Moja wdzięczność
Dla Boga za prowadzenie, które zawsze było we mnie, nawet wtedy, gdy szłam po omacku.
Dla życia za lekcje, które stały się modlitwą.
Dla ludzi, którzy byli moimi aniołami w drodze, za obecność, słowo, gest, ciszę.
Dla Ciebie, Czytelniku, który szukasz, wątpisz, wierzysz, i pragniesz dotknąć Miłości, która nie zna granic.
Niech zielona energia życia
poprowadzi Cię ku sobie, ku Bogu, który jest w Tobie, ku światłu, które nigdy nie zgasło.
Dla Tych, którzy są ze mną pomimo wszystko.
Od Autorki
Piszę, by pamiętać, że życie jest świętym dialogiem między człowiekiem a Stwórcą, by przypominać sobie i innym, że każdy dzień jest cudem, a każda przemiana modlitwą w ruchu.
Wszystko zostaje zapisane w polu miłości, w moim wewnętrznym ogrodzie doświadczeń.
To zapis spotkań z Boskością ukrytą w codzienności, w drugim człowieku, w naturze, w samym akcie oddychania.
Niech te słowa będą jak ścieżka prowadząca do Źródła, do przestrzeni, w której Duch porusza się cicho, a serce rozpoznaje, że jest częścią większej całości.
Niech prowadzą Cię w Twojej własnej transformacji, ku zielonemu światłu w Tobie.
Wstęp
— Każda podróż zaczyna się w sercu, tam, gdzie miłość dotyka duszy po raz pierwszy. —
„Bo serce jest przecież zielone.”
Te proste słowa, wypowiedziane przez Mirkę, poruszyły mnie dogłębnie. Dotknęły czegoś, co we mnie spało, cichego miejsca, w którym serce spotyka się z duszą. Poczułam, jak drgają we mnie nici połączenia ze Stwórcą, jak odżywa to, co przez lata zostało zepchnięte na dalszy plan — wiara, bliskość, zaufanie.
Te słowa długo we mnie brzmiały. Szumiały w głowie i w sercu jak echo pradawnej przeszłości. Ich wibracja była jak wezwanie, delikatne, ale nie do zignorowania. To one stały się początkiem tej książki, impulsem, by opowiedzieć o transformacji, która nie dzieje się tylko w świecie zewnętrznym, ale w nas samych.
Bo „zielone” to przecież kolor życia, odrodzenia, serca.
To barwa Ziemi, Natury i Ducha. Kolor harmonii pomiędzy ciałem a duszą, pomiędzy człowiekiem a światem, pomiędzy tym, co widzialne, a tym, co święte.
Kiedy serce staje się zielone, otwiera się na przepływ na Miłość, na Wiarę, na Cuda.
Ta książka zrodziła się z potrzeby zrozumienia, czym jest energia transformacji, która przenika wszystko: relacje, codzienność, naturę, duchowość. To zapis drogi, nie linearnej, lecz spiralnej, w której każdy powrót do siebie jest jednocześnie powrotem do Boga.
Pisząc ją, uczyłam się słuchać nie tylko słów, lecz tego, co pomiędzy nimi. Uczyłam się rozpoznawać, że Duch działa subtelnie, w rozmowie, w ciszy, w spotkaniu, w oddechu, i że nic w życiu nie jest przypadkiem. Każde doświadczenie, nawet to, które boli, niesie w sobie ziarno przemiany, zaproszenie do głębszego zaufania.
„W Zielonej Energii Transformacji” to nie jest książka o teorii, ale o doświadczeniu.
O tym, jak wiara splata się z nauką, jak empatia staje się mostem, jak wiedza przemienia się w mądrość, a cuda stają się codziennością. To podróż w głąb, ku miłości, która nie zna granic, i ku życiu, które wciąż na nowo się rodzi.
Z sercem wdzięcznym i zielonym, zapisuję te słowa jako świadectwo, że Bóg naprawdę prowadzi, że Miłość naprawdę transformuje, i że każdy z nas jest częścią tej Boskiej Energii, która stwarza świat od nowa.
...Boże, naucz mnie widzieć Twoje światło w każdej chwili życia.
W każdej kropli deszczu, w każdym spojrzeniu człowieka, w każdym oddechu świata. Niech moje serce pozostanie zielone, żywe, ufne i otwarte na Ciebie.
Na początku było Światło.
Teraz wiem, że ono wciąż płonie we mnie, i że każdy krok, każda łza, każdy uśmiech jest jego promieniem…
Rozdział I - Miłość jako źródło transformacji
— Miłość nie zmienia świata,
ona odsłania jego prawdziwe oblicze. —
„Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.”
— 1 J 4,16 —
Miłość… słowo, które wypowiadane z serca, ma w sobie wszystko. To od niej wszystko się zaczyna i w niej wszystko znajduje swój koniec, choć w istocie Miłość nie ma ani początku, ani końca. Jest wiecznym ruchem życia, pulsującym w każdym atomie, w każdym oddechu, w każdym „tak”, które wypowiada dusza.
Miłość nie jest uczuciem.
Miłość jest stanem bycia, przestrzenią, w której Bóg przejawia się przez nas. To Ona przemienia, uzdrawia, oczyszcza, prowadzi. To Ona przenika cierpienie i nadaje sens temu, co po ludzku wydaje się niemożliwe do uniesienia.
„Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.”
— 1 Kor 13,7 —
Kiedy pozwalasz Miłości prowadzić, przestajesz stawiać opór. Nie walczysz już z tym, co przychodzi. Zaczynasz ufać, że każde doświadczenie, nawet to trudne, bolesne, niepojęte, niesie w sobie dar przemiany, bo Miłość nie odbiera, lecz przekształca. Nie rani, lecz otwiera. Nie żąda, lecz zaprasza do prawdy.
Miłość to najczystsza energia transformacji, taka, która rozpuszcza lęk, rozświetla ciemność, wypełnia puste miejsca w duszy. W niej nie ma podziału na „ja” i „Ty”, na „moje” i „Twoje”. W Miłości wszystko staje się jednym.
„I dam wam serce nowe, i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza.”
— Ez 36,26 —
Miłość odmienia serce nie przez słowa, lecz przez obecność. Czasem cicho, ledwie dostrzegalnie, jak poranna mgła nad wodą. Innym razem gwałtownie, jak burza, która oczyszcza powietrze, ale zawsze prowadzi do tego samego miejsca, do wnętrza, gdzie Bóg mówi: „Jestem.”
W moim życiu Miłość objawiła się nie tylko w lekkości, ale i w bólu. W doświadczeniu śmierci, w ciszy po reanimacji, w pokorze ciała, które uczy się na nowo żyć. Tam, gdzie kończyła się siła, zaczynała się łaska, bo Miłość nie opuszcza, Miłość podnosi. Ona uczy, że każde złamanie jest bramą, przez którą światło wchodzi głębiej.
„Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu — tyś mój.”
— Iz 43,1 —
Miłość woła po imieniu. Nie w tłumie, nie w chaosie w ciszy. Tam, gdzie serce staje się przezroczyste, gdzie dusza nie potrzebuje już słów, by wiedzieć, że jest kochana.
I wtedy dokonuje się transformacja. Nie przez wysiłek, lecz przez zaufanie. Nie przez walkę, lecz przez przyjęcie. Nie przez działanie, lecz przez bycie, bo Miłość to Bóg w ruchu, w przepływie, w oddechu.
„W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk.”
— 1 J 4,18 —
Miłość jest najczystszą formą światła. Nie potrzebuje dowodu, nie musi być odwzajemniona, nie pyta, czy zasługujesz. Po prostu jest. Jak powietrze, którym oddychasz, jak serce, które bije, nawet wtedy, gdy o nim zapominasz.
Kiedy pozwalasz Miłości prowadzić, stajesz się kanałem, przez który przepływa Bóg. Wtedy każde Twoje słowo, gest, spojrzenie, staje się modlitwą. Nie musisz już „czynić dobra”, stajesz się nim. Nie musisz „uczyć miłości”, stajesz się jej świadectwem.
„A teraz trwają wiara, nadzieja i miłość — te trzy; z nich zaś największa jest miłość.”
— 1 Kor 13,13 —
Miłość jest początkiem i końcem drogi.
To ona tworzy, przemienia, wskrzesza.
To w niej spełnia się wszystko, bo ona sama jest pełnią.
Czy miłość posiada definicję?
Czy dostępna jest w języku, w którym znajdują się tylko pojęcia ludzkie?
Czy są słowa, które mogą oddać jej moc?
Jaka miłość jest tą najważniejszą i czy ludzkie zrozumienie może oddać jej bezinteresowność, dobro skierowane na innych, służbę, którą jest, byś mógł pomnażać obfitość?
Kiedy patrzysz na świat przez miłość, Twoja podróż do siebie nabiera innego wymiaru. Spostrzegasz, że wszystkie ścieżki prowadzą do odkrycia wyjątkowości siebie i rzeczywistości, która wokół trwa, i która od Ciebie zależy. Rozumiesz, że świat, to niekończąca się sieć połączeń, gdzie Ty, Twoje doświadczenie, każda chwila, wpływa na wszystko pozostałe. Miłość uczy, że jesteś częścią większej całości.To dzięki miłości dostrzegasz, że Twoje istnienie splecione jest z losem innych ludzi, z naturą, z każdym oddechem wszechświata, ze Światłem Źródła, że wszystko zasila niewidzialna energia o niewyobrażalnej mocy, a każda myśl, słowo, czy czyn rezonują w kosmicznej harmonii. Miłość to soczewka, przez którą wszystko co istnieje okazuje swoją prawdziwą naturę, piękną, niepowtarzalną, magiczną, stanowiącą zarazem część wszystkiego.
Razem z innymi tkasz Kobierzec Życia. Jesteś pojedynczym jego splotem, jak i połączeniem wszystkich nici, które łączą się w jedną historię, splatają się w delikatnym tańcu wzajemnych wpływów. Zadając sobie pytanie: Kim jestem?, zaczynasz dostrzegać, że odpowiedź tkwi w relacjach z innymi, z samym sobą i z czymś o wiele większym niż my sami.
W czasie, w przestrzeni i poza nimi istnieje tylko Miłość. Ta esencja wypełnia wszystko łącznie z Tobą. Wyparta na czas bolesnych doświadczeń wypacza Twoją Prawdę. Decydujesz o swoim istnieniu poprzez pryzmat tego, kim się stajesz. Wybierasz czucie, wybierasz widzenie, winę i karę.
Dlaczego właśnie tak zdecydowałeś? Nie przestałeś przecież nigdy być Miłością.
Co wpłynęło na Twoje ograniczenia i taki sposób postrzegania świata?
…Jesteś Boskim Przepływem, Kanałem Miłości, który nie posiada ograniczeń, murów i barier. Tworząc sztuczny obraz siebie, nigdy nie poczujesz mocy danej Tobie do tworzenia…
W zaciszu Twojego serca tworzy się magia. Inne myślenie, emocja i uczucie tworzą nową komunikacją z ego, z tą integralną częścią Twojej tożsamości i psychiki, która bierze czynny udział w tworzeniu rzeczywistości. Zaczynasz rozumieć kim jesteś, jakie masz potrzeby i jak masz odnosić się do otaczającego Cię świata, jak w nim płynąć na fali miłości.
Otulone ciszą niecierpliwe słowa zmieniają wibracje, byś mógł dosięgnąć swoich marzeń. W splocie myśli i uczuć dźwięcznie rodzi się nowe, a Twoje oczy dostrzegają to, co było niewidoczne.
…Nieustannie dostrajasz się do Źródła, by zrozumieć daną Ci Moc. Wykorzystaj każde świadome połączenie na doskonalenie czucia każdym zmysłem. Tylko tak odnajdziesz się w gąszczu systemowych bluszczy. Teraz i zawsze czas jest dla Ciebie. Miłość oświetli Twoje zapomnienie…
Wewnętrzna moc zmienia intencje w świat dookoła Ciebie. Materializuje się myśl zasilana Twoją wibracją. Im wyższa, tym piękniejsze staje się widzenie świata i przebywanie w rzeczywistości, w której wszystko płynie zgodnie z wolą Twojego serca. Wpływasz w przestrzeń miłości i kiedy w każdym działaniu pojawia się miłość, ciało odpowiada natychmiast lekkością. Znika opór, a Ty odkrywasz, że jesteś kompletny. Wszystko tworzy Ciebie, a Ty tworzysz wszystko. W tu i teraz jesteś strumieniem wysokich energii. Lekkie staje się czucie, a Ty, po prostu wiesz. Połączenie ze Źródłem i boską mocą jest w Tobie bardzo świadome. Kiedy tworzysz z miłości, stwarzasz nowe przestrzenie doświadczania, inne niż dotychczas. Miłość, którą jesteś, rozumie wszystko. Stań się wdzięcznością. Przyjmuj to, co przynosi droga, to dar dla Twojego rozwoju. Wszystko istnieje w umyśle, który tworzy iluzję.
Jak zmienić jego percepcję?
Przeprogramuj go miłością, to jest prawdziwe uzdrowienie. Zrozumiesz, że Stwórca mieszka w Tobie. Proste i trudne zarazem, ale serce wie. Zaufaj.
Gdy idziesz za głosem serca wybierzesz najwłaściwszą drogę na Teraz, na piękne doświadczenie, na miłość, która staje się pokarmem. Wybierzesz przestrzeń, w której serce utrzyma Cię w świadomości tworzenia Twojej rzeczywistości. Energia wypełnia Cię i uwierz, że wszystko jest dla Ciebie, że to właściwy moment na każdą kreację. Dzisiaj, to punkt zwrotny w Twoim działaniu, czuciu, uzdrowieniu.
Która lekcja właśnie dzisiaj dobiegła końca?
Weź głęboki oddech dla życia. Uczucie wykorzystaj na prowadzenie. Ponad wszystkim zawsze jest miłość.
Zatrzymaj się, zauważ, zmień. Zielona przestrzeń w Tobie i wokół Ciebie, to moc transformacji.
Stąpasz swoją drogą między nocą, a dniem. Świt odkrywa tajemnice nocy. Błyszczące pajęczyny, z których rosa utkała najpiękniejsze koronki, kołyszą się delikatnie muskane wiatrem. Krople wody jak drogocenne diamenty skrywają pamięć minionych chwil.
Idziesz drogą wśród zielonych drzew, szumiących traw gdzie ptaków śpiew otacza Cię miłosną nutą. Idziesz, bo to dobry czas na świadomy powrót do siebie, do Źródła. Powrót do domu Ojca po dobrą radę, po akceptację i miłość, prowadzenie i zrozumienie. Idź za głosem serca, tylko tak nie poddasz się globalnej manipulacji.
W przestrzeni miłości, którą tworzysz w sobie i wokół siebie odczytasz i przetransformujesz każdą niegodziwość, gniew i manipulację. To tutaj rodzi się mądrość i moc. Ty, wyjątkowa historia, w połączeniu z Naturą i całym Wszechświatem, generujesz energię o mocy zmiany. To miłość.
Każda dobra chwila i ta, co przynosi ból przemija, zmienia się w mądrość życia. W jedności ze swoją głębią i miłością Stwórcy, w zielonej energii transformacji, poczujesz spełnienie, odróżnisz prawdę od fałszu. Nie pozwól, by ktokolwiek przerwał Twoje połączenie ze Źródłem. Chroń swoje Światło, wypełniaj się nim i świeć.
Kiedy cisza nocy otula świat, znika pycha. Wszystko traci kolor i odbija blask srebrnego księżyca. Tańczą cienie na budynkach, sączy się światło ulicznych latarni, milkną psy. Wpatrujesz się w niebo szukając najjaśniejszej gwiazdy, Twojej gwiazdy. Wyostrzony każdy zmysł odbiera najmniejszy ruch. Doświadczasz dnia i doświadczasz nocy, to cud życia.
Ile w tych doświadczeniach radości?
Ile lęku?
Co przeraża najbardziej, co cieszy?
Z czym dzisiaj się połączysz, by doświadczyć siebie świadomie i w pełni?
Ile dzisiaj Światła dasz światu?
Jak czujesz się z tymi pytaniami?
Wyobraź sobie swoje Światło, jakie jest, co oświetla?
Jak się z tym czujesz?
Transformacja przez miłość, to nieustanne uczenie się od innych, i o sobie. To odkrywanie drogi do siebie poprzez splątane historie. Każdy dzień jest lekcją miłości, każde spotkanie, chwila — nauczycielem. Każda relacja wzbogaca Twoje spojrzenie na świat. Uczysz się akceptacji, cierpliwości, wdzięczności. Nauka staje się radością, a błędy wskazują możliwości wzrostu. Przestajesz bać się tego, co nieznane.
Uczysz się kochać niepewność i odkrywasz, że pytanie:,,kim jestem?”, nie prowadzi do jednej odpowiedzi.
Jesteś istotą w ciągłym ruchu, ewoluującym pod wpływem tego, co kochasz, czego pragniesz, tego, co przynosi droga i co akceptujesz. Uczysz się, że życie jest ciągłym ruchem, a Ty jego świadomym uczestnikiem.
Miłość uczy nie tylko przyjmowania, ale i dawania, co samo w sobie, jest aktem tworzenia. Uczysz się służby przez serce, by trafić do serca drugiej osoby. Tak, serce w sercu, to empatia, o której zapomnieć nie możesz. Ona pozwala dostrzec to, co w sercach innych, być w ich doświadczeniach radości, miłości, ale i cierpienia. Dostrzegać w ich odbiciach siebie. To właśnie empatia do drugiego człowieka, pozwala Tobie dostrzec, że miłość, to nie tylko coś, co otrzymujesz, lecz także coś, co dajesz. Gdy otworzysz serce na ból i radość innych, odkryjesz, że jesteś łącznikiem między światem, a sobą, między sobą a innymi. Miłość wyciąga do Ciebie rękę, pozwól się jej prowadzić. Dzięki niej odkryjesz magię tego świata, zrozumiesz, że jesteś współtwórcą, zbieraczem doświadczeń, myślicielem, uczniem i nauczycielem. Twoje „ja”, to przestrzeń, w której splatają się nici miłości do świata, do ludzi, do życia. Wiedz, że gdy patrzysz na świat i siebie przez miłość, nie potrzebujesz wszystkich odpowiedzi. Wystarczy świadomość, że jesteś łącznością tej ogromnej, tętniącej życiem całości, w której miłość jest zarówno początkiem, jak i celem.
Kiedy, po raz kolejny zadasz sobie pytanie — „Kim jestem?”, będziesz już wiedział, że jesteś całością, która pulsuje miłością i sensem. To Ty jesteś tym, który nie boi się zadawać pytań, naucza, który czerpie z każdego doświadczenia i sercem, które bije w rytm emocji innych ludzi.
Miłość, to w niej odbija się Twoja twarz. Widzisz prawdę i drogę do spełnienia. Im lepiej poznasz siebie, tym lepiej poradzisz sobie w każdych okolicznościach.
Od tysięcy lat zawsze liczyło się serce, bo słowa z niego płynące torują drogą do radości. Serce potrzebuje Światła, by stało się latarnią, która oświetli każdą Twoją drogę.
Patrzysz przez miłość i dostrzegasz piękno w szczegółach. Każdy gest, każdy moment, każde spojrzenie, jest jak drobina światła, którą zbierasz w sobie. Miłość otwiera Cię na piękno detali, które zapamiętujesz, delikatny dotyk porannego słońca, uśmiech ludzi wokół, ciszę między słowami, w której skrywa się pełnia zrozumienia. Dzięki miłości rozumiesz, że każdy fragment życia nie jest przypadkowy, a serce śpiewa, że wszystko to dla Ciebie, dla głębszego zrozumienia tego, kim jesteś.
Miłość otwiera Cię na bogactwo doświadczeń, na które wcześniej mogłeś być ślepy. Czujesz muśnięcie wiatru, zapach deszczu, miękkość ziemi, wszystko to Twoja osobista kolekcja doświadczeń, która Cię definiuje. Miłość to nauczyciel, dzięki któremu wiesz, że wszystko jest potrzebne, a każda chwila warta jest uwagi.
Zbierając w sobie fragmenty świata, odkrywasz, że jesteś sumą wszystkiego tego co widzisz, doświadczasz i czym się dzielisz z innymi. W każdym elemencie, który dostrzegasz tkwi potęga miłości, bo łączy to, co wydaje się rozdzielone.
Zatrzymuje Cię na drodze głęboka introspekcja?
Patrzenie na świat przez miłość i serce nie oznacza rezygnacji z rozumu, a jego pogłębienie. Miłość otwiera przestrzenie gdzie rodzą się pytania o większej wadze:
Jak moje myśli, uczucia i działania wpływają na innych ludzi?
Głębia intelektu pozwala dostrzec, że prawda o nas samych jest jednocześnie bardzo prosta i nieskończenie złożona. Miłość kieruje intelekt ku świadomości, że wszystko co wiesz, jest zaledwie kroplą w oceanie, a ten ocean, to miłość.
Miłość wymaga refleksji, zadawania pytań i wnikania w to, co niewidoczne dla oka. Nie jest jedynie emocją, ale także intelektualnym wyzwaniem.
Jak zrozumieć co nas łączy i co nas dzieli?
Dlaczego jedne chwile zapierają dech w piersiach, a inne uczą pokory?
Słuchając siebie odkryjesz, że odpowiedzi często nie są wprost, lecz w drodze, w tym, jak pytania te wpływają na Twój sposób doświadczania. Miłość, to sposób bycia. Stawia pytania — dlaczego ludzie cierpią, dlaczego istnieje ból, czym jest szczęście? A odpowiedzi, choć nie zawsze łatwe, zawsze prowadzę Cię do prawdy o Tobie samym.
Przez kontemplację odkrywasz, że miłość nie jest idealizacją, to akceptacja, zrozumienie i zdolność widzenia piękna w niedoskonałości. Miłość pozwala odkryć moc w sobie, która prowadzi Cię ku przeznaczeniu.
Jasność nastanie kiedy przestaniesz wątpić, kiedy zwolnisz, kiedy się zatrzymasz. Zauważysz swoją wyjątkowość i wartość. Jesteś cudem, bo istniejesz, a Twoje Światło jest wystarczające, by ogrzało się wielu. Twoja wartość, to serce, które pragnie kochać, to wrażliwość, która widzi nie tylko oczami. Jesteś wartością nieprzeliczoną w złocie, bo dajesz o wiele więcej, dajesz siebie w służbie innym. Serce i Miłość zawsze prowadzą ku wolności.
Miłość, której się boisz.
Jakiej miłości boisz się najbardziej?
Tej bezwarunkowej, Bożej, tej, na którą nie da się zasłużyć ani jej kontrolować?
Ona jest dla Ciebie zawsze, ale czy to zauważasz?
Żeby ją przyjąć, trzeba zaufać, a zaufanie oznacza oddać ster.
Boję się tej miłości, bo rozbraja moje mechanizmy obronne. Nie wymaga ode mnie perfekcji, ale prawdy. Nie prosi o pozory, tylko o otwarte serce. To miłość, która nie handluje i nie żongluje słowami, by zniewolić i wzbudzić poczucie winy. Nie mówi „dam, jeśli…”, tylko „jestem”. Kiedy próbuję ją zmierzyć, wymyka się kategoriom. Kiedy próbuję na nią zasłużyć, uśmiecha się łagodnie, jakby już wszystko było dane.
Obserwuję ją każdego dania i uczę się ją przyjmować.
Pozwalasz, by wypełnił Cię Duch i mówił przez Ciebie głośno i wyraźnie?
To pytanie nie dotyczy hałasu, lecz przejrzystości, odwagi w działaniu. Głośno, czyli bez wstydu. Wyraźnie, czyli bez maski. To zgoda, by Twoje życie stało się zdaniem wypowiedzianym przez Boga w języku, którym tylko Ty potrafisz mówić.
Na jaką miłość czekasz?
Na tę, która już jest. Nie przyjdzie inną drogą niż teraz. Czekanie bywa tylko subtelną formą zwlekania, a łaska nie ma trybu przyszłego, ma tryb obecny.
Przez pryzmat mojej duchowej mocy, talentów Ducha, gdzie wiara na pierwszym miejscu, czyni mnie odważną do zaufania tej miłości, ufam z otwartym sercem.
Czuję od zawsze, że Wiara, to nie uczucie ani teoria. To akt zaufania powtarzany w praktyce: „Nie rozumiem wszystkiego, ale opieram się na Tym, który mnie kocha”. Wiara uczy mnie przejścia z kontroli do powierzenia. W miejscu, w którym kończą się moje wyjaśnienia, zaczyna się relacja pełna miłości. Ilekroć wybieram zaufanie zamiast lęku, wewnętrzny ciężar staje się lżejszy, a miłość bardziej realna niż moje opowieści o niej.
Cuda, moj alfabet codzienności, nie są ucieczką od rzeczywistości. To trzeźwe widzenie, że rzeczywistość jest większa, niż sądzę. To świadome tu i teraz, pełne przejawu Boskiej miłości w codzienności. Cudem jest pojednanie, gdy łatwiej byłoby milczeć. Cudem jest nowy początek po „to już koniec”. Cudem jest każdy oddech, który wraca i serce, które nie przestaje kochać mimo blizn. Kiedy otwieram się na bezwarunkową miłość, uczę się języka cudów: dziękuję częściej, widzę głębiej, reaguję łagodniej. Nie dlatego, że świat cudownie się zmienił, ale dlatego, że ja przestaję bronić się przed dobrem.
Nauczanie uczy mnie przejrzystości i nie zaczyna się na scenie. Zaczyna się w miejscu, gdzie pozwalam, by Duch przeszedł przeze mnie do innych. Prawdziwy nauczyciel nie stoi między człowiekiem a Bogiem, jest oknem, nie ścianą. Mówi prosto, bo sam przeszedł przez to, o czym mówi. Nie podszywa się pod nieomylność. Pokazuje drogę, nie siebie. Jego autorytet nie płynie z głośnego tonu, lecz ze spójności życia. Głośno i wyraźnie, to dla mnie znaczy: bez dwuznaczności, bez ukrytej agendy, z miłością większą niż lęk o własny obraz.
