od początku
Mądrość to umiejętność wybrania dziś tego, co będzie miało sens później. Każdego dnia uczę się żyć tak, by przestrzeń między miejscem, w którym teraz jestem, a miejscem, w którym pragnę być, inspirowała mnie, a nie przerażała.” (Tracee Ellis Ross)
Wybrałam życie. Podróżuję w przestrzeni o nazwie Życie. Każdy z nas jest po trosze wędrowcem, podróżnikiem, poszukiwaczem. Miewamy chwile, w których nie czujemy się sobą, odczuwamy brak lub przesyt. Grzęźniemy w ruchomych piaskach. Bywamy szczęśliwi i nieszczęśliwi, smutni i radośni, wypełnieni sensem i pustką. Jesteśmy kolekcjonerami wspomnień — tych, które wywołują uśmiech na naszych twarzach i tych, o których chcielibyśmy raczej zapomnieć. Tymczasem wszystkie one są częścią nas.
...
Katarzyna J. Siuda
obfitość
dobry dzień
słońce przywitało mnie figlarnym promykiem
który biegał zwinnie po mojej twarzy
to w oczy zaspane zaglądał
to znów włosom dodawał blasku
i gdy na poduszce cierpliwie rysował cień
i zapach parzonej kawy z kuchni dolatywał
wiedziałam
że to będzie dobry dzień
obfitość
ofiarowałaś mi to
co najcenniejsze
swoje wnętrze mi ofiarowałaś
obdarowałaś mnie kwieciem radosnym
liliami
różami
czarnym bzem
teraz i ja pragnę
tego chcę
otwieram przed tobą bramę serca
lekko uchylam drzwi
wejdź
proszę
zapraszam
płomyk przyjaźni blado się tli
niech rozpali się płomień ogromny
tak wielki
tak mocny
ogromny
jest w nas coś
co zbliża nas
nie pozwala nam milczeć wcale
choć kpi z naszych pragnień czas
struny nasze gdzieś w głębi szarpane
każą nam kosze przyjaźni nieść dumnie
by radości jak świeżą zbierać rosę
kroplę po kropli
chwilę za chwilą
po trosze
posłuchaj jej
pachnąca nadchodzącą wiosną sosna
targana wiatrami znad morza
co wielu sztormów zna tajemnicę
dziś odpoczywa pośród piaszczystych wydm
historię życia szumem opowiada
przystań na chwilę i posłuchaj
na to właśnie zasłużyła
słuchaj jak skrzypią zmęczone konary
słuchaj szumu pobliskiego morza
jej towarzystwo spróbuj docenić
patrz jak igliwie w słońcu się mieni
patrz jak wysoko nosi głowę
choć garbów przez lata narosło ze sto
może zrozumiesz po co tu wracasz
dlaczego tak dobrze ci z nią
bądź dla mnie
bądź dla mnie wszystkim czego potrzebuję
bądź drogą prostą aby dostrzec cel
bądź rozłożystym dębem bym czuła się bezpiecznie
bądź rwącą rzeką co nurtom nadaje sens
bądź mewą skrzydlatą troskliwie śledzącą ruch żagli
bądź jeszcze szumem morskich fal
bądź halnym co strzeże łanów mojego serca
bądź też błękitem mojego nieba
bądź tym wszystkim co w duszy gra
bądź więc zegarem klepsydrą bycia
lecz tak naprawdę bądź sensem mojego życia
masz takie…
masz oczy błękitne takie
nie pozwalają o sobie zapomnieć
i pięknie mówisz o muzyce
że daje radość
że ją czujesz
i o mnie mówisz tak pięknie
i niech tak będzie
masz takie dłonie
że wszystko przy nich płonie
i niech płonie
niech spali wszystko
tylko nas niech oszczędzi
co między nami urosło
niech takie zostanie
po prostu
a potem
na początku nie było Ciebie
był tylko twój głos
dobiegający gdzieś z daleka
potem spotkaliśmy się
były rozmowy
był twój cień
i kolejne spotkania
pomysły nowe się rodziły
a potem praca
zadania nowe
kolejne sprawy
kolejne sukcesy
radości trochę
trochę łez było
co przyniesie przyszłość
nawet się nie śniło
głos
usłyszałam ten głos
spokojny ciepły miły
serce oszalało
twarze nasze
tylko gdzieś się śniły
dobrze wiedziałam
że jesteś gdzieś tam
daleko
na drugim końcu świata
słowa płynęły przed drogi szmat
i los skrzyżował nasze drogi
ciało dreszcze przeszyły
te oczy — mój Boże
oczy niesamowite
i ten głos już wcześniej słyszany
tak pięknie mówiłeś o sztuce
co w duszy gdzieś głęboko mieszka
nie ważne
że zaprzeczy ktoś
ja wiedziałam
że choć różni jesteśmy
coś z tego będzie
bo w nas jest to coś
noga za nogą
noga za nogą
głowa w chmurach
złocona liśćmi ścieżka kręta
spokój przed burzą
błękitne niebo
jesienna łąka pachnąca miętą
ulotne myśli
strzępy wspomnień
ciebie i zdarzeń obrazy mgliste
krople tęsknoty
dobre wspomnienia
i drżącej dłoni wnętrze czyste
będzie co będzie
piasek się sypie w klepsydrze życia
nie zna litości
będzie co będzie
bo najważniejsze
skosztować w życiu prawdziwej miłości
smutek
pretensje
winna
niewinny
niewinna
winny
niemądre myśli
noga za nogą
przed siebie
kres horyzontu
sens życia kreśli
chwilę jedną jedyną
chwilę jedną mi ofiaruj
jedną jedyną
potrzebną by spokój zachować i siłę
