Przedmowa
„Nie ma wątpliwości (pisze Hazlitt), że Szekspir był geniuszem najuniwersalniejszym, jaki się kiedy zjawił. W tragedii, komedii, historycznym dramacie, sielance, komedii sielankowej, sielance historycznej, w poemacie niepodzielnym, w poezji nieprzerwanej jest jedynym. Nie tylko ma moc nieograniczoną wywoływania z nas śmiechu i łez, nie dość, że panuje nad wszelkimi środkami pomocniczymi w przedstawianiu namiętności, nad dowcipem, nad myślą i doświadczeniem, rozrządza także całym obszarem wyobraźni twórczej, obudzającej trwogę i wesołość, równie trafnie widzi świat idealny jak rzeczywisty, a ponad tym wszystkim góruje u niego prawda charakteru i natury, i duch ludzkości”.
Tymi wyrazami Hazlitt'a rozpoczyna Gervinus uwagi swe nad Burzą, powtarzamy je za nim, mówiąc o jednej z komedii Szekspira, w których z równym jak w dramatach historycznych i tragediach mistrzostwem, a z większą może siłą wyobraźni, swobodą, z większą rozmaitością tonu się przedstawia, zawsze sobą samym, a coraz, do nieskończoności, innym. Burza, która stoi w wydaniach poety na czele tak zwanych komedii, zdaniem wszystkich niemal badaczów, jest jednym z ostatnich lub ostatnim dziełem jego, napisanym już po odsunięciu się od teatru. Być bardzo może, iż zażądano od odpoczywającego już w Stratfordzie nad Avonem poety fantastycznej takiej sztuki na uroczystości weselne księżniczki Elżbiety wychodzącej za elektora palatyna Fryderyka w roku 1613. Wiemy to i z opisów u nas w Polsce przedstawianych w czasie weselnych i koronacyjnych uroczystości dramatów, jak wielką w nich rolę grały postacie czarodziejskie, bogowie, alegoryczne figury i misternymi kunsztami mechanicznymi sprowadzane zmiany, a cuda teatralne, zjawiska duchów, widm itp. W takie właśnie efekta obfituje Burza.
Powieść, która poecie służyła za materiał, dotąd pozostaje zagadką; nie zdołano jej odszukać, chociaż domyślają się, jak powiemy niżej, iż włoski jakiś romans nieznany dostarczył pierwotnej treści. Być by to mogło równie, że poeta osnuł rzecz na własnym pomyśle, czerpiąc szczegóły z różnych przypomnień i pojedynczych rysów, schwyconych u współczesnych pisarzy.
Komentator Szekspira, Warton, pisze, że niejaki Collins (na nieszczęście później obłąkany, zatem nie bardzo na wiarę zasługujący) zaręczał mu, iż miał w ręku i czytał włoski romans pod tytułem: Amelia i Izabella, drukowany jakoby w roku 1588, który treścią przypominał zupełnie Burzę Szekspira, a miał być swojego czasu tłumaczony na angielski i francuski język. Tego jednak romansu nikomu się dotąd wyszukać nie udało.
Tieck i wielu niemieckich krytyków twierdzą, iż wspólną treścią Burzy i dramatu niemieckiego Ayrera pod tytułem: Piękna Sidea (napisanego między 1595 a 1605 r.) musiało być jakieś zatracone dziś opowiadanie. Dramat Ayrera, z wyjątkiem imion, zupełnie jest podobny do Burzy. W niemieckim role Prospera i Alonsa grają książę Ludolf i książę Leudegart. Ludolf jest czarownikiem jak Prospero i ma też córkę jedynaczkę, Sideę (Mirandę), posługuje się duchem, który wprawdzie odmiennie wygląda, ale przypomina Ariela i Kalibana zarazem. Ludolf tu zwyciężony przez swojego współzawodnika, wygnany z córką na puszczę, strofuje ją, że na losy narzeka i wywołuje ducha Runcifala, aby mu dał środki pomszczenia się i przepowiedział przyszłe losy. Runcifal jak Ariel nie bardzo rad z tego, że go zaprzęgają do roboty, oznajmia księciu, iż wkrótce w jego ręce dostanie się syn nieprzyjaciela. Tu następuje scena komiczna, zdaje się niemieckiego autora własna, po czym zbliża się książę Leudegart z synem Engelbrechtem (Ferdynandem), polujący właśnie w tej puszczy. Engelbrecht ze sługą swoim Famulusem oddalają się i błądzą, a szukając drogi, trafiają na Ludolfa i jego córkę.
