drukowana A5
28.8
Burza

Bezpłatny fragment - Burza


Objętość:
128 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-288-0972-7

Przedmowa

„Nie ma wątpliwości (pisze Hazlitt), że Szekspir był geniuszem najuniwersalniejszym, jaki się kiedy zjawił. W tragedii, komedii, historycznym dramacie, sielance, komedii sielankowej, sielance historycznej, w poemacie niepodzielnym, w poezji nieprzerwanej jest jedynym. Nie tylko ma moc nieograniczoną wywoływania z nas śmiechu i łez, nie dość, że panuje nad wszelkimi środkami pomocniczymi w przedstawianiu namiętności, nad dowcipem, nad myślą i doświadczeniem, rozrządza także całym obszarem wyobraźni twórczej, obudzającej trwogę i wesołość, równie trafnie widzi świat idealny jak rzeczywisty, a ponad tym wszystkim góruje u niego prawda charakteru i natury, i duch ludzkości”.

Tymi wyrazami Hazlitt'a rozpoczyna Gervinus uwagi swe nad Burzą, powtarzamy je za nim, mówiąc o jednej z komedii Szekspira, w których z równym jak w dramatach historycznych i tragediach mistrzostwem, a z większą może siłą wyobraźni, swobodą, z większą rozmaitością tonu się przedstawia, zawsze sobą samym, a coraz, do nieskończoności, innym. Burza, która stoi w wydaniach poety na czele tak zwanych komedii, zdaniem wszystkich niemal badaczów, jest jednym z ostatnich lub ostatnim dziełem jego, napisanym już po odsunięciu się od teatru. Być bardzo może, iż zażądano od odpoczywającego już w Stratfordzie nad Avonem poety fantastycznej takiej sztuki na uroczystości weselne księżniczki Elżbiety wychodzącej za elektora palatyna Fryderyka w roku 1613. Wiemy to i z opisów u nas w Polsce przedstawianych w czasie weselnych i koronacyjnych uroczystości dramatów, jak wielką w nich rolę grały postacie czarodziejskie, bogowie, alegoryczne figury i misternymi kunsztami mechanicznymi sprowadzane zmiany, a cuda teatralne, zjawiska duchów, widm itp. W takie właśnie efekta obfituje Burza.

Powieść, która poecie służyła za materiał, dotąd pozostaje zagadką; nie zdołano jej odszukać, chociaż domyślają się, jak powiemy niżej, iż włoski jakiś romans nieznany dostarczył pierwotnej treści. Być by to mogło równie, że poeta osnuł rzecz na własnym pomyśle, czerpiąc szczegóły z różnych przypomnień i pojedynczych rysów, schwyconych u współczesnych pisarzy.

Komentator Szekspira, Warton, pisze, że niejaki Collins (na nieszczęście później obłąkany, zatem nie bardzo na wiarę zasługujący) zaręczał mu, iż miał w ręku i czytał włoski romans pod tytułem: Amelia i Izabella, drukowany jakoby w roku 1588, który treścią przypominał zupełnie Burzę Szekspira, a miał być swojego czasu tłumaczony na angielski i francuski język. Tego jednak romansu nikomu się dotąd wyszukać nie udało.

Tieck i wielu niemieckich krytyków twierdzą, iż wspólną treścią Burzy i dramatu niemieckiego Ayrera pod tytułem: Piękna Sidea (napisanego między 1595 a 1605 r.) musiało być jakieś zatracone dziś opowiadanie. Dramat Ayrera, z wyjątkiem imion, zupełnie jest podobny do Burzy. W niemieckim role Prospera i Alonsa grają książę Ludolf i książę Leudegart. Ludolf jest czarownikiem jak Prospero i ma też córkę jedynaczkę, Sideę (Mirandę), posługuje się duchem, który wprawdzie odmiennie wygląda, ale przypomina Ariela i Kalibana zarazem. Ludolf tu zwyciężony przez swojego współzawodnika, wygnany z córką na puszczę, strofuje ją, że na losy narzeka i wywołuje ducha Runcifala, aby mu dał środki pomszczenia się i przepowiedział przyszłe losy. Runcifal jak Ariel nie bardzo rad z tego, że go zaprzęgają do roboty, oznajmia księciu, iż wkrótce w jego ręce dostanie się syn nieprzyjaciela. Tu następuje scena komiczna, zdaje się niemieckiego autora własna, po czym zbliża się książę Leudegart z synem Engelbrechtem (Ferdynandem), polujący właśnie w tej puszczy. Engelbrecht ze sługą swoim Famulusem oddalają się i błądzą, a szukając drogi, trafiają na Ludolfa i jego córkę.

Ten wzywa ich, aby mu się poddali, chcąc ich wziąć w niewolę, Engelbrecht chwyta za oręż w obronie swej, ale czary Ludolfa sprawiają, że osłabły książę miecza dobyć nie może, traci siłę i poddać się musi. Engelbrecht jako niewolnik także nosi drwa. Sidea, jak Miranda, rozmiłowuje się w nim i oświadcza mu, że chce zostać jego żoną. Ślub dwojga kochanków jednoczy z sobą powaśnione rodziny. Podobieństwo między Sideą a Mirandą jest wielkie, szczegóły niektóre podobne, lecz Ayrer tak dalece niżej stoi od angielskiego poety, iż porównywać ich nawet z sobą się nie godzi.

Opisy podróży, krajów nowych i dziwnych, plemion ludzkich osobliwych i poczwarnych za czasów Szekspira silną budziły ciekawość i były jednym ze źródeł pomysłu dla poety, który też wspomina tu o tych poczwarach (z twarzami na piersiach), takich właśnie, jakich szereg cały przedstawił Wolgemuth w sławnej Schedla kronice.

Pierwszy Theobald, a za nim Malone, utrzymują, że tytuł Burzy nadany sztuce przez Szekspira jest okolicznościowy i stoi w związku z rozbiciem okrętu Jerzego Sommers'a u Bermudów (Wysp Szatańskich). Roczniki ówczesne tak opisują ten wypadek, o którym w całej Anglii wiele rozprawiano i mocno się nim zajmowano:

„W roku 1609 kompania awanturników i kompania wirgińska wyprawiły z Londynu flotyllę o ośmiu statkach, na które wsiedli emigranci, przeznaczeni do kolonizowania Wirginii. Sir Thomas Gates, sir Georges Sommers jako admirał i kapitan Newport, wiceadmirał, płynęli na statku o 300 tonach, ze stu sześćdziesięciu innymi podróżnymi. Statek admiralski szedł razem z resztą eskadry aż do trzydziestego stopnia szerokości, tu burza rozpędziła ich. Inne okręty szczęśliwie dopłynęły do Wirginii, a statek admiralski, choć nowy i bardzo mocny, począł brać wodę. Z nadzwyczajnym wysileniem ledwo go zdołano uratować. Choć pompy ciągle były w robocie, woda zapełniała dno statku, ludziom zaczynało braknąć siły, wielu z nich w przystępie rozpaczy puściło się na los szczęścia z falami. Sir Jerzy Sommers, sam siedząc u steru, widząc już statek zgubionym, spodziewając się, że co chwila zatonąć może, spostrzegł ląd. I on, i kapitan Newport uznali, że to było straszliwe wybrzeże Bermudów. Wszystkie naówczas narody wyspy te miały za zaczarowane, sądząc, że je zamieszkiwali czarownicy i złe duchy żyjące tu wśród ciągłych burz i piorunów. Oprócz tego brzegi miały być tak nadzwyczajnie niebezpiecznymi i skalistymi, iż mało ludzi dobić do nich zdołało, chyba niesłychanym wypadkiem i przez rozbicie się okrętu.

Jerzy Sommers, Thomas Gates, kapitan Newport i reszta załogi zgodzili się na to, iż z dwojga złego, mniejsze wybierać należało. I tak rozpaczliwie zaczęto się ku wyspie kierować. Lecz dzięki opatrzności morze było wezbrane, okręt przepłynął między dwiema skałami i uwiązł w nich nierozbity. Mogli więc rzucić łódź na morze. Wszyscy majtkowie i żołnierze wylądowali bezpiecznie. Dostawszy się na ląd, orzeźwili się wkrótce i nabrali otuchy, bo grunt bardzo był żyzny, a klimat wyspy łagodny”.

Malone wykazuje, że w tym opowiadaniu, jak w sztuce Szekspira, jest burza, rozbicie okrętu, wyspy zaczarowane, Bermudy; a że wypadek ten jest z roku 1609, sądzi, iż sztuka napisaną i graną być mogła około 1610 lub 1611 roku, gdy się tym najwięcej zajmowano. U Ben Jonsona, w jego Bartholomew Fair (1614) jest też mowa o Tales of Tempest, o jakimś potworze posługującym (servant monster), były to więc powieści popularne i zwyczajne w owym czasie, na których osnuł poeta swój dramat. Przypuszczenie Malone'a o dacie napisania dramatu potwierdza się wydanymi przez Cunninghama w roku 1842: Extracts from the accounts of the Revels at Court in the Reigns of Queen Elizabeth and King James the First etc., w których jest wzmianka, że dnia 1 listopada 1611 roku w Whitehall grano dramat pod tytułem Burza. Ale z badań dra Ingleby'ego okazuje się niestety, że jak Colliera, tak Cunninghama dokumenty krytyki nie wytrzymują i wielce są podejrzane (Dr Ingleby, A complete view of the Shakespeare Controversy,, London 1861). Źródła jedynego, z którego by Szekspir Burzę swą zaczerpnął, zdaje się, że na próżno by szukać było; napisana w ostatnich latach życia, gdy poeta władał wszystkimi dramatycznymi środkami i był ich panem, złożyła się z mnóstwa w ciągu lat długich uzbieranego materiału, a samemu geniuszowi jego winna układ swój i uroczą piękność. Postaci Kalibana i Ariela, tych dwu duchów ziemi i powietrza, nie znajdzie nigdzie, chyba w średniowiecznych podaniach o Koboldach, które się do XVI wieku przechowały w powieściach ludu. Ale w tych one są tylko w zarodzie, poeta ulepił z nich te własnej fantazji dzieci, oblicza im nadając nowe. Co do formy, z pewnych względów Burza przypomina Zimową powieść i Sen nocy letniej. Mowa duchów tu i tam wyróżnia się samą formą wiersza. Wiersz w ogóle łatwy i swobodny, uwolniony już od rymowanych zakończeń.

Jak we wszystkich dramatach poety, tak i tu myślą główną, ziarnem tego pięknego owocu jest prawda moralna, którą łatwo dobyć z niego można. Widzimy w dramacie na chwilę przemagającą żelazną siłę pięści, brutalną przemoc. Posuwa się ona w swym zaślepieniu aż do Kainowego bratobójstwa. Z drugiej strony stoi mądrość, która zatopiona w księgach i kontemplacji świata i jego tajemnic, zapomina się aż do wyrzeczenia wszelkich spraw ziemskich i zaniedbania własnego bezpieczeństwa. Opatrzność dozwala sile chwilowego zwycięstwa, ale duchowi daje w końcu zwycięstwo wielkie, stanowcze, ostatnie. Ci, którzy chcieli zgubić mędrca, znajdują się niespodzianie na jego łasce, życie ich ma w ręku — zapomina wyrządzone mu zło, przebacza, jedna i siłą ducha pokonywa wszystko, co przeciw niemu knowa barbarzyńska siła pięści. Myśl ta jasno bije z dramatu.

Jako narzędzie pojednania służy niewiasta czysta i niewinna, niewieścia cnota, którą Prospero wyraźnie stawi jako szczęścia warunek. Miranda jest naiwnym dziewczęciem, której pierwsze wejrzenie starczy do obudzenia tego uczucia, co jedna, łączy, i na którym wciąż społeczeństwo spoczywa. Ferdynand pracuje i poświęca się chętnie dla miłości. Obok tego mędrca, uroczego dziewczęcia i czystego ducha Ariela dla kontrastu stoi Kaliban (anagram Kanibala), Trynkulo i Stefano. Z genialnym mistrzostwem namalowane to bydlę straszliwsze tym, że ma oblicze i mowę ludzką, ulegające tylko sile i trwodze, namiętne, słabe, a gotowe na wszystko, gdy się w nim zwierzęce instynkty rozbudzą.

Trzy światy składają się na czarodziejski poemat: czyste duchy pośredniczące między ziemią a niebem, ludzie ze swą ułomnością i zbydlęcone istoty, dzieci sił nieczystych. Z tych żywiołów wiąże się dramat wielkiego wdzięku, szczególniej w pojedynczych scenach, połączonych, jakby nicią jedną, mądrością Prospera i potęgą Ariela jej posłuszną.

W Burzy, jak w Hamlecie, zdradza się Szekspira upodobanie i przejęcie Montaigne'em. Prawdopodobnie poeta czytać go mógł w oryginale. W roku 1838 British Museum nabyło też wydanie tłumaczenia angielskiego przez Floriona z podpisem Szekspira, jednym z sześciu, jakie są znane.

W rozdziale pod tytułem: Les Cannibales (księga I) znajdujemy, co następuje:

„Jest to naród, u którego nie ma żadnego rodzaju handlu, żadnej znajomości pisma, żadnej umiejętności liczb, żadnego nazwiska urzędu ani zwierzchności politycznej, żadnego obyczaju służby, ani bogactwa, ani ubóstwa, żadnych kontraktów, żadnych spadków, żadnych działów, żadnej pracy, chyba gwoli próżnowania, żadnego poszanowania pokrewieństwa, chyba ogólnego, żadnych sukni, żadnego rolnictwa, żadnego kruszcu, ani wina, ani zboża; wyrazu nawet oznaczającego kłamstwo, zdradę, chytrość, skąpstwo, zazdrość, obmowę, przebaczenie... Jakże Plato rzeczpospolitą, którą wymyślił, znalazłby daleką od tej doskonałości”.

W Burzy niemal tymiż słowy mówi Gonzalo (Akt II. Scena I):

   Wszystko bym w mojej rzeczypospolitej

   Na wspak urządził; zabroniłbym handlu,

   Żadnych by u mnie nie było urzędów,

   Żadnej nauki, bogactw ni ubóstwa,

   Żadnego sługi, kontraktów, sukcesji,

   Granic, uprawnych pól albo winnicy,

   Żadnych metalów, zbóż, wina, oliwy,

   I żadnej pracy.

Burza za życia autora osobno drukowaną nie była, wyszła dopiero w zbiorowym wydaniu Hemminge'a i Condella w roku 1623.

Burza

OSOBY:

ALONSO, król neapolitański.

SEBASTIAN, brat jego.

PROSPERO, prawy książę Mediolanu.

ANTONIO, brat jego, przywłaszczyciel księstwa.

FERDYNAND, syn króla neapolitańskiego.

GONZALO, poczciwy stary radca króla Neapolu.

ADRIAN,FRANCISKO, panowie.

KALIBAN, dziki i potworny niewolnik.

TRYNKULO, trefniś.

STEFANO, piwniczy, pijak.

KAPITAN

BOSMAN

MAJTKOWIE

MIRANDA, córka Prospera.

ARIEL, duch powietrzny.

IRIS,CERES,JUNO, NIMFY,ŻNIWIARZE, duchy.

Inne Duchy posłuszne PROSPEROWI.

Scena: morze i okręt, później wyspa.

AKT PIERWSZY

SCENA I

Okręt na morzu. Burza, pioruny i błyskawice.

Wchodzą: Kapitan i Bosman.

KAPITAN

Bosman!

BOSMAN

Jestem, kapitanie. Co robić?

KAPITAN

Przemów do majtków, a manewruj żwawo; inaczej wpadniemy na skały.Żwawo, tylko żwawo!

Wychodzi — Wchodzi kilku Majtków.

BOSMAN

Dalej, moje dzieci! Śmiało i żwawo, moje serduszka! Zwinąć masztowyżagiel! Baczność na kapitańską świstawkę! — Dmijże, aż pękniesz!

Wchodzą: Alonso, Sebastian, Antonio, Ferdynard, Gonzalo i inni.

ALONSO

Dobry Bosmanie, daj baczność! Gdzie kapitan? Pokażcie się ludźmiodważnego serca.

BOSMAN

Błagam was, zejdźcie na dół!

ANTONIO

Gdzie kapitan, bosmanie?

BOSMAN

Czy go nie słyszysz? Zawadzacie nam tylko. Do kajuty! Pomagacie burzy.

GONZALO

Trochę cierpliwości, mój poczciwcze!

BOSMAN

Gdy ją mieć będzie morze. Precz stąd! Co dbają ryczące bałwany o imiękrólewskie? Do kajuty! Cicho! Nie przeszkadzajcie nam!

GONZALO

Bardzo dobrze; pamiętaj jednak, kogo masz na pokładzie.

BOSMAN

Nikogo, którego bym więcej kochał od siebie. Jesteś panem rajcą; jeżeli możesz nakazać milczenie żywiołom i ciszę sprowadzić, nie dotkniemy się więcej liny; użyj twojej powagi. Jeśli nie możesz, dziękuj, żeś żył tak długo, a przygotuj się w kajucie do wszystkiego, co nas za chwilę spotkać może. — Żwawo, moje chłopcy! Precz nam z drogi, powtarzam!

Wychodzi.

GONZALO

Zuch ten dodaje mi serca, bo nie widzę na nim piętna topielca; jemuszubienica patrzy z oczu. Dotrzymaj nam obietnicy, dobry losie! Zróbpostronek jego przeznaczeń naszą kotwiczną liną, bo własna nasza niena wiele się przyda. Jeśli się on do szubienicy nie urodził, smutnanasza dola.

Wychodzą — Wchodzi Bosman.

BOSMAN

Spuścić maszt wierzchowy! Żwawo, żwawo! Niżej, niżej! Spróbujmy razjeszcze koronnego żagla! (słychać krzyki na dole) Bodaj zaraza padła na te wycia głośniejsze od burzy i naszej roboty! (wchodzą: Sebastian, Antonio i Gonzalo) Znowu? Co tu po was? Mamyż opuścić ręce i utonąć? Czy gwałtem szukacie mokrej śmierci?

SEBASTIAN

Bodaj ci przegniło gardło, ty psie warczący, bluźniący, nielitościwy!

BOSMAN

To weź się za nas do roboty!

ANTONIO

Na szubienicę, ty kundlu! Na szubienicę, ty bękarcie! Zuchwałykrzykaczu, mniej od ciebie boimy się utonąć.

