E-book
47.25
drukowana A5
62.33
W Sidłach Namiętności

Bezpłatny fragment - W Sidłach Namiętności


Objętość:
119 str.
ISBN:
978-83-8414-033-8
E-book
za 47.25
drukowana A5
za 62.33

W SIDŁACH NAMIĘTNOŚCI

PROLOG:

Noc była duszna, a powietrze ciężkie od zapachu deszczu, który nieuchronnie nadchodził. Uliczki Mediolanu, skąpane w żółtawym świetle latarni, wydawały się opustoszałe, lecz w ciemnych zaułkach tętniło życie, o jakim zwykli ludzie nie mieli pojęcia. Luca De Santis, głowa jednego z najpotężniejszych syndykatów mafijnych we Włoszech, siedział w kącie ekskluzywnego klubu, obserwując świat przez kieliszek czerwonego wina. Władza była jego religią, a lojalność walutą. Kobiety przychodziły i odchodziły, jak cienie w jego mrocznym życiu, żadna nie zostawała na dłużej. Aż do tego wieczoru. Ona weszła bez zapowiedzi, wybijając się z tłumu swoją prostotą i siłą. Elena Moretti — młoda prawniczka, która miała odwagę stanąć przeciwko ludziom takim jak on. Jej pewność siebie była niemal prowokacją, jej uroda — niebezpiecznym pokuszeniem. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, świat wokół przestał istnieć. Luca wiedział, że ta kobieta nie powinna mieć miejsca w jego brutalnej rzeczywistości. Ale im bardziej próbował ją odepchnąć, tym silniej czuł, że to ona jest jego zgubą. I być może jedynym ratunkiem. Tamtej nocy nie zdawał sobie sprawy, że ich spotkanie zapoczątkuje grę, w której miłość stanie się bronią, a namiętność — przepaścią. Zasady mafii były jasne: nic osobistego. Ale Luca De Santis zawsze łamał zasady.

ROZDZIAŁ 1

Ulica Via Torino tętniła życiem, mimo późnej pory. Kawiarnie i restauracje przyciągały tłumy, ale Elena Moretti nie miała ochoty na wino ani kawę. Szybkim krokiem mijała ludzi, z teczką pełną dokumentów, które mogły zmienić jej życie — i kilka innych również. Wiedziała, że wkracza na niebezpieczny grunt, ale jej upór zawsze wygrywał z rozsądkiem. Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Mocny, przenikliwy. Zatrzymała się, by poprawić torebkę na ramieniu, i wtedy go zobaczyła. Mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze stał oparty o czarny Maserati, od którego odbijały się światła latarni. Jego spojrzenie było chłodne, ale jednocześnie intrygujące. Nie miała pojęcia, kim jest. Ale on wiedział wszystko o niej. — Pani Moretti? — Jego głęboki głos przebił szum miasta. — Tak? — odpowiedziała, choć instynkt podpowiadał jej, żeby uciekać. — Mam coś, co panią interesuje. Elena zmrużyła oczy, próbując ocenić, czy to żart, czy groźba. — Nie wiem, o czym pan mówi. — Oczywiście, że wie pani. — Uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach nie było śladu rozbawienia. — Dokumenty, które pani zebrała, dotyczące działalności rodziny Russo… Nie sądzi pani, że to ryzykowne? Elena poczuła, jak serce przyspiesza jej rytm. Teczka, którą trzymała, nagle wydawała się ważyć tonę. — Kim pan jest? — spytała, starając się zachować spokój. — Luca De Santis. — Mężczyzna podszedł bliżej, a jego zapach — mieszanka drewna sandałowego i tytoniu — niemal ją oszołomił. — Może pani o mnie słyszała. Słyszała. Każdy słyszał. Luca De Santis był legendą — królem mafii, który zbudował swoje imperium na strachu i lojalności. — Jeśli pan myśli, że mnie przestraszy… — zaczęła, ale przerwał jej jednym, zdecydowanym gestem. — Nie zamierzam pani straszyć, signorina. — Uśmiechnął się chłodno. — Chcę pomóc. Elena uniosła brwi, zaskoczona. — Pomóc? Pan? W czym niby? — W przeżyciu. Jego słowa zawisły w powietrzu jak ostrze, które mogło spaść w każdej chwili. — To, co pani ma, jest niebezpieczne. Nie tylko dla pani, ale dla każdego, kto się z tym zetknie. Russo nie wybacza takich rzeczy. — A pan? — zapytała ostro. — Dlaczego panu na tym zależy? Luca spojrzał na nią z czymś, co mogło być podziwem. — Może dlatego, że pani odwaga jest… odświeżająca. Albo dlatego, że nie lubię Russo. Wybór interpretacji należy do pani. Elena milczała przez chwilę, próbując znaleźć jakąkolwiek lukę w jego pewności siebie. — Jeśli naprawdę chce mi pan pomóc, to czego pan oczekuje w zamian? Luca uśmiechnął się szerzej, a w jego spojrzeniu pojawił się cień rozbawienia. — Na razie? Niczego. Ale w tej grze nikt nie robi nic za darmo, prawda? Elena wiedziała, że wpadła w pułapkę. Pytanie tylko, czy wyjdzie z niej cało.

