An Frau Caroline Pichler
Im tiefen Nord, in weit entlegener Ferne
Wollte ich Blumen mir zum Kranze pflücken,
Die späth im Herbst den rauhen Fels noch schmücken,
Wann matt die Sonne glüht, und matter noch die Sterne!
Wenn ich’s vermöchte, schwach nur auszudrücken,
Was in mir lebt; ich thät’ es ia so gerne; — —
Im Blumenduft, im Glanz der ew’gen Sterne
Glaubt’ ich den Wiederschein des Innern zu erblicken!
In einer fremden Sprache hab ich jezt gesungen,
Doch, Lieder sind mit Tönen zu vergleichen,
Die aus dem Schosse der Natur erklungen;
Verschmähen wirst du nicht dies schwache Zeichen,
Der Dankbarkeit, für jene wen’gen Stunden,
Die mir so schön bei Dir dahin geschwunden!
Skwarżawa, 5. September 1827
Wstęp
Jakże mrozno i zimno — wiatr iuż sniegiem pruszy;
Hola służalce! — Ach, nikt mnie nie słucha! — —
Otwórżcie wrota; — ciągnie zawierżucha! —
No coż tam? prędzéy — nikt się z was nie ruszy?
Niech ciepły ogień me szaty obsuszy! —
Zamknieycie okna — wiatr szparami dmucha; —
Niechay z kominka iasny płomnień bucha,
Krew zamrożoną, w mych żyłach poruszy! — —
Która godzina? — Biło w pół do trzeci — —
Jakiż czas gnusny! — — Czy to snieg się bieli? —
Mrok padł! — niech lampę któren zwas zaswieci! —
Chłopcze! day lutnię! — ta nas rozweseli,
Ta smutne chwile gdy z nami podzieli
Z spiewem i dzwiękiem prędzey czas przeleci!
Ranek
And if I laugh it is not to weep!
Byron.
Ledwie gasnący zdmuchnąłem kaganek,
Aż iuż na wschodzie, blady dzień zaświtał;
Rzuciwszy łoże, wybiegłem na ganek,
Bym pierwszy promyk wiosienny przywitał;
Ponury i dzdzysty, owionął mnie ranek,
Swiat w mgłach zakryty, mą duszę zasmucił;
Szczyty gór ciemny chmur otoczył wianek;
A wtym skowrónek, w obłokach zanucił!
Ty spiewasz! a ia mam zamykać tak skrycie,
I żal i tęsknotę, co me serce sciska? — —
I dla mnie dopiero zaswitało życie;
Odkąd w twe oczy zayrzałem tak z bliska! — —
Ja z wami się bawię, ia się z wami smieię,
Pozwolcie! wtych spiewkach, niechay łzę wyleię! —
Życie
Ah ici bas la douleur a la douleur s’enchaine,Le jour succede au jour et la peine a la peine.
Lamartine.
I czemu płakać gdy szczęście odpływa?
Łza w chybkiem pędzie wstrzymać go nie zdoła;
Rzuć tylko okiem z roszonym do koła:
Szczęście, na bezdnie grobu spoczywa. — —
Czas na swych skrzydłach i młodość porywa;
Połysk łudzący szczęścia się rozpłynął;
A gdy się groźno, świat oczóm rozwinął,
Naytkliwsze serca potargał ogniwa! —
Wszak życie nasze ma szczęścia nie wiele;
I łzy przelane, głuche roszą głazy,
Marą, są szczęścia łudzące obrazy;
Lecz ból i smutek dostawszy w udziele,
Czemuż nad iednym, ronić łzy cierpieniem,
Gdy całe życie iest tylko westchnieniem?
Ucieczka
. . . . . . . . . The sky is clouded GaspardAnd the vex’d ocean sleeps a troubled sleepBeneath a lurid gleam of parting sunschine!
Albion a Poem.
Wróćmy do domu! patrz, niebo się chmurzy;
Słyszysz iuż grzmoty głuche z daleka? — —
A łyska trwożna, od brzegów ucieka,
I bliskiey burzy, przyiście nam wróży!
Uchodźmy szypko, póki cisza służy,
Niech lekki wiater wzdyma nasze zagle;
Bo kiedy burza, powstanie nagle,
Pewnie, w iezioro nasze łódź zanurzy!
Lecz bystrém okiem spoyrzy y w te oddale?
