Rozum mężczyzną, białogłową
afekt tylko rządzi; oraz kocha,
oraz nienawidzi; nie gdzie rozum,
nie gdzie afekt, tam wszystko.
And. Max. Fredro
OSOBY:
Pani Dobrójska
Aniela
Klara
Radost
Gustaw
Albin
Jan
Na wsi w domu pani Dobrójskiej.
AKT 1
Duży pokój — dwoje drzwi w głębi — trzecie drzwi po prawej stronie sceny do pokojów pani Dobrójskiej, czwarte po lewej do pokoju Gustawa, okno.
SCENA I
JAN
sam — w płaszczu zarzuconym na ramiona — chodzi — patrzy w okno, potem mówi, ziewając:
Czekaj mnie, nie śpij, powrócę o trzeciej.
Piękna mi trzecia: słońce jak w dzień świeci,
A mój pan drogi gnie sobie parole,
Albo z butelką… albo… No! już milczeć wolę.
SCENA II
Jan, Radost.
RADOST
idąc ku drzwiom Gustawa
Śpi Gucio?
JAN
Czy śpi? — Jak zabity, panie.
RADOST
Lubi spać hultaj.
JAN
zastępując od drzwi
Niechże pan nie chodzi.
RADOST
A to dlaczego?
JAN
Bo śpi.
RADOST
Nic nie szkodzi.
JAN
zastępując
Będzie się gniewał.
RADOST
Nic mi się nie stanie.
JAN
Dopiero zasnął — ledwie pół godziny.
RADOST
Cóż w nocy robił?
JAN
Nie spał!
RADOST
A z przyczyny?
JAN
Z przyczyny? — Zasłabł.
RADOST
troskliwie
Zasłabł?
JAN
z westchnieniem
Niespodzianie.
RADOST
Cóż mu jest?
JAN
Co jest? — jakiś zawrót głowy…
RADOST
Hm!
JAN
Wstręt do wody…
RADOST
Hm!
JAN
Pragnienie wina…
RADOST
Hm! proszę, proszę, wieczór jeszcze zdrowy!
JAN
wzruszając ramionami
Ha! słabość, panie, piorunem zaczyna.
RADOST
do siebie
Hm! wstręt, pragnienie! hm… hm… zawrót głowy.
JAN
Niech no się wyśpi, po południu wstanie.
RADOST
Chciałem być w domu i dziś tu z powrotem;
Lecz taką rzeczą ani myśleć o tem.
JAN
Owszem, jedź pan, jedź; ręczę, że za chwilę…
RADOST
A sen spokojny?
JAN
zastępując drogę
Lada co obudzi.
Cicho, dla Boga.
RADOST
Drzwi tylko uchylę.
JAN
Ale drzwi skrzypią.
RADOST
Własnemi oczyma…
JAN
odstępując
Ha, kiedy już tak! Niech się pan nie trudzi:
Darmo tam patrzeć — mego pana nié ma.
RADOST
Nie ma?
JAN
A nie ma.
RADOST
Gdzie jest?
JAN
Stąd o milę.
RADOST
Jak? Co?
JAN
Pojechał.
RADOST
Dokąd?
JAN
Do Lublina.
RADOST
Do Lu… Lu…
JAN
z ukłonem kończąc słowo
…blina.
RADOST
Kiedy?
JAN
Wczoraj.
RADOST
Po co?
JAN
Nie wiem.
RADOST
Macież go! Już szaleć zaczyna,
Już, Bogu dzięki. — Jeździć, latać nocą…
I czegóż stoisz? Panie, zawrót głowy?
Hm! wstręt do wody! Co — wina pragnienie?
JAN
Stoję na warcie, muszę być gotowy
Otworzyć okno na pierwsze skinienie.
RADOST
Na co otworzyć?
JAN
Dla mojego pana:
Tędy wychodzi, tędy się i wchodzi.
RADOST
załamując ręce
Przez okna łazić śród jasnego rana!
To waryjata prawdziwie dowodzi,
ironicznie
/ I kiedyż wróci na swoje wesele?
JAN
Jeśli mu wierzyć, miał o trzeciej wrócić.
RADOST
do siebie
O, muszę, muszę cugli mu przykrócić!
O, czego nadto, tego i za wiele!
Słychać pukanie do okna.
JAN
idąc do okna
Niechże pan łaje, bo przybywa właśnie.
Otwiera okno.
SCENA III
Gustaw ubrany do konia, Jan, Radost w głębi.
GUSTAW
włażąc przez okno
To czas! — niech go piorun trzaśnie!
