„Gdzie słońce wschodzi za dniem”
Gdzie słońce wschodzi za dniem,
tam — błękit nieba biegnie poprzez las.
Gdzie słońce wschodzi za dniem,
tam — wiatr wiruje w kłosach złotych zbóż.
Gdzie słońce wschodzi za dniem,
tam — ustaje to, co złe.
„Boso pójdę”
Boso pójdę przez las radości
skąpany w słońcu.
Boso pójdę przez wzgórza myśli
w zielonej sukience.
Boso pójdę przez złote piaski
samotnych plaż.
Boso pójdę przez mokrą łąkę
od porannej rosy.
Boso pójdę przez świat,
a on zaplecie mi warkocze.
„Moje pragnienie”
By skrzydło złamane
— złożyć i posklejać.
Żyć jak ptak
— słodki ptak młodości.
By słowami prostymi wytłumaczyć
— to co tak zawiłe,
a jednak tak oczywiste.
By iść przez życie jak przez park,
który zawsze w słońcu stoi
i światło ma w sobie.
„O miłości prawdziwej”
Ty, która powoli wschodzisz,
jak noc na majowe niebo,
olśniona i zagłębiona
w najskrytsze zakamarki
naszych dusz…
Serce kołyszesz w słodkim letargu,
serce uśpione topisz w oceanie zmysłów.
Biegniesz na niebie gwiaździstym,
mówisz, czujesz, dotykasz,
szukasz tajemnic najskrytszych,
szeptów czułych, słów najmilszych.
Drzewa szumią imię twoje,
gdy biegniesz przez park,
jak wiatr cichy, lekki,
tańczący wśród tysiąca liści.
Rzucasz spojrzenia niewinne,
ukradkiem zbierane.
Srebrny pył księżycowy rozwiewasz
nad głowami zakochanych.
Wchodzisz do duszy, do serca,
a także masz darmowy bilet wstępu
do siódmego Nieba,
bo w Tobie jedynej — tkwi moc nieśmiertelna.
Uczysz nas czuć, dotykać i żyć.
Żyć dobrze.
Poznać i zrozumieć ciebie,
może serce czyste,
serce, które jest jak łza,
serce, które wie, że Jesteś:
w kroplach deszczu,
w promieniach słońca,
w rosie, która spływa z płatków niezapominajek,
w oczach smutnych i radosnych,
w przejrzystych i tajemniczych,
w dźwiękach natury.
Wszędzie — królujesz Ty.
Ty, która prowadzisz nas do Nieba.
„Czas”
Już czas —
zostawić to,
co ma się za uszami.
Wejść do koszyka,
polecieć balonem.
Stać się wniebowziętym.
O metr dalej —
od ziemi
O sekundę bliżej —
tego co nieuchwytne…
„Ja”
To —
moje, twoje
„Ja”
grające w teatrze,
przywdziewające różne maski
nie wychodzące do świata
bez ochronnej przykrywki
z lęku przed oficjalną odsłoną
„Ja”
nie znudzone mówieniem kłamstw,
kryjące się pod mistrzowskim kamuflażem
zajęte myleniem tropów,
zmienianiem kodów w machinie szyfrów
stoi bez ustanku na straży
prawdy gołej,
prawdy całej,
prawdy trudnej,
prawdy nie do zniesienia.
To „ja” nam tak potrzebne,
tak bliskie, tak miłe
by nie przejrzano nam duszy.
Nasza jedyna odwieczna i skuteczna
przeszkoda
na drodze ku poznaniu.
Ewolucja zakończona.
A kto pragnie by było inaczej:
Musi powiedzieć swojemu „ja” — NIE!
„Kamienie”
Z spod twoich rzęs raj utracony
z spod twoich rzęs łzy bez łez
suche oczy
tak płacze dusza ostatnimi strzępkami
suche oczy bolą bardziej
takie łzy bez łez
ważą najwięcej
to są kamienie
na dnie twego serca
milczące…
„Modlitwa dla zapomnianych”
Póki jeszcze…
możemy
módlmy się —
za tych, których świat nie pamięta,
dla których nie ma cienia wspomnienia
za tych, którzy bez słowa skargi cierpią,
za rozpacz milczących dusz,
za w samotności serca konające,
za najcichszych z cichych
za przechodzących obok,
za odchodzących bez uwagi.
Boże Ojcze
obdarz łaską
wszystkich
zapomnianych.
A nam
pozostałym —
odsłoń oczy,
by nie tylko mogły patrzeć,
ale potrafiły też zobaczyć.
Amen.
„Nic To”
Snując na jawie
opowiedz mi bajkę
na przykład o tym
jak kot palił fajkę,
a potem utwierdź mnie
że Nic To —
gdy korzenie, z których wyrósł
człowiek, zostają odcięte.
Utwierdź mnie, utwierdź raz jeszcze
że Nic To —
że można żyć dalej,
odnaleźć w sobie odnóżek splątany
i zapuścić go gdzie indziej.
"Miałam na imię Magdalena..."
