E-book
8.18
W sieci tajemnic

Bezpłatny fragment - W sieci tajemnic

W kręgu kłamstw


Objętość:
201 str.
ISBN:
978-83-8155-378-0

Prolog

Orkiestra właśnie rozpoczęła grać, pierwszy taniec młodej pary. Patrzyła na nich i nie mogła uwierzyć, że ona już za dwa miesiące, również będzie tak tańczyć.

— Musimy porozmawiać — usłyszała, tuż przy swoim uchu.

Oderwała na moment wzrok od swojej przyjaciółki i spojrzała na swojego przyszłego męża z czułością.

— Oczywiście — wymruczała, muskając jego policzek ustami.

— To ważne — usłyszała w odpowiedzi

Nawet przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że już za chwilę wszystkie jej plany, o szczęśliwym życiu przy boku ukochanego mężczyzny legną w gruzach.

— O czym chcesz rozmawiać? — zapytała, niczego nie świadoma.

— Chodźmy się przejść — usłyszała w odpowiedzi — to jest dłuższy temat.

Nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ jej narzeczony szarpnął ją za ramię.

— Poczekajmy — zaprotestowała — niech chociaż skończy się pierwszy taniec.

Dyskretnie rozejrzała się po sali weselnej. Wszyscy goście stali w kółku, wpatrzeni w młodą parę, jakby byli zaczarowani. Nie mogli teraz wyjść.

— Sonia — wyszeptał — proszę cię.

Coś w tonie jego głosu, kazało jej wyjść posłusznie za nim.

Szła ramię w ramię z mężczyzną wyraźnie pogrążonym w myślach i zastanawiała się, co było tak ważnego, że musieli opuścić gości, właśnie w takim momencie.

— Pamiętasz tę ostatnią imprezę? — usłyszała ciche pytanie — nie chciałaś iść na nią ze mną.

To o to chodziło? Czy teraz będzie robił jej wyrzuty z tego powodu? Zdecydowanie, to nie był najlepszy moment na kłótnię. Zresztą już chyba mu wytłumaczyła, dlaczego z nim wtedy nie poszła?

— Pamiętam — pokiwała głową — czy naprawdę nie możemy tego przełożyć? Chciałabym wrócić.

Nie bardzo rozumiała, do czego prowadziła ta rozmowa. Jako świadkowa, powinna być teraz obok pani młodej.

— Nie, nie możemy! — krzyknął — zdradziłem cię, rozumiesz?

Patrzyła na niego, otwierając i zamykając usta, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. Nie chciała w to uwierzyć.

— To jest żart, tak? — wydukała po dłuższej chwili — nie zrobiłbyś mi tego… Znam cię.

Czuła wzbierające się łzy pod powiekami. Usiłowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale uciekał spojrzeniem.

— Bardzo bym chciał, żeby tak właśnie było — szepnął po chwili — jeśli dasz mi szansę, wszystko ci wytłumaczę. To nie jest tak, jak myślisz.

Nic nie myślała, w głowie miała pustkę. Pragnęła, by ktoś ją uszczypnął.

— Daj mi spokój — powiedziała przez łzy — to koniec. Mam ochotę walnąć cię w twarz, ale szkoda mi ręki.

Nie czekając na odpowiedź, odeszła pośpiesznym krokiem. Jedyne czego teraz chciała, to znaleźć się z powrotem, jak najszybciej na sali weselnej i postarać się zapomnieć o tym, że ze ślubem będzie musiała poczekać przynajmniej kilka lat.

Rozdział pierwszy

Siedziała na barowym stołku przy barze i obserwowała gości. Klub był wypełniony po brzegi i dosłownie tętnił życiem. Otwarcie tego miejsca było strzałem w dziesiątkę i cieszyła się, że posłuchała swojej intuicji, a nie ludzi którzy jej to odradzali i zaryzykowała.

— Widzę, że interes kwitnie — usłyszała tuż przy swoim uchu — jesteś zadowolona?

Pokiwała w odpowiedzi głową. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Był tutaj co piątek i za każdym razem ich rozmowa kończyła się tak samo. Kłótnią.

— Kiedy nareszcie mi odpuścisz? — zapytała ze złością, odwracając się do niego przodem — co z tobą jest nie tak?

Mężczyzna podniósł obie dłonie w geście poddania do góry.

— Spokojnie — powiedział stanowczo — po prostu martwię się o ciebie.

On się martwił? Wolne żarty.

— Nie dostaniesz ode mnie ani grosza — wysyczała — najwyższa pora żebyś się usamodzielnił i stanął na własnych nogach. Jak długo masz zamiar żerować na innych?

Poczuła ostre szarpnięcie do przodu.

— Nie podskakuj mi — mężczyzna nachylił się w jej stronę — jestem twoim bratem.

