E-book
14.7
drukowana A5
43.86
drukowana A5
Kolorowa
66.34
WARSZAWA Opowieść o gotyckim mieście

Bezpłatny fragment - WARSZAWA Opowieść o gotyckim mieście

Tom I Rezydencja książąt mazowieckich


5
Objętość:
171 str.
ISBN:
978-83-8221-367-6
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 43.86
drukowana A5
Kolorowa
za 66.34

Podziękowania

Najukochańszej Mamie

Za to, że bez cienia wahania wspierała mnie w najtrudniejszych chwilach życia i bez pomocy której książka ta nigdy nie mogłaby powstać (ach, te relikty!)


Wspaniałej promotorce, dr Ewie Zawadzkiej-Kowalskiej

Za rozpalenie we mnie miłości do historii sztuki oraz za bezcenne wskazówki do pracy licencjackiej, która stała się fundamentem niniejszej serii wydawniczej


Mistrzowi w przelewaniu myśli na papier, Dominikowi

Za natchnienie, którego doświadczyłem, gdy podzielił się ze mną genialnym w swej prostocie pomysłem na wydanie książki


Przyjaciołom

Za inspirację i niezliczone dobre słowa, które dawały mi motywację w chwilach zwątpienia


Dyrekcji i pracownikom Zamku Królewskiego w Warszawie — Muzeum

Za przychylność i nieocenioną pomoc w pracy nad książką


Wszystkim niewymienionym wyżej osobom i instytucjom

Za okazane zainteresowanie i wsparcie, dzięki którym niniejsza praca mogła przybrać ostateczny kształt.

Od autora

Duża cegła dwuręczna, niepozorna bryła wypalonej gliny, jest dziś znakiem rozpoznawczym gotyku na Mazowszu, dzierżąc bezsprzecznie tytuł ikony stylu, który zdominował architekturę średniowiecznych miast. A przecież jeszcze całkiem niedawno wypatrzenie jej śladów było w Warszawie niemal niemożliwe. Znikającą nieubłaganie przez kolejne stulecia pod nawarstwieniami historycznymi, przesłoniętą kostiumami zdobień, będących wyrazem szybko zmieniających się trendów i mód, zaczęto odkrywać na nowo dopiero pod koniec XIX w., a potem w okresie międzywojennym, dzięki grupie uczonych, miłośników historii, archeologii i architektury. Zacne to grono badaczy, oddających się realizacji przyświecających im idei z godnym szacunku zaangażowaniem, podejmowało szereg różnorodnych działań, których celem było poszerzanie wiedzy o najdawniejszej historii miasta. Za przykład takiej działalności niech posłuży choćby odważna inicjatywa Jana Zachwatowicza, architekta, historyka architektury i miłośnika zabytków, polegająca na odsłonięciu w latach 30. XX w. sporego odcinka staromiejskich murów obronnych, dotychczas gęsto obudowanych nadgryzionymi zębem czasu, chylącymi się ze starości domami. Na niwie odkrywania tajemnic przeszłości niemałe osiągnięcia notował też Kazimierz Skórewicz. Badania prowadzone przez niego po I wojnie światowej na Zamku Królewskim przyczyniły się do ujawnienia średniowiecznego rodowodu zamkowego skrzydła wschodniego, nazywanego odtąd często gotyckim. W jego zrębach, ku niemałemu zaskoczeniu, Skórewicz rozpoznał Dom Wielki — Curia Maior, pamiątkę po Zamku Książęcym z początku XV w. To niezwykłe odkrycie stało się impulsem do odsłonięcia i wyeksponowania od strony Dziedzińca Wielkiego dekoracyjnej, gotyckiej elewacji Curia Maior. Przerwę w pracach badawczych wymusiła brutalnie II wojna światowa, która, siejąc ogromne spustoszenie, paradoksalnie przyczyniła się do tego, że spod ruin i gruzu zaczęły wyłaniać się dawno zapomniane okruchy starej Warszawy. Świadkowie początków miasta, bezcenne średniowieczne pamiątki, których chyba tylko cudem nie zdołał zatrzeć czas ani niszczycielskie zapędy najeźdźców, stanowią niezwykły fundament, trwałą opokę, na której Warszawa przez stulecia budowała i wciąż buduje swoją tożsamość.

W serii wydawniczej, mającej w zamierzeniu składać się z czterech tomów, z których pierwszy, drodzy czytelnicy, właśnie trafia do waszych rąk, opowiadam o jedynej w swoim rodzaju podróży w czasie, wyprawie do dawnej Warszawy, kiedy miasto rozwijało się w obrębie murów obronnych i w ich najbliższym sąsiedztwie. Jest to opowieść o Warszawie z czerwonej, gotyckiej cegły, a także z drewna i kamienia.

Pomysł na zmierzenie się z tym — niełatwym skądinąd — tematem, przyszedł mi do głowy już kilkanaście lat temu i zaczął kiełkować na gruncie fascynacji historią miasta i jego architekturą. Jeszcze w trakcie studiów postanowiłem, początkowo w ramach hobby, opracować zestawienie prezentujące możliwie kompletny zbiór warszawskich obiektów, w których można by doszukać się choć cienia zachowanej substancji zabytkowej pamiętającej średniowieczną Warszawę. Przekuwając postanowienie w czyn, zaopatrzony w aparat fotograficzny, wyruszyłem pewnego słonecznego, zimowego poranka na przełomie 2004 i 2005 roku na poszukiwania, w — jak się później okazało — niezwykle ciekawą, owocną i trwającą wiele miesięcy, wędrówkę. Z dnia na dzień poczułem się jak odkrywca, a kolejne sekrety odsłaniane przez wciąż tajemnicze miasto dodawały mi energii do dalszych eksploracji. Po dwóch latach, obszerne już wtedy zestawienie, awansowało z czysto hobbystycznego do rangi pracy dyplomowej, ilustrowanej dziesiątkami fotografii i wzbogaconej o projekt Warszawskiego Szlaku Gotyckiego, by w końcu stać się dla mnie inspiracją do napisania książki.

Podczas pracy nad lekturą niejednokrotnie zastanawiałem się, jakie określenie najlepiej oddawałoby jej charakter. Z czasem doszedłem do wniosku, że sformułowanie trafiające w dziesiątkę, to eklektyzm. Tak, WARSZAWA Opowieść o gotyckim mieście jest książką zdecydowanie eklektyczną, książką, w której mieszają się pomysły i style, raz z gracją, to znowu bezceremonialnie, niewiele sobie robiąc z jakichkolwiek konwencji. W tomie niniejszym znalazło się niemal wszystko, co interesujące — od poważnych hipotez traktujących o początkach grodu książęcego, po legendy miejskie, kreślące w tonie gawędy pejzaż Warszawy sprzed wieków. Na książce nie zawiedzie się też nikt, kto docenia język obrazu — nie zabrakło w niej miejsca na dziesiątki szkiców i fotografii wzbogacających tekst. To jednak nie koniec. Cóż komu bowiem po solidnej dawce teorii, jeśli nie połączy jej z praktyką? Dlatego właśnie WARSZAWA…, to przede wszystkim przewodnik i spacerownik, którego ideą jest zachęcenie was do samodzielnego odkrywania sekretów stolicy i namówienie na wyprawę szlakiem tajemniczych zakątków Starówki.

Zdecydowałem, że nie będzie to pozycja stricte naukowa, z setkami przypisów i sztywnym językiem, dlatego też pozwoliłem sobie zrezygnować z uciążliwego zarówno dla odbiorców (nie ma za co!), jak i dla autora, odnoszenia się w tekście do źródeł. Doszedłem do wniosku, że zamieszczenie bibliografii na końcu opracowania w zupełności wystarczy. Chciałem, aby była to historia na tyle poważna, by mogła zająć osobę głębiej zainteresowaną tematem, ale jednocześnie opowiedziana językiem na tyle lekkim, by zechciał się z nią zaprzyjaźnić również przysłowiowy Kowalski. I oto jest! Zaczynajmy!

Rozdział pierwszy, czyli Warszawy i Zamku historia (nie)krótka

Charakterystyczna bryła Zamku Królewskiego, z Wieżą Zegarową w roli smukłej dominanty górującej nad placem Zamkowym, pojawiła się w warszawskiej panoramie nie od razu. W końcu, jak mówi znane przysłowie, Kraków też nie od razu zbudowano. Zamek, przekształcany przez stulecia zgodnie z obowiązującą modą i gustami zmieniających się wielokrotnie lokatorów, wyrastał stopniowo na zrębach średniowiecznego grodu książąt mazowieckich, rozlokowanego w końcu XIII w. na trudno dostępnym cyplu skarpy wiślanej, u stóp której przepływała, nie zawsze spokojna, rzeka.

Doniosły wpływ na rozwój warszawskiej rezydencji książęcej miała decyzja podjęta na przełomie XIV i XV w. przez księcia mazowieckiego Janusza I Starszego. Jej mocą władca przeniósł stolicę Mazowsza, będącego wówczas wciąż księstwem niezależnym od Korony, z tracącego znaczenie Czerska do szybko rozwijającej się Warszawy. Ranga Zamku i Warszawy wzrosła ponownie, gdy po śmierci ostatnich książąt mazowieckich, Stanisława w sierpniu 1524 r. i Janusza III w marcu 1526 r., Mazowsze zostało włączone do Korony, co ostatecznie potwierdziły postanowienia sejmu zwołanego w 1529 r. przez Zygmunta Starego. Od tej chwili Zamek, do niedawna książęcy, mógł się szczycić statusem jednej z najważniejszych rezydencji królewskich w Rzeczpospolitej, by ostatecznie na przełomie XVI i XVII w. wyrosnąć z inicjatywy Zygmunta III Wazy na główną siedzibę polskich królów.

