Osoby
Burzycki
Dudas
Puchacz
Papuga
Chór ptaków
Dolina otoczona lasem i skałami, na których szczycie ruiny.
DUDAS
z jednej strony na wierzchu skały
Och! niebezpieczna ścieżka —! o! nieszczęsna droga!
BURZYCKI
z drugiej strony skały — ukryty
Pst! znów go słyszę! Hop!
DUDAS
odpowiada
Houp!
BURZYCKI
Na jakążeś zbłąkał się skałę?
DUDAS
Oj! biedaż mi, bieda!
BURZYCKI
Cierpliwości! mój przyjacielu!
DUDAS
Utkwiłem w cierniach i głogu!
BURZYCKI
Tylko powoli!
DUDAS
O jakiż śliski, zwodniczy ten mech! zawraca mi się głowa; spadnę w przepaść!
BURZYCKI
Tylko spokojnie! spuść się na dół! Tu widzę łączkę!
DUDAS
Spadam — lecę!
BURZYCKI
Tylko cicho! Zaraz idę!
DUDAS
Ojej! spadłem!
BURZYCKI
Poczekaj! ja cię podźwignę!
DUDAS
leżąc na ziemi
O zwodzicielu! Włóczęgo-Szyjołomie, oby cię bogowie zaprzepaścili!
BURZYCKI
Czemu wrzeszczysz?
DUDAS
Przeklinam cię!
BURZYCKI
raczkuje na szczycie skały
Otóż tu jest Muscus cyperoides politrichocarpomanidoides.
DUDAS
Dobije mnie!
BURZYCKI
A ta Lichen canescens figerrimus, co za nędzna figura!
DUDAS
Potrzaskałem wszystkie kości!
BURZYCKI
Widzisz, jaką pociechą i podporą jest umiejętność! I w nadpowietrznych sferach i na najszorstszej skale człowiek umiejętny znajdzie zabawę.
DUDAS
Obyś na dnie morskiem układał zbiór muszli, a ja tam był, skąd przyszedłem.
BURZYCKI
Słabyżeś! a przecież tak czyste, tak lekkie jest to górskie powietrze.
DUDAS
Ani je pierśmi zachwycić.
BURZYCKI
Zauważałeś, jaki przecudny widok?
DUDAS
Cóż mi on pomoże?
BURZYCKI
Zimnyś jak głaz.
DUDAS
Gdy mnie dreszcz przejmie: teraz całym w potach.
BURZYCKI
To zdrowo. schodząc Ręczę ci, żeśmy w właściwem miejscu.
DUDAS
Wolałbym, żebyśmy byli na dole.
BURZYCKI
Wszakżeśmy szli najbliższą drogą.
DUDAS
Najprostsza, ale o kilka godzin dłuższa. Z utrudzenia i bólu ani się ruszyć mogę! Ach! ojojoj!
BURZYCKI
Przecież nie rozpadłeś się w kawałki. podnosi go
BURZYCKI
Oby każdy szukający szczęścia w zmianach, takie jak ja zrobił doświadczenie!
BURZYCKI
Upamiętaj się! Upamiętaj się!
DUDAS
Przynajmniej mieliśmy co jeść i pić.
BURZYCKI
Umhu! Z cudzej kieszeni lub z cudzego stołu!
DUDAS
W zimie nie zaznaliśmy chłodu.
BURZYCKI
Dopókiśmy w łóżkach leżeli.
DUDAS
Ani trudów; a pewnym ludziom gorzej było jak nam, co jak szaleni uganiamy po świecie, by jakieś urojone dziwadła w najdziwaczniejszy sposób pochwycić.
BURZYCKI
ku widzom
Nasze dzieje w tych krótkich zawarte słowach: nie było sposobu dłużej osiedzieć się w mieście. Bo chociaż wcale skromnemi były nasze żądania, to i tych nawet nie zaspokajano; — prace nasze płacono sowicie, lecz my tem potrzeb naszych pokryć nie mogli. Żyliśmy właściwym nam trybem, a rzadko znaleźć mogliśmy odpowiednie nam towarzystwo. Słowem wzdychaliśmy do jakiej nowej krainy, kędy by była inna postać rzeczy.
DUDAS
A idąc tą drogą przedziwnieśmy sobie byt polepszyli!
BURZYCKI
Skutek uwieńcza zabiegi. Wielkie zasługi w nowszych czasach rzadko już zostają w utajeniu; — są dzienniki, które bezzwłocznie każdy czyn wzniosły unieśmiertelniają. — Słyszeliśmy, że na szczycie tej niebotycznej góry puszczyk mieszka, którego wszystko nie zadawalnia; dlatego mu też ogromne przyczytujem umiejętności. — W całym kraju słynie pod imieniem: „Krytyka”. Całe dnie przesiaduje w domu, badając to, co wczoraj inni zdziałali, a zawsze nierównie rzutniejszy jak każdy wracający z sali obrad publicznych. — Domniemywamy się, że wszystkie miasta, chociaż w nocy tylko, jak ów diabeł kulawy — zapewne zwiedził, a więc będzie nam mógł wskazać miejsce, kędy by się przyjemnie żyć dało. — Patrz! patrz no tam, jakie to prześliczne mury! Istotnie! jakby je rusałki wyczarowały!
DUDAS
Już znowu się unosisz nad kupą starych kamieni?
BURZYCKI
Nieochybnie on tam mieszka. — He! he! puszczyku! he! he! panie puszczyku! Nie masz nikogo w domu?
PAPUGA
występuje i gada chrapliwie
Panowie! Moi panowie! Jak mam zaszczyt? skąd przybywacie? Jakaż miła niespodzianka?
BURZYCKI
Przychodzim poznać pana Puszczyka.
DUDAS
Prawieśmy karki poskręcali, by pozyskać zaszczyt służenia mu.
PAPUGA
Czegóż się nie czyni dla poznania tak wielkiego męża? Miłem będzie panu mojemu, przybycie wasze. — Jakkolwiek tego nie okazuje, bardzo lubi, by go odwiedzano.
BURZYCKI
Czy waćpan u niego w obowiązku?
PAPUGA
Tak to, dopóki mi się zdawać będzie.
DUDAS
A jakże się waćpan zowie?
PAPUGA
Zowią mnie: Postępowiczem.
BURZYCKI
Postępowiczem?!
PAPUGA
A z rodu jestem — papuga!
BURZYCKI
To bym się łacniej domyślił.
DUDAS
Kontentże waść z pana swego?
