„Możliwe, że będziesz musiała stoczyć więcej niż jedną bitwę, by odnieść zwycięstwo” — Margaret Thatcher
Od autora
Dlaczego napisałem tę książkę? Zawsze interesował mnie temat drogi i zagubienia. Czasem jesteśmy na właściwej drodze, a potem z niej zbaczamy. Czasem trudno nam znaleźć właściwą drogę i potrzebujemy przewodnika, który pomoże nam uporządkować nasze sprawy. Bywa tak, że człowiek goni za karierą, ale jego życiowym celem jest posiadanie rodziny. Jednak nie może jej założyć, nim nie zrealizuje celu, który wcześniej sobie wyznaczył — mimo że nie potrzebuje jego realizacji. Inna osoba będzie żyła z mężem w związku, w którym brakuje namiętności. Będzie myślała, że wszystko już minęło. Czekała… nie wiem na co. Na śmierć? Na zestarzenie się? A być może wystarczy na nowo rozgrzać ognisko. Nieważne, kto je zacznie rozgrzewać. Jeszcze ktoś inny będzie całe życie singlem i będzie szczęśliwy. Nie ma jednej drogi w życiu i nie ma jednej odpowiedzi, jak znaleźć właściwą drogę. Niekiedy jeden będzie musiał przelecieć samolotem tysiące kilometrów, a drugiemu wystarczy zwykła rozmowa z sąsiadem. Człowiek musi stoczyć więcej niż jedną bitwę, by zdobyć szczęście.
Spełnienie marzenia
Przy jednej z malowniczych francuskich ulic znajdowała się znana paryska restauracja. Było to miejsce, do którego paryżanie stali w kolejce w oczekiwaniu na wolny stolik. Jedzenie podawano tam wyśmienite, a obsługa zawsze dbała, aby gość został obsłużony z należytą starannością. Przed restauracją rozstawiono białe okrągłe stoliki z widokiem na pobliski park.
Przy jednym ze stolików siedziała młoda, dwudziestoośmioletnia Francuzka. Piękna kobieta o czarnych jak heban włosach, lekko kręconych. Miała niebieskie oczy i szczupłą sylwetkę. Ubrana była w białą garsonkę oraz wielki biały kapelusz. Spokojnie popijała latte i łyżeczką kosztowała savarin. Emma Blanc, bo tak się nazywała, pracowała w jednym z francuskich banków. Jej największym marzeniem było zostać dyrektorem zarządzającym ds. klientów korporacyjnych i rozwoju bankowości korporacyjnej. Całe swoje życie poświęciła na spełnienie tego marzenia. Od najmłodszych lat rodzice dbali o jej edukację, a w czasie studiów należała do najlepszych studentek. Oprócz bankowości ukończyła też studia podyplomowe z zarządzania projektami w branży IT, zdobyła certyfikat PRINCE2 i zdalnie certyfikat na Massachusetts Institute of Technology z wykorzystania sztucznej inteligencji. Była fanką metodologii scrum oraz agile w zarządzaniu projektami.
Tego dnia stanęła przed szansą spełnienia swojego wielkiego marzenia. Jej przełożony, Lucas, postanowił założyć własną firmę i kilka miesięcy wcześniej złożył wypowiedzenie. Najpoważniejszym kandydatem do jego zastąpienia była właśnie Emma, jego prawa ręka i pani wicedyrektor. Popijając latte, zerkała od czasu do czasu na park i bawiące się w nim dzieci. Patrzyła z politowaniem na rodziców, którzy ciągle za nimi biegali. Sama nie myślała o założeniu rodziny, a ostatnie dwa lata żyła w celibacie nastawiona wyłącznie na sukces zawodowy. Mimo zajmowania wysokiego stanowiska wynajmowała mieszkanie nieopodal restauracji. Nie chciała brać kredytu na własne mieszkanie w centrum Paryża.
Gdy po dłuższej chwili ciasto zniknęło z jej talerza, od razu podszedł kelner. Spojrzał na nią i się uśmiechnął.
— Czy smakowało pani nasze savarin? — zapytał, licząc, że klientka coś jeszcze zamówi.
— Tak! Ciasto było obłędne. Jakbym kosztowała kawałek nieba — stwierdziła Emma.
Kelner znów się uśmiechnął.
— Bardzo nam miło. Czy coś jeszcze podać?
— Niestety na dziś to wszystko, muszę w końcu wrócić do pracy.
Powiedziała, że będzie płacić kartą, więc kelner szybkim krokiem poszedł po rachunek oraz terminal. Emma zapłaciła, zostawiła napiwek, wstała i ruszyła w kierunku siedziby centrali banku. Czas jej przerwy obiadowej dobiegł końca, a sama była bardzo podekscytowana dzisiejszym dniem. Prezes banku zaprosił ją na spotkanie. Przeczuwała spełnienie swojego największego marzenia, na które tak ciężko pracowała. Do czasu znalezienia odpowiedniego kandydata, miała być osobą pełniącą obowiązki dyrektora. Był to jej pierwszy dzień w tej roli. Czuła jednak, że oficjalnie otrzyma stanowisko swoich marzeń, a nie osoby pełniącej obowiązki.
Idąc w kierunku centrali, podziwiała piękną architekturę, patrząc z oddali na wieżę Eiffla. Swoją przygodę z Paryżem rozpoczęła wraz z pierwszym rokiem studiów. Wcześniej mieszkała ze swoimi rodzicami w Lyonie. Jej ojciec, Hugo, był starszym, sześćdziesięciodwuletnim mężczyzną niskiego wzrostu, łysym, z czarną brodą. Mama, Alice, pięćdziesięciopięciolatka, tak jak córka miała ciemne włosy, szczupłą sylwetkę i niebieskie oczy. Rodzice bardzo martwili się o Emmę, wiedząc o jej wielkiej ambicji. Nie chcieli, aby córka cele zawodowe przedkładała nad te związane z rodziną. Już od jakiegoś czasu dawali jej znaki, że chcieliby w końcu wnuka, niestety bezskutecznie. Córka od dwóch lat nie miała czasu nawet na zwykłe randkowanie.
Przy wejściu do budynku przywitała się z ochroniarzami, którzy w trakcie jej przerwy się wymienili. Jeden z nich otworzył bramkę, a Emma z uśmiechem wcisnęła guziki i czekała na windę. Właśnie kilku jej znajomych wysiadło z windy, więc pozwoliła sobie jeszcze na krótką pogawędkę. Potem spojrzała na zegarek i czym prędzej udała się na ostatnie piętro, na którym znajdowało się biuro prezesa banku. Poinformowała sekretarkę o swoim przybyciu i czekała.
— Emmo, możesz wejść. Prezes jest już wolny — powiedziała sekretarka, lekko uśmiechając się do znajomej z pracy.
— Dzięki! — odpowiedziała Emma, wyraźnie rozpromieniona.
Weszła do biura prezesa. Na wielkim skórzanym fotelu siedział Gabriel, pięćdziesięciodwulatek o krótkich siwo-czarnych włosach. Prezes banku był niskiej postury i miał lekką nadwagę. Zawsze jednak był uśmiechnięty i bardzo otwarty do ludzi.
— Proszę, usiądź! — powiedział, wskazując krzesło.
Emma usiadła, lekko podenerwowana i podekscytowana jednocześnie.
— Panie prezesie, po co mnie pan wezwał?
— Jak dobrze wiesz, Lucasa już z nami nie ma, a ty pełnisz jego obowiązki do czasu znalezienia odpowiedniego kandydata. No i tutaj zaczyna się mój problem… — Prezes zawiesił głos.
Emma uniosła brwi ze zdziwienia.
— Jaki problem? — zapytała ostrożnie.
— Jesteś idealnym kandydatem na to stanowisko. Jednak u nas, we Francji, wszystkie procesy funkcjonują dobrze i nie potrzeba aż tak wybitnej jednostki na to stanowisko. Mam poczucie, że takim awansem zmarnowalibyśmy twój potencjał.
— Nie rozumiem… — wydusiła oszołomiona.
Prezes oparł łokcie na biurku, potem złączył dłonie. Spojrzał przenikliwie w kierunku pracownicy.
— Do końca miesiąca przekażesz Arturowi z działu prawnego wszystkie niezbędne informacje potrzebne do przejęcia tego departamentu. Jest to moja własna, dobrze przemyślana decyzja — oznajmił silnym głosem.
Emma się zdenerwowała. Czuła, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody.
— Dobrze, panie prezesie. Zrobię tak, jak pan mówi. A co ze mną?
— Na ciebie mam inny plan. Otóż są pewne problemy z polskim departamentem. Jak dobrze się orientujesz, działamy w wielu krajach i mamy w nich wiele oddziałów…
— Do czego pan zmierza? — zapytała lekko zdziwiona.
— Otóż w Polsce mamy bliźniacze stanowisko, na którym również jest wakat. Wiesz, że parę osób zostało tam już przeze mnie oddelegowanych. Mam przeczucie, że osoba taka jak ty, ambitna i inteligentna, to idealny kandydat na to stanowisko. Oczywiście miałabyś czas na przeprowadzkę, myślę, że miesiąc. Bilety ci kupimy, opłacimy mieszkanie, dostaniesz podwyżkę. Będziesz zarabiać dwa razy tyle co tutaj. Co o tym myślisz?
Emma czuła się przez chwilę jak w innym wymiarze. Jej wymarzone stanowisko w Polsce? Nigdy tam nie była i nigdy nie chciała tam pojechać. Kochała swój kraj. Była bardzo zaskoczona całą tą rozmową. Wiedziała jednak, że prezesowi się nie odmawia.
— Dziękuję, panie prezesie, jestem zaszczycona propozycją. Oczywiście jestem jak najbardziej na tak. Jestem tylko lekko zaskoczona.
Spojrzał na nią z uśmiechem, kiwając głową.
— Widzisz, Emmo, życie potrafi zaskoczyć. Jednak nie każdy ma tyle odwagi co ty, aby iść do przodu i dbać o jakość naszych usług również w innych krajach.
Po rozmowie Emma pojechała dwa piętra niżej. Sekretarka Lucasa, która tymczasowo była również jej sekretarką, nie mogła się już doczekać, co usłyszy od swojej szefowej.
— Już po rozmowie? — zapytała.
— Tak — odpowiedziała nadal nieco blada Emma.
— I co powiedział? Jesteś już oficjalnie dyrektorem departamentu?
— Tak, jestem, spełnię swoje największe zawodowe marzenie…
— Super! Tak się cieszę, bo bałam się, że jeszcze jakiś głupek będzie moim przełożonym.
— Twoim przełożonym będzie Artur, a ja moje marzenie mam spełnić w Polsce — wyjaśniła Emma.
— Jak to w Polsce? — Sekretarka była wyraźnie zdezorientowana.
— Po prostu. — Emma wzruszyła ramionami. — Otrzymałam przed chwilą propozycję nie do odrzucenia, więc za miesiąc jadę do Polski. Mam mieszkać w Warszawie, niedaleko siedziby banku. Jeszcze nie doszłam do siebie po tej informacji. Jak wrócę do domu, to chyba wypiję całą butelkę wina, a może nawet dwie… — mówiła trzęsącym się głosem.
Sekretarka starała się ją pocieszyć, jednak nic nie skutkowało. Emma weszła do swojego tymczasowego gabinetu.
„Kurwa! Już się przyzwyczaiłam do tego biura. Jeszcze tylko miesiąc, a potem do Warszawy. Masakra! A takie fajne przerwy robiłam sobie w mojej restauracji” — mówiła do siebie w myślach. Patrzyła przez okno na Paryż i czuła, że to jej ostatnie chwile tutaj. Będzie musiała zostawić miasto, które pokochała. Wszystko w celu spełnienia swojego marzenia zawodowego. Zaczęła chodzić nerwowo po pokoju. Po chwili zadzwonił jej telefon. Spojrzała szybko na wyświetlacz. Miała nie odbierać, bo wiedziała, czego będzie dotyczyć rozmowa, jednak z emocji odebrała.
— Cześć, mamo!
