E-book
22.05
drukowana A5
50.23
Wiadomość na wybiegu

Bezpłatny fragment - Wiadomość na wybiegu

Część IV

Objętość:
163 str.
ISBN:
978-83-8273-723-3
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 50.23

Rozdział 1

Wróciłam do domu po jakże pamiętnym i wspaniałym wyjeździe razem z moim chłopakiem, Krzysiem, z którym planujemy wziąć ślub i mieć gromadkę małych dziecinek. Na pewno na długo nie zapomnę tej niezwykłej niespodzianki, którą sprawił mi mój chłopak, trener personalny gwiazd a do tego jak się również okazało ochroniarz w jednej z najbardziej znanych filharmonii, jakie mogą tylko być w naszej stolicy. Krzyś bardzo mi się podobał i chodziliśmy ze sobą, od momentu, w którym zamieniłam się z modelką Lucy Jey swoimi rolami, bo byłyśmy tak łudząco do siebie podobne. Przyszłam zamiast Lucy na sesję treningową. Od razu wpadliśmy sobie w oczy. Zaprosiłam go na ważną dla Lucy imprezę, a potem spontanicznie całowaliśmy przy strugach deszczu, tak jak to bywa w romantycznych filmach. Nie mieliśmy się gdzie schować, byliśmy skazani na deszcz. Cały mokrzy wsiedliśmy do taksówki i tak nasza znajomość pomału, powoli kiełkowała, aż do momentu, kiedy powiedziałam Krzysiowi „tak” na pytanie, czy chciałabym zostać jego dziewczyną. Nie wahałam się ani chwili. Krzysiek absolutnie był w moim typie. Kochałam się w nim, a on we mnie. Tak miało chyba być. Miałyśmy się zamienić zadaniami z nieżyjącą już Lucy, która targnęła się na swoje życie, kiedy mój kolega, który teraz siedzi prawdopodobnie w więzieniu, dowiedziawszy się przez kompletny przypadek o tym, że ja to nie Lucy, a Lucy to nie ja, postanowił zniszczyć życie modelki. Jego pogróżki sprawiły, że jak się okazało bardzo wrażliwa modelka targnęła się na swoje życie ze skutkiem śmiertelnym. Długo nie mogłam zapomnieć o tym wszystkim, co się tak naprawdę stało. Gdyby nie nasza zamiana, na którą wpadła z resztą sama Lucy, dzisiaj prawdopodobnie modelka wiodła by wspaniałe życie, pełne spotkań, pokazów mody, w końcu sesji zdjęciowych do najdroższych magazynów jakie mogą tylko być na całym świecie, u boku paparazzich. Trzeba było się niestety pogodzić z tą smutną wiadomością i jakoś żyć dalej. Mimo, że na początku wiadomość o jej śmierci mnie bardzo poruszyła, teraz powoli, pomału dochodzę do siebie. Cieszyłam się mimo wszystko, że mogłam chociaż trochę poznać pannę Jay i jej życie. Tak poza tym, życie modelek jest naprawdę luksusowe. Każdy chciałby wieść takie życie. W jednym dniu sesja zdjęciowa, potem impreza, potem trening, kolacja z kimś ważnym, czasochłonny pokaz mody. Po tygodniu takiego życia, takiej zamiany miałam dość. Dosłownie dosyć tego wszystkiego. Podziwiałam nieżyjącą już Lucy, ile trzeba było w to życie usłane zewsząd różami poświęcić wysiłku. No nic. Trzeba było się z tym wszystkim pogodzić. Taki nasz marny los. Każdy w końcu kiedyś umrze. Nawet gdyby bardzo tego nie chciał. Od nas samych zależy to, jak to życie spędzimy. Czy będzie ono tak intensywne jak życie modelki, czy raczej spokojne, sielankowe, jak na przykład życie moich rodziców. Usiadłam na swojej olbrzymich rozmiarów sofie, która znajdowała się w salonie, razem z telewizją, kilkoma regałami i szafkami na książki, czy też na kolorowe ramki ze zdjęciami oraz małym stolikiem na środku pokoju, na którym można było stawiać kawę, herbatę, w końcu książkę, gazetę czy miskę popcornu albo chipsów. Przyjąć gości, na przykład swoich rodziców, gościa niosącego smacznie wyglądającą i jeszcze lepiej pachnącą pizzę, który zgubił po drodze adres osoby, która zamawiała cieplutki posiłek z ciągnącym się serem żółtym na pół metra, albo mojego przyjaciela, Francuza. Tym razem mogło paść w jego mieszkaniu na przykład ogrzewanie, albo jeszcze coś innego. Nie ważne. Po prostu stolik ten w salonie pełnił rolę niezbędnego przedmiotu, bez którego nie wyobrażałam sobie normalnej codzienności, życia, w końcu funkcjonowania. W moim malutkim mieszkaniu oprócz salonu znajdowała się niewielkiej wielkości garderoba z moją wielką szafą, gdzie trzymałam wszystkie swoje ubrania. W tym malutkim pomieszczeniu był jeszcze nie za duży tapczan, na którym moi rodzice jakoś się pomieścili, śpiąc razem przez przeszło tydzień, kiedy odwiedzili mnie robiąc mi tym samym prawdziwą niespodziankę. Wręcz, kiedy stałam przed drzwiami w kusej piżamce, goszcząc w tym samym czasie równolegle Camillo, mojego przyjaciela z pracy, rodowitego Francuza, który wyszedł w tym samym czasie nadejścia moich rodziców z łazienki w samych… bokserkach. Tak, wspominając to chciało mi się równolegle śmiać i tak samo płakać. Czy ja zawsze muszę mieć cholernego pecha? Czy zawsze musi się coś dziać niespodziewanego? Co jeszcze przydarzy się pannie Aleksandrze Garden, 35-latce, która nie tak dawno temu obchodziła swoje urodziny najpierw w pracy, a potem na wyjeździe nad jeziorkiem we wspaniałej, romantycznej scenerii, razem z moim chłopakiem, Krzysiem? Nie wiem co. Nie byłam i nie jestem jasnowidzem. I prawdopodobnie taką osobą się też nie stanę, chociaż nie wiadomo co przyniesie życie, jakie ma dla nas plany Siła Wyższa. W końcu jest takie powiedzenie „chcesz rozśmieszyć Boga? Powiedz mu o swoich planach”. Nigdy nie należy mówić nigdy. Może założę jeszcze firmę i będę wróżyła innym z tarota, będę układać pasjanse, zapalać świeczki i posiadać czarodziejską kulę, przez którą będę widziała czyjąś przyszłość? Nie, to raczej słaba opcja. Mimo wszystko życie bywa bardzo niespodziewane. Wracając się do lat studiów na jednym z uniwersytetów, nie miałam wtedy pojęcia o tym, co mi przyjdzie robić. Że będę pracowała prawie, że w klubie nocnym, będę menadżerką jakiegoś mało znanego zespołu, który rozpadł się z powodu uzależnienia od narkotyków głównego wokalisty, który trafił na kilka lat prosto do więzienia. Że stanę się dziennikarką magazynu, który bardzo dobrze się sprzedawał i był popularny w kręgach 50-letnich matek, babć i osób kochających ploteczki na temat gwiazd. Że między czasie odkryję, kto stoi za śmiercią młodziutkiej modelki, pomagając tym samym policji. Że będę chwilę pracowała w nudnej galerii sztuki. A zaraz potem, dostanę się do Top telewizji i jako dziennikarka zostanę wzięta za modelkę Lucy Jey, przyjeżdżając prosto na pokaz mody, podczas kiedy prawdziwa modelka, można powiedzieć moja już nieżyjąca kopia zostaje zatraśnięta z premedytacją w toalecie przez nienawistną koleżankę po fachu, z branży. Kto wpadły na to, że postanowię się z nią na tydzień zamienić rolą i nikt nie poznał, że coś było nie tak! Dalej wracając do pracy w Top telewizji, przygotowując reportaż o młodych modelkach, które wzięły feralne tabletki na odchudzanie i zatruły się nimi, razem z moim przyjacielem Camillo, odkryję, podczas podróży do Paryża, do stolicy Francji, kto stoi tak naprawdę za wyprodukowaniem kapsułek, wydawałoby się wspaniałych suplementów diety, które miały działać, powodując znaczne pohamowanie apetytu. Kto by pomyślał, że spędzę wspaniale kolejny tydzień, biorąc sobie razem z Camillo wolne od pracy, podczas wizyty moich rodziców u siebie w Warszawie, zwiedzić i zobaczyć wszystko, co się tylko dało. A dalej kto by się spodziewał takiej niespodzianki ze strony pracowników Top telewizji, z którymi tak naprawdę pracuję od niedawna, no może trochę więcej niż od miesiąca. A podróż łódeczką, mimo, że był bardzo męczący na Mazurach, podczas wspólnego wypadu razem z Krzysiem, kiedy to musiałam wiosłować do upadłego wręcz, a potem ten koncert wokalisty Alter Love był tylko zwieńczeniem wszystkiego i na długo będę wspaniale wspominać tamten czas, tamten okres, a dokładniej moje 35-te urodziny. Przyznam się, że Krzysiek miał wspaniały pomysł, na który ja sama bym pewnie nigdy nie wpadła. Wyjazd nad jeziorko w weekend dobrze nam zrobił. Odetchnęliśmy po pierwsze od całej tej codzienności, a przy tym i bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Było niesamowicie, nieziemsko, tak bardzo romantycznie, klimatycznie i jeszcze nie wiem jak. Nie ważne. Wspomnienia zostaną na zawsze. A co przyniesie życie tego nikt tak naprawdę nie ma pojęcia. W każdym razie, wróciłam z Mazur o dokładnie 22 do swojego mieszkania. Wyjechaliśmy nieco wcześniej niż planowaliśmy, żeby wrócić do domu na rozsądną godzinę. Poza tym mieliśmy na drugi dzień każdy z nas pracę i to od samego rana. Szczerze mówiąc głupio było mi prosić Magdę, sekretarkę Top telewizji o kolejny dzień wolnego. Chcieliśmy się zdążyć wyspać po męczącej podróży prosto do domu, która przebiegła bez żadnych zakłóceń, bez przeszkód i szczęśliwie. W każdym razie nasze drogie, to znaczy drogie autko Krzysia w drodze nie popsuło się, nie zabrakło paliwa, ani nie było korków na autostradzie, które mogłyby być spowodowane na przykład jakimś niespodziewanym wypadkiem na drodze. Po drodze, nie ukrywam, że trochę już przysypiałam. Krzyś dowiózł mnie pod sam blok, pod moje mieszkanie na 5-tym piętrze. Pierwsze co to ściągnęłam kurtkę, potem buty, przebrałam się w piżamkę i ruszyłam prosto do łóżka. Nie chciało mi się już z tego wszystkiego brać kąpieli. Postanowiłam, że kąpiel wezmę jutro rano, przed pracą, kiedy wstanę nieco wcześniej, najpóźniej po godzinie 6-tej. Jutro w końcu był poniedziałek. Moje mieszkanie oprócz salonu i garderoby miał także i małą łazienkę z prysznicem i wanną, toaletą, umywalką i małym lusterkiem, normalną kuchnię razem ze stołem i czterema krzesłami, mikrofalówką, lodówką, piekarnikiem, szafkami na naczynia oraz jedzenie, kuchenkę indukcyjną, blat kuchenny, oraz zlewem razem z kranem. Oprócz tego w moim domu znajdował się przestronny korytarz razem z olbrzymim lustrem, szafkami na buty oraz wieszakami na ubrania wierzchnie. W moim skromnym mieszkaniu czułam się po prostu najlepiej. Gdybym musiała zamienić je na coś większego, pewnie nie czułabym się w nim tak swojsko, jak tutaj. Pokochałam je. Pokochałam jasne, beżowe ściany każdego pomieszczenia, oprócz oliwkowej kuchni i pomarańczowych płytek w łazience. Polubiłam ten swój mały kąt tak bardzo, że nie zamieniłabym go na nic innego. Tak bardzo chciało mi się spać, że nie miałam siły ani ochoty zupełnie na nic, jak tylko na to, by położyć się wreszcie do swojego łóżka — olbrzymiej sofy, w salonie, można powiedzieć, że w centrum swojego niewielkich rozmiarów mieszkania. Zasnęłam po tak długiej, bo prawie 3-godzinnej podróży od razu, jak tylko weszłam. Wiem tylko tyle, że pisał do mnie jeszcze Krzyś. Niestety tak bardzo chciało mi się spać, że nie miałam siły wstać, obudzić się, chwycić do ręki telefonu i mu odpisać. Skąd wiedziałam, że to był Krzyś? Po prostu tak czułam. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mógłby to być ktoś inny.

