Wiersze zebrane

Bezpłatny fragment - Wiersze zebrane


Poezja
Polski
Objętość:
47 str.
ISBN:
978-83-8155-055-0

***

Pochmurne lato deszczem łkało,

Tak mało słońca i uśmiechu,

Wciąż czegoś brakło, czegoś mało,

Brakło zapachu, brakło grzechu.


Zła taka pora na wyznanie,

Pragnień prąd żaden nie unosił,

Już nie jest pora na szukanie,

Kiedy nadzieję deszcz ugasił.

***

Chwila bez ciebie jest wiecznością

Nieubłaganą, pustą, zimną.

I tylko noce są radością,

Gdy sen rozkoszą jest intymną.


Niech cię nie dziwi moja dzikość,

Chwytanie spojrzeń i uśmiechów.

Bo to uczucie, a nie dzikość,

Choć wybacz mi, też pragnę grzechu.


(1972 r.)

***

Wpatrzony w ciebie, Pani niczym w ranną zorzę,

Nie dostrzegam niczego i śmiesznie być może

Wyglądam wtedy, gdy z pasją maniaka

Chcę wzrok twój uchwycić niczym ręką ptaka,

Co w rzeczywistości wszak jest niemożliwe.

Z dziką pasją się rzucam, bo zmysły wrażliwe

Nie pozwalają utrzymać w ryzach wyobraźni,

Lecz z nią, droga Pani, jest mi dużo raźniej.

Toteż wybacz, Pani, że tak się wpatruję

W twoje oczy, w twarz twoją, rękę, gdy pracujesz,

Co w końcu czyni ze mnie człowieka spośród lasów.

Wybacz, Pani, lecz pozwól, ja tak bez hałasu.


(1973 r.)

***

Ta jedna noc życie mi odmieniła,

A tym snem na jawie tyś, kochanie, była.

Wciąż jeszcze czuję ciepło twego ciała

I radość twoich spojrzeń, któreś mi dawała.

Nie pomyśl źle o mnie, jeśli pożądanie

Zmieniło się w dzikość i dzikie kochanie.


Jeśli szaty ci porwę, by pieścić twe ciało,

Bo fizycznej miłości wciąż jest mi za mało.

A przy twoich wdziękach można stracić głowę.

Zgódź się przeto, że winy mej będzie połowę,

A druga połowa to natury wina,

Że kochając, pożądam. Skutkiem jest przyczyna.

***

I chociaż nie znam twego ciała,

Delikatnego i drżącego,

I choć jedyne, coś mi dała,

To blask płonący z serca twego,


Jak mam nie tęsknić za twym głosem,

Za twym uśmiechem, twym spojrzeniem?

I choć nie godzę się ze swym losem,

To umiem cieszyć się marzeniem.


(1974 r.)

***

Umów się ze mną gdzieś na tańce,

Karnawałowy urok wieńczyć.

Choć będzie noc, zaświeci słońce,

Bo będziem tańczyć, tańczyć, tańczyć.

W tańcu ci oddam duszę z ciałem.

Duszę, co prawda, wartą grosze.

Żem nieznajomy? Drobiazg. Chciałem,

Byś mnie poznała. Zgódź się, proszę.


(1975 r.)

***

Kochanko moja, tak pusto bez ciebie.

Choć wokół gwarem swym huczy karnawał,

Choć czas przemyka jak woda po źlebie,

Nic to, że nadal będę wyczekiwał.


Bo tak mi dobrze, gdy na ciebie czekam,

Wierząc, że przyjdziesz może dzisiaj we śnie.

Tęsknotę w marzeń szlafroki ubieram,

Tuląc w ramionach, póki noc nie zgaśnie.


Gdy noc się skończy bez twojej wizyty

I mroźny poranek rozpocznie dzień nowy,

W kąciku serca nie będzie żal skryty,

Ale marzenia rycerza bez głowy.


