E-book
14.7
drukowana A5
28.93
We mgle

Bezpłatny fragment - We mgle

Tom 1

Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8273-199-6
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 28.93

Biały mrok

Krople jesiennego deszczu

Spływające po szybie,

Już ich nie czuję…


Wiosny przemijają za ciasnym pudełkiem,

Melodia powoli ucicha,

Słyszę tylko Twój głos

Ciepło mówiący o bezsensowności


Gdzie upadłam?

Utraciłam swój kontakt,

Drętwe ciało mnie przytłacza,

Powoli Twój dotyk zanika,


Chwila za chwilą

Przemija wśród podmuchów wiatru,

Cierń przeżyć rozcina me serce,

Przelatujące bańki roztrzaskały się,

Wyschnięte pióro zapada w niepamięć,

Proszę, pozwól mi zasnąć…


Widzę Twoje łzy

Lecz ich też już nie potrafię dosięgnąć,

Wszystko stanęło w miejscu

Nawet Twoje słowa…


Byłam świadoma Twojego bólu…

Dlatego zapadłam w sen.

Ból piękna

Świeża, czerwona nić

Ocieka ciemną goryczą

Udręka pokryta jest rozkoszą,

Ostrza róży zatruwają czas,


Znaki wytatuowane są w mej pamięci,

Niepostrzeżenie słodko bolesne myśli powracają,

Truskawkowy smak pozostał na wargach,

Przelotna sielanka scala się z przeciągłym cierpieniem,

Wszyscy są identyczni…?


Roztrzaskałam lustro osaczone przez ćmy

Lecz zmora wciąż podąża za mną,

Strach przed ponownym zatoczeniem się cyklu

Opanował całe me ciało,

Wyrzucam w przepaść list

Zwiastujący następne fazy Księżyca,

Anioły przybrały piekielne maski,


Brązowy blask Twych oczu

Nawiedza mnie w biały dzień,

Promienie sierpniowego słońca

Przywracają tę gwieździstą noc,

Brakuje mi cudownego skarbu

Znajdującego się niegdyś w Twojej duszy,


Jedynym zbawieniem jest zapomnienie,

Śmieszy mnie ten niemożliwy czyn,

Niewypowiedziane słowa kłują me serce,

Atrament zatacza kolejne koła,

Pozostaję w kręgu

Nie przekraczając granicy uroku,

Mgła gniewu i lęku

Zakrywa upragnione piękno

Które kąsa mnie dotkliwie,


„Nie zapomnę…”

Dwa lica

Przyszedłeś o świetlistym poranku

Trzymając w dłoniach drobne kwiaty,

Delikatne, złociste żonkile,

Mimo iż zwiastowały one nadchodzący chaos

Przyniosły na mojej twarzy uśmiech,


Twoje słowa świdrujące w mej głowie

Roztańczyły moje skromne serce,

Rozpaliłeś znicz w mej duszy,

Roztopiłeś cierpkie policzki,

Obłuda goniła mnie w snach

A łzy pragnęły zatrzymać czas,


Dogmat przybrany w czerń

Z poszarpaną raną w środku

Skaził karmazynową nić

Łączącą naszą wspólną jaźń,

Przyduszona do ściany ciężarem winy

Rozpływa się Twoje uczucie,


Częstujesz mnie gorzko-słodkim nektarem

Nadzieja zmieszana z kłamstwem

I z odrobiną przewlekłej udręki,

Oglądając z Tobą nocne niebo

Wyczekuję nieosiągalnej, spadającej gwiazdy,


Trwoga kiełkowała każdego ranka,

Drżałam słysząc śpiew słowika,

Dwie strony monety błyszczą wciąż,

Spływa na mnie wodospad męki,

Wstrzymuje każde liche tchnienie,

Nie wiedząc jakiego demona obudzisz.

Dear Ana…

Słowa…

Zatarły się w mej głowie

I jak pozytywka, grają w nieskończoność,

Ze złowieszczym uśmiechem jak ostrze kosy

Zgniotłaś moją delikatną duszę,

Zatraciłam się w mroku perfekcji…


Poznałam Cię,

Zakreśliłaś w mych marzeniach

Drogę do szczęścia i zrozumienia,

Chwytając Twą rękę

Zaakceptowałam swą niepewną przyszłość,


Liczby stały się całym mym światem

Mniej, lżej, trudniej — najważniejsze wartości

Lęk napadał mnie każdej nocy

A Ty obejmowałaś mnie coraz mocniej,


Krzyczałam z zaszytymi ustami,

Nikt nie potrafił tego zrozumieć,

Pragnęłam tylko, by być wyjątkowa

A coraz głębiej zatapiałam się w mroku…


Tylko Ty ze mną pozostałaś.

