E-book
15.75
drukowana A5
53.07
drukowana A5
Kolorowa
76.28
Wendy's Wonderful World

Bezpłatny fragment - Wendy's Wonderful World

Po raz jeszcze


Objętość:
238 str.
ISBN:
978-83-8104-854-5
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 53.07
drukowana A5
Kolorowa
za 76.28

Rozdział 1

Chińska Wu

Taka kobieta zdarza się raz na milion! Mówię ci! Dzisiaj dla przykładu, jak na idealną damę przystało, podmioty z klasy A mają o wiele więcej pracy domowej. Tak, dokładnie. PRACY DOMOWEJ. Twoje zdziwienie wcale nie jest tu nie na miejscu. Tak samo zareagowały wszystkie dzieci, które usłyszały to słowo po raz pierwszy. A to wszystko zdarzyło się wcale nie tak dawno temu, a konkretnie cztery dni wstecz.

Klasa właśnie omawiała tak znikomy temat jak stare, dobre „Dziady”. Z początku nauczyciele podchodzili sceptycznie do kontrowersyjnej lektury, ale w międzyczasie zdecydowali się na jej publikację wśród młodych. I to nie tylko na lekcjach, ale i w bibliotece. Odbiegło się od tematu. Uh, no więc pani Wendy zrobiła wszystkim niezapowiedzianą kartkę. Jak się można było domyślić- nie każdy był na tyle bystry, by to ogarnąć na pałę. No to pały poleciały. A im więcej pał, tym Wendy była bardziej uśmiechnięta.

Tomcio nie godził się na dwójkę, a to dlatego, że długopis mu się „zapodział”. Znów odbiegniemy od tematu: Gdy tak Tomcio pisał po kartce swoje ślamazarki, Wendy zwróciła się do niego tyłem. Nie byłoby w tym nic nadnaturalnego, czy dziwacznego, ale inaczej opisać się nie da. Jego pisadełko dosłownie ugrzęzło. Długopis miotał się i kolebotał, aż wyleciał mu z ręki i wleciał między galony tłuszczu na plecach kobitki. Ta rzecz jasna nic nie zauważyła i dała Tomciowi dwóję za mało rozbudowane zdania. I właśnie tu zaczyna się opowieść.

Chłopczyk zaczął grzebać jej w plecach, choć ta nigdy jeszcze nie doznała tak miłego uczucia, jak drapu drapu. Bo albo się brzydzili, albo sama nie sięgała, by się drapnąć. Mimo wszystko, skrzyczała bambra za naruszenie nietykalności i wlepiła mu sowitą uwagę, a do tego… Dała mu pracę domową! Tak jej się spodobało, że od tamtego dnia dawała je codziennie i to nałogowo.

***

Śniadanie było niezwykłe. I to nie dlatego, że połowa ludzi nosi ze sobą zadania domowe, żeby zdążyć je zrobić. Chodziło o same dania, które dziś dali jak z dalekiego wschodu. Ptak jako mistrz orientu zaproponował niedawno Pudding małą zmianę.

— Czytałem taką świetną książkę o Azji i po prostu muszę wypróbować każdy z tych przepisów! — opowiadał, trzymając tomik „Orient w domowym zaciszu”. Pudding nie była tym zbyt zachwycona.

— Takie domowe zacisze to tu nie jest, ale setki paszczurków do wykarmienia.- odparła, przyglądając się okładce.

— Och. Aleś ty niewrażliwa na piękno świata.- Ptak zaczął uporczywie nalegać.- Poza tym gdy tak już o tym mówimy… Wpadłem na lepszy pomysł.- Panna Pudding uniosła brew.- Zrobię tydzień azjatycki niczym w Lidlu! Będą sushi, kurczaki, owoce morza… Mangi też narysuję!

— Hej! Czy ja jestem żółty?! — Zbenek wyjrzał z tyłu. Wtem dostrzegł, że za jego plecami stoi rozgorączkowana kolejka po jedzenie.- Wyź te ryby i rozgwiazdy, ja chce mjyncha, jak prawdziwy chłop! A nie jakieś ośmiornice.

***

W tym czasie dzieciaki opróżniały talerz trzynastu kanapek, który stał na samym środku stolika. No, może nieco bardziej po lewej. Akurat tam, gdzie siedziała Traupa, która delektowała się już drugą bułką.

— Jak myślicie, o czym oni rozmawiają? — wtrąciła się Lexi do porannej pogawędki.

— Pewnie to samo, co zwykle.- odparła Nancy.- Kobiety i te sprawy. Choć słyszałam kilka słów typu „Azja” „Orient” „Mjyncho” i „Chłop”. Bo ja wiem, co to znaczy?

— Ostatnio widziałam jak Ptak targał za sobą jakąś książkę, którą zamówił zza murów Ośrodka.- dodała Caroline i zabrała się za jedzenie.

— Ja jednak wolę się tym nie przejmować i zrobić pracę domową.- Ivka trzymała przed sobą zeszyt, w którym widniało wielkie „ZAD.DOM” i kilka podpunktów. Wszyscy bardzo się zdziwili, jak wiele muszą jeszcze zrobić. A to wszystko przez Tomcia, który nie mógł pohamować swojej chęci i zaczął wiercić otwory w plecach Wendy.- CO!? Zza murów? — dziewczyna wytrzeszczyła oczy.

— Tak.- Traupa pokiwała głową.- Co jakiś czas wysyłają nam wielkie pudło książek z zewnątrz, że tak powiem.- stwierdziła i nabrała ochoty na pójście do biblioteki.- Były wielkie braki w bibliotece szkolnej.

Na te słowa Julie wyskoczyła z siedzenia i zabrawszy ostatni kęs bułki, wybiegła ze stołówki. Zapadła nieco niezręczna cisza.

— Aha.- Jeż zasłonił twarz zeszytem.

***

— Hej, Wendy. Może chciałabyś no ten… No… Pomóc mi w przygotowaniach? — Ptak zjawił się w drzwiach niespodziewanie. Akurat gdy kobieta stała przed lustrem i recytowała zdania złożone podrzędnie z podrzędnym imiesłowowym równoważnikiem zdania. Przerwawszy czynność, wzdrygnęła się i zwróciła w stronę drzwi.

— Jakich? — uniosła brew. Ptak zakręcił palcami.

— Może słyszałaś o tym, że interesuję się orientem i chciałbym zrobić taki event w Ośrodku.- zaczął.- Chciałbym ci pokazać, jak się robi sushi.

— Och! Brzmi smakowicie.- oblizała się Wendy.- Ja cię nauczę wstawiać kapustę i robić zaklepkę do mojego specjalnego sosiku. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, by mój sos komuś nie posmakował.

— Czyli się zgadzasz! — Ptak podskoczył i wykonał zoing aż do sufitu! Głowa błysnęła mu dobrą nadzieją i odbitym światłem lampki w pokoju kobiety. Już miał odejść z godnością, gdy nagle przystanął, gdyż coś sobie przypomniał. Wręczył Wendy liścik.

— A co to za tajne korespondencje? — zdziwiła się, obracając w palcach kopertę.

— Anonim. Wiem tylko, że z zewnątrz.- odpowiedział.- Cóż, z początku Zbenek chciał podetrzeć sobie dupę tym listem, znaczy chciał „skonfiskować”, ale powstrzymałem go, dzielny ja.

Gdy już wyszedł, kobieta rozdarła papier i wyjęła z niego szarą karteczkę z dość znajomymi inicjałami. Przełknęła z trudem ślinę. Każdy zakamarek jej ciała zaczął się namiętnie pocić. Wendy miała ochotę zdjąć z siebie wszystko, włącznie ze skórą.

Lepką i tłustą, zapoconą.

C.A.- To mogło znaczyć tylko jedno. Pytanie tylko, Dlaczego? Dlaczego jej życie znów ma znosić dodatkowy ciężar? Wendy rzuciła kopertę w kąt, jakby było to najgorsze gówno jakie czytała. Jęknęła i opadła na aksamitne łóżko, tym samym wyciągając zza pleców zeszyt i coś notując. Tak, wymyślanie kolejnego 'zad.dom” dobrze jej zrobi. Zapomni o liście, gdy będzie dodawała kolejne i kolejne podpunkty! A to opis, a to czytanka, a to lektura… Ale nawet to nie pomagało.

Jej sielskie życie obróci się przeciwko niej już jutro…

***

Gdy obie wskazówki zegara przesunęły się na trójkę, rozpoczęła się lekcja języka. Wendy uporczywie próbowała sprawdzać pracę domową, ale ciągle odlatywała z głową w chmurach. Nie potrafiła się skupić na wszystkich tych literkach, które mieszały się w jedno wielkie gówno.

— Czy coś pani jest? — zapytała nieśmiało Caroline, co chwila odwracając zmęczony wzrok.

— Uch, nie wiem czy dokończę tą lekcję.- Nauczycielka wyjęła różową chustkę i otarła spocone czoło.- Wybaczcie dzieci, ale muszę przypudrować nosek.

Wendy wyszła, niemal wybiegła z sali. Chyba cała klasa zobaczyła jej mokre plamy pod pachami. Wymieniono spojrzenia. Gwara jednak zamiast się zamartwiać, dyskutowała między sobą o wszystkim i o niczym. Lekcja języka zwykła być tak głupkowata, że no trzeba, no trzeba raz odetchnąć.

— Czy to już menopauza? — zdziwiła się Traupa, spojrzawszy w krajobraz za szybą. Lał soczysty deszcz.

— Może otworzę okno, bo kurwi potem jak nie wiem co.- zaproponowała Ivka.

***

Jej odbicie rozpływało się jak rozpuszczone masło. W ręku gniotła pomarszczony list, który dostała kilka godzin temu. Zastanawiała się właśnie, czy by wszystkiego nie pierdolić i wyjechać z Ośrodka na emeryturę. Marzyła, by kiedyś wyjechać ze Zbenkiem do Rio, na karnawał i potańcówy przez okrągły rok. Ale to tylko marzenia. Obmyła twarz lodowatą wodą, chociaż w tych godzinach powinna być ciepła. Nawet woda jej nie lubiła.

— Spokojnie, to tylko zmęczenie. To tylko zmęczenie.- wmawiała sobie, gdy nagle pobladła. A jeśli to powikłania po chorobie? Jeśli pomyliła receptę od Pani Pudding, wzięła złe lekarstwa i umrze niechlubnie w brudnym kiblu?

To były najczarniejsze ze scenariuszy, które już się na nią czaiły. No, może poza tym, że czeka ją nieprzyjemna wizyta. Zebrała resztki godności i utraconych płynów, wzięła się w garść i wróciła na lekcję całkowicie odmieniona: z uśmiechem od ucha do ucha i niespoconymi pachami.

***

— Zarządzam procedurę: D.C.D.W. Dowiedza Co Dolega Wendy.- rozpoczęła Ivka, rozwijając pusty arkusz papieru. Bristol zapierniczyła prosto spod nosa Ptaka, który tego nawet nie zauważył, gdyż wciąż cierpiał z miłości. Łysość jego nie pozwalała mu na jakiekolwiek przyjemności życiowe. Całe jego życie skazane było na artystyczne osamotnienie.

— Po prostu się spociła i tyle.- odrzekła Lusia, uderzając zręcznie palcami o konsolkę.- Nie musisz do tego dorabiać żadnych skrótowców.

— A ja myślę, że to z jakiegoś konkretnego powodu.- Ivka poprawiła szkiełka.- Mam na to niezbite dowody.

— Jakie dowody? — dopytywała się Lexi. Ivka zamilkła i przysiadła na łóżku. Zagubiła się we własnych myślach.

— Ach, już pamiętam.- wyprostowała kręgi szyjne.- Dowód numer jeden… Wendy zachowuje się tak od czasu, kiedy Ptak podarował jej liścik. Tak, tak, widziałam to i słyszałam na własne oczy i uszy. Pytanie tylko, co w tym liściku było? Musiało to być coś naprawdę okropnego i tak niewiarygodnie strasznego, że aż prawie zemdlała!

— Może ulotka od ministra zdrowia z zakazem dwunastu posiłków dziennie? — zgłosiła się Traupa. Ivka pokręciła przecząco głową.

— Albo nagie zdjęcia Ptaka? — dodała Caroline.

— Albo wyniki badań testu na HIV.- Lexi uniosła rękę.- Tak to już jest, śmiejesz się z tego a tu niespodzianka.

Ivka zaczęła analizować każdą z wypowiedzi. Wbrew pozorom, tak banalne rzeczy mogły okazać się prawdą. Wtem jakaś cząstka jej mózgu wysłała jej sygnał, że coś tu jest nie w porządku. Pstryknęła palcami.

— Chwila, kilku osób tu brakuje.- rozejrzała się wokół własnej osi.- A gdzie Jeż, Nancy i Julie? Silan, wiesz?

— Co? — Silan wyrwał się z ekranu tabloida.- Ach, zapomniałem wam powiedzieć. Nie będzie ich przez jakiś czas.

— Że co? — niespodziewanie odezwał się Discord.- Tak nagle i nic nie powiedzieli?

— Zbenek powiedział, że to tak zwany program wymiany podmiotów.- odparł chłopak.- Inne Ośrodki chcą mieć u siebie jakąś osobę i kupują ją za grube pieniądze. Jeż i Julie są warci 15 milionów złotych, za swoje osiągnięcia. Natomiast Nancy wzięto, gdyż jej moc bardzo się przydaje w świecie. Brzydko mówiąc, kupili naszych przyjaciół za nowe stoliki i bułki do stołówki.

Przyjaciele nie mogli oderwać wzroku. Że też dowiedziano się o tym dopiero teraz! Program wymiany? Czy podmioty to coś, co można legalnie sprzedać bez ich wiedzy? Czy rodzice wiedzą, że ich dziecko jest towarem luksusowym?

— Chwila, na co komu moc zmieniania się w sroki? — zdziwiła się Lexi.

— Jakaś tańsza forma gołębi pocztowych dla wojsk.- Lusia wzruszyła ramionami, bez jakichkolwiek emocji, siedząc w skupieniu. Caroline nie wiedziała, jak zacząć wypowiedź.

— I gdzie jechali? Czy oni w ogóle wrócą? — zapytała po chwili namysłu. Silan westchnął, szukając odpowiedzi.

— Szczerze to nie wiem. Jeż nic mi nie mówił o tym, bo sam nie wiedział, ale wiedział tylko, że wyjedzie. Prawdopodobnie już tu nie wrócą. Tak mi się wydaje… Moim zdaniem, on nawet nie znał większości szczegółów.

