Był koniec lipca, sobotni letni wieczór. Zza okna dochodził radosny gwar. Ulica tętniła życiem. W powietrzu czuć było beztroskę i wakacyjny luz. Ale Malwinie wcale nie było do śmiechu. Ze złością zamknęła okno. Przeszkadzała jej ta radosna, lekka atmosfera lata, która bez litości wdzierała się do środka, zupełnie nie biorąc pod uwagę jej uczuć i że może ona wcale na zabawę ochoty nie ma. Patrzyła na wydrukowany bilet do Anglii i nie mogła uwierzyć w to co się stało. Dziś Paweł zaskoczył ją całkowicie. Zupełnie się tego po nim nie spodziewała, a przecież trochę go już znała. Byli w końcu parą od ponad trzech lat, a znali się jeszcze od czasów dzieciństwa. Od małego bawili się razem na podwórku. W podstawówce przez osiem lat chodzili do jednej klasy. Na czas liceum stracili się z oczu. Ona została w liceum w rodzinnym miasteczku, on pojechał uczyć się w liceum ekonomicznym w Kielcach. Trafili znowu na siebie na studiach. Malwina chciała studiować polonistykę, on od zawsze marzył o studiach ekonomicznych. Gdy składali papiery na uniwersytecie na wymarzone kierunki, jako drugą opcję wybrali administrację. I właśnie na ten kierunek obaj się dostali. Gdy spotkali się pod tablicą z wynikami egzaminu, okazało się, że będą razem studiować. Szczęśliwi rzucili się sobie w ramiona. Nie mogli uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Na pierwszym roku relacja ich była czysto koleżeńska, często uczyli się razem do egzaminów. Gdy Paweł zdał prawo jazdy i dostał od rodziców samochód, zaczeli dojeżdzać razem do Kielc na studia, dzieląc koszty benzyny. Z czasem zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Na drugim roku na jednej ze studenckich imprez wypili trochę za dużo. Skończyło się to ich pierwszym pocałunkiem. Na drugi dzień Malwina chciała jak najszybciej zapomnieć o tym niefortunnym incydencie. Traktowała Pawła czysto koleżeńsko i nie wyobrażała sobie, żeby mogło być między nimi coś więcej niż przyjaźń. Postanowiła udawać, że nie pamięta, tego co między nimi zaszło. Ale Paweł pojawił się u niej jeszcze tego samego wieczoru. Przyszedł z wielkim bukietem kwiatów i wyznał, że już od pierwszego roku jest w niej szaleńczo zakochany. Odrzuciła go bez wachania, argumentując, że traktuje go jak brata. On jednak tak łatwo się nie poddał. Niezrażony dalej się o nią starał. Przez następne dwa miesiące opsypywał ją prezentami i rozpieszczał na każdym kroku. Zabierał często do kina i na spacery w romantyczne miejsca. Malwina na początku była twarda. Co dzień tłumaczyła mu, że nie może mu zaoferować nic więcej niż przyjaźń. Paweł cierpliwie czekał, wierząc, że w końcu mu ulegnie. I tak właśnie się stało. Skradł jej serce tym, jak bardzo się o nią starał. Do dziś Malwina z rozrzewnieniem wspomina, jak co dzień rano wstawał o godzinę wcześniej, by przywieść jej słodką bułeczkę z jej ulubionej piekarni, która była oddalona od ich miasteczka o jakieś dziesięć kilometrów. Malwina była strasznym łasuchem i chyba właśnie te poranne słodkości, zmiękczyły jej serce. Paweł powoli rozniecił w niej ogień, który wczesną wiosną buchnął ogromnym płomieniem. Malwina odwajemniła jego uczucie i stali się parą. W przyszły piątek mieli lecieć razem do Anglii. Chcieli spróbować tak wychwalanego przez ich kolegę życia na wyspach. Zamieszkać razem i wypróbować się przed ewentualnym ślubem. Bardzo się cieszyła, że w końcu będzie mogła budzić się codziennie przy jego boku. Od miesiąca o niczym innym nie myślała. To miała być ich przygoda życia. Za tydzień mieli wylatywać. A on dzisiaj jej zakomunikował, jak gdyby nigdy nic, że jednak nie jedzie i że w ogóle to już koniec. Twierdził, że zakochał się w innej i że już żyć bez tej innej nie może. Dla Malwiny to był cios poniżej pasa, w ogóle się tego nie spodziewała. Gdy zaczęła wypytywać o tę nową, Paweł pośpiesznie zaczął się zbierać. Wychodząc pocałował ją zimno w policzek i zostawił całkiem samą i zdruzgotana. Siedziała już od paru godzin żewnie płacząc, zastanawiając się co zrobić z tą ich nieszczesną podróżą. W końcu nie wiedząc kiedy zasnęła wyczerpana. Obudził ją nagły stukot okna, na dworze hulał wiatr i burza. Zerwała się by je zamknąć. Dziwne, że było otwarte, przecież dokładnie pamiętała jak je ze złością zatrzasnęła. Na zewnątrz zobaczyła jakąś sylwetkę w strugach deszczu. To chyba był on, Paweł. Co ten wariat robił na ulicy w taką ulewę? Serce mocniej jej zabiło. Czyżby zmienił zdanie? Może jednak zdał sobie sprawę, że tak naprawdę kocha tylko ją i pojadą razem do tej Anglii? Nie zważając na szalejącą burze wybiegła przed dom. A on wziął ją czule w ramiona i patrząc prosto oczy powiedział: — Jedź do tej Anglii koniecznie. Ja tam na ciebie czekam. Znajdź mnie. I wtedy ze zdziwieniem stwierdziła, że Paweł to nie Paweł, tylko jakiś wysoki przystojniak o wielkich niebieskich oczach. Już miał ją pocałować, gdy alarm budzika wyrwał ją z tego pięknego snu. Otworzyła oczy rozżalona, że ten wspaniały mężczyzna rozmył się jak we mgle, pozostawiając pustkę i tęsknotę. Nawet nie powiedział jak miał na imię. Piękny sen rozwiał wszystkie jej wątpliwości. Postanowiła koniecznie lecieć sama. Kto wie może ten piękny nieznajomy naprawdę tam na nią czeka.
Podekscytowana wsiadała do samolotu. To była jej pierwsza podróż za granicę. Pierwszy lot samolotem. Wszystko było nowe i emocjonujące. Nawet sami współpasażerowie lotu stanowili dla niej nie lada atrakcję. Pochodziła z małej miejscowości, gdzie cudzoziemcy byli rzadkością. Po raz pierwszy widziała ogromnych, ciemnoskórych afrykańczyków odzianych w kolorowe tuniki, eleganckich arabskich biznesmenów w towarzystwie szczelnie zakrytych burakami kobiet. Szczególnie zachwyciły ją piękne latynoski o długich gęstych włosach i niezwykle obfitych pupach. Odziane w wydekoltowane i obcisiłę do granic możliwości stroje, odważnie eksponowały swoje piękne kształty. Malwina nie mogła oderwać od nich wzroku. Bardzo jej się podobała ta różnorodność na pokładzie lotu. Było kolorowo i ciekawie. Gdy dotarła do swojego miejsca, oczom nie mogła uwierzyć. Czy to sen? -pomyślała. Tuż obok jej miejsca siedział chłopak bardzo podobny do przystojniaka ze snu. Stanęła jak wryta, wpatrując się w niego. On od razu zwrócił na nią uwagę. Rzucił się by pomóc jej w ulokowaniu bagażu. Widać było, że Malwina zrobiła na nim piorunujące wrażenie. No i nic dziwnego. Malwina była śliczną dziewczyną i od zawsze budziła zainteresowanie mężczyzn. Ładnych dziewczyn jest wiele, ale ona miała w sobie to coś, co sprawiało, że po prostu szaleli. Była bardzo kobieca, o pięknej szczupłej sylwetce, zaokrąglonej właśnie tam, gdzie najbardziej pożądają tego mężczyźni. Dodatkowego uroku dodawała jej pewność siebie, którą emanowała oraz dwa prześliczne dołeczki, ukazujące się na jej roześmianych policzkach. Panowie po prostu nie mogli oderwać od niej wzroku. Wiedziała o tym doskonale, ale już od dawna przestała zwracać na to uwagę.
Piękny nieznajomy od razu się przedstawił:- Część Marcin jestem. Pierszy raz w samolocie? — zapytał, widząc jak rozgląda się ciekawie po samolocie.