ROZDZIAŁ 2

Elena przez całą noc nie zmrużyła oka. Słowa Luki De Santisa wciąż brzmiały jej w uszach: „Chcę pomóc. W przeżyciu.” Kto, do diabła, zaczyna rozmowę w ten sposób? Mimo że rozum podpowiadał jej, by trzymała się z daleka, coś w jego zimnym spojrzeniu i kontrolowanym tonie wzbudzało ciekawość — a może ostrzegało przed tym, co nadchodzi. Rankiem wsiadła do swojej starej Alfy Romeo i ruszyła w kierunku kancelarii, w której pracowała. Dokumenty dotyczące rodziny Russo miały być dziś przesłane anonimowo do jednego z zaprzyjaźnionych dziennikarzy. To była jej jedyna broń — ujawnić prawdę, zanim mafia zdąży zamknąć jej usta na zawsze. Kiedy podjechała pod biuro, zauważyła czarny SUV zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Serce zabiło jej szybciej. — Nie. Nie teraz — mruknęła do siebie, wychodząc z samochodu. Ledwie zrobiła krok w stronę budynku, drzwi SUV-a otworzyły się, a Luca wyszedł na chodnik. Jego obecność była przytłaczająca. Garnitur, który idealnie podkreślał jego sylwetkę, i pewny krok przypominały jej, że to mężczyzna, który zawsze dostaje to, czego chce. — Nie spodziewałem się, że pani tak szybko wróci do pracy. — Jego głos był spokojny, niemal uprzejmy. Elena przystanęła, patrząc na niego z nieukrywaną irytacją. — Śledzi mnie pan? — Śledzić to złe słowo. Nazwałbym to… troską. — Troską? — prychnęła. — Proszę mnie nie rozśmieszać. Luca zrobił krok bliżej, a jego spojrzenie zmieniło się na bardziej poważne. — Russo już wie, że ma pani coś, co nie należy do pani. I wierz mi, nie będą tak delikatni, jak ja. — Delikatni? — zaśmiała się gorzko. — To jakiś żart? Jeśli pan naprawdę chce mi pomóc, to proszę odejść i pozwolić mi robić to, co do mnie należy. — A co dokładnie należy do pani? — spytał, przyglądając się jej z ciekawością. — Zginąć w imię prawdy? Wątpliwej prawdy, która i tak zostanie zduszona przez pieniądze i strach? Elena zacisnęła dłonie na torebce. Jego słowa uderzyły w czuły punkt, ale nie zamierzała się do tego przyznać. — To nie pańska sprawa. — Od wczoraj stała się moją sprawą, Elena. — Po raz pierwszy użył jej imienia, a ona poczuła, jak jej gardło się zaciska. — Jeśli zamierza pani zagrać przeciwko Russo, musi pani wiedzieć, z kim się mierzy. — Wiem wystarczająco dużo. Luca westchnął, jakby rozmawiał z upartym dzieckiem. — Nie, nie wie pani. Russo ma ludzi wszędzie — w policji, w ratuszu, nawet w mediach. Jeśli ten dziennikarz dostanie pani dokumenty, zginie. A potem pani. Elena przez chwilę nie odpowiadała, próbując zrozumieć, jak wiele z jego słów to manipulacja, a ile — prawda. — Dlaczego więc mi pan pomaga? — zapytała cicho. Luca uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie sięgnął jego oczu. — Powiedzmy, że nie lubię konkurencji. — To wszystko? Chodzi tylko o pana interesy? — A co innego miałoby mnie obchodzić? — odpowiedział chłodno. — Ale mam jedną zasadę: jeśli ktoś wchodzi na moje terytorium, chcę wiedzieć, czy to wróg, czy sojusznik. Pani jeszcze nie podjęła decyzji. Elena uniosła podbródek, próbując ukryć rosnący niepokój. — A jeśli wybiorę nie tę stronę, co trzeba? Luca spojrzał na nią z cieniem smutku. — Wtedy będzie mi przykro. Ale w tej grze przykrość nie ma znaczenia. Zapanowała chwila ciszy, przerywana tylko szumem ulicy. — Co pan proponuje? — spytała w końcu, czując, że nie ma wyboru. Luca uśmiechnął się lekko, jakby właśnie na to pytanie czekał. — Układ. Pani daje mi te dokumenty, a ja zapewniam pani bezpieczeństwo. — A co z prawdą? — Prawda przetrwa tylko wtedy, gdy będzie ją miał ktoś, kto wie, jak nią grać. Elena wstrzymała oddech. Wiedziała, że wkracza na bardzo niebezpieczną ścieżkę. Ale patrząc na niego, czuła, że to może być jej jedyna szansa na przeżycie. — Dobrze — powiedziała w końcu. — Ale jeśli mnie pan zdradzi, będę walczyć do końca. — Nie wątpię. — Luca skinął głową i uśmiechnął się z szelmowską pewnością siebie. — Właśnie dlatego zdecydowałem, że warto panią uratować. Nie wiedziała, czy bardziej przeraża ją jego siła, czy to, że zaczynała mu ufać.

ROZDZIAŁ 3

Elena siedziała w dusznym wnętrzu biura, przy biurku zawalonym papierami. Światło poranka przebijało się przez zasłony, rzucając cienie na jej zmęczoną twarz. Dokumenty dotyczące rodziny Russo leżały przed nią, a każde zapisane na nich słowo zdawało się pulsować groźbą. Drzwi otworzyły się nagle, a do środka wkroczył Luca. Nie zapukał, nie poprosił o zgodę — po prostu wszedł, jakby wszystko do niego należało. — Naprawdę powinna pani zmienić zamki. — Jego ton był spokojny, ale spojrzenie czujne. — To biuro prawnicze, nie twierdza. — Elena odłożyła długopis i uniosła wzrok na intruza. — Co pan tu robi? Luca zignorował pytanie, zamykając za sobą drzwi. — Nie powinnaś tu zostawać sama, Elena. Russo już wie, gdzie pracujesz. — Nie jestem sama. Mam asystenta. — Wskazała na pusty stolik w kącie. — Widzę, że jest bardzo… zaangażowany. — Jego ironiczny uśmiech wywołał w niej irytację, ale wiedziała, że miał rację. Była sama i bezbronna. — Nie przyszłam na ten świat, by się ukrywać. — A jednak jesteś na świecie, który wymaga ostrożności. — Luca podszedł bliżej, a jego obecność niemal wypełniła pokój. — Masz coś, czego Russo się boi, a to oznacza, że stajesz się celem. Elena wstała, próbując zmniejszyć dystans między nimi. — Przyszłam tu po to, żeby coś zmienić, a nie uciekać. — Nie zmienisz niczego, jeśli zginiesz. Jego słowa były jak zimny prysznic. Wiedziała, że nie mówił tego, by ją przestraszyć, ale by przygotować na najgorsze. — Więc co proponujesz? — zapytała, krzyżując ramiona na piersi. Luca spojrzał na nią z powagą. — Spotkanie. Dziś wieczorem. Zaufani ludzie Russo będą tam, a ja dowiem się, jak bardzo jesteś zagrożona. — I mam po prostu zaufać, że mnie tam ochronisz? — Nie, masz zaufać, że wiem, co robię. Cisza wypełniła pokój. Elena czuła, że balansuje na cienkiej granicy między rozsądkiem a szaleństwem. — Gdzie to spotkanie? — W klubie Inferno. Przyjdź o dziewiątej, ale nie wchodź sama. Będę na ciebie czekał. — A jeśli to pułapka? Luca uśmiechnął się lekko. — Pułapka? Gdybym chciał cię skrzywdzić, Elena, nie musiałbym się wysilać. — Jak miło. — Jej ton był przesycony ironią, ale nie mogła zaprzeczyć, że miał rację. Luca spojrzał na nią jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i skierował do drzwi. — Pamiętaj, dziewiąta. I ubierz coś, co nie sprawi, że będziesz wyglądać jak prawniczka. Elena odprowadziła go wzrokiem, a kiedy drzwi zamknęły się za nim, oparła dłonie o biurko, próbując uspokoić drżące serce. Wieczór nadszedł szybciej, niż się spodziewała. Elena stanęła przed lustrem w swoim niewielkim mieszkaniu, oceniając swoją czarną, prostą sukienkę. Nie była przyzwyczajona do takich strojów, ale wiedziała, że w klubie Inferno jej zwykłe ubrania rzuciłyby się w oczy. Kiedy dotarła na miejsce, tłum ludzi i głośna muzyka niemal ją przytłoczyły. W środku światła pulsowały w rytm muzyki, a atmosfera była ciężka od dymu i alkoholu. Luca czekał na nią przy barze, otoczony kilkoma mężczyznami w garniturach. Kiedy ją zobaczył, skinął lekko głową i wskazał na wolne miejsce obok siebie. — Myślałem, że się rozmyślisz. — Jego głos był ledwie słyszalny w hałasie. — To była kusząca opcja — odpowiedziała, siadając na wskazanym miejscu. Luca spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. — Wyglądasz… inaczej. — To był komplement? — zapytała, unosząc brew. — Nazwij to, jak chcesz. — Upił łyk whisky i przeszedł do rzeczy. — Za chwilę pojawi się człowiek Russo. Będzie chciał sprawdzić, ile wiesz. Nie odpowiadaj na pytania, jeśli nie musisz. — A jeśli będzie agresywny? Luca spojrzał na nią z pewnością siebie, która przyprawiała o dreszcze. — Wtedy ja się tym zajmę. Elena chciała coś odpowiedzieć, ale nagle zauważyła mężczyznę, który zmierzał w ich stronę. Był wysoki, krępy, a jego twarz nosiła ślady licznych bójek. — To on? — szepnęła. Luca skinął głową. — Graj ostrożnie, Elena. Gdy mężczyzna usiadł naprzeciwko, Elena poczuła, że wkracza w grę, której zasad jeszcze nie rozumiała.