PAPUGA
Ot tak, tak. — Już tośmy jakby stworzeni jeden dla drugiego. — On po całych dniach bez ustanku myśli — a ja — zupełnie nic nie myślę; on wszystko rozbiera, osądza, a to mi wcale na rękę, bo już ja tego nie potrzebuję robić. — A jeśli mnie co tak serdecznie cieszy — jeżeli się tego na pamięć wyuczę i przez cały dzień z tem noszę, to też wieczorem idę do niego i pytam go: a warteż to co?
BURZYCKI
Ależ się tu musicie okropnie nudzić?
PAPUGA
A gdzież tam, my tu o wszystkiem wiemy.
DUDAS
Ale co porabiacie przez dzień cały?
PAPUGA
Ej! tak oczekujem przyjścia wieczora.
BURZYCKI
To zapewne macie jeszcze jakie osobiste pasyjki, zamiłowania?
PAPUGA
Już to moja pasja — słowiki — skowronki i wszystkie ptasie śpiewaki! Całe godziny — w dzień i w nocy stoję i słucham ich śpiewu, a takim szczęśliwy, tak się unoszę, że niekiedy myślę, iż mi pióra ulatują. — Na nieszczęście i pan mój przepada, za temi stworzeńkami — tylko w inny sposób; — kędy które z nich dopadnie; łaps! trzyma za łebek i skubie. — Zaledwo na usilne me prośby dozwolił, by tu na górze żyło ich kilkoro, a właśnie te nie najlepsze.
BURZYCKI
Wypadałoby remonstrować.
PAPUGA
To nic nie pomoże, gdy on głodny.
DUDAS
Więc mu waść inny żer podsuń.
PAPUGA
I to się robi, o ile można, i z tem też właśnie moja bieda. Gdyby to zawsze myszy dostać można! — On znajduje, że myszy równie delikatne jak skowronki, a najpiękniejszego skowroneczka połknie jak myszkę.
DUDAS
I czemuż mu waść służy?
PAPUGA
Kiedy już jest moim panem.
BURZYCKI
Ja bym go tu zostawił na górze w tem jego pustkowiu, a tam na dole wyszukałbym sobie takie ładne, lube cieniste drzewko — pełne słowików, nad którem by setki skowronków unosząc się śpiewało; i tam żyłbym sobie rozkosznie.
PAPUGA
Ach! żeby to tak już było!
DUDAS
To uwolń się od niego.
PAPUGA
Jakże to sobie począć?
BURZYCKI
Czy tak doskonale karmi, że kędy indziej lepszej znaleźć nie można strawy?
PAPUGA
Uchowaj Boże! ja tę odrobinę — sam sobie wyszukać muszę. — Gdybym ja kości i szkielety mógł spożywać; bo te tylko z swoich zostawia obiadów.
BURZYCKI
Otóż to zowię posadą nie lada! — Lecz wreszcie chcielibyśmy poznać tego pana, co godny mieć tak wiernego sługę.
PAPUGA
Tylko cicho, cicho, byście go nie obudzili! bo w marzeniach zaniepokojony jak dzieciuch kaprysi — lecz zwykle jest wcale poważnym mężem. — Otóż słyszę, że się właśnie przebudziwszy z drzymki poobiedniej trzepocze; — więc w dobrym będzie humorze; — zaraz go zawiadomię. — Mój drogi panie! uniżenie proszę, przybyło tu parę arcy uprzejmych przybyszów! — Niebo osłonione chmurami nie będzie razić wzroku.
PUCHACZ
występuje
W jakim przedmiocie żądają panowie usłyszeć me zdanie?
BURZYCKI
Nie tak zdanie; jak radę!
PAPUGA
To właśnie jego forsa. — Nie zdarzyło mi się widzieć, aby on każdemu — cokolwiek zrobi — potem własnym jego nosem nie wskazał co lepszego.
PUCHACZ
Dobrej rady chcecie, moi panowie?
DUDAS
Albo i wiadomości — jak to tam pan nazwać woli.
PAPUGA
Tem będzie mógł panom służyć; on o wszystkiem zawiadomiony.
PUCHACZ
Tak jest, ja mam korespondencje z wszystkimi malkontentami całego świata; otrzymuję więc najskrytsze wiadomości — papiery i dokumenta; i z rozmów takich tylko ludzi można się szczerej prawdy dowiedzieć.
BURZYCKI
Naturalnie!
DUDAS
Bez wątpienia.
PAPUGA
O! niezawodnie.
PUCHACZ
Trwożyć ptastwo to serdeczna moja rozkosz! I każdemu z nich jakoś ckliwo, gdy mnie i z najdalsza zwietrzy. Wtenczas to wrzaski, piski, krakanie, a jak gwarliwe stare baby, ani się ruszą z miejsca, kędy ichkto droczy. — Ale też ten i ów wie dokładnie, żem mu jego pisklęta zanatomizował, by mu okazać, że należało im mniej wiotkie lota, silniejsze dzióby i kształtniejsze łapki sprawić.
DUDAS
Więc my szczęśliwie dobry skład zdybali; boć szukamy — miasta, państwa, kędy by nam lepiej było jak w owem, z któregośmy przybyli.
PUCHACZ
Jeśli się dowiedzieć chcecie, kędy jest gorzej, to bym mógł łacniej tem służyć. Bądźcie przekonani, że żaden naród na całym świecie nie umie sobie postąpić, a żaden król rządzić.
BURZYCKI
A przecie wszyscy jakoś żyją.
PUCHACZ
To właśnie najgorzej! Ale cóż was wypędziło z ojczyzny?
BURZYCKI
To wcale nieznośne urządzenie. Uważ waćpan. Czyśmy w domu siedząc luleczkę kurzyli, czy poszli łyknąć dobrego starego winka; — to zupełnie nikt naszych trudów wynagrodzić nam nie chciał. Co byśmy robić największą mieli chętkę, to najsurowiej było zakazane, a było tylko spróbować — to za najlepsze chęci jeszcze nas karano.
PUCHACZ
Ależ bo to moi panowie! zdajecie się mieć jakieś dziwne pojęcia.
DUDAS
O bynajmniej! największa część naszych przyjaciół podziela to nasze zdanie!
PUCHACZ
Ależ jakiegoż to miasta szukacie właściwie?
BURZYCKI
Niezrównanego! takiego co by to było miękko, dobrze wyścielone; kędy by zawsze było błogo, szczęśliwie!
PUCHACZ
Ależ, bo są różne rodzaje szczęścia.
BURZYCKI
A więc szukamy miasta, kędy by co dzień nieochybnie na wyborne obiadki zapraszano.