JAN
Dobrze pan mówi: bogdajby go trzasnął!
GUSTAW
A co? Śpią jeszcze?
JAN
Byłby sen nie lada!
GUSTAW
Trochem się spóźnił.
JAN
Mnie to pan powiada.
GUSTAW
Pewnieś nie dospał.
JAN
Gdybym był choć zasnął.
GUSTAW
oddając pręt, czapkę, rękawiczki i ocierając twarz
No, prawdę mówiąc, jak jestem na świecie,
Jeszczem tak pięknie zębami nie dzwonił:
Wicher, deszcz, zimno… psa by nie wygonił.
RADOST
A ciebie wygonił przecie.
SCENA IV
Radost, Gustaw.
GUSTAW
A stryjaszek!całując w rękę
Dzień dobry!
RADOST
ozięble
Witamy z podróży!
GUSTAW
Już wstałeś?
RADOST
Jeszcześ nie spał?
GUSTAW
Dość czasu.
RADOST
Dzień duży.
GUSTAW
Dopiero świta.
RADOST
Świta, ale w twojej głowie.
GUSTAW
Niech i tak będzie, niech świta na zdrowie.
Byle mnie kochał stryjaszek kochany,
Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany.
Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha!
zaglądając w oczy
No… proszę… troszkę. — Niknie wyraz srogi.
Czoło się równa, oko się uśmiecha.
Otóż tak lubię,
ściskając go
mój stryjaszku drogi!
RADOST
płaczliwie, zawsze dając przestrogi
Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony?
GUSTAW
Chcę, chcę, stryjaszku.
RADOST
Pewnie?
GUSTAW
Jestem jej spragniony —
RADOST
Jakiże to więc sposób wyszukałeś sobie?
GUSTAW
Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie.
RADOST
Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy.
GUSTAW
I cóż!
RADOST
zniecierpliwiony
Cóż! Panna!
GUSTAW
A, bardzom ciekawy.
Co moją pannę to obchodzić może,
Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?
Nie śpię — tem lepiej dla niej, bo na jawie
Nią tylko jedną myśli moje bawię,
I do niej wzdycham jak w dzień, tak i w nocy;
Ale jak zasnę — jestże to w mej mocy?
RADOST
płaczliwie
Mój Gustawie! — Dla Boga, porzuć myśli płoche,
I raz tylko, raz pierwszy zastanów się trochę.
Kilka dni jesteś pośród tak godnej rodziny,
I nie ma dnia jednego… gdzie tam dnia!… godziny,
Żebyś czegoś nie zbroił, aż się serce kraje.
Pani Dobrójska sama opiekę ci daje;
Nie idąc wzorem matek, co nos górą noszą,
Kiedy w duszy o zięcia wszystkich świętych proszą —
Pamiętna twych rodziców i mojej przyjaźni,
Swój zamiar względem ciebie głosi bez bojaźni.
Ale wszystko na próżno, daremnie się trudzi:
Miejski panicz w wieśniakach innych widzi ludzi;
Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili,
I chce dać uczuć wartość każdej swojej chwili.
Wróbel się tylko, mówią, pustej strzechy trzyma,
Ale co w twojej głowie już i wróbla nie ma.
GUSTAW
ze szczerem zastanowieniem
Prawda, prawda, stryjaszku, zbyt słuszne przestrogi;
Ach, ojcowskiemi strzeżesz mnie oczyma,
ściskając go
O, jesteś dla mnie skarb, przyjaciel drogi,
Dzięki ci, dzięki za twoje przestrogi.
RADOST
z rozczuleniem ściskając go
Mój ty poczciwy, mój luby Gustawie!
GUSTAW
Mój przyjacielu, mój ojcze kochany!
Zobaczysz, jak się ogromnie poprawię,
Bylem miał tylko powód do odmiany.
A teraz zgadnij, jaką dziś zabawę…
RADOST
O dla Boga! on swoje! Otóż masz poprawę.
Ach zmiłuj się, uważaj, powiedz, czy to ładnie,
Że z domu pan zalotnik oknem się wykradnie,
Aby noc całą Bóg nie wie gdzie trawić!
GUSTAW
Ależ stryjaszku, ja się muszę bawić.
RADOST
Bawić!
GUSTAW
A wprawdzie, w tym szanownym domu.
Gdzie każdy dla mnie aż nadto łaskawy,
Gdzie nie ubliżam w niczem i nikomu,
Żadnej dotychczas nie widzę zabawy.
RADOST
Idzież tu o zabawę, wrzawę nieustanną?
GUSTAW
Ależ o nudy idzie.
