Więzień Strachu
Autor: Krzysztof Andrzejewski
Część 1: Początek
Rozdział 1
Był letni mglisty poranek. Michał nie spał od godziny trzeciej. Do chwili obecnej siedział na łóżku przylepiony do nowego bestselera. Czytał na tyle długo, że zapomniał o płynącym czasie oraz spotkaniu z kobietą, którą poznał przez Internet.
Około godziny ósmej dopiero wstał do toalety. Po załatwieniu potrzeby wrócił i spojrzał na zegarek ścienny. Wtedy oprzytomniał. Odłożył książkę i wszedł rześko do kuchni. Następnie otworzył lodówkę.
Michał miał lat dwadzieścia dwa. Krótkie kręcone pawie włosy oraz zmysłowe niebieskie oczy mówiły o nim wszystko i nic.
Patrząc do lodówki, nie miał zbyt dużego wyboru. Mleko, ser żółty, ketchup lub parówki…
Wtedy przypomniał sobie, że wczoraj była niedziela i wszystkie sklepy stały zamknięte.
Wyjął parówki i mleko, które nalał do różowego kubka z żółtym kwiatkiem. Zjadł.
Po posiłku złożonym z zupy mlecznej na bazie parówek ubrał się, zabrał portfel i wyszedł.
Sklep spożywczy miał tuż za rogiem swojego mieszkania. Wszedł do niego i kiedy nadeszła jego kolej, zaczął nieprzemyślane zakupy.
— Witam Michał- Odezwała się sprzedawczyni- Co dzisiaj kupujesz?
Sprzedawcą była starsza kobieta około sześćdziesiątki.
Sklep odziedziczyła po swoich rodzicach w wieku trzydziestu siedmiu lat, kiedy jej ojciec zmarł na gruźlicę a mama… Zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach.
Nigdy tego nikomu nie powiedziała, ale… Czuła jej obecność do…
— Dzień dobry. Poproszę jajka, masło, chleb ciemny, jakąś wędlinę, majonez, mleko i parówki.
— Spotkanie rodzinne?
— Nie. Zwyczajnie braki w lodówce- Sprzedawczyni wyłożyła na stół masło, jajka oraz wędlinę Sopocką.
— Dawno nikt u Pana nie był. Racja? — Zagadnęła z troski o własną samotność.
— Prawda. Rodzina olewa mnie zimnym tłuszczem albo wodą znad Arktyki. Coś ich ugryzło. Wie Pani, jak to jest być zdanym na samego siebie? — Od sekundy wypowiedzenia tego pytania w sklepiku zrobiło się nieprzyjemnie chłodno.
Teraz na stół położone zostały parówki, mleko i majonez.
— Chleb jak zwykle?
— Tak- Potwierdził Michał.
— Niestety wiem. Mąż umarł w sobotę.
— Kondolencje- W spożywczym lekko się ociepliło.
— I tak nic nie robił- Sprzedawczyni nabijała już ceny- Kawał lenia i drania. Nawet majątku nie zostawił.
— A to skąpiec.
Na wyraz „Skąpiec” coś niewidzialnego zrzuciło opakowanie mąki, które roztrzaskało się o podłogę tuż za Michałem.
Zrobiło to tak cicho, że nikt tego nie zauważył.
— No nie? Za życia wydawał, a po śmierci pieniądze na cele dobroczynne oddał. Kto by się tego spodziewał?
Znowu na ziemię bezgłośnie upadła mąka, a potem dwie kolejne.
— Kartą.
— Ale życie różne figle płata- Michał zapłacił.
— Racja. Nie ma co, będę leciał. Porozmawiamy następnym razem. Do zobaczenia.
Teraz z półki spadła szklana butelka, robiąc dość sporo zamieszania.
Michał obracał się ku wyjściu, kiedy na jego oczach upadły kolejne artykuły spożywcze. Była to owa butelka oraz kolejne opakowania mąki.
Michał zatrzymał się, aby obejść „przeszkodę”.
Z niewiadomego powodu cofnął się o kilka kroków i spojrzał w stronę kasy.
Po Sprzedawczyni nie było już śladu, co dziwiło go mocno.
I wtedy popatrzył na rozsypaną mąkę.
To co było pisane na jego oczach, w tamtej chwili zdawało się być… Zabawne?!
Nie była to normalna sytuacja. Michał pierwszy raz miał spotkanie z „żywym duchem”.
Mało co brakowało, by wybuchł ze śmiechu. Jednak ta wiadomość… Nie była z humorem. Ktoś lub coś ewidentnie próbowało go powiadomić o konsekwencjach…
Czego? — Nie miał bladego pojęcia.
Na mące pisało tylko:
Śmierć Wam Bliska
Michał wystraszony wizją końca powrócił biegiem do mieszkania. Schował żywność i odebrał wiadomość od Mileny, która go uspokoiła.
Pytała co ze spotkaniem.
Michał wybrał numer kierunkowy i zadzwonił, lecz nie odbierała. Po chwili dostał kolejnego SMS-a. Nie mogła teraz rozmawiać.
Michał odpisał, że zgodnie z umową spotykają się o dwunastej w restauracji Aloha.
Nie dostał informacji zwrotnej.
Poszedł więc do pokoju i otworzył szafę. Potem zaczął szukać garnituru, ale za żadną cenę nie mógł go odnaleźć. W końcu zdecydował się ubrać na galowo. Jednak również nie mógł odszukać białej bluzy z krawatem. Pamiętał, że po wyprasowaniu odkładał ją na miejsce.
Wtedy zdecydował, że poszuka w komodzie.
Tu ta sama historia. Ubrania jak nie było tak i nie ma.
Podirytowany przejrzał raz jeszcze komodę i szafę w pokoju, a następnie drugą szafę na przedpokoju. Ku jego uspokojeniu znalazł spodnie od garnituru. Odłożył je na bok i przemeblował całą szafę.
Odnalazł!
Górna część była fakt faktem bardziej pognieciona, lecz to nie miało w tej chwili znaczenia.
Michał zobaczył na zegarek. Dochodziła jedenasta. Nie miał czasu na prasowanie. Musiał znaleźć się przed początkiem spotkania w restauracji oddalonej o kilka ulic. Nienawidził się spóźniać.
Ubrał się, zabrał kluczyki od samochodu, jego poczciwego siedmioletniego fiata i wyszedł z domu, zostawiając otwartą, oraz rozbebeszoną szafę.
Zanim znalazł miejsce na płatnym parkingu, minęło pół godziny. Do restauracji wszedł za trzy dwunasta.
Przy jednym ze stolików czekała już młoda rudowłosa kobieta o zielonych jak wiosenne listki oczach podobna do osoby, która miała się zjawić o dwunastej.
Michał przekonany, że przy dwuosobowym stoliku siedzi ta jedyna podszedł do niej.
— Dobrego popołudnia- Powiedział, będąc przy stoliku.
— Witam- Odezwała się kobieta.
— Czeka Pani na kogoś?
— Oficjalnie? Tak. Mam się spotkać o dwunastej z miłym mężczyzną.
— Ten „miły chłopak” to ja. Jestem Michał Krępa. Ty to pewnie Milena…
— Zarębska. Zgadza się.
— Przepraszam za lekkie spóźnienie. Nie mogłem odnaleźć garnituru.
— Jest za minutę dwunasta- Zauważyła Kobieta i poprawiła, delikatnie włosy odsłaniając bardziej swoje lewe ucho oraz twarz.
— Po prostu chciałem być wcześniej- Michał uśmiechnął się. Milena odwzajemniła uśmiech.
— Co zamawiamy?
— Tak od razu?… Bez… No wiesz… Poznania się?
— Czuję, że znam Panią dobrze. Tak jakbyśmy kiedyś się już znali.
— Dziwne… Ja mam podobne odczucie do Pana.
— Proszę, mówmy sobie po imieniu. Więc droga Mileno, na co masz ochotę?
— Na porządnego mężczyznę. A resztę wybierz sam.
— Może będzie to… Co powiesz na lampkę czerwonego wina?
— Wiesz, jak podejść Kobietę- Zauważyła Milena.
— Czyli kelner.
— Jeszcze danie. To wybieram… Krewetki? A potem może… Tuńczyk w sosie Włoskim z młodymi ziemniaczkami?
— Twój wybór. Kelner!
Do stolika podszedł kelner ubrany w biały fartuch.
— Co Państwo zamawiają? — Spytał z uprzejmością.
— Poprosimy czerwone wino z roku dwutysięcznego, krewetki i tuńczyka w sosie Włoskim z młodymi ziemniaczkami- Poinformował Michał.
— Może zechcą Państwo jeszcze danie szefa kuchni? Dzisiaj podajemy makrelę z pieca w chrupiącej panierce.
— Podziękujemy- Odrzekł Michał.
— W takim razie danie będzie gotowe za dwadzieścia siedem minut.
Kelner odszedł.
— Opowiedz mi trochę o sobie- Zaproponowała Milena.
— Od czego zacząć?… — Spytał retorycznie Michał, ale szybko załapał trop- Lubię czytać książki kryminalne, nie toleruję papierosów, zaś alkohol piję okazjonalnie. Moje zainteresowania to fotografia krajobrazowa, szybkie samochody i sprawdzanie snów. Zdjęcia robię tylko na wycieczkach, których w ostatnim czasie miałem mało. Jest to mój dodatkowy zarobek. Sny… O nich mogę dużo powiedzieć. Lubię disco polo, piłkę ręczną oraz czerwone wino. Je po prostu kocham. Nie jest ono na pierwszym miejscu mojej listy. Znajduje się dopiero na trzecim. Drugie miejsce zajmują naleśniki z serem i polewą czekoladową. Jeżdżę siedmioletnim fiatem wartym tyle, co ekskluzywne buty z zeszłego sezonu.
— Nie wspomniałeś o pierwszym miejscu Twojej listy. Czemu?
— Jest ono zajęte dla specjalnej osoby. Kogoś, kto będzie przy mnie na zawsze… A Ty co lubisz, a czego nie cierpisz?
— Zacznę od zainteresowań, bowiem znam się dobrze na kosmetykach. Wiem, jak zrobić domowej roboty maseczkę odmładzającą, jaki balsam do ciała używać i tym podobne.
— Papierosy? Alkohol?
— Nie palę i nie przepadam za środkami typu piwo, wino lub whisky. Lubię książki z literatury fantastycznej. Moimi ulubionymi potrawami są spaghetti w sosie bolońskim oraz tuńczyk w sosie włoskim. Jakie masz zdanie o homoseksualistach i ich związkach?
— Nie mam wyrobionego zdania. Są mi obojętni jak cały świat. Nie pomagają, nie potrzebują pomocy. Nic nie wnoszą do życia.
— Ja ich toleruję. Uczono mnie od młodości, że każdego trzeba tolerować. Nie myl z lubieniem lub kochaniem. To są trzy różne rzeczy. Tolerancja to dawanie szacunku drugiej osobie, nawet, jeśli nie potrafimy pogodzić się z jej poglądami.
— To wiem. Masz jakieś marzenia?
— Wyprowadzka od mamy… Założenie rodziny… Jest tego trochę. A Ty?
— Mieć kochającą się rodzinę. Zaś służbowo salon z samochodami.
Właśnie w tym momencie kelner przyniósł na tacy krewetki oraz tuńczyka. Kelnerka w podobnym stroju rozłożyła lampki, serwetki i rozlała wino, które położyła na stoliku. Następnie oddaliła się. Kelner jeszcze podał sztućce.
W zestawie był widelec, nóż i pałeczki.
Następnie oddalił się.
— Co powiesz na toast? — Spytał z uśmiechem Michał- Za wspólną przyszłość.
— Za przyszłość.
Podnieśli lampki z winem, lekko stuknęli i upili trochę.
Milena wzięła pałeczki i zabrała się ze spokojem za krewetki. Michał zrobił to mniej pewnie, lecz po pierwszym kęsie poczuł smak.
Krewetki były miękkie, tłuste, ale nie tak, aby oliwa ściekała po nich. Równocześnie miały chrupką i delikatną powierzchnię. Smakiem przypominały… Coś, czego Michał jeszcze nie znał.
Zostawił po chwili krewetki, aby wziąć łyk wina i rozpoczął kolejną rozmowę:
— Skoro planujesz wyprowadzić się od mamy, to po moim powrocie z nowej pracy możesz śmiało się do mnie przeprowadzić.
— Nie znamy się zbyt dobrze. Myślisz, że to dobry pomysł? Najpierw chcę, aby moja mama poznała Ciebie i zdecydowała. Wiem, że to trochę dziecinne, ale w końcu to ona mnie wychowywała po śmierci ojca.
— Rozumiem.
— A jako kto masz pracować?
— Mam zwiedzać różne kraje w nowej maszynie wirtualnej. Dostanę za to prawie pięć razy tyle, co obecnie na sprzedawaniu warzyw.
— Ile dokładnie? — Milena zainteresowała się z rodzinnych pobudek.
— Mowa jest o kwocie ponad dwanaście tysięcy złotych.
— Spora ilość. Ja zarabiam trzy tysiące brutto za doradztwo osobom prywatnym i firmom potrzebującym obliczenia kosztów zysku oraz możliwych strat na giełdach internetowych.
— Niemniej jednak chcę się przeprowadzić z małej klitki.
Michał chwycił za widelec oraz nóż i zaczął powoli jeść tuńczyka.
Milena napiła się wina i wytarła usta oraz ręce.
— Nie jesz? — Zdziwił się Michał.
— Najadłam się. Wybaczysz na chwilę? Pójdę do toalety.
— Jasne.
Milena wstała i odeszła od stolika. Michał siedział i dokończył posiłek.
Kiedy wróciła, właśnie wycierał usta.
— Wiesz która godzina? — Spytała Milena.
Michał spojrzał na zegarek w telefonie.
— Jest piętnasta siedem. Jakaś pilna sprawa? Wyglądasz na zaniepokojoną.
— Muszę już iść. Na szesnastą mam umówionego lekarza. Z mamą jest nie najlepiej.
— W takim razie zdzwonimy się?
— Pewnie. Cześć.
Milena wyszła z restauracji. Michał poprosił o rachunek. Zapłacił, a potem również opuścił lokal.
Wsiadł do samochodu i przez kilka minut zastanawiał się, co by było, gdyby…
Szybko odegnał, te myśli przypominając sobie, że jest po alkoholu. Postanowił zajechać tylko do domu i pozostawić samochód na parkingu.
Zanim ruszył, zauważył, że przyjemnie rozmawiało się z Mileną i takich spotkań mogłoby być więcej.
W końcu wyjechał z parkingu. Uważał, by nie popełnić błędu. Nie planował tego dnia spotkać się prawem jazdy z mandatem od szanownej policji.
Pech chciał inaczej.
Na ostatnim skrzyżowaniu prowadzącym prosto do domu przejechał na czerwonym świetle. Nic by się nie stało, gdyby w jego bok nie wpakował się czerwony ford.
Sprawa musiała pójść dalej.
Po dwunastu minutach pojawił się oznakowany radiowóz policyjny. Kara musiała zostać poniesiona.
Do samochodu Michała podszedł policjant. Poprosił o dokumenty i nakazał opuszczenie pojazdu.
Michał grzecznie wysiadł i zamknął drzwi.
Rozdział 2
— Proszę dmuchnąć- Poprosił policjant- Alkomat prawdę nam powie- Michał dmuchnął- Widzę, że piło się trochę. Chłopie zero cztery promila we krwi. Wina leży to Pana stronie.
— Wiem Panie policjancie. Wracam z randki. Pierwsze spotkanie z kobietą.
— Niech Pan uważa. Samochód zabierze laweta. Zaś Ty chłopie dostaniesz mandat i upomnienie na papierze. Módl się tylko, aby drugi kierowca nie wniósł sprawy do sądu.
— Myślę, że nie będzie tak źle. Jeśli mogę spytać. W jakiej wysokości mandat?
