Deszczowa szarość
Deszcz siąpi nieprzerwanie
od trzech dni
ciebie nie ma
pomimo twojego obrazu
kładącego się cieniem
po ścianach
na meblach łóżkach i podłodze
twój zapach rozbija się
o dźwiękoszczelne okna
deszczowa szarość dni
rozpruwa ciszę
do kości
Zmęczone dni
Krople deszczu zapylają miasto
rozlanym smutkiem
w ciszy giną łzy
zmęczenie rozkłada na łopatki
przeszywa do szpiku kości
rozbija w pył
cieszysz się na myśl
o pocałunku nocy
czarnej plamie na oknie
o świcie włożysz szare kozaki
i znów syzyfowym krokiem
zatopisz się w myślach
Czarne i białe
Leżysz w potoku słów
w kawałku bieli
z grymasem na nodze
rozpatrujesz wszystkie za
i
przeciw
choć nie masz wpływu
na upływający czas
ucieka
w garści trzymasz
dwie kostki
czarną i białą
za oknem
szachownica
z pogody
Znów
Gorąca herbata w kubku
parzy opuszki palców
obraz na szklanej tafli
kłuje w oczy
i znów uciekamy
przed tłumem sztucznej śmierci
i znów milczymy
pośród krzyków
zaszywamy się
w bladych ścianach
i tylko wiatr
uparcie otwiera drewniane okno
Łyk
Gasnący blask świecy
jeszcze rozwiewa mrok
budzą się straszydła
czekają na skok
cienie
przemykają po ścianach
coraz żwawsze
i mniej wyraźne
nitki dźwięków
szaleństwo dnia ucichnie
rozpłyniesz się
w falach nocnej ciszy
poranek
przyniesie kolejny bieg
i łyk zimnej kawy
Gdzie się podziały
Przez brak wiatru
nieobecność
dryfujesz
smutek płaskiej tafli oceanu
zalewa myśli
cisza
gdzie się podziały słowa
rzucone nieopatrznie na wiatr
rozsypane w popiół
cisza która tylko tężeje
i nieznośny upał
rozlany pod bosymi stopami
Brak sił
Duszę się
z każdym dniem
coraz bardziej
miotam się z kąta w kąt
bez pamięci
bez sił
duszę się
od rozlewającego się miasta
utopii
w świetle
południowego słońca
bez oddechu
obrazy na wszędobylskich ekranach
zabiorą ostatnie strzępki czasu
uduszą
Niebo bez obłoków
Zakryłem się płaszczem nieistnienia
nie było
niebo
bez obłoków
zgubiłem się w pajęczej nici
ścieżek rozwleczonych
przez życie
uciekłem
upiłem się chwilą
bez smaku
nawet bez goryczy
żółcią
stoję w kropce świata
gdzieś na uboczu
czekam
gdzie iść
Przedświt
Obudziłem się
przed świtem
nie było nikogo
przenikliwe
pohukiwanie puszczyka
zrodziło rosę
Słowa
Słowa
w zapomnianej chwili
odkrywam chwilę
by nie zapomnieć
by żyć
choć chwilą
pośród chwil
słowa które żyją
słowa które
zabijają
Chwilę po
Chciałem przeczytać
o włosach
ludzkich
pewien profesor powiedział
że tylko one