Wprowadzenie
Na pewnym etapie swojego życia człowiek zaczyna rozumieć, że świat, który go otacza, nie jest tym, za co dotąd go uważał. To, co przez lata wydawało się oczywiste, zaczyna tracić swoją jednoznaczność. Fakty stają się pytaniami, odpowiedzi — hipotezami, a granica między tym, co realne, a tym, co wyobrażone, zaczyna się zacierać. Nie jest to oznaka słabości rozumu, lecz przeciwnie — dowód jego dojrzewania.
Od wieków próbujemy opisać rzeczywistość językiem nauki, religii, filozofii i sztuki. Każda z tych dróg była próbą zbliżenia się do tej samej prawdy — do zrozumienia początku, sensu oraz kierunku, w którym zmierza zarówno człowiek, jak i cały Wszechświat. Tymczasem im głębiej patrzymy, tym wyraźniej widzimy, że żadna pojedyncza dziedzina nie posiada pełnego obrazu. Każda ujmuje jedynie fragment większej całości.
W książce tej zamieszczone zostały teksty o różnej tematyce i charakterze. Łączy je jednak wspólne założenie: wiedza, którą dziś uważamy za nowoczesną, być może jest jedynie echem znacznie starszego rozumienia świata. Cywilizacje, które poprzedziły naszą, nie były wyłącznie prymitywnymi etapami rozwoju — mogły być nośnikami wiedzy o strukturze rzeczywistości, której ślady przetrwały do naszych czasów w postaci mitów, symboli, świętych tekstów i monumentalnych budowli.
Nauka i wiara przez stulecia przedstawiane były jako przeciwieństwa. Jedna opiera się na doświadczeniu i dowodzie, druga na objawieniu i zaufaniu. A jednak obie wyrastają z tego samego źródła — z ludzkiego pragnienia poznania. Dopiero wtedy, gdy przestaniemy traktować je jak rywali, możemy dostrzec, że uzupełniają się wzajemnie, tworząc pełniejszy obraz rzeczywistości niż każda z nich z osobna.
Być może to, co w religii nazywane jest Bogiem, w nauce przybiera postać prawa, energii lub informacji. Być może to, co filozofia określa mianem Logos, fizyka próbuje dziś opisać równaniami teorii wszystkiego. A być może świadomość — ta największa zagadka współczesnego świata — jest ogniwem łączącym materię i ducha, przeszłość i przyszłość, obserwatora i to, co obserwowane.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że żyjemy w czasach przełomu. Z jednej strony osiągnęliśmy poziom technologiczny, o jakim wcześniejsze pokolenia mogły jedynie marzyć. Z drugiej — coraz częściej czujemy, że oddalamy się od samych siebie. Im więcej wiemy o świecie zewnętrznym, tym mniej rozumiemy świat wewnętrzny. Im potężniejsze maszyny, tym słabsza ludzka dusza.
Być może odpowiedź nie leży ani w przyszłości, ani w przeszłości, ale w próbie ponownego odczytania tego, co zostało już dawno zapisane — nie tylko w księgach i kamieniach, lecz także w nas samych.
Książka ta nie proponuje gotowych rozwiązań. Jest zapisem drogi, próbą uporządkowania myśli, poszukiwania połączeń między tym, co pozornie odległe. Stanowi zbiór refleksji, które mają jeden zasadniczy cel: skłonić do zatrzymania się i zadania sobie pytania, czy rzeczywistość, którą uznajemy za jedyną możliwą, nie jest jedynie jedną z wielu warstw istnienia.
Wstęp
Narodziny i śmierć człowieka od wieków wyznaczają rytm życia kolejnych pokoleń, niczym rzucone koło, które obracając się, wraca w końcu do swego punktu wyjścia. Tak też i my, żyjący współcześnie, jesteśmy częścią tego ruchu. Nie żyjemy jednak na Ziemi tylko my — ludzie. Obok nas nieustannie obracają się podobne kręgi. Myślę tu o świecie, który nas otacza i w którym żyjemy — świat zwierząt i roślin.
Człowiek od swego zarania był i nadal pozostaje częścią tego ekosystemu. Tak jak wszystkie inne gatunki, jesteśmy wytworem trwającej ponad trzy i pół miliarda lat ewolucji. Jest jednak coś, co odróżnia nas od reszty gatunków zamieszkałych na Ziemi, pędzących w zawrotnym wirze prokreacji. Tym czymś jest nasz mózg, który w wyniku ewolucyjnych zmian, na przestrzeni kilku milionów lat począwszy od pierwszych Hominidów aż po Homo sapiens — znacznie powiększył swoją objętość.
Są to fakty ogólnie znane. Dzięki temu tak sprawnemu narządowi jesteśmy „myślącą istotą”, stojącą na czele Królestwa Zwierząt. Właśnie ta zdolność myślenia jest tym, co zdeterminowało naszą przyszłość jako gatunku. Użycie kamienia do obrony przed innymi zwierzętami, jak i do zdobywania pożywienia, było pierwszym przełomem w tym procesie. Później umiejętna jego obróbka doprowadziła do powstania różnorakich narzędzi.
„Ujarzmienie ognia”, umiejętność wytopu metali, udomowienie zwierząt, przejście z koczowniczego trybu życia do uprawy ziemi i hodowli zwierząt, ewolucja stosunków społecznych — wszystkie te osiągnięcia są pochodną tych zmian.
Ludzie różnią się od zwierząt jeszcze jedną ważną cechą. Aby ten proces wykorzystywania „wynalazków” następował bez zakłóceń, potrzebna jest jeszcze umiejętność przekazywania sobie, z pokolenia na pokolenie, tych wszystkich zdobyczy rozwoju cywilizacyjnego.
W tym miejscu chciałbym przytoczyć słowa Newtona skierowane w liście do Roberta Hooke’a: „Jeśli mogłem sięgać wzrokiem dalej niż inni, to dlatego, że stałem na ramionach olbrzymów” — cytat z J. Gronkowski, O karłach i olbrzymach, „Świat Nauki” 2000, nr 11.
Przytoczyłem fragment tego listu nie bez powodu, albowiem w tej pracy wielokrotnie używam cytatów innych autorów. Dotyczą one szerokiego spektrum dyscyplin naukowych, takich jak: kosmologia, fizjologia, filozofia, religioznawstwo, historia itp. Nie było moim celem ślepe naśladownictwo czy też plagiat tych dzieł, lecz tylko i wyłącznie ukazanie stanu wiedzy naszej nauki.
Opierając się na autorytecie naukowców, których dokonania powinny być dla nas lekturą obowiązkową, dodaję także od siebie nowe treści. Zmienią one, jak sądzę, diametralnie spojrzenie na naszą przeszłość. Główną inspiracją i motorem moich przemyśleń jest wiara, iż to, co piszę, jest zgodne z tym, co widzi Największy z Olbrzymów.
Każda nowa myśl, wynalazek, niejednokrotnie stoi w sprzeczności z już istniejącymi prawami. Czym innym jest wymyślenie czegoś od nowa, a czym innym, gdy jakaś obrazoburcza prawda zmienia cały dotychczasowy porządek. Przykładem mogą być np.: teoria kopernikańska, teoria Darwina, następujące po sobie systemy społeczno-polityczne, nowe technologie wypierające stare. W książce tej znajduje się wiele takich „nowych” idei. Czy są one epokowymi odkryciami? Czy jest to rzecz godna uwagi?
Każdy z nas ma jakieś tabu, jakąś świętość, na naruszenie której w żaden sposób nie możemy się zgodzić, jesteśmy głusi na jakiekolwiek argumenty. Przed zagłębieniem się w tekst tej książki każdy z czytelników powinien wyzbyć się wszelkich uprzedzeń dotyczących wiary, religii czy też seksualności człowieka. Należy pozbyć się tego balastu, który przygniata do ziemi i zawęża widnokrąg naszego spojrzenia, aby wznieść się jak ptak i poszybować ku wolnej i nieskrępowanej przestrzeni, z której widać nowe horyzonty wiedzy.
Człowiek w swojej historii przeszedł daleką drogę i zdawałoby się, że oto teraz jesteśmy u szczytu naszego potencjału rozwoju cywilizacyjnego. Życie raz po raz dostarcza nam dowodów na takie twierdzenie. Podróże w kosmos, komputery, elektrownie atomowe, biotechnologia, szczepionki i leki na choroby, które jeszcze zupełnie niedawno uśmiercały miliony ludzi. Sądzę jednak, iż znajdujemy się dopiero w połowie tego cyklu i do pełni możliwości jeszcze nam daleko. Co skłania mnie do takiego twierdzenia?
Otóż, jak wiadomo, mózg ludzki jest wykorzystywany tylko w niewielkim zakresie — w około 30 procentach. Z tego też tytułu można założyć, że nasze komórki nie wykorzystują całego swego potencjału możliwości. Podobnie jest z genami. W naszym organizmie jest mnóstwo nieczynnych genów, zawierających jakieś informacje. Jakie — można się tylko domyślać. Futurolodzy mają w tej dziedzinie wielką „niezagospodarowaną przestrzeń”, którą wypełniają różnymi pomysłami — telepatią, telekinezą, spirytyzmem itp. „Są rzeczy w niebie i na ziemi, które nie śniły się nawet filozofom” — cytat z W. Szekspir, Hamlet, akt I, s. 48.
Aby urzeczywistnienie tych „przypuszczeń” stało się możliwe, człowiek musi zrobić „następny krok naprzód”. Czy jest to możliwe? Jest coś, co każe mi wierzyć w to, że tym co może być naszą „odskocznią”, jest Biblia.
W latach 70. XX wieku amerykańscy naukowcy wysłali w przestrzeń kosmiczną próbnik Pioneer 10, którego zadaniem jest dotarcie jak najdalej w głąb naszego Wszechświata.
Do kadłuba sondy przymocowana została aluminiowa płytka pokryta cienką warstwą złota. Wygrawerowano na niej zakodowany rysunek — świadectwo poziomu rozwoju rasy ludzkiej, będący sygnałem skierowanym do innych inteligentnych cywilizacji pozaziemskich.
Są tam zawarte informacje: o naszej pozycji w szeregu planet Układu Słonecznego, o naszym gatunku — postacie kobiety i mężczyzny na tle sondy kosmicznej, o poziomie naszej wiedzy — schemat wodoru w dwóch różnych stadiach fizycznych. Człowiek wysyła w Kosmos swoje Credo, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Jej brak też jest znamienny. Skąd przybywamy? Jaki jest cel ludzkiej egzystencji? Czy są we Wszechświecie inne cywilizacje? Jeżeli tak, to na jakim poziomie rozwoju inteligencji? Czy to Bóg jest „sprawcą” tego całego „zamieszania”?
Zapatrzeni w niebo, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że na te i inne podobne pytania są odpowiedzi. Tą odpowiedzią jest właśnie Biblia. W Biblii, podobnie jak w Pioneerze, zawarta jest cała nasza mądrość, zapisana przed wiekami przez ludzi, którzy „zakodowali” w jej treści im znane prawdy, które my — ich potomni — musimy dopiero rozszyfrować.
Jak wiadomo, na treść Biblii składają się: Stary i Nowy Testament. Są to dwie święte księgi wyznawców religii judaistycznej i chrześcijańskiej. W islamie świętą księgą jest Koran, który swoje źródła ma w tradycji starotestamentowej. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pierwsza księga Starego Testamentu — Genesis — oraz ostatnia część Nowego Testamentu — Objawienie św. Jana, chociaż i inne księgi, ewangelie i listy są równie ważne.
Powyższe elementy Biblii stanowią znakomitą klamrę, spinającą całą wiedzę o tym, co było i co jeszcze nas czeka. Mam nadzieję, że poszczególne rozdziały tej książki dostarczą „argumentów” na udowodnienie tego twierdzenia.
Chociaż jest to główny „trop”, nie tylko w Biblii odnajdujemy przesłanki świadczące o „sygnałach z przeszłości”. Wokół nas, nawet przez nasze ciała, nieustannie przepływają fale radiowe, setki obrazów telewizyjnych, których nie widzimy, dopóki nie włączymy odbiornika. Potrzebna jest umiejętność „dostrojenia naszego odbiornika” i spojrzenie na historię naszych najdawniejszych cywilizacji: Sumeru, Egiptu, Grecji, Chin, Doliny Indusu, Majów, Inków, ludów Afryki, Ameryki Północnej, Europy, różnych zakątków Azji, Australii, Polinezji, aby dostrzec i pojąć ich tajemniczą historię.
Przedstawiciele tych cywilizacji odeszli w niepamięć, ale tylko pozornie. Pozostały po ich kulturach skamieniałości, niczym po wymarłych prehistorycznych zwierzętach. Są też i inne tropy. Odnajdujemy je w piśmiennictwie, filozofii, a nawet w historii. Wszystko to jest tematem tej książki.
Na początku tego wstępu była mowa o ewolucji człowieka. Było to czysto materialistyczne spojrzenie na nasze „genesis”. Później powoływałem się na Biblię jako koronny argument pomocny w zrozumieniu meritum sprawy.
Nauka i wiara są wartościami przeciwstawnymi sobie, skrajnościami wręcz wykluczającymi się. Czymże jest wiara w Stwórcę Wszechświata — dającego życie człowiekowi (Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz), tworzącego raj, zsyłającego na ziemię potop wszechmocnego Boga, wobec naukowych dowodów, że głównym „winowajcą” i ojcem człowieka jest ewolucja — jak mówi teoria Darwina.
Najdoskonalszą rzeczą, jaką można sobie wyobrazić, jest zrozumienie tych dziedzin — wiary i nauki — jako całość. Jednostki te w parze ze sobą tworzą jedność — jedno bez drugiego daje zafałszowany obraz rzeczywistości. Myśl ta jest esencją filozofii tej książki. Na ten sam temat już przed wiekami pisali najwięksi geniusze ludzkiego rodzaju.
Takim prekursorem był niewątpliwie Heraklit z Efezu. To on pierwszy z jedności przeciwieństw uczynił myśl przewodnią swojej nauki. Idee tego myśliciela na trwałe wpisały się w rozwój filozofii. Jego wypowiedzi dotarły do naszych czasów jedynie we fragmentach. Odnajdujemy je w pracach późniejszych autorów, filozofów i dziejopisów. Poniższy cytat pochodzi z tekstu G. S. Kirka, The Cosmic Fragments, Cambridge 1962, (wedle numeracji H. Diesla) — cytat z R. Palacz, Klasycy filozofii, Warszawa 1987, s.24.