— Trzysta złotych i pięć punktów karnych. Zanim zadasz kolejne pytanie, chcę, aby Pan wiedział, że samochód trafia na parking policyjny. Chyba że wyłożysz sto złotych. W takiej sytuacji trafi do mechanika na Piwnej a dopiero po naprawie do naszego ciepłego garażu.
— Może być w drobnych? Nie mam w papierku.
— Może. Zapłaci Pan, kiedy będą zabierać samochód.
— Możemy przejść dalej?
Policjant wypisał mandat, upomnienie i dał je Michałowi, który nie był zadowolony.
— To wszystko z mojej strony- Powiedział policjant ze Śliskim uśmiechem- Do widzenia.
Michał czekał na lawetę dobre dwadzieścia minut. Myślał, że mija wieczność.
Kiedy zapłacił i laweta odjechała, na pieszo wrócił do domu.
Przed blokiem przystanął na kilka minut. Musiał ochłonąć, zanim wejdzie do klatki.
Jednak minuty przedłużyły się w godziny. Stał bezczynnie. Zatrzymany niczym w stop klatce jakiegoś starego filmu. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
Zachodziło słońce i wreszcie Michał otworzył drzwi od klatki schodowej. Zanim ruszył do mieszkania, przypomniał sobie dzisiejszy dzień. Spotkanie z Mileną. Pierwsze udane od trzech lat?
Michał nie pamiętał, już, ile lat temu próbował zdobyć swoją miłość. Zapomniał nawet nazwiska. Imię? Po co miał rozpamiętywać dawne czasy. Postanowił półtorej roku temu, że nie będzie rozdrapywał starych ran.
W domu panował nieład. Szafa stała otwarta z wyrzuconymi ubiorami.
Michał z niechęcią zaczął sprzątać. Mijały minuty. Nie wiedząc, ile czasu stracił na uporządkowanie szafy.
Musiał przyznać przed sobą, że lepiej jest raz na tydzień sprawdzać, co, gdzie się ma.
Wchodząc do swojego pokoju, Michał znowu zobaczył bałagan. Ubrania leżały na podłodze, krześle, biurku oraz łóżku.
Nie mając siły, Michał zrzucił je na jedną kupkę, a następnie poszedł do łazienki. Tam umył się dokładnie i wychodząc, zahaczył toaletę.
Kiedy wrócił do pokoju, usiadł na łóżku z nogami na krzyż, ręce ułożył wygodnie na nogach, wyprostował się, starając odprężyć ciało i umysł.
W pewnej chwili znalazł się poza swoim ciałem.
Próbował to osiągnąć wiele razy, lecz nigdy mu się nie wychodziło.
Obracając się, widział, jak bierze głębokie oddechy. Co więcej, on to czuł.
Dotknął swoich włosów. Były delikatne i puszyste. Następnie wyjrzał przez okno.
Przy tym ruchu o mały włos nie wypadł. Poczuł powiew ciepła, zmieszany z falą ciemności.
Czuł, jak to uczucie narasta.
Nie był to jednak zwykły mrok. To coś czuł w sercu.
Szybko usiadł w pozycji, z jakiej opuścił ciało. Nic to jednak nie dało. Drugą próbą powrócenia do siebie były płytkie oddechy.
Zrobiło to tyle, co nic.
Michał nadal odczuwał, jak coś ciemnego grzeje miejsce w jego sercu.
Szybko stawało się coraz potężniejsze i z wolna wypychało go z „bezpiecznej strefy” jego ciała.
Trzecią próbą, jaką postanowił, była wyobraźnia. Spróbował tej techniki. Starał się odczuć, jak siedzi we własnym ciele.
Po kilku minutach dało to efekt nagłych płytkich wdechów i otworzenia oczu.
Na koniec tego procesu poczuł silny oraz bardzo nagły wstrząs zimna równego tysiąca stopniom Celsjusza na minusie.
Poczucie ciemności zaczęło oddalać się szybkim tempem.
Teraz Michał ukląkł, złożył ręce i zaczął odmawiać zdrowaśki.
Po modlitwie poszedł do lustra w łazience. Chciał się przekonać czy na pewno wrócił do swojego ciała. Wszystko wskazywało jedno. Znalazł się z powrotem.
Teraz wrócił do sypialni i położył się spać z dręczącym go pytaniem: Jak udało mu się wyjść z ciała?
Zasnął.
„Wszystko nie jest proste. Łatwe i trudne to złudzenie. Jest tylko jedna ścieżka. Droga plątaniny, prób oraz błędów. Nie ma wyborów. Wszystko, jest niczym, zaś nic, wszystkim. Światem rządzi szatan” …
Z tymi słowami Michał obudził się.
Nie myślał nad nimi długo. Nie obchodziło go, co oznaczają.
Chciał wiedzieć jedno.
Jak wyszedł z ciała?
Jak?!
Jak?!
Jak?!
Zrobił szybkie śniadanie, zjadł i wyszedł. Na zegarze wybijała dopiero szósta. Słońce zaczynało dopiero swój kurs po niebie.
Michał zaszedł do bankomatu i wypłacił sto złotych. Potem udał się do księgarni ksiąg zakazanych.
Dotarł tam na ósmą siedemnaście.
Księgarnia ksiąg zakazanych mieściła się na drugim końcu miasta. Autobusy jeździły tylko z przesiadkami.
Na miejscu Michał wszedł niepewnie do księgarni i zaczął się, dopiero zastanawiać co potrzebuje. Szybko poprosił o pomoc księgarza.
„Szybko” w przekonaniu Michała oznaczało kilkunastominutowe gapienie się na jedną półkę, a było ich… Po cztery na szafkę. Zaś te zajmowały większość powierzchni małego książkowego raju.
— Przepraszam, szukam czegoś o wychodzeniu z ciała- Zaczął Michał.
— Jaki autor? Rok Wydania? — Dopytał Księgarz i pośpieszył z wyjaśnieniem- Mamy tu kilku autorów. Lata wydania od tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego.
— Chodzi mi o coś dobrego w przeciętnej cenie.
— Cena i jakość… — Księgarz zamyślił się- Za czterdzieści mam w ofercie Mikołaj Rej „Ciało i Dusza, czyli wszystko o ludzkich możliwościach”.
— A coś, co nauczy i wyjaśni?
— „Podręcznik Duszy” Adama Nowaka i „Dusza w Ciele” Roberta Nikołaja.
— Po ile te dwie książki?
— Siedemdziesiąt dwa złote. Obie w twardej oprawie. Za piętnaście dodam kartę z kodem do trzygodzinnej, relaksującej i działającej na kreatywność oraz uspokajającej muzyki.
— Zostanę przy książkach.
— Płatność gotówką czy kartą?
— Gotówka.
— Proszę poczekać przy kasie. Zaraz podejdę- Poinformował Księgarz.
Michał podszedł do kasy i dosłownie dwie minuty później odebrał książki.
Teraz podszedł na przystanek i wsiadł w autobus do centrum. Tam czekał siedem minut i pojechał prawie na sam koniec miasta.
Wysiadł na przystanku przed kawałek blokiem.
Wszedł do mieszkania, położył książki na stół w kuchni i zaczął robić porządki w pokoju.
Nie trwało to długo. O godzinie dziesiątej trzydzieści był już na luzie. Wtedy do ręki wziął pierwszą książkę, którą kupił.
Podręcznik Duszy.
Zaczął czytać:
„Dusza to niepowtarzalna osobowość. Nie można jej zdobyć. Duszę od ego dzieli jedna podstawowa rzecz. Mianowicie postać i możliwości. Duszą można kierować, wyjść nią z ciała. Ma postać taką samą jak jej właściciel. Ego jest krótkotrwałe, biorąc pod uwagę czas. Dusza jest wieczna” …
Pisało na wstępie. Michał zaciekawiony przeczytał dwa rozdziały i trochę do chwili pójścia do toalety.
Kiedy wrócił, nastawił alarm na czternastą. Chciał jeszcze coś zjeść, nim pójdzie na rozmowę o pracę.
Wczytał się na tyle mocno, że jedną czwartą książki przeczytał w trzy godziny. Potem przerwał.
Za dwanaście czternasta zajrzał do lodówki. Zapomniał, że nie kupił nic na obiad. Wyjął więc parówki, ukroił dwie kromki chleba, posmarował je masłem i zjadł na spokojnie.
O czternastej dwie wziął prysznic i ubrał ponownie garnitur. Natomiast wpół do piętnastej siedział w autobusie.
Dwadzieścia minut później wysiadł na ulicy Pstrąga i skierował się do oszklonego budynku.
Wszedł do recepcji.
— Dzień dobry. W czym pomóc? — Spytał strażnik.
— Ja na rozmowę o pracę jako tester technologii wirtualnej i fotograf.
— Piętro pierwsze pokój siedem. Imię i nazwisko?
— Michał Krępa.
— Faktycznie. Jest Pan na liście specjalnej. Zapraszam.
Michał wszedł schodami na pierwsze piętro, odnalazł pokój numer siedem i zapukał. Nikogo jednak jeszcze nie było.
Spojrzał na zegarek. Minęła dopiero piętnasta. Spotkanie miało się odbyć za kwadrans czwarta.
Mając jeszcze sporo czasu, Michał zaczął przygotowania.
Kiedy zobaczył, że podchodzi do niego kobieta w eleganckim stroju, stanął na baczność.
— Niech się Pan nie wygłupia- Powiedziała, otwierając pokój.
— Ja na…
— Rozmowa o pracę? Pan Michał Krępa ma się rozumieć?
— Tak- Przytaknął Michał.
— Zapraszam do środka.
Kobieta i Michał weszli do pokoju.
Pomieszczenie miało ściany w tapecie wyglądającej jak drewno, podłoga ze śliskiej jasnej wykładziny, a na niej na wprost wejścia dwa drewniane krzesła obite niebieskim materiałem oraz ławka szkolna. Okno było lekko uchylone.
— Proszę, niech Pan usiądzie- Zaproponowała kobieta- Branża, jaką Pan wybrał, jest niebezpieczna. W niecały miesiąc po rozpoczęciu pracy nasi pracownicy z tej dziedziny umierali podczas kolejnych testów. Nie chcę Pana straszyć, lecz uprzedzić. Jeżeli poczuje się Pan źle po którymś z testów, proszę niezwłocznie poinformować o tym przełożonego.
— Przepraszam, że się wtrącę w Pani słowa, lecz nie powinny padać pytania?
— Potrzebujemy ludzi na to stanowisko. Gdybyśmy przebierali w nielicznej grupie, nic byśmy nie mieli.
— Na czym polega ten test? — Michał zaczął zgrywać nieustraszonego, ale… Miał mieszane odczucia.
Dobra cena za proste testy urządzeń i programów na ogłoszeniu brzmiało to, jak… Każda inna fucha za super wypłatę.
Teraz jednak strach przed nieznanymi skutkami próbował wyratować Michała z tej sytuacji.
— Wprowadzamy Pana w stan duszy i przeprowadzamy symulacje w różnych wirtualnych światach. Zaczyna Pan w następny poniedziałek. Życzę powodzenia.
Kobieta wyprowadziła Michała, który z wielkim zdziwieniem i zaskoczeniem połączonym z niesmakiem wyszedł z budynku.
Przed sobą miał wspaniały dzień i wielkie możliwości. Michał nie wiedział, co ma teraz zrobić. Stał, nie wierząc w to, co się właśnie stało.
W końcu powiedział w duchu stop dotychczasowemu życiu. Nie planował jakichś wielkich zmian. Mogło to być cokolwiek. Coś, co zaczęło, by nowy rozdział w życiu.
Tu przyszedł z pomocą pomysł. Właściwie dwa. Jeden zakładał imprezę ze znajomymi z dawnej pacy. Drugi…
Samotne przesiedzenie w domu i wypicie wina. Oczywiście czerwonego.
Mając dwie różne drogi, coś skłaniało Michała, aby samotnie zabalował. Nie było to nic dziwnego. Lubił siedzieć w domowej ciszy trochę bardziej od zadawania się z przykładowym Kowalskim.
Druga część chciała otworzyć się przed ludźmi. Michał nie był aspołeczny. Wręcz przeciwnie. Tworzył dobrze rozegrane partie i zawsze wychodziło na jego zdanie.
Nagle i gwałtownie ruszył na przystanek. W drodze do domu obie części jakby połączyły się i wyszedł miks, który zadecydował o planach na wieczór.
Kiedy Michał znalazł się na osiedlu, kupił w spożywczym pięć dwulitrowych butelek z czerwonym winem i karton cebulowych chipsów.
Z trudem zatargał je do domu.
W mieszkaniu zaczął wycierać kurze. Po tej czynności wybrał numery bardzo dobrych kolegów z pracy. Miał ich trzech. Szef też miał zostać zaproszony.
Pierwszą osobą, do której zadzwonił był Maciek Piwowarczyk. Powiedział, że pracuje do dwudziestej drugiej.
Za to Konrad Lupa zgodził się przyjść na dziewiętnastą. Trzecią osobą był Andrzej Klapa. On podobnie jak Maciek odmówił przyjścia, informując z uprzejmością, że jest chory, lecz chętnie by przyszedł.
Szef nie odbierał.
Michał odłożył telefon i zabrał się za czytanie przerwanej lektury.
Rozdział 3
Wieczorem do mieszkania zadzwonił domofon. Michał otworzył drzwi i niecałą minutę później w progu pojawił się Konrad Lupa.
Konrad ma dwadzieścia siedem lat, zielone oczy, długie brązowe włosy, okulary i pryszcz. Wygląda jak hipis z jedną różnicą. Czuć od niego zapach perfum z dzikiej róży oraz migdałów. Ma dobrze zbudowaną sylwetkę.
— Witaj w ten piękny wieczór- Zaczął Konrad- Jak dobrze jest się spotkać.
— Cześć. Zapraszam do środka. Rozgość się.
— Nikogo nie ma? — Zdziwił się Konrad i wszedł do mieszkania.
— Nikt więcej nie przyjdzie. Jesteśmy tylko my.
— Z jakiej okazji parapetówka?
— Zwalniam się pracy. I nie mów mi, że źle robię. Mam fuchę.
— Jaką? — Zainteresował się Konrad.
— Może alkohol?
— Pewnie. Co nalewasz?
— Czerwone. Nie przepadasz?
— Lubię. Ogólnie piję wszystko, co lepsze. Coraz rzadziej, lecz jednak. Moim faworytem jest białe- Konrad usiadł na kanapie, a Michał podał otwartą butelkę- Całość?
— Pij do dna Czekają jeszcze trzy litry.
— Co?! — Zdziwił się Konrad.
— Paczkę?
— Chesterfieldów?
— Chipsów.
— Ile tego masz?
— Szykowałem się na większą imprezę. Karton?
— Michale, ty oszalałeś! Jaki i smak?
— Cebulowe karbonowe.
— Zapodaj- Michale podał z kartonu paczkę chipsów. Sam też wziął- Opowiadaj co u Ciebie?
— Nie mam samochodu- Michał upił trochę wina- Wczoraj zderzenie. Jechałem po alkoholu.
— Ile promila we krwi?
— Wypiłem tylko kieliszek- Obaj napili się niemal jednocześnie.
Konrad zaczął jeść.
— Policja nie stanęła po Twojej stronie?
— Obojętna. Wracałem z randki.
— Szukasz kogoś?
— Ta kobieta odnalazła mnie na portalu randkowym. A ty szukasz czy dalej singiel?
— Ja jak to ja. Od ostatniej wspólnej zmiany nic się nie zmieniło- „Mlaskanie i gulgotanie”.
— Czyli sam jak palec.
— Przepraszam jak robak. Palców jest więcej.
— Nawet nie. Robaki potrafią się…
— Daj spokój z mądrzeniem się. W końcu opuszczasz sklep raz na zawsze.
Rozmowa trwała do późna. Dopiero w momencie wypicia całego wina i zjedzeniu ponad połowy kartonu chipsów Michał i Konrad zasnęli przyciśnięci niepamięcią.
