E-book
22.05
drukowana A5
34.67
W pułapce wspomnień

Bezpłatny fragment - W pułapce wspomnień


4
Objętość:
159 str.
ISBN:
978-83-8245-435-2
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 34.67

Staliśmy przed wielkim i ozdobionym na każdym kroku kościołem. Ja i moja kochana Jane. Mieliśmy brać ślub. Pogoda była idealna. Świeciło słońce, a ptaki latały na niebie i wesoło ćwierkały. Jane uśmiechała się do mnie i mocno trzymała mnie za rękę. Jej uśmiech był dla mnie ukojeniem, w białej sukni wyglądała, jak anioł. Byłem bardzo szczęśliwy i pragnąłem, by ta chwila nigdy nie minęła. Nagle usłyszałem potężny huk. Kościół się zatrzasnł, a wszyscy padli na kolana. Zamknąłem oczy z przerażenia, a gdy je z powrotem otworzyłem, byłem sam. Nikogo przy mnie nie było, ani Jane, ani gości. Szukałem ich na zewnątrz, ale na próżno. W końcu wszedłem do kościoła i zobaczyłem Jane. Zamarłem. Była przykuta do wielkiego krzyża, obok ukrzyżowanego Jezusa. Z jej oczu, tak jak z oczu Boga, spływała krew.

Obudziłem się z przeogromnym bólem głowy, który promieniował aż do pleców. Oczy mnie piekły, a w uszach szumiało. Cały byłem zlany potem i jeszcze roztrzęsiony. Gdy się uspokoiłem i wyszedłem ze stanu przerażenia, usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Pierwszy raz widziałem to miejsce na oczy. Pomieszczenie było małe i jasne. W rogu stała wysoka szafa a obok niej drewniane stare krzesło. Drzwi nie miały klamki i wyglądały na bardzo solidne. Obok nich wisiała tabliczka z moim imieniem oraz nazwiskiem. Ściany przybrały odcień brudnej bieli, ale nie wiem czy ten efekt był zamierzony. Nie miałem pojęcia, co tu robię, ani jak się tu znalazłem. Stanąłem na zimne zielone kafelki i boso podszedłem do okna. Na zewnątrz ujrzałem park z ławkami i elegancką, kamienną fontanną, która chyba od dawna nie działała, bo na jednej z ozdobnych postaci jakiś ptak zrobił sobie gniazdo. Nie było tam żadnych ludzi. Podszedłem do szafy i ją otworzyłem, ale i ona okazała się być pusta. Oddech mi znacznie przyśpieszył, a serce zdawało się szybciej bić. Szybszym krokiem ruszyłem do drzwi i zacząłem w nie walić.

— Halo! Jest tu kto? Pomocy! — Zdenerwowany i wystraszony odsunąłem się od drzwi z nadzieją, że ktoś zaraz przyjdzie.

I faktycznie tak było. Usłyszałem stukot obcasów za drzwiami, a chwilę potem dźwięk, towarzyszący przekręceniu klucza w drzwiach. Cofnąłem się aż po samo okno i czekałem. Drzwi ciężko się otworzyły i do pokoju weszła starsza kobieta. Wyglądała, jak aktorka z zagranicznego serialu. Miała na sobie piwny, rozpięty płaszcz, siwą koszulę pod spodem i obcisłe, czarne spodnie z wieloma, kolorowymi kwiatami na nich. Nie była gruba ani chuda, raczej coś pomiędzy. Jej pomarańczowe włosy, ze srebrnymi odrostami, delikatnie opadały na ramiona. Zamknęła za sobą drzwi, a mnie zdziwiło, że zrobiła to z wielką łatwością. Drzwi wyglądały przecież, jakby ważyły tonę.

Odwróciła się do mnie i sztucznie uśmiechnęła, nie pokazując zębów. Wtedy dostrzegłem, że jej twarz jest pokryta mnóstwem zmarszczek.

— Witaj Thom. Jak się spało? — zapytała i wpatrywała się we mnie uważnie.

— Bywało lepiej. Kim pani jest? — Zapytałem, bo kobieta wydawała mi się dziwnie znajoma, tak jakbym ją już kiedyś widział.

— Nazywam się Rebecca Clarke, i jestem twoim lekarzem, Thom.- odpowiedziała spokojnie, ale takim tonem, jakby to było oczywiste dla nas obojga.

W mojej głowie zawrzało. Jakim lekarzem? Nigdy na nic nie chorowałem i nie umawiałem się z nią na żadne spotkania.

Kobieta chyba poznała po mojej minie, że nie mam pojęcia, o co jej chodzi. Uśmiechnęła się, jakby sama do siebie i opuściła głowę, przyglądając się swoim butom. Po chwili odetchnęła, zdjęła swój płaszcz, i równo ułożyłem go na łóżku na którym spałem. Zabrała krzesło i przystawiła je obok drzwi, siadając na nim. Gestem ręki wskazała, bym zrobił to samo, więc usiadłem na końcu łóżka, zachowując bezpieczną odległość.

— Widzę, że lepiej z twoją świadomością. Wczoraj ledwo co przypomniałeś sobie, jak się nazywasz- powiedziała i założyła nogę na nogę, lekko machając stopą. Palce rąk miała skrzyżowane.

— Gdzie jestem? — zapytałem, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.

— Mówiłam ci już, ale powtórzę jeszcze raz. Jesteś w szpitalu psychiatrycznym dla ciężko chorych — oblizała dolną wargę.

— Bardzo przepraszam, ale to musi być pomyłka — zaśmiałem się nerwowo- nie jestem na nic chory i czujęsię znakomicie.- skłamałem i starałem się nie myśleć o bólu głowy.

— Jeszcze zdążymy to przedyskutować, a teraz, jeśli nie masz więcej pytań, udam się do biura, przygotować papiery, ale cieszy mnie, że czujesz się już lepiej — Kobieta wstała i chwyciła swój płaszcz, odwracając się do drzwi.

— Chwileczkę, mam całe mnóstwo pytań, możemy jeszcze chwilę porozmawiać? — Ja również wstałem.

— Niestety, dzisiaj wpadłam tylko zobaczyć, jak się czujesz, porozmawiamy innym razem.- Powiedziała, a kącik jej ust lekko drgnął.

— Zdecydowanie nalegam.- Wpatrywałem się w nią ostro.

Kobieta rzuciła mi równie groźne spojrzenie, lecz po chwili, jak gdyby nigdy nic, jej twarz się rozluźniła i pojawił się znów nieszczery uśmiech.

— Jutro.- rzekła spokojnie i zapukała do drzwi. Zaraz potem otworzyły się i pani doktor wyszła.

Kiedy drzwi były uchylone, dostrzegłem bardzo dobrze zbudowanego mężczyznę w czarnym ubraniu. To on musiał otworzyć drzwi. Robił za ochronę tej kobiety, czy pilnował mnie?

Drzwi zatrzasnęły się i znów zostałem sam, nadal nie wiedząc co tu robię. Biłem się z myślami. Nie zapytałem, o nic, co by mi wyjaśniło, o co chodzi. Dlaczego tak szybko wyszła?

Podszedłem do okna i oparłem ręce o parapet. Był przyjemnie zimny. Patrzyłem na drzewa, jak wiatr delikatnie muskał liście na ich koronach. Przypomniałem sobie mój sen, znów zamarłem. Moja Jane. Czy ona wie, że tu jestem? Gdzie jest teraz? Byłem strasznie zły na siebie, że pozwoliłem jej tak szybko wyjść i niczego się nie dowiedziałem. Podszedłem znów do drzwi i zapukałem w nie.

— Halo! Jest tam kto? Chcę porozmawiać.- wołałem i czekałem na odpowiedź. Na próżno, nikt się nie odezwał. Waliłem w drzwi tak długo, aż ręce mi zdrętwiały od uderzeń. Byłem coraz bardziej zdenerwowany i przerażony. Usiadłem na łóżku, które było tak twarde, jak te drzwi. Siedziałem, myśląc o tym wszystkim, co się wydarzyło. Myślałem także o mojej ukochanej. Co u niej, i czy jest cała i zdrowa.

Kiedy byłem pogrążony we wspomnieniach, poczułem, jak po policzku spływa mi łza.

Nie mogłem sobie również przypomnieć wczorajszego dnia. Rebecca mówiła, że byłem niczego nieświadomy, ale moja dziura w pamięci sięga znacznie głębiej.

Na dworze słońce zaczęło się już chować. Czerwone światło wpadało przez okno i malowało białe ściany. Miałem właśnie wstać, by zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz, gdy usłyszałem szczęk kluczy w zamku. Gwałtownie odwróciłem głowę i przyglądałem się drzwiom, czekając, aż ktoś się w nich pojawi.

— Proszę odsunąć się od drzwi! — zawołał kobiecy głos, ale nie był to głos Rebekki.

Nie mogłem się już dalej odsunąć, ponieważ moje plecy dotykały parapetu, zanim wydała polecenie, bym się odsunął od wejścia. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła młoda kobieta w białym fartuchu i z białą przepaską w blond włosach. Była bardzo niska i szczupła. Wyglądała, jak nastolatka. W rekach trzymała tace, na której stał talerz z zupą i leżały dwie kromki chleba. Wtedy uświadomiłem sobie, że jestem potwornie głodny. Zamknęła drzwi i postawiła tackę na krześle.

— Jedz- powiedziała, pierwszy raz na mnie spoglądając. W jej głosie wyczułem lekkie drżenie.

Niepewnie podszedłem do krzesła i zabrałem tackę, siadając na łóżku. Wziąłem pierwszy kęs i od razu wiedziałem, że ktoś lubi przesadzać z solą, ale oczywiście nie wspomniałem o tym głośno.

— Kim pani jest? — Zjadłem koleją łyżkę zupy.

— Proszę jeść. Kiedy pan skończy, pójdziemy do łazienki, by się pan odświeżył.- Pociągnęła nosem i otrzepała swój fartuch, który, jak się przyjrzałem, był za duży, bo zwisał miejscami na drobnym ciele kobiety.

— A może, pani mi powie, dlaczego tu jestem i jak się tu znalazłem? — zapytałem z nadzieją, że czegoś się dowiem.

— Nie wolno mi rozmawiać z pacjentami- odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc. Serce znów mi przyśpieszyło. Uśmiechnąłem się do siebie z rozdrażnienia.

— Niech mi pani powie co się dzieje! — krzyknąłem, wstając. Już nie mogłem wytrzymać. — Zamknęliście mnie nie wiadomo gdzie i jak. Chce porozmawiać z Jane.- Podszedłem bliżej do kobiety i zobaczyłem na jej twarzy po raz pierwszy wymalowaną emocję. To był strach, bała się mnie. Poczułem zmieszanie, ale gniew był bardziej wyraźny.

— Dajcie mi telefon, i to w tej chwili.- rozkazałem kobiecie, której ręce zaczęły się trząść.

— Niech pan się uspokoi i skończy posiłek, nie mogę panu pomóc.- Powiedziała bardzo spokojnym głosem, co nie współgrało z tym, co przekazywała mowa jej ciała.

