E-book
14.7
drukowana A5
33.3
Wesołych Świąt

Bezpłatny fragment - Wesołych Świąt

Cześć 1 "Tajemnice"


Objętość:
96 str.
ISBN:
978-83-8245-171-9
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 33.3

Rozdział 1
„Życie nie pieści”

Ciche pukanie rozniosło się po całym campusie, tonącym w idealnej ciszy. Nikt nie odpowiedział. Lekko uchylane drzwi zaskrzypiały.

— Amanda? — dziewczyna weszła do środka. — Gdzie jesteś? Nie wygłupiaj się.

Kilka minut później zgrabna blondynka zdążyła przeszukać każdy kąt mieszkania w poszukiwaniu przyjaciółki. Po głowie krążyły jej przeróżne myśli. Nie wiedziała, co zrobić, ponieważ tydzień nie było jej na uczelni i przez ten czas nie miała kontaktu z Amandą. Usłyszała dziwny dźwięk dochodzący z łazienki, więc pobiegła na górę. Bała się tego, co mogłaby ujrzeć po drugiej stronie drzwi. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że jej piękna, bogata, zdrowa i mająca wspaniałego chłopaka przyjaciółka będzie leżała w wannie pełnej krwi.. Jesse paraliżował ten widok. Nie mogła się ruszyć. Czuła smutek, żal, poczucie winy… upadła na podłogę...straciła przytomność…


***


Pół roku później


Kelly Jones uśmiechnęła się z zadowoleniem. Artykuł w najnowszym numerze gazety świadczył o tym, że jej program radiowy odnosi coraz większe sukcesy. W Bostonie zapowiadał się wspaniały dzień. Jesieni, oprócz kolorowych liści, towarzyszył mroźny wiaterek, ale nawet on nie zakłócał atmosfery zbliżających się świąt.

Dzwonek do drzwi przerwał przeglądanie prasy i picie porannej kawy.

— Lisa, pospiesz się, bo nie zdążymy — powiedziała, podchodząc do drzwi. Otworzyła je lekko, jak zwykle. Spodziewała się wielu osób, wielu, ale nie jego.

— Cześć, Kelly — szepnął tym swoim głosem, który zawsze przyspieszał bicie jej serca.

Thomas Jones i Kelly Bartlett poznali się jeszcze w liceum. Była to miłość od pierwszego wejrzenia — każdy wróżył im świetlaną przyszłość. Zaraz po skończeniu szkoły wzięli ślub, a niedługo potem na świat przyszła ich córka — Lisa. Byli szczęśliwi — do czasu, gdy Tom nie dostał propozycji pracy w Miami. Kelly, dziennikarka radiowa, nie chciała się przeprowadzać, ale dla jej męża policjanta praca na wyspie była sporą szansą. Po wielu kłótniach i wypowiedzianych słowach, których nigdy nie przestaną żałować, mężczyzna wyjechał, zostawiając żonę i córkę same. Po kolejnej kłótni z Kelly, pijany zdradził ją z przypadkową kelnerką. To tylko upewniło ich w przekonaniu, że ich małżeństwo jest skończone. Choć nadal nie wzięli rozwodu, od dwóch lat żyli jak dwoje obcych sobie ludzi. Tom pojawiał się od czasu do czasu w Bostonie, ale jego ostania wizyta miała miejsce jakieś pół roku wcześniej.

— Co tu robisz? — spytała zaskoczona Kelly.

— Chciałem…

— Tata! — sześcioletnia dziewczynka wyjrzała zza drzwi pokoju i rzuciła się Tomowi na szyję.

— Boże, jak ty wyrosłaś — przytulił ją mocno. Bardzo za nią tęsknił. Żałował, że stracił swoją rodzinę i że wszystko potoczyło się tak a nie inaczej.

— No już… za pięć minut musimy być w przedszkolu...idź się ubrać — pospieszyła ją Kelly.