— Cześć, córciu! I jak, udało ci się z tym awansem? — zapytała Alice.
— Tak, ale to bardzo skomplikowany temat — odpowiedziała Emma niepewnym głosem.
— Skomplikowany? Co tam się wydarzyło?
— Dostałam awans, ale stanowisko jest w Polsce. Za miesiąc wyjeżdżam do Warszawy — oznajmiła Emma lekko drżącym głosem.
— Córciu, zrezygnuj! Po co ci to? — powiedziała Alice. — Jeszcze dalej będziemy mieli do ciebie.
— Mamo, sama nie wiem! Jestem oszołomiona, ale z drugiej strony całe życie na to pracowałam. Kto wie, może jak się sprawdzę, to za dziesięć lat zostanę prezesem banku? Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Muszę ochłonąć i zacząć się pakować. Miesiąc to niewiele czasu.
— A co z mieszkaniem? Właściciel znajdzie kogoś na twoje miejsce?
— Nie wiem jeszcze. Najwyżej będę musiała zapłacić za miesiąc z góry. Mieszkanie w Warszawie ma mi opłacać bank. No i zarobię dużo więcej niż tutaj. — Emma starała się trzeźwo ocenić sytuację.
— Ile razy powtarzaliśmy ci z ojcem, że w życiu pieniądze to nie wszystko.
— Mamo, ja mam dopiero dwadzieścia osiem lat! Mam jeszcze sporo czasu na założenie rodziny… Dobra, muszę kończyć, bo zaraz mam spotkanie z pracownikami, chcę się z nimi podzielić najnowszymi informacjami.
Rozłączyła się i już zdecydowanie w lepszym humorze wyszła ze swojego pokoju w kierunku sali konferencyjnej. Miała spotkanie z kierownikami, którzy jej podlegali. Gdy weszła do sali, wszyscy już byli obecni.
— Cześć! — Emma popatrzyła po zebranych. — Pewnie część z was słyszała już jakieś plotki odnośnie do mojej osoby. Plotki szybko się tutaj rozchodzą. Chciałam się z wami podzielić wszystkimi informacjami, jakie posiadam. Aktualnie, jak wiecie, zastępuję Lucasa i pełnię jego obowiązki, czyli zarządzam naszymi działami. Do końca miesiąca muszę przekazać swoje obowiązki Arturowi z działu prawnego. On będzie waszym nowym przełożonym. Jeśli chodzi o mnie, to będę pełnić to samo stanowisko, jednak w oddziale w Polsce.
— Do Polski cię przenieśli? — zapytał zdziwiony jeden z pracowników.
— Tak. Jednak traktuję to jako kolejne wyzwanie. Nie ukrywam, że na początku byłam zaskoczona. No ale teraz, kiedy już ochłonęłam, odbieram to wszystko bardzo pozytywnie. Każdy wyjazd czegoś człowieka uczy. Pamiętam, jak trafiłam do Paryża na studia, a przecież zawsze mieszkałam w Lyonie. Potem do centrali, następnie kilka awansów i jestem w miejscu, w którym jestem — mówiła Emma, lekko się uśmiechając.
Podwładni wyglądali na nieco zaskoczonych. Emma przedstawiła im plan działania na następne dni. Potem spakowała się i wyszła z centrali.
Jedyne, czego teraz pragnęła, to powrotu do swojego małego mieszkanka i odpoczynku na balkonie z kubkiem gorącej czekolady, patrzenia na miasto, które jest bliskie jej sercu. Gdy weszła do domu, od razu po rozebraniu się poszła do kuchni zrobić sobie gorące kakao. Potem wyszła na balkon i usiadła na niebieskim krześle, a napój położyła na złotym stoliku. Wyjęła telefon i zaczęła czytać o polskim oddziale. Potem przejrzała podstawowe informacje o Polsce i Warszawie. Czuła już lekkie podekscytowanie i powoli nakręcała się myślą wyjazdu do obcego kraju. Wcześniej rzadko wyjeżdżała za granicę.
Gdy zaczęło się robić późno, Emma umówiła się jeszcze na kawę następnego dnia ze swoją najlepszą przyjaciółką Jade. Jade była nieco starsza, miała trzydzieści lat. Poznały się, kiedy Emma jako studentka wynajmowała pokój w mieszkaniu, którego właścicielem była właśnie Jade.
W nocy Emma rozmyślała o tym, jak będzie wyglądać jej życie za półtora miesiąca. Po dłuższej chwili zasnęła.
Następnego dnia, gdy pojawiła się w biurze, zobaczyła swój gabinet wypełniony kwiatami. Poczuła się niezręcznie, ponieważ do wyjazdu zostało jeszcze trochę czasu, a jej pracownicy i koledzy z banku postanowili ją już pożegnać. Liściki przy bukietach wskazywały, że wszystkim było przykro z powodu jej wyjazdu. Patrzyła przez chwilę na swój gabinet w kwiatach. Popłynęły jej łzy po policzkach.
„Boże, a może to nie ma sensu? Może nie powinnam zostawiać Francji? Czy naprawdę moje marzenie zawodowe jest tyle warte, że mogę to wszystko poświęcić?” Czuła, że podjęta decyzja wywróci jej życie do góry nogami.
Tego dnia luźniej podchodziła do pracy, wiedziała, że wkrótce jej tutaj nie będzie, a miejsca, które każdego dnia sprawiały jej radość, pożegna na zawsze. Najbardziej lubiła posiedzieć razem z innymi pracownikami w kuchni, popijając kawę, żartując sobie z polityki albo prowadząc rozmowy o niczym. Godziny pracy mijały szybko, a każdy chciał chociaż przez chwilę porozmawiać z nią o całej sytuacji. Emma natomiast nie mogła się już doczekać kawy z Jade.
Gdy wybiła godzina spotkania, siedziała już przy jednym ze stolików w umówionym miejscu. Przyjaciółka trochę się spóźniała, ale Emma była do tego przyzwyczajona. W końcu dostrzegła w oddali piękną blondynkę w modnej czarnej sukience. Kobiety po chwili usiadły razem.
— Witaj, śliczna! — powiedziała Jade.
— Witaj, śliczniejsza! — odpowiedziała Emma, uśmiechając się do przyjaciółki.
— Zamówiłaś już coś dla Jade? Czy czekałaś na mnie?
— Czekałam!
— To opowiadaj, co się wydarzyło, co to za wielkie zmiany w twoim życiu. Bardzo mnie to zaintrygowało.
Emma w jednej chwili jakby wybuchła emocjami.
— Dostałam awans! Moje marzenie zawodowe się spełniło!
— Gratuluję! Bardzo się cieszę. Od zawsze tego pragnęłaś.
— Jednak jest pewien minus. Awans jest w centrali w Warszawie.
— W Polsce? — Jade zmarszczyła brwi. — Kochana, a nasze cotygodniowe wyjścia na czekoladę?!
— No właśnie. To duży minus, ale jak się ogarnę, to oczywiście zaproszę cię do swojego nowego mieszkania — odpowiedziała lekko zakłopotana Emma.
— Powiem ci szczerze, nie podoba mi się ten pomysł! — stwierdziła Jade. — Jednak za dobrze cię znam, aby się łudzić, że moje zdanie wpłynie na twoją decyzję. Wiem, że jest to decyzja ostateczna. Pozostaje mi tylko życzyć ci szczęścia i mieć nadzieję, że o Jade nie zapomnisz.
Na twarzy Emmy pojawił się serdeczny uśmiech.
— O tobie? Nigdy! Dobra, zamówmy już coś. Mam ochotę na gorącą czekoladę i ciasto. — Uśmiechnęła się do przyjaciółki i zawołała kelnera.
Żartowały sobie przy stoliku, a słońce dawało odczuć, że jest sierpień. Nic nie potrafiło zrelaksować Emmy tak jak czas spędzony z najlepszą przyjaciółką. W trakcie spotkania nie myślała o tym, że po wyjeździe nie będzie już spotkań z Jade i pozostanie im jedynie komunikator.
Po dwóch godzinach kobiety się pożegnały. Emma spokojnym krokiem podążyła w kierunku swojego mieszkania. Miała ochotę na lampkę wina i dobrą książkę. Wieczorem, w trakcie czytania, odebrała jeszcze telefon od mamy, która prosiła ją, aby przed wyprowadzką odwiedziła ich w Lyonie.
Następnego dnia, w sobotę, wstała około dziesiątej. Była nieco zmęczona, ponieważ na jednej lampce wina się nie skończyło, a książkę zakończyła czytać około trzeciej w nocy. Przygotowała się i wyszła do sklepu w okolicy. Kupiła świeżą, ciepłą bagietkę oraz ser pleśniowy. Po powrocie usiadła na balkonie z książką i śniadaniem. Był to jej rytuał, który zawsze bardzo ją relaksował i dodawał energii. Po śniadaniu zadzwoniła do właściciela mieszkania i poinformowała go, że za jakiś czas będzie musiała się wyprowadzić. Właściciel nie robił żadnych problemów, wiedział, że mieszkanie w centrum Paryża nie będzie długo czekało na lokatorów. Dzień minął jej szybko, a jego większość spędziła, leżąc w łóżku.
Gdy nastał poniedziałek, Emma poszła spotkać się z pracownikiem kadr odpowiedzialnym za jej relokację. Miała otrzymać mieszkanie służbowe, ale nie wiedziała jakie i gdzie konkretnie. W jej głowie pojawiały się liczne znaki zapytania. Po wejściu do pokoju grzecznie się przywitała.
— Nie będę ukrywać, że chciałabym wiedzieć, kiedy mam lecieć i gdzie dostanę mieszkanie.
— Mamy parę mieszkań, które w Warszawie wynajmujemy dla naszych pracowników — powiedziała kobieta z kadr. — To taki dodatkowy bonus zachęcający do relokacji. Twoje mieszkanie jest dobrze wyposażone, ma około stu dwudziestu metrów kwadratowych. Jest tam również parking podziemny na auto firmowe. Wylatujesz pierwszego września, bilet został już kupiony.
— Super! Czyli będę miała również samochód firmowy, tak jak tutaj.
— Tak. Co prawda do biura będziesz miała około trzystu metrów, ale w weekendy czy po pracy możesz korzystać. Tak jak wcześniej było wspomniane, dostaniesz podwyżkę oraz nowe stanowisko. Porozumiewać się będziesz z zespołem głównie po angielsku, a twoim głównym przełożonym będzie pan Ryszard Królikowski, prezes polskiego oddziału. Podlega on bezpośredniego pod naszego prezesa. Jeżeli będziesz miała jakiekolwiek problemy na miejscu, to masz mój telefon. Ja wszystkim się zajmę, współpracując z osobami z Polski.
— Powiem szczerze, że czym więcej mam informacji na temat tego wyjazdu, tym pewniej się czuję. Wszystko się tak szybko dzieje, że momentami mam wrażenie, że świat się porusza, a ja stoję w miejscu — roześmiała się Emma.
— Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! — powiedziała pracownica kadr.
— Święte słowa! Zawsze to wszystkim powtarzam. Mam nadzieję, że będę tam miała tak wspaniały zespół ludzi jak tutaj. Znów dostałam kwiaty do gabinetu. Chyba tak będzie do czasu, aż oficjalnie nie spakuję się do kartonu i nie wyjdę.
Pracownica delikatnie się uśmiechnęła i spojrzała jej w oczy.
— Emma, tutaj wszyscy cię lubią. Nie dziw się, że dostajesz kwiaty i że ludzie cię wspierają. Sama będę za tobą tęskniła. Już w kuchni sobie nie pożartujemy. Przekazałaś już swoją wiedzę Arturowi, tak jak prosił prezes?
— Na dziś się z nim umówiłam, za godzinę. On też był zaskoczony swoim awansem i moją relokacją do Warszawy.
Emma poszła do swojego gabinetu i czekała na spotkanie. W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Wszedł niski mężczyzna, czterdziestoośmioletni, z czarnymi krótkimi włosami.
— Witaj, moja droga. Nie przeszkadzam?
— Nie przeszkadzasz. Proszę, usiądź sobie i zaraz wszystko ci wytłumaczę.