Rozdział 2

Spałam dokładnie ładnych 8 godzin. Obudził mnie brzęk budzika, który sobie nastawiłam w komórce specjalnie w podróży wczoraj do domu, żeby wstać o równej 6:00 i się porządnie wykąpać. Przewidywałam, że od razu zasnę po tym, jak tylko przyjedziemy razem z Krzysiem na miejsce, do mojego domu. Próbowałam wydostać telefon z pod zwiniętej kołdry, który gdzieś się pod nią zawieruszył, zaplątał w pościel, dzwonił i dzwonił, a ja zanim go zdążyłam złapać, odnaleźć na dobre się obudziłam. W końcu telefon się odnalazł, a ja miałam sporo czasu na to, by się wykąpać i zdążyć wybrać się do pracy. Postanowiłam, że użyję do kąpieli orzechowego żelu, który miał tak intensywny zapach, że długo aromat ten pozostawał na skórze, po kąpieli. Do tego użyłam szamponu do włosów z ekstraktem z ogórka i zielonej herbaty, a do tego wykorzystałam do końca okrągłe opakowanie keratynowej maski do włosków, która wspaniale działała na moje włosy, powodując, że nie były tak mocno wysuszone i spalone, zwłaszcza końcówki, które mimo, że i tak raz w miesiącu podcinałam i tak wyglądały zawsze na zniszczone, a maska ta tylko i wyłącznie tego jednego producenta powodowała, że moje włosy doprowadzałam do jakiegokolwiek ładu, porządku i w miarę dobrego stanu. Kiedy wycierałam się ręcznikiem, usłyszałam, jak dzwoni telefon. Dobiegający dzwonek z salonu, a dokładniej ze stolika, na którym znajdował się telefon brzęczał i brzęczał. Wybiegłam owinięta jedynie ręcznikiem z turbanem na głowie z łazienki i chwyciłam komórkę jedną ręką trzymając ręcznik, w który byłam owinięta, a drugą nacisnęłam przycisk „odbierz”. Przypuszczałam, że to coś ważnego, skoro telefon zdążył zadzwonić kilka razy. Jedyne co zdziwiło mnie to, że był to nieznany, obcy numer, którego na pewno nie miałam zapisanego w swojej komórce. Wyświetlił się mi kompletnie obcy numer. Postanowiłam, że tym bardziej może to być coś bardzo pilnego. W końcu za równe półtorej godziny zaczynałam swoją pracę. Może to był ktoś z pracy? — Myślałam sobie. W każdym razie, tak czy siak byłam ciekawa kto dobija się do mnie.

— Halo?

— Z tej strony Edward Kołodziej. Czy to pani brała udział w naszej loterii, w której nagrodą był albo czerwony, najnowszy model samochodu marki opel, albo wycieczka dla dwojga w góry na dwa tygodnie do wykorzystania do końca tego roku?

— Yyyy… tak — Dopiero w tej chwili przypomniałam sobie, że brałam udział w losowaniu w tamtym tygodniu, kiedy to puściłam smsa na jedną z gwiazd, podczas siedzenia na widowni razem z moimi rodzicami w jednym programie muzycznym na żywo. Szczęśliwiec, który wysłał przy najmniej jednego smsa na gwiazdę, mógł zwyciężyć albo samochód, albo wycieczkę w góry dla dwojga. Na śmierć sobie o tym tak naprawdę zapomniałam. Poza tym nie wierzyłam w takie szczęście, że cokolwiek wygram, A tutaj proszę, taka niespodzianka i to zaraz nad ranem. Chyba dzisiejszy dzień będzie dniem szczęśliwym. Przy najmniej zapowiadał się na taki. Co jeszcze dobrego mnie dzisiaj spotka? — Myślałam sobie, kiedy gość w słuchawce odpowiedział

— Wygrała pani wycieczkę w polskie góry na całe dwa tygodnie

— Yyy.. jestem naprawdę bardzo zaskoczona. Nie spodziewałam się tego. Dziękuję w takim razie — W tym momencie byłam tak szczęśliwa jak wtedy, gdy Krzyś powiedział, że zabiera mnie na urodziny nad malownicze jezioro. Albo nawet byłam bardziej szczęśliwsza. W góry? I to na dwa tygodnie? To chyba są jakieś żarty i to dobre. Niech ktoś uszczypnie mnie w ręce — Myślałam sobie. Tak naprawdę pierwszy raz cokolwiek udało mi się wygrać. Naprawdę posiadałam się z radości. Buzia cały czas, kiedy miły w słuchawce głos męski obwieścił, że wygrałam nie przestawała mi się uśmiechać. Wiem kogo zabiorę w te góry. Na myśl przyszedł mi tylko i wyłącznie Krzysiek. Wezmę urlop i wybierzemy się w góry w listopadzie, albo nawet w grudniu. Kiedy spadnie śnieg, a góry będą tym bardziej piękniejsze. Zamieszkamy na dwa tygodnie w chatce u prawdziwych góralów. Poznamy ich kulturę, zwyczaje, a w towarzystwie muzyki granej na żywo będziemy wywijać jakieś góralskie ruchy. Będzie wspaniale i jednocześnie tak romantycznie. Na pewno bardzo zbliżymy się do siebie z Krzysiem, tak jak zeszłego dnia nad jeziorkiem, na Mazurach.