Dziewczynka ze smutną miną wróciła do swojego pokoju. Kelly za wszelka cenę chciała, aby jej mąż zapłacił za to, co jej zrobił, a utrudnienie kontaktu z córką wydawało się najlepszą karą..

— Mogę ją zawieźć… — powiedział cicho.

— Nie, nie możesz! — odpowiedziała natychmiast podniesionym głosem. — I nie będziesz mógł. Straciłeś to prawo, gdy nas zostawiłeś…

— Nie zostawiłem…

— Masz rację, nie zostawiłeś, a zdradziłeś — rzuciła tym samym gniewnym tonem. — A teraz wynoś się mojego domu, tak jak z mojego życia!

Chwyciła go za ramię i wypchnęła za drzwi.

Zanim się zorientowała, łzy spływały jej po policzkach niczym woda z niedokręconego kranu. Serce dziewczyny automatycznie zaczęło bić szybciej, a oddech stawał się coraz gwałtowniejszy. Zdawała sobie sprawę z tego, że to, za czym tęskni i czego potrzebuje, stoi właśnie za drzwiami. Czuła jego obecność, jego ból. A przecież tak bardzo się starała, aby wszystko była tak jak być powinno. Dawała z siebie wiele, ale mimo to, nic z tego nie wyszło. Pracowała całymi dniami i nocami, by spełnić swoje największe marzenie. Skończyła studia, wyszła za mąż za ukochanego mężczyznę i nagle wszystko prysło jak bańka mydlana. Dlaczego? Nie zasługiwała na to, żeby wszystko stracić, a jednak tak się stało. Gdzie popełniła błąd? I teraz, gdy wrócił ten, dla którego była gotowa zrobić wszystko, jedyne co czuła, to nienawiść. Mimo wszystko, jakaś cząstka niej żyła wspomnieniami — tymi dobrymi, pełnych miłości, za którymi tęskniła.

Tom oparł głowę o drzwi, wsłuchując się w szum pędzących po ulicy samochodów i głosy ludzi rozmawiających o rzeczach mało istotnych w porównaniu z tym, co w tej chwili czuł. Starał się nie myśleć o swoich problemach, ale świadomość, że Kelly cierpi, łamała mu serce. Tak bardzo chciał z nią porozmawiać…

Kelly zamrugała kilkakrotnie powiekami, starając się nie rozpłakać jeszcze mocniej. Musiała być silna — dla siebie, dla Lisy. Kiedyś Tom był dla niej wszystkim, nie wyobrażała sobie życia bez niego. A teraz chciała po prostu wyrzucić go z pamięci i tym samym odebrać sobie jedyną cenną rzecz, jaka jej pozostała prócz córki. Czuła, jak jej świat powoli się rozpada. Nie mogła na to pozwolić.

Mężczyzna oderwał się od drzwi i wybiegł na ulicę. W jego lśniły łzy. Czego on się spodziewał? Przecież nie był już Tomem Jonesem — przystojnym i mądrym nastolatkiem, na którego zwróciła uwagę piękna i utalentowana królowa balu. Miał trzydzieści lat i zero planów na przyszłość, a jedyna rzecz, którą wiedział na pewno, to ta, że był idiotą.

— Brawo, panie Jones — szepnął, kopiąc w kamień przy krawężniku. — Brawo!

Wsiadł do samochodu i odjechał.


***


Max Jones był młodszym bratem Toma i zarazem jego przeciwieństwem. Spojrzeniu błękitnych oczu uroku dodawała grzywka, lekko opadająca na czoło, podczas gdy Tom miał krótko ostrzyżone włosy, a oczy pochmurne. Bracia zawsze świetnie się dogadywali. Po śmierci mamy Tom sprawdził się w roli opiekuna. Jednak wszystko zmieniło się po jego wyjeździe, gdy wszystko, co budowali przez wiele lata, po prostu zniknęło.