Emma powiedziała, jak wygląda struktura zespołu, i przedstawiła zadania, które wykonywała najpierw jako wicedyrektor, a potem jako osoba pełniąca obowiązki dyrektora. Artur uważnie słuchał. Był osobą bardzo dokładną i sumienną. Ten awans wiele dla niego znaczył.
— Emmo, pamiętaj, jak w Polsce będziesz miała jakieś problemy, to zawsze mnie informuj, ja ci zawsze pomogę — zapewnił.
— I vice versa, gdybyś potrzebował wsparcia, też zawsze ci pomogę.
Gdy Artur opuścił gabinet, Emma wyszła wcześniej z biura i wróciła do swojego mieszkania.
Rodzinne strony
Emma obiecała odwiedzić rodziców jeszcze przed wylotem do Warszawy. Daleką podróż do Lyonu odbyła samochodem. Gdy przyjechała pod blok, w którym się wychowała, od razu zaczęły wracać do niej wspomnienia z dzieciństwa. Nieopodal w parku spędzała wolny czas z przyjaciółmi. Przed samym wejściem do bloku wspomniała też pierwszy pocałunek — z chłopakiem z podstawówki, w którym była zakochana. Czasem zastanawiała się, gdzie powiało jej podwórkowych znajomych, niekiedy tylko kilkoro obserwowała w Internecie. Jednak chłopak z podstawówki zniknął bez śladu, tak jak parę innych osób. Miała już wejść do bloku, gdy nagle ktoś ją zaczepił.
— Boże, jak ty wyrosłaś! — zawołała starsza pani, znajoma rodziców Emmy.
— Dawno się nie widziałyśmy — odpowiedziała dziewczyna. — Czasem wpadam do rodziców, ale jakoś nie miałam okazji wpaść na panią.
— A po co ty, dziecko, do tego Paryża pojechałaś? Źle ci było w Lyonie?
— Oczywiście, że było mi dobrze, ale miałam marzenia. Skończyłam tam studia z wyróżnieniem, a potem zajęłam się pracą w banku — wyjaśniła cierpliwie Emma.
— Tak, twoja mama coś o banku wspominała. A dobrze tam chociaż płacą?
— Nie narzekam — stwierdziła Emma, uśmiechając się życzliwie do starszej kobiety.
— Dobrze, dziecko, już ci nie przeszkadzam. Powiedz tylko mamie, że w środę widzimy się na pokerze.
Emma popatrzyła ze zdziwieniem za oddalającą się kobietą. Nie wiedziała, że mama potrafi grać w pokera. Nigdy się tym nie chwaliła. „Jak nie widzi się bliskich za często, to nie dostrzega się ich zmiany” — pomyślała. Lekko posmutniała, czując, że teraz jeszcze rzadziej będzie się z nimi spotykać.
Gdy nostalgiczne myśli przeminęły, zaczęła ciągnąć swoją wielką walizkę. Była spakowana na dwa dni, a wyglądało, jakby wracała do Lyonu na miesiąc. Ogromna walizka po brzegi wypełniona była ubraniami. Domofon odebrał tata. Emma poprosiła go, aby ją wpuścił. Wjechała windą na trzecie piętro. Ojciec stał już przed drzwiami i gdy tylko zobaczył córkę, mocno ją przytulił.
— Nawet nie wiesz, jak tęskniliśmy za tobą! Dla nas każdy dzień z tobą to święto! Tak rzadko nas odwiedzasz — powiedział, uśmiechając się do Emmy, bardzo zmęczonej podróżą.
— Tato, wiesz, że bardzo was kocham!
— A jak wyjedziesz do Polski, to już w ogóle o nas zapomnisz! — odezwała się mama, wychylając głowę przez drzwi.
— Mamo, nie mów tak! Nigdy o was nie zapomnę! Mam najwspanialszych rodziców na świecie!
Ojciec z mamą przytulili córkę, a potem wszyscy weszli do dwupokojowego mieszkania. Emma skierowała się od razu do swojego dawnego pokoju. Wyglądał tak jak wtedy, gdy go ostatni raz opuszczała. Pomieszczenie było w kolorze beżowym, a na ścianach wisiały plakaty jej ulubionej grupy muzycznej. Pośrodku znajdowało się wielkie łóżko z metalowymi obiciami. Po lewej stronie stała biała szafa z lustrami, a po prawej białe biurko z różowym obrotowym fotelem. Przypomniała sobie swoje nastoletnie życie i odważną decyzję o przeprowadzce do Paryża. Życie z daleka od domu nie było już dla niej obce, a za horyzontem czekała na nią Warszawa.
Emma położyła się na łóżku. Chciała zrobić sobie krótką drzemkę, bo daleka podróż bardzo ją wycieńczyła. Drzemka przeciągnęła się jednak do dwóch godzin, a zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie mama, która weszła do pokoju.
— Córciu, wstawaj! Obiad gotowy — powiedziała mama, głaszcząc ją po głowie.
— Dobrze, już wstaję! — Emma spojrzała na zegarek i lekko zaskoczona upływem czasu szybko wstała i poszła do pokoju rodziców.
— Patrz, córciu, co dla ciebie przygotowałem! — Dumny tata pokazał stół wypełniony różnymi potrawami. Na środku były winniczki.
— Tato, wiesz, że ja za ślimakami nie przepadam…
— Spokojnie, przecież się nie zmarnują, twoja mama jest ich smakoszem — uśmiechnął się ojciec.
Usiedli do obiadu, a raczej do ogromnej uczty. Mama wróciła do tematu, który najbardziej ją interesował.
— Córciu, czy jesteś przekonana do tej Warszawy?
— Mamo, tak, jestem. Na samym początku byłam oczywiście zaskoczona propozycją i sama nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Wiem, że to życiowa decyzja, ale uważam, że warto spróbować. Mam szansę zdobyć wymarzone stanowisko, a w dodatku poznam nową kulturę i obyczaje Polaków. Wiadomo, że trochę się boję, bo jest to dla mnie coś zupełnie nowego i niespodziewanego, ale ogólnie odczucia mam pozytywne.
— Kochanie, nie ma co wałkować dalej tego tematu, dobrze znasz Emmę. Jak sobie coś postanowi, to nie ma na to siły — wtrącił się ojciec. — Ile czasu męczyliśmy ją, żeby do Paryża nie jechała. Tym razem też jej nie przekonamy, a co najwyżej jedzenie nam wystygnie. — Ojciec mrugnął do Emmy.
— Ech, Hugo — Alice pokręciła głową z dezaprobatą — córka nam na koniec świata wyjeżdża, a ty myślisz tylko o jedzeniu.
— Ale dlaczego mamy walczyć z wiatrakami? — bronił się jej mąż. — Nie ma to dla mnie sensu. Zresztą Polska to nie koniec świata. Zawsze możemy wsiąść do samolotu i córkę odwiedzić.
— Dziękuję ci, tato! Mamo, kupię wam bilet i odwiedzicie mnie, jak się urządzę.
Po obiedzie, gdy zaczął nadchodzić wieczór, całą rodziną usiedli przed telewizorem i włączyli ulubiony teleturniej rodziców. Emma poczuła się dokładnie tak jak wtedy, gdy była jeszcze nastolatką. Spoglądała na rodziców oraz na jadalnię z nostalgią. Po paru godzinach rodzice poszli spać, a ona wróciła do swojego pokoju. Patrząc w sufit, zastanawiała się jeszcze raz, czy na pewno wie, co robi. Czy to na pewno w pełni przemyślana decyzja? Wkrótce i ona zasnęła.
Nazajutrz obudził ją piękny zapach jajecznicy. Tata w kuchni podśpiewywał piosenki i przyrządzał śniadanie dla swoich dwóch kobiet. Gdy Emma wyszła z pokoju, od razu zagadnęła do niego z uśmiechem:
— Tato, nie trzeba było tak wcześnie wstawać. Mogłeś przecież jeszcze sobie pospać. Jestem dorosła, sama mogłabym zrobić sobie śniadanie.
Ojciec odwzajemnił uśmiech.
— Chciałem o was zadbać, dlatego wstałem wcześniej i przygotowałem kawę, a teraz kończę jajecznicę. Wiesz, moja córciu, dla mnie zawsze będziesz dzieckiem i moją ukochaną córką. Nieważne, ile będziesz mieć lat i jakie zajmować stanowisko. Dla mnie zawsze będziesz moją małą księżniczką Emmą.
— A ty zawsze będziesz dla mnie wzorem do naśladowania, tak jak mama — odpowiedziała Emma. — Wiem, że ona jest teraz lekko zdenerwowana, ale to dzięki niej zamarzyła mi się praca w banku. Zawsze wspominała, jak ważna była dla niej praca w placówce w banku. Jak dawała ludziom kredyty, a oni byli szczęśliwi. Bank pozwala również spełnić marzenia i to mnie zainspirowało.
— Widzisz, a moja praca jakoś cię nie wciągnęła.
— Tato, a wyobrażasz sobie mnie stawiającą komuś dachy? Jak mam przecież lęk wysokości. Zresztą nie dałabym rady wykonać takiej pracy, wolę pracę biurową i menadżerską — uśmiechnęła się Emma.
Do kuchni weszła zaspana mama.
— A to już nie śpicie?
— Pyszności wam przygotowałem i rozmawiałem teraz z Emmą. — Hugo uśmiechnął się do żony.
— Musisz częściej przyjeżdżać. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wstał i zrobił śniadanie — roześmiała się mama Emmy.
Usiedli do stołu, jedli i żartowali sobie z bieżącej polityki. Po śniadaniu Emma wzięła prysznic, ubrała się i wyszła na spacer. Mimo że ostatnio była u rodziców zaledwie cztery miesiące wcześniej, to od dłuższego spaceru tutaj minęły już dwa lata. Zazwyczaj przyjeżdżała na jeden dzień, który spędzała głównie w domu rodziców. Dawno nie spacerowała dłużej po ulicach Lyonu. Idąc deptakiem, rozglądała się, jak zmieniło się miasto jej dzieciństwa. Zbudowano parę nowych osiedli, widziała nową restaurację. Gdy podeszła do szkoły, do której chodziła, zwróciła uwagę, że została odmalowana. Niby minęły tylko dwa lata od dłuższego spaceru, jednak parę miejsc wyglądało dla niej na kompletnie obce. Również w bloku jej rodziców pojawiło się kilka nowych, młodszych twarzy. Część sąsiadów sprzedała mieszkania, aby przeprowadzić się na wieś, z dala od miejskiego szumu.
Podczas spaceru Emma zobaczyła restaurację z gorącą czekoladą obok swojej dawnej szkoły i poczuła, że musi tam zajrzeć. Jak zwykle było mnóstwo klientów. Miejsce w środku nie zmieniło się znacznie. Pomieszczenie było eleganckie, z wielkimi oknami i ścianami w kolorze beżowym. Na ścianach znajdowały się obrazy przedstawiające znane miejsca z miasta. Usiadła przy stoliku i czekała na obsługę. Patrzyła i wspominała, ile razy po szkole przychodzili tu napić się gorącej czekolady. Nie miała już kontaktu z żadną koleżanką i żadnym kolegą z tamtych lat. Czuła lekki smutek z tego powodu, jednak wiedziała, że zaraz gorąca czekolada chociaż trochę poprawi jej humor. W końcu ktoś z obsługi podszedł do jej stolika.
— Czym mogę służyć? — zapytał młody kelner, uśmiechając się do Emmy.
— Prosiłabym o gorącą czekoladę.
— Jaki rozmiar?
— Największą!
— Czy coś jeszcze, może ciasto?
— Dziękuję, czekolada mi wystarczy.
Kelner podszedł do lady i nalał jej do filiżanki gorącą czekoladę. Emma patrzyła, oczekując po napoju dawnych doznań. Gdy kelner wrócił z zamówieniem, rzuciła się na filiżankę tak, jakby po raz pierwszy w życiu piła gorącą czekoladę. Po dziesięciu minutach napoju już nie było, a Emma lekko się zawstydziła swoją łapczywością.