ROZDZIAŁ 4

Mężczyzna, który usiadł naprzeciw Eleny, przyciągał uwagę swoją masywną sylwetką i ostrymi rysami twarzy. Jego oczy, zimne jak stal, mierzyły ją od stóp do głów, jakby oceniał, czy jest warta swojej tajemnicy. Przy barze gwar i muzyka trwały bez przerwy, ale dla Eleny wszystko nagle zwolniło. Luca zachowywał się, jakby wszystko było pod kontrolą. Siedział spokojnie obok niej, z kieliszkiem whisky w ręku, a jego spojrzenie było równie lodowate jak tego, który właśnie do nich dołączył. — De Santis. — Głos nieznajomego był niski i chrapliwy. — Nie spodziewałem się, że znajdę cię w tak… nietypowym towarzystwie. Luca odchylił się na krześle, leniwie obracając kieliszek w dłoni. — Pietro. Nie każdy wie, jak docenić dobrą rozmowę. Pozwól, że przedstawię: Elena Moretti. Pietro uniósł brew i spojrzał na nią z drwiącym uśmiechem. — Moretti? To to nazwisko krąży ostatnio w rozmowach Russo. Zastanawialiśmy się, kto jest na tyle odważny, by grzebać w naszych sprawach. Elena poczuła, jak serce przyspiesza, ale starała się zachować spokój. — Jeśli Russo ma coś przeciwko prawdzie, to nie moja wina. — Jej głos był pewny, choć w środku czuła napięcie. Pietro roześmiał się, ale jego śmiech nie miał w sobie nic zabawnego. — Prawda? Śmieszna rzecz. W naszym świecie liczy się to, kto żyje wystarczająco długo, by ją opowiedzieć. Luca wtrącił się, zanim Pietro mógł powiedzieć coś więcej. — Dość filozofii, Pietro. Spotkaliśmy się tutaj, żeby porozmawiać, nie grozić. Pietro zmrużył oczy, jakby chciał ocenić, ile Luca ukrywa za swoją maską spokoju. — Mówi się, że masz coś, co należy do nas, Moretti. Dokumenty, które mogą wywołać więcej problemów, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Elena nie odpowiedziała od razu, a Luca delikatnie dotknął jej dłoni pod stołem, dając jej znak, by była ostrożna. — To zależy od punktu widzenia. — Jej ton był chłodny, niemal wyzywający. — Może te dokumenty należą do tych, którzy zasługują na prawdę. Pietro uderzył dłonią w stół, co wywołało krótką ciszę wokół ich stolika. — Nie baw się z nami, dziewczyno. Russo nie jest cierpliwy. Luca wstał powoli, a jego spojrzenie stało się lodowate. — Jeśli myślisz, że możesz podnieść głos na moją gościnię, Pietro, to może lepiej wyjaśnijmy kilka spraw na zewnątrz. Pietro zmierzył go wzrokiem, a napięcie między nimi można było niemal dotknąć. Po chwili mężczyzna westchnął i usiadł z powrotem. — Nie ma potrzeby, De Santis. — Obrócił się do Eleny. — Ale pamiętaj, Russo nie zapomina. Jeśli nie oddasz tego, co masz, nie tylko ty znajdziesz się na celowniku. Twoja rodzina, przyjaciele, każdy, kto choćby spojrzy na te papiery. Słowa Pietro były jak cios prosto w żołądek. Elena poczuła, jak wszystko w niej zamarło. — Wystarczy. — Luca odwrócił się do Eleny. — Chodź, idziemy. Elena nie protestowała. Wstała z miejsca i razem z nim skierowała się do wyjścia. Pietro nie zatrzymał ich, ale jego spojrzenie paliło jej plecy, gdy opuszczali klub. Na zewnątrz powietrze było chłodne i odświeżające. Elena wciągnęła je głęboko, jakby próbowała oczyścić się z toksycznej atmosfery spotkania. — Dlaczego to zrobiłeś? — zapytała, patrząc na Lucę, który zapalał papierosa. — Co dokładnie? — Wtrąciłeś się. Mogłam poradzić sobie sama. Luca spojrzał na nią z cieniem rozbawienia. — Mogłaś. Ale tylko przez kilka minut, zanim Pietro wyciągnąłby cię na zaplecze. — Nie potrzebuję twojej ochrony. Luca westchnął, wyrzucając dym w powietrze. — Może. Ale teraz już nie chodzi tylko o ciebie. Pietro mówił poważnie. Russo nie zatrzyma się na tobie. Elena poczuła, jak jej pewność siebie zaczyna kruszeć. — Więc co teraz? Luca spojrzał jej prosto w oczy, a jego spojrzenie było bardziej poważne niż kiedykolwiek wcześniej. — Teraz musimy zagrać według ich zasad. Ale pamiętaj, Elena — w tej grze są tylko dwa wyjścia: wygrać albo zginąć. Cisza zawisła między nimi. Elena wiedziała, że Luca miał rację, ale nie zamierzała się poddać. — Jeśli mam zginąć, to przynajmniej z powodu czegoś, w co wierzę. Luca uśmiechnął się lekko, choć w jego oczach kryło się coś głębszego. — W takim razie upewnię się, że wyjdziesz z tej gry żywa. Patrzył na nią chwilę dłużej, po czym odwrócił się i ruszył w stronę swojego samochodu. Elena została sama, stojąc na pustej ulicy, próbując poukładać w głowie wydarzenia ostatnich godzin. Wiedziała jedno — teraz była częścią gry, której nie mogła już opuścić.