Lecz marzyć wolno, bo nie zabronione.

Jak mróz na szybach wywijas maluje,

Tak ja na papier myśli rozrzucone

Próbuję złożyć.


Kończę i całuję.

***

Przyjdę do ciebie dziś wieczorem.

Przyjdę, gdy będziesz słodko spała.

Wtulę w ramiona z całej mocy.

Poproszę, byś buziaka dała.


Będę całował z całej siły,

Do tchu utraty jak szaleniec.

Ręce oplotę ci na szyi

I z pocałunków zrobię wieniec.


Piersią rozpalę piersi twoje,

Pieszczotą zwolnisz dzikość swoją.

W miłości splocie my oboje

Trwać będziem jak Romeo z Julią.

***

Bądź dzisiaj ze mną razem we śnie.

Zbudziłaś myśli dni minionych,

Więc tchnij w nie życie, niech zabłyśnie

W porankach mrozem oszronionych.


***


Gdy w noc wigilijną choinka zapłonie

I zaczną się życzenia świąteczne, rodzinne,

To jedno życzenie w śniegach nie zaginie

I dotrze do ciebie ciche, lecz płomienne.

***

Nie znając uczucia, które lękiem zowią,

Błądziłem przez życie, szukając przygody.

Ej, dziki szaleńcze — tak mi wokół mówią.

Nie słuchałem, bo byłem w żywiole swobody.


Nie wierząc w trudności nie do pokonania,

Przed siebie szedłem z uśmiechem na twarzy.

Dwie ręce mi starczały do przezwyciężania

Trudności, jakimi życie wszystkich darzy.


Wierząc w swoje ręce, w swoje mięśnie twarde,

Nie myślałem o sercu, które cicho śniło.

Aż dopiero oczy łagodne, lecz harde

Powiedziały: bo przegrasz. I tak się skończyło.


(1973—1974 r.)

***

Wpatrzony w bezkres śnieżnej bieli

Marzeniom różnym się poddaję.

Lecz sen od jawy wiele dzieli,

Ale z marzeniem swym zostaję.

***

Pragnąłem ujrzeć słońce, bardzo tego chciałem.

Błądziłem wśród ludzi, szukałem, czekałem.

I krzepiąc się nadzieją, szukałem do końca,

Aż zmrok zapadł. I koniec, nie ujrzałem słońca.


(1974 — 1975 r.)

***

Na dworze deszcz i wiatr. Paskudztwo.

Zmysły otula mgła wilgoci.

Po ciele biega dreszczy mnóstwo,

Miłości tylko blask się złoci.


Przeszłość, wspomnienia, dzień wczorajszy,

Jutrzejsze wczoraj bez koloru.

Duchowi ciała braknie gejszy

I samuraja brak honoru.


Bo bluźniąc, losu nie odmienię,

Słoty nie zmienię w słońce, kwiaty.

Słabość zaczyna być więzieniem

Wiary, honoru, myśli, szaty.


Nie bluźnij, chłopcze, bo to słychać.

Słyszą to trawy, drzewa, ściany.

Jeśli potrafisz jeszcze kochać,

Kochaj, nie bacząc czyś kochany.

***

Potłuczony, bez masztów, bez żagli

Z trudem trzyma się lustra złej wody.

Cichą przystań zsyłają mu bogi.

Znów jest ciepło, znów cicho, znów młody.


Wszak to szczęście, gdy Przystań takowa

Daje spokój, balsam zapomnienia.

Całą klęskę gdzieś w lamusie schowa,

A po sztormie zostają wspomnienia.

***

Jesiennych liści garść uzbieram.

Nimi ustroję pamięć lata

I po kolei poubieram

Wszystkie dni, które były w kwiatach.


Jeśli zabraknie mi czerwieni

Albo też złota będzie mało,

To raz ukradnę tej jesieni

Słońce, gdy będzie jeszcze spało.


Z babiego lata sznur uplotę,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.