Max był typem romantyka i artysty. Malował obrazy i kochał to, co robił. Studiował w Nowym Yorku, w wolnych chwilach zajmował się oprawą graficzną różnych pokazów jako fotograf, malarz czy rzeźbiarz. Dorywcze zajęcia nie zmieniały jego statusu finansowego, ale robił to, co kochał, więc tego się trzymał.

Mieszkał niedaleko uczelni razem z przyjacielem Travisem Andersonem — bogatym i rozpieszczonym synem milionera, który płacił czynsz za Maxa, gdy ten nie był w stanie. W apartamencie obok mieszkała szczupła zielonooka blondynka, Jesse Langston, która była ich wieloletnią przyjaciółką. Tak naprawdę Max czuł do niej coś więcej niż tylko przyjaźń.

Tego dnia był wyjątkowo niewyspany. Kolejna zarwana noc była efektem weny, która musiała zostać przelana na papier za pomocą farb i pędzla.

— Cudów… — powiedział zmęczonym głosem. Włosy i nos miał wybrudzone farbą.

— Spałeś w ogóle? — spytała Jesse, która jak zawsze o tej porze przyszła po chłopców, aby razem z nimi iść na wykład.

— Po co spać, kiedy można stworzyć coś takiego? — spytał z prychnięciem, czując, że dziewczyna stanęła obok niego.

— Piękny… — spojrzała wprost na niego zamiast na obraz i wybuchnęła śmiechem. — Tak jak i twoja twarz.

Wyciągnęła chusteczkę i zaczęła go wycierać ze śladów farby.

— Dziękuję — powiedział cicho.

— Nie ma za co — mruknęła. — Gdzie Travis?

— Pewnie śpi — wzruszył ramionami. — Wczoraj był na jakieś imprezie. Myślisz, że powinienem go trochę poprawić?

— Travisa? — spytała ze śmiechem Kelly.

— Nie… obraz.

— Myślę, że… jak za pięć minut nie będziesz gotowy, to pan Casey będzie ci się śnił przez następny rok — odparła i rzuciła pędzlem w jego stronę. — Idę po tego śpiocha.

Max czuł się jak zwykle w obecności Jesse i nawet gdy już wyszła z pokoju, serce nadal waliło mu jak oszalałe. Czuł radość, a zarazem smutek, bo wiedział, że chociaż czuje to, co czuje, nigdy nie będzie szczęśliwy.

Schody do pokoju Travisa wydawały się tego dnia dłuższe niż zwykle, ale gdy Kelly tam dotarła, jedyne co mogła zrobić to chwycić się za głowę i wydusić z siebie:

— O Boże!

Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Części garderoby wisiały nawet na lampie. Jesse chwyciła za kołdrę i ściągnęła chłopaka z łóżka.

— Co jest?! — krzyknął zaspany i zły.

— Piątek rano! — odkrzyknęła. — Zaraz masz wykład, a jesteś nieprzytomny! Jak można być tak nieodpowiedzialnym? Impreza w tygodniu?

— Nie przypuszczałem, że możesz być aż taką świnią, Barbie — wymamrotał.

— W przeciwieństwie do ciebie myślę trzeźwo — warknęła wściekła. —

I nie nazywaj mnie tak!

— Ok., już wstaję, a co z Picasso?

— Zbiera się… pospiesz się, bo nie mamy dużo czasu — próbowała doprowadzić pokój do porządku, ale to wymagałoby o wiele więcej czasu. — Max!

— Jestem gotowy — dobiegł głos z kuchni.

Równie szybko, jak się ogarnęli, tak szybko znaleźli się pod drzwiami, gotowi do wyjścia na swój „ulubiony” wykład.

— Co ja z wami mam… — dziewczyna spojrzała na chłopaków z pobłażaniem. — Ale i tak was kocham.

Pocałowała w policzek najpierw jednego, a potem drugiego.