Nastała nieznośna cisza. Nie umiało się racjonalnie myśleć o tym, że pokój Jeża jest… pozbawiony Jeża. Wyglądało na to, że jedyne pomieszczenie na klucz będzie należało dla kogo innego, albo do nikogo. Gdy się tak rozglądało, można było dostrzec, że poznikały wszelkie plakaty, obrazki, książki. Dopiero teraz zauważyli istotne zmiany.

— Ale mam pomysł, jak wykorzystać ten pokój.- przerwała milczenie Caroline.- Będziemy się tu spotykać jako tajne stowarzyszenie. Nadal. Tylko że nasze grono się pomniejszy.

— Dobrze.- Skinęła głową Traupa.- Choć dość mi przykro, że musiało się tak stać.- Discord pogłaskał ją po głowie. Ivka zdobyła się na odwagę i znów wykrzyknęła nazwę swojego planu działania D.C.D.W. Niezłe zamieszanie stłumiło dziwny klimat tego miejsca.

***

W nocnym blasku zaparkował czarny samochód. Wołga, która czasami przywozi jakiegoś nowego urwisa. Jednak tym razem się tak nie stało. Z tylnego siedzenia wyjrzała niesmukła noga odziana w zmysłowe i cienkie jak plastry szynki rajstopy. Starannie zawiązane podróbki glanów ciężko uderzały o podłogę. Przechadzała się przez korytarz.

Na końcu stała Wendy. Miała na sobie ledwie szlafrok, bo dopiero co wyszła z aromatycznej, różanej kąpieli. Uniosła brew, gdy postać podeszła dostatecznie blisko, by ujrzeć jej twarz w ciemnościach.

— Dlaczego tu przyjechałaś? — parsknęła Wendy, wydalając ślinę po świeżo umytych zębach.

— Bardzo dobrze wiesz, po co.- czyjś szept zabrzmiał koło jej ucha.- Ale nie musisz się przejmować. Wystarczy, że utorujesz mi drogę a ja spokojnie przejdę, niczego nie naruszając.

— Już ci wierzę.- kobieta spojrzała się przed siebie, na koronkowy stanik wystający spod gotyckiej bluzki.-Zawsze był z ciebie numer, Candy…

Rozdział 2

Cudzopiórka

Wstał nowy dzień. Deszcz tym razem lał się strumieniami. Albo to Ptak znowu płacze na dachu jak ten skrzypek, albo zapowiada się komputerowa burza. Nikt tak naprawdę nie wiedział, po co komu pogoda w Ośrodku. I tak wszystkie rośliny są sztuczne albo modyfikowane, a świeże powietrze wpuszczane poprzez specjalne otwory. Wyglądało to tak, jakby starano się tu desperacko zapewnić całkiem codzienne życie.

— Mieliśmy dziś iść na piknik.- jęknęła zrezygnowana Traupa.

— Nie, przecież piździ.- odparła Ivka.

— Ledwie mżawka, powinniśmy nie rezygnować ze świetnej zabawy.- Traupa nadal miała nadzieję, że jej przyjaciele zgodzą się, żeby dzień spędzić na boisku.- Nie ma słońca, ani ciepła… Idealnie.

Wtem odbiła się od Ivki, gdy ta odbiła się od Caroline, a Caroline odbiła się od Lexi. Wszystkie niemal upadły na siebie, gdy spojrzały na drzwi do miejsca, gdzie opiekunowie mają pokoje i swoje biuro. Przed wejściem leżała ogromna pierzyna, która przykrywała równie wielki brzuch. Nie zobaczyły twarzy, ale odetchnęły z ulgą. To tylko Wendy. Czasami, gdy zasiedzi się nad brazylijskimi romansami typu „Czarna miłość w Rio”, zasypia przed wejściem i ktoś ją musi przykryć. Ostatnio, gdy tak było, wystawał jej kawałek, gdyż pierzyna gdzieś się zapodziała. Znając życie, wykopnęła ją trzy metry dalej pod wpływem upałów.

— Chodźmy, ale ciszej. Nie chcemy obudzić Wendy.- Lexi przyłożyła palec do ust.- Ona tego nie lubi, jak ktoś przerywa jej drzemanie.

Dziewczęta szły gęsiego, jakby nie było dostatecznie miejsca na korytarzu. Nagle Caroline zadudniło w piersi. Ciemne, długie włosy. Wendy takich nie ma. A takie właśnie wystawały spod kołdry. „Kto to jest?” pomyślała i zawróciła, krzyżując plany.

— Gdzie ty idziesz? — zapytała Ivka. Caroline dała znak, żeby te podeszły bliżej. Gdy przeszły kilka kroków, wskazała na śpiącą niby Wendy.

— Co… — Traupa złapała się za policzki, rozciągając je.- Może to pani Brilliant?

— Puknij się. Czy pani Allie śpi na ziemi? — Ivka pstryknęła przyjaciółkę w czoło.- Nie, to nie Wendy, żeby spała w takim miejscu. Toż… To jest jej kompletne przeciwieństwo.

— Czy chcemy to sprawdzić? — zapytała retorycznie Lexi.

Podeszły zdecydowanie za blisko. Śpiąca postać poruszyła się, jakby usłyszała rzeczywiście hałas. Wzdrygnęły się, lecz zrobiły jeszcze krok. Czuły się, jakby przebywały obok tykającej, chrapiącej bomby. Czekaj, chrapiącej? Przecież ona nie chrapie. Tylko Wendy może wydalać tak odstraszające dźwięki.

— Pewnie zastanawiasz się czemu tu śpię, co? — spod pierzyny wydobył się stłumiony głos, bardzo przypominający tonację ich nauczycielki.

— To żyje! — Ivka straciła panowanie, rwąc się do ucieczki. Pozostałe przyjaciółki tylko cicho jęknęły ze strachu.

— Pewnie, że żyję! — okrycie poruszyło się, uwalniając bardzo dziwną i znajomą postać. Wyglądała jak Wendy. Jedyne tyle, że miała ubraną gotycką sukienkę i podrobione glany. Wendy nigdy by takich „paskudztw” nie założyła. Nie chce zakrywać tych pięknych nóg. A do tego te długie, czarne jak noc włosy. Lśniły w blasku lamp nad ich głowami, uwydatniały połysk niczym łysina Ptaka.

— Jak już mówiłam… — jakby zignorowała ich strach.- Żyję. Ale nie mam się za dobrze. Moja sis nie pozwoliła mi wejść do swojego pokoju. No i postanowiłam zasnąć tutaj.

— Pani sis? — powtórzyła Caroline.- Czy pani jest siostrą… — przełknęła ślinę- …Przewodniczącej Parlamentu?

— Przewodniczącej! Hah! Coś takiego w naszej rodzinie nigdy się nie zdarzyło.- kobieta była najwidoczniej zdumiona nowiną.- Wendy zawsze była koziołkiem ofiarnym. Nigdy nie sądziłam, że zajdzie tak daleko.

— Ale to teren prywatny.- odparła nieśmiało Traupa. Pani uśmiechnęła się lekko.

— Wiem. Ale ja mam przepustkę członkowską. W końcu jestem tu specem od spraw księgowych. Zrobiłam doktorat cztery miechy temu i jestem zadowolona.- Kobieta najwidoczniej nie była zła, że musiała spać na podłodze.- Ale takiego powitania się nie spodziewałam.

— Księgowa? — zdziwiła się Ivka.- Nigdy nie wiedziałyśmy, jak wygląda przyjazd nowego pracownika. Ale jeśli mamy pani jakoś pomóc…

— Niech pani idzie do gabinetu parlamentu. Pan Zbenek, wiceprzewodniczący, powinien mieć klucze do pokoju.- przerwała jej Lexi, chcąc udzielić pomocy niedawno poznanej kobiecie. Ta podziękowała i powstała, biorąc pod pachę swoje posłanie. Skierowała się do pokoju, gdzie powinna odebrać własne, prywatne klucze. Tupała dość głośno i ciężko. Dziewczęta nadal nie mogły uwierzyć, kto raczył ich odwiedzić. Czy Wendy rzeczywiście ma siostrę? A może właśnie pomogły jakiejś wariatce, albo przestępczyni? Przecież kobieta nawet nie zdradziła imienia. Nic o niej nie wiedziały. Niepokojące też było to, że ta posiadała dokładnie tą samą twarz, co ich nauczycielka.

— Musimy szybko iść powiedzieć to reszcie.- Caroline była widocznie zafascynowana tą sprawą. Przyjaciółki przytaknęły i popędziły do swojej bazy.

***

— Halo? Przyszłam po moje klucze.- weszła do środka bez większego napięcia. Gabinet był pusty. Kilka krzeseł, otaczających okrągły stół, było postawione krzywo i w różnych miejscach. „Ktoś musiał tu być przed chwilą.” Pomyślała i dotknęła siedziska. Wszystkie miejsca były ciepłe. Nagle kobieta ujrzała włączony laptop. Ktoś nie wylogował się z panelu administracyjnego Wikipedii OZWWW. Siostra Wendy przysiadła i zaczęła wciskać dane klawisze.


NOWY WPIS: 22/03 dodał/a: Zbenonek777

Witam, czy któryś z was, skarby, może mi podać klucze? Jestem tu nowa. Czekam w gabinecie parlamentu:*”


— Hej, Zbenku. Podejdziesz tu na chwilę? — Ptak zasiedział się przed komputerem. W końcu zareagował na odgłos „Zong!”, co zwiastowało, że ktoś dodał nowy wpis na stronie Ośrodka. Gdy ujrzał, że post napisał ktoś z konta jego kumpla, przeraził się. Otóż Zbenek siedział tutaj, sączył Finlandię zmieszaną z kilkoma kroplami cytryny. Taka jego bomba witaminowa.

— Co to ma znaczyć? — odskoczył, gdy zobaczył, że ktoś się włamał na jego panel i napisał mu takiego karniaka.- To wyglundo jakby kto chcioł mnie wrobić.- postawił szklankę niedopitku na stole, gdzie leżało kilka starych gazet.

— Gdzie idziesz? — Ptak obrócił się na krześle.

— Jak to gdzie? Idę ukarać tygo smarkacza.- Zbenek już w myślach szykował jakąś karę.- Żodyn poważny człowiek by się na cudze konto nie włamoł. Ja mu dam! — Ptak postanowił pójść za nim. U jego boku czuł się pewniej, poza tym lubił patrzeć, jak Zbenek okłada pięściami kogoś, a nie jego.

Gdy otworzyli drzwi gabinetu…. Ich nogi się ugięły. Kilkudziesięcioletnie serca zaczęły bić im tak szybko, ze niemal wyskoczyły z piersi. Otóż tak boskiego bytu nigdy jeszcze nie widzieli. Długie, czarne włosy, pokaźne, kobiece kształty. Aż ślinka cieknie. A najbardziej im się spodobały te stringi wystające znikomo spod czarnej sukienki. Tak gotyckiej sroczki nie mogli puścić wolno.

— Ojacie, Jyzusmaria.- Zbenek nie mógł się powstrzymać przed pokazaniem podziwu. Uśmiechnął się, oblizał i poprawił brwi.- No cześć. To ty napisałaś tego posta o kluczach?

— Taaa… — kobieta przeciągnęła sylabę.- Pan jest tym Zbenkiem? Da mi pan te klucze czy nie?

— Ona zna moje imię! — Zbenek się jeszcze bardziej podniecił. Nie tylko włosy mu stanęły dęba. Nigdy, nigdy nie widział takiej kobiety jak ona.

***

— Zbenku, czy smakuje ci moja potrawka z ziołami? — Na stoliczku postawiono srebrny talerz z parującą pieczenią. W środku zapewne znajdowały się obiecane ziółka prosto z donicy. Wendy robiła to danie kilka godzin, korzystając z internetowych tutoriali. Jednakże zanim się udało, zawsze musiała coś skisić. Pierwsza próba zawsze jest najgorsza i budzi wiele wątpliwości. Wtedy zamiast pieczeni powstał placek o wyglądzie płodu, co dla jej mężczyzny było mało apetyczne.

— Szkoda, że nigdy tego nie zjesz.- Wendy zdała sobie sprawę, że mówi do Zbenkowej kukiełki. Natychmiast wchłonęła danie, pozostawiając tylko kilka okruszków. Wtem przypomniała sobie o swojej siostrze. Pewnie marznie przed drzwiami, oblepiona muchami. Dobrze jej tak!

Kobieta wyjrzała na zewnątrz, by sprawdzić, co z jej siostrą. Jakie było jej zdziwienie, gdy nie zastała jej przed drzwiami. Nawet kołdra zniknęła. Postanowiła więc poszukać jej tam, gdzie mogłaby się udać: Na pewno poszła do Zbenka, ladacznica! Według myśli, weszła do Sali parlamentarnej, gdzie o tej godzinie powinno być prawie pusto, gdyż każdy miał jakiś dyżur. Za to Zbenek i Ptak byli niemal zawsze. Opuszczali połowę obowiązków, ale przewodnicząca karała za to tylko biednego pana Ptaka. Za to Zbenek mógł chlać, palić, gwałcić, molestować, a ta nie kiwnie paluszkiem bo to jej boy.

— Jest coś jeszcze, co możemy dla ciebie zrobić? — usłyszała po drugiej stronie pomieszczenia. Zbenek i Ptak odwróceni byli do niej tyłem. Pochylali się, jakby na krześle było coś interesującego. Wendy wzdrygnęła się na samą myśl o tym.

— Candy! Ty kur… kobieto lekkich obyczajów! — krzyknęła, przepychając się przez mężczyzn.- Nie podrywaj pracowników Ośrodka, to po pierwsze. A po drugie, dlaczego siedzisz przy służbowym komputerze bez zezwolenia!? — Candy wzruszyła ramionami.

— To oni się do mnie przykleili jak muchy do dżemu, siostro.- odpowiedziała. Spojrzała na komputer i czym prędzej usunęła kompromitujący Zbenka post. Zachichotała niczym małe dziecko, które zbiło mamie szklany wazonik.

Zbenek i Ptak stanęli w wytrzeszczu. Po głowie chodziła im jedna myśl. „TO SĄ SIOSTRY?”. Zdumieli się, gdyż żaden z nich nie był na tyle bystry, by dostrzec podobieństwo. Wendy chwyciła swoją nierozgarniętą bliźniaczkę za rękaw i powlokła w stronę wyjścia. Wyszły na korytarz, gdzie znajdowały się pokoje nauczycielskie. Kobieta wskazała nowej przybyszce jedne z najciemniejszych, najbardziej oddalonych od świata drzwi, gdzie nawet wokół klamki owijały się pajęczyny. To właśnie jest jej nowy pokój?