PUCHACZ
Hm.
DUDAS
Takiego miasta, kędy by znamienici ludzie korzystne położenie swoje z nami, pospolitszemi, chętnie podzielać chcieli.
PUCHACZ
He!
BURZYCKI
Właśnie takiego miasta, kędy by rządzący czuli, co lud, co biedaków dolega.
PUCHACZ
Dobrze!
DUDAS
Tak jest! takiego miasta, kędy by majętni ludzie chętnie odsetki płacili, by tylko ich kapitały wziąć — do przechowania.
PUCHACZ
Tak!
BURZYCKI
Miasta, kędy entuzjazm żyje, kędy by człowiek, skoro raz co dobrego zrobił albo dobrą książkę napisał, natychmiast uzyskał prawo żądania przez resztę żywota, by mu wszystko, co pragnie, bezpłatnie dostarczano.
PUCHACZ
Waćpan literatem, pisarzem jesteś?
BURZYCKI
A! zapewne.
PUCHACZ
Waćpan też?
DUDAS
Tak jest! jak wszyscy moi współobywatele.
PUCHACZ
Więc przed mój trybunał należycie!
DUDAS
Gdybyś pan zechciał użyć wpływu swego, by nam lepiej płacono.
PUCHACZ
Nie troszczę się o to.
BURZYCKI
By z dzieł naszego nakładu przedruków nie robiono.
PUCHACZ
To mnie nie obchodzi.
DUDAS
Miasta, kędy by ojciec i matka tak okropnie się nie krzywili, gdy się człek do ich nadobnych zbliży córeczek.
PUCHACZ
Jak?
BURZYCKI
Miasta, kędy by małżonek o utrapieniach życzliwego, bezżennego młodzieńca miał przecie zdrowe pojęcia!
PUCHACZ
Co?
DUDAS
Miasta, w którem szczęśliwy autor, ni szewcom, ni krawcom, ni rzeźnikom, ni szynkarzom opłacać by się nie potrzebował, w którem by się nadobna lubcia z wdziękami swemi gwałtem narzucała, bo tam kiedyś serduszko jej wzruszyłem.
PUCHACZ
A cóż wy to sobie myślicie? Do kogo żeście to przyszli?
BURZYCKI
Jak to?
PUCHACZ
Kędyż znajdę słowa, któremi bym swawolę waszą zdołał wyrazić?
DUDAS
Kędy indziej, był na doręczu zapas nie lada! —
PUCHACZ
Haniebnie! a co gorzej szkaradnie! a co jeszcze gorzej bezbożnie! a co najgorzej głupio!
BURZYCKI
Na najwyższym stanął szczeblu.
PUCHACZ
Dla was nie ma innej drogi, tylko albo do domu — wariatów — albo do domu poprawy.
odchodzi
PAPUGA
Ależ na Boga! Panowie! co robicie? Tak rozsądnymi ludźmi być się zdajecie, a mój pan taki rozsądny mąż!
BURZYCKI
Toteż rozsądni ludzie właśnie najmniej się między sobą zgodzić mogą.
PAPUGA
Taki poważny mąż ptak — ptaków!
BURZYCKI
O! tak! on? istny dudek, bo się w błocie gnieździ.
DUDAS
Raczej kukułka, bo w cudzem gnieździe jaja niesie.
PAPUGA
Moi panowie! okropnie cierpię.
BURZYCKI
My także — głód i pragnienie.
PAPUGA
Ach! cierpienia moje, nierównie są sroższemi! bo są cierpieniami duszy. Czyż to być nie może, by tak zacni, tyloma darami wyposażeni, tak znamienici mężowie, w jednym celu działać i połączeni Dobre, Doskonałe utworzyć zdołali?
BURZYCKI
Jakoś się to tam zrobi. — Myślę atoli, tymczasem ratując honor domu, co nam przedstawicie.
PAPUGA
Panowie zdają się być szczególnymi znawcami. Nie zechcąż mi łaskawie pozwolić, bym się z swojemi słowiczkami i skowroneczkami mogła popisać.
DUDAS
Wiatr i piana!
PAPUGA
No! usłyszycie moich lubych, najmilejszych, chwile nasze wieczną radością wieńczących śpiewaków.
BURZYCKI
Postępowiczu, kochany Postępowiczu!
PAPUGA
O ty mój maleńki, ruchliwy, lekkoskrzydlny, świergoczący — czystodźwięczny skowroneczku, ty gościu świeżo zoranej grzędy, niech usłyszym twój głosik, wzbudź w nas podziw i radość!
BURZYCKI
Doskonały do napisania ody na cześć miernej śpiewaczki.
Za sceną śpiewa skowronek — tymczasem Papuga sweuniesienie, a słuchacze zdziwienie okazują
PAPUGA
Dzięki ci! niezmierne dzięki!
BURZYCKI
Głód niezmierny głód!
DUDAS
Pragnienie, niezmierne pragnienie! Nie masz tu gdzie w pobliżu jakiego źródła?
BURZYCKI
Nie masz tu kędy borówek, malin, czernic — choćby głogu, by czemkolwiek zapełnić otchłań mego żołądka?
PAPUGA
Posłuchajcie no jeszcze słowiczka mojego, błogo czarującego śpiewaka, ożywiciela nocy! Wzbudź, wywołaj uśpione uczucia! ożyw rozkoszą puch każdy i przetwórz mnie od szpony do dzioba w istne uczucie!
DUDAS
Czy tylko nierozwlekłe będą te trele?
BURZYCKI
Właśnie to jest jego forsą. — Jak się słowiczek rozśpiewa, — to mu chyba kark trzeba skręcić, chcąc przerwać urocze tony.
Słowik za sceną, śpiewa długo tkliwą arię
PAPUGA
Brawo! brawo! mój słowiczku! To mi wyraz! rozmaitość!
BURZYCKI
Istna komedia niemiecka! końca jej trudno doczekać!
DUDAS
Wcale ładny jego głosik — chciałbym go też z bliska zoczyć.
PAPUGA
Na dobitek jeszcze rondeau najmilszego skowroneczka. W jego śpiewie, ręczę panom, jest coś humorystycznego.
W ciągu śpiewu skowronka Burzycki takt wybija — wreszcie tańczyć zaczyna
PAPUGA
Na Boga! któż takt wybija? na wyraz uważać trzeba!
BURZYCKI
W muzyce takt tylko słyszę, to jedno nogi porusza.
Śpiew nie ustaje, Burzycki skacze
DUDAS
Głód mnie już w szaleństwo wprawia.