Właśnie ze względu na wyjątkową rangę tego miejsca, trasa naszego pierwszego spaceru (jego opis, krok po kroku, zamieściłem w rozdziale trzecim) prowadzi wokół murów zamkowych. W trakcie wędrówki spróbujemy odnaleźć ślady gotyckiej architektury pamiętającej czasy, gdy w niezależnej dzielnicy mazowieckiej swoje rządy sprawowali piastowscy książęta.

Kiedy o Warszawie nikomu się nawet nie śniło, czyli Bródno, Kamion, Solec i Jazdów

Zanim jednak zajrzymy do prastarych książęcych komnat zamkowych, zapuśćmy się jeszcze głębiej w historię. Okazuje się, że najwcześniejsze ślady średniowiecznego osadnictwa na obszarze zajmowanym dzisiaj przez Warszawę znajdujemy nie w rejonie Zamku Królewskiego i Starego Miasta, lecz na drugim brzegu Wisły, na Starym Bródnie. Zachowały się tam pamiątki po grodzie i wsi zlokalizowanej w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Ten interesujący wczesnośredniowieczny zespół osadniczy rozwinął się przypuszczalnie już na przełomie IX i X w., zatem funkcjonował na długo przed lokacją Warszawy. Dopiero ponad trzysta lat później, w końcu XIII w., na przeciwległym, wysokim brzegu rzeki, książę mazowiecki Bolesław II założy gród i miasto pod wspólną nazwą Warszowa, ta zaś, rozwijając się intensywnie dzięki korzystnym decyzjom politycznym oraz znakomitemu położeniu na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, zyska w kolejnych stuleciach status jednego z najistotniejszych ośrodków miejskich nie tylko na Mazowszu, ale w całej Rzeczpospolitej.

Ryc. 1. Relikty grodu na Starym Bródnie, IX — XI w. »Obecnie na obszarze zajmowanym przed wiekami przez gród bródnowski znajduje się interesujący rezerwat archeologiczny. Fot. autor«

Możliwe, że zespół osadniczy na Starym Bródnie, odkryty w początku XX w. przez Romana Jakimowicza, odgrywał rolę głównego ośrodka opola, które jako podstawowa jednostka administracyjna w państwie piastowskim wchodziło w skład kasztelanii. Życie mieszkańców opola bródnowskiego toczyło się w rozległej, luźno zabudowanej wiejskiej osadzie, rozlokowanej wokół grodu, najpewniej niezamieszkałego, zatem wolnego od zabudowy, pełniącego wyłącznie funkcję refugialną — dającego schronienie okolicznej ludności w razie zagrożenia z zewnątrz. Gród, umocniony wysokim na około 6 m wałem ziemno-drewnianym wzniesionym na planie owalu, założono w rozlewisku strumienia zwanego w średniowieczu Brodnia, na wydmowym cyplu otoczonym z trzech stron bagnami. Wymiary majdanu, placu wewnątrz grodu, wynosiły w przybliżeniu 40 x 47 m. W początku XI stulecia obiekt podupadł, być może wskutek najazdu wroga, od przypadkowego pożaru albo w związku z utratą dotychczasowej roli ośrodka administracji państwowej po tym, jak ziemie na których go wzniesiono, zostały włączone do dóbr kościelnych.

Dzisiaj o bródnowskim założeniu z czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego przypomina częściowo zrekonstruowany wał ziemny grodziska (ryc. 1) oraz ścieżka dydaktyczna. Na tablicach ustawionych wzdłuż ścieżki prezentowane jest życie codzienne mieszkańców osady i fotografie materialnego dorobku archeologów, którzy w tym miejscu prowadzili wieloletnie badania.

Ryc. 2. Kamionek (w średniowieczu Kamion), cmentarz parafialny, XIII w. »Najstarszy zachowany cmentarz w stolicy powstał w czasach, kiedy o zakładaniu Warszawy nikt nawet jeszcze nie myślał. Fot. autor«

Już w połowie XI w., wraz ze stopniową utratą znaczenia grodu na Starym Bródnie, na najważniejszą osadę na prawym brzegu Wisły wysunął się wzmiankowany w 1065 r. Kamion (Kamień), dzisiaj Kamionek. Osada została założona w sąsiedztwie brodu wiślanego, przez który wytyczono przeprawę prowadzącą do Solca leżącego na drugim brzegu rzeki. Jako ośrodek dóbr kościelnych należących do klucza kapituły płockiej, Kamion był siedzibą parafii z drewnianym kościółkiem i cmentarzem parafialnym, posiadał też zapewne prawo organizowania targów — stąd wieś Targowe, dzisiejszy Targówek. Pozostałości cmentarza parafialnego na Kamionie przetrwały do naszych czasów (ryc. 2). Mimo iż próżno szukać na nim średniowiecznych nagrobków — te uległy bezpowrotnemu zatarciu w dziejowych zawieruchach — to właśnie cmentarz kamionkowski szczyci się mianem najstarszej, zachowanej nekropolii Warszawy. Założony w XIII w., działał z przerwami do roku 1887, kiedy jego funkcje przejął otwarty trzy lata wcześniej cmentarz bródnowski. Choć od tego momentu cmentarz oficjalnie był nieczynny, w praktyce zmarłych grzebano tutaj sporadycznie jeszcze nawet w początku XX w. Na cmentarzu spoczywają między innymi żołnierze polegli w walkach ze Szwedami w 1656 r., uczestnicy insurekcji kościuszkowskiej i ofiary rzezi Pragi 1794 r., a także obrońcy Olszynki Grochowskiej z roku 1831.

Wróćmy do średniowiecza. Równocześnie z Kamionem, ale po drugiej stronie brodu wiślanego, rósł w siłę wspomniany już Solec. Przy soleckiej przystani rzecznej, która z czasem przekształciła się w ważny punkt przeładunkowy, cumowały podążające Wisłą barki przewożące różnorakie towary, między innymi sól pozyskiwaną w kopalniach na południu Polski. Prawo do jej wydobycia było w średniowieczu zastrzeżone wyłącznie dla panującego i objęte regale, czyli monopolem ustanawianym przez władcę dla wybranych dziedzin gospodarki. Obowiązująca po dziś dzień nazwa Solec, nawiązując do charakterystycznej funkcji miejsca i do wznoszonych tutaj od najdawniejszych czasów składów solnych (ryc. 3), przypomina o znaczącym udziale osady w obrocie tym, wówczas bardzo cennym, surowcem.

Ryc. 3. Solec, budynek magazynu solnego, około poł. XIX w., ul. Solec 63 »W północno-zachodniej części Rynku Soleckiego zachował się późnoklasycystyczny budynek składu solnego, skromny spadkobierca bogatej tradycji obrotu solą na tym terenie. W tle solecki kościół Świętej Trójcy. Fot. autor«

Prężnie rozwijający się Solec, ważny punkt na mapie średniowiecznych szlaków handlowych Mazowsza, nie mógł zbyt długo pozostawać bez ochrony. Przypuszczalnie już na przełomie XII i XIII w., w bezpośrednim sąsiedztwie Solca i Jazdowa, będącego wówczas niewielką osadą, książęta mazowieccy wznieśli gród obronny usytuowany na skraju skarpy wiślanej (ryc. 4). Jednym z jego zadań było zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom Solca i Kamiona, a także licznym podróżnym przeprawiającym się w tym miejscu przez Wisłę. Archeolodzy przypuszczają, że warownia w Jazdowie, otoczona wałem obronnym szerokim u podstawy na 4 m, mogła mieć wymiary około 39 x 43 m. Wewnątrz majdanu stał — zapewne drewniany — budynek książęcy, kaplica i wieża strażnicza. Podlegający grodowi w Jazdowie obszar zamykał się w okręgu o promieniu około 14 km. Na lewym brzegu Wisły w jego granicach znalazły się Solec oraz Jazdów należące do księcia, rycerskie grunty Służewia, Powsina i Milanowa (dzisiaj Wilanów), a także Raszyna i Babic, na prawym natomiast między innymi Kamion należący do kapituły płockiej, wsie rycerskie w parafiach tarchomińskiej i zerzeńskiej oraz puszcze stanowiące własność głównie książęcą.

