

      Czyń, jak chcesz, dziewico!

Żonąś Romula, nie zaś niewolnicą.

HERSYLIA

Jestem Sabinką!

ROMULUS

      Tyś córą Tacjusza.

Wbrew przerażeniu wzniosła twoja dusza,

Co promieniała ku mnie z twego czoła,

Gdym cię chciał prośbą z rodzinnego koła

Zabrać — wszak nie zastygła. Do tej duszy

Ja się odzywam.

HERSYLIA

      Lecz jej nie poruszy

Prośba ni groźba. Porzuć mowę, która

Nic wobec czynu twojego nie wskóra.

Jakąż nadzieją jesteś ożywiony?

Moją jest jedna: umrzeć — niezhańbioną.

ROMULUS

Moją byłaby hańba mojej żony.

Zimno potrząsasz głową?... W twoje łono

Nie zstąpi głos pokoju. Choćby bóg

Z wyroku głosem zstąpił na ten próg,

Ty w rozdrażnieniu wstrząsnęłabyś głową

I nie słuchała, gdyby jego słowo

Nie brzmiało zemstą.

HERSYLIA

      Zgadłeś. Więc daremnie

Wszczynasz rozmowę. Oddal się ode mnie.

ROMULUS

zbliżając się do niej

Hersylio!

HERSYLIA

z mocą

Z dala! nie tknij ręki mojej.

Klątwa ojcowska między nami stoi.

ROMULUS

Bóg, co mu służy nad klątwą opieka,

Z jej wykonaniem nie kwapi się wcale.

Gdy człek za człekiem w rozognienia szale

Rzuci pochodnię klątwy, to bóg czeka,

Aż gdzie na drodze łagodniejsze tchnienie

Przytłumi zgubne pochodni płomienie;

Aby, nim wyrok na winnym się ziści,

Powstrzymać w życiu pożar nienawiści.

Gdym czyn zamierzył srogi, wtedy głucho,

Z dala ta klątwa już mi brzmiała w ucho;

Jednak musiałem spełnić. W tej potrzebie

Na ciebie-m liczył — najwięcej na ciebie.

HERSYLIA

Więc taką tobie zdałam się nikczemną,

Żeś aż polegał na pomocy mojej?

ROMULUS

Natura w ciebie wlała niedaremno

Ducha miłości. Tobie też przystoi

Pojednać ludy.

HERSYLIA

Nigdy, Rzymianinie!

Myśmy ofiary, nie pojednawczynie.

ROMULUS

Rozważ wszelako, czyliż się nie godzi

Pojednać tego, co niepojednane;

Jadem niechęci zaogniając ranę,

Was równo z nami do śmierci przywodzi.

Gdy zemsta przyjdzie, to zniesie i was,

Jako Rzymianki. Więc uratowane —

Wdowami Rzymian gdy będziecie w czas.

HERSYLIA

O, nie! Wdowcami was ona zastanie.

A gdy się znajdzie jaka niegodziwa,

Co rzymską żoną pozostanie żywa,

Jej lud ją strąci, jako obcą nam.

ROMULUS

Nielitościwa!

HERSYLIA

      Któż miał litość tam,

Gdym ja z rozpaczą za siostrą błagała?

Gdy kurcz wykręcał matek naszych ciała?

Kto, gdy ojcowie bezbronni w tej chwili,

O miecze rzymskie próżno pięść krwawili?...

Ja duchem na wiatru fali

Słyszę z oddali

Jęk moich; słyszę młodzieży zgrzytanie,

Którym bohdanki porwali Rzymianie.

Słyszę... i mnież to poruszy,

Co mi Rzymianin czule szepcze w uszy?

ROMULUS

po chwili

Ty kochasz siostrę; lecz się na to zgódź!

Tak ci nienawiść nie mroczy pojęcia,

Byś nie wiedziała, że na całą młódź,

Nigdzie rodzicom za mąż dla dziewczęcia

Ani pomyśleć świetniejszego zięcia.

Nie nam się chwalić; niech między narody

Sam się nad Tybrem chwali nasz gród młody.

I wy, przybywszy do nas na igrzyska,

Ciekawie wszystko oglądając z bliska,

Cośmy w tak prędkiej dokonali chwili,

Wszystkoście przecież otwarcie chwalili.

Bogate pole zdumieniem was zdjęło,

Na barkach góry miasto lśni wspaniale;

I na gród nowy, świątynia ku chwale

Bogów, to także nie ostatnie dzieło.

A teraz dom ten, Hersylio, — dom, który

Zwiedziłaś z ojcem! To mieszkanie... ono

Miłym się tobie wydało, choć mury

Broń tylko zdobi, a w rogu sierp z broną.

Jak ci się zdaje, gdybyś tak po latach

Mogła rzec sobie: — Ja jestem przyczyną,

Że to domostwo nie legło ruiną,

Że w winie ogród stoi, w róży kwiatach,

A dwór w radości. Jam to strzegła bogi

Tego ogniska, zżęła pokój błogi

Na siewie gniewu, co zszedł bezpotomnie.

Więc gdy w przyszłości o założycielu

Rzymu ktoś wspomni, to wspomni i o mnie!

HERSYLIA

wahająco

A gdybym tego próbowała celu,

Wydarła z duszy ziarno nienawiści,

To czyż się wolność siostry mej uiści?

Powiedz.

ROMULUS

      Hersylio!...

HERSYLIA

      Nie. Wiedziałam wprzód.

A więc wy tylko bez wstydu i miary

Żądacie od nas ofiar na ofiary.

Cóż mi stąd, czy tam zakwitnie wasz gród?

Wyście z szyderstwem życia mego kwiecie

W proch rozszarpali. Dziecię moje, dziecię!

Twarz zakrywa rękami.

ROMULUS

Płaczesz!

HERSYLIA

      Nie płaczę. Zostaw tu mnie biedną!

Niech się los spełni.

ROMULUS

      Czemuż o to jedno

Prosisz mnie, czemu o to mianowicie,

Co niepodobne? On za własne życie

Nie odda Tullii, ni za pojednanie.

Bo, jako zwycięstw chwalebne wawrzyny,

Przed jego myślą drga postać dziewczyny

Od pierwszej chwili, kiedy spojrzał na nią;

I on, póki żyw, z nią się nie rozstanie.

Jeżeli przecież własna twa swoboda

Do pojednania rękę twoję poda,

To odejdź wolna. Nie myślałem wcale

Przymusem równać losów naszych szale,

Bo szczęścia tobie ja nie mogę dać.

Ciężar krwi bratniej na mej głowie snadź

Zaległ na zawsze. Miałem ja nadzieję,

Że życie z tobą, mile ogrzewane

Przyjaźni tchnieniem, przeszłość tę rozwieje;Lecz trudna rada; gdy tak być nie może,

Odejdź!

HERSYLIA

      Gdzie siostra, tam i ja zostanę.

ROMULUS

Jak chcesz.Idzie w głąb i otwiera drzwi.

      Po raz ostatni proszę; po co

Zostajesz zewnątrz? Prześpij się w komorze,

Uciec nie myślisz, a prócz tego nocą

Mury i rygle strzegą miasto nasze...

Jak chcesz. Ja z tobą nie idę przemocą.

Płaszcz ci zostawiam; sam ognisko zgaszę.Idzie do ołtarza i gasi ognisko.Niechaj twój umysł duch oświeci jasny,

Jak masz postąpić dla korzyści własnej.

Teraz dobranoc, dobranoc ci, żono!

Porzuciwszy płaszcz na stopniach, żywo odchodzi do domu i zamyka drzwi.

SCENA IV

HERSYLIA

sama wciąż siedząc na kamieniu

I ja żyć mogę! Czyż mnie, przygnębioną,

Jak grom niebieski nie zabije dzika

Myśl, że się ona tam z śmiercią potyka?

O! podła śmierci! czyż nie śmiesz na moje

Targnąć się życie? Przyjdź! ja się nie boję,

Bom przecierpiała więcej niż twe męki.

Przyjdź! Jestem sama, bez niczyjej ręki,

Sponiewierana. Łatwo zmożesz mnie.Zrywa się z kamienia.Nie! Ja nie mogę umrzeć; jeszcze nie!

Jakżeby pójść mi ze świata, gdy tam

Zostaje to, co najdroższego mam?

Pójdziemy razem. Albo nie; wprzód ona,

A ja, gdy spełnię już powinność swą,

Gdy sprawca zbrodni z mojej ręki skona,

Gdy zniszczę tego, który zniszczył ją.

Cicho! Nie onaż o ratunek woła?

Gdzie jesteś, siostro? Ciemna noc dokoła.

Czyż mi bóg twego więzienia nie wskaże?

Tymi rękami każde drzwi wyważę,

Zerwę twe pęta, zbrodniarza uduszę,

Wskaż mi dom tylko. Ja go znaleźć muszę;

Z domu do domu, gdzie powiodą nogi,

Pójdę! Głośniejsze serca mego bicieWskaże mi wrota, co więżą me życie.

SCENA V

Hersylia żywo zwraca się na lewo. W tej chwili spoza sosen występuje Tullia z krótkim mieczem w ręku.

TULLIA

Hersylio!

HERSYLIA

      Siostro! Tyżeś to? na bogi!

Powiedz, lub cień twój pyta? Jaka siła

Mnie tu wstrzymuje?

TULLIA

z wolna idąc ku przodowi

      Tak! jam to sprawiła.

HERSYLIA

Żyjesz... tyś wolna? I jak to być może?

On ciebie zwolnił?

TULLIA

      Zwolniła mnie moc,

Przed którą wszystkie pękają obroże.

HERSYLIA

O bogi!

TULLIA

      Cicho! nie budź ich w tę noc;

Bo oni spali. Czuwały demony,

Gdy się to stało, i na wszystkie strony

Zachichotały śmiechem.

HERSYLIA

      Coś zrobiła?

TULLIA

Czy to ja? Nie wiem. Lecz patrzaj, to siła

Tego żelaza; tak, jemu to dzięki.

Więc też je teraz ciągle z sobą noszę

I czuję, jakby wrosło mi do ręki.

HERSYLIA

O! siostro... Ankus...

TULLIA

      Nie wołaj go, proszę;

A nużby przyszedł, by me wznowić męki!

Czyż niepodobna, by raz jeszcze wstał

Z miejsca, gdzie leży? Gdyby wrócić miał,

Jakim sposobem uniknę rąk jego?

Uchodźmy, siostro, póki jeszcze czas!

HERSYLIA

Uchodzić? Mury dokoła nas strzegą.

TULLIA

ściskając miecz

Mam klucz. Mniej twarde żelazo i głaz,

Jak serce, które ta dłoń rozszarpała.

HERSYLIA

Ty drżysz, chwiejesz się... usiądź, moje dziecię,

I powiedz wszystko.

TULLIA

      Powiedziałam przecie.

Ty raczej powiedz mi, jak wyszłaś cała.

W tym domu cicho, tak cicho, jak tam,

Skąd ja przybywam.

HERSYLIA

      Tu spoczywa sam

Król tego grodu.

TULLIA

      Tak! A tam spoczywa

Drugi i łoże jego purpurowe;

A wszak purpura to królom pod głowę!

HERSYLIA

schylając się nad nią

O, dziecię moje!

TULLIA

      Czyż to nie prawdziwa

Postać królewska, piękna i wspaniała?

Zbyt on wyniosły, bym gardzić nim miała,

Przecież wzgardziłam, prawda?

HERSYLIA

      Rzuć ten miecz.

TULLIA

On także wołał, bym rzuciła, lecz

Zwieść mnie nie zdołał. Ostrożny to ptak,

Jam ostrożniejsza; przejrzałam młodzieńca.

Brał mnie za dziecko; więc dobrze mu tak!

HERSYLIA

Ach! ty zabiłaś ludu ulubieńca!

Gdzież cię ukryję, by cię jutro rano,

Przebóg! za niego nie kamienowano!

TULLIA

On ulubieniec! Tak, w tym jego chwała;

Wie o tym. Śmiał się, gdym mu powiedziała,

Że nienawistnym jest mi, jako wróg.

Nie wierzy, by ktoś nienawidzieć mógł

Wszechulubieńca Rzymian.

HERSYLIA

      Zaślepiony!

Tyle ostrzeżeń, tyle próśb z mej strony.

TULLIA

Ja zasię o nic nie prosiłam wroga,

W zakątku domu jego ja u proga

Zasiadłam cicho, wręcz umrzeć gotowa,

I takie tylko wyrzekłam doń słowa:

Że żyły sobie przegryzę zębami,

Gdy mnie dotknięciem ręka jego splami.

Lecz na me słowa, ten zbrodniarz bez sromuRozśmiał się, wyszedł i zamknął mnie w domu.

Spojrzę przed siebie. Pustka na wsze strony,

Tylko ognisko i wianek zwieszony

Nad pościeliskiem. Zadrżałam. Oczyma

Śledzę, czy w domu broni jakiej nie ma.

Gdzie tam! W podłodze, w ścianach — ni kamyka;

Polankę drewna oko me spotyka.

Coś pod popiołem nareszcie mi błyska.

Zrywam się i w mig staję u ogniska.

Wyobraź sobie — to żelaza kawał

Ostrzem spod prochu i węgli wystawał;

Była to stara broń i zardzewiała,

Co do zarzewia tam posługiwała.

O! to ta sama. Patrz, siostro, ta sama!

Rdza zeszła; gorsza przylgła do niej plama.