8. Przeciwstawne łączy się, z niezgodności — najpiękniejsza zgodność i wszystko następuje poprzez walkę […].
10. Harmonijne połączenia: całość i niecałość, zgodne i niezgodne, melodyjne i dysonanse, z całości jedność i z jedności — wszystko.
Naukę filozofii w każdej szkole/uczelni rozpoczynają rozdziały o Jonii — traktowanej jako tygiel różnych kultur i religii, w którym kształtowały się idee polityczne i teorie filozoficzne. Jako pierwszy terminu „miłośnik mądrości” użył właśnie Heraklit z Efezu. Wybrzeża Azji Mniejszej leżały na styku kultury greckiej i kultur Wschodu. Wszyscy wielcy myśliciele starożytnej Grecji pełnymi garściami czerpali wiedzę z pozostałości tych kultur, które chyliły się już ku upadkowi i stopniowo odchodziły w zapomnienie (Egipt, Mezopotamia, Daleki Wschód). Filozofię grecką można więc porównać do „wytopu” powstałego w „wielkim piecu hutniczym”.
Materiałem wyjściowym do tego „wytopu” są nie tylko te kultury, które tworzyły pierwsze cywilizacje, ale także i inne. O poziomie zaawansowania ich wiedzy wiemy niewiele. Jak już wspomniałem, jednym z najważniejszych sposobów przekazywania wiedzy jest pismo. Dzięki niemu wiemy już dużo o naszej przeszłości (np. egipskie pismo hieratyczne, sumeryjskie pismo klinowe, pismo chińskie, kreteńskie pismo linearne).
Początki pisma są związane z kulturą Sumerów i sięgają 3200 r. p.n.e.. Przed tą datą ludzie musieli całą swoją wiedzę przekazywać, używając mowy, która choć ulotna, pamiętana jest relatywnie długo, jeśli za pomocą jakiejś zwięzłej formy „opowiadana” jest z pokolenia na pokolenie. Do tego właśnie celu służyły legendy, mity, epopeje, rymowane wiersze itp. Mówi się, że każda bajka ma w sobie ziarno prawdy. Mity, mitologie, legendy także zawierają w sobie takie „ziarno”, które jest naszym kolejnym ukrytym tropem. Nadszedł już czas, aby go rozszyfrować. Otóż moim zdaniem mity zawierają w sobie więcej prawdy, niż nam się zdaje, od obecnej prawdy, która jest tylko mitem.
Sumę wiedzy współcześnie żyjącego człowieka wchodzącego w trzecie tysiąclecie porównałbym do drzewa. Liście symbolizują całą ludzkość, rozwijającą się z pokolenia na pokolenie. Co rok drzewo to zrzuca je na zimę, aby z nastaniem wiosny z nowych pęków całą swoją zielonością odrodzić się do życia. Każdy taki listek to człowiek, jednostka społeczeństwa. Zmaga się on z życiem, ulegając nieustannie różnym „podmuchom historii”, np. wojnom, kataklizmom, epidemiom.
Liście wyrastają z gałązek, gałęzi, konarów. Jest to cały dorobek ludzkości. Wszystko, co człowiek w ciągu rozwoju swojej cywilizacji osiągnął — jego wierzenia, religie, rozwój nauki i techniki, systemów społeczno-politycznych (od niewolnictwa do demokracji) itp. Cały przebieg tego procesu zapisywany jest nieustannie w pniu tego drzewa. Każda „zmiana” odkładana jest „słój po słoju”, od początku naszej historii w jego wnętrzu. Tak więc historia jest pniem tego drzewa.
Dzięki paleologii możemy „zobaczyć” inne takie prehistoryczne drzewa. Znajdują się one w „skamieniałym lesie” w głębi Ziemi. Jak potwierdzają to badania naukowe, 99 procent gatunków zamieszkujących w różnych epokach Ziemi wymarło (np. w epoce panowania dinozaurów, w czasie permskiego wymierania gatunków itp.). Wiele z nich pozostawiło po sobie skamieniałości.
Drzewo nie składa się tylko z liści, gałęzi i pnia. Jak każdy dobrze wie, jego najważniejszą częścią składową są korzenie. To dzięki nim drzewo czerpie soki potrzebne do życia. Czym w tej „układance” są korzenie? Dla człowieka tymi korzeniami, bez których nie mógłby nie tylko żyć, ale i istnieć — jest Bóg. Jakkolwiek by go nie nazywano, czy byłby to Bóg judaizmu, chrześcijaństwa, islamu, czy też innych wiar i religii niemonoteistycznych, to Bóg jest naszą „alfą i omegą”. Jest naszym początkiem i końcem, od którego wszystko zależy i do którego w końcu zmierzamy (Genesis 1:27). Jakże śmiesznie w tym kontekście brzmi teza niektórych sceptyków, filozofów, nie mówiąc już o ateistach, że to człowiek jest „twórcą Boga”.
Na zakończenie jeszcze jedna sprawa. Religie monoteistyczne, a w szczególności chrześcijaństwo, swoją wiarą zastąpiło w różny sposób, bardziej lub mniej ludzki, całą gamę lokalnych wierzeń. Nie przepadły one jednak całkowicie. Oprócz mitów, o których już wspominałem, odnajdujemy je „zahibernowane” w „zakazanej archeologii”, szczególnie zaś w architekturze. To dzięki architekturze, pozostałych „przy życiu”, starych przedchrześcijańskich budowli, możemy dziś coś więcej powiedzieć o naszej przeszłości.
Piramidy egipskich faraonów, zigguraty starożytnego Sumeru, tajemnicze menhiry Carnac, kręgi w Stonehenge i Averbury, kurhany Newgrange, piramidy Azteków i Majów, świątynie Dalekiego Wschodu, Mur Chiński i wszystkie inne budowle całego świata nie powstały po to, by być „tylko” grobowcami czy też „pamiątką” zbytku rządzących, wykorzystujących swoich poddanych.
Jest to ostatni ważny, jeżeli nie najważniejszy, obok Biblii, „sygnał z przeszłości”. Wysłany on został do nas z rozmysłem. Wielokrotnie przewyższył on swoim rozmachem tę „drobinkę” wysłaną w kosmos w próbniku Pioneera.
Ileż geniuszu potrzeba było, by całą wiedzę naszych przodków przekazać, (mając przy tym tak „prymitywny” zasób możliwości), tak by nie została ona zniszczona przez walec historii (pozostając przy tym nierozszyfrowana do naszych czasów), by stać się na tyle prosta do zrozumienia, aby mogła być przez nas przyjęta, bez żadnych zastrzeżeń. Najbardziej skomplikowane rzeczy można czasami rozwiązać sposobami, które później wydają się być bardzo proste i logiczne. Jaki jest więc cel całej tej „armady” dowodów ludzkiej przemyślności?
Wyjaśnienie „problemów”, które zawarte są w tym wstępie, będzie treścią książki. Czytając jej poszczególne rozdziały, mam nadzieję przeciąć ten węzeł gordyjski niewiedzy i, używając logicznej argumentacji, ukazać całą naszą skomplikowaną historię w jej prawdziwym, zgodnym z faktami świetle.
Rozdział 1
System doktora Smoły i profesora Pierza
Jaka będzie przyszłość wszechświata? Czy będzie się on nieustannie rozszerzał i rozproszy się w mroku ciemności, czy też powstaną nowe formy materii? Może alternatywą dla kosmosu są inne teorie? Na przykład teoria strun, która przewiduje istnienie dziesięciu wymiarów, M-teoria, czyli teoria dwóch trójwymiarowych powierzchni zwanych branami, oddzielonych niewielką przerwą wzdłuż jedenastego wymiaru. Czy też przyszłością naszego wszechświata jest „nowy wszechświat” we wnętrzu czarnej dziury. Te i inne fantastyczne teorie nie wytrzymują konkurencji z teorią kwintesencji. Chociaż ma ona w sobie jakąś logiczną jakość, nie jest jeszcze tą teorią, pod którą bym się podpisał.
Jak zauważyłeś, szanowny czytelniku, rozdział ten zatytułowany jest — System doktora Smoły i profesora Pierza. Jest to tytuł jednego z opowiadań Edgara Allana Poe. Jakiż on może mieć związek z kosmologicznymi teoriami? Otóż żaden lub prawie żaden. Samo opowiadanie nie jest wcale istotne w tej sprawie. Czytając je kilka lat temu, wcale nie zwróciłem uwagi na jego tytuł, lecz w wytłumaczeniu zagadnienia, o którym piszę, jest nad wyraz trafnym stwierdzeniem.
Tematem tego rozdziału jest przyszłość naszego wszechświata. Z całą stanowczością chciałbym stwierdzić, że: jego przyszłość jest, od początku jego powstania, ściśle określona i zdeterminowana. Głównym i podstawowym przeznaczeniem naszego wszechświata jest jego końcowy kolaps.
Cóż to oznacza? Ano to, że po okresie niezwykle intensywnej inflacji z pierwszej sekundy naszego wszechświata, po epoce rekombinacji, powstaniu pierwszych gwiazd i współczesnych galaktyk, znajdujemy się w zwrotnym punkcie naszej historii, po którym nastąpi powolne, lecz systematyczne i w końcu coraz szybsze, aż do kosmicznych wręcz prędkości, zapadnie się cała materia i promieniowanie z powrotem ku centrum.
Logicznym jest, że jeżeli Wielki Wybuch był punktem wyjściowym całego procesu, to punktem zwrotnym jest właśnie jego powrót. No dobrze, ale co ma z tym wspólnego — z teorią kwintesencji — ten śmiesznie brzmiący tytuł?
„Obserwacje dokonane w ciągu ostatnich pięciu lat przekonały kosmologów, że pierwiastki chemiczne oraz ciemna materia w sumie dają mniej niż połowę zawartości wszechświata, natomiast reszta to wszechobecna ciemna energia charakteryzująca się niezwykłą własnością: jej grawitacyjne oddziaływanie polega nie na przyciąganiu, lecz odpychaniu. Podczas gdy pod wpływem grawitacji pierwiastki chemiczne i materia ciemna skupiają się w gwiazdy i galaktyki, energia dąży do równomiernego wypełnienia całej przestrzeni na podobieństwo mgły. W starciu z tymi dwiema tendencjami górę bierze grawitacja odpychająca, która pokonując przyciąganie grawitacyjne materii, stopniowo przyśpiesza ekspansję wszechświata. […]
Z pomiarów obecnego tempa ekspansji, przy założeniu, że ulega ona spowolnieniu, wynikałoby, że wiek wszechświata wynosi mniej niż 12 miliardów lat. Tymczasem obserwacje świadczą o tym, że niektóre gwiazdy w naszej galaktyce liczą sobie 15 miliardów lat. Przyspieszając tempo ekspansji wszechświata, odpychanie pozwala pogodzić obliczony wiek wszechświata z obserwowanym wiekiem ciał niebieskich.” cytat z J. P. Ostriker, P. J. Steinhard, Wszechświat kwintesencyjny, „Świat Nauki” 2001, nr 3.
Biorąc pod uwagę, że ciemna energia jest w 70 procentach składnikiem wszechświata o olbrzymiej masie, oraz że gęstość tej ciemnej energii jest wręcz znikoma, ciemną energię porównałbym właśnie do tytułowego „pierza”. Wyobraźmy sobie, że jest to puch, którego praktycznie nie widać, ale jest go tak dużo, iż skumulowany w sobie jest potwornie dużym ciężarem.
W tej wyliczance ciemna materia, zwykła materia i promieniowanie są „smołą”. Jak wiadomo, substancja ta o stałej lub podgrzanej konsystencji ma stosunkowo mniejszą objętość od puchu. Obie te „ciężkości” — puch i smoła — tak jak odpowiednio ciemna energia i materia z promieniowaniem są nierozerwalnie ze sobą związane w sposób wręcz genialnie prosty.
Niektóre gwiazdy w naszej galaktyce liczą sobie 15 miliardów lat, co świadczyłoby o wieku wszechświata. Ale zgodnie z teorią grawitacji odpychającej wiek wszechświata obliczany jest na 12 miliardów lat. Zachodzi pewna sprzeczność. Można ją wytłumaczyć właśnie systemem doktora Smoły i profesora Pierza.
Jak wiadomo, po Wielkim Wybuchu nastąpiła ogromna ekspansja energii i masy od centrum wybuchu. Całą masę stanowiła plazma. Masa ma większą gęstość od energii, dlatego też w tym procesie wybuchu prędkość masy była po pewnym czasie większa od tak zwanej ciemnej energii. Rzućmy bryłą smoły, poleci szybciej od wielkiej kuli puchu.
Tak więc to masa eksplodowała pierwsza, a za nią poleciała ciemna energia. Aby całą tę „teorię” doprowadzić do końca, należy założyć, że Wielki Wybuch nie był początkiem procesu. Jak to jest możliwe, że ta wielka bomba tkwiła sobie w czasie i przestrzeni, której, z tego wynika, nie było, i nagle, nie wiadomo z jakiej przyczyny, wybuchła sobie. Według mnie nie był to początek czasoprzestrzeni.
Cały ten proces porównałbym do kosmicznego perpetuum mobile — samonapędzającej się machiny, która raz po raz wybucha i kurczy się, tworząc megacykl. I my właśnie znajdujemy się w jego środku.
Jeżeli to założenie o cykliczności jest prawdziwe, to cały ten proces widziałbym tak: materia o większej gęstości od ciemnej energii oddaliła się pierwsza, ale i też pierwsza wyhamowuje swój pęd, ponieważ jej ciężar całkowity jest mniejszy od całkowitego ciężaru ciemnej energii. Ciemna energia ma co prawda większy ciężar całkowity, ale dzięki małej gęstości podąża za całą materią.
Ciemna energia, w końcu, dzięki większemu całkowitemu ciężarowi wyprzedza (przenika) całą masę i pędzi dalej w przestworza. To właśnie ten proces jest „odpowiedzialny” za cały problem wieku wszechświata. Niewidzialna ciemna energia, cięższa od masy, grawitacyjnie przyciąga w końcu tę masę swoim ogromnym ciężarem. Dlatego skraje naszego obserwowalnego wszechświata nie są odpychane ujemną energią próżni, tylko wręcz odwrotnie — są przyciągane przez ciemną energię.
Ciemna energia, chociaż ma bardzo małą gęstość, to też w końcu musi kiedyś „zwolnić”. Przez to, że ciemna energia ma bardzo małą gęstość, rozciąga się jak bardzo długa guma. Dzięki temu niewyobrażalnemu rozciągnięciu ciemna energia traci swoją wartość jako ogromny ciężar. Tu następuje kluczowy, krytyczny moment w megacyklu. Skupiona masa osiąga w końcu przewagę nad rozciągniętą ciemną energią i grawitacyjnie przyciąga ją z całą swoją „stanowczością”.