Rozdział 3

Wybrałam się w końcu do pracy. Założyłam na tę okazję specjalną różową tunikę w kwiatki i ciemne, czarne lateksowe spodnie razem z czarnymi, zabudowanymi szpilkami. Zabrałam ze sobą kurtkę puchówkę i wybrałam się na przystanek autobusowy. Coś mi mówiło, że najwyższy czas zrobić sobie prawo jazdy i sprawić jakieś może nie luksusowe, ale nieco tańsze autko, na które by mnie było stać. Jednak w głowie wygrywał strach przed usadowieniem się za kierownicą. Bałam się nawet wystartowania autkiem z instruktorem jazdy, a co dopiero samej pojechać na miasto, albo na autostradzie pędzić jakieś 180 km na godzinę i to przy minimalnej prędkości. Nie. Jazda autem, możliwe, że jeszcze się zdziwię, należała do ostatniej rzeczy, którą zrobiłabym w swoim życiu. No nic. Trzeba było jak na razie polubić autobusy albo taksówki i do nich się przyzwyczaić. W drodze do Top telewizji, postanowiłam zatelefonować do mojego chłopaka, Krzysia i powiadomić go o wygranej — wycieczce w góry na dwa tygodnie. Mój mężczyzna bardzo się na tę wiadomość ucieszył. I podobnie jak ja, nie mógł doczekać się tego wyjazdu. Będziemy tylko my we dwójkę. Nikt poza nami. Oprócz oczywiście rodowitych góralów. Po tygodniu przerwy, jaki zrobiłam sobie razem z Camillo, podczas wizyty moich rodziców u mnie, w moim mieszkaniu i zabraniu ich do najciekawszych miejsc, jakie mogą tylko być w stolicy, wydawałoby się, że kolejne wolne dostanę dopiero pod koniec roku i będzie to możliwe nawet, że przerwa świąteczna. Mimo wszystko, mimo, że obiecałam swoim rodzicom, że na pewno wpadniemy razem z moim chłopakiem na święta do nich i jak zwykle spędzimy wspólnie ten Bożonarodzeniowy czas, to pomył wybrania się w góry na święta był bardzo kuszącą propozycją, z której może skorzystamy a może nie. Może wybierzemy się w te góry, wykorzystując bilety do Zakopanego trochę wcześniej, a może dopiero na święta. Tak czy inaczej mieliśmy wykorzystać ten voucher na pobyt u podnóża Polskich gór do końca tego roku. Na dobre zaczął się październik i tak naprawdę nie wiem jeszcze kiedy pojedziemy w te góry. Na pewno jak oboje będziemy mieć wolne. W końcu cała wycieczka, cały pobyt miał potrwać aż dwa tygodnie. Zarówno Krzyś, jak z nim zdążyłam porozmawiać przez telefon, zaraz po tym, jak zadzwonił do mnie gość, z informacją o wygranej wycieczce, jak i ja zgodnie doszliśmy do wniosku, że na pewno teraz jeszcze nie wykorzystamy biletów i nie wybierzemy się na tę wycieczkę, ze względu na to, że musimy pracować i od tak nagle nie możemy się po prostu zwolnić na tak długo. Mój chłopak ma mnóstwo zaplanowanych treningów ze sławnymi osobami, które wiem skąd inąd, że gwiazdy polecają go sobie nawzajem. Jego ćwiczenia, które wymyśla gwiazdom, mogłam sama na swojej skórze sprawdzić, że nie tylko działają. Nie tylko sylwetka staje się po nich smuklejsza, ale też umysł staje się zrelaksowany, trening wprawia we wspaniałe samopoczucie, po nim człowiek jest maksymalnie odprężony i wcale nie jest zmęczony. Ma się wspaniałą energię i ochotę na więcej ćwiczeń, na dalsze treningi. Tak czy owak, wybranie się w podróż do podnóża gór na pewno byłoby teraz niemożliwe. Mimo wszystko oboje cieszyliśmy się, że w niedalekiej przyszłości wybierzemy się do prawdziwej góralskiej chatki, skosztujemy tamtejszych przysmaków, na przykład oscypków, napijemy się prawdziwego, góralskiego wina, nauczymy się góralskich tańców, oraz tej charakterystycznej dla góralów gwary. Już myślałam w swojej głowie, czy aby na pewno mam wystarczająco dużo swetrów w szafie, czy nie potrzebuję dokupić tego czy tamtego, co mogłoby się przydać na taką dwutygodniową wycieczkę w góry. Na pewno będę potrzebowała więcej swetrów. Tak. I do tego jakiś ciepły szal, nowszą, grubszą kurtkę, bo ta, którą miałam na pewno nie nadawała się na minusowe temperatury, jakie panują w górach. Do tego powinnam zaopatrzyć się w ciepłą, kożuszkową czapkę, po dwie pary grubych, skórzanych rękawiczek, jakieś porządne ocieplane buty no i w końcu po kilka par podobnie, cieplutkich skarpet. Zimą w górach może być naprawdę mroźnie, a minusowe temperatury możemy dotkliwie odczuwać, zwłaszcza wtedy gdy odpowiednio nie przygotujemy się na tę naszą wspólną wycieczkę. Miałam w planach wybrać się kilka razy do galerii, przed tym, jak wybierzemy się do Zakopanego i zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze ubrania, które na pewno przydadzą mi się w tej podróży. Na pewno w sieciówce znajdę już coś na sezon jesienno-zimowy. W końcu jest październik, tak naprawdę początek prawdziwej jesieni. Sklepy na pewno oferują już o tej porze grubsze golfy, puchowe kurtki, grube skarpety, czy futerkowe czapki i rękawiczki. Na pewno pomału, powoli, będę zaopatrywała się w te wszystkie części garderoby, żeby nie zostać z zakupami na ostatnią chwilę i żeby zdążyć z przygotowaniami do całego tego wyjazdu, na który tak naprawdę nie mogłam się już doczekać. Skończyłam rozmowę z Krzysiem, podczas podróży do Top telewizji komunikacją miejską, a dokładniej linią numer 42, która przejeżdżała przez przystanek, znajdujący się niedaleko mojego bloku oraz przez przystanek w sumie w prawie centrum miasta, w Top telewizji. Tylko ta linia łączyła te dwa przystanki ze sobą. Na szczęście autobus z numerem 42 jeździł co dokładnie 10—15 minut, więc nawet jeśli nie zdążyłam na jeden kurs, zawsze mogłam poczekać do następnego odjazdu tym samym nie spóźniając się do pracy. Sprawdziłam w komórce, która jest godzina. Dochodziła 8:00, a ja właśnie wysiadłam tak naprawdę o idealnej porze, nie za późno, nie za wcześnie pod Top telewizją. Trochę szybkim krokiem podbiegłam do budynku. Przywitałam się z panem ochroniarzem, panem Stanisławem i ruszyłam windą na 2 piętro, gdzie znajdowało się moje skromne stanowisko pracy. Nie mogłam doczekać się tego, że pochwalę się Camillo o tym, że byłam na wycieczce nad jeziorem na Mazurach w weekend. Na pewno o wszystkim mu opowiem. W końcu podczas naszego wspólnego tygodniowego dzielenia mieszkania ze sobą i do tego jeszcze z rodzicami, zdążyłam się z nim zaprzyjaźnić, na pewno z kumplować. W windzie na 1 piętrze doszła jeszcze jakaś dziewczyna, którą mało co kojarzę, ale która pracuje na pewno z nami. Powiedziała mi cześć. Możliwe, że pamięta, jak hucznie w pracy obchodziłam swoje 35-te urodziny. Był w końcu tort, były też składane życzenia od wszystkich, uroczyste odśpiewanie tradycyjnego „sto lat, w końcu drobne prezenty, na które na pewno wszyscy pracownicy jak mi się wydawało się składali, jeśli chodzi o pieniądze. Pogadałam sobie chwilę jak się okazało z Karoliną o przysłowiowej „pogodzie”. Dziewczyna, która widać było, że jest wyraźnie ode mnie młodsza, zapytała w drodze do pracy windą, jak spędziłam weekend. Pochwaliłam się, że byłam razem ze swoim ukochanym na Mazurach. Karolina odpowiedziała, na moje pytanie „a ty?” krótkim zdaniem, że była tylko u swoich rodziców na wsi. O niczym więcej mi już nie mówiła. Nie chciałam o więcej pytać. W końcu to nie znałyśmy się. Tak naprawdę nie znałyśmy się w ogóle. Tylko możliwe, że z widzenia. Tyle. Otworzyły się drzwi windy. Powitała mnie Magda, która jak zdążyłam zauważyć, już na mnie czekała. Spojrzałam na zegarek. Spóźniłam się tylko jedną minutę.

