E-book
15.75
drukowana A5
40.64
Wielkie Nieba

Bezpłatny fragment - Wielkie Nieba


Objętość:
148 str.
ISBN:
978-83-8324-338-2
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 40.64

Subiektywizm — stanowisko filozoficzne głoszące, że wszelkie poznanie zależy od właściwości umysłu ludzkiego i jego sposobu odczuwania. Założenie przyjmujące doznanie podmiotowe (subiektywne), a nie obiektywną rzeczywistość. Stronniczość, kierowanie się osobistymi względami, upodobaniami, obawami, uprzedzeniami i pragnieniami w ocenie faktów i jako miernik dobra i zła. Subiektywizm to również tendencja do sprowadzania wszelkiego sądu do indywidualnej oceny. Utrzymuje, że piękno i brzydota, prawda i fałsz, dobro i zło zależą od punktu widzenia; jest to również to, co się nazywa relatywizmem: w tym znaczeniu grecki filozof Protagoras mówił, że „człowiek jest miarą wszechrzeczy”.

Kilka słów na start

Piszę te słowa jako ostatnie,

Bo dla mnie wprowadzenie nie jest aż tak ważne.

Jednak świat nie jest jak ja.

Więc spieszę z tłumaczeniem.

Masz w rękach mnie.

Na okładce i w środku.

Emocje i życie.

Definicja subiektywizmu jest pożyczona z Wikipedii.

Na sam wygląd, tytuł i treść miałem wiele pomysłów.

Postanowiłem użyć wszystkich.

Masz więc podróż po mnie.

Zakończoną czystym sercem.

Koniec trylogii, to początek

Zbieram miłe słowa za gorzkie słowa.

Ciekawe.

To nadal dla mnie nowe.

Wciąż szukam siebie.

Czy Beatrycze zawiodłem?

Nie wiem.

Raczej nie.

Zrobiłem więcej niż inni.

Zabiegałem na każdej płaszczyźnie.

Bezsilnie.

Szukam nieba i myślę czym będzie.

To na pewno miejsce stworzone.

To miejsce najwyżej,

Jednak jest przyziemne.

To miejsce jest moje.

To ja.

Tak po krótce.

Epoche

Mamo, powoli staje się osobą,

Którą gardzi społeczeństwo.

I nie mówię o bezdomności.

Na moje poglądy nie ma miejsca w telewizji.

Moja wizja świata jest niepopularna.

Do nikogo nie trafia.

Chyba nie ma na świecie serca,

Które biłoby jak moje.

Żadna nie przyspiesza też tempa

Jak tamta.

Dlatego tak gonię.

Zawsze za mną biegnie wspomnienie.

Boję się, że niczego już tak nie docenię.

Próbuję czytać książki,

Ale nie umiem się skupić na treści.

Mam za dużo myśli.

I nic mi się nie śni.

Mamo, nie wiem, czy dam ci wnuki.

Ciągle ciągną się za mną czasy,

Kiedy by zasnąć musiałem się upić.

I to ciąży.

Ciąży jak akt własności.

Sam pielęgnowałem ściany tej samotności.

Dzisiaj nie mam już sił.

Nie mam już sił na namacalne wartości.

Nie umiem kochać teraźniejszości.

Nie ufam już nawet przeszłości, od tego mam tylko łzy.

Mamo, chcą o mnie napisać w gazecie.

A ja nie wiem, co mam im powiedzieć.

To głównie tylko zapiski tego,

Co chciałbym jej w twarz powiedzieć.

Wiesz której.

Tej, która tak pięknie pachniała, jak wiedza.

Zmieniła mój tok rozumowania.

Zmieniła narzędzia w utensylia.

I choć to tylko słowa.

Doceniam każdy aspekt piękna.

Mamo, widzę, jak jesteś szczęśliwsza bez ojca.

I cieszę się bardzo.

Nigdy więcej nie pozwolę żadnemu mężczyźnie

Cię skrzywdzić.

Przysięgam na wszystkich.

Inni mężczyźni, to nie moi bliźni.

I mówię tu o wszystkich.

Mamo, znowu napisałem książkę.

Przepraszam, jeśli znów przyniesie ci łzy.

Skoro nie wstydzisz się mnie.