RADOST
Nudy z piękną panną!
GUSTAW
Nie będą nudy, jak się kochać będę.
RADOST
I kiedyż to nastąpi?
GUSTAW
Jak się z nią ożenię.
RADOST
Albo inaczej: jak na koszu siędę.
GUSTAW
Ba, ba, ba! jeszcze czego.
RADOST
I skąd pewność, że nie?
Jestże to napisano, wyryto na niebie,
Że Aniela koniecznie musi pójść za ciebie?
GUSTAW
Pójdzie, pójdzie, stryjaszku.
RADOST
Tylko bardzo proszę,
Niech samochwalstwa od ciebie nie znoszę.
GUSTAW
Do samochwałów któż tego policzy,
Który rozsądnie zważa i powiada,
Że gdzie dwie rodzin związku sobie życzy,
Związku się w końcu spodziewać wypada?
RADOST
Prawda, jeśli Aniela choć trochę polubi.
GUSTAW
Bądź z łaski swojej spokojny w tym względzie.
Już ja ci ręczę, wszystko dobrze będzie.
RADOST
Nadto pewności, a ta pewność zgubi.
GUSTAW
Już spuść się na mnie… Ale dość tych fraszek.
Teraz niech zgadnie kochany stryjaszek…
RADOST
Pewnie, gdzie byłeś?
GUSTAW
Gdziem bawił tak długo.
RADOST
Wymów już, wymów, bo cię diable dusi.
GUSTAW
Na miejskim balu byliśmy przebrani.
RADOST
Na jakim balu?
GUSTAW
Pod Złotą Papugą.
RADOST
W karczmie!
GUSTAW
Przebrani.
RADOST
O Boże! o Boże!
GUSTAW
Tego młodemu nikt pewnie nie zgani.
RADOST
ironicznie
Pewnie pochwali?
GUSTAW
Bo pochwalić musi.
RADOST
Piękna mi szkoła!
GUSTAW
Lepsza być nie może.
Na małym świecie, co się wielkim mieni,
Gdzie każdy trwożnie po śliskiej przestrzeni,
Jakby na szczudłach i w przyłbicy chodzi;
Tam, czem są ludzie, niechaj nikt nie bada.
Ale gdzie człowiek mało pozór ceni,
Przybranym kształtem nie chce i nie zwodzi,
Gdzie więcej wola, niż rozum nim włada,
Tam schwytaj pędzel, wzór stoi gotowy.
RADOST
Otóż go macie! Jest La Bruyère nowy.
płaczliwie
Gucio! dopieroś dziękował za radę.
GUSTAW
nie słuchając
I co mi teraz przychodzi do głowy.
RADOST
Na przykład?
GUSTAW
Jedźmy tam dziś.
RADOST
Ja z tobą?
GUSTAW
Ty ze mną.
RADOST
Oszalał!
GUSTAW
Wcześniej wrócisz.
RADOST
ironicznie
Tą drogą tajemną.
GUSTAW
Jedziesz?
RADOST
Dajże mi pokój.
GUSTAW
No, to sam pojadę.
RADOST
Guciu! dopieroś dziękował za radę.
GUSTAW
żałośnie
Luby stryjaszku! wkrótce się ożenię.
RADOST
do siebie z zadziwieniem
No! i dlatego takie figle stroi.
GUSTAW
jak wyżej, prosząc
Już raz ostatni.
RADOST
Ja go nie odmienię,
To rzecz daremna.
GUSTAW
Na kasztana wsiędę!…
RADOST
przestraszony
O! na kasztana!
GUSTAW
Przede dniem tu będę.
RADOST
Weź już moją dorożkę, a kasztan niech stoi.
do siebie:
Jeszcze kark skręci z tego waryjata.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
I deliję moją.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
W tej kurteczce lata.
Jeszcze kataru u diaska dostanie.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku, jak chcesz, tak się stanie.
Ja zawsze mówię, święte rady twoje.
RADOST
Otóż masz, teraz powie, że to z mojej rady
Przez okna łazi na nocne biesiady.
GUSTAW
Zatem radzisz wchodzić drzwiami?
RADOST
Gadajże z waryjatami!
Ja ci radzę pójść spać.
GUSTAW
Spać?
RADOST
Bladyś, aż niemiło.
GUSTAW
Blady? To dobrze, to nic nie zaszkodzi:
Bladość niepokój miłosny dowodzi,
Bladości prędzej niż słowom się wierzy.
Pamiętasz przecie, jak to dobrze było
Rano, nazajutrz, po twojej wieczerzy?
RADOST
Mojej wieczerzy?
