E-book
3.68
drukowana A5
28.95
drukowana A5
Kolorowa
54.6
Wierszydła wabione nocą

Bezpłatny fragment - Wierszydła wabione nocą

Jeżowilki przemijania


5
Objętość:
145 str.
ISBN:
978-83-8273-139-2
E-book
za 3.68
drukowana A5
za 28.95
drukowana A5
Kolorowa
za 54.6

Kochanej Mamie — Przyjaciółce, Muzie i najwierniejszej Czytelniczce.


Spokój

Słucham nocy ze łzą w oku,

w gardle wierci się niepokój.

Kot już mruży złote oczy,

zgrabnie kule myśli toczy —

gładkie jak sopelki lodu,

słodkie niczym plaster miodu.


Tej istoty czuła bliskość

dziś pozwala znosić wszystko

to, co spędza z powiek sny

i wydłuża smętne dni.

Złote oczy błyszczą w mroku,

kodem Morse’a mówią: „Spokój”.

Niewidzialna

Kiedy człowiek na człowieka

zerka z nieufnością,

gdy egoizm się wymieszał

z troską i miłością,

nie chcę patrzeć na nikogo,

zamykam się w sobie

i tysiące dziwnych rzeczy

w swojej głowie robię.


Analizy plików myśli

przedstawiam nikomu,

tworząc stale megabajty

niewidzialnych tomów.

I ja sama niewidzialna

staję się po chwili,

by przypadkiem — co się zdarza —

wątków nie pomylić.


Rzeczywistość wroną skrzeczy,

nagle wszystko mija.

Znów dotykam zwykłych rzeczy,

w deski gwoździe wbijam.

Ciężko stwierdzić, co z tych desek

w przyszłości powstanie.

Może szczęście, może trumna…

Oto jest pytanie…

Wiosna

Uśmiechały się wiosną,

zdejmowały nam szale,

dziś strzepują puch

ze skrzydeł,

nie ma ich tu wcale.


I ciepła ślad zniknął,

wszystko już za nami.

Wiosna hen wysoko

tańczy z aniołami.

Plan

Utkałam misterny plan

z delikatnej mgły marzeń,

bez bolesnych wydarzeń,

bez białych plam.


Próbowałam miłość wplatać,

lecz zerwałam cienką nić,

kiedy chciałam serce zszyć

rozrywane przez lata.


Często nocą łatam dziury

kolorowym snem.

Swoje zrobi dzień ponury…

Dobrze o tym wiem.


Z korzeniami wyrwie łaty,

w szary pył zamieni.

Snów powiędłe, suche kwiaty

rzuci w zapomnienie.

Ile

Ile po mnie zostanie…

Może zaległe pranie,

mały talerzyk w zlewie,

może coś, o czym nie wiem.


Tu niepodlane kwiatki,

tam jakieś małe gratki,

smutne spojrzenie kota,

co dziś się o mnie otarł.


Ile po mnie zostanie…

Nie mam niczego w planie,

ostatnią kromką się podzielę,

rakiety w kosmos nie wystrzelę.


I kiedy elektrony zgasną,

a myśli już na wieczność zasną,

odpłynę charonową łódką,

gdyż niewidzialni żyją krótko.

List do księżyca

Planeta Ziemia

dziś się raduje,

gdyż człowiek w klatce

mniej świat zepsuje.

Dziś kwarantanna,

dziś izolacja,

pauza za pauzą,

za spacją spacja,

tir na parkingu

i wiatr w kominie.

Życie leniwie

na Ziemi płynie.


Z ulgą oddycham

rześkim powietrzem,

wirus oczyszcza

wokół mnie przestrzeń.

Człowiek zatrzymał

swój bieg na chwilę,

sprawy nieważne

zostawił w tyle.

O moje życie

toczy się walka

— kalka za kalką,

za kalką kalka.


Kto dziś koronę

na głowie nosi?

Kto o przetrwanie

swe modły wznosi?

Mała drobinka

dumnie króluje.

Zmiany na lepsze

w powietrzu czuję,

lecz nie zaproszę

Cię na herbatę.

Nie chcę narazić

Cię na utratę

zdrowia i życia

drogi Księżycu.

Zostań, gdzie jesteś

i siedź w ukryciu.

Na skraju nieba,

hen tam, w oddali,

dla mnie zmęczonej

świeczkę zapalisz.


Kiedy wyleczę się

już z człowieka,

napiszę krótko:

„Herbatka czeka!”

Miłość

W czasach zarazy

miłość bez skazy:

— platoniczna,

— niefizyczna,

— na dwa metry,

— przez trzy swetry,

— przez gałganki,

— bez trzymanki.

Jutro

Chłód światem zawładnął,

żal oszronił włosy,

na których jeszcze wczoraj

tańczyły perły rosy.


I nie wie nikt, co jutro

zostawi nam pod drzwiami,

może ciemność zatrzaśnie

pod zastygłymi powiekami.


A może zalśni słońcem,

zadźwięczy ludzkim śmiechem,

i będzie się radować

tłumionym dziś oddechem.