Ktoś, na nadbrzeżnéy spoczywa tam skale;
Pewnie to matka, matka ukochana!
Sama, iuż wpoźnéy nocy na nas czeka,
Patrzy, czy łódka przed burzą ucieka,
Łzami troskliwéy miłości zalana!
Burza
But list! a low and moaning sound
At distance heard, like a spirit’s song,
And now it reigns above, around,
As if it call’d the ship along!
Wilson.
Czarny obłok niebo kryie,
Jak gorąco, głucho wszędzie,
Burza w strasznym leci pędzie,
Wiatr spod chmury tylko wyie!
Grom za gromém, z dala biie,
Tam, gdzie drzewa stoią w rzędzie,
Burza w strasznym leci pędzie,
Fala o nadbrzeże biie!
Straszny grzmot iéy przyiście głosi,
Wod, obłoki, zdroie leią,
Twarde opoki się chwieią;
Ziemia zadrzała w swéy osi! — —
Czyż tylko człowiek ieden w niepokoiu?
Nie, i natura sama z sobą w boiu!
Grób
All’ombra de’ cipressi e dentro l’urneConfortate di pianto, o forse il sonnoDella morte men duro? . . . . . . . . . . .
Ugo Foscolo.
Po ciężkich burżach, głos nas smiérci wzywa;
Wszak tylko bolem życia przeciąg cały!
Łudzącym blaskiém, są serca zapały;
Nad grobém, światła, strumień się rozlewa!
Tu świat, samotną ciszę nie przerywa,
Gdzie się Cypresów gałązki splątały;
Choć wicher pędzi o nadbrżeżne skały
Falę, ta ięcząc, spokoynie odpływa!
Dusza się wzbiwszy w niebieskie przestworże,
Roskosz nieznanych obiąć nie może! — —
Choć tu się leią smutku łzy obficie;
Żadna iuż zgasłe nie powróci życie;
Ale gdy miłość, urnę śmierci rosi,
Kwiat się boleści, nad grobem podnosi!
Noc
There is a dangerous silence in that hourA stillness, which leaves room for the full soulTo open all itself . . . . . . . . . . . . . .
Byron.
Kiedy ponure szaty swe rozwinie
Noc — świat w głębokiéy spoczywa żałobie;
Szmer dniowy ustał, a iak w głuchém grobie,
Cisza, po całéy rozlana równinie!
Ale ta gwiazda co na niebie płynie,
Słodkie uczucia, w słodkiey budzi dobie;
Chwile ostatnie dnia, poświęcam Tobie,
Myśl wprzestwór nieba, wznosi się i ginie!
Choć ręka czasu wąsze kréśli koła,
Nad grobém chyląc pochodnie gaśnące;
Poki mi wschodzi, i zachodzi słońce.
Nic myśl odwrócić, od Ciebie nie zdoła!
Odkąd w mym sercu twóy płomień się pali,
Myśl Ciebie szukaiąc, gubi się w oddali!
Współczucie
The torrent was loud to my earBut I heard a tunefull voice.
Battle of Lora — Ossian.
Gdy łza z łzą się łączy, z westchnieniem westchnienie,
Serce w roskoszach miłości umiera,
Choć grzmot straszliwy, powietrze przedziéra,
Ja wonne tylko, zewsząd czuie tchnienie!
Niech łéz obfite leią się strumienie;
Gdy ukochana ręka, łzy ociéra,
Swiat z oczów znika, niebo się otwiéra,
Zródłem szczęścia, staie się cierpienie!
Niech fala ięknie, niech burza zawyie,
Z sklepienia nieba grom za gromém biie;
Wpośród rozhukanych żywiołów boiu,
Duch, tobą zaięty, rozmyśla wpokoiu;
Jak w poźnéy iesieni, w wieczornéy ciszy,
Dzwięki miłośne, w koło siebie słyszy!
Sen
At the mid hour of night when stars are weepingI fly to the lone vale we lov’d! . . . . . .
T. Moore.
Już się zamknęły błękitne powoie,
Na łonie pokoiu, ty zaśniéy aniele,
Niech noc kwiatami, twe łóże wyściele,
I w koło Ciebie, spuści szaty swoie!
Niech sném miłości, poi duszę twoie,
Lecz ia, tych słodkich uczuć, nie podziele,
Niestety! szczęścia maiąc tak nie wiele,
Myśl tobą zaięte, nigdy nie rozdwoie;
Dokąd w głębokiém nie złożą mnie grobie,
Ja tylko w Tobie, i przez Ciebie żyie,
Dokąd to serce, ach! zatkliwe biie;
Wszystkie me myśli obracam ku Tobie;
Zamkniéy twe oko, zaśniéy iako w niebie,
Zaśniéy spokoynie, ia czuwam za Ciebie!
Pielgrzym
With wayworn feet a pilgrim woe begoneLife’s upward road — I journey’d many a dayAnd hymning many a sad yet soothing layBeguil’d my wandering with the charms of song!
Southey.
Dziecko, nim zimna burza go obwieie,
Wesoło życia pielgrzymkie poczyna;
Pomiędzy kwiaty kręci się drożyna,
Z każdego pączka, natura się śmieie!
Los go nie wtrąca w nieszczęścia koleie,
Zdróy czystych roskosz, sączyć się poczyna,
Kwiatami, cała zasłana dolina,
Szczęścia przyszłego, wzbudza w nim nadzieie!
Jemu tak pięknie wiosna się zieleni,
Czas, iego kwiaty, ieszcze nie porywa,
I włzę rozpaczy, łzę uciech, nie mieni;
Co żal, lub smutek, on tego nie czuie;
Te słodkie soki, ieszcze świat nie truie,
Które niewinność, w kielich życia wliwa!
(Lecz jakże próżne są wszystkie nadzieje!...)
Lonely my heart and rugged was my wayYet often pluck’d I as I past alongThe wild and simple flower of poesy.
Soathey.
Lecz iakże próżne są wszystkie nadzieie!
A czas okrutny, nie długo nam sprzyia,
I wiosna życia i szczęścia nas miia,
Gdy ostra burza, słabą łodź zachwieie!
Słońce gorąco, w obłoki się wzbiia,
Tknięty płomieniem, kwiat smutnie więdnieie;
Młodzieniec stoi, patrzy, drzy, truchleie,
Gdy tak odmiennie, świat mu się rozwiia!
Ostatnia nadzieia siły iego krzepi;
Choć łzy przélewa, choć ięczy glęboko,
Wprzyszłość niepewną, błędne rzuca oko;
Ach! może kiedyś będzie sercu lepiéy;
Może się rozpacz, w czułą radość zmieni,
Może się życia, młodość zazieleni!
(Lecz próżna nadzieja, i martwe życzenia...)
Ah that thus my lotMight be with peace and solitude assign’dWhere I might from some little quiet lotSigh for the crimes and miseries of mankind
Southey.
Lecz próżna nadzieia, i martwe życzenia;
Ach! życia wiosna, nigdy nie powróci,
Czas chypki, własną falę nie odwróci; — —
Lecz inny promień, rozrzedzi te cienia;
Gdy piérwsze życia, spełzną omamienia,
Burza, spokoynę zwierciadłą zakłóci;
Młodzieniec, z wiru kiedy się ocuci; —
Postać się świata, dla niego odmienia!
Blask co go wżycia młodości otoczył,
Przed okiém męża, blednieie i znika;
Wprawdziwém świetle, kiedy świat zoczył.
Słodsze uczucia, w sercu swym zamyka;
— — — — — — — — — — —
— — — — — — — — — — —
(Gdzie bluszcz po zimnym grobie się wije...)
Gdzie błuszcz po zimnym grobie się wiie,
Starżec nad grobém, duma iuż zgrzybiały;
W myśli przerzuca, przeciąg życia cały;
W przeszłości tylko i czuie i życie!
Lecz zegar śmierci niebawem wybiie,
Geniusz się smutno unosi nad skały; — —
Temu za życia, świat ieszcze za mały,
Co go po śmierci, ziemi garść pokryie;
Życie iak płomyk, co się w chmurach mignie,
My nie widziémy, iak czas chypko leci,
I krew pomału, w naszych żyłach stygnie,
Słońce witamy dzisiay, ieszcze dzieci — —
Lecz gdy się iutro z oceanu dzwignie,
Ach, może zimny grób tylko oświéci!
Łzy
Les premieres joies d’un coeur fait pour aimer,N’ont pas d’autre langage que les larmes.
Salvandy.