— My ciebie też — szepnął Max, poważniej niż przypuszczała

Ze śmiechem wyszli z mieszkania. Max zamknął drzwi na klucz, kryjąc smutne spojrzenie za złudnym uśmiechem.

Rozdział 2
„Tęsknie za wami”

— On mnie kiedyś wykończy — Travis trzasnął drzwiami od sali wykładowej.

— Sam jesteś sobie winien — rzekła Jesse — Prawda Max?

— To znaczy… — dziewczyna szturchnęła go łokciem — Tak jak najbardziej tak.

Cała trójka wybuchła śmiechem, Anderson musiał odreagować po tym jak usnął na wykładzie i został z niego wyrzucony. Zaprosił wszystkich do ich ulubionego baru gdzie zawsze się spotykali. ”Orange” był najlepszym klubem w mieście i to do niego należały najlepsze imprezy. Travis był tam najczęstszym gościem, a odkąd umarła jego dziewczyna Amanda, prawie tam zamieszkał.

— Trzy piwa poproszę.

— Dwa — szepnął Max zapalając papierosa.

— Picasso daj spokój, na starość będziesz trzeźwy — Travis pokiwał głową.

— Daj mu spokój, to jego życie.

Chłopak był nieco zdumiony, że Jesse stanęła po jego stronie, ale bardzo mu to odpowiadało. Puścił z dymu dwa kółka i sięgnął po szklankę z wodą.


***


Kolejny pracowity dzień skończył się sukcesem i Kelly mogła wracać do domu. Zmęczenie dawało o sobie znać, ale warto było. Pewnym krokiem wyszła z siedziby radia, zwolniła dopiero wtedy gdy ujrzała Toma siedzącego na ławce naprzeciwko. Widocznie na nią czekał, ponieważ zerwał się na równie nogi gdy tylko ją zobaczył. Szatynka chciała zawrócić, zrobić cokolwiek, aby nie doszło do spotkania. Niestety było już za późno.

— Co ty tu robisz? — spytała drżącym głosem.

— Teraz każda nasza rozmowa będzie zaczynała się od tego zdania? — uśmiechnął się lekko.

— To zależy czy będziemy rozmawiać.

— To zależy czy tego chcesz.

— Znasz odpowiedź — powiedziała z ponurą miną.

— Kelly — schwycił ją za nadgarstek — Wiem, że mnie nienawidzisz, ale ja nadal ci kocham, powiedz co mogę zrobić…

— Już za późno Tom… za późno — poczuła jak powoli rozluźnia swoją pięść, jakby zrozumiał jej słowa, jakby się poddał.

Oboje stali w bezruchu, patrząc gdziekolwiek, ale tylko nie w swoje oczy. Ratunkiem okazało się pojawienie Lisy. Dziewczynkę przywiozła mama jej koleżanki, ponieważ przedszkole musiało zostać wcześniej zamknięte. Co prawda pani Brown nie miała pojęcia czy zastanie jeszcze Kelly w pracy, ale miała tam bliżej niż do jej domu. Dziewczynka była lekarstwem na niezręczną sytuację panującą między jej rodzicami. Rzuciła się na szyję taty i mocno go przytuliła.

— Musimy już iść.

— Ale mamo — pociągnęła nosem.

— Idziemy...mam dużo pracy — kobieta chwyciła ją za rękę.

— Mama ma racje — spojrzał na Kelly, ale jej wyraz twarzy nadal był wrogo nastawiony.

— A może tata przyjdzie do nas na kolację — oboje spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.

— E… tata nie ma czasu, prawda?

— Bardzo chętnie zjadłbym z wami kolację, ale mama ma mnóstwo pracy i nie będę jej przeszkadzał.

— Mamo proszę…

— Lisa…

— Dlaczego już nie kochasz taty? — spytała ze smutkiem w oczach.