Byłem tak zły, że odwracając się od kobiety, uderzyłem pięścią w drzwi, na których pojawiła się stróżka czerwonej krwi. Poczułem lekkie szczypanie na kostkach w dłoni. Nim na nią spojrzałem ponownie, drzwi się otworzyły i wpadł przez nie ochroniarz, którego widziałem już wcześniej. Potężny mężczyzna, ubrany cały na czarno, mknął w moim kierunku. Zdążyłem zobaczyć tylko czarną cienką rurkę, wysuwającą mu się z ręki i ogarnął mnie przeogromny ból zaraz obok skroni. Upadłem na kafelki, oszołomiony piskiem w uchu po stronie uderzenia. Fala gorąca zalała mi twarz. Zakręciło mi się w głowie. Kiedy chciałem się podnieść spojrzałem na mężczyznę i jedyne co zobaczyłem to ręka lecąca w stronę mojej głowy. Potem była tylko ciemność.

Obudziła mnie fala zimna lodowatej wody, lecącej z ogromnym ciśnieniem na moje plecy. Szybko oprzytomniałem, lecz nadal czułem ból na twarzy.

Stałem całkiem nagi pod ścianą, teraz woda leciała na moją głowę. Brązowe włosy przylepiły mi się do czoła. Przede mną znajdował się kurek regulujący pracę wody, lecz, gdy chciałem do niego sięgnąć, spostrzegłem, że ręce mam przykute do ściany. Nachyliłem się i zębami przekręciłem zawór. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w najzwyklejszej łazience. Stały tutaj toalety, pisuary oraz było tu kilka miejsc do kąpieli. Przypięty byłem do kurka od prysznica przy jednym z nich. Cały drżałem z zimna, skóra wręcz mnie od niego piekła.

— Umyłeś się już? — zabrzmiał rozbawiony głos mężczyzny. Do łazienki wszedł ochroniarz.- Nie za zimna? — zaśmiał się głośno.

Podszedł do mnie i wyjął z kieszeni kluczyk, którym otworzył kajdanki. Stałem, jak wryty, zupełnie zapominając, że nie mam na sobie ubrań. Poczułem jego tanie perfumy. Śledziłem go wzrokiem, kiedy szedł w stronę wyjścia. Schylił się i zza drzwi wyciągnął ubranie, które zawiesił na klamce.

— Ubieraj się- teraz jego ton brzmiał złowrogo, a jego usta już się nie uśmiechały.

Kiedy wyszedł, od razu złapałem za ubranie. Były to białe spodnie i koszulka w tym samym kolorze. Ubrałem je ale nie wiele mi to pomogło w ogrzaniu się.

Kiedy wyszliśmy z łazienki, ochroniarz prowadził mnie długimi korytarzami. Wszędzie były drzwi, które, jak się domyśliłem, prowadziły do innych pokoi dla pacjentów. Korytarz się skończył, a przed nami pojawiły się schody. Weszliśmy dwa pietra wyżej, jak się okazało, znaleźliśmy się na samej górze budynku. Znów szliśmy przez korytarz. W jego połowie ochroniarz się zatrzymał i wyciągnął klucz. To był mój pokój. Ostanie drzwi na środku korytarza. Wsadził klucz do zamka i przekręcił mocno dwa razy.

— Wchodź- Powiedział z kamienną twarzą, i znacząco oparł rękę o pas, gdzie wisiała rurka, którą miałem okazję już poznać.

W ciszy wszedłem do pokoju, chociaż bardziej pasowałoby tutaj określenie,,cela’’. Gdy tylko przekroczyłem próg, drzwi zatrzasnęły się, uwalniając lekki wietrzyk, który oplótł mnie w pasie. Na dworze była już noc. Księżyc w pełni oświetlał wszystko niczym lampa.

Nie wiedziałem, która jest godzina, na pewno było już bardzo późno, bo oczy piekły mnie ze zmęczenia. Mimo to, nadal nie mogłem zasnąć. Wciąż rozmyślałem, o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. W żołądku przewracało mi się na myśl, że ktoś nazywa mnie,,pacjentem’’, w dodatku, szpitala psychiatrycznego.

Nie mogłem uwierzyć, w to wszystko. Byłem zamknięty nawet dokładnie nie wiem gdzie. W dodatku, nie pamiętałem nic na dwa tygodnie wstecz, nim się tu obudziłem. Moja Jane została sama i pewnie odchodzi od zmysłów, gdzie jestem i jak się czuje. Ja martwiłem się, o to samo. Miałem nadzieję, że wkrótce z nią porozmawiam i wszystko się wyjaśni. Przez chwilę miałem myśl, że Jane jednak wie, gdzie się znajduję a ja faktycznie jestem chory, ale szybko wypędziłem tę myśl z głowy. Nigdy nie zostawiłaby mnie samego.

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi. Poderwałem się i usiadłem na łóżku. W pokoju stała kobieta, ale nie była to ta sama pielęgniarka, co wczoraj. Była znacznie wyższa, z czarnymi włosami, spiętymi w kucyk. Mogła mieć około czterdziestu lat.

— Dzień dobry. Przyszłam dostarczyć panu dzisiejsze leki.- Uśmiechnęła się szybko i podała mi dwa kubki. Wziąłem je od niej i spojrzałem do środka. W jednym była zwykła woda, a w drugim było pięć, różnej wielkości tabletek.

— Nie chcę ich, jestem zdrowy, bardzo dziękuję.- podałem jej kubki, ale ona nawet nie drgnęła. Patrzyła mi w oczy, z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Proszę je połknąć, bo w przeciwnym wypadku wdrożymy postępowania, mające na celu zachęcić pana do przyjęcia leków.- znacząco machnęła głową w kierunku drzwi, gdzie, zapewne, czekał na nią ochroniarz.

— To niech pani przynajmniej mi powie, co to za leki- czułem jak złość znów mnie ogarnia.- Nie połknę czegoś, czego nie znam.

— Spokojnie proszę pana, to witaminy i tabletki, wspomagające prace mózgu. Zostały panu zapisane, z dniem kiedy wróciła panu świadomość.- widziałem, że zmusza się, by to, co mówiła, brzmiało bardzo przyjacielsko.- nie ma się czego obawiać, tutaj jest pan bezpieczny.

Nie uwierzyłem w ani jedno jej słowo. Mimo to, postanowiłem połknąć lekarstwa. Przechyliłem kubek z tabletkami i wysypałem zawartość do buzi. Popiłem wodą i oddałem jej kubki. Starałem się nie myśleć, o tym, co łykam.

— Proszę szeroko otworzyć buzię i wystawić język.- zaskoczyła mnie tym, ale wykonałem jej polecenie. Nachyliła się nade mną i zajrzała do buzi.

— Język do góry- powiedziała, nie przestając wyszukiwać niepołkniętych tabletek. Zrobiłem to, co kazała.- Bardzo dziękuję.- wyprostowała się- proszę przygotować się do śniadania.- powiedziała i zapukała w drzwi. Mężczyzna je otworzył i pielęgniarka wyszła.

Głowiłem się nad tym, co połknąłem. A jeśli to faktycznie były witaminy? Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć, ale rozsądek podpowiadał mi, że lepiej było tego nie brać.

Przeczesałem włosy ręką i przetarłem twarz. Nie wiedziałem, kiedy zasnąłem, ale byłem pewien, że gdybym teraz znów się położył, zasnąłbym natychmiast.

Wyglądałem przez okno. Drzewa stały nieruchomo. Żaden liść nawet nie drgnął. Miałem wrażenie, żeod odwiedzin kobiety minęło kilka godzin, a w rzeczywistości upłynęło zaledwie piętnaście minut.

Usłyszałem przekręcający się klucz w zamku. Ta sama pielęgniarka weszła i postawiła tacę z kanapkami na krześle i bez słowa wyszła. Podszedłem i wziąłem chleb. Był z serem. Nie przepadałem za wytworami mlecznymi, ale nie wiedziałem, kiedy dostanę następny posiłek. Jedząc, myślałem o tym, jak dobrze by było zapić to herbatą, jak w domu. Znowu moje myśli powędrowały do Jane. Tak bardzo za nią tęskniłem, pragnąłem znów poczuć jej zapach oraz jej rękę w mojej dłoni.

W mgnieniu oka zjadłem dwie kanapki, ale nie zaspokoiły one moich potrzeb żywieniowych, wiec teraz tylko siedziałem przed pustą tacką, pogrążony we wspomnieniach. Oczy coraz bardziej mi ciążyły. Przetarłem je ręką, ale nie pomogło mi to oprzytomnieć. Po chwili miałem wrażenie, że pokój się ode mnie oddala, ale ja nadal siedziałem na łóżku. Zamrugałem energicznie. Nic się nie zmieniło. Serce zabiło mi szybciej, bo powiązałem swój stan z tabletkami, które wcześniej połknąłem. Chciałem podejść do okna, ale nim się podniosłem, zasnąłem.

Po raz kolejny obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Leżałem i powoli przyzwyczajałem oczy do jasności.

— Myślałam, że już dzisiaj się nie obudzisz.- Poderwałem się i zacisnąłem zęby z bólu. Głowa mi pękała. Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem, że na krześle obok łóżka siedzi Rebecca.

— Podaliście mi tabletki nasenne? — zapytałem z oburzeniem, siadając na krawędzi łóżka.

— Tak, musiałeś odpocząć.- kobieta otworzyła wielki notes w zielonej okładce.- wiesz jak się nazywasz?

— Thom Evans.- powiedziałem z wyrzutem, zły o oszustwo w sprawie tabletek.

— Ile masz lat?

— Dwadzieścia osiem.

— Gdzie jesteś?

— W szpitalu- odpowiedziałem niechętnie.

— Brawo, nareszcie załapałeś.- odpowiedziała lekarka i uśmiechnęła się, ukazując bardzo białe i równe zęby. Nie zmieniało to faktu, że uśmiech nadal nie był szczery. Postanowiłem to ignorować.

— Czy teraz możemy porozmawiać? — zapytałem, a w moim głosie dało się usłyszeć nutkę błagania, co bardzo chciałem ukryć.

— Tak, dzisiaj mam więcej czasu- Rebecca poprawiła się na krześle — powiedz mi Thom jak, się dzisiaj czujesz?

— Dobrze. Dlaczego tu jestem? — Zapytałem

— A jak twoja głowa? — Kobieta zignorowała moje pytanie, go w ogóle nie zadał. Popatrzyła na mnie tak, jakby wiedziała o moim cierpieniu.

— Boli, skąd pani wie? — nie wiedziałem jak zareagować, przecież nie dałem po sobie poznać, że coś jest nie tak.

— Mam dar przenikliwości- uśmiechnęła się do siebie.- Jak minęła noc? — zapytała i czekała na odpowiedź z długopisem w ręce.

— Gdy sypiałem w domu, mijały mi lepiej. Jak długo już tu jestem? — miałem nadzieję, że teraz udzieli mi odpowiedzi. Ale się myliłem. Znów zapisała notatkę i zapytała o to, czy kiedyś cierpiałem na bezsenność. Czułem, jak złość znów wzbiera we mnie na sile.

— Pani doktor, czy mogę zadać pani jakiekolwiek pytanie?! — niemal krzyknąłem. Złapałem się za głowę i poczochrałem się po włosach.

