CZĘŚĆ I
„Ustrzelić Marzenia” jest to pierwsza książka jaką napisałam. Musiała odleżeć ponad dwa lata zanim ujrzała światło dzienne. Miała być moim debiutem, ale cóż plany się pozmieniały. Co nie zmienia faktu, że mam do niej wyjątkowy sentyment. Marzenia to coś czego nikt nie może nam odebrać a tylko od nas zależy, czy je spełnimy. Nie bójmy się marzyć, nawet jeśli czasami cena za to jest zbyt wysoka.
„Przestałem marzyć,
jak człowiek nie marzy, umiera.”
Ryszard Riedel
*Niniejsza powieść to fikcja literacka i wydarzenia w niej przedstawione nigdy nie mogłyby mieć miejsca w świecie realnym.
Zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa.
I
Pięć do zera dla gospodarzy.
Kiedy pojawił się wynik na tablicy i zabrzmiał dźwięk gwizdka kończący mecz, podałyśmy dłonie swoim rywalkom na znak podziękowania za dobrą i wyrównaną walkę, chociaż wynik mówił sam za siebie. Byłam szczęśliwa, że trzy gole były moje, mimo iż w trzecioligowym zespole z małego miasta, i to jeszcze w meczu towarzyskim, nie miało to dużego znaczenia. Spojrzałam na trybuny w miejscu, gdzie powinna siedzieć moja rodzina, ale niestety nie było tam nikogo.
Znowu! — Pomyślałam i nawet zrobiło mi się przykro, ale z rozmyślania o tym, co ważniejszego znowu było dla mojej matki niż ja, wyrwał mnie dźwięk mojego imienia.
— Klara! Chciałbym żebyś kogoś poznała — powiedział trener. — To jest Arkadiusz…
— Kowalik — dokończyłam, przerywając w pół słowa, bo szczęka opadła mi z wrażenia.
Dobrze wiedziałam, kim był Arkadiusz Kowalik. Do tej pory widziałam go tylko w telewizji, a teraz stał przede mną całkowicie prawdziwy i ściskał moją dłoń — trener reprezentacji Polski w piłce nożnej.
— Jestem pod wrażeniem twojego talentu i zamiłowania, z jakim grasz w piłkę. Moi chłopcy mogliby się wiele od ciebie nauczyć, a na pewno tego, co to jest duch walki. –Jego słowa odbijały się w mojej głowie niczym echo.
— Niezmiernie miło mi to słyszeć, dziękuję — wydukałam ze szczerym uśmiechem, nie byłam w żadnym stopniu przygotowana na takie spotkanie, a już na pewno nie na takie pochwały.
— Taki talent trzeba rozwijać, masz potencjał a to połowa sukcesu. — Poklepał mnie po ramieniu, a ja uśmiechnęłam się z rumieńcem na twarzy.
Przecież ja tylko gram w piłkę. — Pomyślałam.
Trener pozwoli mi wrócić do koleżanek z drużyny, mówiąc, że porozmawiamy później, bo muszą ponegocjować trochę z Kowalikiem. Wzruszyłam ramionami i zmierzając w stronę szatni, rozmyślałam, co mogą negocjować trener trzecioligowej drużyny żeńskiej z trenerem pierwszej reprezentacji Polski.
Dotarłam do szatni i właściwie zapomniałam o swoich rozmyślaniach, bo wpadłam w sam środek zadowolonych i rozśpiewanych dziewczyn z drużyny. Zawsze po wygranym meczu otwierałyśmy szampana i śpiewałyśmy wszystkim znany tekst: Kto wygrał mecz? Brzezki! Kto? Brzezki…”.
Kiedyś nawet mocno zastanawiałyśmy się nad inną nazwą naszej drużyny, dostałyśmy wolną rękę od zarządu klubu, ale niestety żadna z nas nie wpadła na nic lepszego, bo w sumie, co można wymyślić od nazwy miasta Białobrzegi? Wzięłam prysznic, przebrałam się w swoje rzeczy i już miałam opuścić teren obiektu sportowego, kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos.
— Klara! Kurwa! Dziewczyno! Co to była za brama z przewrotki? Mało się nie zadławiłam z wrażenia. Idziemy się napić?
Roześmiałam się głośno. To była Iga, moja kumpela, taka prawdziwa i od serca, która chyba wiedziała o mnie więcej niż ja sama. Chociaż nie przepadała za piłką nożną, to jednak zawsze przychodziła na moje mecze.