Ta z początku nie ma dużej prędkości powrotu. Lecz z czasem prędkość ta rośnie, osiągając taką siłę, że cała ta „armada” — ciemna energia oraz cała masa wszechświata — pędzi z powrotem ku centrum. I to centrum jest końcowym momentem megacyklu. Nowy, następny wybuch jest początkiem następnego…
Tak więc to ten ruch w tę i z powrotem jest podstawą naszego wszechświata. Ma to zasadnicze znaczenie dla wszystkich jego części składowych. Myślę tu zwłaszcza o naszej planecie i jej mieszkańcach.
Jest to tylko teoria i potrzebne jest potwierdzenie jej założeń przez innych. Kosmologowie, mający do dyspozycji cały arsenał wiedzy naukowej, oceniają to z pewnością bardzo wnikliwie.
Jeśli to, co napisałem, jest sprzeczne z nauką, należy się z tym zgodzić bez zastrzeżeń. Oddając tę teorię pod osąd nauki, chciałbym stwierdzić, iż w przypadku, gdyby okazała się ona „nieporozumieniem”, to cała dalsza część tej książki właściwie nie ma żadnego znaczenia. Być może są w niej jakieś nieścisłości, to jednak podstawowym znaczeniem teorii „doktora Smoły i profesora Pierza” jest cykliczność wszechświata, na potwierdzenie, której przedstawiam kilka dowodów, które będą tematem większości przedstawionych rozdziałów.
Rozdział 2
Księga Rodzaju (1)
Jak wiadomo, Biblia rozpoczyna się Księgą Rodzaju (z greckiego Genesis). Mowa jest w niej o tym, że to Bóg stworzył Ziemię, wszystkie rośliny i zwierzęta oraz człowieka, którego umieścił w Edenie. Później nastąpił upadek pierwszych ludzi (Adama i Ewy).
Pierwsze zdanie tej Księgi to: „Na początku stworzył Bóg Niebo i Ziemię” (Księga Rodzaju 1, 1). Każdy wyznawca wiary monoteistycznej wierzy, że to Bóg stworzył świat w ciągu sześciu dni, że chcąc ukarać człowieka, spuścił na niego Potop, że dzięki Noemu i jego Arce uratował gatunek ludzki i wszystkie zwierzęta z tego pogromu. Wierzący wyznają to za podstawę, kanon swojej religii — Bóg jest Stwórcą. No tak, ale jak ma się to do naukowo potwierdzonych dowodów, iż Ewolucję Życia na naszej planecie należy liczyć w miliardach lat.
Wydawałoby się, że jest to sprzeczne z logiką, ale można udowodnić, iż nauka i wiara nie stoją ze sobą w sprzeczności. Przyjmując, że Biblia jest symboliczną przenośnią o ukrytym znaczeniu, to zawarty w niej fragment o Ablu i Kainie należy „rozumieć” jako opowieść o losach Neandertalczyka i Człowieka z Cro-Magnon, z czasów gdy te dwa gatunki żyły obok siebie. Do pewnego momentu spokojnie egzystowały ze sobą. Później nastąpiła rywalizacja i w konsekwencji zagłada jednego, słabszego gatunku.
W nauce jest to dość dobrze opisana historia. Wiara fakt ten opisuje własnymi słowami. Jednakże dopiero łącząc te dwie „opowieści”, mamy całą prawdę o tym, co wtedy, (około 40—30 tysięcy lat temu), zaszło. Mając do dyspozycji fakty i motywy tej niezaprzeczalnej „zbrodni”, jasne staje się, że to Kain — człowiek z Cro-Magnon, „unicestwił” Abla — Neandertalczyka. Fantastyka? Być może. Jednak jeszcze raz powtarzam, iż Biblię trzeba traktować symbolicznie, a nie dosłownie.
Stosując zasadę — Biblii jako kodu — jasnym okazuje się, kto był głównym „inspiratorem” tego bezwzględnego w skutkach czynu. Tu już wkraczamy w zakres kompetencji samego Boga-Stwórcy. Nie naszą sprawą jest oceniać jego zamierzenia i czyny. On to, mając w zamiarze uczynienie (z drobnych organizmów pierwotnych, później z gadów ssakopodobnych, z ssaków wielkości lemura, z hominidów), człowieka, mając tak „mierny materiał wyjściowy”, musiał „pozbywać” się jego form pośrednich, aby dojść do formy końcowej, czyli człowieka współczesnego.
To, czy powinny jednocześnie istnieć pośrednie „mniej doskonałe prototypy” człowieka: homo habilis, homo erectus, homo sapiens neandertalensis, jest tylko i wyłącznie decyzją Stwórcy. Takich przykładów w Pierwszej Księdze Mojżeszowej znajdziemy więcej. Cały proces tworzenia Wszechświata, Życia na Ziemi, odpowiada szczegółowo i bez żadnych odstępstw wiedzy współczesnej Nauki.
1. Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię (Księga Rodzaju 1, 1–5).
Wielki Wybuch i utworzenie się skorupy ziemskiej.
2. Powstanie sklepienia i oddzielenie wody pod sklepieniem (1, 6–8).
Sinice, utworzenie się atmosfery.
3. Suchy ląd, zielona trawa (1, 9–12).
Pierwsze rośliny na Ziemi.
4. Światła na sklepieniu (1, 14–18).
Słońce i Księżyc.
5. Wielkie potwory (1, 21–22).
Era panowania dinozaurów.
6. Bydło, płazy i inne zwierzęta (1, 24–25).
Epoka już po wyginięciu dinozaurów.
7. Uczyńmy człowieka na obraz nasz (1, 26–31).
Proces „tworzenia” człowieka — od małp człekokształtnych po hominidy. Zwraca uwagę bardzo ważne stwierdzenie „nasz”. Dlaczego twórcy Biblii użyli określenia Bóg w liczbie mnogiej? Odpowiedź na to zasadnicze pytanie w dalszej części książki „Gloria Olivae”.
8. Tak zostały ukończone niebo i ziemia (2, 1–7).
Proces „uczłowieczania” hominidów został już ukończony. Ostatnim etapem tego procesu był Człowiek z Cro-Magnon — w pełni już ukształtowany i z przygotowanym do dalszej „obróbki” umysłem.
9. Potem umieścił człowieka w Edenie (2, 8–25).
„Prymitywny” Człowiek kromanioński opanował Lewant i Europę. Stworzenia kobiety z żebra Adama nie należy traktować dosłownie. Chodzi tu o to, że zarodek ludzki posiada zarówno samcze, jak i samicze zawiązki płciowe. Jeżeli zarodek ma chromosom Y, powstaje białko wywołujące rozwój jąder. Te z kolei wydzielają hormony powodujące rozwój penisa i męskich gonad. Jeśli nie ma chromosomu Y, powstają organy kobiece.
10. Upadek pierwszych ludzi (3, 1–24).
Wąż kusiciel i wypędzenie człowieka z raju. Człowiek kromanioński uzyskał samoświadomość o własnym człowieczeństwie.
„Zobaczył”, iż nie jest już „nagim” hominidem, ale człowiekiem, który musi wziąć w swoje ręce dalszą przyszłość. Musi wziąć się do pracy — nastąpiło przejście z łowiectwa do zaczątków rolnictwa. W całej tej sprawie najważniejszy jest wąż. Wąż jako przenośnia będzie bardzo ważnym elementem „układanki”, którą przedstawię w kolejnych rozdziałach.
11. Kain i Abel (4, 1–16).
Tę historię już znamy.
12. Potomkowie Kaina (4, 17–24).
Człowiek z Cro-Magnon rozprzestrzeniając się, opanowuje coraz to nowe lądy.
13. Kolejny syn Adama i Ewy — Set i jego potomkowie (4, 25–26).
Potomkowie Kaina rozprzestrzeniają się po świecie. Set symbolizuje te ludy i plemiona, które mieszkały na terenach Lewantu — czyli na Bliskim Wschodzie.
14. Wtedy zaczęto wzywać imienia Pana (4, 26).
Jest to bardzo ważny moment w całej „egzystencji” człowieka. Kromaniończyk nie jest już „ciemnym” człowiekiem. Dzięki „inspiracji” Boga tworzy sztukę — figurki, ryty, malowidła jaskiniowe. Pochówki zmarłych świadczą o wierze w życie pozagrobowe — wierzy już w Boga-Stwórcę.
15. Potomkowie Adama (5, 1–32).
Najwcześniejszymi potomkami Adama, są po wielu pokoleniach: Sem, Cham i Jaret. Długość życia tych wszystkich pokoleń nie jest oczywiście dokładnym odzwierciedleniem ich życia. Z pokolenia na pokolenie długość ta zmniejsza się. Oznacza to, że ci najstarsi w stosunku do młodszych stanowią perspektywę upływu czasu — od czasów najdawniejszych do czasów coraz nam bliższych. Tak więc Sem — jest praojcem Semitów, Cham — plemion chamickich, a Jafet — ludów indoeuropejskich.
16. Zepsucie rodzaju ludzkiego (6, 1–8).
Tego, że możliwości życia człowieka są ograniczone do mniej więcej 120 lat, nie trzeba tłumaczyć. Sprawa olbrzymów i zgładzenie człowieka z powierzchni Ziemi stanowi przygotowanie do podjęcia tematu Noego i jego Arki.
17. Noe, jego Arka i Potop (6, 6 — 8, 22).
Wyjaśnienie tematu Potopu w innym miejscu.
18. Wtedy zbudował Noe ołtarz Panu (8, 20–22).
Ołtarz należy rozumieć jako religie monoteistyczne. Najpierw judaizm, później chrześcijaństwo i islam. Nie zapominajmy jednak i o innych religiach: buddyzmie, szintoizmie czy religiach „Nowego Świata”, Afryki, Polinezji.
19. Przymierze Boga z Noe (9, 1–17).
Czasy „po potopie”. Sprawa łuku też jest ważna, jednakże podobnie jak sprawa węża czy Potopu będzie omówiona również w innym miejscu.
20. Noe i jego synowie (9, 18 — 10, 32).
Są tu wymienieni poszczególni potomkowie Jafeta — czyli ludy indoeuropejskie, synowie Chama — plemiona, państwa nieżydowskie — Babilon, Akkad, Kannan, Kusz, Filistyni, synowie Sema — plemiona żydowskie: Hebrajczycy, Elam i inne.
21. Wieża Babel (11, 1–9).
Nie jest to tylko bajeczka dla wytłumaczenia mnogości języków na Ziemi. Wieża Babel symbolizuje raczej Wiarę Babel. Wyjaśnienie tego problemu związane jest z czasami sprzed potopu.
22. Potomkowie Sema (11, 10–32).
Ciąg dalszy „wyliczanki” aż do Abrahama.
23. Powołanie Abrahama (12, 1 — 15, 21).
Jest to ogólnie znana historia jego życia. Temat ten jest osią całej historii Religii judaistycznej.
24. Hagar i Ismael (16, 1–16).
Przyczynek do powstania historii religii Islamu.
25. Obrzezka znakiem przymierza (17, 1–27).
To też jest ważny temat. Wyjaśnienie jak w punkcie 23.
26. Abraham, Izaak, Jakub, Józef, wędrówka „ludu wybranego” do Egiptu (18, 1 — 50, 26).
Jest to historia Izraelitów.
Rozdział 3
Księga Rodzaju (2)
Mam nadzieję, że nikt z czytelników nie wątpi już w to, iż Genesis jest księgą, w której jej twórcy zaszyfrowali całą wiedzę, dostępną im, a dla nas będącą powodem do „bezowocnych” mniemań. Księga ta składa się z 50 perykop, cóż więc z pozostałymi, czy jest to „tylko” historia Izraelitów? By przystąpić do uzupełnienia pierwszej części, koniecznym jest przypomnienie sobie historii Hebrajczyków.
„Hebrajczycy (później znani jako Żydzi) byli grupą plemion semickich, które łączyła wiara w jednego Boga. Około 1200 r. p.n.e. Mojżesz przeprowadził ich z Egiptu do Kanaan w Palestynie. Nękani przez Filistynów i Ammonitów zjednoczyli się pod rządami jednego króla — Saula (około 1010–973 p.n.e.), pokonali Filistynów i ustanowili królestwo Izraela ze stolicą w Jerozolimie. Izrael osiągnął szczytowy rozwój za rządów syna Dawida, Salomona (około 973–935 p.n.e.), który wzniósł świątynię w Jerozolimie. Po jego śmierci królestwo podzieliło się na Izrael i Judę. Izrael został zniszczony przez Asyryjczyków w 722 r. p.n.e., Juda przez Babilończyków w 587 r. p.n.e. W okresie 598–587 Babilończycy wzięli w niewolę tysiące Żydów (tzw. niewola babilońska). Kiedy Persja podbiła Babilon w 538 r. p.n.e., pozwolono Żydom powrócić na swoje ziemie i odbudować Jerozolimę, ale w 332 r. p.n.e. podbił ich państwo Aleksander Wielki, po czym przeszło pod kontrolę Ptolemeuszy (301 r. p.n.e.) i Seleucydów (198 r. p.n.e.). W 63 r. p.n.e. Palestyna stała się prowincją Rzymu — Judeą. Dążenia religijne i narodowe doprowadziły do powstań w latach 66–70 i 132 n.e., zakończonych jednak niepowodzeniem, zburzeniem Jerozolimy i wygnaniem wielu Żydów z Judei.” cytat: J. Chisholm, Historia świata w datach.
26. Zapowiedź narodzenia Izaaka (Księga Rodzaju 18).
Abraham jest podobnym do: Noego, Kaina czy Abla — antropomorficznym symbolem całego narodu hebrajskiego, który zgodnie z wolą Boga udał się do Egiptu „po naukę”. Z tej „niewoli” plemiona semickie przywędrowały do „Ziemi Obiecanej” w Kanaanie około roku 1200 p.n.e. Mojżesz przeprowadził ich z Egiptu do Kanaan w Palestynie.
Izaak, syn Abrahama — to właśnie zapowiedź „narodzenia się” nowego państwa żydowskiego, obiecanego Narodowi Wybranemu przez Boga. Izaak jest więc symbolem nowego życia, po kilkusetletniej „nieobecności”. Symbolem tej „posuchy” jest bezpłodna Sara, która „nieoczekiwanie”, dzięki interwencji Opatrzności Bożej, rodzi dziecko — Izaaka — czyli nowy Izrael.
27. Zniszczenie Sodomy i Gomory, Pochodzenie Moabitów i Ammonitów (19).
Wiersz ten symbolizuje walki i wypieranie miejscowych plemion i narodów zamieszkałych Kanaan — „nękanie Filistynów i Ammonitów” — Król Saul.