— Proszę się uspokoić.- powiedziała ostrym a zarazem spokojnym tonem.

— Przepraszam- tylko to mi się nasunęło na myśl, ale w głębi duszy nie chciałem jej przepraszać.- mogę? — zapytałem już spokojniej.

— Pytaj- odpowiedziała krótko, i założyła nogę na nogę.

— To jest pomyłka, proszę pani, wielka i beznadziejna pomyłka. Jestem zdrowy, przecież pani widzi, że nic mi nie dolega. Chciałbym zapytać, czy dostanę telefon? — Starałem się uspokoić, by mój głos nie drżał.

— Jeśli mogę spytać, do kogo zadzwonisz? — Przekrzywiła głowę na bok.

— Do mojej narzeczonej Jane. Ona wszystko załatwi, potwierdzi, że nic mi nie jest i mnie stąd zabierze.- Tym razem to ja uśmiechnąłem się sztucznie. Kobieta spojrzała na mnie prawie ze smutkiem. Przyglądała mi się dłuższą chwilę, przygryzając dolną wargę. Nie wiedziałem, skąd takie zachowanie.

— Czyli nadal nic nie pamiętasz? — zapytała i opuściła zeszyt.- Thom, Jane nie żyje. To ty ją zabiłeś, i to właśnie, dlatego tu jesteś…


Momentalnie utraciłem czucie w całym ciele. Uczucie gorąca rozpalało mnie od środka. Siedziałem i z otępieniem gapiłem się w zielone oczy pani doktor.

— Słucham? — Tylko tyle mogłem z siebie wydusić, ale tak naprawdę nie chciałem tego słyszeć ponownie. Modliłem się w duchu, by tego nie powtórzyła.

— Tak Thom, zabiłeś Jane, w waszym własnym domu.- Powiedziała Rebecca i znów podniosła zeszyt, by sporządzić notatkę.

— Nie prawda- wyszeptałem.

— Mów głośniej Thom, nie słyszę cię.- Kobieta szybko na mnie spojrzała i zaraz potem znów pisała w zeszycie. Miałem w sobie tyle odmiennych emocji, że nie wiedziałem, która dominuje nad pozostałymi.

— Powiedziałem, że to nie prawda.- Chciałem, by mój głos zabrzmiał groźnie i odważnie, a wymówiłem to tak, jakbym zaraz miał się rozpłakać. W ustach zabrakło mi śliny, a wielka gula w gardle blokowała przepływ powietrza.- Pamiętałbym! — krzyknąłem, zrywając się z łóżka i podchodząc do okna. Oparłem ręce o parapet, i próbowałem się uspokoić.

— Dobrze wiesz, że nie pamiętasz nic, wydarzyło się w ostatnim czasie. Pewnie głowisz się, dlaczego. Wyjaśnię ci. Pod wpływem ogromnego stresu, wywołanego oczywiście morderstwem, do twojego mózgu zaczęły przedostawać się cząsteczki kortyzolu, które uszkadzają strukturę w nim, odpowiedzialną za zapamiętywanie. Dlatego nie pamiętasz, co zrobiłeś.- Wyrecytowała jakby miała gdzieś to napisane. Zapadło milczenie.

Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że cała szczęka boli mnie od zaciskania zębów, by powstrzymać płacz. Jak widać, nie poskutkowało, bo na moich policzkach była niemal wyryta ścieżka, którą płynęły łzy. Nie odezwałem się ani słowem.

Panowała cisza, słychać było tylko skrobanie długopisem na kartce. Po dłuższej chwili Rebecca przerwała milczenie, wstając. Podeszła do mnie i złapała za ramię, odwracając mnie lekko do siebie. Spojrzałem na nią niechętnie.

— Moje zadanie polega na tym, by pomóc ci to wszystko sobie przypomnieć, a gdy to się stanie, uchronić cię przed samym sobą- Patrzyła mi głęboko w oczy, nie odrywając ręki od mojego ramienia.- Pomogę ci przez to wszystko przejść. Zobaczymy się później, Thom.- Jeszcze chwilę wpatrywała się w moje oczy, po czym wyszła, a ja znów zostałem sam.

Nie mogłem się ruszyć. Stałem zapatrzony w drzwi. Mogę przysiąc, że słyszałem, jak łzy rozbijały się o podłogę. Krople mojej duszy, które skrywały szczęcie, właśnie głaskały moje blade policzki. Pokręciłem głową, a z mojego gardła wyrwał się okrzyk złości i przeogromnego smutku. Upadłem na kolana i zanosiłem się płaczem, jak małe dziecko.

Nie wiem ile czasu minęło, ale ja wciąż tkwiłem na podłodze, tyle tylko, że już nie płakałem. Teraz tylko myślałem i starałem się sobie przypomnieć, co zaszło. Z jednej strony byłem pewny, że nikogo nie kochałem bardziej od Jane i nigdy w życiu nie zrobiłbym jej nic złego, ale z drugiej strony, to by wyjaśniało mój pobyt tutaj. Naszły mnie mdłości na samą myśl o tym. Byłem zdruzgotany, ale mimo to postanowiłem nie tracić nadziei, na to że Jane jest cała i zdrowa dopóki nie przypomnę sobie co zaszło. Wstałem z podłogi. Moje nogi zadrżały. Z bólem podszedłem do łóżka i zrzuciłem z niego sztywną kołdrę. Wdrapałem się na nie i położyłem twarzą do ściany. Łzy zaczęły mimowolnie spływać mi po policzku.

Wspominałem dzień, kiedy moja mam zawołała mnie do siebie w czasie odwiedzin i razem udaliśmy się do jej pokoju. Otwierała kolejne szafki w poszukiwaniu czegoś bardzo dobrze ukrytego. Stałem i czekałem z niecierpliwością, co to może być. Kiedy zobaczyłem uśmiech na jej twarzy, wiedziałem, że to znalazła. Odwróciła się do mnie, a w rękach trzymała małą, złotą broszkę w kształcie ważki. Jej skrzydełka mieniły się w przeróżnych kolorach. Sześć brylancików otoczonych złotymi obramówkami skrzydeł, wyglądały przepięknie. Mama powiedziała, że to prezent, który dostała od mojego taty. Wręczyła mi ją i powiedziała, bym i ja ją podarował kobiecie życia. Bez zastanowienia, pewnego słonecznego dnia, podarowałem ją Jane. Była tak szczęśliwa.

Minuty ciągnęły się niemiłosiernie, a za oknem pogoda się zmieniała, tak jakby chciała odwzorować mój nastrój. Nadciągały ciemne chmury, a wiatr zrywał się, nie wiadomo skąd. Na oknie widniały już rozciągnięte krople deszczu. Miałem wrażenie, że minął już cały dzień, a tak naprawdę nie było jeszcze pory obiadowej.

Kiedy byłem myślami gdzie indziej, drzwi pokoju znów się otworzyły, wyrywając mnie z zamyślenia. Znów ujrzałem Rebecce. Wyglądała jak zwykle bardzo elegancko. Jej czarna koszula z długim rękawem idealnie współgrała z pomarańczowymi spodniami i włosami w tym samym kolorze. Kobieta weszła do środka i, o dziwo, ochroniarz nie zamknął drzwi.

— Chodź Thom.- Rzuciła krótko i się odwróciła, gotowa wyjść.

— Gdzie mamy iść? — wstałem powoli z łóżka i zrobiłem krok w stronę drzwi.

— Do mojego gabinetu. Tam będziemy pracowali nad twoimi wspomnieniami.- Głowę miała odwróconą w moją stronę, ale nadal szła do drzwi.

Poszedłem za nią. Minąłem mężczyznę, który sprawiał wrażenie, że mnie nie widzi. Zostałem przez niego zignorowany, co raczej budziło we mnie pozytywne emocje.

Ruszyliśmy korytarzem ku schodom. Nic się tutaj nie zmieniło, te same szare ściany i pełno drzwi dookoła. Zeszliśmy schodami aż na sam dół. Pierwsza szła Rebecca, ja za nią, a ochroniarz niemal deptał mi po piętach. Przeszliśmy przez duże szklane drzwi, wchodząc do holu. Połowę przestrzeni zajęła ogromna recepcja, a raczej coś co wyglądało jak ona. Pod ścianami poustawiane były krzesła z poduszką na siedzeniach, a na suficie wisiał ogromny żyrandol z mnóstwem pajęczyn. Ściany tutaj przybrały kolor bladej limonki. Gdzie niegdzie widać było odpryski i zacieki.

Skręciliśmy w prawo, wchodząc w jeszcze jeden korytarz, gdzie znajdowało się tylko jedno wejście.

— No i jesteśmy- Rebecca otworzyła drzwi i gestem ręki kazała mi do niego wejść. Tak też zrobiłem- Poradzimy już sobie Frank, dziękuję.- usłyszałem zamknięcie drzwi.

W pokoju było bardzo jasno, nawet przy paskudnej pogodzie. Pomieszczenie nie było przesadnie duże, wszystko zdawało się mieć tutaj swoje miejsce. Gościł tutaj elegancki styl Rebekki. Na środku stało drewniane biurko, na którym były równo poukładane papiery. Przy ścianach ustawione były szafki z przeróżnymi książkami. Światło do pomieszczenia wpuszczało wielkie okno za biurkiem. Po mojej lewej stronie były dwa fotele i mały stolik w kolorze pomarańczowym.

Rebecca weszła w głąb pokoju i otworzyła jedną z szafek, wyciągając z niej kapcie. Wróciła do mnie i położyła je przede mną na brązowo żółtym dywanie. Włożyłem je. O dziwo, pasowały idealnie.

— Usiądź proszę na fotelu- spojrzała na mnie- już do ciebie dołączam.- powiedziała i kucnęła za biurkiem, znikając mi z pola widzenia. Usiadłem i jeszcze raz rozglądnąłem się po pokoju. Na ścianie dostrzegłem jakiś certyfikat, ale byłem za daleko, by przeczytać, co jest na nim napisane.

— Jak się czujesz Thom? — Zapytała i wynurzyła się spod biurka. W ręku trzymała małą drewnianą konstrukcję z zaczepionymi na niej czterema srebrnymi kulkami. Podeszła i zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Wahadło postawiła na stoliku przede mną.

— Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć- odparłem- nic nie pamiętam.- pokręciłem głową, patrząc na kapcie, które dostałem.

— Wiem, że ci jest naprawdę ciężko to zaakceptować, ale możesz być pewny, że nie jestem twoim wrogiem. Jestem tu, by ci pomóc i możesz mi zaufać.- powiedziała, spokojnie kręcąc na palcu swoim złotym pierścionkiem.

— Dlaczego jej to zrobiłem? — Teraz spojrzałem jej w oczy i czekałem na odpowiedź.

— Motyw jest nam jeszcze nie znany. O całej reszcie wiem i ty też się o tym dowiesz. Zaczynamy? — Rebecca nie oczekiwała odpowiedzi. Nachyliła się nad przedmiotem, stojącym na stole i lekko pociągnęła za jedną kulę, odciągając ją w bok a następnie puszczając. Odbijała się raz ona, a raz ostatnia z nich, tworząc dziwną melodię.