To ja też nie chcę już siebie się wstydzić.

Mamo, wciąż biegnę, a odczuwam epoche.

Im więcej mówię tym mniej ludzi mnie rozumie.

Mamo, męczy mnie świat ludzkich bredni i porównań.

Zamiast przyznać się do toksyczności otwarcie,

Mówią o winie, żyle i rtęci co w nich siedzi.

To jest dla mnie nazbyt wyszukane.

Ja ciągle jestem, tym małym dzieckiem,

Które przecięło się termometrem

I nigdy ci nie powiedziało.

Bo bałem się, że umrę i że będzie ci przykro.

Mamo, otaczam się ludźmi z tatuażami,

Ale nie bój się ich, oni nie są kryminalistami.

Tatuaże nie stygmatyzują.

Stygmatyzują ludzie.

Najgorsi czynią występki pod przykrywką boskości.

Nie ma w tym nic złego, że ludzie są źli.

Taki jest świat.

Jak jest światło, to jest cień i to proste.

Jednak przykrywki i kłamstewka wywołują odrazę.

Mamo, ludzie komentują mnie po wyglądzie.

A przecież mają ciała małp i śmierdzą.

Czemu się sobą nie zajmą?

Tak się sobą brzydzą, że aż o sobie nie mówią.

Mamo, dziś moi przyjaciele to artyści.

Udało mi się nie zapić do niej miłości

Tak jak rodziciel.

Porzucił sztukę, ciebie i siebie.

Czuje się dobrze w ich gronie.

Wole wernisaże niż głośne melanże.

Jeszcze nie wiem, co dla mnie w życiu jest ważne,

Ale obiecuję, że jak znajdę, to ci pokażę.

Nawet jeśli będzie wykraczać ponad epokę.

Jak już przestanę czuć epoche.

Świadomość wyższości

Mam.

Chociaż często nie jestem wyższy od nich.

Potrzebowałem trochę czasu by potwierdzić,

Że nie do końca jestem przyziemnie normalny.

Znajomy mi mówił, bym nie pisał o mojej terapii.

Że w ten sposób zdradzam tajniki.

A to przecież tak nie działa.

Większość nawet nie wie, czym jest terapia.

Chociaż każdemu jest potrzebna.

Ludzi boli prawda.

To ich rusza.

A ja myję podłogę wrzątkiem o trzeciej w nocy,

Słucham podcastów o morderstwach w USA.

Dzisiaj słucham Zauchy poważnie.

Rozumiem strach przed snem.

Śmierć w snach.

Zanim zaśnie się na zawsze.

Na poważnie.

Nieobecność trwa naprawdę wieczność.

A prawda bywa nieładna i smutna.

Moje szaleństwo mnie uszczupla.

Samotnie już nie umiem przybrać maski głupca.

Zawsze będę miał ciało chłopca.

Nigdy nie przywyknę do rozstań.

Rymowanie to sprawa jest prosta.

Społeczeństwo chce tylko doznań.

Jestem wyżej siedząc na podłodze.

Nikt nie posądza mnie o transcendencje.

Bo przecież jestem.

Które mam miejsce w drabinie społecznej?

Czy to ważne?

Przecież w każdej grupie jestem pariasem.

Jestem żywiołem,

Który tworzy elektryzujący związek z deszczem.

Nie podobają już mi się ludzie.

Tylko ona wygląda pięknie.

Pierdolić resztę.

Chociaż już nawet pierdolić mi się nie chce.

Seks już tylko z sercem.

Inaczej nie chce.

Jakim cudem tak łatwo wpada się w paradoks.

Chcieć kochać tak bardzo

I nie móc tego pokazać.

A przecież mogę wszystko.

Przecież umiem wszystko.

A ciągle słyszę wymowną ciszę

Nie mówi nic a ja czuję idź stąd.

Po co mi kurwa ta moja wyższość?

Łatwiej było być niżej

Mieć mniej

Lirycznie pasuje bez niej

I pasuje tu nawet formalnie.

Whatever weather

Chodź.

Możesz pooglądać, jak się rozpadam.

Choć przy deszczu moja forma jest stała.

Patrzysz na mnie jak na eksperyment.

Nie udawaj, że obchodzi cię, co czuję.