Ten wzywa ich, aby mu się poddali, chcąc ich wziąć w niewolę, Engelbrecht chwyta za oręż w obronie swej, ale czary Ludolfa sprawiają, że osłabły książę miecza dobyć nie może, traci siłę i poddać się musi. Engelbrecht jako niewolnik także nosi drwa. Sidea, jak Miranda, rozmiłowuje się w nim i oświadcza mu, że chce zostać jego żoną. Ślub dwojga kochanków jednoczy z sobą powaśnione rodziny. Podobieństwo między Sideą a Mirandą jest wielkie, szczegóły niektóre podobne, lecz Ayrer tak dalece niżej stoi od angielskiego poety, iż porównywać ich nawet z sobą się nie godzi.
Opisy podróży, krajów nowych i dziwnych, plemion ludzkich osobliwych i poczwarnych za czasów Szekspira silną budziły ciekawość i były jednym ze źródeł pomysłu dla poety, który też wspomina tu o tych poczwarach (z twarzami na piersiach), takich właśnie, jakich szereg cały przedstawił Wolgemuth w sławnej Schedla kronice.
Pierwszy Theobald, a za nim Malone, utrzymują, że tytuł Burzy nadany sztuce przez Szekspira jest okolicznościowy i stoi w związku z rozbiciem okrętu Jerzego Sommers'a u Bermudów (Wysp Szatańskich). Roczniki ówczesne tak opisują ten wypadek, o którym w całej Anglii wiele rozprawiano i mocno się nim zajmowano:
„W roku 1609 kompania awanturników i kompania wirgińska wyprawiły z Londynu flotyllę o ośmiu statkach, na które wsiedli emigranci, przeznaczeni do kolonizowania Wirginii. Sir Thomas Gates, sir Georges Sommers jako admirał i kapitan Newport, wiceadmirał, płynęli na statku o 300 tonach, ze stu sześćdziesięciu innymi podróżnymi. Statek admiralski szedł razem z resztą eskadry aż do trzydziestego stopnia szerokości, tu burza rozpędziła ich. Inne okręty szczęśliwie dopłynęły do Wirginii, a statek admiralski, choć nowy i bardzo mocny, począł brać wodę. Z nadzwyczajnym wysileniem ledwo go zdołano uratować. Choć pompy ciągle były w robocie, woda zapełniała dno statku, ludziom zaczynało braknąć siły, wielu z nich w przystępie rozpaczy puściło się na los szczęścia z falami. Sir Jerzy Sommers, sam siedząc u steru, widząc już statek zgubionym, spodziewając się, że co chwila zatonąć może, spostrzegł ląd. I on, i kapitan Newport uznali, że to było straszliwe wybrzeże Bermudów. Wszystkie naówczas narody wyspy te miały za zaczarowane, sądząc, że je zamieszkiwali czarownicy i złe duchy żyjące tu wśród ciągłych burz i piorunów. Oprócz tego brzegi miały być tak nadzwyczajnie niebezpiecznymi i skalistymi, iż mało ludzi dobić do nich zdołało, chyba niesłychanym wypadkiem i przez rozbicie się okrętu.
Jerzy Sommers, Thomas Gates, kapitan Newport i reszta załogi zgodzili się na to, iż z dwojga złego, mniejsze wybierać należało. I tak rozpaczliwie zaczęto się ku wyspie kierować. Lecz dzięki opatrzności morze było wezbrane, okręt przepłynął między dwiema skałami i uwiązł w nich nierozbity. Mogli więc rzucić łódź na morze. Wszyscy majtkowie i żołnierze wylądowali bezpiecznie. Dostawszy się na ląd, orzeźwili się wkrótce i nabrali otuchy, bo grunt bardzo był żyzny, a klimat wyspy łagodny”.