— Jestem sportowcem, zapomniałaś? Nie mogę nadużywać alkoholu — powiedziałam. Iga uśmiechnęła się ironicznie, a ja już wiedziałam, że zaraz przypomni o imprezie sprzed miesiąca, w czasie której przesadziłyśmy z ilością alkoholu. Nadal robi mi się niedobrze na wspomnienie o kacu, który męczył mnie cały następny dzień. Aby pozbawić Igę przyjemności drwienia sobie ze mnie, zapytałam, jakim cudem widziała bramkę, skoro nie było jej na trybunach w miejscu zarezerwowanym dla moich gości.
— Musiałam wyjść zaraz po tym pięknym golu. Mama dzwoniła żebym przyszła na chwilę do domu popilnować siostrę. — Wzruszyła ramionami. — Wróciła wcześniej, więc i ja mogłam przyjechać na koniec meczu. — Przytuliła mnie mocno i westchnęła. — Znowu nie przyszła?
Wiedziałam, że pyta o moją matkę. Od początku sezonu była tylko raz na meczu i na dodatek weszła w połowie chyba tylko po to, żeby pokazać mi swoje niezadowolenie, że musiała przerwać spotkanie. Jak się później okazało, dotarła tylko dlatego, że zainterweniował dziadek. Oderwałam głowę z ramienia Igi, wzięłam głęboki wdech i chwilę pomyślałam nad odpowiedzią.
— Co mam ci powiedzieć? Pewnie, gdyby chodziło o mojego brata, to przybiegłaby w podskokach, ale że ja nie jestem taka jak on, nie poszłam na medycynę tak jak sobie tego życzyła, tylko gram w piłkę. Może to jest jakaś kara? Nie wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Chodź, przejdziemy się.
Oczywiście Iga musiała wstąpić do sklepu monopolowego po wino i chipsy. Z takimi zakupami poszłyśmy w stronę jeziora. Jako małe dziewczynki uciekałyśmy zawsze w to miejsce, aby się wygadać. Teraz, jako dorosłe kobiety na widok tej pięknej, czystej plaży wspominałyśmy czasy, kiedy życie było beztroskie i niewinne.
— Napij się Klaro, obiecuję, że dzisiaj tylko jedno. — Uśmiechnęła się podstępnie.
— Jasne. Gdybym cię nie znała, to może bym uwierzyła. Dawaj! — Wzięłam dużego łyka wina i już chciałam opowiedzieć jej o spotkaniu trenera Kowalika, kiedy zapytała:
— A co z Marcinem? Dawno go nie widziałam.
Zamyśliłam się na chwilę, bo wiedziałam, że moja przyjaciółka zna mnie na wylot i żadna ściema nie przejdzie.
— To dupek! Miałam dokonać wyboru: on albo piłka. Wiesz, co wybrałam. Równie mocno jak moja matka nienawidzi piłki nożnej, a bardziej tego, że w nią gram. Czasami mam wrażenie, że się zgadali, bo na każdym kroku słyszę, jakiego to wspaniałego i zaradnego chłopaka straciłam przez piłkę. Eh — westchnęłam cicho, wbijając wzrok w zachodzące słońce. — A prawda jest taka, że nie czuję żebym straciła kogoś wartościowego. Jestem pewna, że czułabym pustkę gdybym wybrała inaczej, bo za długo na to pracowałam, żeby teraz rzucić wszystko dla faceta.
— Tak, wiem to niunia — powiedziała Iga przytulając mnie. — Wiem, byłam z tobą od samego początku i pamiętam, jak wtedy ten pomysł wydawał mi się najbardziej poronionym ze wszystkich twoich pomysłów. I nie tylko ja tak uważałam. Dzisiaj jednak widzę, z jakim zamiłowaniem grasz każdy mecz. Po prostu to kochasz. To była dobra decyzja….
***
Jezu, ki grom dzwoni o ósmej rano, kiedy mam dzień wolny? — Pomyślałam ledwie otwierając oczy i szukając na szafce rozdzwonionego telefonu. — Kurwa, moja głowa. Iga zabiję cię –powiedziałam w duchu. — A jeśli to ty mnie budzisz z samego rana to zabiję cię drugi raz.
Nie patrząc na wyświetlacz telefonu, odebrałam zaspanym, a może nawet zachrypniętym głosem, bo w słuchawce panowała przez chwilę cisza.
— Klaro, dobrze się czujesz? — Usłyszałam głos trenera.
— Tak, dobrze trenerze, wszystko gra, tylko jeszcze spałam. Co jest?
— Świetnie, a teraz posłuchaj uważnie! — Jego głos był poważny i stanowczy, a ja czułam, jak serce zaczyna mi dudnić w oszalałym tempie.
— Jak najszybciej musisz się zjawić w biurze prezesa klubu! Nie pytaj, dlaczego, tylko ubieraj się i przyjeżdżaj natychmiast!
Po tych słowach rozłączył się, a mnie przez głowę przelatywały tysiące scenariuszy i pytanie skąd on wie, że nie jestem ubrana.