GONZALO

Powtarzam, on nie utonie, choćby okręt nie był mocniejszy od łupinyorzecha, a był dziurawszy od cnoty niewstrzemięźliwej dziewki.

BOSMAN

Zmieńmy kierunek! Rozwinąć oba wielkie żagle! Idźmy pod wiatr!

MAJTKOWIE

Wbiegają zmoczeni.

Wszystko przepadło! Do modlitwy! Do modlitwy! Wszystko przepadło!

Wychodzą.

BOSMAN

Jak to? Mająż usta nasze na zawsze zastygnąć?

GONZALO

Król z księciem klęczą! I my uklęknijmy,

Bo los nasz wspólny.

SEBASTIAN

      Straciłem cierpliwość.

ANTONIO

Wydrwili od nas życie ci pijacy.

Ten łotr dziurawy! Jakbym chciał go widzieć,

Mytego falą dziesięciu przypływów.

GONZALO

On będzie wisiał, choć przeciw mym słowom,

Zda się, że każda wód kropla przysięga,

Paszczę rozdziawia, ażeby go połknąć.

Pomieszane krzyki na dole: „Boże, zmiłuj się nad nami! Okręt sięrozpada! Okręt się rozpada! Żegnam was, żono i dzieci! Żegnamcię, bracie! Okręt się rozpada! Rozpada! Rozpada!”.

ANTONIO

Tońmy wszyscy z królem!

Wychodzi.

SEBASTIAN

Pożegnajmy się z nim!

Wychodzi.

GONZALO

Dałbym teraz tysiąc łanów morza za jedno staje nieurodzajnego gruntu,długiego wrzosu, szarej paproci bądź czego. Niech się stanie wolaboża! Wolałbym jednak umrzeć suchą śmiercią.

Wychodzi.

SCENA II

Wyspa. — Przed celą Prospera.

Wchodzą: Prospero i Miranda.

MIRANDA

Jeśliś twą sztuką tak fale te wzburzył,

Drogi mój ojcze, ukołysz je teraz!

Smołę śmierdzącą, zda się, lać chce niebo,

Tylko że morze, lic jego sięgając,

Ognie te gasi. Razem z cierpiącymi

I ja cierpiałam! Piękny, śmiały okręt,

Szlachetne pewno niosący istoty,

Przepadł w otchłaniach, a tonących krzyki

Znalazły echo w głębinach mej duszy.

Wszystkich zapewne pochłonęły fale.

O, gdybym bóstwa mogła mieć potęgę,

Przódy bym morze pogrążyła w ziemi,

Zanim by okręt tak piękny pożarło

I te, którymi ładowny był, dusze!

PROSPERO

Ukój się, powiedz litosnemu sercu:

Nic się nie stało złego.

MIRANDA

      Ach!

PROSPERO

      Nic złego.

Wszystko zrobiłem dla ciebie jedynie,

Dla ciebie, droga, dla ciebie, ma córko!

Ty nie wiesz jeszcze, kim jesteś; ty nie wiesz,

Skąd ja pochodzę; nie wiesz, żem jest więcej

Niźli Prospero, pan ubogiej celi

I nie bogatszy twój ojciec.

MIRANDA

      Znać więcej

Nigdy w mej duszy nie postała żądza.

PROSPERO

Czas teraz, żebym powiedział ci więcej.

Dopomóż zdjąć mi odzież czarnoksięską.

Składa płaszcz.

Spocznij, ma sztuko. — Pociesz się, łzy otrzyj!

Straszne rozbicie, które w twoim sercu

Wszystkie potęgi litości zbudziło,

Tak mądrze moją sztuką urządziłem,

Że ani jedna nie zginęła dusza,

Nie, że nie zginął włosek nawet jeden

Z istot na statku, których pośród burzy

Krzyki słyszałaś, widziałaś tonięcie.

Siądź przy mnie; czas już, byś poznała więcej.

MIRANDA

Kto jestem, nieraz rozpoczętą powieść

Urwałeś nagle, a wszystkie pytania

Zbywałeś słowem: czekaj, nie czas jeszcze.

PROSPERO

Przyszła na koniec stanowcza godzina;

Otwórz więc uszy i słuchaj mnie pilnie.

Czy pomnisz czasy, które poprzedziły

Dzień, w którym cicha przyjęła nas cela?

Wątpię, bo wtedy i lat trzech nie miałaś.

MIRANDA

Pamiętam, ojcze.

PROSPERO

      Ale co pamiętasz?

Czyli dom inny, czy inne osoby?

Powiedz mi obraz, który w twej pamięci

Przetrwał aż dotąd.

MIRANDA

      Wszystko to dalekie

I jak sen raczej niźli rzeczywistość,

Za którą pamięć moja by ręczyła.

Miałamli kiedy pięć lub sześć służebnic?

PROSPERO

Miałaś i więcej. Lecz jakże w twej duszy

Obraz ten przetrwał? Mów, co widzisz więcej

Na tle zamglonym, na przepaściach czasu?

Gdy pomnisz rzeczy przed twym tu przybyciem,

Więc i przybycie nasze tu pamiętasz.

MIRANDA

Nie.

PROSPERO

      Lat dwanaście, lat temu dwanaście

Ojciec twój księciem był Mediolanu,

Możnym był panem.

MIRANDA

      Nie jestżeś mym ojcem?

PROSPERO

Wszystkich cnót obraz, święta matka twoja

Mówiła, żeś jest mą córką; twój ojciec

W Mediolanie potężnym był księciem;

A córka księcia, jedyna dziedziczka,

Z gorszego domu nie wywodzi rodu.

MIRANDA

O, Boże! Jakaż wygnała nas zbrodnia,

Albo czy było to błogosławieństwem?

PROSPERO

Jedno i drugie. Wygnała nas zbrodnia,

Błogosławieństwo przywiodło nas tutaj.

MIRANDA

Serce się krwawi na myśl o boleściach,

Których przyczyną byłam, choć ich pamięć

Już się zatarła. Proszę cię, mów dalej.

PROSPERO

Mój brat a stryj twój, nazwiskiem Antonio

(Patrz na występne brata wiarołomstwo),

Któregom kochał nad wszystko po tobie,

Brat ten z mej woli moim rządził księstwem,

Pierwszym godnością pomiędzy księstwami,

Jak pośród książąt pierwszym był Prospero;

Nikt w wyzwolonych sztukach mi nie sprostał,

Bo ku nim całą obróciłem pilność,

Rządzenia ciężar zwaliłem na brata

I byłem obcy dzielnic moich sprawom,

Tajemnych nauk odurzony szałem.

Twój stryj fałszywy — czy słuchasz?

MIRANDA

      Najbaczniej.

PROSPERO

Gdy poznał sztukę, jak prośby przyjmować,

Jak je odrzucać, kogo wznieść nad drugich,

A kogo w zbytnim hamować zapędzie,

Lub nowych dworzan otoczył się kołem,

Lub zmienił dawnych sług moich uczucia,

Bo kluczem władzy wszystkie w kraju serca

Po woli ucha swojego nastroił,

Był bluszczem, który skrył pień mój książęcy,

Jego zieloność wyssał. — Ty nie słuchasz.

MIRANDA

O, słucham, ojcze!

PROSPERO

      Proszę cię, uważaj.

Gdym ja, niepomny świata interesów,

Cały się oddał ulepszeniu myśli,

Sztuce, co gdyby mniej była tajemną,

Nad wszystkie tłumu wyższa jest poklaski,

W fałszywym bracie zła myśl się ocknęła

I ufność moja jak poczciwy ojciec

Spłodziła sobie fałsz, wyrodne dziecię,

Fałsz tak niezmierny, jak ma była ufność,

To jest, wyznaję, bez kresu i granic.

On, będąc panem nie tylko dochodów,

Ale i wszystkich praw moich książęcych,

Podobny kłamcy, który sam się zwodzi,

W końcu i pamięć swą do grzechu wciąga,

I własnym kłamstwom wierzy — on uwierzył,

Że był książęciem, nie mym namiestnikiem,

Nie wykonawcą praw i przywilejów,

Zewnętrznych znamion mojego wszechwładztwa.

Z dniem każdym chciwszy — lecz ty mnie nie słuchasz.

MIRANDA

Powieść twa zdolna głuchego wyleczyć.

PROSPERO

By znieść przegrodę między swoją rolą,

A tym, co w moim przedstawiał imieniu,

Zamierzył władzę i tytuł przywłaszczyć.

Dość wielkim państwem książki były dla mnie;

Nie byłem zdolny, dworakom powtarzał,

Nie byłem zdolny do światowych rządów.

Spragniony władzy, z królem Neapolu

Traktat zawiera, lenność mu przysięga,

Przyrzeka haracz, swą książęcą mitrę

Królewskiej jego poddaje koronie;

Niezgięty dotąd biedny Mediolan

Do podłej służby dumne ugiął czoło.

MIRANDA

Boże!

PROSPERO

      Warunków posłuchaj i skutków,

I powiedz potem, czy mógł być mi bratem.

MIRANDA

Byłoby grzechem źle sądzić o babce:

Szlachetne łona złych rodziły synów.

PROSPERO

Słuchaj warunków. Wróg mój zastarzały,

Król Neapolu, przyjmuje ofiarę,

Za roczny haracz i za lenną służbę

Przyrzeka z księstwa mnie i moich wygnać,

Wszystkie honory, piękny Mediolan

Na brata przenieść. Zdrajców zebrał wojsko,

A pewnej nocy do czynu wybranej

Antonio bramy miasta mu otworzył

I śród ciemności grobowej siepacze

I mnie, i ciebie płaczącą unieśli.

MIRANDA

Co za niedola! Łez tamtych niepomna,

Zapłaczę teraz; na samo wspomnienie

Łzy mi się kręcą.

PROSPERO

      Słuchaj jeszcze chwilę,

A wnet przyjdziemy do sprawy obecnej,

Bez której cała byłaby ta powieść

Gadką bez celu.

MIRANDA

      Dlaczegoż siepacze

W złej nas godzinie nie zamordowali?

PROSPERO

Powieść nasuwa słuszne to pytanie.

Droga, nie śmieli (lud mnie nazbyt kochał)

Krwawej pieczęci na czynach swych wybić;

Złe cele farbą nawiedli piękniejszą.

By skończyć, śpiesznie wiedli nas do łodzi,

A o mil kilka czekał na nas statek

Bez lin, bez masztów, spróchniały, przegniły,

Szczury go nawet opuściły z trwogi.

Tam bez litości rzucili nas dwoje,

Abyśmy z morzem, co groźnie ryczało,

Wspólnie jęczeli, wzdychali z wiatrami,

Które westchnieniem nam odpowiadały,

Współczucia pełne na zgubę nas niosły.

MIRANDA

Iluż ci smutków byłam wtedy źródłem!

PROSPERO

O, cherubinie, ty mnie ocaliłaś!

Gdy mi z ócz słone krople w morze ciekły,

Kiedym rozpaczał, tyś się uśmiechała

Natchniona siłą z wysokiego nieba,

Tyś we mnie męstwo wskrzesiła mdlejące

Że mogłem śmiało z przeciwnością walczyć.

MIRANDA

Jakże do lądu zdołaliśmy dobić?

PROSPERO

O, tylko cudem bożej opatrzności.

Gonzalo, szlachcic neapolitański,

Do wykonania zleceń tych wybrany,

Dał nam przez litość trochę świeżej wody,

Trochę żywności, bielizny, odzieży

I sprzętów wielkiej później dla nas ceny.

Wiedząc, jak książki kochałem, uprzejmie

Dorzucił tomy z mej biblioteki,

Co mi są droższe nad stracone księstwo.

MIRANDA

O, gdybym mogła zobaczyć go kiedy!

PROSPERO

A teraz słuchaj utrapień mych końca.

Tu, na tej wyspie dobiliśmy lądu.

Tu z mej nauki zbierałaś, Mirando,

Lepsze owoce od innych księżniczek,

Którym czas zbiega na pustej nauce,

Pod okiem mistrzów mniej ode mnie bacznych.

MIRANDA

Boże ci zapłać za twoje starania!

Lecz teraz, ojcze, powiedz mi przyczynę

(Bo myśl ta ciągle duszę moją dręczy),

Dla której straszną burzę wywołałeś.

PROSPERO

Dziwnym zrządzeniem, opatrzna Fortuna,

Orędowniczka moja dziś łaskawa,

Wszystkich mych wrogów przygnała do wyspy.

Jam sztuką moją zbadał, że mój zenit

Stoi pod wpływem gwiazdy pomyślności;

Jeśli dziś chybię pomyślnego wpływu,

Nadzieje nasze zmarnieją na wieki.

Lecz dosyć pytań. Widzę, sen cię zmorzył,

Sen dobroczynny — poddaj mu się chętnie.(Miranda zasypia)Przybywaj sługo! Jestem już gotowy.

Przyjdź, Arielu!

ARIEL

Wchodząc.

      Witaj, wielki mistrzu!

Witaj! Przybiegam wolę twoją spełnić,

Latać lub pływać, lub w ogniu się nurzać,

Lub po strzępionych chmurach jeździć; rozkaż,

Wykona Ariel.

PROSPERO

      Czyś ostatnią burzę

Wedle rozkazu do słowa wykonał?

ARIEL

Co do litery. Na okręt królewski

Wpadłem i zaraz to z sztaby, to z boków,

To na pokładzie, po wszystkich kajutach

Ciskałem płomień; czasem się rozpadłem

Na wiele drobnych i chwiejnych płomyków,

Na żaglach, masztach gorzałem złowieszczo,

Tom w jedno znowu zbiegał się ognisko:

Błyski Jowisza, straszne poprzedniki

Grzmotów, nie chybsze są ni polotniejsze.

Zda się, że ogień i siarczane trzaski

Tron oblegają potężny Neptuna,

Że od nich jego drżą potężne fale

I sam się trójząb w ręku jego chwieje.

PROSPERO

Dobry mój duchu, kto miał dosyć serca,

By w tym zamęcie rozumu nie stracił?

ARIEL

Febrę szaleństwa każda czuła dusza,

Rozpacz do dziwnych prowadziła czynów.

Wszyscy prócz majtków skoczyli do fali

Ze statku moim ogniem płonącego.

Z włosem jak gdyby trzcina najeżonym

Pierwszy się rzucił syn króla, Ferdynand;

«Piekło — zawołał — próżne jest na teraz,

A wszystkie diabły zbiegły na nasz okręt».

PROSPERO

Kochany duchu, czy brzeg był daleki?

ARIEL

O kroków kilka.

PROSPERO

      Czyś wszystkich ocalił?

ARIEL

I włosek jeden śród burzy nie przepadł.

Odzienie, co ich niosło pośród fali,

Nie ma i plamki, świeższe jest niż przódy.

Jak chciałeś, błądzą kupkami po wyspie;

Tylkom Fernanda samotnie zostawił.

Powietrze teraz studzi westchnieniami,

A siedząc w dzikim wyspy tej zakątku,

W bolesnych myślach ręce tak załamał.

PROSPERO

Coś z żeglarzami i okrętem zrobił?

Co z resztą floty?

ARIEL

      Króla okręt stoi

W bezpiecznym porcie, w głębokiej przystani,

Gdzie o północy raz mnie wywołałeś,

Bym do Bermudów wiecznie kołatanych

Bieżał po rosę: tam okręt ukryłem.

Wszystkich zebranych pod pokładem majtków,

Potęgą czarów i poprzednią pracą,

W śnie pogrążyłem. Wszystkie inne statki

Rozsiane wiatrem zebrały się znowu

I po bałwanach Śródziemnego Morza

Płyną z boleścią ku Neapolowi,

Pewne, że okręt widziały rozbity

I śmierć dostojnej królewskiej osoby.

PROSPERO

Spełniłeś rozkaz; lecz nie na tym koniec.

Która godzina?

ARIEL

      Południe minęło.

PROSPERO

Już blisko drugiej. Odtąd aż do szóstej

Czas dla nas obu droższy jest nad wszystko.

ARIEL

Nowa znów praca? Kiedy mnie tak dręczysz,

Pamiętaj także na twe obietnice

Niedotrzymane.

PROSPERO

      Co fochy te znaczą?

Czegóż się możesz domagać?

ARIEL

      Wolności.

PROSPERO

Nim czas się spełni? Dość tego!

ARIEL

      Pamiętaj,

Żem mnogie, ważne oddał ci usługi;

Żem ci nie kłamał, nigdy cię nie zawiódł,

Służył bez szemrań, bez gniewu; przyrzekłeś

Rok jeden ująć.

PROSPERO

      Czy więc zapomniałeś,

Z jakich męczarni cię wyswobodziłem?

ARIEL

Nie.

PROSPERO

      Zapomniałeś. Myślisz, że rzecz wielka

Po szlamie słonych głębin się przechodzić,

Na ostrym wietrze północnym żeglować

Albo pracować dla mnie w żyłach ziemi,

Gdy mróz je zetnie.

ARIEL

      Nie, panie, nie myślę.

PROSPERO

Kłamiesz, złośliwcze! Czy więc zapomniałeś

Szpetnej Sykoraks, groźnej czarownicy,

Z lat i zazdrości na obręcz wygiętej?

Czy zapomniałeś?

ARIEL

      Nie, nie!

PROSPERO

      Zapomniałeś.

Gdzie się rodziła? Odpowiedz.

ARIEL

      W Algierze.

PROSPERO

A, czy tak? Dobrze. Skoro zapominasz,

Czym byłeś dawniej, ja ci raz na miesiąc

Przypomnieć muszę. Przeklęta Sykoraks

Za mnogie zbrodnie, za okrutne czary,

O których słyszeć nie można bez zgrozy,

Była wygnaną; sąd jednak łaskawy

Za czyn jedyny darował jej życie.

Czy prawda?

ARIEL

      Prawda.

PROSPERO

      Ta więc czarownica

Niebieskooka, w ciąży pod tę porę,

Tutaj przez majtków była porzucona.

Ty, sam wyznajesz, byłeś na jej służbie,

Lecz jak duch wyższych, szlachetniejszych uczuć

Nie chciałeś pełnić obrzydłych rozkazów,

Za co w wściekłości nieznającej granic,

Z pomocą innych sług swoich silniejszych

Wszczepiła ciebie w rozłupaną sosnę,

Gdzie uwięziony żyłeś śród boleści

Przez lat dwanaście; gdy potem umarła,

Zostałeś więźniem, a twoje westchnienia

Wciąż było słychać jak młyńskich kół łoskot.

