E-book
11.03
drukowana A5
38.35
Wiersze dla Ciebie

Bezpłatny fragment - Wiersze dla Ciebie

Pandemiczne przemyślenia i inne rymowanki


Objętość:
185 str.
ISBN:
978-83-8324-419-8
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 38.35

Autobiografia — czyli, co autor powie sam o sobie

Ja, niżej podpisany Grzegorz Andrzej Rybak uprzejmie donoszę, że

pierwsze światło tego świata ujrzałem w Środę Popielcową, ósmego dnia lutego, roku pańskiego 1967, czego niestety nie pamiętam, ale od tego wydarzenia rozpoczęło się moje doczesne życie.

Niewiele się w nim działo, więc nie ma o czym pisać.


Na początku 2021 roku, po przechorowaniu najsłynniejszej wówczas choroby świata, zaszły w moim mózgu poważne zmiany, które spowodowały, że zacząłem tworzyć rymowanki, przez niektórych nazywane wierszami.


Moja pierwsza rymowanka „Pandemiczne przemyślenia” napisana w lutym 2021 roku, jest swego rodzaju rymowanym felietonem tamtych wydarzeń. Od niej zaczęło się moje pisanie, stąd też wziął się tytuł tej publikacji.


W tym tomiku zamieściłem, to co wymyśliłem i zapisałem.

Mam nadzieję, że czas poświęcony na przeczytanie moich wierszyków nie będzie czasem straconym, a większość z nich przypadnie Ci do gustu.

Grzegorz Rybak

Pandemiczne przemyślenia

Leżę rano w łóżku, myśli sobie zbieram.

Aż tu nagle pomysł! Co to za cholera?

By napisać wierszyk. O czym? Zapytacie.

Może coś o sobie? O mamie? O tacie?


A może spróbuję skreślić kilka wierszy,

O żonie, o dzieciach, lub o tym, kto pierwszy

Zdołał szczyt osiągnąć ludzkich możliwości.

Tu się skończyły zasoby mej mądrości.


Wtem pustka w mą głowę wdarła się poranna.

Sen to był? Czy może mara ma koszmarna?

Cóż, nie wiem co pisać. Chyba dam już spokój,

A może napiszę, jak na świecie pokój

wprowadzać i przyjaźń.


Nie! Za głupi jestem i za mały zrazu

O pandemii będzie! Bo mam jej obrazów

w głowie cały album.


Dookoła, wszędzie, pełno jej koło mnie.

W telewizji, w radio, wdarła się już do mnie.

W internecie, w sklepie, w szkole i w gazecie.

Nie ma miejsca bez niej, już nigdzie na świecie.


Zaczęło się ponoć, rok temu bez mała.

Gdzieś na chińskim targu, wyszła sprawa cała.

Tu, mym skromnym zdaniem nie ma prawdy wcale.

Wirus się wydostał kiedy był niedbale

trzymany w próbówkach, chińskiej, złej jakości

i może dlatego wylał się na gości.


Albo, ktoś celowo sprawił, co się stało,

że z laboratorium świństwo wyleciało.


Jak było, tak było. Nie mnie to rozsądzać,

Komu zależało, kto chciał tym zarządzać.

Poszła na świat cały zaraza przebrzydła,

A na to czekała władców brać ohydna.


Tu powiecie pewnie, że teorie snuję,

spiskowe, foliarskie, że chyba coś knuję.

Może macie rację, lecz z mej perspektywy,

widzę to tak właśnie, że są jakieś wpływy

możnych tego światem, co zaczną niebawem

zniewalać nas wszystkich, chorym dzikim prawem.


Lecz wróćmy do tego co dalej się stało.

Świat zwariował totalnie, w Polsce też się działo

Zaczęły się lockdowny, maski, dezynfekcje,

zamykanie lasów, szkół i zdalne lekcje.

Coraz głupsze przepisy, bezprawne rzecz jasna.

Moja głowa zrobiła się wtedy za ciasna,

by zrozumieć bezmiar głupoty rządzących,

ludzi wykształconych, ministrów, służących.

Nie sądziłem wtedy, że ogłupią ludzi.

Zniewolą i stłamszą. Czy naród się zbudzi?

Bo tłuszcza ich słucha i posłusznie kwili,

Mych wielu przyjaciół, co w to uwierzyli.