Że łzami człowiek światło życia wita,
Łzy mu przez całe towarżyszą życie,
Łzy okazuią słabsze serca bicie,
Gdy piérwsza zorza, dziecieńciu zaświta!
Czy burzą zgięty, kwiat szczęścia okwita,
Czy wiosna nowe, wydaie obficie,
Czyli nas stawił los na szczęścia szczycie,
Czyli w nieszczęścia, koleie nas chwyta;
Ciągle łzy ronić, iest losem człowieka;
Łzy tylko ulgę przynoszą wstrapieniu,
Łzami zrószony żal od nas ucieka;
One czuć daią roskosze w westchnieniu;
I choć iuż oko łzy sączyć przestało,
Łzy, martwe ieszcze, skrapiaią ciało; —
Jesień
...... je meprisais la philosophie de né pouvoir pas,Meme autant sur l’ame qu’une suite des objects inanimés.
Rousseau.
Jesień ponura! wiatr zimny powiewa,
Mgły przezroczyste, nad górami wiszą,
Giętkie, gałązki, brzozy się kołyszą,
Z których liść z zółkły, iuż burza porywa!
Szmér tylko fali, tą ciszę przerywa,
Która się łamie, o skaliste ściany;
Lecz gdy w noc poźną, iękną wód bałwany,
Echo tęsknemi głosy się odzywa!
Słodka naturą! kiedy ty się smieiesz,
Stronie od Ciebie, łza w oku się sączy;
Lecz kiedy smutku zasłonę przywdzieiesz,
Ach, wtenczas iedno ogniwo nas łączy!
Wtenczas na twoiem czuiąc ulgę łonie!
Dusza radość uczuła, i w radości tonie!
Oko
. . . . . . . . . her eye in heavenWould through the airy region stream so brightThat birds would sing and think it were not night!
Romeo and Julia.
Już kwiat w swóy kiélich zamknął krople soku,
Co noc, na całe zlała przyrodzenie;
Jasne się światła rozlały strumienie,
Gwiazdy zadrzały, w bladawym obłoku!
Lecz mnie, przy twoiem tu czuwaiąc boku,
Ponure nocy, ogarnęły cienie;
I gwiazd skry złote, Xiężyca promienie
W twoiem, się dla mnie, zamknęły oku,
Ach! czemuż świat się nie pokrył powłoką;
Zbledniéy Xiężycu, i wy nocne świece!
Już iéy niebieskie, nie sklnią się źrénice! — —
Źródłem światła, dla mnie twoie oko!
Tyś, iednym spoyrzeniem, w moią duszę wlała,
Ten płomień czysty, którem teraz pała!
To ona
E poi ch’amor die me vi fece accortaFur i biondi capelli allor velati,E l’amoroso sguardo in se racolto!
Metastasio.
Czy słońce z Oceanu dzwigneło się łona?
Jakiegoż światła, iarawe promienie,
Ponurey nocy, przedarłszy cienie,
Uyrzała dusza, w myślach zatopiona?
Lampa, na nieba błękicie zwieszona,
Nie samasz słyszy miłości westchnienie?
W powietrzu słodkie rozeszło się brzmienie,
Echa zadrzały: to ona! to ona!
Gdy kwiaty zwiędłe przyciska do łona,
I łza, z uśmiechém, mięsza się wiéy oku,
Cała natura zabrzmiała: to ona!
Gdzie tylko stanie, zdróy życia wytryska,
Gdzie okiem rzuci, iasny promień błyska,
Zbliża się do mnie — iak gwiazda w obłoku!
Głos rospaczy
Sagt verborg’ne Mächte! warum wüthenSo viel Stürme nieder unsre Blüthen?Warum fühlt der Mensch nur seinen Tod?
Tiedge.
Wiatr się wzmaga, burza bliska,
Wśród ciemnéy morza toni,
Któż od zguby nas obroni,
Która z każdéy fali tryska?
Co raz głośniéy grzmi i łyska,
Wsciekły wiatr za nami goni,
Któż nas wyrwie z tego dłoni!
Którem grom za gromem ciska;
Z łzami błagamy o Panie!
Ratuy nas od wód topieli! — —
Ach on naszych klęsk nie dzieli,
On nas wtrąca w wód otchłanie;
Próżne ięki, próżne żale,
Zimnym grobem dla nas fale!