Kelner podszedł do niej z uśmiechem na twarzy.
— Chyba bardzo pani smakowało? — zapytał, komentując jej nadzwyczajny pośpiech.
— Oj, bardzo… Smakowało tak jak dziesięć lat temu, wtedy często się tutaj pojawiałam.
— Dziesięć lat temu? To jeszcze restaurację prowadził mój nieżyjący dziadek.
— Nathan nie żyje? Bardzo mi przykro. Wszyscy bardzo go lubili. Nawet miałam nadzieję, że dziś go spotkam.
Chłopak w jednej chwili posmutniał.
— Wie pani, każdy z nas kiedyś kopnie w kalendarz, a dziadka wszyscy lubili. Teraz restaurację prowadzę ja z mamą.
— Chyba dobrze sobie radzicie, bo czekolada genialna tak jak kiedyś, a ruch przeogromny.
— Przepisy mieliśmy w notatkach dziadka, ale początki bez dziadka były naprawdę trudne. Cieszę się, że pani smakowało.
Emma zapłaciła za gorącą czekoladę i zostawiła sowity napiwek, pięćdziesiąt euro. Wyszła i ruszyła w kierunku domu.
W domu rodzinnym była jeszcze cztery dni, a potem wróciła do Paryża.
***
Emma siedziała u siebie na balkonie. Tego dnia wraz z Jade miały zapakować najpotrzebniejsze rzeczy do kartonów. Od czasu wynajęcia mieszkania minęły trzy lata, więc uzbierało się wiele rzeczy, które chciała zabrać ze sobą do Warszawy. Resztę postanowiła oddać, a część po prostu wyrzucić. Emma usłyszała dzwonek domofonu. Wpuściła spóźnioną przyjaciółkę do środka.
— Cześć! Przepraszam za spóźnienie. Wiem, że mamy sporo pracy, ale były korki.
— Nie musisz się tłumaczyć. Ważne, że jesteś. Zacznijmy od razu od mojego pokoju.
Weszły do sypialni. Potem Emma otworzyła szafę i weryfikowały, czy poszczególne ubrania brać, oddać czy wyrzucić. Emma dziwnie się czuła, widząc, że jej szafa jest coraz bardziej pusta, i uświadamiając sobie, że niebawem ktoś inny będzie trzymać w niej ubrania.
— Co sądzisz o tej małej czarnej? Brać czy nie? — zapytała Emma.
— Szczerze? Już zapakowałaś cztery małe czarne, więc może tę komuś oddasz?
— No nie wiem. Mała czarna zawsze się przydaje, a ubrań nigdy za wiele.
— Dobra, to pakuję! A umówiłaś już kuriera?
— Jeszcze nie, bo nie wiem, ile kartonów będzie. Ale chyba sporo wydam, bo kartonów będzie co najmniej jedenaście. Tego bank już nie zasponsorował…
— Jedenaście to wcale nie tak dużo, jak pakujesz i tak najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy uporały się z sypialnią, poszły do łazienki.
— Suszarkę pakować? — zapytała Jade.
— Oczywiście! Suszarka to świętość, tak jak moje grzebienie. Bez nich nie opuszczę Paryża.
— No to mam dobry sposób, żeby cię tutaj zatrzymać — roześmiała się Jade.
— Daj mi tę suszarkę! Sama spakuję! Muszę być pewna, że będzie w Polsce — śmiała się Emma.
Gdy wreszcie zakończyły pracę, postanowiły zamówić pizzę. Widać było, że pakowanie bardzo je zmęczyło. Usiadły w jadalni i otworzyły wino w oczekiwaniu na jedzenie.
— Naprawdę nie wiem, jak ja sobie bez ciebie poradzę — powiedziała zasmucona Jade.
— Ciebie i rodziców bez wahania bym spakowała do torby albo kartonu i zabrała ze sobą. Zresztą niebawem się znowu zobaczymy.
— Powiem ci, że podziwiam twoją odwagę. Najpierw przeprowadziłaś się do Paryża, a teraz lecisz do obcego kulturowo kraju pełna nadziei oraz marzeń.
— Wiesz, jak to jest. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! A sama wiesz, że akurat ja uwielbiam szampana — roześmiała się Emma.
— W tej Polsce to chyba wódkę piją?
— Nie zastanawiałam się na tym — zachichotała Emma. — Ech, to najwyżej zamiast szampana będę do obiadku wódkę piła. Tak bardzo jestem ciekawa tej Polski, że ciągle o niej czytam. Wiem już, że słyną z bardzo dobrej kuchni. Jestem ciekawa, jak smakuje ten ich żurek.
Jade zmarszczyła brwi.
— Żu… co?
— No żurek! Tak ich tradycyjna zupa się nazywa. Jest tam biała kiełbasa i podają to w opiekanym chlebku.
— A tam żurek, zaraz będzie pizza! Zatęsknisz jeszcze za naszą francuską pizzą! — roześmiała się Jade. — Albo za naszymi ślimakami!
— Ja nie ślimakowa. Wiesz, oczywiście, że będę tęsknić, bo Francja to mój dom. Polska to zupełnie inny świat. Nie znaczy gorszy czy lepszy, ale inny. Kto wie, może to jest miejsce idealne dla Emmy? — rozmarzyła się, patrząc w sufit.
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, aż do drzwi zadzwonił dostawca. Pizza pachniała nieziemsko. Wróciły do dyskusji, pijąc wino i zajadając się pizzą. Emma tylko od czasu do czasu zerkała na kartony. Gdy po paru godzinach Jade wyszła z jej mieszkania, Emma wypełniła formularz z nadaniem paczek do swojego mieszkania w Warszawie. Nazajutrz po przesyłki miał przyjechać kurier.
***
Następnego dnia, gdy Emma akurat brała kąpiel w wannie, usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko owinęła się ręcznikiem i pobiegła otworzyć. Po drodze z pośpiechu się przewróciła. Wstała zdenerwowana, przeklinając, i podeszła do drzwi.
— Witam, kurier! — Młody mężczyzna spojrzał na Emmę. — Chyba że chce pani, żebym przyszedł trochę później po te paczki.
— Nie, proszę! Szybko się ubiorę i zaraz do pana wracam.
Mężczyzna, na oko dziewiętnastoletni, był nieco zawstydzony sytuacją. Posłusznie czekał jednak na fotelu na Emmę. Kobieta wyszła do niego po chwili, mając na sobie sportowe ubranie, które znalazła jako pierwsze.
— Widzę, że sporo tych kartonów — odezwał się kurier, stając na baczność po wejściu Emmy.
— No właśnie tyle mi wyszło. Jednak w formularzu podałam jedenaście kartonów. Mam nadzieję, że pan sobie poradzi.
— Oczywiście! Chociaż na pewno trochę czasu mi to zajmie.
Mężczyzna zaczął pakować kartony do samochodu. Gdy zakończył pracę, zdyszany wszedł do mieszkania.
— Proszę, oto potwierdzenie przyjęcia. — Przekazał Emmie parę dokumentów.
Emma z uśmiechem wręczyła kurierowi sowity napiwek. Pamiętała, jak sama ciężko pracowała na swój sukces, a przyjęcie przesyłek poszło bardzo sprawnie. Kurier był zaskoczony i bardzo zadowolony, trzymając w ręku sto euro. Nigdy wcześniej jego praca nie została tak doceniona jak tego dnia.
Gdy kurier wyszedł, Emma się przebrała i postanowiła ostatni raz przejść się ulicami jej kochanego miasta. Spacerowała chodnikiem w kierunku wieży Eiffla. Chciała jeszcze raz spojrzeć na miasto z perspektywy jej tarasu widokowego. Na miejscu czekała długa kolejka turystów, jednak w ogóle jej to nie przeszkadzało. Wiedziała, że to element pożegnania z miejscem, które od wielu lat było jej domem. Awans jednak sprawił, że postanowiła porzucić swój obecny dom i wybrać się w podróż do Polski, aby zrealizować cele zawodowe. Ostatnie spojrzenie na Paryż z wieży było duchowym pożegnaniem.
Kierunek Warszawa
Była szósta rano w sobotę. Emma czekała przed swoim blokiem na taksówkę. Klucze zostawiła pod wycieraczką, tak jak poprosił właściciel mieszkania. Spoglądała od czasu do czasu na balkon, z którego zwykle patrzyła na mieszkańców Paryża. Nie była w stanie powstrzymać łez. W tej właśnie chwili podjechała taksówka. Taksówkarz wyszedł z samochodu.
— Przepraszam, czy pani Emma?
— Tak — uśmiechnęła się do taksówkarza mimo łez spływających jej po policzkach.
— Przepraszam, że pytam, ale czy potrzebuje pani chusteczki?
— Tak, proszę, jeśli można — odparła Emma, pociągając nosem. Potem jeszcze ręką przecierała łzy.
Taksówkarz podał chusteczkę.
— Nie chcę być wścibski, ale czy mogę pani jakoś pomóc?
— Dziękuję! Niestety nie jest mi pan w stanie pomóc. Dziś żegnam Paryż i przenoszę się do Warszawy.
— To już panią rozumiem. Też bym płakał! — Kierowca pokiwał głową z lekkim uśmiechem.
Spakował ogromną walizkę Emmy do bagażnika i wyruszyli w kierunku lotniska. Podczas jazdy patrzyła na ludzi, którzy szli do pracy. Był to dla niej bardzo wzruszający moment, nie podejrzewała, że się tak rozklei.
— Czemu opuszcza pani Francję? Jeśli można spytać — zapytał kierowca.
— Dostałam awans, który był moim największym marzeniem. Tyle tylko, że moje stanowisko jest w Polsce. Tak więc postanowiłam rzucić wszystko dla tego marzenia.
Kierowca pokiwał głową.
— Podziwiam panią za odwagę! Sam nie wyjechałbym z kraju. Jakoś za bardzo jestem przyzwyczajony do Paryża. Ale zawsze mi imponuje, gdy ktoś walczy o spełnienie swoich marzeń.
Na twarzy Emmy pojawił się delikatny uśmiech.
— Dziękuję! To bardzo miłe słowa. Po prostu muszę to wszystko przetrawić. Nie wiedziałam, że jestem aż tak wrażliwa — powiedziała, wycierając łzy chusteczką.
Gdy dojechali na lotnisko, kierowca wyjął z bagażnika jej walizkę. Przyjął napiwek i grzecznie życzył Emmie szczęścia w Polsce. Kobieta ruszyła z dokumentem tożsamości w dłoni do pierwszej bramki, aby nadać walizkę. Na szczęście zmieściła się w limicie wagi. Potem Emma udała się do bramki, gdzie musiała zdjąć wszystkie metalowe elementy i przejść przez wykrywacz metalu. Następnie usiadła razem z innymi osobami, oczekując na otwarcie bramki i wejścia do samolotu. Obok niej siedziała starsza kobieta, która postanowiła się do niej odezwać.
— Widzę, że pani zestresowana. Proszę się tak nie trząść.
— Bardzo nie lubię latać samolotami — wyjaśniła Emma, cała blada na twarzy. — Ale robię głębsze oddechy i mi się poprawia.
Kobieta uśmiechnęła się życzliwie.
— Ja zawsze, jak się denerwuję lotem, to myślę, co jest jego celem. Już nie mogę się doczekać, aż znów zobaczę mojego syna i jego żonę, Polkę, oraz wnuki. A pani czemu leci do Warszawy?
Emma uniosła delikatnie brwi.
— Spełniam marzenia. Jednak jak pani widzi, marzenia rodzą się w bólach. Zostałam oddelegowana z awansem do departamentu w Warszawie.
— Gratuluję! Spodoba się pani w Warszawie. Być może nie jest to Paryż, ale Polacy to naprawdę bardzo mili i rodzinni ludzie. Jak patrzę, jak Natalia dba o rodzinę, to naprawdę serce rośnie. Brakuje mi ich na co dzień, ale wiem, że są tam bardzo szczęśliwi. Wnuki chodzą do przedszkola polsko-francuskiego, więc na szczęście umieją mówić po francusku. W sumie najbardziej bałam się właśnie tego, że nie będę się w stanie z nimi porozumieć.