Bratem? Przestał nim być kilka lat temu.

— Przestań mi grozić do cholery — wyszarpnęła się z mocnego i bolesnego ucisku — od dawna nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Albo wyjdziesz sam, albo wezwę ochronę. Wybieraj.

Ochrona, no właśnie. Wyraźnie im powiedziała, że mają go nie wpuszczać. Dlaczego nie potrafili do cholery wypełnić, jednego prostego polecenia porządnie?

— Wzywaj sobie, nawet papieża — powiedział, zaciskając szczękę — śpisz na kasie, a nie chcesz rodzonemu bratu odpalić kilka stówek. Suka z ciebie.

To ostatnie zdanie wyprowadziło ją z równowagi. Nie miał prawa jej obrażać, do wszystkiego musiała dojść sama.

— Ani słowa więcej! — krzyknęła, kątem oka dostrzegając zaciekawioną minę barmana — nie masz prawa mnie oceniać.

Poczuła piekące łzy pod powiekami. Dlaczego musiał się tak bardzo zmienić? Kiedyś był jej ukochanym starszym bratem, na którego mogła liczyć, a teraz? Ukłucie żalu ścisnęło ją za serce.

— Gdybyś nie była taka beznadziejna — ostatnie słowo, wypowiedział z wyraźną kpiną i pogardą — Mike, nigdy by cię nie zostawił.

Już miała coś odpowiedzieć, gdy przypomniała sobie, że nie są sami, a ich rozmowie przysłuchuje się nie tylko jeden z jej pracowników, ale również goście siedzący przy barze. Ta myśl była nie do zniesienia. Zsunęła się z barowego stołka i pokazała gestem dłoni, by przeszli z dala od ciekawskich gapiów. Nie mogła pozwolić sobie na to, by jej problemy rodzinne stały się tematem do plotek.

To była cholernie ciężka i wyczerpująca noc, dlatego z ulgą wślizgnęła się na fotel kierowcy w wygodnym SUV-ie i wpatrywała się teraz w swoje zadbane dłonie z idealnie pomalowanymi i spiłowanymi na kształt migdałków paznokciami.

Wspomnienia, które zostały przywołane, wbrew jej woli nie chciały dać spokoju. Pomimo upływającego czasu, to wciąż bolało tak samo” Gdybyś nie była taka beznadziejna”. Chciała głęboko wierzyć w to, że wcale nie była, aż tak beznadziejna, jak próbował jej wmówić. Znęcanie psychiczne się nad kimś, było o wiele gorsze od fizycznego. Siniaki w końcu znikną, a słowa pozostaną na zawsze.

Właśnie miała odpalić silnik, gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Wyjęła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Mama.

— Syn ci się już poskarżył? — zapytała, nie siląc się na miły ton.

Po drugiej stronie usłyszała westchnięcie.

— Soniu — jej mama zawsze rozpoczynała rozmowę w ten sam sposób — dlaczego nie chcesz mu pomóc?

A niby w czym miała mu pomóc? W otwarciu piwa?

— Mamo — tym razem to ona westchnęła — przestań ślepo wierzyć swojemu, zepsutemu do szpiku kości synowi w każde słowo.

Wiedziała, że ta rozmowa jest bez sensu. Matka zachowywała się, jakby miała klapki na oczach.

— Przecież kiedyś — zaprotestowała — dogadywaliście się i byliście naprawdę zgranym rodzeństwem.

Nie tylko czasy, ale również ludzie się zmieniają. Potrząsnęła głową, nie chcąc dopuścić do siebie kolejnych niechcianych wspomnień. Przeszłość zostawiła daleko za sobą i nie miała zamiaru do niej wracać. Nigdy.

****

Droga do domu wlokła się niemiłosiernie. Odnosiła wrażenie, że im szybciej jedzie, tym droga jest dłuższa. Myślami wciąż powracała do rozmowy z matką. Kochała ją i oddałaby za nią życie, jednak nie potrafiła zrozumieć. Najwyraźniej brat, zdążył zrobić porządne pranie mózgu.

Dzwonek telefonu oderwał ją od myśli.

— Smith — powiedziała, wciskając przycisk w zestawie głośnomówiącym — słucham.

— Cześć — usłyszała wesoły ton głosu przyjaciółki — jakie masz dzisiaj plany?

— Będę spała — odpowiedziała, uśmiechając się — a czemu pytasz?

Po drugiej stronie usłyszała głośny wrzask, maleńka córeczka Hany, Jula domagała się uwagi.

— Szkoda — usłyszała po dłuższej chwili -miałam nadzieję, że zechcesz wpaść do mnie na kawę.

Pokręciła głową, poprawiając zestaw głośno mówiący. Może później, jak chociaż trochę się prześpi.

Poza tym dzisiaj była sobota, a w piątki i soboty był największy ruch w interesie.

— Hann — stłumiła ziewnięcie — wpadnę do ciebie, ale koło południa. Mocna kawa przyda mi się przed pracą.

Oczami wyobraźni widziała jak przyjaciółka robi do swojej córeczki głupie miny i macha jej przed twarzą jedną z tych śmiesznych dziecięcych zabaweczek, by chociaż przez chwilę nie płakała i pozwoliła dokończyć im rozmowę.

— To jesteśmy umówione — odpowiedziała — muszę kończyć, wracam do obowiązków macierzyńskich.

Kobieta przytaknęła głową i nacisnęła przycisk w zestawie głośnomówiącym. Pięć lat od czasu ślubu zleciało tak szybko, a ona wciąż była sama. To właśnie na tym ślubie zakończyła pewien bardzo ważny etap w swoim życiu. Łzy pod powiekami zaczęły same napływać. Musiała szybko mrugać, by nie pozwolić im płynąć. Miała w sobie tak wiele żalu. Wcisnęła pedał gazu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do swojego przytulnego mieszkanka.

*****

— Już myślałam, że nie przyjdziesz — usłyszała na powitanie od przyjaciółki — jesteś strasznie blada.

Odruchowo spojrzała w lustro. Rzeczywiście była blada i jeszcze te sińce pod oczami.

— Może odrobinę — nieśmiało zaprotestowała — wiesz jak wiele mam zajęć.

Nie miałaby, gdyby sobie ich nie dokładała. Kochała swoje mieszkanie i uwielbiała do niego wracać po całym dniu, ale nie wyobrażała sobie spędzić w nim samotnie całego dnia. To było zbyt przytłaczające.

— Musisz zrobić sobie wakacje — Hans pogłaskała po policzku Julę — zasłużyłaś na nie.

Wakacje? Prawie zapomniała co, to znaczy. Ostatni raz na była w nich, gdy skończyła studia; czyli około sześciu lat temu.

— Narazie to nie wchodzi w grę — powiedziała, siadając przy stole w kuchni — nie mogę zostawić klubu bez opieki. Nie mam nikogo, komu mogłabym powierzyć na ten czas wszystkie moje obowiązki związane z Deja vu.

Hana przytaknęła głową.

— Potrzymasz Julę? — z uśmiechem podała dziecko kobiecie — ciężko jest z nią coś zrobić na rękach.

Wymowie rozejrzała się po kuchni i musiała przyznać rację. Wszędzie panował bałagan.

— Nie da się tego ukryć — odpowiedziała śmiejąc się — trochę ci zazdroszczę.

Zazdrościła jej męża, dziecka i tego ciągłego chaosu.

— No coś ty — Hana spojrzała na nią w zdumieniu — powinnaś się cieszyć, że możesz robić karierę i jesteś taka niezależna. Ja tonę w pieluchach.

Czułość z jaką Hana spojrzała na Julę rozczuliła ją. Ona również chciałaby w nich tonąć. Poczuła ogromną gule w gardle. Jak najszybciej musiała odsunąć od siebie smutek, inaczej się rozklei.

Rozdział drugi

Stała na półpiętrze i rozmawiała z menadżerką dyskoteki o grafiku na przyszły weekend, gdy go zobaczyła. Szedł w jej stronę, z lekkim uśmiechem w ustach.

— Niezłe ciacho — usłyszała cichy zachwyt swojej pracownicy — i jeszcze ten nieziemski uśmiech.

Kobieta zmierzyła ją wzrokiem. Lubiła Mery i uważała, że jest naprawdę dobra w tym co robi, jednak zdecydowanie częściej powinna zastanawiać się nad tym co mówi, do kogo i przy kim. W końcu nie płaciła jej za ocenianie gości, tylko za dbanie o wizerunek klubu.

— Wróć do swoich obowiązków — powiedziała, tonem nieznoszącym sprzeciwu — przyjrzyj się pracy kelnerek.

Mężczyzna był coraz bliżej, a ona czuła jak zaczynają mięknąć jej kolana. Ile to już lat minęło od ich ostatniego spotkania? Pięć? Była ciekawa co działo się u niego przez ten czas. Czy ożenił się z kobietą, dla której poświęcił ich związek, jest szczęśliwy, ma dzieci? A może rozstał się z nią i teraz jest sam?

— Witaj — usłyszała — nie spodziewałem się ciebie tutaj.

Przecież musiał wiedzieć, że ten lokal należy do niej. Jej brat i matka zadbali o właściwą reklamę Deja vu.

— Ja ciebie tym bardziej — odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy — co tutaj robisz?

Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął się uważnie rozglądać.