No pewnie, dlatego że jest ósma rano — zaśmiałam się w myślach.
— Kurwa, ja pierdolę!
Gadałam do siebie, skacząc po pokoju i ubierając się jednocześnie. Co się takiego stało, że trener wezwał mnie tak wcześnie rano i to jeszcze do prezesa klubu? Może dziewczyna, którą faulowałam na meczu umarła? Nie wyglądała dobrze schodząc z boiska, ale gdyby umarła to raczej policja by tu przyjechała. A może chcą mnie wyrzucić z drużyny? Jezu chyba bym tego nie przeżyła.
Dobra Klaro, weź się ogarnij. — Spoliczkowałam się w myślach. Im szybciej tam dotrę tym szybciej się dowiem, o co chodzi. Ubrałam się raczej swobodnie, dżinsy do kostek, białe trampki i koszulka z krótkim rękawem.
— Jak wylatywać to z hukiem — powiedziałam, przeglądając się w lustrze.
— Gdzie wylatujesz? — Usłyszałam głos matki przez uchylone drzwi.
— Jeszcze nie wiem mamo, ale pewnie na zbity pysk. Trener dzwonił, muszę się wstawić u samego prezesa klubu, nie brzmiał miło, a kończy mi się kontrakt, więc pewnie mi podziękują.
— W sumie to i dobrze. Może w końcu zajmiesz się czymś normalnym, jak twój brat, a nie piłką. Idę do pracy. Miłego dnia Klarcia. — Drzwi się zamknęły.
— Klarcia — powtórzyłam.
Wiedziałam, że mama by się ucieszyła, gdybym przestała grać w piłkę. Nigdy nie wspierała mnie w tym, co robię. W zasadzie jedyną osobą w rodzinie, która mnie wspierała w kwestii piłki, był dziadek. W tym momencie, spojrzałam na jego zdjęcie, stojące na komodzie, a po policzku spłynęła mi łza.
Gdybyś tu był.
To dzięki niemu robię to, co kocham. Nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z marzeń i powtarzał: Rób tak żeby tobie było dobrze, bo wszystkim nie dogodzisz. Odszedł kilka miesięcy temu po walce z chorobą. Nie płakałam po jego śmierci. Byłam spokojna, bo wiedziałam, że tam, gdzie jest teraz, nie cierpi, a to czego mnie nauczył, będzie mi towarzyszyć przez resztę życia.
— Kurwa! Trener!
Ocknęłam się ze wspomnień, odłożyłam zdjęcie dziadka na miejsce i pognałam na autobus. Pomyślałam nawet, że autem będzie szybciej, ale po tym wczorajszym jednym winie Igi, które zamieniło się w trzy butelki, wolałam nie ryzykować utratą prawka. Chociaż z drugiej strony napięcie, które we mnie narastało sprawiło, że uczucie kaca minęło.
II
Po dwudziestu minutach dotarłam pod drzwi prezesa. Stałam pod nimi jak osłupiała i zastanawiałam się, co mnie czeka. Serce waliło mi jak młot i nawet miałam ochotę uciec, jednak ciekawość zwyciężyła. Zwłaszcza, że za drzwiami słychać było śmiechy i miłą rozmowę, co najmniej trzech panów.
Klaro weź się w garść. — Pomyślałam i nawet nie wiem, kiedy, moja pięść zastukała w drzwi.
— Proszę. — Usłyszałam. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
— Dzień dobry. — Ledwie to z siebie wydusiłam, kiedy dostrzegłam, że w biurze był prezes klubu, mój trener i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, trener Kowalik oraz Zbigniew Sobczak — prezes OMPN.
Organizacja Mieszanej Piłki Nożnej była związkiem, który trzymał całą polską piłkę nożną w garści. Decydujący głos w każdej sprawie, zarówno dotyczącej reprezentacji czy klubów, miał prezes Sobczak i to właśnie od niego zależała przyszłość każdego piłkarza lub piłkarki.
Wszyscy czterej panowie wlepiali we mnie swój wzrok, a ja musiałam śmiesznie wyglądać, bo z amoku kłębiących myśli wyrwał mnie głos trenera, który podstawił mi krzesło.
— Klara? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła, usiądź proszę. — Kiwnęłam głową, że wszystko gra i osunęłam się na krzesło. Wpatrywałam się w panów, a w głowie kłębiły mi się miliony pytań.
Co oni tu wszyscy robią? I co, do cholery, ja mam z tym wspólnego?