Doskonale odczuwam jak się nie zachowujesz.

Stoję w skupisku niedomówień.

Nie mogę wiedzieć, co u ciebie prywatnie.

Bo reagujesz agresywnie,

Lub jakbym robił ci krzywdę.

A ja nie chcę cię krzywdzić

I nic nie mówię.

Jestem pasywny.

Za szkłem tylko instagramy.

Publiczne słowa i publiczne wyrazy.

Świat ludzi bez skazy.

I ja się w nim kruszę.

Nie umiem znaleźć ostoi.

Nie umiem znaleźć pary.

Nie jestem lepszy, przez to, że nie jestem dopasowany.

Co mi dziś dały te wszystkie wyplute wyrazy?

Skoro wszystko jest jak dawniej.

A ja nie jestem doskonały.

Nie jestem wybrany.

Jestem rozlany.

Jest mnie zbyt dużo.

Trzeba wycierać na trzy razy.

Choć to tylko wyrazy.

I tylko dla mnie to coś znaczy.

To coś mnie leczy.

Reszta wie jak pisać, mówić i jak być popularnym.

A mi się nie chce.

Nie podnoszę się z łóżka.

Zmieniam plany.

Jestem ospały.

Zmęczony.

I nie mam ochoty jeść mięsa od kilku tygodni.

Zapętlam piosenki.

Piszę frazy.

Tworzę menu.

Księżyc się mieni.

Ocean ludzi znów tonie.

W kropli.

I chyba tylko ja jestem trzeźwy,

We wszystkie weekendy.

Ramka

Chcę wszystko nowe,

Każde wspomnienie.

Inne miejsce, inne zdobienie.

Nic markowego.

Jedynie kilka prac Marka Moskala.

Na ścianach.

Artura i pana Zdzisława.

Pracę Marysi, bo jest świetna.

Plakat Waldiego i Piotrka.

Pamiętam o kolegach.

Nie tylko przy szklankach.

Pragnę roszady,

By zmieniły się ściany.

Dzisiaj jest bliżej.

Dzisiaj jest zawsze.

Tak jak wszystko jest na W.

Nie wiem, gdzie pójdę,

Ale tego się nie boję.

Nic co posiadam, nie jest moje.

Ja to tylko przetrzymuje.

Nadaje wartości błahości.

Nie widzę braci w ludzkości.

Skupiska ludzi są bezwartościowe.

Wartość mają jednostki.

Nie znam tylu ludzi,

A na pewno nie lubię aż tylu.

Przyjaźni, nie mierzą setki,

Łapki, lajki, prezenty.

Poznałem to, jak pierwszy raz,

Przeszedłem przez drzwi komendy.

Potem zapomniałem kilka razy.

Ludzie tłumnie mieli opinie o mnie,

Kojarząc mnie tylko z jednej akcji.

Czy to błędy?

Teraz aż tak mnie, to nie obchodzi.

Zrozumiałem, że nie istnieje po to, by mnie lubić.

Odpowiem za zło.

Odpowiem za to, że mi nie odpowiadali.

Za to, że im nie odpowiadam.

Odpowiem zapytany.

Jak nie zapytasz, to też powiem,

Bo życie jest kurwa wielowątkowe.

Moje.

Od małej kropli powstają wielkie deszcze.

Wszystko jest zależne.

A ja bywam w kropce.

Bywam w kropki i prążki.

Czasem czuje się biznesmenem,

A czasem kondomem.

Życie mam.

Swoje.

Cudze mnie nie obchodzi i mnie nie interesuje.

Patrzę tylko, jak lubię.

Pomagam, jak mogę,

Pamiętając o sobie.

Zmienię miejsce.

Jeszcze nie wiem, kiedy i gdzie.

I będę sobą.

Zwyczajnie się odetnę.

Chcę robić rzeczy, które były zabronione w domu.

Chcę wyrażać opinię.

Chcę mówić prawdę.

Zawsze.

Nie chcę nic ratować kłamstwem.

Ile można być tak jak zawsze?

Skoro wszystko jest inne?

Mówiłem, że ten rok może nie być moim,

Ale się myliłem.

Jest nim jak wszystkie poprzednie i przyszłe.

Nie jestem człowiekiem,

Który chce zbierać tylko te najlepsze.