HERSYLIA

On usiłował odjąć ci tę broń?

TULLIA

Nie. Kiedy wrócił, miałam dosyć sił,

Bo już nie sama. Druh ten przy mnie był,

A tak go mocno ściskała ma dłoń,

Zdumiony rabuś szepcze do mnie, mami;

Ja go nie słyszę; rzuca spojrzeniami,

Które padają ogniem na mą skroń,

To znów żartuje i grozi, i chce mnie

Rozłączyć z druhem, ale nadaremnie.

Zbliża się — czuję; zadrżałam w tej chwili

Mocniej, miecz ręka ściska rozpaczliwa.

On mi do czoła twarz zdradziecką chyli,

Oddech ust jego skronie me opływa,

A głos szepczący, niewymownie miły,

Jakąś truciznę zapuszcza w me żyły.

Włosy na głowie dębem mi powstały.

Głuchym zawrotem — noc, życie, świat cały,

Wiercą po mózgu, zmysły się zaćmiły.

A on wciąż mówi — co? nie pytaj mnie.

To było niby, jak kiedy kto chce

Rzucić się w morze, a śmierć go tam nęci

Cichym wołaniem, szmerami lubemi,

Do straty czucia, do straty pamięci,

Aż go zdradliwie oderwie od ziemi,

I póty wabne wyciąga ramiona,

Aż on w wilgotnym jej uścisku skona.

Wtem nagle, przebóg! czuję na mej skroni

Ust jego całus, dłoń jego na dłoni.

Chciał mi przytomność i broń mą zarazem

Wydrzeć ten rabuś; — ale nadaremno.

Bo jakby ziemia zadrżała pode mną,

Jam się ocknęła i pchnęłam żelazem.

On jęknął, upadł i jak zdrój obficie

Trysło na pościel zeń czerwone życie!

Zakrywa twarz ręką.

HERSYLIA

Okropność!

TULLIA

żywo powstając

      Po cóż siedzieć i daremno

Żaleć nad wrogiem, co z mej ręki legł?

Ja chcę się cieszyć — i ty ciesz się ze mną;

Zemsta wstrzymała klątw ojcowskich bieg.BolejącoOch! och!

HERSYLIA

      Co ci jest?

TULLIA

      Zrzucam smutku kwef.

Przebacz tę słabość, boć to pierwsza krew

Z mej ręki... młodej. Lecz fali jej siła

Już z miłosierdzia duszę mą obmyła;

Teraz ja będę sroga, zatwardziała,

Toż bym ja jutro ze wstydu skonała,

Gdyby się żaden mąż nie zbudził tu,

Tylko ten, którego snu

Ja pilnowałam. Chodź, siostro kochana!

Ode drzwi do drzwi obejdziem koleje,

Spojrzym, azali zemsta gdzie nie mdleje;

To ją pokrzepim. — Nie czekajmy rana;

Pójdź — towarzystwo dobre; z każdej strony

Przy nas, za nami — demony.

Te nam pomogą. — Król twój śpi, wszak tak

Mówiłaś?... Dobrze; rozumiem twój znak!

Oni tam wszyscy w krainie styksowejZnów się zobaczą, nie zbraknie nikogo,

I będą w cieniu budować Rzym nowy.

Pójdźmy już, pójdźmy!Postępuje kilka kroków w głąb i ucieka nagle z powrotem, głośno wołając:

      Stój! Nie chodź tą drogą...

Ona za wąska na troje. Patrz tam!

To on, on idzie, uśmiecha się nam.

Brońże mnie odeń, przyjacielu krwawy.Wyciąga miecz ku obronie.Odstąp, niegodny! Czy znów dla zabawy

Chcesz mnie całować? Znów szepczesz te słowa,

Od których moja zawraca się głowa;

Znów szmer, co klątwę ojcowską oniemia,

Na których chwieje się w posadach ziemia!

Mnie ty nie zmożesz; precz od mego łona!

Strzeż się! Sabinka jestem — obrażona,

A tyś Rzymianin... różne nasze losy...

Przebóg! Co to jest? Chwyta mnie za włosy,

Bierze w objęcia... czuję na mej skroni

Oddech ust jego, czuję dłoń na dłoni...

Bogowie, ludzie! Ja go się tak boję!...

Ratujcie mnie, ratujcie!...Wybiega na prawo.

HERSYLIA

za nią

      Dziecię moje!

AKT TRZECI

Wczesny ranek. Dekoracja taż sama.

SCENA I

ROMULUS

sam, wychodząc z domu

Czy to las płonie, czy dnia świeci gwiazda?...

Świta... Już sowa uciekła do gniazda,

Ćma pod liść sunie; tylko troska żywa,

Z potomstwa nocy jedna niezmorzona

Snem, czuwa po dniu.

      Gdzież to moja żona?

Hersylio!... Nikt się żywy nie odzywa.

W nocy, zda mi się — to nie było we śnie —

Ona za siostrą wołała boleśnie.

Biedna!... Jam z sercem walkę musiał zwieść,

Ażeby nie wstać pociechę jej nieść;

Lecz nie żałuję. Wszystko powiedziane

Jest między nami; a wreszcie czyż zbawić

Mogą nas słowa? Dech ust świeżą ranę

Rozdrażnia; ona musi się wykrwawić. —

Bywaj! Hersylio... Gdzież się ona chowa?

Snadź pod ołtarzem poszła szukać schrony,

Jakby męskiego nie dość było słowa!Zwraca się na prawo i spostrzega Talassjusza.Talassjusz! czyś gdzie nie spotkał mej żony?

SCENA II

Romulus. Talassjusz nadchodzi z prawej strony, pomięszany.

TALASSJUSZ

O! Romulusie, nie pytaj mnie o nię!

ROMULUS

Co zaszło? Zgrozą cała ci twarz płonie.

Mów, na Hadesa! czy widziałeś ją?

TALASSJUSZ

wskazując na ziemię

Co zaszło, przebóg! zapisano tam.

Chcesz, to bez zgrozy odczytaj to sam!

ROMULUS

Krew?

TALASSJUSZ

      Droga mordu wyznaczona krwią,

A krople śladem wpaliły się w skały.

Zobacz. Przeklęty to czyn!

ROMULUS

      Moja żona?

Czyżby jej własne ręce śmierć zadały?...

TALASSJUSZ

O! gdyby krew ta z sabińskiego łona

Się wytoczyła, krew twojej Hersylii,

Jako przypuszczasz, tożby mnie w tej chwili

Dech się nie zaparł bezwładnie w gardzieli.

Tym krwawym kroplom nie byłoby trzeba

Niemym świadectwem wołać stąd do nieba.

Ja sam bym wołał, aż by wszyscy drżeli.

ROMULUS

Pójdź precz, gaduło! lub powiedz, jeżeli

Masz co powiedzieć. Cóżem ja, niewiasta,

Że dla mnie w czułość język twój obrasta?

Lecz co, o imię żebrać będę? Ścieżka

Mi tajemnicy wydać nie omieszka.

Zwraca się na lewo do wyjścia.

TALASSJUSZ

zatrzymując go

Nie idź tą ścieżką. Przerażenia brzemię,

Jakkolwiek silnyś, rzuci cię o ziemię.

Kochałeś tego, z kogo ta krew ciecze.

ROMULUS

Ankus?!... Ty kłamiesz, ty kłamiesz, człowiecze!...

Ten łotr śmie jeszcze potwierdzać.

TALASSJUSZ

      O! królu,

Bądźże człowiekiem. Wbrew strasznego bólu

Krwi tej zaprzeczyć nie mogę.

ROMULUS

      Ja przeczę.

To być nie może... nie powinno... nie...

Ja chyba marzę. O! przeklęty śnie!

Nieczemu też to w ciągu nocy całej

Dziwne postaci przy mnie zasiadały!...

TALASSJUSZ

Królu mój!...

ROMULUS

po pauzie

      Mówże mi wszystko.

TALASSJUSZ

      Niestety.

Wszystkom rzekł. Ankus zabity jak gromem.

ROMULUS

A któż go zabił?

TALASSJUSZ

      Kto? Wasze kobiety.

Pomiędzy twoim i Ankusa domem

Wlokły się mordu stopy zakrwawione.

ROMULUS

On więc zabity? zbójczyniami one!Spogląda na ziemię.Tak; krew ofiary oznaczyła drogę.

Widzę, a jednak uwierzyć nie mogę!

Ja się za kłamstwo pomszczę na mym wzroku.

Pójdę, zawołam, dotknę jego boku,

A gdy nie wstanie, ha! to już daremno;

Ankus mój umarł. Chodź do niego ze mną!

TALASSJUSZ

Idź sam. Nie mogę znieść tego widoku.

Co za śmierć! Z ręki niewiasty. Jak żmija,

Gdy z wolna, cicho, śpiącego pastucha

Chyłkiem napada i w ciało się wpija!

Idę po czatach w spokojności ducha,

Po ślicznej nocy zbliżeniem poranka

Uradowany i do domu Anka

Podchodzę. Drzwi tam stoją półotworem.

A schody krwistym zalepły jeziorem.

Po ciele zgrozy przebiegły mi dreszcze,

Nogi przyrosły; głosem tedy radzę

Naprzód i wołam: — Anku! czyś żyw jeszcze?...

Milczy. — Drzwi mieczem do reszty odsadzę,

Wszedłem, a za mną dzień szary po drodze

Zajrzał i pobladł, gdy pobojowisko

Zbrodni tej postrzegł. Ja podchodzę blisko:

Przez pół na łożu, przez pół na podłodze

Spoczywa Ankus, dłonią ciśnie usta

Czerwone rany; ale rana pusta,

Milcząca była. Dawno ona z ciała

Zagadkę życia już wypowiedziała!

ROMULUS

siadając na jednym z kamieni

Znowu dla grodu więc ofiara, który

Co mi najdroższe chwyta w swoje mury!

To drugi i ostatnim będzie. — Król,

Sam pozostanę odtąd.

TALASSJUSZ

      Uśmierz ból,

Bo lud się zbliża, sądzić tobie czas!

ROMULUS

Sądzić... mą żonę!

TALASSJUSZ

      Ja wybiegłem wraz

Z przybytku zgrozy, budzę w mieście całemCo jeno żyje i opowiedziałem

Zgorszonym tłumom tę straszną przygodę.

Z progów słuchały, drżąc, niewiasty młode;

U kolan mężów zawodziły chór

Łaski żebrzący dla królewskich cór;

Lecz odepchnięte; i myśmy tej chwili

Za zbójczyniami w miasto się puścili.

Były w świątyni. Tam młodsza siostrzyca

Z błędnemi oczy siedziała, a przy niej

Stała Hersylia, istnie jak orlica

Broniąca płodu. Chociaż to w świątyni,

Lud byłby pewnie rozszarpał je obie.

Lecz wdał się kapłan i do twego zdania

Płonących zemstą odwołać się skłania.

Jam ruszył naprzód to obwieścić tobie,

Bo nikt z tą wieścią nie śmiał iść na dobiePrzed twe oblicze. Czy słyszysz wołania?Okrzyk ludu za sceną na prawo.Śmierć! śmierć zbójczyniom!

ROMULUS

podnosząc się

      Bogi, wielkie bogi!

Jak ją ratować, czym zasłonić?

TALASSJUSZ

z mocą

      Niczym!

SCENA III

Z prawej strony gromadnie wkraczają Rzymianie; w pośrodku nich Hersylia i Tullia. Przodem, między ludem kapłan Pinarius, którego chłopiec prowadzi za rękę. Romulus stoi zupełnie osobno na lewo z twarzą zakrytą rękami; za nim Talassjusz.

LUD

Śmierć! śmierć zbójczyniom! zemsta!

PINARIUS

      O! dniu srogi!

Gdzie król?

CHŁOPIEC

      Tu, ojcze, przed twoim obliczem.

LUD

Zemsta!

PINARIUS

      Romulu! spraw, aby te szały

Winę na winę gromadzić przestały!

Zemsty wołacie: azaż wam niejasno,Żeście ją winą wywołali własną?

Onać się przecie spełniła tej nocy.

Błagać wam raczej bogów z całej mocy,

By poprzestali na jednej obiacie,

Choć w zbrodni wszyscy równy udział macie.

1-SZY RZYMIANIN

Broni zbójczynie!...

2-GI RZYMIANIN

      A nas tu o zbrodnię

Oskarża!

3-CI RZYMIANIN

      Anka krew na jego głowę!

PINARIUS

Na tych, co wczoraj złamali niegodnie

Prawo gościnne, prawo pokojowe!...

1-SZY RZYMIANIN

Ślepcze zgrzybiały! za to wyzywanie

Niech ci na zawsze kołem język stanie!

PINARIUS

Lżysz mą ślepotę! A czyż wy nie wiecie

Że sprawiedliwość ślepą jest też przecie?

Bądź trupia bladość lica Ankowego,

Bądź kwiat młodości na dziewiczej twarzy —

Ślepego ciemnie od stronności strzegą;

On tylko winę i pokutę waży.

Wszak tu król stoi i słów moich słucha

I nie zaprzecza mojej słusznej mowie;

Bo zbyt widocznie tknęli go bogowie,

Których wyroki wydarły mu druha.

Ja milknę; teraz niech on sąd wypowie.

Jego jest władza, wykonać ją może;

Moją — bezwładność i przestrogi boże.

TALASSJUSZ

O, dwujęzyczny! Ty grozisz bogami,

Błogosławieństwa których sam nad nami

Wzywałeś wczoraj.