Rano o dziesiątej Michał wstał z wielkim bólem głowy i szybko pobiegł zwymiotować. Siedział w toalecie dobre półgodziny.
Kiedy wrócił do pokoju gościnnego, robiąc slalomy, Konrad spał w najlepsze.
Michał siedział teraz na podłodze, trzymając się za bolącą głowę i starał sobie przypomnieć jakie tematy poruszyli. Jedno co udało mu się odzyskać to świadomość tego, że przesadził z winem.
„Wino to mocny trunek” — Zauważył, wstał i podszedł do lustra, kulejąc- „Już nigdy więcej. Popatrz stary, co z Tobą zrobiła parapetówka. W ogóle była jakaś muzyka?”
I tego też zapomniał.
Ni stąd, ni zowąd podszedł do kuchni po wodę z kranu. Wyjął szklankę, nalał i wypił. Dwie czynności powtarzał do momentu, w którym nie widział już plamek przed oczami. Następnie wyjął mleko i wypijając cały litr, próbował otrzeźwieć.
Niestety skutek był marny.
Kulejąc, wrócił do budzącego się Konrada, który usiadł na podłodze między butelkami a stolikiem.
— Ale impreza… — Zaczął Konrad głosem ponad pięciu promili- Dawno się tak nie upiłem. Michał?… Dziękuję…
— Co… Ty… Harry… Przesadzasz.
— Na prawdę. Impreza była super. Tyle wina, aż nie wiem, kiedy się skończyło.
— Pamiętasz coś?
— Tylko wino. O czym rozmawialiśmy?
— Nie wiem. A po co zaprosiłem Ciebie?
— Chyba żegnasz się z nami? Michał? Przecież Ty nie możesz nas opuścić. Nie możesz!
— To nic nie da Harry. Szkoła magii na mnie czeka.
— Co ty chrzanisz? Michu, Ty przecież nie latasz.
— Zacznę. Zobaczysz! Jadę do świata magii. Koniec. Kropka!
Rozmowa mogła trwać w najlepsze, gdyby nie zadzwonił telefon do Michała.
Odebrał.
— Michał?
— Kto mówi?
— Milena. Piłeś?
— Oj tylko trochę…
— Właśnie słyszę. Dostałeś pracę?
— Jaką Pracę? To jakiś spisek?
— Stanowisko związane z Twoim zainteresowaniem. Płaca ponad dziesięć tysięcy. Pamiętasz?
— Jak ogarnę, to sobie pewnie przypomnę.
— Aha, jeszcze jedno. Dzisiaj o siedemnastej chcę, abyś poznał moją mamę. Zdecyduje co dalej z nami.
— Wystawiasz mnie na próbę?… Dzisiaj?… Nie mam ochoty na imprezy.
— To spotkanie. Kolacja w moim domu. Błagam, ubierz się, wytrzeźwiej szybko i przyjdź punktualnie na Osiedle Potrzeby dziesięć A mieszkania dwa.
— Postaram się. Ale po imprezie nie jestem w stanie wytrzeźwieć tak szybko.
— Woda z solą. Dodaje minerałów i pobudza organizm do działania. Usuwa kaca. Do wieczora.
— Cześć.
Michał rozłączył się. Poszedł do kuchni, nalał do termosu wody, dodał tyle soli, ile tylko mógł zmieścić. To samo zrobił z dzbankiem. Podał termos Konradowi i kazał pić.
Sam zaś pił prosto z dzbanka.
— Co to jest? — Spytał Konrad.
— Lek.
— Zdrowym jestem chłopcem małym…
— Pij! Albo… Albo… Skończysz jak Melly.
— Ten od?…
— Tak. Dawaj, załatwimy to szybko.
— To… Ten lek…
— Ja mam większą dawkę.
— Oby pomogło- Konrad zaczął pić solankę.
Solanka nie była dobra. Sól szybko rozpłynęła się, dając poczucie niesmaku. Jednak godzinę po wypiciu Michał czuł, jak trzeźwieje.
Poczekał jeszcze półgodziny i zauważył wielkie zmiany. Nie mówił już promilowym głosem, chód nie przypominał pingwiniego, a posmak imprezy odszedł w niepamięć.
Teraz był w stanie opowiedzieć wszystko ze szczegółami do chwili, w której zaczął pić trzeci litr czerwonego wina.
Spytał Konrada o możliwość podwiezienia po wcześniejszym uporządkowaniu mieszkania. Ten zgodził się po chwili wahania, bo tak czy inaczej, umówiony był na odbiór używanych opon zimowych.
Dość szybko się uporali ze sprzątaniem.
Wybiła piętnasta, kiedy zakończyli.
Konrad poszedł do toalety, a Michał ubrał garnitur, umył zęby i popsikał się angielskim perfum.
O piętnastej trzydzieści siedem byli już na parkingu.
— Czy to na pewno bezpieczne? — Spytał Konrad- Gdzie mam jechać?
— Osiedle Potrzeby blok dziesięć.
— Michał? A wiesz, że to jedenaście minut pieszo?
— Wiem. Jedziemy?
— No dobrze… To w którym kierunku? — Konrad sprawiał wrażenie niepewnego i najchętniej zostawiłby Michała samemu sobie.
— Za sklepem spożywczym. Tam mieści się komisariat policji.
— W takim razie dobrze wiedzieć- Konrad spróbował. Ale nie spodziewał się takiej nagłej reakcji- Nie chcesz iść sam? To krótki odcinek. A zanim znajdę miejsce parkingowe, to minie trochę czasu…
— Wysiadam- Poinformował Michał i zrobił to. Konrad odjechał.
Michał zaszedł po drodze do sklepu i kupił dwie bombonierki. Na miejscu znalazł się pięć po szesnastej.
W oczekiwaniu na godzinę spotkania usiadł na ławce przy placu zabaw pod blokiem. Los chciał, aby spotkał Milenę wracającą z zamówieniami.
— Cześć- Powiedział, wstając.
— Dobrze, że jesteś. Chodź.
— Zabrać część? — Michał automatycznie chwycił za pudełka.
— Jasne.
To go zaskoczyło. Zero kłótni.
Nic.
„Widać, że nie ma łatwo w życiu” — Pomyślał i…
Michał zabrał zamówienia, a Milena otworzyła drzwi.
Weszli do mieszkania.
Przedpokój ozdobiony był tapetą przypominającą ciemne drewno. Kuchnia, na której stole Michał położył zamówienie, przypominała mu dziwnym trafem toaletę za czasów, kiedy mieszkał w rodzinnym domu.
Do pomieszczenia weszła starsza kobieta o blond włosach z siwymi końcówkami. Na nosie miała okulary zaś w ręku książkę kucharską.
— Mamo to Michał, o którym ostatnio wspominałam- Zaczęła Milena- Michale to moja mama. Nie lubi obcych.
— Dzień Dobry- Odezwał się Michał.
— Nie wyglądasz mi na szczęśliwego.
— Mamo… Mogłabyś nie oceniać pochopnie?
— No dobrze, ale pozostanę szczera.
— Michale, rozłóż talerze i sztućce. Jadalnia mieści się obok.
Na prośbę Mileny zabrał talerze, widelce, noże oraz szklanki, a następnie zaniósł je do wspomnianej jadalni.
Pokój nie miał wielu ozdób. Na zielonej ścianie wisiał obraz kwiatów przypominających Narcyzy, pośrodku stał szklany stół oraz cztery metalowe krzesła z miękkimi oparciami. Podłoga błyszczała. Jednym słowem przytulnie.
Nie musiał wracać. Milena przyniosła właśnie ciepłą pizzę na okrojonym kartonie z sosem chrzanowym z miodem i ziołami w specjalnym naczyniu. Zaraz za nią weszła jej mama.
— Opowiedz mamie, gdzie pracujesz i od kiedy- Zaproponowała Milena, siadając do stołu. Michał przejął to pytanie.
— Zaczynam w ten poniedziałek na stanowisku testera światów wirtualnych. Moje zadanie będzie polegało na sprawdzaniu, co kryje się w danym świecie. Jest to dobrze płatna praca.
— Ile będziesz zarabiać? — Spytała mama Mileny.
— Dziesięć tysięcy na czysto. Do tej pory mój zarobek nie przekraczał trzech tysięcy.
— Dlaczego wybrałeś moją córkę i zaproponowałeś jej wspólne mieszkanie?
— Czuję do niej, coś więcej niż można powiedzieć. Od pierwszego spotkania poczułem, że jesteśmy zapisani w gwiazdach. Marzyłem o takiej kobiecie.
— Umiesz gotować? — Kolejne pytanie od mamy Mileny.
— Średnio na jeża. Za to wszystko, czego się nie podejmę, wychodzi dobrze i za pierwszym razem. Dodatkowo jestem chętny do nauki.
— Milena mówiła mi o Tobie, że planujesz zamieszkać w większym domu. Jaka kwota za wynajem Ciebie interesuje?
— Do dwóch tysięcy z opłatami.
— Masz samochód? Słyszałam, że tak.
— Jest u mechanika. Miałem lekką stłuczkę dwa dni temu. Nic poważnego.
— Mąż mojej dobrej znajomej sprzedaje rodzinnego fiata za tysiąc sto. Wszystko działa. Zaś domek jednorodzinny za półtorej tysiąca z opłatami wynajmuje kolega z klubu Bingo. Jeśli naprawdę zależy Tobie na Milenie, to przyjmiesz moją propozycję kaucja domku pięćset złotych. Na start łącznie trzy sto.
— Mamo… Nie wiedziałam, że masz znajomości- Zdziwiła się Milena.
— Starsze osoby po trzydziestce też mają prawo dorobić. Wchodzisz rybko?
— Pewnie, że tak. Kiedy mam zapłacić?
— We wtorek mam Bingo i zobaczę się też na babski wieczór ze znajomą od samochodu. Kelnerem ma być jej mąż. W środę Milena da Tobie znać, kiedy i gdzie.
— Dziękuję mamo Mileny.
— Proszę mów do mnie mamo. W końcu widzę, że zależy Tobie na mojej córce.
— Michał? — Przerwała beztroską rozmowę Milena, która wstała i tupała nogami z niecierpliwości oraz ze zdziwioną miną.
Michał przeprosił mamę i wyszedł z Mileną do kuchni.
— Jak ją przekonałeś? — Zapytała, trzymając złożone ręce.
— Tak samo, jak innych. Jestem szczery. Mam taki dar. Zwyczajnie rozgrywam otwarte karty. Życie to gra słów. Nie można tego tolerować. W poniedziałek wezmę pożyczkę z nowej firmy. Przyznają mi ją bez większych problemów.
— Ale… Ja co bym nie robiła mama, nie jest tak szczera. I podejrzewam, że jest do mnie uprzedzona. Nie lubi obcych. Tym bardziej zawsze znajdywała coś na moich niedoszłych chłopaków. Ty jesteś inny.
— Dziękuję za uznanie. Jeżeli chcesz coś osiągnąć, to powiem wszystko, gdy już zamieszkamy razem. Miesiące treningów, wiary i medytacji. Cały sekret.
Książki mam w domu. Uczyłem się z nich za dzieciaka. Jedyny problem to rodzina. Z nią zawsze miałem na pieńku.
— Ty słyszysz siebie? Gra słów? Życie nie jest proste.
— Mileno, przekonasz się. Zrozumiesz, co z czym się je tylko daj sobie czas. Życie jest naprawdę przyjemne. Wstaję z tą myślą i z nią zasypiam.
— Dobra. Przekonujesz mnie. Chodźmy coś zjeść, zgłodniałam.
Milena z Michałem wrócili i do końca spotkania panowała przyjemna, uroczysta atmosfera. A trzeba przyznać, że siedzieli do dziewiętnastej czterdzieści dwa.
Rozdział 4
W poniedziałek Michał wstał równo o piątej. Pierwszym krokiem, jaki wykonał była kąpiel w zimnej wodzie. Zaraz po niej ubrał się, pościelił łóżko i usiadł na podłodze przygotowany do medytacji.
Po kilku minutach odprężenia wszedł do nieznanego mu świata. Nie byłoby to dziwne, gdyby była to wizja normalnego kawałka ziemi.
Znajdował się w pokoju pełnym… tabliczek?!
Kiedy próbował przeczytać napisy na nich, wyryte one znikały i pojawiały się w innym miejscu. Ogólnie pomieszczenie było w bieli.
Nagle do Michała doszedł dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Hałas dobiegał z lewej ściany.
W momencie przybliżenia się do niej przed Michałem wyskoczyła tabliczka. Ten wyraz był wyraźny. Wymawiając go, pojawiło się przejście do niebieskiego pokoju.
„Droga”.
Michał przeszedł przez otwór w ścianie. Patrząc w prawo, zobaczył metalowe drzwi.
Reakcja była prosta. Próbował je otworzyć, ale się nie dało.
Kiedy odwrócił się do tyłu, zobaczył czerwony napis. Przeczytał go i usłyszał przekręcanie klucza w zamku.
„Wybierz”.
Michał odwrócił się w stronę drzwi. Były otwarte.
Wszedł do pokoju i zobaczył dwa przejścia. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Nic więcej wokół niego oraz pustki nie mógł odnaleźć.
Michał spróbował otworzyć oczy. Nie dał rady. Dalej widział przejścia do ciemnych korytarzy.
Lewy i prawy. Co wybrać? — To pytanie krążyło po jego głowie. Zdecydował ostatecznie, że wejdzie instynktownie…
Po co miał iść?
Po dłuższym zastanowieniu się wszedł do tunelu po prawej stronie.
Wtedy ukazał się jego pokój. Był w nim cały czas. Michał uszczypnął się w dłoń. Poczuł lekkie pieczenie.
„To nie działo się naprawdę” — Pomyślał, wstał i spojrzał na zegarek w telefonie. Dochodziła siódma dwadzieścia. Szybko ubrał buty i wyszedł na przystanek. Zdążył w samą porę, autobus właśnie podjechał.
Siedział i myślał, jak może wyglądać jego pierwszy dzień w pracy. Zastanawiał się nad opcją pożyczenia pieniędzy od szefa w ten lub następny dzień.
Kiedy wszedł do budynku, strażnik pokierował go do piwnicy.
Czemu tam?
Michał nawet nie chciał wiedzieć. Pragnął tylko pracować na pełnych obrotach.
W pokoju z komorą spotkał mężczyznę, który nakazał wypić skromną butelkę, z jak to powiedział, płynem zawierającym mikroskopijnych rozmiarów chipy.
Gdy Michał to zrobił, wszedł do komory i został zamknięty.
Do środka wpuszczono gaz usypiający. Michał zasnął i obudził się jednocześnie w pokoju z szarymi ścianami, białym sufitem, podłogą w czerwone kafelki oraz drzwiami naprzeciwko siebie. Nagle usłyszał męski głos:
— Tu będziesz zaczynał i kończył każdą misję.
— Wprowadziliśmy Twoje ciało w stan śpiączki, ale nie martw się. Obudzimy Ciebie pod koniec zmiany. Dzisiaj zaczniesz trening. W odpowiednim czasie przejdziesz do nowo odkrytych światów. Zadania będą coraz bardziej wymagające, pozbawione radości i spokoju. Następnym razem wrócisz tam, gdzie zakończyłeś, dopóki nie osiągniesz celu. Możesz mówić.
— Dokąd prowadzą te drzwi? — Spytał Michał.
— Za nimi jest kolejny pokój podobny do tego. Znajdziesz tam cyfrowo wygenerowaną kamerę z nieograniczoną możliwością nagrywania.
— Co mam robić?
— Teraz idź po nią. Jest na jedynej półce. Nie potrzebuje baterii. Potem wejdź do czarnego portalu. Włączymy go, kiedy będziesz w środku.
— Jak wrócę?
— O to się nie martw. Zabierzemy Ciebie w odpowiedniej chwili.