— Cześć, czekam na ciebie, bo mam dla ciebie kolejne zadanie. To znaczy dla ciebie i dla Camillo. Po ostatnim udanym reportażu, dzisiaj to znaczy tak naprawdę jutro wybierzecie się do gali rozdania nagród za najlepsze dokonania kulturalne minionego roku. To będzie bardzo uroczysta gala. Camillo weźmie kamerę a ty oczywiście wystąpisz w roli dziennikarki. Dostaliście zaproszenia na całą galę. To znaczy zaproszenia dla dwóch osób dostała Top telewizja. Ustawicie się na początku, kiedy gwiazdy i sławne osobowości będą wychodziły na czerwony dywan, tam gdzie inni paparazzi. Oczywiście będziecie wszystko filmować. A dokładniej to, jak gwiazdy pozują przed otwarciem tak ważnej i uroczystej ceremonii na czerwonym dywanie. Potem, po zakończeniu wręczenia nagród będziecie chodzić od gwiazdy do gwiazdy i będziesz ty Olu zadawała różne pytania, a Camillo będzie to wszystko nagrywał. Możecie się wybrać na imprezę, po całej gali, na tak zwane after party. To taka impreza trochę taneczna, trochę pogadankowa. Będziesz mogła poznać się bliżej z gwiazdami, jeśli oczywiście będziesz chciała już bez kamer. Ubierz się tylko ładnie, proszę cię. Nie masz zbyt wiele czasu na zakupy, więc puszczę cię do domu jakieś trzy godziny wcześniej. Camillo o wszystkim już wie. On też musi się elegancko ubrać, ale z tego co mi mówił, ma w swojej szafie mnóstwo takich ubrań. W końcu jest rodowitym Francuzem. Dobry gust mają we krwi — Ostatnie zdanie trochę wyszeptała Magda, a ja po jej jakże długiej wypowiedzi nagle ocknęłam się.

— Jasne. Zadanie jest jak najbardziej do wykonania.

— No, cieszę się, że się zgadzasz uczestniczyć w tej gali

— To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność, naprawdę

Zakończyłam rozmowę i wybrałam się na swoje stanowisko. Przywitałam się z Camillo, a on od rana klikał coś w swoim służbowym komputerze.

— Mówiła ci Magda..? — Zanim zdążyłam dokończyć swoje zdanie, chłopak wtrącił się

— Jasne. Mamy wybrać się na uroczystą galę. Już nie mogę się doczekać

— Módl się lepiej, żeby udało mi się kupić coś naprawdę eleganckiego na tę uroczystość

— Na pewno wybierzesz w sklepie coś odpowiedniego. Wierzę w ciebie

— A tak poza tym, nie zgadniesz co robiłam w ten weekend, a dokładniej, gdzie byłam

— Hmm… nie mam pojęcia, naprawdę Olu nie wiem

— Byłam na Mazurach razem z Krzysiem

— Serio? Niech zgadnę, zabrał cię tam w ramach niespodzianki urodzinowej?

— Zgadza się

— I pewnie było bardzo romantycznie jak sądzę?

— Dokładnie tak. Nawet trafiliśmy na koncert jakiegoś gościa, nie pamiętam jak się nawet już nazywał. Ale to nic. Po prostu było tak klimatycznie, że z chęcią powtórzyłabym taki wypad nad jeziorko

— Na pewno jeszcze nie raz nie dwa wybierzesz się na Mazury. Jestem o tym przekonany, a nawet tego pewien

— Serio?