Malone wykazuje, że w tym opowiadaniu, jak w sztuce Szekspira, jest burza, rozbicie okrętu, wyspy zaczarowane, Bermudy; a że wypadek ten jest z roku 1609, sądzi, iż sztuka napisaną i graną być mogła około 1610 lub 1611 roku, gdy się tym najwięcej zajmowano. U Ben Jonsona, w jego Bartholomew Fair (1614) jest też mowa o Tales of Tempest, o jakimś potworze posługującym (servant monster), były to więc powieści popularne i zwyczajne w owym czasie, na których osnuł poeta swój dramat. Przypuszczenie Malone'a o dacie napisania dramatu potwierdza się wydanymi przez Cunninghama w roku 1842: Extracts from the accounts of the Revels at Court in the Reigns of Queen Elizabeth and King James the First etc., w których jest wzmianka, że dnia 1 listopada 1611 roku w Whitehall grano dramat pod tytułem Burza. Ale z badań dra Ingleby'ego okazuje się niestety, że jak Colliera, tak Cunninghama dokumenty krytyki nie wytrzymują i wielce są podejrzane (Dr Ingleby, A complete view of the Shakespeare Controversy,, London 1861). Źródła jedynego, z którego by Szekspir Burzę swą zaczerpnął, zdaje się, że na próżno by szukać było; napisana w ostatnich latach życia, gdy poeta władał wszystkimi dramatycznymi środkami i był ich panem, złożyła się z mnóstwa w ciągu lat długich uzbieranego materiału, a samemu geniuszowi jego winna układ swój i uroczą piękność. Postaci Kalibana i Ariela, tych dwu duchów ziemi i powietrza, nie znajdzie nigdzie, chyba w średniowiecznych podaniach o Koboldach, które się do XVI wieku przechowały w powieściach ludu. Ale w tych one są tylko w zarodzie, poeta ulepił z nich te własnej fantazji dzieci, oblicza im nadając nowe. Co do formy, z pewnych względów Burza przypomina Zimową powieść i Sen nocy letniej. Mowa duchów tu i tam wyróżnia się samą formą wiersza. Wiersz w ogóle łatwy i swobodny, uwolniony już od rymowanych zakończeń.
Jak we wszystkich dramatach poety, tak i tu myślą główną, ziarnem tego pięknego owocu jest prawda moralna, którą łatwo dobyć z niego można. Widzimy w dramacie na chwilę przemagającą żelazną siłę pięści, brutalną przemoc. Posuwa się ona w swym zaślepieniu aż do Kainowego bratobójstwa. Z drugiej strony stoi mądrość, która zatopiona w księgach i kontemplacji świata i jego tajemnic, zapomina się aż do wyrzeczenia wszelkich spraw ziemskich i zaniedbania własnego bezpieczeństwa. Opatrzność dozwala sile chwilowego zwycięstwa, ale duchowi daje w końcu zwycięstwo wielkie, stanowcze, ostatnie. Ci, którzy chcieli zgubić mędrca, znajdują się niespodzianie na jego łasce, życie ich ma w ręku — zapomina wyrządzone mu zło, przebacza, jedna i siłą ducha pokonywa wszystko, co przeciw niemu knowa barbarzyńska siła pięści. Myśl ta jasno bije z dramatu.
Jako narzędzie pojednania służy niewiasta czysta i niewinna, niewieścia cnota, którą Prospero wyraźnie stawi jako szczęścia warunek. Miranda jest naiwnym dziewczęciem, której pierwsze wejrzenie starczy do obudzenia tego uczucia, co jedna, łączy, i na którym wciąż społeczeństwo spoczywa. Ferdynand pracuje i poświęca się chętnie dla miłości. Obok tego mędrca, uroczego dziewczęcia i czystego ducha Ariela dla kontrastu stoi Kaliban (anagram Kanibala), Trynkulo i Stefano. Z genialnym mistrzostwem namalowane to bydlę straszliwsze tym, że ma oblicze i mowę ludzką, ulegające tylko sile i trwodze, namiętne, słabe, a gotowe na wszystko, gdy się w nim zwierzęce instynkty rozbudzą.
Trzy światy składają się na czarodziejski poemat: czyste duchy pośredniczące między ziemią a niebem, ludzie ze swą ułomnością i zbydlęcone istoty, dzieci sił nieczystych. Z tych żywiołów wiąże się dramat wielkiego wdzięku, szczególniej w pojedynczych scenach, połączonych, jakby nicią jedną, mądrością Prospera i potęgą Ariela jej posłuszną.
W Burzy, jak w Hamlecie, zdradza się Szekspira upodobanie i przejęcie Montaigne'em. Prawdopodobnie poeta czytać go mógł w oryginale. W roku 1838 British Museum nabyło też wydanie tłumaczenia angielskiego przez Floriona z podpisem Szekspira, jednym z sześciu, jakie są znane.