28. Narodzenie Izaaka i Śmierć Sary (21–23).
Powstanie królestwa Izrael ze stolicą w Jerozolimie. Ostateczne umocnienie i uniezależnienie się tego królestwa od „niebezpiecznych” sąsiadów — Król Dawid.
29. Śmierć i pogrzeb Abrahama (25, 7–11).
Hebrajczycy nie są już grupą plemion semickich — mają swoją Ziemię Obiecaną. Izrael — z chwilą powstania państwa (Izaak), nie jest już grupą plemion (Abrahamem).
30. Potomkowie Ismaela (25, 12–18).
Arabowie — posługujący się jednym językiem — arabskim, na „scenie historii” pojawili się dopiero w IX w. p.n.e.
31. Narodzenie Ezawa i Jakuba (25, 19–34).
Bardzo ciekawa i barwna historia — oczywiście równie symboliczna jak wszystkie poprzednie. „Po śmierci Salomona jego królestwo podzieliło się na Izrael i Judę”.
Jeśli tereny, na których ustanowiono królestwo Judy (historycznie najstarsze — stolica Jerozolima oraz Betlejem, Hebron, Beer Szeba) zantropomorfizujemy jako starszego syna Izaaka — Ezawa, natomiast tereny, w obrębie których ustanowiono królestwo Izraela określimy symbolicznie jako syna Izaaka — Jakuba, to okaże się, że wyłudzone przez niego pierworództwo jest równie symboliczne.
Chodzi tu o samą nazwę państwa — Izrael. W czasach króla Salomona tak nazywano całe państwo, zaś po podziale na dwie części (między dwóch synów Izaaka) nazwa ta „została wyłudzona” przez „młodszych historycznie” mieszkańców północnych obszarów. Ten podział na dwa państwa ma swoje odbicie w dalszych wierszach Księgi Rodzaju.
32. Rebeka wyprawia Jakuba do Labana (27, 42–28, 5).
Północne państwo Hebrajczyków — Izrael — czyli Jakub w roku 722 p.n.e. zostaje zniszczone przez Asyryjczyków, dlatego też Jakub „na jakiś czas wyprawia się” do Labana — czyli do Libanu, do swoich „pobratymców”, semickich Fenicjan.
33. Ezaw bierze za żonę córkę Ismaela (28, 6–9).
To nie przypadek, że Ezaw czyli południowe państwo Hebrajczyków — Juda „poszedł” do Ismaela. Fakt ten, oczywiście symboliczny, ma swoje potwierdzenie w historii (tzw. niewola babilońska — zniszczenie Judy przez Babilończyków w roku 587 p.n.e). Wielu Judejczyków zmuszonych zostało do emigracji na południe do krainy Edom (32, 3).
34. Pojednanie Ezawa z Jakubem. Zemsta za zhańbienie Diny. Bóg błogosławi Jakubowi w Betelu (33–35).
„Kiedy Persja podbiła Babilon w 538 r. p.n.e., pozwolono Żydom powrócić na swoje ziemie i odbudować Jerozolimę. Nie wszyscy jednak wygnańcy opuścili Babilonię, gdyż wielu, którzy zadomowili się w niej na dobre, uznając ją za swój kraj, nie miało zamiaru wracać do ojczyzny znanej tylko z opowiadań rodziców. Po przybyciu do Jerozolimy pierwszą czynnością tych, którzy wrócili, było wzniesienie ołtarza na miejscu zrujnowanej świątyni i rozpoczęcie regularnych ofiar porannych i wieczornych.”
35. Śmierć Izaaka (35, 27).
Śmierć równie symboliczna jak w przypadku Abrahama. Juda — nazwa względnie samodzielnej prowincji imperium perskiego — nie jest już Izaakiem (Izraelem), tylko Ezawem (Judą). Dlatego też w wierszu 36. wymienieni są „Potomkowie Ezawa”.
36. Królowie Edomu (36, 31–43).
„A oto królowie, którzy panowali w ziemi edomskiej, zanim nad synami Izraela zapanował król…”
Wielce symptomatyczna jest różnica między „Potomkami Ezawa”, a „Królami Edomu”. Jest to oczywiście informacja o czasie historycznym pomiędzy 538 a 165 r. p.n.e., w którym to Juda Machabeusz zdobył Jerozolimę i zmusił Syryjczyków do opuszczenia Judy, która uzyskała niepodległość (z oczywistym interwałem Aleksandra Macedońskiego).
„Oczyszczono świątynię z syryjskiej obrzydliwości i ohydy i przywrócono kult Jahwe 25 dnia miesiąca »kislew«, czyli w grudniu 164 r. p.n.e. […] W 161 r. p.n.e. Juda Machabejczyk zginął w bitwie, ale walkę prowadzono dalej, gdyż dowództwo objął jego brat Jonatan, który w roku 143 p.n.e. został przez Syryjczyków podstępnie pojmany i zamordowany. Wtedy dowództwo przejął ostatni z braci, Szymon, który objął po bracie godność etnarchy i urząd arcykapłana, a przez lud został obwołany królem w 142 r. p.n.e.” cytat. W. Tyloch. Judaizm, W-wa, 1987.
37. Synowie Jakuba (35, 22–26 oraz 29, 32 i 30, 24).
— Synowie Lei — starszej córki Jakuba: Ruben, Symeon, Lewi, Juda, Issachar i Zebulon — symbolizują wszystkie okresy w historii narodu hebrajskiego, kiedy to Izraelczycy cieszyli się wolnością aż do czasu przełomu er.
— Synowie Zylpy — służącej Lei — starszej córki Jakuba: Gad i Aszer — symbolizują okresy starszej niewoli, służby, aż do czasu przełomu er.
— Synowie Racheli — młodszej córki Jakuba: Józef i Beniamin — o nich już niebawem.
— Synowie Bichy — służącej Racheli — młodszej córki Jakuba: Dani i Naftali — symbolizują okresy młodszej niewoli, służby, aż do czasów przed powstaniem współczesnego państwa Izrael.
38. Józef i jego bracia (37).
Jeśli wszystkie powyżej wymienione postacie symbolizują jakiś wyjątek z historii narodu hebrajskiego, to nie inaczej musi być i z Józefem. Józef w Genesis „antropomorfizuje” Jezusa oraz cały okres chrześcijaństwa. Czy tak jest w istocie? Sprawdźmy.
Rzekli do niego bracia: Czy chciałbyś naprawdę królować nad nami? Czy chciałbyś naprawdę nami rządzić? I jeszcze bardziej znienawidzili go z powodu snów i słów jego. Potem miał jeszcze sen i opowiedział go braciom swoim. Powiedział: Miałem znowu sen: oto słońce, księżyc i jedenaście gwiazd kłaniało mi się… (37, 6–9).
Nie jest trudnym dostrzec korelację losów Józefa z biografią Jezusa — Mesjasza Królewskiego i więcej nawet, z całą historią chrześcijaństwa aż po współczesność.
39. Sprzedanie Józefa do Egiptu (37, 12–36).
Wrzucenie Józefa do studni, umoczenie jego szaty we krwi, sprzedanie go Ismaelitom za dwadzieścia srebrników — czyż nie jest to „informacja” o zdradzie Judasza, sądzie nad Jezusem, ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Jezusa? Ismaelici symbolizują arcykapłanów i całą Radę Najwyższą (Mateusz 26, 29), zaś Potyfar — egipski dworzanin faraona, dowódca straży przybocznej — namiestnika Judei Piłata (Mateusz 37, 36). Dalsze losy Józefa symbolizują już historię chrześcijaństwa.
40. Juda i Tamar (38).
Jest to historia narodu żydowskiego po zburzeniu świątyni w 70 r. n.e. Pierwszy syn Judy, Er, symbolizuje nieudaną próbę zrzucenia jarzma panowania Rzymu — rewolucję Szymona bar Kochby w 132 r. n.e. Drugi syn Judy, Onan, niszczący swoje nasienie — symbolizuje trwającą prawie dziewiętnaście wieków bezpotomności i bezpaństwowość narodu żydowskiego. Nie mogąc doczekać się wnuka (upragnionego powrotu do Ziemi Obiecanej), Juda, w wyniku podstępu Tamar, swojej synowej, płodzi Peresa i Zeracha.
— Zerach (ten z nicią szkarłatną) — symbolizuje Aszkenazyjczyków czyli Żydów, którzy osiedlili się na terenie Niemiec, północnej Francji oraz Czech. Później jednak w wyniku prześladowań w okresie wypraw krzyżowych Żydzi zamieszkali na terenach Polski i generalnie na wschodzie Europy.
— Peres — symbolizuje Żydów zamieszkałych w Hiszpanii — Sefardyjczyków. Niestety, ich pobyt w Hiszpanii, Portugalii, Francji (czyli generalnie na zachodzie Europy) — nie zakończył się zgodnym współistnieniem, tylko mordem, grabieżą i wygnaniem. Nieszczęsne losy Peresa kilkaset lat później podzielił Zerach (ten ze szkarłatną nicią), są również dramatycznie symboliczne, albowiem szkarłat ten oznacza Holokaust.
— Jakub — czyli naród judzki — nie doczekał się wnuka (własnego państwa). Ale bez obaw, historia narodu żydowskiego nie kończy się na Judzie, jest jeszcze jego trzeci syn — Szela, który „na szczęście” jeszcze nie „dorósł”.
41. Józef i żona Potyfara (39).
A oto historia chrześcijaństwa: Józef fałszywie oskarżony przez żonę Potyfara trafia do więzienia, ale Pan był z Józefem i sprawił, że zjednał sobie życzliwość przełożonego więzienia (39, 21). Jest to symboliczna alegoria pierwszych wieków chrześcijaństwa — fałszywe oskarżenia cesarza Nerona, prześladowania aż do czasów cesarza Dioklecjana. Józef przekonał przełożonego więzienia, który powierzył mu nadzór nad wszystkimi więźniami (39, 22). Chodzi tu z pewnością o cesarza Konstantyna, który spowodował swobodny rozwój chrześcijaństwa.
42. Józef wykłada sny współwięźniów (40).
Sny współwięźniów dotyczą bezpośrednio już dziejów Kościoła katolickiego, a szczegółowiej rzecz ujmując — papiestwa i jego hierarchów.
— Sen podczaszego — Po trzech dniach faraon podniesie do góry głowę twoją i przywróci ci urząd twój, tak że będziesz podawał puchar faraonowi do ręki, jak dawniej, gdy byłeś podczaszym. Jeśli tylko nie zapomnisz o mnie, gdy ci się będzie dobrze powodziło, wyświadcz mi łaskę i wspomnij o mnie przed faraonem, by mnie wydostać z tego więzienia (Genesis 40, 13–14).
„Trzy dni, po których faraon podniesie do góry głowę twoją” — to oczywiście zakodowana informacja o Reformacji, która jak wiadomo była odpowiedzią na nadużycia hierarchów Kościoła: absentyzm, nepotyzm, symonię i inne zboczenia. Wers 40, 14 to już czasy po Kontrreformacji, a nawet więcej — czasy nam współczesne.
— Sen piekarza — Po trzech dniach faraon podniesie wysoko głowę twoją, bo powiesi cię na drzewie i ptaki będą zjadać ciało twoje (40, 19). To z pewnością symbol największej „plamy na honorze” Kościoła — Inkwizycja, kiedy to ludzie oskarżeni o herezję byli okrutnie torturowani i paleni na stosach. Ci fanatycy zasłużyli na „nagrodę” — Protestantyzm.
43. Józef wykłada sny faraona (41).
Tak jak sny współwięźniów dotyczą bezpośrednio kapłanów, hierarchii Kościoła i papiestwa (współwięźniowie), to sny faraona symbolizują historię chrześcijaństwa — Religii monoteistycznej.
— Po siedmiu latach tłustych (czas do Reformacji), przyjdzie siedem lat chudych (czyli Protestantyzm), kiedy to krowy chude i szpetne pożrą krowy tłuste. Luteranizm, Kalwinizm, Kościół anglikański, spowodował odwrócenie się wiernych od Kościoła Katolickiego, ale też, a może i bardziej, chodzi tu o całkowite odrzucenie wiary w Boga, libertynizm, ateizm. Ogólnie można stwierdzić, iż te „oświeceniowe krowy” rozpanoszyły się na zachodzie Europy.
— Siedem kłosów suchych, cienkich i wysuszonych przez wiatr wschodni — symbolizują z pewnością Kościół prawosławny, ale też, a może i bardziej — „noc polarną komunizmu” — system, który wręcz programowo zakładał ateizm.
44. Józef namiestnikiem Egiptu (41, 37).
Ale gdy również w całej ziemi egipskiej zapanował głód, lud wołał do faraona o chleb. Wtedy faraon mówił do wszystkich Egipcjan: Idźcie do Józefa i czyńcie, co on wam powie.
— Wielki głód — to „głód wiary”. We wszechogarniającym nas świecie braku wiary w Boga i w świecie, w którym panuje kult śmierci, gdzie pieniądz jest jedynym wyznacznikiem wartości człowieka „miejscem pożywienia” jest Józef — namiestnik ziemi egipskiej, czyli papież — głowa Kościoła katolickiego.
— Ze wszystkich stron: z pożartego przez chude krowy, przeżartego konsumpcjonizmem Zachodu i z wysuszonego przez wiatr Wschodu — ściągają po „chleb wiary” głodni ludzie.
45. Juda wstawia się za Beniaminem (44, 18).
Po dziewiętnastu wiekach „tułaczki”, w roku 1948 naród żydowski wreszcie doczekał się swego państwa. Ten wielce historyczny (obiecany) moment antycypuje właśnie Beniamin! Czym innym, jak nie restytucją Izraela, jest wers 47, 27, a także i pozostałe: Tak oto osiadł Izrael w ziemi egipskiej, w krainie Goszen. Nabywali ją na własność, rozradzali się i rozmnażali bardzo… Ziemia egipska to oczywiście czasy Wielkiego Snu, natomiast czas panowania Józefa w Egipcie to chrześcijaństwo.
46. Jakub przepowiada przyszłość swoim synom (49).
Dwanaście plemion Izraela — począwszy od Rubena aż po Beniamina — to opis dziejów narodu żydowskiego.
— Ruben — pierworodny — to pierwsze królestwo Izraela za czasów króla Dawida, natomiast Beniamin — to państwo Izrael, jakie znamy obecnie. Pozostali synowie Jakuba — Izraela — patrz punkt 37.
47. Śmierć i pogrzeb Jakuba (49, 29).