***

Pod wieczór wreszcie się rozpogodziło. Ivka przejęła zadanie zajebania ze stołówki drobnych przekąsek na piknik. Spojrzała przez okno i dostrzegła, że woda po ulewie całkowicie wsiąkła w glebę, pozostawiając ją suchą i troszkę chłodnawą. Także zważając na to, że wilk jej wejdzie w dupsko, przygotowała koc, który kiedyś wydziergała Nancy, zanim odeszła.

— Mam już wszystko. — odpowiedziała, unosząc kosz z przekąskami. Wszyscy oblizali się, nie mogąc się doczekać, aż wszystkiego spróbują. Uczta rozpoczęła się o dziewiętnastej, kiedy jeszcze nie było ciemno, ale boisko puste.

— Co pomyślą nauczyciele, jak zobaczą mnie tu z wami? — zaniepokoił się Discord, ale i tak wszamał czwarte ciastko z nadzieniem. Otóż obawiał się, ze niestosowne jest siedzenie z uczniami na pustym placu w godzinach wieczornych.

— Pomyślą, że jakieś lekcje w terenie.- odpowiedziała Lexi.- Wendy nigdy nam takich nie organizuje, bo ona nie lubi się wysilać, żeby gdzieś wyjść.

— Ej, wpadłam na zajebisty pomysł! — Traupa rzuciła się w środek przyjęcia.- Discordzie, możesz ubiegać się o posadę naszego wychowawcy. Będziesz mógł nam planować wyprawy, lekcje i być zamieszanym w klasowe sprawy. Co ty na to?

— Ja? — Discord wskazał na siebie ze zdziwieniem.- Ja… Nie mogę. Nie podołam takiemu zadaniu, ja nawet nie jestem nauczycielem! — przyjaciele wymienili spojrzenia.

— Może i nie masz predyspozycji, ale przynajmniej włożysz trochę życia w naszą klasę.- odezwała się Lusia, mając nadzieję na zmiany.- Wendy nie potrafi się bawić.

Ivka zachichotała.

— Prawda. Przypomniała mi się pewna historyjka z życia wzięta.- spojrzała w niebo. Chmury znów powoli zaczęły się gromadzić.- Kiedy to przesunęli spotkanie parlamentarne o godzinę, bo w telewizji leciała „Czarna miłość w Rio”. A że Wendy NIGDY nie opuściła odcinka, odwołała zebranie żeby oglądać.

Usłyszeli błyskawicę. To był zły znak. Burze nie pojawiały się od tak, ale zwiastowały zazwyczaj gwałtowny bieg wydarzeń. Któżby nie pamiętał tego feralnego dnia, gdy Wendy odwołała się do duchów, które zabrały ją do innego wymiaru? Od jej znalezienia wszyscy plotkowali o tym samym, nie wiedząc, że faktycznie tak się stało. Kobieta zachowała wszystko w tajemnicy, gdzie była i co robiła.

— Wiecie, gdy tak się zastanawiam, to coś czuję, ze to fajny pomysł.- odezwał się Discord.

— Czyli co? — obróciła się Caroline.

— No… To całe bycie waszym wychowawcą. Podoba, podoba mi się ten pomysł.- podrapał się po brodzie jak wielki, grecki filozof.- Jednakże… Jak mam to zrobić?

— To prostsze niż ci się wydaje! — uśmiechnęła się Ivka.- W regulaminie pisze, że nauczyciel może ubiegać się o stanowisko wychowawcy. W tym celu powinien, wprowadzam cytat: „wyzwać obecnego wychowawcę na Igrzyska Nauczycielskie. Wygrany bierze całą klasę.

— Łał, Ivka, nie spodziewałam się tego po tobie.- Lexi, tak jak wszyscy, była w zdumieniu.

— Kiedyś znudzona w bibliotece przeglądałam sobie książki no i akurat ten cytat zapamiętałam.- przypomniało się Ivce.- Gdy to przeczytałam, parsknęłam śmiechem, bo myślałam, że ktoś robi sobie jajca.

— A okazało się, że może to zrobić każdy.- podsumował Silan.

— Kochany, ty się już nie przejmuj.- Traupa spojrzała na Discorda.- Wystarczy porównać ciebie i twoją kondycję z kondycją Wendy.

Było w tym trochę (dużo) prawdy. Bądź co bądź, pani nie należała do najsprawniejszych fizycznie. Już od lat nie potrafiła wejść po schodach bez przerwy na kiełbaskę. Tak, to było świetne. Wziąć w usta mięsną pałeczkę z trzaskającą, tłustą skórką i rozmaitymi przyprawami. A ten aromat! Od razu dodawał energii.

Wendy w podstawówce była jeszcze szczupła. Ceniona przede wszystkim za lekkoatletykę i mistrzostwo w gimnastyce. Jednakże, pewnego przykrego dnia wynaleziono danie, które nazwano kiełbaskami. Przysmaki te sprowadzano z różnych zakątków Europy aż do Polski. Także do miasta, gdzie dorastała Wendy. To tam, na jej gorące trzynaste urodziny podarowano jej pierwszą kartkę na mięso. Mięso? A co to takiego? Pytała samą siebie. Wkrótce wybrała się do pobliskiego sklepu, gdzie stała długaśna kolejka.

— Poproszę sto gramów kiełbaski.- powiedziała, stanąwszy przed ladą.

— O nic nie proś, wszystko masz na kartce.- odparła sklepikarka i podała jej wiktuały. Wendy dostała siatkę z kiełbaskami i wesoło powędrowała do krzaków. Wszystkie wpierdoliła. To było tak niesamowite uczucie, jakby zjadła mięsnego, słonego aniołka. Policzki jej się powiększyły, pragnęła więcej i więcej. I tak oto, ze szczupłej dziewczynki, stała się Hydrą Lernejską w całej swej okazałości.

Rozdział 3

ON/OFF

Ostry zapierdol spowodował, że przerwę śniadaniową przesunięto o godzinę wcześniej. Ponure krople deszczu stukające w parapet jednocześnie budziły i usypiały, czyli totalna dupa. Niskie ciśnienie wgniatało twoje spocone ciało w łóżko, a ten wkurzający stukot przeszywał ci mózg.

Na szczęście zadzwonił dzwon i wszyscy chętnie i niechętnie udali się na pierwszy posiłek dnia. Przyjaciele zajęli miejsca, co było rytuałem ich rutynowego życia. Ostatnie czasy były wyjątkowo nudne. Nikomu nic się nie chciało, a Ptak obiecał tydzień orientalny. Jednakże łysolowi zakręciło w głowie od gotyckiej piękności.

— Usiądź, Candy, zrobiłem dla ciebie miejsce! — odparł, gdy ujrzał w drzwiach siostrę Wendy. Wysunął krzesło jak prawdziwy dżentelmen. Tymczasem Zbenek trącił go ramieniem, aż ten niemal wpadł na kiełbasianą sałatkę Wendy. Ta odchrząknęła.

— Przyniesie mi ktoś filet z kurczaka? — Candy wyciągnęła talerz. Wszystkie męskie osobniki zerwały się do pomocy, chociaż w stołówce żadnego fileta nie było.

***

Dzieciaki starły się być nie zauważalne, gdy obserwowały zbiegowisko wokół stołu, gdzie do posiłku siadali nauczyciele. Zazwyczaj panowała tam cisza, jakoby to dorosłym nie wypada pluć się nawzajem przy stole. Według złotych zasad savoir-vivre, człowiek po osiemnastce musi zachować się w sposób godny. Szesnaście rodzajów sztućców po jednej stronie talerza, miniaturowe posiłki, ale wykwintne, a także serwetka na kolanach. Natomiast pozostała banda plebsów je jak świnie. Tak samo jak teraz nauczyciele.

Krzątaninę przerwał nadchodzący Discord, akurat wtedy, gdy już Wendy chciała się wściec. Kozioł usiadł się gdzieś na uboczu by mieć na oku przyjaciół, a jednocześnie normalnie zjeść posiłek. Wziął kanapkę ze stosu podobnych i zabrał się do jedzenia. Wtem zatrzymał posiłek, który w połowie tkwił w ustach.

— Może przedstawicie panią? — zapytał, gdy ujrzał powód rozlewu śliny wśród facetów. Uniósł krzaczastą brew i rozejrzał się.

— Co? Ty też ją kochasz? — mruknęła Wendy. Ta wypowiedź zabrzmiała tak, jakby kobieta chciała zatłuc niewiernego męża, gdy ten jeszcze nie ma pojęcia, że jego słodka tajemnica się wydała.

— Hoho… Nie.- odparł Discord.- Wygląda jak ty, czemu bym miał ją kochać?

Wendy starała z siebie nie wydobyć żadnego krzyku. Zamiast tego połknęła wszystko co miała w buzi i spojrzała na siostrę. Ta, otoczona gronem adoratorów, wyglądała na obojętną całej sytuacji. Jednak w środku pewnie paliła się na sam widok zazdrosnej rywalki. Na pewno teraz obmyśla jak jeszcze ją upokorzyć i odebrać jej sławę. Bała się, ponieważ wiedziała, że Candy dopiero się rozkręca.


Nie minęło pół godziny, gdy stołówka powoli robiła się pusta. W pomieszczeniu zostali praktycznie tylko nauczyciele, plus kilku pojedynczych podmiotów gdzieś na uboczu. Discord pomyślał, że to doskonała okazja do wypowiedzenia wojny. Znaczy się, ubiegania o stanowisko wychowawcy klasy A. Bardzo chciałby zostać przywódcą takiej wesołej grupki, ale już sam nie wiedział, czy nie będzie to głupie, wypowiedzieć igrzyska.

W końcu powstał z krzesła, gdy wśród innych rodziła się nowa dyskusja o ulubionych nielegalnych drinkach.

— Chciałbym coś ogłosić.- powiedział dumnie niczym prezydent.- Ekhem… -poprawił okulary- Wiem, że jestem tu dość krótko, bodajże miesiąc, dwa… Lecz doszły mnie słuchy, że dzieciaki z klasy A bardzo mnie lubią. Z tej okazji więc, chciałbym wyrazić chęć do wydalenia pani Wendy z posady wychowawcy tej oto grupy.

— Co!!! — Wendy uderzyła w stół.- I ty Dinkordzie przeciwko mnie!? Myślałam że jesteś jedynym, który nie uległ temu głupiemu urokowi mojej siostry. Myślałam że jesteś moim przyjacielem.

Wszyscy umilkli przez chwilę, stając się słuchaczami. Ptak podrapał się po głowie i po raz pierwszy oderwał wzrok od Candy.

— Nie! Nie! — zaprzeczył surowo.- Nie ma miejsca na żadne igrzyska! JA zaklepałem sobie miejsce w terminarzu by zrobić Tydzień Orientalny, a wy chcecie to wszystko zniszczyć?

— Sylwek, dawaj no tu te igrzyska.- Zbenek najwidoczniej zgodził się na zmiany.- Nikt kurna nie chce żryć jakiś kałamarnic. — Ptak uderzył go w twarz. Jednak szybko wytarł dłoń, bo Zbenek był cały w jajecznicy. Wendy tymczasem przeżywała szok. Czuła się zdradzona, kiedy jedyna osoba, niezaklęta w urok jej „pięknej” siostry, chciała wyrzucić ją z posady. Miała ochotę wybiec stąd i się zabić. Uwolnić się od tej potwory, która powoli zamienia jej życie w piekło. Odebrała jej Zbenka, teraz odbierze jej pracę… Znaczy, to Discord ją wyzwał na pojedynek, ale to na pewno sprawka Candy. Prawdopodobnie mogła zmusić go swoimi wdziękami, żeby odebrał jej ostatni kontakt z dziećmi.

— No więc, czy przyjmujesz wyzwanie? — Kozioł wyrwał ją z myśli. Kątem oka ujrzała zdesperowanego Ptaka, który dzięki językowi migowemu starał się coś przekazać. Prawdopodobnie było to zdanie w stylu: „Nic nie mów, albo zabiję nas obu.”, połączone z wytrzeszczonymi oczami i wyciągniętymi kłami. Kobieta wydała charakterystyczne „hmm”, gładząc się po podbródku. W głębi uważała Ptaka za totalnego głąba, którego interesuje tylko ten zasrany orient, za który nawet nie raczył się zabrać.

— Według regulaminu nie masz wyjścia.- zachichotała Candy. Wendy syknęła w jej stronę, w geście zastraszenia. Podała rękę Discordowi, a jej gorejąca dusza wylatywała wraz z innymi kuchennymi oparami. Na jej ustach cisnęło się tylko jedno zdanie: „Jeszcze mi za to zapłacą.”

***

Przez cały dzień chodziły wieści, że Dis… Pan Yurekkija, zostanie nowym wychowawcą klasy A. Otóż Igrzyska Ośrodkowe były tak rzadkimi wydarzeniami, że od powstania OZWWW naliczono ich tylko sześć. Dokładnie sześć razy.

— A ja miałam jeszcze nadzieję, że to tylko żart.- jęknęła Caroline, obserwując widok zza okna. Boisko powoli zamieniało się w arenę. Dzisiaj już zaczęto przygotowania, między innymi ustawiano platformy i montowano miejsca na widowni.

— Że też przez jakiegoś nauczyciela trzeba niszczyć całe boisko.- Ivka usiadła na parapecie.- Widzisz koźle coś narobił.

— Acha. Ja zrobiłem… — Discord stanął jak wyryty i ze stresu poprawił krawat, którego nie miał.- Niech mnie kule biją, zaraz cię zepchnę z okna.

— Proszę, nie obwiniajcie się.- Traupa rozdzieliła dzielący ich dystans swoją osobą.- A teraz, Ivka, nie przesiaduj tam, tylko pomóż mi wyciąć bilety.

— Bilety? — zdziwiła się Ivka, co chwila zerkając za okno.

Rozdział 4

Igrzyska Ośrodkowe

Rozległo się raptowne pukanie do drzwi. Lexi wyrwała się z myśli o nadchodzącym sportowym wydarzeniu, którego zresztą nie mogła się doczekać. Oglądać z zapałem rywalizujących nauczycieli to prawdziwa jazda, a co dopiero pocącą się Wendy… Tak więc wstała z siedzenia, podreptała do wyjścia i przekręciła metalowy klucz w zamku.

Tam czekała na nią niemała niespodzianka. Spodziewając się Crausa lub Silana, pierwsze, co udało jej się spostrzec to wypastowane na świeżo kobiece obuwie. Zobaczyła w nich swoje odbicie.