— Przyszedłem potańczyć — odpowiedział — zresztą, jak reszta ludzi na parkiecie. A ty?

On chyba naprawdę nie wiedział o niczym.

— Pracuję tutaj — odpowiedziała poważnym tonem — chcesz się czegoś napić?

Dlaczego nie powiedziała, że to miejsce należało do niej? Przecież była z niego dumna.

— Myślałem, że — powiedział po dłuższym czasie — stać cię na lepszą pracę, niż praca kelnerki i to jeszcze w takim miejscu. Co się z tobą stało dziewczyno?

Skrzywiła się na tę uwagę, ledwo wszedł; a już zaczął oceniać. Nie miał do tego prawa. To była jedna z najlepszych dyskotek w tym mieście, ludzie rezerwowali loże z wyprzedzeniem, cieszyła się ogromnym zainteresowaniem nie tylko ze strony młodzieży, ale również osób w średnim i podeszłym wieku.

— To źle myślałeś — odpowiedziała, podnosząc głos — to miejsce jest całkiem przyzwoite.

Widziała, że chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie podeszła do nich Mery i zupełnie nie zwracając uwagi na jej mordercze spojrzenie, podała dokumenty do podpisu.

— To jest to, o co prosiłaś — powiedziała, jednocześnie robiąc maślane oczy do jej byłego narzeczonego.

Mężczyzna wyglądał tak, jakby właśnie ktoś w tym momencie, wylał mu wiadro zimnej wody na głowę.

— Nie jesteś kelnerką — to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie — kretyn ze mnie.

Z grzeczności nie chciała zaprzeczyć.

— Masz rację — odpowiedziała z satysfakcją — nie jestem kelnerką.

Spojrzała na Mery, w nadziei, że ta zrozumie jej niemy przekaz i odejdzie, zostawiając ich samych.

— Możesz już odejść — zwróciła się do swojej managerki, widząc że ta ma problemy z odczytywaniem gestów niewerbalnych — dostaniesz dokumenty z powrotem, gdy tylko je przejrzę.

Kątem oka widziała, jak mężczyzna przestępuje z nogi na nogę w napięciu

— To kim tutaj jesteś? — zapytał, gdy tylko dziewczyna odeszła od nich — dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Zrobiłem z siebie idiotę.

Ten wieczór, był zdecydowanie dłuższy od poprzedniego i bardziej wyczerpujący. Włócząc nogami szła przez parking do swojego samochodu.

— Poczekaj — usłyszała, jak ktoś ją woła — chcę się tylko o coś zapytać.

Stanęła w oczekiwaniu, aż nieznany człowiek ją dogoni. Czego niby mógł chcieć od niej? Była ósma rano.

— Słucham — mruknęła pod nosem, grzebiąc w torebce za kluczykami.

— W pani klubie pracuje Mery? — młody mężczyzna z trudem łapał oddech — musi pani na nią uważać.

Co on bredził? Dlaczego miała uważać?

— Chłopaku — zaśmiała się — Mery pracuje u mnie na tyle długo, że nie mam powodu tego robić.

Chłopak pokręcił głową.

— Ona planuje przejąć Deja vu — powiedział stanowczym głosem — mogę dać pani dowód.

Nagle czerwona lampka, rozbłysła nad jej głową. To z nim Mery kiedyś rozmawiała na zapleczu. Gdy zapytała kim on jest i czemu wpuściła go wejściem dla dostawców, dziewczyna odpowiedziała jej zdawko, że przyszedł w sprawie pracy, ale odmówiła mu przez brak wolnych etatów. Tylko czemu jego nie poznała od razu?

— Chcę konkretów — odparła rzeczowo, chcąc jak najszybciej wsiąść do samochodu i odjechać w kierunku domu — kiedy mógłbyś mi ich dostarczyć?

— We wtorek w tym samym miejscu i o tej samej porze, co dzisiaj — odpowiedział, odrobinę speszony

Kiwnęła głową i bez pożegnania odeszła. W głębi serca, miała nadzieję, że to tylko idiotyczna pomyłka.

Rozdział trzeci

To dziwne spotkanie i ten chłopak nie dawały jej spokoju; coś musiało być na rzeczy, skoro przyszedł do niej, tylko co? Może to była tylko zemsta porzuconego kochanka, których chciał dopiec dziewczynie za to, że go zostawiła? Westchnęła i kręcąc głową, wstała z kanapy by zaparzyć sobie herbaty, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zaskoczona spojrzała na zegarek. Dochodziła dziesiąta w nocy. Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer.

— Czego chcesz? — zapytała, mierząc go spojrzeniem — i skąd wiesz, gdzie mieszkam?

Mężczyzna uśmiechnął się i przeciągnął dłonią po włosach.