Zamknęli się w domach i siedzą jak szczury,

Patrzą w telewizor, łykają te bzdury,

które głoszą media już na całym świecie,

Ile ludzi zmarło dziś w Twoim powiecie.

O zamknięciu granic, szczepieniach i testach,

By strach w Tobie wzbudzić. Czasem o protestach,

zorganizowanych przeciwko rządowi,

no i o tym jeszcze jak strasznie bojowi

są antyszczepionkowcy, co masek nie noszą.

To przez nich jest wirus, więc może przeproszą,

społeczeństwo całe za swe zachowanie…

To się dzieje naprawdę! Powstrzymasz to Panie?


Świat oszalał już całkiem z wirusa powodu,

który tak naprawdę nie zabił narodu.

Zabił zaś gospodarki w wielu krajach świata,

co na własne narody wprowadziły bata,

na ludzi, którzy żyć chcą, jak kiedyś przed „dżumą”

„Nie ma takiej opcji!” mówi premier z dumą,

że on nas wyzwoli z wirusa — potwora

zamknie też cmentarze, kiedy przyjdzie pora.

Odwoła sylwestra, święta i pogrzeby,

zamknie też siłownie w myśl wyższej potrzeby.

Nielicznym da jałmużnę z nie swoich pieniędzy,

A na koniec pogrąży cały naród w nędzy.


Chodzi o to by ludzie się nie spotykali,

a jeżeli już muszą by się opluwali,

za brak maski, dystansu, niech gryzą się z sobą.

Wtedy łatwiej jest rządzić im taką osobą,

co ze strachu przed śmiercią sama się zabije.

Ważne byście się bali, a rząd wie, że żyje.

Robią interesy na szczepionkach, maskach,

a nam, zwykłym ludziom, każą chodzić w kaskach.

I większość z nas wtedy pokornie jak cielę,

założy hełm na głowę, nawet na wesele,

i przekonywać będzie „Ci bez kasków — inni!”

że to przez nich pandemia,” To oni są winni!”


Takich głupot tysiące mógłbym tu wymienić

Lecz moja rymowanka nie może nic zmienić.


Jak długo to potrwa? Nikt nam dziś nie powie

Musimy się modlić i mądrość mieć w głowie.

— Luty 2021 —

Niepokorna owieczka

Inspiracją do napisania tej bajki była informacja o owcy, która uciekła z fermy i kilka lat żyła na wolności. Gdy ją odnaleziono miała na sobie prawie 40kg wełny.

Żyła sobie owieczka co strzyc się nie chciała.

Gdy widziała golarkę zawsze uciekała.

Nie dlatego, że boli, czy skaleczyć mogą.

Ot, po prostu lubiła chodzić własną drogą.


Nie była tak jak inne, strachliwe, pokorne.

„Jak trzeba niech ostrzygą, ciało jest odporne”.

„Po strzyżeniu, to nawet się lepiej poczujesz”.

Mówiły inne owce, — I nie zachorujesz.


Wszędzie, wkoło słyszała propagandy słowa,

Że jeśli się ogoli będzie super zdrowa.

A golili się wszyscy, owce i barany,

Lecz dla niej strzyżenie było jak kajdany,

Które zerwać musiała, aby wolnym być.

Ona, po prostu chciała w swojej wierze żyć.


Mimo, że miewała różne wątpliwości,

To chciała być sobą w głupiej swej wolności.

Żyła tak spokojnie, nie strzygąc się wcale,

A wełna na niej rosła obficie, wytrwale.


Aż ranka pewnego do owczej zagrody

Stado wilków wpadło i koniec przygody.

Byłby, gdyby wilki, wszystkie owce zjadły,

Lecz naszej owieczki dranie nie dopadły,

Bo przez grubą wełnę, kły się nie przebiły,

A po krótkiej walce wilki odpuściły.


Morał z tej bajeczki jest dla pań i panów,

Warto zostać sobą, zwłaszcza wśród baranów.

— 06 luty 2021 —

Czas

Od początku życia swego,

Mamy określony CZAS,

Aby zrobić coś dobrego,

Lecz i zła jest sporo w nas.


Wiek, rok, miesiąc, dzień, godzina.

Ile tak naprawdę trwa?

Gdzie się kończy? Gdzie zaczyna?

Czy CZAS LECI nam, czy gna?


Względny jest, czy absolutny?

Mądrzy ludzie wciąż się kłócą.