GUSTAW
To jest, mówiąc szczerze,
Ja sam dawałem tę sławną wieczerzę,
Ale stryjaszek potem długi płacił.
RADOST
Niestety!
GUSTAW
Wcalem na cerze nie stracił.
„Teraz to kocha — rzecz niezaprzeczona —
Jak blady, słaby! — on z miłości skona” —
Powiedz sam, wszakże prawda, tak mówiono.
I gdybym nie był zanadto…
RADOST
No, no, no,
Nie dość szaleje, jeszcze mnie powiada!
Teraz idź i śpij, taka moja rada.
Ale mój Guciu, Guciuniu serdeczny,
Staraj się zbliżyć, podobać Anieli.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
Dla matki bądź grzeczny.
GUSTAW
Dobrze, stryjaszku.
RADOST
I na miłość Boga,
Jeśli ci jeszcze moja przyjaźń droga,
Nim się odezwiesz, pomyśl pierwej nieco.
Bo często słowa jakby z worka lecą,
Ale sensu w nich — no! — tego tam nie ma. —
A teraz idź spać, już mrugasz oczyma.
GUSTAW
Pójdę się przebrać.
Całuje go w rękę.
RADOST
całując go
Pamiętaj, Gustawie…
GUSTAW
Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię.
Odchodzi w lewe drzwi boczne.
RADOST
patrząc za nim, serio
Poprawię! Zawsze jedno co godzina,
Zadziwisz się! tak!
przechodząc nagle w uczucia
Kochany chłopczyna!
SCENA V
Radost, Albin (chustka w ręku, tragicznym tonem).
RADOST
Cóż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie?
ALBIN
Niestety!
RADOST
Jak wzdychałeś, tak wzdychasz boleśnie.
ALBIN
Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę;
Kiedy nocne minuty łzami przeliczone!
RADOST
A ja ci radzę, wypogódź twe czoło,
Nie bądź Gustawem — lecz kochaj wesoło:
Te elegije i miłosne żale
Młodej dziewczyny nie podbiją wcale;
A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa,
Jeżeli westchnie, to wtedy gdy ziéwa;
Klara, co spocząć, rzadziej milczeć zdoła,
Sprzeczna z układu, z natury wesoła,
Lęka się smutku, któregoś obrazem.
ALBIN
Ach! możnaż kochać i nie płakać razem?
po krótkiem milczeniu
Już dwa lata się kończą, jak powabność Klary
Wznieciła moją miłość bez granic, bez miary.
Nie ma dnia, bym nie błagał najczulszem wejrzeniem;
Samem już tylko teraz oddycham westchnieniem;
Łzami skrapiam jej ślady, skrapiam całą drogę:
I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę.
RADOST
Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy.
ALBIN
Ach!
RADOST
Cóż dalej chcesz robić?
ALBIN
Co? — Umrę z rozpaczy.
RADOST
Może cię kocha.
ALBIN
Kocha? — Umarłbym z radości.
RADOST
Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności.
ALBIN
Ja płaczę, ty się śmiejesz.
RADOST
Śmiej się i ty razem.
ALBIN
Ach, posłuchaj mnie raczej, nie dręcz tym rozkazem.
Myślałem, że wytrwałość najczystszych płomieni
Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni,
Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby,
Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby.
Ach, błędna myśl, niestety! zwodnicze nadzieje!
Jej serce coraz stygnie, a moje goreje!
RADOST
tymże tonem
Bywaj zdrów!
ALBIN
Ach, gdzie idziesz?
RADOST
jak wprzódy
Ach, idę do siebie.
ALBIN
Nie litujesz się żalu, opuszczasz w potrzebie.
RADOST
Chciałbym jeszcze do domu pojechać na chwilę.
dobywając zegarka
Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę…
Oho! tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpiotem:
U niego jak rozsądek, tak wszystko na potem.
ALBIN
chwytając go za rękę
Czekaj, zwierzyć ci muszę straszną tajemnicę.
RADOST
przestraszony
Dla Boga, co to będzie!
ALBIN
Rzecz całą oświécę.
RADOST
Albinie; ja truchleję!
ALBIN
Zachowasz ją święcie?
RADOST
Mów!
ALBIN
Klara i Aniela mają przedsięwzięcie…
Słuchaj i zapłacz, nigdy — nie iść za mąż.
RADOST
zadziwiony i wstrzymując się od śmiechu
Szczerze?
Na znak potakujący Albina Radost parska śmiechem.
Albin.
Co? — Ty się śmiejesz z tego?
RADOST
Śmieję, bo nie wierzę.