Robi się ciężkie, by było łatwiejsze.

A ja mam dwadzieścia lat ciężkiego.

Mógłbym odcinać kupony.

Nie robić nic ponad podstawę do śmierci,

Ale szaleństwo mi nie pozwoli.

Zwykły etat nie jest dla mnie.

Tak jak przeciętne pierdolenie.

Przeniosę górę, zburzę górę, stworzę górę.

Transcendencja to cel.

Nie samo istnienie.

Afirmacja jest łatwa,

To tylko w kółko pierdolenie.

Nie dla mnie tylko ładne zdjęcia,

Bo to ohyda.

To tylko aparat się zmienia

A nie sceneria.

A ja chcę rzeczy, które są do czucia.

A później do zobaczenia.

Chłopiec z okładki

W sumie to nic.

Jestem prostytutką.

Przejdź dalej.

Ja tylko sprzedaję siebie.

Co chciałbyś wiedzieć?

To masz zrobione z kilku ran

A to traum.

W kapsułkach jest tran, magnez, witamina D,

Wortioksetyna, mirtazapina, rutyna.

A mój znajomy sprzedawał leki na lewo

I miał milion długu, czy coś takiego.

Lubiłem go.

Jednak narkomania, to coś zbyt absorbującego.

A mnie stać na coś większego.

Są ludzie,

Którzy spodziewali się po mnie czegoś lepszego.

Innego.

Czyje mam karmić ego?

I dlaczego?

Częściej fascynuje mnie proces niż sam wynik.

Mówią, zakochałeś się w depresji.

Bądź wreszcie szczęśliwy.

A to też jest część mnie.

A ja zrobiłem rzeczy, do których dążą twoi rówieśnicy.

I już mnie nie cieszy.

Jednak nie spotkasz mnie na szubienicy.

Choć zwisa mi nastrój prześmiewczy.

Tamci to mędrcy.

Tego się nie robi.

A takich zrób ze trzy.

Każdy jest w swojej wersji,

Lecz do złych przywar nie przyznaje się nikt.

Skoro gorzkie ci nie smakuje,

To po co próbujesz?

Skoro teraz ludzie ubierają się jak dawni żule,

A ja podobno jak ci obecni,

To kto jest następny?

Kto tym kręci?

Nie jestem dawno

W kategorii kąsków jestem przekąską.

Chodzi o wagę.

Niewiele właściwie.

Nieduży posiłek.

Jeśli chodzi o siłę, to niejedno ma imię.

Patrzę na tego typa w lustrze.

Nawet ładny.

Ruchliwy jak kto woli.

Może zajmie się ciałem,

Jak rozwieje problemy głowy.

Mówienie o sobie i trzecie osoby.

Tylko w tej konfiguracji.

Nie zniósłbym tego po raz drugi.

Nic w moim życiu nie wygląda jak wyścigi.

Jestem dziwnym gościem,

Wystarczy mi, że jestem jedyny.

Samotny niekiedy.

Niekoniecznie nieszczęśliwy.

Pisanie jest terapeutyczne.

Szczęśliwe chwile żyje.

Niepotrzebne roztrząsanie.

Wypisuję wątpliwości,

Co siedzą na duszy.

Łatwiej się śpi.

Kot zawsze mnie przytuli.

Zawsze obok śpi.

Chociaż nie umiesz czytać,

To wiesz bez tego, jak jesteś bliski mi.

Może bym się zabił, gdyby nie ty.

Pewnie bym nie wrócił, gdyby nie ty.

Ciężej bym znosił pogoń i krzyk.

Nie jestem dawno w twoim top trzy.

Chyba nie mam już sił, bym znowu był.

Chyba mam nowy cel.

Chciałbym, bym dla kogoś też celem był.

A tak to strzelam sam.

Obnażam światu każdą ze swoich ran.

Zajmuję się implementacją nowych wspomnień

W tym samym ciele.

Pojąłem, że nie muszę się odnajdywać w świecie.

Istotniejsze jest w sobie.

Cała reszta jest dodatkowa.

Będę reagował, jak przyjdzie pora.

Będę tak jak zawsze i jak nigdy od dawna.

Dziś. Dzień

Twoi przyjaciele, to schizy i bordery.