Dudas poczyna skakać, Puchacz występuje wołając
PUCHACZ
Nie skończąże się te wrzaski?
Burzycki pochwyca Puchacza, Dudas Papugę i zmuszają ich tańczyć; gdy skowronka śpiew skończony, Burzycki i Dudas klaszczą w dłonie wołając
DUDAS, BURZYCKI
Brawo! brawo!
Za sceną powstaje wrzawa
DUDAS
Cóż ja słyszę! jakiż to wrzask! jakie szumy!
BURZYCKI
Wszystkie gałęzie ożyły.
DUDAS
Słyszę piski i krakania, widzę niezliczoną zgraję ptastwa się skupiającego.
Niebawem ptastwo występuje
BURZYCKI
Jakaż to pstra, śmieszna gawiedź! Same błyszczaki! Zwietrzyły nocnego wroga swego, potężnego krytyka!
DUDAS
Cóż to za dziwaczny grzebień! jak się to stworzenie gapi!
BURZYCKI
Ów się śmieszniej wyczupirzył, toteż pocieszniej wygląda.
DUDAS
Patrz! ów trzeci jaki sensat! Już walną składa radę.
BURZYCKI
Zanim na jedno się zgodzą, to dobre nastaną czasy.
DUDAS
Biada! tłum się mnoży, skupia; złowrogim przylot drobiazgu! Jak to drypta, jak się dziwi, podskakuje, płoszy, wraca! Biada nam! biada! przepadniem! Cóż to za zgraja stworzeń szkaradnych! Jakże ohydna śmierć nam zagraża, od nieprzyjaciół plugawych.
BURZYCKI
Co ci się marzy. Mnie chętka bierze spożyć kilkoro.
DUDAS
Śmiałki zawsze kończą smutnie. Historia przykład podaje. I ty zginiesz, i ja zginę, nie doznawszy z tego i najmniejszej przyjemności.
BURZYCKI
Czytałeś Regula dzieje?
DUDAS
Niestety!
BURZYCKI
A Cicerona?
DUDAS
Czytałem!
BURZYCKI
Nie każdy mąż wielki naturalną śmiercią umierać musi.
DUDAS
Gdybyś mi pierwej był to powiedział!
BURZYCKI
Zawsze jeszcze dosyć wcześnie.
DUDAS
Na to żeś mi dawał takie nauki? Zawsześ mnie upominał, że człowiek tak żyć powinien, jakby stu lat chciał dożyć? że zawsze porządnym, umiarkowanym — powściągliwym i pod wszelkim względem skromnym być powinien? Nie przyrzekłeś mi prawej i nadobnej żonki, jeśli się tak sprawować będę, jak się nasi panicze nie sprawują? A teraz tak haniebnie mam zaginąć? Gdybym pierw był o tem wiedział, to bym tę odrobinę mej młodości przecie jakoś był użył.
BURZYCKI
Nie żałuj, żeś był cnotliwym!
DUDAS
Knują zdradę, ostrzą dzioby, ścieśniają szeregi — uderzą na nas.
BURZYCKI
Zabezpieczże sobie plecy, ściągnij czapkę na uszy broń się — rękawem. Każdy zwierz i błazen, każdy otrzymał od bogów właściwe sobie środki obrony.
PTAK PIERWSZY
Nie traćcie ni chwili! To oni! najniebezpieczniejsze wrogi nasze! To ludzie!
PTAK DRUGI
Ptaszniki? Nie przebaczcie żadnemu z nich uderzcie na nich rączo; połączonemi siły.
CHÓR PTAKÓW
Wykłujcie, wydrapcie, rozrwijcie, rozdróbcie
Rozrzućcie, rozszarpcie zapamiętałym,
Przeklętym ptasznikom
Niezwłocznie oczy bezecne!
Potem uderzcie i bijcie lotami
Ich lice i niecne ich usta,
Co nas na zgubę wabiły;
Tłuczcie, mordercze ich skronie,
Aż się słaniając powalą.
Zazdroszcząc jeden drugiemu,
Drzyjcie się, szarpcie łakomie,
O te ich oczka ponętne!
Miotając temi kąskami,
Powoli je spożywajcie!
Dalejże za tym przysmakiem.
Szczęśliwy, kto go skosztuje!
DUDAS
Któż tej zgrai opór stawi?
BURZYCKI
Jużci nie gołemi dziesięcio palcami. Najlepsi jenerałowie wielbią okopy. Oto tu, mój przyjacielu! jest zbrojownia naszego starego wielko i szklanookiego krytyka. Te sprzęty i zbroje właśnie nam pożądane. Oto jedna, druga i trzecia bella.
Burzycki i Dudas księgi i belle jedna po drugiej znoszą i wystawiają rodzaj barykadów. Na bellów zewnętrznej stronie napisane być może jakiego oddziału umiejętności są w nich dzieła
Wszystko nowe dzieła! które powonieniem krytycznie rozbierał. — Oto wielkie encyklopedyczne słowniki, istne kramy literackie, z których każdy w potrzebie w porządku abecadłowym za szelążka nabyć może. — Z dołuśmy zabezpieczeni, bo te drobne napastniki zdają się chcieć na nas uderzyć z najniebezpieczniejszej strony Trzymaj! trzymaj silnie.
DUDAS
Czy jeszcze mam znosić? Ej! powoli się szańcujem wobec naszych nieprzyjaciół.
BURZYCKI
Milcz no milcz! to homerycznie!
Niżej wyrażone przedmioty, powinny być kolosalne i wpadające w oczy, szczególniej pióro i kałamarz
Najprzód weź ten kij sękaty, którym krytyk młode owady od razu tłucze na miazgę! Weź ten batog, którym on uzbrojony przeciw swawoli, grubiaństwo grubiańszem czyni! Weź tę dmuchawkę, która szanownym osobom gdy ich dosięgnąć nie może, do ich peruk kulki gliniane poseła. Tem się więc broń przeciw każdemu w sposób właściwy. Weź ten kałamarz i to wielkie pióro, i pierwszemu jasnopióremu, gdy się do ciebie zbliży, pomaż skrzydła; bo kto się nie lęka niebezpieczeństwa, obawia się być obryzganym. Trzymaj się tego! Nic się nie bój, a jeżeli weźmiesz cięgi, pomnij, że tak mężnym jak i tchórzom pewną ich porcję bogowie wydzielili.
DUDAS
Jam cały sercem.
CHÓR
Wykłujcie, wydrapcie, rozrwijcie, rozdzióbcie.
Rozdrapcie, rozszarpcie zapamiętałym
Przeklętym ptasznikom
Bezzwłocznie oczy bezecne.