Dla nas bywa też okrutny.

Fizycy go w przestrzeń wrzucą.


W gramatyce podzielony,

Lecz mym zdaniem najważniejszy,

Jest nie przyszły czas, czy przeszły,

Ale właśnie teraźniejszy.


W różnych miejscach kuli ziemskiej

Ponoć mamy inny czas,

Lecz to wcale nie jest prawda.

Ktoś tu chce oszukać nas.


Jeśli na coś długo czekasz,

Czy też bardzo coś Cię boli,

Wtedy w duchu swym narzekasz

CZAS MI PŁYNIE TAK POWOLI


Gdy zaś w szczęśliwości leżysz,

Lub przeżywasz piękne dni,

Chciałbyś, by CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ,

Bo umyka szybko Ci.


Gdy chcesz STOCZYĆ WALKĘ Z CZASEM

Bo PRZELECIAŁ CI PRZEZ PALCE

To zobaczysz w MIĘDZYCZASIE,

Że polegniesz w takiej walce.


Możesz też ZYSKAĆ NA CZASIE,

Albo TRACIĆ CZAS na bzdury

Gdy CZAS GONI spiesz się bracie,

By MIEĆ CZAS na pójście w góry.


NIE MAM CZASU, często mówisz.

To nieprawda, mylisz się.

Masz go, gdy się rano budzisz

Tyle samo w każdy dzień.


Robisz w życiu wiele rzeczy

Po to żeby ZABIĆ CZAS,

Lecz tu chyba nie zaprzeczysz,

Że to on zabije nas.


CZAS JUŻ KOŃCZYĆ rymowankę,

Bo to już NAJWYŻSZY CZAS

Wypić kawy filiżankę

I już nie zanudzać Was.


— Luty 2021 —

Wolność — moje przemyślenia

Znowu się obudziłem z głową pełną rymów.

Ciekawe jak to było u Brzechwów czy Tuwimów.

Skąd czerpali pomysły, skąd brali przykłady?

Ja z tym rymowaniem już nie daję rady.

O czym mam napisać, żeby sens to miało

i mego czytelnika zainteresowało.

Ale cóż, w końcu trzeba swą głowę otworzyć,

posłuchać własnych myśli, trochę pracy włożyć.

Wydobyć też coś z serca, które w duszy kwili.

Co teraz napiszemy? O czym? Tu? W tej chwili?

Pytają mnie w tym momencie cząstki świadomości.

Więc im odpowiadam. Będzie o wolności.


Wtem zdałem sobie sprawę, jak trudny to temat.

Czy sobie z nim poradzę? Będę miał dylemat.

Co znaczy tak naprawdę w pełni wolnym być?

I bez żadnych ograniczeń i restrykcji żyć.

Bo wolność jest nam przecież od kołyski dana

i od tegoż momentu ciągle odbierana.

Wpierw rodzice wymyślą, przeróżne zakazy.

Potem chłopca, dziewczyny, czy szefa nakazy.

Nawet sam, sobie człowiek wiele zakazuje.

Jakąś wyższą konieczność w tym niestety czuje.

Zawsze, gdzieś ktoś nam czegoś, przecież nie pozwoli.

I tak właśnie uczymy się życia w niewoli.

Zniewalamy się sami, głęboko w tym tkwimy.

Lecz jak ktoś nas napadnie o wolność walczymy.

W imię wolności walczy, także nasz oprawca.

Ciężko się w tym połapać. Gdzie w końcu jest sprawca?


Walka o wolność w świecie, pochłania miliony.

Kto z takiej sytuacji jest zadowolony?


Miało być o wolności. Znów się zapędziłem

I kolejną teorię spiskową wymyśliłem.

Wracam więc szybko do sedna mojej rymowanki,

Pomimo, że mnie korci do wypicia szklanki.

Napiszę o wolności, to gdzie się zaczyna,

Lecz jutro, spać już idę, bo późna godzina.

— — —

Wolności człowiek nie miał od chwili stworzenia.

Nawet w raju miał zakaz owocu zjedzenia.

Potem sam sobie tworzył przeróżne zakazy.

By wolność ograniczać wymyślał nakazy.

Rządzić chciał drugim człowiekiem, od dziejów zarania,

Lecz dla tych drugich jej brak był nie do wytrzymania.

Rodziły się konflikty i za tą przyczyną,

Jeden wolność wprowadzał, drugi za nią ginął.