— Nie wpuścisz mnie? — patrzył na nią w oczekiwaniu.

Pokręciła głową, ani jej się śni wpuszczać go do mieszkania. To nie była odpowiednia pora na odwiedziny.

— Nie — odpowiedziała stanowczym tonem — masz świadomość, która jest godzina?

W odpowiedzi skinął głową. Jego uśmiech zaczął ją drażnić.

— W takim razie — zniżył głos, do konspiracyjnego szeptu — twoi sąsiedzi będą mieli jutro temat do plotek.

No tak, zapomniała że mieszkanie w bloku nie oznacza, że jest anonimowa. Tutaj każdy wiedział o wszystkim. Z westchnieniem odsunęła się od drzwi i pozwoliła wejść mu do środka.

— To czego chcesz? — zapytała, gdy nareszcie rozgościł się w salonie — mam nadzieję, że to coś ważnego.

Obserwowała jak, rozsiada się na kanapie i z zaciekawieniem wszystko ogląda.. Mieszkanie urządzone było w stylu skandynawskim dużo bieli i drewna. Na drewnianych parapetach królowały kwiaty, które dodawały temu miejscu ciepła. Tradycyjne zasłony ustąpiły miejsca elektrycznym roletom. Na środku drewnianej podłogi gościł ogromny puchowy dywan.

— Ładnie tutaj — powiedział lekko mrużąc oczy — jesteś z siebie dumna?

Skłamałaby, gdyby powiedziała że nie jest. Nie mniej jednak w pewnym stopniu swój sukces zawdzięczała również jemu — ich rozstanie dało jej kopa do działania. Podwójna motywacja.

Z satysfakcją wymalowaną na twarzy pokiwała głową.

— Powiedz mi po co przyszedłeś — chciała, by jak najszybciej wyszedł z jej mieszkania i zostawił ją w spokoju — tylko nie próbuj mydlić mi oczu bajkami o ciekawości co u mnie.

Mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się.

— Przyszedłem porozmawiać — odpowiedział, po dłuższej chwili — w klubie nie chciałaś, to pomyślałem, że złożę ci przyjacielską wizytę w domu.

Przyjacielską wizytę? A to dobre. Przyjaciele są zawsze mile widziani, on niekoniecznie. Czy już zapomniał, jak bardzo ją zranił i ile kosztowało ją rozstanie z nim? Dupek.

— Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? — postanowiła przejść do sedna sprawy — mam nadzieję, że mój brat nie zdurniał do tego etapu, by rozdawać mój adres byle komu?

Wiedziała, że ostatnie zdanie go uraziło; widziała to w jego spojrzeniu i odczuła dziwną satysfakcję z tego powodu.

— Śledziłem cię — wysyczał — byłaś tak skupiona na jeździe, że nawet nie zauważyłaś, jadącego za tobą auta.

Punkt dla niego. Była zbyt pochłonięta myślami o Mery i tym nieznanym mężczyźnie, który zaczepił ją na parkingu. Czy widział to dziwne spotkanie?

— Dobrze — pokiwała głową — teraz zostaje jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. Czego chcesz?

Mike kiwnął głową w milczeniu, jak by się zgadzał. Tylko właściwie na co?

— Mówiłem ci już — wymruczał — chciałem porozmawiać, w końcu mamy o czym.

W odpowiedzi zaśmiała się. Po tylu latach, nie mieli już wspólnych tematów do rozmów, dzieliła ich przepaść.

— Trzeba było myśleć o tym wcześniej- podniosła głos — a nie teraz, po pięciu latach. Nic już nas nie łączy.

Zamrugała kilkukrotnie, by nie pozwolić wspomnieniom wziąć góry. To tylko dodatkowo mogłoby skomplikować sytuację. Nieoczekiwanie mężczyzna wzruszył ramionami, jakby chciał się pozbyć natrętnej muchy i zaniósł się śmiechem. Co go tak rozbawiło w tym, co powiedziała przed chwilą?

— Nas już zawsze będzie coś łączyło — spojrzał prowokacyjnie w jej oczy — zapomniałaś już?

Rozdział czwarty

Co on sobie w ogóle wyobrażał, przypominając jej o tym? I jak do cholery mógł sądzić, że zapomniała? Każdej nocy powracało to do niej w postaci koszmaru, budziła się później zalana potem i przez następnych kilka minut nie mogła zasnąć, uświadamiając sobie, że to był tylko sen. W ciągu dnia starała się tak organizować sobie czas, by wspomnienia nie mogły jej dogonić. Jednak nocą…

— Nie pozwolę ci wyprowadzić się z równowagi– wysyczała przez zaciśnięte zęby — chociaż jedno muszę przyznać: masz tupet.