ALBIN
Ja ci ręczę.
RADOST
I skąd wiesz?
ALBIN
Wiem pewnie.
RADOST
Daj Boże!
do siebie:
Taki bodziec Gustawa obudziłby może.
Byle mu wierzył.
do Albina:
Dzięki za dobrą nowinę.
ALBIN
Jak to, Radoście, dobrą? — Dobrą, a ja ginę.
RADOST
Nie zginiesz, będziem żyli.
ALBIN
Ty się śmiejesz zawsze.
RADOST
Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze.
Odchodzi w lewe drzwi środkowe.
ALBIN
O miłości, miłości! ty żalów przyczyno!
Złorzeczyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną.
Lecz Klaro! kiedyż równą odpłacisz mi miarą?
Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro!
SCENA VI
Albin. Aniela, Klara
wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych.
KLARA
cicho stanąwszy przy Albinie
Po raz pierwszy, drugi, trzeci!
Na wezwanie takie dzielne,
Powtórzone po trzy razy,
Nawet duchy nieśmiertelne,
Jak posłuszne ojcu dzieci,
Porzucając ciemne cele,
Stają władcy brać rozkazy.
Mogęż spóźnić przyjście moje?
Otóż jestem, otóż stoję.
ALBIN
całując w rękę
Ach!
KLARA
Nic więcej?
ALBIN
To tak wiele.
Klara śmieje się — po krótkiem milczeniu:
Ach, urągasz miłości.
KLARA
śmiejąc się
Urągam? — broń Boże!
ALBIN
Twoje serce bez czucia.
KLARA
Lwie, tygrysie może?
ALBIN
Nikt go zmiękczyć nie zdoła.
KLARA
Nie każdy, to pewnie.
ALBIN
Ja tak kocham.
KLARA
A ja nie.
ALBIN
Ja płaczę tak rzewnie.
KLARA
Ja się śmieję.
ALBIN
Okrutna! Poznasz mnie po stracie.
KLARA
Okrutna! sroga! niestety! o nieba!
do Anieli:
Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie,
Prędko, Anielo, dowierzać nie trzeba.
Śpiewa:
«O! gdzie miłość stawia siatki,
Nie figlujcie, moje dziatki,
Bo z miłością figlów nié ma:
Jak was złapie, to zatrzyma».
Tak babunia nam śpiewała,
Ja uciekam, pókim cała.
ALBIN
Zostań, okrutna, zostań! Uwolnię twe oczy
Od smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy.
Cieszy cię moja męka? — Ciesz się więc do woli:
Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli.
Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje,
Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję.
ANIELA
Panie Albinie! któż tak ściśle bierze?
Zostań się z nami, wszak ci to są żarty.
KLARA
Com powiedziała, powiedziałam szczerze.
ALBIN
A ja wszystkiemu co do słowa wierzę.
KLARA
Godzien pochwały, kto nie jest uparty.
ALBIN
Godzien litości, kto pokochał Klarę,
Bo razem w litość stracił wszelką wiarę.
Odchodzi w prawe drzwi boczne.
SCENA VII
Aniela, Klara.
ANIELA
Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi.
KLARA
Cóż? Pójść za niego?
ANIELA
Ja tego nie mówię;
Lecz gorycz losu niech litość osłodzi,
Niech mu przynajmniej o przyczynie powie.
KLARA
Na co? Niech kocha, płacze, jęczy, kona.
ANIELA
Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga.
KLARA
Gardzę miłością, jestem niewzruszona.
ANIELA
Wszak ci się znajdzie łagodniejsza droga:
I na cóż tam słów, gdzie dosyć na znaku.
KLARA
Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy,
Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku,
Prosić lękliwie, aby bez urazy
Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt miłą,
Ale ogólną dla całej płci jego? —
ANIELA
O, pewnie, pewnie, lepiej by tak było,
Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego,
Że jego miłość, równie jak osoba,
Ani cię bawi, ani się podoba.
KLARA
Wierz mi, Anielo, wszystko to za mało.
Nie wiesz, jak twarde jest serce mężczyzny,
Jak prędko rany umie ściągnąć w blizny,
Blizny, co potem stają mu się chwałą.
Nic ich próżności nie zbije, nie skarci,
Im więcej przeszkód, tem więcej uparci.
Łaj, gardź, nienawidź — oni w nienawiści,
Gniewie i wzgardzie mają swe korzyści,
Tak, że nareszcie czasem z nas niejedna,
Tracąc cierpliwość, tracąc głowę, biedna,
Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta,
Musi pokochać, by pozbyć natręta.