PINARIUS

      Boście mnie zgwałcili,

Bo jestem słaby, więzień wasz. Lecz czyli

Wy też i niebian tak gwałcić myślicie,

Których jest silne a swobodne życie?

Jam błogosławił próżno wam, Rzymianie,

Duch mój przeczuwał, że tak się nie stanie;

Duch mnie nie zawiódł. To daremne rzeczy,

Aby bóg wojny spokój miał na pieczy,

A ten bóg tylko u was ma uznanie.

ROMULUS

Dosyć, mądrości bezrdzenna! Te zwady,

Te twoje wróżby mroczne a zawiłe,

Tumanią umysł, wątlą ludu siłę.

Kto cię powołał do sądu i rady?

Jest — ty jej nie znasz — najwyższa bogini,Konieczność!... która błogim nam uczyni

To, co poczęła. Przed nią, gdy zawoła,

Ludzie i bogi uchylają czoła.

Ta utrzymuje budowę wspaniałą

Nieba i ziemi i utrzyma cało

Ten Rzym w przyszłości. — Ja król — jej kapłanem!

To wiedz i odejdź!Kapłan i chłopiec odchodzą.

      Teraz ty, drużyno:

Stoisz tu z czołem jak chmura wezbranem

Zarzewiem zemsty. — Mówcież, kto przyczyną...

Niech o niewinną głowę się nie otrze

Grom kaźni. Kogóż oskarżacie?

1-SZY RZYMIANIN

      Młodszę!

Ten miecz trzymała, gdy ją pochwycono,

I z rąk jej ledwie wydarła go siła.

ROMULUS

Ty, Tullio?

TULLIA

      Ja mu rozszarpałam łono.

HERSYLIA

spokojnie

Nie wierzcie! Zgroza umysł jej przyćmiła.

Nie dziw! Tak cicho życie jej płynęło...

Z gorączki bierze na siebie to dzieło!

Bo gdyśmy nocą szły, za nami krwawy

Cień zabitego kroczył Rzymianina,

Że aż w szał jakiś popadła dziewczyna

I miecz ten w rękę chwyciła z obawy.

A jak się gwoli chorym dzieciom czyni,

Tak i ja broń tę zostawiłam przy niej.

Moim czyn, moim; wasz gniew mnie nie straszy;

Z chlubą go głoszę w obecności waszej.

TULLIA

Dlaczego, siostro, szczędząc moje życie,

Ukrywasz prawdę, która na mym czole

Wyryta stoi?

HERSYLIA

      Na czole! Słyszycie?

Czyż to nie szał? Niewinność i niedolę,

Nie mord na czole masz, o biedne dziecię!

Przy domu waszym stanęłam — toż przecie

Przypomnij sobie — wołam cię, podchodzę,

Ty z objęć jego wydarłaś się wraz,

Zawisłaś na mnie i jęknąwszy srodze,

,,Ratuj mnie!” rzekłaś. — On wpadł między nas

I w ślepym gniewie szarpnąwszy się, razem

Przebity na wskróś tym właśnie żelazem,

Które dobyte jam w ręku trzymała,

I na posłanie zawlókł się zaledwie.

A myśmy w progu czekały obiedwie,

Póki duch z jego nie ustąpił ciała.

Przypomnij, nie przecz! Tyś wprawdzie pragnęła

Zemsty, ale ja dokonałam dzieła.

TULLIA

z wolna potrząsając głową

Powiedz mi, siostro, gdzie trafiła broń,

Którą, jak mówisz, wymierzyłaś doń?

W piersi, czy w szyję? Co? Milczeniem swem

Nie stwierdzasz prawdy: ja jedna ją wiem.

Zaledwie wprawdzie jam na jego ciało

Podniosła oczy, kiedy to się stało,

Ale wiem dobrze, i palec ten sam

Krwawego widma, co wciąż z nami kroczy,Wskazuje ranę; a choć zamknę oczy,

Widzę ją ciągle, oto tam... o! tam...

LUD

To ona. Śmierć jej, śmierć!

HERSYLIA

      Sprawiedliwości,

Królu! Niech innych pozór czynu złości,

Lecz prawy sędzia, ty, w obliczu gminu

Nie dasz się uwieść pozorami czynu.

Gdyby — choć bajką, co mówi zbłąkana —

Z jej nawet ręki ten cios padł w młodziana,

To ze słusznością czyliż zgodnym będzie,

Za czyn istotny ukarać narzędzie,

Co ślepym zemsty stało się obuchem?

Bom ja tę rękę uzbroiła duchem,

Jam na was wstępnym uderzyła bojem,

Wina jest moją, zwycięstwo jest moim.

Ona?... Toż wy jej przypatrzcie się przecie;

Toć od igraszek oderwane dziecię,

Rozswawolony z gniazdka ptaszek młody,

Co pierwszym lotem próbuje swobody;

I wy o czyn ten obwiniać ją chcecie?

Spojrzyjcie na mnie i na nią, a snadnie

Mścicielkę gwałtu każdy z was odgadnie!

ROMULUS

Próżno, Hersylio, miłość twa nas łudzi.

HERSYLIA

Czy tak? Wśród jakich znajdujęż się ludzi?

Prawda; mym sędzią ten, co przez kapłana

Sprawił, bym żoną była mu przyznana...

Sędziego musi być niewinną żona.

Och! biedna Tullio, więc jesteś zgubiona!

A twoję siostrę nie wiem jaka siła

Występków, zbrodni gdyby obarczyła,

Ona bezkarnie będzie uwolnioną,

Bo jest sędziego ukochaną żoną.

ROMULUS

Czyż jesteś żoną?... Milczysz, spuszczasz oczy;

Daremnie.

HERSYLIA

      Kędyż to srogość nie zboczy!

O! z samolubstwem fałszu połączony!

Że nie zyskałeś jeszcze we mnie żony,

Więc chcesz przejednać, oszczędzając skrycie;

Aleś się zawiódł, bo nie dbam o życie.

Sprawiedliwości ja żądam, Rzymianie,

Tej, choć od wrogów niech się zadość stanie!

TALASSJUSZ

Będziesz ją miała, wyłożę ci krótko;

Jeśli do zbrodni stałaś się pobudką

Tej młodej Furii, zadość się uczyni

Tobie, gdy śmierć jej ujrzysz.

1-SZY RZYMIANIN

      Śmierć zbójczyni!

2-GI RZYMIANIN

Ukamienować!

3-CI RZYMIANIN

      Zrzucić ją ze skał!

HERSYLIA

Co słyszę! Toż to głodnych wilków wycie!

Ludzie! czyliż was nie wstydzi ten szał?

Słabej dziecinie by odebrać życie,

Gromada rwie się, szamocze i krzyczy,

Jakby bóg wojny do walnej zdobyczy

Krew wam zagrzewał. Wielkie, sławne dzieło

I niesłychane na dziejowej karcie!

Chytrze wziąć dziewczę i potem otwarcie

Na śmierć wystawić! Stu mężów stanęło

W tej zacnej sprawie. A jaka jej wina?

Że w pojedynku zmogła Rzymianina,

Co niezmożonym sądził się. — Nareszcie

Stwierdźcie, że kupą silniejsi jesteście

Niż pojedynkiem; niech zginie dziewczyna,

Której odwaga i nadludzka siła

Pewnie by przez was była ubóstwioną,

Gdyby krwi żądza was nie znikczemniła.

Lecz młode zwłoki gdy na stosie spłoną,

To zwalcie na nią tę Romę i sami

Też się zagrzebcie pod jej zwaliskami.

TALASSJUSZ

ironicznie

A cóż, Rzymianie? Coście stąd wysnuli?

Zbójczynię Anka ocalić wypada,

Bo gdy go pomścim, to nam będzie biada.

Królu, wyrokuj bezkarność!...

LUD

      Śmierć Tullii!

HERSYLIA

Wstrzymajcie wyrok! Jam nie chciała przecie

Gniewać was, ale boleść... pojmujecie...

Przebaczcie mękę, która się bezmyślnie

Burzy w mej duszy i na usta ciśnie.

Patrzcie! ja klękam przed wami na ziemi,

Córa Tacjusza, dumna i znękana,

Tu, przed wrogami pada na kolana;

Jesteście silni, bądźcie wspaniałemi.

Ja wam jak dziewka służyć-em gotowa,

A czcić jak bogi.

TULLIA

      Siostro!

HERSYLIA

      Nie powstanę,

Póki nie rzekną przebaczenia słowa.

Zostawcie dziecię moje ukochane.

Czyż jedna łaska w Rzymie jest tak drogą,

Że się stu ludzi nań zdobyć nie mogą?

Wyście pod bronią, my porozbrajane;

Wyście gród dumny, my dusze ubogie;

Wyście zabrali wszystko, co nam drogie:

Ojczyznę, wolność, dumę; jedno życie

Nam pozostało i toż wytrącicie?

A zemście waszej gdy zadość się stanie,

Czy przez to zmarły wasz zmartwychpowstanie?

Sądzicież, jako córy naszej ziemi

Do zgody z wami będą łatwiejszemi,

Kiedy krew Tullii ręce wasze zbroczy?

Nie patrzcie na nią tak srogiemi oczy!

Co uczyniła, stało się jedynie

W mroku umysłu, w nieszczęścia godzinie.

A wy, przytomni, szczęśni, na swój dzień

Jasny, — śmiertelny chcecież rzucić cień?

Nie! nie możecie; lub jeśli musicie,

Oto jest moje u nóg waszych życie;

Topcie w mej piersi mieczów, ile chcecie,

Tylko mi moje zachowajcie dziecię!

ROMULUS

Powstań, Hersylio!...

TALASSJUSZ

podchodząc do niego, z cicha

      Miej niezłomne zdanie.

LUD

Wyrokuj, królu!

ROMULUS

      Słuchajcie, Rzymianie!

1-SZY RZYMIANIN

Ona podstępem zabiła go...

2-GI RZYMIANIN

      We śnie...

HERSYLIA

Uklęknij siostro! Pomnij, jak boleśnie

Ojciec tam jęczy.

TULLIA

      A żem jego córą,

Chcę umrzeć prosto, czoło moje górą!

ROMULUS

wychodząc z zamyślenia

Powstań, Sabinko! Daremne twe łkania.

Proch, w którym klęczysz, krwią szlachetną lśni,

I żadna łaska nie zatrze tej krwi.

Rzymianie!...

LUD

      Słuchać królewskiego zdania!

ROMULUS

Na jutro rano bitwa naznaczona,

Nim się rozpocznie i zanim noc skona,

Mężnego zwłoki ziemią przysypiecie.

Dotąd zbójczyni ma siedzieć w więzieniu,

A gdy stos z rana zaświeci w płomieniu,

Topór ofiarny, zmarłemu w obiecie,

Zuchwałe czoło dziewicy uderzy.

Lecz biada ręce, która się zamierzy

Przedwcześnie na nią! Ten, kto to uczyni,

To jakby kradzież popełnił w świątyni,

Bezwarunkowo spłaci śmiercią swą.

Gdy dzień zaświta, zejdziem się pospołu

I zamiast wina zalejemy krwią

Resztki płomienia na stosie popiołu,

Co skryje Anka. Zabójczyni ciało

Niepogrzebione w popiele zostanie,

By w wirze bitwy w ćwierci popadało.

Teraz ją weźcie. Takie moje zdanie.

Lud odprowadza Tullię.

HERSYLIA

przeciskając się przez tłum

Nie rozłączycie mnie z siostrą!

TALASSJUSZ

chwytając ją za ramię

      Nie szalej!

Idź stąd, nieszczęsna, ani kroku dalej!

HERSYLIA

Pójdę do wieży za nią.

TALASSJUSZ

odpychając

      Ani kroku!

HERSYLIA

Puśćcie mnie! Ja chcę umrzeć przy jej boku!

Stoisz i patrzysz na tę moję mękę,

O! Romulusie, i usuwasz rękę.

Dowód, jak silne jest twoje kochanie,

Któreś ty dla mnie udawał, tyranie!

ROMULUS

smutno na nią spoglądając

Hersylio, tam twój dom!Do Talassjusza

      Talassjusz! zważ,

By uwięzionej względną była straż.

Ja do Ankusa — sam — na pożegnanie.

Wychodzą wszyscy prócz Hersylii.

SCENA IV

HERSYLIA

sama po długim milczeniu

Czy są bogowie? Alboli to naszej

Twór wyobraźni, który tylko straszy,

Pomóc niezdolny? Nie, tego co boli

Nie widzą, krzyków nie słyszą niedoli.

Mogąż na klęski patrzeć mego rodu

I gromem tego nie roztrzaskać grodu,

Wraz z jej więzieniem!...

      Czym sama w tym mieście?

Podziemni! coście tak wierną tej nocy

Byli jej strażą i dodali mocy

Do wykonania czynu, — gdzież jesteście?

Wstańcie, podziemni! niech wasza mi siła

Ocalić młodą kapłankę pomoże,

Która czci waszej tak się zasłużyła.

Ona — to dziecię rozkoszne i hoże;

We mnie, co jestem starszą i ponurą,

Ileż sprężystsze znajdziecie narzędzie

Zamiarów waszych! Hej! podziemni, górą!

Rada niech waszą, a czyn moim będzie...

Jak to?... Już radę szepczą wasze usta?...

Ja mam?... tak, dobrze... chata stoi pusta...