— Skup się Thom, staraj się oddychać głęboko i oczyścić głowę ze wszystkich myśli. Będziesz myślał tylko o tym, co ci powiem, starając się przypomnieć sobie dzień, w którym zabiłeś Jane.- Powiedziała bardzo spokojnie i bez emocji.

Poczułem lekkie ukłucie w sercu na słowa pani doktor. Kiwnąłem lekko głową, śledząc ruchy kulek, opierając się przy tym o oparcie fotela.

— Przypomnij sobie Jane. Jej uśmiech, to, w co lubiła się ubierać, przypomnij sobie jej głos.- Cały ten obraz był u mnie w głowie, kącik moich ust lekko ukształtował się w uśmiech.

— Jest taka śliczna- zaśmiałem się nerwowo, nie odrywając oczu od metalowych kul. Ich dźwięk mnie uspokajał.

— Tak, dobrze — widziałem przez wahadło, że Rebecca otwiera swój notes.- Musisz skupić się na dniu, o którym nie chcesz pamiętać. 18 lipca Thom, wróć do niego.

Starałem się stworzyć obraz w głowie, przywołać ten dzień, ale widziałem tylko ciemność. Kręciłem głową, mrużąc oczy.

— Powoli, nie ma pośpiechu. To był słoneczny dzień, Thom, słońce mocno prażyło, a ciebie nie było w domu, prawda? Gdzieś pojechałeś. Przypominasz sobie? -zapytała Rebecca i chyba na mnie spojrzała.

— Nie.- Odpowiedziałem. Czułem narastającą frustrację, ale dźwięk wahadła ciągle mnie uspokajał, nie pozwalał mi się denerwować. Złe emocje opadały zaraz po tym jak się pojawiły.

— Słońce, czyste niebo i ty w samochodzie- ciągnęła kobieta.- pełno ludzi na ulicach, a ty gdzieś byłeś. Przypomnij sobie, gdzie.- Rebecca złapała jedną z kul i odbiła ją mocniej, nadając jej większą moc uderzenia.

Skupiłem się z całych sił, by dowiedzieć się, gdzie byłem, gdzie jechałem. Siedziałem i gorączkowo myślałem, wygrzebując każde wspomnienie z mojej pamięci. Kręciłem głową to w prawo, to w lewo.

— Thom, ty wiesz gdzie byłeś, tylko musisz się dobrze skupić. Powiedz mi, gdzie jechałeś.

— Wracałem do domu.- Powiedziałem, pogrążony jakby w transie. W myślach widziałem siebie, siedzącego w samochodzie.

— Z pracy, czy ze sklepu? — Kule wciąż uderzały jedna o drugą.

— Ze sklepu. Byłem… sklep był duży, chyba z meblami, nie wiem dokładnie.- Oddech mi przyśpieszył.

— Dobrze. Wszystko się zgadza.- cicho odchrząknęła.- Co się wydarzyło po powrocie ze sklepu?

Długo siedziałem, myśląc. Ciągle widziałem siebie za kierownicą. Czułem nawet ten upał, o którym wspomniała Rebecca, ale kiedy zbliżałem się coraz bliżej w stronę domu, mój obraz w głowie blaknął jakby, taśma z filmem właśnie dobiegała końca.

— Nie wiem.- Powiedziałem zrozpaczonym tonem. Dłonie zaczęły mi się pocić. Nie czułem już tego spokoju, który gościł we mnie chwilę temu.

Z ciemności wspomnień wyrwał mnie ogromny huk. Wystraszony, spojrzałem za okno, przy biurku. Burza w pełni się rozwinęła, a pokój stał się jaśniejszy, kiedy piorun uderzył bardzo blisko nas. Zdawało mi się, że minęła dosłownie chwila, a w rzeczywistości minęły z dwie godziny przesłuchania. Czas przy wahadle leciał dużo szybciej.

— Thom, wszystko w porządku? — Rebecca siedziała oparta o fotel, ze skrzyżowanymi nogami.

Byłem oszołomiony. Potrzebowałem chwili, by wrócić do teraźniejszości. Spojrzałem na stolik, gdzie nadal pracowało wahadło, tyle tylko, że już trochę słabiej. Stukot kul nie sprawiał mi już takiej przyjemności, jak przed chwilą, wręcz nawet trochę irytował.

— Możemy na dzisiaj już skończyć? — zapytałem niepewnie.

Usta kobiety wygięły się w uśmiech.

— Pewnie, szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że cokolwiek sobie przypomnisz na naszych pierwszych zajęciach.- Wstała i zatrzymała wahadło.- Szkoda tylko, że tak szybko chcesz przerwać zajęcia.- Ruszyła w kierunku drzwi, a ja poszedłem za nią. Otworzyła je, a za nimi czekał Frank.

— Do zobaczenia jutro Thom.- Posłała mi znów sztuczny uśmiech i zamknęła drzwi.

Po drodze, kiedy Frank odprowadzał mnie do pokoju, skorzystałem z łazienki. W głowie mi się kręciło i byłem strasznie zmęczony. Nie mogłem przestać myśleć, o tym, co zdołałem sobie przypomnieć. Wspomnienie było ogólne i zawierało mało szczegółów, ale zawsze to krok na przód, by poznać prawdę.

Frank zatrzasnął za mną drzwi. Podszedłem do okna i żałowałem, że i ono nie ma klamki. Chciałem pooddychać świeżym powietrzem, zwłaszcza teraz, kiedy pachniało deszczem. Przez chwilę obserwowałem błyski na niebie, starając się odciągnąć myśli od Jane, kiedy do pokoju znów weszła czarnowłosa pielęgniarka z tacą w rękach.

— Dzień dobry. Przyniosłam obiad i leki na sen. Zalecenie pani Rebekki.- Postawiła tacę na łóżku i odsunęła się, czekając, aż zjem.

Usiadłem przy jedzeniu, ale gdy spojrzałem na posiłek, mało co nie zwymiotowałem. Kompletnie nie byłem w stanie nic przełknąć. Popiłem tylko tabletkę wodą, tym razem za nią wdzięczny. Podziękowałem pielęgniarce, dając jej do zrozumienia, że może już iść. Wzięła tacę z nienaruszonym jedzeniem i wyszła z ponurą miną.

Leżałem na łóżku, a moje myśli znów powróciły do Jane. Pragnąłem sobie przypomnieć, co zaszło, ale nie byłem w stanie. Oczy zrobiły mi się mokre, a tabletka powoli wchłaniała się w mój organizm. Pogrążony w smutku, zasnąłem.

Szedłem jednym z korytarzy szpitala. Chciałem biec, ale nie mogłem, spowijała mnie ciemność. Powoli zbliżałem się do schodów, skąd dobiegał stukot. Był coraz głośniejszy, a ja nie wiedziałem, skąd się bierze. Kiedy stanąłem na samej górze schodów, światło na dole zapaliło się, w jego blasku stała odwrócona kobieta. Ubrana była w czarną sukienkę. Nie mogłem nic powiedzieć, tylko stałem i patrzyłem, jak uderza wielką rurą o barierki schodów. Odwróciła twarz w moją stronę. To była Jane, ale wyglądała jakoś inaczej. Nie była promienna i uśmiechnięta tylko jakby strasznie zła. Na twarzy miała pełno grubych blizn.

— Dlaczego mi to zrobiłeś Thom- zapytała bardzo niskim głosem, przypominający głos mężczyzny.

Drzwi pokoi nagle otworzyły się, wszystkie w tym samym momencie. Z pomieszczeń buchało czerwone światło z gęstym dymem. Zaraz znów się zamknęły, a na korytarzu ponownie zapanował mrok. Spojrzałem na Jane. Stała stopień wyżej, ciągle uderzając rurą.

— Dlaczego! — Krzyknęła, a jej twarz dziwnie się wykrzywiła.

Drzwi otworzyły się ponownie, z jeszcze większym hukiem. Podobnie jak Jane, zbliżały się do mnie. Po chwili znów panował półmrok. Teraz otwierały się i zamykały, z zawrotną prędkością. Stałem przerażony. Z każdą sekundą i każdym uderzeniem mój oddech przyspieszał. Jane cały czas krzyczała, raz męskim głosem, raz bardzo kobiecym. Wszystko wokół mnie wirowało, aż w końcu zapadła ciemność. Stałem na środku czarnego jeziora. Rozejrzałem się, ale nic wokół mnie nie było widać, tylko woda. Była taka spokojna, opanowała mnie. Patrzyłem z otępieniem przed siebie i czułem, jak zimny wiatr chłodzi moje dłonie. Podniosłem je, by im się przyjrzeć. Były mokre od krwi.

Otworzyłem oczy, jeszcze bardziej zmęczony niż przedtem. Cały ociekałem potem. Wstałem ostrożnie i na boso podszedłem do okna. Na zewnątrz się rozpogadzało. Promyki słońca zaczęły przebijać się przez granatowe chmury, a ptaki już latały wysoko na niebie. Wnętrzności mi się przewracały ilekroć pomyślałem o tym, że jestem tutaj zamknięty i nie mogę stąd wyjść.

Nie wiedziałem, która jest godzina, a to wybijało mnie z rytmu dnia. Oparłem się plecami o ścianę i usiadłem na podłodze z nogami wyprostowanymi przed siebie. Rozmasowałem oczy palcami i delikatnie gładziłem się po włosach, myśląc o Jane, gdy w pewnym momencie, ktoś zapukał do drzwi. W pokoju znów pojawiła się pielęgniarka, ta sama, co wtedy. Podniosłem się z ziemi i czekałem, by poznać przyczynę jej kolejnych odwiedzin.

— Pani Rebecca zleciła mi wyprowadzenie pana na spacer, by się pan przewietrzył przed jutrzejszą sesją. Proszę za mną- powiedziała z kamienną twarzą i stanęła w progu.

— Dobrze.- Poszedłem za nią.

Szliśmy tą samą drogą, która prowadziła do gabinetu Rebekki tyle tylko, że zamiast w prawo, poszliśmy prosto. Na spacerze nie zabrakło także Franka, który szedł w trochę większej odległości od nas.

Kiedy przekroczyłem próg ogromnych, drewnianych drzwi, poczułem przepiękną woń świeżej trawy, drzew i krzewów. Pierwszy raz, odkąd tu jestem, czułem się choć trochę szczęśliwy i wolny.

— Zapraszam tędy.- Powiedziała pielęgniarka i ruszyła w stronę fontanny, za którą dostrzegłem ławki. Przeszliśmy przez mokrą od deszczu trawę, podchodząc bliżej do niedziałającego posągu. W pośpiechu zajrzałem do środka, gdzie było kilka zaschniętych liści, gałęzie. Dostrzegłem tam mała, złotą monetę.

W końcu usiadłem na ławce i oparłem plecy o deski. Rozciągnąłem mięśnie, zastygłe od stresu i zamknąłem oczy. Oddychałem głęboko i wsłuchiwałem się w szum drzew.

— Może pani usiądzie? — Zapytałem kobiety, która stała obok mnie niemal na baczność.