— Klaro — zaczął trener Kowalik. — Jestem pod wrażeniem twoich piłkarskich i strzeleckich umiejętności, a wczorajszy mecz był po prostu mistrzowski w twoim wykonaniu. Pasja i duch walki, jakie okazujesz w tym sporcie są niebywałe. Prezes Sobczak po obejrzeniu nagrania, również podziela moje zdanie, dlatego chciałbym cię mieć w swojej kadrze. Jak wiesz zbliża się turniej Euro w Rosji, za chwilę zaczynamy mecze eliminacyjne i po prostu jesteś potrzebna tej drużynie. — wyjaśnił. — I uprzedzając twoje pytanie — dodał, widząc, że szczęka opadła mi do samej ziemi. — W przepisach ERPN nie ma zapisu, który zabrania, aby do męskiej kadry, powołanie dostała kobieta. Europejska Rada Piłki Nożnej po wielu latach namysłu, w końcu zmieniła przepisy które dają szansę wykazać się takim talentom jak twój. Stąd nasza propozycja i pytanie do ciebie, czy się zgadzasz? — W tym momencie wszyscy czterej panowie spojrzeli na mnie pytająco.
— Ja pierdolę! — Nawet nie wiem, kiedy te słowa wymsknęły mi się po cichu z ust. Siedziałam jak wryta, nie mogąc nawet ruszyć powieką.
— Rozumiem, że to znaczy tak? — Roześmiał się prezes OMPN, a zaraz za nim pozostali panowie.
— Ja… Yyy… Ale jak… — Klara weź się w garść. — Spoliczkowałam się w myślach i w końcu odzyskałam głos. — Tak! Zgadzam się! Tylko nie wiem, czy sobie poradzę…
W tym momencie mój trener, a w zasadzie już były trener, złapał mnie za ramiona, potrząsnął lekko i powiedział stanowczo:
— Klara, to dla ciebie wielka szansa, poradzisz sobie. Pamiętaj, ile pracy, łez i wyrzeczeń kosztowało cię, żeby być w tym miejscu, gdzie teraz jesteś, zawdzięczasz to sobie i to jest twój sukces. Jeśli nie spróbujesz, będziesz żałować. — Puścił mnie i dodał: — Dostajesz również szansę na to, żeby utrzeć nosa wszystkim tym, którzy w ciebie nie wierzyli i drwili, że grasz w piłkę. — Wiedziałam, że mówi o mojej rodzinie. Znamy się od kilku lat, więc doskonale wiedział, jakie podejście do piłki ma moja matka i brat oraz, że tylko dziadek był moim wsparciem. I tu musiałam przyznać mu rację. Los daje mi szansę i muszę ją wykorzystać. Kiwnęłam głową, do oczu napłynęły mi łzy, ale zacisnęłam zęby, żeby nie dopuścić do rozsypki, bo przecież byłam twardą zawodniczką reprezentacji.
— Okej, to od czego mam zacząć?
— Jutro przyjedziesz do Warszawy i zameldujesz się w hotelu. Adres dostaniesz SMS-em. W recepcji odbierzesz klucze i telefon. Wszelkie formalności będą już załatwione, więc rozpakujesz się i poczekasz na mojego asystenta. Emil Krewny będzie towarzyszył ci przez najbliższy tydzień. Musisz zrobić badania, założyć konto w banku, przejść testy wysiłkowe, ale to tylko formalność, bo z tego co wiem, to masz aktualne badania. Emil we wszystkim ci pomoże. Jesteś naszą tajną bronią, dlatego zrobimy wszystko, aby do zgrupowania kadry wiedziało o tobie jak najmniej osób. W telefonie, który dostaniesz są numery do mnie, do Emila i do prezesa Sobczaka, w razie czego, możesz zawsze do nas zadzwonić. Oczywiście swój prywatny telefon możesz mieć ze sobą. No i co… Witamy na pokładzie kadry. — Trener Kowalik uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń, a zaraz za nim Prezes OMPN-u.
— Dziękuję — odpowiedziałam, jeszcze oszołomiona całym tym zdarzeniem.
— Leć się pakować i powodzenia. — Uścisnął mnie prezes klubu Brzezki. — Tylko o nas nie zapomnij — dodał.
— Nie zapomnę, na pewno. — Wzięłam głęboki oddech, pożegnałam się i wyszłam. Serce waliło mi jak młot, w głowie potok myśli i niedowierzanie, że to spotkało właśnie mnie. Nabrałam niezmiernej ochoty podzielenia się tą wspaniałą wiadomością z całym światem, ale wiedziałam, że trenerowi zależy na zachowaniu tajemnicy aż do zgrupowania. Zdecydowałam, że powiem to tylko Idze, w końcu była dla mnie jak siostra, a niekiedy nawet jak matka. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki, po czterech długich sygnałach usłyszałam jej zaspany i jakże skacowany głos.
— Co jest? Czemu mnie budzisz w środku nocy?
— Jakiej nocy? Iga obudź się! Jest jedenasta, a poza tym słuchaj mnie, nie uwierzysz!