Wieki całe tak było i zapewne będzie,

Lecz walczyć o nią trzeba. Teraz, tu i wszędzie.

Tam właśnie gdzie dzisiaj wolności brakuje.

Gdy mówię, że jej pragnę, krzyczą, że coś knuję.

W dzisiejszym świecie najbardziej jest nam odbierana.

Nam, plebejskim parobkom, przez naszego pana,

Co władzy trochę dostał z naszego wyboru.

Chce nam życie ułożyć wedle swego wzoru,

Nakreślonego przez jakąś elitę bogaczy.

Oby nie doprowadziło nas to do rozpaczy.

Każdego dnia wolność jest nam odbierana,

I codziennie śruba mocniej dokręcana.

Nie pójdziesz do kina, czy do restauracji,

By wypić z dziewczyną winko przy kolacji.

Siłownia też zamknięta i stadion sportowy.

Ba, nie możesz dziś nawet ostrzyc sobie głowy.

Najgorsze, że niektórzy się przyzwyczaili,

Jakby w tym zniewoleniu od dzieciństwa żyli.

To tak, jak jakiś zwierzak w ZOO urodzony,

Gdy go wypuszczą z klatki będzie przerażony.

Bo nie skosztował nigdy życia na wolności,

Ale my przecież mieliśmy, parę chwil radości.


Czytam czasem komentarz, który mnie przeraża.

Ktoś w nim swą cenną opinię wyraża.

Że on i jego rodzina nie czują zniewolenia,

Bo jak nosi maskę, nie pójdzie do więzienia,

A sytuacja na świecie od niego wymaga,

By zamknąć się w domu. To jego odwaga.

I szlag mnie trafia jak widzę dziś takich odważnych…

Miało być o wolności.

Więc przejdźmy do rzeczy poważnych,

Bo znów się zapędziłem, a kończyć już trzeba.

Na koniec wierszyka uchylić rąbka nieba,

I kroplą optymizmu ten wierszyk spuentować,

Choć naprawdę sam nie wiem, jak tu się zachować.


Nigdy pełnej wolności nie będzie wśród ludzi,

Chyba że nasza rasa w końcu się obudzi.

Dziś od losu bez walki jej nie dostaniemy,

A gdy ją wywalczymy szczęśliwsi będziemy.

— kwiecień 2021 —

Poranek

Za oknem słychać już ptaszyny śpiew

Zaparzona stoi kawy filiżanka

A ja w czystym bezruchu tkwię

Czując piękną błogość poranka


Choć moje ego chciałoby już wstać

Połączyć z ciałem i z duchem się zbratać

Po to by rozpocząć dziś kolejny raz

Molekularny taniec energii wszechświata

— marzec 2021 —

Obudź się Polsko

Obudź się Polsko, ojczyzno nasza,

Gdy świat jest cały w płomieniach,

Chorych reżimów, kłamstw, demagogii.

Podaj nam rękę w cierpieniach.


Obudź się Polsko, kraju przemożny.

Ty, coś przez wieki szargana,

To przez faszystów, to komunistów,

Wciąż byłaś okupowana.


Obudź się Polsko, domie jedyny.

Wstań z kolan, choć ciężko będzie,

Bo wokół zawiść, lecz Twoje syny,

Pomogą i wesprą Cię wszędzie.


Obudź się Polsko, potęgo prawdy.

Chciałbym, by tak właśnie było,

Żeby już kłamstwo, wszelkie cwaniactwo,

Nigdy Cię nie kaleczyło.


Obudź się Polsko, kolebko wiary.

Niech Bóg da siłą wolności,

A Twoim dzieciom duchowe dary,

Męstwa, zwycięstwa, mądrości.


Obudź się Polsko, bo śpisz za długo,

A wszyscy Cię rozkradają.

Raz ci z prawicy, raz ci z lewicy,

Niszczą i upokarzają.


A może właśnie, nie budź się wcale,

Moja Ojczyzno kochana.

My się obudźmy, za to rodacy!

A Ty śpij i śnij aż do rana.

— marzec 2021 —

Słowo

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo”


Zastanawiam się czasami

Jak to jest z tymi słowami,

Których jest miliony w świecie,

Nawet tutaj je znajdziecie.


SŁOWO może być pisane,

Często bywa nam czytane,

W wypowiedzi też się zdarza,

Czasem pieśń też je wyraża.