Emma zaczęła patrzeć w stronę kobiety z większym zaciekawieniem.
— Co by mi pani w takim razie doradziła zwiedzić jako pierwsze?
— Powiem pani tak. W Warszawie jest wiele pięknych miejsc, na przykład Łazienki Królewskie czy Zamek Królewski. Jednak ja wszystkim polecam pójść najpierw do słynnej naleśnikarni w centrum Warszawy. Zawsze są tam tłumy klientów czekających na stolik. Jedzenie tam jest wprost genialne. Jestem tam za każdym razem, gdy przyjeżdżam do Warszawy.
Emma zdziwiła się nieco taką odpowiedzią.
— Dziękuję! Na pewno też tam pójdę.
Emma zapisała nazwę restauracji i karteczkę schowała do portfela. Starsza pani nie odstępowała jej na krok. Często latała do Polski, a Emma była bardzo ciekawa kraju, do którego się przeprowadzała. Nie znała wcześniej osobiście żadnego Polaka, nie wiedziała, jacy są naprawdę. Każdej historii wysłuchała w spokoju, a podczas wejścia do samolotu pomogła trochę starszej pani z jej bagażem podręcznym.
Gdy samolot wystartował, Emma, zapięta podczas wznoszenia, obserwowała przez małe okno coraz mniejszy Paryż. Jej serce biło coraz mocniej, ale nie wiedziała, czy powodem tego było opuszczanie ukochanego miejsca, czy może strach przed lataniem. Na szczęście przelot między Warszawą a Paryżem nie trwa długo. Ledwo samolot się wzniósł, panie z jedzeniem przeszły trzy–cztery razy po pokładzie i już zaczęli zniżać się do lądowania. Nie doświadczyli żadnych turbulencji, lot przebiegł wzorcowo, więc obyło się bez większego strachu.
Po lądowaniu Emma nadal trzymała się starszej pani. Nie czuła się zbyt pewnie, bo nie wiedziała, gdzie odebrać walizki. Zastanawiała się, czy bez problemu porozumie się po angielsku z taksówkarzami stojącymi naprzeciwko lotniska. Jednak jej nowa koleżanka, sama nieznająca angielskiego, powiedziała, że Polacy dużo lepiej władają tym językiem niż Francuzi. Kiedyś usłyszała od żony męża, że ponoć Polacy zajmują dziesiąte miejsce w Europie, jeśli chodzi o znajomość angielskiego. Gdy panie odebrały bagaże, skierowały się do wyjścia. Tam oczekiwała cała rodzina starszej pani. Miło przywitali się z Emmą i zamienili parę zdań po francusku. Potem wyszli, a Emma została już sama.
Było około godziny 14:00. Wyjęła telefon i zadzwoniła do rodziców, a potem do Jade, żeby poinformować o bezpiecznym przylocie. Po zakończonej rozmowie wyszła przed lotnisko i podeszła do pierwszej taksówki.
— Witam, czy dowiezie mnie pan na Marszałkowską? — zapytała po angielsku.
— Dzień dobry! Oczywiście, nie ma problemu. Proszę usiąść, schowam torbę.
Emma od razu poczuła się znacznie lepiej, wiedząc, że może się porozumieć. Potem podała pełny adres. Podczas podróży kierowca był raczej małomówny, dlatego Emma nie męczyła go zbytnio. Zastanawiała się, czy Polacy w ogóle tak mało mówią, czy może ten znał tylko podstawowe zwroty po angielsku potrzebne do komunikacji. Jadąc, podziwiała Warszawę. Gdy przejeżdżali obok Pałacu Kultury i Nauki, stwierdziła, że bardzo jej się ten budynek podoba. Zastanawiała się tylko, dlaczego jest niepomalowany. Nie pytała już o szczegóły kierowcy, bo nie była pewna, czy się nie zestresuje jej pytaniem. Gdy dojechali na miejsce, Emma wysiadła, odebrała torbę oraz bagaż podręczny. Potem dała napiwek w walucie, do której się dopiero przyzwyczajała. Zadzwoniła pod numer 18 i czekała, aż ktoś odbierze domofon.
Usłyszała ciepły męski głos.
— Witam, pani Emmo. Mam zejść i pomóc czy sama pani wejdzie?
— Dam radę, ale bardzo dziękuję za propozycję.
Emma ucieszyła się, że już jest w nowym domu. Drzwi do mieszkania otworzył jej łysawy, bardzo schludnie ubrany mężczyzna niskiego wzrostu. Nie wiedziała, ile ma dokładnie lat, ale zgadywała, że jest po czterdziestce. Miał dosyć jasną cerę i lekko zapadnięte policzki. Niewątpliwie Adam Myszkowski był przystojnym mężczyzną. Kilka dni wcześniej kontaktowała się z nim telefonicznie. Miał pełnić funkcję zastępcy.
— Proszę wejść, szefowo — powiedział Adam.
Zdziwiła się tymi słowami.
— Nie musisz tak do mnie mówić, wystarczy Emma — uśmiechnęła się.
— Dobrze. Jak widzisz, wszystkie kartony z Francji zostały odebrane. Wszystkiego dopilnowałem, kupiłem nawet podstawowe produkty, są w lodówce — pochwalił się Polak. — Dziś już jestem wolny, może chcesz zwiedzić okolicę?
— Wiesz co, to świetny pomysł! Bardzo chętnie! Potrzebuję tylko piętnastu minut na lekkie odświeżenie.
Emma weszła do łazienki. Następnie szybko się przebrała w ubranie, które wyciągnęła z torby podróżnej. Była zafascynowana możliwością zwiedzania Warszawy, więc tylko pobieżnie spojrzała na mieszkanie i zauważyła, że było w bardzo wysokim standardzie. Jednak już nie mogła się doczekać spaceru. Wyszła z łazienki.
— Nie chcę, żeby zostało to źle przez panią odebrane — odezwał się Adam — ale chciałem powiedzieć, że bardzo ładnie pani wygląda.
— Dziękuję! Jednak pamiętaj, Adam, że w biurze za takie słowa dałabym ci naganę — roześmiała się Francuzka, nie chcąc flirtować ze swoim podwładnym.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
— Oczywiście! W takim razie, Emmo, czy chcesz zwiedzić coś konkretnego, czy mam cię oprowadzić po najpopularniejszych miejscach w okolicy?
— Wiesz co? Mam pewien pomysł na początek… — Kobieta sięgnęła do portfela i wyjęła karteczkę z nazwą restauracji. Podała ją Adamowi.
— W takim razie naleśnikarnia na początek! — zawołał Adam. — Nie ma problemu, sam uwielbiam to miejsce. To jest na szczęście tylko jakieś trzysta metrów od nas, ale z góry uprzedzam, że trochę postoimy w kolejce.
Emma uśmiechnęła się.
— Nie ma problemu. Najwyżej po jedzeniu oprowadzisz mnie po Warszawie. Okej?
— Jasne, no to chodźmy na naleśniki! — Adam uśmiechnął się do swojej szefowej.
Emma wzięła od niego klucze i zamknęła drzwi. Potem, gdy byli już na dole, powolnym spacerem kierowali się do słynnej naleśnikarni.
— Czy to prawda, że Warszawa została kompletnie zniszczona podczas drugiej wojny światowej? — zapytała Francuzka.
— Niestety tak. Dlatego, jak widzisz, wiele bloków powstało od lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych, niestety nie mają często stylu dawnej Warszawy. Podczas powstania warszawskiego miasto zostało kompletnie zniszczone, krew płynęła ulicami… Ale jak widać, udało się stolicę odbudować. Klimat dawnych czasów zachował natomiast Kraków. Wiele osób uznaje nawet, że Kraków to jedno z najpiękniejszych miast w Europie. No ale Warszawa oberwała najbardziej. Polecam ci odwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego. To miejsce dobrze znane każdemu warszawiakowi, pokazuje, jaka była skala zniszczeń dokonanych przez Niemców — opowiadał Adam pewnym, silnym głosem. Widać było, że Warszawa jest w jego sercu.
— Ja nie wiem, dlaczego ludzie ze sobą walczą — odparła Emma. — Nasze życie jest tak krótkie, a są osoby, którym zależy tylko na tym, aby kogoś zniszczyć. Ja to jeszcze nawet nigdy nikogo nie zwolniłam. Zawsze jak widziałem osoby słabsze, to ciągnęłam je do góry.
Po tych słowach w oczach Adama pojawił się błysk.
— Dobrze to słyszeć. Mam nadzieję, że w Polsce nie będzie ten pierwszy raz — powiedział z lekkim uśmiechem. — Patrz, już jesteśmy.
— Boże, jaka kolejka! — Emma otworzyła szeroko oczy. — Przynajmniej pół godziny czekania…
— Stanie tutaj w oczekiwaniu na stolik też jest bardzo klimatyczne. A warto, bo miejsce jest znakomite, z pysznym jedzeniem.
— No to co, czekamy?
— Oczywiście, że czekamy. Chciałaś tutaj wpaść, to czekamy.
Systematycznie, co parę minut, przesuwali się o jakiś metr do przodu. Po około czterdziestu minutach siedzieli wreszcie przy stoliku. Obydwoje zamówili naleśniki z mięsem z polewą serową.
— Powiedz mi, jaki jest pan prezes? — zaciekawiła się Emma.
— No cóż… jest bardzo inteligentny. Studiował w Polsce i w Londynie. Krok po kroku wspinał się w hierarchii, aż został prezesem. Muszę przyznać, że zawsze imponuje mi jego spokój, nawet gdy pojawiają się problemy. Pomagał mi ogarnąć dział, gdy mój poprzedni przełożony się zwolnił. Nie martw się, nie będziesz mieć z nim problemów. Pewnie wiele się od niego nauczysz.
— A czemu ciebie nie awansowano na moje stanowisko?
Adam się uśmiechnął.
— Nie czułem, aby to był odpowiedni dla mnie moment na przejęcie zarządzania zespołem. Zresztą szybko dowiedzieliśmy się, że centrala przyśle nam wybitnego specjalistę, no i właśnie mam przyjemność ciebie, Emmo, przywitać w Warszawie.
— Miło mi to słyszeć. Ja mam nadzieję, że wszyscy od wszystkich będziemy się uczyć. Nie czuję się wybitna. Ja po prostu kocham swoją pracę i zawsze z ambicją podchodziłam do wykonywanych zadań.
Gdy podano jedzenie, Emma nie mogła uwierzyć, bo poczuła smak, jakiego jeszcze nie znała. Bardzo ją to zdziwiło, bo przecież kuchnia francuska słynęła ze znakomitych dań. Nie podejrzewała, że będzie jeszcze jeść coś, co ją zaskoczy. Gdy zjedli, wyszli z restauracji w kierunku Pałacu Prezydenckiego.
— Te naleśniki były wprost genialne — powiedziała Emma, uśmiechając się do Adama.
— Tak, rzeczywiście są genialne. A jeszcze sporo wrażeń przed tobą.
Chwilę potem byli już naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego.
— Piękne miejsce… Czyli tutaj przebywa wasz prezydent?
— Różnie. Może wybrać to miejsce albo Belweder. Obecnie urzędujący prezydent wybrał ten pałac. Dla mnie to miejsce ma lepszą atmosferę, obok jest Uniwersytet Warszawski. Ja właśnie tutaj studiowałem.
— Czyli z Warszawy jesteś?
Adam uśmiechnął się.
— Jestem z Radomia, to niedaleko Warszawy, ale przeniosłem się tutaj w czasie studiów i postanowiłem, że właśnie Warszawa stanie się moim domem. Kocham to miasto i kocham tych ludzi. Warszawa jest bardzo klimatyczna, zwłaszcza nocą.
— U mnie tak właśnie było z Paryżem, bo pochodzę z Lyonu. Jednak studia i pracę miałam w Paryżu. Potem oferta nie do odrzucenia i trafiłam na Warszawę.
— I jakie pierwsze odczucia?