Ryc. 4. Cypel skarpy wiślanej na pograniczu Łazienek Królewskich i Obserwatorium Astronomicznego UW »Według jednej z hipotez, właśnie w tym miejscu, na skraju urwiska, mógł na przełomie XII i XIII w. stanąć gród jazdowski strzegący przeprawy na Wiśle między Solcem i Kamionem. Fot. autor«

Pierwsza zachowana wzmianka dotycząca grodu w Jazdowie datowana jest na rok 1262, z tego też okresu pochodzą najwcześniejsze wiadomości o działaniach wojennych na obszarze dzisiejszej Warszawy. Latem tego roku, na tereny książąt mazowieckich sprzymierzonych wówczas z Krzyżakami najechały wojska litewskiego księcia Mendoga, przeciwnika Zakonu. Oddział dowodzony przez księcia ruskiego Ostafę Konstantynowicza zniszczył w trakcie walk gród jazdowski, istotne ogniwo w łańcuchu obronnym rozpiętym wzdłuż linii Wisły, stanowiącym zaporę przed atakami ze wschodu. Jeśli wierzyć legendzie, w zdobyciu grodu pomogła Konstantynowiczowi zdrada jednego z rycerzy księcia Siemowita I mazowieckiego, który przebywał wówczas ze swoim dworem w Jazdowie. W jej wyniku śmierć poniósł sam Siemowit, a do litewskiej niewoli trafił na dwa lata jego młody, niespełna 13-letni syn Konrad, późniejszy książę Konrad II czerski. W 1263 r. Litwini kolejny raz uderzyli na Mazowsze, wykorzystując przygotowany rok wcześniej w Jazdowie wyłom w linii obrony. Książęta mazowieccy, zdając sobie sprawę ze słabości punktów obronnych zlokalizowanych wzdłuż skarpy wiślanej, przystąpili niebawem do ich umacniania. Odbudowany gród nie miał jednak szczęścia. Już w 1281 r., tym razem za sprawą najazdu księcia płockiego Bolesława II, brata Konrada II czerskiego, uległ ponownie zniszczeniu w trakcie zaciętych, bratobójczych walk. Od tego momentu zaczął podupadać i tracić na znaczeniu. Relikty grodu istniały jeszcze w XVII w. Wspomina o nich Adam Jarzębski, autor wierszowanego utworu z 1643 r., najstarszego znanego przewodnika po Warszawie, niewyczerpanej skarbnicy wiedzy o XVII-wiecznym mieście. W dziele pt. Gościniec abo opisanie Warszawy 1643 r. (…), grodzisko w Jazdowie nazywa poetycko staroświeckim szańcem mazowieckim (ryc. 6).

Ryc. 5. Szczyt cypla skarpy wiślanej na pograniczu Łazienek Królewskich i Obserwatorium Astronomicznego UW »Na skraju skarpy, w miejscu domniemanej lokalizacji grodu jazdowskiego, stanął pomnik w kształcie kolumny z orłem i datą 1262, która przypomina o zniszczeniu grodziska przez Litwinów i o tragicznej śmierci księcia Siemowita I. Fot. autor«
Ryc. 6. Adama Jarzębskiego Gościniec Abo Opisanie Warszawy 1643 r., Wydawnictwo Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, Warszawa 1909, fragment »Dzięki kilku krótkim, dość nieporadnie rymowanym wersom, które znajdujemy w obszernym dziele Adama Jarzębskiego wydanym po raz pierwszy w 1643 r., wiemy, że na pozostałości grodu w Jazdowie można było natknąć się jeszcze w XVII w. Za: www.polona.pl«

Z biegiem lat pozostałości grodziska uległy całkowitemu zatarciu. Za jedną z najbardziej prawdopodobnych lokalizacji przyjmuje się obecnie szczyt skarpy wiślanej na pograniczu Łazienek Królewskich i Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, tworzącej w tym miejscu charakterystyczny cypel. Choć usytuowanie to nie jest pewne i badacze często podają je w wątpliwość, właśnie tutaj, ukryty wśród zieleni, stoi pomnik w formie niewielkiej kolumny wydobytej po II wojnie światowej z gruzów Warszawy. Na cokole wyryto datę 1262, przypominającą o zniszczeniu jazdowskiego grodu przez Litwinów i o śmierci Siemowita, zaś prosty kapitel wieńczy kamienna rzeźba piastowskiego orła, który, gotując się do lotu, dumnie rozpościera swe skrzydła (ryc. 5).

Jest i ona, czyli narodziny Warszawy

Ponieważ życie nie znosi próżni, już w końcu XIII w. książę Bolesław II mazowiecki podjął decyzję o założeniu nowego grodu oddalonego o około cztery kilometry na północ od zrujnowanego Jazdowa. Nie byłoby w tym akcie niczego niezwykłego, ot typowa dla realiów średniowiecza sytuacja wymagająca przeniesienia któregoś z ośrodków obronnych czy administracyjnych w nowe miejsce, niemniej Bolesław II dokonał czegoś jeszcze. W ostatnich latach XIII w., w bezpośrednim sąsiedztwie nowo powstałego grodu, postanowił lokować miasto. Z pewnością jednak książę, tworząc najśmielsze nawet plany rozwoju osady, nie mógł przewidzieć skali efektów, jakimi jego decyzja miała poskutkować w przyszłości.

Nie mamy pełnej wiedzy o tym, co skłoniło Bolesława II do lokacji miasta na prawie chełmińskim, jednej z odmian prawa magdeburskiego, właśnie tutaj. Można jednak przypuszczać, że głównymi czynnikami w skali makro, które wpłynęły na tę decyzję, były uwarunkowania ekonomiczne oraz polityczne. Bez wątpienia najistotniejszy wydaje się fakt umiejscowienia ośrodka przy skrzyżowaniu szlaków handlowych prowadzących z północy na południe i ze wschodu na zachód. Ich sąsiedztwo od początku stymulowało rozwój Warszawy (ryc. 7). Za najważniejszy czynnik w skali mikro powinniśmy natomiast uznać wyjątkowo korzystne warunki terenowe, w pełni odpowiadające potrzebom obronnym nowej inwestycji. Książę w przemyślany sposób wkomponował gród i miasto w płaskowyż stromej skarpy wiślanej, uformowanej w tym miejscu na kształt cypla, między dające doskonałą ochronę wąwozy spływających do Wisły strumieni — Kamionki w miejscu dzisiejszej Trasy W-Z oraz Dunaju, mającego źródło na Szerokim Dunaju i płynącego do Wisły korytem, którego śladem poprowadzono później ul. Mostową. Nie zachowały się żadne dokumenty z czasów lokacji, które mogłyby rzucić choć odrobinę światła na początki Warszawy, ginące gdzieś w mrokach historii. Tak czy inaczej wiemy, że książę, zjednoczywszy na krótko pod swoim panowaniem całe Mazowsze, ulokował na skarpie wiślanej prężny ośrodek osadniczy, otoczył go zapewne ziemnym wałem obronnym z fosą, i tak powstałemu zespołowi urbanistycznemu nadał nazwę Warszowa.

Ryc. 7. Skarpa warszawska od strony Wisły, dawne spichlerze przy ul. Brzozowej »O dynamicznym rozwoju gospodarczym miasta w średniowieczu przypominają zlokalizowane na stokach skarpy staromiejskie spichlerze, w których warszawscy kupcy magazynowali zboże transportowane Wisłą z południa Polski. Kupowane niedrogo podczas urodzaju, czekało w Warszawie na odpowiedni moment. Kiedy północ nawiedzał nieurodzaj, zboże ponownie trafiało na barki. Spławiano je do Gdańska i dalej, by sprzedać ze sporym zyskiem. Ale to nie wszystko. Pod pozorem odpowiedniego dociążenia szkut na drogę powrotną, kupcy zapełniali ładownie kamieniami, których, w przeciwieństwie do Mazowsza, w tamtych stronach zazwyczaj nie brakowało. Uginające się pod ciężarem towaru barki wracały do Warszawy, w której kamień był cenionym budulcem, dzięki czemu szybko znajdował nabywców, a kupcy bogacili się… podwójnie. Nie bez przyczyny o mieszkańcach syreniego grodu krąży wiele porzekadeł, pośród których Nie masz cwaniaka nad warszawiaka! zdecydowanie wiedzie prym. Fot. autor«

Podwaliny położone przez Bolesława II pod rozwój miasta okazały się na tyle solidne, że rosnąca w siłę Warszowa, której nazwa, jak wiemy, na przestrzeni stuleci uległa zmianie na Warszawa, zaczęła niebawem deklasować starsze od siebie ośrodki. Już w 1339 r., za panowania księcia Trojdena I, w obecności legatów papieskich odbył się tutaj proces polsko-krzyżacki, wytoczony Zakonowi przez króla Kazimierza Wielkiego za zagarnięcie ziemi kujawskiej i Pomorza. W źródłach czytamy, że sąd zasiadał w domu wójta przy Rynku, a część przesłuchań odbywała się na plebanii kościoła św. Jana, fary miejskiej, wówczas jeszcze drewnianej. 15 października 1339 r. odczytano w kościele wyrok korzystny dla polskiego władcy. Wybór Warszawy na miejsce procesu podyktowany był najpewniej potrzebą znalezienia miejsca neutralnego dla obu stron sporu, Mazowsze cieszyło się przecież wówczas niezależnością od Korony, ale świadczy też niewątpliwie o intensywnym rozwoju gospodarczym miasta i o szybkim wzroście jego znaczenia na arenie politycznej.