— Miło mi. Malwina. Tak to mój pierwszy lot. Aż tak widać? -odparła ze śmiechem.
— Słuchaj, to może wolałabyś się zamienić śmiejscami i usiąść przy oknie? Mi to obojętne, a ty będziesz miała lepsze widoki- zaproponował uprzejmie.
Chętnie zgodziła się na tę zamianę i rozanielona usiadła obok niego. Podczas lotu nie miała jednak czasu ani ochoty oglądać widoków za oknem. Rozmowa z Marcinem wciągnęła ją całkowicie. Był wspaniały, wysoki, szarmancki, można było zginąć w jego niebieskich oczach. Przegadali całą podróż. Gdy wysiadała na lotnisku w Londynie, o Pawle już nie pamiętała. Znów była szczęśliwa i zakochana. On niestety zostawał w Londynie, gdzie studiował i pracował. Ona musiała jechać dalej na południe Anglii do Bournemouth. Tam miała załatwione mieszkanie i pracę. Marcin okazał się prawdziwym dżentelmenem. Towarzyszył jej aż do stacji autobusowej Wiktoria w centrum Londynu, skąd miała kontynuować swą podróż. Malwina była mu za to bardzo wdzięczna. To był jej pierwszy raz w tak dużym mieście i sama na pewno by się zgubiła. A z jego pomocą w niecałe pół godziny dojechała z lotniska na stację autobusową. Na dworcu żegnali się niczym starzy znajomi. Marcin obiecał, że za dwa tygodnie na pewno ją odwiedzi, bo przecież do Bournemouth z Londynu to nie aż tak daleko. Autobus ruszył, a jej zakręciła się łezka w oku. Dopiero co go poznała, a już musiała się żegnać. Marcin zrobił na niej niesamowite wrażenie. Zamyślona wyglądała przez okno nic nie widzącym wzrokiem i przeżywała jeszcze raz ich dzisiejsze spotkanie. Z rozmarzenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Dzwonił Mariusz, wspólny kolega jej i Pawła. Kompletnie zapomniała, że miała się z nim skontaktować, jak tylko wyląduje. Dzwonił, żeby zapytać o której będzie na miejscu. Miał po nią wyjechać na stację.
Mariusz mieszkał w Bournemouth już trzeci rok. To on właśnie namówił ją i Pawła na ten wyjazd. Tak wspaniale opowiadał o życiu na obczyźnie, że sami nabrali ochoty by spróbować. Mariusz bardzo się ucieszył, bo pomimo, że życie w Anglii bardzo sobie chwalił, to czasami czuł się tutaj trochę samotny. Starzy, sprawdzeni znajomi z Polski bardzo by mu się przydali. Gdy zobaczył, że palą się do wyjazdu, zaraz zaproponował im pomoc w znalezieniu pracy i mieszkania. Oni chętnie na jego propozycję przystali. Umówili się na ich przyjazd latem zaraz po obronie pracy magisterskiej. Paweł jedak w ostatniej chwili zdecydował, że nie przylatuje. Mariusz był na niego wściekły. Tym bardziej, że przyjaciel nie podał mu nawet konkretnego powodu swojej nagłej zmiany planów. Mariuszowi udało się już mu nawet załatwić całkiem niezłą pracę. Wyprosił ją dla przyjaciela od dyrektora banku, który wpadał regularnie do pubu, gdzie był barmanem. Mariuszowi zajęło sporo czasu i zachodu załatwienie tej posady, a Paweł tak po prostu w ostatniej chwili rezygnował. Mariuszowi wydało się to mało poważne. Był zły na przyjaciela, za marnowanie swojego cennego czasu. Wiadomość, że Malwina zdecydowała się na wyjazd sama, bardzo go zaskoczyła. W końcu byli z Pawłem nierozłączni. Próbował ją wcisnąć na stanowisko załatwione dla przyjaciela, ale szowinistyczny pan dyrektor w ogóle nie chciał słyszeć o zatrudnieniu kobiety. Jak twierdził, przedstawicielki płci pięknej, zwłaszcza te w młodym wieku, przynosiły tylko problemy. Szybko wychodziły za mąż, a potem ciągle były na urlopie wychowawczym, zostawiając cały zespół w najmniej odpowiednim momencie. Więc ku żalowi Mariusza, świetna propozycja pracy w banku po prostu przepadła. Mimo wszystko był zadowolony, że chociaż Malwina zdecydowała się na wyjazd na wyspy. Dziś o osiemnastej odbierał ją z dworca.
Malwina miała przed sobą jeszcze dwie godziny jazdy. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i zaczęła podziwiać widoki. Anglia była czysta i zadbana, wbrew panującej o niej opinii zielona i słoneczna. Po jakości dróg i ilości domków jednorodzinnych od razu było widać, że im się tutaj nieźle powodziło. Oglądała z zachwytem zadbane domy i kolorowe, drogie auta, pędzące po równej, wielopasmowej autostradzie. Było czym oko nacieszyć, nigdy wcześniej nie widziała takich cudeniek. Widząc jaką piękna i bogata ta Anglia pomyślała, że Paweł stracił okazję swojego życia i ona prawie też. Przecież tak niewiele brakowało, żeby nie przyjechała. Uratował ją ten piękny sen, który zmobilizował ją do wyjazdu i w dodatku zmaterializował się tak szybko w osobie Marcina z samolotu. Już nie mogła się doczekać, kiedy go znowu zobaczy. Zdziwiła się, jak szybko goiła się rana po Pawle. Przecież jeszcze tydzień temu opłakiwała rozstanie, a dziś znów rozpierała ją radość życia. Była szczęśliwa i zakochana. Wyczerpana podróżą zasnęła podziwiając krajobrazy. Obudziło ją gwałtowne szturchnięcie w ramię. Wystraszona otworzyła oczy. Kierowca coś do niej mówił po angielsku, ale zaspana nie zrozumiała ani słowa. Za oknem zobaczyła ogromny napis Bournemouth. W euforii zerwała się z fotela. Była na miejscu. Chwyciła bagaż i wyskoczyła z autobusu, gdzie na peronie czekał już na nią Mariusz. Wpadła mu z radością w ramiona. Nie widzieli się od pół roku, kiedy to przyjechał do domu na święta. Zmienił się jakoś, wymeżniał i wydoroślał. Nie mogła się na niego napatrzeć. Musiała przyznać, że slużyła mu ta Anglia. Mariusz uściskał ja serdecznie i wsadził do samochodu. Sam zajął się jej bagażem. Był szczęśliwy, że miał ją tutaj na miejscu. Gdy tydzień temu zadzwonił do niego Paweł z nowiną, że jednak musi odwołać przyjazd, był bardzo rozaczarowany. Nie spodziewał się, że Malwina w podróż wybierze się sama. Wsiadał do samochodu z szerokim uśmiechem, nie ukrywając zadowolenia z tego, że przyjechała. Od razu chciał pokazać jej trochę Bournemouth. Postanowił pojechać do domu okrężną drogą przez centrum. Jechali w ciszy, oboje bardzo podekscytowani. On podziwiał jej prześliczny profil, ona pochłaniała widoki miasta. Nie było tu nudy. Każdy budynek był inny. Jedne nowoczesne, inne stare i zabytkowe. Stały obok siebie, tworząc istny misz masz architektoniczny. Mieszanka stylów i kolorów. Niby nic do siebie nie pasowało, a jednak tworzyło spójną całość. Malwinę zachwyciły zadbane parki pełne kwiatów, gdzie na równo przystrzyżonych trawnikach siedzieli uśmiechnięci ludzie. Było czysto i kolorowo. Miasto tętniło życiem i radością. Nagle w oddali ukazało się morze, które Malwina tak bardzo kochała.
Boże jak tu pięknie! — wykrzyknęła.