Miałam na imię Magdalena…
z krainy Magdali wiodła mnie droga kręta
kochałam często kogoś kogo nie ma
dławiłam się bólem próbując ułaskawić
panującą we mnie ciemność
gorzki piołun
odejmował mi oddech
pocałunkiem śmierci
zostawiając me usta
na w pół rozchylone i nieme…
Miałam na imię Magdalena…
z krainy Magdali wiodła mnie droga kręta
szukałam często miłości
tam, gdzie jej nie ma
po dolinie zagłady błądziłam
aż cała we łzach
u Twoich stóp
się roztopiłam…
„Wołanie proroka”
Kto ma uszy
ku słuchaniu
niechaj słucha
Nasza niemiłość
nie tylko uderza,
w tych którzy są
obok nas
Ona
przede wszystkim
uderza
— w nas samych.
Świat pielęgnuje strach,
rodzi makabrę,
mówi o złych mocach.
Przesiąkamy tym,
czym się karmimy.
Dlatego —
boimy się,
nie znamy miłości.
Makabra
goni
tragedię
z dnia na dzień.
Dlaczego
jeszcze
nie błagamy o światło
gdy ciemności jest zbyt wiele?
By ucichły
nasze lęki.
Dlaczego
sami
gasimy ten świat
zamiast go —
rozświetlić?
Dlaczego
miłością wzajemną
nie rozbroimy
tego świata
z ostatniej bomby,
na której siedzimy?
Dlaczego?
Dlaczego??
Dlaczego???
Woła w nas głos,
który jest tym
wołającym na puszczy.
A wołanie to —
roznosi się po ziemi:
„Przygotujcie drogę Panu
Prostujcie ścieżki dla Niego”
***
My —
Jak dwa sierpy
bladego półksiężyca
stajemy się pełnią
dopiero w jedności.
My —
Jak dwie odległe
gwiazdy na niebie
zrzucone na twardą ziemię
by w końcu otrzeć się o siebie.
Jesteśmy tylko
ziarnem w oku Stwórcy
i aż składową częścią
wszelkiego bytu.
Więc, posłuchaj tego szeptu:
Ten dzień się wcale
nie kończy.
To co dla nas
tu jest święte
w wielkiej księdze życia
będzie nieśmiertelne.
***
nie znam
kraju ani świata
cyklon b w jego oczach
konsekwentnie mnie odrzuca
kryję się w nieznanym
niewidocznym dla was
to tylko mój świat
on mnie przygarnia
niezauważalnym objęciem
nieznajomego
który tonie
w czeluści
bezmiłości
„Zanim”
Zanim zamkniesz drzwi:
naucz się słuchać,
słuchać ciszy,
słuchać słów,
słuchać siebie.
Zanim zamkniesz drzwi:
naucz się rozumieć,
rozumieć życie,
rozumieć innych,
rozumieć siebie.
Zanim zamkniesz drzwi:
naucz się odczuwać,
słuchaj głosu serca,
zrozum łzy
i pokochaj samego siebie.
„Czas na milczenie”
Tyle słów zostało
rzuconych niepotrzebnie,
jak sztylety zbyt ostre,
docierały za daleko,
by mówić o tolerowaniu
czyjegoś zdania.
Wbijały się w duszę,
zbyt licznie
i czerpały z niej życie,
zbyt szybko,
by mogła wstać
i być tą, co przedtem.
„Człowiek a ludzie”
Dość często zdarza się w życiu
ów jeden paradoks:
wkoło ludzi pełno,
człowiek jednak sam.
Zdziwieni ludzie,
nie umieją zrozumieć człowieka,
któremu przeszłość jest bliższa,
niż przyszłość, o której nic nie wie.
Jednak natrętni ludzie,
nie odczepią się od niego,
gdyż nie umieją zamilknąć jak człowiek,
wtedy, kiedy trzeba.
Nie rozpamiętuj! — srogo mu nakażą.
Na co ci to? — pytanie mu zadadzą.
Nie ten, nie ta, to inny, inna — dobrze mu doradzą,
bowiem ludzi owych bardzo razi,
człowiecza niezdarność zapominania.
Woleliby, by w końcu jak oni wyznał:
ach, ta miłość, była ona dawno
i w ogóle już — nieprawda.
„Z trzech”
Z trzech ważnych cnót
miłość pozostanie — najważniejsza,
bo tylko ona potrafi,
serca martwe — wskrzesić,
serca z kamienia — skruszyć,
serca opustoszałe — napełnić,
serca niespokojne — uciszyć.
Tylko ona daje szansę każdemu,
choć dobrze wie,
że rozumieją ją,
tylko — niektórzy.
„Z szumem deszczu”
Płyną po kolei:
— jeden dzień,
— jedna noc,
— jedna śmierć.
Bo z szumem deszczu wszystko przemija.
Tylko oczy — te same, niepojęte,
patrzą daleko — tam gdzie dotrzeć nie sposób.
A serce — ciągle niespokojne,
jest jak cisza przed burzą.
Płyną po kolei: