„W ogóle niech mi będzie wolno poradzić pani, Małgorzato, niech się pani nigdy niczego nie boi. To rozsądne”.
Michaił Bułhakow, Mistrz i Małgorzata
Szkic
Narysuj mnie ołówkiem
dokładnie taką jak chcesz.
Powieś mnie sobie nad łóżkiem
tak jak na szpilce ćmę.
Zetrzyj mi z głowy wspomnienia,
niech nas nie łączy nic
prócz tamtych szeptów w poduszkę
i niewywołanych klisz.
Zetrzyj ślad pocałunków,
niech ich nie widzi nikt,
utop je w mocnym trunku
niedokochanych chwil.
A potem głośno powtarzaj:
wcale nie znałem jej!
Naszkicowane ołówkiem
tak łatwo ściera się.
Dłonie
tak bardzo potrzebna i zabiegana
wszędzie spóźniona i niewyspana
próbuje łączyć z początkiem koniec
na zmianę składa i łamie dłonie
genialne
dobre
bezradne
zmęczone
zapracowane
niedocenione
a kiedy kończy się dzień
wciąż tak samo
myśli
„mam dosyć”
— kocham Cię, mamo!
Anioły
otwieram oczy i okna
powietrze
mrozi mi wnętrze
czy jeśli teraz je zamknę
rano będziesz tu jeszcze
na chwilę hamuje ziemia
przez moment
więcej nic nie ma
papieros
kawa
wystarczy
dzień dobry
i do widzenia
wrastam w Twoje ramiona
niepokój zastyga w szarości
anioły pikują nad miastem
i śmieją się z naszej miłości
Noce
noce październikowe
po nogach mrozem
w sercu żar
próbuję stopniowo tłumaczyć głowie
nie zawsze się da
potem próbuję stąpać ostrożniej
na każdym punkcie świata ty
rozmywa się obraz
paruje szyba
motyle czy ćmy
teraz
gdy źrenica nieba
miarowo wchodzi w szary dym
zaciska się gardło
i drży powieka
czy jesteś tam
czy jesteś ze mną w tym
Lubię
lubię bluzy z kapturem
popołudnia ponure
kawę późnym wieczorem
duszy spotkania nie w porę
mogę pogubić się czasem
by lepiej się móc odnaleźć
serce mieć niepraktyczne
do słowa talent
lubię nie wszystko wiedzieć
mówić zbyt często do siebie
słuchać
co mówi serce
od życia
ciągle chcieć więcej
Do M.
Matko przenajświętsza
od siedmiu boleści
która dźwigasz to wszystko
co w głowie się nie mieści
i w sercu
na ramionach
w kąciku ust
pod powieką
która z miłością ściera
przypadkiem rozlane mleko
bądź pozdrowiona
choć opadną ręce
zmęczą się ramiona
upadniesz na ścieżce
choć w tunelu światło
pojawia się i znika
ty dasz sobie radę
ty dasz radę i tak!
My
a my
złożeni z rozstań
za rozstajem dróg
długa prosta
a my
z niedomówień złożeni
tyle samo wiosen w nas
co jesieni
więc zostań jeszcze
chociaż chwilę
nim świat na nowo
nim znów się pomylę
nim wzejdzie słońce
na szarym niebie
nim serce oszukam
że może bić
bez ciebie
Witraż
poskładaj mnie
w nowy sens
nim świt na nowo
zbudzi się
nie czeka nas
dobrego nic
w szalonym świecie
przyszło żyć
lecz zanim to
wydarzy się
jak witraż dziś
posklejaj mnie
za dużo wokół
ostrych szkieł
promieniom słońca
pozwól mnie przeszyć na wylot
Krótko
a jeśli nadejdzie jutro
pomyśl o mnie
krótko
obudź nowe światło
ubierz
w nowe dni
bo jutro znów
niełatwo
bez ciebie będzie mi