Śmierć równie symboliczna jak w przypadku Abrahama i Izaaka. Naród żydowski — czyli Jakub — nie jest już „ludem wędrownym”, ma swoje państwo — czyli Beniamin.
48. Józef zapewnia braci o swoim przebaczeniu (50, 15).
Lud Wybrany ma do spełnienia misję — mają zaświadczyć o tym wszystkim, o czym „mówi” Tabula Smaragdina. Wszystko pozostałe — nasze mniemania, przesądy — nie mają żadnego znaczenia.
49. Jakub błogosławi Efraimowi i Manasserowi (48) i Śmierć Józefa (50, 22).
Wszystko w swoim czasie!!
Rozdział 4
Objawienie św. Jana
Każda nawet najdłuższa „opowieść” musi się kiedyś skończyć, ale tak jak bajka bez morału traci swój sens, tak też i ta „biblijna opowieść”, (jaką jest wcześniej zamieszczona przeze mnie interpretacja Pierwszej Księgi Starego Testamentu — jaką jest Księga Rodzaju), musi mieć swoje wiele wyjaśniające dopełnienie.
Twórcy Genesis całą swoją wiedzę dotyczącą powstania życia na Ziemi i historii Człowieka uczynili tak „niedostępną”, by podczas symbolicznego Wielkiego Snu — jakim jest stan totalnej niewiedzy, (w jakim obecnie znajdują się wszyscy czytający ten mój wpis), poświęcił swój czas na naukę w najważniejszej „Szkole życia” — jaką jest obecnie otaczająca nas rzeczywistość. Ludzkość ledwo co wyszła z koszmaru dwóch morderczych totalitaryzmów, a już na horyzoncie widać kolejne równie groźne zagrożenia.
Podobnie, jak już wcześniej omówiona przeze mnie Księga Rodzaju, równie niezrozumiały (dla niewtajemniczonych) jest ostatni „rozdział” Nowego Testamentu — Apokalipsa Świętego Jana. Wszystkie najważniejsze fragmenty owego Objawienia poddaję mojej, bardzo symbolicznej w formie jak i treści, egzegezie.
Wszystkie cytaty poniżej zamieszczone fragmenty Objawienia Świętego Jana pochodzą z: Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1980.
1. Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał mu Bóg, aby ukazać sługom swoim to, co ma się stać wkrótce… (1.1 — 1.3).
Myślę, że to co jest zawarte w tym wersie, nie wymaga komentarza.
2. Do anioła zboru w Efezie napisz: To mówi Ten, który trzyma siedem gwiazd w prawicy swojej, który się przechadza, pośród siedmiu złotych świeczników… (2.1 — 2.7).
Każdy z tych Listów skierowany jest do innego zbioru ludzi. Jeśli skojarzysz sobie wszystkie najważniejsze „znaki szczególne” tych zbiorów ludzi z ich opisami, to nie powinieneś mieć żadnych kłopotów z „odnalezieniem” ich adresatów.
Stwierdzenie o „siedmiu złotych świecznikach” jednoznacznie odnosi się do menory — najważniejszego symbolu dla Judaizmu. Także treść tego listu nie pozostawia żadnego cienia wątpliwości, do kogo jest on adresowany. Każdy z listów kończy „złota myśl” — swoisty testament, który bezpośrednio odnosi się do przyszłości każdego ze „zborów”. Listy te wysłane ponad dwa tysiące lat temu, niczym zakodowany rysunek z próbnika Pioneera 10, dotarły w końcu do czasu swego przeznaczenia, by potwierdzić, skąd przybywamy i jaki jest cel naszej — ludzkiej egzystencji.
3. A do anioła zboru w Smyrnie napisz: To mówi pierwszy i ostatni, który był umarły, a ożył… (2.8 — 2.11).
List ten adresowany jest do Chrześcijan. Co do przyszłości tego zboru to wcale nie jest ona tak dramatyczna, (jak to przekazują nam „znaki szczególne”, czy też różne przepowiednie), choć bardzo zaskakująca, tak dla samych „zainteresowanych”, jak i dla „postronnych”.
4. A do anioła zboru w Pergamonie napisz: To mówi ten, który ma ostry miecz obosieczny… (2.12 — 2.17).
„Znaki szczególne”, jak i treść tego listu kojarzyć się może tylko z Islamem, który już raz poddał się Woli Boga i nie wątpię, że kiedy będzie taka potrzeba, uczyni to ponownie. Żadne nauki Balaama czy też nauki nikolaitów, nie są w stanie podważyć nauk Mahometa.
5. A do anioła zboru w Tiatyrze napisz: To mówi Syn Boży, który ma oczy jak płomień, a nogi jego podobne są do mosiądzu… (2.18 — 2.29).
List ten adresowany do adeptów mistycznych doznań (i innych eksperymentatorów), którzy tak bardzo zatracili się w swoich jogistycznych praktykach „podglądania jaźni”, iż dopiero Budda swoimi naukami musiał z powrotem wprowadzić ich na „Środkową Ścieżkę”. Myślę, że zawarte w liście przestrogi spowodują, że na tej „Ścieżce” pozostaną.
6. A do anioła zboru w Sardes napisz: To mówi Ten, który ma siedem duchów Bożych i siedem gwiazd. Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły… (3.1 — 3.6).
List ten zaadresowany jest do „dzieci duchowych” esseńczyków, jakimi byli Ubodzy Rycerze Chrystusa, a później Wolnomularze oraz wszelkiej maści inni różni niepokorni: alchemicy, różokrzyżowcy, kabaliści itp., którzy swoje „podejrzenia” zamknęli w ryzach semiotyki.
7. A do anioła zboru w Filadelfii napisz: To mówi Święty, prawdziwy, Ten, który ma klucz Dawida, ten, który otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, który zamyka, a nikt nie otworzy… (3.7 — 3.13).
List ten adresowany jest do tych, którzy zachowali Słowo Boże i nie zaparli się Imienia Bożego. Gdzie jest takie miejsce, gdzie jest taki kraj — nie trudno zgadnąć.
8. A do anioła zboru w Laodycei napisz: To mówi Ten, który jest Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia bożego… (3.14 — 3.22).
Myślę, że adresat (adresaci) tego listu nie chcieliby, abym wymieniał „na głos” jego (ich) imię. Moja jedyna rada jest taka, by skorzystał (skorzystali) z rady autorów tego Listu.
9. Wizja nieba i Wizja Baranka Bożego… (4.1 — 5.14).
Twórcy Objawienia mieli sporo fantazji, ale nikt nie zaprzeczy, że głównymi postaciami tych wizji są Bóg-Stwórca i Jezus Chrystus.
10. Otwarcie pieczęci… (6.1).
Różnie do tej pory interpretowano ten wers. Niektórzy widzą w nim „Czterech Jeźdźców Apokalipsy — uosobienie nieszczęść wojny: Zabór, Mord, Głód i Śmierć na białym, czerwonym, wronim i płowym koniu”
Moim zdaniem „Otwarcie pieczęci” stanowi, w syntetyczny sposób, przedstawienie historii człowieka — od samego początku, kiedy to „Zostały ukończone niebo i ziemia”, a następnie nastąpił „Upadek pierwszych ludzi”.
— (6.2) Biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać.
To ostatni etap ewolucji Człowieka — Homo sapiens, a także, zgodnie z poetyką pism Heraklita: łuk — to Człowiek, a korona — to miejsce, jakie zajmuje on wśród innych zwierząt. „I wyruszył jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać” — to długa i żmudna edukacja w symbolicznej „szkole życia”, która tego, jeszcze prymitywnego, ale już myślącego Człowieka, czekała.
— (6.3) Drugi koń, barwy ognistej, a temu, który siedział na nim, dano moc zakłócić pokój na ziemi, tak by mieszkańcy jej zabijali się nawzajem; i dano mu wielki miecz.
I zakłócił Człowiek kromanioński pokój na ziemi, a ofiarą tego rozboju był Neandertalczyk.
— (6.5) Koń kary, ten zaś, który siedział na nim, miał wagę w ręce swojej. I usłyszałem, jakby głos pośród czterech postaci mówił: Miarkę pszenicy za denara, trzy miarki jęczmienia za denara; a oliwy i wina nie tykaj.
Kiedy człowiek zajął się rolnictwem, handlem itp., niepomny przestróg swego Ojca postanowił „przyspieszyć” nieco swoją edukację, co skończyło się „potopem”. („Zepsucie rodzaju ludzkiego” — Genesis 6, 1). Uczeń był jeszcze na etapie „pszenicy i jęczmienia”, a już zachciało mu się „oliwy i wina”.
— (6.7) Siwy koń, a temu, który na nim siedział, było na imię Śmierć, a piekło szło za nim; i dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem i morem, przez dzikie zwierzęta ziemi.
Historia starożytności, bo to o ten okres tu chodzi, to jedna wielka jatka. Jedno wielkie imperium powstawało na gruzach innego.
— (6.9) Piąta pieczęć, widziałem poniżej ołtarza dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, które złożyli.
Wersy 6.10–11 jednoznacznie potwierdzają, że chodzi tu o jakże dramatyczne losy pierwszych chrześcijan — esseńczyków, stąd „piąta pieczęć”, która symbolizuje już naszą erę, a nie czasy przed naszą erą — konie.
— (6.12) Szósta pieczęć, że powstało trzęsienie ziemi i słońce pociemniało jak czarny wór, a cały księżyc poczerwieniał jak krew.
Czasy, o których wieszczy ta „pieczęć”, dotyczą „najciemniejszego” okresu w historii nowożytnej — średniowiecza.
11. Opatrzenie pieczęciami stu czterdziestu czterech tysięcy (7.1).
To oczywiście temat związany z historią Izraelitów.
12. Wizja zbawionych w niebie (7.9).
Wers ten dotyczy bezpośrednio tych, którzy sprawują „pasterską” opiekę nad „śpiącym” człowiekiem w czasie Wielkiego Snu — (Chrześcijaństwo).
13. Głos siedmiu trąb (8.1).
Głosy pierwszych czterech trąb zapowiadają, symbolizują nieszczęścia, kataklizmy, zarazy, wojny, jakie w czasie „Wielkiego Snu” — czyli nauki na „uniwersytecie życia”, które człowiek musiał „zaliczyć”, aby w przyszłości nigdy więcej podobnych błędów nie popełnić.
14. Trzykrotne „Biada” (8.13 — 9.1).
I zatrąbił piąty anioł; i widziałem gwiazdę, która spadła z nieba na ziemię; i dano jej klucz od studni otchłani.
Nauki ciąg dalszy. Żeby zrozumieć swoje błędy, trzeba je najpierw zrobić. To „biada”, które spowodowały bomby zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki, nigdy nie mogą się powtórzyć.
15. I zatrąbił szósty anioł (9, 13).
Uwolnij czterech aniołów, którzy są spętani nad wielką rzeką Eufratem.
Z okazji otwarcia pieczęci stwierdziłem, że stanowią one przedstawienie historii człowieka. Począwszy od białego, ognistego, karego i siwego konia, poprzez piątą, szóstą pieczęć, a w niej: pierwsze cztery trąby, piątego, szóstego anioła — ukazana jest perspektywa upływu czasu — od człowieka kromaniońskiego, przez czasy przed naszą erą, aż po czasy naszej ery. Jeśli taka „interpretacja” pieczęci do tej pory nie kłóciła się z logiką wydarzeń historii, to głos szóstej trąby „musi” dotyczyć czasów bezpośrednio po II wojnie światowej.
Biorąc to wszystko pod uwagę, myślę, że czterech aniołów znad rzeki Eufrat można porównać tylko z czterema strefami okupacyjnymi. Z takiego, a nie innego przyporządkowania głosu trąby — szóstego anioła wynikają różne konsekwencje, o których wieszczy w dalszych swoich wersach Objawienie świętego Jana.
16. Wizja wielkiego anioła z książeczką wyroków (10.1).
Myślę, że to co jest zawarte w tym wersie nie wymaga komentarza.
17. Dwaj świadkowie (11.1).
Drugie biada minęło i nadchodzi szybko trzecie biada (11.14).
Mam takie „przeczucie”, że chodzi tu o ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie i o tragedię z 11 września 2001 r.
18. Siódma trąba (11.15).
Myślę, że to co jest zawarte w tym wierszu nie wymaga komentarza.
19. Wizja niewiasty i smoka (12.1).
Dotychczas wszystkie „węzły gordyjskie” dotyczyły przeszłości i z tego też powodu były bardzo łatwe do zweryfikowania. Teraz jednak wkraczamy w sferę przyszłości, która jest o tyle łatwa do przewidzenia (kto ma w sobie choć odrobinę geniuszu, którego naszym przodkom nie brakowało, ten szybko ten węzeł rozwiąże), o ile nie nastąpił jeszcze ku temu odpowiedni moment.
Nie chodzi tu z pewnością o jakieś bajki: smoki, siedmiogłowe zwierzęta — jest to oczywiście przenośnia, która dotyczy kwestii związanej z tematem „cywilizacji śmierci”, obecnie próbującej zneutralizować „cywilizację życia”.
20. Zwycięstwo w niebie i wesele Baranka, Tryumf Chrystusa, Zagłada wrogów (19.1–21).
Jak widać, przyszłość nie jest tak tragiczna, jakby się to wydawała. Będzie to zwycięstwo „cywilizacji życia” nad „cywilizacją śmierci”. Będzie to zwycięstwo Człowieka.
21. Tysiącletnie królestwo (20.1).
Tysiącletnie królestwo będzie ostatnim, najważniejszym etapem nauki człowieka, kiedy to mając już „dyplom” w kieszeni, będzie na tyle mądry, by oddzielić ziarno od plew, prawdę od fałszu, dobro od zła. Mimo wszystko nie będzie to jeszcze Królestwo Boże.
Jak długo ten okres „tysiącletniego królestwa” będzie trwał, zależy to w głównej mierze od nas samych. Pierwsze zmartwychwstanie będzie raczej bardziej „symboliczne” niż „materialne”. Dotyczyć ono będzie „zmartwychwstania” pamięci o tych wszystkich ludziach, którzy z takim poświęceniem, nierzadko przez cale tysiąclecia budowali, rzeźbili, rysowali, malowali: świątynie, piramidy, sanktuaria. Za to, że poświęcali swoje życie, przyszłość wielu pokoleń, nieraz i całych narodów, należy im się z naszej strony to pierwsze „zmartwychwstanie”.