PAPUGA
Rozważcie przyjaciele moi! Usłuchajcie słów rozumu.
PTAK PIERWSZY
I tyś tu? Rozedrzeć najpierw zdrajczynię!
PTAK WTÓRY
Ona ich wprowadziła; wraz z niemi umierać musi.
PTAK TRZECI
Przeklęta gaduło!
Dziobiąc odpędzają Papugę
BURZYCKI
Zdają się nie zgadzać. Nie można im dać odetchnąć.
DUDAS
Dalejże! dalej.
BURZYCKI
Ta nacja w dzieciństwie jeszcze. Wiem to od żeglarzów, że podobne ludy pozorną szlachetnością najłacniej oszukać można. Ja kij rzucę i ty rzuć batog! Widzisz, jak spoglądają, jak się dziwią?
DUDAS
Widzę, jak dzioby ku nam zwracają; i grożą srogiem rozszarpaniem.
BURZYCKI
Składam pióro — odsuwam kałamarz — burzę warownie!
DUDAS
Czyś oszalał?
BURZYCKI
Wierzę w ludzkość.
DUDAS
Między ptakami?
BURZYCKI
Najpierw.
DUDAS
Co z tego będzie?
BURZYCKI
Tajnoż ci, że obecność wielkiego męża zjedna mu wszystkich nieprzyjacieli.
DUDAS
Jeżeli są głupcami!
BURZYCKI
Dlatego właśnie ja też spróbuję.
DUDAS
A więc wreszcie rozpoczynaj!
BURZYCKI
występuje
Tylko na chwilkę, to nagłe, do niechybnej zaguby wiodące postanowienie wstrzymajcie rozwagą, a wieczną okryjecie się sławą, skrzydlate narody! wy szczególniej, którzy wśród waszego rodu tem się chlubnie odznaczacie, że nie tylko z krzykiem, z wrzaskiem tam i sam latając, powietrze zapełniacie, ale obdarzeni będąc niebiańskim darem mowy i wyrazów zrozumiałych zgromadzać się — wspólnie naradzać i działać zdołacie. Dar to wielki starej parki, każde przedsięwzięcie bezrozważne, na zgubę znajomych czy nieznajomych podjęte, może nas okryć zakałą, przeciwnie wielce chwalebnie, chociażbyśmy postanowienia nasze za słuszne uznawali, słuchać upomnienia tych, którzy dokładniej obeznani z tajnemi nam okolicznościami rączym postanowieniom naszym korzystniejszy kierunek nadać umią.
PTAK PIERWSZY
Dobrze mówi.
PTAK DRUGI
Wcale ładnie!
PTAK TRZECI
Raczej treści niż słów słuchajcie!
DUDAS
Tu tak zupełnie się dzieje, jak kiedy Francuz wpośród nas się zjawi.
BURZYCKI
Albo wirtuoz wśród dyletantów.
PTAK TRZECI
Nie dajcie im prawić! pełńcie postanowienie wasze. Kto słucha wywodów — podaje się w niebezpieczeństwo ustąpienia.
DUDAS
do Burzyckiego
To ci nic nie pomoże.
BURZYCKI
Posłuchaj, jak im zaśpiewam. do ptaków Ten szkodą goni, kto czyni co nagle. Jesteście w oczywistem niebezpieczeństwie wyrządzenia sobie samochcąc ogromnej szkody — bo wskutek nieporozumienia zamierzacie zabić waszych krewnych, waszych najlepszych przyjacieli.
PTAK PIERWSZY
Z nikim z ludzi nie mamy ni pokrewieństwa, ni przyjaźni. Zginiecie; dobrześmy to rozważyli.
BURZYCKI
A przecie się mylicie; jużci by zupełne niepodobieństwo przewidzieć i rozważyć, tego od żadnej rady spodziewać się nie można. My tu zdajemy się być wam nieprzyjaznymi, a istotnie jesteśmy najlepszymi, najszlachetniejszymi, najbezinteresowniejszymi przyjaciółmi. My nie jesteśmy ludźmi — my jesteśmy ptakami!
PTAK DRUGI
Wy ptaki? Co za bezczelne kłamstwo? Kędyż macie pióra?
BURZYCKI
Pierzym się właśnie. Wszystkieśmy postradali.
PTAK CZWARTY
Do któregoż rodzaju liczyć się śmiecie?
BURZYCKI
Żeglarze przywieźli nas od południowego zwrotnika. Ten oto jest... otahaitski pośmieciuch podług Linneusza Monedula riparocandula; a ja jestem z Wysp Przyjaźni, krzykuń wielki, jest i mniejszy, ale tamten wcale nie tak rzadki.
PTAK PIERWSZY
do innych
Jak wam się to zdaje?
PTAK TRZECI
Wygląda zupełnie jak — kłamstwo.
PTAK CZWARTY
A jednak może być prawdą.
BURZYCKI
Ludzie nam wolność wydarli! — Niegdyś siadywaliśmy, kołysaliśmy się na gałązkach, odziobywali ananasy — gryźli pestki z wisien — łakociki pisango i siemię.
PTAK PIERWSZY
Ach! jakież to smaczne być musi.
BURZYCKI
Wrzuceni do klatek ohydnych! na nudnych okrętach! Towarzystwem naszem, kapitan ponury i majtki gbury, strawa zła, smutno, tajemną zawiść podsycające życie.
PTAK DRUGI
Pożałowania godni.
BURZYCKI
Przybywszy do Europy — jakby potwory byliśmy podziwiani — od osób znamienitych podług upodobania — od mieszczan za cztery czeskie, od dzieci za cztery centy — od uczonych i artystów — gratis.
PTAK TRZECI
I mnie też już raz tak mieli!
BURZYCKI
Mniemali, żeśmy obłaskawieni, bośmy, złamani głodem, nie tak jak z razu dziobali i drapali, lecz migdałki i orzeszki z rąk ślicznych dam przyjmowali, i poza uszka z wolna skrobać się im pozwalali.
PTAK CZWARTY
To też zapewne przyjemne.
BURZYCKI
Próżne zabiegi! My w sercu jak Hannibal lub jak zemsty chciwy na scenie angielskiej, nieugięci uciskiem, bez uczucia wdzięczności dla tyrańskich dobroczyńców knuli podwójny, tajemniczy wielki zamiar — względem naszej wolności i ich zagłady. — Jeśli wolno skromności zwrócić uwagę na własne czyny; o! to mi pozwólcie napomknąć, że każdy skrzydlaty więzień szczęśliwym się czuje, skoro się drzwiczki jego więzienia otworzą i nić wstrzymująca go pęknie — a on chyżym polotem oczom się wrogów usunie. — Lecz my, innego będąc sposobu myślenia gardziliśmy łacną sposobnością zyskania wolności. — Inne zamysły zapełniały piersi nasze i czekając, pełni otuchy siedzieliśmy spokojnie na bancikach naszych.