Wiedza, to moje światło, które służy, a przekazana z miłością staje się kierunkiem zmian. Bez miłości twardnieje w broń. Miłość bez wiedzy bywa naiwna. Gdy się spotykają, rodzi się mądrość: poznanie, które leczy. Taka wiedza wie, gdzie kończą się definicje i zaczyna tajemnica. Uczy się słuchać ciszy. Nie boi się powiedzieć „nie wiem”, bo ufa, że pytania też są modlitwą. W szkolnej sali życia to nie ja oceniam prawdę, to prawda rozpoznaje mnie po owocach.
Jak przyjmować bezwarunkową miłość (bez patosu).
Nazwij lęk: „Boję się, że mnie odrzucisz, Boże, jeśli zobaczysz całą prawdę”.
Powiedz to głośno. Lęk wypowiedziany traci władzę.
Małe akty zaufania: jeden konkretny krok dziennie, w którym wybierasz zawierzenie ponad kontrolę (telefon z przeprosinami, podziękowanie, cisza zamiast racji).
Przepuść miłość dalej: jeśli coś naprawdę do Ciebie przyszło, podaj to komuś w słowie, geście, obecności. Nauczanie zaczyna się od dzielenia się chlebem, który sam otrzymałeś.
Ćwicz wdzięczność, to trening oka na cuda. Dziękujesz, widzisz więcej. Widzisz więcej, serce się poszerza. Poszerzone serce, mniej się boi.
Szukaj światła, nie kontroli. Pozwól wiedzy służyć. Jeśli nie prowadzi do miłości, zapytaj, co w niej trzeba oczyścić.
Kiedy bezwarunkowa miłość zaczyna zamieszkiwać w nas, przelewa się dalej w słowa, które leczą, w decyzje, które chronią życie, w relacje, które stają się domem, w troskę o świat, który nie jest „mój”, lecz nasz. Tak rodzi się cicha transformacja duchowa i „zielona”, pełna miłości i zaufania. Zaufanie prowadzi do troski, troska do odpowiedzialnych wyborów, a odpowiedzialność do nadziei, która nie wstydzi się działać.
Nie pytaj więc tylko: „Na jaką miłość czekam?”
Zapytaj: „Czy pozwolę, by ta Miłość, która już jest, przeszła przeze mnie dalej?
To właśnie tutaj wiara staje się drogą, cuda alfabetem, nauczanie służbą, a wiedza światłem.
Lekkość i Prawda.
Dokąd prowadzi ta myśl?
Iść w Lekkości i w Prawdzie, to jak zanurzyć się w strumieniu życia, który płynie w zgodzie z Naturą, bez ciężaru cudzych oczekiwań. To taniec z samym sobą gdzie otulony ramieniem słyszysz te pierwotną nutę Boga, która podpowiada gdzie bije prawdziwy rytm serca. To taniec w kroplach deszczu, który zmywa codzienny kurz. To wędrówka po ścieżkach życia, które mogą być niezrozumiałe i czasami bardzo samotne lecz piękne, jak pierwsze promienie wschodzącego słońca, jak poranek nieskażony jeszcze śladami i głosami miasta.
Lekkość, to budzić się każdego ranka bez ciężaru masek, to wdzięczność za wszystko, to oddech brany pełną piersią i możliwość wsłuchiwania się w głos własnych pragnień, nawet jeśli ich brzmienie jest jeszcze obce, a cel nieosiągalny.
Lekkość, to nie chodzenie w ciężkim i zgniłym lecz podążanie za tym, co niesie na powierzchni życia, co niesie na falach radości i miłości.
Ty i Prawda, to Twoja wyjątkowość. Podążać za głosem Prawdy, to słyszeć każdy najmniejszy szept w sobie. Słyszeć to, co ciche intuicyjne i święte, co nie wymaga żadnych dowodów i oklasków, to słyszeć siebie. Iść za Prawdą, to wchodzić zawsze w przestrzeń gdzie serce i umysł znajdują harmonię, a Ty odradzasz się z każdą decyzją. To spacer w poszukiwaniu swojego miejsca. To droga, którą idziesz, bo ufasz prowadzeniu. Lekkość i Prawda, to droga do świata z Twojego wnętrza. Reszta to iluzja. W swojej wyjątkowości odnajdziesz Lekkość, Prawdę, Radość i Miłość. Każdy idzie ze swoją Prawą.
Jaka jest Twoja?
Rozdział II — Talenty — Moce, które prowadzą przez drogę transformacji
— Twoje Talenty to język,
którym Bóg mówi do świata przez Ciebie. —
Transformacja nie jest nagłym błyskiem, który odmienia wszystko w jednej chwili. To raczej proces dojrzewania duszy, cichy ruch wewnętrzny, który z czasem zmienia nasze spojrzenie na świat, na siebie i na Boga.
Każdy z nas przechodzi przez okresy światła i cienia, wiary i zwątpienia, początku i końca. Na pierwszy rzut oka wydają się one przypadkowe, ale z perspektywy serca tworzą doskonałą całość, tworzą ścieżkę, która prowadzi ku większej świadomości.
Transformacja to spotkanie z własną prawdą, spotkanie z tym, co w nas kruche i tym, co nieśmiertelne. Nie zawsze jest łatwa. Czasem przypomina rozpad jakby życie chciało nas rozebrać z masek, które nosimy, byśmy mogli znów poczuć, kim naprawdę jesteśmy. Ale to właśnie w tym rozpadzie kryje się największy dar: nowe narodziny.
Świat również przechodzi swoją transformację. Możesz zauważyć to w przyrodzie, w ludziach, w całych systemach, które pękają, by mogły narodzić się na nowo. Ten proces dotyczy nie tylko ekologii i energii, lecz przede wszystkim świadomości. Zielona transformacja nie zaczyna się w elektrowni, lecz w sercu człowieka. To wewnętrzna przemiana, która otwiera nas na współistnienie, troskę, współodczuwanie i twórczość.
W tej drodze nie chodzi o to, by stawać się kimś nowym, lecz by przypomnieć sobie, kim już jesteśmy — Istotami światła, połączonymi ze Źródłem.
Kiedy zaczynamy to rozumieć, zmienia się wszystko: sposób, w jaki patrzymy, mówimy, kochamy, tworzymy.
Transformacja jest więc żywą modlitwą, którą wypowiada samo życie. Czasem przez ciszę, czasem przez burzę, a czasem przez łzę, ale zawsze po to, by prowadzić nas ku większej miłości.
Każda Dusza otrzymuje od Boga narzędzia, dary, talenty, które mają pomóc jej przejść własną drogę światła. Nie są one nagrodą ani przywilejem, są mapą. Wskazują, którędy Twoje serce najpełniej wyraża Boską energię.
Na drodze transformacji te talenty stają się wewnętrznymi przewodnikami. Każdy z nich ma swoje miejsce i czas, swoją mądrość i cel. Razem tworzą energetyczną sieć, w której Twoja dusza wzrasta.
To one prowadzą Cię, gdy szukasz sensu, gdy uczysz się ufać, gdy pragniesz służyć.
Każdy talent jest jak promień zielonego światła, częścią wielkiej tęczy, która łączy niebo i ziemię w Tobie.
Kiedy pozwalasz im działać, stajesz się kanałem transformacji. Twoje życie zaczyna świecić, przemieniając nie tylko Ciebie, ale i świat wokół.
Poznając swoje talenty, zarówno te Gallupa, jak i te duchowe, zaczęłam widzieć siebie inaczej, widzieć naprawdę. Odkryłam swoje Moce i Super Moce, moje mocne strony i możliwości jakie niosą gdy świadomie będę podążać tą drogą.
W mojej pierwszej książce „Taniec ze Świadomością Przekazy Duszy”, pisałam o Supermenie, o Zorro i o innych Super Bohaterach, o ich mocach, i że te moce drzemią również w nas. Dzisiaj z perspektywy innej drogi, życiowych doświadczeń o Super Mocach wiem znacznie więcej.
Poznanie talentów dało mi niesamowity wgląd w siebie, który obudził we mnie uśpioną łączność z Bogiem.
Zrozumiałam kim jestem, i która droga jest moją. Odkryłam w sobie wyjątkowość, nie tę, która oddziela, ale tę, która łączy. Zrozumiałam, że każda moja cecha, każda wrażliwość, każde pragnienie są darem, nie przypadkiem.
W tej świadomości odnalazłam miłość do siebie, do innych, do Boga, który zawsze był blisko, tylko czekał, aż Go usłyszę. Z każdym krokiem rosła odwaga, by być sobą, by mówić głosem serca, by ufać temu, co niewidzialne.
Autentyczność stała się moim światłem, a lekkość mówienia melodią Ducha, który prowadził mnie przez słowa, myśli i spotkania.
We współzależności odkryłam bliskość natury, jej rytm, mądrość, uzdrawiające tchnienie. Zrozumiałam, że jestem częścią większej całości, pulsującą komórką życia, która oddycha wspólnie ze światem.
Tam, w połączeniu wszystkiego ze wszystkim, w splocie energii, serc i modlitw znalazłam Boga.
Nie w oddzieleniu, lecz w jedności, w której wszystko ma sens. Pozwól, by i Ciebie prowadziła moc serca uaktywniona Bożą miłością, a służba, która jest Twoim przeznaczeniem połączyła w całość rozsypane części.
Ty nigdy nie będziesz mną, ja nigdy nie będę Tobą. Zróżnicowani talentami, szukamy siebie, by służyć sobie na wzajem.
Talentowe Moce na drodze mojej przemiany to:
— Współzależność
— Zbieranie
— Intelekt
— Uczenie się
— Empatia
I Super Moce, dary Ducha, bym mogła służyć Tobie i sobie to:
— Wiara
— Gościnność
— Nauczanie
— Wiedza
— Cuda
Współzależność — Sieć Światła
— Jestem częścią całości, a całość żyje we mnie, nie ma oddzielenia, jest tylko życie. —
Współzależność we mnie jest jak niewidzialna nić, która łączy wszystko, co żyje. Nie widzę jej oczami, ale czuję w pulsie ziemi, kiedy stąpam boso po drogach dla mnie wybranych, w rytmie serca, które we mnie zwalnia i przyspiesza, w tchnieniu wiatru, który zwiastuje zmianę.
To świadomość, że żadne życie nie istnieje w oderwaniu, że każdy gest, myśl, słowo i emocja splatają się z innymi, tworząc wspólne pole energii.
Kiedy zaczynasz to rozumieć, przestajesz walczyć z życiem. Zaczynasz z nim tańczyć. Ja tańczę, z każdym oddechem czuję, że jestem częścią większej melodii, melodii, którą gra Stwórca.
Współzależność to zaproszenie do pokory, do uznania, że nie muszę wszystkiego kontrolować, że nie jestem samotną wyspą, lecz żywą falą jednego oceanu, a każda istota, każdy liść, każdy oddech jest w tym oceanie równie ważny.
Kiedy otwieram się na tę prawdę, moje serce zaczyna pulsować w rytmie świata.
Czuję ból innych, ale nie po to, by cierpieć, lecz by współodczuwać i uzdrawiać. Czuję radość, nie po to, by ją zatrzymać, lecz by się nią dzielić. Czuję, że Bóg jest w relacjach, w przestrzeni między mną a drugim człowiekiem, między mną a naturą, między mną a każdym przejawem życia.
To właśnie w tej przestrzeni dzieją się cuda, ciche, codzienne, niewidzialne dla oczu, lecz wyczuwalne przez serce, bo współzależność to nie tylko duchowa idea, to żywe doświadczenie obecności, które przemienia sposób, w jaki patrzę na siebie i świat. Kiedy wiem, że jestem częścią całości, nie muszę już rywalizować, porównywać, udowadniać.
Zaczynam po prostu być w miłości, w przepływie, w zaufaniu.
To jest zielona energia transformacji. Energia, która łączy, nie dzieli, która przenika życie jak oddech Boga, przypominając, że wszystko, co istnieje, jest jednym wielkim cudem splecionym światłem.
Współzależność to energia, która mówi: „nie jestem oddzielona”, bo wszystko, co istnieje, jest splecione ze wszystkim innym, w Boskim porządku miłości.
Nie muszę wszystkiego rozumieć, by to czuć. Wystarczy, że otworzę się na obecność, że poczuję puls ziemi, zapach deszczu, że spojrzę komuś w oczy i rozpoznam tam siebie.
Współzależność nie odbiera wolności, ona ją poszerza. W niej nie chodzi o zależność, lecz o współtworzenie. Nie o uwięzienie, lecz o przepływ. Nie o kontrolę, lecz o współbrzmienie.
To świadomość, że moje słowo może leczyć, że mój spokój może uciszyć cudzy lęk, że moje światło może rozświetlić czyjąś ciemność i odwrotnie, że to, co przychodzi od innych, jest także częścią mojej drogi ku pełni.
Współzależność to zaproszenie do odpowiedzialności, tej cichej, wewnętrznej, która mówi: „to, kim jestem, ma znaczenie dla świata.”
To dar widzenia sieci Boskiej obecności we wszystkim: w słowie, które inspiruje, w dziecku, które się uśmiecha, w drzewie, które daje cień, w człowieku, który mnie zranił, bo i on jest moim nauczycielem.
Współzależność to modlitwa wdzięczności za to, że nigdy nie jestem sama, że każdy oddech, każda myśl, każda emocja jest częścią większego rytmu życia, który trwa poza mną, a jednocześnie we mnie.
Współzależność to taniec dusz w jednym świetle. Każdy z nas jest nutą w Boskiej melodii ,która nabiera sensu dopiero wtedy, gdy brzmi razem z innymi. Jesteśmy połączeni. Zawsze byliśmy.
I to właśnie jest cud.
Wiara, droga powrotu do Źródła — Początek Wszystkiego
— Wiara nie pyta dokąd idziesz. Ona wie, że każde miejsce, w które trafisz, jest święte. —
Wiara, pierwsza, najgłębsza siła duchowa, która otwiera wszystkie inne talenty.
To wiara jest drogą powrotu do Źródła i jako wewnętrzne światło prowadzi, gdy nic nie widać.
Moja Wiara rodzi się w ciszy. Nie wtedy, gdy wszystko się układa, ale wtedy, gdy świat milknie, a ja zostaję sama ze sobą i pytaniem: czy wierzę, że jestem prowadzona?
Jest ze mną od zawsze, choć zwątpiłam nie jeden raz na drodze mojej transformacji wyzywając i klnąc. Raniłam siebie.
Wiara nie jest pewnością, nie jest też ślepotą. Jest zaufaniem, które nie potrzebuje dowodów. To cicha decyzja serca: „Tak, pójdę dalej, nawet jeśli nie wiem dokąd.” Wiara to pierwszy oddech duszy po długim milczeniu.
To powrót do rozmowy z Bogiem, który nigdy nie przestał mówić tylko ja na chwilę przestałam słuchać. To światło, które nie oślepia, lecz prowadzi, delikatnie, jak płomień świecy w ciemnym pokoju. Kiedy zaczynam wierzyć, zyskuję spokój. Nie potrzebuję już wszystkiego rozumieć.
Pozwalam, by życie płynęło przeze mnie, a nie obok mnie.
Zaczynam dostrzegać, że każda sytuacja, każdy człowiek, każde wydarzenie ma w sobie sens, nawet jeśli objawia się dopiero z czasem.
Wiara to przestrzeń, w której duch oddycha wolnością, to stan bycia, w którym „nie wiem” staje się „ufam”. Nie oznacza braku lęku, lecz odwagę, by iść mimo niego.
Z wiarą przychodzi wdzięczność, ta cicha, głęboka, która nie potrzebuje spektakularnych cudów. Wdzięczność za to, że rano wstaję, że mogę kochać, że moje serce wciąż bije. Za to, że jestem częścią czegoś większego niż ja sama, i że mogę wypełniać moją misję, bo wiara nie jest ruchem w górę ku niebu, tylko ruchem w głąb ku sercu, w którym mieszka Bóg. To tam spotykam prawdę o sobie, a Duch prowadzi mnie zawsze, nawet wtedy, gdy wydaje się, że idę sama.
Wiara jest początkiem transformacji, bo otwiera serce na zaufanie. Zaufanie rodzi spokój. Spokój pozwala słyszeć głos Ducha, a kiedy Duch mówi, wszystko zaczyna się układać.
Kiedy zaczynam ufać Bogu, otwieram serce także na drugiego człowieka.
Empatia — Język Serca
— W czuciu drugiego odkrywam Boga. W czuciu siebie, Jego obecność. —
Wiara otwiera duszę, empatia serce. Wyłania się z ciszy, w której serce zaczyna słuchać głębiej niż uszy.
To nie tylko zdolność do zrozumienia drugiego człowieka, ale święty dar współodczuwania, wejścia w przestrzeń jego duszy bez osądu, z czułością i pokorą.
Kiedy otwieram się na empatię, przestaję pytać: „Dlaczego on taki jest?”
Zaczynam pytać: „Co go boli?”
I wtedy, w tej jednej chwili, znika oddzielenie.
Empatia nie jest moją słabością. Jest siłą łagodności, która uzdrawia. To zdolność, by widzieć świat oczami miłości, nawet wtedy, gdy wokół panuje cień. Nie chodzi o to, by przejmować ból innych, ale by być świadkiem ich człowieczeństwa, lustrem, w którym mogą zobaczyć swoje światło.