SŁOWO w różnych jest językach,

W książkach, skryptach, pamiętnikach

Pięknie pismem zapisane,

Bywa też przekazywane.


Jak się mocniej zastanowić

Co ze SŁOWEM można robić,

Wtem człek sobie sprawę zda

Jaką wagę SŁOWO ma.


Od kołyski się zaczyna

Gdy nachyla się rodzina

Nad berbeciem gorączkowo

By powiedział PIERWSZE SŁOWO.


Kiedy treści nie ma mowa

To padają PUSTE SŁOWA.

Krasomówczych trzeba głów

Aby użyć POTOK SŁÓW.


Nie ma czasem ktoś wyboru

Jak już da SŁOWO HONORU,

Często mimo wielu strat,

Bo nie RZUCA SŁÓW NA WIATR.


W kawiarence, czy przy barze

Zdarzy się nie jednej parze,

Gdy jest w nich miłości duch

ROZUMIEJĄ SIĘ BEZ SŁÓW


Jak nie klei się rozmowa

Wtedy trzeba WAŻYĆ SŁOWA,

Choć próbował ten i ów

Wykorzystać w tym GRĘ SŁÓW.


SŁOWEM BOŻYM jest nazwana,

Bo przedstawia życie Pana

Księga najmądrzejsza w świecie.

Całą prawdę w niej znajdziecie.


— — —


Słowo uczy, słowo leczy,

Czasem rani i kaleczy.

Bawi, wzrusza aż do łez.

Takie właśnie słowo jest.

— marzec 2021 —

Milczenie

Patrząc jak rybki pływają w akwarium

Zrozumiałem słowa „silentium est aureum”

Milczenie jest miejscem, gdzie rodzą się słowa

Im większe jego pokłady, tym piękniejsza mowa.


Gdy adwersarza w dyskusji, argument nie przekona,

Twoje mądre milczenie, być może go pokona.

Bo do każdej rozmowy, należy bez wątpienia,

W miejsce głupiej gadki, wnieść mądrość milczenia.

— czerwiec 2021 —

Posłuchanie

Gdy milczę, mówicie żem nudny,

ponury, a wręcz obłudny,

a jak powiem coś mądrego

— O, wymądrzasz się kolego!

Jeśli mówię co mnie dręczy

— Weź nie marudź, nas to męczy!

Kiedy sukces jakiś mam

— Nie chwal się, nie jesteś sam!


Więc nie dziwcie się kochani,

że będziecie traktowani

tak jak innych traktujecie,

kiedy słuchać ich nie chcecie.

22-06-2021

Tolerancja

Chcąc być tolerancyjnym, nie myśleć próbuję,

by nie urazić głupszego, co nie kontempluje.

25-06-2021

Po co się dzielić

Wśród ludzi od zawsze różnice istniały,

Po to chyba tylko, by uzupełniały,

Niedociągnięcia tego, drugiego człowieka,

Bo on, na to właśnie dopełnienie czeka.

Mym zdaniem różnice są tylko dlatego.

By łącząc je sprytnie utkać coś fajnego.


Kobieta z mężczyzną potężnie się różnią,

Po to, by ich życie nie stało się próżnią,

By w cudownym akcie różnic połączenia,

Wzniecili powstanie nowego stworzenia.


Dawniej sporów między ludźmi nie było tak wiele.

Zdarzały się polityczne, czasem o Kościele,

Lecz atmosfera dyskusji była zgoła inna,

Bardziej merytoryczna, czasami wręcz rodzinna.


Dzisiaj dyskusja, to nie jest argumentów mowa,

Raczej kłótnia ohydna, wręcz wojna na słowa.

Co powoduje, że wrogiem człowieka jest człowiek?

A różnice poglądów spędzają sen z powiek.


Dlaczego do tego doszło? Do ludzi skłócenia.

Dla mnie osobiście jest to, nie do zrozumienia.

Rozpadają się związki, gniewają rodziny,

Bo każdy z nich popiera innej partii czyny.

Albo jeden jest katolik, drugi ateista.

Czemu wtedy z człowieka wychodzi faszysta?


Problem jest chyba wtedy, gdy się zatracimy

I naszym emocjom rządzić pozwolimy.

Dyskusja się skończy i w kłótnię przerodzi,

A nie o to przecież w polemice chodzi.

Całą tę agresję media podsycają.