— A możemy pogadać później?
— Nie! — wrzasnęłam. — Jadę do Warszawy, dostałam powołanie do kadry. — W słuchawce zapadła cisza. — Iga jesteś tam? — zapytałam.
— Tak jestem, ale mnie zatkało. Jak to do kadry? Jak to do Warszawy? Co ty w ogóle pierd… — Urwała. — Klara, kurwa, jaja sobie robisz? — Głos Igi drżał, a nawet dało się wyczuć, że miała oczy pełne łez.
— Iga, ale ja dostałam powołanie do kadry męskiej rozumiesz? Będę grała w pierwszej reprezentacji Polski w piłce nożnej u boku najlepszych naszych piłkarzy. Prezes OMPN-u i trener osobiście przyjechali, żeby przedstawić mi swój niecny plan. — Roześmiałam się. — Kurczę, jeszcze sama w to nie wierzę, nogi mam jak z waty, tylko Hmm… — Mój głos posmutniał, co nie umknęło uwadze przyjaciółki.
— Wiem, co teraz czujesz, a bardziej się domyślam, ale dasz sobie radę, wierzę w ciebie Klarcia, marzyłaś o tym i zapracowałaś sobie na to! — Iga wręcz krzyknęła. — Postawiłaś się całej rodzinie, żeby być w tym miejscu, gdzie teraz jesteś i idź do przodu. Nie wolno ci zwątpić, rozumiesz? — I chociaż w tamtym momencie nie widziała wyrazu mojej twarzy, wiedziała, że przytaknęłam. — No cieszę się, że się rozumiemy.
Wiedziałam, że nie zawiodę się dzwoniąc do Igi i dzieląc się z nią tą wiadomością. Potrafiła pocieszyć, doradzić, a jak trzeba było to i solidnie opierdzielić. Wiedziałam też, że jako jedyna będzie podzielać mój entuzjazm związany z nową sytuacją.
— Wiem, nie krzycz już. — Zaśmiałam się. — Wyjeżdżam dopiero jutro rano, muszę się spakować i porozmawiać, a w zasadzie poinformować mamę o tym fakcie, ale chciałabym się jeszcze z tobą spotkać wieczorem. — Nie zdołałam dokończyć, bo przerwała mi oburzona Iga.
— No chyba głupia psito nie myślałaś, że pozwolę ci wyjechać bez pożegnania? Zresztą po rozmowie z matką będę musiała cię pozbierać z powrotem do kupy, bo znając życie, to jej entuzjazm roztrzaska cię na milion kawałków — powiedziała i po chwili dodała: — Muszę kończyć Kler, spotkajmy się o osiemnastej. Tam, gdzie zawsze, pa.
Czasami bałam się tych jej przepowiedni, bo w większości przypadków się sprawdzały. Może posiadała nadzwyczajną moc przepowiadania przyszłości albo po prostu znała dobrze moją rodzinę? W tamtej chwili zaświtał mi obraz matki pukającej się w czoło na wieść o tym, że wyjeżdżam do Warszawy i to jeszcze po to, żeby grać w reprezentacji kraju. Nie wiem, czemu była taka zgorzkniała wobec mnie.
Czy naprawdę chodziło tylko o to, że gram w piłkę, a nie zostałam lekarzem jak Filip? Często zadawałam sobie to pytanie.
Rodzice dziewczyn z drużyny przychodzili na mecze, kibicowali i cieszyli się z sukcesów swoich córek, a kiedy trafiła się porażka również pocieszali. Ja musiałam sama zapewniać sobie to wszystko. W zasadzie nawet nie pamiętam, czy kiedykolwiek usłyszałam z ust matki słowa kocham cię. Chyba nie, za to Filip — mój brat — był wychwalany niemalże na każdej rodzinnej uroczystości. Różnica wieku między nami wynosiła dziesięć lat, ale nigdy nie dał mi poczuć dystansu, a opiekował się mną jak na starszego brata przystało. Filip i dziadek zastępowali mi w dużej mierze tatę, którego mało pamiętam. Nikt nie chciał o nim opowiadać, a ja wiedziałam tylko, że zmarł, jak byłam mała i nie pozwalano mi więcej drążyć tematu. Od dziadka dowiedziałam się jeszcze, że to właśnie po śmierci taty, matka stała się taka oziębła. Nie rozumiałam, dlaczego była taka tylko dla mnie. Czyżbym miała coś wspólnego ze śmiercią taty? Nikt nic więcej nie chciał mi powiedzieć, a ja byłam wtedy za mała, żeby pamiętać wydarzenia z tamtych lat.