Widziała wyraźną zmianę w jego wyglądzie, był znacznie bardziej męski, niż kiedyś. Mocno zarysowane mięśnie klatki piersiowej i bicepsy wystające spod koszulki z krótkim rękawem przyprawiały ją o zawrót głowy. A czarne, jak smoła włosy idealnie pasowały do ciemniejszej karnacji i oczu w ciemnej oprawie. Z trudem przełknęła ślinę.

— Ja mogę? — wyraz jego twarzy zmienił się, przestał już szczerzyć zęby w kretyńskim uśmiechu — spójrz, co ty robisz.

A co ona niby takiego robiła? Właśnie miała zaparzyć sobie herbatę i zasiąść wygodnie w swoim ukochanym fotelu z książką. Najwyższy czas przypomnieć mu, że już nie są razem i nie musi się przed nim z niczego tłumaczyć.

W milczeniu czekała aż powie, to co chciał powiedzieć.

— Udajesz, że się nie znamy — nawet gdyby chciała, to nie mogła tego zrobić, bo nie chciał jej na to pozwolić — traktujesz mnie jak swojego wroga.

No pewnie, lepiej by zrobiła rzucając mu się na szyję i udając, że nic się nie stało. A to, co się wydarzyło pięć lat temu, było wynikiem halucynacji.

— To ty mnie zdradziłeś — powiedziała przez zaciśnięte z emocji gardło — przekroczyłeś granicę, której nigdy nie powinieneś był przekraczać.

Tama pękła. Tak cholernie go w tym momencie nienawidziła. Mało tego, gardziła nim. Po co mu pozwoliła w ogóle wejść do tego mieszkania? Może i sąsiedzi mieliby temat do plotek, ale przynajmniej wszyscy by się dowiedzieli, jakim jest skończonym draniem.

— Soniu — wypowiedział jej imię w sposób, od którego zawsze miękły kolana — żałuję tego, co się stało. Uwierz mi.

Miała mu uwierzyć, tylko jak? Straciła w niego wiarę dawno temu. Zbyt wiele ją z nim łączyło i zbyt dobrze go znała, by mogła mu uwierzyć. Straconego zaufania, nie da się odzyskać od tak z dnia na dzień. Zresztą ona wcale nie chciała, żeby starał się je odzyskać. Jedyne czego od niego oczekiwała to tego, by zostawił ją samą. Był w tym najlepszy i przychodziło mu to z łatwością.

— Daj spokój — machnęła ręką — za późno na cokolwiek.

Spojrzał się na nią w taki sposób, jakby to, co powiedziała, naprawdę go zabolało.

— Wciąż cię kocham Sonik — powiedział ze spuszczoną głową — dlatego wróciłem.

Wciąż kocha? To chyba sen. Skąd miał pewność, że ona jego też i chciała, żeby wrócił? Może miała już kogoś i planowała wspólną przyszłość? Tak naprawdę nie wiedział kompletnie nic.

— Przykro mi — odpowiedziała, kręcąc głową — mam już kogoś.

Jeżeli czasami kłamstwo popłaca, to tym razem chyba nie. Czuła, że popełniła właśnie błąd, za który przyjdzie jej słono zapłacić.

— Kłamiesz — oskarżycielskie spojrzenie wierciło jej dziurę w brzuchu — dlaczego jesteś tutaj sama?

Jeśli powiedziała “a”, to teraz musiała powiedzieć “b”.

— Mój mężczyzna spędza dużo czasu na wyjazdach — odparła bez jednego zająknięcia — jest biznesmenem i dużo podróżuje. Nie każdy dostaje wszystko na złotej tacy od rodziców.

Chyba uderzyła w czuły punkt. On był właśnie jednym z tych dzieciaków, które pochodziły z zamożnych rodzin i wcale nie musiały martwić się, że pewnego dnia na bankomacie wyskoczy komunikat „brak środków na koncie”.

— Posuwasz się za daleko — wypowiedział, akcentując każde słowo — kiedyś nie byłaś taka.

Do zmiany zmusiło ją życie i po części on sam. Powinien być z siebie dumny. Nikt kto kocha, nie powinien drugiej osobie, robić czegoś takiego i wcale nie myślała o jego zdradzie.

— Idź już sobie — poprosiła cicho — za dużo tego wszystkiego jak na jeden dzień.

Bez słowa otworzył drzwi i wyszedł. Jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Wiedziała, że teraz będzie musiała szukać innego mieszkania, on jej nie zostawi tak łatwo.

Tej nocy znów miała ten sam cholerny koszmar. Obudziła się mokra i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Dłużej niż zazwyczaj, zeszło jej z uświadomieniem sobie, że to był tylko zły sen. Jak długo będzie jeszcze płaciła za swój błąd? Czy to już do końca życia będzie ją prześladowało? Tak bardzo pragnęła cofnąć czas i jeszcze raz móc podjąć decyzję. Tylko tym razem to w stu procentach byłaby jej decyzja i niczyja więcej.