Kelly nie mogła na to patrzeć. Przecież to tylko kolacja — pomyślała.

— Dobrze, przyjdę o 20:00, tylko nie licz na wykwintne potrawy, bo nie mam na to czasu.

— Dziękuje — szepnął z lekkim uśmiechem.

Kobieta wzięła a na ręce dziewczynkę i poszła w stronę samochodu, Tom pomachał swojej córeczce, poczuł, że może wreszcie dostał szansę o, której tak długo marzył.


***


Zapadł zmrok, Jesse usiadła na fotelu, zerknęła przez okno. Zobaczyła Maxa, był na dachu, smutny, zamyślony, rozłożył materac. Zawsze gdy miał problem sypiał pod niebem to był jego sposób. Dziewczyna odgarnęła pojedynczy kosmyk włosów z twarzy i delikatnie się uśmiechnęła. Wybrała numer Jonesa i przyciskając komórkę do ucha, czekała aż odbierze. — Tak? — Po szóstym sygnale w końcu usłyszała jego głos.

— Cześć, mogę się do ciebie przyłączyć? — spytała, jednocześnie nadal go obserwując. Zajęła jedno z wolnych miejsc przy oknie, po czym skupiła się na rozmowie.

— Jasne — rzekł z lekką chrypką.

— Już idę — zarzuciła ciepły sweter na piżamę i wyszła z mieszkania.

Po drodze spotkała Travisa, który jak zwykle wybierał się do baru. Martwił się o niego, ale nie mogła nic zrobić.

— Miłej nocy — rzucił nawet się nie zatrzymując.

— Na… wzajem — nie było z nim najlepiej i wiedziała to.

Był koniec października, noc nie należała do najcieplejszych, ale Jesse o tym nie myślała. Wyszła na dach i podbiegła do palącego papierosa Maxa, który leżał na materacu.

— Ciężki dzień? — spytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi, chłopak zrobił jej miejsce i położyła się obok niego.

— Widzę, że nie tylko u mnie — dym wydobył się z jego ust.

— Daj spokój… ty pierwszy.

— Dzwonił Tom… tak mój brat, uwierzysz? Powiedział, że przyjeżdża, a ja zamiast się cieszyć, jestem wściekły.

— Wiem, że jesteś na niego zły, ale może to najlepsza okazja żeby się pogodzić.

— Nie wiem czy to możliwe. A co stało się tobie?

— Też telefon, moja mama miała przyjechać, ale nie ma czasu. Studiuj już kilka lat, a ona nawet nie wie gdzie mieszkam.

— Kiepsko i to bardzo — wypalił papierosa i sięgnął po następnego — Nie przejmuj się twoją mamą, w kocu zrozumie, że ma wspaniałą córkę.

— Mam nadzieję — uśmiechnęła się lekko — Dziękuję.

— Mówię to z litości.

Jesse ze śmiechem dała mu kuksańca, światłą gasły powoli. Nowy York zasypiał, na ciemnym niebie rozjarzyły si gwiazdy. Było zimno, przyjaciele byli bardzo blisko. Ciepła skóra Jesse pachniała jej lawendowym płynem do kąpieli.

— Wiesz co jest w tym niesamowite?

— Nie Max.

— Patrzysz w gwiazdy i zdajesz sobie sprawę, że wszystko co robisz nie ma sensu. Kariera, pieniądze, sława, po co to wszystko? Ten świat jest pełen problemów o wiele gorszych niż moje czy twoje. Ale patrzysz na niebo i widzisz piękno, którego nic nie jest w stanie zniszczyć.

— Gwiazdy są piękne — szepnęła spoglądając na niego.

— Ty jesteś piękna — kosmyk spadł mu na czoło.

Jesse milczała i tylko uśmiechnęła się lekko.

— Jak to si stało, że taki wspaniały chłopak jak ty jest sam?

— A dlaczego taka dziewczyna jak ty jest sama?