Ryc. 8. Zamek Królewski, Wieża Grodzka, ok. poł. XIV w. »Wieża Grodzka, nazywana z początku Wieżą Wielką, na przełomie XV i XVI w. Wieżą Złamaną, a później po prostu Wieżą, to obecnie najstarsza zachowana budowla murowana na Zamku. Fot. autor«

Niewielki, drewniany gródek warszawski, siedziba kasztelana, który sprowadził się tutaj najprawdopodobniej z Rokitna, strzegł miasta i, podobnie jak wcześniej gród w Jazdowie, osłaniał przeprawę wiślaną z Solca do Kamiona. W dokumencie z 1321 r. można znaleźć wzmiankę o warszawskim kasztelanie, niejakim Albercie (Wojciechu) Kuźmie. Niedługo potem pojawił się w dokumentach tytuł księcia warszawskiego (Dei gracia dux Mazovie et dominus Warssoviensis). Jako pierwszy używał tego zaszczytnego tytułu syn Trojdena I, Kazimierz I, nazwany przez potomnych warszawskim. Władając w latach 1341—1355 wykrojonym z terytoriów ojca obszarem, którego centrum stanowiła Warszawa, to ją wyznaczył na swoją główną siedzibę, podnosząc tym samym znacznie rangę ośrodka. Najpewniej już za jego panowania, w drewnianym dotąd grodzie pojawiła się, zachowana do naszych czasów murowana w cegle, czworoboczna wieża ostatecznej obrony zwana Wielką (Turris Magna), dzisiejsza Wieża Grodzka (ryc. 8, 22—24), którą włączono w system ziemno-drewnianych umocnień obronnych. Prawdopodobnie w tym samym czasie, może nawet nieco wcześniej, jeszcze za panowania Trojdena I, w północno-wschodniej części grodu wzniesiono murowaną wieżę z przejazdem bramnym, znaną z dokumentów pisanych pod nazwą Żuraw (Szoraw). Nazwa pozwala sądzić, że wieżę-bramę wyposażono w przerzucany nad fosą most zwodzony. Zapewne to właśnie tędy wiódł główny wjazd do grodu. Po śmierci Kazimierza I warszawskiego rządy przejął jego brat, Siemowit III, wybitny władca Mazowsza. Gdy w 1370 r. zmarł Kazimierz Wielki, Siemowit III, wprowadzając w życie zawarte wcześniej z królem porozumienia, na powrót zjednoczył i umocnił dzielnicę. Pełnię władzy nad zjednoczonym księstwem zachował do przełomu 1373 i 1374 r., kiedy dokonał podziału swych ziem na rzecz synów Janusza I i Siemowita IV. Wskutek podziału Warszawa przypadła w udziale młodemu Januszowi I, energicznemu i wzorowemu gospodarzowi, za rządów i z inicjatywy którego przeżywające intensywny rozwój miasto prześcignęło na przełomie XIV i XV w. Czersk i wysunęło na pozycję jednego z głównych ośrodków Mazowsza.

Janusz I Starszy, czyli o księciu, który zastał Zamek drewniany, a zostawił murowany

Ryc. 9. Zamek Królewski, Dom Wielki (skrzydło wschodnie, gotyckie), Piwnica Książęca, pocz. XV w./poł. XV w. (?). »Piwnica Książęca, to obecnie największe i najbardziej okazałe autentyczne gotyckie wnętrze świeckie w Warszawie. Fot. autor«

Janusz I Starszy, władający Mazowszem w latach 1373/4—1429, sojusznik Władysława Jagiełły i uczestnik bitwy pod Grunwaldem, podjął się zakrojonych na szeroką skalę prac przy przebudowie grodu warszawskiego. Już w 1379 r. wydał przywilej, w którym zobowiązał warszawskich mieszczan do wybudowania brakujących odcinków murów obronnych, domykając tym samym pierścień obwarowań miejskich i włączając weń fortyfikacje zamkowe. Od południa mur połączył Bramę Dworzan (Krakowską) z Wieżą Wielką (Grodzką), od wschodu natomiast przebiegał wzdłuż skraju skarpy wiślanej, łącząc kraniec północno-wschodni istniejących już murów, na którym niebawem wzniesiono okrągłą Basztę Marszałkowską, z Bramą Żuraw, stanowiącą wciąż główny wjazd do grodu. W ciąg wspomnianego południowego muru obronnego książę wkomponował reprezentacyjny gmach ceglany, znany ze źródeł pod nazwą Palatium, Curia, a także Domus. Historycy identyfikują go również pod innymi nazwami jako Dom Stary, Łożnica Książęca (Cubiculum Ducale) i w końcu Kamienica Królewska. Pierwszą wzmiankę o Domu Starym znajdujemy w dokumentach z lat 1402—1414. Nie lada zagadkę stanowi fakt zlokalizowania budynku nie na bezpiecznym obszarze majdanu grodowego, chronionego ziemno-drewnianym wałem i fosą, a bliżej miasta, w kierunku zachodnim, poza wałem grodowym, bezpośrednio przy południowym murze obronnym i jednocześnie nad stromym brzegiem wąwozu Kamionki, spływającej w tym miejscu wartkim strumieniem do Wisły. Dlaczego książę postanowił wznieść swoją nową, reprezentacyjną siedzibę — murowany, mieszkalny gmach o pierwszorzędnym zdaje się znaczeniu, zatem wymagający szczególnej ochrony, w tak dziwnej i niezrozumiałej na pierwszy rzut oka lokalizacji? Czyżby atrakcyjny teren obronny rozciągający się na skraju cypla, zajmowany do tej pory przez gród warszawski, z dnia na dzień przestał być bezpieczny? A może na sporym obszarze w ogóle przestał istnieć? W swoim czasie spróbujemy zgłębić także tę, owianą mgiełką tajemnicy, historię.

Zapewne już w latach 1407—1410 z inicjatywy księcia powstał kolejny, okazały, zachowany w dużych fragmentach do dziś, gotycki gmach — Dom Wielki (Curia Maior) (ryc. 9, 10, 29—31). Zdeklasował on Dom Stary i przejął od niego funkcję najważniejszego obiektu na terenie Zamku. Z chwilą przeniesienia przez Janusza I Starszego stolicy księstwa z tracącego stopniowo znaczenie Czerska do Warszawy, reprezentacyjny Dom Wielki, wraz z pozostałymi zabudowaniami zamkowymi, stał się główną siedzibą książęcą, której nowa, monumentalna, ceglana architektura miała wyraźnie podkreślać splendor władcy. Już wtedy rezydencja warszawska charakterem zabudowy zaczęła zdecydowanie bardziej przypominać kurię-dwór, niż typowy zamek obronny, których wiele można było wówczas spotkać na Mazowszu.

Przepraszam, którędy na Grodzką?


Mianem ulicy Grodzkiej określa się krótki łącznik spinający Wisłostradę z Trasą W-Z. Brukowaną jezdnię, wcinającą się łukiem w zamkowy Ogród Dolny, poprowadzono po II wojnie światowej w górę skarpy wzdłuż południowej elewacji Pałacu pod Blachą i Zamku Królewskiego.


Jednak dzisiejsza ulica Grodzka, poza nazwą, niewiele ma wspólnego ze swoją starą, nieistniejącą już imienniczką. W średniowieczu Grodzka — nazwana tak od wznoszącego się w pobliżu grodu książęcego — biegła od Wieży Dworzan (później Bramy Krakowskiej) przez dzisiejszy plac Zamkowy i ulicę Świętojańską aż do Rynku Starego Miasta. W XVI w. odcinek Grodzkiej od Bramy Krakowskiej do wylotu dzisiejszej Świętojańskiej (przy pl. Zamkowym) nosił nazwę Bernardyńskiej, od połowy XVII w. Przedzamkowej, a w XVIII w. Świętojańskiej. Wówczas, przez stojącą przy niej na osi ul. Piwnej Bramę Świętojańską, wiódł główny wjazd do Zamku. Ulica Świętojańska została na tym odcinku ostatecznie zlikwidowana w pierwszych latach XIX w. wraz z rozbiórką Bramy Krakowskiej, kilku kamienic oraz zamkowych zabudowań gospodarczych. W ich miejscu powstał plac Zamkowy, któremu ostateczny kształt nadał architekt Jakub Kubicki.

Kolejni książęta kontynuowali dzieło rozbudowy zamku-dworu rozpoczęte przez Janusza I Starszego. W jego ramach, w 1. połowie XV w. wystawiono murowany budynek Domu Mniejszego (Curia Minor), pełniący funkcję rezydencji pomocniczej w stosunku do starszego o pół wieku Domu Wielkiego. Dom Mniejszy zamieszkiwały zazwyczaj mazowieckie księżne. Z biegiem lat także tutaj przybywało obiektów o różnym przeznaczeniu, natomiast najbliższe otoczenie głównych gmachów dworu stanowiła gęsta już wówczas zabudowa gospodarcza i administracyjna, między innymi kuchnie i Szopa Sądowa. Ta ostatnia, w poziomie piwnic, częściowo pod brukiem pl. Zamkowego, w części zaś pod skrzydłem zachodnim Zamku, przetrwała do dziś w zaskakująco dobrym stanie.

U schyłku średniowiecza, czyli tańce, hulanki, swawole

W końcu XV w. i w pierwszych latach wieku XVI, w ostatnim, dwudziestokilkuletnim okresie niezależności księstwa mazowieckiego od Korony, swobodny styl życia prowadzony na dworze książęcym coraz częściej powodował niezadowolenie mieszczan i rycerstwa. Już Bolesław V, który zmarł w roku 1488, nie ukrywał zamiłowania do częstych zabaw rycerskich i turniejów. Ale o ile skłonności Bolesława raczej nie nastręczały nikomu fizycznych przykrości, o tyle poczynania jego brata, Konrada III Rudego (w Warszawie w latach 1462—1471 i 1488—1503) — jak podają źródła — łapówkarza i okrutnika, niejednemu dały się we znaki. Książę bez skrupułów wtrącał swych przeciwników do więziennych lochów. Za łapówki od rzemieślników warszawskich wyrzucał z miasta konkurujących z nimi w rzemiośle i wymianie towarowo-pieniężnej Żydów, jednak, gdy ci tylko opłacili się odpowiednią sumą pieniędzy, pozwalał im ponownie osiedlać się w obrębie murów.