ROZDZIAŁ 5

Kiedy Luca i Elena weszli do magazynu, powietrze było ciężkie od zapachu stęchlizny i kurzu, jakby to miejsce od lat nie widziało żywej duszy. Ściany pokryte graffiti, stare metalowe rury wiszące nad głowami, odbijające słabe światło. Ciemność, która ich otaczała, była niemal namacalna. Luca zbliżył się do przodu, zachowując ostrożność, jakby czuł, że coś nie jest w porządku. Elena szła tuż za nim, czując na plecach wzrok Matteo, który obserwował ich z cienia. — Matteo? — Luca zawołał, a jego głos rozbrzmiał w pustym pomieszczeniu, dając echem. — Przyszliśmy. Chwilę później, w ciemności pojawiła się sylwetka mężczyzny. Był wysoki, o ciemnych oczach, twarz wyraźnie zarysowana. Z rękoma w kieszeniach pojawił się przed nimi, nie spiesząc się, jakby był pewny, że nikt nie odważy się zrobić kroku bez jego zgody. — De Santis, przyszedłeś znowu… — Matteo powiedział chłodno, a jego głos brzmiał bardziej jak wyrok niż powitanie. Luca spojrzał na niego z nieco szerszym zainteresowaniem. — Wiesz, po co tu przyszliśmy — odpowiedział, nie tracąc pewności siebie. — Chcemy pomóc. Matteo nie odpowiedział od razu, tylko przesunął wzrok na Elenę. Po chwili patrzenia na nią, jakby badał każdy szczegół, zbliżył się do nich. — To ona ma dokumenty? — zapytał, wskazując na nią ruchem głowy. Elena poczuła ciężar spojrzenia na sobie. Oparła rękę na torebce, jakby chcąc ochronić jej zawartość. Mimo że wiedziała, że nie ma wyboru, że nie może się wycofać, czuła, jakby była na krawędzi przepaści. — Tak. — Potwierdziła, choć głos jej drżał, nie mogąc powstrzymać lęku, który narastał w niej z każdą chwilą. — Ale bez pomocy tych dokumentów nie mają żadnej wartości. Matteo zastanowił się przez chwilę, a potem odwrócił wzrok, jakby chcąc powiedzieć coś więcej, ale wstrzymał się. — W porządku — powiedział w końcu. — Możecie zostawić mi je. Zajmę się resztą. Luca nie od razu zgodził się, ale widział, że nie mają innej opcji. — Ale najpierw musisz dać nam coś w zamian. Informacje. Cokolwiek, co pomoże nam rozwiązać ten problem z Russo. Matteo uniósł brwi, jego twarz pozostała nieczytelna, ale odpowiedział. — Dobrze. Jednak zanim coś zrobię, muszę wiedzieć, na czym stoicie. Co takiego zawiera ta paczka dokumentów? Elena spojrzała na Luki, który skinął głową, a potem podeszła do stołu, kładąc torebkę na blacie. Wzięła dokumenty i przekazała je Matteo. — Zawierają dowody na działalność Russo. Jego powiązania z politykami, biznesmenami, członkami innych rodzin mafijnych. To klucz do jego upadku, jeśli trafi w odpowiednie ręce. Matteo nie spuszczał wzroku z dokumentów. Jego palce powoli przesuwały się po kartkach, a jego twarz nie wyrażała żadnej emocji. Jednak Elena dostrzegła coś w jego oczach — może zrozumienie, może tęsknotę za czymś, co kiedyś utracił. — Jeśli to prawda… — Matteo zaczął powoli, a potem odłożył dokumenty na bok. — To będzie wojna. I ty, Elena, staniesz w jej samym centrum. Wiem, czego szukasz, ale lepiej dobrze się zastanów, bo nie masz pojęcia, co się wydarzy, gdy to wybuchnie. Elena poczuła, jak coś ciężkiego opada jej na serce. Wojna. Zaczynała rozumieć, na co się porywała. — Zrobimy, co trzeba — odpowiedziała stanowczo, choć jej głos drżał. — Nie mamy innego wyboru. Luca spojrzał na nią, widząc jej determinację, ale też zauważył niepewność w jej oczach. Zbliżył się do niej, opierając rękę na jej ramieniu, jakby chcąc ją uspokoić, chociaż sam czuł narastający niepokój. — Nie ma już odwrotu. — Jego słowa były pewne, ale w jego oczach czaił się cień. Matteo milczał przez chwilę, a potem odwrócił się do nich z nowym, chłodnym uśmiechem. — W takim razie przygotujcie się na to, co nadchodzi. Bo za tymi dokumentami pójdzie coś, czego nie da się powstrzymać. Russo się nie zatrzyma, a wy musicie być gotowi, by walczyć o swoje. Po spotkaniu z Matteem, Elena czuła się, jakby wypłynęła na głęboką wodę, a każda jej decyzja mogła zaprowadzić ją na dno. Luca jechał w milczeniu, starając się zapanować nad emocjami, które kotłowały się w jego wnętrzu. — Wiesz, co się teraz wydarzy, prawda? — zapytał po chwili, łamiąc ciszę. Elena spojrzała na niego, widząc w jego oczach odbicie swoich własnych lęków. — Tak. — Jej odpowiedź była prosta, ale nie mogła ukryć w niej strachu. — I to mnie przeraża. Luca spojrzał na nią z powagą, jego ton był miękki, ale pełen troski. — Będę cię chronił, obiecuję. Ale musisz pamiętać, że nie możemy liczyć na nikogo innego. Jeśli chcesz wygrać tę grę, musisz zrobić wszystko, by wyjść z niej żywą. Elena skinęła głową, czując ciężar tej odpowiedzialności na swoich barkach. Z każdym krokiem wkraczała głębiej w świat, z którego nie było wyjścia, a jedyną rzeczą, którą mogła zrobić, było walczyć o siebie i tych, którzy liczyli na nią.

