drukowana A5
15.56
Fragmenta albo pozostałe pisma

Bezpłatny fragment - Fragmenta albo pozostałe pisma


Objętość:
34 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
zeszytowa
ISBN:
978-83-288-0356-5

Pieśń (Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?)

Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?

Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie,

I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.

Złota też, wiem, nie pragniesz, bo to wszytko Twoje,

Cokolwiek na tym świecie człowiek mieni swoje.

Wdzięcznym Cię tedy sercem, Panie, wyznawamy,

Bo nad to przystojniejszej ofiary nie mamy.

Tyś Pan wszytkiego świata, Tyś niebo zbudował

I złotemi gwiazdami ślicznieś uhaftował.

Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi

I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.

Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi,

A zamierzonych granic przeskoczyć sie boi.

Rzeki wód nieprzebranych wielką hojność mają,

Biały dzień a noc ciemna swoje czasy znają.

Tobie k woli rozliczne kwiatki Wiosna rodzi,

Tobie k woli w kłosianym wieńcu Lato chodzi.

Wino Jesień i jabłka rozmaite dawa,

Potym do gotowego gnuśna Zima wstawa.

Z Twej łaski nocna rosa na mdłe zioła padnie,

A zagorzałe zboża deszcz ożywia snadnie.

Z Twoich rąk wszelkie źwierzę patrza swej żywności,

A Ty każdego żywisz z Twej szczodrobliwości.

Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny Panie!

Twoja łaska, Twa dobroć nigdy nie ustanie.

Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi;

Jedno zawżdy niech będziem pod skrzydłami Twemi!

Pieśń I (Pewienem tego, a nic sie nie mylę...)

Pewienem tego, a nic sie nie mylę,

Że bądź za długą, bądź za krótką chwilę,

Albo w okręcie całym doniesiony,

Albo na desce biednej przypławionyBędę jednak u brzegu,

Gdzie dalej nie masz biegu,

Lecz odpoczynek i sen nieprzespany,

Tak panom, jako chudym zgotowany.

Ale na świecie kto tak głupi żywie,

Żeby nie pragnął przejechać szczęśliwie

Dróg niebezpiecznych, a uść niepogody

I szturmów srogich krom swej znacznej szkody?

Lecz tylko że pragniemy,

Ale nie rozumiemy,

Czego sie trzymać, jako sie sprawować

Żeby nie przyszło na koniec bobrować.

A chytre morze, ile znakomitych,

Tyle pod wodą żywi skał zakrytych.

Tu siedzi złotem Cześć koronowana,

Tu lekkim piórem Sława przyodziana,

Tu Chciwość nieszczęśliwa

Zbiera, a nie używa;

Tu luba Rozkosz i Zbytek wyrzutny,

Pod nimi Nędza prędka i Żal smutny.

Tamże i Krzywda, i Zazdrość przeklęta,

Przed którą biada zawżdy Cnota święta.

Więc jesli człowiek jednę skałę minie,

Wnet na to miejsce na inszą napłynie;

Tak iż snadź namędrszemu

Trudno pogodzić temu,

Aby przynamniej więznąć albo zbłędzić

Nie miał, chyba gdy kogo Pan chce rzędzić.

Wodzu prawdziwy i Wieczna Światłości,

Uskróm z łaski swej morskie nawałności.

A podnieś ogień portu zbawiennego,

Na który patrząc moglibysmy tego

Morza chytrego zdrady

Przebyć bez wszelkiej wady,

A odpoczynąć po tym żeglowaniu

W długim pokoju i bezpiecznym spaniu.

Pieśń II (Nie ma świat nic trwałego, a to barzo k rzeczy...)

Nie ma świat nic trwałego, a to barzo k rzeczy:

Jaki liścia, taki jest rodzaj i człowieczy.

Ale rzadki, co by tę powieść Homerowę,

Przypuściwszy do uszu, wlepił sobie w głowę.