Kiedy Filip skończył szkołę średnią, wyjechał do Krakowa na studia medyczne, gdzie został cenionym i znanym kardiologiem. Ja zaś, zostałam praktycznie sama, a matka nalegała abym poszła w ślady brata. Nieważne były moje uczucia i to, że kocham piłkę, najważniejsze były jej niespełnione ambicje i gdyby nie wsparcie dziadka, pewnie dopięłaby swego i posłała mnie na studia medyczne albo prawnicze. Zawsze powtarzała, że gdyby dziadkowie nie dali jej wolnej ręki w wyborze drogi życiowej, tylko nakazali studiować to, co oni chcieli, to dzisiaj byłaby kimś, a nie zwykłą kwiaciarką. Nigdy nie rozumiałam jej pogardy do tego zawodu, wręcz uwielbiałam, kiedy wracała z pracy i z chwilą otwarcia przez nią drzwi, w całym domu unosił się zapach świeżych kwiatów.
III
Pochłonięta rozmyślaniami i wspomnieniami z dziecięcych lat, nawet nie wiem, kiedy dotarłam pod drzwi domu i jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że są otwarte, mimo że zamykałam je po wyjściu. Odruchowo spojrzałam na podjazd, ale stał tam tylko mój stary golf 3, za to dostrzegłam na ulicy zaparkowanego srebrnego SUV-a.
— Filip — powiedziałam do siebie, wchodząc do domu, ale wkoło panowała grobowa cisza i nawet przeszedł mnie dreszcz na myśl, że to może jednak złodzieje. Tylko oni raczej jeżdżą czarnymi samochodami, a my w zasadzie nie mieliśmy wielu wartościowych rzeczy.
— Co się tak skradasz siostra? — Aż podskoczyłam na dźwięk tych słów, a serce podeszło do gardła.
— Kurwa! Filip, wystraszyłeś mnie. — Spojrzałam na brata, który mimo upływu lat w ogóle się nie zmieniał. Wysoki przystojny blondyn o niebieskich oczach, ciało wyrzeźbione niczym u modela, połowa dziewczyn w szkole się w nim kochała, ale Filip zawsze powtarzał, że czeka, aż spotka tę jedną jedyną na całe życie, chociaż wątpiłam w to, że nadal jest prawiczkiem.
— Ładnie mnie witasz, też się cieszę, że cię widzę. — Uśmiechnął się ironicznie, pokazując szereg białych i równych zębów. — Dobrze wyglądasz, tylko nie mów, że dalej kopiesz w gałę? — Zapytał szyderczo. Miał taki sam stosunek do mojej gry jak i matka, w tym aspekcie byli tacy sami.
— Przestraszyłeś mnie, ale bardzo się cieszę, że cię widzę braciszku. — Uściskałam go mocno. — Chyba myślami cię ściągnęłam i tak, nadal kopię w piłkę. — Podkreśliłam wymownie te słowo. — A u ciebie, co słychać? — Oderwałam się od Filipa i zobaczyłam niepokój w jego oczach i już chciałam zapytać, o co chodzi, kiedy w drzwiach stanęła matka. Odpychając mnie rzuciła się Filipowi na szyję i radośnie go przywitała.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią.
— Nie powinnaś być jeszcze w pracy? — zapytałam.
— Zamknęłam kwiaciarnię wcześniej, nie mogłam wysiedzieć wiedząc, że mój synek w końcu przyjechał do nas w odwiedziny. Już biorę się za obiad. — Uściskała znowu Filipa, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
— No tak, po co pytam — rzuciłam. Mogłam się domyślić, chociaż w głębi duszy miałam nadzieję, że odpowiedz będzie inna. Westchnęłam głośno, ale w zasadzie nikt mnie już nie słuchał, matka z bratem oddalili się w stronę kuchni a ja poszłam do swojego pokoju, bo przecież miałam się spakować.
Wyrzuciłam z szafy wszystkie swoje rzeczy i po godzinnym przeglądaniu ciuchów, stwierdziłam, że właściwie nie mam czego spakować. Stare znoszone dżinsy i dresy, dziurawe bluzy i koszulki. — Nie. — Pokręciłam głową. Przecież zaczynam nowe życie i nie mogę zabierać ze sobą starych rzeczy, wzięłam telefon do ręki i w aplikacji sprawdziłam stan konta bankowego. W obecnym klubie nie zarabiałam dużo, właściwie tysiąc złotych plus małe premie za strzelone bramki, więc nie dawało to kokosów, ale dało się przeżyć.