Ryc. 10. Zamek Królewski, Dom Wielki (skrzydło wschodnie, gotyckie), pocz. XV w. »Zrekonstruowana po wojnie ceglana elewacja zachodnia Domu Wielkiego przyprawia o szybsze bicie serca każdego miłośnika architektury gotyckiej. Fot. autor«

Przysłowiową kropkę nad i w procesie kształtowania negatywnej opinii o warszawskim dworze książęcym przełomu XV i XVI w. postawiła wdowa po Konradzie III Rudym, Anna Radziwiłłówna, matka trójki ostatnich książąt mazowieckich: Janusza, Stanisława i Anny. Za jej regencyjnych rządów sprawowanych w imieniu małoletnich dzieci, dwór cieszył się wyjątkowo niechlubną opinią. Wyrastającym w niezdrowej atmosferze młodym książętom, birbantom i hulakom zatracającym się w trunkach i kobietach, nie na długo dane było przejąć we władanie Mazowsze i panujące na Zamku złe zwyczaje. Już w 1524 r., w wieku 24. lat zmarł bezpotomnie Stanisław, a dwa lata później, w roku 1526, również nie pozostawiając dzieci, 24-letni Janusz.

Mazowsze w Koronie, czyli księżnej Anny mazowieckiej z królem Zygmuntem I Starym przepychanki

Wskutek wygaśnięcia męskiej linii książęcej na Mazowszu, król Zygmunt I Stary, w zgodzie z wcześniejszymi zapisami, niezwłocznie podjął kroki w celu inkorporacji dzielnicy stanowiącej spadek po bezpotomnie zmarłych lennikach, Stanisławie i Januszu. Mimo zastosowanych przez szlachtę mazowiecką i księżną Annę wybiegów mających na celu utrzymanie niezależności księstwa, polski władca jeszcze w tym samym roku zdecydował się wcielić Mazowsze do Korony.

Pochować, czy nie pochować, oto jest pytanie!


Okazuje się, że, delikatnie mówiąc, swobodne podejście do interpretacji postanowień i umów nie jest wcale wynalazkiem naszych czasów. Dawniej też znajdowali się tacy, którzy byli skłonni do wykorzystywania kruczków prawnych i tłumaczenia treści zapisów na swoją korzyść. Umowa między królem, a książętami była jasna: dopóki ostatni książę mazowiecki po mieczu, czyli w linii męskiej, jest na ziemi, dopóty Mazowsze pozostanie niezależną dzielnicą. Kiedy jednak ostatni umrze bezpotomnie, król wcieli je do Rzeczpospolitej. Co zatem postanowiła zrobić księżna Anna przy poklasku znacznej części szlachty, kiedy w 1526 r. zmarł bezpotomnie jej brat Janusz, ostatni książę na Mazowszu? Przecież w umowie wyraźnie zapisano: dopóki jest na ziemi! Umieściła zatem ciało brata w trumnie, zalała smołą tak, że wystawała mu tylko twarz i… nie pozwoliła pochować. Jest na ziemi? Jest! No ale… polski król, nie w ciemię bity, stosując wyszukane sztuki perswazji, głównie zaś, co raczej nie powinno dziwić, sztukę prezentowania siły i potęgi, nakłonił grzecznie Annę, by pogrzebała brata i wywiązała się z umowy. Ostatecznie Janusz spoczął w podziemiach kościoła św. Jana obok pochowanego niewiele wcześniej Stanisława, a Mazowsze wraz z Warszawą zostało inkorporowane do Korony. Ile w opowieści o zastosowanym przez Annę fortelu prawdy, a ile miejskiej legendy nie do końca wiadomo, niemniej, jeśli nawet tylko odrobina, to by się przecież zgadzało z powiedzeniem, iż w każdej legendzie ziarnko prawdy można znaleźć.


Inna sprawa, że spór między królem, a księżną Anną wcale się w tym miejscu nie zakończył. Królowa Bona, żona Zygmunta I Starego, została oskarżona przez Annę o otrucie Stanisława i Janusza w celu bezprawnego zagarnięcia dóbr mazowieckich, które faktycznie objęła po śmierci książąt. Sprawa zaszła na tyle daleko, że władca zwołał sąd (nie, nie, w fakcie tym absolutnie nie ma podstaw do dopatrywania się choćby cienia kumoterstwa!), który miał wykazać niewinność królowej. Skoro miał, to wykazał, sędziowie zaś poszli nawet o krok dalej. Znaleźli dwie czarownice winne otrucia Stanisława i Janusza. Kobiety do winy przyznały się same, przez nikogo nie zmuszane. Doszło do tego oczywiście w trakcie przemiłych spotkań z katem, organizowanych w ciemnych i wilgotnych lochach. Po poddaniu okrutnym torturom, obie kobiety spalono na stosie, a Bona została definitywnie oczyszczona z zarzutów. Alternatywna wersja tej opowieści rysuje się w zdecydowanie mniej drastycznych barwach. Otóż sąd miał wykazać ponad wszelką wątpliwość, że książęta Stanisław i Janusz „nie sztuką ani sprawą ludzką, lecz z woli Pana Wszechmogącego z tego świata zeszli”. Amen.


Nieszczęsne kobiety zrehabilitowano dopiero w XX w. (cóż im po tym, ja się pytam?), kiedy odkryto kryptę grobową ostatnich książąt. Okazało się, że Stanisława i Janusza nikt nie otruł. Obaj swawolnicy, prowadzący hulaszcze życie, rozmiłowani w biesiadach, trunkach i kobietach, zmarli najprawdopodobniej wskutek chorób, które i dziś nazywamy dość wymownie wstydliwymi.

Dwa lata później, w 1528 r., król po raz pierwszy zdecydował o zwołaniu sejmu do Warszawy. W trakcie obrad, które toczyły się na Zamku Warszawskim w styczniu i w lutym 1529 r., potwierdzono przyłączenie dzielnicy mazowieckiej do Polski. Ponieważ Zygmunt I Stary nie uczestniczył we wspomnianych obradach, akt inkorporacji Mazowsza do Korony przypieczętował osobiście kilka miesięcy później, w grudniu 1529 r. na sejmie w Piotrkowie.

W tle opisanych przed chwilą wydarzeń, które bez wahania można nazwać przełomowymi dla dalszych losów miasta, dobiegał końca pierwszy, najstarszy rozdział w historii Zamku warszawskiego. Przez ponad dwieście lat ewoluował on od drewnianej siedziby kasztelana, poprzez niewielki gród, w którym książęta bywali jedynie przejazdem, następnie zamek warowny, aż po okazały dwór, stałą siedzibę książąt mazowieckich, których władzę i potęgę w oczach im współczesnych miała potwierdzać monumentalna, ceglana architektura. Jednak od tej chwili gotycka bryła Zamku będzie stopniowo zanikać, ustępując miejsca nowym, przywożonym głównie z zachodu, trendom i nowinkom architektonicznym. W tym samym czasie, u schyłku średniowiecza, z początku niemal niepostrzeżenie, zostanie zainicjowany proces budowania podwalin pod przyszłe stołeczne funkcje Warszawy jako miejsca obrad Sejmu Rzeczpospolitej Obojga Narodów oraz siedziby monarchy i jego dworu.

Skąd się wziął Waza, czyli kiedy i dlaczego Warszawa została stolicą

Zygmunt II August, Następca Zygmunta I Starego, już w roku 1568 postanowił na dłużej zatrzymać się wraz ze swoim dworem w Warszawie. W związku z tym zintensyfikowano rozpoczęte przed 1563 r. prace nad rozbudową Zamku, który niemal z dnia na dzień awansował do rangi jednej z najważniejszych rezydencji królewskich. Włoski architekt, Giovanni Battista Quadro z Lugano, podjął się zadania przekształcenia średniowiecznych budynków w trójskrzydłowy zespół łączący w sobie cechy architektury gotyckiej i renesansowej. W ramach prac poddano remontowi XIV-wieczny Dom Stary, wówczas siedzibę starosty warszawskiego, mieszczący także kancelarie urzędu i sądu grodzkiego, a Dom Wielki, dawną rezydencję książęcą, przebudowano na gmach sejmowy. Na parterze urządzono Salę Poselską ze sklepieniem renesansowym bogato zdobionym motywami heraldycznymi, natomiast na piętrze znalazła się sala senatu nakryta drewnianym, kasetonowym stropem. Można by zapytać, dlaczego siedziba parlamentu akurat w Warszawie? Odpowiedź jest prosta — otóż w efekcie doniosłej decyzji podjętej w 1569 r. na sejmie w Lublinie, Zamek warszawski został wyznaczony na miejsce obrad kolejnych sejmów walnych Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W tym samym czasie do północnej ściany Domu Wielkiego dostawiono renesansowy Nowy Dom Królewski Zygmunta Augusta, zwany potocznie Domem Nowym. Zmian nie ustrzegł się także gotycki Dom Mniejszy, przebudowany na potrzeby nowej lokatorki, Anny Jagiellonki, córki królowej Bony. Dawna rezydencja księżnych mazowieckich wzbogaciła się o obszerną izbę jadalną, a w bezpośrednim sąsiedztwie sypialni urządzono domową kaplicę. Przypuszczalnie już wtedy budynki obu Domów, Wielkiego i Mniejszego oraz kolegiaty św. Jana, połączył kryty ganek wybudowany ku wygodzie króla, oparty w dużej części na średniowiecznym murze obronnym od strony Wisły, pierwowzór późniejszego ganku Zygmunta III Wazy.

