E-book
4.73
drukowana A5
17.78
Wilk i Zając

Bezpłatny fragment - Wilk i Zając

Mniej alternatywne teksty


Objętość:
71 str.
ISBN:
978-83-8221-222-8
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 17.78

Proza

Róg obfitości

Przychodzę do Ciebie

Z rogiem obfitości

Zrobisz z nim, co zechcesz


Lecz, gdy skosztujesz

Choć odrobiny

Już nigdy nie będziesz

Patrzył na świat

Tak, jak wcześniej


To nie poezja

Ani proza

Ani też liryka


To tylko słowa

Których czasem

Lepiej jest unikać


To tylko mowa

Która potrafi budować

I niszczyć


Sam musisz odpowiedzieć

Sobie na pytanie

Czy chcesz poznać więcej?

Czy chcesz ujrzeć jeszcze?


Czy wolisz stanąć z boku

I patrzeć, jak inni

Biorą życie w swoje ręce

Bariera

W tej samotności

Poskładanej

Między moim

I Twoim światem


W tej płaszczyźnie

Na tych bezdrożach

Powołuję do życia

Kolejny tekst


Następny wers

Który wierci się

Przez nią

Tunelując do świadomości


Ona jednak

Jak wyschnięta posadzka

Gładka

i twarda jak skała


Dotarcie do celu

Zbyt wiele

Będzie kosztować


Nie czas i miejsce

By marnotrawić siły


Tych kosztów

Nie da się wliczyć w starty

Zdobyć nań fundusz

Czy materiał


W końcu i wiertło

Zadrży

I pęknie w pół

Nim dosięgnie celu


Już dawno był czas

Aby się poddać

Lecz nikt nawet

O tym nie pomyślał


Wszyscy dłubią

Walą młotami

Dobijają się

By wreszcie

Zrobić chwilę przerwy


A po przerwie

Znów kłują i dłubią

Bo muszą

Bo taka ich natura


Może kiedyś przebiją

Tę barierę

Silną, jak nic innego


Może kolejne pokolenia

Dotrą do upragnionego celu

A może nikt nigdy

Nie dowie się

Co po drugiej stronie

W spadku

Nie było mnie tu

Kiedy podążałem za pieniądzem

Za żądzą

Lepszego życia


I choć wszystko

Było inne

To dostałem to

Czego chciałem


Zagubiony

Po drugiej stronie świata

Popadłem w konsumpcjonizm

I brak etyki


Gdy na koncie rosło

Stawałem się ideą

Z brakiem rozsądku


Towarzyszu, przyjacielu

Czemu nie otworzyłeś

Mych oczu


Czemu pozwoliłeś błądzić

Uciekać w bezsens

Zamiast budować szczęście

Wśród rodzinnych zakątków śląska


Oskarżam Ciebie

Tak, jak Ty mnie oskarżałeś

O brak serca

O brak sumienia


Dziś wplatam w zdania ojczystej mowy

Wtrącenia z tułaczki po świecie

Po co mi to

Czego i tak nikt nie chce

Czym nie powinienem dzielić się z dziećmi

Jarzębina

Nie ma Cię

Stara, spróchniała jarzębino

Ścięta i rozerwana

Na drzazgi


Wróble przylatywały kiedyś

Zjadać twe owoce

Teraz nie ma owocu

Ani ptaszków


Siadywaliśmy, jako dzieci

W cieniu Twej rozrzedzonej korony

Pochłonięci dziecięcym

Śmiechem


Radość przemija

Wraz z nowym wiekiem

Z każdym rokiem

Życia po dzieciństwie


Z czasem nastaje

Subtelne zrozumienie

Lub otępienie umysłu


Każdy dostaje to

Na co zasłużył


Nie ma już dzieci na ławce

Czasem brak radości w życiu

Nie ma jarzębiny

Która tylko brudziła chodniki


Tylko śmiech jeszcze słychać

Sporadycznie, wyrywkowo

Tak trudno jest się przyznać

Że czasem nie ma się do kogo śmiać

Choćby byle jak

Patrzaj plus z minusem

Szukasz szczęścia Blago

Pragniesz jednym susem

Przeskoczyć oceany


Nie ominą dury brzuszne

Nie ominie chęć z niechęcią

Marzysz — może słusznie

Lecz niestety jest nic z tego


Skradasz się i kradniesz

Byle mieć na własność

Oko w oko padniesz

Nim Cię żal zastanie


Nie prosisz życia słodko

Bierzesz czego chcesz

Lecz pod tą powłoką

Żyjesz choćby źle

Liryka

Jakby się nie chciało

Chciałem być poetą i bajarzem

Lecz nie znałem kosztów

Spełnienia swoich marzeń

Chciałem wiernie

Tworzyć twory różnych maści

Lecz nie znałem głębi tej przepaści


I takby chciało się

A jednak może nie

Czyżby w tym był jakiś sens

Czego pokusił znów mnie bies

I takby chciało się

A jednak może nie

Życie do przodu gna

Lecz przegrana jest już gra


Gdybyś nie budował statków z klocków lego

Choćbyś astronautą chciał być

To nic z tego

Choćby ta chałtura nie chłonęła

Piosnka i tak w słowa takie

By się zaczęła


I takby chciało się

A jednak może nie

Czyżby w tym był jakiś sens

Czego pokusił znów mnie bies

I takby chciało się

A jednak może nie

Życie do przodu gna

Lecz przegrana jest już gra


Choćbyś i kosmitów spotkał

Na swej drodze

Gdybyś po wodzie łaził

Jak po lodzie

Gdybyś wreszcie końcem końców

Miał coś nieco

Pewnie byłbyś bardziej

Cycatą kobietą

W tej sferze

W tej sferze

Atramentem po papierze

Czasem sam w to nie wierzę

Być może z zerem znów się zderzę

I afera na aferze

Choć telewizyjny program

Całkiem bez zastrzeżeń


I można czasem

Podeprzeć się na wierze

Trochę poczuć życia

Spacerując tuż pod niebem

Podzielić się solą i chlebem

Z najlepszym druhem

Podrapać się za uchem


I pogdybać

Co by to było

Gdy więcej się miało

I lepiej się żyło

Gdyby bardziej się chciało

I mniej marzyło

Ach, jak byłoby miło!


Gdyby wszystko

Do siebie się kleiło

Całkiem bez zaprawy

A pogoda była doskonała

Do zabawy

Gdyby zaparzacze do kawy

Były gratisowe

Ładowarki ładowały

Baterię dobrym słowem

Gdyby jakość była

Zawsze doskonała

A Bernadetka żaluzji

By nie zaciągała


Gdyby pasje przeradzały się

W dochodowe biznesy

A bezstresowe wychowanie

Nie przysparzało tyle stresu

Gdyby czas był elastyczny

I zdatny do wykorzystania

Gdyby więcej było czasu

Od zmroku aż do rana

Falowanie falowało

Zawsze w Twoją stronę

I mieć zawsze do pomocy

Chętne obie zdrowe dłonie


Gdyby miłość nie bolała

Nie czułbyś że żyjesz

Gdybyś nigdy nie dał ciała

Nie wiedziałbyś

Co zwycięstwem zyskujesz

A gdyby myśleć czasem

Trochę inaczej

To może świat by nabrał

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 17.78