Emilka

Stoi pod sklepem Emilka,

stoi już chwilek kilka,

podjada cienkie paluszki,

fikają króciutkie nóżki.


Nagle jeden paluszek

stanął jej w poprzek uszek!

Dziewczę dławi się, dusi,

czerwienieje i krztusi.


Nikt nie ratuje Emilki…

Serca jak główki od szpilki.

Lęki w głowach i fobie,

w strasznej pandemii dobie.

Kwarantanna

Dwadzieścia cztery na dobę

zamknięci w małej przestrzeni,

czekamy, kiedy się skończy,

kiedy los się odmieni.

Ileż można wytrzymać,

razem pod jednym dachem,

z kolejnym lokatorem

— wrednym, złośliwym strachem.

Marność

Ileż życie jest warte?

Tych kilka spisanych kartek…

Kolejno dziś świece gasną.

Pozwól bez lęku zasnąć…


Ostatni w kolejce po ogień

planują spotkanie z Bogiem.

Dla tego świata mniej warci,

zakończą dziś wyścig czarci.


Ty Jeden ich nie wygonisz

z bezimiennikiem w dłoni.

Dusze czule przygarniesz,

choć wyglądają marnie.

Przyszłość

Nic już nie będzie tak, jak było.

Ludzie codziennie myją klamki,

szorują dłonie co minutę

i przed innymi chronią zamki.


Na chłopca zerka podejrzliwie

pani ze sklepu spożywczego,

a on swej babci chleb kupuje.

Babcia ma przecież tylko jego!


Nic już nie będzie tak, jak było,

jeśli to prawda, że zaraza

zostanie z nami już na zawsze,

a z nią na ludzkim sercu skaza…


Nieufność, podejrzliwość blada

i setki natręctw. Czy to minie?

Jak długo lęku tego ziarno

będzie krążyło w myśli młynie?

Zostań w domu

W dzień wirusa „siedź na dupie”,

bochen chleba sobie upiecz.

Braknie drożdży? Jasna sprawa!

Tu zaczyna się zabawa.


Bochen chleba upiecz w głowie

i wyobraź teraz sobie,

jak smakuje chleb powszedni,

tym, którzy są bardzo biedni.

Chłopiec

Pewien chłopiec nie rozumie,

że nie można biegać w tłumie,

że zniknęło nagle wszystko

to, co było wczoraj blisko.


Wciąż powtarza: „Mamo, mamo,

chcę, by było dziś tak samo!

Chcę policzyć ludzi w parku,

co mijają jak w zegarku.


Trzy sekundy, cztery kroki

i odchodzą jak obłoki.

Łańcuch sunie dzikim pędem,

kiedyś drzewa liczył będę.


Wszyscy się o siebie martwią,

nikt nie pyta, jak się czuję,

bo zaraza mnie nie dotknie,

dziecka nie zaatakuje.


Dziadek w strachu, od tygodnia

nie podnosi telefonu.

Kiedy już pod drzwiami stoję,

krzyczy, że go nie ma w domu.


Mamo, boję się dziś samotności,

mamo, boję się dziś izolacji.

Tu się pociąg nie zatrzyma,

będę sam na życia stacji”.

Milczenie

Drobinki niesione falą

krążą między ludźmi

do ostatniego tchnienia.

Nie mów do mnie,

mrugaj tylko powiekami.

Trzepot rzęs wystarczy,

bym znalazła odpowiedzi

na każde pytanie.

Nie mów do mnie.

To nas ocali.

Tam gdzie próżnia,

słowo nie zabija.

Tam gdzie nie ma miłości,

kończy się życie,

nie ma już śmierci.

Bezsenność

Nie masz broni, nie masz tarczy…

Z bezsennością idziesz walczyć?

Z góry jesteś już przegrana,

będziesz sączyć noc do rana,

i przepijać mroczną jawą,

a od świtu, jak to bywa,

umysł przyjdzie rzeźbić kawą.


Jednak czekaj… Życie

zbudzi w sekund kilka.

Tu nie trzeba burz, błyskawic,

ani ostrych zębów wilka.

Po pandemii

Po pandemii miłość minie

do lekarza, aptekarza,

ekspedientki i kasjerki,

co sprzedaje nam kajzerki.


Achy, ochy, pizza gratis,

Polak wdzięczny być potrafi,

za uratowane życie

wynagrodzi należycie.


Po pandemii miłość minie

do dentysty i fryzjera,

do człowieka, który z rana

zagubione maski zbiera.


Po pandemii miłość minie,

zrzuci swą koronę wirus

i wylezie znów z człowieka

sprzed pandemii gbur i świrus.


Po pandemii miłość minie,

i zakończą się oklaski.

Wszyscy zaczną się zagryzać,

gdy opadną nagle maski.

Maj

Pytają — Wybierasz się

w maju do urny? —

Skąd ten pomysł durny?

Czasem złapię katar,

a to nic wielkiego.