22. Klęska szatana i ostateczna walka. Sąd ostateczny (20.7).
Myślę, że „ostateczna walka” oznacza ni mniej, ni więcej tylko ostateczny triumf życia nad śmiercią, o czym marzyli nasi przodkowie, o czym marzy każdy z nas, i o czym marzyć jeszcze będą nasi następcy. Nie jest rzeczą najważniejszą, w jakiej formie to się stanie, materialnej czy też innej, wszystko jest niczym w obliczu tego, że tak się stanie.
Nie jest również rzeczą najważniejszą, w jakim miejscu to się stanie, czy na ziemi, czy w jaźni, gdziekolwiek będzie, to będzie. Cóż z tego, że „niewdzięczna” część megacyklu zakończy życie Ziemi, życie będzie trwało nadal i będzie się miało znakomicie. Po jednym megacyklu, zawsze jest następny.
23. Nowe niebo i nowa ziemia (22.1).
„I widziałem nowe niebo i nową ziemię; albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma […]. Oto przybytek Boga między ludźmi! I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem jego, a sam Bóg będzie z nimi. I otrze wielką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku; ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły.”
„Druga śmierć” jest równie „niematerialna” jak „pierwsze zmartwychwstanie”. Jest to śmierć fałszu i zła.
24. Wieczne panowanie Chrystusa (22.6).
Myślę, że to co jest zawarte w tym wersie nie wymaga komentarza.
Rozdział 5
Mur Chiński
Znaczenie chińskiej cywilizacji dla zrozumienia naszej przeszłości i przyszłości jest ogromne, ale to co jest tematem głównym tego wpisu — czyli „Mur Chiński”, swoją symboliką daleko bardziej wybiega ponad wyobrażenia „niewtajemniczonych”, którzy od czasów jego zbudowania, aż do chwili obecnej uważają, iż zbudowany on został dla obrony przed koczowniczymi plemionami z północy, a przecież w głównej mierze jest on brakującą częścią bardzo ważnego Przesłania.
Poniżej podany cytat nie pretenduje do miana naukowego opracowania całego genesis historii Chin, ale dzięki niemu będzie można, chociażby tylko w podstawowym zakresie, uwiarygodnić od strony merytorycznej pewien niesamowity błąd myślowy skutkujący kolosalnym, wręcz śmiesznym stereotypem, który powtarzany jest od pokoleń przez wszystkich, od największych autorytetów aż po laików. Nadszedł czas aby i ten symbol ludzkiego geniuszu został w końcu odkodowany i aby swoją właściwą i zgodną z zamierzeniami ich twórców treścią, wypełnił lukę w ogromnie ważnym dla człowieka Przesłaniu, które wysłał tym razem chiński „Noe” kilka tysięcy lat temu.
„Drugim zasadniczym zajęciem nowego cesarstwa cz’inowskiego obok konsolidacji wewnętrznej była ekspansja terytorialna. Na Północnym Zachodzie przeprowadzono wiele kampanii przeciwko koczowniczym plemionom Siung Nu (Hunowie), które niedawno utworzyły nową konfederację plemienną. W rezultacie przepędzono Siung Nu z obszarów na południe od wielkiego łuku Rzeki Żółtej, tj. na wpół pustynnego płaskowyżu Ordos. Było to dzieło Meng T’iena, jednego z najbardziej utalentowanych generałów cz’inowskich, który dowodził armię składającą się rzekomo z 300 tysięcy żołnierzy. W związku z akcją przeciwko Siung Nu oraz mając na celu zapobieżenia najazdom koczowników, przystąpiono do budowy słynnego Wielkiego Muru. Polegało to przede wszystkim na połączeniu i przedłużeniu murów już istniejących. W efekcie zbudowano mur sięgający od dzisiejszej prowincji Kansu aż do morza przy granicy Mandżurii Południowej na długości 2100 kilometrów. Wielki Mur spełnił częściowo swoje zadanie utrudniania inwazji koczowniczej, ale odegrał przy tym także inną rolę: doprowadził do odseparowania chińskiej ludności rolniczej od plemion koczowniczych i uniemożliwił chłopstwu chińskiemu ucieczkę do koczowników. Obecny mur tylko częściowo pokrywa się z murem cz’inowskim, leżącym prawdopodobnie bardziej na północ; pochodzi on zresztą prawie wyłącznie z o wiele późniejszego okresu dynastii Ming. Szy Huang umarł w 210 r. p.n.e. podczas jednej z wielu podróży, które miał zwyczaj odbywać po swoim imperium. Szy Huang został pochowany w swoim niezmiernie kunsztownym i ozdobnym mauzoleum; część jego bardzo licznego haremu towarzyszyła mu do grobu.” cytat: Witold Rodziński, Historia Chin
Przypomnijmy sobie, co symbolizowali: Kobieta — Mezopotamia i Mężczyzna — Nil i jakie miało to znaczenie i wpływ na kulturę, religię, życie codzienne kapłanów i „niewtajemniczonych”. Między tymi cywilizacjami a cywilizacją chińską, oprócz podobieństw, tj. kosmologii, filozofii, można zauważyć inne mniej widoczne analogie, świadczące o wspólnej idei, która w intuicyjny sposób połączyła te trzy cywilizacje w jeden symbol.
Na przykładzie Dendery, Abu Simbel, Abydos (świątynie te zostały odbudowane lub rozbudowane przez następców wiele wieków po ich inauguracji), Królestwa Kusz (brakujący element mężczyzny — jego stopa, został zbudowany kilkaset lat po ustaniu budowy piramid w Egipcie), świątyń Amona w Luksorze czy piramid w Gizie (mozolnie budowane przez kilka pokoleń) itp. widać, iż to „sanktuarium” mężczyzny było najważniejszym celem tej cywilizacji. To samo można powiedzieć o Murze, którego „budowa” polegała na połączeniu tylko i przedłużeniu już wcześniej istniejących odcinków, a obecny stan Muru zawdzięczamy dynastii Ming (lata 1368–1644).
Cywilizację chińską w zderzeniu z koczowniczymi plemionami można porównać do człowieka, który opędza się od brzęczącego komara — jego brzęczenie i ukłucie jest bardzo nieprzyjemne, ale „strach” przed nim kończy się z chwilą zmiażdżenia go jednym uderzeniem.
Państwo Szang w XVII w. p.n.e. liczyło 4–5 milionów ludzi. Dynastia Zachodniego Czou — około 25 milionów, a sama stolica państwa Cz’i w III w. p.n.e. — 210 tysięcy. Armia Pierwszego Cesarza Cz’in Szy Huang Ti liczyła 300 tysięcy żołnierzy. Jak takie mocarstwo, mogące wystawić tak ogromną armię, która mogłaby zmieść z powierzchni ziemi każdą inną armię, miało obawiać się koczowniczych plemion, choćby i nawet stanowiących konfederację? Generał Meng T’ien jedną kampanią przeciwko Siung Nu rozprawił się z nimi, zyskując spokój na kilkaset lat.
Następne, prawdziwe już zagrożenie, miało nastąpić dopiero w IV w. n.e. Czy aby obronić się przed taką „armią” koczowników, potrzebna była budowa muru — z tak ogromnym zaangażowaniem sił i środków, na dodatek z tak długim, wieloletnim okresem antycypacji przyszłych wydarzeń? Inwazja Hunów, która spowodowała panowanie tych plemion w Chinach Północnych przez następnych 300 lat, potwierdza tylko, z wojskowego punktu widzenia, nieskuteczność takiej zapory. Jakim zabezpieczeniem granic przed plemionami z północy były te „kawałki” murów, budowane przez małe państewka w różnych miejscach?
Dlaczego Cesarstwo Rzymskie dla zabezpieczenia swoich granic przed najazdami plemion koczowniczych „barbarzyńskich” Germanów czy też Polska w XVII w. — określana jako przedmurze chrześcijaństwa, dla obrony przed turecko-tatarską nawałnicą nie zbudowała tak „skutecznego” jak chiński mur zabezpieczenia przed Hunami? Odpowiedzi na te pytania są oczywiste. Wytłumaczyć ten fenomen można tylko w ten sam sposób, jak w przypadku egipskich czy sumeryjskich piramid. Należy wziąć pod uwagę nie to co „widać”, tylko jaki był ukryty sens wielowiekowych zapobiegliwości „kustoszy” tego Muru — jakie jest jego przesłanie.
Przykład Echnatona, Abrahama czy Mojżesza wskazuje na wpływ Boga-Stwórcy na wszystkie poczynania człowieka, na jego drogę „ku doskonałości” poprzez wyrażenie swej woli jednostce (a nie całemu społeczeństwu), która później implikuje historię całych narodów i cywilizacji. Nie inaczej było w przypadku Aleksandra Wielkiego czy Szy Huanga, których biografie wykazują pewne analogie (seria zwycięskich wojen). Właśnie te militarne sukcesy są najbardziej „podejrzane”.
Aleksander Wielki stworzył imperium sięgające od Grecji aż po Dolinę Indusu, ważniejszym jednak skutkiem tych podbojów było połączenie nurtów misteriów starożytnych kultur Wschodu z wiedzą i mądrością filozofii greckiej. Dziełem Szy Huanga było połączenie małych i słabych państewek w jeden organizm, który w wyniku przeprowadzonych reform stał się mocarstwem mogącym nie tylko przeciwstawić się ciągłym najazdom koczowników, ale także prowadzić ekspansję na inne regiony — Koreę, Wietnam. Jednakże znacznie ważniejszym skutkiem tego zjednoczenia był Mur, który przetrwał dynastię mającą trwać według założeń jego twórcy 10 tysięcy pokoleń.
W koncepcji „wtajemniczonych” kapłanów Mężczyzna — Nil i Kobieta — Mezopotamia stanowiły kosmicznych rozmiarów symbol dualizmu „dobra i zła” — czyli dwie strony megacyklu. Jak wiadomo, jedyną budowlą widzianą z orbity okołoziemskiej jest Mur Chiński. Powyżej twierdziłem, że nie został on zbudowany dla obrony przed koczownikami z Północy. Łącząc te oczywiste fakty ze sobą, wyłania się jedyny możliwy wniosek. Kształt i wielkość tego Muru jest świadomie zaplanowanym, precyzyjnie wykonanym i z całą sumiennością konserwowanym — trzecim, brakującym elementem Wielkiego Planu budowy Przesłania dla Człowieka przyszłości — czyli dla nas.
Jak wiadomo, w Edenie wąż namówił Adama i Ewę do zerwania i zjedzenia jabłka z drzewa poznania Dobra i Zła, co było bezpośrednią przyczyną ich wygnania. Otóż Mur — czyli Wąż (Mur za Cesarstwa Cz’in miał kształt węża lub smoka z rozwartą paszczą) w koncepcji ich budowniczych — stanowi symboliczną barierę, której człowiekowi przekroczyć nie wolno. Jakikolwiek by ten zakaz nie był i czegokolwiek by nie dotyczył, już sam fakt złamania przysięgi i sięgnięcie poza barierę zła — usłuchanie podszeptów „węża” — powoduje katastrofalne skutki dla człowieka. Wąż — czyli Mur — jest barierą, ostrzeżeniem przed złem.
Zrozumiała więc teraz okazuje się jego lokalizacja. Nie mógł on powstać na granicy z Wietnamem czy też w Dolinie Indusu — mijałoby się to z ideą przesłania. Niech nie obrażą się obecni mieszkańcy terenów za Murem, bo to nie o nich tu bezpośrednio chodzi, ale złem były właśnie te plemiona, które żyły i mieszkały poza całym „cywilizowanym światem”.
Patrząc od strony Mężczyzny — rzeki Nil, Kobiety — Mezopotamia, poprzez filozofię grecką, religię judaistyczną, Dolinę Indusu, filozofię buddyjską, filozofię chińską — wszystkie te symbole stanowią logiczną całość. Chiny są ostatnim „cywilizowanym” państwem w tym ciągu, a zarazem budowniczym i opiekunem Muru, za którym są już tylko nicość i zło. Ale aby było wiadomo, że to zło istnieje, musi się jakoś objawić i tutaj dochodzimy do następnego niezwykle ważnego faktu, który można zrozumieć tylko dzięki poszlakom.
„Podbój Chin Północnych w IV w. przez plemiona koczownicze odbywał się mniej więcej w tym samym czasie co najazdy pokrewnych im plemion na Europę. Była to jednoczesna wielka ekspansja tych ludów, niemająca sobie równej aż do XIII w., gdy Mongołowie powtórzyli właściwie ten proces. Zasadnicze przyczyny tego zjawiska nie są jeszcze dostatecznie wyjaśnione, chociaż wysunięto już wiele hipotez, z których najprawdopodobniejsza przypisuje je znacznemu przyrostowi ludności, całkowicie przekraczającemu możliwości gospodarki koczowniczej.” cytat: Witold Rodziński, Historia Chin
I to jest właśnie ten przejaw zła, które nastąpiło — widać tu wyraźnie rękę Boga-Stwórcy. To przesłanie o nieprzekraczalności pewnych granic przez człowieka ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia Środkowej Ścieżki Buddy. Pomiędzy dwoma skrajnościami, którymi są uciechy zmysłowe i samoumartwianie się, jest całe spektrum życia — należy z niego korzystać. Każde wychylenie wahadła w jakąkolwiek stronę — poza granicę muru, powoduje odwrotne do czynów skutki, ale jest to już temat na inne opowiadanie.
Czy Szy Huang Ti został „wtajemniczony” przez kapłanów, czy też doznał bezpośredniej epifanii — podobnej do Abrahama lub Mojżesza, tej kwestii dzisiaj nikt już nie jest w stanie rozstrzygnąć, ważniejszym jednak od tego jest to, że Pierwszy Cesarz zdawał sobie z tego sprawę, iż jest realizatorem woli Boga wykonując powierzone zadanie — połączenia Muru w jedną całość i niejako „przy okazji” scalenia wszystkich chińskich państewek w jedno silne państwo.
Podsumowując: Mur Chiński jest przesłaniem mówiącym o nieprzekraczalności pewnych granic i norm ustalonych przez Boga-Stwórcę (na przykład dekalog). Należy też postępować zgodnie z naukami zawartymi w Świętym Poemacie Pitagorasa i kroczyć Środkową Ścieżką Buddy, czyli wystrzegać się skrajności, a dopiero wtedy będzie możliwe spotkanie człowieka z Bogiem w jednym Królestwie Bożym.
Rozdział 6
Judaizm
Kompleks sakralny w Nabta Playa, znajdujący się na Pustyni Zachodniej w Egipcie można porównać do największych i najbardziej spektakularnych miejsc kultu, powstałych w całej epoce „przedcywilizacyjnej”, takich jak Newgrange, Stonehenge, Carnac. Powstał on w tym samym czasie i nawiązuje do tych samych idei, co wszystkie inne „kamienne” budowle. Wynika z tego, że wszystkie elementy tej świątyni powinny mieć identyczne znaczenie jak wcześniej omówione już w tej książce kompleksy.