— Muszę ci powiedzieć, że czuję to miasto. Jestem tutaj co prawda dopiero chwilę, ale naprawdę mi się podoba. Jest inaczej niż we Francji, ale nie znaczy, że gorzej czy lepiej. Jest po prostu inaczej. Czytałam też, że jest dużo bezpieczniej. Już nie mogę się doczekać, aż poznam resztę mojej drużyny. Mam nadzieję, że wszyscy będą tacy sympatyczni jak ty.
— Menadżerowie działów, którymi będziesz zarządzać, są naprawdę bardzo w porządku. — Adam pokiwał głową. — Ale rozumiem, że oficjalnie pracę zaczynasz dopiero w przyszłym tygodniu? — upewnił się.
Emma delikatnie przeczesała ręką włosy.
— Tak, dostałam więcej czasu na ogarnięcie się tutaj. Widziałeś te kartony. Muszę mieć trochę czasu na ich poukładanie.
Potem poszli w kierunku kolumny Zygmunta Trzeciego Wazy.
— Piękny zamek, widziałam go w Internecie, ale na żywo wygląda o wiele lepiej.
— On też został kompletnie zniszczony. To, co widzisz, to odbudowany zamek. Wielu Polaków ciężko pracowało, żeby znów mógł tutaj stać.
Emma poczuła, że jej oczy raz po raz powoli się zamykają.
— Cieszę się, że poświęciłeś mi czas — powiedziała. — Naprawdę bardzo ci dziękuję. Widzę, że zbliża się siedemnasta, a nie ukrywam, że jestem bardzo zmęczona.
— To co? Odprowadzam cię do domu i widzimy się w poniedziałek?
— Tak! — wykrzyknęła Emma z radosnym uśmiechem na twarzy.
Idąc w kierunku bloku, w którym Emma miała mieszkanie, rozmawiali na tematy związane z bankiem. Emma była tym niezmiernie zaciekawiona. Nic jej tak nie kręciło jak tematy finansowe. Gdy doszli na miejsce, Adam grzecznie się pożegnał, a Emma w końcu spokojnie weszła do mieszkania. Pierwsze, co zrobiła, to poszła do pokoju, w którym było ogromne łóżko, i się położyła. Był to dla niej dzień pełen wrażeń.
Już prawie zasypiała, gdy zobaczyła, że dzwoni Jade. Wstała, wzięła telefon i włączyła tryb głośnomówiący.
— Cześć! — powiedziała Jade po polsku z francuskim akcentem.
Emma roześmiała się.
— Widzę, że żarty nadal się ciebie trzymają — odpowiedziała rozbawiona.
— Dobra, dziewczyno, opowiadaj, jak minął dzień — zapytała koleżanka.
— Najpierw czekało mnie traumatyczne rozstanie z moim ukochanym Paryżem. Potem, jak już przyleciałam, to byłam lekko zestresowana. Obawiałam się, że nie dotrę na miejsce. Na szczęście taksówkarz rozumiał podstawowe zwroty po angielsku, więc obyło się bez problemów. Poznałam również mojego zastępcę. To on odebrał paczki, które pakowałyśmy w moim mieszkaniu. Zrobił mi nawet jakieś podstawowe zakupy.
— Fajny?
Emma dobrze znała Jade, opowieści o Warszawie już jej nie interesowały.
— No trochę starszy, po czterdziestce, ale bardzo przystojny i oczytany.
— No to bierz się za niego, moja droga. Dawno mężczyzny nie miałaś, tylko praca i praca. Czas upolować jakiegoś ogiera! — zachęcała Jade.
— Wiesz, to mój podwładny, ja nie spotykam się z osobami z pracy. To jedna z podstawowych zasad. Inna sprawa, że jakby to wyszło, to pewnie by mnie zwolnili.
— No tak! Nie po to tyle pracowałaś, żeby przez pierwszego lepszego gościa wszystko zaprzepaścić. Pamiętaj jednak, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!
— On nie jest pierwszy lepszy, ale po prostu nie jestem zainteresowana. Adam oprowadził mnie trochę po Warszawie i powiem ci, że podoba mi się tutaj. Nie jest to Paryż, ale Warszawa ma duszę.
Jade była nieustępliwa, kontynuując temat przystojnego Adama.
— Dobra, dobra, a ten Adam dobierał się do ciebie?
— No co ty! Pełna kultura i piękny brytyjski akcent, a zna też biegle francuski.
— Coś sporo się o nim dowiedziałaś. No dobra, nie będę już drążyć tematu pana Adama.
— Daj mi dokończyć! Nie szukaj dla mnie mężczyzny na odległość! Poradzę sobie! — roześmiała się Emma.
— Nie szukam, ale wiesz… na Jade zawsze można liczyć. Nawet na odległość!
— Dobra… to nieopodal mojego mieszkania jest genialna naleśnikarnia. Jak już mnie odwiedzisz, to na pewno się tam wybierzemy. Potem możemy jeszcze skoczyć do kawiarni obok zamku. Miejsce wygląda bardzo przyjemnie.
— Ale mnie zachęcasz! Ja to już jutro mogłabym być u ciebie.
— Wiem, wiem, ale daj mi się zapoznać z nowym miejscem! Dam ci znać, gdy już będę gotowa, aby moja Jade mnie odwiedziła.
Rozmawiały jeszcze przez czterdzieści minut. Później Emma zauważyła, że w trakcie jej rozmowy dzwonili rodzice i postanowiła jeszcze do nich zadzwonić. Potem w końcu mogła zasnąć.
Następnego dnia po przebudzeniu najpierw dokładnie przejrzała wszystkie pomieszczenia. Było tak jak na zdjęciach, które dostała przed wyjazdem. Bardzo wysoki standard nowoczesnego mieszkania. Później poszła do kuchni i zaczęła szukać potrzebnych rzeczy do przyrządzenia kawy. Nie zajęło jej to długo, i już po dwudziestu minutach cieszyła się z kawy z mlekiem. Następnie wzięła ciepły koc z łóżka i swoim zwyczajem wyszła na balkon. Patrzyła na Polaków spacerujących w ten niedzielny poranek i spokojnie popijała kawę. Bardzo ją ten widok relaksował. Jedni przechodnie szli powoli, inni biegli. Patrzyła i zastanawiała się, że to stolica — tak jak Paryż — a ludzie tak inni, chociaż też spacerujący po mieście.
Potem umyła się, ubrała w piękny biały żakiet i wyszła z mieszkania. Nieopodal widziała piękny kościół, tuż przy kolumnie Zygmunta. Chciała pójść na mszę, tak jak to robiła co niedzielę. Idąc ulicą, z ciekawością spoglądała na ludzi, Polacy ją cały czas intrygowali, tak jak cała piękna Warszawa.
Po dotarciu na miejsce okazało się, że najbliższa msza będzie za dwie godziny. Postanowiła więc pójść na śniadanie. Wybrała pobliską staropolską restaurację, serwującą dania takie jak żurek, bigos czy pierogi. Po pysznych naleśnikach chciała spróbować kolejnych polskich dań. Po wejściu do środka spostrzegła, że kelnerki były ubrane w stroje ludowe. Bardzo ją to zaciekawiło, zwłaszcza ich piękne czerwone spódnice w kwiaty. W jednej chwili poczuła się tak, jakby cofnęła się w czasie.
Po chwili podeszła do niej kelnerka, podała menu i zaprosiła do stolika. Emma usiadła, wyjęła telefon i zafascynowana zaczęła szukać informacji o tradycyjnych polskich strojach ludowych. Piękne Polki w pięknych strojach ludowych wywarły na niej wielkie wrażenie. Później przejrzała menu, a w końcu, zdecydowana, uśmiechnęła się i delikatnie przesunęła językiem po wargach.
Młoda blondwłosa kelnerka podeszła do jej stolika.
— Czy mogę już przyjąć zamówienie? — zapytała po angielsku.
Emma rozpromieniła się.
— Tak! Chciałabym zamówić dwa dania główne, pierogi i żurek.
— Czy jedno zapakować na wynos?
— Spokojnie, może wyglądam na delikatną kobietę, ale poradzę sobie — uśmiechnęła się serdecznie.
— A coś do picia?
— Cappuccino poproszę.
Kelnerka przyjęła zamówienie, a Emma poczuła, że jest coraz bardziej zainteresowana krajem, w którym się znalazła. Czuła pozytywne wibracje od Polaków. Piękne miasto, ze wspaniałymi ludźmi. Wyglądało to wręcz na miłość od pierwszego obejrzenia. Słyszała, że wiele lat temu Polacy marzyli, aby przeprowadzić się do Francji czy Wielkiej Brytanii, a obecnie Polska miała stabilną ekonomię i była bardzo dobrym miejscem do życia. W dodatku na tle Europy okazywała się wyjątkowo bezpieczna, zwłaszcza dla osób lubiących, tak jak Emma, wieczorem pobiegać. Denerwowała się natomiast nadchodzącym dniem, ponieważ perspektywa poznania nowego zespołu była dla niej bardzo stresująca.
Kelnerka przyszła z jedzeniem, a Emma grzecznie podziękowała. Od razu zaczęła próbować żurku. Zupa była wyśmienita. Dostała ją w chlebku, więc kosztowała także chlebek. Nie spodziewała się, że będzie tutaj jadła coś tak smacznego. Doszła do wniosku, że żurek zajął właśnie pierwsze miejsce na liście jej ulubionych zup. Pierogi były dla niej mistrzostwem świata. Nie spieszyła się zbytnio, miała wystarczająco dużo czasu, aby zdążyć na mszę do kościoła. „Po co tyle zjadłam?!” — skarciła się potem w myślach, czując pełny brzuch.
Kelnerka, widząc, że Emma skończyła jeść, podeszła, chcąc się dowiedzieć, czy chciałaby jeszcze coś zamówić. Francuzka odmówiła, czując, że nic więcej już nie pomieści. Czasem jest tak, że oczy chcą, ale ciało już nie może. Podziękowała grzecznie za jedzenie, zapłaciła kartą i zostawiła napiwek. Wyszła z restauracji w kierunku kościoła Świętej Anny.
Po wejściu do środka spostrzegła przepiękny ołtarz z aniołami oraz wiele pięknych obrazów. Jednak największe wrażenie zrobił na niej ogromny złotawy żyrandol.
Pomimo wolnych miejsc w ławkach Emma stanęła na samym końcu, po lewej stronie. Zostało jej to jeszcze z Lyonu.
W czasie mszy Emma dziwnie się czuła, nie rozumiejąc, co mówił ksiądz. Była to dla niej całkiem nowa sytuacja. Czuła się wręcz głupia, jako bardzo ambitna osoba. Nie mogła się w pełni skupić, patrzyła tylko na innych, co robią w danej sytuacji. Kiedy klękają? Kiedy wstają? Wyglądało to tak, jakby w kościele była po raz pierwszy. A kiedy ksiądz przeszedł obok niej podczas zbierania pieniędzy, a ona nie miała gotówki, poczuła się jak uczeń w pierwszej klasie szkoły podstawowej.
Gdy msza dobiegła końca, przeżegnała się i wyszła z kościoła. Uświadomiła sobie, że pomimo perfekcyjnej znajomości angielskiego brak znajomości polskiego może w życiu codziennym okazać się problematyczny. Wracając, weszła jeszcze do warzywniaka kupić parę brakujących produktów. Okazało się, że sprzedawczyni nie znała angielskiego i dobrze, że można było zapłacić kartą, bo nie wiedziałaby, ile musi zapłacić. Zresztą i tak nie miała gotówki.
Resztę dnia spędziła na rozpakowywaniu się, a wieczorem czytała książkę, leżąc na łóżku. Po paru rozdziałach zasnęła.
Dyrektor departamentu
W poniedziałek Emma wstała o godzinie 4:00. Zdenerwowanie nie pozwoliło jej dłużej spać. Nowe miejsce, nowi ludzie oraz zupełnie nowy kraj, z inną kulturą. Do pracy miała co prawda dwa kroki i rozpoczynała ją dopiero o 8:30, ale już zaczęła się przygotowywać. Najpierw wzięła gorącą kąpiel w wannie, włączywszy na telefonie francuski hip-hop dla relaksu.