Empatia zaczyna się od miłości do siebie. Dopiero gdy przyjmę własne emocje, własne zranienia, własną wrażliwość, będę mogła otworzyć serce na innych. Nie z obowiązku, lecz z prawdziwego zrozumienia, że wszyscy jesteśmy jednym sercem bijącym w różnych rytmach, ale tym samym pulsem życia.
Współodczuwanie to droga, na której uczę się mówić językiem duszy bez słów, bez masek, bez granic. Czasem wystarczy jedno spojrzenie, dotyk dłoni, cisza wspólnej obecności. W tych chwilach Bóg jest najbliżej między jednym oddechem a drugim, między mną, a Tobą.
Empatia uczy mnie widzieć świat oczami Boga, z miłością, która nie kalkuluje, z czułością, która nie pyta o zasługi. To właśnie w tej przestrzeni rodzi się współzależność, świadomość, że nic nie istnieje osobno, że wszystko jest splecione w jedną sieć światła.
Empatia przemienia świat, nie przez słowa, ale przez obecność, bo kiedy jedno serce naprawdę słucha drugiego, cały wszechświat staje się lżejszy.
Empatia to dotknięcie ręką Boga drugiego człowieka, bycie w jego radości i smutku.
To miejsce, w którym kończy się samotność, a zaczyna jedność.
Wiedza — Światło, które Rozumie
— Wiedza serca nie potrzebuje dowodów. Ona po prostu wie. —
Nie pochodzi z książek, ale z wnętrza duszy. Kiedy serce i umysł współpracują, pojawia się jak błysk światła i po prostu wiem. Nie przychodzi przez wysiłek, lecz przez otwarcie. Nie rodzi się w hałasie słów, ale w chwili, gdy zaczynam słuchać tego, co niewidzialne.
Wiedza nie jest tym, co się wie, jest tym, co się rozpoznaje.
To wewnętrzne „tak”, które pojawia się w ciele, gdy coś jest prawdą. Nie da się jej wymusić ani posiąść, można ją jedynie przyjąć, jak promień światła, który spływa w odpowiednim momencie.
Prawdziwa wiedza nie oddziela, lecz łączy. Nie buduje murów między mądrymi a poszukującymi. Nie wywyższa, lecz służy. Każda wiedza, która nie prowadzi do miłości, jest tylko zbiorem liter bez tchu Ducha.
Wiedza przemienia się w mądrość, gdy przepuszczam ją przez serce. wtedy zaczynam rozumieć, że nie wszystko, co da się wyjaśnić, ma znaczenie, a nie wszystko, czego nie da się nazwać, jest nieważne.
To, co najprawdziwsze, nie potrzebuje dowodów, ono po prostu jest.
Jest jak słońce za chmurami, nie muszę go widzieć, by wiedzieć, że świeci.
Kiedy wiedza budzi się we mnie, zaczynam dostrzegać porządek w tym, co wcześniej wydawało się chaosem.
Zaczynam rozumieć sens wydarzeń, ludzi, spotkań, emocji.
Widzę, że każdy fragment mojego życia był lekcją, nie z przypadkowego podręcznika, lecz z boskiego planu, który prowadził mnie krok po kroku do świadomości.
Wiedza to dar, ale i odpowiedzialność.
Bo im więcej wiesz, tym głębiej czujesz, i tym mocniej pragniesz służyć. Nie by przekonywać, ale by być światłem dla tych, którzy jeszcze szukają swojej drogi.
Wiedza to cicha obecność Boga w umyśle. Nie ta głośna, natarczywa, lecz spokojna i pewna, jak nurt rzeki, która zna swój kierunek, choć nie widzi ujścia.
Wiedza to światło, które nie świeci dla siebie.
To płomień, który rozświetla drogę innym, ale nie spala tych, którzy jeszcze stoją w cieniu.
To mądrość, która wie, że każde poznanie kończy się w tym samym miejscu — w ciszy serca, gdzie Bóg mówi: „Wiem.”
Uczenie się — Droga Pokory
— Każda lekcja, nawet ta trudna, jest zaproszeniem Boga do głębszego zrozumienia miłości. —
Uczenie się to taniec między niewiedzą a odkryciem. To ciągły powrót do pytania, które rodzi się w sercu: „Kim się staję, gdy pozwalam życiu mnie prowadzić?”
Uczenie się nie kończy się w szkole, nie zaczyna w książkach. Zaczyna się w chwili, gdy staję się uważna. Gdy zauważam, że wszystko, co mnie spotyka, jest nauczycielem: człowiek, emocja, cisza, ból, zachwyt, a nawet pustka. Zaczynam rozumieć, że życie to nie droga do celu, ale proces uczenia się miłości. Zawsze chodzi o miłość.
Każde doświadczenie, które przychodzi, ma w sobie lekcję. Niektóre są ciche jak dotyk, inne głośne jak burza, ale wszystkie prowadzą w to samo miejsce: do świadomości siebie i obecności Boga. Prowadzą do miłości.
Uczenie się wymaga pokory, tej, która mówi: „Nie wiem, ale chcę zrozumieć.” Wymaga odwagi, by porzucać stare przekonania, gdy przestają służyć, i łagodności wobec siebie, gdy uczę się popełniając błędy.
Każdy błąd jest listem od Ducha.
Każde potknięcie, zaproszeniem do przebudzenia, a każda strata początkiem innego rodzaju poznania. Uczenie się to nieustanny dialog między ciałem, sercem i duszą. To gotowość, by zaufać temu, że życie wie, co robi, że nawet to, co wydaje się przypadkowe, jest częścią większego planu.
Nie uczę się po to, by być lepszą. Uczę się po to, by być bardziej sobą, prawdziwą, obecną, wolną.
Kiedy uczę się w świetle miłości, świat zaczyna się rozjaśniać. Pomimo trudności widzę ich sens. Wtedy każde „dlaczego?” staje się „dziękuję”.
Wszystko jest ruchem. Uczenie się również. Jest jak modlitwa w ruchu. Chcę wszystkiego dotknąć, zgłębić. To otwieranie się na boską mądrość, która mówi przez wszystko, co istnieje. I kiedy z pokorą powtarzam: „Wciąż się uczę”, Bóg uśmiecha się i szepcze: „Tak, dlatego mogę cię prowadzić dalej.”
Uczenie się nie kończy się z osiągnięciem celu. Ono trwa, dopóki serce bije, bo życie nie chce, bym wiedziała wszystko, życie chce, bym była obecna, gotowa na lekcję, która właśnie się zaczyna.
Nauczanie — Światło, które Płynie Dalej
— Uczę nie z tego, co wiem, lecz z tego, kim się staję. —
Nauczanie to coś więcej niż mówienie.
To bycie w prawdzie, w miłości, w obecności. To cicha emanacja światła, które nie potrzebuje słów, by prowadzić.
Każdy, kto spotyka drugiego człowieka z otwartym sercem, staje się nauczycielem. Nie dlatego, że zna odpowiedzi, ale dlatego, że jest świadkiem drogi, swojej i cudzej.
Prawdziwe nauczanie zaczyna się wtedy, gdy uczę samą siebie. Kiedy moje życie staje się świadectwem tego, w co wierzę. Wcale nie poprzez kazania, lecz poprzez gesty, spojrzenia, codzienność.
Nauczanie to dar, który płynie od Boga przeze mnie, do świata. Nie jest ciężarem, lecz przepływem. Nie jest obowiązkiem, lecz miłością w działaniu. Jest moja lekkością i napędzającą energią, dzięki której czuję w sobie Jego moc.
Każdy nauczyciel jest jednocześnie uczniem, a każdy uczeń nauczycielem, który przypomina, że nie ma hierarchii w świetle. Są tylko różne etapy tego samego przebudzenia.
Kiedy uczę, dzielę się nie po to, by przekonać, ale by obudzić, by zaprosić drugiego człowieka do jego własnej prawdy. Nie chodzi o to, by ludzie szli moją drogą, ale by odnaleźli swoją i mieli odwagę nią podążać.
Nauczanie to rozmowa między duszami. Nie wymaga sali, pulpitu ani tytułów. Czasem wystarczy jedna rozmowa przy herbacie, jeden uśmiech, jedno spojrzenie pełne zrozumienia i serce drugiego człowieka zaczyna się otwierać.
Wtedy wiem, że Duch przeze mnie przemawia, że nie ja uczę, ale Miłość we mnie, że każde moje słowo, jeśli płynie z czystego źródła, wraca do Boga jako echo wdzięczności. Nauczanie to nie przekazywanie wiedzy, lecz rozpalanie świateł. To miłość w ruchu, Bóg, który mówi ludzki głosem.