— Dziękuję postoję.- Posłała mi szybki uśmiech. Jej oczy, w świetle wieczornego słońca, wyglądały, jak błękitne morze. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl.

— Gdzie są inni pacjenci, nigdy ich nie widziałem? — Spytałem i zerknąłem na budynek. To była wielka litera,,L’’, pomalowana na kolor żółty. Ściany były stare, a tynk z nich odpadł. Na całej długości znajdowały się okna, kilka z nich na górze było zabite dechami. Do jednej z krawędzi budynku przykleił się ogromny bluszcz.

— Pacjenci wychodzą na dwór tylko za specjalną zgodą pani Rebekki. Odpowiedziała, a jej oczy wpatrzone były w dal.- Nie jest wskazane zapoznawać pacjentów ze sobą.- dodała po chwili.

Zastanawiałem się, dlaczego właśnie ja taką zgodę dostałem. Może dobrze poszło mi na sesji odzyskania wspomnień? Nie miałem pojęcia i nie chciałem się teraz tym martwić, chciałem się cieszyć tą chwilą, póki mogę. Choć na chwilę mogłem oderwać się od rzeczywistości i od strasznego natłoku myśli o Jane i o tym — jak, rzekomo, ją skrzywdziłem.

Oczy miałem nadal zamknięte. Powoli wdychałem powietrze, pierwszy raz, nie myśląc o niczym. Wiatr robił się coraz chłodniejszy, a słońce spadało coraz niżej. Ptaki nie przestawały śpiewać.

— Wracamy.- Oznajmiła pielęgniarka, wyrywając mnie ze stanu spokoju.

Zrobiłem niezadowoloną minę i dźwignąłem się ciężko z ławki. Napinając się, rozciągnąłem wszystkie mięśnie i kiwnąłem do kobiety na znak gotowości. Znów przeszliśmy obok fontanny, chciałem zapytać, dlaczego nie działa, ale wolałem nie przerywać ciszy.

Weszliśmy przez drzwi do środka. Poczułem specyficzny zapach, jaki towarzyszy starym budynkom. Przy recepcji stał Frank, oparty o nią łokciami. Mężczyzna, gdy nas zobaczył, poprawił swoją czarną bluzę i, kiedy przechodziliśmy obok niego, dołączył do nas, pilnując tyłów.

— Gdzie teraz idziemy? — Zapytałem, oglądając się za siebie.

— Idziesz wziąć prysznic, proszę za mną.- Odpowiedziała, nie patrząc na mnie. Kiwnąłem głową sam do siebie i szedłem dalej.

Pielęgniarka zatrzymała się przed metalowymi drzwiami. Widziałem je już wcześniej, kiedy jakimś cudem zawleczono mnie tutaj nieprzytomnego, a woda mało co nie wyryła mi dziury w plecach.

— Frank, dopilnuj, by pacjent się umył.-Kobita spojrzała na ochroniarza i otworzyła drzwi. Obaj weszliśmy do łazienki. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać.

— Rozbieraj się i stań pod tamtą ścianą.-Wskazał palcem na ścianę naprzeciwko mnie, gdzie znajdowały się prysznice.- Co tak stoisz, rozbieraj się.- Niemal krzyknął.

Spojrzałem na niego i zdjąłem koszulę którą miałem na sobie. Rzuciłem ją na podłogę i rozebrałem się również ze spodni. Znów stałem nagi. Podszedłem do prysznica i złapałem za kurek. Bardzo ciężko było go przekręcić. Po kilku próbach wreszcie się udało. Z góry buchnęła woda pod takim samym ciśnieniem, jak wtedy, różnica tkwiła w tym, że teraz leciała jeszcze zimniejsza niż poprzednio. Szybko odsunąłem się od wody i spojrzałem na Franka.

— Nie ma ciepłej? — Spytałem i machnąłem ręką w kierunku kurka.

— Właź pod wodę.- Frank lekko się uśmiechnął.

— Jest lodowata.- Odsunąłem się jeszcze dalej i czułem coraz większą złość, która była spowodowana tym, że traktowano mnie tutaj, jak osobę, którą można pomiatać.

— Wejdź pod tą cholerną wodę i się umyj.- Frank przestał się uśmiechać. Wyprostował ręce, które miał skrzyżowane na klatce piersiowej.- Czy może potrzebujesz pomocy? — Zapytał i wyciągnął energicznym ruchem rurkę zza paska. Moja twarz nadal nie zagoiła się po ostatnim uderzeniu Franka, więc wolałem utrzymać emocje na wodzy i nie prowokować go jeszcze bardziej.

Adrenalina w organizmie skoczyła mi gwałtownie, przez co nie czułem całego zimna wody, pod którą teraz stałem i starałem się jak najszybciej umyć. Zamoczyłem włosy i energicznie pocierałem je rękoma, wypluwając wodę z ust, która przypadkiem mi się do nich dostawała.

Zakręciłem zawór i, lekko dygocząc, wyszedłem z kałuży wody. Frank, jak poprzednim razem, otworzył drzwi wejściowe i wyciągnął zza nich czyste ubranie, takie samo, jak przed chwilą miałem na sobie. Pielęgniarka musiała je zostawić pod drzwiami gdy zostaliśmy sami. Podał mi również mały, biały ręcznik. Wytarłem się w niego i założyłem koszulę ze spodniami. Skorzystałem jeszcze z pisuaru i wyszliśmy na korytarz.

Szybkim tempem Frank odprowadził mnie do pokoju. W pomieszczeniu było chłodniej niż zwykle. Podszedłem do okna i spojrzałem na niebo. Zaczynało się ściemniać. Szukałem wzrokiem miejsca, w którym siedziałem, ale z mojego okna nie mogłem go zobaczyć, ponieważ fontanna zasłaniała akurat ten obszar.

Nie wiem kiedy, ale moje myśli znów powędrowały do Jane. Bardzo chciałem się do niej przytulić, ale nie mogłem. Za każdym razem, kiedy o niej myślałem, serce mi waliło. Odczuwałem także lęk, związany z tym, że to co mówi Rebecca, to prawda.

Usiadłem na łóżku, opierając głowę o ręce. Im dłużej myślałem, tym bardziej chciałem krzyczeć i płakać jednocześnie. Pragnąłem zacząć już następną sesję, by przypomnieć sobie wszystko, co zaszło i uwolnić się od morderczej niepewności.

Siedziałem na łóżku, czekając na pielęgniarkę z kolacją. Nie byłem głodny, ale nie chciałem, by zastała mnie śpiącego. Na zewnątrz panował już mrok, a ja byłem coraz bardziej wyczerpany. Doszedłem do wniosku, że jednak dzisiejszy dzień skończy się bez wizyty kobiety z jedzeniem, wiec położyłem się na łóżku i nakryłem w połowie kołdrą. Była bardzo sztywna. Odwróciłem się do ściany i momentalnie zasnąłem.

Dzisiejsza noc nie należała do najlepszych. Było mi zimno mimo, że cały czas byłem nakryty kołdrą. Obudziłem się dzisiaj wcześniej. Słońce dopiero zaczynało swoją dzienną pracę. Zapowiadał się słoneczny dzień.

Kiedy o tym pomyślałem, przypomniałem sobie o wczorajszej sesji. Wracałem ze sklepu i co było dalej? Miałem nadzieje, że dzisiaj się tego dowiem. Tak bardzo tego potrzebowałem.

Leżałem na łóżku, bardzo długo patrząc się na sufit, aż wreszcie usłyszałem otwierający się zamek.

— Proszę odsunąć się od drzwi.- Zawołał znajomy głos pielęgniarki. Zaraz potem kobieta przekroczyła próg i zamknęła drzwi. Miała rozpuszczone włosy i pomalowane usta na kolor czerwony. W rękach trzymała tacę, na której leżały kanapki z szynką i stały dwa kubeczki, zapewne z wodą i lekami.

— Proszę zjeść.- Powiedziała i postawiła tacę z kanapkami na łóżku.

Dzisiaj odczuwałem już większy głód, co skłoniło mnie do ich zjedzenia. Bałem się też, że kanapki mogą być dzisiaj moim ostatnim posiłkiem, jak wczoraj. Obiadu nie zjadłem.

Chleb był stary i stwardniały, a szynka całkowicie mi nie smakowała, jadłem to przez zaciśnięte zęby. Kiedy skończyłem, tacę pielęgniarce, a ta podała mi kubki i się do mnie uśmiechnęła.

— Dzisiaj też mnie uśpicie? — Zapytałem, trzymając kubki w dłoniach, i przyglądając jej się bacznie.

— Niech się pan sam przekona.- Pochyliła się nade mną i prawie to wyszeptała, co mnie bardzo zdziwiło i nieco przeraziło. Zajrzałem do kubka. Były tam cztery różne tabletki. Trzy z nich były duże i białe, a jedna była malutka i jasno różowa.

— Od czego są te tabletki? — Spytałem, ostrożnie machając kubkiem. Nie uśmiechało mi się łykać czegoś, co mnie uśpi, albo zrobi ze mną coś innego.

Pielęgniarka opuściła ramiona i przewróciła oczami, ruszając w kierunku drzwi.

— Już, spokojnie. Już biorę.- rzuciłem pospiesznie, bo wiedziałem, że wybiera się po Franka. Nie miałem z nim szans, był dwa razy większy ode mnie, — a, nie ukrywam, bardzo chciałem mu przyłożyć. Moja postura była raczej przeciętna. Jakiś czas temu zapisałem się na siłownię, ale byłem tam tylko kilka razy. Wolałem ćwiczyć w domu.

Połknąłem tabletki i znów pokazałem dokładnie całą buzię kobiecie. Zabrała kubki i wsadziła je jeden do drugiego. Umieściła je na tacy i wyszła.

Dźwignąłem się ciężko z łóżka i podszedłem do okna. Kiedy przez nie wyjrzałem, zobaczyłem Rebeccę, która stała obok fontanny. Ubrana była w długi, czarny płaszcz, nie wyglądał na gruby, raczej bardziej pełnił funkcję ozdoby, a w ręce trzymała kilka kartek, spiętych ze sobą. Obok niej stał czarnoskóry mężczyzna w kapeluszu. Był w średnim wieku, miał czarny zarost i elegancko przystrzyżony wąs. Był wysoki i szczupły. Miał na sobie niebieskie ubranie, takie, jak noszą policjanci. Przy pasie miał zapięty gruby, czarny pas z bronią w kaburze z prawej strony. Na jego piersi widniała wielka odznaka, od której odbijało się słońce.

Rebecca rozmawiała z nim o czymś, żwawo wymachując wolną ręką, w różne strony. Facet stał z założonymi rękoma na klatce piersiowej i tylko od czasu do czasu podnosił głowę i zerkał na nią. Po paru minutach powtarzającej się sceny, gdzie Rebecca mówi, a nieznajomy słucha, kobieta podeszła do niego i wskazała kilka razy palcem wskazującym w jego stronę, wymawiając coś przez zęby. Jej twarz była wygięta w niezadowoleniu i złości. Mężczyzna oprzytomniał i stali teraz oboje, wymachując razem dłońmi. Domyśliłem się, że o coś się kłócą. Facet wskazywał raz na budynek, raz na Rebekkę, również z miną niezadowolenia. W końcu rozmowa się uspokoiła. Rozmawiali teraz spokojnie, ale widziałem w nich dalej napięcie. Rebecca kiwała głową, gdy mężczyzna coś mówił, a kiedy skończył, podniósł kapelusz i ruszył w kierunku lasu. Żałowałem, że nie mogę usłyszeć, o czym rozmawiali.