W rozdziale pod tytułem: Les Cannibales (księga I) znajdujemy, co następuje:
„Jest to naród, u którego nie ma żadnego rodzaju handlu, żadnej znajomości pisma, żadnej umiejętności liczb, żadnego nazwiska urzędu ani zwierzchności politycznej, żadnego obyczaju służby, ani bogactwa, ani ubóstwa, żadnych kontraktów, żadnych spadków, żadnych działów, żadnej pracy, chyba gwoli próżnowania, żadnego poszanowania pokrewieństwa, chyba ogólnego, żadnych sukni, żadnego rolnictwa, żadnego kruszcu, ani wina, ani zboża; wyrazu nawet oznaczającego kłamstwo, zdradę, chytrość, skąpstwo, zazdrość, obmowę, przebaczenie... Jakże Plato rzeczpospolitą, którą wymyślił, znalazłby daleką od tej doskonałości”.
W Burzy niemal tymiż słowy mówi Gonzalo (Akt II. Scena I):
Wszystko bym w mojej rzeczypospolitej
Na wspak urządził; zabroniłbym handlu,
Żadnych by u mnie nie było urzędów,
Żadnej nauki, bogactw ni ubóstwa,
Żadnego sługi, kontraktów, sukcesji,
Granic, uprawnych pól albo winnicy,
Żadnych metalów, zbóż, wina, oliwy,
I żadnej pracy.
Burza za życia autora osobno drukowaną nie była, wyszła dopiero w zbiorowym wydaniu Hemminge'a i Condella w roku 1623.
Burza
OSOBY:
ALONSO, król neapolitański.
SEBASTIAN, brat jego.
PROSPERO, prawy książę Mediolanu.
ANTONIO, brat jego, przywłaszczyciel księstwa.
FERDYNAND, syn króla neapolitańskiego.
GONZALO, poczciwy stary radca króla Neapolu.
ADRIAN,FRANCISKO, panowie.
KALIBAN, dziki i potworny niewolnik.
TRYNKULO, trefniś.
STEFANO, piwniczy, pijak.
KAPITAN
BOSMAN
MAJTKOWIE
MIRANDA, córka Prospera.
ARIEL, duch powietrzny.
IRIS,CERES,JUNO, NIMFY,ŻNIWIARZE, duchy.
Inne Duchy posłuszne PROSPEROWI.
Scena: morze i okręt, później wyspa.
AKT PIERWSZY
SCENA I
Okręt na morzu. Burza, pioruny i błyskawice.
Wchodzą: Kapitan i Bosman.
KAPITAN
Bosman!
BOSMAN
Jestem, kapitanie. Co robić?
KAPITAN
Przemów do majtków, a manewruj żwawo; inaczej wpadniemy na skały.Żwawo, tylko żwawo!
Wychodzi — Wchodzi kilku Majtków.
BOSMAN
Dalej, moje dzieci! Śmiało i żwawo, moje serduszka! Zwinąć masztowyżagiel! Baczność na kapitańską świstawkę! — Dmijże, aż pękniesz!
Wchodzą: Alonso, Sebastian, Antonio, Ferdynard, Gonzalo i inni.
ALONSO
Dobry Bosmanie, daj baczność! Gdzie kapitan? Pokażcie się ludźmiodważnego serca.
BOSMAN
Błagam was, zejdźcie na dół!
ANTONIO
Gdzie kapitan, bosmanie?
BOSMAN
Czy go nie słyszysz? Zawadzacie nam tylko. Do kajuty! Pomagacie burzy.
GONZALO
Trochę cierpliwości, mój poczciwcze!
BOSMAN
Gdy ją mieć będzie morze. Precz stąd! Co dbają ryczące bałwany o imiękrólewskie? Do kajuty! Cicho! Nie przeszkadzajcie nam!
GONZALO
Bardzo dobrze; pamiętaj jednak, kogo masz na pokładzie.
BOSMAN
Nikogo, którego bym więcej kochał od siebie. Jesteś panem rajcą; jeżeli możesz nakazać milczenie żywiołom i ciszę sprowadzić, nie dotkniemy się więcej liny; użyj twojej powagi. Jeśli nie możesz, dziękuj, żeś żył tak długo, a przygotuj się w kajucie do wszystkiego, co nas za chwilę spotkać może. — Żwawo, moje chłopcy! Precz nam z drogi, powtarzam!
Wychodzi.
GONZALO
Zuch ten dodaje mi serca, bo nie widzę na nim piętna topielca; jemuszubienica patrzy z oczu. Dotrzymaj nam obietnicy, dobry losie! Zróbpostronek jego przeznaczeń naszą kotwiczną liną, bo własna nasza niena wiele się przyda. Jeśli się on do szubienicy nie urodził, smutnanasza dola.