DUDAS
Pióra rość mi poczynają, jeżeli wkrótce nie zakończysz, to się w ptaka przeistoczę.
BURZYCKI
Kto chce zmyślać, powiadają, musi pierw to w siebie wmówić! do ptaków A co codziennie w oczy nam wpadało, była ich zarozumiałość, ich głupota, ich niezdatność do przedsięwzięcia czegokolwiek, ich próżniactwo, ich rubaszne gwałtownictwo, ich niezgrabne oszustwo. Ach! jakżeśmy często w skrytości wzdychali. Maże to plemię niegodne, by go ziemia żywiła, zdradą Prometeusza zyskanego panowania nadużywać i nie oddać je pradawnym panom — najpierwszemu narodowi?
PTAK PIERWSZY
Kto jest tym pierwszym narodem?
BURZYCKI
Wy nim jesteście! Ptaki są najpierwszym, prastarym rodem, przeznaczonym od losu być panami nieba.
PTAKI
Nieba?
BURZYCKI
I ziemi!
PTAKI
I ziemi?
BURZYCKI
Nie inaczej! Tak jest!
PTAKI
Jak to?
BURZYCKI
Bo nie tylko ludzie, ale i bogowie zatrzymują wam prawnie należącą spuściznę waszą. — Oni zasiedli ojców waszych trony, a wy tymczasem, biedni wygnańce, jakby pojedyncze odrośla starego korzenia, na własnej ziemi, jakby w obcym ogrodzie, jakoby chwast we wzgardzie i poniewierce.
PTAK DRUGI
Rozczula mnie.
BURZYCKI
Poglądając na was, łzawią mi się oczy. — Królewicz, którego rodzice tronu i korony pozbawieni zostali, a on dla osobistego bezpieczeństwa w walącej się lepiance rybackiej żyć nędznie zmuszony — szczęśliwym przypadkiem, przyjacielowi domu — zacnemu jenerałowi został odkryty; a ten śpieszy, by go wyszukał — rzuca mu się do nóg — o! nie! nie z większem wzruszeniem uścisnąłbym kolana zapoznanego wzniosłego tego dostojnika, nie z większym prawdziwszym zapałem ofiarowałbym mu życie, wierność i mój majątek, jak się ku wam zbliżam, i od dawnego czasu po raz pierwszy, pełen otuchy i nadzieje zbolałe me serce odsłaniam.
DUDAS
Milczą. Łkają doprawdy, ocierają sobie oczy. — Jeszcze rozczulić się dadzą! Takie publikum warte — całusa.
PTAK PIERWSZY
Niespodzianie nas oświecasz.
DUDAS
Takie zupełnie stroją miny, jak bażanty, gdy je przy latarni strzelają. — Jak się ty wywiniesz; w ladaco wplątałeś się sprawę.
BURZYCKI
Uważaj, nauczysz się czegoś! — do ptaków Wiadomo wam będzie, zapewneście czytali!
PTAKI
Myśmy nic nie czytali.
BURZYCKI
pochwyca tok mowy w tym samym tonie
Zapewneście nie czytali, ani wam też wiadomo, że w skutek odwiecznego losu ptaki są najstarszymi.
PTAKI
Jak nam to dowiedziecie?
DUDAS
Ja sam ciekawym.
BURZYCKI
Wcale nietrudny dowód! — Wieszcz Periplectomenes, opisując początek wszechpoczątków, tak mówi: „I na łonie praświata wewnętrznie pełnem porodów, leżało jaje początku, ruchu i życia czekając”. A więc skądże się wzięło jaje, jeśli je ptaki nie zniosły.
PTAK TRZECI
Ogromne musiało być to jaje.
DUDAS
Oczywiście ptaka roka lub latającego smoka.
BURZYCKI
Nie na tem jeszcze koniec, słuchajcie dalej: „A na noc oczekującą — miłość pierwotna i ciepła. Spuszcza się lekko na skrzydłach i mnóstwo jestestw się lęgnie”. Jasno więc widzicie, bo skądże by miłość skrzydeł dostała, jeżeli nie od ptaków? — a znowu jakże od ptaków, gdyby ich pierwej nie było? --- a jeśli pierwej istnieli, są od miłości starszymi; — a nawet wielu to twierdzi, że miłość sama jest ptakiem. — I cóż wy na to? Co więcej prastarych bogów i boginie, Noc, Ereba, Ziemię przedstawiają wieszcze z skrzydłami; a jeśli który tak ich nie przedstawia to się oczywiście myli; bo jeśli, jak wam to właśnie dowiodłem, od ptaków pochodzą, to jużci muszą mieć skrzydła.
DUDAS
I jasno, i zwięźle.
PTAK
O nauko oczywista! o pomniku naszej chwały!
BURZYCKI
Skrzydła ma też Czas! to jest Saturnus! — Wtóry ród bogów panujących z waszego pochodzi plemienia; jego żona zapewne nie miała skrzydeł, tak też powstały ostatnie bastardy, Jowisz i jego rodzeństwo, i dzieci. — Nie byli obdarzeni skrzydłami, a losy i ptaki nienawidzili ich! — Te więc bastardy jęły się pochlebstwa, biorąc ptaki za swych ulubieńców; by zapomnieli, że mają prawo panowania; Jowisz wziął orła, Junona pawia, kruka Apollo, Wenera gołębia. — Ukochanemu synaczkowi swemu, słynnemu szalbierzowi Merkuremu sam Jowisz dwie pary skrzydeł wynegocjonował. — Umieli się też postarać o skrzydła, dla Zwycięstwa, dla Horów i Snu.
DUDAS
To prawda; jam ich wszystkich widział tak wyobrażonych.
BURZYCKI
Co więcej? Amorka, tego to ptaszka nie lada, zdobiła para tęczowych skrzydełek. — On, co jest panem i bogów, i ludzi, bezsprzecznie jest ptakiem. — On dzierży pradawną władzę plemienia waszego. — A tak więc tylko od ptaków miłość swą wzięła potęgę; — a co jeszcze uwagi godniejszem — to także chcę wam powiedzieć.
PTAK TRZECI
Mów dalej! Nie zostawiaj nas w niepewności.