Wiedząc, że już nie zaśnie, wstała z łóżka i poszła do kuchni zrobić sobie kawę. Nagle poczuła się okropnie samotna i już nie wiedziała, czy to przez spotkanie z miłością swojego życia, czy może przez ten senny koszmar. Brakowało jej kogoś, kto najzwyczajniej w świecie by ją przytulił i powiedział, coś takiego, dzięki czemu, chociaż odrobinę poczuła się lepiej. Spojrzała na zdjęcie stojące w kuchni na lodówce. Była na nim z całą rodziną. Wszyscy się uśmiechali i byli naprawdę szczęśliwi. Kto mógł wiedzieć, że cztery miesiące później wszystko obróci się o sto osiemdziesiąt stopni? Życie bywa przewrotne. Dziś jesteś na szycie i wydaje ci się, że cały świat leży u twoich stóp, a na następny dzień nie masz kompletnie nic.

Potrząsnęła głową, nie chcąc wracać do tego, co było. Zamknęła tamten rozdział, uporała się z wewnętrznymi demonami. Wizyty u psychologa bardzo jej w tym pomogły i może gdyby poszła do niego teraz, opowiedziała o Michelu i ich wspólnej przeszłości również coś mógłby jej zaradzić?

***

Niedziela. Jak ona kochała ten dzień tygodnia. Błogie lenistwo. Klub był zamknięty, imprezowicze byli zbyt pochłonięci nadchodzącym nowym tygodniem i swoimi codziennymi obowiązkami by chciało im się iść i tańczyć. Powoli zaczynała się zastanawiać nad rozszerzeniem swojej działalności o przytulną knajpkę z jedzeniem na tygodniu. W końcu nazwa zostałaby ta sama, a zyski byłyby większe.

W jednej chwili podjęła decyzję o pojechaniu do Deja Vu i zobaczeniu czy rzeczywiście mogłaby tam coś takiego zrobić. Jej lokal naprawdę miał potencjał, o czym świadczyły ciągle napływające propozycje odkupienia.

Ledwo wsiadła do auta, jej telefon zadzwonił. Wcisnęła przycisk na kierownicy.

— Słucham — wypowiedziała powoli.

— Cześć kochanie — usłyszała głos swojej mamy — co dzisiaj robisz?

To pytanie zdziwiło ją. Miała złe przeczucia. Bardzo złe.

— Powiedz — zażądała — co się stało?

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Wyobraźnia zaczęła podsuwać jej coraz gorsze obrazy.

— Twój brat — wydukała — jest w szpitalu.

W szpitalu? Dlaczego, dopiero teraz się o tym dowiadywała? Co tu się działo? Co stało się z kobietą silną i twardo stąpającą po ziemi, w której ramionach odnajdywała spokój? Miała wrażenie, że od śmierci taty jeszcze tylko ona potrafiła logicznie myśleć i nie zgubiła gdzieś po drodze zdrowego rozsądku.

— Mamo posłuchaj — starała się ją jakoś uspokoić — podjadę na chwilę do klubu i później pojadę prosto do ciebie.

— Nie — usłyszała — przyjedź do szpitala.

Bez słowa kiwnęła głową i skończyła rozmowę. W tym mieście, jak na ironię losu był tylko jeden szpital. Zbyt często przepełniony potrzebującymi pomocy ludźmi.

Gdy zatrzymała auto pod miejscem swojej pracy, w oczy od razu rzuciły jej się lekko uchylone drzwi od Deja Vu. Przez moment zastanawiała się, czy wyobraźnia płata jej figla, czy one faktycznie są otwarte. Wysiadła z samochodu i ostrożnie podeszła do nich. Usłyszała głos Merry.

— Tak, mówiłam ci już — odpowiadała komuś na pytanie — nie chcę, by coś podejrzewała.

Dłonie samoistnie zacisnęła w pięści. Może ten chłopak przed klubem, rzeczywiście miał rację, co do Merry i słusznie ją ostrzegał?

— Niech sądzi, że — interesowało ją, kim jest jej wspólnik — wciąż ma kontrolę nad wszystkim.

Jeszcze moment a udusi ją gołymi rękami. Wredna suka.

Postanowiła przerwać jej tę miłą pogawędkę. Kaszlnęła dość głośno. Mery, obróciła się szybko.

— Sonia — wydukała — co ty tutaj robisz?

To chyba ona powinna się jej zapytać. Role się odwróciły? Niedoczekanie jej.

— Mogłabym zapytać dokładnie o to samo — odpowiedziała lodowatym tonem — więc?