— Doszły mnie słuchy, że jest tu pan Sylwester.- Allie Brilliant. Kobieta z teczką w ręce próbowała wyjrzeć Lexi przez ramię. Robiła to trochę uporczywie, ale zachowując taktowność. Nie to co dla przykładu Zbenek, który potrafi zapukać do drzwi i powędrować gałami w głąb pokoju w celu wyśledzenia „przypadkiem” jakiejś ubierającej się uczennicy.

— Y… Ja ten…. No… Pan Sylwester? — dziewczyna błądziła wzrokiem, ujawniając swoje zdenerwowanie. Dziewczęta z tyłu wytrzeszczyły oczy. Ivka niemal wypadła przez okno, natomiast Caroline i Traupa próbowały delikatnie osłaniać przyjaciela.

— Och, tu pan jest.- Allie zauważyła Discorda i wręczyła mu do rąk własnych cienki plik papierów. Zdawała się jakby w ogóle nie przejmować tym, że zastała siwego nauczyciela zakluczonego w pokoju z czterema dziewczynkami.

— Co to jest? — zdziwił się Discord, poprawiając lekko roztargane włosy. Kobieta wyciągnęła przed siebie teczkę i zaczęła odczytywać krótki dokument.

— Chciałam tylko przekazać, Sylwestrze, że drużynę powinieneś uzbierać do końca tego dnia i wraz z nią zgłosić się do sekretarki szkolnej. Poza tym…

Kozioł stanął jak wyryty z miękkiego łóżka. Co miało znaczyć „drużyna”? Tak, wiedział co oznacza to słowo, jednakże nie podejrzewał że ktoś użyje go w tej chwili.

— Drużyna? — zająkała się Ivka. Reszta zwróciła pytająco głowy w stronę Allie Brilliant.

— No drużynę na Igrzyska.- odparła, jakby informacje były oczywiste. –Ma tu pan dokument, proszę okazać je, gdy już pan uzbiera trzy osoby.- na końcu zdania mlasnęła i opuściła pokój jak gdyby nigdy nic. Nastała cisza. Discord przyglądał się kartce w ręku, na której tłustym drukiem wyznaczono miejsca na trzy nazwiska.

— I że niby ja mam was tu wpisać? — szepnął sam do siebie. Nikt z pozostałych go nie usłyszał. Natomiast zza okna rozległo się głośne echo czyjegoś krzyku i trzask czegoś metalowego.

— Platforma spadła.- zakomunikowała Caroline, rwąc się do źródła dźwięku. Za szybą był doskonały widok na całą sytuację; Opadła platforma z widownią, leżąca bokiem wśród sztucznych zarośli, miażdżąca nogę. Ale chwilą, czyją nogę? Kto mógł tak potwornie ucierpieć?

— Patrzcie! Ptak uległ wypadkowi.- krzyknęła Traupa. Wskazała ręką kiwającą się postać w śnieżnobiałym T-shirt i jeansach. Jego łysina oddawała ból bardziej niż jęki.


— Heh, to łatwe.- po długiej chwili za plecami usłyszała głos Discorda. Ten siedział na podłodze, a przed sobą miał w połowie wypełniony dokument. Jedyne, co mu pozostało do odrobienia, była sekcja „Członkowie drużyny”. Myślał nad tym już od kilku minut, bez żadnej przerwy. Chociaż wydawało mu się, że jest pewny siebie, miał pewien dylemat.

Otóż miejsca były trzy, a w pokoju były obecne aż cztery jego przyjaciółki. Żadnej nie był w stanie odpuścić tych chwil sławy. Każda opcja wydawała mu się zła, gdyż nie było możliwości, by uszczęśliwić wszystkie.

— Coś ci to nie idzie.- Traupa przyczłapała do niego na czworakach. Objęła go ramionami w talii i spojrzała zaciekle na papier między jego nogami.- Mogę ci coś doradzić.

— Ale co niby.- Kozioł miał ochotę uderzyć łbem o ścianę, ale nie mógł się wyrwać z sideł. Traupa odebrała mu długopis i rozpisała się w formie nazwisk. Najpierw w pierwszym polu rozpisała numer seryjny podmiotu należący do Ivki. Zaraz po Ivce w kolejności znalazły się takie osoby jak Lexi i Caroline.

— O kurde! Czyli się dostajemy? — ucieszyła się Lexi, podskakując na bladym łożu bez jakiejkolwiek poduszki. Wraz z pościelą zostały zabrane, gdy Jeż wyemigrował do innego Ośrodka. Jednak ducha jego ciągle czuć w tym miejscu.

— Niee, dlaczego ja? — oburzyła się Ivka i wskoczyła na koleżankę z premedytacją. — Czy ja jestem sportowcem? Nie!

— Ja też nie jestem, ale co zrobić.- Caroline starała się ochłodzić całą sytuację. Z nagła odwróciła głowę w stronę Traupy, przyjmując minę niezadowolonej staruszki.- A co z tobą? Dlaczego Traupa nie?

— Um… No bo… — zamyśliła się.- Chooj, będę wam nosiła napoje, ręczniki, lód w worku i apteczkę…

— No dobrze.- przerwała jej Lexi.- Mi tylko zależy, żeby wreszcie się wykazać i poderwać Meerkata na moje umiejętności. Ale teraz pora na trening.- Na te słowa Ivkę i Caroline zatkało kakao. „CO?” wytrzeszczyły oczy.- No trening. Każdy sportowiec musi zacząć od treningu. Inaczej na wielkim finale nie będzie przygotowany.

— Nigdzie nie idę! Trenuj sobie sama! — wydarła się Ivka. Odwróciła się w stronę ściany i mimowolnie próbowała się obrażać. Byle tylko nie iść na trening.

***

— Raz, dwa, trzy! Raz, dwa… Ała! — Wendy upadła na trawnik, a jej spocone ciało przywarło do siebie kilkanaście źdźbeł trawy. Trening, a w szczególności to cholerstwo o nazwie pompki, odbierało jej resztki krągłej godności. Miała ochotę wyskoczyć przez jakiekolwiek okno, z jakiejkolwiek wysokości, byle by tylko nie musieć się tak męczyć.

— Potrzebuję osobistego trenera, bo już się w liczbach pogubiłam.- oparła się łokciami o brudny trawnik, w którym się skąpała. — Zrobiłam raz dwa trzy, po dwa razy, co daje mi sześć. Ale że zrobiłam już dziewięć takich serii po sześć razy… Albo dwa? — tu umilkła, starając się zachować kolejność obliczeń.- Albo trzy? Zresztą, pora na przerwę.

Usiadła na pobliskiej ławce i wyjęła coś z kieszeni. Nieomylnie, w starannie zwiniętym papierku w kwiatki znajdowała się kiełbaska i kilka ciastek. Zniesmaczyła się. To było stanowczo za mało. Potrzebowała większego zastrzyku energii.

— Ech, nawet nie mam porządnego zespołu.- Wendy posmutniała z dwóch powodów. Po pierwsze, musiała na wszystko pracować sama. Po drugie, była głodna, a skończyły jej się ciastka. W jej podświadomości kryła się jeszcze jedna, trzecia przyczyna.

Otóż już po wypowiedzeniu Igrzysk kobieta musiała szybko znaleźć trzech członków drużyny. Na myśl nawinął jej się Zbenek, który czasami służył nie byle jaką pomocą. Po trzeciej próbie poddała się, gdyż mężczyzna kategorycznie odmówił. Wolał oglądać tą swoją „Lygę Miszczów” niż współzawodniczyć. Ptak całkiem odpadał, jako fotograf nie mógł uczestniczyć w rywalizacjach.

Wendy była całkiem bezradna. Chciała sobie pochlipać przy okazji gdy była sama, jednak łzy nie chciały wylecieć. Z powodu tak dużego wysiłku wszystkie wody jej odeszły. Oczywiście w przenośni. Chyba.

Usłyszała za sobą szelest. Szybki, ale cichy. Tak, jakby ktoś się skradał. Musiał być ciężki. Kobieta wytężyła wzrok. Za jej plecami świeciło pustkami, nie było nic oprócz trawnika, ławki i krzaków. Odwróciwszy się, nadgryzła trochę papierka od kiełbaski, by wyssać ostatki tego wspaniałego tłuszczyku. To ostatnie, co w tej chwili dawało jej radość.

— A ty ciągle ssiesz papierki.- usłyszała za sobą dziwny, zniekształcony przez dźwięki swojego ssania głos. Po plecach przeszedł jej najbardziej lodowaty, a jednocześnie najgorętszy dreszcz, jaki kiedykolwiek istniał.


Jej krzyk był jak stado uciekających w popłochu srok. Dokładnie taki zabrzmiał, gdy Nancy pewnego dnia wpadła do jakiejś dziury i wyleciała pod postacią kilkudziesięciu czarnych ptaków.

— Chcesz żebym zeszła na zawał!? — Wendy złapała się kurczowo za bluzkę w miejscu, gdzie powinno być serce. Obraz jej bliźniaczej siostry przez chwilę znikał rozmazany w ciemności.

— Um, może? — zachichotała. Jej ton głosu objawiał szeroko pojętą gamę kpiny i wyższości. Candy usiadła obok przerażonej siostry, odebrała jej papierek od kiełbaski i zwinąwszy go w kulkę, wrzuciła do kosza stojącego 10 metrów dalej. Umiejętności koszykarskie były u niej na wysokim poziomie.

— Znów mnie przysyłasz obrażać? — Wendy zmarszczyła nos, jakby powąchała się pod pachą.- Jeśli tak, to idź sobie, bo nie chce mi się na ciebie patrzeć.

— Jesteśmy siostrami Wendy. A siostry zawsze sobie dokuczają.- Gotka mówiła wyluzowanym tonem.- Nie pamiętasz już, jak wepchnęłaś Gandzię w pole marihuany na wycieczce w Czechach? Nie przypominasz sobie, że to dzięki tobie ona jest sobą? Starą babą z dredami, mieszkającą w centrum zaczadzanego Krakowa? Nie pamiętasz tego?

Wendy powoli opuszczała złość. Rozluźniła tłuszcze i wsłuchała się w dźwięk świetlików.

— Pomogę ci.- poklepała ją po plecach. Candy, choć wydawała się milsza niż zazwyczaj, nadal miała w sobie to coś, co wzbudzało u niej niechęć.- Dodaj mnie do drużyny, a ja załatwię ci pozostałe dwa miejsca.

— Już pędzę! — kobieta gwałtownie wyprostowała kręgosłup. Co ta Candy sobie myśli? Że po tym wszystkim co jej zrobiła, ona ma przyjąć ją do swojego teamu? Jakim prawem!? Powinna siedzieć na trybunach, gdzie jej miejsce, a zasługuje tylko na to, by wycierać mokre plecy Wendy ręcznikiem. Chociaż z drugiej strony, szanse, że wygra samodzielnie są poniżej zera. Sama nie zdoła przezwyciężyć Discorda, który trochę sylwetki ma. Może i nie ma wielkich bicepsów, ale tym samym tłuszczu. Żadnych fałd, tylko kości, naciągnięte mięśnie i żyły. Jakby był jakimś starym, wychudzonym dziadem.

— No dobrze! — Candy wyrwała ją z myśli, już powoli tracąc swoją cierpliwość.- Jeśli ja sama cię nie przekonam, to może przekona cię… To? — zaczęła grzebać namiętnie w swojej niekończącej się kieszeni. Wendy obserwowała siostrę ze znudzeniem, aż w końcu zobaczyła rąbek tego, co kobieta zamierzała jej pokazać.

Pobladła. Tak cholernie pobladła, że niemal się przewróciła. Miała ochotę krzyknąć, jak to robiła zwykle w fazie strachu i rozpaczy. Ale nie mogła, po prostu jakby ktoś zatkał jej dupę korkiem. Nie wydobyła z siebie nawet pisku. Po prostu siedziała wgapiona w moment, gdy Candy próbuje odebrać jej resztki godności.

— Oj, co tak milczysz, siostrzyczko? — Gotka pomachała jej przed nosem czymś na wzór bogato zdobionego albumu. Wyglądał na drogi, a jednocześnie stary. Gdyby nie wystające z niego pożółkłe kartki, można by było stwierdzić, że to antyczne pudełeczko z pozytywką w środku.

Wendy nie trzeba było nic mówić. Z drżącym ciałem wyjęła swoją kartę uczestnika i wpisała w jedno pole imię „Candy”.

***

Trąbki zagrały rytmiczną melodię, której gdzieś w tle towarzyszyły bębny Tomcia. Chłopczyk chociaż mylił większość piosenek, wzięto go na werbel, gdyż groził, że powiesi się w toalecie. Wszędzie, dosłownie na każdym słupie powiewały kolorowe chorągwie. Na głównym maszcie, ustawionym na środku wybudowanego wczoraj już stadionu, przyczepiono dwie trójkątne flagi, które nieco różniły się od tych pobocznych. Były dwa razy większe i pomalowane w „barwy narodowe” każdej występującej drużyny.

Nad Igrzyskami bardzo się postarano. Tak rzadkie wydarzenie miało o wiele większe znaczenie niż jakiekolwiek inne, które może być co rok. Igrzyska Ośrodkowe, czyli rywalizacja pomiędzy nauczycielami, kiedy to jeden z nich ubiega się o stanowisko wychowawcy. Dwóch nemezis, główna nagroda, zainteresowani świadkowie- wystarczy to wszystko, by samemu zrobić sobie Olimpiadę.

Kolejny raz usłyszano trąbki. Liczna publiczność podzielona na kibiców dwóch drużyn głośno wiwatowała. Emocje tu panujące przerodziły się w ducha walki.

— Szanowni państwo! Droga publiczności i oczywiście nieustraszeni sportowcy! — wśród tłumów z wielkiego głośnika zabrzmiał głos pana Ess’a, jako komentatora dzisiejszych rozgrywek.- Witam wszystkich na siódmej edycji Igrzysk Ośrodkowych! Tu, właśnie tutaj, dostarczymy wam niespotykanej dotąd rozrywki i emocji, jakie nie śniły wam się w waszych gimbusiarskich, małych główkach! Dwie rywalizujące drużyny, dwoje nienawidzących się nauczycieli i tylko JEDNA nagroda! — „Nienawidzących?” pomyślała w duchu Wendy.

Po raz kolejny trąbki zadebiutowały. Gdy dano znak, Tomcio wykonał dość zdradliwy pokaz na bębnie. W tym czasie z dwóch osobnych wyjść zaczęli wychodzić po kolei wszyscy członkowie obu z drużyn. Z lewej poszedł Discord, szeroko uśmiechnięty i dzierżący w dłoniach flagę na długim kijku, by wszyscy widzieli barwy jego teamu. Za nim szły gęsiego i dość niechętnie trzy dziewczyny: Caroline, Ivka i Lexi. Stawiały niepewne kroki, a Lexi postanowiła pomachać publiczności na powitanie.