A gdybym wzięła głownię z jej ogniska...

Dach kryty słomą, chata drugiej bliska,

I tak szeregiem... Tu brama, z tej strony

Wolny ciąg górą, płomień ożywiony

Z dachu na dachy udzieli się słomie

I będzie koniec tej słomianej Romie.

A gdy na niebie łuna zaczerwieni,

Jak Furia zemsty łuną po pożarze

Spłynę do wieży i poduszę straże,

I dziecko moje wyrwę zśród płomieni.

Cicho!... myśl zbiorę... Tak, dopiero rano

Pod nóż ofiarny ma być powołaną;

Więc mam czas jeszcze doczekać do nocy,

Aż katy zasną. Dobrze. Mocy! Mocy!

Patrzy przed siebie w ziemię.

SCENA V

Hersylia, Marcja.

Marcja przychodzi z głębi na prawo, idzie śpiesznymi krokami, ale zwalnia je za spojrzeniem na twarz Hersylii.

MARCJA

Hersylio!

HERSYLIA

nie słuchając

      Gdyby zaś oni mnie mieli

Wraz z moją Tullią zniszczyć w pogorzeli,

Przynajmniej światu to będzie wiadomo,

Że dwie Sabinki nie dały się, Romo!

Zgładzić wraz z klątwą i hańbą u czoła.

MARCJA

Hersylio, Marcja jestem...

HERSYLIA

      Kto mnie woła?

Ty śmiesz się zbliżać? Precz stąd, niegodziwa!

Przeżyłaś hańbę, klątwa od cię wieje.

MARCJA

Posłuchaj...

HERSYLIA

      Chcesz mi wygadać swe dzieje,

Że cię Rzymianin pochlebstwem zjednywa, —

To wstyd Sabince; — że ciebie nie gniecie

Żelazo kajdan, — wstyd wolnej kobiecie.

Ale nie wierzę, byś w bezwstydzie swym

Mnie tu go przyszła doradzać za godło;

Cokolwiek z ciebie dziś uczynił Rzym,

Kochałyśmy się, nim zostałaś podłą.

MARCJA

Jam nie liczyła na twą dobrą wolę

I nic nie powiem. Cokolwiek bym chciała

Rzec, by oczyścić siebie i swą dolę,

Byłoby próżnym. Serce twe — to skała,

Żadnych ust skarga do niej nie dosięga.

HERSYLIA

Więc po coś przyszła? Odejdź sobie tam,

Skąd przyszłaś.

MARCJA

      O, nie! Zmusza mnie przysięga

Stanąć przed tobą.

HERSYLIA

      Przysięga?

MARCJA

      Ja szłam

Jeszcze przede dniem, wszystko było we śnie,

Szłam, aby wody zaczerpnąć we dzbanek,

Dołem ku rzece...

HERSYLIA

      To cię, widzę, wcześnie

Do służebnictwa zapędził kochanek.

MARCJA

Na skraju lasu stanęłam u brzega,

Kędy wysoka trzcina się rozlega,

A z boku czysta zatoka krysztali;

Zdjęłam dzban z głowy, by zaczerpnąć fali,

Gdy wtem pięść jakaś w ramię mnie uderzy.

Zwracam się z trwogą. Aż młodzian wyskoczy

Z trzciny i straszno spogląda mi w oczy;

Dobytym nożem na mnie się zamierzy

I rzecze: — „Cicho, bo śmierć!” —

HERSYLIA

      Tego chłopca

Poznałaś pewnie?

MARCJA

      Nie byłam mu obca.

Niestety!

HERSYLIA

      Kassjusz, który od pół roku

Zaręczon tobie.

MARCJA

      Wstrząsnęły mną dreszcze,

Gdym nań spojrzała.

HERSYLIA

      I ty mogłaś jeszcze

Patrzeć nań? Także daleko był z boku

Nurt, by cię ustrzegł od tego widoku?

MARCJA

Dobrze by było, gdyby moje ciało

W tej chwili nurtem do morza zdążało!

Ale on, mówiąc, trzymał mnie co siła;

— „Wracaj do miasta, król mnie tu posyła,

Bogowie zemsty drogę mą chronili.

Wracaj i powiedz natychmiast Hersylii,

Że nocą w lesie staniemy, a ona

Otwarcia miasta pod północ dokona.

Trudnym to pono nie będzie jej wcale,

Gdy się królowi dostała w udziale,

Który śpi w domu, co najbliższy bramie.

Na znak pochodnię zaświeci w załamie.

My w bój otwarty poczynać nie radzi

Z tymi zdrajcami; podstęp nas wprowadzi,

I wszystkich śpiących wyrżniemy pokotem.”

HERSYLIA

Wysłuchaliście mnie, podziemni!

MARCJA

      Potem

Kazał przysięgać, że więcej nikomu

Nie wspomnę o tym, wróciwszy do domu,

Prócz ciebie jednej.

HERSYLIA

      Przysięga niedroga

Z ust, co ścierpiały pocałunek wroga;

Możesz wykrzyczeć to po całym mieście;

Gacha ocalić powinność nareszcie.

MARCJA

Pastwisz się srogo, niepomna zgryzoty.

Nie sądź, by we mnie zamilkł głos tęsknoty

Na jego widok i mowę. Jam długo

Stała jak wryta nad zarosłą strugą,

Śród której trzciny młodziana zakryły.

A gród rozpięty na tym wzgórzu nagiemOlbrzymim wydał mi się sarkofagiem;

Powrót do domu — zejściem do mogiły.

A jednak — powiedz, żem nikczemna dusza,

Gardź mną, nazywaj kobietą bez sromu —

Wyznam, że kiedym wróciła do domu,

Czułam, żem w domu; a gdym Talassjusza

Spotkała...

HERSYLIA

      To on? Twój małżonek czuły,

Kat; — jego słowa wciąż na Tullię szczuły.

Jak prędkoż związek z hańbą, nieszczęśliwa!

Wszystko, co drogie nam było, rozrywa!

MARCJA

Bogowie związek ten w opiekę wzięli.

HERSYLIA

Szczególniej Tullii z Ankusem wesele.

MARCJA

Serce me szczerze boleść twoją dzieli.

HERSYLIA

A ja dziś z tobą nic a nic nie dzielę.

MARCJA

Ah! jakąż noc ta nienawiść roznieci!

HERSYLIA

Ja tak chcę. Moja pochodnia zaświeci

I mnie, i moim.

MARCJA

      Nie, nie, to jest zdrada!

Tej ci, Hersylio, jąć się nie wypada.

Pomnij na przyszłość: że na starsze lata

Ty stać się możesz postrachem dla świata.

Snując się sama od strzechy do strzechy,

Cień rzucać będziesz na ludzkie uciechy.

Własny swój naród okryjesz żałobą,

Że dzieci będą uciekać przed tobą,

A starce pośród rodzinnego miasta,

Trzęsąc głowami, rzekną: „ta niewiasta

Wielkiego zemsty dokonała dzieła,

Ale czci broniąc, cześć nam też odjęła”.

HERSYLIA

Tobie też o czci rozprawiać przystoi!

A jak ty zwiesz to, czym Rzymianie twoi

Się odznaczyli?

MARCJA

      Och! to już się stało,

Nie cofną tego nawet siły boże

I żadna zemsta nic tu nie pomoże.

HERSYLIA

Stało się przez pół; tego im za mało.

Największa zgroza ma w tę noc dopiero

Na głowie dziecka zasrożeć siekierą.

Lecz, szczęściem, temu ja zapobiec mogę,

A same bogi wskazały mi drogę.

MARCJA

Idź nią, lecz wybierz sobie cel godziwy.

Tak, ku niej chętnie i mój duch się skłania.

Otwórz tę bramę braci niecierpliwej,

Lecz nie dla mordu, nie; — dla pojednania.

Pójdź w noc do lasu, tam z drzewa oliwy

Ułam gałązkę, a sprowadź w te mury

Ojca i braci, ale po dniu, który

Chlubą dwóch ludów na wieki zostanie,

Jeśli użyjesz siły, co się mieści,

Z bogów zrządzenia, w naturze niewieściej.

HERSYLIA

Przestań! czczym słowem twoje pojednanie

Tam, gdzie dwa ludy taka dzieli zbrodnia.

Ogłoś przed nocą, choć ci zakazano,

I nim zabłyśnie zemsty mej pochodnia,

Że tu niewiasta jest nieprzejednaną.

Lecz spytaj serca: — kiedy zdradzisz braci,

Czy grom przekleństwa głowę twą ominie,

Krzywoprzysięstwo czy ojczyznę da ci,

Czyś ty żyć godna, kiedy Tullia zginie!

MARCJA

Więc rzecz skończona, Hersylio?

HERSYLIA

      Skończona.

MARCJA

Idźże za radą swojego demona,

Ja pójdę za tym, co mi serce radzi.

Ci, których twoja pochodnia sprowadzi,

Mogą nie szczędzić twojego oręża.

U progu chaty, cicho, nad snem męża

Ja czuwać będę; na niego wzniesiony

Miecz musi wprzódy wytoczyć krew żony.

Odchodzi szybko.

HERSYLIA

Nie wyzywałam losu; lecz na słowo

Jego wyzwania ja jestem gotową!

Zasłona spada.

AKT CZWARTY

Wieczór w miarę zachodzącego słońca, światło księżycowe oblewa scenę.

SCENA I

HERSYLIA

siedzi na stopniach ołtarza

Klucze od twierdzy odebrać mu we śnie,

A gdy się zbudzi, pchnąć go własną bronią...

Lecz gdy nie zbudzi?... To i tak! Za wcześnie

Mógłby się ocknąć ze snu, gdy zadzwonią

Wrzeciądze bramy... Wtedy, cóż uczynię?...

Wszystko przepadło, moja Tullia zginie!...

Snu, choć godzinę!... Snu!... Czemuż nie chcecie,

Myśli me, spocząć? Obmyślaneż przecie

Wszystko tak pięknie! sto razy na dobie,

Jak pieśń piastunki wtórzyłam to sobie,

By do snu serca ukołysać żale...

Nie, Marcjo! Czyn ten nie hańbi mnie wcale!

Czyż ja nie muszę oddać mu się sama,

By własnym wstydem odkupić me dziecię?

I cóż mi jeszcze znaczy cześć!...

      A przecie —

Nim się dla moich otworzy ta brama —

Gdyby jednego ocalić w tym tłumie!

Bo on jest dumny, — a więc przejść go w dumie

Byłoby ulgą sercu. Rzec: — Daremnie

Większym, wspanialszym ty chcesz być ode mnie;

Nie, ty nie umrzesz, gdy ja będę żyć;

Dałeś mi wolność — ja ci daję — idź!

Precz ze słabością, co udaje postać

Wielkości ducha! Ja silną chcę zostać.

Wszak on to sprawił, że moję kochaną

Nie zaraz w szale wściekłym rozszarpano;

Odwlekł dreszcz śmierci. — Dość łaski, jeżeli

Za jednym ciosem pośród cieniów stanie.

Idzie już spocząć. Dajcie mu, niebianie,

Ten sen, któryście oczom mym odjęli!

SCENA II

Romulus i Talassjusz wchodzą z prawej strony. — Hersylia.

ROMULUS

Żadnego śladu, mówisz? Ani chwili

Ja nie wątpiłem, że pomoc omyli.

Oj! Albalonga!... Im może i chce się,

Abyśmy karki skręcili w tym lesie,

Przeto nas swoją pomocą łudzili.

Oj! Albalonga!... Kto ją pozna, kto?

TALASSJUSZ

Wszedłem aż na szczyt. Niebo zaszło mgłą;

Chmury niesforną z gór zstąpiły zgrają

I skryły drogę, którą przybyć mają.

ROMULUS

Nie bój się; przyjdą, kiedy koniec będzie,

I kto zwycięży, w tego staną rzędzie,

By dzielić tryumf a zdobycz. Ostrożna

Ta Albalonga. — Brzydko.

TALASSJUSZ

      Bez niej można

Obejść się.

ROMULUS

      Słusznie. Rzym nie dziecko przecie.

Na każdym kroku co mu za niewola

Wciąż się oglądać, jak za matką dziecię?

O wrogach także nie ma wieści z pola...

Mniejsza. Choć oni pod noc w lesie staną,

Przecież, znużeni, nie poczną aż rano.

Idź, Talassjuszu, spocznij! Krótka noc.

Mówisz, że wszyscy już się zgromadzili?

TALASSJUSZ

Nie ma nikogo za miastem w tej chwili,

Na rynku ludu tam spoczywa moc.Śpią pod tarczami: żeglarze, rolniki,

Każdy lekkiego snu, jak zwierz dziki.

I stos wysoki gotów, jak przystało,

Na którym spłonie przyjaciela ciało.

ROMULUS

Dobrze.

TALASSJUSZ

      Romulu! oblicze twe blade,

Usta posiłku przyjmować nie rade,

Widzę to dobrze, kryjesz się daremnie.

ROMULUS

Kto ci pozwolił wpatrywać się we mnie?

To niebezpiecznie, tego ci nie radzę;

To rzecz śmiertelna. Dopóki mam władzę,

Nie troszcz się o mnie. Jeśli ci żyć miło,

To zamknij oczy, żal by mi cię było;

Idź na spoczynek; dobranoc!

TALASSJUSZ

Romulu!

ROMULUS

silniej, spostrzegając w tej chwili Hersylię

Dosyć!

Talassjusz wychodzi.