Podówczas żadna jeszcze ludzka postać

Samotnej wyspy nie rozpromieniła

Prócz dziecka, które wylęgło się tutaj,

Płód czarownicy, piegowate szczenię.

ARIEL

Syn jej, Kaliban.

PROSPERO

      On sam, ciasna głowo,

Syn jej, Kaliban, dzisiaj mój niewolnik.

Wiesz, w jak okrutnej znalazłem cię doli,

Jęki twe litość budziły w niedźwiedziach

I wilki wyły na krzyk twej boleści.

Były to męki potępieńca godne;

Wybawić z nich cię nie mogła Sykoraks.

Lecz gdy przybyłem, kiedym cię usłyszał,

Rozdarłem sosnę, wróciłem ci wolność

Przez moją sztukę.

ARIEL

      Dziękuję ci, panie.

PROSPERO

Jeśli raz jeszcze szemrać się odważysz,

W dębu sękate wbiję cię wnętrzności,

Żebyś w nich znowu przeżył zim dwanaście.

ARIEL

Przebacz mi; chętnie na twoje rozkazy

Wypełnię służbę posłusznego ducha.

PROSPERO

Zrób to, a wolność za dwa dni ci wrócę.

ARIEL

Co więc mam robić? Powiedz, co mam robić?

PROSPERO

Idź, nimfy morskiej weź na siebie postać,

Bądź niewidzialny dla każdej źrenicy,

Prócz mej i twojej. Idź, przybierz tę postać

I wracaj do mnie; idź, a spiesz się tylko!

(Ariel wychodzi)Obudź się, droga! Obudź! Dosyć spałaś.

Obudź się, droga!

MIRANDA

      Dziwy twej powieści

Sen ciężki na me sprowadziły oczy.

PROSPERO

Obudź się teraz, a pójdziemy razem

Do Kalibana, co na słowa nasze

Nigdy nam wdzięcznej nie dał odpowiedzi.

MIRANDA

Nie mogę patrzeć na niego bez grozy.

PROSPERO

Ale potrzebna dla nas jego służba.

On ogień pali, on przynosi drzewo,

Pełni rozkazy. Hej tam! Kalibanie!

Hej, niewolniku!

KALIBAN

(za sceną)

      Nie brak w domu drzewa.

PROSPERO

Wyjdź tu, powtarzam; jest inna robota.

Wyjdź, ciężki żółwiu! Wyjdź mi tu natychmiast!

(wchodzi Ariel w postaci nimfy wodnej)Piękne zjawisko! Lotny Arielu,

Słuchaj, coć powiem (mówi mu do ucha).

ARIEL

      Stanie się, jak pragniesz.

Wychodzi.

PROSPERO

Ty niewolniku, przez samego diabła

Na twej złej maci poczęty, wyjdź prędzej!

KALIBAN

Wchodząc.

Rosa trująca jak ta, co ją matka

Z gnijących bagien kruczym miotła piórem,

Niech spadnie na was! Złe wiatry wrzodami

Niech was owieją!

PROSPERO

      Na słów tych zapłatę

Tej nocy pewnych spodziewaj się kurczów,

Tej nocy kolka oddech ci zatrzyma

I jeże całą noc pracować będą,

A od ich kolców tak będziesz pokłuty,

Jak dzienie plastru, a każde ukłucie

Sroższe od pszczoły, co je ulepiła.

KALIBAN

Jeść przecie muszę. Wyspa ta jest moją

Po mojej matce; ty mi ją wydarłeś.

Kiedyś tu przybył, jak żeś mi pochlebiał,

Szanował, dawał wodę z jagodami,

Ty mnie uczyłeś, jak trzeba nazywać

I wielkie światło, i małe światełko,

Które się palą we dnie lub śród nocy.

A jam cię kochał; ja ci pokazałem

Źródła wód świeżych, bagna, grunt jałowy,

Grunt urodzajny; niech przepadnę za to!

Czary mej matki, żaby, nietoperze,

Wszelkie robactwo niechaj was obsiądzie!

Jestem jedynym waszym niewolnikiem,

Ja, co przód byłem własnym moim królem.

Na chlew tę twardą daliście mi skałę,

A resztę wyspy na własność zabrali.

PROSPERO

Nikczemny kłamco, podły niewolniku.

Głuchy na dobroć, a na chłostę czuły,

Z ludzką dobrocią mimo twej szkarady

Naprzód do mojej groty cię przyjąłem,

Pókiś zuchwale targnąć się nie ważył

Na czysty honor mojego dziecięcia.

KALIBAN

Ha, co za szkoda, że się to nie stało!

Bez twoich przeszkód zaludniłbym wyspę

Kalibanami.

PROSPERO

      Obrzydły nędzniku,

Na którym dobroć piętna nie zostawia,

Lecz w którym każda przyjmuje się zbrodnia,

Ja cię przez litość mówić nauczyłem,

Co dzień zwiększałem wiedzy twojej skarby,

Gdy przód wyrazić uczuć twych niezdolny

Paplałeś niby nierozumne bydlę;

Jam ci dał słowa, żebyś mógł objawić

Myśli przeze mnie w duszy twej zbudzone.

Lecz ród twój podły, mimo nauk moich,

Zawsze coś w sobie takiego zachował,

Czego nie mogą lepsze znieść natury;

Więc sprawiedliwie zamknąłem cię w skale,

Boś cięższej kary niż więzienie godny.

KALIBAN

Mowę mi dałeś; cała z tego korzyść,

Że kląć dziś mogę; niech za to na ciebie

Zaraza padnie, że mi dałeś mowę!

PROSPERO

Precz, czarownicy nasienie, po drzewo!

A radzę, spiesz się, nie brak dziś roboty.

Wzruszasz ramiona? Jeśli me rozkazy

Niechętnie albo niedbale wykonasz,

Tak kości twoje kurczami połamię,

Że na twe ryki bólem wywołane

Dzikie zwierzęta zadrżą.

KALIBAN

      O, nie, błagam!

(na stronie) Muszę go słuchać. Jego sztuk potęga

Boga mej matki nawet, Setebosa,

Podbić jest w stanie.

PROSPERO

      Więc precz niewolniku!

Wychodzi Kaliban — Wchodzi Ariel niewidzialny, gra i śpiewa, za nim Ferdynand.

ARIEL

(śpiewa)

    Za mną, za mną, na żwir złoty!

    Posplatajcie wasze dłonie!

    Gdy całunki, gdy pieszczoty

    Ukołyszą morskie tonie,

    Suńcie po nich krok wesoły,

    I zanućcie ze mną społy.

Chór

(w różnych stronach)

    Cicho, cicho! Wau, wau!

    Słychać czujnych psów szczekanie!

    Wau, wau!

ARIEL

    Wiatr do uszu mych przywiewa

    Pieśń, co butny kogut śpiewa,

    Hymn poranny: kukuryku!

FERDYNAND

Skąd ta muzyka? Z ziemi czy z powietrza?

Wszystko ucichło. O, pewno te pieśni

Jakiemu bogu wyspy towarzyszą.

Gdym opłakiwał śmierć ojca na brzegu,

Pieśń ta na wodach łagodnie zabrzmiała,

Ukołysała me łzy i wód wściekłość.

Szedłem, gdzie słodkie ciągnęły mnie tony,

Lecz pieśń przebrzmiała. Nie, znów się poczyna.

ARIEL

(śpiewa)

    Ojca morskie tulą fale;

    Z kości jego są korale,

    Perła lśni, gdzie oko było;

    Każda cząstka jego ciała

    W drogi klejnot się przebrała

    Oceanu dziwną siłą.

    Nimf pogrzebny słyszysz dzwon?

CHÓR

    Dyn, don!

ARIEL

    Ha, czy słyszysz, don, dyn, don!

FERDYNAND

Pieśń przypomina bolesną śmierć ojca.

Nie z ludzkich piersi, ni z ziemi wyrosły

Pieśni te czyste; brzmią teraz nade mną.

PROSPERO

(do Mirandy)

Podnieś strzępioną twoich ócz zasłonę,

Powiedz, co widzisz?

MIRANDA

      Co widzę? Duch jakiś.

Boże, jak wodzi dokoła oczami!

Jak piękna postać! Ach, to duch być musi!

PROSPERO

Nie, moja córko; on je, śpi, ma zmysły

Naszym podobne. Młodzian ten przed chwilą

Był na okręcie, a gdyby mu twarzy

Ten rak piękności, smutek nie oszpecił,

Mogłabyś piękną nazwać go istotą.

Teraz zgubionych szuka towarzyszy.

MIRANDA

To bóstwo jakieś zstąpiło na ziemię:

Nic piękniejszego nie widziałam jeszcze.

PROSPERO

(na stronie)

Wszystko, jak widzę, po mej idzie myśli.

Za dwa dni, duchu, wolność ci powrócę.

FERDYNAND

(spostrzegając Mirandę)

Ach, to bogini, której pieśń nucono!

O, powiedz, jestżeś wyspy tej mieszkanką?

O, daj mi, proszę, daj mi dobrą radę,

Jak na tej wyspie postępować trzeba.

Ale ze wszystkich prośba ma najpierwsza,

Chociaż ostatnia w słowach, jest: o cudzie,

Jestżeś dziewicą?

MIRANDA

      Nie, cudem nie jestem,

Jestem dziewicą.

FERDYNAND

      O, potężny Boże!

Mój język! Z ludzi, co się nim tłumaczą,

Byłbym najpierwszy, gdybym był w mej ziemi.

PROSPERO

Jak to najpierwszy? A czym byłbyś, proszę,

Gdyby cię słyszał władca Neapolu?

FERDYNAND

Biednym śmiertelnym, jak nim jestem teraz,

Gdy z zadziwieniem pytań twoich słucham.

Król Neapolu słyszy moje słowa,

Dlatego płaczę: ja tym królem jestem,

Ja, którym łzami zalaną źrenicą

Widział rozbicie króla, mego ojca.

MIRANDA

Ach!

FERDYNAND

      On, dwór jego i z dostojnym synem

Mediolanu książę, zatonęli.

PROSPERO

(na stronie)

Książę ten, z swoją dostojniejszą córką,

Łatwo by mogli słowom twym zaprzeczyć,

Gdyby czas nadszedł. Przy pierwszym spotkaniu

Wzrok się ich zmierzył. Piękny Arielu,

Będziesz mi wolny. — Słowo, dobry panie,

Bo mi się zdaje, że sam sobie szkodzisz.

MIRANDA

Skąd ta surowość w słowach mego ojca?

To trzeci człowiek, którego spostrzegam,

Pierwszy, za którym wzdycham. O, litości,

Na moją stronę nakłoń myśli ojca!

FERDYNAND

Jeśliś dziewicą, a twe serce wolne,

Ja cię królową zrobię Neapolu.

PROSPERO

Powoli, panie; jeszcze tylko słowo.(na stronie) Jedno już, widzę, w drugiego moc wpadło.

Ale utrudnić muszę łatwą sprawę:

Tanie zwycięstwo tanią robi zdobycz.(głośno) Słowo; idź za mną, słuchaj mych rozkazów.

Przywłaszczasz tytuł, który nie jest twoim,

Jak szpieg przybyłeś, by mi wydrzeć wyspę,

Mnie, dziś jej panu.

FERDYNAND

      Nie, jak jestem mężem.

MIRANDA

Złe w takiej mieszkać nie może świątyni.

Gdyby dom taki zły duch opanował,

Anioł z pięknego wygna go mieszkania.

PROSPERO

Nie błagaj za nim, to zdrajca. (do Ferdynanda) Idź za mną!

Kark twój i nogi w jedne więzy ujmę.

Twoim napojem morska będzie woda,

Pokarmem muszle strumieni, korzonki,

Łupiny, w których żołędzina drzymie.

Za mną!

FERDYNAND

      Nie, takich nie słucham rozkazów,

Póki sił moich wróg mój nie przełamie!

Dobywa oręża; czary ruch mu odejmują.

MIRANDA

Nie bierz go, ojcze, na tak ciężką próbę!

Bo choć łagodny, on męża ma serce.

PROSPERO

Co? Moja pięta rozumu mnie uczy?

Schowaj twój oręż, zdrajco, straszysz tylko,

Lecz serca nie masz, by śmiało uderzyć,

Bo ci sumienie siły odebrało.

Porzuć daremną szermierza postawę,

Bo tą laseczką rozbroić cię mogę,

Miecz ci wytrącić.

MIRANDA

      O, błagam cię, ojcze!

PROSPERO

Precz! Na mej sukni nie wieszaj się darmo.

MIRANDA

Zlituj się, ojcze! Ja za niego ręczę.

PROSPERO

Milcz lub się gniewu mojego obawiaj,

Ba, nawet wiecznej mojej nienawiści!

Ja kto? Ty bronić pragniesz oszukańca?

Myślisz, że nie ma równych mu postaci,

Bo tylko jego znasz i Kalibana.

Szalona, on jest Kalibanem tylko

Przy ludziach innych, a ludzie ci przy nim

Są aniołami.

MIRANDA

      To moje uczucia

Skromne są, ojcze, i nigdy, nie, nigdy

Nie chcę piękniejszej oglądać postaci.

PROSPERO

Dosyć słów próżnych. Za mną! Bądź posłuszny!

Nerwy twe znowu do pieluch wróciły,

Bez sił są znowu.

FERDYNAND

      Czuję, prawdę mówisz.

Mój duch związany, jakby we śnie leży.

Stratę rodzica, sił mych niedołęstwo,

Śmierć mych przyjaciół i groźby człowieka,

Który mnie podbił, wszystko chętnie zniosę,

Bylem raz na dzień, przez kraty więzienia,

Dziewczę to widział; niechaj resztę ziemi

Wolność zamieszka, bo takie więzienie

Za świat mi stanie.

PROSPERO

(na stronie)

Skutkuje. (głośno) Idź za mną!(na stronie) Dobrześ się sprawił, Arielu! (głośno) Idźmy!(do Ariela) A teraz słuchaj, co jeszcze masz zrobić!

MIRANDA

Nie trać otuchy; serce mego ojca

Od słów jest lepsze, to co teraz robi,

Nie jest w naturze jego.

PROSPERO

      Będziesz wolny,

Jak wiatr na górach, lecz wykonaj wiernie,

Co rozkazałem.

ARIEL

      Wszystko, do litery.

PROSPERO

A teraz, za mną! Nie broń go daremnie.

Wychodzą.

AKT DRUGI

SCENA I

Inna część wyspy.

Wchodzą: Alonso, Sebastian, Antonio, Gonzalo, Adrian,Francisko i inni.

GONZALO

Błagam cię, panie, pociesz się, bądź wesół,

Bo wszyscy mamy powód do pociechy;

Nad straty nasze ratunek nasz droższy.

Spólne jest wielu, co nam łzy wyciska;

Dzień nie przeminie, żeby majtków żony,

Kupcy i statków kupieckich sternicy

Nie mieli słusznych boleści powodów,

Lecz cud prawdziwy jak nasze zbawienie

Zobaczy ledwo jeden z miliona.

Racz więc, o, panie, na twej szali ważyć

Smutek z pociechą.

ALONSO

      Dosyć, przestań na tym.

SEBASTIAN

Jak w zimnej zupie smakuje w pociechach.

ANTONIO

Nie tak go łatwo puści pocieszyciel.

SEBASTIAN

Baczność! Dowcipu nakręca już zegar

I wnet bić zacznie.

GONZALO

      Panie!

SEBASTIAN

      Jeden! Liczcie.

GONZALO

Kto smutek każdy, co go spotkał, żywi,

Zyskuje tylko —

SEBASTIAN

      Dydka.

GONZALO

Wychodzi na dydka, ani wątpliwości. Powiedziałeś lepiej, niż chciałeś.

SEBASTIAN

Ty przynajmniej zrozumiałeś rzecz mądrzej, niż myślałem.

GONZALO

Dlatego więc, panie —

ANTONIO

Co za marnotrawca własnego języka!

ALONSO

Proszę cię, przestań!

GONZALO

Dobrze, skończyłem; a przecie —

SEBASTIAN

Nie skończy.

ANTONIO

Można by się założyć, kto pierwszy piać zacznie: on czy Adrian.

SEBASTIAN

Stary kogut.

ANTONIO

Kogutek.

SEBASTIAN

Zgoda; o co zakład?

ANTONIO

O parsk śmiechu.

SEBASTIAN

Przyjmuję.

ADRIAN

Choć wyspa ta pustą się być zdaje —

SEBASTIAN

Ha, ha, ha!

ANTONIO

To i zapłaciłeś przegraną.

ADRIAN

Niezamieszkaną, prawie nieprzystępną —

SEBASTIAN

To przecie —

ADRIAN

To przecie —

ANTONIO

Nie chybił.

ADRIAN

Jej klimat musi być łagodny, a czyste i piękne jej powietrze.

ANTONIO

Piękne powietrze! To rzecz nie lada.

SEBASTIAN

A czystość z pięknością mądrze skojarzona.

ADRIAN

Wonnym oddechem dmucha tu u nas powietrze.

SEBASTIAN

Jakby miało płuca, a do tego przegniłe.

ANTONIO

Lub jakby je bagna perfumowały.

GONZALO

Wszystko tu sprzyja życiu.

ANTONIO

Brak tylko sposobów do życia.

SEBASTIAN

Albo ich wcale nie ma, albo bardzo mało.

GONZALO

Jak bujna, świeża wydaje się trawa, jak zielona!

ANTONIO

Żółta jak pergamin.

SEBASTIAN

Z zieloną gdzieniegdzie cętką.

ANTONIO

Nie o wiele minął się z prawdą.

SEBASTIAN

Bo tylko jej wcale nie widział.

GONZALO

Lecz największa wyspy osobliwość, wszelką prawie przechodząca wiarę —

SEBASTIAN

Jak tyle innych gwarantowanych osobliwości.

GONZALO

Jest, że nasz ubiór, choć morską wodą przesiąkły, zachował całą swojąbarwę i świeżość; woda zamiast poplamić ufarbowała go na nowo.

ANTONIO

Byle tylko jedna z jego kieszonek mogła przemówić, czy by nie zawołała: kłamiesz!

SEBASTIAN

Albo by schowała jego fałszywe twierdzenia.

GONZALO

Zdaje mi się, że suknie nasze tak są świeże teraz, jak były, gdyśmy je wzięli po raz pierwszy w Afryce, na ślub pięknej królewskiej córkiKlarybelli z królem tunetańskim.

SEBASTIAN

Piękne to było wesele i powrót nasz szczęśliwy.