ROZDZIAŁ 6

Noc była wciąż młoda, kiedy Luca i Elena dotarli do kolejnego punktu. Mimo że już minęło kilka godzin od spotkania z Matteo, Elena czuła, jakby minęły dni. Każda chwila spędzona w tym świecie była niczym niekończący się labirynt, w którym każde skrzyżowanie prowadziło do nowej pułapki. Samochód zatrzymał się przed zapomnianym budynkiem, na obrzeżach miasta. Miejsce wyglądało jak zaginiony fragment przeszłości — stare fabryki, nieczynne magazyny, okna pozbawione szyb. Nocne światło rzucało na wszystko martwy cień. Luca spojrzał na Elenę, jego twarz nie wyrażała niczego poza zimną determinacją. — Przed nami jeszcze jedna próba. — Jego głos był twardy, ale Elena zauważyła, że ukrywa w nim coś jeszcze. Strach? Wątpliwość? Może to, że naprawdę nie wiedzieli, co ich czeka za tymi drzwiami. — Kto tam na nas czeka? — zapytała cicho, ale jej głos był pełen napięcia. To miejsce nie zwiastowało niczego dobrego. Luca otworzył drzwi samochodu, nie odpowiadając od razu. Dopiero po chwili, gdy stał już na zewnątrz, zwrócił się do niej przez ramię. — To nie jest zwykła wymiana. Matteo powiedział, że to, co robimy teraz, może zmienić wszystko. Oby to była nasza ostatnia szansa. Elena skinęła głową, czując, jak coś ściska jej serce. Wiedziała, że to może być decydująca chwila. Wzięła głęboki oddech i wysiadła z auta, zamykając drzwi za sobą. Luca prowadził ją w stronę wejścia do starej, zniszczonej hali. W środku panowała prawie całkowita ciemność, ale w powietrzu czuć było coś ciężkiego — jakby każdy ruch mógł obudzić nieznane niebezpieczeństwo. Z daleka słychać było szum wody, jakby cała hala miała się zaraz zawalić. — Czekaj tutaj — powiedział Luca, zatrzymując się przed drzwiami, które prowadziły do głównej sali. — Muszę sprawdzić, czy wszystko jest gotowe. Elena patrzyła, jak zniknął za rogiem. Napięcie rosło w niej, a serce biło coraz szybciej. Wydawało się, że czas nie mija. Słyszała tylko swoje własne oddechy i ciche szmery w ciemności. Nagle usłyszała krok. Jeden, drugi. Szybki, niepokojący. W jej kierunku zmierzały dwie sylwetki. — Kto tam? — zapytała niepewnie, czując, jak jej dłonie drżą. Jedna z postaci, wyższa, z ciemnymi włosami, wyszła na światło. Elena od razu rozpoznała mężczyznę — to był Ricci, jeden z ludzi Matteoa. — Nie martw się, będziemy cię chronić — powiedział spokojnie, jakby chciał ją uspokoić, ale w jego oczach było coś, czego nie mogła zignorować: strach. — Ricci? Co się dzieje? — zapytała, choć serce jej podpowiadało, że coś było nie tak. Mężczyzna zamilkł na moment, patrząc na nią intensywnie, jakby zastanawiał się, czy naprawdę powinna wiedzieć, co się stało. — Ruszajmy — rzucił w końcu, unikając odpowiedzi. — Luca już czeka. Elena poczuła nieprzyjemne dreszcze. To nie było normalne. Nigdy nie widziała Ricciego w takim stanie. Weszli do sali. Wnętrze było ponure — pełne pustych stołów, zsypujących się rusztowań, ciemnych konturów zniszczonych maszyn. Na końcu pomieszczenia stał Luca, który patrzył na nich z napięciem. — Co się dzieje? — zapytała natychmiast, podchodząc do niego. Luca odwrócił się, jego twarz nie wyrażała emocji, ale w oczach było coś, co sprawiło, że poczuła, jakby miała upaść na ziemię. — Musimy stąd wyjść, teraz. — Jego głos był cichy, ale pełen władzy. — Dlaczego? — Ricci zbliżył się, wyglądając na zaniepokojonego. — Co się stało, Luca? Luca zamrugał, spojrzał na Ricciego, a potem na Elenę. — To nie jest to, na co się umawialiśmy. Matteo nas zdradził. — Jego słowa zabiły wszelką nadzieję, którą Elena jeszcze mogła mieć. Ricci patrzył na Luki, a potem na Elenę, nie wiedząc, co zrobić. Cała sytuacja wydawała się dziwna i niebezpieczna. — Co teraz? — zapytała Elena, jej głos był niemal bezsilny. — Uciekamy — odpowiedział Luca, ale jego spojrzenie nie opuściło Ricciego. — I nie zatrzymujemy się, dopóki nie będziemy bezpieczni. Elena poczuła, jak cała jej pewność się rozpada. Czy to możliwe, że naprawdę zostali zdradzeni przez Matteoa? Zatrzymali się na moment, czując, jak za ich plecami rosną cienie. Ricci w końcu zaczął się oddalać, a Luca popchnął Elenę w stronę wyjścia. Nie było czasu na wątpliwości. Musieli uciekać, ale nie wiedzieli, czy mogą ufać komuś, kto miał ich prowadzić do bezpieczeństwa.