SCENA III

Romulus, Hersylia.

ROMULUS

Sabinko!

HERSYLIA

zbierając siły z wysileniem.

      Czego żądasz, królu?

ROMULUS

Kiedy skonają dnia ostatnie blaski,

Ujrzysz, Hersylio, swoję siostrę młodą;

Wierni mi ludzie tutaj ją przywiodą

Zwolnioną z więzów.

HERSYLIA

      Oszczędź mi swej łaski.

Martwy głaz falom zamknięty jest mniej,

Niż ja wybiegom wspaniałości twej.

Próżno; nienawiść niech pośród nas stoi;

Zawdzięczać nie chcę nic względności twojej!

ROMULUS

Ja wcale twej się przyjaźni nie łaszę!

HERSYLIA

Więc ci rozkoszą są boleści nasze;

Łzy, przy rozstaniu co trysną spod powiek,

Karmią ci będą...

ROMULUS

      Nigdy gorzej człowiek

Nie był osądzon; lecz i to nie boli

Już duszy mojej. — Wierz, nie wierz — do woli;

Lecz serce moje ni żyłką nie drgnęło

Za tobą, kiedym zniszczyć własne dzieło

Zamierzył; wyrok ów, co ludu szałem

Zmuszon pozornie na Tullię wydałem.

HERSYLIA

Co słyszę! Tullia?...

ROMULUS

      Wolna. Krwią słabego

Splamić gród rzymski niech mnie bogi strzegą!

A gdy ofiary zbraknie nam do stosu,

Rzeknę im to, co w pierwszej burzy ducha

Byłoby tylko próżnym brzmieniem głosu.

Lud wreszcie ciszej słów moich wysłucha

W przedświcie wielkiej boju tajemnicy.

Sami się wzdrygną na tę śmierć dziewicy

I godniej we czci zmarłego dostoją.

HERSYLIA

po pauzie

Królu! na wdzięczność jeśliś liczył moją,

Toś się omylił. Choćbyś miał niezłomne

Chęci świadczyć mi dobro, nie zapomnę,

Że to jest łaska; a nic nie naprawi

Już dokonanych przez ciebie bezprawi.

ROMULUS

Ja nie liczyłem na nic; w żadnej cenie

Mam czy to wdzięczność, czy to zapomnienie;

I nic naprawiać nie chcę jako żywo;

A tylko wstrzymać chcę rzecz niegodziwą.

I ty, Hersylio, pójdziesz z siostrą swą

I wszystkie nici, które żywot błogi

Miały nam upleść razem, niech się rwą,

Ja sam je targam... Jesteś wolną!

HERSYLIA

do siebie

      Bogi!

ROMULUS

Choćbyś mnie nawet mniej nienawidziła,

Czuję, że czyn nasz gorzki owoc zsyła.

Na drzewie losu dojrzewa on nam;

Lecz ja, bez skargi, chcę go zerwać sam.

Prawo gościnne pogwałcone zdradnie

Będzie pomszczone; lecz ciężar pokuty

Na jedną głowę króla tylko spadnie.

Dom mój stać będzie ze szczęścia wyzuty,

Już mnie rozkosze jego nie zachwycą,

Przy mym ognisku miły gość nie siędzie,

Nie żona ogień w nim rozniecać będzie;

Sam z moją myślą... Śmiejesz się, dziewico?

HERSYLIA

Ja?

ROMULUS

      Tak, masz słuszność. Kto dziś zgadnąć może,

Gdzie w noc jutrzejszą głowę moję złożę!

Lecz co ja mówię!...

Idzie w głąb sceny i kluczem odmyka bramę, na rozcież ją otwierając.

HERSYLIA

do siebie

      Och! w oczach mi ciemno...

To straszny człowiek! Co się dzieje ze mną?

Ratujcie odeń mnie, sabińskie bogi!

Zasłoń mnie przed nim, o klątwo ojcowa!

ROMULUS

wracając

Otworem stoją już wolności drogi,

Wracaj do domu, Sabinko; bądź zdrowa!

Byłaś mi drogą, och! byłaś mi drogą,

Jak słowa ludzkie wyrazić nie mogą;

Dziś i ta miłość głęboka a szczera,

Jak wszystko drogie, już we mnie zamiera.

Gdy się stos Anka zsypie w prochu chmurę,

Zgasną i we mnie te płomienie, które

Tyś roznieciła... Tullię widzę młodą;

Nie chcę jej spotkać. Niech będzie gotowa

Spełnić mą wolę... Hersylio, bądź zdrowa!

Śpiesznie odchodzi na lewo.

SCENA IV

Hersylia, Tullia.

Z głębi na prawo wychodzi Tullia z przewodnikiem, który ją pozostawia i znika.

TULLIA

Czyż to już ranek? Czy mnie na śmierć wiodą?

Gdzie stos? A człowiek gdzieś zniknął w tej chwili...

HERSYLIA

wybiegając naprzeciw niej

Siostro!

TULLIA

      I ciebie też tu sprowadzili

Gwoli mej śmierci? O! jakżeż czynicie

Gorzkim, Rzymianie, zgon mój i jej życie!

HERSYLIA

Nie mów o śmierci! Ty wyjdziesz stąd żywa.

TULLIA

Ja?

HERSYLIA

      Pójdziesz wolna, gdzie cię serce wzywa.

Tę bramę widzisz? Król otworzył sam.

Nie zwlekaj! Może zdjąć go żal, lub inni

Nie w porę jacy nadejdą uczynni;

Śpiesz! Cudem mało otwiera się bram.

Ratuj się, ratuj!... Nie czekaj zarania!

TULLIA

Alboż ja jestem do uratowania?

HERSYLIA

I ja też z tobą pójdę, siostro droga;

Bo i mnie razem on z tobą wygania.

Och! jak mnie boli ta wspaniałość wroga,

Powiem ci, kiedy wolności powietrze

Ożywczym tchnieniem skronie nasze przetrze.

Mnie tak ugięło to jarzmo tyrana,

Że mimo dumy, mimo zgrozy w duszy,

Mało nie padłam przed nim na kolana.

Czyż człowiek, który więzy nasze kruszy,

Tym samym dla nas w boga się przemienia,

By nas tym silniej przykuć do więzienia?

Nie ociągaj się, siostro; czas nam w drogę!

Pociąga za sobą Tullię kilka kroków ku bramie.

TULLIA

zatrzymując się nagle

Idź sobie sama; ja stąd pójść nie mogę!

HERSYLIA

Co tobie, Tullio? Drżysz! Jeśliś zmęczona,

O biedne dziecię, wezmę cię w ramiona.

TULLIA

Zmęczona, mówisz? Tak, ale daremnie

Ciężar, co męczy, chciałabyś zdjąć ze mnie,

I nikt na świecie tego nie dokona.

HERSYLIA

Ty marzysz, Tullio; bredzisz w jakimś szale,

A niebezpieczeństw czyż nie czujesz wcale?

TULLIA

Czyż i na ziemi ten szlak jest marzeniem?

Przypatrz się, powiedz, czy poznajesz go?

Każda z tych kropli rośnie mi strumieniem,

Słyszę, jak głucho tam szumią i rwą.

Przebóg! już w potok dziki się spieniły!

Ja go przestąpić nie mam, nie mam siły.

HERSYLIA

Ratujcie chory jej umysł, niebianie!

Zostaw za sobą, co się nie odstanie,

Przed siebie patrzaj, za przyszłością idź,

O, droga moja!

TULLIA

      Przyszłością mam żyć?

Ja nie mam żadnej, co by nie dzieliła

Tego widoku.

HERSYLIA

      Jeślić siostra miła,

Zmóż grozę, która tłumi wolność twą,

I nie odpychaj względnej bogów ręki,

Którzy chcą, abyś żyła.

TULLIA

      Czyliż chcą?

Nie są tak straszni. Zlitują się męki,

Która mnie pali. A ty czy wiesz, ile

Już przecierpiałam przez tę krótką chwilę?

Wszak to dopiero jedna noc i dzień,

Jak za mną chodzi ten straszliwy cień?

A mnie, jak gdybym tysiące lat, zda się,

Tysiące śmierci przeżyła w tym czasie.

Przyszłości dla mnie nie ma za tą bramą,

Jak nie ma końca mej okropnej męce;

Jak dziś, tak zawsze czuć będę toż samo:

Usta na skroni, rękę w jego ręce.

HERSYLIA

Przebóg! to miłość.

TULLIA

      Jak wy to zowiecie?

Lecz ja pamiętam, że to wróg mój przecie;

Że jego ramię, jak mnie dotknąć śmiało,

Gdy żył, tak teraz obejmuje całą

Niemiłosiernie; — że mnie najzuchwalej

Oderwał od tych, którzy mnie kochali.

HERSYLIA

Niech więc nienawiść z tobą go rozdzieli.

TULLIA

Nienawiść? Kiedyż on już po wsze czasy

Blady, skrwawiony zasnął na pościeli,

A wszystkie bóstwa młodości i krasy

Stanęły kołem przy jego pogrzebie,

I płacz zawodząc, spoglądają łzawie.

One mnie, słyszysz? wołają do siebie.

Z więzów mnie moich zwolniły łaskawie,

By ten dom smutny nawiedzić cichaczem,

Siąść przy nim, usta ucałować, zaczemWezmą go z domu, żar czoła i skroni

Ostudzić chłodem jego martwej dłoni.

Ty mnie nie wstrzymuj i nie mów mi wcale

O klątwie ojca. Bo czegóż ja życzę?

Żoną, kochanką nie chcę mu być; ale

Raz jeszcze spojrzeć na jego oblicze

I potem czekać ofiarnego losu.

Krew tylko moja z ogniem jego stosu

Wezmą tu, siostro, śluby tajemnicze.

Idź, powiedz ojcu, że on w złą godzinę

Rzucił przekleństwo na biedną dziewczynę,

Przekleństwo jego zgubiło ją.

HERSYLIA

      Biadaż

Jego starości, skoro tak powiadasz!

Osierocony ze szczęścia i dziatek

Zmarnieje.

TULLIA

      Alboż mu na dni ostatek

Ty nie zostajesz? Wszak ty nie masz prawa

Pożądać śmierci. Przy tobie nie stawa,

Nie goni ciebie cień z okropną raną,

Twą własną ręką żywemu zadaną!

HERSYLIA

odwrócona, biorąc ją za rękę

Tullio! ty nie wiesz, co mówisz. Ja też!...

TULLIA

Co słyszę, siostro!... Czyż Romulus?...

HERSYLIA

      Gdzież

Zdołam się schronić! Z bliska czy z daleka

Za mną też chodzi cień tego człowieka,

Co złamał dumę i nienawiść mą;

A że mnie z więzów niewoli wyzwala,

Tym bardziej w jarzmie trzymać będzie z dala.

TULLIA

po niejakim namyśle

Ale on żyje, nie zabiłaś go.

Dłoń, co cię ima, krwią się nie rumieni:

Głos nie z podziemia, który cię przyzywa;

A pocałunek...

HERSYLIA

      Cicho, nieszczęśliwa!

Myśmy na zawsze dziś z nim rozłączeni.

Och! ale przed nim, z bliska czy z oddali,

Twoja mnie tylko obecność ocali,

Jeżeli ze mną w jedną pójdziesz drogę.

W twej obecności ja zwyciężyć mogę

Ten lęk, co na wskroś duszę mą przenika,

I z drogi mojej zepchnąć gwałtownika.

Pójdź!

TULLIA

      Nie uciekaj próżno od miłości;

Ona cię dogna. Idź przeciw niej, siostro,

Z poddaniem. Ona śmiertelnie się złości

Na serce, które poczyna z nią ostro,

Krew mu wysysa. Straszna ta bogini

Wszak berłu swemu uległymi czyni

Wszystkie dziewice? Przypłaciłam srodze,

Żem chciała opór stawić na jej drodze.

HERSYLIA

do siebie

Co te dziecięce usta mówią?... Tak!

Czy niebo przez nie daje mi swój znak,

Tłumacząc duszy mej zagadkę?

TULLIA

      Idź,

Nie zwlekaj, siostro! Gdyby on mógł żyć,

Poszłabym z tobą, by rzec do rodzica,

Czego by żadna nie śmiała dziewica:

— Oddaj mnie jemu. — Pokój zmącił nam?...

Miłość go mąci. — Podszedł?... Takiż sam

Jest tryb miłości. — Drwił z królewskiej krwi?...

Ej! właśnież miłość z najsilniejszych drwiI najwolniejszych: z miecza i korony.

Teraz zwycięzca leży zwyciężony;

Lecz hymn tryumfu stał się dla mnie wyciem,

Chwałę zwycięstwa płacić muszę życiem.

HERSYLIA

Więc mam cię tu zostawić?

TULLIA

      Taki los!

HERSYLIA

Niechże się spełni. Jeśliby czyj głos

Zdołał do życia powrócić cię zdrową,

To chyba już błagalne ojca słowo,

Jego na pomoc wezwę. Niedaleko,

Bliżej, jak sądzisz. Tam w lesie, za rzeką,

Stoją już nasi. Udręczenia lotem

Pobiegnę ku nim i stanę z powrotem.

A gdy mnie ojciec spyta: — Za pokojem

Przez toż obstajesz, że już sercem twojemZawładnął wróg i rabuś?... Czyż ucieknę,

Oczy w ziemię spuściwszy? — Nie! ja rzeknę

Z dumą: On taki dobry i wspaniały,

Jakiego oczy moje nie widziały.