Pochodziła z południa Polski i naszym Bałtykiem mogła nacieszyć się tylko raz do roku podczas wakacji u babci. Gdy wracała do domu, cały rok za nim tęskniła. Tutaj miała obcować z nim na co dzień. Nie mogło być lepiej. Mariusz widząc jej zachwyt morzem, pojechał drogą zaraz przy plaży. Malwina była wniebowzięta. Z upojeniem chłoneła widok niebieskiej tafli wody, skrzącej się w słońcu. Morze od zawsze napawało ją spokojem. Mogłaby tak jechać wieczność podziwiając zielone klify i błękit delikatnie falującej wody. Niestety po chwili zjechali z plaży, a jej oczom ukazała się ulica pełna dwupiętrowych domów z czerwonej z cegły. Ciągnęły się równo po obu stronach, a każdy z nich był identyczny. Nagle Mariusz wyhamował i zaparkował przed jednym z nich. Byli na miejscu. Nie zdążyli jeszcze dobrze wysiąść z samochodu, gdy frontowe drzwi domu otworzyły się. Wybiegło z nich dwóch młodych mężczyzn. Energicznie rzucili się by przywitać Malwinę i pomóc przy bagażach. Byli to współlokatorzy Marusza. To właśnie z nimi Malwina miała dzielić ten dom. Pochodzili z Turcji. Studiowali na lokalnym collegu, gdzie pogłębiali znajomość języka angielskiego, a wieczorami dorabiali pracując na ochronie w lokalnym knajpach. Wyglądali na takich, z którymi lepiej nie zadzierać. Byli ciemni, niewysocy o krzepkich, silnych sylwetkach. Groźnego wyglądu nadawały im haczykowate nosy i ostre rysy twarzy. Malwinę trochę wystraszył ich groźny wygląd. Z lekką obawą wysiadła z samochodu.
Mariusz od razu dokonał oficjalnej prezentacji -to jest moja kochana Malwinka, która od dzisiaj będzie z nami mieszkać. A to jest Samir i Ali nasi współlokatorzy.
Powitali ją tak serdecznie, że od razu zapomniała o ich zbójeckim wyglądzie. Nagłe wydali jej się mili i sympatyczni. Ali zajął się jej bagażem, a Samir wziął ją pod ramie i wprowadził do domu. Nie dali jej się nawet dobrze rozejrzeć, od razu porwali ją do kuchni, gdzie czekała na nią kolacja. Witali ją iście królewsko, stół uginał się tureckich przysmaków. Szaszłyki z aromatycznego mięsa, oliwki, pikantne papryczki nadziewane fetą, swieżo upieczony chleb i słodka baklawa czekały na jej degustację. Było czym oko nacieszyć, a pachniało to wszystko nieziemsko. Dopiero teraz Malwina zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Przecież poza kanapką zjedzoną w pośpiechu na lotnisku w Warszawie cały dzień nic dzisiaj nie jadła. Było tyle wrażeń, że po prostu o tym zapomniała. Teraz z radością rzuciła się na jedzenie. Ona pałaszowała, a oni dwoili się i troili by ją zadowolić. Śmieszyło ją to, że tak nad nią skakali, a przy tym zachwalali się niczym najlepszy towar. Opowiadali jacy to są wspaniali i mądrzy. Była zaskoczona, nigdy wcześniej nie słyszała, by ktoś tak otwarcie opowiadał o swoich zaletach. Ali chwalił się wpływową i bogatą rodziną, posiadająca rozległe interesy na terenie całej Turcji. Samir chcąc mu dorównać, opowiadał o swoich podróżach po Azji i Europie i popisywał się znajomością kilku języków obcych. Mariusz w ciszy delektował się przygotowaną ucztą i patrzył na to wszystko z lekkim rozbawieniem. Był przyzwyczajony, że jego koledzy po prostu szaleli, gdy w ich otoczeniu pojawiała się piękna kobieta. Malwina chętnie korzystała z gościnności turecki kolegów. Kochała jeść, z radością próbowała podtykanych jej przysmaków, nadrabiając całodzienne zaległości. Gdy napełniła żołądek, ogarnęła ją wielką senność. Poczuła się zmęczona cała podróżą i tym ich trajkotaniem. Podziękowała za tak wspaniałe powitanie i grzecznie poprosiła, by pokazali jej w końcu, gdzie będzie mieszkać. Natychmiast zerwali się obaj. Mariusz wybuchnął śmiechem, nie mógł się już powstrzymać. W trójkę oprowadzili ją po domu. Nawet jej się podobał. Był stary, ale zadbany. Szczególnie do gustu przypadły jej ściany obite pasiastymi tapetami. W Polsce już dawno nie modne, a tu proszę dalej na porządku dziennym. Wyposażenie domu było dość minimalistycznie, ale było przytulnie i zaskakująco czysto, jak na miejsce zamieszkałe przez samych mężczyzn. Bardzo ją to ucieszyło, bo porządek kochała. Całą podłogę domu pokrywał mięciutki jasnobrązowy dywan. Wyłożono nim nawet schody i podłogę w łazience, co wydało się Malwinie raczej mało higieniczne. Na parterze oprócz kuchni, znajdował się jeszcze salon, który Malwinę po prostu zachwycił. Urządzony w stylu retro, wyglądał jak żywcem wyjęty ze starego angielskiego filmu. Pasiate tapety obwieszone były ślicznymi obrazkami w złotych starodawnych ramkach, a główną ozdobę pomieszczenia stanowił rzeźbiony w drewnie kominek. Tuż obok niego stały fotel i duża stara kanapa. Oba meble obszyte były trochę już przetartym, kwiecistym materiałem. Całości dopełniał dobrze już wysłużony drewniany stół i piękna, wiekowa lampa z kloszem w drobne kwiatki. Jedynym nowoczesnym akcentem w pokoju był wielki plazmowy telewizor i zestaw kina domowego, który z dumą pokazał jej Ali. Jak się okazało cały sprzęt należał właśnie do niego, ale wspaniałomyślnie pozwalał z niego korzystać wszystkim domownikom. Ku zachwycie Malwiny, do salonu przylegała niewielka oszklona weranda, z której wychodziło się do ogrodu. Nie pasował on zupełnie do reszty domu. Był zaniedbany i pełen starych gratów. Malwina od razu zainteresowała się co to za rupiecie. Jak jej wyjaśnił Samir, były tam odkąd się tutaj wprowadzili. Dostali nawet pozwolenie od landlorda, żeby się tego wszystkiego pozbyć, ale jakoś do tej pory żaden z nich nie znalazł chwili by się tym zająć. Przeznaczenie ogrodu na graciarnie wydało się Malwinie strasznym marnoctactwem. Postanowiła jak najszybciej go oczyścić i stworzyć miłą przestrzeń do wypicia kawy czy zorganizowaniu grila. Na werandzie wypatrzyła wyciśnięty w kąt wiklinowy stół i krzesła, które po uprzątnięciu ogródka, zamierzała wyciągnąć na zewnątrz. Szkoda jej było tej niewykorzystanej przestrzeni na świeżym powietrzu, tym bardziej, że mieli jeszcze piękne lato. Po zwiedzeniu parteru, koledzy poprowadzili ją chodami na górę. Jej pokój znajdował się na pierwszym piętrze zaraz obok pokoju Mariusza, z którym miała dzielić łazienkę. Samir i Ali mieli do swojej dyspozycji drugą na poddaszu, gdzie mieściły się ich pokoje. Z czego Malwina była bardzo zadowolona, bo byłoby raczej uciążliwe dzielić łazienkę aż z trzema innymi osobami. Po pokazaniu jej całego domu, uczynni tureccy współlokatorowie, wnieśli jej walizki aż pod same drzwi jej pokoju. Następnie grzecznie się pożegnali i oddalili schodami na poddasze. Została sama z Mariuszem.
Jak ci się podoba? — zapytał- uchylając drzwi do jej sypialni.
Malwina ciekawie zerknęła do środka. No cóż komnata królewska to nie była. Pomieszczenie było małe, wyposażone jedynie w łóżko, biureczko i szafę. Nie oczekiwała wielkich luksusów, jednak była trochę rozczarowana jego skromnością. Pokój kosztował pięćset funtów miesięcznie. Za taką sumę mogła w swoim miasteczku wynająć w pełni wyposażone, nowoczesne mieszkanie. No tak, ale nie było co porównywać. Przecież nie była w Polsce, to była Anglia. Mariusz odsłonił firanki. To co zobaczyła zmieniło wszystko. Z okna było widać klify i morze. Już jej nic nie przeszkadzało, pokój wydał się idealny. Widząc jak blisko jest od plaży, ożywiła się. Nabrała ochoty na spacer. Mariuszowi pomysł się spodobał. To była świetna okazja, żeby pokazać jej okolicę i trochę porozmawiać. Strasznie był ciekawy, dlaczego przyjechała sama. Paweł przez przez telefon nie chciał nic zdradzić. Chwycił kurtkę, wziął Malwinę pod ramię i ruszyli nad morze.