Kiedy rozmowa dobiegła końca i oboje się rozeszli w swoje strony, odwróciłem się, by podejść do łóżka, a wtedy znienacka zakręciło mi się w głowie. Złapałem się o parapet i potrząsnąłem głową. Czułem się dziwnie, ale nie jak wczoraj, kiedy dali mi tabletki nasenne. To było inne uczucie, podobne do tego, kiedy zjeżdża się szybko windą. Ręce i nogi robiły mi się coraz lżejsze, a ja się odprężałem. Trudno mi to przyznać, ale podobał mi się taki stan, nawet głowa nie była taka ciężka od natłoku myśli. Nastrój mi się lekko poprawił. Pomyślałem sobie, że te tabletki działały rozluźniająco. Pomagały mi.

Kiedy wirowanie ustało, usiadłem na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Myślałem o dzisiejszej wizycie w gabinecie Rebekki, byłem ciekaw, co zdołam sobie przypomnieć.

Sam w pokoju także skupiałem się, by wspomnienie wróciło, ale widziałem tylko pustkę.

Kiedy słońce było już wysoko na niebie, drzwi do pokoju znów się otworzyły. Do środka weszła Rebecca, tyle tylko, że nie miała na sobie już płaszcza, a czerwoną koszulę schowaną w jeansy. Takie stroje zdecydowanie ją odmładzały.

— Dzień dobry Thom.- Zostawiła otwarte drzwi.

— Dzień dobry, — Wstałem z łóżka i naciągnąłem swoją koszulę na brzuch, bo przy wstawaniu lekko się podwinęła. Uśmiechnąłem się do niej bo, wiedziałem, że żałośnie wyglądam w tym, co miałem na sobie.

Rebecca przyglądała mi się bacznie, a jej kącik ust coraz bardziej się unosił. Głowę miała lekko przekrzywioną na bok.

— Idziemy? — Zapytała, prostując się i biorąc głęboki wdech.

— Oczywiście.- Pokiwałem głową kilka razy i wyszedłem z pokoju. Za drzwiami czekał Frank, znów ubrany cały na czarno. Posłałem mu mordercze spojrzenie i go minąłem. Zamknął drzwi i dołączył do nas. Pokonaliśmy tą samą trasę, poprzednio i w mgnienia oka znaleźliśmy się przed biurem Rebekki.

— Dziękuję Frank- Rzuciła Rebecca, otwierając drzwi kluczem, nawet na niego nie patrząc. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i poszedł w stronę recepcji.

— Jak się dzisiaj czujesz? — zadała mi pytanie, popychając lekko drzwi i wskazując ręką bym wszedł do środka.

— W porządku. Po tabletkach zrobiło mi się jakby…. lepiej- szukałem odpowiedniego słowa.- Były rozluźniające? — Spytałem, przekraczając próg.

— Właśnie tak. Cieszę się, że pomagają.- Rebecca również weszła do środka, zamykając drzwi za sobą.

Powoli podszedłem do foteli, gdzie wczoraj była prowadzona sesja. Złapałem oparcie rękoma i delikatnie po nich przejechałem palcami. Były przyjemne w dotyku. Zastanawiałem się, czy powinienem pytać, kim był mężczyzna którego widziałem dzisiaj rano przed budynkiem. Uznałem jednak, że to prywatna sprawa Rebekki, więc nie odezwałem się.

— Usiądź proszę.- Kobieta nagle pojawiła się obok mnie i sama właśnie zajmowała miejsce na drugim fotelu. Na stoliku położyła wahadło i swój notes z pięknym czarnym piórem. Usiadłem na swoim miejscu i czekałem.

— Czy zdołałeś przypomnieć sobie coś jeszcze po naszym, wczorajszym spotkaniu? — Popatrzyła na mnie i założyła nogę na nogę. Wzięła notes i otworzyła go gdzieś na początku.

— Niestety nie.- Zawiesiłem głowę, patrząc na kapcie, które wczoraj tutaj dostałem.

— Nic nie szkodzi- uśmiechnęła się szybko-Zaczynamy?

— Tak.- Oblizałem wargi i oparłem się o fotel.

Rebecca nachyliła się i wprawiła wahadło w ruch.

— Patrz na nie i staraj się głęboko oddychać.- Wróciła do pozycji, w której przed chwilą siedziała.- Skup się Thom. Z każdym oddechem twoje ciało będzie się rozluźniać, co przyniesie ci ulgę. Ręce, nogi głowa, wszystko będzie odpoczywać, a tobie będzie się lepiej myśleć.

Siedziałem i cały czas obserwowałem kule, z każdym uderzeniem moje oczy coraz płynniej śledziły ruchy wahadła. Moje płuca napełniały się powietrzem, które było coraz gęstsze.

— Wróć do dnia 18 lipca, kiedy wydarzyło się tyle zła. Przypomnij sobie siebie za kierownicą. Wracałeś do domu, Thom. Było gorąco, a ty siedziałeś w samochodzie cały zgrzany.- Mówiła powoli, a jej głos idealnie współgrał z uderzeniami kul.

— Pamiętam. Jechałem samochodem do Jane.- Mówiłem, widząc obraz w głowie.

— Podjechałeś pod dom. Wysiadłeś z samochodu i złapałeś za klamkę drzwi. Ona również była gorąca. Pomyśl Thom.

Starałem się wyszukać wspomnienie, o którym mówi Rebecca, ale nic mi się nie ukazywało. Pokręciłem głową na boki.

Rebecca odbiła jeszcze raz kulkę od wahadła.

— Wysiadłeś z samochodu po długiej podróży. Na dworze nie było wcale chłodniej niż wewnątrz auta. Byłeś spocony i zmęczony, chciałeś tylko odpocząć.

Siedziałem z coraz bardziej zgorszoną miną. Kompletnie nie mogłem do tego wrócić.

— Podszedłeś do drzwi i złapałeś za metalową klamkę. Była nagrzana od słońca i poparzyłeś się o nią. Nadal masz ranę na kciuku.- Mówiła spokojnie Rebecca.

Zapatrzony w kule, dotknąłem miejsce od wewnętrznej strony dłoni, zaraz obok kciuka. Wyczułem małe zgrubienie, jakbym dotykał starego odcisku. W tym momencie pojawił się obraz w mojej głowie. Było dokładnie tak, jak mówiła Rebecca. Wysiadłem z samochodu i poszedłem do domu. Poczułem ból, jaki towarzyszył mi wtedy, przy oparzeniu.

— Tak pamiętam. Ma pani rację, to wszystko miało miejsce.- Powiedziałem, a moja głowa stawała się coraz cięższa, mimo to nadal czułem się dobrze.

— Czy widzisz drzwi swojego domu? Jesteś pewien? — Rebecca zapisała coś szybko w notesie.

Teraz widziałem swój dom z perspektywy ptaka. Małe, białe mieszkanko z czerwonym dachem. Mieliśmy duże okno w sypialni i piękny tarasik. Samochód był zaparkowany obok domu, na naszym podwórku.

— Tak, to nasz dom.- Uśmiechnąłem się sam do siebie.

— Dobrze Thom, świetnie. Co się wydarzyło, kiedy wszedłeś do mieszkania? — Kontynuowała kobieta.

Zamyślony nadal tkwiłem przed drzwiami domu. Nie mogłem wyłapać tego wspomnienia.

— Kiedy wszedłeś do domu, Jane czekała na ciebie w kuchni, przypominasz sobie? Była o coś zła.- Rebecca poprawiła się na krześle. Miałem pustkę w głowie, a tak bardzo chciałem sobie wszystko przypomnieć.

— Jane była zła na ciebie Thom. Wszedłeś zmęczony i zgrzany do domu i od razu zostałeś wystawiony na działanie negatywnych emocji Jane, które zaczęły przechodzić na ciebie.

Powoli zacząłem tworzyć obraz w głowie. Rebecca musiała powtórzyć podobne zdania jeszcze kilkukrotnie zanim, wszystko mi się przypomniało. Widziałem to jakby przez mgłę, ale jednak widziałem. Byłem w domu i rozcierałem poparzony palec. Jane nie przywitała mnie ciepło, jak zwykle, tylko czekała na mnie w kuchni oparta o jasne, drewniane szafki z wściekła miną. Zdjąłem buty i postawiłem je obok drzwi. W naszym domu było bardzo przytulnie i jasno.

— Jane była w kuchni. Zaczęła na mnie krzyczeć, ale nie mam pojęcia, o co jej chodziło, nie pamiętam, co mówiła.- W myślach obserwowałem Jane. Była bardzo zgrabna i przypominała modelkę. Jej zielone oczy wyglądały na bardzo bystre. Była uczesana w niedbale zrobionego koka.

Poczułem, że moje ciało zaczyna drżeć, a ja czuję się coraz słabiej.

— Kłóciłeś się z nią.- Mówiła Rebecca, ciągle pilnując, by wahadło się nie zatrzymało.-Nie rozumiała, że potrzebujesz chwili spokoju. Poszedłeś do pokoju i położyłeś się na kanapie. Tak było, Thom. Pomyśl.

Powoli wyobrażałem sobie siebie idącego się położyć. Kilka razy już się zdarzyło, że wróciłem do domu bardzo zmęczony, ale Jane nie robiła nigdy z tego żadnego problemu.

Pokiwałem głową.

— Jane poszła za tobą, nie przestając krzyczeć. Prosiłeś ją, by była trochę ciszej, bo głowa ci pękała z bólu, ale ją to nie obchodziło.- Rebecca pociągnęła za kulę od wahadła. Mówiła spokojnie i delikatnie, ale zarazem stanowczo.

Czułem, jak wzbiera we mnie złość, o jakiej mówiła kobieta. Leżałem teraz na łóżku, zakrywając uszy rękoma. Jane była wściekła, a ja powoli traciłem spokój. Teraźniejszość mnie nie obchodziła, teraz się liczyło to, co mam w głowie.

— Thom, świetnie ci idzie. Wszystko dobrze? — spytała Rebecca, a jej słowa ledwo do mnie trafiały, nadal byłem u siebie w domu.

— Tak.- Odpowiedziałem, zaciskając dłonie na fotelu, by opanować drżenie.

— Dobrze. Więc kontynuujmy.- Zrobiła krótką przerwę między zdaniami.- Wstałeś z łóżka, wyprowadzony z równowagi i wyciągnąłeś tabletki przeciwbólowe z szafki. Głowa bolała cię tak mocno.

Teraz nie miałem problemu z wyobrażeniem sobie sytuacji, o której mówi Rebecca. Każde jej słowo było odwzorowane u mnie w głowie.

— Wróciłeś do kuchni i nalałeś sobie wody z kranu. Popiłeś tabletki i odwróciłeś się w stronę Jane. Nie przestawała krzyczeć ani na moment. Byłeś zdumiony i zły bo nie wiedziałeś, o co jej chodzi. Prawda? — W głosie Rebekki dało się usłyszeć lekkie podniecenie.