Michał przeszedł przez jedyne drzwi, zabrał kamerę i wszedł w portal. Nagle znalazł się przed domem.
Miejsce niczego mu nie przypominało. Chociaż wolał o tym nie myśleć.
Czuł, że jest w Piekle.
— Przepraszam. Nie to miejsce. Muszę zrobić porządek w plikach- Powiedział męski głos.
Po tych słowach Michał znalazł się na drodze przed lasem.
— Znowu nie to- Rzekł głos.
Teraz Michał stał przed ścianką wspinaczkową. Pierwszym ruchem, jaki zrobił, było podejście pod nią.
— Już jesteś- Znowu męski głos- Przed Tobą ściana wspinaczkowa. Za nią skok w wirtualne błoto. Spokojnie, nie ubrudzisz się. Potem bieg po belce, ruchome schody, bieg przez opony, ślizg pod drutem kolczastym i znowu ściana tyle, że w dół. Gotowy?
— Trening? Tylko tyle?
— Druga część jest trudniejsza. Gotowy?
— Jasne.
— To start.
Michał dość szybko uporał się ze ścianą i zeskokiem w błoto. Potem prawie nie spadając, przeszedł po belce. Ruchome schody zajęły mu trochę więcej czasu od ściany wspinaczkowej. Bieg przez opony poszedł zadziwiająco sprawnie. Następne były kolczatki. Trzymając kamerę w lewej ręce, przeszedł i tę przeszkodę. Na odwrotnej ścianie wspinaczkowej zawiesił kamerę na szyję i wolno oraz z wielką uwagą zszedł na dół.
Kiedy stanął na wirtualnej ziemi i popatrzył w przód, zobaczył drabinę jakieś pięćset metrów od siebie.
— Brawo. Najlepszy czas- Powiedział męski głos- Teraz bieg i wspinaczka na mur. Nie będzie tak prosto. Wirtualne psy mają klatki sto dwadzieścia metrów od Ciebie. Zobaczymy, jaki jesteś szybki. W przypadku, kiedy złapią Ciebie, zaczynasz jutro od początku. Będziesz miał czas na duchowy trening.
— Które miejsce na ilu zawodników?
— Pierwsze na wszystkich byłych pracowników. Gotowy?
— Zaraz… Psy?! Nie jestem taki szybki.
— Gotowy? — Powtórzył głos- Potem będzie łatwiej.
— No tak.
— To na trzy wypuszczam psy. Raz… dwa… Gotowy… Do startu… Trzy!
Michał wystartował. Biegł swoim najszybszym tempem. W cztery piąte drogi psy były trzydzieści metrów od niego.
Kiedy, wspinał się na trzymetrowe ogrodzenie, jeden z nich prawie doskoczył i chwycił za jego nogawkę. Michał był już na górze, gdy wirtualne psy zniknęły.
— Brawo. Po prostu trzeba dać nagrodę- Powiedział głos.
— Kim jesteś? — Michał zajarzył, że nie zadał jeszcze tego pytania.
— Odpowiem na nie po zakończeniu testu. Swoją drogą czas na szukanie kartek.
— Że co?! — Zdziwił się Michał.
— Spokojnie. Kartki znajdziesz w opuszczonym domu. Drugi test to nagrywanie. Szukając kartek, nagrywaj wszystko, co widzisz. Po ich odnalezieniu schowaj je do skrzynki przed budynkiem. Szukaj również klucza z literką T. Przyda się na później.
— Ile jest kartek?
— Trzy. Dom ma parter i piwnicę. Możesz palić światło.
— A gdzie dom?
— Na lewo od Ciebie. Jest ogrodzony zniszczonym płotem. Wejście szybko odnajdziesz. Swoją drogą ja bym już szedł. Wieczór nie będzie trwał wiecznie.
Michał skierował się w lewo. Po kilku minutach odnalazł płot. Przeskoczył przez niego i zaczął szukać głównego wejścia.
Znalazł je dość szybko. Dokładnie w momencie całkowitego zajścia słońca włączył nagrywanie oraz lampę na głównym tarasie.
Wszedł do domu przez skrzypiące drzwi.
Wewnątrz panowała ciemność. Michał był zmuszony patrzeć na kamerę, idąc do kolejnych pokoi. Na przedpokoju szybko odnalazł światło. Umieszczone było lekko w prawo przed drzwiami.
Zapalił je.
Jego oczom ukazał się malutki korytarzyk. Beżowe ściany, podłoga z jasnych desek i jedyna szafa ze zbitym lustrem wyglądały nawet przyzwoicie.
Po lewej stronie Michał miał zejście do piwnicy od prawej przejście do kolejnych pomieszczeń. Wybrał parter.
W drugim pokoju znajdował się telewizor dość starej daty, szafka, kanapa w czarno białe łatki oraz półki z książkami.
Michał zapalił światło i zaczął przeglądać książki. Zauważył, że wszystkie mają te same tytuły.
Wyciągając trzecią z kolei wypadła mu kartka z napisem: „Do skrzyni”.
Michał zabrał ją, odłożył książkę i poszedł do kolejnego pomieszczenia. Była to kuchnia.
Odnalazł światło i zapalił. Jego oczom ukazał się piec kuchenny, kamienny stół oraz krzesła zdobione ręcznie.
Rozejrzał się wokół. Na stole stały talerze zastawione syto. Znalazł się tu kurczak z jabłkami, naleśniki, a obok nich syrop klonowy oraz mleko.
Michał, chcąc zaoszczędzić czas, nie oglądał się zbyt długo za kartkami. Przeszedł do jadalni połączonej z sypialnią.
Tu ściany miały barwę zgniłego złota. Podłoga została wyłożona kafelkami w kolorze młodych ziemniaków wyjętych prosto z ziemi.
Pierwszym co przykuło uwagę Michała były łóżka.
Starannie zaścielone w zieloną kołdrę w żółte kropki z białą poduszką. Między nimi mieściły się dwa stoliki nocne, a na nich świece.
Drugą rzeczą była szafa z wyłamanymi drzwiami.
Po dokładnym rozejrzeniu się Michał zauważył stolik przy oknie. Na nim znajdowała się otwarta książka z piórem i atramentem.
Podszedł bliżej.
Pismo w książce było niewyraźne, pisane jakby ktoś się śpieszył.
Michał podniósł ją i zobaczył klucz. Zabrał go, po czym odłożył książkę. Potem przeszedł się po pokoju i na jednym z trzech łóżek zobaczył kartkę z tym samym napisem co poprzednio.
Wyszedł z pokoju i kiedy dotarł przed schody prowadzące do piwnicy, zatrzymał się i wyłączył nagrywanie. Następnie poszedł przed dom i włożył kartki do skrzyni.
— Jeszcze jedna kartka- Powiedział męski głos- Potem kończysz trening na dzisiaj.
— Tak się zastanawiam nad tym, czy na pewno muszę iść na dół.
— Podpowiem, że parter został przez Ciebie wyczyszczony. Pamiętaj o włączeniu kamery.
Michał wszedł do domu, włączył kamerę i zszedł powoli na dół.
Tam nie było możliwości zapalenia światła, o czym dość szybko się przekonał. Zadanie utrudniał dodatkowo stojący płyn o gęstości wody.
Michał wolał nie wiedzieć, w jakiej mazi chodzi.
Patrząc w monitor kamery, zaczął szukać ostatniej kartki. Chciał już zakończyć to dziwne zadanie.
Patrząc na metalowe półki, widział same kartony. W końcu dotarł do końca piwnicy i stanął przed obrazkiem ładnie namalowanej literki T.
Michał skręcił w lewą stronę i tu ponowił poszukiwania. Kartka, którą szukał, znajdowała się prawie na samym końcu rzędu półek.
Kiedy ją zabrał, zaczął wracać do wyjścia z piwnicy.
Niedługo potem znalazł się na tarasie, odłożył kartkę i usłyszał głos:
— Dzisiaj to koniec treningu. Jutro znajdziesz się przed domem i będziesz kontynuować trening. Jest czternasta.
— Jakie masz imię?
— Mówiłem, że zdradzę je po skończeniu treningu. Teraz przygotuj się na teleportację do ciała.
— Chwila… To jestem duszą?
— Można tak powiedzieć. Gotowy? To wstajesz na zero. Trzy… Dwa… Jeden… I…
Michał obudził się w komorze. Miał lekkie zawroty głowy.
Kazano mu wypić wodę z minerałami. Zrobił to.
Po jej wypiciu poczuł się lepiej.
Teraz wyszedł z budynku i wsiadł w pierwszy autobus do domu.
W mieszkaniu zjadł zimna pizzę z wczoraj i usiadł do książki. Czytał ją do godziny dziewiętnastej dwa. Później Wziął ciepły prysznic i zmęczony pomodlił się. Nie miał ochoty na medytację, którą robił dzień w dzień przed snem.
Zasnął.
Rozdział 5
Michał przebudził się w nocy. Z dziwnego powodu nie mógł zasnąć z powrotem.
O czwartej siedemnaście zaczął krzątać się po mieszkaniu.
Do piątej trzydzieści przygotował się do pracy. Równo z tą godziną podjął się medytacji.
Usiadł na podłodze i zamknął oczy. Po dziesięciu głębokich oddechach znalazł się w tym samym pomieszczeniu co wczoraj. Jednak nad tunelami widniało hasło:
„Droga jest jedna. Rzeczywistości jest kilka. Mądrość to działanie, nie wybór”.
Michał bez zastanowienia wybrał lewy tunel. Wszedł i otworzył oczy.
Znajdował się w tym samym pokoju, co zaczął medytację. Godzina wskazywała pięć po siódmej.
Nie wiedząc, dlaczego wszedł do kuchni, kierując się na stół i właśnie tam zauważył kluczyki od samochodu z karteczką.
Zdziwienie było duże. Jednak obrócił kartkę w swoją stronę.
Po chwili mrugania przeczytał ją:
„Volvo rodzinne jest do Twojej dyspozycji. Kolor niebieski. Stoi na parkingu przed blokiem. Uważaj na siebie”.
Zdziwiony Michał wyrzucił kartkę do śmietnika, zabrał magiczny prezent i wyszedł.
Na parkingu odszukał nowy samochód, wsiadł, uruchomił silnik i ruszył do pracy.
Silnik brzmiał lekko i swobodnie, a zarazem głośny przyśpieszał do stu kilometrów w niecałe dwanaście sekund.
Przed budynkiem był za piętnaście ósma. Na spokojnie wszedł do środka i zjechał windą na dół. W pomieszczeniu z komorą był równo o ósmej.
Zanim wybiła dziewiąta, zdążył porozmawiać z pracownikami. Potem dostał polecenie wejścia do komory i kiedy to zrobił, pojawił się przed starym domem z zapalonym światłem.
Na dworze właśnie wschodziło słońce.
— Witaj. Dzisiaj musisz znowu zejść do piwnicy. Klucz, który masz w kieszeni, pasuje do drzwi za obrazem. Po przejściu przez korytarz dostaniesz kolejne informacje- Powiedział męski głos.
— Do której dzisiaj pracuję? — Spytał Michał.
— Zależy, kiedy zakończysz test. Ogólnie do czternastej. Może nawet szybciej. Wszystko jest zależne. Na dole nie musisz nic nagrywać.
— Dobrze wiedzieć. To idę.
Michał zszedł do piwnicy.
Kiedy zatrzymał się przed obrazem, wyjął klucz, odsunął dzieło malarskie i na chybił trafił włożył go do wymacanej dziurki.
Przekręcił zamek i usłyszał szczęk.
Przed nim pojawiło się ostre światło. Oślepiło go na krótki okres.
Po kilku chwilach, kiedy oczy przyzwyczaiły się do jasności, Michał wszedł do korytarza.
Zanim poszedł dalej, spojrzał na podłogę za siebie. Mazią, przez którą musiał iść była… woda.
Teraz patrzył na korytarz. Jasne, białe światło dobrze kontrastowało z zielonymi ścianami oraz jasno, żółtymi kafelkami na podłodze.
Michał ruszył korytarzem przed siebie.
W pewnym momencie dotarł do ogromnej białej sali.
Na, przeciwko wejścia znajdowały się metalowe drzwi, zaś od prawej strony wisiał obraz przypominający labirynt.
— Teraz musisz przejść ten labirynt w obrazie. Nie jest trudny. Za drzwiami mieści się teleport do głównego pokoju. Jest tylko pewien haczyk. Na wykonanie zadania masz dwadzieścia minut. W innym wypadku zaczynasz od początku. Proste? W takim razie start.
Michał najpierw obejrzał obraz. Potem szybko odnalazł wystającą część i w ciągu jedenastu minut doszedł do końca. Wtedy usłyszał dźwięk zamków i zobaczył, jak metalowe drzwi otwierają się.
Przeszedł do kolejnego pokoju.
— Gratulacje. Jestem zaskoczony Twoją sprawnością. Poczekaj tu chwilę. Ja zaraz Ciebie przetransportuję- Powiedział męski głos.
Michał znalazł się w pomieszczeniu startowym.
— Nazywam się Ireneusz Rogaty. Pytałeś o moje imię. Będę Ciebie prowadził przez misje. Wychodź z tego świata i spotkajmy się w moim biurze. Gotowy na powrót?
Michał obudził się w komorze. Kiedy z niej wyszedł do pomieszczenia, wszedł rudy brodaty mężczyzna.
— Miło mi Ciebie poznać- Odezwał się nieznajomy- To ja prowadziłem Ciebie przez trening. Jestem Ireneusz Rogaty.
— Również mi miło- Odpowiedział Michał.
— Szybko uporałeś się z zadaniami. Był tu jeden taki co ty. Niestety zrezygnował. Mówił, że nie może wytrzymać. Jego dusza żąda zmian. Myślę, iż Ty jesteś inny.
— Co mam zrobić? Która godzina? — Spytał Michał.
— Masz wolne. Zanim jednak pójdziesz chcę zwrócić uwagę na styl, w jakim przeszedłeś ostatni pokój. Orientacja pierwsza klasa. Swoją drogą większość próbowała zagadkę nawet po dwadzieścia cztery razy.
— O czym mówisz?
— Powiadam tylko, że dasz sobie radę z nowym wyzwaniem, a ono nie będzie proste. Piekło. Na tej misji poległ każdy. Robili ją tygodniami, ale po upływie trzech, a czasem czterech miesięcy znikali.
— O co w niej chodzi? Chcę wiedzieć, zanim zacznę.
— Skoro się upierasz… I tak byś się dowiedział. Trzeba zrobić zdjęcia zamku. Siedzibie szatana. Sęk w tym, że aby się tam dostać musisz przejść przez bramę. Broni jej cerber, pies z trzema głowami. Następnie lasem, przez rzekę dusz, miastem umarłych do gór. Potem przez jaskinię śmierci i…
— I dalej nikt nie dotarł?
— Tak. Po drugiej stronie ponoć znajduje się zamek.
— Wchodzę w to.
— Jesteś pewny?
— Nie mam wyjścia. Dobrze mówię? — Dopytał Michał.
— Masz rację. Tylko zapamiętaj, że możemy Ciebie przetransportować, kiedy dasz znać. Tam na dole nie ma zbyt dobrego zasięgu, więc pozostaniesz sam.
— To ja schodzę na dół?! — Zdziwił się Michał- Nie jest mi po drodze. Myślałem, że to wirtualny świat.
— Też tak myśleliśmy. Dopóki maszyny nie zwariowały.
— Co to znaczy?
— Co pewien okres maszyny dostają bzika. Na monitorze wyskakuje napis „śmierć jest blisko”. Na następny dzień znika pracownik.
— Rozwiążę ten problem. W jakim momencie się pojawia? — Dopytał Michał.
— Przy wejściu do jaskini śmierci.
— Postaram się ją ominąć. Na pewno jest jakaś inna droga.
— To podróż duszy. Na kiedy przygotujesz się do wyprawy?
— Doczytam książkę o podróży duszą. Powinienem skończyć w trzy dni.
— Na piątek?