Prawdziwy nauczyciel nie prowadzi za rękę. On tylko przypomina, że skrzydła już masz.
Kiedy naprawdę uczę w Duchu, każda moja obecność staje się lekcją miłości.
Zbieranie — Sztuka Widzenia Cudów
— Zbieram nie rzeczy lecz znaczenia. Każde spotkanie jest ziarnem światła. —
Zbieranie to uważność.
To chwila, gdy pochylam się nad drobiazgiem: liściem, słowem, wspomnieniem, i czuję, że to coś więcej niż przypadek. To znak, iskra, szept Boga ukryty w materii.
Zbieranie nie jest gromadzeniem, lecz rozpoznawaniem znaczenia. To umiejętność widzenia świętości w rzeczach małych. To dar, który przypomina, że wszystko w życiu ma wartość, jeśli patrzy się oczami wdzięczności.
Każda zebrana historia, książka, spotkanie, chwila, to fragment większej mozaiki, którą układam przez całe życie po to, by rozumieć, jak wiele już zostało mi dane.
Zbieranie to nauka pamięci serca. Uczy, że nic nie ginie naprawdę, ani gest dobroci, ani uśmiech, ani łza. Wszystko zostaje zapisane w polu miłości, w moim wewnętrznym ogrodzie doświadczeń.
Zbierając, uczę się pokory wobec czasu. Wiem, że każda rzecz ma swój moment, a każdy człowiek, którego spotykam, zostawia we mnie ziarenko światła, które wykiełkuje w innym projekcie mojego doświadczania.
Zbieranie to również selekcja, rozróżnienie między tym, co karmi duszę, a tym, co tylko zapełnia przestrzeń. To zdolność, by zostawiać to, co ciężkie, i zachowywać to, co lekkie, prawdziwe, natchnione.
Zbierając, tworzę swój wewnętrzny ołtarz złożony z chwil, które dotknęły mnie najgłębiej. Nie po to, by wracać do przeszłości, lecz by pamiętać, skąd płynie moje światło.
Każdy liść, który podnoszę z miłością, każde słowo, które zapisuję w ciszy, jest jak modlitwa wdzięczności za to, że mogę widzieć cuda w zwyczajności.
Zbieranie to nie kolekcja rzeczy, lecz pielgrzymka serca. To zatrzymywanie chwil, w których Bóg mruga do mnie przez świat. Każdy okruch miłości, każda lekcja, każdy znak to fragment mojej duszy, która uczy się pamiętać, że nic nie jest przypadkiem.
Intelekt — Światło Rozumienia
— Umysł jest sługą serca — dopiero wtedy staje się narzędziem światła. —
Intelekt, moja przestrzeń, w której myśl staje się światłem zrozumienia, a rozum nie oddziela od ducha, lecz pomaga mu się wyrazić. To moje lustro dla uczuć i kanał, przez który płynie boskie poznanie.
Splata się we mnie logika z intuicją, myślenie z czuciem, co pomaga mi w mojej codzienności i w nauczaniu.
Intelekt to narzędzie światła. Nie po to, by panować, ale by rozumieć. Nie po to, by oddzielać, ale by łączyć myśl z sercem, doświadczenie z wiarą, ziemię z niebem. Mój umysł pracuje na okrągło szukając głębi.
Kiedy umysł służy duszy, staje się mostem między poznaniem, a mądrością. Zaczyna nie tylko analizować, ale przenikać sens rzeczy. Rozumie, że nie wszystko da się ująć w słowa, a jednak wszystko ma swoje znaczenie.
Intelekt to ogień, który potrzebuje kierunku. Bez serca może spalać, ale z sercem ogrzewa i rozświetla.
Prawdziwa inteligencja to nie błysk myśli, lecz światło świadomości, które widzi głębiej niż pozory.
Płynę z nim jak rzeka, a kiedy płynę w zgodzie z Duchem, niesie moje życie.
Kiedy zatrzyma się w lęku lub dumie, zaczyna wysychać.
Dlatego potrzebuje zaufania, że nie wszystko musi być zrozumiane, by miało sens.
To właśnie w połączeniu intelektu z wiarą rodzi się mądrość, ta, która nie mówi: „wiem”, lecz pyta: „czego mogę się jeszcze nauczyć?
W Boskim porządku nie ma końca poznania, jest tylko coraz pełniejsze widzenie prawdy.
Intelekt w mojej drodze jest darem, to dzięki niemu potrafię słuchać głęboko, łączyć fakty z intuicją, słowa z ciszą. To on pozwala mi nadać formę temu, co niewidzialne, przełożyć język Ducha na język ludzi. Umysł staje się wtedy świątynią, przestrzenią, w której myśl staje się modlitwą, a każde zrozumienie prowadzi do wdzięczności.
Intelekt jest oczami duszy.
Gdy patrzy w światło, widzi sens. Gdy łączy się z sercem, staje się mądrością. Gdy milknie przed tajemnicą, otwiera drzwi do poznania Boga.
Cuda — Język Boga
— Cuda nie dzieją się poza mami. Cudem jest to, że wciąż umiemy kochać. —
Cuda nie są czymś, co się „wydarza”, one dzieją się cały czas, tylko serce musi nauczyć się je widzieć. Cuda są, przypomnieniem, znakiem, że Bóg nigdy nie przestaje mówić, a życie nigdy nie przestaje być święte. Cuda nie przychodzą wtedy, gdy je wymuszam. One rodzą się w ciszy serca, które ufa. W chwili, gdy przestaję kontrolować i zaczynam słuchać, świat otwiera się jak kwiat i ukazuje swoje światło.
Cud to nie tylko uzdrowienie ciała czy nagłe spełnienie marzenia. Cudem jest każde przebaczenie. Każdy oddech pośród bólu. Każde „dziękuję”, które wypowiadam, nie wiedząc, co będzie dalej. Cudem jest to, że mimo wszystko kocham.
Cuda to język, którym posługuje się Bóg, by przypominać mi, że jestem częścią Jego planu, że nawet wtedy, gdy coś się kończy, w niewidzialnym świecie coś innego już się rodzi. Cud nie zawsze błyszczy, czasem jest cichy jak poranek. Czasem przychodzi w słowie, którego się nie spodziewałam. W spotkaniu, które zmienia kierunek życia. W łzie, która przynosi ulgę. Czasem schowa się w gęstej trawie lub kupie łajna, w które wdepnę bosą stopą i czeka cierpliwe czy odnajdę w tym boskość.
Cuda są obecnością Ducha w materii. Dowodem, że miłość nie zna granic, a Bóg nie potrzebuje spektaklu, by działać. Kiedy je zauważam, świat przestaje być zwyczajny. Każdy liść, dźwięk, spojrzenie staje się przesłaniem.
Zaczynam żyć w rytmie wdzięczności, a wdzięczność sama przyciąga następne cuda.
Cuda nie są nagrodą, są relacją, między mną, a Stwórcą, między moim „tak” a Jego „oto jestem”.
Każdy cud to zaproszenie do zaufania. Do tego, by przestać szukać dowodów, a zacząć patrzeć sercem. Cud nie dzieje się ani poza Tobą, ani poza mną, on dzieje się w nas. Cud nie zmienia świata. On zmienia mnie, a przeze mnie, wszystko inne.
Cud to nie wydarzenie, lecz spotkanie z Miłością, która właśnie wtedy dotyka ziemi.
Gościnność — Otwarte Serce Boga w Człowieku
— Każdego kogo spotkasz, zapraszasz do swojego wnętrza. Gościnność to modlitwa w działaniu, —
Gościnność zaczyna się tam, gdzie kończy się lęk przed drugim człowiekiem. Tam, gdzie serce przestaje oceniać, a zaczyna widzieć, naprawdę widzieć.
Nie chodzi tylko o otwarte drzwi, o stół i chleb, choć i one są święte. Prawdziwa gościnność to otwartość duszy, która potrafi zrobić w sobie miejsce na obecność, na ciszę, na inność, na Boga.
Gościnność to sztuka przyjmowania wszystkiego, co przychodzi, z ufnością, że wszystko ma sens. To zaufanie, że każda osoba, którą spotykasz, niesie ze sobą dar, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się nim wyzwanie.
Być gościnną to pozwolić, by przeze mnie płynęła łagodność. To stworzyć przestrzeń, w której inni mogą odetchnąć, w której mogą być sobą bez maski, bo czują, że są widziani sercem.
Gościnność to energia Ducha w działaniu. Nie pyta: „kim jesteś?”, pyta: „czego potrzebujesz, by poczuć się bezpiecznie?”
Nie mówi: „wejdź, ale na moich zasadach”,lecz: „wejdź, a razem odkryjemy, co nas łączy.”
To również sztuka przyjmowania siebie.