Dobrze, że jestem oszczędna. — Pomyślałam, kiedy na ekranie telefonu ukazała się suma czterech i pół tysiąca. Kupię sobie coś w Warszawie, wiele mi nie potrzeba. Do małej walizki spakowałam tylko trzy pary butów, bieliznę oraz kosmetyki i rozejrzałam się po pokoju. Na ścianie wisiały zdjęcia z meczów i medale, a na regale przy zdjęciu dziadka stały puchary. Na samo wspomnienie tamtych chwil, moje serce biło jak szalone. To tutaj się wszystko zaczęło, a teraz wyjeżdżam w nieznany mi świat i zostawiam te wszystkie wspomnienia. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w lustro
— Ty pieprzona szczęściaro, tylko tego nie spierdol — powiedziałam do siebie i w tej samej chwili usłyszałam dźwięk smsa. To była wiadomość od trenera Kowalika, mało nie zeszłam czytając jej treść.
„Klaro, wstawisz się jutro w H15 Boutique, ul. Poznańska 15, Śródmieście, Warszawa, okażesz dowód osobisty i cię zameldują, w pokoju będzie czekał na ciebie telefon, możesz korzystać ze wszystkich atrakcji hotelu, czekaj na wiadomość od Emila. Pozdrawiam A. Kowalik”
Ja pierdolę. — Pomyślałam. Znałam ten luksusowy hotel tylko z filmów, a teraz miałam tam mieszkać przez najbliższy tydzień? Zrobiło mi się słabo na tę myśl i z wrażenia opadłam na łóżko, włożyłam słuchawki w uszy i zatonęłam w wyobrażeniach, co mi jeszcze przyniesie los.
— Klara! Klara! — Poczułam szarpanie za ramię. — Śpisz w ciągu dnia? Chodź na obiad, Filip już czeka.
Nim zdążyłam coś powiedzieć, drzwi zatrzasnęły się za matką, a ja spojrzałam na telefon, żeby się przekonać, że ta wiadomość od trenera to nie był sen. Na szczęście nadal tam była. Wstałam z łóżka, odłożyłam telefon i przeciągnęłam się. Serce zaczęło mi dudnić na myśl, że muszę powiedzieć matce i bratu o wyjeździe, ale czy w ogóle będzie ich to interesować? Myślę, że nie. Dobra miejmy to już za sobą. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do kuchni. Na progu cofnął mnie zapach gołąbków, nienawidziłam tego dania od dzieciństwa, sam zapach przyprawiał mnie o mdłości, no, ale nie byłam zdziwiona, że akurat gołąbki były tego dnia na obiad, przecież Filip je uwielbiał.
— Co tak stoisz Klaro? Siadaj do stołu, bo ci wystygnie.
— Mamo! –wycedziłam przez zaciśnięte zęby. — Dobrze wiesz, że nienawidzę gołąbków. — Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie, ale matka wydawała się nieporuszona tym faktem.
— Twój brat uwielbia i przestań już robić szopki Klaro! — Warknęła. Już chciałam odwrócić się na pięcie i wyjść z kuchni, kiedy zwrócił się ku mojej osobie Filip.
— Siadaj siostra, mam dla ciebie propozycję. — Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jaką propozycję mógł mieć dla mnie, jakże wybitnie wykształcony pan doktor?
— Aż się boję zapytać, jaką. — Usiadłam przy stole, nakładając sobie tylko ziemniaki. Twarz matki oblewał uroczy uśmiech, a brat popatrzył na mnie poważnym wzrokiem, przełknął to, co miał w buzi i zastygł w bezruchu.
— Powiesz wreszcie? — ponaglałam.
— Otóż, otwieram w Krakowie prywatną klinikę kardiologiczną i potrzebuję cię, jako recepcjonistkę. Zapewnię Ci przeszkolenie, umowę, mieszkanie no i na początek dostaniesz dwa i pół tysiąca złotych do ręki. Nastawiony jestem na sukces, także źle na tym nie wyjdziesz, a na pewno lepiej niż grając w tę śmieszną piłkę. — Pocierał ręce, kiedy to mówił, a ja nie dowierzałam własnym uszom.
— Chyba żartujesz! — Wstałam i wepchnęłam krzesło pod stół, w tym samym momencie wstała matka.
— Klaro siadaj! Jak ty się zachowujesz? Powinnaś być wdzięczna bratu, że o tobie pomyślał. Zrozum, że to wielka szansa, druga taka się może nie przydarzyć, byłabyś niemądra gdybyś odmówiła. — Usiadła z powrotem przy stole, Filip milczał a ja podeszłam do okna i widząc radośnie śpiewającego skowronka pomyślałam, jak wolne i szczęśliwe jest to stworzenie. Bez nakazów i zakazów, taki beztroski i niewinny.
— W takim razie jestem głupia mamo! — Odwróciłam się w stronę stołu, a wzrok matki o mało mnie nie zabił. — Bo muszę powiedzieć nie — kontynuowałam. — Dziękuję ci Filipie za tę kuszącą propozycję, ale muszę ci odmówić. Już dzisiaj dostałam ofertę życia i się zgodziłam, więc sam widzisz… — Brat spojrzał na mnie i pokiwał głową.