Bo każdego swa własna nadzieja uwodzi

A ledwie sie z człowiekiem zaraz nie urodzi.

Póki zakwitła młodość stoi w swojej mierze,

Lekka myśl niepodobne rzeczy przed się bierze:

O starości nie myśli ani na śmierć pomni

A w dobrym zdrowiu będąc, choroby nie wspomni.

Szalony ludzki rozum — ani oni znają,

Jako młodość i żywot prędko upływają.

Co ty wiedząc, bądź cierpliw do kresu żywota,

Strzegąc sie, ile możesz, troski a kłopota.

Pieśń III (Oko śmiertelne Boga nie widziało...)

Oko śmiertelne Boga nie widziało,

Prózno by sie tym kiedy chłubić miało.

Lecz On w swych sprawach jest tak znakomity,Że naprostszemu nie może być skryty.

Kto miał rozumu, kto tak wiele mocy,

Że świat postawił krom żadnej pomocy?

Kto władnie niebem? Kto gwiazdami rządzi,

Że sie z nich żadna nigdy nie obłądzi?

Za czyją sprawą we dnie słońce chodzi,

A miesiąc świeci, kiedy noc nadchodzi?

Każdy znać musi krom wszelakiej zwady,Że sie to dzieje wszytko z Pańskiej rady.

Jego porządkiem Lato Wiosnę goni,

A czujna Jesień przed Zimą sie chroni.

Ten opatruje, że morze nie wzbierze,

Choć wszytki rzeki w swoje łono bierze.

A to nas namniej niechaj nie obchodzi,Że nad niewinnym czasem zły przewodzi

Albo że gorszy świat po woli mają,

A dobrzy rychlej niedostatek znają.

Wszystko to Pan Bóg wywróci na nice,

Jeno kto wejźrzy w Jego tajemnice,

Jako na koniec zły przedsię wypada,

A dobry w Jego Majestacie siada.

Toć grunt wszytkiego, bysmy Boga znali,

A Jemu sprawę wszego przypisali.

Kto sie za czasu tego nie napije,

Człowiek na świecie niepobożny żyje.

Tego swych dziatek, starszy, nauczajcie,

To wychowanie synom waszym dajcie;

A niech nie będą nazbyt pieszczonemi,

Niech przywykają spać na gołej ziemi.

A skoro który doroście swej miary,

Niechaj sie w polach ugania z Tatary,

Niech wzdycha żona mężnego tyranna,

Patrząc nań z murów, i dorosła panna.

Niestetyż, by ten najeznik tak młody

Nie popadł jakiej znakomitej szkody,

Jesli gdzie na lwa nieborak ugodzi,

Który po szyję we krwi ludzkiej brodzi.

Przed śmiercią żaden schronić sie nie może

I pierzchliwemu prędkość nie pomoże.

Azaż nie lepiej sławy swej poprawić

Niż, prózno siedząc, w cieniu wiek swój trawić?

Męstwem Achilles, męstwem Hektor słynie,

A ich pamiątka wiecznie nie zaginie;

Męstwem Alcydes do nieba sie dostał

I Polluks bogiem nieśmiertelnym został.

Pieśń IV (Kiedy by kogo Bóg był swymi słowy...)

Kiedy by kogo Bóg był swymi słowy

Upewnił, że miał czasu wszelakiego

Strzec od złych przygód jego biednej głowy,

Miałby przyczynę żałować sie swego

Nieszczęścia, płacząc, że mu sie nie zstało

Dosyć tak zacnej obietnicy Jego,

Ale że Bogu z nami sie nie zdało

Tak postępować; prózno narzekamy,

Że sie co przeciw myśli nam przydało.

Wszyscy w niepewnej gospodzie mieszkamy,

Wszyscysmy pod tym prawem sie zrodzili,Że wszem przygodom jako cel być mamy.

Na tym rzecz wszytka, żebysmy nosiliSkromnie, cokolwiek na człowieka przydzie,

A w niefortunie nazbyt nie tesknili.

