Bez
Bez nie istnieje. To może niezbyt
Udana z moich śmielszych tez.
Roślina, której długi niebyt
Jest wart co najmniej słowa „z”
Stoi rok cały niewidzialny,
Niewarty nawet przypomnienia.
I nagle maj, w sposób brutalny
Przywraca powód jego istnienia.
I wtedy ochy, wtedy achy,
Kaskada uczuć, góry liryk,
Odcienie piękna, cne zapachy,
Choć to jednorazowy wybryk.
Lecz jednak budzi zapomniane
Uczucia w codzienności śpiące.
I jesteś znowu zakochany
W bzie, maju, żonie, wiośnie.
Kwiecień 2019
Burza magnetyczna
RYMY: ADAM MICKIEWICZ „BURZA”
Zdarto gardła, ktoś wrzasnął, ktoś jest przy nadziei
Że nawiąże kontakt, że rozwieje lęki.
Niestety. Daremnie. Cichną dzwonków dźwięki
W elektromagnetycznej ginące zawiei.
Wiatr słoneczny rozkołysał stratosfery góry,
Wznosząc wielopiętrowe błyski firmamentu.
Zorza spowodowała uszkodzenie sprzętu,
Jak alkohol, co wypala w mózgu czarne dziury
Ci łażą z bluetoothem, co wieńczy ich skronie.
Ten, co ma Iridium, wciąż gada i gada,
Ci pod wielkim tabletem próbują się schronić.
Jeden kuracjusz siedział w milczeniu na stronie
I pomyślił: szczęśliwy, kto zasięg posiada,
Albo choć telefon ma, lub do kogo dzwonić.
Czerwiec 2016
Bieg przełajowy
RYMY: JAN KASPROWICZ ”KRZAK DZIKIEJ RÓŻY”
Wiosna to pora do biegania,
Ptaki niedługo zaczną lęgi…
Płuca ściskają jakby cęgi,
A w skroniach dziwne świergotania.
Od Arturówka idą grania:
To disco — polo straszne dźwięki
Płyną po lesie, gdzie mech miękki
Przyciąga głowę do posłania.
Lecz zwolna cichną te odgłosy,
Kiedy oddalasz się od szosy,
Biegnącej prosto, hen, do Stróży.
A pompka twoja, tłoczno-ssąca
O żebra coraz wolniej trąca.
Cisza i spokój. Żadnej burzy.
Marzec 2016
Czas wymierania
Przeminął mezozoik, co plagami chłostał
Trias, potem Jura, już bieleje Kreda.
Deszcz meteorów dopiero co ustał
I krzyk pterodaktyla z gęstwiny dobiega.
O, jakże wdzięczna jesteś przyjaciółko moja,
Gdy tak się pasiesz wśród paproci mrowia.
Nagonasienna zawstydzona chyli się sekwoja
Posypując Cię konfetti złotego igliwia.
Twa szyja jako wieża z kości mamutowej,
Twe nogi jako słupy z najprzedniejszej magmy.
Ogonem ugniatasz złoża warstwy piaskowcowej
Komponując geologiczne pasaże i gamy.
Przybliż gadzią główkę, kochanie ty moje
Co buja wśród koron wyniosłych widłaków.
Diademem z amonitów uwieńczę ci skronie,
Będziesz najpiękniejsza z rodu diplodoków.
Ty płaczesz? U ócz twych widzę błyszczące diamenty.
Orogenezy hercyńskiej już kładą się cienie…
Pangea się rozpada, suną kontynenty.
Atlantyk nas rozdzielił, w jedno oka mgnienie.
Po niebie bolid sunie w stronę Jukatanu.
Serce mi ścisnęło niedobre przeczucie
I wzbiera jak lawa w kraterze wulkanu,
Że skończona era gadów na tym pięknym świecie.
Błysk i huk ogromny doleciał z oddali.
Głęboko westchnąłem, lecz trudno oddychać…
W płucach i nozdrzach żywy ogień pali.
Nie ma co wzdychać, nadszedł czas by zdychać.
Marzec 2020
Czatuję
Dworzec Penn Station jest w New Yorku,
siedzę samotnie już od wtorku.
Na logopedę czatuję tutaj,
na czacie poznał mnie ten hultaj.
Nakłamał sporo stary blagier.
Bliski mi był jak jaki szwagier.
Naobiecywał, że w Zapusty,
będę jak Dijon Złotousty.
Jak Demostenes, którego mowy,
nauczył w sposób bezstresowy.
Jąkania nigdy więcej. Dość.
Nie pomógł. Pozostawił złość.
Teraz z Kamczatki wraca doktor,
dwudziesty piąty miał być tor to.
Liczę, lecz nie wiem tor to który.
Tor tu, tor tam, toż to tortury.
Kultury trzeba, by nie szczekać.
Cool, tory mogą więc zaczekać.
Piosenkę po rosyjsku mruczu,
a jest to Chattanooga Choo Choo.
Mruczando:
Izwini drug,
czy to jest Chattanooga Choo Choo?
Wybacz mi, że,
bo trochę ją-ka-am się.
Mów, ale by,
Nie spowodować u mnie płaczu.
Ze łzami źle,
Lecz czuję nadmiar mochoo — choo — choo.
Listopad 2019
Fajka
Grudniowy wieczór nad Bałtykiem
Zmarznięty piasek czuję dotykiem
Stóp bosych, co mielą Mielna plażę.
O ciepłych Gąskach w duchu marzę,
W których latarnia z dala błyska-
— cel mej wędrówki. Fala niska
wyrzuca na brzeg drewna kawał.
Kawał jest stary, z długą brodą
Powstałą z wodorostów pęku,
Pąkli i chełbi, który wodą
Wyszlifowany do białości
Podobny do słoniowej kości.
A słynna jodowana sól
W mych oczach powoduje ból.
Dotykam hebanowej fajki,
Którą w kieszeni mam kufajki.
Przybyła tu z dalekiej Kenii,
Przyjaciel przywiózł — to się ceni!
Morszczynu szczypta, bursztynu grudka
Rozjarza blaskiem czarny cybuch.
Z oka wyciągam lodu okruch,
co spowodował bólu wybuch.
Ustka me krzywi grymas wąski.
W dupie mam Rowy, pieprzę Gąski!
Wracam do ciepłej restauracji,
By szparko zasiąść do kolacji.
Grudzień 2009
Głód
Zasypia miasto, gasną sioła.
Cichutko mruczy sztuczna nerka.
Zamiera gra wesoła w berka,
Salowa na kolację woła.
Dotykam usty spoconego czoła*,
Męcząca ta prościutka gierka.
Od diety sterczą mi żeberka.
Bezsilny mocarz, dołem dupa goła.
Patrzę na pół plasterka serka,
Głód, jak przez wiatr targana poła.
I w głowie rodzi się rozterka:
Czy w euforię popaść zgoła,
Że taka czeka mnie wyżerka?
Czy w bezdennego runąć doła?
*Mam niskie czoło.
Grudzień 2014
Gwiazdka z papieru
Przygotuj równe paski papieru
Wąskie i śliskie, weź kilka z wielu
Przyciętych wcześniej na gilotynie.