Podróż w nieznane
Samolot oderwał się od pasa startowego, a Edynburg powoli znikał za grubą warstwą chmur. Gutek przywarł do okna, obserwując z fascynacją malejące budynki. Olo, siedzący obok, przewrócił oczami, widząc, jak jego młodszy brat praktycznie przykleja nos do szyby.
— Gutek, serio? — rzucił Olo, wyciągając słuchawki z kieszeni. — Widzisz to za każdym razem, a i tak zachowujesz się, jakbyś był na Księżycu.
— Ale to jest niesamowite! — odpowiedział Gutek, odrywając się na chwilę od szyby. — Nie każdy dzień zaczyna się od lotu nad całym miastem. Poza tym, wiesz, co się liczy? Widoki! Ty byś tylko siedział w swoim telefonie.
Olo przewrócił oczami, choć gdzieś w środku wiedział, że Gutek miał trochę racji. Wyciągnął jednak telefon, podłączył słuchawki i odsunął się na bok. Jego brat wrócił do obserwowania chmur, a on włączył ulubioną playlistę. Lot miał trwać niecałe trzy godziny, a potem mieli wylądować w Gdańsku, gdzie czekała ich jeszcze podróż pociągiem do Torunia.
Pół godziny później Olo, nudząc się, wyjął słuchawki i rozejrzał się po kabinie. Jego wzrok zatrzymał się na dziewczynie siedzącej po drugiej stronie przejścia. Miała na sobie jasnoniebieską bluzę i włosy związane w luźny kucyk. Wyglądała na jego rówieśniczkę i, co przykuło jego uwagę, właśnie wyciągnęła z plecaka książkę o żeglarstwie.
Nie mogąc się powstrzymać, Olo przechylił się lekko w jej stronę.
— Żeglujesz? — zapytał, zanim zdążył się rozmyślić.
Dziewczyna podniosła wzrok, lekko zdziwiona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko.
— Jasne! Nazywam się Magda. A ty?
— Olo — odpowiedział, lekko zmieszany jej pewnością siebie.
Gutek, widząc rozmowę, natychmiast wychylił się zza brata.
— A ja jestem Gutek! Żeglowanie? To musi być super!
Magda spojrzała na chłopców z błyskiem w oku.
— Jest świetne. Moi rodzice mają małą przystań w Choszcznie. Prowadzimy zajęcia z żeglarstwa i czasem organizujemy regaty.
— Choszczno? — Olo uniósł brew. — To chyba gdzieś na północy Polski, prawda?
— Niedaleko Szczecina — odpowiedziała Magda. — Wracam tam właśnie po wakacjach w Anglii. Jeśli kiedykolwiek będziesz w okolicy, daj znać. Mogę cię nauczyć, jak sterować żaglówką.
Gutek, pełen entuzjazmu, szturchnął brata w bok.
— Olo, jedźmy tam!
— Zobaczymy — odpowiedział Olo, choć czuł, że w jakiś sposób jej propozycja naprawdę go zaintrygowała.
Po wylądowaniu w Gdańsku i długiej podróży pociągiem do Torunia, chłopcy w końcu dotarli do domu dziadka Tadeusza. Gutek wbiegł na ganek jako pierwszy, energicznie stukając w drzwi.
— Dziadku! Jesteśmy!
Ale zamiast dziadka, drzwi otworzyła sąsiadka, pani Zosia, z życzliwym uśmiechem.
— Chłopcy, wasz dziadek musiał wyjechać — powiedziała. — Zostawił list na stole.
W środku znaleźli kopertę opatrzoną charakterystycznym, dużym pismem dziadka. Olo otworzył ją, czytając na głos:
„Kochane wnuki, musiałem pilnie pojechać do Choszczna, żeby zaopiekować się moim stryjem Zdzisławem. Wracam za tydzień, ale jeśli chcecie mnie odwiedzić, zapraszam. Zostawiłem wam trochę pieniędzy na podróż. Dbajcie o siebie! — Dziadek Tadeusz.”
Gutek podskoczył z ekscytacją.
— To znak! Olo, jedziemy do Choszczna!
Olo uśmiechnął się, widząc radość brata.
— No dobra. Ale wiesz, to daleka droga. Lepiej się przygotuj na przygodę życia.