ANIELA
Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie?
Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli,
Co się tak czai, tak układa snadnie,
By zyskać ufność i zdradzić po chwili.
Lecz że źli oni, mamyż być takiemi?
KLARA
O, były, były kobiety dobremi,
I jakiż tego zwyczajny był skutek?
Radość dla mężczyzn, dla nas gorżki smutek,
Wspomnij tę książkę.
ANIELA
Nigdy nie zapomnę:
Męża Kloryndy życie wiarołomne.
KLARA
ze wzrastającym zapałem
I żal jednego twą zemstę zwycięża?
Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie?
I my nasz zamiar: «nigdy nie mieć męża»
Mamy oznajmiać, głosić nieroztropnie?
Wszystkim do razu odebrać nadzieję?
I miłość własną każdego ocalić?
O nic, nic z tego, moi dobrodzieje!
Wy, co ze zwycięstw lubicie się chwalić,
U nóg, tu, każdy, niech kark zgina hardy,
Każdy z osobna dozna naszej wzgardy.
ANIELA
z zapałem
Wzdychaj więc każdy!
KLARA
z zapałem
I kochaj się we mnie.
ANIELA
Dlaczegóż w tobie?
KLARA
By jęczał daremnie.
ANIELA
I moje serce nie więcej im sprzyja.
KLARA
Anielo! ręka! Powtórzmy tu śluby
Nam wiecznej chwały, a im wiecznej zguby.
Razem podając sobie ręce, mówią razem i powoli.
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
Nienawidzieć ród męski, nigdy nie być żoną.
ANIELA
Nienawidzieć, tak, oprócz mego stryja.
KLARA
I mego ojca.
ANIELA
I stryjecznych braci.
KLARA
I pana Jana…
ANIELA
I pana Karola.
KLARA
I Józia…
ANIELA
Kazia, Stasia…
KLARA
Hola! hola!
ANIELA
Na ostrożności nikt nigdy nie straci.
po krótkiem milczeniu
Zatem już kochać nie wolno nam będzie?
KLARA
Jedna dla drugiej kochankiem się stanie.
ANIELA
zamyślona
Jedna dla drugiej — a tak — to przykładnie…
Lecz powiedz, Klaro, oświeć mnie w tym względzie:
Czy oni nigdy nie kochają szczerze?
KLARA
po krótkiem milczeniu
Nigdy? — hm? — Pewnie.
ANIELA
Na cóż to udanie?
KLARA
Na co i po co, nic nie wiem w tej mierze.
Lecz com czytała, pamiętam dokładnie:
«Że miłość gorsza nad wszelką przygodę,
Że masz się kochać, wolisz skoczyć w wodę».
ANIELA
Klaro! zmiłuj się, w wodę! — to za wiele!
KLARA
Tak, nie inaczej! tak było w tem dziele.
ANIELA
Taką więc sprawą rzecz wcale nieładna,
Że każda kocha, nie topi się żadna.
KLARA
Bo do przyszłości duch każdy przykuty,
Żyje dla nieba, kocha dla pokuty.
ANIELA
O, wy mężczyźni!
KLARA
Piekło was zrodziło!
ANIELA
Że nie ma kraju, gdzie by was nie było!
KLARA
prędka rozmowa
A nasz pan Gustaw, laleczka warszawska.
ANIELA
O, ten się nawet udawać nie trudzi.
KLARA
Jeśli przemówi, to już wielka łaska.
ANIELA
Chce się ożenić, bo się czasem nudzi.
Przynajmniej uszy od jęków ocalę.
KLARA
Mnie by ta pewność nie cieszyła wcale;
Niech każdy kocha i w tem ma swą karę.
ANIELA
Ach, gdyby można miłości dać wiarę,
Byłoby szczęście większe na tym świecie?
KLARA
Było przed laty, wszak pamiętasz przecie,
Cośmy czytały?
ANIELA
Czy ja mam w pamięci?
Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci.
SCENA VIII
Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin.
Albin, wszedłszy, opiera się o ścianę blisko stolika i z założonemi rękami, często wzdychając, oka nie spuszcza z Klary.
PANI DOBRÓJSKA
wchodząc, do Albina:
Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie.
KLARA
całując ją w rękę
Czy się ciocia kłóciła?
PANI DOBRÓJSKA
do Klary:
Oj, zielono w głowie.
KLARA
O, nie!
PANI DOBRÓJSKA
O, tak.
KLARA
Dlaczego?
ANIELA
Klara, moja mamo,
Bywa bardzo rozsądna.
KLARA
Aniela toż samo.