— Bo… po prostu się boję…

— No właśnie.

Jesse kiwnęła głową, zamilkła. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, słyszała bicie jego serca. Nie musieli już nic mówić, leżeli obok siebie. Max cieszył się jej bliskością, objął ją mocno ramieniem i zamknął oczy.


***


Kelly spędziła w kuchni prawie cały dzień, starała się jak mogła, aby ta kolacja była wspaniała. Zanim się obejrzała nastał wieczór i Tom zjawił się w drzwiach z bukietem kwiatów. Poczuła się prawie jak kiedyś. Była szczęśliwą nastolatką, której za każdym razem chłopak przynosił bukiet białych róż. Tym razem też pojawiły się w bukiecie, który był tak piękny, że Kelly nie mogła oderwać od niego wzroku. Chwilę później cała rodzina zasiadła przy stole.

— ”Nie licz na nic wykwintnego” — powtórzył Tom spoglądając na indyka.

— Wczoraj zrobiłam zakupy, po prostu o tym zapomniałam.

— Mama gotuje najlepiej — klasnęła w dłonie Lisa.

— Wiem — szepnął spoglądając w jej czekoladowe oczy.

Jedli w milczeniu, co jaki czas spoglądając na siebie, Lisa mówiła jak była bardzo podekscytowana., Tom odpowiadał na każde jej pytanie, Kelly prawie w ogóle się nie odzywała, zrobiło się już późno.

— Tato zostaniesz na noc?

Kelly zakrztusiła si pitym w tym momencie winem, a u jej boku od razu znalazł się Tom w mig rozwiązując problem.

— Nie kochanie, muszę wrócić do siebie.

— A poczytasz mi bajkę?

— O śpiącej królewnie? — wziął Lisę na ręce i zaczął kręcić się w kółko, dziewczynka wybuchła śmiechem.

— Idź do pokoju, zaraz tam przyjdę, pomogę tylko mamie.

Tom zawsze był dobry w sprzątaniu, gdy jego mama zmarła, a tata wyjechał cały dom był na jego głowie. Max chodził do szkoły, a on pracował, gotował sprzątał, co w dużej mierze zdobyło serce Kelly.

— Dziękuję za kolację, była pyszna.

— Podziękuj Lisie, ja nie odważyłabym się na coś takiego — włożyła talerz do zmywarki.

— Co się z nami stało? Przecież było nam tak dobrze — spojrzał na nią czule.

— Pamiętam nawet jak byłeś dla mnie całym światem — poczuła jak obejmuje jej dłoń.

— Tęsknie za wami — dłuższą chwilę patrzyli sobie prosto w oczy.

— Tato!

— Lisa ci woła — powiedziała odwracając twarz na, której malował się smutek.


***


Widok śpiącej obok Jesse, sprawiał, że Max jeszcze bardziej nie mógł spać. Co jakiś czas przewracał się z boku na bok, spojrzał na nią czule. Serce kołatało mu coraz mocniej, gdy zbliżył swoje usta do jej ust, jego grzywka opadł na jej czoło. Poczuł malinowy zapach jej ust, tak bardzo chciał ją pocałować. Ale nie mógł. Odsunął się gwałtownie, naciągnął bluzę i podszedł do murku. Spojrzał w dół, poczuł smutek. Zapalił papierosa, spoglądnął na Jesse. „Ona nigdy nie będzie twoja” — pomyślał wypuszczając dym z ust.

Rozdział 3
„Ostania szansa”

— Mój Boże! — krzyknęła Jesse otwierając drzwi, w korytarzu stał Tom.

— Mnie też miło cię widzieć — blondyn przytulił ją mocno.

— Nie mogę uwierzyć, że to ty.

— We własnej osobie, chłopcy w domu?

— Travis...gdzieś się włóczy, a Max poszedł na zakupy. W sobotę jemy razem śniadanie, napijesz się kawy?