— Myślę, że tak. Nie powinienem mieć większych problemów czytaniem. Medytacja to też podróż duchem.
— Medytujesz? — Zdziwił się Ireneusz.
— Codziennie. Ostatnio miałem dziwne wizje. Jednak dam sobie radę.
— To piątek na dziewiątą do piętnastej.
— Dokładnie. Mogę prosić o jedną rzecz?
— Jaką?
— Gdzie znajdę mojego przełożonego? Potrzebuję zaliczkę na kwotę trzech tysięcy.
— Na kiedy?
— Jak jest możliwość to teraz.
— W takim razie zrobię przelew do wieczora.
— Ty jesteś moim?…
— Tak. Na co zaliczka?
— Mieszkanie. Chcę się przeprowadzić.
— Rozumiem. Ale na piątek na pewno będziesz?
— Jasna sprawa.
— To ja już idę do biura, a Ty możesz wracać. Do zobaczenia.
— Miłego.
Michał wyszedł z budynku na parking. Wsiadając do samochodu, spojrzał na godzinę w telefonie. Dochodziła trzynasta. Miał więc czas na czytanie.
Uruchomił silnik i odjechał spod firmy.
Pod blokiem wyszukał miejsce, zaparkował i siedział z otwartymi drzwiami.
Myślał.
Właściwie próbował dokonać analizy swojego zachowania. Nigdy przedtem nie był tak uległy.
Czyżby wilczur zmienił się w baranka? To nie było możliwe…
Niemożliwe?!
Możliwe!
Michał uświadomił sobie, dlaczego wcielił się w tą rolę. Inny większy człowiek go przytłoczył.
Tu pojawiło się pytanie, które odeszło w zapomnienie, zostawiając niesmak w ustach: Czy rezygnacja z pracy uszczęśliwiłaby mnie?
Michał opuścił samochód. Zamknął go i wszedł do mieszkania. Następnie wziął ciepły prysznic, przebrał się, wszedł pod kołdrę i zabrał się za dokończenie książki.
W godzinach wieczornych zrobił sobie kolację, a następnie sprawdził stan konta. Zauważył zaliczkę nie w kwocie trzech tysięcy, lecz dwustu tysięcy złotych.
Zaczął się zastanawiać, po co mu taka suma.
Wtedy wpadł na pomysł, który rozwalił cały dotychczasowy system.
Zamiast wynajmować u kogoś, mógł… Mieć mieszkanie na własność?!
Własność- Ten wyraz utkwił Michałowi w mózgu. Zawsze chciał wyjść na swoje, nie płacąc komuś.
Własne mieszkanie- Strach przed zakończeniem umowy i wyrzuceniem na bruk w tej chwili minął.
Michał usiadł przed laptopem i zaczął szukać domów jednorodzinnych, do dwustu tysięcy. Szybko odnalazł oferty nieprzekraczające trzech ósmych posiadanej kwoty.
Wybrał jedno z ogłoszeń i napisał SMS-a. Wiadomość dostał po niedługim czasie.
Był umówiony w środę na jedenastą przy Alei Zbawienia.
Michał wyłączył laptopa i pomodlił się. Następnie usiadł na podłodze, szykując się do medytacji.
Po kilku głębokich oddechach znalazł się przed drzwiami. Nie były one zwyczajne. Coś różniło je od zwykłych. Miały trzy metry szerokości i cztery wysokości. Za nimi panował mrok.
Michał odwrócił się. Stał przed półką ze zdobionymi porcelanami.
Nagle usłyszał otwieranie zamka. Spojrzał przez ramię.
Drzwi otworzyły się.
Huk!
Coś właśnie rozbiło się na kawałki.
Trzask!
Znowu upadek czegoś delikatnego.
Ponownie huk.
Michał popatrzył na półkę. Zauważył, że brakuje trzech porcelanowych waz. Zanim zorientował się, że leżą rozbite na podłodze poczuł kłucie w brzuchu. Ktoś chciał go zabić.
Chaotycznie rozejrzał się po pokoju. Drzwi stały lekko uchylone, porcelany były na swoim miejscu.
W pewnej chwili Michał odwrócił się do drzwi i zaczął iść w ich kierunku.
Huk! Trzask!
Coś spadało z każdym kolejnym krokiem.
Michał, otwierając drzwi na szerokość, spojrzał na półkę. Ze zdziwieniem stwierdził, że ostała się tylko jedna waza.
Przeszedł do ciemnego pokoju.
Huk!
Kiedy znalazł się w pomieszczeniu, po jego lewej stronie wisiał podświetlony na biało napis:
Wybór to najważniejsza decyzja
I w tej samej chwili, gdy Michał zakończył czytanie, rozbłysło czerwone lekkie światło.
Odgłos zamykanych drzwi nawet go nie przestraszył. Wręcz przeciwnie, zaintrygował.
W pokoju było pusto. Po drugiej stronie mieścił się jedynie guzik.
Michał podszedł i wcisnął go.
Rozdział 6
Była godzina trzecia. Michał nie mógł spać. Z przerwami myślał o przeszłości. Przypomniał sobie chwile z mamą, tatą i młodszą siostrą w Dzień Bożego Narodzenia.
Ten dzień, który nie pozwalał mu spać… Godzina, w której ojciec oświadczył, że czas, aby Michał wyprowadził się z domu… Jaka wtedy stała się kłótnia rozdzielająca Ojca i syna, Rodziców i dziecko…
Tego samego wieczora Michał spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł.
Dzisiejszego wczesnego ranka odczuł jaka niepotrzebna była owa awantura. Poczuł się winny takiemu obrotowi spraw.
Około czwartej wstał i zaczął pisać list do mamy i taty.
Wyrzucił trzydzieści ileś kartek i zakończył. List miał pięć stron i brzmiał bardziej jak próba odkupienia winy połączona z prośbą o ułaskawienie niż przeprosiny i chęć ponowienia kontaktów.
Niemniej jednak Michał miał nadzieję, że złe myśli przestaną go nękać.
Ubrał się porządnie, a następnie wyszedł z domu. Po siódmej był przed domem rodziców.
Zadzwonił domofonem.
Przed dom wyszedł ojciec.
— Chyba wszystko było jasne. Nie mam ochoty widzieć Ciebie Smarkaczu- Zaczął ojciec Michała.
— Tato. Ja rozumiem, że przez tyle lat nie utrzymywaliśmy kontaktu. Daj mi szansę. Proszę…
— Odszedłeś, nie dając mi, dojść do słowa. Chciałem wspomóc Ciebie finansowo. Ale teraz już po interesach.
— Przepraszam- Michał uchylił głowę.
— Co robisz? Nie słyszę.
— Przepraszam. To moja wina. Nie czuję się z tym dobrze. Po nocach nie mogę spać. Przyjechałem dać list i powiedzieć co leży mi na sercu.
— To miało być oficjalne Boże Narodzenie. Wszystko zepsułeś.
— Tato… Nie chcę robić Tobie więcej przykrości. Wybacz za moje zachowanie. Miałem osiemnaście lat. Byłem szczeniakiem.
— Nadal nim jesteś. Twoja siostra była mądrzejsza. Wyjechała z kraju i spełnia swoje marzenia. Ty zawsze byłeś zerem.
— Sęk w tym, że Twoje przepowiednie się nie spełniają. Ojcze, mówiłeś, że nie znajdę dobrze płatnej pracy, kobiety… Teraz jadę obejrzeć dom jednorodzinny w okolicy. Pracuję na trzy czwarte etatu za dwanaście tysięcy. Skończyłem fotografie. Zawód, który miał zaprowadzić mnie donikąd.
— Za takie pieniądze to sobie możesz co najwyżej pomarzyć o dobrej emeryturze. Za nie nawet nie utrzymasz rodziny. Ja roku po Twoim odejściu dorobiłem się pierwszego miliona. Rzesza zwolenników literatury wojennej pragnie nowych książek. Wziąłbyś się za to, co ja.
— Sugerujesz, że wspomógłbyś mnie finansowo? — Zdziwił się Michał.
— Zająłbym się promocją. Może książka by z tego powstała?
— Nie umiem pisać tak dobrych powieści, jak Ty.
— Ale znasz literki? Umiesz układać zdania? Nauczyłbym Ciebie kilku sztuczek pisarskich. Miłość ojca do dziecka nigdy nie wygasa. Zastanów się.
— Gatunek.
— Znalazłbyś odpowiedni, kiedy zrozumiałbyś, o co w tym chodzi.
— A praca? — Dopytał Michał.
— Jest Internet, komputer. Podałbym mail-a i dałbyś radę. Praca na pół etatu i książka powstałaby w trzy miesiące.
— Zastanowię się.
Michał wrzucił list do skrzynki i odszedł, żegnając się z ojcem.
Wrócił do domu, wykąpał się, ponownie ubrał i wyszedł.
Na Alei Zbawienia przyjechał chwilę przed jedenastą. Zgodnie z umową zaparkował przed ceglanym domem z szarymi szybami.
Wysiadł z samochodu.
Michał równo o jedenastej zapukał do mieszkania.
Od środka słychać było, jak ktoś chodzi, ale nikt nie miał zamiaru otworzyć.
Pięć po jedenastej przed budynek podjechał szary mustang. Wysiadła z niego Kobieta o brąz włosach w kuszącej spódniczce i podkoszulku. Wyciągając klucze od domu, przywitała się uśmiechem.
— Pani sprzedaje ten dom? — Spytał Michał.
— A pan planuje go odkupić. Tak, Jestem właścicielką tego domu. Wejdzie Pan? — Kobieta otworzyła drzwi.
Na pierwszy rzut oka dom wyglądał jak każdy inny. Zwykłe meble, Obrazy przedstawiające Jezusa i Matkę Boską, porozwieszane krzyże… Jednak historia zaniepokoiła Michała.
Dom stoi na dawnym cmentarzu powojennym- Zaczęła opowiadać kobieta- Wieczorami słychać odgłosy dochodzące z piwnicy. W tym czasie lepiej pozostać w łóżku. Sypialnia ma wbudowaną toaletę z łazienką. W sumie trzy sypialnie z osobnymi ubikacjami. Kuchnia też została przeniesiona na górę. Na parterze jak Pan widzi tylko pokoje ze świętymi obrazami.
— Historia tego domu. Proszę mi ją opowiedzieć- Nalegał Michał.
— Piwnica jest nawiedzana przez dusze.
— Był egzorcysta? Sprawdzał ten dom?
— Byłam u wróżki. Nawet nie pomyślałam o egzorcyzmach.
— W takim razie kupię dom i z Pani pomocą wraz z egzorcystą usuniemy duchy raz na zawsze.
— Dlaczego ze mną? — Zdziwiła się kobieta.
— Pani tu mieszkała i wie, gdzie oraz o których godzinach chodzą.
— To wyjaśnia mi czemu. Ale czy egzorcysta sam nie wykryje dusz?
— Może to być demon. Pewności nie mam. Dusze… To brzmi lekko podejrzanie.
— W takim razie przedstawię się. Jestem Daria Kurka. Na kiedy egzorcysta?
— Ja Michał Krępa. Jak najszybciej. Dopłacę za niego, tylko niech Pani go załatwi.
— Dobrze. Skontaktuję się z Panem, jak termin zostanie ustalony. Gdzie w ogóle go szukać?
— Jest Internet. Pewnie znajdzie go Pani szybko.
— Jesteś pierwszym człowiekiem o takich pomysłach. Inni mówili, że się zastanowią i kontakt się urywał.
— Widzisz Pani Dario. Wiem co i kiedy robić.
— Proszę mi mówić Daria. Nie lubię, jak ktoś dodaje wyraz Pani przed moim imieniem.
— To Jesteśmy w kontakcie. Do widzenia.
— Do zobaczenia.
Michał wsiadł do samochodu, odpalił silnik i odjechał spod domu.
Na czternastą szesnaście wszedł do chińskiej restauracji i zamówił kurczaka z grilla w sosie ostrym. O piętnastej czterdzieści trzy był po posiłku.
Najedzony wrócił do domu i w momencie, kiedy usiadł na łóżko, zadzwonił do niego telefon. Michał odebrał.
— Cześć Michał- Powiedział damski głos- Mama nie mogła nic zrobić.
— Milena? O czym Ty mówisz?
— Miała wypadek. Jechała z nocki u koleżanki i potrącił ją autobus- „Płacz Mileny” — Ma ciężki uraz kręgosłupa i mózgu. Lekarze nie dają jej szans.
— Chcesz się spotkać?
— Jestem zbyt roztrzęsiona. Dzwonię, abyś wiedział, że chcę zostać sama do chwili, kiedy się znowu nie odezwę.
— A co ja mam robić? Jesteśmy razem i wiedz, że chcę pomóc.
— Michał… Zajmij się pracą i szukaniem domu. Zrób też coś kreatywnego.
— Na przykład?
— Napisz książkę. Zrób to dla mnie. O miłości, intrydze, zdradzie… Na pewno ją przeczytam.
— Zrobię to, tylko obiecaj mi jedno. Nie zrób głupot.
— Postaram się.
Pip… Pip… Pip… Telefon rozłączył się.
Michał sprawdził baterię. Prawie czterdzieści procent.
Nie zdążył Milenie powiedzieć, jak bardzo mu na niej zależy.
Teraz Michał usiadł przed komputer i wyszukał program do pisania. Po jego zainstalowaniu spisał tytuły podchodzące pod romans łączony z kryminałem. Następnie przerzucił je na dysk wymienny, który miał pod ręką, odłożył obok kluczyków od samochodu, wyłączył komputer, spakował go do torby. Następnie schował tam dysk, mysz oraz ładowarkę. Postawił torbę przed drzwiami i wziął do ręki notatnik z długopisem.
Teraz siedział na łóżku z otwartymi książkami o duszy i notował najpotrzebniejsze informacje, które uważał za pilne do zapamiętania.
Wieczorem gdzieś po dziewiętnastej zakończył notować z pierwszej książki.
Usiadł do medytacji.
Zanim jednak zaczął, przeczytał dokładnie wszystko, co zapisał. Zrozumiał, że to on decyduje co dzieje się podczas medytacji, choć na część rzeczy nie ma wpływu.
Zamknął oczy, wziął kilka głębokich oddechów i znalazł się na platformie w kosmosie.
Wyobraził sobie drzwi. Dwie drogi do wyboru. Jedną z opisem „Niebo”, a drugą „Piekło”.
Wybrał pierwszą.
Wszedł.
Stanął przed gigantyczną złotą bramą. Za nią widać było mnóstwo budynków ze starożytnej Grecji.
Teraz Michał starał się znaleźć za bramą. Jednak na próżno.
Nie był w stanie przedostać się wyobraźnią do miasta.
Po dłuższych zmaganiach nagle zapanowała ciemność.
Michał nic nie mógł na to poradzić.
Wtedy usłyszał głosy. Męski oraz damski. Mówiły coś niewyraźnie.
Michał wsłuchał się.
— Jestem przekonana, że to musi się skończyć.
— Wiem. Ale on to robi codziennie.
— Lucyfer nie będzie zadowolony. Zresztą nie może się do mnie przyczepić. Robię swoje i oddaję raporty.
— Nie bądź taka pewna Marianno. On zawsze znajdzie osła.
— Mówisz o sobie Lucjuszu. Nasz Pan Chce go żywego.
— Mój ojciec myśli, że panuje nad sytuacją sam. Prawda jest taka, że to ja rozporządzam jego wojskiem. To Demony. One pragną zabijać.
— Nie musisz powtarzać. Jednak co zrobisz z Krępą?
— Marianno… To, co planuję, to dopiero zobaczysz. Jeszcze kilka wyborów. Robię mu ciemne losowanie.
— Dzień za dniem?
— Właśnie. Albo uda mu się wcisnąć prawidłowy guzik, albo nie. To samo tyczy się drzwi.
— Dajesz mu za dużo fory. Lucjusz, on tu ma dotrzeć.