DUDAS
To zwę prostotą dziecięcą! — Ei! sieci tylko sieci — żaden z nich by mi nie umknął.
BURZYCKI
Gdyby Prometeusz, jako mądry przezorny ojciec miasto słynnemu słomieńkowi, swemu człeku był dał skrzydła, nierównie większą krzywdę byłby bogom wyrządził! ale też i wam, przyjaciele moi! Dlatego też dziękujcie losom i przodkom waszym, że zćmili zmysły jego; bo jakkolwiek w przeróżnych sztukach celowali ludzie, to sztuka latania --- jest dla nich daremnem życzeniem, próżnem usiłowaniem; — Niepomni wszystkich swych zalet, stają z rozdziawionemi gębami, gapią na was i zazdroszczą wam, gdy się z niebotycznych skał wznosząc nad nieprzejrzanemi bujacie lasami. — Wody nie wstrzymają kochanków, z rybami pójdą w zawody, lecz wasze państwo dla nich nieprzystępne, a umiejętności waszych nikt z śmiertelników nie pojmie. — Największą dla nich rozkoszą, gdy we śnie latać mniemają; a tkliwsi z każdego kąta wśród westchnień ciągle wołają: „Gdyby ptaszkiem być — dwoje skrzydeł mieć!” — ale nic z tego.
PTAK CZWARTY
Wrogi nasze zazdroszczą nam.
DUDAS
Każdy zazdrośnik wrogiem.
BURZYCKI
Ale w głębi ich serca przewaga zaszczytów waszych niestarcie wyryta; i każde ich pokolenie, nie wiedząc sami o tem, gnie się kornie przed pradawnem prawem wszechwładzy waszej, przynajmniej figurycznie.
PTAK DRUGI
Nie praw nam zagadek! Jasnego chcemy wyrażenia; nie lubim namyślać się i zgadywać.
BURZYCKI
Tak jest! Wszystkie ludy oddają wam zgodnie cześć bogom i królom należną. — Mniemają, że niezmiernie wiele mają wyobraźni; a jeśli najcelniejszych wśród siebie z czemś godnem chcą porównać, to się wyżej nie wzniesą jak do — orła. Zwiedziwszy prawie świat cały powinniście wiedzieć...
PTAKI
My nic zgoła nie wiemy.
BURZYCKI
Nigdy żeście nie słyszeli, o owem potężnem mieście? Zawojowało ono świat cały potenczas znany, — a w mieście tem mieszkali tak doskonali ludzie, że każdy późniejszy bohatyr i każdy mąż wielki, życzył sobie, któremu z ich burmistrów, a przynajmniej ławników — być podobnym; — Rzym to, ów wolny Rzym co królewskiego nad sobą nie ścierpiał panowania, na drągu usadowił orła, a u stóp jego senat z ludem w pokornym napisie! — Tego to orła na drągu nosili Rzymianie przed wojskiem i szli za nim z odwagą i uszanowaniem, jak jego syny i słudzy. Tak zaszczytnie postępują z wami, a wy — równie jak młodziuchny następca tronu — zdajecie się nie pojmować wcale, jakiemi to wrodzonemi zaszczytami wyposażyli was bogowie. Pozwólcie więc łaskawie, że dla wskazania wam tego, użyję na wskazówkę — waszych nosów.
PTAKI
Czyń co i jak chcesz.
BURZYCKI
Dawnoć to, bardzo dawno, jak z potęgi Rzymu i jego świetności zaledwo kilka cegieł pozostało. — Ale inne narody hołdy wam tej czci oddają, która was nigdy minąć nie może. — Na północy jest teraz wyobrażenie orła, w najwyższej czci i uszanowaniu, wszędzie je zoczyć możecie; jakby przed świętym lud korne bije pokłony, choć go byle bazgracz namaże lub byle partacz ustruże. Czarny — korona na łbie, rozdziawił dziubas, wywiesił język czerwony i parę gotowych szponów wyciąga. Tak broni dróg i jest postrachem przemytników i zbiegów. — Ktokolwiek nań spojrzy, wnet go dreszcz zgrozy przejmuje. — Cóż dopiero mam mówić o dwugłowym?
PTAK PIERWSZY
Nie prawcie tak zaszczytnie o tym orle, my za nim nie przepadamy wcale.
BURZYCKI
Zaszczyt to wspólny wam wszystkim. — Bo gdy książęta i królowie siebie i swoich od reszty pospolitszych szczególniej chcą wyróżnić, to wybierają jakiego ptaka i wyszywszy postać jego złotem i srebrem, na piersi noszą. — A nawet, przymocowują was na złote lub diamentowe krzyże (największa to chwała jakiej ktokolwiek dostąpić może) i noszą was przyczepiwszy do dziurki guzikowej w bliskości serca.
PTAK DRUGI
Cóż nam nada ta cześć doczesna, to próżne uszanowanie, przez które raczej samych siebie niż nas wysławiają? Bogi i ludzie posiedli państwo nasze, a my jak obcy przybysze błąkamy się pomiędzy niebem i ziemią.
BURZYCKI
Bynajmniej, moje dziateczki! Władzęście im zostawili; lecz ojczyzny waszej — lecz państwa waszego zająć nie zdołają. — Wolne są jeszcze, jak były pierwotnie.
PTAKI
Wskaż je nam.
BURZYCKI
Idę z wami.
PTAKI
Wiedź nas tam!
PTAK TRZECI
Jest że tam siemię? są że migdałki?
PTAK CZWARTY
Wszak i robaczków przecie nie braknie?
CHÓR
Wiedź nas tam, wiedź!
Tam będziem skakali,
Pełni radości,
Łakocąc furgali;
O szczęśliwości!
Migdałki chrupać
I siemię łupać,
Dzióbać robaczki,
Oto nie fraszki!
Wiedź nas tam wiedź!
BURZYCKI
Wszak w niem jesteście!
PTAKI
On szydzi z nas bezczelnie!
BURZYCKI
Przystąpcie bliżej! — Stańcie tu! a teraz obejrzyjcie się! Spojrzyjcie do góry! Cóż tam w górze widzicie?
PTAK PIERWSZY
Obłoki i rozpostarte niebo odwieczne.
PTAK TRZECI
Wszakże ono nie od wczoraj?
DUDAS
I ja tak sądzę! Nie lękam się też jeszcze o niego.
BURZYCKI
Tam na wysokościach, jak to jest wszystkim wiadomo, od wielu tysięcy lat mieszkają bogowie. — Spoglądnijcie na dół cóż tu widzicie?