ROZDZIAŁ 7

Elena czuła, jak zimny pot spływa jej po plecach, gdy Luca chwycił ją za rękę i zaczął pchać w stronę wyjścia z opustoszałej hali. Jej umysł szalał, nie wiedziała, co myśleć. Zdrada Matteo, po której nie spodziewała się niczego gorszego, rozdzierała ją od środka. Czemu ją w to wciągnął? Czemu nie ostrzegł? W momencie, gdy przeszli przez wąski korytarz, za ich plecami rozległ się głośny trzask. Szybko obrócili się, a z ciemności wyszli dwaj mężczyźni. Jeden z nich miał na sobie skórzaną kurtkę, drugi trzymał w rękach coś, co przypominało broń. „Luca, nie mamy czasu na to” — powiedział Ricci, wychodząc zza nich. Jego twarz była napięta, a głos cichy, pełen niepokoju. Luca zastygł w miejscu, a Elena poczuła, jak jej serce bije coraz szybciej. Strach ściskał jej gardło, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Muszą działać szybko. „Co się dzieje, Ricci?” — zapytała, jej głos brzmiał stanowczo, ale w jej oczach czaił się niepokój. Ricci spojrzał na nią i na Luki, po czym odwrócił wzrok, jakby nie chciał im czegoś powiedzieć. Jego milczenie było odpowiedzią. „Wydaje mi się, że Matteo miał w tym wszystkim swój plan” — Luca zmrużył oczy. — A teraz musimy się wydostać stąd, zanim będzie za późno. Za nimi rozległ się trzask, a potem silny huk. Oświetlone wąskie przejście zamieniło się w tunel, w którym cienie wciąż czaiły się jak duchy. Luca, nie czekając ani chwili dłużej, chwycił Elenę za rękę i pociągnął ją w stronę wyjścia. Pędzili przez pustą fabrykę, a echo ich kroków zdawało się wypełniać całe pomieszczenie. Z tyłu słyszeli już kroki pościgu. „Musimy znaleźć wyjście!” — wołała Elena, czując na plecach oddech zagrożenia. Luca spojrzał na nią tylko na chwilę, ale to wystarczyło, by zobaczyła w jego oczach pełne przerażenie. Niezależnie od tego, jak mocno próbował się ukryć, strach nie dał się tak łatwo zignorować. „Tam!” — wskazał na wąską, zardzewiałą bramę na końcu korytarza. Zbliżali się do niej coraz szybciej, ale zbliżający się dźwięk strzałów i przyspieszony oddech w ich uszach przypominały, że czas działa na ich niekorzyść. Ricci był tuż za nimi, wciąż trzymając broń, ale nie miał pojęcia, co zrobić. W tym momencie nic nie miało znaczenia. Gdy dotarli do bramy, Elena poczuła, jak w jej piersi rośnie ucisk. Luca pomógł jej przejść przez drzwi i popchnął ją w stronę ciemnego zaułka, skąd wyjście prowadziło na ulicę. „Biegnij!” — zawołał, a jego głos pełen był determinacji. — „Nie oglądaj się!” Ale Elena nie mogła, nie chciała i nie potrafiła. Spojrzała na niego przez chwilę, szukając w jego oczach jakiejś odpowiedzi, jakiejkolwiek iskry nadziei, ale widziała tylko ciemność i niepewność. Próbując zapanować nad sobą, pobiegła w stronę ulicy. Dźwięki strzałów coraz głośniej brzmiały w uszach, ale jej nogi biegły jakby na autopilocie. Wiedziała, że nie ma odwrotu. Za nią rozległy się kolejne strzały, a w powietrzu poczuła zapach prochu. Jednak nie miała czasu, by myśleć o tym, co może się wydarzyć. Dopóki była w ruchu, miała szansę na ucieczkę. I to była jej jedyna szansa. Zatrzymała się na rogu, dysząc z wysiłku. Obejrzała się za siebie, ale nie zobaczyła nikogo. Jednak jej oddech nie stał się spokojniejszy. Zrozumiała, że zdrada Matteo nie była tylko końcem czegoś, ale początkiem czegoś dużo gorszego. Luca wyskoczył zza rogu, z twarzą pełną napięcia. Spojrzał na nią, jakby próbował sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, a potem chwycił ją za rękę. „Musimy się ukryć, szybko!” — powiedział, jego głos pełen był niepokoju. — „Ich nie ma daleko, ale nie wiemy, kto jeszcze jest po naszej stronie.” Elena skinęła głową, starając się nie zadrżeć. W tej chwili nie mogła sobie pozwolić na strach, musiała działać. „Gdzie idziemy?” — zapytała, wciąż czując ciężar sytuacji. Luca przyciągnął ją do siebie, jakby chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa, choć wiedział, że nie ma w tej chwili niczego pewnego. „Do kryjówki, którą znam” — odpowiedział cicho, patrząc na nią z determinacją. — „To jedyna szansa.” Zaczęli biec w kierunku ciemnych ulic, gdzie wszystkie reflektory były przygaszone, a jedynym światłem były migające latarnie. Elena czuła, jak jej serce bije coraz szybciej, ale wiedziała, że nie ma już miejsca na wątpliwości. Zaczynała rozumieć, że nic już nie będzie takie samo. W tej grze nie było już zasad, tylko walka o przetrwanie.

ROZDZIAŁ 8

Elena czuła, jak mroźny wiatr uderza w jej twarz, gdy biegli ciemnymi ulicami. Wydawało się, że cały świat zniknął. Miasto, które znała, rozpadło się na kawałki. Każdy dźwięk, każdy cień, który mijał ją na ulicy, sprawiał, że miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Każdy oddech był niepewny, pełen lęku. Luca nie spuszczał z niej wzroku. Jego dłonie, choć pewne w chwytaniu jej ręki, zdradzały nerwowość, której nie potrafił ukryć. Elena czuła, jak jego ciało napięte jest do granic wytrzymałości. Było coś, czego nie potrafił jej powiedzieć, choć wszystko w nim krzyczało, że coś się wydarzy. Zatrzymali się w końcu na skrzyżowaniu. Luca rozejrzał się, upewniając się, że nie są śledzeni, a potem przekroczył pasy i ruszył w stronę wąskiego zaułka, ukrytego za jednym z wysokich budynków. „Gdzie idziemy?” — zapytała Elena, ledwo mogąc złapać oddech. Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej zagubiona w tym nieznanym świecie. Luca nie odpowiedział od razu. Zatrzymał się przy bramie, która prowadziła do małego podwórza. Na krótką chwilę spojrzał na nią, a w jego oczach dostrzegła ból i niepokój, który mimo całej jego maski stawał się coraz bardziej widoczny. „Musimy to zrobić szybko” — powiedział, podchodząc do drzwi. Wciągnął ją do środka, a potem zamknął za nimi drzwi. W podwórzu panowała ciemność, tylko nieliczne latarnie rzucały blade światło na zniszczoną ceglaną nawierzchnię. Nigdzie nie było widać żadnego ruchu, ale to tylko pogłębiało niepokój Eleny. Co się działo? Gdzie byli? „Tu musimy poczekać” — powiedział Luca, prowadząc ją w stronę schodów prowadzących do piwnicy. „To miejsce… Jest jedyną opcją, jaką mamy.” Elena poczuła, jak napięcie rośnie w jej piersi. Nie znała tego miejsca, nie wiedziała, czemu Luca ją tu zaprowadził. Kiedy stanęli na dole, w ciemnej piwnicy, zaczęła rozumieć, że to nie tylko kryjówka. To był moment, w którym zaczynała widzieć, jak głęboka jest cała ta gra. „Luca, co się dzieje?” — zapytała, patrząc na niego uważnie. Jego odpowiedź była cicha, ledwie słyszalna. „Zdrada jest bliżej, niż myślisz, Elena. A my… musimy poczekać na odpowiedni moment. To nie jest tylko walka o życie. To walka o to, kto przeżyje tę grę.” Nagle dźwięk kroków zbliżył się do schodów. Elena momentalnie podeszła do Luca, czując, jak adrenalina wzbiera w jej organizmie. „Kto to?” — zapytała, jej głos drżał, mimo starań, by pozostać spokojną. Luca dał jej szybki, uspokajający gest. Zanim zdążyła zapytać o cokolwiek więcej, drzwi na górze otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła postać, której nie spodziewała się ujrzeć. „Matteo…?” — wymamrotała Elena, jej głos był pełen zaskoczenia. Mężczyzna, który stał przed nimi, miał na sobie czarny płaszcz i ciemne okulary, jakby nie zależało mu na tym, by go rozpoznała. Jego obecność była nieoczekiwana, a przez chwilę Elena pomyślała, że jej umysł płata jej figle. „Tak, to ja” — odpowiedział Matteo, wchodząc do piwnicy z chłodnym uśmiechem. „Wiem, że się dziwisz, Elena. Ale są rzeczy, o których nie wiedziałaś.” Luca natychmiast stanął przed nią, gotów do obrony. Jego ręce drżały, a twarz była napięta jak struna. „Luca…” — zaczęła Elena, patrząc z niepokojem na swojego mężczyznę. „Co tu się dzieje?” Luca spojrzał na nią z wyrzutem, jakby wina tej sytuacji leżała również na niej. Oczywiście, w gruncie rzeczy to on ją w to wciągnął. „Matteo…” — Luca wyjąkał, wciąż stojąc na drodze, jakby chciał ochronić Elenę przed tym, co miało nastąpić. „Co ty tu robisz?” Matteo uśmiechnął się z ironią i powoli ściągnął okulary. Jego spojrzenie nie zdradzało żadnych emocji. Był zimny jak lód. „Właściwie to, co tu robię, nie jest ważne, Luca” — odpowiedział z równym chłodem. „Ważniejsze jest to, co wy robicie. Pamiętacie, że nikt nie wychodzi z tej gry bez zapłaty, prawda?” Elena poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Zdrada. Zdrada, którą Matteo jej zgotował. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież on… on był jej przewodnikiem, jej partnerem w tej wojnie. Co się zmieniło? Dlaczego teraz? Luca spojrzał na niego mrocznym wzrokiem. „Matteo, ty…” — zaczynał, ale Matteo podniósł rękę, by go powstrzymać. „Dobrze wiesz, Luca. Wiem, że masz dylemat, ale to już koniec.” Jego głos był spokojny, jakby nie istniała żadna szansa na ratunek. „Jesteś już na przegranej pozycji.” Elena spojrzała na niego z oszołomieniem. Każde słowo Matteo raniło ją głębiej. W tym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma już bezpiecznych dróg. Gra o życie zmieniała się w brutalną rzeczywistość, w której nie można było ufać nikomu. I to właśnie ta świadomość zabiła w niej resztki nadziei.