SCENA V

Romulus, Talassjusz, Marcja, Hersylia, Tullia.

Romulus, Talassjusz, Marcja nadchodzą śpiesznie z lewej strony. Marcja daremnie usiłuje powstrzymać Talassjusza, który z dobytym mieczem wpada na scenę. Hersylia obejmuje Tullię i żywo pociąga ją w cień.

TULLIA

Ktoś idzie! Chroń się!

HERSYLIA

      Bogi! czyżby los

Wszystko nam zwichnął?

TULLIA

      Siostro!

HERSYLIA

      Hamuj głos!

TULLIA

Ach!

TALASSJUSZ

      Gdzie zdrajczyni? Zginie z ręki mojej!

Jak to! Ta brama już otworem stoi?

MARCJA

Uratowana! Och, góra rozpaczy

Spadła mi z serca!

TALASSJUSZ

      Romulu! Co znaczy?...

Klucz od tej bramy jest na straży twojej,

A gród otwarty, bez żadnej obrony...

Czy jej sabińskie pomogły demony?

ROMULUS

Król Rzymu.

TALASSJUSZ

      Ty?

ROMULUS

      Ja. Siostrze i jej samej

Gwoli ucieczki uchyliłem bramy.

MARCJA

Królu, jak bogu, niech ci będą dzięki!

Jakież ja walki odbyłam i męki,

Zanim mężowskiej obecności siła

Wahaniom moim koniec położyła.

Lubo przysięgą związana z mojemi,

Przed mężem ciężkie zerwałam milczenie...

Jeszczeż te serca ja mojemi mienię,

Co mi w rodzinnej pozostały ziemi?

Wszak całym światem jest mi dom, dziś drogi,

Którego drżąca przechodziłam progi?

Jednak...

TALASSJUSZ

      Milcz! bo cię oskarża to słowo!

Gdyby cię nawet wdową uczyniono,

Czyż ślub nasz kłamstwem był? Czyż moją żoną

Mniej byłaś przeto, żeś została wdową?

Ale przekleństwo i kara niech spada

Na tę, co męża tak zdradliwie...

TULLIA

      Biada!

HERSYLIA

Ciszej, o! dziecię.

TALASSJUSZ

      Co się tam szamoce?

Co wzdycha w cieniu?

ROMULUS

      Wiekuiste moce!

To one!

MARCJA

      Królu!

TALASSJUSZ

      Kto? Te siostry krwawe?

Pójdźcie do piekieł!

Dobywa miecz.

MARCJA

      Królu! ty ich sprawę

W opiekę przyjmij; tyś je zwolnił!

TALASSJUSZ

odpychając ją

      Precz!

MARCJA

zasłaniając

Ratuj je, królu!

TALASSJUSZ

      Nie! pod miecz, pod miecz!

ROMULUS

stając między nimi

Odstąp, Talassjusz; król tu jest.

TALASSJUSZ

na stronie

      Niestety!

ROMULUS

Wyjdźcie, Sabinki!

TULLIA

cicho

      Bogi!

HERSYLIA

na stronie

      Ledwiem żywa.

ROMULUS

Powiedz ty, jak cię mam nazwać, straszliwa!

Prawdęż mówiły słowa tej kobiety,

Żeś ty podstępem i mnie, i lud cały

Wytępić chciała śród sennego miasta!

Czy też jej usta kłamią?

HERSYLIA

      Nie skłamały,

Zupełną prawdę mówi ta niewiasta.

MARCJA

O nie, ty tego nie chciałaś uczynić;

Rozpacz o Tullię...

TULLIA

do Hersylii

      Co! on śmie cię winić?

Zuchwały! Niechże dowie się ode mnie

Tego, coś ty mi wyznała...

HERSYLIA

cicho

Daremnie!

TULLIA

podobnież

To cię oczyści.

HERSYLIA

podobnież

      Nic to nie pomoże:

Kłamstwem mu prawda zabrzmi w takiej porze.

TULLIA

głośno

Słuchaj mnie, królu!

ROMULUS

      Pomagać nie pora.

Gotowość twoja na nic się nie przyda,

Ty, młoda żmijo. Jesteś, widzę, skora

Do kłamstwa, jak i do mordu. Ohyda!...

TULLIA

Mylisz się!

HERSYLIA

do Tullii

      Przestań! Nic się tu nie zmieni;

Ja ci mówiłam, żeśmy rozłączeni!

ROMULUS

Czcigodna paro, bliźni fałszu płodzie,

Zgrozą wykarmion! Ciesz się nieskończenie,

Że w piersiach nosisz miasto serc kamienie!

Cóż was rozrzewni, kamień ten przebodzie?

Czy są tak wielkie człowiecze niedole?

Tak! Chyba pójść wam na to rzezi pole,

Któreście chciały sprawić tak gorliwie,

Spojrzeć na usta, co do was życzliwie

Się odzywały, jak nieme i blade

Całują ziemię zakrwawioną. Rade,

Szczęśliwe myślą, która was natchnęła,

Krzyknęłybyście: To są nasze dzieła!

MARCJA

przybiegając do Hersylii

Przestań, Romulu! Zabijesz swą żonę!

ROMULUS

Serce jej dobrze jest opancerzone;

Nienawiść dla mnie wszak ją zabezpiecza!

Precz z moich oczu!

TALASSJUSZ

rzucając się z mieczem na Hersylię

      Ty!...

ROMULUS

wstrzymując go

      Nie kalaj miecza!

Idź zbudzić śpiących. Jako z gór płomienie

Spadniem na wrogów, roznosząc zniszczenie;

Nim się spostrzegą, staną w krwi i dymie.

Chcieli cię uśpić w bezecnej pokusie,

Ha!... snem śmiertelnym; a więc zbudź się, Rzymie!

Precz ciemność! światło naprzód!

Talassjusz odchodzi

HERSYLIA

z gwałtownym wysileniem

      Romulusie!

ROMULUS

Czy tych skał echo wzywa mnie z daleka?

Czy marmur nęci, bym skostniał na głaz

W objęciach jego? Bogi! błagam was,

Nie taką śmiercią, niech śmiercią człowieka

Umrę śród ludzi!

Wychodzi za Talassjuszem. Hersylia, chwiejąc się, pada na ręce Tullii.

HERSYLIA

      Ach! ginę z rozpaczy!

MARCJA

padając u nóg jej

Czy mi przebaczysz?

HERSYLIA

      Miłość cię tłumaczy.

AKT PIĄTY

SCENA I

Ranek świta. Brama otwarta. W miarę postępu akcji scena rozwidnia się.

Pinarius śpiesznie wychodzi z prawej strony, za nim chłopiec.

PINARIUS

Dalej stąd, synu, dalej! Brama bliska;

Czuję powietrze, co się tu przeciska.

Więc uciekajmy!

CHŁOPIEC

      Uciekać! Gdzie, po co?

Zewnątrz się biją. Gdzie spojrzeć za mury,

I beczka by się nie stoczyła z góry

Przez ciżbę mordu, co począł się nocą.

Co za noc! Jakiż dzień się z niej wychyli?

I pocóżeśmy wyszli ze świątyni,

Gdzieśmy przynajmniej bezpiecznymi byli!

PINARIUS

Nie! Chram bez boga bezpiecznym nie czyni,

A bogi wyszły, złorzecząc tej chwili.

I tylko Jędze gospodarzą strachem,

Sowimi skrzydły warkocząc nad dachem,

Który ma runąć. Uciekajmy!

CHŁOPIEC

      Po co?

Jak się wychylim, na śmierć nas zdruzgocą.

Całe podole, jak zajrzeć daleko,

Roi się bojem, — pod lasem, nad rzeką.

Żeśmy bezbronni, nic nam nie pomoże.

Jak gradem całe ściemniało przestworze;

Tu świszczą strzały, tam pociski grzmocą,

Tu kamień warczy wyrzucony procą.

PINARIUS

Co mi śmierć! Bylem ten bezbożny gród

Rychlej opuścił.

CHŁOPIEC

      Mogąż bezbożnemi

Być martwe mury? Przecież męski lud

Wyległ na pole. Kiedyś legł na ziemi

I zadrzemałeś, jam poszedł do miasta.

Pusto. Gdzie spojrzę przez otwarte drzwi,

Tam przy ognisku sabińska niewiasta

Samotna siedzi i ociera łzy.

Psy, co jedyną zostały obroną,

Liżą ich ręce opadłe na łono.

Biedneż niewiasty! Tak młode a smutne.

Cóż? Gdy mężowie walczą tam z ich braćmi,

Kto bądź zwycięży — losy to okrutne —

Łza po poległym kirem oko zaćmi.

PINARIUS

Czemuż ni jednej nie było tak śmiałej,

Jak córka króla?... Dziś by nie płakały.

CHŁOPIEC

Jeszczem coś widział... Szedłem koło domu

Biednego Anka. Wprawdzie go na mary

Złożyli, ale nie było go komu

Pilnować nocą. Spojrzę przez świt szary

Ode drzwi: w głowach siedziała dziewica

I nad umarłym pochyliła lica.

Tullia!... krzyknąłem. Ona na to słowo

Spojrzała martwo i dała znak głową,

Bym nie przeszkadzał. Jakaś tajemnica!...

Aż mnie dreszcz przeszedł.

PINARIUS

      Spojrzyj no ku bramie,

Co to za hałas?

CHŁOPIEC

wyglądając

      Ho! nasz szyk się łamie...

Nie... znów stanęli; dotrzymują kroku.

Król przed szeregiem prowadzi na wroga...

Zwarli się... dzielnie!... Już z połowa stoku

Oswobodzona... Droga aż do góry

Stoi otwarta.

PINARIUS

      Tak? otwarta stoi?

Więc, pod mym gniewem, prowadź mnie za mury!

A gdybyś ojca w bezbożności swojej

Nie chciał wywieść za ten gród złowrogi,

To sam omackiem pójdę szukać drogi.

CHŁOPIEC

Za późno, ojcze. Czy mnie wzrok nie mami?

Górą znów jakaś wre ciżba straszliwa.

Ktoś ze świeżymi nadciąga hufcami,

A włos mu siwy po szyi opływa:

To Tytus Tacjusz. Jakby mu ubyło

Lat, istny młodzian postawą i siłą;

Jakże znać po nim bohatera-króla!

A teraz... prosto pędzi na Romula.

W promieniach słońca błysnęły dwa miecze...

Zmieszany hufiec rusza na porzeczeRozdzielić królów...

PINARIUS

      A ja próżno pięście

Ściskam i czekam... na co?

CHŁOPIEC

      Ot, nieszczęście!

Rzym do wstecznego zmuszony pochodu.Woła na zewnątrz.Tu! tędy! Brama otwarta!

ROMULUS

za sceną

      Do grodu!

Zaniechać bitwy!

TACJUSZ

za sceną

      Do szturmu, Sabiny!

CHŁOPIEC

odstępując od bramy

Ojcze! Rzym wkrótce pójdzie w gruzy. Biada!

PINARIUS

Słuszny gniew bogów niechaj prędzej spada;

Niech miejsce zgrozy zalegną ruiny!

SCENA II

Talassjusz ukazuje się w bramie. Widać zewnątrz grupy, które walcząc, pną się po stoku ku górze. Rzymianie bronią się, cofając, Pinarius siada na lewo. Chłopiec stoi obok niego z miną głębokiego współudziału.

TALASSJUSZ

stojąc na progu, woła na zewnątrz

Ręka na rękę, towarzysze, śmiało!

Tarczą o piersi przeć ich, co sił stało,

I spychać w przepaść. Tak!... Już się zachwiali,

Już lecą na dół. Towarzysze, dalej!

Do miasta bieżcie, chrońcie się za mury.

Tędy, Romulu! Śpieszcie, nim zgłuszone

Upadkiem tłumy wdrapią się do góry!

Niechaj szturmują, my znajdziem obronę!Rzymianie cisną się przez bramę, ranni, niektórzy upadając. Zabitych wynoszą. Na prawo i na lewo rozchodzą się do miasta.

A teraz spocząć i obwiązać rany.

1-SZY RZYMIANIN

Niech krwawią; trudu Sabinom ubędzie.

TALASSJUSZ

Co tobie ulgi wrogów mieć na względzie?

Wstydź się, Sekstusie, coś taki stroskany?

Każdą krwi naszej kroplę u tej bramy

My im za ciężkie żelazo sprzedamy.

Dalej na mury, w kim dech jeszcze! Śmiało!

2-GI RZYMIANIN

Próżno!

TALASSJUSZ

      Gdzie wasze męstwo się podziało?

Cóż stąd, że chwilę zatrzymano nas?

Tocieśmy trzykroć wpierali ich w las

I czoło z czołem całą noc walczyli.

Czegóż tak głowę zwieszać w jednej chwili,

Jakby po hańbie? Na jednego wilka

To zbyt morderczo puszczać psów po kilka.

Ale niech jeno podejdą do góry,

Oj złamią zęby o te dzielne mury!

3-CI RZYMIANIN

pomagając nieść zabitego

Nasi najlepsi zalegli na ziemi!

TALASSJUSZ

Wstydź się, Flawiuszu! Jakże najlepszemi

Możesz tych mienić, co w tak ciężkiej chwili

Rzym opuścili?

Czyż ja nie żyję? Czyż wy nie żyjecie?

I czyż nie żyje Romulus, choć niemy

I głuchy, milcząc, nieprzyjaciół miecie?