A ja nie mam nazwy na to, co we mnie siedzi.

Nie buja mną to czego słuchacie.

To mi nie siedzi.

Ja siedzę.

Coś sobie kreślę.

Korzystam z pozycji, której nie miałem nigdy.

Mogę postawić sobie sto drinków

I wypić wszystkie za sukces,

Ale tego nie robię.

Z sukcesu jest bliżej do porażki

Niż z braku ruchu.

Pojmujesz?

Dzisiaj choć próbuję,

To nie umiem nie robić nic.

Nie używam synonimów do wolnych dni,

Bo nie mam ich.

W moim życiu od zawsze wszystko jest jakieś.

Dla mnie.

Dziś nie jem nic jak mam jeść kit.

Nie szukam radosnych dni na siłę.

Na siłę można dostać w ryj.

Wszędzie jest pic.

Jak mam tak żyć,

To nie chcę żyć.

Czytując tylko, co czwarte,

Co ci do gustu przypadnie

Lub nie.

Pomijasz sens. Pomijasz mnie.

A ja pytam.

Czym jest przerwa?

To się je?

Jak żyją ludzie?

Jak to jest nie mieć dziesięciu myśli,

W tym samym momencie?

Czy to przejdzie?

Wszystko czym dziś jestem

Jest zbudowane na porażce.

Wyszło dobrze.

Mogło być gorzej.

Mogłem się nie obudzić po tej wódce z tramalem.

Albo wstać i nie przemyśleć tego co zrobiłem.

Mogłem być taki jak wcześniej na chwilę,

Ale tego nie zrobiłem.

Tak jakoś

Mam taką jedną siłę.

Umiem zmienić wszystko, co twoje, w bezsensowne.

To dość łatwe, bo nic nie jest ważne.

Wszystko to wartości nadane.

Sprawy ważne w tej epoce.

Będą nieistotne.

W następstwie.

Siedzę w grupie studentów.

To dla mnie zabawne,

Bo każdy ma nazwę.

To dla nich jest ważne.

Ja pomijam.

Patrzę się w lampę.

Jak szybko bym musiał biegać, by stać się światłem?

Nie uczestniczę w rozmowach o kanonach.

Nie mówię o szkolnych lekturach.

Bo nie przeczytałem żadnej.

A piękno zawsze dotyka brudu.

I to piękne.

Nieskazitelność to bezsens.

Nie wiem, którego pokolenia głosem jest mata.

Wiem, że ziemia umiera.

Taka zielona planeta.

A świat jest ohydny jak kapela.

Nie mam szacunku do urzędów i ugrupowań.

Więc ich wydawca by mnie nie wydał.

Od pierwszego jestem starszy,

A nie mam problemów z erekcją.

Od drugiego mniej wyedukowany jednak wiem,

Że pacyfiści się nie leją.

Można robić ciekawsze rzeczy za pieniądze.

Wolałbym zostać prostytutką,

Bo to mniej uwłaczające.

To prawda, że z mojej pozycji

Dość dobrze się krzyczy.

Rzuca złośliwości.

Tak naprawdę poprawnie nazywa rzeczy.

Wciąż jestem młody.

Co to jest kurwa gen z?

Co to są milenialsi?

Czy to jest ważne?

Wcale.

Zgniłe myśli są w każdej epoce.

Pamiętaj o tym, że nic nie jest nowe.

Koniec.

Staram się

Mamo, jestem diabłem w niebie.

Sztucznym niebie.

Szukam miłosierdzia

Znajduje tylko piękno.

Jest miło,

Ale gdzie jest miłość?

Nie wiem.

Szukam siebie.

Szukam siły by obchodzić się z czymś,

Co mnie nie obchodzi.

Szukam szczęścia,

Próbuje szczęścia.

Jakby to był towar luksusowy.

Rozdawany po plasterku w sklepie.

Jakby był narzucany przez telewizję.

Pokazywany w internecie.

Nie znajdę go tam przecież.

Nie znajdę siebie w cudzym słowie,

Bo to przecież nielogiczne.

Nie znajdę siebie w cudzym ciele,

Bo to tylko stosunek, tylko przeniesienie.

Wiedziałem od zawsze,

Że łatwo nie będzie.