Bo jak mogę przyjąć drugiego człowieka, jeśli nie jestem gościem we własnym sercu? Gościnność zaczyna się od wewnętrznej zgody na moje emocje, moje błędy, moją prawdę. Kiedy potrafię przyjąć siebie, moja obecność staje się zaproszeniem dla innych. Nie muszę niczego robić, wystarczy, że jestem. Moje „bycie” staje się świętym miejscem, gdzie inni mogą poczuć Boga.
Gościnność to ciepło, które nie potrzebuje słów.
To zapach chleba, dotyk dłoni, spojrzenie pełne zrozumienia. To cisza, która mówi: „Jesteś mile widziany, właśnie taki.”
Gościnność to stan serca, które nie stawia warunków Miłości. To modlitwa otwartymi drzwiami, w których Bóg może wejść pod każdą postacią. Każdy, kto puka, jest Jego wysłańcem.
Gościnność, serce otwarte na przyjęcie wszystkiego, co przynosi życie: ludzi, doświadczeń, lekcji, a przede wszystkim obecności Boga.
Przyjmuję Cię takim, jaki jesteś. I przyjmuję siebie taką, jaka jestem.
Gościnność zapala światło wszystkim moim talentom.
Rozdział III — Camino — powrót do serca
— Camino nie prowadzi do Santiago.
Camino prowadzi do serca. —
Tam, gdzie zaczyna się cisza, tam rodzi się miłość.
Buen Camino.
Pod niebem Hiszpanii, gdzie wiatr opowiada stare historie, ja Małgorzata Pielgrzym, wyruszam na szlak. Nie szukam celu, droga staje się sensem.
Pod stopami ziemia, która pamięta każdy krok moich poprzedników, która nie należy do nikogo, prowadzi mnie, bo ufam i otwiera przede mną nowe. Idę za żółtą strzałką, małą i niepozorną, która prowadzi mnie w głąb samej siebie.
Nie jestem samotna w tej wędrówce, bo moje kroki tańczą z duszami innych, splecionymi w tej samej opowieści. Tańczą z przeżyciami mojej towarzyszki Joanny, tańczą z niebem i ziemią. Twarze nieznajomych stają się lustrami, w których odbija się moje serce. Dłoń podana w geście wsparcia, wspólny śmiech, posiłek, to ślady, które zostaną wyryte we mnie na zawsze.
Chłonę krajobrazy i myśli.
Dlaczego idę?
Czego szukam?
Odpowiedzi rodzą się w rytmie stawianych kroków, w śpiewie wiatru tańczącego w koronach eukaliptusowych lasów. Ich zapach wypełnia płuca, otwiera serce, uwalnia wspomnienia i wizję przyszłości. Camino to księga, którą czyta się stopami, deszczem na twarzy, szeptem oceanu i cieniem wędrownych chmur. Pytania mnożą się jak kamienie na drodze, a odpowiedzi pojawiają się same, w rytmie kroków, w ciszy świtu, w zapachu łąk, które otulają jak kochana matka.
Kręte ścieżki zapraszają, by zgłębiać ich tajemnice. Stawiasz krok i aktywator we mnie woła: Idź! Budzi ciało i ducha. Nie ma miejsca na zwątpienie, gdy droga wzywa.
Idź! Szepcze moja wiara, nie oglądaj się, nie pytaj, czy dasz radę. Każdy kamień pod stopami, każda góra na horyzoncie mówi: Jesteś gotowa. Wiatr zabiera każde zwątpienie.
Tańczę z drogą, pozwalam na zmiany, pracuję z chwilą, akceptuję deszcz i upał, zmęczenie i radość i ten ból, który odkrywa wyparte. Camino uczy poddania się nurtowi życia, zabiera kontrolę. Ja już wiem, że najlepszy kierunek to ten, którego się nie planowało.
Mój wieczny optymizm śmieje się w słońcu, w kroplach rosy na pajęczynie. Widzi cuda w najmniejszych rzeczach, bo Camino, choć wymagające, jest przede wszystkim drogą miłości. A miłość to wiara, że każdy krok ma sens, nawet jeśli jeszcze go nie rozumiem.
Droga do Santiago de Compostela stała się dla mnie drogą do mojego wnętrza. To wędrówka w energii serca, w tej zielonej energii transformacji, która zawsze była obecna, otaczała mnie i wypełniała moje pole. Wibruje w każdej cząstce mnie, budzi czucie, przypomina, że jestem Życiem w ruchu.
Idę w obecności. Pozwalam, by działo się to, co już jest dla mnie zapisane. Czuję, jak wzrasta moja inteligencja bycia, wtedy, gdy w pełni ufam, że prowadzi mnie On, mój Niebieski Ojciec.
Z każdym krokiem odkrywam siebie inną, spokojniejszą, bardziej świadomą, głębiej połączoną z Tym, który jest we mnie. Idę w ekscytacji i zachwycie, a piękno, które mnie otacza, otwiera moje serce jeszcze szerzej. Czuję ogromną empatię do siebie, do ludzi, do świata.
Przestaję naprawiać. Nie próbuję zmieniać nikogo, nie próbuję już naprawiać siebie. Pozwalam być. Staję się naturalna, prawdziwa, wypełniona inteligencją serca. Obserwuję siebie i swoje reakcje, jak zmieniają się z każdym krokiem Camino. Uczę się nowej siebie każdego dnia.
Jestem świadoma swojej przestrzeni, w której tworzę nowe, w której rodzi się zmiana. W tej drodze uczę się uważności. Uczę się bycia z Nim w Miłości, która nie potrzebuje słów. To właśnie tam, w rytmie kroków i oddechów, dokonała się we mnie prawdziwa transformacja.
W ciszy między krokiem, a oddechem, między zaufaniem, a zachwytem, nauczyłam się jej prawdziwie słuchać. Camino nauczyło mnie być sobą w Bogu, W miłości, w autentyczności, w zielonej energii przemiany, która zawsze była we mnie.
Gdy stopy zanurzyły się w pierwszym kroku na pielgrzymim szlaku w Gijón, wiatr od Kantabryjskiego Morza uniósł moją duszę ku przestrzeniom, których istnienia dotąd jedynie przeczuwałam. Szlak Północny, starożytny i surowy, stał się zwierciadłem wędrowca, odbijającym lęki, pragnienia, cienie i światło.
Kamienie pod stopami szeptały historie tych, którzy szli przede mną — głosy pielgrzymów splecione z echem moich własnych pytań.
Czy miłość jest drogą, czy celem?
Czy prawda objawia się w ciszy, czy w ogniu spotkania?
Czy potencjał duszy budzi się w bólu, czy w zachwycie?
Deszcz obmywał mnie z iluzji, słońce rzeźbiło w skórze cierpliwość, a wiatr, ten wieczny towarzysz pielgrzyma, uczył lekkości i poddania. Czas przestał być linią, stał się kręgiem, w którym każda chwila była zarazem początkiem i końcem, pytaniem i odpowiedzią.
W samotności górskich przełęczy i wśród milczących spojrzeń Joanny nauczyłam się, że miłość nie szuka potwierdzenia, ona jest. W zapachu eukaliptusowych lasów i w surowości kamiennych dróg odkryłam, że prawda nie potrzebuje słów, objawia się w obecności. A w zmęczeniu, gdy ciało odmawiało posłuszeństwa, odnalazłam siłę, której źródło nie było we mnie, lecz we wszystkim, co mnie otaczało.
Krok po kroku, oddech za oddechem, pustka stawała się pełnią, a serce przestrzenią, w której mieściło się całe niebo.
Szlak, który wybrałam, nie był najłatwiejszy. Północna Droga, surowa i nieprzewidywalna, wiodła mnie klifami ponad oceanem, przez zielone doliny Asturii, ku górom Galicji, aż do bram Santiago de Compostela. Każdy krok odmierzał puls serca, rytm duszy, szept wiatru na skórze. W tej drodze nie chodziło o odległość, lecz o głębię.
Wyruszyłam, by odnaleźć prawdę. Nie tę zapisaną w księgach ani opowiedzianą przez innych, lecz tę, która milczy w przestrzeniach pomiędzy myślami, w ciszy poranka, gdy światło ślizga się po mokrej ziemi. Droga nauczyła mnie słuchać. Szum fal uderzających o skały mówił o nieustępliwości. Śpiew ptaków nad poranną mgłą przypominał, że każda chwila jest darem. Mój własny oddech stał się modlitwą — prostą, nagą, prawdziwą.
Szukając miłości, znalazłam ją w tym, co najmniejsze. W uśmiechu nieznajomego podającego mi chleb, w oczach staruszki, która wskazała drogę, w ramieniu Joanny, która podtrzymała mnie, gdy zmęczenie osiadło jak kamień na moich plecach. Miłość nie była odległym ideałem, była tutaj, tuż obok, w każdym kroku, w każdym geście, w każdej kropli deszczu, która obmywała mnie jak błogosławieństwo.