— To ty nic nie wiesz? — spytała zdziwiona, gdy zapytał o Pawła.- Tydzień przed wyjazdem zakomunikował mi, że to już koniec i że do żadnej Anglii się ze mną nie wybiera. Podobno zakochał się w innej- westchnęła rozkładają ręce.
Mariusz nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Ale dureń z tego Pawła- pomyślał. Lubił go bardzo, ale zawsze uważał, że nie zasługiwał na taką wspaniałą dziewczynę jak Malwina.
— Popatrz jakie cuda- dyskretnie zmienił temat, wskazując jej malutkie, kolorowe domki ciągnące się wzdłuż plaży.
Malwina ciekawie spojrzała w ich stronę, nigdy takich wcześniej takich nie widziała. Przypominały raczej małe budki niż domki, a każdy z nich miał inny kolor i nazwę. Parę z nich było otwartych, więc dyskretnie podejrzała, że ludzie mieli tam pochowany sprzęt na plażę. Niektórzy mieli nawet wstawioną małą kuchnie, łóżka czy kanapy. Malwina sama się zdziwiła ile w takich maleństwach mogło się zmieścić. Angielska plaża bardzo przypadła jej do gustu. Była o wiele mniej zaludniona niż nasza polska, a kolorowe budki i wysokie zielone klify ciągnące się wzdłuż brzegu nadawały jej wyjątkowego uroku. Krystalicznie czysta woda odbijała ostatnie promienie zachodzącego słońca. A oni szli bez słowa wzdłuż brzegu, wpatrując się w fale i było im bardzo dobrze w tej ciszy.
Nazajutrz Malwina wstała dopiero po jedenastej. W domu panowała idealna cisza. Była sama. Marcin załatwiał coś na mieście, a Samir i Ali byli jak co rano na zajęciach. Cudownie, pomyślała, chwila tylko dla siebie. Postanowiła zacząć ten piękny dzień od relaksującej kąpieli. W łazience trochę się zdziwiła. Zarówno umywalka jak i wanna miały dwa krany, jeden po prawej drugi po lewej stronie. Wczoraj przy myciu zębów zupełnie na to nie zwróciła uwagi, była zbyt zmęczona. Z jednego leciała woda bardzo zimna z drugiego gorąca. Sensu to nie miało żadnego. Niewiele myśląc, odkręciła oba, by uzyskać wodę w odpowiedniej do kąpieli temperaturze. Raz strumień była za zimny, raz parzył. Chwilę musiała pokombinować, żeby uzyskać oczekiwany efekt. W końcu się udało. Z radością wskoczyła do pełnej piany wanny. Nic tak jej nie relaksowało jak cieplutka kąpiel. Oczyszczała nie tylko ciało, ale i duszę. Z wanny wyszła niczym nowonarodzona. Natarła ciało aromatyczną oliwką i zrobiła delikatny makijaż. Z zadowoleniem spojrzała na siebie w lustro. Było całkiem nieźle. Czuła się piękna i zadbana. Od razu chciała wysuszyć włosy, ale nie było gdzie podłączyć suszarki. Szukała cierpliwie gniazdka, nie wiedząc jeszcze, że Anglicy panicznie boją się elektryczności w łazience i nie instalują tam kontaktów. Nie znajdując żadnego, postanowiła spróbować w swoim pokoju. Wczoraj widziała tam gdzieś przelotnie kontakt. Znalazła nawet dwa, jeden koło łóżka i drugi koło biurka. Tylko, że zupełnie inne niż w Polsce, zamiast dwóch dziurek miały trzy.
No i jak się do tego podłączyć? — pomyślała zrezygnowana.
Próbowała, ale polska wtyczka nijak nie pasowała do angielskiego gniazdka. W końcu się poddała i odłożyła suszarkę. Postanowiła później zapytać Mariusza jak z tych gniazdek skorzystać. Czyściutka i pachnąca zeszła do kuchni na śniadanie. Tu czekała na nią niespodzianka: w ekspresie aromatyczna kawa a na stole kolorowe kanapki. Była też wiadomość od Mariusza: Smacznego Malwinko. wracam po 14:00. Spojrzała na zegarek, miała ponad dwie godziny do jego powrotu. Wspaniale, pomyślała, zdążę jeszcze przygotować coś na obiad. Chciała się zrewanżować za wczorajszą powitalną kolację. Pobiegła na górę, wyciągnąć z bagażu domową, wędzoną kiełbaskę, którą na drogę wsadziła jej mama, upierając się, że w Anglii na pewno takich rarytasów nie znajdzie. W kuchni przeszukała szafki i lodówkę. Znalazła ser, ziemniaki, paprykę i jakiś ostry sos pomidorowy. Idealnie, ucieszyła się. Zrobię im pyszną zapiekankę. Malwina była prawdziwą czarodziejką w kuchni, potrafiła z paru protych składników wyczarować cuda. Po dwóch godzinach, gdy Mariusz wchodził do domu, przywitał go piękny zapach. Od razu zrobił się głodny. Z ciekawością zajrzał do kuchni, gdzie Malwina nakrywała już do stołu. Widząc go, ucieszyła się i wyciągnęła zapiekankę z piekarnika. Już miała im nakładać, gdy uslyszeli zgrzytanie klucza. W drzwiach pojawili się Samir i Ali. Zaprosiła ich do wspólnego obiadu. Chętnie się do nich przyłączyli. Po całym dniu spędzonym w collegu byli naprawdę głodni. Wcinali, aż im się uszy trzęsły. Malwina była naprawdę dobrą kucharką. Arabscy koledzy byli pełni uzania, koniecznie chcieli wiedzieć co to za polski przysmak im zaserwowała. Malwina machnęła ręką -a tam nic specjalnego, taka szybka zapiekanka z polskiej kiełbasy, sera i ziemniaków. Mariusz spoważniał, oni zbledli. Podałaś nam wieprzową polską kiełbasę? — pytał zburzony Ali. Samir wyglądał na porządnie wkurzonego. Ona patrzyła na nich zaskoczona. Przecież wyraźnie widziała jak bardzo im smakowało, więc i co im chodziło? Całą sytuację uratował Mariusz.
— No wiadomo, że kiełbasa była drobiowa- szybko sprostował- przecież wiemy doskonale, że wy wieprzowiny nie spożywacie. Malwina specjalnie ją przygotowała dla was na przyjazd. To domowy wyrób, w sklepie takiej nie kupicie.
Chłopcy wyraźnie się uspokoili. A Malwinie aż słabo się zrobiła, gdy pomyślała jaką gafę strzeliła. Co ona w ogóle myślała podając muzułmanom wieprzowinę. Wdzięcznie spojrzała na przyjaciela, który uratował ją wykazując się dużą przytomnością umysłu.
Wieczorem Mariusz zabierał ją na barbecue, czyli angielskiego grila, do ciotki Agnes. To właśnie ona pomogła mu osiedlić się w UK. Tak naprawdę nazywała się Agnieszka. W Polsce imię jest najbardziej zwyczajne, dla cudzoziemca było nie do wymówienia. By ułatwić sprawę zamieniła je na łatwą Agnes. Na wyspach mieszkała już prawie trzydzieści lat. Była żoną Patricka, bogatego angielskiego biznesmena. Kochał ją do szaleństwa, obsypywał prezentami, ale niestety czasu dla niej miał nie wiele. Jako nie pracująca pani domu i kobieta bezdzietna, czasu miała aż nadto. Z radością poświęcała go, by pomóc młodym Polakom urządzić się na wyspach. Pomagała w znalezieniu mieszkania, pracy i w załatwieniu wszelkich formalności. Sama już nie najmłodsza, uwielbiała otaczać się polską młodzieżą. Jak twierdziła, odejmowało jej to lat. Obcowanie z nimi sprawiało jej wielką frajdę i nadawało sensu jej trochę pustemu życiu. Tak naprawdę nie była ciotką Mariusza tylko jego kolegi Marka. Cztery lata temu zaprosiła ich obu do siebie na wakacje. Chciała znęcić siostrzeńca do życia na obczyźnie. Nie udało się, Marek nie widział się poza granicami kraju. Za to Mariusz zakochał się w wyspach. Nie chciał już wracać do Polski. Rodzice z trudem namówili go, by wrócił i skończył studia. W końcu został mu już ostatni rok. Szkoda by było je zmarnować. Mariusz chodź już wiedział, że w zawodzie pracować będzie, posłuchał ich. Do Anglii wrócił po roku z dyplomem inżyniera architekta. Na architekturę poszedł pod naciskiem rodziców. Dał się przekonać, chociaż od razu wiedział że to nie jego bajka. Po studiach czekała na niego ciepła posadka w świetnie prosperującym biurze architektonicznym Czajkowscy. Założone jeszcze przez pradziadka, obecnie prowadzone przez rodziców, stanowiło tradycję rodzinną. Państwo Czajkowscy w ogóle nie brali pod uwagę, że syn mógł wyjechać na stałe za granicę. Uważali, że to chwilowy kaprys nastolatka i zgodzili się na ten wyjazd. Rozumieli, że młodość musi się wyszaleć, że syn chce poznać świat. Myśleli, że po roku czy dwóch Mariusz wróci do domu. Przecież gdzie będzie mu lepiej niż w ojczystym kraju. Okazało się zupełnie inaczej. Marcin siedział w Anglii już trzeci rok i nie myślał wracać. Praca architekta wydawała mu się nurząca. Nie wyobrażał sobie siebie spędzajacego cały dzień za biurkiem. Lubił być w ruchu. W Anglii pracował za barem i bardzo mu to odpowiadało. Cały dzień mógł rozmawiać z ciekawymi ludźmi, serwując im kolorowe drinki i jeszcze mu za to płacili. W głowie zrodziło mu się marzenie, by założyć własną knajpę właśnie tutaj w Anglii. Na razie zbierał środki i doświadczenie. Rodzice nic nie wiedząc o jego planach, cierpliwie czekali, nie tracąc nadziei, że syn jednak wróci.