ADRIAN

Nigdy Tunis nie miał tak znakomitej królowej.

GONZALO

Nigdy, od czasów wdowy Dydony.

ANTONIO

Wdowy, daj ją katu! Skądże tu wlazła ta wdowa? Wdowy Dydony!

SEBASTIAN

A cóż byś powiedział, gdyby jeszcze był dodał: wdowiec Eneasz? Nie masię o co gniewać.

ADRIAN

Wdowy Dydony, powiedziałeś? Zdaje mi się przecie, że Dydo była zKartaginy, nie z Tunisu.

GONZALO

Tunis, panie, to dawna Kartagina.

ADRIAN

Kartagina?

GONZALO

Tak jest, Kartagina.

ANTONIO

Słowo jego potężniejsze od zaczarowanej lutni.

SEBASTIAN

Wybudował jego siłą nie tylko mury, ale i domy.

ANTONIO

A teraz, z kolei, jaką rzecz niepodobną bez trudności wykona?

SEBASTIAN

Włoży wyspę do kieszeni i powiezie ją do domu dla syna na jabłuszko.

ANTONIO

A ziarnka posieje w morzu i nowych się wysp dochowa.

GONZALO

Co mówisz?

ANTONIO

Już nic więcej.

GONZALO

Mówiliśmy, panie, że suknie nasze zdają się teraz tak świeże, jak były w Tunis na ślubie twojej córki, teraz królowej.

ANTONIO

Jakiej jeszcze nigdy tam nie było.

SEBASTIAN

Przepraszam, z wyjątkiem tylko wdowy Dydony.

ANTONIO

Wdowy Dydony, prawda, wdowy Dydony!

GONZALO

Czy kamizelka moja nie jest tak świeża, jak gdy ją wziąłem po razpierwszy? Rozumie się, pod pewnym względem.

ANTONIO

To „pod pewnym względem” warte złotych ramek.

GONZALO

Kiedy ją wdziałem na ślub twojej córki?

ALONSO

Wszystkie te słowa do uszu mi wpychasz,

Tylko ażeby drażnić me uczucia.

Bodajbym nigdy córki tam nie wydał!

W powrocie bowiem, ach, syn mój utonął!

I córka także umarła już dla mnie;

Od Włoch dalekiej nigdy nie zobaczę!

O, ty mój piękny, drogi mój dziedzicu

Na Neapolu i Mediolanie,

Jakiejże ryby stałeś się pokarmem?

FRANCISKO

Może on żyje; widziałem, jak wody

Siekał pod sobą, na ich grzbiecie jechał,

Roztrącał opór i śmiałą pierś stawiał

Szalonym gniewom rozhukanej fali,

Ponad bałwany śmiałą wznosił głowę,

Silnym ramieniem wiosłował ku brzegom,

Co się do niego, falą wyjedzone,

Chyliły lekko, jakby ku pomocy.

Nie wątpię wcale, że się uratował.

ALONSO

Nie, nie, on zginął!

SEBASTIAN

      Sam podziękuj sobie

Za wszystkie straty, po których dziś płaczesz.

Bo kiedy błogim córki twej widokiem

Naszą Europę mogłeś uszczęśliwić,

Wolałeś męża szukać jej w Afryce,

Gdzie od twych oczu na zawsze wygnana,

Słuszny ci powód łez i żalu daje.

ALONSO

O, skończ, skończ, proszę!

SEBASTIAN

      Wszyscyśmy błagali,

U nóg twych klęcząc; samo piękne dziewczę

Między odrazą, między posłuszeństwem

Ważyło, w którą przechylić się stronę.

Dziś syn twój przepadł, boję się, na zawsze.

Wdów dla tej sprawy w twych królestwach więcej,

Niż na pociechę wieziemy im mężów.

Twoja w tym wina.

ALONSO

      I moja też strata!

GONZALO

Sebastianie, prawdom, które mówisz,

Brak łagodności i stosownej pory.

Rozjątrzasz ranę, której trzeba raczej

Plastrów łagodnych.

SEBASTIAN

      Dobrze powiedziano.

ANTONIO

I chirurgicznie.

GONZALO

      Gdy czoło twe chmurne,

Zły czas nam wszystkim.

SEBASTIAN

      Zły czas?

ANTONIO

      Zły i bardzo.

GONZALO

Gdybym na wyspie tej obsiewał pola —

ANTONIO

Siałby pokrzywy.

SEBASTIAN

      Łopuchy lub malwy.

GONZALO

Wszystko bym w mojej rzeczypospolitej

Na wspak urządził; zabroniłbym handlu,

Żadnych by u mnie nie było urzędów,

Żadnej nauki, bogactw ni ubóstwa,

Żadnego sługi, kontraktów, sukcesji,

Granic, uprawnych pól albo winnicy,

Żadnych metalów, zbóż, wina, oliwy

I żadnej pracy: lud cały w próżniactwie,

Mąż jak niewiasta, lecz niewinni, czyści;

Żadnych wszechwładców —

SEBASTIAN

      A sam chce być królem.

ANTONIO

Koniec jego rzeczypospolitej zapomniał o początku.

GONZALO

Wszystko byłoby wspólne, a natura

Bez prac i potu wszystko by dawała.

Wygnałbym zdradę, kłamstwo, przeniewierstwo,

Miecz, dzidy, noże, wojenne rynsztunki;

Sama natura ciągle, bez przymusu,

Ażeby lud mój niewinny wyżywić,

Wszelką obfitość szczodrze by rodziła.

SEBASTIAN

I żadnych małżeństw między poddanymi?

ANTONIO

Żadnych; zmieszani parobcy i dziewki.

GONZALO

Moje by rządy prześcigły wiek złoty.

SEBASTIAN

Waszą królewską mość błogosław Boże!

ANTONIO

Wiwat Gonzalo.

GONZALO

      Królu mój, czy słyszysz?

ALONSO

Dość tego, słowa twoje mnie nie obchodzą.

GONZALO

Bardzo wierzę, królu. Mówiłem tylko, żeby dać sposobność do śmiechu tym panom, których płuca tak są drażliwe i łaskotliwe, że lada nic ich rozśmiesza.

ANTONIO

Z ciebieśmy się teraz śmieli.

GONZALO

Porównany z wami w tego rodzaju błazeństwach jestem tak dobrze jakniczym; śmiejcie się więc dalej z niczego.

ANTONIO

To mi cios nie lada!

SEBASTIAN

Szkoda tylko, że padł płazem.

GONZALO

Jesteście szlachtą niepospolitego serca, gotowi ściągnąć księżyc zjego sfery, gdyby przypadkiem na niej pięć tygodni bez zmianypozostał.

Wchodzi Ariel niewidzialny, grając uroczystą melodię.

SEBASTIAN

Bez wątpienia, i poszlibyśmy z nim jak z latarką na nietoperze.

ANTONIO

Nie gniewaj się tylko, dobry mój panie.

GONZALO

Ja? Uchowaj Boże! Zaręczam. Nie tak łatwo rozsądek mój zamącić.Czybyście raczej nie chcieli śmiechem do snu mnie ukołysać? Jestemnadzwyczaj znużony.

ANTONIO

Połóż się więc i słuchaj nas.

Wszyscy usypiają prócz Alonsa, Sebastiana i Antonia.

ALONSO

Co? Już śpią wszyscy? Chciałbym, by me oczy

Zamknąć się mogły i me myśli uśpić;

A zdaje mi się, są ku temu skłonne.

SEBASTIAN

O, nie odpędzaj snów ciężkiego skrzydła,

Bo gość to rzadki, tam gdzie smutek mieszka,

A kiedy przyjdzie, jest pocieszycielem.

ANTONIO

My dwaj będziemy snu twego stróżami.

ALONSO

Dzięki wam za to! Jak dziwne znużenie!

Zasypia — Ariel wychodzi.

SEBASTIAN

Jak niepojęta senność ich zmorzyła!

ANTONIO

To wpływ klimatu.

SEBASTIAN

      Czemu więc nie zamknął

I naszych powiek? Ja żadnej skłonności

Do snu nie czuję.

ANTONIO

      Ni ja; myśl ma świeża.

Oni posnęli jakby za umową,

Upadli, jakby rażeni piorunem.

Sebastianie, ach! Co być by mogło —

Co być by mogło — lecz dość — mnie się zdaje,

Z twarzy twej widać, czym być powinieneś.

Sprzyja ci pora. W silnej wyobraźni

Widzę koronę, jak na skroń ci spada.

SEBASTIAN

Czy nie śpisz czasem?

ANTONIO

      Czy mych słów nie słyszysz?

SEBASTIAN

Słyszę — to sennych przywidzeń jest mowa.

Mówisz, co marzysz. Co mi powiedziałeś?

Dziwny spoczynek z otwartym spać okiem,

Stać, mówić, chodzić, spać jednak głęboko.

ANTONIO

Sebastianie, czemuż twej fortunie

Zasnąć, a raczej umierać dozwalasz?

Czuwasz, a jednak źrenice zamykasz.

SEBASTIAN

A ty znów chrapiesz głośno i wyraźnie,

Ale chrapanie twoje myśl zawiera.

ANTONIO

Dziś nad mój zwyczaj jestem poważniejszy

I ty nim będziesz, jeśli mnie usłuchasz.

Słuchaj mnie dobrze, a trzykroć urośniesz.

SEBASTIAN

Więc słucham; jestem jak stojąca woda.

ANTONIO

Ja cię nauczę, jak wzdąć ją przypływem.

SEBASTIAN

Będę ci wdzięczny; dziedziczna ospałość

Już mnie odpływu dawno nauczyła.

ANTONIO

O, gdybyś wiedział, jak twoje szyderstwo

Dla mych zamiarów wróżbą jest szczęśliwą!

Chcąc je obnażyć, jak je pięknie stroisz!

Ludzi odpływu trwoga lub ospałość

Często do celu szczęśliwie prowadzi.

SEBASTIAN

Tłumacz się jaśniej. Wyraz twoich oczu,

Cała twarz twoja dziwnie pokurczona

Zapowiadają rzecz wielką i ważną,

Lecz porodzenie pełne jest boleści.

ANTONIO

Słuchaj: Choć pan ten zbyt słabej pamięci

(Pamięć też jego, gdy go ziemia skryje,

Nie będzie większa), prawie już przekonał,

(Bo on jest czystym duchem przekonania

I przekonywać jest jego rzemiosłem),

Przekonał króla, że syn jego żyje —

Choć niepodobna, żeby nie utonął,

Jak niepodobna, by ten, co śpi, pływał.

SEBASTIAN

Nie mam nadziei, by wypłynął żywy.

ANTONIO

W «nie mam nadziei», ileż masz nadziei!

Nie mam nadziei, z jednej wzięte strony,

Daje ci z drugiej tak szczytną nadzieję,

Że nawet bystre ambicji źrenice

Nic już wyższego nie odkryją dalej.

To mi przyznajesz: Ferdynand utonął?

SEBASTIAN

Przepadł.

ANTONIO

      Więc dobrze. Odpowiedz mi teraz,

Kto Neapolu dziedzicem?

SEBASTIAN

      Klarybel.

ANTONIO

Królowa Tunis? Ta, której mieszkanie

Mil dziesięć dalej, niźli człowiek może

Przez całe swoje przewędrować życie?

Co z Neapolu nie odbierze listów

(Chyba, że słońce pocztą dla niej będzie,

Chłop na księżycu na to za powolny),

Aż zechcą brzytwy brody niemowlątek?

Od której morskie dzielące nas fale

Część pochłonęły, część nas wyrzuciły,

Znać taka wola była przeznaczenia,

Byśmy na wyspie odegrali sztukę,

Której prologiem przeszłość jest, a koniec

W twej i mej dłoni.

SEBASTIAN

      Co brednie te znaczą?

Wiem, że jest w Tunis córka mego brata,

Że Neapolu ona jest dziedziczką,

Że dwie te ziemie wielka dzieli przestrzeń.

ANTONIO

Której cal każdy zdaje się, że woła:

Jakże Klarybel przemierzy nas znowu?

Więc zostań w Tunis, niech Sebastian czuwa! —

Gdyby śmierć nagła wszystkich tu zabrała,

Czyżby im gorzej było z tym niż teraz?

Jest, kto potrafi rządzić w Neapolu,

Tak jak ten dobrze, który śpi tu teraz;

Są i panowie zdolni jak Gonzalo

Rozprawiać długo, nudno i od rzeczy,

Ja nawet równie mądrą byłbym sroką.

O, gdybyś tylko mógł mieć moje myśli,

Co za sen byłby to dla twej wielkości!

Czy mnie rozumiesz?

SEBASTIAN

      Zaczynam pojmować.

ANTONIO

Jakże fortuny przyjmujesz ofiary?

SEBASTIAN

Jak zapamiętam, wydarłeś koronę

Bratu Prospero.

ANTONIO

      Prawda, i patrz, panie,

Patrz, jak mi dobrze odzież ta przystoi,

Lepiej, niż przódy: słudzy mego ojca,

Przód towarzysze, dziś ludźmi są mymi.

SEBASTIAN

Sumienie jednak —

ANTONIO

      I gdzież jest sumienie?

Gdyby sumienie choć zamrozem było,

Musiałbym nogi flanelą obwinąć:

Ale nie czuję bóstwa tego w piersiach.

Ba! Gdyby nawet i dwadzieścia sumień

Między mną stało a Mediolanem,

Dość będzie czasu, by na lodowaty

Ścięły się cukier, a potem stopniały,

Nim mnie na chwilę wstrzymają w zamiarach.Patrz tylko, książę, tutaj brat twój leży,

Od swego łoża, ziemi tej, nie lepszy,

Gdy będzie, czym się być wydaje — trupem.

Trzema calami tej posłusznej stali

Mogę go posłać do wiecznego łoża;

I ty na zawsze zamknąć możesz oczy

Staremu bzdurze, panu Roztropności,

Aby na później gderać nam zaprzestał;

Inni podszepty nasze przyjmą chętnie,

Jak kot łakomy chętnie mleko chłepce:

Zegar ich będzie naszą bił godzinę.

SEBASTIAN

Twoja mi przeszłość niech za przykład służy:

Wezmę Neapol, jak ty Mediolan.

Dobądź oręża — jedno jego cięcie

Wolnym cię robi od twego haraczu;

Ja, król twój, kochać cię będę.

ANTONIO

      Dobądźmy!

Gdy ja podniosę dłoń, ty podnieś twoją,

Uderz Gonzala!

SEBASTIAN

      Jedno jeszcze słowo.

Rozmawiają na stronie. Muzyka. Wchodzi Ariel niewidzialny.

ARIEL

Pan mój przez sztukę swoją jeszcze w porę

Odkrył grożącą śmierć przyjacielowi

I żeby jego nie zmarniały plany,

Na ich ratunek pośpieszyć mi kazał.(śpiewa do ucha Gonzala)

  Gdy ty chrapiesz, śpisz głęboko,

  Sprzysiężenia czuwa oko,

    Aby spiski knuć.

  Jeśli drogie ci jest życie,

  Z myśli senne zrzuć owicie

    I zbudź się, zbudź!

ANTONIO

Niech i tak będzie: nie traćmy więc czasu!

GONZALO

Aniele stróżu, ocal życie króla!

Budzą się wszyscy.

ALONSO

Zbudźcie się wszyscy! Co znaczą te miecze?

Wzrok obłąkany?

GONZALO

      Co to wszystko znaczy?

SEBASTIAN

Gdyśmy nad waszym czuwali spoczynkiem,

Nagle się głuche rozległo ryczenie

Byków, lwów raczej; czy was nie zbudziło?

Jeszcze drżę cały.

ALONSO

      Ja nic nie słyszałem.

ANTONIO

Głos mógłby uszy potworów przerazić

I ziemią wstrząsnąć! To było ryczenie

Całej lwów trzody.

ALONSO

      Czyś słyszał, Gonzalo?

GONZALO

Na honor, panie, słyszałem brzęczenie

Dziwnej natury, które mnie zbudziło.

Ledwom cię trącił i otworzył oczy,

W ich ręku nagie miecze zobaczyłem;

A i to prawda, że słyszałem szelest.

Bądźmy ostrożni, miejsce to opuśćmy,

A dla pewności dobądźmy oręży.

ALONSO

Więc idźmy dalej i biednego syna

Szukajmy jeszcze.

GONZALO

      On jest na tej wyspie.

Od dzikich zwierząt zachowaj go, Boże!

ALONSO

Idźmy!

ARIEL

(na stronie)

Ja panu, com zrobił, obwieszczę:

Ty, królu, błąkaj się za synem jeszcze.

Wychodzą.

SCENA II

Wchodzi Kaliban z wiązką drzewa. Słychać grzmot.

KALIBAN

Wszystkie zarazy przez słońce wyssane

Z bagien, trzęsawisk, niech Prospera ciało,

Cal jego każdy chorobą okryją!

Duchy mnie jego słyszą, lecz kląć muszę.

One mnie szczypią i jak jeże kłują,

Ciskają w błoto, jak błędne ogniki

Śród nocy z drogi na manowce wiodą,

Gdy im Prospero męczyć mnie nakaże.

Za lada fraszkę wypuszcza je na mnie;

Czasem jak małpy wyszczerzają zęby,

Klapią, kąsają; czasami jak jeże

Leżą na drodze i podnoszą kolce

Właśnie, gdzie gołą stąpać muszę nogą;

Czasem mnie żmije owiją dokoła

I rozłupanym syczą mi językiem,

Że aż szaleję. Patrz, patrz, (wchodzi Trynkulo) to duch jego,

Leci mnie dręczyć, bo nazbyt leniwo

Drzewo im niosłem. Upadnę jak długi,

A może jeszcze wymknąć mi się uda.