ANIELA
Zgadzamy się we wszystkiem.
KLARA
Radzimy wzajemnie.
PANI DOBRÓJSKA
Kiedy dwie głowy radzą daremnie,
Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli
Zapewne jej uwagi rozsądnej udzieli,
Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu,
Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu;
A nawzajem Aniela poradziła Klarze,
Że obojętność szydzić niekoniecznie każe.
KLARA
kłaniając się nisko Albinowi
Panie Albinie, bardzo dziękujemy.
ANIELA
do Dobrójskiej
Trzebaż się starać o pana Gustawa?
PANIE DOBRÓJSKA
Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze.
Siadają przy okrągłym stoliku i robótki biorą, prócz Klary.
ANIELA
szybka rozmowa
On nas nie widzi.
KLARA
I ślepy, i niemy.
ANIELA
Mamże go błagać o względy łaskawsze?
KLARA
Mówić, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać?
ANIELA
ironicznie
I jakaż na wsi może być zabawa!
KLARA
podobnie, coraz prędzej
I z wieśniaczkami o czemże rozmawiać!
ANIELA
O pięknym czasie, albo słotnej porze.
KLARA
Miejskim rozumem zaćmiłby nas może.
ANIELA
Przez litość, gęstą daje mu zasłonę.
KLARA
Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę.
PANI DOBRÓJSKA
Już to mnie przegadacie, moje piękne damy.
ANIELA
Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy?
KLARA
Kiedy na sofie rozparty szeroko,
Półgębkiem gada, śpi na jedno oko,
Mamyż mu śpiewać arietkę wesołą?
Albo z girlandą tańcować wokoło?
Klara, mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z chustką w ręku. Albin rzuca się i odrzuca krzesło za nią stojące.
ALBIN
Przebóg!
KLARA
Cóż?
ALBIN
Krzesło.
KLARA
rozgniewana
Ach! Z panem… prawdziwie…
Nawet potknąć się nie można!
ALBIN
Niestety.
ANIELA
do Dobrójskiej
Bardzo rozsądnie.
PANI DOBRÓJSKA
śmiejąc się
Ja sama się dziwię.
Nie arietki, nie, ani też balety,
Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety.
KLARA
ironicznie
Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw…
Trzech mężczyzn! to sąd podług męskich ustaw;
Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba?
Cóż rozum kobiet, ten słaby twór nieba,
Co się im zbliżyć nawet praw nie rości,
Dałby za korzyść tym sędziom honoru,
Wszechwładcom świata, skarbonom mądrości?
Nasze uczucia, nie sięgając wzoru,
Na męskiej duszy twór zawsze wyniosły
Pęta by tylko albo skazę niosły.
PANI DOBRÓJSKA
Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza.
Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza;
Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa
Co swoje błędy karci, a cudzym pobłaża.
SCENA IX
P. Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw.
Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy nim siedzi przy stole pierwsza Klara, druga Aniela, trzecia Dobrójska, robótkami zajęte. — Gustaw wchodzi i, skłoniwszy się, stawia krzesło na środku — siada obrócony do parteru trochę na przodzie sceny — Gustaw w tej scenie mówi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty.
GUSTAW
Przecie deszcz ustał — pogodniej na niebie.
KLARA
Arcyprzyjemna aura, w samej rzeczy.
Do Anieli:
Że grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy.
A teraz kolej, Anielo, na ciebie.
PANI DOBRÓJSKA
do Klary z nieukontentowaniem
Klaro, czy znowu?
do Gustawa:
Albin mówił właśnie,
Że z nowej chmury nowa grozi słota.
ALBIN
Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota.
Bo i nadzieja powoli już gaśnie,
Kiedy mym smutkiem Klara ucieszona.
KLARA
zniecierpliwiona
Ach nie, wcale nie, smuci się, i bardzo.
GUSTAW
zawsze z roztargnieniem, byle co mówić
Panie pracują.
KLARA
Mężczyźni tem gardzą
Lubo w tej pracy najprędsza obrona
Przeciw tym nudom, w które wieś obfita.
PANI DOBRÓJSKA
do Klary z nieukontentowaniem
Czy ty się nudzisz?
KLARA
Mnie się ciocia pyta?
GUSTAW
jak wprzódy
Słabym się czuje, kto szuka obrony.
KLARA
O sobież tylko myśleć nam wypada?
GUSTAW
pozierając na Albina
Tak, i o bliskich — to pięknie i hojnie.
KLARA
ze wzrastającym zapałem
Bliski, niebliski może być znudzony.
ANIELA
do Klary na stronie
Klaro, daj pokój.