Ej! Rzym nie zginął, kiedy my żyjemy!

Dalej na mury! Co który zabity,

To go stojący wprowadzić na szczyty,

Aby wróg z pola myślał, że kamienie

Rodzą nam coraz nowe pokolenie!

Rannych do domów!... Lecz cóż to król zwleka?

RZYMIANIE

ostatni wkraczający

Nadchodzi!

TALASSJUSZ

      Niech mu przebaczą bogowie,

Że tak na oślep narażał swe zdrowie.

A co my znaczym bez tego człowieka?

SCENA III

Talassjusz i kilku Rzymian; — Pinarius i chłopiec; — Romulus ranny w rękę i w biodro ukazuje się, zwracając oczy ku bramie.

TALASSJUSZ

Cześć Romulowi!

RZYMIANIE

gromowym okrzykiem

      Cześć królowi, cześć!

ROMULUS

wchodząc

Zamykać bramę! Potem kamień znieść

Ze wszystkich domostw. Złożyć go na mury,

I gdy podejdą, miotać na nich z góry.

Kiedy nie mamy dosyć silnej dłoni

By bronić Rzymu, niechaj Rzym nas broni!

TALASSJUSZ

Siądź na kamieniu, spocznij, boś znękany,

I pozwól, że ci obwiążemy rany.

ROMULUS

Dajcie mi pokój! Alboż tu nie świecą

Krople krwi Anka? Niech się zmiesza z moją!Rzymianie sadzają go na kamieniu i porywają ramię do opatrunku.Gdyby tylko było ciszej nieco

Tu, w głowie. — Jak tam w polu rzeczy stoją?

2-GI RZYMIANIN

Szczególna!

ROMULUS

      Cóż to?

2-GI RZYMIANIN

      Cofają się wrogi.

Taran ściągnięty prawie na pół drogi

Zwraca się w prawo. O! zwietrzyli snać

Najsłabsze miejsce i stamtąd chcą brać.

TALASSJUSZ

Przekleństwo! Widać rozejrzeli z bliska

Wszystko, gdy przyszli do nas na igrzyska.

ROMULUS

do tych, co go opatrują

Kiedyż tam koniec? Śpieszcie! Jam już zdrowy.

Idź, Talassjuszu; ja za tobą wraz.

Trzeba w świątyni zamknąć białogłowy;

Sabinki myślą, jak by zdradzić nas.

One gotowe, niby to z pustoty,

Gdy wyruszycie na zewnętrzny bój,

Zajść was i weprzeć na braci swych groty.

Ruszaj na mury, Talassjuszu mój!Talassjusz odchodzi.Kto przy ołtarzu siedzi tam? Pinary!

Że też mi zawsze na drodze ten stary!

Ha! jeśli bywasz mocą swego ducha

Na radzie niebian; jeśli ci wiadomo,

Co sobie Parki szepczą tam do ucha:

Powiedz, wielebny, jak się stanie z Romą?

PINARIUS

Jak zasłużyła, tak się też z nią stanie.

ROMULUS

A też zasługi ważyć kto ma władzę?

PINARIUS

Jowisz je waży na rzetelnej wadze.

ROMULUS

Której wahadłem tyś jest?

PINARIUS

      Rzekłeś, panie!

ROMULUS

Tak ja myślałem. — Wielka mu stąd chwała,

Że się ta waga dla niego nie zdała, —

On waży innych. Dla takiej zalety,

Wepchnąć gadułę pomiędzy kobiety!Wstaje.Co będzie z Rzymem, miecz mi powie mój

Lepiej, niż wróżba starości... Na bój!

Wy towarzysze, pilnujcie mi wrót.

Kto idzie?

Nadchodzi zbrojny.

ZBROJNY

      Królu, czy słyszysz ten grzmot?

Rąk secinami w powietrzu miotana

Wali w te mury głowa ich tarana.

Co zastęp spędzim, to znów idzie nowy.

ROMULUS

A czyż to wasze nie mocniejsze głowy?

Dobrze! niech wrogów wywścieka się szał;

Gdy się mur zwali, wzniesiem go z ich ciał.

Wchodzi drugi zbrojny.

DRUGI ZBROJNY

Koniec Rzymowi! Mur pękł do połowy.

ROMULUS

Czyż to, nędzniku, Rzymem jest ten głaz?

Niechaj mur pęka, byle stało was!

Jak nie miał pęknąć, gdy w dziele poczętemKrew bratnia strasznym była mu cementem?

Choćbyśmy wznieśli go pod same chmury,

Pękłby tak samo, bo nad tymi mury

Duch pomsty trzyma wciąż płomienną żerdź

W niszczącej dłoni. Więc na bój, na śmierć!

Romulus biegnie na lewo. Talassjusz, wkraczający z oddziałem Rzymian, wstrzymuje go.

SCENA IV

Poprzedzający, Talassjusz z Rzymianami.

TALASSJUSZ

Stój! stój! ratunek już nie w mocy twojej.

ROMULUS

Więc i tyś stchórzył! zdrajco!

TALASSJUSZ

      Kto ustoi,

Gdy rozszalałe zerwie morze tamę

I wtargnie? Drugą tam otwórzcie bramę

I chrońcie się na pola. Że zaś rady

Moje tchórzliwe nie są, ani zdradne,

Dowiodę, tu zostając, by gromady

Wrogów wstrzymywać, dopóki nie padnę.

ROMULUS

Czy już do tego doszło? A więc, kto

Ze wszystkich, co się Rzymianami zwą,

Ma chęć ucieczki, otwarta mu droga!...Nikt się nie rusza.Ani jednego?... Więc Rzymianom cześć!

Żałobę Rzymu godnie będziem nieść.

Górą miecz! Razem, przed ołtarzem boga,

W ognisku grodu czekać będziem wroga.

TALASSJUSZ

Już wkracza!

SCENA V

Poprzedzający, Tytus Tacjusz i Sabinowie, ostatnich Rzymian pędzącprzed sobą.

TACJUSZ

z dobytą bronią

      Gdzie król? Gdzie tu król się chowa?

Gdzie jest Romulus? Moją jego głowa!

ROMULUS

który stoi przyparty aż podle swego domu

Tu, starcze; ale bądź lepiej z ostrożna.

Już cię na polu raz z nim rozdzielili,

Lecz tu za ciasno, minąć się nie można,

I jam już wreszcie syt tej krotochwili.

TACJUSZ

Znów byś słowami rozbroić mnie chciał,

Niegodny! Kiedym bezbronny tu stał,

Ty śmiechem plwając na mój siwy włos,

Niemiłosierny zadałeś mi cios

W samą rdzeń życia. Ja chcę nie dla chwały

Zmierzyć się z tobą. Jako dąb omszały

Gruchocze tego, co mu ściął korzenie,

Tak ja zgruchoczę ciebie!

TALASSJUSZ

do swoich

      Hej, baczenie!

SABINOWIE

następując, wściekłym okrzykiem

Śmierć! śmierć wam, zdrajcy!

TACJUSZ

do swoich

      Odstąpcie! ja sam

Do jego życia tylko prawo mam.

On, co najdroższe, porwał mi zdradziecko;

Kto mi go zabić wzbroni?

SCENA VI

Poprzedzający, Hersylia.

HERSYLIA

wychodząc z domu

      Twoje dziecko,

Ojcze!

TACJUSZ

      Hersylia! Czy to chwila snu?

HERSYLIA

wchodzi w koło przez rozstępujących się Rzymian i Sabinów

Zabij go, ojcze, jeśli zdołasz, tu,

Na progu tego domu; mocą swą

Przytułkiem wdowim dla mnie uczyń go.

Patrz! On miecz spuszcza, on bronią nie miota

Przeciwko starcom i niewiastom mdłym;

Wielkość i zacność tarczą mu żywota.

Ale gdy go zabijesz, w domu twym

Tarcza ta jako trofej nie postoi.

TACJUSZ

Czy śnię, czy to są słowa córki mojej?

ROMULUS

Córkę swą słyszysz, lecz nie moją żonę.

Cóż było wspólnym między nią i mną?

Nie bądź kłamliwie pociągnion w mą stronę;

Prócz twoich, inne jeszcze ręce są

Godzące na me życie.

TACJUSZ

      Co za ciemnie!

Kuglarskim trybem chceszli wmówić we mnie,

Że mi ją jeszcze córką mą odsyłasz,

Córką Tacjuszów? Jak to, nie zdradziłaż

Bogów mścicieli rodzinnego miasta

I klątw ojcowskich?

ROMULUS

      Nie, starcze; niewiasta,

Z niewieścim sercem uczyniła to;

Ale ty córkę wychowałeś swą

Na posąg z głazu. Toż ona gotowa

Była mordowi otworzyć tę bramę.

HERSYLIA

Słuchajcie, proszę. I niech bogi same,

Co ból mój znają, mnie użyczą słowa,

Wam wiary w prawdę. Romulu! z rozpaczy,

Miałam cię ślepo poświęcić tej nocy.

Ocalić Tullię czyż mogłam inaczej?

Zatem tłumiłam w duszy z całej mocy

Iskry uczucia, któreś zatlił we mnie;

Walczyłam długo, walczyłam daremnie.

Wtem ty przyszedłeś... Ojcze, ojcze drogi!

On przyszedł do mnie, by wolności progi

I mnie, i siostrze odsłonić tajemnie.

Co wtedy padło na mnie, nie wiem sama.

Kogoż podobne czyny nie rozbroją?

Gdy się przede mną otwarła ta brama,

Uczułam w sercu, żem na wieki twoja.

Czemuż mi jakieś słówko nie wybiegło

Z wieścią ku tobie? Byłoby ostrzegło

Od wiela złego. I ci by nie stali

Przeciwko sobie, w gniewie zatwardziali.

Tak, ojcze drogi, na me łzy gorące

Byłoby weszło litości twej słońce,

Ty byś przebaczył. Myśl szybsza od stopy

Już mnie za rzymskie przeniosła przekopy,

Ale za późno. Bogowie rozkuli

Już Jędze zemsty; nie było obrony.

ROMULUS

Hersylio!

HERSYLIA

      Gdybyś był posłuchał Tullii!

Lecz ci ból duszę zamknął z każdej strony;

Tyś mnie odrzucił.

TACJUSZ

      Wróg wkrótce człowieka

Odrzuca, który swoich się wyrzeka.

HERSYLIA

Jak to? Za mężem swym idąc niewiasta,

Wszak musi zrzec się ojczystego miasta.

A oto mąż mój przed ludźmi i bogi.

Ja tu przy tobie klęcząc, ojcze drogi,

Świadczę przed niebem przysiężnymi słowy,

Że jeśli klątwy, która mnie tak boli,

Nie zdejmiesz dzisiaj z mej nieszczęsnej głowy;

To ja ją nosić będę z dobrej woli.

Mężem mi inny nie będzie mężczyzna

Prócz niego, inną nie będzie ojczyzna

Prócz tych rumowisk; ani inną strawa,

Prócz tej, co życie goryczą napawa.

Teraz, gdym tobie duszę mą odkryła,

Zabij go, ojcze, jeśli twoja siła!

ROMULUS

Hersylio!

TACJUSZ

      Nędzna! Czyż sądzisz, że twojej

Hańby świadomość ramię me rozbroi?

Ty stoisz przy nim, więc upadnij z nim!

Precz z mojej drogi, Rzymianko! Na świecie

Jeszcze mi jedno pozostało dziecię,

Które mi porwał ten zdradziecki Rzym.

Gdzie moja Tullia? Ta powita słodziej

Ojca, co jako mściciel tu przychodzi.

Kiedy Tacjusz znowu z dobytym mieczem rzuca się na Romulusa, za sceną z lewej strony rozbrzmiewa śpiew Sabinek, cichy i żałosny.

SABINKI

   Matko żywota!

   Przez śmierci wrota

   Do twego łona

   Wszelka stworzona,

   Ziemio! powraca istota.

TACJUSZ

opuszczając miecz

Co słyszę? Toż to nasza pieśń domowa,

Sabińska nuta!

HERSYLIA

wstając z przerażeniem

      Biednaż moja głowa!

Czemużem Tullię puściła od siebie!

Nieszczęsna! chciała sama przy pogrzebie

Kochanka zostać. Co znaczy ten śpiew?

Postępuje krokiem w głąb sceny.

TACJUSZ

Czy chcą w mej piersi ukołysać gniew

Niewieście sztuki te rzewnymi głosy?

Ha! zobaczymy.

SCENA VII

Z lewej strony występują Sabinki, niosąc mary, na których spoczywa Ankus, białą draperią okryty. Na czele orszaku Tullia. Mary stawiają u stopni ołtarza; jednocześnie umilka śpiew. Wszyscy mężczyźni cofają się. Romulus, Hersylia, Talassjusz i Rzymianie na prawo, ku domowi, naprzeciwko Sabinów. Tacjusz, sam, zupełnie na przodzie sceny, na lewo. Pinarius z Chłopcem za ołtarzem.

TACJUSZ

      Ziemio i niebiosy!

Toż to jest... moja córka? Jakżeż cała

Wiosna jej lica zwiędła i zwątlała

Śród jednej burzy! A ci głupcy przecie

O pojednaniu mówią. Biedne dziecię!Chce podbiec ku niej. Ona podnosi rękę, powstrzymując.Jak to! Czyż ty już nie poznajesz mnie?

Cóż tak na ojca patrzysz nieprzytomnie?