Wychodzą — Wchodzi Bosman.
BOSMAN
Spuścić maszt wierzchowy! Żwawo, żwawo! Niżej, niżej! Spróbujmy razjeszcze koronnego żagla! (słychać krzyki na dole) Bodaj zaraza padła na te wycia głośniejsze od burzy i naszej roboty! (wchodzą: Sebastian, Antonio i Gonzalo) Znowu? Co tu po was? Mamyż opuścić ręce i utonąć? Czy gwałtem szukacie mokrej śmierci?
SEBASTIAN
Bodaj ci przegniło gardło, ty psie warczący, bluźniący, nielitościwy!
BOSMAN
To weź się za nas do roboty!
ANTONIO
Na szubienicę, ty kundlu! Na szubienicę, ty bękarcie! Zuchwałykrzykaczu, mniej od ciebie boimy się utonąć.
GONZALO
Powtarzam, on nie utonie, choćby okręt nie był mocniejszy od łupinyorzecha, a był dziurawszy od cnoty niewstrzemięźliwej dziewki.
BOSMAN
Zmieńmy kierunek! Rozwinąć oba wielkie żagle! Idźmy pod wiatr!
MAJTKOWIE
Wbiegają zmoczeni.
Wszystko przepadło! Do modlitwy! Do modlitwy! Wszystko przepadło!
Wychodzą.
BOSMAN
Jak to? Mająż usta nasze na zawsze zastygnąć?
GONZALO
Król z księciem klęczą! I my uklęknijmy,
Bo los nasz wspólny.
SEBASTIAN
Straciłem cierpliwość.
ANTONIO
Wydrwili od nas życie ci pijacy.
Ten łotr dziurawy! Jakbym chciał go widzieć,
Mytego falą dziesięciu przypływów.
GONZALO
On będzie wisiał, choć przeciw mym słowom,
Zda się, że każda wód kropla przysięga,
Paszczę rozdziawia, ażeby go połknąć.
Pomieszane krzyki na dole: „Boże, zmiłuj się nad nami! Okręt sięrozpada! Okręt się rozpada! Żegnam was, żono i dzieci! Żegnamcię, bracie! Okręt się rozpada! Rozpada! Rozpada!”.
ANTONIO
Tońmy wszyscy z królem!
Wychodzi.
SEBASTIAN
Pożegnajmy się z nim!
Wychodzi.
GONZALO
Dałbym teraz tysiąc łanów morza za jedno staje nieurodzajnego gruntu,długiego wrzosu, szarej paproci bądź czego. Niech się stanie wolaboża! Wolałbym jednak umrzeć suchą śmiercią.
Wychodzi.
SCENA II
Wyspa. — Przed celą Prospera.
Wchodzą: Prospero i Miranda.
MIRANDA
Jeśliś twą sztuką tak fale te wzburzył,
Drogi mój ojcze, ukołysz je teraz!
Smołę śmierdzącą, zda się, lać chce niebo,
Tylko że morze, lic jego sięgając,
Ognie te gasi. Razem z cierpiącymi
I ja cierpiałam! Piękny, śmiały okręt,
Szlachetne pewno niosący istoty,
Przepadł w otchłaniach, a tonących krzyki
Znalazły echo w głębinach mej duszy.
Wszystkich zapewne pochłonęły fale.
O, gdybym bóstwa mogła mieć potęgę,
Przódy bym morze pogrążyła w ziemi,
Zanim by okręt tak piękny pożarło
I te, którymi ładowny był, dusze!
PROSPERO
Ukój się, powiedz litosnemu sercu:
Nic się nie stało złego.
MIRANDA
Ach!
PROSPERO
Nic złego.
Wszystko zrobiłem dla ciebie jedynie,
Dla ciebie, droga, dla ciebie, ma córko!
Ty nie wiesz jeszcze, kim jesteś; ty nie wiesz,
Skąd ja pochodzę; nie wiesz, żem jest więcej
Niźli Prospero, pan ubogiej celi
I nie bogatszy twój ojciec.
MIRANDA
Znać więcej
Nigdy w mej duszy nie postała żądza.
PROSPERO
Czas teraz, żebym powiedział ci więcej.
Dopomóż zdjąć mi odzież czarnoksięską.
Składa płaszcz.
Spocznij, ma sztuko. — Pociesz się, łzy otrzyj!