Płacz albo nie płacz, z drogi swej nie zydzie

Boskie przejźrzenie, prózno sie kto zdziera:

Niewola ciągnie, choć kto nierad idzie.

Nadzieja dobra serca niech podpiera;

Zaż to, że źle dziś, ma źle być i potym?

Jedenże to Bóg, co i chmury zbiera,

I co rozświeca niebo słońcem złotym.

Pieśń V (Panie, jako barzo błądzą...)

Panie, jako barzo błądzą,

Którzy Cię niedbałym sądzą;

A iż prawie żadnej rzeczy

Nie chcesz mieć na swojej pieczy.

Nie wiem, czego więcej trzeba,

Przeciwko nim świadczą nieba;

Świadczą gwiazdy niezliczone,

Na powietrzu zapalone.

Kiedy słońce swego wschodu

Albo chybiło zachodu?

Kiedy miesiąc jasne rogi

Skłonił od swej zwykłej drogi?

Toż nam i ziemia zeznawa,

Która pewnych czasów dawa

Zboża w wielkiej obfitości,

Synom ludzkim ku żywności.

Niechaj źli we złocie chodzą

I nad lepszymi przewodzą;

Jednak złe sumnienie mają,

Sądu Twego sie lękają.

A ja patrzając z daleka

Na szczęście złego człowieka;

Im dalej, tymem pewniejszy,

Że jest żywot pośledniejszy.

Wzywałem Cię, wieczny Boże,

Idąc wieczór na swe łoże;

Wzywałem Cię o północy,

A byłeś mi ku pomocy.

Nieprzyjaciel stał nade mną,

Mógł uczynić wszytko ze mną;

Spałem jako zarzezany,

On mi nie śmiał zadać rany.

A na pierwsze me ocknienie

I słów kilka przemówienie,

Panie, znać, żeś mię Ty bronił:

Uciekł, a nikt go nie gonił.

A co mnie był nagotował,

To sam mało nie skosztował;

Bowiem od wielkiego strachu

Wypadł oknem na dół z gmachu.

Ani miecz, ani mię siła

Złej przygody obroniła,

Jeno szczyra łaska Twoja,

Co wyznawa dusza moja

I pójdę do domu Twego,

A w pośrzodku zboru wszego

Będęć, mój Panie, dziękował,

Z łaski Twej żeś mię zachował.

A ludzie zapamiętali,

Którzy spraw Twych nie poznali,

Niechaj dziś na oko znają,

Że Cię dobrzy stróżem mają.

A przepuścisz li co na nie,

Zlitujesz sie zasię, Panie;

Jako więc i złym sowito

Płacisz zatrzymane myto.

Pieśń VI (Co by ty, urodziwa Hanno, na to dała...)

Co by ty, urodziwa Hanno, na to dała,

Aby ta twoja gładkość wiecznie z tobą trwała?

Wierzę, w tym wieku młodym ani myślisz o tym,

Ale byś też i dobrze myśliła, nic po tym.

Bo czas nie da trwać żadnej rzeczy w jednej mierze,

A jako wszytko niesie, tak zaś wszytko bierze.

Widziałem ja po ranu piękny kwiat przyjemny,

A widziałem zaś wieczór zwiędły i nikczemny.

I drzewa, które teraz odziały sie w liście,

Złupi z tego ubioru mroźnej zimy przyszcie.

W tymże prawie i człowiek, a w gorszym, bo kwiaty

I drzewa w rok wetują zawżdy swej utraty,

Odmładzając sie znowu; ale człowiekowi

Kiedy sie raz na twarzy zima postanowi,

A włos śniegiem przypadnie, gęsta wiosna minie,

Niżli z głowy przeziębłej ten zimny rok zginie.

Czemu jeleń pierzchliwy łaskawsze ma bogi,

Któremu wolno zrzucić pochodzone rogi?

Czemu wąż fortunniejszy, który z przyrodzenia

Każdy rok wiotche lata na młodą płeć mienia?