— To się okaże. Jeszcze mogą go zwolnić.
— O czym mówisz?
Tu głosy znowu stały się niewyraźne.
Michał otworzył oczy. Znajdował się w swoim pokoju.
Spojrzał na zegarek w telefonie. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Pomodlił się z prośbą, aby nic mu się nie stało. Następnie starał się zasnąć.
Sen nie miał zamiaru przytulić Michała.
On zaś leżał do drugiej czterdzieści jeden. Po minięciu tej godziny wstał, wyjął laptopa i zaczął pisać pierwszą książkę w życiu.
Mniej więcej o szóstej miał swój pierwszy prolog za sobą. Cztery strony napisał wokoło cztery godziny.
Do siódmej spisał dwóch głównych bohaterów oraz pięć postaci pobocznych. Opisał również miejsca akcji, czas oraz skrócił powieść do najważniejszych elementów w punktach. O siódmej dwanaście miał zrobioną kopię i spakowany laptop do wyjścia.
Podczas zimnego prysznica postanowił, że dowie się, w jaki inny sposób może uzyskiwać siłę witalną oraz pozytywne myśli.
Zjadł śniadanie i ósmej pięćdziesiąt pięć, a następnie wyjechał do rodzinnego domu.
Rozdział 7
Na miejscu Michał zadzwonił domofonem. Otworzyła mu mama.
Kobieta była zaskoczona przybyciem syna i tym, że zaczyna ponawiać kontakty z tatą. Po dłuższej rozmowie wpuściła Michała do domu, zaś sama wyszła na miasto.
— Cześć synu- Zaczął ojciec.
— Wspominałeś ostatnio o pisaniu książki. Czy się mylę?
— Masz rację. Nad jakim gatunkiem się głowisz?
— Coś w stylu romansu z kryminałem. Tato, Jak pisać wydajniej?
— Aby szybko pisać potrzeba dwóch rzeczy. Czas oraz pomysł. W innym wypadku będziesz pisał do śmierci.
— A jak Ty osiągnąłeś takie tempo pisania?
— Przede wszystkim przez pisanie kolejnych książek. Stronę potrafię napisać w dwadzieścia minut. Zaczynasz?
— Tak jak słychać. Mam tytuły pod interesujący mnie gatunek.
— W takim razie co stoi Tobie na przeszkodzie synu?
— Właściwie czas, w jakim piszę stronę. Jak zmniejszyć go o powiedzmy połowę?
— W krótkim czasie jest to niemożliwe. Ćwiczenia i jeszcze raz pisanie. Będę mógł przejrzeć to, co napiszesz. Nie chcę oceniać pochopnie.
— To, kiedy mnie zaczniesz uczyć?
— Po Twojej pierwszej książce i mojej solidnej ocenie napiszemy razem i zobaczysz mistrza pióra w akcji. Lecz najpierw kawy?
— Podziękuję. Gdzie najlepiej pisać? Gdzie Ty tato piszesz?
— W domu przy gorącej herbacie. Nie mam chęci na bieganiny po kawiarniach i barach. Domowa cisza jest najlepsza.
— To zostawiam Tobie dysk wymienny, abyś zobaczył prolog.
— Już go masz? Super. Ile pisałeś?
— Szczerze… Cztery godziny.
— To zobaczę wypociny mego syna.
— W takim razie wracam do domu.
— Trzymaj się i szybko zakończ książkę.
— Do zobaczenia tato.
Michał wyszedł z domu rodzinnego, wsiadł do samochodu i ruszył do mieszkania.
Po drodze zajechał do sklepu kupić mrożoną pizzę oraz coś do picia.
W domu był o dwunastej siedemnaście.
Jako pierwsze odłożył zakupy na stół. Potem włączył piekarnik, włożył pizzę i wyjął laptopa.
Siedząc i czekając na obiad, Michał zdążył uruchomić program do pisania. Korzystając z rad ojca, zaczął pisać książkę.
W krótkim czasie wciągnął się i zapomniał o posiłku. Na szczęście piekarnik po półgodziny wyłączył się automatycznie.
Mając plan, Michał opisywał z drobnymi szczegółami akcję, postacie, rzeczy i uczucia. Do osiemnastej miał skończony pierwszy rozdział.
Nagle przypomniał sobie, że trzeba coś zjeść.
Był głodny.
Spojrzał na zegarek. Godzina wskazywała porę kolacji.
Michał wstał, wyłączając laptopa. Podszedł do lodówki i wyjął mleko. Następnie z szafki zabrał miskę oraz płatki.
Po kolacji kładąc naczynia do zlewu, zobaczył jedzenie na tacy w piekarniku. Kiedy zakończył mycie, otworzył go.
Wyjął pizzę i zamknął piekarnik. Pierwszą reakcją było zaskoczenie. Potem jednak przypomniał sobie, że miał zjeść trochę niezdrowy obiad.
Michał wyjął folię, zapakował tacę i położył ją na stole z karteczką: „Pizza. Zjeść na śniadanie”.
Teraz przeniósł laptopa do pokoju.
Po kąpieli poczuł się rześko.
W pokoju ukląkł i pomodlił się. Zaraz po modlitwie usiadł do medytacji.
Już zamykał oczy, gdy do jego głowy przyszły słowa nie chcące odejść, a co lepsze, dające sygnał, żeby przestał.
Tu zaczął się monolog. Istna bitwa. Jedna strona czująca zagrożenie próbowała odciągnąć od zamiarów. Nawyki jednak nie chciały odpuścić.
Ostatecznie wygrało poczucie zagrożenia.
Michał wstał z podłogi i usiadł na łóżku.
Wyłączył się.
Nie myślał, nie czuł, nie słyszał.
Trwało to do dziewiętnastej piętnaście. Wtedy czując się lepiej, zaczął myśleć nad sposobem odnowienia energii.
Do głowy przychodziły mu różne pomysły. Od czytania przez śpiewanie, aż po rozwiązywanie zagadek umysłowych.
Wszystko odrzucał.
Po dwudziestej znowu wyłączył umysł.
Tak samo nieświadomie, jak ostatnio.
Przez ten czas, czyli pięć minut weszło do jego głowy jedno hasło: „Wyłącz”.
Z tym pomysłem poszedł spać.
O siódmej Michał wstał.
Hasło nie chciało się odczepić. Trzymało się mocno.
Wyłącz
Co to mogło oznaczać?
Zastanawiając się nad odpowiedzią, Michał włączył laptopa. Następnie wyszukał forum zajmujące się sposobami ulepszania ludzkiej egzystencji. Wpisał nurtujący go wyraz.
Pusto.
Na stronie nie odnalazł nic związanego z wyłączaniem.
Teraz miał kolejny „genialny” pomysł. Wpisał wyraz, z którym miał problem. Wyniki były różne. Od wyłączania sprzętów elektronicznych po programy komputerowe. Ale nic, o tym, czego najprawdopodobniej szukał.
Michał załamał ręce.
Poczuł się gorzej. Nie tylko dlatego, że nic nie znalazł, lecz z drugiego powodu- Zaczął tracić siły witalne.
Kolejną opcją, jaką spróbował, było odnalezienie forum o uzdrowieniach duchowych.
Znajdował się już na jednym z nich, gdy nagle utracił łącze internetowe. Próbował odzyskać je i w pewnej chwili na laptopie samoistnie włączyła się pisana przez niego książka. Jakby tego było mało czcionką dwadzieścia sześć w czerwonym kolorze na nowej stronie został wypisany tekst:
Nie szukaj. Umysł i serce są połączone. Wyłącz
Ta dziwna wiadomość znikąd, a właściwie wskazówka zmieniła jeszcze wielkość na czcionkę trzydzieści dwa, a potem plik zamknął się.
Michał sprawdził plik z książką.
Prolog… Rozdziały…
Zero śladu po wiadomości.
Serce i umysł?…Połączone?… Wyłącz. Coś chce mi pomóc. Nie dowiem się teraz. Mam inne pilne sprawy. Muszę szybko znaleźć sposób na podwyższenie poziomu pozytywności. W innym wypadku… Oj, wolę nie myśleć co ze mną będzie- Pomyślał Michał i w tym samym momencie do laptopa powrócił Internet.
To, co zobaczył na stronie forum, przeraziło go.
Twarz człowieka z rogami, nieokiełznanym uśmiechem w oczach, a pod zdjęciem podpis: On poluje. On czeka. Wysłannik Szatana. Strzeż się go!…
Michał czym prędzej wyłączył przeglądarkę.
Będąc w stanie przerażenia, podskoczył na dźwięk SMS-a.
To Daria Kurka.
Treść wiadomości zaskoczyła Michała: „Spotkanie z egzorcystą nie odbędzie się. Ktoś spalił dom”.
Ta krótka informacja wprawiła go w jeszcze większy strach. Jedyną opcją jaka pozostała Michałowi to szukanie innego domu.
Ponownie włączył przeglądarkę. Wszystko wyglądało spokojnie. Strona z domami załadowała się w miarę szybko. Pozostała kwestia wyboru i spotkania.
Michał wybrał dom za sto tysięcy złotych. Napisał SMS-a i umówił spotkanie na dwunastą.
Kiedy zakończył siedzenie przed laptopem, była już dziesiąta dwadzieścia osiem.
Umył się, ubrał w świeże ubiory i wszedł do kuchni.
Pierwsze, na co spojrzał, była owinięta srebrem taca z napisem: „Pizza. Zjeść na śniadanie”.
Odpakował i zaczął jeść.
Przez cały czas zastanawiał się nad słowem: „Wyłącz”.
Nic mu to jednak nie dawało.
Kiedy zjadł połowę pizzy, zakrył ją z powrotem folią,
wyszedł z mieszkania i pojechał na Ulicę Jasną w miejsce spotkania.
Na miejscu był minutę przed czasem.
Wysiadł.
Przed domem stał elegancko ubrany mężczyzna. Czarne buty idealnie pasowały do granatowego garnituru i czerwonej muszki. To zaś przy długich wąsach i okularach w złotych oprawkach przypominało raczej alfonsa niż porządnego człowieka.
— To Pan chce kupić dom? — Zapytał mężczyzna- Nazywam się Ali Ekspert. Zapraszam do wewnątrz- Otworzył drzwi.
Przed wejściem mieścił się podjazd na dwa samochody oraz garaż.
Dom w środku był bogato zdobiony. Wszędzie złote lub srebrne posągi. Na ścianach miecze i karabiny. Dodatkowo obrazy przedstawiające średniowieczne sceny. Znalazłoby się tu również kilka współczesnych. Na półkach porcelany z różnych krajów.
Michała zachwyciło wykonanie mebli. Ręcznie zdobione z ciemnego drewna.
Kuchnia była łączona z jadalnią i pokojem gościnnym. Na ścianie przedstawiony został górski krajobraz.
W domu było widać przesyt i wszechstronność, nie mówiąc o dokładności wykonania każdego nawet najmniejszego detalu.
A to był dopiero parter. Na piętrze pierwszym w sypialniach duże łóżka, meble, ponad sześćdziesiąt dwa cale telewizorów plazmowych o rozdzielczości FULL HD z zaokrąglonym ekranem, lampy energooszczędne oraz półki z książkami. Dochodzi do tego osobna łazienka i toaleta. Wszystko tak samo, jak na parterze ręcznie i starannie wykonane.
Drugie piętro, a zarazem poddasze z ogromną ilością szaf, kilkoma pokojami tak samo wykończonymi, toaletą oraz łazienką. Wszystko osobno. Dodatkiem były dwa balkony. Jeden na główną ulicę, a drugi od strony trawnika.
W piwnicy zamiast szarych ścian jaskrawożółta farba. Skrzynka z prądem oraz drewniane półki, na których stało kilka podpisanych kartonów. Ponadto pralka, duży kosz na pranie, choinka bożonarodzeniowa i miejsca na warzywa dokładnie opisane. Tak samo, jak w całym domu dużo miejsca na poruszanie się.
Od drugiej strony budynku w miarę ogromny trawnik. Znajdowała się na nim suszarka, miejsce na ognisko lub grilla oraz stoły i krzesła pod parasolami.
— Jaka jest historia tego domu? — Spytał Michał.
— Zaczęło się od mojego prapradziadka. Kiedy osiedlał się z przyszłą mamą mojego pradziadka, miasto było jeszcze wioską. Te tereny były pierwsze. Dlatego dojazd jest tak utrudniony i do głównego miasta jest czterdzieści minut. Potem mój pradziadek i prababcia mieszkali tu przez całe swoje życie. Dziadek i babcia też. Podobnie jak ojciec. W momencie jego śmierci odziedziczyłem ten dom. Osobiście mieszkam poza miastem w małej wsi. Cisza i spokój. Sprzedaję dom z nadzieją, że odzyska dawne życie.
— Kiedy zrobić przelew?
— Może Pan dawać w ratach. Miesięcznie po dziesięć tysięcy.
— Wolę jednak całość od razu. Możemy nawet pojechać do banku i przy Panu zrobię przelew.
— A ja oddam klucze. Dobrze więc. Chodźmy.
Podjechali do banku. Tam Michał nakazał zrobić przelew na sto tysięcy i kiedy środki dotarły na drugie konto, dostał klucze od domu.
Gdy wrócił do mieszkania, zaczął pakować wszystkie rzeczy do samochodu. Nie było ich dużo. Tego samego dnia o godzinie dwudziestej przyjechał do nowego własnego domu.
Michał wszedł i poczuł się niezależny. Uczucie to przytłumiło wspomnienie z dziś.
Nie szukaj. Serce i umysł są połączone. Wyłącz
Na nowo powróciło zastanowienie.
Michał wyszedł na balkon.
Początek nocy zapowiadał się przyjemnie. Cisza wokoło, przyjemne ciepło… Żyć nie umierać. Można by stać tak cały czas.
O dwudziestej pierwszej dwanaście Michała próbował przytulić sen. Wrócił więc i położył się do łóżka.
Zasnął spokojnie.
Rozdział 8
Był poniedziałek. Do Michała nie dzwoniono ani nie pisano.
Zdążył już zdać klucze od wynajmowanego dawniej mieszkania. Wypakował się i o szóstej piętnaście zjadł śniadanie.
Milena milczała. Michał próbował się do niej dodzwonić, lecz za każdym razem odpowiadała mu głucha cisza.
Napisał cztery nowe rozdziały swojej pierwszej romantycznej książki z elementami kryminału. Miała już objętość sześćdziesięciu pięciu stron.
Nie medytował. Cały czas w głowie miał słowa: „Nie szukaj. Serce i umysł są połączone. Wyłącz”.
Zaczynał powoli wątpić w inną możliwość utrzymania pozytywnych myśli.
Teraz brał zimną kąpiel i miał wyłączony umysł. Odprężał się.
Po kąpieli ubrał się i wyszedł przed dom.
Wsiadł do samochodu i odjechał do firmy.
Na miejscu był chwilę przed ósmą. Zaparkował, a następnie wszedł do budynku i podszedł do strażnika.
— Witam- Powiedział z uśmiechem- Piękny mamy dzień.
— Dla Pana. Ale trzeba przyznać. Pogoda dopisuje.
— Lato jest tego roku idealne. Nie za gorąco. Zimno też nie jest.
— Słyszał Pan ostatnie nowinki? Czepiają się kolejny raz do naszej spółki. Walka z politykami będzie trudna.
Już dwa razy wygraliśmy. Tym razem nie może być tak prosto. Mają jakiś as w rękawie.
— Damy radę- Zapewnił Michał- Zwłaszcza że są specjalni prawnicy.
— To trzeci raz w ciągu czterech miesięcy. Walka z nimi pożarła setki tysięcy złotych. Myśli Pan, że odpuszczą?
— Kiedyś na pewno.
— Oby. W innym wypadku stracimy pracę. A wtedy wszystkie badania pójdą w łeb.
— Jakie badania? — Zaciekawił się Michał.
— Nad innymi wymiarami. Przecież pracujesz w odkrywaniu światów.