— Chętnie — zdjął kurtkę i usiadł za stołem, Jesse podała mu filiżankę z kawą.


***


Kelly spieszyła się jak mogła, aby zdążyć tylko na umówione spotkanie z przyjaciółką. Znały się z Andreą od dziecka, ale odkąd miała więcej dyżurów w szpitalu nie spotykały się często. Szatynka wbiegła do kawiarni i podeszła do stolika przyjaciółki.

— Hej, przepraszam za spóźnienie.

— Nic nie szkodzi, zamówiłam ci kawę — wskazała na kubek z cappuccino.

— Dziękuję, co tam u ciebie słychać?

— W porządku, dużo pracy, ale jakoś daję radę — uśmiechnęła się lekko.

— To dobrze.

— A u ciebie, jak sytuacja z Tomem?

— Jest teraz u brata w Nowym Yorku — wypiła łyk chłodnej już kawy — Nie wiem kiedy wróci i jakoś mało mnie to interesuje.

— No tak.

— Co? — spytała widząc dziwne spojrzenie blondynki.

— Kelly ty nadal go kochasz.

— Andrea…

— Nie musisz nic mówić… i tak znam prawdę…


***


Tom i Jesse nadrabiali rozmową czas, który się nie widzieli, mężczyzna opowiadał jej o Miami, co jej się bardzo podobało. Max wrócił z zakupów, w rękach trzymał dwie duże torby z zakupami. Wszedł do mieszkania swobodnie, zamurowało go dopiero jak zobaczył brata.

— No proszę — rzucił podchodząc do lodówki — Kogo ja widzę.

— Cześć Max — Tom spojrzał na niego.

— Cześć — pokręcił głową.

— To ja… pójdę kupić gazetę, trzeba być przecież na bieżąco, miło było cię zobaczyć Tom.

— Nawzajem.

Przez moment w kuchni panowała głucha cisza, którą mąciły jedynie odgłosy przewracanych zakupów. Młody Jones wcale nie był zainteresowany obecnością brata. Tom przyszedł tam, by porozmawiać z nim na konkretny temat, ale nie miał pojęcia, jak zacząć. Coś mówiło mu, że Max nie zareaguje entuzjastycznie na jego przyjazd. Bardzo obawiała się gniewu z jej strony. Po jakiś dziesięciu minutach szatyn w końcu zebrał się na odwagę, oderwał się od lodówki i usiadł naprzeciw starszego brata. Spojrzał na siedzącą po drugiej stronie Toma i przez dłuższą chwilę tylko na niego patrzył, uśmiechając się ironicznie pod nosem, zapalił papierosa.

— Nadal palisz?

— Nie twoja sprawa — puścił dwa kółka z dymu — No...to po co przyjechałeś?

— A musi być jakiś powód?

— Musi — zmierzył go wzrokiem.

— Dużo nad tym wszystkim myślałem, chcę odzyskać to co straciłem.

— Czyli?

— Rodzinę.

— Jesteś chory?

— Co? — Tom aż podskoczył z wrażenia.

— Umierasz i chcesz mieć czyste sumienie przed śmiercią.

— Nie, nie jestem chory.

— To dobrze, bo nie mam pieniędzy na wieniec.

— Masz problemy finansowe? — spytał z troską.

— Nie jestem milionerem, ale radzę sobie… sprzedaje obrazy.

— Nadal malujesz?

— Czasem się zdarza — Max stukał palcami nerwowo w stół.

— Cieszę się, zawsze byłeś w tym dobry.

Zapadła cisza. Do mieszkania wróciła Jesse w ręku trzymała gazetę.

— Nie uwierzycie, ale kupiłam ostatnią — powiedziała zdyszana.

— To miałaś szczęście — Tom się uśmiechnął.

— Wpadłam na pomysł, aby przygotować kolację, co wy na to? Ugotuję spaghetti, Tom?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 33.3