Liczyłem, że chociaż będzie przyjemniej.

I było.

Skłamałbym mówiąc że nie.

Liczyłem na dłużej.

Liczyłem na więcej.

Liczyłem na zbyt dużo?

Przecież już znalazłem to wszystko.

Czemu prysło?

Znikło?

Wypuściłem z rąk?

Teraz już tylko się rozwijam.

Pogłębiam dystans.

Zabawne, bo jestem zabiegany.

Sam też zabiegam.

A mało kto podąża w moją stronę.

Czy o moje względy da się walczyć,

Skoro jestem nieprzekupny?

Czasem próbują,

Ale ja już widziałem to wszystko.

Przecież jestem diabłem.

Paradoksalnie zło mnie nie pochłonie.

Umrę na dobre.

Będzie dobrze, miło i przyjemnie.

Wiem.

Przecież mam boskie ciało.

I wcale nie mówię o wyglądzie.

Moja silna cecha, to adaptacja.

W domniemanych potomkach Boga,

Ta umiejetność zanika.

Czy stagnacja jest drogą do nieba?

Nie.

Pozwólcie, że się zmienię.

Na Boga.

To, co w lustrze

Widzę, jak ciało zmienia się pod upływem lat.

Chodzę sobie taki i czuję,

Jak kobiety kwestionują swoje pierwotne wybory.

Myślą jednak tylko o fizyczności.

A ja chciałbym do starości.

Jak już nie stanie na zawołanie.

Łyknę tabletkę, sztuczne biodro poprawię.

Zrobię na kanapie, jakbym był nastolatkiem.

Zabawne.

Paradoksalnie wiem, jak kiedyś będzie.

A zazwyczaj nie wiem, jak będzie za godzinę.

Łysieję, a blizna po kamieniu

Już coraz bardziej róg przypomina.

Diabelskie ciało niebieskie.

W sumie związki też były średnie.

Kiedyś chciałem mieć rogi.

Oddawałyby charakter, chociaż jestem dobry.

A diabeł jest przystojny.

Fizyczny kontakt jest jak nałogi.

Kręci mnie wszystko.

Ciśnienie podnoszą mi nogi, uśmiechy, włosy, dłonie.

Podnosi mi testosteron.

Rosną i wypadają włosy.

W głowie tworzę iluzję,

Że jestem nieśmiertelny i niezniszczalny.

Wiem, że jestem śmiertelny i delikatny.

Tak jakoś łatwiej się chodzi i żyje.

Robiłem tak od dziecka,

Przez niską samoocenę.

Czasem sobie krzyknę,

Że jestem najlepszy.

I tak się czuję,

Ale tylko w tej jednej sekundzie.

Zazwyczaj jest mi źle.

Więc biegnę.

Realizuję.

Chciałbym mieć szczęście,

Które mogę pokazać matce.

By martwiła się mniej.

Bóg

Bycie Wojtkiem

To bycie kotem,

W każdej epoce.

Poświęcam czas kobietom,

Z którymi w rozmowie

Jestem w stójce.

Piękno ma takie formy,

Że postronni ze zdziwienia wyrzuciliby oczy.

Moje cele są większe, piękniejsze i zawsze osiągalne.

Więc pragnienia tam zamknę.

Ulokuję.

Wszystko jest moje.

Czuje się najwyżej i najlepiej.

Mam manię i pasje.

Ładne oczy i gdybym chciał,

To twoją matkę.

Tak się tworzy dystans.

Dokładnie tak się rozdziela i dzieli.

Przestaję rozmyślać, skąd jestem.

Ważne gdzie będę.

Jeśli definiuje cię jedynie pochodzenie,

To jesteś drobnostką.

Jesteś niewiele.

Jestem obywatelem siebie

I to jest najważniejsze.

Nie oddam serca miejscu,

W którym na świat przyszedłem,

Bo moje korzenie są szersze.

Zabiłem wszystko zrodzone z mojej łzy.

Dziś cieszę się szczęściem.

Idę przez życie z nastawieniem,

Że jestem od ciebie gorszy tylko w rzeczach,

Których jeszcze nie robiłem.

Daj mi tydzień.

Co mi chcesz powiedzieć o ego?

Skoro moje życie z twoim nie na nic wspólnego.