— Tak, Olu

Rozdział 4

Magda tak jak mówiła, tak też puściła mnie do domu nieco wcześniej, a dokładniej punkt 13:00. Wyszłam z pracy bardzo ale to bardzo uśmiechnięta. Jak mówiła mi pani sekretarka Top telewizji, jutro czeka mnie i Camillo ważne wyjście, a dokładniej uroczysta gala rozdania nagród za zasługi dla kultury. Czyli jednym słowem statuetki za najlepszą książkę, film i muzykę w wielu, w wielu kategoriach. Wszystkie nagrody oraz zwycięzców miało wybrać kilkuosobowe jury, w skład którego wchodziło wiele osobistości, ważnych postaci, które związane są właśnie z kulturą. Między innymi o werdykcie, czyli o tym, kto zasłużył na pierwsze miejsce w każdej kategorii miała decydować między inny i pani Małgorzata Rome, laureatka wielu nagród za swoją twórczość, okrzyknięta przez jedną z gazet kobieta roku, zarówno poetka jak i pisarka powieści dla młodzieży i dla dzieci. W jury zasiadał także pan Romuald Kos, człowiek orkiestra. Osoba, która prowadzi jednocześnie swój program w konkurencyjnej stacji dla Top telewizji, o wszystkich nowinkach kulturalnych, współwłaściciel znanej rozgłośni radiowej, stacji Teraz Gramy, oraz wydawca naczelny jednej z popularniejszych gazet o psychologii i filozofii „Na temat”, która jest bardzo znana i wysoce ceniona. Kolejną osobą, która będzie decydowała o werdykcie będzie pan Jacek Kowalewski. Pan Jacek jest muzykiem, który ma swoje kompozycje, swoje utwory. Gra muzykę poważną, wysoko cenioną za granicą. Pan Jacek jest laureatem wielu zagranicznych nagród za swoje zasługi muzyczne. Oprócz tego, ostatnią osobą w czteroosobowym składzie jurorskim jest pan Grzegorz Kasperczyk, który jest znanym, cenionym filmowcem, który wyprodukował wiele filmów, dobrze znanych i wysoko i wyjątkowo cenionych nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Kategorie, w których wybrani zostaną zwycięscy są różne. Jeśli chodzi o muzykę, kategoriami będzie muzyka rock, rap, pop, alternatywa, soul, jazz, hip-hop i techno. Laureaci książek będą wybierani w różnych kategoriach, a dokładniej w poezji, literaturze młodzieżowej, literaturze dla dzieci, literaturze pięknej, za granicznej, poradniki rozwojowe, literatura obyczajowa, kryminalna, fantastyczna, w końcu thriller i horror, dramat, czy najlepszy bestseller wszechczasów. Jeśli chodzi o najlepszy film, jury będzie wybierać laureatów w takich kategoriach, jak film fabularny, animowany, komedia romantyczna, melodramat, czy horror albo dokument. Całą imprezę mają uświetnić śpiewający na żywo artyści, którzy w przerwach między wybraniem kolejnych nagrodzonych twórców mieli śpiewać najbardziej rozchwytywane piosenki, które znają chyba wszyscy z rozgłośni radiowych. No nic. Przy najmniej tyle zdążyłam się dowiedzieć, jeśli chodzi o to, co tam się na tej imprezie będzie działo. Myślami, podczas podróży komunikacją miejską prosto do jednej z galerii, odpłynęłam całkowicie gdzie indziej. Nie myślałam za dużo o jutrzejszej imprezie kulturalnej, na której przeprowadzę wywiad z kilkoma gwiazdami, napiję się dobrego czerwonego wina, a potem potańczę najprawdopodobniej z Camillo, który miałam nadzieję, że dotrzyma mi towarzystwa na tej potańcówce, na after party. Niestety nie mogłam zabrać ze sobą Krzysia na tę imprezę, mimo, że bardzo, ale to bardzo chciałam z nim pójść. Zaproszenia dostaliśmy tylko my. To znaczy ja i Camillo. Mimo wszystko lubiłam bardzo Camillo i na myśl o tym, że spędzę z nim wieczór napawał mnie ogromnym optymizmem i wprawiał w dobry, pozytywny humor. No nic. Dojeżdżałam właśnie do jednej z galerii, znajdującej się dokładniej na ulicy Suwalskiej. Uwielbiałam zakupy, więc wydawało mi się, że miło spędzę czas w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji na jutrzejszy dzień, a właściwie to bardzo uroczystą galę, na której chciałam to wyglądać naprawdę dobrze, wręcz obłędnie. Postanowiłam, że będę szukać czegoś świecącego, bo taka nadeszła moda na te wszystkie świecące, cekinowe, błyszczące i pstrokate sukienki. Nie chciałam wyjść na osobę, która na modzie się kompletnie nie zna. Planowałam, że sama jakoś zrobię sobie fryzurę, wykorzystując droższe kosmetyki do stylizacji, które trzymałam w łazienkowej szafce tylko na te specjalne oraz wyjątkowe okazje, właśnie jak ta jutrzejsza. Była to dobra pianka do moich kręcących się rudych loków, porządny podobnie drogi lakier do włosów, utrwalający nawet najbardziej gęste i trudne do okiełznania włosy, oraz specjalna pasta do włosów, która nadawała każdej fryzurze naprawdę profesjonalnego wyglądu. Jeśli chodzi o makijaż postanowiłam, że podobnie jak z włosami, sama się jakoś umaluję. Na pewno chciałam postawić na czerwone usta, a dokładniej na kolor malinowy. Miałam w swojej kosmetyczce z kosmetykami do malowania się taką jedną, przepiękną, długo trzymającą się na ustach szminkę. Pomyślałam sobie, że w czerwonych ustach będę wyglądać idealnie. Oczywiście planowałam użyć i innych kosmetyków, malowideł, takich jak pudru transparentnego, korektora zwłaszcza, szczególnie pod oczy czy w końcu podkładu o zbliżonym kolorycie co do mojej karnacji i oczywiście dobrego, wodoodpornego tuszu do rzęs. No dobrze. Zdecydowałam się podkreślić usta na malinowo a do tego odświeżyć swoje loki wykorzystując do tego specjalną piankę, lakier do włosów i pastę do stylizowania fryzury. Ale teraz chciałabym się skupić na kreacji, w jakiej się pokażę na tej jakże ważnej i jakże uroczystej gali. W galerii byłam już równą godzinę, a zdążyłam przymierzyć tylko dwie kreacje, które nie tylko były bardzo drogie, ale też kompletnie jakoś na mnie źle leżały. Trochę się przestraszyłam, że nie będę miała w co się w końcu na jutrzejszą galę ubrać. Na szczęście w kolejnym, piątym już sklepie z drogimi, eleganckimi sukniami znalazłam wreszcie coś, w czym wyglądałam obłędnie. Była to biała, skromna sukienka do kolan, wykonana z nieco grubszego materiału, w dodatku była pikowana, trochę golfowa, sięgająca w ramionach do połowy rąk, a dokładniej do łokci. Postanowiłam, że dokupię to tego białą torebkę na łańcuszku i przy okazji kupię wygodne szpilki, w których to będę stała albo tez tańczyła cały wieczór, całą noc. Pomyślałam, że ten kolor będzie dla mnie naprawdę idealny, jeśli chodzi o to, że postawiłam na biel. Był październik, więc wszystkie zwiewne, a do tego lekkie sukienki odpadały. W tej białej, którą zamierzałam za kilka minut kupić wydawało mi się, że będę po prostu najlepiej wyglądać. Stałam w kolejce do kasy. Sukienka kosztowała równe 200 zł. Nie szkoda mi było wydanych pieniędzy na nią. W końcu o to chodzi, żeby wyglądać wspaniale. Nie liczyła się tak naprawdę wcale cena. Chodziło o to, żeby kreacja wpasowała się w galę i wyglądała elegancko, ale też drogo. Wydawało mi się, że ta biała, lekko zabudowana sukienka wyglądała naprawdę pięknie i prezentowała się na mnie szczególnie dobrze. W porównaniu do innych sukienek, które zdążyłam w ciągu godziny przymierzyć, ta wyglądała po prostu najlepiej. Z wypiekami na twarzy wyszłam z galerii, trzymając w rękach torbę papierową z logo drogiego sklepu, w którym udało mi się kupić tę nieziemską, wyjątkową kreację. Do tego, oprócz sklepu z sukienkami zahaczyłam także do jednej z droższych drogerii, gdzie można było kupić drogie perfumy. Wybrałam sobie jeden taki perfum, który kosztował nieco ponad 100 zł i był po promocji. W galerii zapłaciłam także w jednym sklepie, w którym wybrałam tę białą, pikowaną sukienkę, również i podręczną torebkę na złotym łańcuszku, a szpilki pomyślałam, że gdy kupię i nie zdążę ich rozchodzić, nabawię się tym samym tylko i wyłącznie ogromnego bólu. Wpadłam na genialny pomysł, że białe szpilki, których osobiście nie miałam pożyczę od sąsiadki z dołu, dziewczyny, z którą znam się ze wspólnego wychodzenia czasem na fajki, przed blok, żeby sobie przy okazji i trochę poplotkować. Lubiłam Sylwie, a ona mnie. Kiedy urodziło jej się małe dziecko, rzadko kiedy wpadałam. Sylwia w końcu była bardzo zajęta. A ja jakoś nie garnęłam się do niemowlaków. Miałam swoją pracę i swoje zajęcia. Mimo wszystko, w każdej chwili mogłam do niej zajrzeć, pożyczyć coś od niej, na przykład rozchodzone białe szpilki, które wiedziałam, że 20-to parolatka posiada. No nic. Stanęłam na jednym przystanku naprzeciwko galerii i oczekiwałam, na przyjazd mojego autobusu, który jeździł prawie, że pod sam mój blok. Trzymałam w jednej ręce bilet, w drugiej dwie torby. W jednej znajdowała się sukienka i torebka, a w drugiej perfum. Tak naprawdę nie mogłam doczekać się już jutra i tej uroczystej gali. Podświadomie czułam gdzieś, ze będzie dobrze. Że będę wyglądać zjawiskowo w tej białej kreacji i że na pewno jak na dziennikarkę przystało, nie przyćmię swoim strojem innych znakomitych zaproszonych na tę galę gości. Moja skromna, biała sukienka na pewno będzie pasowała na tak ważną uroczystość — Myślałam sobie, wracając przyjemnie autobusem do swoich skromnych czterech kątów.

Rozdział 5

Kiedy znalazłam się w swoim maleńkich rozmiarów mieszkaniu z przeszło dwoma pokojami, łazienką i kuchnią, oraz przestronnym korytarzu, postanowiłam, że pierwsze co to, zejdę na dół do mojej koleżanki, trochę jakby sąsiadki z jednego bloku, żeby pożyczyć od niej białe, eleganckie szpilki. Wiedziałam dobrze, że mamy ten sam numer buta. Dlatego też, nie zwlekając ani chwili dłużej, postanowiłam, że tak trochę bez uprzedzenia zapukam do jej mieszkania. Jej śliczna, jakże słodka córeczka obchodziła niedawno roczek. I ja zostałam zaproszona na przyjęcia, jednak z powodu kompletnego braku czasu nie miałam zwyczajnie jak ich tam odwiedzić. Mimo wszystko, dałam jej prezent w postaci dwóch, wielgachnych paczek pampersów, jakieś trzy ubranka a do tego bajkę i kilka zabawek. Zarabiałam sporo w Top telewizji, więc stać było mnie na takie prezenty. Tym razem kompletnie zapomniałam, żeby kupić cokolwiek małej w prezencie. No nic. Kiedy ubrałam, a raczej przebrałam się w casualowe ciuchy, zapukałam do drzwi mojej koleżanki, mieszkającej dokładnie piętro niżej.

— Ola! A niech mnie, co za niespodzianka — Zawołała radośnie moja koleżanka z jednego bloku, trzymając na ręce małą, śliczną i uśmiechniętą Hanię

— O matko, tak dawno u ciebie byłam, ale Hania wyrosła

— Rozgość się, odkąd pojawiła się mała Hania tak rzadko się widzimy

— Wiem, właściwie to przyszłam, bo chciałabym coś od ciebie pożyczyć

— Co sobie życzysz? Kawkę, herbatkę? A może sok pomarańczowy? Potrzymaj małą Hanię, zaraz nastawię wodę w czajniku — Sandra podała mi dziecko, a sama nastawiła wodę w czajniku, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Poczułam, że zapowiadają się długie pogaduchy. W takim razie zamówiłam sobie u Sandry kawkę. Podczas kiedy leciutko kołysałam małą Hanię to w jedną stronę to w drugą, dziecinka śmiała się do mnie cały czas.