— Ach tak… Zapomniałem. Muszę już iść. Zobaczymy się przed szesnastą.
— Do zobaczenia.
Michał zjechał windą na dół i przed wejściem spotkał Ireneusza.
— Dobrze, że jesteś. Zaczynamy punktualnie. Przetransportujemy Ciebie w góry. Będziesz miał łatwiejsze zadanie.
— Czyli idziemy na skróty? — Spytał Michał.
— Ty miałeś szukać innej drogi. Jeżeli chcesz, możesz wziąć ze sobą mapę. Ostatnio kupił ją jeden z naszych agentów.
— Jaka cena?
— Siedem kości.
— To jakaś waluta? — Zdziwił się Michał.
— Tak. Piekło ma swoje prawa. Nie należy ich łamać.
— Podziękuję za mapę. Wolę kompas.
— Kosztuje dwanaście kości. Nie stać nas było. Pracował dopiero pięć dni.
— Kiedy się z nim spotkam?
— W wiosce za miastem. Uprawia Kościste melony.
— Co to jest?
— Jakaś odmiana rośliny. W czternaście godzin od posiania wyrasta. Więdnie po czterech dniach.
— Czyli co mam do wyboru? — Spytał Michał.
— Miasto lub góry. Twoja decyzja.
— Trudno. W jakich godzinach go znajdę?
— Między dziewiątą a szesnastą.
— A nie można od razu do wioski?
— Można. Podać imię?
— Jak byś mógł?…
— Andrzej Kostka.
— Dzięki. Właściwie która godzina?
— Ja jeszcze załatwię z nim sprawę. Chciałem najpierw porozmawiać z Tobą. Za pięć dziewiąta zaczynamy.
— A jak wygląda?
— Staniesz przy bramie głównej. Podejdzie do Ciebie.
Ireneusz odszedł, a Michał usiadł na krześle przed salą z komorą. Czekając dalej, zastanawiał się, co oznacza słowo: „Wyłącz”.
Równo za pięć dziewiąta został poproszony o wejście do komory.
Michał stanął przed bramą wjazdową.
Domy zrobione były z czegoś ciemnego przypominającego cegły. Brama złota ze srebrnym ogrodzeniem miała może pięć metrów wysokości i grubość pół metra.
Michał spojrzał na niebo. Tam zobaczył czerwoną mgłę. Nie miał pojęcia czy jest dzień.
Nic nie wskazywało na to, że spotka kogoś w tutejszym barze.
Nagle podszedł do niego mężczyzna z purpurowo brązowymi włosami ułożonymi na Homera o złotawych oczach, kryjących w sobie duży pokład siły mentalnej. Jego napakowane ciało mówiło o końskim zdrowiu, niespożytej energii oraz umiłowaniu do pracy fizycznej.
— Zły dzień- Powiedział mężczyzna, stając przed Michałem- Nazywam się Kostek.
— Miło mi. Michał. Czemu zły?
— Tak się tu witamy. Słuchaj… Słyszałem, że potrzebujesz pomocy.
— Czekam na Andrzeja. Znasz go?
— Ha! Ale to dobre- Kostek zaczął się śmiać.
— Co Ciebie tak śmieszy? — Zdziwił się Michał.
— Przecież nikt z tutejszych nie podchodzi ot tak i nie ma zamiaru pomóc. Tym bardziej nie przedstawiają się. Co innego, kiedy załatwiają coś bardzo pilnego.
— Ach… Teraz rozumem.
— Więc chodź. Omówimy to, co potrzebujesz w barze.
— Przy piwie?
— Raczej jakimś napoju. W piekle nie serwują alkoholu. Biedni nie mają do niego dostępu. Zamówienie u prywatnych sprzedawców za sporą sumę kości.
— Ireneusz wspominał mi o systemie płatności. Jak to się odbywa?
— Nie wydaj mnie. O nim się tu nie mówi. Tamten świat ich guzik obchodzi. Jednak niektórzy są dobrze doinformowani. A inni desperacko próbują nad nim zapanować- Wyszeptał Kostek.
— Ogólnie pałac. Szukam innego przejścia.
— Znam wędrowca, który zna drogę przez przełęcz. Słyszałem, że jest w połowie bezpieczna.
— Czemu nie w całości?
— Dla śmiertelników, którzy chcą przejść stoi mur wielkości dziesięciu mali. Grubość wynosi ponoć sto mali.
— To jakaś forma odległości?
— Nie mylisz się. Mal wynosi dwa metry. Więcej informacji dowiesz się u osoby, do której idziemy.
— Teraz? — Michał zamilkł.
Mężczyźni ruszyli z miejsca. Kawałek dalej stał ciemny drewniany budynek z wiszącą tabliczką przed wejściem. Głosiła ona: „Bar SS Piekło- Zapraszamy w dwadzieścia cztery godziny siedem dni w tygodniu”.
Weszli.
W barze ściany miały kolor zieleni łączony z czerwienią. Obrazy na ścianach przypominały portrety jednego demona.
Czarne rogi, ludzka twarz, oczy zwężone niczym u kota polującego w nocy, krzywo obcięte ciemne włosy oraz mściwy uśmieszek. Pod każdym obrazem podpis mówił jedno:
Lucyfer. Pan Piekła od zalania dziejów. Wielbcie go ponad wszystko
Stoły w barze były zrobione z drewna w barwie łososiowej. Krzesła podobnie.
Przyjemnej atmosfery dodawała muzyka klasyczna podchodząca pod Jazz oraz nierażące niebieskie światło padające w górę od strony podłogi.
Kostek zaprowadził Michała do pokoju o innych mroczniejszych kolorach.
Tutaj ściany miały barwę czerni, szare światło padało z sufitu, dodatkowo czuć było swąd śmierci połączony z potęgą, której Michał dotąd nie znał. Stolik i krzesło również ciemne jak reszta pomieszczenia dawały obraz otaczającego strachu i potępienia.
Przy stole siedziała postać odziana w czarny płaszcz z kapturem na głowie. Wystające dłonie miała trupio blade.
— Dzisiaj jest dzień grzechów- Powiedziała przeciągle męskim grubym tonem przypominającym otwieranie skrzypiących drzwi.
— Jesteśmy tu, aby przedostać się na drugą stronę gór- Powiedział nieoficjalnie Kostek.
— Wiem, po co jesteście. Znam kilka dróg do miejsca, w które się udajecie. Jednak zanim powiem to, co musicie usłyszeć i dam mapę pokazującą miejsce docelowe w miejscu, w którym się znajdujecie, muszę was ostrzec przed niebezpieczeństwem tej misji. Ryzykujesz dużo Michale. Swoje życie, życie przewodnika i pomocnika. Na trasie nie ma jedzenia ani picia. Każdy postój oznacza utratę energii. Musicie ją odnawiać. Jak? Po prostu wyłączyć. Wyłączcie serce i umysł. To pomoże Wam przetrwać. Są trzy drogi. Jedna prowadzi przez legowisko pająka. Druga przez bramę dusz. Trzecia została odkryta przeze mnie i nigdy nikt jej nie używa. Podobnie jak legowiska.
— Jaka to trzecia droga? — Dopytał Kostek.
— Prowadzi przez opuszczony cmentarz. Nie dajcie się zwieść. Na cmentarzu leżą ciała martwych wojowników poległych podczas bitwy światów. Jakikolwiek szmer lub stąpnięcie na grób oznaczać będzie obudzenie wojownika ciemności. Według
legendy, kiedy się go obudzi z wiecznego snu, w świecie ludzkim nastanie okres ciemności. Słońce zacznie zanikać, dopóki ten, kto go przebudził, nie zostanie zabity. Ta sama legenda powiada, że można go pokonać. Jednak na razie to Was nie powinno obchodzić.
— Mapa. Co mamy zrobić, aby ją dostać? — Spytał Michał.
— Nic. Zwyczajnie uważajcie na siebie i wróćcie cali z informacjami od Piekielnej Betty. Zawsze wychodziła w południe na łąkę przy lesie, z którego wyjdziecie. Potrzebuję dowiedzieć się, co planuje jej brat Lucjusz z ich ojcem Lucyferem. Powiedzcie jej, że to informacja dla Kowala. Będzie wiedziała, o kogo chodzi- Mężczyzna wyjął z torby mapę oraz cztery złote monety- To na przejazd łodzią przez rzekę Styks. Jedna moneta na osobę w jedną stronę.
Kostek wziął od mężczyzny dar, podziękował i wyszedł razem z Michałem.
Po drodze do lasu między nimi panowała cisza.
Las znajdował się kawałek za wsią. Stojąc przed nim, Kostek otworzył mapę.
Wskazywała punkt położenia mężczyzn i białą kropkę jako punkt przewozu przez rzekę. Widoczny był las jako plama z wyrazem. Droga i wieś również miały napisy. Według mapy mężczyźni powinni kierować się na północ piekła.
Weszli do lasu i idąc, Michał podjął kolejną rozmowę:
— Mówiłeś, że ktoś chce opanować świat ludzi.
— Hitler. Znasz go. Prawda?
— Z lekcji historii.
— Tu Michale historia zatrzymała swój bieg. Demony żyją spokojnie i nie planują nic zmieniać. On zaś organizuje podbój całej ziemi. Tylko zapomina o jednej ważnej sprawie. Demony i duchy nie są widoczne dla ludzkich zmysłów. A przynajmniej nie dla wszystkich.
— Czyli nie uda mu się to?
— Tego nie powiedziałem. Demony takie jak Hitler mają możliwość wpływania na ludzkie decyzje.
— Może obrócić nasze czasy w proch.
— Coś w tym guście- Odparł z uśmiechem Kostek.
— A Tobie co do śmiechu?
— Właśnie widzę schody.
— Jakie?! Gdzie? — Dopytał Michał.
— Przed nami.
— Masz zwidy.
— Raczej nie. Podbiegnijmy tam, a sam zobaczysz.
Kostek pobiegł truchtem, a Michał zmuszony został zrobić to samo.
Na miejscu obaj zobaczyli łajbę.
Statek wyglądał na bardzo stary. Jednak nie to zaniepokoiło Michała. Na okręcie stał kościotrup w białej szacie.
Rozdział 9
— Witam na łodzi- Powiedział kościotrup, stukając laską.
— My na drugą stronę- Powiedział Kostek.
— Oszalałeś- Wyszeptał Michał.
— To jedyna opcja. Widzisz tu jakąś inną łódź?
— Zapraszam. Dwie monety. Łajba nie zatonie. Niedawno ją naprawiałem- Powiedział kościotrup, schodząc po schodach.
Kostek zapłacił i wszedł na łódź. Michał z niechęcią też wszedł, lecz szybko podszedł do kolegi.
Łajba wyruszyła.
— Nie mam ochoty wracać tą łodzią- Powiedział szczerze Michał.
— Mnie też się nie uśmiecha. Zaraz wysiądziemy i sprawdzę mapę. Zobaczymy, jaki jest kolejny cel.
Zaraz po tych słowach podpłynęli do brzegu.
Michał zbiegł z łodzi i stojąc na dróżce leśnej, czekał, aż Kostek do niego przyjdzie. Chwilę później otworzyli mapę.
Kolejnym celem na liście był most nad przepaścią.
Poszli przed siebie leśną dróżką.
Po drodze zatrzymali się.
— Przypomnisz mi, po co robię tę misję? — Spytał Michał.
— Masz kamerę, więc zrobisz zdjęcia od zewnątrz zamku.
— Aha. Wykonuję brudną robotę.
— Potem czekają Ciebie kolejne misje. Pamiętaj. Mogą być gorsze od tej.
— Co masz na myśli?
— Z tego, co słyszałem, drugą misją miało, być kamerowanie szpitala psychiatrycznego. Ponoć jest nawiedzony.
— Wirtualnie czy twarzą w twarz?
— A jak myślisz? Mają wbudowaną mapę. Ty jesteś w komorze i nagrywasz dla nich całą nockę.
— Szykuje się nocna zmiana? — Dopytał Michał.
— Tak. Swoją drogą popatrz w górę. Zaczyna robić się granatowo.
— Co to oznacza?
— Zwykle koniec mojej zmiany. Nie wiem, jak będzie tym razem.
— To chyba dobrze. Czas podładować mentalne siły- Zauważył Michał.
— Wiesz, jak wyłączyć umysł i serce?
— To jakieś żarty. Tak?
— O co chodzi? — Zdziwił się Kostek.
— Ktoś włamał mi się na komputer, napisał wiadomość. Coś podobnego do tego, co powiedziałeś.
— O zmianie?
— Nie. Wyłącz. To słowo. Teraz już wiem, że chodzi o umysł i serce. Nie mam pojęcia jak to zrobić.
— To będzie trudne. Chociaż korzystam z pewnej metody. Jest nawet dobra.
— Medytacja? Chcę z niej zrezygnować.
— Nie. To coś nie ma jeszcze nazwy. Robię głębokie oddechy przy otwartych oczach. Potem wyobrażam sobie, jak przypływa do mnie fala pozytywnej energii, a ja ją łapię. Pomaga. Próbowałem medytacji przez trzy tygodnie. Nie pomagała. W sensie, że nie dawała wielkiego kopa. Wiesz, o co chodzi?
— Chyba tak.
— Wtedy zacząłem testować. Jak do tej pory działa znakomicie. Jestem na wymarzonym stanowisku, mam wymarzoną żonę, pięcioletniego syna. Pieniądze, które zacząłem zarabiać, po trzech miesiącach od wydania podręcznika szczęścia są ogromne. Aktualnie piszę podręcznik sukcesu, a w wolnym czasie jeżdżę moim ferrari. Mieszkam w willi za pięćset tysięcy złotych. Łatwo ją rozpoznać. Ostatnio sfinansowałem mieszkanie dla Ciebie.
— To ty ofiarowałeś mi dwieście tysięcy? — Zdziwił się Michał.
— Nie dziękuj. To miała być tajemnica.
— Andrzej. Dziękuję.
— Drobiazg. Może kiedyś po pracy skoczymy na piwo? Nie piję, ale mogę zrobić wyjątek.
Tu Michał zniknął i pojawił się w komorze.
Kiedy z niej wyszedł i wjechał windą na pater, zauważył, że robi się ciemno.
— Która godzina? — Spytał strażnika.
— Po osiemnastej. Długo Ciebie trzymali.
— Dziękuję. Jadę wypróbować nową metodę.
— Życzę powodzenia. Do następnego.
— Do jutra.
Michał wyszedł z budynku i wsiadł do samochodu. Przełączył stację na Jazz i wyjechał z parkingu.
Wracając, zahaczył sklep spożywczy i zakupił bułki oraz kiełbasę.
Następnie po powrocie do samochodu przełączył stację na klasyczną i podjechał do siebie.
W domu panował mrok. Ciemność była nie do zniesienia.
Michał zapalił światło w kuchni, przekroił bułki na pół, wyjął patelnię i zaczął wszystko podsmażać.
Gdzieś po dwudziestej siedział spokojnie na łóżku i pamiętając o nowej metodzie, zaczął wyobrażać sobie energię. Kulę złotego jaskrawego światła, która swoimi promykami przekazywała mu siłę.
Siedział tak przez około piętnaście minut. Potem pomodlił się i wskoczył pod kołdrę.
Zasnął niemalże natychmiast.
Wszędzie panowała ciemność. Widać było tylko najbliższe fragmenty… Drzewa. Czyżby Michał znalazł się w lesie?
Na niebie wisiał księżyc w pełnej swojej okazałości.
Michał zdezorientowany widział tylko najbliższe dziesięć merów przed sobą. Kiedy próbował zrozumieć, gdzie jest, usłyszał kroki dochodzące zza jego pleców.
Nie patrząc, gdzie idzie, po pewnym czasie znalazł się przed rzeką.
Przez całą drogę coś kroczyło za nim.
Mając do wyboru dwie ścieżki, Michał zaczął biec ku dole rzeki.
Kiedy zatrzymał się przy moście, usłyszał, jak coś zbliża się szybkim tempem.