chwilę tak cudną zaklętą w czasie
chwilę uroczą zatrzymać da się
pozwól pozostać jej przy mnie tylko
pozwól nacieszyć się choćby chwilką
ofiaruj chwilę jedną jedyną
proszę
dzielnie przeciwności losu znoszę
zasługuję na nią
dobrze wiesz
ofiaruj mi tę chwilę i też się nią ciesz
wspólną
ciepłą
doskonałą chwilą
ofiaruj mi proszę
jedną chwilę jedyną
spotkanie
miłe spotkanie za daleka od domu
osób przyjaznych sobie wzajemnie
troskliwych
ciepłych
kochanych
czas na rozmowach spędziłam przyjemnie
oby tych spotkań było jak najwięcej
wspólne problemy zbliżają nas
radości takiej zaznawać częściej
miejmy nadzieję
pozwoli
czas
pamięć o tobie
zimno
ciało przeszywają dreszcze
próbuję sobie przypomnieć ciebie
wciąż pamiętam słowa i gwiazdy na niebie
długie rozmowy późnym wieczorem
kubek gorącej herbaty
lub kawy
otwarte serca
pomysły nowe
plany na przyszłość
inne sprawy
wskazówki zegara w miejscu stoją
czas więc nie płynie zatrzymany
rozmawiać można aż do rana
zmęczenia nawet nie odczuwamy
teraz przy kubku herbaty
lub kawy
chwili wyczekuję znajomej
rozmowy prowadzę z nocną ciszą
myśląc o tobie uśmiecham się do niej
cisza jest dobrym słuchaczem
milczy nie oceniając
brakuje jedynie spojrzeń wzajemnych
co dreszcze płoszą
ciepłem otulając
obrazy wspomnień
łapię
kradnę
chwytam
rwę
dary losu
strzępy ciebie
co nietrwałe są tak bardzo
jak białe obłoki na niebie
kształty realne zdają się mieć
prawie czuję je w swojej dłoni
i są już moje
i już pieszczą
zmysły zapachem znajomym
w jeden obraz niczym puzzle
składam siebie
ciebie
nas
i gdy prawie się udaje
znowu wszystko psuje czas
dzisiaj nie dam za wygraną
złapię schwytam i poskładam
w piękny obraz wszystkie chwile
i prawdziwy kształt im nadam
nie pozbawią nas radości
gdy przegramy bitwę z czasem
będą cieszyć stare kości
i utrwalą się nam w sercach
i połączą znowu nas
jak mgła będą i jak obłok
lecz nie zadrwi już z nas czas
moje miasto
wstało miasto do życia ze snu przebudzone
i wstała maleńka uliczka w cień katedry wtulona
przez kamienne na przedprożach smoki
troskliwie strzeżona
najpiękniejsza uliczka Gdańska ukochanego dusza
koronkami kamienic serdecznie cię zaprasza
usiądź
odpocznij
wypij kawę w kawiarence
a na wspomnień pamiątkę bursztynowe kup serce
popatrz na kupców dawnych postaci
w kamień zaczarowane
drzemią sobie cichutko w kuranty zasłuchane
to urokliwe miejsce miłosnych opowieści
o Koperniku i Annie krążą tu opowieści
bruk
przedproża
wspaniałości
tu marzyć można bez końca
wyobraźni puszczając wodze
chcesz smaków tych spróbować?
zajrzyj tutaj po drodze
mgły
blady świt
mgły chłodny dotyk
szary zarys jeziora niewyraźny
rosa spływająca kroplami z liścia
lasu sosnowego obszar pokaźny
kontury nieregularny kształt kreślące
widokiem swym oczy cieszą
dreszcze ciało przeszywające
z poranną pobudką śpieszą
na drewniane molo ożywczy spacer
nowe uczucia
doznania nowe
włosy rozwiane kapryśnym wiatrem
na ustach zachwytu słowa
troski w jeziorze zatopione
znaku istnienia nie dają
myśli w nadziei skupione
w nadziei prawdziwej
tak realnej
jak widok dla oczu wspaniały
jak rosa i las sosnowy
jak mgły chłodnej
dotyk nieśmiały
cuda
piaszczysta plaża
szum rozbijanych o brzeg fal
krzyk mewy ostrzegającej przed burzą
twoja bliskość
to cuda
to cuda
które zdarzają się rzadko
zbyt rzadko
takim jak ja
monotonna codzienność płynie gładko
ona zabija uczuć żar
kiedy znów razem przyjdzie nam
w szumie morza odnajdywać sens
nie będzie to zdarzać się często
bo cuda nie często się zdarzają
nie zgasimy żaru naszych serc
dzięki niemu marzenia się spełniają
może niedługo
wkrótce
znów
piaszczysta plaża
szum rozbijanych o brzeg fal
krzyk mewy
i pochmurne niebo
i twoja bliskość
więcej nic nie trzeba
w domu
powroty do krainy ukojenia
do oazy spokoju
do domu utęsknione
gniewny ton i ostre słowa
to nie ich wyczekuję
gdy trudy dnia
w kąt na werandzie zrzucam
dobrego słowa i miękkiej poduszki
jestem spragniona
jak strawy ciepłej
w chłodny zimowy dzień
buduję
trzcinę za trzciną układam
belkę do belki mocuję
składam
jestem szczęśliwa w domu
w domu
w którym jesteś Ty
przy Tobie mogę się wesprzeć
sił nabrać i dalej żyć
chcę wierzyć
z tych źródeł pić
Chcę z Tobą
na zawsze być
spacer
idę powoli
zamyślona
noga za nogą kreśli ślady
wiatr pieści moją twarz delikatnym dotykiem
a promienie słoneczne sięgają mojego wnętrza
i tak jest dobrze
tak jest błogo
wszystko znika gdzieś za mną
daleko
tylko ja i wiatr