Z prawej strony wyjrzała sylwetka Wendy. Przez kilka dłuższych chwil stała w cieniu, a mrok ogarniający jej ciało nikomu nie pozwolił dojrzeć majestatyczności kobiety. Ukrywała się niczym wampir, który próbuje uniknąć ostrego, komputerowego słońca.

W końcu gdy wśród widzów zrodziła się niecierpliwość, nauczycielka wyszła. Wszyscy wytrzeszczyli oczy. Nie tego spodziewali się od gapiowatej i tłustej kobitki, na co dzień preferującej jasny styl ubioru. Nie tyle zmienił się jej wygląd co po prostu strój drużynowy. Obcisła, połyskująca guma owijała ją wzdłuż i wszerz, uwydatniając tym samym każdy cielesny „detal”. Każda krągłość była oznaczona bardzo wyraźnie, a niektórzy sądzili, że Wendy jest po prostu naga i pomalowana czarną farbą. Tylko kto by ją pomalował?

— Podoba im się! — szepnęła do siebie, wychodząc na otwartą przestrzeń. Za nią powlekła się Candy, w równie dziwnym, czarnym stroju, oraz Zbenek i Ptak. Ci (na szczęście nie mieli tak uwydatniających kostiumów), przypominali raczej jakby chcieli wybrać się na zjazd okolczowanych motocyklistów. Gdyby to była kreskówka, pewnie teraz zabrzmiałaby typowa muzyka metalowa.

— Po prawej stronie uwielbiany przez dzieciaki imigrant, którego nazwisko trudno mi wyczytać. Oraz jego „Drużyna Team”! — odezwał się Ess, obserwując nachodzących zawodników.- No cóż, widać że pan Sylwester nie będzie miał łatwo ze swoimi przeciwnikami z lewej. Przed państwem… „Młodzi Azazele”! — na te słowa Wendy uniosła ręce, ukazując swoją wyższość nad innymi.

W tym czasie na trybunach kibicowali Craus i Silan, a także siedząca gdzieś w cieniu Traupa. Wszyscy mieli nadzieję, że ci Azazele nie wygrają, a Discord nie zrobi z siebie pośmiewiska.

— A co tu robi Ptak? — oburzyła się Ivka.- On jest fotografem, kto będzie robił zdjęcia?

— A chcesz żeby ci robiono zdjęcia? — zapytała retorycznie Lexi, nie odwracając wzroku od publiczności.- W momencie, kiedy będziesz najbardziej spocona i czerwona ze zmęczenia? — wiadomo, że pokiwanie przecząco głową było oczywistą odpowiedzią. Rozmowę przerwał Ess, który po raz kolejny miał coś do skomentowania.

— Dobra, jedziemy z tym koksem! — parsknął.- Drużyna Team kontra Młodzi Azazele, bleblebleble. Bleblebleble… Zasady są proste. Jest pięć konkurencji do przejścia. Ten nauczyciel, którego drużyna zdobędzie najwięcej punktów, wygrywa. Nagroda główna to stanowisko wychowawcy klasy A! Do dzieła! Rozgrzejcie się, bo za pięć minut rozpoczynamy pierwszą konkurencję-niespodziankę.


Traupa podeszła do bramek oddzielających widownię od boiska, niosąc ze sobą średniej wielkości torbę. Gdy ją odpięła, wyjęła ze środka cztery buteleczki wody. Rozdała schłodzone napoje wśród Teamu Discorda, by uczestnikom lepiej się rozgrzewało.

— Ach, woda… — zachwycała się Ivka, biorąc co chwila potężny, orzeźwiający łyk.

— Ciekawe co miał na myśli, mówiąc „konkurencja-niespodzianka” — zamyśliła się Caroline. Z każdą sekundą upijała coraz mniejsze i mniejsze łyczki, kiedy to Ivka i Lexi opróżniły już swoje butelki. Nie czuły się komfortowo, nie wiedząc nawet, co je za te cztery minuty czeka. Coś niebezpiecznego lub upokarzającego? Ośrodek był zdolny do wszystkiego, nawet do tego, by na WF-ie organizować takie zabawy, jak gra w kruki, która codziennie raniła nawet kilkanaście dziecięcych łapek.

— Nie martwcie się.- odrzekł Discord z zachlapaną od soczku koszulą (tak, zamienił sobie zwykłą wodę w napój winogronowy, nie, nie jest to plagiat Jezusa czy coś).- Jeśli chcecie, mogę iść jako pierwszy, bo ja bardzo lubię niespodzianki!

— Dajcie z siebie wszystko.- Traupa dodała im otuchy.- Ale pamiętajcie, że to tylko Wendy, a te czarne kostiumy to tylko marna prowokacja. To wy jesteście zajebiści! A teraz, czas ucieka… Rozgrzejcie się trochę, ja już idę na trybuny.

Odeszła gdzieś na górę, gdzie dało się dostrzec Silana i Lusię. Lexi rzuciła tylko krótkie „Dzięki!” w jej stronę, lecz krzyk tłumy przyćmił jej głos.

— Uwaga, kończymy rozgrzewkę! — ogłosił niespodziewanie Ess. W jego głosie czuć było, że wywoływanie przez mikrofon to jego żywioł.- Prosimy, żeby każda drużyna ustawiła się na swoim stanowisku, bo za chwilę rozpoczynamy pierwszą konkurencję, jaką są zapasy w błocie!

— Och, to… CO!? — Wendy stanęła gwałtownie z ławki rezerwowej.- Nikt tu nie wspominał o zapasach w błocie!

— No i nikt nie musiał wspominać. Miała być niespodzianka.- Candy ostudziła siostrę, co chwilę spoglądając na Zbenka, który wraz z Ptakiem podziwiali swoje nowe kostiumy.

— Ale kobiecie nie przystoi się brudzić! Fuj! Toż to naruszenie zasad grzeczności.- Wendy próbowała ze wszystkich sił wyobrazić sobie, że te brudne kałuże przed nią to tylko kąpiel błotna w jakimś luksusowym spa, w którym przebywała na wakacjach. Lecz wiwatujący tłum i Sędzia Wytrzeszcz przypominały jej, ze jest uczestniczką wielkich Igrzysk.

Po raz kolejny trąbka dała sygnał, że pora zaczynać rywalizację. Sędzia wykrzyczał polecenie, by jedna osoba z każdej drużyny weszła do błota. Discord wskoczył do bagnistego basenu, zanurzając się do pasa. Po drugiej stronie weszła Wendy, której z błota wystawała tylko głowa i kawałek szyi. Pierwszą jej myślą było: „Czy ja zginę w takim brudnym otoczeniu i to jeszcze z rąk Dinkorda? Czy to na pewno się dzieje?”. Zadrżała, a jej ciało wydało charakterystyczny gulgot. Wokół niej pojawiły się tłuste bąbelki. Tymczasem kozioł wydawał się bardzo pewny siebie, przy okazji założył kastet wpierdolu.

Wytrzeszcz włożył do ust gwizdek i z całej siły w niego dmuchnął.

— Na miejsca, przygotować się… — rzekł Ess.- Gotów… START!

Rozdział 5

Brudy przeszłości

Minęły dopiero trzy sekundy, a Wendy już się zapociła. Z całych sił próbowała obalić Discorda, który nieco zaniepokojony jej stanem zdrowia (fioletowy odcień twarzy nie należy do najnormalniejszych) szukał wsparcia wśród tłumu. Ale znaczna część się śmiała.

Śmiała, jednocześnie wiwatując Discorda i trzymając transparenty z jego zdjęciem. Skąd oni w ogóle je mieli? Przeszło mu przez głowę, gdy jakiś gruby chłopiec niemal spadł z widowni, krzycząc donośnie „Drużyna Team!!!”.

Wendy postanowiła zmienić taktykę; Zanurzyła się w pełni, nie dbając o to, czy fryzura pozostanie nienaganna, jak to na prawdziwą kobietę przystało. Gdy już zebrała resztki odwagi i znalazła się pod powierzchnią błota, złapała swojego rywala za nogę, ścisnąwszy mu cały dopływ krwi. Kozioł z krzykiem zrobił skok w tył.

— Przestań ciągnąć! — krzyczał, gdy Wendy szarpała go w swoją stronę.- Aaa!

Wszystkich widzów zamurowało. Łącznie z dziewczynami, Lusią i Silanem. Siedząc jak osłupiałe grzyby, wpatrywali się jak ich własna nauczycielka posuwa się do TAK haniebnych czynów! Traupa zakryła rękami usta, upuszczając cały prowiant. Ivka i Lexi wytrzeszczyły oczy, a Caroline postanowiła odwrócić wzrok. Tymczasem Wendy zadowolona ze swojego postępu, że oszołomiła przeciwnika, zdała sobie sprawę, że zaraz skończy jej się tlen. Przy krańcu wyczerpania wpadła na nie-byle-jaką myśl. Utrze nos Discordowi! Z całych sił szarpnęła za jego nogę, a ten w błyskawicznym tempie znalazł się tuż na dnie błotnej sadzawki.

Kilka błotnych bąbli nie zdradziło wiele. Wśród tłumu, jak i na boisku zapanowała nieznośna cisza. Publiczność nie mogła znieść myśli, że ich faworyt przegra. Co zamierzała zrobić Wendy? Podtopić Discorda? A może robi właśnie to, czym sugerowała się większość. Nawet Zbenek, nieco wyrwany z rytmu przestał wpatrywać się w obcisły kostium Candy.

Nagle…

Stało się coś niewiarygodnego. Z sadzawki wynurzyła się krągła postura. Jej brudne blond włosy wywołały krzyki wśród dopingujących. Wendy podniosła ręce do góry, z których otrzepało się kilka sporych brudnych kropel.

— To niemożliwe.- Ivka szepnęła tak, by nikt jej nie usłyszał.

— Panie i Panowie! To nieprawdopodobne! — Ess przypomniał wszystkim, że to on ma komentować rywalizację. Był tak samo zaskoczony jak wszyscy zebrani.- Pani Wendy wygrywa pierwszą konkurencję!

Kobieta obejrzała się dookoła, jak gdyby chciała sprawdzić reakcję kibiców; ilu tak naprawdę ją wspierało. Z myśli o sportowej sławie i pieniądzach wyrwał ją Sędzia Wytrzeszcz. Złapał Wendy za rękę i uniósł w górę, nadwyrężając tłuszcze. „Zwycięzca!” krzyknął z uniesioną głową.

Uśmiechnęła się żywiołowo. Ha! Pokazała im wszystkim. Wszystkim, którzy wątpili w jej sportowość. Nawet Candy, która zawsze miała coś do powiedzenia. Totalnie ją zatkało!

Wendy czuła się wspaniale. Ludzie powoli przechodzili na jej stronę, czy to oznaczało powrót na szerokie wody? Zignorowała kilka bulgoczących bąbli z błota, pojawiające się rytmicznie znikąd. Zignorowałaby wszystko, byleby tylko pławić się w chwale. Zignorowałaby też nagłą siłę, która wessała ją powrotem w głębię sadzawki. Ale nie zignorowała tego. Nie. Naprawdę ją coś wessało.

— Nagły zwrot akcji, proszę państwa! — burknął do mikrofonu Ess. Tłum zwrócił się jakby na posłanki w stronę kałuży.- Czy pani Wendy i „Młodzi Azazele” pożegnają się z pierwszym meda… — tu złapała go jakaś gula w gardle, której nie dał rady przełknąć.

Discord wynurzył się z wody niczym morski potwór ze Scooby-Doo. Ryknął donośnie, jakby naprawdę chciał obudzić w sobie bestię. Trzymał Wendy za nogę jak świeżo złowionego szczupaka. Kibice krzyknęli, odzyskawszy nadzieję. Wiwatowali jego imię i nazwę zespołu.

— Raz, dwa, trzy! Boom! — odrzekł Sędzia Wytrzeszcz i podniósł rękę zwycięzcy.

***

— Oj, będzie nagroda.- Traupa właśnie po raz enty wtarła Discordowi w plecy jakąś dziwną maź, pachnącą ogórkami.

— A jaka konkretnie? — zapytał.- Będzie fajna? — Traupa mrugnęła okiem.

— Jezu, już na serio myślałam, że tam umarłeś.- przerwała mu Lexi. W dłoni trzymała połyskujący srebrny krążek o średnicy nie większej niż jej kciuk. Był mały, ale piękny i uroczysty. Medal, ich pierwszy medal. A zostały tylko cztery.

— Lexi, jeszcze tylko kilka medali i mamy zwycięstwo. Jestem taka podekscytowana! — Caroline także cieszyła się z sukcesu. Trapiło ją tylko, kto zostanie wytypowany w następnej konkurencji.- Właściwie to też sądziłam, że to Wendy wygra.

— Ale jej metoda na obalenie wroga nie jest zbyt dobra.- stwierdziła Traupa, naciskając coraz mocniej na łopatki kozła. Nagle rozległ się z ich strony cichy trzask.- Oj.

Dziewczęta przytaknęły i zaczęły chichotać między sobą. Atak Wendy był wprawdzie skuteczny, lecz z perspektywy osoby trzeciej mógł nie wyglądać za ciekawie. Gdy Discord uświadomił sobie, że jego jęki przy walce brzmiały co najmniej dwuznacznie, było już trochę za późno.

— Nie, nie robiła mi, ekchem… Jeśli o to wam chodzi, ona mnie ciągnęła za nogę! — usprawiedliwiał się.

— I dobrze.- syknęła Traupa.- Zabiłabym ją gołymi rękami.

Nagle przez drzwi wpadła Ivka. Wyglądała na zadowoloną z czegoś, cokolwiek zrobiła. Zatrzasnęła wejście i wskoczyła dupą na łóżko, miażdżąc jakąś stuletnią chrupkę. Gdyby pokój miał właściciela, nikt nie musiałby wpadać w stare odpadki.

— Chyba wiem, jaka będzie następna konkurencja! — zakomunikowała tonem dziecka, które ujrzało fantastyczną zabawkę. Lexi uniosła brew.

— To znaczy? — doszukiwała się szczegółów.

— Znaczy, zupełnie pewna nie jestem, ale usłyszałam, jak Ess rozmawiał o czymś z Wendy. Hulajskok? Tak się to nazywa? — zamyśliła się.