Ciekawe jaki one w tym interes mają.

Czy robią to z głupoty, czy też z przekonania.

Dzisiaj kłótnie w mediach są nie do wytrzymania.

Od kłótni do bójki, a w końcu do wojny.

Nie jestem w tym miejscu już taki spokojny.


Zostawmy na chwilę spory polityczne,

Bo inne podziały są równie idiotyczne.

Dzielimy więc ludzi na czarnych i białych,

Na wyznawców Chrystusa i tych pozostałych.

Jedni są mięsożercy, a inni weganie.

Lepsi są demokraci czy republikanie?

A takich podziałów są miliony w świecie,

Może nawet więcej, wszędzie je znajdziecie.


Dzielmy się, lecz konstruktywnie, a każda polemika,

Niech zawiera szanowanie, poglądów przeciwnika.

03-07-2021

Wspominki

Kiedy czasem patrzę wstecz

W życia mego dawne dzieje,

Wszystko jakieś inne jest,

Że czasami aż się śmieję.


Mając kilkadziesiąt lat,

Człowiek trochę życia przeżył,

Nie raz upadł, potem wstał,

Z problemami, też się zmierzył.


W nostalgicznym rozważaniu,

Przeszłość będzie zlepkiem dat,

Więc zaglądnę dziś w głąb tego,

Czym był dla mnie dawny świat.


„Lata 70-te”


Na podwórku pod trzepakiem,

Który funkcji wiele miał,

Gromadziły się dzieciaki,

Żeby wejść w zabawy szał.


Były wrotki, czasem rower,

Choć nie każdy z nas go miał,

Trzepak służył też za bramkę,

Każdy wtedy w piłkę grał.


Dziewczynki skakały w gumę,

Cóż to jest za durna gra?

Jak w nią wygrać? Nie rozumiem.

Po co grać w to? Szkoda dnia.


Co innego kryć się w bramach,

Czy uciekać z karabinem,

Albo gonić Indianina,

Z pistoletem „Precyrzynem”


Zimą z górki się zjeżdżało.

Śniegu było zawsze w bród,

Wodę czasem się wylało,

Żeby zrobić z tego lód.


W pudełeczku z trocinami,

Garść koreczków się kupiło,

Lub saletrę w kapslu z wódki,

Na podwórku odpaliło.


Na ulicy, koło skwerku,

Saturator z wodą stał.

Po piłeczce, czy po berku,

Każdy z nas tę wodę chlał.


Szklanki były tam ze trzy,

Czasem cztery, zwykłe, szklane.

Czyste były wtedy gdy,

Zimną wodę opłukane.


W szkole, ciepłe mleko piłeś,

Żeby Cię nie bolał brzuch,

A jeżeli nagrzeszyłeś,

To linijka poszła w ruch.


Gdy dostałeś, nikt nie sprawdzał,

Czy profesor rację miał.

A gdy rzecz była poważna,

Jeszcze ojciec w domu wlał.


W szkole pani higienistka,

Nam sprawdzała zdrowia stan,

Była też szkolna dentystka,

Której każdy z nas się bał.


Kasę każdy z nas odkładał,

Na książeczkę SKO,

Czasem sobie z kimś pogadał,

Jakoś fajnie wszystko szło.


Szkolne szatnie były pełne,

Lecz nie kurtek czy szalików,

Tam leżało coś zupełnie,

Odmiennego od płaszczyków.


Stała w nich makulatura,

Każdy zbierał ile mógł.

Za brak gazet była bura,

Oddawanych potem w skup.


Bo za każde dziesięć kilo,

Do podtarcia papier był.

Jak się zbierać już skończyło,

Każdy miał to czym śnił.


Historyjki zbieraliśmy

Po Donaldach z myszką Miki.

W kapsle z piwa też graliśmy,

Albo w grzyba scyzorykiem.


Kolekcjoner zbierał znaczki.

Całe serie miał w klaserach.

Ktoś podpalał wycieraczki,

zapomniawszy o manierach.


W telewizji dwa programy,

Nadawały program swój.

Na kanałach wybieramy,

„Klos”, „Pancerni” albo … nic :)


Z czasem był już wybór większy.

Sonda, Kojak, Teleranek.

Świat w kolorze był piękniejszy.

Reksio był w czwartkowy ranek.