ROZDZIAŁ 9

Elena poczuła, jak lodowaty dreszcz przeszył jej ciało, kiedy Matteo stąpał w jej stronę. Jego obecność była zaskakująca, ale coś w jego postawie mówiło, że nie ma już odwrotu. Atmosfera w piwnicy gęstniała z każdą sekundą, a serce Eleny biło coraz szybciej. To, czego się obawiała, stało się rzeczywistością — nie tylko Luca, ale i ona, znalazła się w pułapce, którą Matteo z premedytacją zastawił na nich oboje. Luca stał nieruchomo, zaciśnięte pięści i spięte ciało. W jego oczach malował się gniew, ale również pewna desperacja. Czuł, że teraz muszą podjąć decyzje, które mogą ich zmienić na zawsze. Żadne z nich nie miało już żadnych złudzeń. „Matteo, dlaczego?” — zapytała Elena, chociaż sama znała odpowiedź. Zdrada była czymś, co ciążyło nad nimi od początku. Wystarczyło tylko czekać, by się ujawniła. Mimo to nadal nie mogła uwierzyć, że to wszystko stało się prawdą. Matteo spojrzał na nią, jego twarz była jak maska, pozbawiona jakichkolwiek emocji. „Dlaczego?” — powtórzył jej pytanie z uśmiechem, który miał w sobie coś mrocznego. „Bo wszystko w tej grze ma swój cel. Każdy ruch, każda decyzja, jest częścią większego planu. Ty, Elena, zawsze byłaś pionkiem, a Luca… Luca to tylko narzędzie, które wykorzystywałem. Tak jak ciebie, Luca.” Luca zaszedł krok do przodu, jakby gotów rzucić się na Matteo. Jego twarz była czerwona ze złości, a jego oddech gwałtownie przyspieszył. „Przestań, Matteo. To ty mnie zdradziłeś. To ty wciągnąłeś mnie w ten cały pieprzony plan, a teraz chcesz mi powiedzieć, że to była tylko gra?” Matteo wzruszył ramionami, jakby to, co mówił, było zupełnie naturalne. „Zgadza się. Gra. A w tej grze nie ma miejsca na słabości. Elena, byłaś jedynie środkiem do celu. A Luca… on jest teraz problemem. Wiesz o tym dobrze, prawda?” Elena poczuła, jak wszystko wokół niej się rozpada. Jej świat, w którym istniała jeszcze nadzieja, rozleciał się w pył. W oczach Matteo nie było miejsca na uczucia, tylko czysta kalkulacja. Dłonie Eleny drżały, a strach przeszył jej ciało. Nie miała już sił, by walczyć. Wiedziała, że w tej chwili nie ma żadnych zasad. „Więc to wszystko to była tylko manipulacja?” — zapytała, patrząc na niego z wielkim rozczarowaniem. „Wszystko, co było między nami?” Matteo zbliżył się do niej, jego twarz była pełna zimnej determinacji. „Tak, to była manipulacja. A teraz nie masz już nic, Elena. Ani przyszłości, ani miejsca w tej grze.” Spojrzał na Lucę, który nieustannie trzymał ręce w gotowości, jakby wiedział, że to jeszcze nie koniec. „Wiesz, co się stanie, jeśli nie dostaniesz się z powrotem do mojego świata, prawda?” Luca ruszył w stronę Matteo, nie wytrzymując już napięcia. W ułamku sekundy znalazł się tuż przed nim. Jego ruch był szybki i pełen wściekłości, ale Matteo, choć zachował spokój, zdążył go zatrzymać. „Nie.” Jego głos był tak zimny, że mógłby zabić. „Wiesz, że niczego nie osiągniesz, Luca. Będziesz musiał się z tym pogodzić.” Elena zrozumiała, że teraz stali w miejscu, w którym musieli wybrać między życiem a śmiercią. Musieli podjąć decyzję, która zdeterminuje, czy będą w stanie wyrwać się z tej sieci kłamstw i zdrad, czy pogrzebią siebie na zawsze. Luca odwrócił się w stronę Eleny. W jego oczach była determinacja, ale i smutek. W tej chwili zrozumiał, że już nigdy nie będzie mógł wrócić do tego, co było kiedyś. „Elena…” — zaczął, ale nie dokończył. W tym momencie z góry dobiegł odgłos kroków, które rozbrzmiewały w piwnicy z każdą sekundą. Ktoś nadchodził. Elena spojrzała na Lucę, a potem na Matteo, czując, jak serce bije jej coraz szybciej. Ich czas się kończył. „Szybko!” — zawołał Luca, łapiąc Elenę za rękę. Biegli w stronę tylnego wyjścia, ale wiedzieli, że nie będą mogli długo uciekać. Matteo znał wszystkie drogi, wszystkie schowane ścieżki. Z ich pułapki nie było wyjścia. „To jeszcze nie koniec” — powiedział Matteo, patrząc na ich plecy. Jego głos brzmiał jak wyrok. Elena nie mogła się oprzeć wrażeniu, że wszystko, czego dotknął Matteo, stawało się trucizną. A teraz to oni byli w tej pułapce, z której nie było wyjścia. Kiedy biegli, czuli, że nie mają gdzie się schować, nie mają dokąd uciekać. Noc, która ich otaczała, była nie tylko ciemna, ale i bezlitosna. „Luca, co teraz?” — zapytała Elena, łapiąc go za rękę, jakby to mogło dać jej choćby odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Luca spojrzał na nią, a potem na drogę przed nimi. W jego oczach była tylko jedna odpowiedź: walka do końca.