Mariusz, widząc Malwinę, schodzacą po schodach w zwiewnej letniej sukience, nie mógł ukryć zachwytu.
Ślicznie wyglądasz- powiedział, oglądając ją ze wszystkich stron.
No przecież miałam się dobrze prezentować- roześmiała się, ukazując swoje urocze dołeczki.
— No tak, udało ci się, na pewno zrobisz wrażenie Gotowa? No to jedziemy. Ciotka bardzo nie lubi niepunktualności, ma na tym punkcie bzika.
Malwina chwyciła kurtkę i pobiegła jeszcze do kuchni. Mama nauczyła ją, że idąc w gości trzeba coś zawsze przynieść. Zrobiła więc na tę okazję swoją specjalność. Czekoladowy sernik, który w jej wydaniu nie miał sobie równych. Dzięki niemu pobijała podniebienia i serca nowo poznanych ludzi. Kto raz go spróbował, pamiętał ją i jego smak do końca życia. Gdy pytano ją o przepis, chętnie podawała, jednak nikt nie był w stanie pyrządzić go tak wspaniale jak ona. Do ciasta dodawała bowiem jeden sekretny składnik, który nadawał mu wyjątkowego aromatu i wilgotności. Sama na niego wpadła i dodała do oryginalnego przepisu. Był jej słodkim sekretem, którego nie zamierzała nikomu ujawniać. W końcu to był jej autorski pomysł i nadawało jej wypiekom wyjątkowości. Przez całą drogę, trzymała sernik troskliwie na kolanach, by przypadkiem nie spadł z siedzenia na jakimś zakręcie. Na miejsce dojechali w niecałe dziesięć minut. Agnes mieszkała blisko, w dzielnicy willowej Bournemouth, gdzie jeden domek był większy i piękniejszy od drugiego. Było co oglądać. Dom jej był przeogromny. Zdecydowanie za duży jak dla dwóch osób. Kupili go z Patrickiem, gdy byli jeszcze narzeczeństwem. Zaraz po ślubie zamierzali go wypełnić gromadkę dzieci, które niestety pomimo usilnych starań nie przychodziły. Po dwóch latach zdecydowali się odwiedzić lekarza. Zaproponowano im metodę in vitro. Po pięciu latach niedanych starań w końcu zaakceptowali, że dzieci mieć nie będą. A ten ogromny dom został, zżyli się już z nim i nie mieli serca sprzedawać. Agnes sama go urządziła, dopieszczając każdy szczegół. Na Malwinie ogromne wrażenie zrobił wielki witraż zdobiący front budynku oraz zadbane klomby pełne jasno różowych kwiatów. Koniecznie musiała zapytać Agnes co to za odmiana, nigdy wcześniej takich nie widziała. Ciotka sama o nie dbała. Uwielbiała swoje grzebanie w ziemi. Śmiała się, że jedni zaczynają dzień od joggingu a ona wolała uprawiać poranne ogrodnictwo. Bardzo ją to odprężało. Tylko do koszenia trawy wzywała pomoc profesjonalnego ogrodnika. Wydawała jej się to zajęcie nudne i jej niegodne. Przecież było tyle przyjemniejszych rzeczy do zrobienia, że szkoda jej było na to czasu. Agnes roześmiana otworzyła im drzwi. Drobna, w jasnych włosach spiętych z wysoką kitkę, wyglądała jak nastolatka, choć była już grubo pięćdziesiątce.
Jaka ty śliczna kochanie! — wykrzyknęła, w zachwycie patrząc na Malwinę. Zręcznie przejęła wręczone jej ciasto i zaprosiła ich do środka. W salonie już wszyscy na nich czekali. Przybyli jako ostatni. Każdy wiedział, że ciotka nie toleruje spóźnialstwa, więc woleli nie ryzykować, pojawili się trochę przed czasem. Towarzystwo składało się z ponad dwudziestu osób. Prawie sami Polacy. Wyjątek stanowiła Samantha. Urocza Filipinka, żona Jacka. Poznali się, gdy pracowała jako pielęgniarką w szpitalu, gdzie leżał on zaraz po wypadku. Jakiś wariat przyjechał go na przejściu I to jeszcze na zielonym świetle. Cały połamany przebywał długie miesiące na oddziale, a ona czule go dooglądała. Szybko zapałali do siebie gorącym uczuciem. Po wyjściu Jacka ze szpitala szybko zamieszkali razem, a po niecałym roku pobrali się. Pomimo, że wypadek i cała późniejsza rehabilitacja była dla Jacka bolesnym doświadczeniem, uważał, że to najlepsze co mogło go w życiu spotkać. Przecież gdyby nie jego pobyt w szpitalu, może by się w ogóle poznali. Samantha nie znała polskiego, to właśnie dla niej zaproponowano by mówić po angielsku. Ale ni jak to nie wychodziło. Choć wszyscy bardzo się starali, po chwili automatycznie przechodzili na polski. Było po prostu czymś nienaturalnym rozmawiać z rodakami w języku obcym. Po oficjalnej prezentacji, Mariusz ruszył by witać starych znajomych, a ciotka porwała Malwinę do kuchni. Chciała jak najwięcej się o niej dowiedzieć. Bardzo jej się spodobała ta młoda śliczna dziewczyna. Ucieszyła się z wyboru pomocnika, gdy zobaczyła jak sprawnie Malwina radzi sobie w kuchni. Po kwadransie wszystko było już przygotowane. Ciotka zaprosiła towarzystwo do ogrodu, gdzie mieli smażyć mięso i pyszne polskie kiełbaski. Tam przy rozpalonym grilu czekała już na nich Kamila. Nie wyglądała na Polkę. Ciemna, niewysoka o seksownie zaokrąglonych biodrach i pupie przypominała raczej włoszkę. Malwina bardzo się zdziwiła, gdy przemówiła do niej najczystszą polszczyzną
— Cześć, Kamila jestem. Słyszałam, że będziemy razem pracować.
Naprawdę? To super! — ucieszyła się szczerze Malwina.
Od razu przypadły sobie do gustu. Kamila w UK przebywała zaledwie od pół roku. Pracowała jako opiekunka w domu późnej starości. Pracę załatwiła jej właśnie Agnes. Jedna z koleżanek ciotki była właścicielką paru takich domów. Chętnie zatrudniała młode Polki. Podobała się jej ich rzetelność i pracowitość. Malwina pracę w jednem z nich miała zacząć od poniedziałku. Bardzo się denerwowała, gdyż nigdy tego wcześniej nie robiła. Otuchy dodała jej myśl, że będzie pracować razem z Kamilą. Od razu zaczęła wypytywać ją o szczegóły. Najbadziej niepokoiło ją zmienianie pieluch. Koleżanka przyznała, że to nic przyjemnego, ale idzie się przyzwyczaić i uspokoiła ją, że praca w takim miejscu to nie tylko zmienianie pieluch. Robi się jeszcze wiele innych przyjemniejszych rzeczy. Po przegadanym wieczorze Malwina była spokojniejsza.