Otwórz ramiona, aby serce twe,

Bijąc przy moim, powiedziało do mnie:

Tak; to ja, ojcze, ostatnie z twych dzieci,

Taż sama Tullia, choć mnie boleść szpeci.

Kto tam spoczywa? Na czyim pogrzebie

Płaczem zawodzi moja Tullia dumna

W tym gnieździe zbrodni?... Ach! to ten, co ciebie

Z rąk moich porwał! O! przeklęta trumna!

Odstąp mi od niej, pójdź w moje ramiona!

TULLIA

Ojcze! przy mężu winna zostać żona.

Rzuć broń! Śmierć ludzi do pokoju wzywa.

Rzuć tę broń!

TACJUSZ

spuszczając miecz na ziemię

Kto cię pomścił, nieszczęśliwa,

Na tym człowieku?

TULLIA

      Ja sama.

TACJUSZ

      O! dziecię;

Jedyna moja pociecho na świecie,

Ty, moja dumo!

TULLIA

      Duma się przeszywa

Sama swym żądłem. Pozwól mi się samej

Usprawiedliwić, nim się pożegnamy.

Śród męskiej walki jam dotąd milczała,

Bom była dzieckiem. Dziś jestem dojrzała

Do śmierci bólem jednej tylko nocy;

Więc wytłumaczyć czuję dosyć mocy

Królom i ludom to, co za mą sprawą

Na piersiach Anka napisane krwawo.

TACJUSZ

Nie mów o śmierci, wychodź z tego Rzymu,

Spojrzyj na siwą mą głowę znękaną

I żyj.

TULLIA

      Ten zmarły wziął mi życie. Ty mu

Go nie odbierzesz; bo tobie nie dano

Takich sił, jakie ta miłość ma w sobie,

Z zaświatowego co wabi ukrycia.

Cóż ty mi możesz dać godnego życia,

Gdy ten, którego ukochałam, w grobie?

Ręka, co ścięła śliczny cedr na górze,

W ogrodach świata możeż zrywać róże,

By wić girlandy? Usta, co tak błogo

Całują trupa, czyż poić się mogą

Winem rozkoszy ze światowej czary?

TACJUSZ

Nieszczęsne dziecię! Odepchnij te mary;

Uczuj się, swoim upadłszy na łono,

Nowokochaną, nowoożywioną!

TULLIA

Kochasz mnie, ojcze?

TACJUSZ

      Możeszli, pieszczoto,

Ojca i swoich zapytywać o to?

TULLIA

Więc się do twojej odwołam miłości

Raz jeszcze. W urnie, która jego kości

Złączy z moimi, niech się pokój ziści.

Zamknij w niej popiół swojej nienawiści;

A gdy pochodnia pogrzebowa zgaśnie,

Niech się z nią razem krwawe skończą waśnie.

TACJUSZ

Jak możesz tego wymagać ode mnie,

Gdy serce coraz w nowym bólu pęka

Na widok tego, co nieszczęścia ręka

Zrobiła z tobą. Daremnie, daremnie!

Nie miej nadziei.

TULLIA

      Ojcze mój łaskawy,

Nie chciej utrudniać tej ostatniej sprawy,

Jaką mi życie za powinność wkłada.

Patrzaj, tu stoi Sabinek gromada,

Które przyniosły przed obliczność twoją

Zwłoki mojego małżonka; tam stoją

Ich znów mężowie; ziemi tej granice

Już im ojczyzną. Jako niewolnice

Tylko, jak obce, oderwane siłą

Od tego, co im tu najdroższe było,

Możesz na powrót zawieźć je do Kurów;

Duch ich wciąż będzie tęsknić do tych murów

I nad grobami mężów się unosić.

Nie, wierz mi, ojcze, złego było dosyć;

Wiemy to wszyscy. Ale dwie ofiary

Uśmierzą niebian sprawiedliwy gniew.

Krew bohatera i dziewicy krew

W święto pokoju niech z pokutnej czary

Na cześć ich spłynie.

      Wzywam was, mocarze

Kurów i Rzymu, stańcie w zgodnej parze!

Podajcie sobie ręce i będziecie

Razem nieść ciężar, co was obu gniecie.

Co tobie w Anku umarło, Romulu,

Ja, com zabiła, wiem po własnym bólu.

A tobie, ojcze, córka przez to ginie,

Że ukochała ciebie tak serdecznie,

Iż, by z twą klątwą nie postąpić sprzecznie,

Zrzekła się szczęścia. Przebacz tej dziewczynie

I zdejm z nas klątwę, bym w cieniów krainie

Spotkawszy Anka, mogła żyć z nim razem.

TACJUSZ

Czemuż nie padłem pod wrogów żelazem!

Gdy mnie krew własna okrywa żałobą,

Krew własna zdradza!

ROMULUS

występując

      Ja klękam przed tobą

W proch, nie przed królem, lecz przed ojcem padam,

Całą dostojność tego grodu składam.

Ja jużem myślał nie przeżyć tej chwili,

Aż ona błogo nade mną jaśnieje

I drogą czyni mi życia nadzieję.

Jakeśmy niegdyś w Kurach cię prosili,

Tak prosim znowu, ja i naród mój,

O rękę waszych córek.

TALASSJUSZ

do Tullii

      Biedne dziecię!

ROMULUS

A że nam wzgarda nie należy przecie,

Dowodem dla was całonocny bój.

Czekam!

Tacjusz milczy.

HERSYLIA

      Milczenie twe, ojcze, uśmierca.

Wszak widzisz w prochu dumnego człowieka,

I czemuż jeszcze twoja duma zwleka?

TULLIA

Podnieś go, ojcze; podnieś wszystkie serca!

TACJUSZ

Cóż to? Mych siwych wojowników mur

Ociera oczy? Sabińscy ojcowie,

Nie odrzucacież od siebie swych cór?

NAJSTARSZY Z SABINÓW

po porozumieniu z innymi

Milczym, bo twoja klątwa na ich głowie:

Zdejm — błogosławim.

TACJUSZ

      Wstań człowieku, który

Zdołałeś odjąć mi serce mej córy,

A słowo klątwy, którem rzekł, niebianie!

Zatopcie w morza najgłębsze otchłanie

I przyciśnijcie je ciężarem skały,

By go demony odtąd nie dostały.

Błogosławieństwo spuśćcie na ten gród,

Niech się dwa ludy w jeden złączą lud,

Z dwóch królów jeden niech powstanie król!

A teraz, dzieci, zrzućcie z serca ból;

Tu na me piersi! Żyj mi, Tullio miła,

I ciesz się zgodą, którąś ty sprawiła.

TULLIA

Dzięki ci, ojcze; ale już nie wstanie,

Kto umarł. Słyszę stąd Anka wołanie:

Głos jego smutny, co do mnie dolata,

Zagłusza echa wesołego świata,

Zagłusza, ojcze, otuchy twej słowa.

HERSYLIA

Zostań nam, Tullio; zostań nam!

TULLIA

      Bądź zdrowa!

Kochasz!... wiesz, czemu odchodzę w tę drogę.

Bądź z nim szczęśliwą!

HERSYLIA

      Bez ciebie czyż mogę?

TULLIA

I Ankus odszedł od brata. Ja ciebie

Jemu zostawiam po Anka pogrzebie.

Żegnam cię, ojcze! Żegnam was, narody

Bratnie! O, miłaż śmierć w jutrzence zgody!

Nie płaczcie po mnie! Choć droga daleka,

Ale mnie na niej przyjaciel mój czeka.

Powiem mu wszystko.

HERSYLIA

      Zabierasz mi duszę!

TACJUSZ

Dziecię! nie możesz... nie powinnaś!...

TULLIA

      Muszę!

PINARIUS

występując przed ołtarzem, z rękami w górę podniesionymi

Przyjmcie ofiarę, bóstwa przejednane!

Gniew swój wszelako wstrzymajcie nade mną,

Choć droga losu była dla mnie ciemną.

Jedna tu miłość utworzyła zmianę;

Zagadkę waszej rozwiązując woli,

Starła przekleństwa ojcowskiego ślady,

Zaprowadziła jedność w miejsce zwady,

Błogosławieństwo na miejsce niedoli.

Przedmowa do wydania źródłowego z 1879 r.

Paweł Heyse, żyjący dotąd znakomity nowelista niemiecki, urodził się w Berlinie roku 1830; synem był zasłużonego językoznawcy R.M.L. Heysego; pod przewodnictwem Boeckha i Lachmanna odbył porządne studia filologiczne; podróżując kilkakrotnie po Włoszech i pilnie zajmując się językiem i literaturą narodów romańskich, wybornie się przygotował do swej poetycznej działalności. W roku 1854 udał się do Monachium, gdzie należąc do kółka poetyckiego, otaczającego króla Maksymiliana, otrzymał pensję od rządu bawarskiego. Ale gdy przyjaciel jego Emanuel Geibel, niepospolity liryk, wskutek sympatyj swoich dla dążności króla pruskiego Wilhelma (dzisiaj cesarza) postradał pensję, Heyse, który podzielał jego przekonania, zrzekł się także i swojej. Mając byt zapewniony, żyjespokojnie i szczęśliwie dla natchnień swej Muzy.

Heyse próbował sił swoich w różnych rodzajach poezji. Rozpoczął swój zawód od powieści poetycznych: Bracia (1851) i Urika (1852) i od tego czasu aż do dziś dnia utworzył cały szereg tego rodzaju utworów, zebranych razem w roku 1870 pod ogólnym napisem: Nowele wierszem (Novellen in Versen). Znajdują się tu powieści ze wszystkich niemal krajów i epok, zarówno całkiem oryginalnie pomyślane, jak i przetworzone z innych nowelistów, a mianowicie z Boccaccia. Heyse jest mistrzem w wersyfikacji; różnorodne gatunki wiersza, nie wyłączając nawet najtrudniejszych, traktuje z taką swobodą i wykończeniem, że w podziw wprowadza. Od heksametru, którym napisał obszerny poemat w dziewięciu pieśniach pt. Thekla (1859) aż do tercyny, która zachwyca nas w Salamandrze przejście niełatwe, a jednak dla Heysego trudności nie przedstawiło. Co do treści, to najmniej udatne są nowele z życia artystycznego: Michel Angelo, Rafael; lepsze o wiele są obrazki z krajobrazów i obyczajów włoskich w Sielankach sorrenckich; do najpiękniejszych zaś należy Salamandra, w której mamy dziejekrótkotrwałej miłości owianej tchem poetyckim, tudzież Dziecięcudowne (Das Feenkind), poemacik zarówno serdeczny w ustępachpoważnych, jak zajmujący — w humorystycznych.

Na polu dramatyki wystąpił Heyse najprzód z Meleagrem i Sabinkami (1857), a gdy ta właśnie sztuka otrzymała nagrodę konkursową w Monachium, rzucił się z zapałem do twórczości scenicznej: pisał komedie (Elżbieta Karolina 1860), a zwłaszcza tragedie: Maria Maroni 1864, Hadrian, Kolberg, Bogini rozumu 1869; dramat jego pt. Hans Lange (1864) zyskał nawet wielkie powodzenie w teatrach. Zbiór prac jego dramaturgicznych wychodzi tomami od r. 1865 pt. Dramatische Dichtungen.

Najświetniej atoli zabłysnął Heyse w noweli prozą. Tu okazał się on prawdziwym wirtuozem, umiejącym najróżnorodniejsze temata z najbardziej odmiennych epok przedstawiać w mistrzowskim nieraz malowidle. Siły wprawdzie nie posiada, ale płodność fantazji jego, wdzięk i swoboda czarują czytelnika. Nowele Heysego mają charakter podmiotowy; stąd postaci w nich występujące, jakkolwiek poprawne pod względem rysunku i czyste pod względem kolorytu, nie stają przecież przed nami w prawdziwie plastycznych kształtach. Brak ten wynagradza wysoko rozwinięte poczucie estetyczne i nadzwyczaj subtelne cieniowanie namiętności ludzkich. Przygody miłosne, w których zmysłowość zostaje zawsze uduchowniona sposobem traktowania, są przeważnym motywem noweli Heysego. Żaden cel moralny, społeczny lub polityczny nie zamąca w nich wrażenia czysto estetycznego, ale też równocześnie nie nadaje mu głębi myślowej. Niepodobna tu wyliczać nawet ważniejszych utworów, których jest wielka ilość; nie ma bowiem pomiędzy nimi odznaczających się różnic; dosyć wspomnieć, że do dziś mamy już dwanaście zbiorów noweli Heysego, z których niejeden kilkakrotnie przedrukowano. Ostatni zbiór ma datę roku 1879 (Berlin, str. 381) i mieści w sobie cztery nowele: Rzecz sama w sobie, Dwóch więźniów, Córka Jego Ekscellencji, Beppe.

Heysego zaliczają krytycy niemieccy do tak zwanego „kierunku akademickiego”, dla którego styl wykwintny, piękne grupowanie i zaokrąglenie kompozycji są główną rzeczą w utworach sztuki. Chcielibyśmy zapoznać czytelników naszych z tym kierunkiem, mającym w Niemczech wielką liczbę zwolenników, za pośrednictwem tak świetnego stylisty, a zarazem tak ulubionego nowelisty, jak Heyse. W tym celu każdy z 3 głównych rodzajów twórczości jego zamierzamy dać poznać w stosownie dobranych kreacjach. Rozpoczynamy od tragedii Sabinki w przekładzie Kazimierza Kaszewskiego.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.