Człowiek, choć wyraz Boży, niesposobny na toAni nalazł fortelu na szedziwe lato.

Oszukały sie króla tessalskiego córy,

A ojca nieboraka jeszcze barziej, który

Dać gardło musiał dla ich głupiej pobożności;

Bo, życząc mu nowych lat i pierwszej młodości,

W nadzieję ziół schwalonych spólnie go zabiły,

Żeby w rzeczy starą krew’ z niego wycedziły.

Potym go czarownica w kocioł wrzącej wody

Wrzuciła między zioła; a ten, nie rzkąc młody,

Ale ani wstał żywy; jakoby to było

Kosztowne ziele, co by sto lat wyparzyło.

Przeto póki panuje wiosna w twarzy twojej,

Daj sie, Hanno, napatrzyć wdzięcznej krasy swojej;

Która nie da nic naprzód ani Fosforowi,

Kiedy napiękniej z morza wynika ku dniowi.

A wy, malarze, i wy, co marmór cieszecie,

Jesli przyszłemu wieku zachować sie chcecie,

Malujcie tę piękną twarz i rzeźcie w kamieniu.

Nie był jako żyw Zewksis w takim podziwieniu

Ani zacny Fidyjas, jako wy możecie

Z tej tylko samej sztuki sławni być na świecie.

Ja na farbach malarskich nic sie nie rozumiem,

Także wiele z marmórem postępować umiem,

Ale wierszem ozdobnym i rymy gładkiemi

Mam nadzieję, że z mistrzmi porównam dobremi.

Temi ja przeciw długim latom sie zastawię,

A za chęcią cnych bogiń imię twe wybawię

Z niepamięci nieszczęsnej, że o twej urodzie

Będzie wiek pozny wiedział i po naszym schodzie.

Nie była wiecznie gładka sławna pani ona,

Dla której mocna Troja z gruntu wywrócona;

By ją był Parys poznał w szostymdziestym lecie,

Nigdy by był tej trwogi nie wzbudził na świecie.

Ale jednak, co jej wiek łakomy uszkodził,

To swym pismem życzliwy poeta nagrodził.

Za co, nie wiem, przecz go Bóg ślepoty nie zbawił,

Ponieważ Stezychora o wzrok był przyprawił,

Że tęż istą śmiał ganić rymem uszczypliwym,

Acz to potym odwołał piórem osobliwym.

Ja stąd oczu nie stracę i w tym będę stały,

Że chwalić nie omieszkam, co jest godno chwały.

Bo nie leda Bóg jako swych darów rozdawa,

Temu łaskawszy, komu co nad ludzi dawa.

Przeto tusz dobrze, Hanno urodziwa, sobie,

Z twoich darów znać, że Bóg jest łaskawym tobie.

Który jako ozdobę i piękność szacuje,

Ten czyn niezmierzonego świata okazuje

Tak pięknie zbudowany; kto sklepowi temu,

Nadobnemi gwiazdami ślicznie sadzonemu,

Nadziwować sie może? Kto nocoświetnego

Miesiąca abo słońca niespracowanego

Napatrzył sie do wolej, lubo rano wstaje,

Lubo ku wieczorowi prędki bieg podaje?

Taki więc z swej łożnicy nowy oblubieniec

Wychodzi; na nim złoty płaszcz i złoty wieniec,

Perłami przeplatany, gore znakomity,

Jego ze wszech namilszej dar niepospolity.

Ale i ziemia nie jest bez swojej ozdoby,

Bo i tę Bóg oszlachcił dziwnymi sposoby:

To górami, to lasy, to kryształowemi

Rzekami, to łąkami pięknie kwitnącemi.

A w poły ją przepasał morzem urównanym,

Prosto jakoby pasem śrebrem okowanym.

Taki przede wszytkimi polem rozmierzonymLeci obrzym udatny pędem niewściągnionym.

Tego na kresie czeka albo trynóg drogi,

Albo prędki koń, albo bawół złotorogi.