Kamila mieszkała nie daleko od niej. Świetnie się składało. Umówiły się w poniedziałek rano na przystanku by jechać razem do pracy. Do centrum miały dojechać autobusem, a stamtąd miały już blisko. Wystarczyło przejść sto metrów przez park by znaleść się na miejscu. Żółty, dwupoziomowy autobus, który podjechał na przystanek, po prostu zachwycił Malwinę. Nigdy takim jeszcze nie jechała. Do środka można było wejść tylko przednimi drzwiami zaraz obok kierowcy. Od razu po wejściu należało kupić lub okazać ważny bilet. Co Malwinie wydało się bardzo mądrym rozwiązaniem, bo nie dawało możliwości jazdy na gapę. Najbardziej ją zaskoczyło to, że autobus w ogóle nie był zatłoczony. Do dziś ze zgrozą wspominała przełnione ludźmi poranne autobusy, którymi na pierwszym roku dojeżdżała na studia. Nieraz zdażyło jej się stać na samym wejściu, walcząc na każdym przystanku by zamykające się drzwi nie przycieły jej plecaka. Dzisiaj oczekiwała czegoś podobnego, w końcu były to godziny szczytu. Na szczęście angielska komunikacja miejska nie była aż tak zatłoczona. Miały nawet do wyboru paru miejsc siedzących. Oczywiście usiadły na górze, by mieć lepsze widoki. Gdy Malwina wspomniała koleżance o swoich niewygodnych dojazdach na studia, okazało się, że Kamila też studiowała w Kielcach i to w dodatku na tej samej uczelni co Malwina tylko na innym kierunku. Chodziły nawet do tych samych klubów studenckich. Same nie mogły uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Bardzo żałowały, że nie trafiły na siebie w czasach studenckich. Zagdane prawie przegapiły swój przystanek, wysiadły w ostatniej chwili. Dotarły na miejsce w wyśmienitych humorach. Malwina miała nadzieję, że będą pracowały razem, ale od razu je rozdzielono. Dostała biały fartuszek i została przydzielona do szefów pielęgniarzy, który przez przez następny tydzień miał pokazać jej tajniki zawodu. Praca była dużo lżejsza i przyjemniejsza niż to sobie wyobrażała. Polegała na pomaganiu w codziennych czynnościach starszym, schorowanym ludziom. Bardzo jej się spodobało przenoszenie niepełnosprawnych pacjentów za pomocą specjalnych podnośników i chust. A najbardziej przypadły jej do gustu popołudniowe zajęcia, kiedy był czas na spacery, rozmowy i picie herbaty z pensjonariuszami. W tej pracy nie było czasu na nudę, zawsze było coś do zrobienia. Pomimo dwunastogodzinnej zmiany, dzień minął jej bardzo szybko. Zmęczona, ale zadowolona wracała do domu autobusem, gdy poczuła wibrujący telefon w kieszeni spodni. Szybko po niego sięgnęła. Dzwonił Marcin. Ucieszyła się bardzo. Od ich spotkania minęło już parę dni, a on się jeszcze ani razu nie odezwał. Malwina powoli traciła nadzieję, że w ogóle to nastąpi. A tu proszę, jednak dzwonił.
— Halo halo- odebrała uradowana.
— Hej księżniczko! Jak Ci tam w tym Bournemouth? Stęskniłaś się już za mną troszkę?
— Ach tyle się działo, że naprawdę nie miałam czasu — odparła roześmiana.
— No widzisz, a ja stęskniłem się bardzo. Pamiętasz, że jesteśmy umówieni w przyszłą sobotę? — zapytał zalotnie.
Choć Malwina doskonale wiedziała, że w przyszły weekend nie pracuje, skłamała mu, że jeszcze nie wie, czy będą mogli się spotkać, bo nie wie czy dostanie wolne. Na Marcinie zależało jej bardzo, ale nie chciała tego pokazać. Myślała, że byłoby to no jej niekorzyść. Wolała potrzymać go trochę w niepewności. Przecież mężczyźni lubią gonić króliczka, a nadmierne zainteresowanie, zwłaszcza na początku znajomości, skutecznie ich odstrasza. Była młodziutka, ale coś już na ten temat wiedziała. Ustalili, że jak tylko będzie znała grafik na następny tydzień, to się od razu odezwie.
Nazajutrz, w drodze do pracy, Kamila zwierzyła jej się z problemu:
— Słuchaj od jakiegoś czasu ktoś mi podjada jedzenie. Na początku przymykałam na to oko. Szkody były niewielkie. Parę mniej plasterków sera, czy tajemniczo zmniejszający się bochenek chleba. Ale wczoraj przesadzili! Ktoś wtrąbił mi cały słoik bigosu przesłanego przez mamę! Rano przełożyłam całość do garnuszka i zostawiłam na kuchence, żeby podgrzać zaraz po pracy na obiad. Po powrocie do domu na dnie znalazłem zaledwie parę łyżek. Nawet nie wiesz jak się wkurzyłam. Miałam na niego straszną ochotę. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie znalazłam winnego. Nikt się nie przyznał. Coś z tym muszę zrobić. Tak dalej być nie może! — opowiadała wzburzona.
Malwina słuchając historię Kamili, przypomniała sobie podobną sytuację na studiach. Jedna z jej koleżanek dzieliła mieszkanie z czterema innymi studentami. Często skarżyła się, że któraś z nich regularnie ją objadała. Pomysłowa dziewczyna, w związku z tym, że nikt do podjadania się nie przyznawał, znalazła drastyczny ale skuteczy sposób na szkodnika. Te same rozwiązanie zaproponowała Kamili. Miały przygotować garnek pysznego gulaszu. Duży garnek, żeby sprawca bez skrępowania mógł sobie trochę podjeść. Danie na koniec należało wzbogacić środkiem przeczyszczającym i zostawić na widocznym miejscu. Jeszcze tego samego wieczoru przystąpiły do relizacji szatańskiego pomysłu. Po pracy odwiedziły sklep i aptekę by zakupić potrzebne składniki. Sekretnego składnika nie żałowały, dały od serca, całe opakowanie. Zostawiły garnek z gulaszem z lekko uchyloną pokrywką, by znęcić zapachem nic nie podejrzewającą ofiarę. Plan był iście diabelski. Nazajutrz cały dzień spędziły w pracy. Dwunastogodzinna zmiana strasznie się im dłużyła. Nie mogły się doczekać, by poznać rezultat swojej tajnej operacji. Po powrocie do domu, z radością stwierdziły, że rzeczywiście gulaszu znacznie ubyło. Do późna czekały na rozwój sytuacji. Nestety nic nadzwyczjnego się nie działo. Przed jedenastą Malwina pożegnała się, jutro wstawała rano do pracy. Kamila oddała się lekturze, cierpliwie czekając na efekty. Przecież taka ilość środka przeczyszczającego musiała zadziałać. Cyrk zaczął się zaraz po północy. Najpierw uchyliły się drzwi Karoliny, dudziestoletniej czeszki. Pobiegła szybko do łazienki, gdzie spędziła kolejne pietnaście minut. Dochodzące z toalety odgłosy wyraźnie zdradzały rewolucję żołądkową. No proszę mamy winnego- ucieszyła się Kamila. Już zasypiała szczęśliwa, że rozwiązała tajemnicę, gdy zaskrzypiały kolejna drzwi. Następny w łazience był Łukasz, a zaraz za nim dobijał się skręcający się z bólu Piotrek. Źle by się to dla niego skończyło, gdyby w domu nie było drugiej toalety, bo Łukasz jeszcze długo z łazienki nie wychodził. Dla jej współlokatorów to była ciężka noc. Kursowali do łazienki jeszcze parę razy, ale ona już tego nie słyszała. Szybko zasnęła, po odkryciu winowajcy, a właściwie winowajców.
— No i co, są rezultaty? zapytała nazajutrz ciekawa Malwina
— Oj kochana są i to spektakularne. Wyobraź sobie, że objadali mnie wszyscy. Cała trójka spędziła noc na toalecie. Rano kiepsko wyglądali. Nawet mi ich trochę żal. No ale cóż, sami się o to prosili. Zapytałam ich wprost czy przypadkiem nie zaszkodził im mój gulasz, którego zapomniałam schować wczoraj do lodówki i zepsuł się od upału, ale cała trójka znowu zaprzeczyła. Mam jednak nadzieję, że ta przygoda oduczy ich zaglądania w moje garnki- zakończyła ze śmiechem Kamila.