„Kompleks sakralny w Nabta Playa (5500–3500 r. przed naszą erą) zbudowany został przez pasterzy z Sahary. Składał się z kurhanów, kamiennego kręgu będącego kalendarzem, obserwatorium astronomicznego oraz grup steli. Najstarszą kamienną konstrukcją był kurhan z grobem złożonej w ofierze młodej krowy. […] W skład konstrukcji wchodziły także mniejsze głazy. Tworzyły płotek dookoła steli lub je podpierały. Jednak uczonych najbardziej zaskoczyły nie same rozmiary kamiennych megalitów, ale wyniki wykopalisk prowadzonych w miejscach, gdzie niegdyś stały. Pod każdą grupą kamieni schowany pod warstwą gliny znajdował się skalny grzyb — efekt erozji skał, powstający w wyniku działania niszczącej siły wiatru. Te formy musiały mieć dla ówczesnych ludzi wyjątkowe, kultowe znaczenie, gdyż dodatkowo obtłukiwali je za pomocą kamiennych narzędzi, nadając im kształt dzióbka, takiego jak w czajniczku do herbaty. Dopiero taką obrobioną skałę przysypywali ziemią i ustawiali nad nią megality. […]
Niewielki wzgórek z Megalitem A był centralnym punktem prowadzenia obserwacji astronomicznych. Nawet dziś, gdy się na nim stanie, widać linie pojedynczych poprzewracanych kamieni, ciągnące się od wzniesienia daleko hen w pustynię. Według wchodzącego w skład ekipy astronoma profesora J. Mc Kima Malwille’a przed blisko 7 tysiącami lat wskazywały one nocą trzy wschodzące na niebie obiekty: Dubhe — najjaśniejszą gwiazdę gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy, Alnitaka i Alnilam — dwie pobliskie jasne gwiazdy z Pasa Oriona oraz Syriusza.” cytat z „Newsweek” 2002, nr 22
Czyż najstarsza kamienna konstrukcja — Kurhan — nie jest podobny do kurhanu w Newgrange i innych im podobnych? Czyż Kamienny Krąg nie jest podobny do Stonehenge i innych? Czyż te rzędy głazów (menhirów) nie są podobne do Carnac i innych? Czyż Megalit A nie jest podobny do megalitu Locmariaquer i innych? Czyż coroczne ceremonie związane z cyklicznym pojawianiem się wody w jeziorze wraz z nadejściem pory deszczowej, które świadczy o odbywającym się tam co roku kulcie związanym z cyklicznością nie są podobne do kultu z Luksoru i Karnaku? Czyż linie biegnące od Megalitu A, wskazujące swoim kierunkiem na Oriona i Syriusza, nie są podobne do „szybów” z piramidy Cheopsa w Gizie!?
Odpowiedź może być tylko twierdząca. Można więc bez obawy o pomyłkę jeszcze raz stwierdzić, iż Carnac czy Stonehenge i Nabta Playa, dzięki swojej zawartej w kamiennych konstrukcjach wiedzy, wykazują cywilizacyjne podobieństwa, więc i ich idee były z pewnością jednakowe. Jedyną rzeczą, która wyróżnia Nabta Playa od reszty sanktuariów, są te bardzo dziwnego kształtu „grzyby skalne”, znajdujące się pod „stertą kamieni”. Mając na uwadze to, co już do tej pory wiemy, to rozwiązanie tej zagadki nie powinno stanowić już żadnego problemu.
„Skalne grzyby” są symbolicznym przedstawieniem fallusa, który tak jak w Carnac, podczas symbolicznej „ejakulacji” (głazy na powierzchni), tworzy razem z żeńskim „współ-elementem” (kurhan), nowe życie.
Najbardziej intrygujący w tym „tajemniczym” sanktuarium jest ogromny blok piaskowca z Megalitu A, znajdujący się pomiędzy fallusem („skalnym grzybkiem”) a leżącą na powierzchni (plemniki) grupą steli. Kształt tego kamienia będzie miał ogromne znaczenie dla całego tego rozdziału.
Otóż nie jest to żaden „dzióbek w czajniku od herbaty”, tylko jak wskazuje na to logika — symboliczny napletek. Jakie znaczenie ma symbolika napletka dla tego rozdziału, który dotyczy judaizmu?
„Historia Abrahama i jego potomków, opisana w Księdze Rodzaju, może świadczyć o tym, że do Kanaanu, czyli dzisiejszej Palestyny, przybyły trzy główne fale osadników hebrajskich. Pierwsza, związana z Abrahamem i Hebronem, dotarła tam około 1850 r. przed naszą erą. Druga fala migracji łączy się z wnukiem Abrahama, Jakubem, który otrzymał imię Izrael (walczący z Bogiem). Osiedlił się on w Sychem, gdzie obecnie znajduje się arabskie miasto Nablus na Zachodnim Brzegu Jordanu. Biblia powiada, że synowie Jakuba, którzy dali początek dwunastu plemionom Izraela, uszli do Egiptu, gdy w Kanaanie zapanował głód. Trzecia fala osadnictwa hebrajskiego nastąpiła około 1200 r. przed naszą erą, gdy plemiona uważające się za potomstwo Abrahama przybyły do Kanaanu z Egiptu. Oznajmili, że przebywali u Egipcjan w niewoli, lecz uwolniło ich bóstwo imieniem Jahwe, które było Bogiem ich przywódcy Mojżesza. […]
Według ostatecznej redakcji tekstu o Wyjściu, datowanej na V wiek przed naszą erą, Bóg zawarł przymierze z Mojżeszem na górze Synaj (wydarzyło się to prawdopodobnie około roku 1200 przed naszą erą). Po Wyjściu z Egiptu Izraelici rzeczywiście przyrzekli, że Jahwe będzie ich jedynym bogiem, a prorocy w późniejszych latach często przypominali im o tej ugodzie. […] Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że kult Jahwe zaniknie pod naporem powszechnie wyznawanego pogaństwa. Problem ten nabrał szczególnej ostrości w drugiej połowie IX w. W 869 r. przed naszą erą, na tron Królestwa Północnego Izraela wstąpił król Achab. Jego żona Izebel sprowadziła kapłanów Baala. Dzięki prorokowi Eliaszowi lud Izraela na powrót zaczął wyznawać wiarę Jahwe. Historia Eliasza jest ostatnim mitycznym opisem przeszłości w żydowskim Piśmie Świętym. W powietrzu wisiały zmiany, które miały objąć całą ekumenę. Okres od 800 do 200 r. przed naszą z erą, nazwano epoką zwrotu.” cytat z Karen Armstrong, Historia Boga.
Rozdział ten, poświęcony jest religii judaistycznej, która jest kolejnym przesłaniem wyrytym już nie w kamieniach, ale w sercach „ludu wybranego” przez Boga, aby w odpowiednim ku temu czasie, swoją religią i jej symbolami zaświadczyć o Opatrzności Bożej. Piramidy i głazy, zbudowane tysiące lat temu, stoją „nabrzmiałe treściami” i spokojnie czekają. „Być kamieniem” to nic trudnego, ale jak ogromnie trudne zadanie czekało ten mały naród, z tego nawet Abraham czy Mojżesz nie zdawali sobie sprawy.
Ale zaszczepić tę wiarę w sercach i umysłach Hebrajczyków, nie było łatwo — człowiek przecież jest tylko człowiekiem. Proces „tworzenia” tej wiary napotykał co i rusz na rozliczne trudności. Dopiero za trzecim podejściem Hebrajczycy na wieki już zakodowali w sobie tę misję, lecz wiara ich przodków nie pozwalała im na żadne odstępstwa od „przysięgi”. Ileż cierpień i wyrzeczeń przeszedł ten naród, wie tylko sam Bóg, ale tylko wiara w Boga mogła dać im siłę. Nie pora jednak na podsumowania, przejdźmy do meritum.
Tak jak w przypadku cywilizacji starożytnego Egiptu, głównym „spiritus movens” całej religii judaistycznej byli twórcy symbolu Kobiety-Księżyca, a później Mężczyzny-Słońca — sumeryjscy i egipscy kapłani. To oni byli propagatorami i opiekunami najstarszych kultów, które były następstwem ogólnie panującej idei budowy megalitycznych sanktuariów.
Megality te, jak wiemy, stanowiły „kamienny kod” „przedpotopowego” człowieka. Podczas sakralnych ceremonii Bóg-Stwórca dzięki „antenie mózgowej” mógł mieć kontakt z kapłanami. Być może wyglądało to tak jak w przypadku Abrahama czy Mojżesza. W tej chwili nie jest to już tak bardzo istotne. Ważne, że oprócz idei budowy sanktuarium dualizmu, zostali „natchnieni” przez Najwyższego także ideą „niematerialnego” tropu, w postaci narodu — opiekuna religii i jej symboli. O tym, że był to proces „sterowany” przez kapłanów Sumeru, a później Egiptu, świadczy droga, jaką naród ten wierzący jeszcze w „macierzysty” kult przeszedł.
Około 2371–2316 roku przed naszą erą król Sargon z Akad dokonał najazdu na Sumer. Wtedy to plemiona semickie, oprócz bogactw, przejęły i wiarę, o której opowiada epicki poemat Enuma Elisz. W ciągu dwóch stuleci nastąpiła stopniowa asymilacja semitów z sumeryjczykami. Gdy około 2000 roku przed naszą erą, w wyniku inwazji semickich Amorytów nastąpiła ostateczny upadek sumerskiej cywilizacji, plemiona Habiru były już gotowe do wypełnienia swojej misji.
Ich nauczycielami i promotorami byli sumeryjscy kapłani. Tak jak w przypadku wcześniejszych siedemnastu punktów rozdziału drugiego, droga dochodzenia Hebrajczyków do skrystalizowanej już w Biblii wiary przedstawiona jest w bardzo symboliczny sposób. To, w co od wieków wierzą, oraz to, co czytają w Starym Testamencie wyznawcy judaizmu, jest tylko i zarazem aż kodem, który należy w końcu rozszyfrować, aby nie było już żadnych niedomówień.
Kwestia wiary należy do najbardziej delikatnych sfer uczuciowych człowieka, dlatego też nie jest moim celem godzić w czyjąś świętość, lecz jedynie wyprowadzić każdego z czytelników tej książki z nieświadomości, niczym z głębokiego i ciemnego tunelu, na pełną blasku i światła przestrzeń prawdy.
Pierwsza fala hebrajskich osadników wraz z Abrahamem przybyła do Kanaanu około 1850 roku przed naszą erą. Ich bogiem był „Bóg ojca mego”. Z tego wynika, że Hebrajczycy „odrobili lekcję” mezopotamskich kapłanów. Abrahamowi Bóg przedstawia się jako El Szadaj (Wszechmogący). Jest to całkowicie zbieżne określenie z El-kananejczyków, którzy również wyznawali kult Boga-Stwórcy wszechświata.
Bóg, dzięki „naukom” kapłanów z Sumeru, miał wpływ na wszystkie poczynania Abrahama, Izaaka, Jakuba, a dzięki nim także na całą ich społeczność. To dzięki „inspiracji” samego Boga, a nie z powodu głodu Hebrajczycy pod wodzą Jakuba, ruszyli do Egiptu. Nie tylko dla lepszych warunków życia, ale przede wszystkim po dalszą „naukę” i ku swemu przeznaczeniu.
Ich „perypetie” w Egipcie są dobrze znane. Wyjście Hebrajczyków z Sumeru, a później z Kanaanu do Egiptu stanowiło tylko początkowy etap „nauki” i umacniania w nich wiary. Tak jak pozostałe kultury i narody, Hebrajczycy czcili tego samego „Wszechmogącego”. Biorąc pod uwagę to, iż ostateczna wersja biblijnych wydarzeń powstała około VIII wieku przed naszą erą, jasnym okazuje się, że to, co ta „odysea” opisuje, szczególnie zaś Exodus, jest tylko w bardzo zgrabny sposób zaplanowaną i wykonaną, ale jednak mistyfikacją.
Powtórzę jeszcze raz: Hebrajczycy w Egipcie nie byli w żaden sposób prześladowani, (nawet przez jeden dzień) i nie pracowali więcej niż pozostali mieszkańcy tego kraju. Przybyli do Egiptu tylko i wyłącznie po to, by przejąć od kapłanów pozostałą część „nauki”, która stanowiła dopełnienie wcześniejszych nauk z Sumeru. W Egipcie nastąpiło kolejne spotkanie z Bogiem.
„Bóg w kontakcie z Mojżeszem przedstawia się już jako Jahwe. Określenie to wywodzi się od protosemickiego »hawa«, od którego pochodzą: czasownik »wiać«, oraz rzeczownik »burza«. A zatem nazwa ta niejako wskazywałaby, że Bóg ten był bogiem wiatru i burzy, ale imię to wywodzi się od podobnego rdzenia w znaczeniu »być i istnieć« i wtedy wyjaśnia się, że był to »Bóg istniejący lub sprawujący istnienie«. Tego Boga Mojżesz utożsamiał z Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba. Przedstawił go też po raz pierwszy pod nowym imieniem synom Izraela. Toteż nie ma dziś wątpliwości, że to właśnie Mojżesz zapoznał ich z kultem Jahwe i nauczył ich czcić tego Boga.” cytat z Witold Tyloch, Judaizm
Można dzisiaj z całą pewnością stwierdzić, że misja — czyli lekcja zadana przez samego Boga i przekazana przez kapłanów Międzyrzecza i Egiptu, wypełniona została zgodnie z jej zamierzeniami. Trud Abrahama, Mojżesza i Eliasza nie poszedł na marne. Powyższy cytat stanowi esencję wiedzy zakodowanej w sercach i umysłach Ludu Wybranego. Jak to w takich przypadkach bywa, nie wszystkie informacje zawarte w takim kodzie, muszą być po tylu latach „hibernacji” odszyfrowane z taką precyzją, aby wszystko to, co on w sobie zawiera, było zrozumiałe dla jego odbiorców.
Oprócz tego, o czym „mówią” wiara i tradycja, są jeszcze pewne symbole, które właściwie odczytane powodują, że ta „zapamiętana lekcja” nabiera jeszcze większego znaczenia, niż to się nam do tej pory zdawało. Myślę tu głównie o „małym” szczególe, który w każdej rodzinie żydowskiej jest w ósmym dniu po narodzinach męskiego potomka centralnym punktem pewnej ceremonii.