Ryc. 11. Warszawa w końcu XVI w. Miedzioryt z dzieła G. Brauna i F. Hogenberga pt. Civitates orbis terrarum, wydanego w Kolonii w 1618 r. »Ilustracja ta stanowi jeden z najstarszych znanych widoków ogólnych miasta od strony Wisły. Już niedługo malownicza, gotycka zabudowa Warszawy rysująca się na skarpie wiślanej, przywdzieje zupełnie nowe, renesansowe i barokowe szaty. Za: www.polona.pl«

Gotyckie formy zamkowych zabudowań uległy zatarciu do reszty po objęciu polskiego tronu przez Zygmunta III Wazę. Pochodzący ze Szwecji monarcha podjął w 1596 r. decyzję o przeprowadzeniu się wraz ze swym dworem z Krakowa do Warszawy. Z pewnością właśnie to wydarzenie należy postrzegać jako moment, w którym miasto ostatecznie wkroczyło na długą i interesującą, choć nie pozbawioną wybojów i niespodzianek, drogę prowadzącą ku pełniej stołeczności. Zamek Królewski zyskał rangę stałej siedziby monarszej (Sedes Regni Poloniae), natomiast niebagatelny status nowego lokatora pociągnął za sobą potrzebę kolejnej przebudowy i dostosowania rezydencji do rosnących wymagań władcy. Zmiany te znalazły wyraz w realizowanej od początku XVII w., zupełnie nowej, barokowej koncepcji architektonicznej Zamku Królewskiego i jego otoczenia.

Zamieszanie ze stolicą


Na pytanie o pierwszą stolicę Polski niemal każdy z nas odpowie bez wahania — Gniezno! Jeśli jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, okazuje się, że nie jest to wcale takie oczywiste. W średniowieczu królowie często przemieszczali się z miejsca na miejsce, zatrzymywali na jakiś czas w różnych ośrodkach i zasiadali na tronie, czyli stolcu (nie, nie, żaden to drukarski chochlik — wszak właśnie od królewskiego stolca, ni mniej, ni więcej, pochodzi słowo stolica). Okupując dzielnie fotel tronowy, władcy sprawowali rządy, przyjmowali poselstwa i wydawali dokumenty, po czym udawali się w dalszą drogę. A stolica? Jeśli założymy, że miasto, w którym akurat stawał stolec, zamieniało się chwilowo w najważniejszy ośrodek polityczny w kraju — także ona, podobnie jak królewska świta, podążała za monarchą. Cóż, jak mus, to mus. Nie mija się zatem z prawdą ten, kto twierdzi, że nie tylko Gniezno, ale również wiele innych miejscowości, w których król decydował się na dłuższy postój, można bez cienia wątpliwości określić mianem tymczasowych stolic młodego, szybko rozwijającego się piastowskiego państwa.


Po spadku politycznego znaczenia Wielkopolski uwaga władców skupiła się na Małopolsce i silnym ośrodku miejskim w Krakowie, który formalnie na, bagatela, kilka następnych stuleci przejął funkcję stolicy i stał się najważniejszym miastem w Koronie.


Co zatem mogło skłonić Zygmunta III Wazę do przeniesienia się ze stołecznego miasta Krakowa do bądź co bądź lichej wówczas mieściny, którą na przełomie XVI i XVII w., była Warszawa? Okazuje się, że na bieg historii często wpływ mają wypadki zdawać by się mogło mało istotne i najmniej oczekiwane. Król, miłośnik alchemii z ambicjami na odnalezienie kamienia filozoficznego i sposobu na zamianę ołowiu w złoto, przeprowadzał na Wawelu szereg, często dosyć ryzykownych, doświadczeń. Towarzyszył mu jego zaufany alchemik i lekarz, Michał Sędziwój. Co prawda kamienia filozoficznego nie udało im się odkryć, za to podczas jednego z eksperymentów obaj znakomicie poradzili sobie z puszczeniem znacznej części krakowskiego Zamku z dymem. Pożar, który strawił wawelską rezydencję, stał się dla władcy świetnym pretekstem do przeprowadzki. Przecież król był z pochodzenia Szwedem i pretendował również do tamtejszej korony, a do Szwecji, w której sprawy chciał mieć pod kontrolą, dużo bliżej było z Warszawy, niźli z Krakowa. To właśnie wtedy krakowiacy przestali lubić Zygmunta III. Fakt wystawienia mu w Warszawie w 1644 r. pomnika na wysokiej kolumnie, dał mieszkańcom smoczego grodu (warszawiacy mają Bazyliszka, ale aż tak się nim nie chwalą) asumpt do odegrania się na władcy. Mówią oni za Janem Sztaudyngerem, skądinąd rdzennym krakowianinem, tak: „Miałeś królu Kraków w d*pie, teraz musisz stać na słupie…". Zatem stoi ów nieborak po dziś dzień na wysokim słupie i mimo wszystko dumnie, po królewsku, spogląda z góry na plac Zamkowy i jego przechodniów.


Król Zygmunt III Waza, mimo przeprowadzki do Warszawy, żadnym dokumentem nie potwierdził nadania miastu tytułu stolicy, zatem aż do upadku I Rzeczpospolitej w 1795 r. stołeczność Warszawy była bardzo umowna i dzielona z innymi ośrodkami, głównie z Krakowem. Co więcej, pomimo tego, że po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. władze odrodzonego państwa zdecydowały, iż Warszawa zostanie jego stolicą, również nie wydały żadnego oficjalnego dokumentu w tej sprawie. Rzec by można nieco żartobliwie, ale w zasadzie zgodnie z prawdą, że Warszawa przez wieki była stolicą wyłącznie na gębę. Paradoksalnie, dopiero po II wojnie światowej ukochana przez wszystkich władza ludowa, która początkowo planowała urządzenie stolicy nowego, socjalistycznego państwa w… Łodzi, jako pierwsza ustawowo potwierdziła stołeczność miasta Warszawy, a stosowny zapis znalazł się w Konstytucji PRL z 1952 roku.

Ryc. 12. Symbole Warszawy, Zamek Królewski i Kolumna Zygmunta III Wazy »Barokowa rozbudowa Zamku Królewskiego, prowadzona przez Zygmunta III Wazę w początku XVII w., do reszty zatarła gotyckie akcenty warszawskiej rezydencji monarszej. Król, który był inicjatorem zmian, od 1644 r. spogląda z góry w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Fot. autor«

Plany rozbudowy Zamku dla Zygmunta III Wazy opracowali Giovanni Trevano, Giacomo Rodondo, Paolo de la Corte oraz Mateo Castello. Architekci sprowadzeni przez króla ze słonecznej Italii zdecydowali o rozebraniu średniowiecznych zabudowań Domu Starego i Szopy Sądowej, a do przebudowanych gmachów Domu Wielkiego, Domu Nowego oraz Wieży Grodzkiej, dostawili trzy barokowe skrzydła, które zamknęły ostatecznie Dziedziniec Wielki, nadając mu kształt nieregularnego pięcioboku. Tym samym w pierwszych dziesięcioleciach XVII w. królewscy architekci stworzyli umiejętnie wkomponowany w otoczenie zespół harmonizujących ze sobą obiektów (ryc. 12). Zwieńczeniem dzieła rozbudowy Zamku było wzniesienie w latach 1621—1627 kamiennego muru kurtynowego z narożnymi bastionami, rozciągającego się u stóp skarpy wiślanej. Nadał on nowemu założeniu charakter palazzo in fortezza — pałacu z elementami architektury obronnej. Podstawowym zadaniem muru było stabilizowanie skarpy, na szczycie której wznosiła się okazała królewska rezydencja. Wskutek tych i wcześniejszych, XVI-wiecznych, jagiellońskich przekształceń, częściowo rozebrana, a częściowo przebudowana i ukryta pod warstwami nowych tynków i sztukaterii, gotycka siedziba książąt mazowieckich odeszła w zapomnienie na bez mała trzy następne stulecia.

Znajdź pan cegłę, czyli odkrywania pamiątek przeszłości czar

Rodzące się w XIX w. zainteresowanie historią i jej materialnymi świadkami, zaczęło z czasem zataczać coraz szersze kręgi. W Warszawie znalazło ono wyraz w podejmowanych już w 2. połowie XIX w. próbach odkrywania najdawniejszych śladów grodu i osady miejskiej, realizowanych na obszarze Starówki, a także w jej sąsiedztwie. Ślady te nazywano wówczas romantycznie starożytnościami warszawskimi. Poprzez odnajdowanie i interpretację pamiątek z przeszłości, badacze-pionierzy, wśród których znaleźli się między innymi Aleksander Wejnert, Tomasz Bartmański czy Wilhelm Kolberg, mieli nadzieję uzyskać odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania, pośród których przewijało się to najważniejsze: kiedy i w jaki sposób powstało miasto oraz którędy prowadziły, niejednokrotnie bardzo kręte, ścieżki jego rozwoju.