GUSTAW
zawsze obojętnie
Ogólna więc rada…
KLARA
Rady dość nigdy…
GUSTAW
sens kończąc
Dla popsutych dzieci.
KLARA
Wiem zatem, gdzie się zwracać.
GUSTAW
obojętnie
Do zwierciadła.
PANI DOBRÓJSKA
Klara nie może rozmawiać spokojnie.
Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci.
GUSTAW
wyciągając się na krześle
O, proszę pani, mnie to dosyć bawi.
KLARA
urażona, ironicznie
Czy tak? Doprawdy? Nie byłabym zgadła,
Że moja mowa takie cuda sprawi.
Do Albina:
Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma.
ALBIN
z westchnieniem
I tego wzbraniasz?
KLARA
Ach, bo miary nié ma.
do Anieli na stronie:
Żeby choć mrugnął, mogłabym się skrzywić.
PANI DOBRÓJSKA
po krótkiem milczeniu
Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić,
Że wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze,
Dla kogokolwiek przyjemną być może.
GUSTAW
mówi coraz wolniej
I owszem, owszem… wcale się nie dziwię…
Wieś jest przyjemna,
Ziewa skrycie.
przyjemna prawdziwie.
KLARA
do Anieli na stronie:
Widzisz?
ANIELA
Co?
KLARA
Ziewa.
ANIELA
Grzeczny…!
KLARA
(sens kończąc)
Ciocia powie.
głośno
Otóż to grzeczność…
na wejrzenie Dobrójskiej sens zmieniając
Chwalić wbrew gustowi.
GUSTAW
coraz wolniej
Nie, wieś ma swoje wdzięki… mówię szczerze.
Ziewa skrycie.
Na wiosnę kwiatki… listki… trawki świeże,
A w lecie, w lecie!… są te… piękne żniwa;
No i w jesieni…
ziewając
także… tam coś bywa;
W zimie wieczory… tak… w zimie… wieczory;
Są, są zabawy… o, są każdej pory.
Ziewa i wkrótce zaczyna drzemać.
PANI DOBRÓJSKA
W nas to samych zabawy i nudów przyczyna.
Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina,
Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu,
Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwaru, hałasu,
Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi,
Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców — znudzi.
Dlatego nas zapewne nadzieja nie mami,
Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami.
KLARA
po krótkiem milczeniu, cicho
Pst! Ciociu!
pokazując śpiącego Gustawa:
Już się bawi.
PANI DOBRÓJSKA
A! co tego…
KLARA
Chodźmy stąd wszyscy.
ANIELA
Zostawmy samego.
ALBIN
Ja i w nocy tak nie śpię.
PANI DOBRÓJSKA
To za wiele.
KLARA
Chodźmy.
PANI DOBRÓJSKA
Ale nie…
ANIELA
ciągnąc za rękę
Moja mamo, proszę.
KLARA
biorąc za drugą rękę
Ja także za nim suplikę zanoszę:
Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele,
Tak sobie posłał, niechże śpi do woli.
do Albina z niecierpliwością:
No, chodźże waćpan — prędzej! — pst! — powoli.
Wszyscy wychodzą — Gustaw śpi — wkrótce wbiega Radost — przypatruje się z żalem Gustawowi — zakłada ręce i siada na krześle, na którem siedziała pani Dobrójska.
SCENA X
Gustaw, Radost.
RADOST
żałośnie, zaledwie nie z płaczem, coraz głośniej
Gustawie! mój Gustawie! okrutny Gustawie!
GUSTAW
otwiera oczy i patrząc przed siebie, odpowiada jakby pani Dobrójskiej:
Tak, mościa dobrodziejsko, ja się na wsi bawię.
RADOST
parskając śmiechem
I śmiać się muszę, kiedy łajać chciałem.
GUSTAW
zadziwiony, po krótkiem milczeniu, wstając
Zasnąłem trochę.
RADOST
ironicznie
Gdzie tam.
GUSTAW
z nieukontentowaniem
Spałem, spałem,
Nie ma co mówić.
RADOST
udając Gustawa
„Jak się dziś poprawię,
Zadziwisz się, stryjaszku” — Otóż się i dziwię,
Żeś dobrze zasnął i chrapał szczęśliwie.
GUSTAW
z nieukontentowaniem
No, spałem, prawda; ale z drugiej strony,
Trudno kochanka uśpi huk moździerzy,
z udanem uczuciem
Łacno głos fletów, głos kobiet pieszczony.
RADOST
O! o… głos fletów! Niby kto uwierzy!
Dla Boga, chłopcze! Boska na mnie plago!