Tym drobnym, a jednocześnie ogromnej wagi szczegółem jest właśnie to, co zakodowali w Nabta Playa ludzie żyjący w „przed-cywilizacyjnym” Egipcie ponad 5 tysięcy lat temu — czyli męski napletek. Ten rytuał obrzezki, swoim ukrytym i symbolicznym znaczeniem, jest esencją wszystkich rytuałów i ceremonii, które w tak rozbudowanej formie istniały w starożytnym Egipcie.
Przypomnę, że kształt piramidy (cztery ściany), „komory odciążające” oraz ANKH, a w szczególności Dżed, symbolizują cztery stopnie (historię wszechświata i ewolucję człowieka, które to człowiek już właściwie przeszedł). Pozostaje Piramidion, czyli to, co z takim trudem przechowują prawdy wiary religii judaistycznej — Królestwo Boże.
„Szyby” w Komnacie Królewskiej wskazywały na gwiazdozbiór Oriona. Dwie gwiazdy górne, wraz z trzecią w środku pasa Oriona — tworzące trójkąt skierowany ku dołowi, i dwie dolne, wraz z trzecią ze środka pasa — tworzące trójkąt skierowany do góry, stanowią ogromnie ważny symbol.
Trójkąt skierowany ku dołowi przedstawia Boga-Stwórcę, a trójkąt „patrzący” na tego Boga to jego dzieło — człowiek. Moment, w którym oba te trójkąty połączą się w jedną całość — to jest właśnie Królestwo Boże, czyli Gwiazda Dawida.
„Niebo na górze, niebo na dole. Gwiazdy na górze, gwiazdy na dole. Wszystko, co jest na górze, jest też na dole. Szczęśliwy, kto odgadnie tę zagadkę”.
To, o czym „mówi” egipska Tabula Smaragdina, zostało zakodowane w religii judaistycznej i po wsze czasy oznacza właśnie to Królestwo Boże, które, jak chce Wola Boża, z pewnością kiedyś nadejdzie. Egipscy kapłani dzięki swej wiedzy oraz dzięki boskiej inspiracji wybrali ten gwiazdozbiór nieprzypadkowo. Co prawda nie jest on w stu procentach podobny do sześcioramiennej gwiazdy, ale na całym Niebie nie ma innego, lepszego symbolu Boskiej i człowieczej „współpracy”. W tym miejscu bardzo dobrze zrozumiałe będą słowa uczonego i mistyka żydowskiego Abrahama Abulafiego:
„Sześć piramid sześcian tworzy. Gdy każdą z nich rozumem obejmiesz i wiedzę z niej spijesz, znak to, żeś wszystko pojął”.
Tych sześć piramid to sześcioramienna Gwiazda Dawida — symbol przyszłego Królestwa Bożego, oparty na sześciu gwiazdach w gwiazdozbiorze Oriona.
Przypomnijmy sobie, jak wyglądała świątynia Króla Salomona. Wszystkie elementy tej świątyni były symbolicznym przedstawieniem całej wiedzy, którą Hebrajczycy otrzymali od egipskich kapłanów. Świątynia składała się z trzech kwadratowych zabudowań, zbiegających się w małym pomieszczeniu w kształcie sześcianu zwanym Święte Świętych. Jest to symbol Gwiazdy Dawida — czyli Królestwo Boże — gwiazdozbiór Oriona — szyby w Piramidzie Cheopsa. Pokaźna misa z brązu symbolizująca Jam oraz dwie wolnostojące, wysokie na 12 metrów kolumny — Jachin i Boaz (I Księga Królewska 7:21) — to symbol dualizmu.
Jak widać, wszystkie te symbole, a także i cała religia judaistyczna, stanowią dowód na to, że Exodus nie był ucieczką przed prześladowaniami ze strony Egiptu, tylko bardzo dobrze zaplanowaną misją, wykonaną z całym błogosławieństwem Egipcjan i samego Boga. Powróćmy zatem do głównego tematu tego rozdziału, czyli wpływu obrzezki na dopełnienie sensu konkluzji.
„W listopadzie 1998 r. Peter S. Eriksson z Sahlgenska Universitetssjukhuset w Göteborgu i Fred H. Gage z Salk Institute for Biological Studies w La Jolla w Kalifornii wraz ze współpracownikami opublikowali zaskakującą informację, że mózg dorosłego człowieka regularnie produkuje nowe neurony, przynajmniej w jednej ze swoich struktur — w hipokampie, czyli obszarze istotnym dla procesów pamięci i uczenia się. […] Odkrycie, że mózg dorosłego człowieka może produkować nowe neurony, było zaskakujące, chociaż na zachodzenie tego procesu od wielu lat wskazywały badania mózgów innych dorosłych ssaków. Na przykład już w 1965 r. Joseph Altman i Gopal D. Das z Massachusetts Institute of Techonogy opisali produkcję komórek nerwowych (neurogenezę) w hipokampach dorosłych szczurów, dokładnie w tym samym obszarze, w którym stwierdzono obecnie zachodzenie tego procesu u ludzi (mowa o zakręcie zębatym). […]
W 1998 r. Gage wraz ze współpracownikami wyizolowali komórki hipokampów w mózgu dorosłego człowieka i wykazali, że w hodowlach komórki te mogą się dzielić i da się je tak pobudzić, by rozwinęły się w neurony. Potwierdza to zdolność dorosłego mózgu człowieka do neurogenezy. […] Pozostaje pytanie zasadnicze: jaką rolę odgrywa neurogeneza w dorosłym mózgu? Złożoność jej regulacji i reaktywności na bodźce funkcjonalne sugeruje, że silnie wpływa na działanie hipokampu. Próbowano powiązać neurogenezę z procesami uczenia się i pamięcią, ale wyniki nie są jednoznaczne. Należałoby też wyjaśnić, czy neurogeneza zachodzi w innych obszarach mózgu.” cytat z „Świat Nauki” 2003, nr 1
Problem, nad którym zastanawiają się neurolodzy i który za kilkadziesiąt lat odkryją w swoich laboratoriach, znany był już ludziom kilka tysięcy lat temu. To, o czym mówi konkluzja, że głównym stymulatorem rozwoju mózgu człowieka jest fallus, to właśnie naukowcy nazywają neurogenezą. Głównym „pasem transmisyjnym” pomiędzy fallusem a mózgiem jest testosteron i to właśnie ten hormon jest czynnikiem, dzięki któremu neurogeneza może nastąpić.
Przyspieszony, wręcz kliniczny proces tego rozwoju możemy zaobserwować na przykładzie Bonobo. To, co ta małpa wyprawia (nieustanne drażnienie narządów płciowych i miłość bardziej dla przyjemności), to samo robiła małpa człekokształtna kilka i nawet kilkanaście milionów lat temu (wiewiórecznik pospolity, pazurkowce). Aby zrozumieć, w jaki sposób ten proces neurogenezy przebiega, potrzebne jest jeszcze jedno wprowadzenie.
„Hormony determinują odmienną męską i żeńską organizację mózgu w czasie jego rozwoju w łonie matki. Mózg nienarodzonego płodu zaczyna się kształtować według męskiego lub kobiecego wzorca w sześć lub siedem tygodni po zapłodnieniu. Matka wnosi do komórki jajowej chromosom X (kształt w przybliżeniu). Jeżeli w procesie zapłodnienia komórki jajowej ojciec także wnosi chromosom X — rezultatem będą narodziny dziecka płci żeńskiej. Jeżeli plemnik zawiera chromosom Y, powinno się urodzić dziecko płci męskiej. Ale nie same geny decydują o płci dziecka. […]
W momencie przełomowym, kiedy mózg zaczyna się formować, płód płci męskiej poddany zostaje działaniu ogromnej dawki hormonu męskiego. Poziom tego hormonu jest w tym okresie czterokrotnie wyższy niż poziom, który osiągnie przez cały okres niemowlęcy i dziecięcy. Gwałtowny przybór hormonu męskiego występuje również w przełomowym, momencie rozwoju osobnika płci męskiej — w okresie dojrzewania. Tym, jacy jesteśmy, jak się zachowujemy, jak myślimy, czujemy, nie kieruje serce, lecz mózg. Natomiast na mózg, jego strukturę i funkcjonowanie, wpływ mają hormony. Wpływ hormonów na mózg jest dwustopniowy. Podczas rozwoju mózgu w łonie matki hormony kontrolują powstawanie schematu sieci połączeń. Później, w okresie dojrzewania hormony ponownie odwiedzą mózg, aby uruchomić sieć, którą wcześniej stworzyły. […] Chłopcy nie najlepiej dają sobie radę w pierwszych latach szkolnych. Jednakże z nadejściem wieku dojrzewania gwałtownie przyśpieszają. Wyniki chłopców w testach IQ wzrastają gwałtownie pomiędzy czternastym a szesnastym rokiem życia, podczas gdy wyniki dziewcząt wykazują tendencję do utrzymywania się na tym samym poziomie, a czasem nawet się obniżają.” cytat z A. Moir, D. Jessel, Płeć mózgu
Tak więc testosteron jest „pośrednikiem” pomiędzy gonadami a mózgiem mężczyzny. Jego organizm wydziela testosteron, jak już wiemy, w największej ilości w okresie płodowym i w okresie dojrzewania. Jak pokazuje wynik eksperymentu na myszach, produkcja komórek nerwowych w hipokampie zwiększa się dwukrotnie w efekcie intensywnego ich biegu na bieżni kołowej, z której na dodatek korzystały bez żadnego przymuszania. Wskutek wysiłku fizycznego w organizmie zwiększa się poziom testosteronu, a ten z kolei powoduje neurogenezę. Właśnie to wysiłek fizyczny jest brakującym ogniwem, dzięki któremu proces neurogenezy — czyli konkluzji — nabiera swego prawdziwego znaczenia.
Pozycje podczas seksualnego stosunku wymagają znacznego wysiłku i aby wysiłki te nie skończyły się niepowodzeniem (w efekcie czego nie doszłoby do zapłodnienia), organizm człowieka wytwarza podczas tego aktu ogromne ilości testosteronu. Nieustanne bodźce pobudzają erekcję członka, powodując ejakulację, w wyniku czego współczulny układ nerwowy ogranicza dopływ krwi do prącia i automatycznie ciśnienie krwi w organizmie zmniejsza się, a wraz z tym następuje przerwa (czasowa) w wydzielaniu testosteronu. Tak „nagły” przypływ inteligencji u Bonobo polega na ograniczeniu jednego tylko czynnika w tym procesie.
Wyeliminowanie, choćby tylko czasowe, współczulnego układu nerwowego, w postaci jak najdłuższego wstrzymania się od ejakulacji (nieustanny onanizm), powoduje zwiększony „dowóz” testosteronu do organizmu małpy, co w konsekwencji powoduje u niej zwiększoną, „ponadnormalną” neurogenezę. To właśnie dzięki tej aktywności fizycznej u dzieci czy też u nastolatków ich młody organizm wytwarza zwiększoną ilość testosteronu.
Ten testosteron, z kolei, przygotowuje gonady do swojej podstawowej funkcji — prokreacji, a także przy „okazji” powoduje (pośrednio) gwałtowny wzrost możliwości umysłu — IQ.
Wszystkie te elementy: testosteron, wysiłek fizyczny, wzrost IQ, neurogeneza, są ze sobą bardzo mocno powiązane — tworzą współzależność. Dzięki temu „zjawisku” zrozumiała jest tak ogromna aktywność fizyczna dzieci u ludzi i wszystkich innych ssaków.
Ta ruchliwość jest podświadomie niejako wymuszana przez organizm. Bez tej aktywności i w efekcie zbyt małej ilości testosteronu może nastąpić ociężałość umysłowa spowodowana niewielką, minimalną tylko neurogenezą.
I jeszcze jeden przykład. Proces neurogenezy w mózgach kanarków, występujący w okresie godowym, nie jest spowodowany tym, że ptaki te muszą nauczyć się pieśni godowych, ale wręcz odwrotnie. Zwiększone wydzielanie hormonów w okresie godów (tak jak u dojrzewających nastolatków), powoduje gwałtowny wzrost możliwości mózgu tych ptaków, a co za tym idzie — wzrost możliwości uczenia się i zapamiętywania śpiewu.
Podobnie przebiega proces zapamiętywania bardzo odległych i rozproszonych źródeł pokarmu u sikor, który możliwy jest dzięki neurogenezie tylko wtedy, gdy ilość hormonu u tych ptaków jest wystarczająco duża.
Taki jest właśnie sens konkluzji (neurogenezy) — przykładem Bonobo. Jaki ma to związek z napletkiem, który z takim poświęceniem obrzezują Żydzi i który był najważniejszym symbolem w Nabta Playa?
Otóż penis dziecka i później dorosłego człowieka po obrzezce jest, w wyniku braku osłonki, narażony na nieustanne podrażnianie połączeń nerwowych. (Penis jest najbardziej ukrwionym i wrażliwym na bodźce dotykowe narządem). W wyniku czego jest w bardzo minimalny (ale jednak) sposób podrażniany, co powoduje równie minimalną, jednakże większą niż u innych ludzi, neurogenezę. I taki właśnie jest sens obrzezki, którą do tej pory uważano za zabieg spowodowany dbałością o higienę. Nic podobnego! Rytuał obcinania napletka w zamyśle egipskich kapłanów i zakodowany w religii judaistycznej miał być właśnie symbolem konkluzji, dzięki której mogła nastąpić ewolucja (wzrost możliwości mózgu) człowieka.
Znaczenie fallusa i jego wpływ (testosteron) na mózg człowieka były powszechnie znane w całym „przed-cywilizacynym” świecie. Wszystkie ceremonie i symbole, o których wcześniej była mowa, są właśnie taką zakodowaną informacją o kulcie fallusa. Nawet figurka „Wenus”, nie symbolizowała Matki Ziemi, lecz miała kontekst erotyczny. Dzięki temu substytutowi kobiety — w wyniku wzrokowego kontaktu — mogła nastąpić erekcja i zwiększony napływ krwi do mózgu.
Bodźce wzrokowe, a także stymulacja dotykowa, powodują wzrost ilości testosteronu — ciąg dalszy już znamy. Figurki „Wenus” nie stanowiły dla człowieka „przedpotopowego” takiej samej wartości, jaką mają obecnie filmy czy też zdjęcia rozebranych kobiet. Były one tylko i wyłącznie środkiem, a nie celem, do wywołania efektu neurogenezy. Wracając do symbolu konkluzji — rytuał obrzezki znany był już znacznie wcześniej, niż wskazuje na to archeologia — symbol napletka w Nabta Playa. Starożytny Egipt był „tylko” kontynuatorem tego kultu.