— Chyba mnie polubiła

— Tak, ona uwielbia gości. A przy mnie za to jest często marudna

— Chyba muszę częściej do ciebie wpadać

— Mam mały zawrót głowy z moją małą. Franek przyjeżdża do domu raz na dwa tygodniu. Jeździ cały czas w delegacje, nigdy go nie ma. Wszystkim muszę się zając sama, jak rozumiesz czasem nie wystarcza mi już na to kompletnie sił. Chciałabym mieć tyle energii, co ty, Olu. Jesteś taka… taka radosna — Kiedy Sandra nalała do wysokiej szklanki kawę, podała mi cukier i łyżeczkę, odbiła małą, i teraz trzymała ją tylko w swoich ramionach

— Jasne, rozumiem cię doskonale. Sama pracuję w telewizji, gdzie trzeba bardzo szybko uwijać się z robotą. Bycie dziennikarką to nie tylko fajna fucha, jakby się mogło wydawać, ale też presja, ciągły stres, w końcu spore nerwy.

— No, a powiedz, jak tam sprawy miłosne. Masz kogoś? Tak dawno nie plotkowałyśmy. Odkąd mam małą, to znaczy od czasu ciąży nie palę, a teraz jakoś odzwyczaiłam się kompletnie od fajek. To chyba dobrze.

— Muszę do ciebie zwyczajnie częściej wpadać

— Zapraszam z wielką chęcią — Nagle mała Hania zaczęła trochę marudzić — Oho, zaczyna się i koncert

— Wiesz, przyszłam do ciebie, żeby pożyczyć szpilki

— Szpilki. A na jaką okazję to się wybierasz?

— Wiesz, chciałam je sobie dzisiaj kupić, ale boję się, że nie rozchodzone buty…

— Mogą powodować ból stóp?

— Dokładnie tak. Czy miałabyś może pożyczyć białe szpilki na niezbyt wysokim obcasie?

— Jasne. Są w szafce z butami, tutaj — Sandra wskazała ręką korytarz, w którym znajdowała się biała elegancka szafka. Trzymając na rękach Hanię, instruowała mnie, gdzie dokładne znajdę szpilki

— Są

— Najpierw przymierz. Żeby nie okazały się za małe ani za duże. Co prawda mają swoje lata. Kupiłam je jeszcze przed ciążą małej Hani. Mam nadzieję, że będą na ciebie pasowały. Byłam wtedy, przed ciążą taka szczuplutka, jak ty teraz jesteś.

— Dobre — Przymierzyłam jeden but i wpadłam w zachwyt, że będą wspaniale pasowały do mojej białej kreacji

— Obiecuję ci, że są tak wygodne, że na pewno na długo nie będą bolały cię stopy. A w zasadzie to wybierasz się na randkę? Czy na coś innego? Proszę zdradź mi tą imprezę?

— Zostałam zaproszona na uroczystą galę wręczenia nagród dla ludzi cennych dla kultury, którzy nagrali płytę, napisali książkę, albo zmontowali ciekawy film. Będzie to prawdziwa uroczystość z prawdziwego zdarzenia.

— W takim razie czekam na zdjęcie twojej kreacji. Wiesz już w czym wystąpisz? Panno dziennikarko? I przy okazji ogromna szczęściaro? Że możesz bywać tu i ówdzie? Na salonach?

— Mam śliczną, białą, lekko zabudowaną sukienkę. Poza tym taki już jest ten zawód. Pojawianie się na takich czy na innych galach, imprezach, eventach jest zwyczajnie wpisane w ten zawód.

— Wiem, wiem. Przy najmniej staram się to wszystko sobie jakoś wyobrazić. Chyba przyszła pora karmienia..

— Ja już sobie może pójdę. Trochę mi głupio, że nie mam żadnego prezentu dla małej. Ale mimo wszystko kiedyś jak was jeszcze odwiedzę kupię kilka paczek pampersów. Na pewno się ci przydadzą.

Wyszłam z mieszkania mojej koleżanki Sandry, zabierając ze sobą przepiękne, białe, błyszczące szpilki, które będą idealnie pasowały do mojej sukienki.

Rozdział 6

Tej nocy, a w zasadzie tego wieczora nie mogłam zasnąć. Przewalałam się nerwowo z boku na bok stresując się jutrzejszą imprezą. Czy na pewno uda mi się porozmawiać ze wszystkimi gwiazdami? Co się stanie, jeśli w połowie wywiadu zapomnę, o co chciałam zapytać? Czy rozmowa będzie się układała? Czy może na odwrót nie będzie się nadawała do pokazania w telewizji, nawet Magdzie i naszemu szefowi? W końcu mam przepiękna skromną kreację, do tego śliczne buty pożyczone od Sandry, sąsiadki z piętra niżej i ładną, elegancką, bardzo pasującą do całości torebeczkę na złotym łańcuszku, wyglądającą na bardzo, ale to bardzo drogą. Wychodziłam co jakiś czas na balkon, kiedy było zupełnie ciemno, świeciły się jedynie lampy przy głównej ulicy, oświetlając kierowcom drogę. Wszystkie mieszkania miały już pogaszone światła. Nie chciałam się wyróżniać. Otwierałam balkon, który znajdował się w salonie, do oświetlającej latarki w moim telefonie. Paliłam jednego papierosa za drugim. Chyba nerwy wzięły górę. Jutrzejsza impreza niczym nie przypominała reportażu o zatrutych modelkach ani tym bardziej pokazu mody niejakiej Mii Carry, czy też spotkania się w Hollywood z nieżyjącą już modelką, niejaką Emilią West. Pomyślałam, że zamiast fajek, lepiej będzie jeśli napiję się szklanki mleka roślinnego, którego tak bardzo uwielbiałam. Z tego względu ruszyłam z balkonu prosto do kuchni. Otwarłam lodówkę, w której nie było za wiele do jedzenia. Wszystko, co przywiozła moja mama prosto z podnóża Karpat podczas niespodziewanej wizyty u mnie w moim mieszkaniu razem z moim tatą zdążyło się już skończyć. W lodówce miałam tylko dwa mleka roślinne, jedno migdałowe, drugie orzechowe. Szczególnie uwielbiałam to ostatnie. Było w końcu bardzo słodkie i miało idealny wręcz smak. Mogłam go wypijać litrami. Ale mniejsza o tym. Oprócz tego na jednej z półek leżał sobie ser camembert razem z paczką poszatkowanej zielonej sałaty zamkniętej szczelnie w jednej paczce, której data kończyła się za dokładnie trzy dni. Sięgnęłam po moje ulubione mleko orzechowe, zamknęłam lodówkę, a dalej nalałam je do kubka, który stał sobie na kuchennym blacie. Wypiłam wszystko jednym duszkiem. Prawdopodobnie stres przed wielką jutrzejszą imprezą wziął u mnie górę. Nie mogłam spać dalej. Postanowiłam w końcu, że zaświecę światło w kuchni, nad okapem i przeglądnę jedną z gazet. Była to gazeta Victory. Tak, ta gazeta ze mną na okładce, kiedy podmieniłam się z modelką Lucy Jey, bardzo wręcz identycznie do mnie podobnej. Otwarłam magazyn na ostatnim wywiadzie, jaki ukazał się w magazynie z nieżyjącą już dziewczyną. Nie dokończyłam go czytać. Ostatnim razem miałam to czasopismo w swoich rękach jeszcze, kiedy podróżowałam samolotem do Paryża z moim bliskim przyjacielem, Francuzem, niejakim Camillo Cabana, z którym razem wspólnie pracuję w Top telewizji. Jutro czeka nas ważne wyjście. Z tego względu też bardzo się stresuję i najprawdopodobniej przez to nie mogę tej nocy zasnąć. Rzuciłam okiem na wywiad. Hmm… na czym to ja stanęłam? Ach no tak. Na tym, czy Lucy Jey ma kogoś. Do oczu zaczęły napływać mi łzy.

— Co możesz powiedzieć o koleżankach po fachu? Lubicie się, czy raczej ze sobą rywalizujecie?