Siedziałem w ciszy pogrążony w myślach, gdy nagle znów wróciłem do rzeczywistości i patrzałem na wahadło. Kręciło mi się w głowie. Spojrzałem na Rebecce, która również mnie obserwowała z dziwną miną. Poczułem na spodniach coś ciepłego. Opuściłem głowę i zobaczyłem kroplę krwi, a zaraz obok niej pojawiła się następna. Podniosłem rękę i przyłożyłem palce do nosa, one również były czerwone. W głowie wirowało mi coraz bardziej. Popatrzyłem jeszcze raz na lekarkę, na jej twarzy gościło zdziwienie i chyba lekki strach. Po chwili nie widziałem już nic.

— Obudź się. Halo Thom, słyszysz mnie? — Głos Rebekki był stłumiony i dochodził jakby z oddali.- Tak, tak otwieraj oczy, no już.

Powoli kształtował mi się obraz pokoju. Nadal siedziałem na fotelu w gabinecie. Rebecca stała przy mnie i klepała mnie po policzku.

— No już wstawaj.- Powiedziała i odeszła. Śledziłem ją wzrokiem, podeszła do biurka i nalała do szklanki wodę z butelki, która stała na parapecie przy oknie. Podała mi ją.

— Bardzo przepraszam, nie wiem co się stało.- wziąłem łyk wody.

— Spokojnie to się czasem zdarza, nic nie szkodzi.- Rebecca posłała mi szybki uśmiech.- Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy.

— Tak, skończyliśmy na tym, że stałem w kuchni zdenerwowany, Jane ciągle krzyczała.- Spojrzałem za okno, pogoda była cudowna, tylko gdzie niegdzie wisiała mała chmura.- Długo rozmawialiśmy?

— Prawie trzy godziny- Rebecca odwróciła się i spojrzała na zegarek, wiszący na ścianie, za szafą, która mi go zasłaniała. Zdziwiłem się, że minęło tyle czasu. Kiedy wahadło zaczynało pracę, czas jakby przyspieszał.

— Mój obraz w głowie jest strasznie słaby, wszystko to co uda mi się przywołać, niemal natychmiast znowu znika.-wstałem z fotela i lekko się zachwiałem.

— To zrozumiałe Thom. Dlatego na kolejnych zajęciach będziemy przerabiać to, co zdołałeś sobie przypomnieć, nie będziemy iść dalej, jak na razie.- Powiedziała, patrząc mi w oczy.

— Nie, musimy iść dalej. Chcę wiedzieć, co zaszło- Zrobiłem krok w kierunku Rebekki.

— Dla twojego dobra, musimy zrobić sobie krótką przerwę, byś mógł poukładać sobie to wszystko w głowie. Spokojnie, mamy sporo czasu, powoli będziemy brnąć do przodu.- Kobieta posłała mi uśmiech i ruszyła w kierunku drzwi.

— Bardzo proszę, ja naprawdę…

— Dość. Zdania nie zmienię, proszę nie stawiać oporu.- Przerwała mi Rebecca i otworzyła drzwi pokoju. Jej twarz była teraz pozbawiona wyrazu.

Przykryłem ręką usta ze złości, pokiwałem głową i pospiesznie wyszedłem z pomieszczenia. Frank przejął mnie na korytarzu i prowadził do pokoju. Kiedy przechodziliśmy obok recepcji, zerknąłem na korytarz przed nami, w którym jeszcze nigdy nie byłem. Był bardzo ciemny. Dostrzegłem tam schody, prowadzące jeszcze niżej i dwie pary drzwi.

— Co tam jest? — zapytałem Franka, który spojrzał w tym samym kierunku co ja. Wydawał się zmieszany.

— Pralnia. Nie zatrzymuj się.- Odpowiedział szybko i popchnął mnie na schody. Wylądowałem na poręczy, mało co nie przewracając się o jeden ze stopni.

— Uważaj, co? — Krzyknąłem do mężczyzny- Nie dotykaj mnie!

Frank patrzył na mnie, a po chwili podszedł do mnie i złapał za szyję przyciskając do ściany. Złapałem go za rękę, którą mnie trzymał i próbowałem się uwolnić, ale nawet nie drgnął.

Nie mogłem nabrać powietrza do płuc i czułem, że powoli zaczyna mi go brakować. Frank patrzył mi w oczy, a jego nos drgał z rozdrażnienia. Czułem, jak cała krew gromadzi mi się w czaszce. Płuca zaczynały mnie piec, a ciało robiło się coraz bardziej bezsilne. Przed oczami zaczynałem widzieć czarne plamki. Nie miałem siły nawet się bronić, więc oparłem ręce o ramiona Franka i z trudem utrzymywałem się w pionie.

— Puść go.- Usłyszałem czyjś głos. Frank się odwrócił, a jego ręka przestała przyciskać mnie do ściany. Osunąłem się na kolana i zaniosłem się kaszlem. Podniosłem głowę, trzymając się za szyję i zobaczyłem Rebeccę, stojącą na środku holu.

— Zabierz go do siebie i zejdź na dół, natychmiast.- Jej usta zwęziły się ze złości, ale mówiła spokojnie. Na mnie nawet nie spojrzała. Zachowywała się tak, jakbym przed chwilą nie był bliski śmierci. Byłem w tak wielkim szoku, że nawet nie zauważyłem, kiedy Frank podniósł mnie na nogi i prowadził ponownie do pokoju.

Łzy leciały mi z oczu i nie wiedziałem, co jest tego przyczyną. Może dlatego, że byłem wściekły na wszystko dookoła, a może dlatego, że o mało co Frank mnie nie zabił przed chwilą na schodach, ale myślę ze Jane też mogła się do tego przyczynić.

Kiedy stanęliśmy, Frank otworzył drzwi i z całej siły wepchnął mnie do pokoju. Wleciałem do środka i upadłem na podłogę. W tej chwili nie obchodziło mnie nic innego tylko, jak dorwać Franka, nawet jakbym miał przypłacić to życiem. Gdy się odwróciłem, gotów wstać i walczyć, zobaczyłem, że drzwi są zamknięte. Znowu byłem sam.

Jeśli dobrze liczyłem, to wczoraj upłynął równy miesiąc mojego pobytu tutaj. Dla mnie trwało to wieczność. Każdy dzień wyglądał tak samo. Rano dostawałem tabletki i śniadanie, które czasami nawet bywało smaczne, po południu miałem sesję z Rebeccą podczas której, powtarzaliśmy w kółko to samo, a wieczorem zostawałem sam w pokoju i kładłem się spać. Dzień w dzień to samo. Nie widziałem nowych twarzy ani nie zwiedziłem żadnego innego pomieszczenia. Na dwór wyszedłem jeszcze tylko raz i to na krótką chwilę z pielęgniarką. Miałem dodatkowo nieprzyjemną konfrontację z Franiem, kiedy za bardzo naciskałem na Rebeccę, by ruszyć z miejsca i odtworzyć moje wspomnienia. Zostawił mi kolejną ranę od metalowej rurki na tym samym policzku, co wcześniej.

Słońce bardzo mocno oświetlało moją celę. Jego promienie wpadały przez brudne okno i odbijałysię od drzwi. Niedawno wyszła ode mnie pielęgniarka, która przyniosła posiłek i tabletki. Już się przyzwyczaiłem do ich odprężającego działania.

Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego krawędzi. Nie chciałem tego, ale z dnia na dzień czułem, jak nadzieja we mnie umiera. Nadzieja na lepsze jutro. Coraz bardziej zaczynałem wierzyć w to, że słusznie mnie tutaj zamknęli.

Po miesiącu sesji z Rebeccą moje wspomnienie zrobiło się bardzo wyraziste. Dzięki niej byłem w stanie nawet powiedzieć, jakiej firmy tabletki brałem i co jeszcze znajdowało się w szafce, z której je brałem. Udało mi się również przypomnieć, o co Jane była zła.

Jak dobrze zaznaczyła Rebecca, Jane próbowała mi wmówić coś, czego nie zrobiłem. Nazywała mnie kłamcą i oszustem, który manipuluje ludźmi i nie ma sumienia. Wspominała również coś, o zdradzie i mojej pracy. Krzyczała, że moje delegacje, w które czasem jeździłem, były tylko przykrywką, by się od niej uwolnić i zacząć układać sobie własne życie, bez niej. Oczywiście zaprzeczałem wszystkiemu, bo nigdy w życiu nie zdradziłbym mojej Jane. Ona jednak mi w to nie wierzyła.

Kiedy siedziałem i ponownie analizowałem moje wspomnienia, usłyszałem szczęk kluczy w zamku. Podniosłem głowę już bez dawnego entuzjazmu i czekałem, by zobaczyć, kto się w nich pojawi.

Tak jak myślałem, w progu pojawiła się Rebecca. Dziś ubrana była cała na pomarańczowo. Przyległe spodnie i koszula idealnie współgrały z włosami, opadającymi na ramiona. Tylko buty miały czarny kolor. Długi, złoty naszyjnik zdobił jej szyję.

— Witaj Thom, zapraszam.- Kobieta uśmiechnęła się do mnie, przygryzając dolną wargę.

— Dzień dobry.- Odpowiedziałem i podniosłem się z łóżka. Ruszyłem w stronę drzwi, nie patrząc na Rebeccę.

Ponownie minąłem korytarz, schody, hol i następny korytarz, który był zakończony biurem Rebekki. Tę trasę mogłem pokonać z zamkniętymi oczami. Frank, codziennie, smętnie podążał za nami.

Kiedy znaleźliśmy się w środku, podszedłem do fotela, zająłem swoje stare miejsce i czekałem, aż kobieta zrobi to samo.

— Widzisz Thom, minęło już trochę czasu od naszej pierwszej sesji- Lekarka pochyliła się nad biurkiem i stuknęła w nie dużą ilością papierów, równając je.-zdołałeś sobie przypomnieć część wspomnienia i dokładnie je przeanalizować, wychwytując nawet drobne szczegóły.

Pokiwałem głową i przyłożyłem zaciśniętą w pięść dłoń do ust. Rebecca usiadła na fotelu, nie spuszczając ze mnie wzroku, a w rękach trzymała wahadło.

— Myślę, że już czas, byś przypomniał sobie ciąg dalszy wspomnienia.-Wyprostowała się i nabrała powietrza w płuca.

Gwałtownie podniosłem głowę i przeskakiwałem spojrzeniem z jednego oka na drugie oko Rebekki. Nareszcie.

— Tak, dziękuje pani bardzo.-Poprawiłem się na krześle. Odczuwałem podniecenie i ogromny strach jednocześnie.

— W takim razie skup się Thom.- Rebecca postawiła na stole wahadło i pociągnęła za jedną kule, którą trzymała teraz w ręce.- Pamiętaj, to wszystko już miało miejsce w twoim życiu. Staraj się kontrolować emocje.

W pokoju znów słychać było rytmiczny stukot kul odbijających się od siebie.