TRYNKULO

Ani drzewa, ani krzaku, aby się ukryć przed słotą, a tu nowa zbierasię burza; słyszę już, jak wyje z wiatrami. Ta ogromna tam chmura, taczarna, wygląda jak stara beczka już gotowa cały swój wylać trunek.Jeśli ma znowu grzmieć jak przed chwilą, nie wiem, gdzie schronićgłowę; a ta przeklęta chmura lada chwila zacznie lać wodę cebrami.(spostrzegając Kalibana) A to co za stworzenie? Człowiek czy ryba? Umarły czy żywy? To ryba; zapach ma ryby, starej, zepsutej ryby; gatunek sztokfiszu nie najpierwszej świeżości. Osobliwsza ryba! Gdybym był w Anglii, jak już raz byłem, a miał tę rybę, choćby tylko malowaną, nie ma jarmarcznego gawrona, który by mi za pokazanie tynfa nie zapłacił. Tam z taką potworą można wyjść na ludzi; tam lada bestia osobliwa może człowieka na nogi postawić, bo tam ludzie, co nie chcą dać złamanego szeląga na wspomożenie kulawego żebraka, nie pożałujądziesięciu za pokazanie umarłego Indianina. Ma nogi jak człowiek, apłetwy niby ręce! Ciepły, na uczciwość! Odstępuję teraz od pierwszejmyśli; to nie ryba, ale wyspiarz, dopiero co piorunem zabity. (grzmi) Ach, nadchodzi znowu burza! Najkrótsza dla mnie droga wsunąć się pod jego sukmanę, bo nie widzę innego schronienia w bliskości. Bieda dziwnych daje nieraz człowiekowi kompanów. Zostanę tak owinięty, dopóki burza nie wyleje wszystkich swoich mętów.

Wchodzi Stefano z butelką w ręku, śpiewając.

STEFANO

Nie wrócę więcej na morze, na morze,

Lecz tu umrę na lądzie; —

Szkorbutyczna to nuta, ledwo na pogrzeb dobra. Ale tu moja pociecha (pije).

I ja, i kapitan, i sternik przy flisie,

Wszyscyśmy kochali w swym czasie,

Magdusię i Józię, Anusię, Marysię,

Lecz żaden z nas nie dbał o Kasię;

Bo ona swej gąbki językiem bogatym

Bez końca wołała do majtka: idź z katem!

O dziegieć i smołę troszczyła się mało,

Choć krawczyk mógł skrobać, gdzie bądź ją świerzbiało.

Więc dalej, na morze, zostawcie ją z katem!

I to także szkorbutyczna nuta; ale tu moja pociecha (pije).

KALIBAN

Nie dręcz mnie — och!

STEFANO

A to co znowu? Czy diabłów tu mamy? Czy drwicie z nas, przebrani zadzikich ludzi i Indian? Ha! Nie dlatego uszedłem mokrej śmierci, żebym się zląkł czterech nóg waszych; bo powiedziane było: najtęższy zuch, co kiedykolwiek na czterech nogach chodził, do ucieczki go nie zmusi, a ja teraz to samo powtarzam, dopóki jest dech w nozdrzach Stefana.

KALIBAN

Duch mnie dręczy, och!

STEFANO

To pewno jakiś czworonożny potwór tej wyspy, który dostał febry, jaksię zdaje. Ale gdzie się on, u diabła, naszego języka nauczył? Dam mupomoc, choćby tylko dlatego, że jeżeli mi się uda wyleczyć go iobłaskawić, a potem dostać się z nim do Neapolu, będzie to prezentgodny największego cesarza, co kiedykolwiek na byczej chodził skórze.

KALIBAN

Nie dręcz mnie, proszę! Poniosę spieszniej drzewo do domu.

STEFANO

Ma teraz paroksyzm i plecie trzy po trzy. Dam mu pokosztować zbutelki; jeśli nigdy nie pił wina, zgubię mu febrę od razu. Bylem gopotrafił uleczyć i obłaskawić, nie pożałuję starania, bo kto go kupi,wróci mi wszystkie koszta z procentem.

KALIBAN

Dotąd jeszcze nie bardzo mnie dręczysz, ale niedługo rozpoczniesz,czuję to po twoim drżeniu; teraz Prospero na ciebie działa.

STEFANO

Nie bój się tylko; otwórz gębę, a znajdziesz tam, co ci rozwiążejęzyk, mój kotku. Otwórz gębę, to ci twoją trzęsionkę wytrzęsie,zaręczam, a uczciwie. Nie znasz twoich przyjaciół; otwórz paszczę, raz jeszcze powtarzam.

TRYNKULO

Zdaje mi się, że to głos znajomy; to głos — ale nie — on utonął, a to są diabły. O gwałtu, rety!

STEFANO

Cztery nogi a dwa głosy; co za potwór nieoszacowany! Głos przedniposłuży, żeby dobrze mówić o swoim przyjacielu, głos tylny, żeby ziaćbrudne słowa i potwarze. Jeśli wszystko wino mojej butelki może muzdrowie przywrócić, zgubię mu febrę. Dalej — amen! A teraz wlejętrochę w twoją drugą gębę.

TRYNKULO

Stefano!

STEFANO

Czy mnie po imieniu woła twoja druga gęba? Rety! Rety! To diabeł nie potwora; ucieknę. Nie mam dość długiej łyżki, aby zasiąść z nim do jednej misy.

TRYNKULO

Stefano! Jeśli jesteś Stefano, dotknij mnie, przemów do mnie; jajestem Trynkulo; nie bój się, twój dobry przyjaciel, Trynkulo.

STEFANO

Jeśli jesteś Trynkulo, to wyleź. Pociągnę cię za mniejsze nogi, bo jeśli są jeszcze na ziemi nogi Trynkula, to te być muszą a nie inne.Jesteś prawdziwy Trynkulo, na uczciwość. Jak żeś się dostał pod tocielę z księżyca? Czy ono Trynkulami trzaska?

TRYNKULO

Wziąłem je za stworzenie przez piorun zabite. Lecz ty, Stefano, czynie utonąłeś naprawdę? Teraz zaczynam wierzyć, że nie utonąłeś. Czyburza przeszła? Schowałem się przed burzą pod sukmanę umarłegocielęcia z księżyca. A ty, Stefano, czy żyjesz? O, Stefano, dwóchneapolitańczyków ocalało!

STEFANO

Proszę cię tylko, nie wierć się tak koło mnie; żołądek mój wnie najlepszym stanie.

KALIBAN

Piękne stworzenia, jeśli to nie duchy.

To bóg uczciwy z niebieskim napitkiem,

Uklęknę przed nim.

STEFANO

Jak śmierci uszedłeś? Jak tu przybyłeś? Przysięgnij na tę butelkę, żemi powiesz, jak tu przybyłeś. Ja się uratowałem na beczce kanaryjskiego wina, którą majtkowie z pokładu w morze rzucili,przysięgam na tę butelkę, którą sam własnymi rękami z kory wystrugałem od czasu, jak mnie fale na brzeg wyrzuciły.

KALIBAN

Ja ci przysięgnę na tę butelkę, że będę twoim wiernym poddanym, botwój napój nie jest ziemski.

(klęka)

STEFANO

(do Kalibana)

Pij, a przysięgnij! (do Trynkula) A ty, jak się wyratowałeś?

TRYNKULO

Płynąłem do brzegu jak kaczka; bo przysięgam, że mogę pływać jakkaczka.

STEFANO

Pocałuj tę świętą księgę. Choć możesz pływać jak kaczka, podobniejszyjesteś do gęsi.

TRYNKULO

O Stefano, czy masz więcej tego napitku?

STEFANO

Całą beczkę, człowieku. Moją piwnicą jaskinia nad morzem, gdzie winozłożyłem. A ty, ciołku z księżyca, jakże tam z twoją febrą?

KALIBAN

Czy nie spadłeś ty z nieba?

STEFANO

Z księżyca; możesz mi wierzyć. Byłem kiedyś chłopem na księżycu.

KALIBAN

Jam cię tam widział i czczę cię w pokorze.

Nieraz mi moja wskazywała pani

Ciebie, psa twego i widły w twym ręku.

STEFANO

Przysięgnij na to — pocałuj księgę — niebawem przydamy jej nowejtreści. Przysięgnij!

TRYNKULO

Na to jasne słoneczne światło, to jakaś głupia potwora. A ja się jejbałem! To jakaś niedołężna potwora. Chłop na księżycu! Biedna,łatwowierna potwora! Mimo tego, nieźle ciągniesz, potworo, wyznaję.

KALIBAN

Cal każdy ziemi żyznej ci pokażę;

Pokornie twoje nogi ucałuję;

O, bądź mi bogiem!

TRYNKULO

Na to dzienne światło, przewrotny pijak z tej potwory; byle bóg jegozasnął, ukradnie mu butelkę.

KALIBAN

Całując nogi, wierność ci przysięgnę.

STEFANO

Dalej więc, klękaj i przysięgaj!

TRYNKULO

Na śmierć się zaśmieję z tej psiogłowej potwory; najpodlejsza potwora! Palce mnie świerzbią, żeby mu skórę wygarbować.

STEFANO

Dalej, całuj!

TRYNKULO

Gdyby tylko nie był pijany. Co za obrzydła potwora!

KALIBAN

Źródła ci wskażę, jagód ci nazbieram,

Ryb ci nałapię, drzewa ci nanoszę.

Mór niechaj porwie dawnego tyrana!

Jednej mu drzazgi więcej nie poniosę,

Lecz pójdę z tobą, cudowny człowieku.

TRYNKULO

Potwora najśmieszniejsza! Robić cudem biednego opoja!

KALIBAN

Idź, proszę, ze mną tam, gdzie jabłka rosną;

Trufle ci długim wygrzebię pazurem,

Pokażę, kędy sójki gniazda ścielą,

Nauczę w sidła chyże małpy chwytać,

Wianki orzechów na leszczynie wskażę,

Czasem przyniosę ze skał młode mewy.

A teraz powiedz, czyli chcesz pójść ze mną?

STEFANO

Prowadź mnie bez dalszej gadaniny. Trynkulo, skoro król i całe naszetowarzystwo zatonęło, my wyspę tę odziedziczamy. Dalej, naprzód! Nieśmoją butelkę. Kamracie Trynkulo, napełnimy ją niebawem.

KALIBAN

(śpiewa na pół pijany)

Bądź zdrów, panie! Bądź zdrów, panie!

TRYNKULO

Wyjący potwór, pijany potwór!

KALIBAN

Już nie pójdę na ryb połów,

Ni po drzewo między bory,

Ni jak do tej będę pory

Myć talerzy, skrobać stołów.

Ban, ban, ban! Kaliban

Szukaj sługi — to mój pan.

Wolność, hej wolność! O wolność, hej wolność!

STEFANO

Poczciwy potworo, bądź nam przewodnikiem!

Wychodzą.

AKT TRZECI

SCENA I

Przed celą Prospera.

Wchodzi Ferdynand, niosąc kloc drzewa.

FERDYNAND

Ileż jest zabaw męczących człowieka!

Ale zmęczenie wdzięku im dodaje.

Z godnością można poniżenie znosić

I cel bogaty biednym środkiem osiąc.

Podła ta praca byłaby nieznośną,

Ale ma pani, co umarłe wskrzesza,

Przemienia w rozkosz moje utrapienia.

Chociaż jej ojciec kwaśny i zgryźliwy,

Stokroć jest słodsza nad jego zgryźliwość.

Na jego rozkaz okrutny dziś muszę

Tysiące kloców znosić i szychtować;

Patrząc na trudy moje, słodka pani

Od łez się gorzkich zanosi i mówi,

Że nigdy jeszcze ziemia nie widziała

Przy takiej pracy takich robotników.

Słodkie te myśli dodają mi siły,

A praca przy nich zda mi się wytchnieniem.

Wchodzą: Miranda i Prospero w odległości.

MIRANDA

Wypocznij chwilę! Nie pracuj tak ciężko!

O, bodaj piorun spalił wszystkie kloce,

Które mój ojciec znosić ci nakazał!

Proszę cię, rzuć je i wypocznij chwilę!

Kloc każdy, płonąc, płakać będzie z żalu,

Że cię tak męczy. Ojciec mój pracuje —

Spocznij więc trochę — masz trzy godzin czasu.

FERDYNAND

Najdroższa pani, słońce przód zapadnie,

Niźli dokonam pracy nakazanej.

MIRANDA

Spocznij, tymczasem ja pracować będę.

Daj mi tę kłodę, na siąg ją poniosę.

FERDYNAND

Droga istoto, o nie! Przódy wolę

Żyły me porwać, przódy mój grzbiet złamać,

Niźli cię widzieć przy tak podłej pracy,

A sam w leniwej siedzieć bezczynności.

MIRANDA

Mnie tak jak tobie praca ta przystoi,

Tylko że dla mnie łatwiejszą się wyda,

Bo do niej chętnym zabiorę się sercem,

Gdy ciebie przymus tylko do niej wiąże.

PROSPERO

Biedny robaczku! W ogniu twoja dusza,

Jak mi to świadczą twoje odwiedziny.

MIRANDA

Ty tak zmęczony!

FERDYNAND

      Nie, szlachetna pani;

Rankiem mi świeżym noc, gdy jesteś przy mnie.

Proszę cię tylko, powiedz mi twe imię,

Bym je do mojej dodać mógł modlitwy.

MIRANDA

Miranda. Ojcze, rozkaz twój złamałam!

FERDYNAND

Cudna Mirando! Podziwienia szczycie!

Godna wszystkiego, co światu najdroższe!

Niejednom dziewczę chętnym ścigał okiem,

Słów ich harmonia nieraz moje uszy,

Zbyt tylko chętne, w swe ujęła więzy;

Różne kochałem dla cnót ich różnicy,

Lecz żadnej jeszcze tak całą mą duszą.

W każdej z nich zawsze jakaś skryta wada

Z jej najpiękniejszym kłóciła się wdziękiem,

Cały mu urok z wolna odbierała;

Ty jedna tylko, ty, nieporównana,

Wszystkie przymioty wszystkich stworzeń łączysz.

MIRANDA

Nie znam nikogo z płci mej; nie pamiętam

Twarzy kobiecej, prócz mojej w zwierciadle,

Anim widziała, co mężem zwać mogę,

Prócz ciebie tylko, dobry przyjacielu,

I oprócz równie drogiego mi ojca:

Jakie są twarze innych ludzi, nie wiem,

Ale na klejnot mojego posagu,

Na moją skromność, przysięgam, że nie chcę

Innego w życiu jak ty towarzysza,

Bo wyobraźnia ma nie umie stworzyć

Prócz ciebie godnej kochania istoty.

Lecz ja szalona szczebiocę ci słowa

Na ojca mego rozkazy niepomna.

FERDYNAND

Mirando, jestem księciem, królem może

(Obym się mylił w moim przypuszczeniu!),

Nie więcej pragnę znosić tę niewolę

Jak od much widzieć wargi me nabrzmiałe.

A teraz słuchaj słów z głębi mej duszy:

Ledwom cię ujrzał, zaraz serce moje

Do ciebie biegło, by ci wiernie służyć:

Dla ciebiem został tym cierpliwym drwalem.

MIRANDA

Czy ty mnie kochasz?

FERDYNAND

      O niebo i ziemio,

Bądźcie mi świadkiem! Jeśli prawdę mówię,

Szczęśliwym skutkiem słowa me uwieńczcie,

A jeśli kłamię, wszystkie me nadzieje

Ziemskiego szczęścia na łzy niech się zmienią!

Kocham cię, cenię, uwielbiam nad wszystko,

Co świat ten mieści.

MIRANDA

      Ja szalona płaczę

Nad tym, co całą duszę mą raduje.

PROSPERO

Dwóch szczerych uczuć jak piękne spotkanie!

Niech świeża rosa boskich błogosławieństw

Na kwiat ten młody bogato się zleje!

FERDYNAND

I czemuż płaczesz?

MIRANDA

      Nad mą niegodnością,

Która dać nie śmie, co chcę ofiarować,

A wziąć się lęka, bez czego żyć nie chcę.

Lecz to żart pusty, miłość bowiem moja

Tym bardziej widna, im ją bardziej kryję.

Precz więc ode mnie lękliwe wybiegi,

A bądź mi radcą, niewinności święta!

Jestem ci żoną, jeśli chcesz mnie pojąć,

Jeśli mnie nie chcesz, umrę twoją sługą;

Jak towarzyszkę możesz mnie odepchnąć,

To w twej jest mocy, jak w mojej jest mocy,

Czy chcesz, czy nie chcesz, twą być niewolnicą.

FERDYNAND

Mą panią, droga, ja twym niewolnikiem.

MIRANDA

Więc mężem moim?

FERDYNAND

      A tak chętnym sercem,

Jak chętnym więzień do wolności wraca.

Oto ma ręka.

MIRANDA

      To moja, w niej serce.

A teraz żegnam cię na pół godziny.

FERDYNAND

O, bądź mi zdrowa, tysiąc, tysiąc razy!

Wychodzą.

PROSPERO

Chociaż nie mogę cieszyć się jak oni,

Dla których wszystko słodkim jest zdziwieniem,

Większej radości nic nie zbudzi we mnie.

Do księgi teraz! Jeszcze przed wieczerzą

Praca niejedna w sprawie tej mnie czeka

Wychodzą.

SCENA II

Inna część wyspy.

Wchodzą: Stefano, Trynkulo, za nimi Kaliban z butelką.

STEFANO

Ani słowa więcej! Jak wypróżnimy beczułkę, zaczniemy pić wodę; aleprzódy ani kropelki. Śmiało więc naprzód i szturmuj do flaszki! Sługo-potworo, pij do mnie!

TRYNKULO

Sługo-potworo! To wyspa szaleństwa. Powiadają, że tylko pięciu liczymieszkańców; my tu trzej jesteśmy; jeśli dwaj pozostali mają głowynaszym podobne, chwieje się państwo w swoich podstawach.

STEFANO

Pij, sługo-potworo, kiedy ci rozkazuję. I cóż tak na mnie patrzysz?Zdawałoby się, że ci oczy do głowy przyśrubowano.

TRYNKULO

I gdzież chcesz, żeby mu je przyśrubowano? Byłby prawdziwienieoszacowaną potworą, gdyby miał oczy w ogonie.

STEFANO

Mój pachołek-potwora język w winie utopił; co do mnie, ja i w morzuutopić się nie mogłem. Nim dostałem się do brzegu, tam i samtrzydzieści i pięć mil upłynąłem. Na to światło dzienne, potworo,będziesz moim porucznikiem albo chorążym.

TRYNKULO

Zrób go porucznikiem; nim zacznie nosić chorągiew, trzeba, żeby przódsam stać mógł na nogach.

STEFANO

Nie cofniemy przynajmniej kroku, monsieur potworo.

TRYNKULO

Ani posuniecie go naprzód, ale jak psy milczkiem przycapniecie.

STEFANO

Ciołku z księżyca, otwórz gębę choć raz w życiu, jeśli jesteś dobrymciołkiem z księżyca.

KALIBAN

Pozwól mi, panie, oblizać twój trzewik;

A temu służyć nie chcę — nie ma serca.