Nie patrząc na wywieszoną tabliczkę, wszedł na most. W połowie zatrzymał się.
Dalszej drogi nie było. Druga część mostu stała dopiero dziewięć metrów od zakończenia pierwszej.
Coś zbliżało się i w pewnej chwili…
Cisza.
Zero odgłosu kroków. Panująca ciemność oraz cisza dawały lekkie ukojenie.
Czy jest spokojnie? Na jak długo? — Te myśli błąkały się po głowie Michała. Jedno czego mógł być pewny, a nie był to sen. Wszystko wyglądało na prawdziwe.
Michał odwrócił się. W tym momencie poczuł zimne poty.
Przed nim stało coś o kształcie ludzkim. Było wychudzone, a zza pleców wystawały kościste skrzydła. W prawej dłoni trzymało lśniący w blasku księżyca złoty miecz opuszczony w dół. W drugiej zgaszoną pochodnię. Na sobie miało szarą opaskę. Uśmiechała się.
Nie wygląd przestraszył Michała, lecz to, co wyczuwał.
Postać kipiała złem. Nie była to często spotykana energia.
Mrok wypełniający każdy skrawek wolnej przestrzeni. Coś złego, tajemniczego, strasznego, a zarazem wciągającego.
Postać chwyciła miecz, oburącz rzucając pochodnię na most. Następnie zrobiła zamach i Michał był zmuszony cofnąć się.
Pudło.
Tajemnicza postać nie trafiła. Podchodząc bliżej, zrobiła kolejny zamach.
Znowu pudło.
Michał odsunął się na tyle mocno, że wpadł do wody.
— A!… — Krzyknął, siadając na łóżko- To tylko sen chłopie. Ogarnij się!
Michał wstał i poszedł do kuchni. Tam przepłukał twarz zimną wodą, napił się z kranu i zapalił światło.
— To tylko sen. To nie dzieje się w rzeczywistości- Powiedział, będąc mało pewnym swoich słów.
Nagle światło mrugnęło. W pokoju zrobiło się zimno.
— Nie bądź taki pewien- Coś za jego plecami wypowiedziało słowa, które nie krzepiły ziarnka nadziei- Jest trzecia. I tak długo pospałeś.
Michał z niepewnością odwrócił się i w blasku żarówki zobaczył mężczyznę ubranego w czarny mundur z kilkoma orderami.
W lewej dłoni trzymał maskę przeciwgazową, a w drugiej pistolet. Na plecach miał duży plecak. Do niego przyczepiony śpiwór oraz karabin.
— Kim jesteś? — Spytał Michał, oglądając mężczyznę.
— Powiem w odpowiednim czasie. Przybyłem tu z innego powodu. Zaczyna się gra na czas. Głowy lecą. Jesteś zagrożony.
— O czym mówisz?
— Chodzi mi o piekło. Droga nie jest usłana różami. Masz wybór. Pomogę Tobie, a ty pomożesz mi lub zapomnisz o mojej wizycie.
— Jak mam Tobie zaufać?
— Poczuj to. Michale, Twoje życie jest cenne.
— Przypuśćmy, że potrzebuję pomocy.
— Ja wymagam, tylko, abyś wysłuchał mnie do końca i zadecydował.
— Mówisz? Trochę mam czasu. Chcę iść spać.
— Chcę, abyś idąc do zamku, zahaczył o starą chatkę. Mieści się przed cmentarzem. Dokładnie na wzgórzu. Łatwo tam trafić. W środku powinien znajdować się list od Artema.
— Czemu sam nie pójdziesz?
— Nie jest mi po drodze. Schowaj go i nikomu nie pokazuj. Spotkamy się, kiedy wrócisz do miasta.
— A w czym Ty mi pomożesz? — Padło krępujące pytanie z ust Michała.
— Polowanie na głowy. Jesteś jednym z celi. W pracy nic
Ci nie grozi, lecz kiedy śnisz lub medytujesz, jesteś sam. A będąc samotnym w piekle… Długo nie przeżyjesz.
— Co masz na myśli?
— Zostanę Twoim strażnikiem. Będę kręcił się w pobliżu.
— Tu w domu?
— Oczywiście, że tak. W razie niebezpieczeństwa zapalę światło.
— Ty jesteś bytem?
— Coś w tym rodzaju. Nie wchodźmy w szczegóły. Idź spać. Jest późno.
Michał popatrzył na zegarek. Dochodziła czwarta. Wiedział, że nie ma sensu iść spać.
Zajrzał do lodówki.
W środku mleko, parówki, masło oraz inne pożywienie.
Wyjął mleko i parówki. Nie był specjalnie głodny.
— A wiesz?… Przypomniało mi się, że zanim dotrzesz do chatki jest, kanion lub wąwóz. Jak chcesz, tak nazywaj. W każdym razie most zmieści jedną osobę. Jest dość stary i niestabilny. Można go obejść. Wystarczy przejść się w lewo i odnaleźć posąg słonia. Wtedy odnajdziesz schody w dół. Prowadzą do jaskini, dzięki której łatwo trafisz na drugą stronę.
— Nie mam czasu na gadanie- Powiedział Michał- Ale zapamiętam. Od mostu w lewo do słonia. Potem chodami do jaskini. Jakieś inne uwagi?
— List ma leżeć w szafie w głównym pokoju.
— List w szafie. Jeszcze zbiorę siły na wyprawę.
— Radziłbym wyjść z wody.
— O czym ty?…
— Wpadłeś do rzeki w piekle. Jeżeli nie wyjdziesz, prąd porwie Ciebie do Styksu, a tam znikniesz w otchłani dusz.
— Skąd wiesz, gdzie byłem we śnie? Ja sam tego nie ogarnąłem.
— Zaufaj. Zwyczajnie uwierz.
Michał usiadł i zamknął oczy. Po kilku głębokich oddechach znalazł się na brzegu rzeki.
Szybko wypłynął na brzeg. Zauważył, że słońce wschodziło.
Czuł się mokry.
Pomarańczowe niebo oświetlało most, przy którym stał Michał.
Nie wiedząc, z której strony jest, wszedł na niego. Znalazł kamerę, podniósł ją i rozejrzał się wokół.
Nikogo nie było.
Rozdział 10
Kiedy Michał przestał medytować, pomodlił się i wyobraził, jak łapie energię z jasnej nierażącej kuli.
Poczuł się lepiej.
Nadeszła godzina siódma. Chciał pożegnać się z nieznajomym, który miał mu pomagać, ale go już nie było.
Wyszedł.
W pracy znalazł się punktualnie.
Fakt, że zaczynał o dziewiątej, był zbyt oczywisty. Wolał jednak się nie spóźnić i obgadać pewną rzecz.
Przechodząc przez korytarz, natknął się na Andrzeja.
— Witaj.
— Cześć. Ostatnio nie mogłem Ciebie zastać.
— Mam pilną sprawę- Powiedział Michał.
— Jaka znowu pilna?
— Chodzi o piekło.
— Nie mogłeś nic namieszać. Do piekła przechodzimy przez komory.
— I medytację. Dziwne sny?!…
— O czym mówisz? — Zainteresował się Andrzej.
— Miałem sen, który może okazać się realny. Zresztą mniejsza. Jestem nad rzeką. Wiesz, gdzie jest most?
— O który chodzi? Znam położenie urwanego mostu oraz tego, który pilnuje strażnik.
— Raczej urwany.
— To dość niedaleko od miejsca, w którym się rozstaliśmy.
— Jak tam trafiłeś?
— Uciekałem przez sen, wpadłem do rzeki, a kiedy zaczynał się nowy dzień w piekle, wyszedłem z niej i odnalazłem kamerę. Teraz nie wiem, w którą stronę mam iść.
— Uciekałeś? Przed kim?
— Było ciemno. Nie chcę tego opowiadać. Wyczułem od groma ciemnej energii. Wspomnę tylko kościste skrzydła.
— Idź do psychologa.
— Niby w czym pomoże?
— Oj Michał, Nasz psycholog. Nikt go dawno nie odwiedzał. Swoją drogą słyszałem, że piekło zabiło pracowników na Twoim etacie.
— Wiesz co?! Dzięki! Psycholog i psychiatra nic nie pomogą. A przypomnienie o koszmarach piekła… Oszalałeś.
— Przepraszam Michał. Tak mi się wymsknęło.
— No dobra. Ale zanim wejdziemy. Jest wtorek. O której kończymy?
— To właśnie chciałem ustalić z szefostwem.
— Kto nim jest?
— A zgadnij.
— Ireneusz? — Domyślił się Michał.
— Tak On.
— Opowiesz mi po drodze. Ja pójdę już i poproszę o szybsze wejście. Muszę odnaleźć nasze miejsce rozdzielenia się.
— Dobrze. To jak coś spotkamy się przy moście.
Michał poszedł do pokoju z komorą. Poprosił o szybsze wejście i co najlepsze dostał pozwolenie.
Wszedł do środka.
Znowu znalazł się przed mostem. Tym razem poszukał ścieżki.
Nie znalazł. Wszędzie stały drzewa.
Kolejnym ruchem, jaki wykonał, było pójście w las na wprost od urwanego mostu.
Idąc, w głowie szumiała mu pustka.
Zero myśli.
Słychać było ptaki. Niestety żadnego nie dało się wypatrzeć.
Michał w końcu dotarł na ścieżkę.
Nie pamiętał jednak czy z tego miejsca zaczął uciekać.
Od prawej strony zaczął słyszeć parskanie i stukot końskich kopyt. Ktoś zbliżał się w spokojnym tempie.
Michał osunął się za pobliskie krzaki. Przykucnął.
Na czarnym koniu w brązowe łaty o białej grzywie z dostojnym ogonem jechał mężczyzna ubrany w królewskie szaty, cicho pogwizdując. U boku trzymał srebrny miecz.
Nagle nieznajomy zatrzymał się i przypiął konia do pnia chudego drzewa. Następnie poszedł za krzaki naprzeciwko Michała.
Po upływie kilku dobrych minut wrócił, zaciskając pasa, odpiął konia i rozejrzał się po okolicy.
Pech chciał, aby właśnie teraz drogą przechodził Andrzej.
Mężczyzna zostawił konia i dobywając miecz, ruszył ku niemu.
Wtedy Michał go zauważył.
Andrzej, widząc biegnącego mężczyznę, zaczął uciekać w kierunku mostu.
Michał, widząc, że właściciel konia oddala się, skorzystał z okazji i wsiadł na niego.
Galopem ruszył w pościg za znajomym.
Przed mostem wyprzedził Andrzeja i nakazał mu szybko siąść za jego plecami.
Andrzej wykonał polecenie.
— Ej! Mój koń! — Wrzasnął mężczyzna, kiedy oddalali się.
Do mostu dotarli w niezwykle szybkim tempie.
Michał zsiadł zaraz za Andrzejem i przypiął konia do kawałka oschłego pnia. Następnie przeszukał dwie torby. W jednej z nich znalazł jabłka, ciastka oraz wodę, a w drugiej cztery sakiewki z kośćmi.
Zabrał je i zajrzał do jednej z nich.
— Takie małe? — Zdziwił się Michał.
— O co chodzi?
— Te kości. Są takie małe.
— Zobacz do drugiej.
W drugiej sakiewce znalazły się złotówki. W trzeciej złote monety, a w czwartej srebrne kryształy.
— Złotówki to nasza waluta. Po co je trzyma?
— Wiesz, że może to być agent?
— Złote monety są do tutejszego statku na rzece. A srebrne kryształy?
— Pewnie służy w niebie.
— Tak. Pewnie. I co jeszcze?
— Wiesz Michale? Coś słyszałem o niebie. Waluta obiła mi się o uszy. Srebrne kryształy… Weź je ze sobą. Monety też się Tobie przydadzą. Złotówki to nasza waluta.
— A kości?
— Też weź. Piekło jest dość drogie. Chociaż ostatnio ceny spadły o jedną siódmą. Idziemy przez most?
— Oszalałeś! Ty nie mówisz serio. Racja?
— Innego przejścia nie mamy.
— A to jest…
— Kanion. Mapa pokazuje drugą stronę.
— Chodź za mną.
— O co chodzi?
— Po prostu chodź.
Michał poszedł według wskazówek nieznajomego i natrafił na zarośnięty posąg słonia.
— Teraz szukaj schodów- Poinformował Michał- Gdzieś powinny być.
— Schodami raczej nie przejdziesz na drugą stronę. Na dole jest bagno.
— Andrzej czy Kostek? Jak mam mówić? — Michał spojrzał na Andrzeja.
— Jak chcesz. I tak nie przejdziemy tędy.
— Andrzej. Zobaczysz. Uwierz. Idziemy do jaskini.
— Jaskinia? Co ty kombinujesz? Od kogo te polecenia? Mieliśmy szybko zakończyć te Twoje zadanie, a potem wrócić i zdać sprawozdanie z misji. Wiesz komu.
— Niby komu?
— Kowalowi.
— Komu?!
— Ten gość, od którego mamy mapę i zadanie.
— Ja chcę zrobić coś jeszcze. Zajdziemy w pewne miejsce.
— Nowe zadanie z góry?
— Nie Andrzej. Ale coś równie pilnego.
— Coś ty robił podczas medytacji? Czy to zadanie od kogoś z Twojego snu?
— Pudło. Płacę za ochronę.
— Przed kim? — Zdziwił się Andrzej.
— Polowanie zaczęło się.
— Ty potrzebujesz psychologa.
— Chcesz wracać i żyć dalej w nędzy, czy pomożesz mi szukać tych schodów?!
— Szczerze to ja…
— Słucham?!
— Dobra Michale, wygrałeś. To moja ostatnia misja w piekle. Więcej już nie wracam. Rezygnuję pomimo sporych zarobków. Dam radę wyżyć z pisania książki. Zresztą jestem dość bogaty, aby wydawać je co trzy miesiące.
— To schody.
— Tu- Andrzej wskazał miejsce za posągiem.
Zeszli w niżej.
Przed jaskinią Michał przeczytał na głos tabliczki:
— Jaskinia tylko dla ludzi i postaci fikcyjnych- Głosiła pierwsza tabliczka- Demony zostaną spalone- Napis na drugiej- Strzeż się duszo nieczysta! Dobro pokona zło!
— Czyli mówisz, że innej lepszej drogi nie ma?
— Jak chcesz Andrzeju, to możesz pójść górą. Ja wybieram jaskinię.
— Dobra. Jak chcesz znaleźć się po drugiej stronie?
— Zobaczymy.
Michał wszedł do jaskini i znalazł się na ścieżce po drugiej stronie kanionu.
Najpierw poszedł w lewo i odnalazł posąg. Potem wrócił i zastał Andrzeja.
— Mów, o której kończymy.
— Od Ireneusza wiem, że między dziewiętnastą a dwudziestą.
— Nawet dobrze. Ale czy to nas nie wykończy?
— Tego nie wiem Michale. Wyprawa duchowa to nie moja działka.
— A jednak to robisz.
— Idę dla towarzystwa. Kiedy dotrzemy do cmentarza, ja wracam.
— Przecież nie chcesz już pracować.
— Tu nie. Ale moja dusza musi być bezpieczna w mieście. Powiem więcej. Wrócę do miasta i wyjdę z piekła.
— Słyszałem, że to daleka droga.
— Michał ty nic nie rozumiesz.
— To oświeć mnie Kostek.
— Najchętniej powiem, kiedy będziemy sami.
— Przecież…
— Bez podsłuchu.
— Teraz strona cmentarz. Przed nim na wzgórze.
— Jak chcesz. Ja pójdę przez cmentarz i spotkamy się po drugiej stronie.
Szli lasem w ciszy.
W pewnym momencie droga rozdzielała się.
Andrzej poszedł w stronę cmentarza, a Michał skręcił w prawo.
Po dłuższej trasie droga kończyła się na mokradłach. Tutaj drobne kamyczki wyznaczały trasę.