To takie, co widzimy. Cóż, gdzie nasze oczy

Dosiąc nie mogą? gdzie Myśl, która niebem toczy,

Gdzie sama Piękność świeci i kształty wszech rzeczy?

Nie może tego pojąć mdły rozum człowieczy.

Dar Boży tedy gładkość, a dar znamienity,

Bo jesli go Ten nie da, zinąd nienabyty,

Jako są insze rzeczy, których człowiek może

Za swym staraniem dostać: tu nic nie pomoże.

Pieśń VII (Bodaj ci złe dni!)

Bodaj ci złe dni! Nie chcesz mię miłować,

Bych sie czuł, mógłci bych już podziękować.

Biadaż mnie na cię, to mnie głowę psujesz;

Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.

Przypatrując sie twej cudnej postawie,

Drugi by przysiągł, iżeś mu już prawie.

Biadaż mnie na cię, to mnie głowę psujesz;

Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.

Nie obiecujesz, ani też odmawiasz,

Jeno mię słowy próznemi zabawiasz.

Biadaż mnie na cię, to mnie głowę psujesz;

Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.

Wszytko sie boisz, ano nie masz kogo,

Nie każdyć kąsa, co to patrza srogo.

Biadaż mnie na cię, to mnie głowę psujesz;

Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.

Mam z sobą więcej niż dosyć kłopota,

A wszystko mi sie zda, że ciągnę kota.

Biadaż mnie na cię, to mnie głowę psujesz;

Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.

Nie karmże mię już tą nadzieją dalej,

Raczej mi powiedz: «Mój miły, nie szalej!»

Biadaż mnie na cię, to mnie głowę psujesz;

Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.

Pieśń VIII (Kiedy sie rane zapalają zorza...)

Kiedy sie rane zapalają zorza,

A dzień z wielkiego występuje morza,

Przyszedłem na brzeg, kędy Wisła bieży,

A tam siedziała na wysokiej wieży,

Podjąwszy rękę, smutna białagłowa

I pocznie z płaczem narzekać w te słowa:

«Takżem ja barzo niefortunna była?

Takżem ja wiele szczęściu przewiniła?

Że temu k woli być nieboga muszę,

Który jako grzech mierzi moją duszę.

A ten gdzieś siedząc, narzeka z daleka,

Przed którym nie mam milszego człowieka.

Ślub mi przywodzą, poniewolne słowa,

Na które nigdy nie zwalała głowa;

A ono było lepiej serca pytać,

Które gdy nie chce, słów sie prózno chwytać.

Niech sie tym cieszy, że mię ma w niewoli,

Ręce mógł zwięzać, myśli nie zniewoli.

Bogu tajemne nie są ludzkie sprawy,

Ten z nieba widzi, kto krzyw, a kto prawy.

Ja nie mam komu krzywdy swej powiedzieć,

Jeślibych miała, i to trudno wiedzieć.

Jednęż mam wolność w swej ciężkiej niewoli,

Że sie wżdy mogę napłakać do woli.

Więc mię to zewsząd szczęście pokarało,

Wszystko mi zaraz, com miała, pobrało.

Ojczyzny nie mam, matkim ostradała,

Samam sie w ręce okrutne dostała.

Cóż mię gorszego mogło potkać w boju

Nad to, co cierpię, nieboga, w pokoju?

Czasem bych rada żałość swą pokryłaA na lepszą sie postawę zdobyła;

Ale smutnemu trudno śmiech przychodzi,

Trzeźwi w pijanych sprawy nie ugodzi.

I mnie nieszczęsną łzy moje wydają,

Które mi z oczu płynąć nie przestają.

Tegom też pewna, że mię nie miłuje;

Nie mam mu ze złe, mnie w tym naszladuje.

On wie, co myśli, świadom, o co stoi;

Ja go nie sądzę, ani mi przystoi,

Wszakoż sie k temu zawsze będę znała:

Mił mi nie będzie, bych dziś umrzeć miała.