— Z jednymi udaje mi się trzymać bliską relację, gratulujemy sobie, kiedy na przykład jedna z nas przejdzie pomyślnie casting do pokazu mody, sesji zdjęciowej, albo reklamy i wcale sobie nie zazdrościmy. Z niektórymi dziewczynami nie udaje się takiej relacji nawiązać. Mogę powiedzieć, że pewne modelki z zazdrości przez to, że któraś z nas pójdzie w pokazie, a któraś nie dostają istnej białej gorączki. To może z punktu widzenia kogoś z zewnątrz jest trochę zabawne, ale tak naprawdę trzeba w tym zawodzie, w zawodzie modelki robić swoje i nie przejmować się tymi zazdrosnymi koleżankami po fachu. Mam oczywiście kilka przyjaciółek, z którymi utrzymujemy wspaniałe relacje, ale też znam kilka dziewczyn, które z zazdrości robią się zielone, kiedy na przykład to mi uda się wygrać casting i kiedy to ja a nie one idą po wybiegu. Spotkałam się nawet z taką sytuacją, że jedna z dziewczyn zatrzasnęła drugą w toalecie, by tamta nie poszła po wybiegu w tym samym budynku, w którym miała odbyć się modowa impreza — Tutaj przystanęłam na chwilę, zatrzymałam się. Uśmiechnęłam się do siebie. Tamtego pamiętnego dnia, w którym to znalazłam Lucy Jey w łazience, zatrzaśniętą w jednej z toalet, po otwarciu drzwi postanowiłyśmy, że się zamienimy. Że ja zostanę sławną modelką, z napiętym grafikiem, a ona zostanie dziennikarką, o czym od zawsze marzyła. Trochę żałowałam, że zgodziłam się na tą zamianę. Może dzisiaj Lucy by żyła. Nie zostałaby zastraszona przed mojego kolegę z Top telewizji, z którym osobiście pracowałam i pracowała też Lucy, kiedy to przez całkowity przypadek usłyszał podczas naszej rozmowy przez telefon, że jesteśmy podmienione. Zastraszał Lucy, wysyłając jej, pod jej adresem domowym pogróżki o tym, że cały świat się dowie o naszej zamianie. Dziewczyna nie wytrzymała tego, wsiadła pewnego dnia do auta po spożyciu wcześniej alkoholu i spowodowała wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Oj, będę na długo wspominać Lucy Jey, mojego sobowtóra. Szkoda, że nie ma jej już z nami. Mogłyśmy razem obie robić różne przekręty jeszcze nie jeden raz. W końcu nie często spotyka się tak łudząco podobnego sobowtóra do siebie. No nic. Trzeba było jakoś żyć dalej. Kolejne pytanie, skierowane do Lucy, w obszernym wywiadzie w Victory, brzmiało następująco:

— Jesteś bardziej typem chłopczycy czy dziewczynki? Wolisz nosić spodnie i zadawać się z chłopakami, czy preferujesz bardziej życie typowej księżniczki?

— Absolutnie to drugie. Uwielbiam nosić sukienki czy spódnice, podkreślać swoją sylwetkę, zakładać krótkie topy odsłaniające pępek często bez ramiączek. Jeśli chodzi o chłopaków to najczęściej rozkochuje ich w sobie. Nie traktują mnie jak kumpeli z podwórka, ale raczej bardziej jak przyszłą dziewczynę. Preferuję bardziej życie księżniczki. Tak naprawdę cały modeling przypomina trochę życie księżniczki. Przebierasz się w piękne stroje, bywasz to tu to tam na różnych imprezach, każdy chłopak chce cię mieć na swoją własność, spotykasz się w luksusowych restauracjach, dodajesz zdjęcia na Instagram z sesji modowych do różnych gazet. Po prostu moje życie na pewno przypomina życie księżniczki. Czuję się bardzo kobieco i chyba to podkreślam swoim ubiorem, zachowaniem i tak dalej. Czyż nie?

— Powiedz nam jeszcze, kto jest dla ciebie najlepszym wzorem do naśladowania?

— Tak naprawdę to nie mam jakiś takich okrojonych wzorów, idoli. Po prostu cały czas uczę się na swoich błędach. Nie mam czasu na to, by się na kimś wzorować, od kogoś coś kopiować. Tworzę, a raczej kreuję swój własny wizerunek. Jestem bardzo oryginalna i lubię chodzić nieznanymi, swoimi drogami. Tak naprawdę mam tak bardzo napięty grafik w ciągu dnia, że marzę tylko o tym, wieczorem, by wziąć gorąca kąpiel i rzucić się na swoje łóżko. Zasypiam od razu, jak tylko wracam do swojego mieszkania. Często też wynajmuje pokoje w hotelach. Moje życie jest bardzo zwariowane. Nie mam na nic czasu. Nie myślę o idolach na co dzień. Sama mogę być dla kogoś jakimś wzorem. Dostaję mnóstwo maili na temat tego, że wiele dziewczyn, zwłaszcza młodych bardzo mnie podziwia, kopiuje mój wizerunek, czy też chce wyglądać tak jak ja. To bardzo motywujące. Dodaje ci takiej niesamowitej energii do dalszego życia, dalszego działania. Na większość takich maili nie odpisuję, bo zwyczajnie nie mam czasu. Ale staram się przeczytać wszystko, najczęściej w niedziele, kiedy mam wolne od obowiązków.

— Zdradź jeszcze, czytelnikom naszej gazety Victory, którego projektanta ubrania najbardziej lubisz nosić? Czy może kupujesz ubrania w sieciówkach, albo jesteś królową lumpeksów? Masz bardzo ładny styl. Wiele magazynów mówi o tobie „królowa stylu”. Czy utożsamiasz się z tym stwierdzeniem?

— Tak naprawdę mam osobistego stylistę, z którym wspólnie konsultujemy, co będę gdzie nosić. To nie jest tak, że ktokolwiek narzuca mi jakikolwiek styl i konkretne ubrania, które muszę akurat nosić danego dnia. Absolutnie nie. Sama lubię chodzić po sieciówkach w poszukiwaniu perełek, które potem z dumą noszę po ulicy. Często też bywa tak, że zaglądam dla czystej rozrywki do szmateksów. Zwykle robię to ze swoimi znajomymi, kiedy uda mi się w końcu wygospodarować trochę wolnego. Uwierz mi, że to naprawdę wspaniale odpręża! Zwykle nie kupujemy za dużo ciuchów, jak inni a wychodzimy jedynie z kilkoma zdobyczami. Nie potrzebuję osobiście zbyt dużo ubrań. Na bieżąco uzupełniam swoją garderobę. To stylista mi coś podrzuci, to kupię coś w butiku, albo właśnie w lumpeksie. Nie noszę zbyt drogich ubrań. Uważam, że szkoda na to wydawać pieniądze, by pokazać się w czymś raz albo dwa razy. Wolę pieniądze przeznaczać na cele charytatywne, a nie na kolejną parę tak naprawdę niepotrzebnych szpilek, sukienek, czy marynarek. Oczywiście lubię ładnie wyglądać. I od tego jest mój stylista. Doradzi w czym mi jest najlepiej, podpowie co nosić, a czego nie, co podkreśli moje atuty, albo w których kolorach lub też fasonach jest mi najlepiej. Uwierz, że da się ładnie wyglądać w stylizacji za 100 albo 200 zł. Jeśli chodzi o ciuchy prosto od projektantów, nie noszę ich za często, a wybieram tylko na te najważniejsze wyjścia, podczas których pojawiają się najważniejsze osobistości, celebryci, aktorzy, muzycy, czy inne ważne postacie. Wyglądam na takich imprezach naprawdę zjawiskowo. A cały swój wizerunek zawdzięczam oczywiście mojej stylistce, Marysi, którą bardzo z tego miejsca pozdrawiam.

— No dobrze, a lubisz podróżować? Zawód modelki trochę polega na podróżowaniu. Gdzie już byłaś? Do jakich miejsc lubisz wracać?

