E-book
10.29
drukowana A5
22.88
Wiersze popełnione

Bezpłatny fragment - Wiersze popełnione


Objętość:
54 str.
ISBN:
978-83-8189-562-0
E-book
za 10.29
drukowana A5
za 22.88

Od autora

Drogi czytelniku!

Trzymasz właśnie w rękach owoc mojej pracy w postaci mojego debiutu, a raczej próby przelania mych myśli na papier. Znajdziesz tutaj jakąś cząstkę mojej osoby, wiele wersów przelałem pod wpływem chwili, emocji, nie raz smutku i radości…

Piszę prostym językiem, nigdy nie uważałem siebie za wybitnego wierszokletę, Na co dzień jestem prostym człowiekiem z ogromnym dystansem do siebie i jeszcze większym zainteresowaniem do muzyki, Jeśli ten tomik trafił w twoje ręce, znaczy, że spełniło się moje marzenie o wydaniu mych wierszy, które mam nadzieję; zatrzymają was na chwilę refleksji…

Kamil Froncek

Ten o mnie wiersz…

Dzień dobiegł końca, ja siedzę w fotelu

W spokoju robię rachunek sumienia

Czy nie zhańbiłem dziś swego imienia?

Czy byłem człowiekiem w natłoku spraw wielu?

Na co dzień nie jeden z mych usług korzysta

Na wszelakie bóle przychodzę z pomocą

Z oliwką w ręku, w białym kitlu krocząc

Szkoła ma medyk, zawód masażysta

Muzyka jest dla mnie ważniejsza od wiary

W nutach zapisuje dźwięki mej duszy

Muzyka Dżemu serce me porusza

Czas wolny spędzam przy dźwiękach gitary

Z natury jestem dosyć towarzyski

Choć przyznam szczerze, znajomych dość mało

Garstkę przyjaciół życie nazbierało

W chwilach zwątpienia są dla mnie wszystkim

Choć z rodzicami dzielę cztery ściany

W miłości tak bywa, nie zawsze wychodzi

Wolę uśmiechać się, niżeli zawodzić

Z rodziną jestem tak niepokonanym

Choć nie wiem co jeszcze się w życiu zmieni

Wiek jeszcze młody, wszystko przede mną

Taki już jestem, do przodu wciąż biegnąc

To cały ja — Kamil ze Śląskiej ziemi…

Wszystkim kochanym, wspierającym, mającym do mnie cierpliwość…

K.F.

Być aktorem życia

Być aktorem w scenariuszu życia

Twarze przybrać różne można czasami

Na scenie żywota nie mieć nic do ukrycia

Mierzyć się z wieloma niegodnymi rolami


W teatrze istnienia Bóg jest reżyserem

Jego plan aktów maski mi wybiera

Gdy on mi sterem — ja roli bohaterem

Wachlarz emocji wedle planu dobieram


Być aktorem trwania w najdłuższym spektaklu

sceny przeplatają się szczęściem i łzami

Powołaniem moim trwać do końca aktu

Mierząc się ze sztuką panowania nad emocjami


Grając tak mierzę się z własną godnością

Sufler sumienie podpowiada jak grać

Rola ma przeplata się łzami i miłością

Stojąc na scenie życia w tej roli muszę trwać

K.F.

Usiądę…

Usiądę pod drzewem, tam znajdę spokój

Oazą mą stanie się zieleń radosna

Wspomniana przeze mnie przygoda miłosna

Duszy zmęczonej da błogi pokój


Pod drzewem, które swym cieniem rzuconym

Nastraja optymizm, wiarę mi daje

Pod dębem jego świat lepszy się staje

Do nowych działań znów jestem natchniony


Ptactwo już wzrusza swą piękną symfonią

Szum liści wprowadza w relaksu stan błogi

Warto na trawę zejść ze swej drogi

Tu dobre myśli przed smutkiem się bronią


Tak siedząc z dala od dżungli kamiennej

Samotnie oddając się natury mocom

Już gwiazdy na niebie magicznie migocą

To lenistwa błogie chwile wiosenne…

K.F.

Intro

W życiowym pokerze karty rozdaję sam

Czując się najlepiej, gdy samotnie gram

Gdy dusza się znajdzie na ostrym zakręcie

Tylko ja, tylko me myśli w istnieniu zamęcie


Świat biegnie do przodu, ludzie się bawią

Anonse towarzyskie, tłumami się dławiąc

Ja ładując baterie w zamkniętym pokoju

W rozmowie ze sobą szukam spokoju


Mnie nie obchodzi przesyt ludzkości

Na boku jestem od tłumów marności

Skromność podstawą, nie mówię nikomu

Ile szczęścia widzę w mym niewielkim domu

K.F.

Cudem istnieję…

Gdzie bym był dzisiaj, gdyby nie ta decyzja

Co ponowne życie mi dała

Dziwny poród, śmierci noworodka wizja

Ledwo się pępowina urwała,

Ratowaniem nowego życia misja…


Cudem istnieję, szczęściem wielkim było

Małego dziecka oczy wpatrzone na świat

Dziś serce szaleje, na początku nie biło

Przedwcześnie chciał zwiędnąć nowego życia kwiat


Czy dziś bym spoglądał w niepoznane matki oczy?