Do dziś nie rozumiem,

Czemu ludzie w publicznych zdjęciach tuszują pryszcze.

Twoje życie nie jest idealne.

Przestań.

Celebryci w większości lecą w chuja po całości.

Są sztucznie stworzeni i mentalnie niskorośli.

Wzorują się na nich tylko ludzie żałośni.

Mają usta pełne herezji.

Gdzie nie spluniesz, tam jest setka faryzeuszy.

Poszukaj własnej boskości.

W sobie.

Bądź swoim bogiem.

Lub jak chcesz, to Wojtkiem.

Kotem.

Myśl

Właściwie to jest tak jak zawsze.

Kręcą dużym tyłkiem.

Kręcą szaleństwem.

Zrezygnowałem z piwa.

Z tego nie umiem.

Wyglądają pięknie.

W jeansie, dresie, sukience.

Piękno jest w kobiecie.

W tym, co ze sobą niesie.

Nie tylko tym, co na sobie.

Ja sam jestem efektem powypadkowym.

Psychiatra pytał o urazy głowy.

A ja pamiętam wszystkie odcinki

I nie pamiętam żadnej odcinki.

Jestem trochę jak mój ojciec.

Też nie pije, bo się przestraszyłem.

Chociaż nasze powody są inne.

Mamy inne spojrzenie.

Ja uwielbiam po trzydziestce.

Bagaże są piękne.

Mam pojemną szafę.

Moje są tu wszędzie porozwieszane.

Moje jest roztargane.

Zbieram zawsze, jak wstaję.

Dzisiaj się odszukuję,

Nie doszukuję.

Zbieram się długo.

Początki są dla mnie rzeczą trudną.

Czy to dużo chcieć relacji,

W której jestem tylko ja i ty?

Czy to dużo mieć wspólny cel i razem sny?

Raczej nie.

Chyba mogę mieć przyziemne marzenie.

Jednocześnie robić więcej.

Bez sztucznego poklasku, bez kamer.

Konsekwentnie.

Obcy ludzie nie muszą widzieć, co u mnie.

Bo to mało znaczące.

Mogą przeczytać.

Za darmo lub za pieniądze.

Paradoksalnie jak jednostki małe

Wstawiam uśmiechnięte zdjęcia

Na prywatnym instagramie.

Jednak nie udaję, że moje życie tylko takie jest.

To lata życia w gnoju za gnoja.

Nie próbuj mnie kurwa wychować.

Nie tędy jest droga.

Uczę się koegzystować.

Proszę mi kurwa nie przeszkadzać.

Proszę spierdalać.

To, czym zachwycają się twoi prorocy

Widziałem cztery razy

I już mi się nie podoba.

To nuda.

Nie szukam Boga.

Szukam człowieka.

Chcę leżeć uśmiechnięty.

Jestem na tyle silny i stabilny,

Że mogę to powiedzieć.

Jebać pizdy pełne pretensji.

Bez wglądu w siebie

Na trzeźwo się nie uśmiechniesz.

Czemu niebo musi się podobać odgórnie?

Chmury tworzą atmosferę.

Słońce błyszczy, ale jest sztuczne.

Wolę zasłonięte.

Bezchmurne niebo jest mdłe.

Zbyt piękne jest ohydne.

Na każdej płaszczyźnie.

Przynajmniej ja tak to widzę.

Tamtejsi oświeceni są tylko oświetleni.

Człowiek jest potrzebny człowiekowi,

Ale nie planecie.

W deszczu na wierzch zawsze wychodzą moje poglądy.

Ludzie są bezsensowni.

Choć ciekawi.

Nie wszyscy.

Słuchanie większości jest jak przelewanie wody.

Nudzi.

W zalewie bredni nie da się odróżnić kropli od kropli.

W dodatku wszyscy korzystają ze wspólnej miski.

Są obrzydliwi.

Zapalnik

Myślę o ogniu jak o potomku burzy.

Deszcz tworzy rozbłysk promieni.

Myślę o świecie powstałym z powodzi.

Czy ktokolwiek w tych czasach czysty się rodzi?

Bo ja nie.

Czy patrzę na innych przez pryzmat siebie?

Oczywiście.

Oczekuję na najlepsze i zbieram najgorsze.