— Absolutnie tak. Kilka razy w miesiącu wybieram się samolotem do kilku najważniejszych stolic modowych, znanych na całym świecie. Byłam kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy w Paryżu, Nowym Jorku, Sydney, Tokio, czy Mediolanie. Oprócz tego, wybierałam się na sesje zdjęciowe do wspaniałych, wręcz najpiękniejszych zakątków na całym świecie. Trochę już zdążyłam zwiedzić. W ciągu mojej 5-letniej kariery modelki, na pewno spodobała mi się Nowa Zelandia. Tak. To na pewno jest miejsce, do którego będę jeszcze wracała nie raz, nie dwa. — Nagle zachciało mi się płakać. Rzuciłam pół otwartą gazetę na stolik. Nie chcę nakręcać się przed tak ważną imprezą jak jutrzejsza i myśleć o tym, że właśnie czytam wywiad o kimś, kogo już od przeszło kilku tygodni z nami nie ma. Chciałam wyglądać jutro na osobę wypoczętą, pełną sił, tryskającą energią, wyspaną, bez cienia zmarszczki czy cieni pod oczami z powodu niewyspania, uśmiechniętą, pewną siebie i właściwą kobietką na właściwym miejscu. Nie chciałam zadręczać się już tym co było kiedyś. Muszę skupić się na tym, by wypaść jutro naprawdę dobrze. O ile samo wręczanie nagród i cała ceremonia nie była tak bardzo stresująca, to na pewno o zawrót głowy przyprawiało mnie łapanie gości i po tej całej imprezie, na tak zwanym after party i pytanie się ich o różne rzeczy. Miałam cichą nadzieję, że jakoś rozmowy z różnymi bardzo ważnymi osobistościami się ułożą, a ja ze spokojem w sercu i w głowie, po chwili dla reporterów i dziennikarzy, oddam się w ręce Camilla, mojego przyjaciela z pracy, pochodzącego rodem z Francji i będziemy się wspaniale bawić, czy to tańczyć, czy smakować alkoholu, oczywiście w granicach rozsądku, czy to spożywać jakieś drobne smakołyki ustawione prawdopodobnie na szwedzkim stoliku, obok ogromnego pomieszczenia do tańczenia, oraz foteli razem ze stolikami, gdzie można ze sobą porozmawiać i gdzie jest trochę, odrobinę ciszej. Tak przy najmniej to wszystko sobie wyobrażałam. No nic. Może tym razem uda mi się zasnąć. Położyłam się do łóżka, wykorzystując wszystkie możliwe sposoby, by zasnąć. Na szczęście zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy, oddałam się w błogi sen, podczas którego śniła mi cała ceremonia, cała impreza, podczas której jakiś celebryta udzielał wywiadu ze mną. Rozmowa udała się a ja cały wieczór do późna bawiłam się razem z moim kolegą z pracy, panem Cabana.

Rozdział 7

Zbudziłam się o równej 9 rano. Była sobota. Gala rozpoczynała się o godzinie dokładnie 18:00. Miałam więc trochę czasu na to, by tak naprawdę zrobić z siebie bóstwo. Bóstwo, to znaczy miałam na myśli zrobić samodzielnie, bo szkoda mi było tracić pieniądze na fryzjera, jakąś super modną, ale też wystrzałową fryzurę, w której nie tylko będę się ładnie prezentować, ale też dobrze czuć, a wszyscy będą się nią zachwycali. Do tego zrobię sobie makijaż. Przy tym punkcie na chwilę stanęłam. Przypomniałam sobie, jak kilka lat temu wybrałam się na miesięczny kurs robienia makijażu do prestiżowej szkoły dla profesjonalnych przyszłych wizażystów. I mimo, że chodziłam tam tylko jeden miesiąc, to i tak zdążyłam się wszystkiego o makijażu nauczyć, co przydałoby mi się w przyszłości. A że kobiety malują się często, nawet co dziennie, cieszyłam się, że zrobiłam ten kurs. Przy najmniej nie muszę dzisiaj korzystać z pomocy i drogiej oferty zarazem wizażystki. I to dosłownie dzisiaj, bo dziś miała odbyć się wielka, uroczysta gala, na której nie mogło i zabraknąć elitarnej śmietanki towarzyskiej oraz tym samym pięknie umalowanej mojej osoby u boku Camillo Cabany, mojego przyjaciela wywodzącego się rodem prosto z Paryża, prawdziwego Francuza, którego zdążyłam poznać od tej i od innej strony, podczas tygodniowego przyjazdu moich rodziców do mnie, do stolicy, do mojego mieszkania. Ale mniejsza o to. Wstałam, w końcu wygramoliłam się z łóżka, wcześniej oglądając najnowszy teledysk na telefonie mojego ulubionego artysty, w którym oprócz oczywiście Krzysia, z którym miałam coraz mniej czasu, bardzo się kochałam. No nic. Teledysk i nowa piosenka bardzo mnie zachwyciły. A to wszystko sprawiło, że już od rana miałam dobry humor, a to chyba dobrze. Spojrzałam w lewo. Biała sukienka, w którą miałam się wystroić i w której miałam się pokazać na uroczystej gali wisiała sobie na wieszaku w szafie, której zapomniałam wczorajszego dnia zamknąć. Białe, błyszczące i bardzo wygodne szpilki od mojej kochanej sąsiadki, której rzadko kiedy odwiedzam, właściwie nie wiem czemu, chyba przez istny brak czasu, bo faktycznie go za dużo nie mam, stały sobie obok szafy, oparte jedna szpilka obok drugiej. Nie były to ani wysokie, ani zbyt niskie obcasiska. Po prostu normalne obcasy, w których byłam pewna, że będzie mi bardzo wygodnie spędzić cały dzisiejszy wieczór. No nic. Wszystko było gotowe i zaplanowane. Sukienka, obcasy, fryzura, makijaż i do tego śliczne akcesoria, a w tym torebka i wielkie kolczyki. Nawet na tę specjalną okazję kupiłam w jednej z droższych drogerii wyjątkowo drogie perfumy. Wszystko można było powiedzieć, całe przygotowania były dopięte na ostatni guzik. Chociaż nie wiem jak to wyglądało u Camillo. Jest w końcu rodowitym Francuzem, a Francuzi mają we krwi poczucie dobrego stylu i dobrego smaku. Poza tym on był on chłopakiem, a chłopcy nie muszą się czesać, malować i stroić. Wystarczy, że założą wyprasowanego garniaka. I tyle w tym temacie. Wstałam z łóżka i pierwsze co zrobiłam, to udałam się do kuchni. Miałam ogromną ochotę na napicie się świeżego, prosto wyciskanego soku z pomarańczy. Odkopałam z tego względu dawno nie używany, a raczej wieki temu blender, który podarowała mi dawno temu mama na moje któreś urodziny, nie pamiętam już które. Zabrałam go ze sobą pewnego dnia, kiedy odwiedzałam swoich rodziców, mieszkających u podnóża Karpat, ze swojego rodzinnego domu, w którym mieszkałam do czasów rozpoczęcia studiów w stolicy na kierunku dziennikarstwo. Leżał biedny u moich rodziców, prawdopodobnie zakurzony. Pewnego dnia, kiedy byłam u nich w odwiedziny, mama wręcz wcisnęła go mi, sprawiając tym samym sobie radość. W końcu to był prezent urodzinowy. W małej chatce na południowym wschodzie tylko przeszkadzał. Był sporych wielkości i tak moi rodzice nie korzystali z niego. Poza tym był to w końcu mój prezent. W każdym razie odpakowałam go, podłączyłam do jednego z kuchennych kontaktów, odkręciłam wieczko i włożyłam do niego wcześniej obraną pomarańczę, pokrojoną w kostkę. Załączyłam sprzęt przypominając sobie kompletnie bez pośpiechu jak się nim operuje. Jeden przycisk z napisem „on” wywnioskowałam, że znaczy tyle, co włączyć, z kolei „off” wyłączyć. Zgodnie odpaliłam mimo wszystko wyjątkowo prostą w obsłudze maszynę, a ona w jednej sekundzie zmiksowała całą pomarańczę na lejący się, wodnisty, lekko kwaśny napój. Nalałam powstałą miksturę do wysokiej, przeźroczystej, podłużnej szklanki i wypiłam duszkiem wszystko prawie za jednym razem. Pomyślałam, że wyjdę na balkon zapalić jedną fajkę. Nie obchodziło mnie to, że byłam w całości w piżamie, to znaczy miałam na sobie krótkie różowe spodenki w czarne kropki i do tego koszulkę w podobnych odcieniach. Owinięta byłam jedynie podomką zawiązywaną paskiem z przodu podobnie, w różowym kolorze. Zapaliłam jedna fajkę, kiedy jacyś nastolatkowie krzyknęli nie wiedziałam na początku do kogo — czy do mnie, czy do kogoś innego.

— Ej, laska, daj zapalić — Krzyknął jeden chłopak kierując swój wzrok w moją stronę. Postanowiłam, że była to na tyle głupia odzywka, że utnę ją jednym zdaniem. Nie byłam typem wstydnisi, ani na odwrót nie byłam nie wiem jak chamska i nie wiem jak asertywna, mimo, że mówią, że to dobra cecha. Postanowiłam, że krzyknę do niego

— Ej ty, młodym nie wolno palić — Paliłam dalej całkowicie nie przejmując się tym, że jakaś grupka nastolatków bawiąca się piłką na placu zabaw tuż pod moim blokiem zwróciła na mnie uwagę

— Czy mogę zostać twoim chłopakiem?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 50.23