TRYNKULO

Kłamiesz, ty najgłupsza potworo! Mam dosyć serca, żeby policjantaprzez kij przesadzić. Jak to, ty bezwstydna rybo, byłże kiedy tchórzem człowiek, który wypił tyle wina, co ja dzisiaj? I ty śmiesz prawić takie potwarcze kłamstwa, ty, co jesteś tylko pół rybą a pół potworą?

KALIBAN

O patrz, jak ze mnie szydzi; o mój panie,

Jaśnie mój panie, czy pozwolisz na to?

TRYNKULO

Jaśnie panie powiada? Czy widział kto głupszą potworę?

KALIBAN

Patrz, znowu; proszę, na śmierć go zakąsaj.

STEFANO

Trynkulo trzymaj język za zębami; na najmniejszy znak buntu na pierwszej gałęzi. — Ten biedny potwór jest moim poddanym i niepozwolę, aby cierpiał krzywdę.

KALIBAN

Dzięki ci, panie! Czy raczysz raz jeszcze

Wysłuchać prośby, którą ci zaniosłem?

STEFANO

Ani wątpliwości. Klęknij i powtórz! Ja i Trynkulo, stojąc, będziemysłuchali.

Wchodzi Ariel niewidzialny.

KALIBAN

Jak już mówiłem, służę tyranowi,

Który przez chytrość swoją i przez czary

Ukradł mi wyspę.

ARIEL

      Kłamiesz.

KALIBAN

      Ty sam kłamiesz,

Ty małpo śmieszna; jakże z serca pragnę,

Żeby udusił cię mój pan waleczny!

Nie kłamię wcale.

STEFANO

Trynkulo, jeśli mu raz jeszcze przerwiesz opowiadanie, na tę rękę,wytrącę ci kilka zębów.

TRYNKULO

Ja? Ja nic nie mówiłem.

STEFANO

Więc ani mur-mur ani mar-mar! (do Kalibana) Ciągnij rzecz dalej.

KALIBAN

Jak powiedziałem, wyspę w posiadanie

Czarami zyskał. Jeśli twa chce wielkość

Pomścić to na nim — bo wiem, że masz serce,

Lecz ten go nie ma.

STEFANO

Nie podlega wątpliwości.

KALIBAN

Będziesz jej panem, ja ci będę służył.

STEFANO

Jakże to zrobić? Czy możesz mnie poprowadzić do nieprzyjaciela?

KALIBAN

Nic łatwiejszego: we śnie ci go wydam,

Łatwo mu w głowę będziesz gwóźdź mógł zabić.

ARIEL

Kłamiesz; nie możesz.

KALIBAN

Co za pstry błazen i bez mózgu dudek!

Błagam cię, daj mu dobrego szturchańca,

Odbierz mu flaszkę, a potem niech pije

Słoną mórz wodę, bo mu nie pokażę,

Gdzie źródła biją.

STEFANO

Trynkulo, nie narażaj się na nowe niebezpieczeństwo; przerwij jeszczechoć tylko jednym słowem opowiadanie potwory, a przysięgam na tę rękę, że litość za drzwi wypchnę i na leśne zbiję cię jabłko.

TRYNKULO

Czego ty chcesz ode mnie? Co ja wam zrobiłem?Nie powiedziałem słówka; usunę się dalej.

STEFANO

Czy nie powiedziałeś, że kłamie?

ARIEL

Kłamiesz.

STEFANO

Kłamię? Dobrze, weź więc, co ci daję (uderza go). Jeśli ci to do smaku, raz jeszcze zadaj mi kłamstwo.

TRYNKULO

Nie zarzucałem ci kłamstwa. Czyś stracił rozum i uszy zarazem? Niechzaraza padnie na twoją butelkę! To są skutki wina i pijaństwa. Morowepowietrze na twoją potworę, a twoje palce niech diabli porwą!

KALIBAN

Ha, ha, ha!

STEFANO

A teraz prowadź dalej twoją powieść. Proszę cię, trzymaj się woddaleniu.

KALIBAN

Wybij go dobrze, a po krótkim czasie

I ja bić będę.

STEFANO

      Odsuń się. Mów dalej.

KALIBAN

Więc jak mówiłem, zwyczajem jest jego

Spać po południu. Zabrawszy mu książki,

Możesz go zdusić albo łupą drzewa

Czaszkę mu rozbić, lub na pal go nadziać,

Albo mu gardziel przeciąć twoim nożem.

Ale pamiętaj, zabierz mu przód książki,

Bo on bez książek nie mędrszy ode mnie;Bez nich na pomoc nie przyjdą mu duchy,

Które go z serca jak ja nienawidzą.

Spal tylko książki! Ma on pyszne sprzęty,

W które przystroi dom, gdy go mieć będzie.

Lecz co uwagi jest twej najgodniejsze,

To córki piękność — on ją sam nazywa

Nieporównaną. Z niewiast nie widziałem

Jak córkę jego i matkę Sykoraks,

Ale Sykoraks tak ona prześciga,

Jak rzecz największa prześciga najmniejszą.

STEFANO

I czy naprawdę tak piękną jest dziewką?

KALIBAN

O wierzaj, wierzaj, godna twego łoża

I na świat ładne wyda ci potomstwo.

STEFANO

Potworo, zabiję tego człowieka. Córka jego i ja będziemy królem ikrólową (Boże błogosław naszej mościwości!). Trynkulo i ty będziecie wicekrólami. Trynkulo, jak ci się plan ten podoba?

TRYNKULO

Przewyborny.

STEFANO

Daj mi rękę; żałuję, żem ci skórę wygarbował; ale póki życia, trzymajjęzyk za zębami.

KALIBAN

Za pół godziny znajdziem go śpiącego;

Czy chcesz go zabić?

STEFANO

      Zabiję, na honor!

ARIEL

Wszystko to panu mojemu doniosę.

KALIBAN

Lejesz mi w serce rozkosz i wesele.

Cieszmy się teraz! Czy chcesz mi zanucić

Piosneczkę, której przed chwiląś mnie uczył?

STEFANO

Chętnie przychylam się do twojej prośby, potworo. Dalej, Trynkulo,śpiewajmy! (śpiewa)Bij ich i drwij z nich, i kpij z nich, i drwij z nich,

A myśl jest wolna!

KALIBAN

To nie ta nuta.

Ariel gra na piszczałce i na bębenku.

STEFANO

Co się to znaczy?

TRYNKULO

To nuta naszej piosneczki grana przez pana Nikogo.

STEFANO

Jeśliś jest człowiekiem, pokaż się we własnej postaci; jeśliś jestdiabłem, pokaż się, jak ci się podoba.

TRYNKULO

A odpuść nam nasze winy!

STEFANO

Kto umiera, płaci wszystkie długi; wyzywam cię! Panie, zmiłuj się nad nami!

KALIBAN

Czy się boisz?

STEFANO

Nie, potworo, nigdy!

KALIBAN

Nie bój się; wyspa pełna jest rozgłosów

I słodkich pieśni nigdy nieszkodzących.

Czasami tysiąc dźwięcznych instrumentów

Brzmi nad mym uchem; czasami brzmią głosy,

Co, gdym się ze snu długiego obudził,

Znów mnie uśpiły, a wtedy w marzeniu

Zda się, że chmury otwarte widziałem

I wielkie skarby spaść na mnie gotowe,

Tak, że zbudzony marzyć znów pragnąłem.

STEFANO

Pokazuje się, że będę miał rozkoszne królestwo, będę miał kapelę bezkosztów.

KALIBAN

Gdy Prospero zginie.

STEFANO

Co się spełni niebawem; nie zapomniałem historii.

TRYNKULO

Głos się oddala; idźmy za nim, a potem do dzieła!

STEFANO

Potworo, prowadź nas; my za tobą. Chciałbym widzieć tego bębenistę;bije jak za dobrych czasów.

TRYNKULO

Czy chcesz ruszyć w drogę? Spieszę za tobą, Stefano.

Wychodzą.

SCENA III

Inna część wyspy.

Wchodzą: Alonso, Sebastian, Antonio, Gonzalo, Adrian,Francisko i inni.

GONZALO

Na Matkę Boską, nie mogę iść dalej.

Stare mnie kości bolą; co za droga

Śród ścieżek długich, dziwnie pogmatwanych!

Pozwól wypocząć.

ALONSO

      Nie mogę cię ganić,

I ja znużony, czuję ociężenie

Na duszy nawet; usiądź i wypocznij.

Tu składam wszystkie próżne me nadzieje,

Nie chcę ich dłużej za pochlebców trzymać;

Darmo go, darmo szukamy — utonął;

A z wszystkich naszych badań bezowocnych

Śmieje się morze. Niechże i tak będzie!

ANTONIO

(na stronie do Sebastiana)

Cieszę się z serca, że nadzieję stracił.

Tylko ty, panie, choć raz zawiedziony,

Nie trać nadziei.

SEBASTIAN

      Przy pierwszej zręczności

Dokończym dzieła.

ANTONIO

      Dokończym tej nocy,

Bo teraz, ciężką znużeni podróżą,

Nie będą zdolni czujnej straży trzymać

Jak wypoczęci.

SEBASTIAN

      Tej nocy. Dość na tym!

Uroczysta i dziwna muzyka. Prospero w powietrzu, niewidzialny. Wchodzą dziwne postacie i zastawiają ucztę. Tańczą wokoło, a uprzejmymi znakami pozdrowienia zapraszają króla i jego towarzyszy, żeby jedli. Potem wychodzą.

ANTONIO

Skąd ta harmonia? Dobrzy przyjaciele,

Słuchajcie tylko!

GONZALO

      Dziwnie słodkie pieśni!

ALONSO

Ześlij nam, Boże, twych stróżów aniołów!

I cóż to było?

SEBASTIAN

      Żyjące jasełka.

Uwierzę teraz, że są jednorożce,

Że jest w Arabii drzewo — tron Feniksa —

Że tej godziny Feniks tam króluje.

ANTONIO

Wierzę w to wszystko. Niech się do mnie zgłosi

Rzecz, w którą żaden wierzyć nie chce człowiek,

A ja przysięgą prawdziwość jej stwierdzę.

Nie, nigdy żaden podróżny nie kłamał,

Chociaż go głupi potępia domator.

GONZALO

Kto by mi wierzył, gdybym w Neapolu

Prawił, że takich widziałem wyspiarzy,

(Bo bez wątpienia to lud jest tej wyspy),

Co pod postacią dziwną i potworną

Mają obyczaj lepszy, łagodniejszy,

Niżeli wielu, ba! niźli ktokolwiek

Z ludzi żyjących w naszym pokoleniu?

PROSPERO

(na stronie)

Poczciwy panie, dobrze powiedziałeś,

Bo z was niejeden od diabła jest gorszy.

ANTONIO

Nigdy się dosyć wydziwić nie mogę,

Jak te postacie, te ruchy i dźwięki,

Choć bez języka, dziwnie wyrażają

Niemą rozmowę.

PROSPERO

(na stronie)

Nie chwal ich przed czasem.

FRANCISKO

Cudem zniknęli.

SEBASTIAN

      Mniejsza, skoro po nich

Bankiet się został; bo mamy żołądki.

Czyli chcesz, królu, skosztować?

ALONSO

      Dziękuję.

GONZALO

Na honor, królu, nie masz się co lękać.

Kto z nas w dzieciństwie dałby temu wiarę,

Że są górale z wolami jak woły,

Na których szyjach wiszą torby mięsa?

Lub że są ludzie z głowami na piersiach,

Za co nam każdy wędrownik dziś ręczy,

Co za powrotem bierze pięć za jedno?

ALONSO

Co do mnie, biorę za łyżkę bez trwogi,

Choćby to była ma ostatnia uczta;

Czuję, że minął już mój czas najlepszy,

Mniejsza o resztę. Za mną, bracie, książę!

Grzmoty i błyskawice. Wbiega Ariel w postaci harpii, roztacza skrzydła nad stołem; bankiet znika.

ARIEL

Wy trzej grzesznicy, chciało przeznaczenie

(Wszechwładca ziemi i wszech ziemskich rzeczy),

Żeby łakome wypluło was morze

Na dziką wyspę, gdzie nie ma człowieka,

Boście niegodni żyć pomiędzy ludźmi.

Ja wam szaleństwem zmysły pomieszałem.(widząc, że Alonso, Sebastian i inni dobywają oręży)Właśnie z podobną do waszej odwagą

Topią się ludzie albo się wieszają.

Szaleni, jam jest sługą przeznaczenia;

Żywioły wasze hartujące miecze

Tak mogą łatwo wiatr świszczący ranić

Lub zabić fale wciąż się zsuwające,

Jak jeden puszek z moich piór otrącić.

Jak ja bezranni moi towarzysze.

Choćbyście nawet i ranić nas mogli,

Za ciężkie teraz miecze dla rąk waszych,

Podnieść ich wasze nie sprostają siły.

Pomnijcie teraz (w tym przybyłem celu),

Że wy trzej, niegdyś, dobrego Prospera

Z Mediolanu śmieliście wypędzić

Na morskie fale (morze mści się teraz),

Z niewinną córką okrutnie porzucić;

Za czarną zbrodnię niebo sprawiedliwe,

Co karę zwleka, lecz nie zapomina,

Przeciw wam burze i morza, i ziemi,

Przeciw wam wszystkie podniosło stworzenia.

Ono, Alonso, wydarło ci syna,

Ono przez moje skazuje was usta

Na zgon powolny, tysiąckroć straszniejszy

Od śmierci nagłej, co wszędzie za wami

Krok w krok pogoni. By gniew ten przebłagać,

Który inaczej śród samotnej wyspy

Zwali się na was, nie ma jak pokuta

Szczera, serdeczna i jak czyste życie.

Znika śród grzmotów. Wkrótce, śród łagodnej muzyki, wchodzą postacie, tańczą z grymasami i szyderstwami i stół wynoszą.

PROSPERO

(na stronie)

Udałeś pysznie harpię, Arielu,

Z nieporównanym wdziękiem i urokiem;

W przemowie do nich nic nie opuściłeś

Z moich poleceń; z równą pochopnością

Podrzędne duchy spełniły mą wolę.

Skutkuje dzielnie czarów mych potęga,

A wrogi moje uwikłane szałem

W mojej są mocy. Teraz w tym obłędzie

Zostawiam wszystkich, a śpieszę odwiedzić

Utopionego w ich myśli Fernanda

I córkę jemu jak mnie równie drogą.

Znika.

GONZALO

Przez Boga, królu! Czemu osłupiały

Patrzysz tak na mnie?

ALONSO

      Potwornie! Potwornie!

Zda mi się, fale o tym mi ryczały,

Śpiewały wiatry, a piorun jak organ

Poważny, straszny, wymówił mi głośno

Imię Prospera, zbrodnie me przypomniał.

Dlatego syn mój śpi na dnie błotnistym;

Pójdę go szukać głębiej, niż zapada

Sonda żeglarska i w mule z nim usnę.

Wychodzi.

SEBASTIAN

Niech naraz jeden tylko czart tu przyjdzie,

A pułk ich zbiję.

ANTONIO

Ja ci dopomogę.

Sebastian i Antonio wychodzą.

GONZALO

Rozpacz ich goni: ha! bo wielka zbrodnia,

Jakby trucizna wolno działająca,

Dusze ich palić teraz rozpoczęła.

Spieszcie za nimi, kto ma chybsze nogi,

Przeszkodźcie dziełu, do którego teraz

Gna ich szaleństwo.

ADRIAN

O, śpieszcie się, błagam!

Wychodzą.

AKT CZWARTY

SCENA I

Przed celą Prospera.

Wchodzą: Prospero, Ferdynand i Miranda.

PROSPERO

Jeślim cię nazbyt ukarał surowo,

To z lichwą teraz krzywdę ci tę płacę,

Bo ci nić daję własnego żywota,

Gdy ci oddaję tę, dla której żyję.

Raz jeszcze jeden przyjmij ją z mej ręki.

Męki zniesione przez ciebie tak dzielnie

Tylko miłości twojej były próbą.

W obliczu niebios dar potwierdzam drogi.

O Ferdynandzie, nie szydź z mych przechwałek,

Bo sam wnet poznasz, że wszystkie pochwały

Kulawym za nią czołgają się krokiem.

FERDYNAND

Wierzę ci, choćby przeczyły wyrocznie.

PROSPERO

Więc jako dar mój, jak własny nabytek

Godnie kupiony, przyjmij moją córkę.

Lecz gdy dziewiczą zerwiesz jej przepaskę,

Przódy nim wszystkie kościelne obrzędy

Wedle swej świętej odbędą się formy,

Ni kropli słodkiej rosy na wasz związek

Niebo nie zleje: jałowa nienawiść,

Niezgoda, wzgarda z jaszczurczym spojrzeniem,

Na łożu waszym chwast posieją taki,

Że się oboje brzydzić nim będziecie.

Czekaj, aż Hymen lampę wam zapali.

FERDYNAND

Jak chcę spokojnych dni i pięknych dzieci,

Długiego życia z dzisiejszą miłością:

Ani jaskinie, ni ciemne ustronia,

Najgorszych duchów gorące podszepty

Honoru mego nie stopią w rozpustę,

Uroku temu nie odbiorą dniowi,

W którym mi zdawać się będzie, że Feba

Konie kuleją albo noc pod ziemią

W kajdanach leży.

PROSPERO

      Dobrze powiedziałeś.

A teraz usiądź, rozmawiaj jak z twoją.

Hej, Arielu, sługo mój przebiegły!

ARIEL

(wchodząc)

Jestem. Co pan mój potężny rozkaże?

PROSPERO

Z podrzędną rzeszą ostatnie rozkazy

Godnie spełniłeś; do podobnej służby

Wzywam was jeszcze: sprowadź tu hołotę,

Nad którą władzę daję ci zupełną;

A nakaż pośpiech, bo myślą jest moją

W oczach tej młodej pary mojej sztuki

Próbę dać małą; żądają spełnienia

Moich obietnic.

ARIEL

      Czy zaraz?

PROSPERO

      Natychmiast.

ARIEL

Nim wyrzeczesz: śpiesz się! Chcę!

Nim odetchniesz, krzykniesz: he!

Każdy cwałem stawi się,

Grymasując, spotka cię;

Czy mnie kochasz, panie? Nie.

PROSPERO

Lecz się nie zbliżaj, piękny Arielu,

Póki nowego nie dam ci rozkazu.

ARIEL

Przenikam chęci i spełnię je wiernie.

Wychodzi.