Po kąpieli umyła włosy i w szlafroku poszła do kuchni zrobić sobie kanapki i kawę. Usiadła przy stoliku obok kuchni i jadła, zastanawiając się, jak jej minie dzień. Wspominała też swój pierwszy dzień pracy w oddziale francuskim. Czuła, jakby wszystko zaczynało się od nowa. Jednak ten dzień mimo wszystko był inny. Spełniało się jej życiowe marzenie i po raz pierwszy oficjalnie miała pełnić funkcję dyrektora zarządzającego do spraw klientów korporacyjnych i rozwoju bankowości korporacyjnej.
Gdy nadszedł czas na wyjście, Emma, ubrana w piękną białą garsonkę, ruszyła w kierunku firmy. Na miejscu poprosiła ochroniarzy, aby ją wpuścili, ponieważ nie miała jeszcze identyfikatora z kartą chipową do bramki obrotowej oraz do poruszania się po budynku. Po krótkiej rozmowie została przepuszczona i pojechała windą na drugie piętro. Na recepcji przywitała ją młoda dziewczyna.
Emma uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
— Dzień dobry! — powiedziała po polsku.
— Dzień dobry!
— Nazywam się Emma Blanc i zostałam oddelegowana z oddziału francuskiego, aby objąć stanowisko dyrektora departamentu. Byłam umówiona na spotkanie z panem prezesem Ryszardem Królikowskim — wyjaśniła, uśmiechając się do recepcjonistki.
Sekretarka prezesa sprawdziła w komputerze kalendarz przełożonego.
— Tak, mam tutaj informację, że ma się pani dziś spotkać z prezesem. Proszę chwileczkę zaczekać, pójdę go poinformować.
Sekretarka wstała, zapukała do drzwi, a po krótkiej chwili usłyszała głośne „proszę”, więc uchyliła drzwi i przekazała, że gość już czeka. Po chwili wróciła.
— Pan prezes prosi, aby pani weszła. Czy podać kawę albo herbatę? — zapytała.
— Tak, z chęcią napiję się kawy.
Emma zapukała, a potem weszła do biura prezesa.
— Witam, pani Emmo! — powiedział z szerokim uśmiechem prezes oddziału polskiego.
— Dzień dobry!
— Gabriel tyle mi o pani opowiadał. Jestem bardzo zadowolony, że zechciała nas pani wesprzeć w oddziale. Akurat mamy bardzo wiele zadań, są tematy, które wymagają wsparcia ze strony dobrego specjalisty.
Zaciekawiona Emma delikatnie uniosła brwi.
— Swoją pracę znam, ale to inny kraj, więc mogę potrzebować nieco czasu na poznanie nowych standardów. Czy jest coś, na co powinnam zwrócić szczególną uwagę, panie prezesie?
Mężczyzna zamyślił się. Po chwili w emocjach powiedział:
— Tak. Pan Jan Kisieliński oraz jego zespół zajmują się tworzeniem aplikacji internetowej oraz mobilnej, która ma umożliwić naszym klientom korporacyjnym generowanie specjalnych raportów dotyczących wykonywanych transakcji. Ma również pozwolić na szybsze umawianie się z naszym pracownikami w oddziale. Jak dobrze pani wie, klienci korporacyjni dla naszego banku są najważniejsi. Niestety projekt ciągnie się już półtora roku, a miał trwać maksymalnie osiem miesięcy. Przydałaby się jakaś weryfikacja prac z zewnątrz. Przy wytwarzaniu produktu współpracujemy z firmą informatyczną Dino Magic Software. To znana firma świadcząca usługi outsourcingu, współpracujemy z nimi od sześciu lat i jest to pierwszy projekt z opóźnieniami. Zapewne pozna pani Jarosława Romaszewskiego, właściciela firmy, który często się tutaj pojawia. Jestem zdenerwowany ciągle przesuwanym terminem oddania działającego produktu. Zwłaszcza że poinformowaliśmy już klientów o naszych planach rozwoju takiej aplikacji i byli bardzo pozytywnie nastawieni. Teraz jest mi przed nimi po prostu wstyd, że nie potrafimy sprawnie przygotować prostej aplikacji — mówił drżącym głosem prezes. Na jego twarzy widać było zdenerwowanie.
— Niech się pan prezes nie martwi. Zajmę się tym tematem. Miałam już parę udanych wdrożeń, więc zobaczę, w czym tak naprawdę jest problem — odpowiedziała pewna siebie Emma.
— Jeszcze raz powtórzę: bardzo się cieszę, że dołączyła pani do mojego zespołu i mam nadzieję, że spodoba się pani w naszym oddziale.
— Dziękuję, ja też się cieszę. Nie ukrywam, że jestem bardzo podekscytowana nowymi wyzwaniami — powiedziała Emma, uśmiechając się do prezesa.
Po spotkaniu Emma wsiadła do windy i pojechała na trzecie piętro. Stała na korytarzu, ale nie mogła wejść do środka, bo nadal nie miała przepustki. Zadzwoniła do Adama.
— Witaj, Emmo!
— Cześć!
— I jak, już po rozmowie z prezesem? — zapytał.
— Tak, bardzo sympatyczna rozmowa, jestem bardzo podekscytowana wyzwaniami.
— Mówiłem ci, że Ryszard jest bardzo sympatyczny… no chyba że się zdenerwuje, ale rzadko mu się to zdarza.
— Czy mógłbyś wyjść i otworzyć mi drzwi, nie mam jeszcze przepustki.
Adam wyszedł ze swojego gabinetu i poszedł otworzyć drzwi swojej przełożonej. Potem przywitał się i wskazał miejsce, w którym znajdował się jej gabinet. Po wejściu do środka Emma od razu zwróciła uwagę na wielkie okno, z którego był doskonały widok na Pałac Kultury, wyglądało to oszałamiająco. Pokój był przestronny, z wielkim drewnianym biurkiem i komputerem. Po prawej stronie znajdowała się biała szafa na ubrania.
Usiadła na swoim nowym fotelu, a po drugiej stronie zasiadł Adam.
— Za godzinę mamy spotkanie z twoim całym zespołem — powiedział.
Zamyśliła się przez chwilę.
— Duży ten zespół?
— Ty, ja i pięciu menadżerów. Jednak roboty jest naprawdę sporo. Zwłaszcza że nasi klienci są bardzo wymagający. Dodatkowo ostatnio dwóch grubych francuskich klientów zrezygnowało z naszych usług. Jest pewna presja, aby odbudować relacje z grubymi klientami. Prezes się uśmiecha, ale wiesz, KPI są ważne. On też jest rozliczany, więc jak KPI się nie zgadza, to on tak samo ma problemy.
Francuzka uśmiechnęła się.
— Spokojnie, wszystko ogarniemy. Od prezesa dostałam też specjalne zadanie.
Adam uniósł brwi ze zdziwienia.
— Jakie? Jeżeli mogę spytać.
— Mam przeprowadzić audyt aplikacji przygotowywanej przez zespół pana Jana Kisielińskiego. Prezes jest zdenerwowany, że zajmuje to tyle czasu i końca nie widać.
Na ustach Adama pojawił się szeroki uśmiech. Dokładnie znał przyczynę problemów.
— Janka dzisiaj poznasz. Jest jednym z menadżerów. Gościu ma bardzo trudny charakter i ciężko się z nim współpracuje. Jest, jak by to powiedzieć… człowiekiem starej daty. Zaczynał, gdy bank wchodził do Polski, i później awansował ze względu na wiek. Czasem mi się wydaje, że nie chcieli mu robić przykrości i dali to stanowisko. No ale ono ewidentnie go przerosło.
Emma pokiwała głową i się zamyśliła.
— Kto wie, może to jeden z powodów opóźnień? Jednak muszę najpierw sama się wszystkiemu przyjrzeć i wyciągnąć wnioski. Umówisz mnie z właścicielem firmy outsourcingowej?
— Masz na myśli Jarka? Właściciela Dino Magic Software?
— Tak, właśnie jego. Porozmawiam i zobaczę, co on mi powie. Wiesz, ja nigdy nie działam, jeśli nie jestem czegoś pewna. Mogłabym kogoś niesłusznie skrzywdzić, a to nie w moim stylu.
— Jak najbardziej, szefowo. Dobra, jeszcze przed spotkaniem muszę odpisać na dwa maile. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, że muszę wyjść.
— Poradzę sobie! Dzięki, Adam! — Emma uśmiechnęła się życzliwie.
Miała teraz chwilę dla siebie, siedząc przy swoim biurku. Zerkała tylko mimowolnie na Pałac Kultury. Dzień ledwo się rozpoczął, a już musiała przyswoić tyle informacji. Nagle usłyszała dzwonek swojego telefonu. Dzwonił Artur. Odebrała i przywitała się.
— Mam nadzieję, Emma, że ci nie przeszkadzam? — zapytał kolega z francuskiego oddziału.
— Nie przeszkadzasz, mam właśnie chwilkę.
Mężczyzna zaczął mówić drżącym głosem.
— Słuchaj, nie wiem, jak ogarniałaś tych chłopaków. Momentami sobie po prostu nie radzę. Mam wrażenie, że traktują mnie z przymrużeniem oka. Dużo bardziej odpowiadała mi praca w dziale prawnym niż w sprzedaży. Zupełnie inaczej rozmawia się z prawnikiem niż z handlowcem. W dodatku ciężko mi egzekwować, aby chłopaki robili KPI.
— Spokojnie, Arturze, dopiero przejąłeś dział. Daj sobie trochę czasu. Ja musiałam ich postawić parę razy do pionu razem z Lucasem, bo przeginali. Czasem się spóźniali albo zwyczajnie nie dowozili tematów. Wystarczyła jedna albo dwie rozmowy i wszystko było jak w zegarku.
— No może masz rację. Spróbuję być bardziej stanowczy. W tamtym dziale nie miałem takich problemów. Dział prawny jest trochę inny i panuje tam inna kultura współpracy niż tutaj. Nikogo nie musiałem pilnować, wystarczyło zlecić i czekać na realizację.
— Mówię ci, spokojnie, to są dopiero twoje początki. Tylko nie pozwól im sobie wejść na głowę, bo przestaną dowozić tematy. Jak przestaną i prezes będzie pytał czemu? Wiesz, każdy swój tyłek chroni, więc zrzucą to na ciebie. Jednak spokojnie, to dopiero początek, wystarczy, że weźmiesz się w garść.
Artur był dobrym spokojnym człowiekiem, jednak bardzo nie lubił konfrontacji.
— Dobra! Muszę wziąć się w garść…
— Tak, musisz!
Po zakończonej rozmowie Emma wyszła na chwilę z pokoju i poszła do recepcji. Podeszła tam do jednej z dwóch dziewczyn siedzących za biurkiem. Przywitała się i zapytała, kiedy może otrzymać swoją kartę służbową. Dziewczyna od razu poprosiła ją, aby stanęła przy ścianie. Potem wyjęła telefon i zrobiła Emmie zdjęcie do identyfikatora. Powiedziała, że identyfikator będzie gotowy za jakąś godzinę.
Emma wróciła do swojego biura. Ledwie usiadła, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Czuła się jak w domu wariatów.
— Proszę! — powiedziała głośno.
Do pokoju wszedł Adam.
— To znowu ja! Musimy iść do sali konferencyjnej, wszyscy już czekają!
— No to idziemy…
— Rozmawiałem już z Jarkiem, będzie w piątek w biurze. Spotkałby się z tobą wcześniej, ale akurat jest na wyjeździe z córką we Włoszech. Od kiedy zmarła mu żona, ciągle podróżuje z córką po świecie.
Emma się zdziwiła.
— Strasznie mu współczuję! No cóż, będę miała trochę czasu, aby na spokojnie przyjrzeć się tematowi aplikacji.
Po ich wejściu do sali konferencyjnej menadżerowie wstali i podeszli przywitać się ze swoją szefową. Chwilę później mogła w końcu powiedzieć coś o sobie.