Ze względów politycznych, wszak czas zaborów trwał w najlepsze, w wieku XIX i na początku wieku XX, uczeni nie mieli możliwości objęcia badaniami gmachu Zamku Królewskiego, który — jak słusznie przypuszczano — stanowił bezcenną skarbnicę wiedzy o dawnej Warszawie. Podróż do korzeni miasta mogła rozpocząć się w tym miejscu dopiero po 2 sierpnia 1915 r., gdy zdewastowany obiekt przejęto od Rosjan. Pracy naukowej na Zamku oddał się z zapałem architekt i historyk architektury, Kazimierz Skórewicz. W latach 1921—1926 prowadził on w zabudowaniach zamkowych i w ich bezpośrednim otoczeniu gruntowne badania architektoniczne, w efekcie których, spod historycznych nawarstwień skrzydła wschodniego wyłoniły się mury XV-wiecznego Curia Maior, mimo licznych przebudów nad wyraz dobrze zachowane w zespole późniejszych budynków. Skórewicz zdecydował się na uzupełnienie i wyeksponowanie gotyckiej, ceglanej fasady odkrytej przez siebie książęcej rezydencji, która, jak niegdyś w średniowieczu, znowu miała dodawać blasku Dziedzińcowi Wielkiemu (ryc. 10). Uczeni eksplorujący parter gmachu, dotarli do średniowiecznych schodów w grubości muru (ryc. 33), prowadzących na pierwsze piętro. Możliwe, że poprzez chodnik obronny można się było dzięki nim dostać także do Wieży Wielkiej. W części piwnicznej Domu Wielkiego badaczom udało się natrafić na Piwnicę Książęcą, w której dokonali uzupełnień i przeprowadzili prace konserwatorskie (ryc. 9, 46 i 47). Nie bez powodu po dziś dzień uchodzi ona za jedno z najlepiej zachowanych, najpiękniejszych i największych, autentycznych świeckich wnętrz gotyckich w Warszawie. Na długiej liście przedwojennych odkryć Skórewicza znalazł się też inny, niezwykle cenny zabytek — Piwnica Więzienna w Wieży Grodzkiej (ryc. 35), z unikatowymi rytami na ceglanych ścianach (ryc. 13 i 36) oraz XIV-wieczna studnia w murowanej przybudówce wspierającej wieżę od północy. Do zagadkowych reliktów zabudowy gotyckiej udało się dotrzeć Skórewiczowi również przy okazji prac prowadzonych w północno-wschodniej części pl. Zamkowego, przy zachodnim skrzydle wazowskim. Dopiero po wojnie, w latach 70. XX w. ustalono, że są to pozostałości kancelarii sądów ziemskich — Szopy Sądowej z przełomu XIV i XV w. (ryc. 32).

Kazimierz Skórewicz


Jeden z najwybitniejszych polskich architektów 1. połowie XX w., konserwator, historyk architektury, autor między innymi modernistycznego projektu sejmowej sali posiedzeń w kształcie rotundy, zlokalizowanej przy ul. Wiejskiej.


Urodził się 11 listopada 1866 r. w Petersburgu, gdzie w 1894 r. ukończył Instytut Inżynierów Cywilnych. Po uzupełnieniu wykształcenia za granicą osiadł w Baku. Tutaj objął stanowisko głównego architekta miasta, które piastował do roku 1905. W latach 1906—1907 pełnił funkcję architekta miejskiego w Warszawie. W 1906 r. został współtwórcą Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Od 1915 r. piastował stanowisko kuratora na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie prowadził intensywne badania nad średniowiecznymi zabudowaniami grodu warszawskiego. Na przełomie 1915 i 1916 r. założył na Politechnice Warszawskiej katedrę Historii Architektury Polskiej, gdzie wykładał do roku 1919. W okresie międzywojennym był też naczelnikiem Zarządu Gmachów Reprezentacyjnych RP. We wrześniu 1939 r. brał czynny udział w ratowaniu zabytków z płonącego Zamku Królewskiego, a później, wraz z Bohdanem Pniewskim, prowadził w Kielcach kursy architektoniczne. Po II wojnie światowej podjął pracę na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Zmarł 11 grudnia 1950 r. w Warszawie.

Ryc. 13. Zamek Królewski, Wieża Grodzka, Piwnica Więzienna, ok. poł. XIV w. »W XVII w., w piwnicy wieży funkcjonowało więzienie sądu grodzkiego. Na ścianach lochu zachowały się ryty wydrapane w gotyckich cegłach przez nieszczęśników, którym przyszło tutaj odsiadywać wyrok. Fot. autor«

Prace prowadzone na Zamku od 1928 r. przez Adolfa Szyszko-Bohusza, następcę Kazimierza Skórewicza, przerwał wybuch II wojny światowej. Po upadku powstania warszawskiego Zamek Królewski spotkał taki sam los, jaki przypadł w udziale większości warszawskich zabytków. W akcie zemsty i bezprzykładnego barbarzyństwa w październiku 1944 r. Niemcy dosłownie zrównali go z ziemią.

Po wojnie, czyli jak feniks z popiołów

Gdy dzisiaj stoimy na Dziedzińcu Wielkim Zamku Królewskiego otoczeni prastarymi, zdawać by się mogło, murami i w myślach próbujemy zbudować sobie obraz tego miejsca w dniach, kiedy na dobre zamilkły karabiny powstańców walczących o utrzymanie staromiejskich pozycji, wyobraźnia zaczyna odmawiać współpracy. Niezwykle trudno pogodzić się z faktem, że wokół rozciągały się jedynie zwały gruzu przemieszane z kłębowiskiem pogiętego metalu i wypalonych belek. Nie było pięciu okazałych skrzydeł zamkowych zamykających Dziedziniec Wielki, nie było dziedzińca. Zniknęły Sale Tronowa, Senatorska i wszystkie inne. Nie było Wieży Władysławowskiej ani Zegarowej. Było tylko rozległe, przytłaczające rumowisko, morze zgliszcz. Ale wbrew wielu przeciwnościom piętrzącym się na drodze do restytucji gmachu-pomnika, symbolu polskiej kultury oraz ciągłości i niepodległości państwa, stanął w końcu nowy Zamek na pradawnych fundamentach, by znowu świadczyć o naszej wielowiekowej historii.

2 września 1949 r. Sejm podjął uchwałę stanowiącą o konieczności odbudowy Zamku Królewskiego z przeznaczeniem na Muzeum Kultury Polskiej. Uchwała sejmowa nie tylko dawała nadzieję na rychłą odbudowę zabytku, ale też stanowiła wyjątkową okazję dla naukowców do przeprowadzenia zakrojonych na szeroką skalę badań architektonicznych i archeologicznych, które rozpoczęto bez zbędnej zwłoki już trzy miesiące później, w grudniu 1949 r. w ramach projektu Prace Badawcze na Zamku Warszawskim. Działaniami prowadzonymi w wyjątkowych warunkach, w obiekcie, który został zniszczony niemal w stu procentach, kierowali historyk sztuki i archeolog Aleksandra Świechowska oraz architekt Zdzisław Tomaszewski. W ich efekcie, w wykopach założonych na terenie Dziedzińca Wielkiego, udało się odsłonić między innymi pozostałości fosy i ziemno-drewnianego wału skrzyniowego, które chroniły XIV-wieczny gród warszawski i oddzielały go od miasta. Już wówczas Aleksandra Świechowska podjęła próbę ustalenia pierwotnej lokalizacji grodu z końca XIII w. i nakreślenia jego dziejów. W miejscu, gdzie do niedawna wznosiło się południowe skrzydło Zamku z czasów Zygmunta III Wazy, doszło do odkrycia nielicznych gotyckich pozostałości XIV-wiecznego Domu Starego, który został rozebrany, w większości nawet w partiach fundamentowych, podczas rozbudowy wazowskiej w początku XVII w. Nieopodal, tuż przy południowo-zachodnim narożniku Zamku, spod ziemi wyłoniły się pozostałości półokrągłej baszty stanowiącej część zewnętrznego pierścienia obwarowań miejskich z przełomu XV i XVI w. Z przyczyn politycznych, w roku 1952 prace badawcze zostały wstrzymane, a plany odbudowy musiały trafić do szuflady. Najwyraźniej władzy nie w smak było przywrócenie społeczeństwu symbolu niosącego przekaz wolności i niepodległości.

Paradoksalnie, w okresie, gdy cenzura traktowała temat odbudowy Zamku grubą zasłoną milczenia, w ruinach prowadzono, często nieoficjalnie, szereg prac badawczych, zabezpieczających czy konserwatorskich, które, patrząc z dzisiejszej perspektywy, możemy bez cienia wątpliwości uznać za bezcenne. W latach 1960—1962 specjaliści pod kierownictwem architekta Antoniego Kąsinowskiego z Przedsiębiorstwa Państwowego Pracownie Konserwacji Zabytków — Oddział w Szczecinie, z własnej inicjatywy prowadzili badania średniowiecznych piwnic zamkowych i dokonali ich częściowej rekonstrukcji oraz konserwacji (ryc. 40—47). W trakcie prac udało się zidentyfikować relikty murów gotyckich Domu Wielkiego i dokładnie określić czas powstania gmachu. W końcu lat 60. XX w. podjęto natomiast prace archeologiczne i architektoniczne przy wschodnim przyziemiu Curia Maior, które zaowocowały odkryciem potężnej skarpy gotyckiej, wspierającej północno-wschodni narożnik budynku.