W piątek skończyły pracę wcześniej, zaraz po wybrały się na miasto. Malwina podekscytowana oglądała wystawy sklepowe. Takich pięknych ciuchów jeszcze nie widziała. Bielizna zdobiona w koronki i cekiny szczególnie przypadła jej do gustu. Zakupiła parę komplecików, nie mogła się powstrzymać. Szukały coś ekstra na wieczorne wyjście. W ten weekend miały wolne i wybierały się do klubu. Po paru godzinnym shoppingu, wracały załadowane torbami. Zakupy naprawdę się udały. Siedziały na przystanku szczęśliwe, pokazując sobie skarby jakie udało im się zdobyć. Nagle wyrósł przed nimi potężny Anglik odziany tylko w niewielkie stringi. Uśmiechnięty, w asyście rozbawionych kolegów, tłumaczył, że to jego wieczór kawalerski i że jako zadanie przedślubne dostał pokazanie swojego przyrodzenia dwudziestu kobietom. Następnie bez najmniejszego wstydu ściągnął stringi. Jeśli stringami można nazwać, różową trąbę słonia przyczepą do dwóch gumek mocno wbijających się w pośladki. Malwina zaskoczona, nie zdążyła odwrócić wzroku. Kamila tylko się roześmiała, nie robiło to już na niej wiekszego wrażenia. Była przyzwyczajona do angielskich zwyczajów i wybryków. Wytłumaczyła zniesmaczonej Malwinie, że Bournemoth, to znany kurort nadmorski, często właśnie wybierany na wieczór panieński czy kawalerski. I żeby już się przyzwyczajała, bo zobaczy jeszcze wiele podobnych wybryków. Wieczorem umówiły się u Malwiny. Razem miały się szykować na wieczorne wyjście. Po godzinnym fryzowaniu i malowaniu były gotowe. Z uznaniem spoglądały na siebie w lustro. Wyglądały bosko. Zadowolone z efektu zeszły do kuchni. Trzeba było coś zjeść przed wyjściem. Tam od dłuższego czasu czekali na nie Samir i Ali. Zwabieni ich radosnym śmiechem, tylko czekali aż wyjdą od Malwiny z pokoju. Gdy je zobaczyli, coś w nich wstąpiło. Dziewczyny na co dzień i tak piękne, dziś zrobione na bóstwo w ślicznych letnich sukienkach, pobudziły ich męskie zmysły. Koniecznie chcieli zaprosić je na kolację na miasto. Podobno znali świetną restaurację. Dziewczyny broniły się jak mogły, ale do nich nie docierało, że nie miały ochoty na męskie towarzystwo. Chciały ten wieczór po prostu spędzić razem. Widząc, że koledzy stają się coraz bardziej zaborczy, pod pretekstem zabrania torebek, wycofały się z kuchni. Już nie wróciły. Wyszły tylnymi drzwiami przez ogród. Gdy po pół godzinie tureccy koledzy zdali sobie sprawę, że zostali wystawieni, wpadli wściekłość. Na szczęście Kamila z Malwiną były już daleko. Siedziały roześmiane w Mc Donaldzie, beztrosko wcinając swoje ulubione lody. Kamila z błyskiem w oku opowiadała o swoich czasach studenckich. Malwina próbowała jej słuchać, ale nijak nie mogła się skupić na tym co jej opowiadała koleżanka. Co chwilę zerkała na mężczyznę z naprzeciwka. Było nim coś niepokojącego, ale nie wiedziała co. W końcu zdała sobie sprawę, że facet był niby normalnie ubrany, ale na uszach miał długie eleganckie kolczyki z brylancikami. Po chwili wstał. Wziął ze stolika damską torebkę i ruszył z gracją do wyjścia. Malwina nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Stopy mężczyzny zdobiły błyszczące sandałki na cienkich wysokich obcasach, z którymi radził sobie lepiej niż nie jedna kobieta. A najlepsze było to, że nikogo prócz Malwiny to nie dziwiło. W Anglii było tyle różnych dziwaków, że już nic nie wzbudzało sensacji. Mogłeś ubrać się jak chciałeś albo wyjść nawet w samych majtkach i nikogo to nie raziło. W jej miasteczku wystarczyło ubrać się w trochę krótszą spódniczkę, a już cię pokazywali palcami. Co za wspaniały kraj- pomyślała z westchnieniem. Po pysznych lodach ruszyły do klubu. Przed wejściem czekał już długi ogonek. Zrezygnowane stanęły na końcu kolejki. Okazało się jednak, że nie musiały wcale długo czekać. Po chwili wyrósł przed nimi ochroniarz i zaprosił je do środka. Zwabiony ich słowiańską urodą, chciał się popisać przed kolegami, że zna takie śliczne dziewczyny. Zdziwone, ale szczęśliwi skorzystały z jego zaproszenia. Wprowadził je niczym dwie gwiazdy, informując kolegów z ochrony, że są jego gośćmi. Jako wejściówkę dostały po pieczątce na nadgarstku i weszły nie płacąc nawet za bilet. Wieczór dobrze się zaczynał. Ochroniarz puścił im oczko i zostawił same sobie. Na szczęście musiał wracać do pracy. Malwina była pod wrażeniem miejsca. Tak dużej dyskoteki jeszcze nie widziała. Wielokulturowy, barwny tłum wił się w rytm głośnej muzyki. Hindusi, Arabowie, Afroamerykanie i europejczycy tańczyli jedni obok drugich świetnie się przy tym bawiąc. Malwina zaciekawiona oglądała ten zbiór stylów i kultur. Kamila widząc jej zachwyt, oprowadziła ją najpierw po całej dyskotece. Jak się okazało lokal miał cztery różne sale, a w każdej z nich grała inna muzyka. Pokój z angielskimi kawałkami przypadł im obu najbardziej do gustu. To tam postanowiły zostać. Wypiły po drinku i ruszyły na parkiet. Po chwili zostały wypatrzone przez grupę Anglików, którą spotkały dziś południu na przystanku. Przyszły pan młody na szczęście był już ubrany. Młodzi mężczyźni powitali je z wielkim entuzjazmem, nie kryjąc zadowolenia z ponownego spotkania. Dla dziewczyn to była bardzo udana noc. Szalały z nimi na parkiecie do rana. Byli przesympatyczni. Odwieźli je nawet do domu taksówką. Nazajutrz Malwina wstała późno, zmęczona ale szczęśliwa. Gdy pogwizdując smażyła sobie pyszną jajecznicę, w kuchni pojawił się Ali. Nic nie podejrzewająca Malwina, grzecznie zapytała, czy ma ochotę się do niej przyłączyć. On tylko spojrzał na nią ze złością i zaczął krzyczeć. Był wściekły, że wczoraj tak ich oszukały i wyszły bez słowa tylnym wyjściem. Próbowała go uspokoić, ale on w ataku furii nie pozwalał jej dojść do słowa. Jego arabska duma bardzo ucierpiała. Nie mogła znieść, że został tak znieważony i to jeszcze przez kobiety. W jego kulturze to było nie do pomyślenia. Krzyczał jak opętany wplatajac w angielski jakieś nie zrozumiałe dla niej arabskie słowa. Z tonu w jakim je wypowiadał, Malwina podejrzewała, że były to same przekleństwa. Takim go jeszcze nie widziała. Wystraszyła się trochę. Na szczęście, słysząc co się dzieje, do kuchni zbiegł Mariusz. Ali widząc, że już nie jest sama, uspokoił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Od tego momentu stosunki polsko-tureckie w domu znacznie się ochłodziły. Mariusz wytłumaczył zaskoczonej Malwinie, że tacy właśnie są Arabowie. Bardzo mili dla kobiet, póki myślą że mają u niej szansę. Ale gwałtowni i nieprzyjemni, gdy zostają przez nie znieważeni lub odrzuceni. Malwina udawała twardą, ale tak naprawdę była cała rozdygotana. Mariusz znał ją trochę, nie dał się nabrać na jej uśmiech. Od razu zabrał ją na spacer, by trochę się uspokoiła. Widok morza sprawił, że szybko zapomniała o przykrym incydencie. Nagle poczuła dokuczliwy głód. Przypomniała sobie, że przecież nic jeszcze nie jadła. Jajecznica została nietknięta na patelni.