Niech nie myśli, że to ujdzie jej płazem. Już dość pobłażania i przymykania oka na jej zagrywki. Z drugiej strony teraz już wie, dlaczego sobie pozwalała na taką niesubordynację — była pewna, że odbierze jej klub i to ona zostanie tutaj szefową.

— Przyszłam sprawdzić — zaczęła się jąkać — czy wszystko jest w porządku.

Nie chciała jej przypominać, że znajdują się na zapleczu, gdzie jedyne co powinno się zgadzać to alkohol — a on na pewno się zgadza. Co weekend alkohol był liczony na początku dnia i na końcu.

— Oddaj mi klucze — wyciągnęła do niej rękę — skończyło się robienie ze mnie głupiej.

Nie chciała czekać do wtorku, na własne uszy usłyszała to, co chciała. Nie było sensu ciągnąć tej gry dalej.

Rozdział piąty

Siedziała u brata w szpitalu, jednak jej głowę, wciąż zaprzątała Merry. Chociaż oddała klucze, nie chciała powiedzieć, kto był jej wspólnikiem. Dlaczego? Może ona go znała i na domiar złego wciąż u niej pracował? To wszystko było zbyt dziwne. W ciągu tych kilku dni w jej życiu zdarzyło się zbyt dużo. Powrót Mike, zdrada Mery, wylądowanie Kamila w szpitalu. Powoli zaczynała się zastanawiać, co jeszcze może się wydarzyć? Na co powinna być, jeszcze przygotowana?

— Lekarz już wyszedł — poczuła ciepłą dłoń na ramieniu — chodźmy do niego.

Z trudem wstała ze szpitalnego krzesła w poczekalni. Miała dość tego wszystkiego.

— Powiesz mi — powiedziała poważnym tonem — co znowu odwalił, że wylądował tutaj?

Widziała lekkie zmieszanie na twarzy swojej rodzicielki, jednak wolała w milczeniu poczekać, aż wreszcie coś powie.

— Lekarze mówią — powoli i starannie zaczęła wypowiadać pojedyncze słowa — że coś przedawkował.

Coś? Miała ochotę zacząć krzyczeć. Czy on się nigdy nie zmieni? Do cholery miał prawie trzydzieści lat, a zachowywał się, jak nieodpowiedzialny gówniarz. Tym czymś były prochy kupione u jednego ze znajomych handlarzy. Już dawno, ktoś powinien dobrać im się do dupy. Zaraz po otwarciu klubu, chcieli „nawiązać” z nią współpracę — ona udaje, że nie widzi, jak wciskają to gówno ludziom, a oni dają jej dwadzieścia procent z uzyskanych zysków.

Musiałaby być głupia, gdyby się zgodziła na coś takiego.

— Mamo — w myślach policzyła do dziesięciu — czy ty naprawdę nie widzisz, że on potrzebuje pomocy specjalisty?

Jej matka spojrzała na nią w taki sposób, jakby chciała ją zamordować.

— Przestań — podniosła na nią głos — wiem, że ty wciąż go obwiniasz.

Potrząsnęła głową, nie chcąc tego słuchać. Jeżeli zamierzała wracać do przeszłości, to nie przy niej. Rozmowy na ten temat, nigdy nie przechodziły łagodnie i spokojnie. Wręcz przeciwnie, zawsze dochodziło do spięcia.

— Nie o to chodzi — musiała jej przerwać — tylko zobacz, co on zrobił ze swoim życiem? Stacza się powoli i konsekwentnie, a ty, zamiast go zmusić do myślenia, jeszcze dajesz mu kasę.

Nareszcie powiedziała, to na głos. Kamil wykorzystywał dobre serce ich matki, naciągał ją i wcale nie zamierzał niczego zmieniać.

Jej matka spuściła głowę i zaczęła nerwowo bawić się palcami.

— Nie mam już siły do tego wszystkiego — wyszeptała — jestem, już tak bardzo zmęczona.

Dziewczyna bez słowa przytuliła ją. Nie mogła znieść widoku łez. Na samą myśl o tym, że całą winę ponosił Kamil, opadały jej ręce.

— Poradzimy sobie — powtarzała, raz za razem — nie możesz się poddać.

Czemu, to ona zawsze musiała kogoś pocieszać, a jej nikt nigdy nie chciał? Była twarda i dzielna, ponieważ musiała, a nie chciała.

— Lekarz powiedział, że– mama zdołała, uspokoić się odrobinę — on raczej już z tego nie wyjdzie.

Poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Już nie wiedziała, co jest gorsze to, co o nim myślała i przed chwilą powiedziała, czy to, że jego stan nie pozostawia wiele do życzenia. W głębi duszy pragnęła, by jakimś cudem wyzdrowiał i mózg wrócił mu na właściwe miejsce.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.