***

Siedzieli w pokoju Zbenka. Wszyscy czterej opijali… No właśnie. Libacja była bez okazji. Jednak Candy ma ten swój dar przekonywania i zaciągnęła tu swoją siostrę z zamiarem omówienia taktyki na kolejnej konkurencji. Jednak gdy kobieta przybyła na miejsce, zastała nie kulturalne spotkanie biznesowo-sportowe (jak to robią wszyscy sławni biznes-sportowcy), a świetną okazję do porzygania się w kiblu.

— Siadaj lala, pij browara… — rzekł Zbenek, trzymając w ręku pół-pełny kieliszek. Najwidoczniej już był pod jakimś wpływem. Wendy zasiadła na łóżku swego pijanego ukochanego.

— Nie, dziękuję. Dzisiaj nie piję.- odmówiła. Nie rozumiała skąd bierze się szczęście w tym seksownym idiocie. Opija przegraną? To dziwne, dziwaczne. Wręcz paranormalne.

— Dobrze, ale nie przyszliśmy tu tylko chlać.- rzekła Candy, wyrywając butelkę „Finlandii” z ust Ptaka i popijając jej gorzką zawartość.- Mamy omówić taktykę, bo jak sami widzicie, moja siostra zawaliła.

— Ja zawaliłam?! — oburzyła się Wendy. To spotkanie działało jej na nerwy.- Mogłaś sama siłować się z Dink… Panem Sylwestrem i zobaczyć, jaki to potężny chłop.

— Laska, kurwa, moi znajomi ze skłosza zgnietliby tego patyczaka w sekundę.- znajomi, miała na myśli grupę nasterydowanych goryli z powyłamywanymi zębami. Wendy pamiętała nadal, jak jeden z nich nadepnął jej na nogę.

— Niech nie zwiedzie cię jego wygląd.- pouczyła.- W tym chudzielcu kryje się prawdziwy demon! Demon! I dodam tylko, że tu się nie przeklina.

— Masz może preferencje na skoczka? — Candy zdawała się w ogóle nie słuchać paplania swojej siostry i zajęła się Ptakiem. Ten opowiadał tak niewyraźnie, jakby gdzieś tam upuścił sztuczną szczękę.

— Mówisz że poczybny skoczek? — dopiero wtedy Wendy zauważyła, że Zbenek stoi w niebezpiecznej pozycji na łóżku piętrowym. „To się źle skończy.” Pomyślała. „Oj, Zbenku, czemu jesteś taki głupi.”

***

Następnego dnia w pokoju Wendy zapanowało poranne zamieszanie. Tuż przez śniadaniem, Candy pomyliła stanik siostry ze swoim, za co ta ją mocno opieprzała, gdyż przez ponad pół godziny musiała zakrywać się rękoma, szukając ubrań.

— Zaraz będzie śniadanie, a ja nawet nie zrobiłam fryzury! — poganiała Wendy, zakładając obcisły strój swojej drużyny.

— I tak zostały ci we włosach resztki zaschniętego błota.- odparła ze spokojem Candy i nadgryzła swój baton mocy. Wendy nigdy takiego nie jadła, bo była zbyt biedna. A co do błota, to i owszem- tego paskudztwa nie dał rady usunąć nawet najlepszy szampon.

— Możesz już iść, za chwilę będę na śniadaniu.- odparła. Candy wzruszyła ramionami i opuściła pokój, myśląc o prawdopodobieństwu, czy tym razem znów przegrają konkurencję. Ale czy na pewno? Czy Wendy nie wydaje się dziwnie skupiona na dzisiejszych igrzyskach? Czyżby chciała wygrać jeszcze bardziej? „Chcieć” to za mało. Tu trzeba wielu godzin treningu i przygotowań, a jej siostra ledwie potrafi podnieść pilot, siedząc na kanapie.

Gdy bardziej lubiana siostra opuściła sypialnię, Wendy rozpoczęła akcję. Ukradkiem rozejrzała się po pomieszczeniu, zwinnie omijając przeszkody stworzone z powywalanych z szaf ubrań. Inne były czyste, a inne śmierdziały. Szkolna pralnia została zamknięta ledwie miesiąc temu, oczywiście tymczasowo. Jakiś burak włożył do bębna pralki za dużo ciuchów, dodatkowo wsypał do środka chyba cały karton proszku i tym sposobem zalał całą piwnicę.

Kobieta, nie zważając na przykre smrody za sobą niosące, dostała się do torby bliźniaczki, z którą tu przybyła. Zaczęła grzebać, aż po kilku sekundach w bocznej kieszeni wymacała prawdopodobny cel swojego włamania. Odpięła zamek i wyjęła album. Ten sam album, którym ta bezczelna dziewucha próbowała ją kontrolować. Mimo narastającego stresu i upokorzenia, jakie skrywała w sobie księga, musiała przełamać lęki. „Jestem tu sama. Więc mogę” pomyślała.

Pierwsza strona przedstawiała brzydko wysmarowany, tłusty napis „Wspomnienia”. Yhym, wspomnienia. I to jakie. Brudy dawnych lat prześladowały Wendy przez całe życie. A ten album był źródłem jej wszystkich nieszczęść. Jedyne, na co zasługiwało to skupisko zdjęć, powklejanych byle jak i podpisanych byle jak, to na spalenie.

Zanim jednakże zdecydowała się na wyjęcie zapałek, przewróciła stronę, naśliniwszy palec.

Niemal odwróciła wzrok. Przyrzekała sobie, ze już nigdy nie spojrzy na to zdjęcie. A jednak siła woli przegrała z jej ciekawością świata. I zobaczyła samą siebie, jak siedzi pośladkami na twarzy randomowego gościa, w niezbyt skromnym stroju- różowej podkoszulce w koronki, z czego cały komplet zamykała para stringów takiego samego koloru. Ciekawe co czuł ten mężczyzna. Sądząc po efekcie końcowym, był zadowolony jak na kogoś, kto zaczadza się czyimś smrodem z tyłka.

Uwolniła język ze swoich ust, pozbywszy się uczucia zwrócenia wszystkiego na podłogę. Zamknęła, a raczej zatrzasnęła z siłą wściekłej małpy album i pognała na śniadanie.

***

Nadeszła długo oczekiwana druga część Igrzysk Ośrodkowych. Z Discordem na czele drużyna Team szybko wyprzedziła konkurencję. Gdy wszystkie miejsca na trybunach zostały zajęte, Ess rozpoczął akcję komentatora, choć podejrzewał, że powinien to traktować bardziej uroczyście. Dlatego założył czerwoną jak krew muszkę.

— Witam wszystkich na kontynuowanych zawodach Igrzysk Ośrodka! — na to zdanie tłum zawył.- W pierwszej konkurencji prowadzi Drużyna Team, wykazująca się umiejętnościami w zapasach w błocie. Jednakże jak poradzi sobie dzisiaj? Drużyna Młodych Azazeli, Azazelów, nie wiem jak to wymawiać, nadal wygląda na tych, którzy z pewnością posiadają ducha walki! Proszę państwa! Pora na kolejny etap!

Nim jednak wymienieni zawodnicy wyszli z tunelu, zrobiło się niezłe zamieszanie. Albowiem jakaś rozgoryczona fanka o blond włosach TAK BARDZO wciągnęła się emocjonalnie, że z zapału uniosła swoją cienką bluzkę w paski, odsłoniwszy parę wielkich cycków. Potem słychać było tylko jej krzyki, gdy dwie wściekłe nauczycielki zabierały półnagą uczennicę, ciągnąc ją za ramiona. „Porozmawiamy później młoda damo!” „To niedopuszczalne!”, słychać było wśród rozmów. Oczywiście nie obeszło się bez gapiów.

— HUUUULAAAJJJJ… SKOK! — ryknął Ess tak donośnie, jakby wywoływał na ring jakiegoś niepokonanego dotąd boksera. Tym razem nic nie zakłóciło momentu, gdy Drużyna Team i Młodzi Azazele wychodzili na boisko, mierząc się spojrzeniami. Ivka spojrzała ze strachem na urządzenia, które leżały w miękkiej, równie strzyżonej trawie. Albowiem to ją wybrano jako reprezentantkę skoków przez przeszkody na hulajskoku.

— Dlaczego akurat ja muszę być w tej kategorii? — jęknęła, robiąc krok w tył.

— Ivka, z tego co wiemy, kiedyś zeskoczyłaś z trampoliny na ziemię, myśląc że też się odbijesz, co nie? — Caroline próbowała znaleźć argument w tej krótkiej anegdotce.- Od upadku pewnie ci się uodpornił tyłek.

— Więc gdy spadniesz, będziesz czuła mniejszy ból niż my.-dodała Lexi, krzyżując ramiona.

— A skąd macie pewność, hm? — Ivka przełknęła ślinę.- Skoro jesteście takie mądrale, to same wejdźcie na to narzędzie diabła i pokonajcie całą gamę tych niebezpiecznych przeszkód! — spojrzała jeszcze raz przed siebie, szybko żałując. Kilku nieznajomych panów ustawiało ostatnią sztukę wahadełek zakończonych piłą łańcuchową.- Teraz czuję się jak w Tomb Raiderze. W jakie gówno ja się wpakowałam!

Zagrały znów te podstępne trąbki.

Ivka nawet nie zdążyła się z nimi pożegnać. W ostatnich chwilach spojrzała na Traupę i uśmiechnęła się. Następnie pokazała jej fuck’a.

— Ląduj na dupę! — usłyszała za sobą krzyk Lexi. Discord w tym czasie zasiadł na ławce rezerwowej i trzymał kciuki za koleżankę. Ivka, nieco rozpogodzona widokiem zapalonych do dopingu towarzyszy, podeszła do leżącego hulajskoku i złapała go za zimną, metalową rurkę. Ale uczucie! Zaraz umrze!

— Drużyna Team zdecydowała się wybrać dziewczynkę w okularach, której imienia nie pamiętam.- zapowiedział Ess.- Natomiast Młodzi Azazele poszli na całość i wybrali do tej konkurencji Pana Ptaka! Będzie odlot!

„CO!” Ivka zadrżała. „Dlaczego wzięli akurat tego łysola!?” Pomyślała, wypatrując swojego przeciwnika. Zamiast skupić się na wygranej, rozmyślała nad tym na ile sposobów może się dziś wyjebać. Tymczasem Ptak przejął drugi hulajskok, oczekując na gwizdek Sędziego.

START! — wykrzyknął, a w uszach wszystkich rozbrzmiał nieznośny dźwięk gwizdka.

Oboje ruszyli. Ivka czym prędzej wskoczyła na stanowisko i używając siły z każdego mięśnia w ciele, poderwała się do przodu. Ptak z lekkim opóźnieniem zrobił to samo. Jednak bardziej mazgajowato, no totalny odlot to raczej nie był.

— Ivka, ruszaj! — krzyknęła Caroline, która w zwyczaju nie rozmawiała tak głośno.- Jest tuż za tobą!

Ivka odbijała się krzywo po trawie, z każdą chwilą zbliżając się do pierwszej z szeregu przeszkód. Ujrzała przed sobą średniej głębokości dół, przypominający taki, do którego wkłada się trumnę na pogrzebie. Był jednak nieco dłuższy niż standardowe dwa metry. Im bliżej była, tym dostrzegała więcej szczegółów pułapki- Kamienne, owalne słupy, których koniec wbijał się w miękkie dno wykopanego równo dołu. I które z łatwością mogły się przewrócić. Po dziewczynie przeszły lodowate dreszcze, gdy zdała sobie sprawę z tego, że te podłużne kamienie to jedyna droga przez tą całą paranoję. Że będzie musiała przeskakiwać po słupkach jak pijany królik w kapuście.

Ścisnęła z całej siły uchwyty przypominające kierownicę od roweru, szlifując w myślach przemówienie na łożu śmierci. „Za babcię!” krzyknęła w wyobraźni i skoczyła.

— Tak! — syknęła Traupa na widowni, kiedy ujrzała przyjaciółkę, pokonującą w stresie pierwsze przeszkody. Tymczasem, gdy spojrzało się na Ptaka, ten skakał o wiele lepiej i przede wszystkim pewniej. On nie krzyczał „Za babcię”, bo babcia i tak go nigdy nie lubiła. Gdy tak o niej myślał, zdał sobie sprawę, że jego „ukochana” babunia to tylko wredny i łysiejszy od niego babsztyl, który nawet nie zadał sobie trudu by zafundować wnuczkowi prezent na gwiazdkę. Przypomniał sobie mimowolnie, jak do dostał pierwszy raz pędzlem w dupę, tuż po tym, jak podpierdolił jej z portfela dyszkę na dziecinne rozrywki.

Tymczasem pokazywał, kto tu naprawdę rządzi. Pikował ekstremalnie, traktował Ivkę jak małą mysz, którą zamierzał upolować. Nie wyszło mu to na dobre, a żeby zdać sobie z tego sprawę, musiał przyjebać rurą w łeb. O dziwo nie upadł, jedynie jego mózg na chwilę przestał pracować.

Ivka uśmiechnęła się, pokonując ostatni słup i trafiając do jeszcze gorszego etapu toru. „Och nie!” jęknęła, gdy piła łańcuchowa przejechała dosłownie trzy centymetry przed jej twarzą. Miała w dupie swoją sportową godność i zrobiła skok w tył. Ptakowi aż z wrażenia pojawił się plaster na głowie. W porównaniu do rywalki, ten wybił się w powietrze i przebył całą krwawą drogę bez najmniejszego uszczerbku. „Może tym razem nie będę wyśmiany!” w duchu Ptaka zjawiły się nadzieje.

Po chwili usłyszano krzyk. Tak przeciągły i głośny, że nawet tam, tam hen na Watykanie wszystkich przeszły ciarki.

Ptak upadł i wył jak potępieniec. Kurczowo trzymał się za krocze, turlając się w trawie.

— Rywalizacja STOP! — krzyknął Zbenek, który po raz pierwszy przejął się losem kolegi. Podbiegł do skowyczącego Ptaka, oglądając jego bolące miejsca i mierząc go wzrokiem.

— Co się dzieje! — wkurzyła się Candy, pozbawiona zupełnie uczuć.

— Jaja mu się powywyrocały.- odpowiedział Zbenek, wyjmując apteczkę.-Ej, ej, Wendy, opaczysz go?

Wendy ocknęła się z ławki rezerwowej. Spojrzała w oddali, jak przy cierpiącym Ptaku zebrała się mała grupka osób. Słysząc swoje imię, przepchnęła się przez tłum. Zbenek od razu wcisnął jej do ręki rolkę bandażu.

— Opatrz go bo przegramy! — potrząsnęła nią Candy.- Jak tego nie zrobisz, to…

Jej groźby przerwał donośny krzyk Essa, informujący o końcu rywalizacji.