Straszne rozbicie, które w twoim sercu
Wszystkie potęgi litości zbudziło,
Tak mądrze moją sztuką urządziłem,
Że ani jedna nie zginęła dusza,
Nie, że nie zginął włosek nawet jeden
Z istot na statku, których pośród burzy
Krzyki słyszałaś, widziałaś tonięcie.
Siądź przy mnie; czas już, byś poznała więcej.
MIRANDA
Kto jestem, nieraz rozpoczętą powieść
Urwałeś nagle, a wszystkie pytania
Zbywałeś słowem: czekaj, nie czas jeszcze.
PROSPERO
Przyszła na koniec stanowcza godzina;
Otwórz więc uszy i słuchaj mnie pilnie.
Czy pomnisz czasy, które poprzedziły
Dzień, w którym cicha przyjęła nas cela?
Wątpię, bo wtedy i lat trzech nie miałaś.
MIRANDA
Pamiętam, ojcze.
PROSPERO
Ale co pamiętasz?
Czyli dom inny, czy inne osoby?
Powiedz mi obraz, który w twej pamięci
Przetrwał aż dotąd.
MIRANDA
Wszystko to dalekie
I jak sen raczej niźli rzeczywistość,
Za którą pamięć moja by ręczyła.
Miałamli kiedy pięć lub sześć służebnic?
PROSPERO
Miałaś i więcej. Lecz jakże w twej duszy
Obraz ten przetrwał? Mów, co widzisz więcej
Na tle zamglonym, na przepaściach czasu?
Gdy pomnisz rzeczy przed twym tu przybyciem,
Więc i przybycie nasze tu pamiętasz.
MIRANDA
Nie.
PROSPERO
Lat dwanaście, lat temu dwanaście
Ojciec twój księciem był Mediolanu,
Możnym był panem.
MIRANDA
Nie jestżeś mym ojcem?
PROSPERO
Wszystkich cnót obraz, święta matka twoja
Mówiła, żeś jest mą córką; twój ojciec
W Mediolanie potężnym był księciem;
A córka księcia, jedyna dziedziczka,
Z gorszego domu nie wywodzi rodu.
MIRANDA
O, Boże! Jakaż wygnała nas zbrodnia,
Albo czy było to błogosławieństwem?
PROSPERO
Jedno i drugie. Wygnała nas zbrodnia,
Błogosławieństwo przywiodło nas tutaj.
MIRANDA
Serce się krwawi na myśl o boleściach,
Których przyczyną byłam, choć ich pamięć
Już się zatarła. Proszę cię, mów dalej.
PROSPERO
Mój brat a stryj twój, nazwiskiem Antonio
(Patrz na występne brata wiarołomstwo),
Któregom kochał nad wszystko po tobie,
Brat ten z mej woli moim rządził księstwem,
Pierwszym godnością pomiędzy księstwami,
Jak pośród książąt pierwszym był Prospero;
Nikt w wyzwolonych sztukach mi nie sprostał,
Bo ku nim całą obróciłem pilność,
Rządzenia ciężar zwaliłem na brata
I byłem obcy dzielnic moich sprawom,
Tajemnych nauk odurzony szałem.
Twój stryj fałszywy — czy słuchasz?
MIRANDA
Najbaczniej.
PROSPERO
Gdy poznał sztukę, jak prośby przyjmować,
Jak je odrzucać, kogo wznieść nad drugich,
A kogo w zbytnim hamować zapędzie,
Lub nowych dworzan otoczył się kołem,
Lub zmienił dawnych sług moich uczucia,
Bo kluczem władzy wszystkie w kraju serca
Po woli ucha swojego nastroił,
Był bluszczem, który skrył pień mój książęcy,
Jego zieloność wyssał. — Ty nie słuchasz.
MIRANDA
O, słucham, ojcze!
PROSPERO
Proszę cię, uważaj.
Gdym ja, niepomny świata interesów,
Cały się oddał ulepszeniu myśli,
Sztuce, co gdyby mniej była tajemną,
Nad wszystkie tłumu wyższa jest poklaski,
W fałszywym bracie zła myśl się ocknęła
I ufność moja jak poczciwy ojciec
Spłodziła sobie fałsz, wyrodne dziecię,
Fałsz tak niezmierny, jak ma była ufność,
To jest, wyznaję, bez kresu i granic.