PTAK DRUGI
Między niebem i ziemią?
BURZYCKI
Nie inaczej.
PTAKI
No! cóż? jużci — nic nie widzim.
BURZYCKI
Nic nie widzicie! a toście prawie tak ślepi jak ludzie! — Nie widzicież tej bezmiernej przestrzeni rozleglejszej niż górne i dolne sfery — tego ogromnego kraju, który z wszystkiem graniczy, tego powietrzno-wodnego jeziora, które wszystko otacza, tego eterycznego przybytku, tego wśród światów ogromu umieszczonego państwa?
PTAKI
Cóż to wszystko ma znaczyć?
BURZYCKI
A cóż ma znaczyć? Powietrze! — Któż je zamieszkiwa, jeżeli nie wy? kto w niem żegluje? któż buja w tym przestworze, wzlatując z miejsca na miejsce? — komuż, jeżeli nie wam, należy?
PTAKI
Ani nam to na myśl padło.
BURZYCKI
A latacie w niem.
PTAKI
Ależ jak to począć sobie?
BURZYCKI
„Połączonemi silami” to wielkie dzieło rozpocząć należy, założyć miasto, mocnym murem cały eter otoczyć, utworzyć wojsko regularne; dobrze obsadzić granice, zaprowadzić cła, akcyzę i tak wyżywienie bogom i ludziom utrudnić.
DUDAS
Tam będzie mnóstwo urzędów do rozdania; będę mógł wszystkich mych przyjacieli i krewnych umieścić.
PTAK DRUGI
Ale Jowisz grzmieć będzie!
BURZYCKI
Nie damy mu błyskawic z Etny, chyba za ogromną opłatą wywozową, a zbudujem też wieżę piorunową. — Dla orłów rzecz to wcale nie nowa. — Nie przepuścim i kadzeń ofiarnych bez opłaty cła przewozowego.
PTAK TRZECI
Ale czy oni spokojnie na to patrzeć będą?
BURZYCKI
Wy nie wiecie, co się tam w górze dzieje. — Ubezpieczeni staremi od dawna nienaruszonemi prawami siedzą ospale na tronach swoich, odwykli od wszelkich trudów i stawienia odporu, znienacka więc napaść i łacno pokonać ich można.
PTAK CZWARTY
Lecz ludzie? ich proch, kule, sieci?
BURZYCKI
Ludzie? Oni w kłopotach nie lada! Między nimi wojen, utarczek, szykanad bez liku; nikt z nich dalej nie sięga myślą jak do dzisiaj; — a choć który z ich sąsiadów ubezpiecza się i zbroi, niełacno dostrzega w tem coś złego. — — Jeśli się nam sprzeciwią to ich przemożem, jeśli się poddadzą --- to wcale dobrze dziać się im będzie; lepiej niż teraz! — Postąpim sobie z niemi jak każdy zdobywca, żyjących zabijem dla dobra ich potomstwa.
PTAK CZWARTY
A przystanąż na to?
BURZYCKI
W naszym są ręku. — Odkupim od bogów deszcz, założym wielkie cysterny i pojedynczo wynajmować je będziem ziemianom w czasie posuchy, ile który z nich do pola lub ogrodu potrzebować będzie. To jest tylko zarys planów mych wielkich; — bo szczegóły nieprzejrzane. — Krótko mówiąc, będziecie panami! — Z bogami postąpim sobie jak z starymi krewnemi — którzy z wygnania wrócili, z ludźmi, — jak z zawojowanym krajem, z zwierzętami — szczególniej z insektami, które w państwie naszem żyć muszą, jak z niewolnikami np. tak jak Turcy z Rajasami; — Anglicy z Indianami.
PTAKI
Tylko natychmiast — natychmiast.
BURZYCKI
Zaraz, zaraz! ale to tak prędko nie da się uskutecznić. Rozważcie dobrze! Wybierzcie z tuzin lub ile chcecie z grona waszego, na wasz koszt, którzy by to wielkie dzieło „połączonemi siłami” dokonać się podjęli.
PTAKI
Bynajmniej! Tyś nam plan podał, ty go wykonaj! — Bądź nam doradcą, przewodnikiem wodzem!
BURZYCKI
Zawstydzacie mnie.
DUDAS
Namyślasz się?
BURZYCKI
Bądź spokojny, los nasz już zabezpieczony.
PTAKI
wskazując Dudasa
A ten? co po nim? Maż tu zostać? Przydaż się on na co?
BURZYCKI
On jest niezbędnym!
PTAKI
Cóż ty umiesz —? w czem lud przewyższasz?
DUDAS
Umiem świstać!
PTAKI
Ślicznie, ślicznie! o jakiż to przedziwny — niezbędny obywatel. — Od dziś my ludem szczęśliwym! —do Burzyckiego Ty nami rządź, a on niech śwista! Już nam na niczem nie zbywa!
BURZYCKI
zawstydzony
Czy tak być ma?
PTAKI
Przyjmujesz?
BURZYCKI
kłania się
CHÓR
Dotrzymaj słowa!
Dzierż kraj panowanie,
My twoimi poddanymi,
Uczyń nas dumnym bogom,
Dumniejszym ludziom równymi.
Epilog
Pierwszy, co treść tej pociesznej gawędy
Arcydowcipnie na scenę wprowadził,
Był Arystofan, Gracyj pieszczoch psotny.
Jeśli zaś wieszcz nasz, który szczerze pragnie,
W podobny sposób i śmiech na godzinkę,
Jak i na chwileczkę rozwagę w was wzbudzić,
W tem albo owem niechcący przewinił,
To was najszczerzej, ustami mojemi
O przebaczenie łaskawe uprasza.
Będąc słusznymi, przyznać mu zechcecie,
Że skok z Atenów aż do Etherburga
Jest istnem salto mortale.
Oraz zapewnia was, że osławione
Żarty owego znanego psotnika
Z taką skromnością i dobrodusznością
Wznowił, że pewną nadzieję mieć może,
Zyskania waszych najłaskawszych względów.
Chciejcież rozważyć, wszak rozwagi chwilka
Każdemu z ludzi przydatną być może;
Że równa sprawa z żartem jak i raną,
Którą zadając, mimo szczerych chęci,
Rozmiaru, ściśle oznaczyć nie można.
Teraz w krótkości poniekąd wstęp tylkoCałego dzieła, na próbkę podajem;
Ale jeśli się podobać wam będzie,
Nie omieszkamy, ile zdolność starczy,
Dalszy tok sprawy tej, jakkolwiek dziwnej,
Jednak istotnej — obszerniej wyłożyć.