A ty, mój bracie, wzorem stryja twego,

Pomści mej krzywdy i zelżenia swego.

Uczyń, co twej krwi szlachetnej przystoi,

Miłość przy tobie nieomylna stoi.

Jać albo zdrowia w tym frasunku zbędę,

Albo na koniec twoją żoną będę.

Pieśń IX (Kto mi wiary dać nie chce, daj ją oku swemu...)

Kto mi wiary dać nie chce, daj ją oku swemu

A przypatrz sie stworzeniu pilnie tak pięknemu:

Taka jeszcze nie była za dawnego wieku,

Aniołowi podobna barziej niż człowieku.

Raj tam, gdzie ona siedzi, a którędy mija,

Za jej stopami róża wstawa i lelija;

Jej k woli piękne drzewa dają cień sowity

Nie chcąc, aby ją letni żegł ogień obfity.

A ona, myśl wspaniałą znosząc z układnością,

I niedobyte serca zwycięża miłością.

A człowiekiem tak władnie jako słońce wonnym

Nawrotem albo magnes żelazem nieskłonnym.

Wiele oczom powinien, o pani, kto ciebie

Oglądał a ucieszył twym pojźrzeniem siebie;

Dalszego czasu może nie zamierzać sobie,

Iżby kiedy miał gładszą oględać po tobie.

Niech sie więcej nie chłubią starodawne lata

Z swoimi Helenami; jest za tego świata,

Która gładkością wszytki pierwsze tak minęła,

Aż i przyszłym nadzieję na wieki odjęła.

Pieśń X (Juno, porzuć swój gniew długi...)

Juno, porzuć swój gniew długi,

A ty, Pallas, także drugi;

Gładka Wenus gładszą czuje,

Nowy sąd Parys gotuje.

Jabłko złote położyła

Erycyna, bo zwątpiła.

Śliczna dziewko, tak tusz sobie:

Klejnot ten należy tobie;

A żadna jeszcze nie wstała,

Którać by go odjąć miała.

Równie taka rano wschodzi

Jutrzenka, gdy dzień nadchodzi.

Służyć i hołdować tobie

Kładę ja za szczęście sobie.

A ty o mej uprzejmości

I nie wątp o stateczności;

Abowiem póki duch we mnie,

Nie masz, jeno sługę ze mnie.

Pieśń XI (Prózna twa chłuba, nie kochaj sie w sobie...)

Prózna twa chłuba, nie kochaj sie w sobie,

Nie wszytkoć prawda, com pisał o tobie.

Miłość mię zwiodła i przez mię mówiła,

Że nad cię nigdy wdzięczniejsza nie była.

Jako lelija różą przeplatana,

Zdała mi sie twarz twoja malowana;

Oczy twe jako gwiazdy sie błyskały,

Piersi twe śniegu sromotę działały.

Gniewliweś morze śmiechem uśmierzała,

Kamienneś serce słowy przenikała.

Teraz w mych oczach wszystko sie zmieniło,

Obłudne serce wszytko pokaziło

I twa niewdzięczność, którą pokazujesz

Tam, gdzie powolność i chuć prawą czujesz.

Czego mi tedy stateczne namowy

Nie mogły wybić żadną miarą z głowy;

Czegom zbyć nie mógł przez zioła, przez czary,

To sam dziś wyznam na sie z prawej wiary:Żem był zabłądził w swej niemądrej sprawie,

A był cim, jeśli komu, jak żyw prawie.

Ale żeś tego wdzięczna być nie chciała,

Dalej nie będziesz ze mnie sługę miała.

To, com ci służył, niech już wniwecz idzie,

Bo jednak ten czas kiedyżkolwiek przyjdzie,

Że ty, wspomniawszy na me powolności,

Musisz zapłakać nieraz od żałości.

A ja, bych jeno o tobie nie wiedział,

I w pustych lesiech sam rad będę siedział.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.