PROSPERO

Młody kochanku, dotrzymaj mi słowa,

Zbytnim pieszczotom cugli nie popuszczaj,

Bo w krwi płomieniach słomą są przysięgi.

Bądź wstrzemięźliwy albo nic z obietnic.

FERDYNAND

Nie trwóż się, ojcze, śnieg bowiem dziewiczy

Na sercu moim krwi mej studzi żary.

PROSPERO

Więc wszystko dobrze. — Przybądź Arielu!

A duchów twoich zwołaj wszystkie pułki,

By nam nie zbyło na liczbie. Przybywaj!

A teraz milczcie, a otwórzcie oczy!

Cicha muzyka.

Maskarada

IRIS

(wchodząc)

Dobra Cerero, opuść bogate dzielnice,

Gdzie wiatr kołysze jęczmień, żyto i pszenicę;

Góry, po których owce szczypią trawki młode,

I łąki, gdzie im pasterz buduje zagrodę;

Miedze, na które kwiecień rzuca płaszcz kwiecisty,

Na którym czyste nimfy plotą wieniec czysty,

Jałowców gaje, w których z kochanka źrenicy,

Gorzkie łzy dla niewiernej sączą się wietrznicy;

I liście winogradu po tykach się pnące,

I na skałach nadbrzeżnych wietrzyki chłodzące:

Mnie bowiem, niebian posła, dżdżysty łuk na niebie,

Juno, królowa bogów, wysyła po ciebie,

Każe opuścić wszystko i na tej murawie,

Z nią razem ku niebiańskiej pośpieszyć zabawie.

Tęczowy zaprząg pawiów siecze już obłoki,

Przybywaj więc, Cerero, przybywaj bez zwłoki!

Wchodzi Ceres.

CERES

Witam cię, różnobarwna posłanko Junony!

Wezwaniu jej powolna, przybywam w te strony.

Twe skrzydła szafranowe po mych kwiatów łące

Sieją deszcze ożywne i miody pachnące;

Łuk twój w górze rozpięty jak ramy barwiste

Oprawia moje stepy i lasy cierniste

Bogatą szarfą, którą pysznią się me pola.

Lecz po co mnie Junony przyzwała tu wola?

IRIS

Być świadkiem czystych związków kochającej pary,

I hojną ręką szczodre rzucić na nią dary.

CERES

Powiedz, niebieski łuku, czyli na te gody

Przyjdzie cypryjska pani i Kupido młody?

Bo odkąd za ich sprawą moją Prozerpinę

Uwiódł Pluton w posępną cieniów swych krainę,

Przysięgłam, że nie stanę nigdy w jednym kole,

Gdzie jest zwodna Wenera i ślepe pacholę.

IRIS

Nie troszcz się, bo widziałam, jak w złotym rydwanie

Siekła gołębi cugiem powietrza otchłanie;

Zdąża do Pafos, drogiej dla siebie krainy,

A z nią i syn jej, spólnik podstępów i winy.

Chcieli czarami młodą odurzyć tę parę,

Aby przódy miłości wychyliła czarę,

Nim Hymen ślubną dla niej pochodnię zapali;

Daremnie — kochankowie słowa dotrzymali.

Ucieka teraz Marsa kochanka gorąca;

Rozgniewany Kupido strzały swe roztrąca,

Nie chce już więcej miotać pocisków po świecie,

Lecz być dzieckiem i igrać z wróblami jak dziecię.

CERES

Patrz, potężna Junona na ziemię już spada:

Po chodzie znać boginię, co Olimpem włada.

Wchodzi Juno.

JUNO

Witam was, siostry! Spieszmy błogosławić parze,

Wszelką pomyślność ziemską ponieśmy jej w darze,

A u przyszłych pokoleń niech młode ich plemię

Ich chwałę rozpowiada przez morza i ziemie.

Pieśń

JUNO

   Sława, skarby, stadło zgodne,

   Piękne dzieci, dnie pogodne,

   Szczęściem każdy dzień znaczony

   To wasz posag od Junony.

CERES

   Urodzajna zawsze niwa,

   Spichlerz zawsze pełny żniwa

   I gron pełne winogrady,

   Pod owocem zgięte sady

   I dnie wiosny zawsze świeże,

   Aż swe plony jesień zbierze,

   Błogie żniwa, urodzaje:

   Ten wam posag Ceres daje.

FERDYNAND

Szczytne widzenie! Jakie słodkie pieśni!

Wolnoż mi myśleć, że to duchów dzieło?

PROSPERO

Duchy, wezwane sztuki mej potęgą,

Pełnią posłuszne wszechwładną mą wolę.

FERDYNAND

Obym na zawsze na tej wyspie został!

Ojciec potężny, córka tak urocza

Samotną wyspę na raj przemieniają.

Juno i Ceres szepcą na stronie, na rozkaz ich oddala się Iris.

PROSPERO

Cicho! Boginie szepcą uroczyście;

Na nowe cuda czekajcie w milczeniu

Lub czary moje w niwecz się obrócą.

IRIS

Wy, Najady, wędrownych potoków mieszkanki,

Których oczy niewinne, a z sitowia wianki,

Rzućcie na me wezwanie siedziby mruczące,

I posłuszne Junonie stańcie na tej łące:

Spieszcie, nimfy, a chórów waszych ton uroczy

Ten związek czysty nowym blaskiem niech otoczy!(wchodzą Nimfy)Opaleni żniwiarze, zmęczeni sierpami,

Opuśćcie bruzdy wasze, a cieszcie się z nami,

Kapelusz z słomy wdziejcie na spocone czoło

I ze świeżym nimf chórem tańcujcie wesoło.

Wchodzą Żniwiarze przystojnie ubrani i z Nimfami wdzięczny taniecrozpoczynają. Przy końcu wstaje nagle Prospero i mówi, po czym Duchy znikają śród głuchej i pomieszanej wrzawy.

PROSPERO

(na stronie)

Wybiegł mi z myśli spisek na me życie,

Przez Kalibana i spółwinnych knuty;

Chwila wybuchu nadeszła już prawie.(do Duchów) Dobrze. Dość na tym. Oddalcie się teraz!

FERDYNAND

Dziwna przemiana. W duszy twego ojca

Jakaś niezwykła zawrzała namiętność.

MIRANDA

Nigdym go w takim nie widziała gniewie.

PROSPERO

W twych oczach, synu, przestrach się maluje,

Lecz bądź spokojny. Święto się skończyło.

Aktorzy moi, jak ci powiedziałem,

Były to duchy; na moje rozkazy

Na wiatr się lekki wszystkie rozpłynęły.

Jak bezpodstawna widzeń tych budowa,

Jasne pałace i wieże w chmur wieńcu,

Święte kościoły, wielka ziemi kula,

Tak wszystko kiedyś na nic się rozpłynie,

Jednego pyłku na ślad nie zostawi,

Jak moich duchów powietrzne zjawisko.

Sen i my z jednych złożeni pierwiastków;

Żywot nasz krótki w sen jest owinięty. —

Przebacz mi, proszę, gniewem zapalony,

Stary mój umysł w mej głowie się mąci.Lecz niech cię moja słabość nie przestrasza.

Do mojej celi idź spocząć na chwilę,

A ja tymczasem, śród krótkiej przechadzki,

Wzburzony umysł pójdę ukołysać.

FERDYNAND i MIRANDA

Pokój więc z tobą!

Wychodzą.

PROSPERO

      Dzięki wam. — Arielu,

Jak myśli szybki, przybądź, Arielu!

Wchodzi Ariel.

ARIEL

Od twoich myśli sługa nierozdzielny,

Czekam na rozkaz.

PROSPERO

      Potrzeba nam, duchu,

Na Kalibana gotować się przyjście.

ARIEL

Dobrze, mój panie. Gdy grałem Cererę,

Pragnąłem o tej napomknąć ci sprawie,

Lecz mnie wstrzymała gniewu twego bojaźń.

PROSPERO

Powtórz mi, gdzie tych zostawiłeś łotrów.

ARIEL

Gorący trunek twarz im rozpłomienił,

Tak męstwem zagrzał, iż powietrze siekli

Za to, że śmiało na twarze ich dmuchać,

I ziemię bili, że stóp ich tykała;

Spisku jednakże nie spuszczali z myśli.

Ja więc w bębenek lekko potrąciłem,

A oni zaraz, jakby źrebce młode,

Na których grzbiecie nigdy jeździec nie siadł,

Otwarli oczy, nadstawili uszów,

Nozdrzami, zda się, wąchali muzykę;

Oczarowanych wiodłem jak bydlęta

Po zębach cierni, po kolcach jałowców,

Które im skórę krwią pofarbowały;

W końcu zawiodłem ich do tej kałuży,

Którą za celą twoją chwasty kryją;

Tam brodząc, darmo wyciągając nogi,

W śmierdzącym błocie po szyję zagrzęźli.

PROSPERO

Ptaszku mój, wszystko zrobiłeś jak trzeba;

Zachowaj jeszcze niewidzialną postać,

Wszystkie tu z domu nagromadź rupiecie,

Żebym tą nętą złodziei tych złapał.

ARIEL

Więc lecę, lecę.

Wychodzi.

PROSPERO

      To diabeł wcielony;

Nigdy do niego nie przylgnie nauka;

Wszystkie me prace dla niego podjęte,

Wszystkie, bez skutku, zmarniały, przepadły,

A jak z latami brzydnieje mu ciało,

Tak co dzień duszę nowy trąd osiada.

Będę ich dręczył, niech ryczą z boleści.(wchodzi Ariel, niosąc błyszczące materie itd.)Wszystko to na tym pozawieszaj sznurze.

Prospero i Ariel zostają niewidzialni. — Wchodzą: Kaliban,Stefano i Trynkulo, przemokli.

KALIBAN

Cicho! Niech naszych nie dosłyszy kroków

Nawet kret ślepy. Jesteśmy u mety.

STEFANO

Słuchaj, potworo; twój duch, który, jak mówiłeś, miał być dobrymduchem, tak dobrze nas durzył jak hultaje błędne ogniki.

TRYNKULO

Potworo, cały trącę końskim moczem, na co się nos mój bardzo oburza.

STEFANO

I mój także. Czy słyszysz, potworo? Jeśli u mnie w niełaskę popadniesz, zobaczysz...

TRYNKULO

Że zginąłeś.

KALIBAN

Dobry mój panie, zachowaj mi łaskę,

A bądź cierpliwy; łup, który ci daję,

Wszystko, coś cierpiał, z myśli ci wybije.

Stąpajmy tylko i mówmy po cichu;

Wszystko tu głuche, jakby o północy.

TRYNKULO

Tak, ale stracić nasze butelki w błocie...

STEFANO

Nie tylko jest dla nas ubliżeniem i hańbą, potworo, ale i stratąniepowetowaną.

TRYNKULO

To więcej dla mnie znaczy niż kąpiel w bagnisku, a przecie to sprawatwojego niewinnego ducha, potworo.

STEFANO

Pójdę szukać mojej butelki, choćby mi przyszło dać nurka w błocie.

KALIBAN

Dobry mój królu, uspokój się, proszę.

Patrz, to jest wejście; wsuń się bez hałasu,

Wykonaj śmiało dobry zły uczynek,

A wyspa twoją na zawsze zostanie

I ja na zawsze twoich nóg lizunem.

STEFANO

Daj mi rękę; krwawe myśli zaczynają się we mnie budzić.

TRYNKULO

O królu Stefano! Dostojny monarcho Stefano! Patrz, co za garderoba dla ciebie!

KALIBAN

Zostaw to, wariacie, to bez żadnej wartości gałgany.

TRYNKULO

Hola, potworo! Znamy się na tandetnych towarach. O królu Stefano!

STEFANO

Oddaj tę suknię, Trynkulo, bo przysięgam na moją rękę, do gustu mi ta suknia.

TRYNKULO

Weź ją więc, najjaśniejszy panie.

KALIBAN

Bodaj zdechł wariat od wodnej puchliny!

Kto by się kłócił o takie łachmany?

Skończcie rozterki, zabijcie go przódy,

Bo jak się zbudzi, poszczypie nam skórę

Od stóp do głowy, na miazgę nas zbije.

STEFANO

Milcz, potworo! Pani linio, czy to nie moja kurtka?Otóż i kurtka pod linią; teraz, moja kurtko, wyleniejesz i będzieszłysą kurtką.

TRYNKULO

Bierz, a nie pytaj! Ze sznura pod sznur kradniemy, z przeproszeniemwaszej królewskiej mości.

STEFANO

Dziękuję ci za ten koncept, a w zapłatę przyjmij tę odzież. Dopóki jestem królem na tej wyspie, dowcipni ludzie nie będą bez nagrody. Kraść pod sznur ze sznura! To koncept nie lada. Weź i to jeszcze w dodatku.

TRYNKULO

Teraz twoja kolej, potworo. Namaż palce lepem i bierz, co zostało.

KALIBAN

Nitki nie wezmę. Darmo czas tracimy;

Zmieni nas w gęsi albo koczkodany

O niskich czołach i szpetnej postaci.

STEFANO

Potworo, do roboty! Pomóż nam zanieść to wszystko do mojej beczułki,albo cię wygnam z mojego królestwa. Bierz i ruszaj!

TRYNKULO

I to.

STEFANO

I to jeszcze.

Słychać krzyk polujących. Wchodzą duchy w postaci psów, którepodszczuwane przez Prospera i Ariela gonią za Stefanem, Trynkulemi Kalibanem.

PROSPERO

Wyczha, Góralu, wyczha!

ARIEL

Srebro, tędy, wyczha!

PROSPERO

Furio, Furio, tędy! Tyranie, wyczha! tędy!(Kaliban, Stefano i Trynkulo uciekają)Teraz niech duchy kości im połamią,

Bez miłosierdzia, suchym reumatyzmem,

Niech im muskuły kurczem pościągają,

Po ciele więcej niech wyszczypią cętek,

Niż ich ma skóra dzika lub lamparta.

ARIEL

Słyszysz, jak ryczą?

PROSPERO

      Szczuj ich, jak należy!

Mam teraz wszystkich wrogów w moim ręku.

Niedługo moje zakończą się prace

I ty w powietrzu jak wiatr będziesz wolny:

Na chwilę jeszcze pełnij me rozkazy.

Wychodzą.

AKT PIĄTY

SCENA I

Przed celą Prospera.

Wchodzą: Prospero w czarnoksięskiej odzieży i Ariel.

PROSPERO

Wszystkie zamiary moje dojrzewają:

Duchy posłuszne, nie pękają czary

I czas swe brzemię dźwiga bez przeszkody.

Która godzina?

ARIEL

      Już dochodzi szósta,

O której skończyć miały się twe prace.

PROSPERO

Tak powiedziałem, gdym rozbudzał burzę.

Gdzie król jest, gdzie są jego towarzysze?

ARIEL

Wedle twej woli, jak ich zostawiłeś,

W lipowym gaju, twą cieniącym grotę,

Czekają więźnie, aż im wolność wrócisz.

Król i brat jego, i brat twój, o panie,

Zawsze tym samym ujęci są szałem;

Reszta boleje w rozpaczy i smutku,

A nade wszystko ten, którego zwałeś

Szanownym starcem, uczciwym Gonzalo,

Strumień łez gorzkich po brodzie mu ścieka,

Jak podczas zimy kapie deszcz ze strzechy.

Czary twe skutek tak wywarły dzielny,

Że gdy ich ujrzysz, sam się ulitujesz.

PROSPERO

Tak myślisz, duchu?

ARIEL

      Gdybym był człowiekiem,

Litość bym uczuł.

PROSPERO

      I ja ją uczuję.

Gdy ty, z powietrznych ulepiony cząstek,

Nad ich cierpieniem czujesz miłosierdzie,

Jakżebym silniej nie czuł ich boleści

Ja, z jednej z nimi ulepiony gliny,

Jak oni ludzkich świadom namiętności?

Choć byłem ciężko od nich pokrzywdzony,

Szlachetny rozum górę we mnie bierze

I gniewu mego hamuje popędy.

Nad ślepą zemstę wyższe przebaczenie.

Teraz, gdy w sercu ich panuje skrucha,

Gniew niepotrzebny dla moich zamiarów.

Idź więc i wolność daj im, Arielu,

Ja złamię czary i rozum im wrócę,

Będą jak byli.

ARIEL

      Śpieszę po nich, panie.

Wychodzi.

PROSPERO

Duchy potoków, gór, jezior i lasów,

I wy, co stopą bezśladną po piaskach

Gonicie fale Neptuna w odpływie,

A kiedy wraca, uciekacie przed nim;

I wy diabliki, co na traw zieleni

Kreślicie koła przy księżyca blasku,

Po których nie chce żadna szczypać owca;

Wy, co śród nocy rozplemiacie grzyby,

I wy, dla których rozkoszą jest słuchać

Wieczornych dzwonów bicia uroczyste:

Z waszą, tak słabych istotek, pomocą

Zaćmiłem słońca blaski południowe,

Zbudziłem wiatry, wywołałem wojnę

Zielonej fali i błękitnych stropów,

Grzmiących piorunów zapaliłem ognie,

Jowisza grotem silny dąb Jowisza

Na proch strzaskałem, niebotyczne skały

Na ich odwiecznych zachwiałem podstawach,

Sosny i cedry wyrwałem z korzeniem;

Na me rozkazy otwarły się groby

I wypuściły zbudzonych umarłych.

Siły tej czarów wyrzekam się teraz,

Wymagam tylko, a po raz ostatni,

Rozbudźcie pieśni słodkie i niebieskie,

Moje zamiary niech wpływ ich dokończy,

Do moich celów umysły ich nagnie;

A czarnoksięską złamię potem różdżkę,

I w głębokościach ziemi ją zagrzebię,

A potem księgę na dno rzucę morza

Głębiej, niż sonda kiedy bądź dosięgła.

Uroczysta muzyka. — Wchodzi Ariel za nim Alonso z gestami obłąkanego, prowadzony przez Gonzala, za nimi Sebastian i Antonio w tej samej postawie, prowadzeni przez Adriana i Franciska. Wszyscy wstępują w koło zakreślone przez Prospera i stoją w nim zaczarowani. Prospero, patrząc na nich, mówi:

PROSPERO

Niech słodkie pieśni, ten lekarz najlepszy

Dla chorej duszy, niech twój mózg uzdrowią,

Co teraz w czaszce wre bezużyteczny.

Stójcie kamienni, czar bowiem was trzyma.