Sam też tworzę.

Czasem po poznaniu jestem mezaliansem.

Czasem ktoś jest nim dla mnie.

Jestem psem?

Możliwe.

Matkę ze szlachectwem kojarzę.

Tamtego z kundlem.

Zatapiam się raz po razie w swoim jestestwie.

Lubuję się w tym słowie,

Choć mało rzeczy jest moje.

A przy mnie zawsze kręciło się cudze.

Cudzołożę.

Nawet jak było moje.

Kupiłem ratalnie.

Sypiałem zmiennie.

Losowo przypominają mi się słowa

Powiedziane w euforii.

Dotknij, chodź, wsadź, wyciągnij.

Kolory paznokci, krętość włosów, krój spodni.

Końce i początki.

Wszystko mam w pamięci.

Dziwny ten nośnik.

Oczekują łatwości.

A przecież wszystko w bólach się rodzi.

Nie czuję trudności, w opisywaniu trudności.

Tak jak nie czuję wyzwania, w łatwości.

Jeśli mówię, że nie ma takiej rzeczy,

Która oddzielałaby mnie od śmierci.

Znaczy, że każdy się z tym mierzy.

Bo to nastąpi.

Nie chodzi o to, że chcę się powiesić.

Nie nam też zamiaru wywieszać flagi.

W deszczu wszystko łopocze identycznie.

Z deszczu są burze.

Sztandar strawiłby ogień.

Ja bym podszedł siedzieć za obrazę.

Czegoś, co nawet nie jest ważne.

Odkąd wiem, jak działa społeczeństwo,

To bardzo mi ciężko uśmiechać się

Między szóstą a osiemnastą.

To nie jest moje i nie mam zamiaru w tym uczestniczyć.

Ja wiem, jak bardzo nie wiem.

I jak życie jest różne.

Moje własne jest podobno niepospolite.

Dla mnie liczy się to,

Czego nie mówi się publicznie zbyt hucznie.

Kocham po trzydziestce z delikatną nadwagą.

Reszta wygląda przy tym słabo.

Uwielbiam ubraną i kocham nagą.

Czemu jestem Wojtkiem?

Czemu nas tak do siebie ciągnie?

Imię ludzi coś o nich mówi.

Moje momentami definiuje mnie w pełni.

Ciągnie mnie do walki,

Lecz nie na pieści.

Raz po raz próbuję szczęścia w miłości.

Wychodzi tylko pisanie wierszy.

Chociaż tego też nie jestem pewny,

Bo nie znam się na poezji.

Skupiam się na realizacji przedsięwzięcia,

Jakim jestem ja.

A chciałbym coś innego poznać.

Nie bać się ruszyć relacji.

Przestać ucinać przy byle okazji.

Przestać być sobie deszczem,

Co gasi mój ogień.

Spojrzeć się na burzę i zakochać się ponownie.

Żar

Z punktu widzenia obecnego świata

Teleportacja się nie opłaca.

Nie bądź stąd.

Ja też stąd nie jestem.

Każdy znajduje.

Stwórzmy miejsce.

Gdzieś pomiędzy moim szaleństwem

A twoim uśmiechem.

Dla ciebie wezmę bierzmowanie,

Chociaż nie wierzę.

Nawet nie musimy być po ślubie.

Zjem papryczkę chilli, chociaż nie lubię.

Niepotrzebna jest ostrość.

Głębia smaku jest istotna.

Pokażę ci i wytłumaczę,

Jak to wszystko łączę.

Mój świat chcę z twoim połączyć mostem.

To skupisko roszczeń zostawmy,

Oni tylko rozmieniają się na drobne.

A przy tobie jestem milionem w banknocie.

I nie chcę się zgubić.

Bo sam ze świecą się nie znajdę.

W planie mieć kolację.

Na przyszłą resztę tych chwil.

Mogę gadać kocopoły,

Ale nie zarzucą mi nieprawdy.

Zróbmy sobie owocowe czwartki.

Chociaż nie rozumiem biur i nienawidzę biurokracji.

Chcę czuć smak słodyczy.

Chcę błahości tak jak w tym rymie goryczy.

Chcę rytmiki.

Rozmowy z sensem, o czymś, co jest trudne.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 40.64