— Chodź zabiorę cię na angielską specjalność- zaproponował Mariusz, jakby czytając jej w myślach.
Poszli na Fish and Chips, flagowe angielskie danie. Jak się okazało, ku rozczarowaniu Malwiny, była to zwykła panierowana ryba smażona na głębokim tłuszczu podana w towarzystwie frytek. Malwina żując ociekającą tłuszczem rybę, wiedziała, że Fisch and Chips je po raz ostatni. Zatęskniła za pysznym domowym jedzeniem. Postanowiłam przygotować na jutro tradycyjny Polski obiad. Zaraz po spacerze pojechali z Mariuszem do supermarketu po potrzebne składniki. Spędzili ten dzień razem. Pomógł jej nawet przygotować jabłecznik. Ona ugniatała ciasto on obierał i tarł jabłka. Tworzyli naprawdę zgrany zespół. Do późna oglądali razem filmy u niego w pokoju. Zasnęli nie wiedząc kiedy razem w jednym łóżku. Malwina obudziła się pierwsza. Zeszła na dół przygotować im śniadanie. Po ich arabskich wspólokatorach na szczęście nie było ani śladu. Z ulgą zabrała się za ubijanie jajek. Postanowiła przygotować puszyste omlety z konfiturą. Smażąc smakowite placuszki z czułością myślała o Mariuszu. Był jak jej starszy brat, o którym zawsze marzyła. Dawał jej poczucie ciepła i bezpieczeństwa, którego tak potrzebowała. Gdy zaczęła nakrywać stół, Mariusz zwabiony zapachem sam pojawìł się kuchni. W locie zjadł od razu pierwszego jeszcze gorącego placka. Pełen podziwu dla jej talentu kucharskiego, usiadł do stołu i zaczął pochłaniać je łapczywie jeden za drugim, twierdząc przy tym, że tak pysznego śniadania dawno nie jadł. Malwina z radością patrzyła na to jak w jego ustach znikają kolejne placki. Cieszyła się, że aż tak mu smakuje. Odkąd pamiętała, gotowanie dla najbliższych sprawiało jej wielką przyjemność. Uroczą chwilę przerwał im dźwięk telefonu Malwiny.
— No hej Marcin-odebrała radośnie.
— Słuchaj Malwina, miałaś dać znać co z tym naszym weekendem. Czyżbyś się rozmyśliła? — spytał z pretensją w głosie.
— Ależ skąd, dopiero co dostałam grafik. Właśnie miałam do ciebie dzwonić- zręcznie skłamała.
— I co? Dostałaś wolne? — wypytywał nie cierpliwie.
— Tak, cały weekend jestem do twojej dyspozycji- odpowiedziała, nie trzymając go już dłużej w niepewności.
— W takim razie widzimy się w sobotę przed południem. Przygotuj się, porywama cię aż na dwa dni.
— Super, już nie mogę się doczekać! — podekscytowana nie ukrywała radości.
— Szykuję dla ciebie małą niespodziankę. Mam nadzieję, że ci się spodoba- zakończył tajemniczo, odkładając słuchawkę.
Mariusz słyszał całą rozmowę, ale taktowanie o nic nie pytał. Wychodził z założenia, że jeśli Malwina będzie chciała, sama mu o wszystkim opowie. Ona jednak jak na razie na zwierzenia nie miała ochoty. W kuchni nastała cisza. Mariusz delektował się omletami, a ona rozmarozmarzona zastanawiała się jaką tą niespodziankę szykuje dla niej Marcin. Jej rozmyślanie przerwał dzwonek do drzwi. Ciekawa poszła sprawdzić kto to. Nikogo się nie spodziewali. W drzwiach stała Kamila. Wybierała się na plażę. Po drodze wpadła zapytać, czy oni nie mają ochoty się do niej dołączyć. Mariusz za plażowanie nie przepadał. Zaproponował, że zostanie w domu i będzie czekał na nie z obiadem. W lodówce czekały przecież przygotowane już przez Malwinę schabowe i surówka. Ktoś jednak musiał je usmażyć I ugotować ziemniaki. W końcu na dziś był planowany tradycyjny polski obiad, a na deser czekała pyszna szarlotka. Dziewczyny chętnie przystały na jego propozycję. Malwina szybko pobiegła na górę, by się przebrać. W drodze na plażę opowiedziała Kamili o wczorajszym zachowaniu Aliego. Kamilę to wcale nie zdziwiło. Chociaż w Anglii była zaledwie trzy miesiące, zdążyła już poznać arabskie zwyczaje. Opowiedziała Malwinie historię Karoliny, współlokatorki z Czech. Gdy ta przyjechała do Anglii, wynajęła dom, gdzie mieszkało trzech Syryjczyków. Od samego początku wszyscy smolili do niej cholewki. Zdziwiło ją to bardzo, bo dwóch z nich miało oficjalne dziewczyny a jeden nawet żonę. Byli dla niej bardzo mili i uczynni, dopóki Karolina nie przyprowadziła do domu chłopaka. Wtedy wszystko się zmieniło. Stali się opryskliwi i problematyczni. A szczególnie wtedy, gdy jej gość zostawał na noc. Szybko poszukała sobie innego lokum.
— Oni po prostu tacy są- zakończyła z westchnieniem Kamila.
Jako, że była niedziela, na plaży było dość tłoczno. Może nie aż tak jak nad naszym Bałtykiem, ale chwilę potrwało zanim znalazły wolne miejsce. Rozłożyły się niedaleko ratownika. Ten zachwycony ich urodą, co chwila na nie zerkał. Zachłannie obserwował, gdy rozbierały się, ukazując młode, jędrne ciała w skąpych bikini. One zajęte sobą, nawet nie zwróciły na niego uwagi. Nadmuchały materac i wskoczyły do wody. Zagadane nie zauważyły, gdy prąd morski porwał je daleko od brzegu. Kiedy zdały sobie sprawę, z tego jak bardzo się oddaliły, wystraszyły się i próbowały zawrócić. Przyczepione do brzegu materaca, machały mocno nogami, próbując płynąc w kierunku brzegu. Niestety morze było silniejsze. Pomimo usilnych starań, oddalały się coraz bardziej od brzegu. Wystraszone zaczęły wołać o pomoc. Na szczęście nie musiały długo czekać. Ratownik natychmiast przybył im na pomoc. Szybko wskoczył w swoją motorówkę i przyholował je na linie do brzegu. Najpierw porządnie je ochrzanił za nie rozwagę, a następnie się przedstawił, prezentując swój uroczy uśmiech. Nazywał się David. Nie można było odmówić mu uroku. Wysoki, wysportowany Anglik około trzydziestki. Od razu wpadł Kamili w oko. On też nie był obojętny na jej wdzięki. Po krótkiej rozmowie wymienili się numerami. Wkrótce miał się do niej odezwać.
Gdy wchodziły roześmiane do domu Mariusz właśnie odlewał ziemniaki.
— Świetnie że już jesteście, zaraz będę nakładać- zawołał z kuchni.
Dziewczyny wracały z plaży wygłodniałe. Malwina martwiła się trochę, czy Mariusz nie przypali jej wspaniałych kotletów. Obawa była jednak nie potrzebna. Obiad wyszedł pierwsza klasa. Mariusz znał się na rzeczy. Przebywając z dala od rodzinnego domu, dawno już nauczył się gotować. Gdy zasiedli razem do stołu, jedna przez drugą opowiadały mu ich nadmorską przygodę. Chociaż walcząc z falami same sie nieźle wystraszyły, teraz ze śmiechem opisywały cała sytuację. A Kamila wzdychając wspominała boskiego ratownika, który je uratował. Gdy tak się rozpływała na jego zaletami, odezwała się jej komórka. Ku jej radosci okazało się, że pisał do niej właśnie ich wybawca. Od razu z wypiekami na twarzy odpisała na jego wiadomość. Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Przystojny ratownik po prostu bombardował ją wiadomościami. Gdy Mariusz z Malwiną zajadali się szarlotką, ona niezwykle podekscytowana czytała i pisała kolejne smsy, zupełnie nie zwracając uwagi na podsunięty jej pod nos deser. Niby siedziała z nimi, ale tak naprawdę była nie obecna, całkowicie pochłonieta tym, co się dzieje w jej telefonie. Była zafascynowana Davidem. Chciała jak najszybciej lepiej się poznać, dlatego umówiła się z nim na spotkanie już nazajutrz na mieście.