— Ajajaj! To musiało boleć! — złapał się za głowę.- Ale pośpiech Pana Ptaka wyszedł Młodym Aazelom na dobre! Mamy zwycięzców!

Rozległy się krzyki. Widownia podniosła się, ukazując gdzieniegdzie transparenty w kolorach drużyny Wendy. Zbenek, który wcześniej kucał nad rannym towarzyszem, wyprostował nogi i rozłożył ręce jak Jezus w Rio. W tle słyszał słodki dla niego głosik podekscytowanej Candy, która ściskała w grubej dłoni srebrny medal. Młodzi Azazele znów balansowali na drodze do wygranej, chociaż Ptakowi to nie zmniejszyło bólu.

Tymczasem Ivka zeszła z hulajskoku i wyćpiła go za siebie, nie zważając na to, że bardzo drogi sprzęt wleciał do dziury. Na jej twarzy, o dziwo, nie malowała się rezygnacja, czy wkurzenie. O nie. Była oszołomiona. Wyglądała, jakby zobaczyła coś tak strasznego, że całkiem utraciła zmysły. Caroline zauważyła stan Ivki i gdy ta przeszła obok niej z zamiarem wzięcia butelki wody, pociągnęła ją za rękaw.

— Nie martw się. Byłaś naprawdę świetna i bardzo dzielna.- próbowała ją pocieszyć. Ivka milczała.

— Mnie akurat nie obchodzi ta jebana konkurencja.- mruknęła pod nosem. Lexi i Discord zjawili się za plecami Caroline.

— To co takiego? — przekrzywiła głowę, oczekując odpowiedzi.

— Widziałam coś dziwnego.- zwróciła się w kierunku grupy, która próbowała opatrzyć Ptaka, lecz ten bronił się rękami i nogami. Przez chwilę znów zamilkła.

— No co widziałaś? — zniecierpliwiła się Lexi.

— Ten wypadek Ptaka… — ponownie popatrzyła na przyjaciół.- To wcale nie był wypadek. Wiem, wiem to głupio zabrzmi ale…

— Ale? — powiedzieli niemal jednocześnie.

— Ale jakaś niewidzialna siła wykręciła mu jaja.

Rozdział 6

Dobro złem się staje

Igrzyska to bardzo uściślony program sportowy. MIAŁ trwać dokładnie trzy dni, jednakże przez ten jakże przykry incydent, na którym ucierpiały ptasie jajka, możliwe jest jego przedłużenie. Zdania na ten temat były podzielone; jedna połowa czuła się oburzona faktem, że nic nie pójdzie zgodnie z planem i będą musieli czekać aż dzień do kolejnej konkurencji, która zresztą miała być dzisiaj tuż po hulajskoku. Natomiast druga połowa nastawiała się optymistycznie- Eeetam. Przynajmniej mamy więcej wolnego i nie będzie lekcji.


Przyjaciele utworzyli krąg. Krąg złożony z krzeseł, puf, poduszek i czegokolwiek, co się pod dupę nadaje. Discord wyczarował u każdego w ręku spodeczek z filiżanką, co wprowadziło taki elegancki nastrój.

— Sabotaż? — Ivka obracała w ręku do połowy pustą porcelanę zdobioną ciemnoróżowymi kwiatami. Lub wersja dla optymistów- do połowy pełną.

— Co? — wyrwała się z zamysłu Caroline.- Nie mów, że wciąż myślisz o tej zwidzie.

— To nie była zwida.- burknęła pod nosem.- Nawet się na tej konkurencji nie zmęczyłam, by śnić na jawie. Jak już mówiłam, to sabotaż.

— Czy ja o czymś nie wiem? — odwróciła się Traupa, która przed chwilą obserwowała pustą ścianę. Ivka westchnęła i popiła dwa łyki. Zacisnęła naczynie tak, jakby bała się, że zaraz ktoś jej to potłucze.

— Ptakowi coś wykręciło przyrodzenie.- odrzekła dramatycznie.- Widziałam na własne oczy! Obraz się zatrzymał i wydawało mi się, że ta sekunda trwa pół godziny.- urwała i popatrzyła się na wszystkich.- Klatka po klatce zobaczyłam, jak Ptak niemal pokonując trasę wyskakuje w bólu.

— To jest absurdalne! — zaśmiała się Lexi. Najwidoczniej nie traktowała tych zeznań poważnie.- Mówię po raz kolejny, że to tylko ze zmęczenia widzisz takie rzeczy…

— Cicho.- nagle odezwał się Discord. Siedział na łóżku Jeża z szeroko rozstawionymi nogami. Wszyscy rzucili mu pytające spojrzenie.- A jeśli ona nie baje? — mruknął, jakby znalazł jakąś wskazówkę.

— Ktoś jednak mi wierzy! — krzyknęła Ivka, odłożywszy pustą filiżankę na okurzoną etażerkę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że muszą tu ogarnąć gdyż, a to dziwne- właściciela nie ma około tydzień, a tu już bałagan, jakby pokój zamieszkiwały wielkie pająki.

— No weźcie, jak jaja mogą się wykręcać same? — Lexi uważała to całe rozumowanie za tak niedorzeczne, że aż sama zaczynała w to wierzyć.

— Tak samo jak fakt, że Wendy to wiedźma, podróżowała po Astralu, może nabyła jakiejś mocy.- filozofowała Traupa.- Discordzie, ty tam byłeś. Ty widziałeś co ona tam robiła.

Discord przypadkiem uderzył się czołem w sufit, gdy schodził z łóżka piętrowego.

— No, ale tylko przez jakiś czas.- odparł.- Potem już mnie przywołałaś, sssskarbie- syknął- No i wiem tyle co ty. Poza tym po jakiego grzybiaka Wendy chciałaby się pozbyć kogoś ze swojej drużyny!

Zapanowała cisza. Jakby ktoś nie znał tego uczucia, już wyjaśniam; Zaszła nieprzyjemna sprawa, o którą możesz podejrzewać osobę, której nigdy byś nie podejrzewał. Dla przykładu, wyobraź sobie że jesteś szczęśliwym rodzicem i współmałżonkiem. Twoje dziecko to prawdziwy skarb. Czy przypuszczałbyś, że ten słodki aniołek kiedyś zabije twojego męża/żonę i wysmaruje się jego krwią? Nie. Tak samo Wendy, która brzydziła się przemocą na co dzień. Jak mogłaby swoją telekinezę wykorzystać w taki sposób? I dlaczego?

— Może to Candy? — odparła cicho Caroline. Wszyscy zwrócili się w jej kierunku, jakby była szczególnie interesującym zwierzakiem.

— Candy? Nasza księgowa? — zaskoczyła się Lexi.- Przecież ona jest spoko, muchy by nie skrzywdziła.

— No ja nie wiem.- pokręciła głową Traupa i spojrzała na Ivkę.- Od kiedy tu przybyła, na Ośrodku spoczywa jakaś dziwna aura.

— Poza tym Candy dziwnie się zachowuje.- argumentowała odpowiedź Caroline.- Zbenek i Ptak podążają za nią, jakby byli pod wpływem uroku, a przecież nie może im się tak po ludzku podobać. Ona wygląda jak Wendy!

— Dodam jeszcze, że to niecodzienne, żeby szantażować siostrę czarodziejską księgą.- powiedziała Ivka. Wszystkim znów odjęło mowę.

***

— Dobra siostrzyczko, tym razem nie musisz się tak starać.

— Ale ja chcę wygrać! Muszę, inaczej odbierze mi to honor.

Wendy gorączkowo robiła pajacyki dookoła boiska. Jak na razie, udało jej się zrobić cztery pokraczne. Obok stała jej siostra odziana w swój codzienny strój, na którym wyróżniał się jedynie gwizdek. Gotowa użyć go, gdy bliźniaczka się pomyli przy jakimś ćwiczeniu.

— Nie chodzi o całe igrzyska.- parsknęła Candy.- Tylko o tą jedną konkurencję. Jesteśmy na równi z patyczakiem, a zostały aż trzy konkurencje.

— Aha. I co w tym takiego? — Wendy przerwała na chwilę rozgrzewkę, rozprostowując plecy. Candy uderzyła się w czoło. Ta druga natomiast zastanawiała się, czy zrobiła to z zażenowania, czy od tak sobie.

— To znaczy- uśmiechnęła się sztucznie- Że nie musisz wygrać w tej kategorii, gdyż występujesz DOPIERO w ostatniej. Czy ty w ogóle czytałaś regulamin? Wygląda na to że nie.

Wendy zamilkła i w zakłopotaniu zaczęła szukać rozwiązania na komputerowym niebie wśród pomarańczowych chmur. Po raz kolejny została podle zgaszona.

— Ach! Czytałam. Najwidoczniej musiało mi gdzieś umknąć.- skrzyżowała ręce, przyjmując formę obrażonej kluchy.- Ale… Kto zastąpi pana Ptaka? W ogóle jak to się stało, że przyrodzenie miał nie na miejscu?

— Nie mam zielonego pojęcia.- uśmiechnęła się Candy.- Najwidoczniej jest tak mało męski, że aż kutas mu sam odlatuje.

— Co ty gadasz? — oburzyła się Wendy. Z zaskoczenia aż wypluła kawałek kabanoska, który znalazła cudem ocalonego w torbie sportowej. Z drugiej strony, po co jej ta torba? Przemycała tam tylko jedzenie.- Jesteś wredna. Pan Ptak może i mazgaj, ale jest ranny, czy ty tego nie rozumiesz?

Mówiąc to, niemal nie zauważyła, jak Candy wyjmuje zza siebie książkę i dmucha na nią, choć wcale nie było na niej kurzu. „Znów ten głupi album!” wykrzyknęła w myślach Wendy. „Dlaczego jej tego po prostu nie wytrącę z rąk?”

Przełknęła ślinę, gdy jej siostra otworzyła gdzieś pośrodku. Naśliniwszy palec, ukazała swój podstępny uśmieszek. Sprawiało jej to błogą przyjemność.

— Co się stało, Wendy? — wydukała.- Znów milczysz. Jak zwykle. Zawsze milczysz jak ci coś grozi.

Wendy faktycznie milczała. Nie wiedziała co powiedzieć. Ukradkiem przełknęła ostatni kęs kiełbaski, udając, że to tylko ślina. Candy zaczęła coś szybko dukać.

— Id est ad orientem et occidentem. Numquid Aquilonem sive ad Austrum. Virilia tollere, tolle in manu mulierum. Ego tollereturque masculinity.- i tu przerwała, przeciągnąwszy ostatnią sylabę.- Dokończysz?…

Zanim jednak uzyskała prawdopodobnie przeczącą odpowiedź, poczuła krótki ból na policzku. Szczypnięcie wydawało jej się wcześniejsze, niż zadany przez siostrę cios z liścia.

— Zamknij się wreszcie! — krzyknęła Wendy.- Mam dość ciebie i twoich czarów-marów! Opuść ten Ośrodek w trybie natychmiastowym!

Candy leżała metr od niej, łapiąc się za zaczerwieniony policzek. Spod opadłych, przetłuszczonych pasm włosów ukazał się rząd zębów.

— Dzięki mojej tajnej broni… — szepnęła grubym głosem.- Ty pierwsza stąd wylecisz.

***

Jeśli nienawidzicie Igrzyskowych trąbek to mam dla was dobrą nowinę. Jedna się zepsuła, ale pozostałe dwie nadal w pełni sprawne. Tak więc zagrały najlepiej jak umiały, dodając dreszczyku emocji. Ess rozpoczął przemawianie od krótkiej recenzji stanu zdrowia członka „Młodych Azazeli” — Ptaka.

— Nie do końca rozprostowali mu to i owo ale czuje się lepiej, dlatego dziś z nami zasiada na ławce rezerwowej jako prosty obserwator… — mówił, co chwila poprawiając muszkę.

Traupa razem z Silanem i Lusią usiedli najwyżej, gdyż ostatnio niewiele mogli zobaczyć przez las rąk i głów. Już niewiele pomagał doping w postaci butelek świeżej wody i mokrych ręczniczków. Chłopaki usiedli niedaleko swojej klasy, żeby czuć się pewniej, natomiast Traupa zadowoliła się miejscem tuż pod kabiną komentatora, gdyż nie przepadała za hałasem. Tu był doskonały widok na jej ulubioną drużynę. Lexi najwidoczniej szykowała się do konkurencji, rozciągając się na różne zgapione sposoby. Nikt jeszcze nie wiedział przez co będą musieli przejść, ale czy to znaczy że będzie tylko gorzej?

— Mógłbym się dosiąść? Nigdzie nie ma wolnych miejsc.- usłyszała z prawej strony. Gdy się odwróciła, ujrzała elegancko ubranego faceta o lekko zgarbionej posturze i siwych włosach. Uśmiechał się tajemniczo, jakby gdzieś tutaj ukrył bombę.

Traupa bez słowa posunęła się kawałek, zajmując miejsce przy ścianie. Jegomość usiadł i wyglądało na to, że nie odezwie się więcej. Jednakże…

— Co to są za głupoty? — zapytał, wgapiając się w rozgrzewających się zawodników.- W umowie o pracę nikt mi nie mówił, że mają tu stadion.

— Um… Ale to przecież Igrzyska Ośrodkowe. Trwają już któryś dzień.- szepnęła Traupa. Najbardziej w świecie wkurzało ją gdy ktoś obcy się od niej dosiada. A tego pana jeszcze na oczy nie widziała.

— Igrzyska… — powtórzył zaspanym tonem. Nagle rozprostował się, jakby zapomniał bardzo ważnego punktu savoir-vivre’u.- Sylwester Roman Yurekkija. Miło mi..? — wyciągnął dłoń w stronę zmieszanej dziewczyny.

Sylwester Roman Yurekkija. Sylwester Yurekkija. Sylwester. Yurek. Kija. Traupie zatrzymało się serce. Imię „Sylwester” obiło jej się o skronie. Było niczym lodowa kula, przeszywająca przełyk i którą tak trudno połknąć.

— Yurekkija? — jąkała się.- Zaraz, zaraz… Pan jest Sylwester Yurekkija? — zebrała w sobie odwagę by zapytać przytłumionym głosem. Choć wiedziała, że to zdanie i tak nie ma najmniejszego sensu. Jednakże to nie zmieniało faktu przybycia mężczyzny, pod którego tak naprawdę podszywał się Discord przez ostatnie kilka miesięcy.

***

— Musisz uwierzyć w swoje umiejętności.