Styczeń 1971 r. zapisał się w historii Zamku jako czas przełomu. Władze państwowe podjęły decyzję o konieczności odbudowy Zamku Królewskiego. Wraz z tą długo wyczekiwaną przez Polaków chwilą, rozpoczął się nowy, wieloletni etap prac badawczych nad pozostałościami zabudowy zamkowej. Przewodniczącym powstałej wówczas Komisji Archeologicznej Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego został Aleksander Gieysztor, prace ekip terenowych koordynowała Aleksandra Świechowska, a nadzór nad prowadzonymi przez kilka instytucji badaniami sprawował Antoni Kąsinowski. W 1973 r. ogół zadań archeologicznych na obszarze Zamku i w jego bezpośrednim otoczeniu przejął kierowany przez Aleksandrę Świechowską Dział Archeologiczny Muzeum Historycznego m.st. Warszawy. W latach 1973—1978, w wykopaliskach na Dziedzińcu Wielkim, badacze natrafili na kolejne fragmenty ziemno-drewnianych umocnień najwcześniejszej siedziby książąt mazowieckich. Po przeanalizowaniu kształtu i przebiegu reliktów fortyfikacji, udało im się potwierdzić niepewną dotąd lokalizację średniowiecznego grodu, umiejscawiając go ostatecznie w południowo-wschodnim narożniku zespołu zamkowego.

Aleksander Gieysztor


Wybitny historyk, mediewista, znawca średniowiecza polskiego i powszechnego, autor wielu książek i prac naukowych, między innymi takich jak: Zarys dziejów pisma łacińskiego, Mitologia Słowian, Zamek Królewski w Warszawie, czy Dzieje Mazowsza do 1526 r.


Urodził się 17 lipca 1916 r. w Moskwie. Od roku 1921 mieszkał w Warszawie, gdzie ukończył studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, na którym po wojnie piastował stanowisko profesora. Uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939 r., a w latach okupacji hitlerowskiej działał w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej, wykładając równocześnie na Tajnym Uniwersytecie. Doktoryzował się w 1942 r. Brał udział w powstaniu warszawskim 1944 r. Po wojnie, do roku 1970, pełnił funkcję dyrektora Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego. W 1971 r., kiedy zapadła decyzja o podźwignięciu z ruin Zamku Królewskiego, został członkiem Obywatelskiego Komitetu Odbudowy, a w 1975 r. objął fotel wiceprzewodniczącego tej organizacji. Uczestniczył od samego początku w procesie restytucji Zamku. W 1980 r. został jego pierwszym dyrektorem, piastując to stanowisko do roku 1991. Był też przez wiele lat prezesem Polskiej Akademii Nauk oraz Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, członkiem Polskiej Akademii Umiejętności i wielu stowarzyszeń naukowych na świecie. Zmarł 9 lutego 1999 r. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.

Lata 1977—1983, to czas badań południowej części pl. Zamkowego i czas kolejnych fascynujących odkryć. Uczonym udało się wówczas dotrzeć do śladów wielu obiektów stanowiących w średniowieczu bezpośrednie otoczenie zamku książęcego. Odsłonięto fundamenty Bramy Krakowskiej (Wieży Dworzan), strzegącej niegdyś wjazdu do miasta od południa oraz pozostałości przerzuconego nad fosą Mostu Gotyckiego, dźwigającego w średniowieczu mury przedbramia. Zbadano również fundamenty kamienic mieszczańskich, stojących do początku XIX w. po południowo-wschodniej stronie ul. Świętojańskiej oraz szczątki zewnętrznego muru obronnego z przełomu XV i XVI w., odkryte przy południowej krawędzi placu. Most Gotycki staraniem Aleksandry Świechowskiej został zrekonstruowany i udostępniony pieszym w 1983 r., natomiast pozostałe relikty po dokładnym przebadaniu zasypano i przykryto brukiem.

XXI wiek, czyli o tym, co w ziemi piszczy

Niezwykle interesujących odkryć dokonali archeolodzy prowadzący w latach 2004—2006 wykopaliska na dziedzińcu Pałacu pod Blachą. Z uwagi na to, że teren, na którym później stanął pałac, rozciągał się w średniowieczu poza obszarem Zamku, badacze nie spodziewali się znaleźć w tym miejscu śladów grodu książąt mazowieckich, wznoszącego się przecież niegdyś kilkanaście metrów wyżej, na szczycie skarpy. Szybko jednak wyniki prac przekroczyły ich najśmielsze oczekiwania, bowiem, pośród wielu znalezisk, natrafiono na fragmenty dwóch linii fortyfikacji w postaci ziemno-drewnianego wału skrzyniowego i gotyckiego, ceglanego muru obronnego, posadowionego na solidnym, kamiennym fundamencie. W trakcie prowadzonych prac udało się stwierdzić, że obie konstrukcje wchodziły w skład południowo-wschodniego odcinka umocnień obronnych XIV-wiecznej siedziby książęcej, co dało podstawy do spojrzenia z zupełnie nowej perspektywy na najdawniejszą historię warszawskiego grodu.

Jak zamkowe umocnienia znalazły się na dziedzińcu Pałacu pod Blachą, w miejscu zupełnie różnym od ich pierwotnej lokalizacji na szczycie skarpy wiślanej przy wschodniej ścianie Wieży Wielkiej? Otóż, przypuszczalnie w końcu XIV stulecia, a może — jak dowodzą inni — dopiero w wieku XV, doszło w tym miejscu do poważnej katastrofy. Wskutek osunięcia się dużego odcinka skarpy, nadwyrężonej ciężarem fortyfikacji i systematycznie podmywanej przez Wisłę, fragment muru obronnego zawalił się i zsunął wiele metrów w dół wraz z wcześniejszym od niego ziemno-drewnianym wałem. Pozostałości obu ciągów obwarowań, ukryte pod kilkusetletnimi nawarstwieniami, przetrwały do naszych czasów w, jak się okazało, całkiem dobrym stanie.

Do niedawna jedynym nieprzebadanym od zakończenia II wojny światowej miejscem na pl. Zamkowym był niewielki, okrągły skwerek zajmowany przez niepozorną topolę — samosiejkę, która na zamkowych gruzach pojawiła się tuż po wojnie. Wśród warszawiaków powracających w ruiny drzewo to urosło — dosłownie i w przenośni — do rangi symbolu odradzającego się miasta. W 2005 r. służby miejskie usunęły uschniętą już topolę, przez co kolejny raz nadarzyła się okazja do podjęcia prac wykopaliskowych.

W miejscu, w którym dotąd rosła samosiejka, archeolodzy pod kierownictwem Ryszarda Cędrowskiego mieli nadzieję znaleźć ślady niewielkiej kaplicy św. Małgorzaty, ośmiobocznej budowli wzniesionej, jak sądzili niektórzy już w XV, może XVI w., a którą wprawne oko dostrzeże na XVIII-wiecznych planach Warszawy. Zdaniem zwolenników gotyckiej proweniencji tajemniczego obiektu, mogła to być nawet kaplica książęca. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że książęta dysponowali kaplicą w kościele św. Jana, a na temat ośmiobocznej kaplicy św. Małgorzaty źródła pisane milczą, trudno uznać powyższą hipotezę za przekonującą. Kaplica, o ile w ogóle istniała, została zburzona najpewniej w trakcie przekształcania zamkowego Dziedzińca Przedniego i jego otoczenia w pl. Zamkowy w latach 20. XIX w. Pomimo zaangażowania znacznych sił i środków, nadzieje uczonych okazały się płonne. Nie natrafiono na pozostałości, które mogłyby potwierdzić, że to właśnie tutaj wznosiła się kaplica, niemniej w zamian zarejestrowano szereg innych wykopalisk. Spod ziemi wyłoniły się między innymi relikty drewnianego pomostu z 1. połowy XVI w. w formie śladów po wbitych w grunt palach podtrzymujących jego konstrukcję. Uczeni badający resztki pomostu wysunęli przypuszczenie, że mógł on łączyć kaplicę św. Małgorzaty z kamienicą Kolegium Mansjonarzy, wzniesioną w XV w. na rogu dzisiejszej ul. Świętojańskiej i pl. Zamkowego, zwaną początkowo Domem nad Kanałem. Pomiędzy domniemaną kaplicą, a Domem nad Kanałem faktycznie przepływał strumień, ujęty w XV w. w kanał.

Być może kiedyś uzyskamy odpowiedź na pytanie, gdzie stała kaplica i dokąd prowadził drewniany pomost. Pozostaje nam liczyć na łut szczęścia i czekać, aż Warszawa sama zechce pomóc w rozwiązaniu zagadki uchylając po raz kolejny rąbka skrywanych przez siebie tajemnic. Tak czy inaczej, tajemnice te bez wątpienia dodają swoistego uroku staromiejskim zakamarkom, pozwalają rodzić się legendom i sprawiają, że miasto jest wciąż ciekawe. Może i dobrze, że nie wszystkie jeszcze zostały odkryte?

Rozdział drugi, czyli na tropie zmian. Metamorfoza warszawskiej siedziby książęcej od ziemno-drewnianego grodu, poprzez murowany zamek obronny, do reprezentacyjnego dworu-kurii

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 43.86
drukowana A5
Kolorowa
za 66.34