— Oddech Thom, skup się na nim. Każde nabranie powietrza w płuca sprawia, że czujesz się lepiej, spokojniej.- Łagodny głos Rebekki przebijał się przez dźwięk wydawany przez wahadło.- Tak, doskonale. Oddychaj.

Wykonywałem to co Rebecca mi dyktowała. Moja uwaga skupiła się wyłącznie na długich oddechach. Nastąpiła cisza, a w pokoju słychać było tylko mój oddech i metaliczny stukot wahadła.

— Thom, wróć wspomnieniami do dnia 18 lipca, do momentu kiedy wróciłeś do domu, a Jane oskarżała cię o kłamstwo i zdradę.- Mówiła powoli kobieta.- Stałeś w kuchni i traciłeś cierpliwość. Przecież jej nie zdradziłeś. Pamiętasz?

Chwilę siedziałem w ciszy, wyobrażając sobie tą sytuację. Kiedy obraz zrobił się wyraźny, pokiwałem głową, nie spuszczając wzroku z wahadła, które zaczęło zanikać, a w jego miejsce pojawiała się rozwścieczona Jane.

— Dobrze. Jane była zła o zdradę Thom i o to, że ją okłamujesz. Ty byłeś niewinny, ale ona nie chciała ci uwierzyć. Nie pozwalała ci dojść do słowa, a tabletki jeszcze nie zdążyły dobrze wchłonąć się do twojej krwi, głowa ci pękała.- Rebecca zdawała się mówić to z współczuciem.- Co było dalej? Czy pamiętasz, jak Jane cię uderzyła?

— Nie.- Byłem w szoku, że coś takiego miało miejsce. Byłem pewien, że Jane nie skrzywdziłaby nawet muchy. Bardzo chciałem poznać prawdę, więc, jak najszybciej się dało, tworzyłem obraz w głowie, słuchając, co mówi do mnie Rebecca.

— Thom, skup się proszę.- Kobieta znów napędziła wahadło, ciągnąc jedną z kul i puszczając ją z wysokości.- Jane zaczęła krążyć po kuchni i wypominała ci wszystkie złe chwilę z jej życia, związane z tobą. Mówiła, jak bardzo się zawiodła, jak nie potrafiłeś zadbać o jej potrzeby i o tym, że ciągle cię nie było.

Poczułem, jak łza spływa mi po policzku. Zawsze miałem wrażenie, że żyjemy w pełni szczęścia i niczego nam nie brakuje. Starałem się dbać o to, by moja ukochana miała ze mną jak najlepiej, i owszem zdarzały się cięższe dni, ale zaraz po tym wszystko sobie wyjaśnialiśmy i mówiliśmy głośno o tym, co nam nie pasuje i przeszkadza. Okazuje się jednak, że rzeczywistość jest inna niż mi się wydawało.

— Stałeś oparty o szafkę obok zlewu- ciągnęła dalej Rebecca.- Poczuj ten ból Thom, ten sam ból, kiedy pękało ci serce, z każdym kolejnym oskarżeniem Jane. Stałeś bezsilny, ona nie chciała słuchać o tym, że jesteś niewinny i wierny. Była wściekła, a twój smutek przeobrażał się w złość.

Rebecca mówiła to coraz szybciej, tak jakby opowiadała dobrą historię swoim wnukom przy ognisku. Chciała stworzyć napięcie, które zacząłem odczuwać. Nie mogłem uwierzyć, że owa historia tyczy się mnie.

— Patrzyłeś jej w oczy i widziałeś w niech tyle emocji. Smutek, żal, cierpienie ale przede wszystkim złość. Odwróciłeś się do niej plecami opierając się o zlew. Twój oddech stawał się coraz szybszy, a oczy coraz bardziej wilgotnie. Powtarzałeś jej, by przestała, ale ona nadal na ciebie wrzeszczała i oskarżała o wszystko. A ty byłeś niewinny Thom i to cię bolało najbardziej.

Moje ręce znów zaczęły drżeć. Nie musiałem wkładać większego wysiłku w to, aby wspomnienie pojawiało się u mnie w głowie. Każde słowo Rebekkiod razu było obrazem. Czułem więź z tym, co widziałem i przeczuwałem, co może się stać.

— Na brudne naczynia skapywały twoje łzy. Złość z każdym jej słowem, wzbierała w tobie. Jane w pewnym momencie popchnęła cię kilka razy i uderzała pięściami w twoje plecy, powtarzając, jakim draniem jesteś. Zapadała cisza między wami, a ty słyszałeś bicie swojego serca.

Teraz też je słyszałem i to bardzo wyraźnie.

— Nie chciałeś się odwracać, by Jane nie widziała twoich łez.-Ton Rebekki zmienił się. Znów mówiła powoli i spokojnie.- Ciszę przerwało to zdanie, niemal wyszeptane, od tyłu do twojego ucha:,, Nie jesteś nic wart, a ja nigdy nie powinnam cię kochać, jesteś nikim.’’

Zrobiło mi się słabo. Musiałem zrobić najgłębszy wdech, jaki byłem w stanie, bo miałem wrażenie, że znów tracę przytomność

— W tym momencie Thom, nie czułeś już nic, oprócz gotującego się w tobie rozczarowania i złości. Nie myśląc długo, chwyciłeś za nóż, wielkości twojego przedramienia, który leżał obok zlewu i odwracając się wbiłeś go Jane w brzuch.- Rebecca zrobiła krótką przerwę.

— Złapałeś ją za ramię i patrzyłeś jej w oczy, powtarzając, że nie jesteś nikim, a ona się myli. Jane tępo patrzyła na ciebie, coraz bardziej osuwając się na ziemię. Nie wiedziałeś, co się dzieje. Twoja kobieta, którą kochałeś nad życie, właśnie traciła ostatnią iskrę, która pozwalała jej być z tobą. Opuściłeś ją delikatnie na podłogę i usiadłeś obok niej. Gładziłeś jej włosy i nie zwracałeś uwagi, ze wielki nóż wystaje z jej brzucha. Uśmiechałeś się do niej, ale z twoich oczu cały czas płynęły łzy. W głębi siebie wiedziałeś, że ją zabiłeś, lecz nie chciałeś tego zaakceptować. Spędziłeś przy niej całe dwie godziny, wspominając wasze wspólne chwile, czule ją przytulając Wokół was utworzyła się wielka kałuża krwi, ale zdawałeś się tego nie widzieć.

Zapadła cisza. Rebecca zatrzymała wahadło, ale ja nadal nie spuszczałem z niego wzroku. Od czasu do czasu głośniej złapałem powietrze, myśląc co zrobiłem.

— W taki właśnie sposób zabiłeś Jane.- Westchnęła Rebecca.- Widzę, że już zaczynasz sobie przypominać.

Siedziałem w bezruchu, a moje wnętrzności niemiłosiernie drgały. Spojrzałem na kobietę, która bacznie mi się przyglądała. Nie widziałem emocji na jej twarzy. Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie stało. Zabiłem Jane, i teraz to wszystko widziałem w głowie. Ciągle przed oczami miałem wizję mojej ukochanej, która martwa leży na ziemi.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Dźwięki z otoczenia zdawały się nie docierać do mnie. Wstałem powoli z fotela i odwróciłem się w kierunku drzwi. Powolnym krokiem ruszyłem do wyjścia. Na barku poczułem ucisk czyjejś dłoni. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem, że Rebecca trzyma mnie ręką i pokazuje na fotel. Jej usta poruszały się, ale nie byłem w stanie usłyszeć, co mówi. Strąciłem dłoń kobiety z barku i ponownie ruszyłem w kierunku drzwi, potykając się o rzeczy ustawione mi na drodze. Nie chciałem być ani tu, ani nigdzie indziej, z myślą, że przeze mnie Jane nie żyje. Ona była nie winna, niczym nie zawiniła. Nie powinien spotkać ją taki okrutny los.

Wyszedłem przez drzwi i ruszyłem korytarzem, nie zwracając uwagi na Fraka. Chciałem biec, jak najszybciej dałbym radę, ale nie mogłem. Nogi miałem jak z waty i ledwo się na nich utrzymywałem. Odwróciłem się, by spojrzeć na pozostawionych w tyle ludzi. Przymrużyłem oczy i dostrzegłem, że Rebecca pobiera strzykawką jakiś płyn ze szklanej fiolki, a Frank stoi obok niej, przyglądając się jej rękom. Ruszyłem jeszcze szybciej w stronę wyjścia. Byłem już tak blisko.

Kiedy byłem już w połowie holu, Frank nagle stanął przede mną i złapał mnie, unieruchamiając mi ręce. Rebecca szła już w naszym kierunku z wysoko uniesioną strzykawką. Wtedy na chwilę oprzytomniałem i ponownie mogłem usłyszeć, co mówią.

— Przytrzymaj go.- Rebecca podciągała mi rękawek od koszuli.

— Nie wstrzykuj mi tego. Błagam, nie.- Zacząłem się szamotać. Skakałem w miejscu, usiłując się uwolnić.

— Uspokój się. To ci pomoże. Frank możesz mi pomóc? — Rebecca spojrzała na Franka, który ścisnął mnie jeszcze mocniej, i kolanem ugiął mi nogi. Po chwili leżałem już na ziemi i czułem ogromny ciężar mężczyzny na sobie.

— Nie wstrzykuj mi tego! — Krzyczałem tak głośno, że w ustach czułem posmak krwi, który pochodził z gardła.

W pewnym momencie poczułem ukłucie na przedramieniu i okropny piekący ból, który był spowodowany wprowadzaniem substancji pod skórę.

Po dłuższej chwili nie miałem już siły, by się szamotać, więc teraz leżałem na ziemi, wpatrzony w drzwi, które prowadziły na zewnątrz, a łzy spływały mi po policzkach. Przez to, co Rebecca mi wstrzyknęła, czułem się podobnie, jak po tabletkach, które dostaję co rano przy śniadaniu.

Kobieta machnęła głową do Franka i wskazała kciukiem na schody.

— Wstawaj.- Frank puścił mnie i podniósł z ziemi.

— Zaprowadź go do pokoju.- Rebecca potarła czoło ręką i wyglądała jakby chciała coś jeszcze dodać, ale po chwili się odwróciła i poszła w stronę biura, znikając w ciemnym korytarzu.

— Tak bardzo ją kocham, co ja narobiłem- Mówiłem ciągle do Franka, który patrzył przed siebie, prowadząc mnie po schodach. O dziwo nie kazał mi się zamknąć ani nie groził mi pobiciem. Trochę mnie to zdziwiło, ale szczerze mówiąc miałem gdzieś, co się ze mną teraz stanie.

Frank zatrzymał się przed moim pokojem i wyjął klucz z kieszeni, którym otworzył drzwi. Wszedłem do pokoju i od razu położyłem się na łóżku. Patrzyłem na bladą ścianę i z minuty na minutę docierało do mnie bardziej, jakim jestem potworem.

Słońce robiło się coraz bardziej czerwone, a ja nie ruszyłem się z łóżka nawet na krok. Kiedy pielęgniarka przyniosła mi obiad, nawet nie odwróciłem się w jej kierunku. Chciałem zasnąć i obudzić się rano z wielką ulgą, że to jednak był zły sen.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 34.67