— Ale ja się boję.- odparła Lexi. Caroline ściskała ją za ramię, uniemożliwiając ucieczkę z boiska. Nerwy szarpały ją od środka, choć z grubsza wszystko było jasne jak słońce- nie umrzeć i zdobyć kolejny medal. A jeśli coś by się stało, to walczyć z bólem do upadłego. Byle tylko ocalić sportowy honor.

— Jesteśmy coraz bliżej końca Igrzysk. Jeśli teraz zbierzesz punkty, będziemy mieli większe szanse! — zachęcała ją Caroline.

— Nawet nie wiesz co to za konkurencja.- dodała Ivka, oglądając paznokcie. Między nogami miała otwartą butelkę wody 330ml. Siedziała obok Discorda, który wydawał się dość przejęty. Coś w głowie mówiło mu, że sytuacja jest bardzo zła.

— Coś nie tak, Discordzie? — Car starała się dzielić uwagę na trzy osoby. Na wątpiącą w siebie Lexi, bełkoczącą o dupie maryni Ivkę i zdenerwowanego kapitana drużyny.

— Nie, nic.- ocknął się po kilku sekundach. Zamachnął ręką w geście wyproszenia dziewczyn na boisko.- Dajcie z siebie wszystko, ja się źle czuję.

— Spokojnie, Lexi wygra. Po prostu ma kryzys.- parsknęła Ivka i odwróciła się w stronę wspomnianej koleżanki.- A teraz jazda!

Gdy Lexi stawiła niepewne kroki, zagrały głupie trąbki zwiastujące koniec rozgrzewki. Wytrzeszcz rozkazał zawodnikom ustawić się na wyznaczonym kwadracie z białą krawędzią. W tym przypadku był to Zbenek, który wskoczył na boisko gotów na wszelkie złamania. Oczywiście miał na celu pokazać swojej wybrance jak wspaniale potrafi skakać, biegać i ogólnie wszystko co w tej Lydze Miszczów wyprawiają.

Lexi miała ochotę spieprzyć gdzie popadnie, ale jednocześnie wygrać i zdobyć szerokie uznanie tłumu.

***

„Jezu, on jest trochę podobny do Discorda. No, może nie identyczni, ale kto tu jeszcze ma siwe włosy i do tego okulary? Już rozumiem, dlaczego…”

Pan, który przedstawił się Sylwester, nadal wpatrywał się ze zdziwieniem w zawody. Jakim cudem on przyszedł dopiero teraz? I jeszcze to jego długie do bólu imię… Jyzusie.

— Dziecko drogie, a powiesz mi, gdzie ja znajdę przewodniczącą parlamentu? Chciałbym złożyć swe papiery.- rzekł pan suchym głosem.

— J-jest aktualnie na boisku.- odpowiedziała zgodnie z prawdą Traupa. Sylwester spojrzał na nią jak na cyrkowe dziwadło. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie.

— Tak, to ta grubsza pani odziana w czarną gumę.- przytaknęła dziewczyna. Każda chwila była dla niej jak oczekiwanie na najgorsze tortury. W głowie już spisywała testament przed zamknięciem w inkubatorze. Gdy ktoś z Parlamentu (a pewnie tak będzie) skojarzy fakty… Będzie po nich. Po nich wszystkich. A szczególnie po biednym Discordzie. Będą pływać w zielonym glucie jak ich kolega Craus. Tylko że tym razem nikt ich nie uwolni.

— Ale ich jest dwie.- z myśli wyrwał ją Roman, który widział dwie czarne plamki w oddali.

— Co? — ocknęła się Traupa.

— Pań o których mówisz. Ich jest dwie. I są identyczne.- dopowiedział, nie zadając sobie trudu by marnować głos na ostatnią sylabę.

— Ta druga to nasza księgowa. Są bliźniaczkami.- szepnęła dziewczyna. Pan Roman spojrzał się w niebo, wydając dziwny pomruk i tupiąc nogą ze zniecierpliwienia.

***

Lexi jeszcze takiego czegoś nie widziała. Albo raczej, nie w tych okolicznościach. Przecież parkiet do tańca widziała nieraz, Zbenka także. Ale połączenie Zbenka i parkietu? Nigdy by nie przypuszczała, że będzie musiała to zrobić.

— Czy ma jakieś szanse? — zakpiła sobie Ivka, siedząc bezpiecznie na ławeczce.- Lexi złamie go w pół minuty, nie więcej.

— No nie wiem.- zaniepokoiła się Caroline.- Zbenek wygląda na pełnego energii. I do tego coś czuję, że nie da się tak łatwo wybić z parkietu.

Ivka odstawiła napój na bok i podeszła do przyjaciółki, zerkając jej przez ramię. Ciekawość zmusiła ją do oglądania duchowej egzekucji Lexi.

Tymczasem Discord, cały w nerwach, ekstremalnie zapocony, był już niemal pewny, że coś jest nie tak. Od zawsze miewał takie przeczucia, a skutkowało to mizernym wyglądem jak i samopoczuciem. Mimo to, gdy rozglądał się wkoło, nie widział żadnego niebezpieczeństwa. Jedyne co może okazać się szkodliwe, to tańczący Zbenek, wykonujący ruchy z bardzo popularnej Macareny.

Nie znalazł niebezpieczeństwa na dole, dlatego sprawdzi na górze. Podążył oczami na trybuny, gdzie w szóstym od góry rzędzie, siedziała Lusia i Silan, wcinający popcorn i śmiejący się zapewne z gibającego się Zbenka. Z nimi wszystko w porządku, czyli mógł patrolować dalej.

Poczuł jak serce w piersi rozrywa mu żebra. Złapał się za nie, opuściwszy głowę do tyłu. Łapał głębokie wdechy, jakby właśnie przechodził zawał. Obrazek Traupy rozmawiającej z jakimś panem w jego wieku bolał bardziej niż prawdziwy atak serca. Lecz gdy przypatrzył się bliżej, dostrzegł kolejne niepokojące obiekty. Mężczyzna wydawał się tajemniczy, jednak chętnie rozmawiał z jego lubą. Dziewczyna mimo to nie zdawała się być zestresowana, czy zniechęcona. Bardziej przerażona.

Discordowi coś zaświtało. „A jeśli on jej grozi?” — pomyślał. ”Jeśli zaraz wbije jej nóż pomiędzy żebra? Koleś może i wygląda na przyjaznego, ale…”

— Co się dzieje? Przynieść ci tabletkę? — nagle obok jego ucha rozbrzmiał zatroskany głos Caroline. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przez całe pięć minut przebywał w pozie wywołującej mieszane uczucia. Nogi rozstawione, szyja nienaturalnie przekrzywiona, a głowa zwisała, jakby jej właściciel nie wiedział do czego służą kręgi szyjne.

— Nie chcę tabletki, ale zaraz wrócę.- odpowiedział Discord, wracając do pozycji siedzącej. Wstał, odzyskując wszystkie utracone siły i pobiegł bez wyjaśnienia na pobliskie schody prowadzące na widownię.

***

Ess wreszcie zamilkł i spokojnie można było puścić muzykę, którą przygotowano specjalnie na tą konkurencję- Bitwę na taniec. Lexi ustawiła się na swoim stanowisku. Obecnie znajdowała się jakieś trzy-cztery metry od tanecznego przeciwnika. Zbenek był najwidoczniej chętny na pojedynek. Zbyt chętny, jak na jego wiek.

— Muszę przez to przejść bez większego uszczerbku na zdrowiu psychicznym.- szepnęła pod nosem, nie odrywając wzroku od jego kończyn, które wykonywały coś w formie miniaturowej rozgrzewki.

Piosenka była bardzo skoczna, energiczna. Z początku wydawałoby się, że synchronizowanie ruchów ciała z melodią były niemożliwe. Lexi zacisnęła pięści i z lekkim zawahaniem zaczęła powtarzać pierwszy schemat kroków.

„Nasi zawodnicy biorą udział w Bitwie na tańce.” Usłyszała przytłumione paplanie komentatora. „Jednak to nie jest takie proste, gdyż nie są ani trochę przygotowani. To, na co patrzycie to czysta improwizacja!”

Rozdział 7

Wpuszczony w maliny

Lexi, choć od dawna nie miała do czynienia z tańcem, to i tak radziła sobie nieźle. Cóż, parę kroków zrobiła nieco krzywo. Ale szło lepiej, niż się spodziewała. Zbenek natomiast wolał nie owijać w bawełnę; Ślizgał po parkiecie, jakby w gaciach miał żar.

— Patrzcie tylko na niego. Jak on się wije. Jak tasiemiec w brzuchu.- głos w jej głowie brzmiał niepokojąco znajomo.- Że też jeszcze rok temu myślałam że tu jest normalnie. Ale nie. Tu nie jest normalnie. Nauczyciele oszaleli. Chyba jestem winna Ivce tego piątaka…

„Orientuj się!”

Usłyszała za sobą, a po jej oczach przeszła ciemna smuga. Przez ułamek sekundy znalazła się jakby w próżni kosmicznej; nie słyszała, nie widziała i nie czuła zapachu. Nie była już na boisku, czy stadionie, jak to nazwać. Czuła jedynie jak się unosi, lewituje i nigdy nie spada. Jakby była ptasim piórkiem.

— Co się stało! — oprzytomniała Lexi. Gdy otwierała oczy, te nadal pozostały zamknięte. Bała się i to bardzo. Ciemniutko, ciemniuteńko.- Pomocy! — krzyknęła, ale z jej ust nie wydobyło się nic. Ba, nawet się nie poruszyły.


Co takiego dziwnego działo się, że nawołujący tłum nagle zamilkł? Czy to Zbenek, cały czerwony i konający? A może Lexi? Która w tym momencie wywijała tak wspaniałe taneczne akrobacje, że spokojnie mogłaby się dostać do nowego teledysku jakiejś sławnej gwiazdy pop. To było wręcz… nadnaturalne!

— Co ona robi! — złapała się za głowę Ivka. Caroline była równe mocno zaskoczona. Obie nie spodziewały się takiego zwrotu akcji.

Lexi tańczyła jak bez mózgu. Jakby całą swoją energię włożyła w prezentujący układ. Taniec przypominał ten na lodzie. Dziewczyna ślizgała się sportowym obuwiem, jakby naprawdę miała na sobie łyżwy.

— Członkini drużyny Team demonstruje przepiękny taniec! — Ess wytoczył pojedynczą łzę na policzek.- Cóż za styl! Ach ta klasa! Uczennica klasy A to królowa Łabędziego jeziora! A my jej małymi łabędziątkami i kaczątkami.


Tymczasem umysł Lexi został przeniesiony gdzie indziej. Stał w próżni pozbawionej naturalnych czynników fizycznych, takich jak światło, czy temperatura.

— Czuję się jakbym nie istniała. Czy tak wygląda astral? A może umarłam i jestem w piekle? — szeptała pod nosem. O ile mogła nazwać to szeptem, gdyż ktoś odebrał jej ukochany głos.

Dziewczyna wgapiała się martwym wzrokiem w ogarniającą jej umysł czerń, gdy nagle spostrzegła coś błyszczącego na horyzoncie. „To drzwi.” Pierwsze co jej przyszło nagle na myśl. Rzeczywiście, obiekt zdawał się być czymś w rodzaju przejścia.


Zbenek opadł na parkiet, niemal wybijając ostatni niesztuczny ząb. Z kręciołkiem w oczach spojrzał z dołu na swoją rywalkę. Tańczyła balet w komputerowym słońcu. Nienaturalnie wyginała kończyny, katując Zbenka psychicznie. Jego duma „Krula parkietu” wyparowała wraz z jego potem i smrodem.

— Hm, to niebywałe.- Caroline podrapała się po brodzie, próbując przekrzyczeć głośny tłum.- Ivka, nie uważasz że to dziwne?

— No pewnie że uważam.- odpowiedziała po dłuższej chwili Ivka.- Ale nie obchodzi mnie jak to robi. Ma wygrać i tyle! Dajesz Lexi! — uniosła ręce w górę i zawyła jak wilk.

— Nawet jeśli wygra, to i tak muszę z nią porozmawiać.- Caroline skrzyżowała ręce i cofnęła się kilka kroków.

Po kilku minutach, ciało Lexi upadło jak martwe. Wśród publiczności wydobył się wspólny dźwięk ciężkiego oddechu. Do upadłej podbiegła Wendy z całym sprzętem pierwszej pomocy. Zanim wyjęła coś z apteczki, przyłożyła głowę do brzucha dziewczyny i nasłuchiwała, jak to uczono ją na lekcjach pomocy.

Nagle kobieta odskoczyła od ciała Lexi z krzykiem. Ta uniosła niespodziewanie głowę, obserwując martwym wzrokiem nauczycielkę. Wzrok miała pusty jak głowa Ptaka. Wstała, otrzepując się z piachu i rozejrzała się.

Tłum skandował jej imię. Sędzia wytrzeszcz przybiegł w sekundę, by unieść dłoń zwycięzcy. „Wygrana!” wykrzyknął, gdy Lexi do połowy nieprzytomna dopiero ogarniała co się stało. Kolejny medal zdobyty.

***

Traupa klaskała jak pojebana, gdy wręczano medal jej koleżance. Tym samym na ramieniu poczuła lekkie szarpnięcie. Odwróciła wzrok, gdyż najwyraźniej ktoś chciał z nią zamienić parę zdań. Obok stał Discord, cały spocony, jakby przed chwilą przebiegł maraton. Trzymał dłoń na jej bluzce, wgapiając się na nią z przerażeniem.

— Coś się stało panie… profesorze? — zapytała drżącym głosem. Po chwili spojrzała na pana, który siedział obok niej. Pan Yurekkija wpatrywał się niewzruszony w końcowe rozdanie nagród. Najwidoczniej nie wiedział o co tym wszystkim ludziom chodzi. Nie miało dla niego żadnego znaczenia to, kto wygrał, a kto przegrał.

— O, wreszcie jakiś nauczyciel.- odparł niespodziewanie, odwróciwszy się do Discorda.- Dzień dobry, jestem tu nowym pracownikiem i chciałbym, by wskazał mi pan drogę do Parlamentu, bym złożył papiery.

Discord nie pisnął ani słówka. Stał z głupawym uśmieszkiem, wpatrując się w „drugie wcielenie”, że tak powiedzmy. Ścisnął Traupę za ramię jeszcze mocniej i pociągnął ją w dół, na schody.

— Hej, co ty robisz! — zdziwiła się dziewczyna, łapiąc za twarz Discorda, gdy tylko znaleźli się na dole.- Nieważnie, muszę ci coś…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 53.07
drukowana A5
Kolorowa
za 76.28