Święty Gonzalo, mężu cnoty pełny,

I moje oczy za twoich ócz śladem

Łez krople ronią. Czar znika powoli,

A jak poranek za nocą się skrada

I ciemność topi, tak myśl wracająca

Zaczyna zganiać chmury odurzenia,

Co jasny rozum jak w płaszcz owinęły.

Dobry Gonzalo, zbawco mój prawdziwy,

Wierny wasalu dla twojego pana,

Wszystkie twe cnoty słowem i uczynkiem

W naszej ojczyźnie szczodrze ci zapłacę.

A ty, Alonso byłeś bez litości

Dla mnie i córki; w okrutnym zamachu

Twój brat był działań twoich podżegaczem, —

Sebastianie, cierpisz teraz za to.

Tobie, mój bracie z jednej krwi i ciała,

Coś z piersi wygnał sumienie, naturę,

Aby nasycić żądzę panowania,

Tobie, co chciałeś wraz z Sebastianem —

(Patrz, jak okrutne cierpi za to męki)

Twojego króla dziko zamordować,

Choć wyrodnemu, wszystko dziś przebaczam. —

Wiedza ich ciągle jak fala się wzdyma,

A bliski przypływ niedługo wypełni

Mętne, błotniste rozumu ich brzegi.

Choć patrzą na mnie, żaden mnie nie poznał.

Śpiesz Arielu, przynieś mi z mej celi

Miecz i kapelusz, niech się im pokażę (wychodzi Ariel)Jak mnie przed laty w księstwie mym widzieli.

Śpiesz Arielu, wkrótce będziesz wolny!

Wraca Ariel, a śpiewając, pomaga ubierać się Prosperowi.

ARIEL

   Pójdę z pszczołą kwiaty ssać,

   W kielichu pierwiosnek spać.

   Gdy sowa huka po wieżach

   Na mych koniach, nietoperzach,

   Wciąż za latem będę gnać;

   Będę się po kwiatach kryć

   I jak motyl błogo żyć.

PROSPERO

Chociaż bez ciebie smutno mi tu będzie,

Jednak ci wolność wrócę, wrócę, wrócę.

Leć niewidzialny na królewski okręt,

Znajdziesz tam majtków śpiących pod pokładem,

Obudź bosmana, obudź kapitana

I śpiesznie obu przyprowadź tu, proszę.

ARIEL

Połknę powietrze, co mnie od nich dzieli,

Wrócę nim puls twój dwa razy uderzy.

Wychodzi.

GONZALO

Męki, niepokój, cuda i zdziwienie,

Wszystkie tu na tej zamieszkały wyspie.

Niech Bóg nas z strasznej wyzwoli siedziby!

PROSPERO

Patrz, królu, czyli poznajesz Prospera,

Mediolanu skrzywdzonego księcia?

A na znak lepszy, że jestem żyjący,

Uścisk ci daję, a tobie i twoim

Moje serdeczne daję powitanie.

ALONSO

Czy jesteś, czyli nie jesteś Prosperem,

Lecz duchem, siłą czarów wywołanym,

Aby jak przódy obłąkać mój rozum,

Nie wiem, lecz czuję, że twe biją pulsa,

Jak gdyby w żywym krew płynęła ciele.

Odkąd cię widzę, duszy mej choroba,

W którą mnie dziwne wtrąciło szaleństwo,

Znika powoli; cudowne wypadki

(Byle kłamliwym nie były złudzeniem)

Czekać mi każą na cudowną powieść.

Wracam ci księstwo; przebacz mi twe krzywdy.

Lecz jak się stało, że Prospero żyje

Tu, na tej ziemi?

PROSPERO

      Godny przyjacielu,

Pozwól mi naprzód starość twą uściskać,

Bo ci należna cześć bez żadnych granic.

GONZALO

Czy to złudzenie? Czy to rzeczywistość?

Co myśleć, nie wiem.

PROSPERO

      Subtelne wyziewy

Tej wyspy jeszcze zmysły twoje poją,

Rzeczywistości odejmują wiarę.

Witam was wszystkich, moi przyjaciele!(na stronie do Sebastiana i Antonia)Wy, godna paro, łatwo by mi było

Królewskich gniewów piorun na was ściągnąć

I w dwóch poddanych pokazać dwóch zdrajców;

Ale nie pora plotkami się bawić.

SEBASTIAN

(na stronie)

Przez jego usta diabeł do mnie mówi.

PROSPERO

Nie.(do Antonia)Co do ciebie, ze wszystkich najgorszy,

Którego bratem nazywać nie mogę,

Ust bowiem moich nie chcę tak pokalać,

Wszystkie ci czarne przebaczam występki,

Tylko się o me księstwo dopominam,

Które, wiem dobrze, powrócić mi musisz.

ALONSO

Jeżeli jesteś prawdziwym Prosperem,

Powiedz nam cuda twego ocalenia;

Jak nas spotkałeś, których na wybrzeżu

Rozbiła burza, trzy temu godziny,

Drogiego syna (o gorzkie wspomnienie!),

Mego Fernanda, w falach pogrzebała?

PROSPERO

Z boleścią słyszę, królu, o twej stracie.

ALONSO

Strata tak wielka, że cierpliwość sama

Mówi, że na nią lekarstwa mi nie da.

PROSPERO

Nie chciałeś raczej wezwać jej na pomoc;

Ja bowiem, dzięki jej wszechwładnej sile

I słodkim wpływom, po równym nieszczęściu

Znalazłem pokój w cichej rezygnacji.

ALONSO

Mówisz: po równym mojemu nieszczęściu?

PROSPERO

Po równie wielkim i świeżym jak twoje.

Lecz, żeby stratę bolesną osłodzić,

Nie mam, o królu, na moje rozkazy

Środków, co tobie pociechę przyniosą;

Bo ja jedyną córką utraciłem.

ALONSO

Córkę? O nieba! Gdyby teraz żyli,

Król i królowa w pięknym Neapolu!

O gdyby żyli! Jak chętnie bym złożył

Stare me kości na łożu błotnistym,

Na którym teraz mój syn śpi kochany!

Lecz powiedz, kiedy utraciłeś córkę?

PROSPERO

W ostatniej burzy. — Widzę, ci panowie

Tak są spotkaniem naszym odurzeni,

Że wszystek rozum w głowach się im mąci;

W swoich ócz nie chcą świadectwo uwierzyć

I dźwięk słów własnych za złudzenie biorą.

Lecz cobądźkolwiek zmysły wam zmieszało,

Nie wątpcie, proszę, że jestem Prospero,

Z Mediolanu wypędzony książę,

Przygnany cudem na wyspy tej pana,

Na której brzegach okręt się wasz rozbił.

Lecz dosyć na tym, za długa to powieść,

Abym ją zaraz, przy pierwszym spotkaniu,

Śniadając spólnie, zdołał rozpowiedzieć. —

Witam cię, królu! Mym dworem ta cela:

Sług tam niewiele, a na mojej wyspie

Nie ma poddanych. Królu, zajrzyj, proszę.

Skoro mi moje powróciłeś księstwo,

I ja ci równym chcę odpłacić skarbem,

Cud chcę pokazać, który cię pocieszy,

Jak mnie pocieszył zwrot mojego księstwa.

Otwiera się cela; widać w głębi Ferdynanda i Mirandę grającychw szachy.

MIRANDA

Zda mi się, panie, że mnie oszukujesz.

FERDYNAND

Nie, moja droga, tego bym nie zrobił

Za świata skarby.

MIRANDA

      Nie będę się skarżyć,

Choćbyśmy grali o dwadzieścia królestw,

A ty wygranej oszukaństwem szukał.

ALONSO

Jeśli to także jednym z wyspy zjawisk,

Drogiego syna dwa razy utracę.

SEBASTIAN

Cud nad cudami!

FERDYNAND

      Choć zagładą grozi,

I morze nawet czuje miłosierdzie.

Złorzeczyć falom nie miałem powodów.

Klęka przed Alonsem.

ALONSO

Błogosławieństwa szczęśliwego ojca

Niech wszystkie, wszystkie otoczą cię wkoło!

Wstań i opowiedz, jak się tu dostałeś.

MIRANDA

O cuda! Ileż pięknych stworzeń widzę!

Jak pełny wdzięków ludzki ród na ziemi!

Jak jest szczęśliwy świat nowy, co żywi

Takich mieszkańców!

PROSPERO

      To nowe dla ciebie.

ALONSO

Kto jest dziewica, z którą w szachy grałeś?

Wasza znajomość trzech godzin nie liczy;

Czy to bogini, co nas rozdzieliła,

A tu nas łączy?

FERDYNAND

      Ojcze, to śmiertelna

Przez nieśmiertelną dana mi Opatrzność.

Biorąc ją, ojca nie mogłem się radzić,

Myślałem bowiem, że nie miałem ojca;

To córka księcia na Mediolanie,

O którym tyle słyszałem powieści,

Choć go me oczy nigdy nie widziały.

Jemu winienem drugie moje życie,

A przez tę panią drugim jest mi ojcem.

ALONSO

Tak jak ja dla niej. Jak dziwna, że muszę

O przebaczenie własne dziecko prosić!

PROSPERO

Dość na tym, królu! Niech gorzkich pamiątek

Niewdzięczne brzemię na myślach nie ciąży.

GONZALO

Wewnętrzne łkanie mowę mi odjęło,

Inaczej byłbym już dawno zawołał:

Na młodą parę dwojga narzeczonych

Twych błogosławieństw, Boże, złóż koronę,

Twój bowiem palec drogę tę zakreślił,

Która nas wszystkich wiodła na tę wyspę.

ALONSO

Amen, Gonzalo.

GONZALO

      Pan Mediolanu

Po toż z swojego wygnany był księstwa,

By w Neapolu ród jego królował?

Cieszcie się wszyscy radością nad radość,

Zapiszcie złotem na wiecznych kolumnach:

W jednej podróży i Klarybel męża

Znalazła w Tunis, i brat jej, Ferdynand,

Tam żonę znalazł, gdzie miał sam zaginąć,

Prospero księstwo na ubogiej wyspie,

A my tam wszyscy znaleźliśmy siebie,

Gdzie nikt już myśli swoich nie był panem.

ALONSO

(do Ferdynanda i Mirandy)

Dajcie mi ręce. Niech żal i zgryzota

Na tego duszę spadną, co wam teraz

Szczęścia nie życzy.

GONZALO

      Niech tak będzie, Amen!

(wchodzi Ariel, za nim Kapitan i Bosman, odurzeni)Patrz, patrz, mój królu! Nowi towarzysze!

Czy nie mówiłem: zuch ten nie utonie,

Póki na lądzie stoją szubienice?

Jak to, grzeszniku, ty, co na okręcie

Umiałeś bluźnić wszystkiemu co święte,

Teraz na lądzie przekleństw w gębie nie masz?

Co tam nowego?

BOSMAN

      Najlepsza nowina,

Żeśmy znaleźli króla i dwór cały,

Że okręt, który trzy temu godziny

Opuściliśmy rozbity na skałach,

Znowu we wszystkie swe przybrany stroje

Czeka nas dziarski jak w dniu wypłynięcia.

ARIEL

(na stronie)

Całej tej służby dokonałem, panie,

Od czasu wyjścia.

PROSPERO

(na stronie)

      Dobrze, bystry duchu!

ALONSO

To nie jest ziemskich rzeczy bieg zwyczajny;

Po cudzie nowy, większy cud się jawi.

Jak tu przybyłeś? Opowiedz nam teraz.

BOSMAN

Gdybym był pewny, że jeszcze nie marzę,

Rzecz opowiedzieć próbowałbym, królu.

Wszyscy, zebrani nie wiem jaką sprawą,

Spaliśmy twardo pod nawy pokładem,

Aż tu nas zbudził łoskot pomieszany

Ryków i krzyków, wycia, kajdan brzęków,

Tysiąca innych równie strasznych wrzasków;

Gdyśmy się wolni zerwali na nogi,

Patrzym, aż oto królewski nasz okręt

Stoi przed nami cały w świeżym stroju;

Nuż więc ku niemu ciekawy kapitan;

Aż tu jak we śnie coś nas rozłączyło

I tu przywiodło, odurzonych, do was.

ARIEL

(na stronie)

Czy wszystko dobrze?

PROSPERO

(na stronie)

      Dobrze; będziesz wolny.

ALONSO

Kto błądził kiedy po takich majakach?

Więcej tu widzę, niżeli nam może

Bieg naturalny rzeczy wytłumaczyć:

Niech rozum jaka wyrocznia objaśni.

PROSPERO

Królu, mój panie, nie kłopocz twych myśli

Nad rozwiązaniem dziwów całej sprawy;

W wolniejszej chwili, która przyjdzie wkrótce,

Sam wszystkie cuda dobitnie wyjaśnię,

Całą ciekawość twoją zaspokoję,

Teraz bądź wesół, myśl o wszystkim dobrze.(do Ariela) Leć, duchu, rozwiąż potęgę mych czarów,

Kalibanowi, jego towarzyszom

Wróć teraz wolność. (wychodzi Ariel)

      Najjaśniejszy panie,

Z twej służby kilku braknie jeszcze ludzi,

O których, zda się, całkiem zapomniałeś.

Wraca Ariel, pędząc przed sobą Kalibana, Stefana i Trynkula,w ukradzionej odzieży.

STEFANO

Niech każdy troszczy się o drugich, a niech nikt nie troszczy się osiebie, bo wszystko na świecie przypadkiem. Coraggio więc, potworo,coraggio!

TRYNKULO

Jeśli mnie nie oszukują szpiegi, których noszę w głowie, wspaniaływidzę przed sobą widok.

KALIBAN

Cóż to za piękne duchy, o Setebos!

Pan mój jak piękny! Lecz boję się chłosty.

SEBASTIAN

Ha, ha! Antonio, cóż to za stworzenia?

Czy są na sprzedaż?

ANTONIO

      Tak przynajmniej sądzę;

Jeden z nich całkiem wygląda na rybę

I bez wątpienia dobry jest na sprzedaż.

PROSPERO

Spojrzyjcie tylko na ubiór tych ludzi,

A potem sądźcie o ich uczciwości.

Ten łotr potworny to syn czarownicy,

Której rozkazów księżyc słuchał kornie,

Ona swym słowem bez jego udziału

Przypływem morza rządziła do woli.

Gdy mnie okradli, szpetny ten pół-diabeł

(Bo jest bękartem z diabła urodzonym)Na życie moje spiski z nimi knował.

W tych dwóch zapewne majtków twych poznajesz,

A moim sługą jest ten syn ciemności.

KALIBAN

O, teraz pewnie na śmierć mnie zaszczypie!

ALONSO

Wszak to Stefano, mój pijak piwniczy.

SEBASTIAN

Jeszcze pijany. Gdzie on wina dostał?

ALONSO

A to Trynkulo na nogach się chwieje.

Pragnąłbym wiedzieć, gdzie oni znaleźli

Szlachetny napój, co ich tak pozłocił.

Gdzie żeś się dostał do tej marynaty?

TRYNKULO

Do takiej dostałem się marynaty od czasu, jak was po raz ostatniwidziałem, że podobno nigdy z moich kości nie wyjdzie; terazprzynajmniej muchy kąsać mnie nie będą.

SEBASTIAN

A ty, Stefano, powiedz, jak tam z tobą?

STEFANO

O, nie dotykaj mnie! Ja nie Stefano, ale Kurcz.

PROSPERO

Podobno chciałeś być królem tej wyspy, hultaju?

STEFANO

To byłbym królem pokurczem.

ALONSO

(wskazując Kalibana)

Nigdy nic dziwniejszego nie widziałem.

PROSPERO

A w szpetnym ciele równie szpetna dusza.

Idź do mej celi z twymi kompanami,

Uprzątnij wszystko, jeśli nie chcesz chłosty.

KALIBAN

Wypełnię wszystko, a mądry na przyszłość,

Na twoje łaski pokorą zarobię.

Jakiż był ze mnie osioł dubeltowy,

Żem sobie wybrał za boga pijaka,

Cześć oddawałem takiemu błaznowi.

PROSPERO

Precz z moich oczu!

ALONSO

      Złóżcie to odzienie,

Gdzieście znaleźli.

SEBASTIAN

      A raczej ukradli.

Kaliban, Stefano i Trynkulo wychodzą.

PROSPERO

A teraz, królu, ciebie i dwór cały

Do mojej biednej zaprosić śmiem celi;

Tam na noc jedną znajdziecie spoczynek,

Której część szybko na rozmowach spłynie.

Opowiem dzieje mojego żywota,

Odkąd przybyłem na samotną wyspę.

Do Neapolu ze dniem wypłyniemy,

Tam, z bożą łaską, odbędziemy spólnie

Ślub uroczysty drogich naszych dzieci;

A potem wrócę do mojego księstwa,

Gdzie grób mi będzie każdą trzecią myślą.

ALONSO

Twojej powieści czekam niecierpliwie,

Każde jej słowo do mojego ucha

Dziw wniesie nowy.

PROSPERO

      Wszystko ci opowiem.

Prócz tego cisze morskie ci przyrzekam,

Pomyślne wiatry, tak szybką żeglugę,

Że twoją flotę królewską prześcigniesz.

Mój Arielu, ptaszku mój kochany,

Niechaj to będzie ostatnia twa służba,

Bywaj zdrów potem i śród elementów

Bujaj szczęśliwy! — Racz wejść do mej celi.

Wychodzą.

Epilog

(mówiony przez Prospera)

Teraz zniknęły wszystkie czary moje,

Teraz o własnych tylko siłach stoję;

Siły to słabe; dziś od was zależy,

Czy nawa moja z wiatrami pobieży,

Czyli tu jeńcem samotnym zostanę.

Lecz kiedy księstwo moje odzyskane,

Gdy przebaczone krwawe przedsięwzięcia,

Niech mnie tu wasze nie wiążą zaklęcia,

Ale od długiej i smutnej niewoli

Niechaj mnie pomoc rąk waszych wyzwoli;

Ze wszystkich piersi szmer długi, łaskawy

Niech teraz wydmie żagle mojej nawy

Albo się z celem długiej pracy minę,

Jakby choć krótką bawić was godzinę.

Przeciw wam w pomoc nie przyjdą mi duchy;

Na moje czary każdy z was jest głuchy

I rozpacz tylko czeka na mnie wszędzie,

Jeśli modlitwa w pomoc nie przybędzie:

Modlitwa bramy litości otwiera

I błędów dawnych pamiątki zaciera,

Jak sami chcecie grzechów odpuszczenia,

Tak mi przebaczcie moje przewinienia.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.