ROZDZIAŁ 10

Elena biegła za Lucą, czując, jak serce bije jej w piersi jak młot. Każdy oddech był płytki, a nogi niosły ją na skraju wyczerpania. Słyszała w oddali kroki Matteo, które stawały się coraz głośniejsze, coraz bardziej nieuchronne. Wiedziała, że jeśli nie znajdą wyjścia, to zostaną złapani. A Matteo, z jego chłodnym, obojętnym spojrzeniem, nie miał żadnych skrupułów. Luca nagle zwolnił, skręcając w boczną uliczkę, której nie widziała wcześniej. Przez chwilę stracili orientację, ale to tylko na moment. Kiedy spojrzała na niego, w jego oczach pojawiła się determinacja, ale także coś, czego nie potrafiła rozpoznać — zmęczenie? Rozczarowanie? „Luca, co robimy?” — zapytała, zmieniając kierunek, by nadążyć za nim. On zatrzymał się na chwilę, na moment odwracając głowę w stronę Eleny. Jego spojrzenie było pełne napięcia, jakby nie wiedział, czy ma jeszcze odpowiedź na jej pytanie. „Musimy zdobyć czas” — odpowiedział, nieco szorstko. „Musimy wyjść z tej gry. Na razie tylko to się liczy.” Zatrzymali się na krótką chwilę w cieniu, przyciszając oddech. Mimo że uliczka była pusta, nie mogli pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Elena czuła, jak coś w jej wnętrzu pęka, jak coś drży w jej sercu. Sytuacja była coraz bardziej beznadziejna. „Skąd masz pewność, że znajdziesz wyjście?” — zapytała, patrząc na niego, chociaż wiedziała, że nikt nie ma pewności w tej grze. Luca wzruszył ramionami, jakby ta sytuacja była już dla niego codziennością. „Znam ten świat, Elena. I wiem, że w tej chwili musimy trzymać się razem. Choćby nie wiem, co się stało, nie pozwolę ci odejść.” To powiedziawszy, pociągnął ją w stronę schodów prowadzących do piwnicy opuszczonego budynku. Gdy otworzył drzwi, cisza, która zapanowała, była przerażająca. W środku panował półmrok, a powietrze było gęste, jakby tłumione przez czas, który spędziło to miejsce. Elena zauważyła, że budynek był porzucony, niezdobiony niczym więcej niż kurzem i brudem. Było to miejsce, które nie miało już żadnych właścicieli. Tak samo jak ona. Tak samo jak Luca. „Tutaj będziemy bezpieczni na chwilę” — powiedział Luca, prowadząc ją w głąb budynku. „Ale tylko na chwilę.” Elena poczuła, jak jej serce zaczyna bić mocniej. Wiedziała, że ich czas się kończy. Tak samo jak to miejsce, w którym się schowali. Po prostu kolejna pułapka. Zanim miała szansę zareagować, usłyszeli coś. Ktoś zbliżał się do drzwi wejściowych. Elena stanęła nieruchomo, a Luca rzucił jej jedno szybkie spojrzenie, jakby nakazywało jej milczenie. „Matteo” — wyszeptała Elena, zdając sobie sprawę, że nie mają już żadnej szansy na ucieczkę. Luca skinął głową. Jego twarz wykrzywiła się w gniewie. „Nie możemy dać mu tej satysfakcji” — powiedział wściekle. „Musimy walczyć.” Elena miała wrażenie, że cała ta sytuacja staje się coraz bardziej surrealistyczna. Życie, które wcześniej wydawało się tak proste, teraz stało się walką o przetrwanie. Oparła ręce o zimną ścianę, starając się złapać oddech. „Luca, co jeśli to koniec? Co jeśli nie uda się uciec?” — zapytała, czując, jak łzy napływają jej do oczu. To była gra, której nie rozumiała do końca, a teraz była jej częścią, nie mając wyboru. Luca zbliżył się do niej i złapał jej twarz w dłonie. Jego oczy patrzyły na nią intensywnie, jakby próbował przekazać jej coś ważnego, coś, czego nie dało się wypowiedzieć słowami. „Jeśli to koniec, to będziemy walczyć do ostatniego oddechu. Ale nie poddamy się, Elena. Ty i ja… To nie jest koniec.” Dźwięk kroków stał się wyraźniejszy. Matteo nie zamierzał im odpuścić. Elena spojrzała na Lucę, a potem na drzwi. Wiedziała, że nie będą mieli dużo czasu. Nagle drzwi do piwnicy otworzyły się z hukiem. W progu stanął Matteo, ale nie był sam. Obok niego, w ciemności, stała postać, której Elena nie rozpoznała. Wysoki mężczyzna, w eleganckim garniturze, trzymający w ręku pistolet. „Skończyliście” — powiedział Matteo, a jego głos brzmiał tak pewnie, że serce Eleny na moment zamarło. „Nie ma już ucieczki.” Luca stawał naprzeciw niego, zaciśniętymi pięściami, gotowy do walki. „Zawsze jest wyjście” — odpowiedział w końcu Luca, a jego głos miał w sobie więcej wściekłości niż kiedykolwiek wcześniej. „Będziemy walczyć.” Matteo uśmiechnął się chłodno, jakby już wiedział, jak ta gra się skończy. „Pojedynek?” — zapytał, jakby traktował to jako zwykłą formalność. „A może po prostu załatwimy to teraz?” Elena poczuła, jak jej serce bije jeszcze szybciej. Wiedziała, że już nie ma odwrotu. To była ta chwila. Walka o życie. Wszystko, co miała, zależało teraz od decyzji Luci.

ROZDZIAŁ 11

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 47.25
drukowana A5
za 62.33