I tak rozpoczęła się ich pełna wrażeń podróż w nieznane.
W drogę!
Słońce wschodziło leniwie nad Toruniem, kiedy Olo i Gutek, z plecakami pełnymi kanapek i butelkami wody, stawili się na peronie dworca. Gutek podskakiwał jak sprężyna, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Olo, jak na starszego brata przystało, starał się wyglądać poważnie, choć w głębi duszy był równie podekscytowany.
— Jakie mamy miejsca? Przy oknie? — zapytał Gutek, próbując zajrzeć przez otwarte drzwi pociągu.
— Na szczęście nie na dachu — odparł Olo z uśmiechem, wskazując mu numer wagonu. — Chodź, zanim coś znowu wymyślisz.
Wkrótce obaj siedzieli w przedziale, gotowi na podróż. Pociąg ruszył z hukiem, a krajobraz za oknem zmieniał się z miejskich ulic na zielone pola i lasy. Gutek nie przestawał mówić, a Olo zdążył już kilka razy przewrócić oczami.
— Jak myślisz, dziadek będzie miał dla nas jakieś zadania? Może stryj Zdzich opowie nam coś o wojnie? A może…
— Może dasz mi chwilę spokoju? — przerwał Olo, choć uśmiechał się pod nosem. — Chcę chociaż na chwilę pomyśleć o tym, jak uniknąć kolejnej twojej „genialnej” katastrofy.
Gutek nadął policzki, ale szybko zajął się podziwianiem krajobrazu.
Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki pociąg nie zatrzymał się na małej, nieoznaczonej stacji w środku lasu.
— To tutaj? — zapytał Gutek, zerkając na kartkę z nazwą Choszczno, którą dziadek zostawił w liście.
— Nie, ale wygląda fajnie. — Olo spojrzał przez okno. — Gutek, siedź spokojnie.
Ale Gutek już pociągnął brata za rękaw.
— Chodź, zobaczmy, co jest na zewnątrz!
Zanim Olo zdążył zaprotestować, Gutek pociągnął za klamkę. Drzwi otworzyły się z głośnym sykiem, a obaj znaleźli się na opustoszałym peronie, otoczonym gęstym lasem. Pociąg odjechał, zanim zdążyli się zorientować.
— Brawo, Sherlocku. To na pewno nie Choszczno — mruknął Olo, patrząc na tablicę z napisem „Dąbrówka Mała”.
Gutek nie wyglądał na przejętego.
— Spokojnie, przecież to przygoda! Zawsze możemy zapytać kogoś o drogę.
Na szczęście, zanim Olo zdążył wybuchnąć, zza zakrętu wyszedł starszy mężczyzna z torbą w ręku.
— Zgubiliście się, młodzieży? — zapytał z uśmiechem, unosząc siwe brwi.
Mężczyzna, który przedstawił się jako pan Antoni, zaproponował, że zaprowadzi ich na przystanek autobusowy. Po drodze opowiadał o miasteczku, o tym, jak kiedyś łowił ryby w pobliskim jeziorze, i jak w młodości sam przeżył niejedną „dziecięcą przygodę”.
— Pamiętajcie, chłopcy, czasem najkrótsza droga wcale nie jest najlepsza — powiedział z uśmiechem, wskazując im właściwy autobus do Choszczna.
Ale Gutek, jak to Gutek, miał inne plany.
— Skróćmy sobie drogę przez ten las — zaproponował, kiedy tylko wysiedli z autobusu w kolejnej wiosce, gdzie mieli przesiąść się na następny kurs.
— Nie, nie i jeszcze raz nie — odparł Olo, ale Gutek już zniknął między drzewami.
Olo westchnął, patrząc w niebo, i ruszył za bratem.
Las był piękny, ale po godzinie marszu Olo zaczynał tracić cierpliwość.
— Powiedz mi, geniuszu, gdzie teraz jesteśmy?
— Tuż za zakrętem… myślę — odpowiedział Gutek, drapiąc się po głowie.
Zanim zdążyli się pokłócić, usłyszeli trzask gałęzi. Oboje zamarli, widząc przed sobą dużego dzika. Zwierzę spojrzało na nich z uwagą, jakby rozważało, czy warto ich gonić.