On, będąc panem nie tylko dochodów,
Ale i wszystkich praw moich książęcych,
Podobny kłamcy, który sam się zwodzi,
W końcu i pamięć swą do grzechu wciąga,
I własnym kłamstwom wierzy — on uwierzył,
Że był książęciem, nie mym namiestnikiem,
Nie wykonawcą praw i przywilejów,
Zewnętrznych znamion mojego wszechwładztwa.
Z dniem każdym chciwszy — lecz ty mnie nie słuchasz.
MIRANDA
Powieść twa zdolna głuchego wyleczyć.
PROSPERO
By znieść przegrodę między swoją rolą,
A tym, co w moim przedstawiał imieniu,
Zamierzył władzę i tytuł przywłaszczyć.
Dość wielkim państwem książki były dla mnie;
Nie byłem zdolny, dworakom powtarzał,
Nie byłem zdolny do światowych rządów.
Spragniony władzy, z królem Neapolu
Traktat zawiera, lenność mu przysięga,
Przyrzeka haracz, swą książęcą mitrę
Królewskiej jego poddaje koronie;
Niezgięty dotąd biedny Mediolan
Do podłej służby dumne ugiął czoło.
MIRANDA
Boże!
PROSPERO
Warunków posłuchaj i skutków,
I powiedz potem, czy mógł być mi bratem.
MIRANDA
Byłoby grzechem źle sądzić o babce:
Szlachetne łona złych rodziły synów.
PROSPERO
Słuchaj warunków. Wróg mój zastarzały,
Król Neapolu, przyjmuje ofiarę,
Za roczny haracz i za lenną służbę
Przyrzeka z księstwa mnie i moich wygnać,
Wszystkie honory, piękny Mediolan
Na brata przenieść. Zdrajców zebrał wojsko,
A pewnej nocy do czynu wybranej
Antonio bramy miasta mu otworzył
I śród ciemności grobowej siepacze
I mnie, i ciebie płaczącą unieśli.
MIRANDA
Co za niedola! Łez tamtych niepomna,
Zapłaczę teraz; na samo wspomnienie
Łzy mi się kręcą.
PROSPERO
Słuchaj jeszcze chwilę,
A wnet przyjdziemy do sprawy obecnej,
Bez której cała byłaby ta powieść
Gadką bez celu.
MIRANDA
Dlaczegoż siepacze
W złej nas godzinie nie zamordowali?
PROSPERO
Powieść nasuwa słuszne to pytanie.
Droga, nie śmieli (lud mnie nazbyt kochał)
Krwawej pieczęci na czynach swych wybić;
Złe cele farbą nawiedli piękniejszą.
By skończyć, śpiesznie wiedli nas do łodzi,
A o mil kilka czekał na nas statek
Bez lin, bez masztów, spróchniały, przegniły,
Szczury go nawet opuściły z trwogi.
Tam bez litości rzucili nas dwoje,
Abyśmy z morzem, co groźnie ryczało,
Wspólnie jęczeli, wzdychali z wiatrami,
Które westchnieniem nam odpowiadały,
Współczucia pełne na zgubę nas niosły.
MIRANDA
Iluż ci smutków byłam wtedy źródłem!
PROSPERO
O, cherubinie, ty mnie ocaliłaś!
Gdy mi z ócz słone krople w morze ciekły,
Kiedym rozpaczał, tyś się uśmiechała
Natchniona siłą z wysokiego nieba,
Tyś we mnie męstwo wskrzesiła mdlejące
Że mogłem śmiało z przeciwnością walczyć.
MIRANDA
Jakże do lądu zdołaliśmy dobić?
PROSPERO
O, tylko cudem bożej opatrzności.
Gonzalo, szlachcic neapolitański,
Do wykonania zleceń tych wybrany,
Dał nam przez litość trochę świeżej wody,
Trochę żywności, bielizny, odzieży
I sprzętów wielkiej później dla nas ceny.
Wiedząc, jak książki kochałem, uprzejmie
Dorzucił tomy z mej biblioteki,
Co mi są droższe nad stracone księstwo.
MIRANDA
O, gdybym mogła zobaczyć go kiedy!
PROSPERO
A teraz słuchaj utrapień mych końca.
Tu, na tej wyspie dobiliśmy lądu.
Tu z mej nauki zbierałaś, Mirando,
Lepsze owoce od innych księżniczek,
Którym czas zbiega na pustej nauce,
Pod okiem mistrzów mniej ode mnie bacznych.
MIRANDA
Boże ci zapłać za twoje starania!
