***
Czuję twą zimność, nie dotykając ciała
Jesteś tak cicha i ogromnie mała,
Przestań, nie, nie zabijaj się,
Przestań nie… e!
styczeń 1984
***
Gdy spłoną już do reszty
Setki ludzkich ciał
Będę wtedy ochotę miał
By powiedzieć ci
To, co prawdą było
A ty nie chciałaś w to uwierzyć
maj 1984
***
Pytam cię, czemu się buntujesz
Czy chcesz by na świecie była radość?
O nie, nigdy, przecież oni prędzej zniszczą cię,
zanim to wszystko osiągniesz.
Daj sobie spokój
Przecież to widać że walczysz o pokój.
maj 1984
***
Jest takie uczucie
Co nie zna litości
Katorżniczą siłą zabija
I męczy do szpiku kości
maj 1984
***
Gdy wieko twej trumny przymkną
Wstań i krzycz
Chcę żyć!
Więc wstałeś i cóż ujrzałeś?
Kompletnie nic.
maj 1984
***
Zapomnieć o sobie
Zapomnieć o świecie
Wejść w błogą próżnię
i dać się rozlecieć
sierpień 1985
Zniszcz rzeczywistość
Zniszcz rzeczywistość jak zniszczyłeś siebie
A jednak myślisz za trudne to dla ciebie
Ale nie, jest zupełnie inaczej
I co by nie było ja ci wybaczę
Użyłeś już sporo środków
A ten pozostał ci na ostatku
Choć siła kwiatów zniszczyła mnie
Ja tobie mówię tak nie jest źle
Wiele już się wycierpiałeś dotąd
A ty mnie pytasz, dokąd, dokąd?
Idziesz tak jak ja szedłem
Aż w końcu się rozszedłem
Rozszedłem się z życia sensem
Jak gdyby był moim transem
Wśród tylu rzeczy
Nie ma tej jednej by się wyleczyć
Choć patrzysz na to z góry
Boże nie, nie ma tu w całym dziury
Jest to realizm i rzeczywistość
Która się zmieni w sensu pustość
Gdy wśród zieleni i czerni
Nie wszyscy są wierni
A my to widzimy inaczej
Więc nie płacz a ja wybaczę
Surrealizm ogarnia nas
Jest tak ciemny jak las
A jednak w ciemnościach
Mgliste światło się tli
To światło to nadzieja
Która wraz z czasem się przedziera
Ty mi mówisz, że widzisz ich
A tam nie ma już nic
Przed tysiącem lat…
Jakbym widział tam nas
Siedzieliśmy w kołysce ludzkości
W bezsensownym akcie namiętności
Gdy zniszczę rzeczywistość
I nienawiść zamienię w miłość
To będziemy mogli wrócić tam
Gdzie pierwsi ludzie mieli swój dom
październik 1983
Hair — Włosy
Hair to ludzkie włosy
Jak śpiew niosący smutku głosy
Przechlapałeś swój czas
Nie dla siebie dla mas
Nierealny świat
Tak mówił mi brat
Teraz, gdy nie ma go
Kto mi obetrze łzę, kto?
On nie chciał umierać tak
Zwykle i normalnie
A ten świat pełen obłudy
Działał na niego fatalnie
I te piekielne nudy, — które dręczą nas
Znikną, — gdy przyjdzie czas
I tylko włosy nam zostały
Zabrano nam pacyfę i korale
Zieleni mniej nadzieja odchodzi
Czy jest prawdą, że śmierć cicho przychodzi
Pamiętajcie, że jeśli ktoś przetrwa
I mimo walki wytrwa
A gdy wszyscy nie zginiecie
Ja proszę o to czy wiecie
Ginęli ludzie pięknie i dumnie
Mnie nie przybijajcie kwiatów na trumnie
Bo zginę tak zwyczajnie jak brat
W tym świecie, który dla niego był jak kat
„Dotykam słońca i serce bije
Wiem że było i jest czyjeś
Kroczę po księżycu jak po torcie
Przy fanfarach i aorcie”
Ktoś z naprzeciw schylony podąża
— dokąd to człeku zdążasz
— idę przed siebie w gąszcz wszechświata,
— Wzywa mnie tam głos po latach.
Ktoś krzyknął — błysnął nóż
Trudno stało się już
Z sercem na ręku idę przed siebie
Już nie potrafię żyć bez ciebie
Dlatego ten nieprzewidziany krok
Odsunął me ciało w bok
I tak dużo już zrobiłeś
I cisza ogarnia nas i w uszach dzwoni
Myśli mam szybsze niż potok mowy