Wieczorami pod trzepakiem,

Można było towarzysko,

Wypić winko owocowe,

Lub zapalić jakieś świństwo.


„Lata 80-te”


Gdy już podrósł trochę człek,

Przestał biegać już z korkowcem,

W nastoletni wkroczył wiek,

Ale nie chciał być zomowcem,


Trochę trudniej w życiu miał,

Lecz z sumieniem własnym w zgodzie.

Wtem wojenny przyszedł stan.

Trzeba było żyć w tym smrodzie.


Marka Hłaskę się czytało,

I Suworow też się zdarzył.

Dobrych książek było mało.

O wolności człowiek marzył.


Choć namiastkę jej mieliśmy,

Gdy powstała Solidarność,

Lecz wrócili komuniści,

I znów była nienormalność.


Każdy chciał wyemigrować,

Gdzieś daleko za kurtynę.

Na zachodzie gdzieś pracować,

By utrzymać swą rodzinę.


Lecz wyjechać się nie dało,

Poza obręb demoludów.

Bo paszportu się nie miało,

Chyba że użyłeś cudów.


Musieliśmy tutaj żyć,

Z własnej woli, czy też nie.

Można było wódkę pić,

Czasem też sprzeciwić się.


Jak opornik w klapie był

I bibuły cała teka

To człek wiedział, już że żył.

I nie straszna mu bezpieka.


Każdy z nas się wtedy bał,

Bo zomowcy mieli pały,

Ale cegłę w rękę brał,

I nią rzucał, choć był mały.


Trudny był to dla nas czas.

Każdy musiał się w tym znaleźć.

Sprzedał się nie jeden z nas,

Choć dziś ciężko go odnaleźć.


Jakoś trzeba było żyć.

Ktoś zostawał milicjantem,

Inny nie chciał kumpli bić,

Więc był zwykłym spekulantem.


Mając kilkanaście lat,

Tu się szybko dorastało.

Chciałeś zawojować świat,

Tylko kasy było mało.


Chciałeś piękny mieć motocykl,

Albo chociaż Motorynkę,

By zabłysnąć na „parafii”,

Wozić nim swoją dziewczynkę.


Jak skończyłeś lat szesnaście,

Prawo jazdy mogłeś mieć,

Lecz Malucha czy Trabanta

Mogłeś wtedy tylko chcieć.


Choć maluszek w Polmozbycie

Cenę niską wtedy miał,

Lecz czekanie na nabycie…

Sześć lat i pod domem stał.


Mogłeś kupić też na giełdzie,

Tu dostępny był od ręki.

Dziesięć razy drożej będzie.

Jak masz kasę nie ma męki.


Giełdy były w tamtych czasach,

Nie tylko samochodowe.

Wymieniało się kasety,

No i płyty winylowe.


Rock ucieczką dla mnie był,

Dla niektórych pop czy disco,

Bo w muzyce czar się krył,

A zaśpiewać można wszystko.


Choć cenzura niedorzeczna,

Umniejszała twórców dar,

To aluzja wszechobecna,

Dopełniała dzieła czar.


W sklepach ekspedientki same,

Pilnujące pustych lad,

Bo towary już wysłane,

Do przyjaciół z Kraju Rad.


Były kartki żywnościowe,

Na benzynę, cukier, drób,

I wymiany walutowe.

„Kup dolara”, „Markę kup”


Pewex sklepem był bajkowym.

Tu towarów cała moc.

Zapach kawy z czekoladą.

Czułem potem całą noc.


Tutaj wszystkie półki były,

Wypełnione luksusami,

Lecz w tym sklepie się płaciło,

Zielonymi pieniążkami.


Nawet człek się nie obejrzał,

Jak w dorosły wkroczył wiek

Za pannami się rozejrzał,

Taki jest już życia bieg.


Bo hormonów nie oszukasz,

W pewnym wieku już tak jest.

Dziewczynę sobie wyszukasz,

I to jest Twój życia kres.


Wtedy wcale tak nie myślisz.

Masz marzenia, planów moc.

W dzień pracujesz, na coś liczysz,

Piękna jest też wtedy noc.


To niestety nie trwa długo,

Bo kobieta jest tak cwana,

Że przed ołtarz idziesz sługo,

Choć nie miałeś tego w planach.


Potem praca, stadko dzieci,

I problemów mnóstwo całe.

Tak trzydzieści lat przeleci,

Choć wspominki jakieś małe.