Lecz teraz, ojcze, powiedz mi przyczynę
(Bo myśl ta ciągle duszę moją dręczy),
Dla której straszną burzę wywołałeś.
PROSPERO
Dziwnym zrządzeniem, opatrzna Fortuna,
Orędowniczka moja dziś łaskawa,
Wszystkich mych wrogów przygnała do wyspy.
Jam sztuką moją zbadał, że mój zenit
Stoi pod wpływem gwiazdy pomyślności;
Jeśli dziś chybię pomyślnego wpływu,
Nadzieje nasze zmarnieją na wieki.
Lecz dosyć pytań. Widzę, sen cię zmorzył,
Sen dobroczynny — poddaj mu się chętnie.(Miranda zasypia)Przybywaj sługo! Jestem już gotowy.
Przyjdź, Arielu!
ARIEL
Wchodząc.
Witaj, wielki mistrzu!
Witaj! Przybiegam wolę twoją spełnić,
Latać lub pływać, lub w ogniu się nurzać,
Lub po strzępionych chmurach jeździć; rozkaż,
Wykona Ariel.
PROSPERO
Czyś ostatnią burzę
Wedle rozkazu do słowa wykonał?
ARIEL
Co do litery. Na okręt królewski
Wpadłem i zaraz to z sztaby, to z boków,
To na pokładzie, po wszystkich kajutach
Ciskałem płomień; czasem się rozpadłem
Na wiele drobnych i chwiejnych płomyków,
Na żaglach, masztach gorzałem złowieszczo,
Tom w jedno znowu zbiegał się ognisko:
Błyski Jowisza, straszne poprzedniki
Grzmotów, nie chybsze są ni polotniejsze.
Zda się, że ogień i siarczane trzaski
Tron oblegają potężny Neptuna,
Że od nich jego drżą potężne fale
I sam się trójząb w ręku jego chwieje.
PROSPERO
Dobry mój duchu, kto miał dosyć serca,
By w tym zamęcie rozumu nie stracił?
ARIEL
Febrę szaleństwa każda czuła dusza,
Rozpacz do dziwnych prowadziła czynów.
Wszyscy prócz majtków skoczyli do fali
Ze statku moim ogniem płonącego.
Z włosem jak gdyby trzcina najeżonym
Pierwszy się rzucił syn króla, Ferdynand;
«Piekło — zawołał — próżne jest na teraz,
A wszystkie diabły zbiegły na nasz okręt».
PROSPERO
Kochany duchu, czy brzeg był daleki?
ARIEL
O kroków kilka.
PROSPERO
Czyś wszystkich ocalił?
ARIEL
I włosek jeden śród burzy nie przepadł.
Odzienie, co ich niosło pośród fali,
Nie ma i plamki, świeższe jest niż przódy.
Jak chciałeś, błądzą kupkami po wyspie;
Tylkom Fernanda samotnie zostawił.
Powietrze teraz studzi westchnieniami,
A siedząc w dzikim wyspy tej zakątku,
W bolesnych myślach ręce tak załamał.
PROSPERO
Coś z żeglarzami i okrętem zrobił?
Co z resztą floty?
ARIEL
Króla okręt stoi
W bezpiecznym porcie, w głębokiej przystani,
Gdzie o północy raz mnie wywołałeś,
Bym do Bermudów wiecznie kołatanych
Bieżał po rosę: tam okręt ukryłem.
Wszystkich zebranych pod pokładem majtków,
Potęgą czarów i poprzednią pracą,
W śnie pogrążyłem. Wszystkie inne statki
Rozsiane wiatrem zebrały się znowu
I po bałwanach Śródziemnego Morza
Płyną z boleścią ku Neapolowi,
Pewne, że okręt widziały rozbity
I śmierć dostojnej królewskiej osoby.
PROSPERO
Spełniłeś rozkaz; lecz nie na tym koniec.
Która godzina?
ARIEL
Południe minęło.
PROSPERO
Już blisko drugiej. Odtąd aż do szóstej
Czas dla nas obu droższy jest nad wszystko.
ARIEL
Nowa znów praca? Kiedy mnie tak dręczysz,
Pamiętaj także na twe obietnice
Niedotrzymane.
PROSPERO
Co fochy te znaczą?
Czegóż się możesz domagać?
ARIEL
Wolności.
PROSPERO
Nim czas się spełni? Dość tego!
ARIEL
Pamiętaj,
Żem mnogie, ważne oddał ci usługi;
Żem ci nie kłamał, nigdy cię nie zawiódł,