Odpowiedź opatrzności
Ob ein Gott sey? ob er einst erfülleWas die Sehnsucht weinend sich verspricht?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Hoffen soll der Mensch! er frage nicht:
Tiedge.
Stóy, nieodmienne są nieba wyroki,
Co Cię wtrącili, w przeznaczenia koło,
A ty, przed niemi, korne schylay czoło;
Twe słabe oko, nieprzeyrzy obłoki!
Choć wsciekła burza rwie twarde opoki.
A wir Cię zdradny, pochwyci głęboko:
Czuwa nad tobą opatrzności oko;
To i Ocean uśmierzy głęboki!
Ten, co swym słowem, stworzył świat cały,
Olbrzymią ręką, postawił te skały,
Ten, z fal obięcia, wydrzéć cię wydoła!
Choć głos rospaczy o pomoc nie woła!
Na niego tylko pokładay nadzieię,
On rosę niebieską, na Ciebie wyleię! —
Miłość
. . . . . . . . . . Amor puo far perfettiGli animi qui, ma piu perfetti in cielo.
M. A. Buonarotti.
Jeżeli tylko sném iest nasze życie,
Coż iest miłości słodkie zachwycenie?
Coż łzy roskoszy? coż każde westchnienie
Co tkliwsze serca okazuię bicie?
Choć strumień nieszczęść leie się obficie,
I szczęście, nie iest marne uroienie,
Kiedy, niezgasłe miłości płomienie,
Wgłąb czułéy duszy, wcisnęli się skrycie! — —
Gdy na iéy śnieżnym spoczywam łonie, — —
Gdy wiéy obięciu, łzę smutku uronie,
Obraz roskoszy, nigdy nie zatonie!
Jako snu słodkiem marzeniem, uięty,
Choć los, w nieszczęścia wtrąci mnie odmęty,
Ten płomień, w duszy nie zagasi, swięty!
Żeglarz
Des Seufzens Krafft vergeht nicht Stoff zum Seufzen
Young.
Gdy połysk szczęścia dla mnie się rozpłynął,
Gdy oko z łzami tylko słonce wita,
A kwiat ostatni, młodości odkwita,
Czemuż do portu ieszczém nie zawinął?
Kiedym od brzegów oyczystych odpłynął,
Szczęście mi błysło, w wód czystych, głębinie,
Ale iak fala, falą pchniętą, ginie,
Tak i wiek młody, na wieki zaginął!
Xiężyc w wód śrebrnéy kąpie się topieli,
Gwiazdy, blask leią, na nurty rozchwiane;
Swiatło na morza przestrzeni rozlane;
Lecz moia dusza, światłości nie dzieli!
A gdy ięk fali, przerywa tą ciszę,
Wspomnieniach przeszłości, smutnie się kołyszę!
Dobranoc
Good night, good night, as sweet repose and restCome to thy heart, as that within my breast.
Shakspeare.
Czarna chmura, chmurę goni,
Na zachodzie grzmi i łyska,
Blada lampka w murach błyska;
Lutnia, na dobranoc dzwoni;
Niechay puchar z moiéy dłoni
Każden z was do ust przyciska;
Noc iuż bliska, noc iuż bliska,
Lutnia, na dobranoc dzwoni!
Z wami słodycz snów podziele;
Zdróy się marzen pełny toczy,
Zamkniéymy znurzone oczy,
Bądzcie zdrowi przyiaciele;
Lampa zgasła, noc nas woła,
Dobranoc, wszystkim do koła!
Wizyta
Że wzbudzę współczucie — samém siebie łudził;
Wchodzę do ............ ón leży i chrapie,
O Nieba! zmą Xiążką, zasnął na kanapie — —
Ja drzwiami trzasnął, i on się przebudził! —
Nieszczęsny Poeto! — iakześ mnie wynudźił!
Czym Cię iuż skączył? — sam siebie zapytał — —
Gniew mnie ogarnął: a czemuś mnie czytał?
Krzyknąłem — czemuś do końca się trudził?
Chcę krytykę napisać! — — co słyszę? niestety!
Ostatnia dla mnię wybiła godzina! —
Czymem Cię obraził? coż iest moia wina?
Nudzisz! niewartes imienia Poety — —
Więc na co masz się nadaremnie trudzić?
Lecz ieśli chcesz koniecznie — racz się wprzód obudzić!