„Zakończenie”


W tym wierszyku opisałem

Dwie dekady życia mego.

Może kogoś połechtałem,

Może znalazł coś fajnego.


Pominąłem lat trzydzieści.

Jak wyglądał wtedy świat?

Może dzieci me napiszą,

Za dwadzieścia parę lat.

— luty 2021 —

Małżeński układ

On kochał ją nad życie i ona go kochała.

Kiedy się jej oświadczał w skowronkach była cała.

Później śluby małżeńskie przed Bogiem złożyli,

Że w zdrowiu, czy w chorobie zgodnie będą żyli.

Żeby status małżeństwa, stał się idealny,

Wpadli na pewien pomysł, mym zdaniem genialny.


Wiedząc, że w byciu razem są kłótnie i spory,

Dali wzajemnie słowo, że mimo późnej pory,

Każdego dnia pod krzyżem odmówią pacierze,

Choćby wcześniej ze złością latały talerze,

A gdy jedno w modlitwie nie weźmie udziału,

Znaczyć będzie, że samo do winy się przyznało.


Takiemu układowi, oraz swej miłości,

Zawdzięczają, że w szczęściu dożyli starości.

05-07-2021

Wirtualna miłość

Poznali się kiedyś na czacie w internecie.

On pracował gdzieś w wojsku, a ona w gazecie.

Zaczęło się niewinnie, jakieś czułe słowa,

Słodzące komentarze, komplementów mowa.


Później miłosne słali sobie poematy.

W mailach pisanych nocą zrzucali swe szaty.

Listy były cudowne, najbardziej te pierwsze.

On do niej pisał prozą, a ona mu wierszem.


Zakochali się w sobie, kilka lat to trwało,

Jednakże w tej miłości czegoś brakowało.

Pomimo oglądania w listach swego ego,

On nigdy jej nie widział, ani ona jego.


Prosił ją kilka razy, by zdjęcie wysłała,

Lecz ona, niestety, zrobić tego nie chciała.

Pięć lat miłość duchowa się w nich rozwijała.

Gdy poznali swe wnętrza, przyszedł czas na ciała.


Kiedy mu napisała, że spotkać się trzeba,

O mało nie oszalał, umysł sięgał nieba.

Jak ją rozpozna? myślał, na owym spotkaniu.

Napisała, że róża będzie przy ubraniu.


Czekał cały przejęty. Jak ona wygląda?

Śliczna jest jak jej dusza, kiedy ją oglądał?

Nagle widzi, piękność zza rogu się wyłania.

Cudne włosy, figura, gdzież kwiat do ubrania?


To nie ona! Aż westchnął, a już miał nadzieję.

W dali idzie brzydula i dziwnie się śmieje.

Ujrzał wtedy też różę wpiętą w jej ubranie.

— To nie może być ona — pomyślał — Nie, Panie!


Ktoś, kto tak pięknie pisze, tak ślicznie rymuje,

Nagle takim szkaradztwem się tu okazuje.

Chciał już uciec, lecz nagle uświadomił sobie,

Ileż to razy miłość wyznał tej osobie.


Przytulił dziewczynę, lecz ta go odpycha,

Mówiąc, że za tulenie będzie druga dycha,

Bo za tę wpiętą różę już dychę dostała.

Od pięknej blondyneczki, co na rogu stała.


Zaszumiało mu w głowie od tej sytuacji.

Zrozumiał, że ślicznotka w cudownej kreacji,

Jest jego ukochaną, lecz pod włos go bierze,

Sprawdzić tylko to chciała, czy kocha ją szczerze.

08-07-2021

Wspinaczka

Wspinam się znów pod górę,

Zlany potem jak deszczem.

Znowu przejdę przez chmurę,

Chociaż zmęczony jestem.


Bez żadnych wspomagaczy,

Bez środków chemicznych.

Dobry jest dla wspinaczy,

Ciężki wysiłek fizyczny.


Zaczynam zwykle powoli,

By nie podeptać trawy.

Ona chce i ją nie boli,

Więc zaczynamy zabawy.


Najpierw przepiękne niziny,

Liżę swym wzrokiem namiętnie,

Dotykam nabrzmiałe wyżyny,

Czuję, że znów będzie pięknie.


Potem wchodząc rytmicznie,

Już szybciej mijam pagórki.

Chociaż zmęczony fizycznie,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 38.35