Katharsis

Za kurtyną poniżenia

Upadła baletnica

Odziana w hebanową suknię

Zakrywa trupio bladą twarz,

Otaczająca ją martwota

Zalewa jej puste źrenice,

Jej kościste stopy

Krwawią od niekończącego się

Tańca na łodzi Charona,


Wypruta z wszelkich szumów serca

Klęczy na zardzewiałych gwoździach,

Na tafli wirują fale kuliste,

Po Styksie przemierzał bezdźwięcznie

Anioł o śnieżnobiałych piórach,

Z drobnych dłoni wypuścił białą lilię,

Opuszkiem palca pogłaskała

Nieskazitelnie czyste płatki kwiatu,

Wraz z podmuchem wiatru

Barwy jej sukni pobladły,

Na nagiej skórze poczuła

Oddech zmartwychwstania,

Chaos w jej duszy ustał,

Wraz ze słonymi łzami

Pozbyła się dotkliwych wspomnień,


Co krok upadając

Podąża w stronę świetlistej postaci,

Cherubin złożył pocałunek

Słodki jak poranny miód

Na ustach baletnicy,

Suknia jej przybrała

Czysto wiśniowy odcień,

Serce zadudniło z pasją,

Zmieniła bieg tańca,

Obróciła się w kierunku swego lica,

Wśród soczystych malin

Ziściła sumienną introspekcję,


Jej świadomość pobudzona

Przez śpiew maleńkiego słowika,

I w blasku srebrzystego księżyca

Baletnica dumnie się ukłoniła.

Kęs

Koszmar znów się zaczyna,

Przywiązana do krzesła przy stole
Wyję, by nikt nie zerwał
Szwów z moich ust,

Każdy kęs zatruwa mój umysł,

Nie wykonując żadnego kroku
Zbliżam się coraz bardziej grobu,


Czy kiedyś znów zaznam smaku szczęścia?
Pragnienie jest tak silne

Lecz brak mi sił,

Świadomość zgubnej przyszłości
Przygniata mnie każdej nocy,


Pomoc osób wyrazistych,

W sercu tli się mały promyk,

Mimo połamanych skrzydeł
Wciąż mogę biec przed siebie,

Kęs za kęsem, krok za krokiem,

Powolutku przechodząc
Przez dziurawy most,

Przemierzam nad przepaścią

Gdzie śpią krwiożercze, wygłodniałe bestie,


Każdy dzień staje się walką,

Małe sukcesy, wielkie bitwy,

Podpieram się ramieniem wspólnoty
I motywuję do działania,

Mając w pamięci swe pasje
I dni spędzone z bliskimi
Rozwiązuję sznur na mej szyi,

Tego co widzi serce
Nie potrafią ujrzeć oczy,

Lecz pewnego dnia
Rozkruszę lustro obłudy,


Z uśmiechem na twarzy
Naprawiam swą przyszłość,

Nie poddam się,

Patrząc w oczy kościotrupa
Odżywiam swe ciało,

Jestem silniejsza
Niż me potwory.

Kolorowy koliber

Niewinnie skulony wśród czterech ścian,

Bezgłośny trzepot skrzydeł

I drżenie wątłego serca,

Zwiędłymi palcami zakrywasz papierową twarz,

Chowasz głęboko słowa fantazji,

Czy wiesz czym jest wolność?


Ciemna mgła stała się Twoim światem,

Jedynie pojedyncze łzy

Odsłaniają tętniące w Tobie uczucia,

Czy coś jeszcze zdoła rozniecić ogień?

Nie potrafię patrzeć

Na nieobecny wzrok skierowany w dal,


Więc wstań!

Zniszcz tę klatkę!

Rozwiń skrzydła!

Zyskaj znów swoje kolory

I leć do swoich odległych chmur


Na swej drodze spotykasz wiele przeszkód,

Nieprzemyślane słowa niszczą Cię od środka,

Złowieszczy śmiech w snach nie cichnie

Pozytywka zdaje się grać w nieskończoność,

Szepty potępienia nie odstępują Cię na krok

Lecz nic już nie rozmyje tych kolorów,


Jeśli się zawahasz, zabijesz się,

Stąpaj pewnie po tym cienkim lodzie,

Nie zwracaj uwagi na wygłodniałe bestie

Które żywią się ludzkim cierpieniem,

Nikt nie będzie decydował o Twoim życiu

Z uśmiechem na twarzy dumnie

Podążaj swoją wrażliwą ścieżką,


Trzymając się za ręce

Podtrzymujemy nasze wspólne smutki,

Patrząc na kolorowe skrzydła

I na ich energiczne, płynne ruchy,

Widząc blask w Twoich oczach

I słysząc szybkie bicie serca,

Nie martwię się już o Ciebie

Bo dotarłeś do swych chmur.

Kołysanka

Gdy wschodzi złociste słońce

Odwracam zlęknioną twarz

I zakrywam ją niewielkimi dłońmi,

Wycierając swe łzy

Powoli tęsknota we mnie rosła,


Z brakującym elementem mego serca

Oddałam swą zranioną duszę,

Pragnąc poczuć się wartościowa

Pozwoliłam im mnie rozszarpać,

Dźwigając ich cierpienie

Upadałam przed nimi na kolana,

Miażdżona, gnieciona, rozbijana

Na ile jeszcze pozwolę?


Z pogardą w oczach

Spoglądali na mnie z góry,

Splunęli na mnie z odrazą

Gdy wyciągnęłam w ich stronę

Moją wątłą dłoń

Ponownie zataczam krąg

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 28.93