Dając jej z góry choć trochę nadziei

Że kiedyś będzie mogła obok syna kroczyć

Jako stróż przeżyciami swymi się podzielić


Cudem istnieję, świat ciągle poznaję

Choć nie raz dech w piersiach zaciska wizja

Co ten padół tak naprawdę mi daje

Czy to na pewno była dobra decyzja?


Dziś wiem jak duża ta troska rodzicielska

wszak trudne już za mną przeżyte są dni

Nieograniczona jest miłość do chorego dziecka

W którym płomyk życia ciągle się tli…

K.F.

Portret

W półmroku strychu, w starej kamienicy

Do głowy dochodzi tylko stukot Deszczu kropel

Jesienna szaruga, opustoszałe ulice

Kawa, papieros, książka, fotel


Pół życia kreślę na pożółkniętym płótnie

Wszak malarzem jestem z powołania

W głowie mam obraz panny w pięknej sukni

Co na powitanie uroczo się kłania


Uśmiech jej szczery, choć bardzo skromny

Jej Oczy niebieskie zerkają wgłąb duszy

Głos mi znajomy, do kogoś podobny

W mych pięknych snach pieści me uszy


Gdy sensem mego życia stały się obrazy

A farby dodają koloru szaremu życiu

Malując jej portret bez żadnej skazy

Wzdycham do niej w samotności byciu


Nim alkohol pozbawił mnie resztek godności

Długa broda nie była wtedy na mej twarzy

Szukałem z nadzieją życiowej miłości

Sprzedając dumnie swoje obrazy


Samotnie Kroczyłem szarymi ulicami

Malując portrety, będąc życzliwym

Przegrałem walkę z własnymi słabościami

Stając się prostym malarzem nieszczęśliwym


Wiodąc życie pospolitego samotnika

Serce me domaga się wielkiej miłości

Tak długie lata na strychu się zamykam

W jej portrecie szukając namiastkę radości…

K.F.

Ja — Włóczykij

Krok za krokiem, krętą drogą

Pięknem świata się zachwycę

Upijam się chwilą błogą

Grając blues na Harmonijce

Gnając wciąż przed siebie stale

Pamiętam o życiu wzorcach

Chwilą trwam siedząc w przedziale

Włócząc się po miejskich dworcach

I nie lękam się pogodą

Szkoda czasu, by się trudzić

Poję się deszczową wodą

Chcąc na trawie gdzieś się zbudzić

Tak leniwie, tak radośnie

Każdy dzień wesoło mija

Mogę śpiewać coraz głośniej

Wiodąc życie włóczykija

Żyjąc tak jestem spełniony

Cieszę się swoją wolnością

Omijam ten świat zniszczony

zarażając swą radością

I nim dzień dobiegnie końca

Chwilą tą pragnę się raczyć

Wiedzę piękny zachód słońca

Czas do domu, czas do pracy…

K.F.

Prośba ma miła

Siedzisz tu miła w blasku księżyca

Gwiazdą na niebie Przyglądasz się stale

Zobacz ma droga jak późna godzina

Rosa już trawę zdobić zaczyna

W nocy zamilkły nawet morskie fale

Dziadek mróz dawno się tobą zachwyca


Pragnę, byś poszła ze mną do domu

Tam ciepło, przytulnie; zapraszam ja ciebie

Wzniosę się wysoko ponad wyżyny

Byś weszła w dobro mojej rodziny

Tobie ma miła przychodzę w potrzebie

O mej pomocy nie powiem nikomu


Wiem, że strachliwa jesteś na uczucia

Twe serce zamknięte na nowe przygody

Wiedz miła, że we mnie dobre zamiary

Ze mną rozwieją się wszystkie koszmary

I chodź mój wiek jest bardzo młody

Pełna ma dusza mojego współczucia


Rozkuj więc serce ze strachu zbroi

Zdobądź się na znalezienie odwagi

Ja wiem kochana ileś przeżyła

Że męska chciwość twe serce godziła

A czyny moje pełne są rozwagi

Doszukasz się we mnie upragnionej ostoi


niech nie zrazi Cię ma ubożyzna

Ja spełnię wszystkie twoje pragnienia

I chodź Ty dzisiaj taka rozpaczliwa

Ja zrobię wszystko byś była szczęśliwa

Będziesz Ty dumna ze swego imienia

Nie skrzywdzi Cię nigdy już żaden mężczyzna

K.F.

Do marzeń

Wartością wysoką są dla nas marzenia

Te piękne, o bycie lepszym tworzenia

Aż człowiek czasami bezsilnie się dławi

Bo zatracony w tej całej gonitwie

O marzeń spełnienia proszonych w modlitwie

Dla nich swe dobra aktualne zostawi


Wzniesie się wysoko niby dębu konary

Na rzecz pięknych snów odrzuca koszmary

Bo zechciał marzyć głową lekką w chmurach

On nade wszystkie siły planuje

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 10.29
drukowana A5
za 22.88