— Jak wiecie, będę waszą przełożoną. Przed tym awansem we Francji pełniłam funkcję podobną do tej, którą pełni Adam. Byłam wicedyrektor departamentu. Urodziłam się i wychowałam w Lyonie, potem studiowałam i pracowałam w Paryżu. Nie będę ukrywać, że jestem osobą wymagającą. Zawsze wiele od siebie wymagam i od was również będę sporo wymagać. Wiem już, że musimy poprawić sprzedaż usług, bo straciliśmy dwóch dużych klientów. Klienci korporacyjni to nasz główny portfel, więc musimy o niego bardzo dbać. To mój pierwszy dzień, więc jeszcze nie przeglądałam żadnych danych. Zapewne minie tydzień albo dwa, zanim otrzymam wszystkie niezbędne dostępy. Jak dobrze wiecie, w banku to trochę trwa. Pamiętajmy, że nasza praca ma wpływ na rodziny pracowników. Musimy więc pracować tak, aby nie dochodziło do cięć kosztów i redukcji zatrudnienia. Każdy klient jest ważny, to moja dewiza.
Po przemowie nie było widać uśmiechów na twarzach zebranych osób. Menadżerowie wiedzieli, że szefowa nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać i że czas bezkrólewia właśnie się skończył.
Po spotkaniu Emma wróciła do biura i resztę dnia spędziła na próbach przyspieszenia procesu uzyskiwania dostępu do bankowych systemów. Otrzymała również kartę wejścia z identyfikatorem.
Gdy wybiła godzina 17:00, Emma pożegnała się ze wszystkimi i postanowiła pójść do sklepu spożywczego, w którym ostatnio robiła zakupy. Kończyły się jej produkty, więc nie miała wyjścia. Idąc ulicą, czuła dyskomfort, ciągle słysząc język, którego w ogóle nie rozumiała. Przeszło jej przez myśl, że jeśli zamierza tutaj żyć — bez względu na to, jak długo miałaby trwać jej przygoda — to warto byłoby poznać język polski chociaż w stopniu podstawowym. Zrobiła zakupy i wychodząc, żałowała, że nie umiała nawet podziękować po polsku.
Po powrocie do domu poszła przyrządzić sobie gorącą czekoladę. Był to dzień pełen wrażeń, a gorąca czekolada zawsze dawała jej zastrzyk pozytywnej energii. Potem usiadła na ogromnej złotej kanapie przed wielkim telewizorem. Włączyła TVN, właśnie nadawano program publicystyczny. Nie rozumiała nic z tego, co mówił prowadzący oraz goście, jednak chciała zacząć się osłuchiwać z językiem polskim. Jednocześnie w telefonie zaczęła szukać szkoły języków obcych. Przeglądała szkoły oferujące naukę języka polskiego dla obcokrajowców posługujących się angielskim. Takich szkół było wiele, ale tylko jedna przykuła jej uwagę, zwłaszcza że mieściła się zaledwie kilometr od jej mieszkania. Widoczna na zdjęciu właścicielka szkoły, Polka Monika Podsiadło, wydawała się bardzo sympatyczna. Wyglądała na jakieś czterdzieści lat, miała czarne kręcone włosy, niebieskie oczy i jasną cerę. Swoim uśmiechem zachęcała, aby chociaż napisać. Emma nie chciała brać udziału w zajęciach indywidualnych, preferowała naukę w grupach. Uważała, że w ten sposób szybciej się człowiek uczy, a przy okazji może kogoś poznać. Będąc sama w wielkim mieście, nie pogardziłaby spotkaniem z koleżanką w jednej z pobliskich restauracji. Jedna z ofert szkoły bardzo ją zaintrygowała. Zajęcia dla bizneswoman prowadzone w grupach trzyosobowych. Nie zwlekając dłużej, napisała e-maila z pytaniem o cenę i wolne terminy. Gdy program publicystyczny dobiegł końca, wyłączyła telewizję i poszła zrobić sobie kolację. Po kolacji była kąpiel, a potem łóżko — słuchała w nim muzyki francuskiej, wspominając przed snem swój ukochany Paryż.
Następnego dnia w biurze około godziny 10:00 miała umówione spotkanie z Janem Kisielińskim, osobą odpowiedzialną za wdrażanie aplikacji dla biznesu.
Emma siedziała wygodnie, popijając kawę w oczekiwaniu na podwładnego. Zobaczyła, że otrzymała odpowiedź ze szkoły języków obcych. Kwota za lekcję była stosunkowo niska. Zajęcia miały odbywać się dwa razy w tygodniu po dwie godziny. Tworzono właśnie nową grupę i brakowało ostatniej chętnej osoby. Rozpoczęcie było w następnym tygodniu, we wtorek. Czym prędzej odpisała, że jest zainteresowana. Czuła, że te zajęcia są jej przeznaczone. Po chwili usłyszała pukanie do gabinetu.
— Proszę!
Wszedł siwy mężczyzna z wąsem, lekko zgarbiony, w okularach z ogromnymi soczewkami. Już podczas wczorajszego spotkania szybko zgadła, który z menadżerów jest tym problematycznym.
— Dzień dobry, pani dyrektor. Chciała się pani ze mną zobaczyć.
— Tak, chciałam. Jak wiesz, jestem tutaj od wczoraj. Jednak poproszono mnie, abym zajęła się tematem aplikacji, którą tak długo tworzycie.
Mężczyzna zbladł, nie podejrzewał, że temat opóźnień jest przedmiotem dyskusji na tak wysokim szczeblu.
— Trochę mnie pani zaskoczyła. Nie wiedziałem, że te opóźnienia są aż tak istotne. Cóż mogę powiedzieć… Staram się, jak mogę, ale zespół, który świadczy dla nas usługi, nie jest zbyt kompetentny. Ja im mówię, jak coś powinno działać, a oni mi na to, że się nie da. A ja przecież wiem, że można, bo widziałem, że ludzie takie funkcjonalności dodają.
— Czy jest jakiś opis architektury i tego, w jakiej metodologii prowadzicie projekt? — zapytała Emma.
— Mamy zaprojektowaną architekturę, jak aplikacja powinna działać. Jednak oczywiście zdarza się, że czasem coś dodamy, architektura jest płynna, a co do metodologii, to wykorzystujemy scrum oraz agile. Standardowo każdego dnia mamy stand-up. Każdy mówi, co robił wczoraj, co będzie robił dzisiaj, mamy też dwutygodniowe sprinty dla programistów. Dodatkowo co dwa tygodnie jest retrospekcja, z podsumowaniem, co nam się udało zrobić, a czego nie. Oczywiście również demo aplikacji pokazujemy wewnętrznemu klientowi, który mówi, czy aplikacja jest gotowa, czy coś warto dodać. Jak coś trzeba dodać, to robimy tickety i dodajemy programistom w kolejnym sprincie.
— Brzmi to jak prawidłowy proces. A kto jest tym klientem wewnętrznym, dla którego robicie podsumowanie sprintu i demo aplikacji?
— No ja.
— Czyli pan jest zarówno twórcą, jak i klientem wewnętrznym, który decyduje, czy aplikacja jest skończona, czy coś warto dodać?
— No tak.
— No dobrze, już mniej więcej mam wstępny zarys procesu. Czy jest pan w stanie zagwarantować jakiś termin skończenia prac?
— No jak najszybszy.
— Czy jest pan w stanie bardziej precyzyjnie określić termin zakończenia prac?
— Potrzebujemy jeszcze około pięciu miesięcy.
Emma poczuła, jakby jej głowa właśnie wybuchła. Wiedziała, jakiej skali jest projekt, i zgadzała się z prezesem, że termin oddania działającego produktu znacząco przesunął się na etapie developmentu. Jednak konieczność czekania następnych pięciu miesięcy zupełnie ją zaskoczyła. Rozumiejąc, że mężczyzna pełni w projekcie wiele wykluczających się funkcji, szybko doszła do wniosku, że to nie wina scrumu ani agile’a, tylko kiepskiego zarządzania procesem wytwarzania aplikacji komputerowej. Nie może być tak, że osoba pełni w procesie za wiele funkcji. Chciał być niczym człowiek orkiestra, koniec końców nie umiał dobrze grać na żadnym instrumencie.
— Dobrze, panie Janie, już rozumiem, na jakim etapie developmentu jesteśmy. Dopiero zaczynam, ale prezes mnie prosił, abym się tym tematem zajęła, więc się zajmuję. Proszę się nie przejmować, to rutynowa rozmowa między współpracownikami.
Mężczyzna wstał i ukłonił się.
— Dziękuję, pani dyrektor, za wyrozumiałość.
— To ja dziękuję, że poświęcił pan czas, aby przekazać mi wszystko, co jest mi potrzebne w tej sprawie.
Jan opuścił gabinet. A Emma nie mogła uwierzyć, do jakiej patologii doszło. Okazało się, że ten, który wytwarzał produkt, był również klientem wewnętrznym odbierającym aplikację, wymyślającym ciągle nowe funkcjonalności. A prawdziwy klient czeka i czeka. Nie miała jednak jeszcze pełnego obrazu tego, co się dzieje. Nie mogła się doczekać spotkania z Jarosławem Romaszewskim. Nie chciała wzywać na pogawędkę programistów ani analityków, wolała usłyszeć wersję drugiej strony bezpośrednio od właściciela firmy outsourcingowej.
Tego dnia po pracy pojechała swoim służbowym samochodem do Złotych Tarasów, poczuła, że nadszedł czas zakupów. Równie dobrze mogła pójść pieszo, ale chciała przyzwyczajać się do prowadzenia auta po polskich drogach. Zostawiła samochód na parkingu kompleksu. Trochę jej było przykro, że tak ważny rytuał, jakim były damskie zakupy, będzie celebrować sama, jednak kolejny nowy ubiór czy torebka dawały jej promyk nadziei. Już przed wejściem widziała, że to centrum handlowe jest ogromne. Weszła do środka i rozejrzała się w poszukiwaniu informacji o tutejszych sklepach. Jej ulubiony, renomowany sklep znajdował się na pierwszym piętrze, więc ruchomymi schodami wjechała na górę, a potem weszła do sklepu. We Francji często kupowała ubrania tej marki. Od razu podeszła do bluzek, czując, że przydałoby się kilka nowych.
Od razu pojawiła się przy niej młoda ekspedientka.
— Czy mogę w czymś pomóc?
— Nie mówię po polsku — odpowiedziała Emma po angielsku, uśmiechając się delikatnie.
Pracownica sklepu od razu przeszła na angielski.
— Czy mogę pani w czymś pomóc?
— Tak. Uwielbiam tę markę i chciałam kupić parę koszulek i ze dwie kolorowe spódnice. Czy może mi pani doradzić? We Francji zawsze miałam obok koleżankę i łatwiej mi było podjąć decyzję.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
— Nie ma problemu! Zaraz coś znajdziemy. Jaki rozmiar koszulek?
— Es.
— Jeszcze jedno pytanie: casual czy business?
Emma przez chwilę się zastanawiała.
— Casualową, bo do biura mam sporo ubrań.
Pracownica sklepu podeszła do jednej z szaf i ze skupieniem wertowała koszulki. Po chwili wybrała dwie, które według niej powinny przypaść Francuzce do gustu. Pierwsza była bordowa z nadrukiem z białymi liliami, a druga kremowa z płatkami róży spadającymi na jezioro.
— Co pani powie o tych dwóch?
— Bardzo ładne, z chęcią przymierzę — ucieszyła się Emma.
— A… jeszcze wspominała pani o dwóch spódnicach. A może namówiłabym panią na sukienkę? Właśnie dotarła nowa kolekcja. Mówię o tej błękitnej, w którą ubrany jest manekin na wystawie.
Emma spojrzała w kierunku manekina. Jej serce zaczęło bić szybciej. Suknia wyglądała nieziemsko. Rękawy sięgały do łokci, była długa do kostek oraz miała kołnierzyk w serek. Jednak najbardziej zachwycił ją pasek z wielką klamrą, który sprawiał, że suknia dużo bardziej przylegała do ciała.
— Ze mną jak z dzieckiem. Z chęcią ją przymierzę — powiedziała z błyskiem w oku.