Czemu wciąż pytają?

Nie rozumiem tego…

W maju życie rozkwita,

nigdzie się nie ruszę,

choćby i sam diabeł

chciał wyrwać mi duszę.

Dzień

Utnę dziś sobie:

drzemkę,

grzywkę,

i pogawędkę…

Dam sobie jeszcze

uciąć głowę,

że zmarnuję

dnia połowę.

I to na co?

Na myślenie…

I tego nie zmienię.

Sens

Może i jest w tym sens,

aby nie mieć zbyt wiele,

aby w końcu przemyśleć,

kto jest Twym przyjacielem?


A cel jest może taki,

aby się w sobie skulić,

w klatce siedzieć potulnie

jak wystraszony królik?


A może w tym jest sęk,

by zgodzić się na wszystko,

nałożyć dziś kajdany,

by poczuć ludzką bliskość?


Karty, czipy, wirusy,

elektroniczne cuda,

postęp, cywilizacja,

eugenika, obłuda…

Kot w pandemii

Kot w pandemii to biedaczek.

Oj, jak cierpi ten zwierzaczek,

gdy się kończą kocie chrupki.

Co to będzie mój malutki?


Burczą biedne kocie brzuszki,

gdy dostają tylko puszki,

lecz tragedią jest dla brzuszka,

gdy ukaże dno też puszka!



Obrażone są sierściuszki.

Katastrofa! Pusto w brzuszkach!

Będzie trzeba dnie i noce

tylko chrapać na poduszkach.

Dzień bez wierszy

Po co komu wiersze,

kiedy na czas długi

musisz zamknąć serce.

Po co komu wiersze…


Kiedy drzwi zamykasz,

wokół smętna pustka,

dotyku unikasz…

Po co komu wiersze.


I kiedy z człowieka

zostaje połowa,

po co komu wiersze,

po co komu słowa…

Maska

W tym świecie toksycznym,

w tym świecie zatrutym,

znów spokojnie siadam

i kupuję buty.


Może kiedyś wyjdę

bez maski na twarzy.

Może nawet jutro

na to się odważę.


Wykąpię się w słońcu,

poprzytulam drzewa

i odetchnę w końcu,

a świat się pogniewa…

Parasole

Zajętym dłoniom

zabrakło czasu

na miłość

Ostrym wieszakiem

rzeźbiły szczęście

Myśli jak sowy zawsze

huczą za pięć dwunasta


Gdy kawa ostygnie

białe loki opadną kurtyną

nad pustym łóżkiem

a łzy kryształ zadudni

pytaniem

O co

Z kim

I po co

walczyłam

z parasolem

nad własną głową

jak lwica

po pustych ulicach

ryczałam

do siebie z czułością

Jak dawniej oni

„Jesteś słaba”


Parasole opadają

jak deszcz

jak liście

Zamykają

czarne serca

Z góry płyną

teraz szybciej

w samotność

Nie wrócę

Żadnych słów nie trzeba,

kiedy wokół drzewa,

światło kwiat otwiera,

nie mów do mnie teraz…


W ciszy chcę zatonąć,

oddech lasu chłonąć,

zamazać wspomnienia,

poczuć, że mnie nie ma.


Pośród drzew zostanę,

poznam las na pamięć,

oswoję w nim siebie,

nie wrócę do Ciebie…


Nad ranem

Kawy łyk zmysły pieści

nad ranem, o piątej trzydzieści.

Czas na śmiały skok w nieznane,

myśli już wyprasowane.

Uśmiech niczym kalkomania,

najmniejszego załamania

światło dzienne nie wybaczy.

Od tej chwili nic nie znaczysz.

Pieprz, cytryna, sól i miód —

życia smaki, życia cud.

Samotność

Krzyk wściekłych myśli

rozdziera na strzępy

jedwabie spokoju.

Nie pamiętam już dni,

kiedy beztroska

otulała mnie

miękkościami.

Dziś na szyi

pętla samotności

zaciska się lękiem.

Niepewność jutra

osacza stadem

głodnych wilków,

a ja powoli podnoszę

suche kromki chleba,

które spadły z Nieba.

Pamięć

We mgle znika przeszłość,

kiedy z góry schodzisz,

gdyż za horyzontu linią

umysł Cię zawodzi.


Są miejsca bezludne,

twarze bez nazwiska,

znajdujesz w pamięci

tę, co była bliska.


Reszty bez znaczenia

opadają kwiaty,

a było podobno

tak pięknie przed laty.

Sekunda

Sekunda wystarczy, by klasnąć raz w dłonie,

pomiędzy którymi ogień życia płonie.

Sekundy wystarczą, by błysnąć i zgasnąć,

aby się obudzić i na zawsze zasnąć.


Sekunda wystarczy, by wszystko utracić,

kiedy nie ma wokół przyjaciół i braci,

by wygasły światła dostatniego życia,

nie było przed Tobą już nic do odkrycia.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 3.68
drukowana A5
za 28.95
drukowana A5
Kolorowa
za 54.6