— Ok, nie nalegam, ale gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, to masz mój numer. — Uśmiechnęłam się zaskoczona, bo spodziewałam się innej reakcji, a tu taka niespodzianka.
— Klaro robisz bratu i mnie przykrość, zawiodłam się na tobie.
— Nie pierwszy raz — odpowiedziałam. — Wydaje mi się, że ciągle cię zawodzę mamo, ale od jutra już nie będziesz musiała mnie oglądać, chyba, że w telewizji. — Parsknęła śmiechem na te słowa i mało się nie zadławiła kompotem.
— W telewizji? — zapytała, patrząc na mnie zimnym wzrokiem.
— Tak, wyjeżdżam do Warszawy, dostałam powołanie na zgrupowanie pierwszej reprezentacji. Zaczynają się eliminację do Euro, dostałam szansę od losu i zamierzam z niej skorzystać.
— Zaraz, zaraz, czekaj, a pierwsza reprezentacja to nie jest czasem drużyna męska? — Zapytał Filip marszcząc czoło. Pokiwałam twierdząco głową i czułam na sobie przeszywający wzrok brata i matki. Zapadła cisza, którą przerwał szyderczy śmiech obojga. Do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle stanęła gula, której nie mogłam przełknąć. Wyszłam z kuchni, zabrałam kurtkę z wieszaka, a na nogi wsunęłam klapki. Wybiegłam trzaskając drzwiami, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, w którą stronę mam iść. Otwierając furtkę, usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi i głos Filipa.
— Klaro, zaczekaj. Czy nie uważasz, że to, co mówisz, to nonsens? Przecież to jest niedorzeczne! Ktoś sobie z ciebie nieźle zakpił. — Ścisnął mój nadgarstek tak mocno, aż zabolało, a w jego oczach zobaczyłam coś bardzo dziwnego, nigdy wcześniej nie widziałam, żeby czyjś wzrok płonął takim gniewem.
— Wiesz, co? Pierdol się! — Wyrwałam rękę z uścisku brata i pobiegłam w stronę parku. Biegłam tak bez celu, co chwilę oglądając się za siebie, ale nikogo nie dostrzegłam.
Zatrzymałam się na pierwszej lepszej ławce, serce biło mi mocno, schowałam twarz w dłoniach i uwolniłam emocje płaczem, którego nie mogłam w żaden sposób powstrzymać. W uszach ciągle słyszałam słowa brata i śmiech matki. W tamtej chwili chciałam umrzeć. Spojrzałam w niebo i westchnęłam.
— Boże.
Dziadku, gdzie jesteś? Tak mi cię brakuję, gdybyś tu był…
Zamknęłam oczy i ukazał mi się obraz dziadka, który kilka dni przed swoim odejściem, kiedy byłam u niego w odwiedzinach, trzymał mnie mocno za rękę i powiedział: Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na realizację swoich marzeń. Tylko nigdy nie pozwól, żeby ktoś ci wmówił, że jest inaczej.
— Tak. — Uśmiechnęłam się i podniosłam tyłek z ławki. — Masz rację dziadku. — Posłałam całusa w stronę nieba, otarłam łzy i wybrałam numer Igi w telefonie, bo kto inny mógł mnie pocieszyć w tamtej chwili, jak nie ta wariatka? Po krótkiej chwili, usłyszałam głos przyjaciółki.
— No, co tam baby?
— Iguś, wiem, że byłyśmy umówione na osiemnastą, ale czy mogłabyś… — W tym momencie głos mi się załamał. — Mogłabyś przyjść teraz? Jestem w parku, ale idę w stronę plaży, w nasze miejsce.
— Jasne kochanie, zaraz będę. — Nie musiałam jej tłumaczyć, co się stało, bo rozumiałyśmy się bez słów. Nawet nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, jak dam radę wytrzymać bez Igi będąc w Warszawie. Tutaj spotykałyśmy się niemal codziennie, a teraz miało nas dzielić ponad sto kilometrów. Poczułam ukłucie w sercu na tę myśl. Dobrze, że ktoś wymyślił telefon i Internet.
Czekając na przyjaciółkę, rozmyślałam o bracie, a właściwie o tym, co się z nim stało. Zawsze był opanowany i bezstronny, chociaż nie pochwalał tego, co robię, to jednak nigdy nie odzywał się do mnie w ten sposób. I ten wzrok przepełniony gniewem, który aż płonął ze złości. Być może to przez stres związany z otwarciem kliniki? Może coś złego wydarzyło się w jego życiu, a ja zamiast z nim porozmawiać, uciekłam? Różne myśli kłębiły się w mojej głowie, doszłam jednak do wniosku, że porozmawiam z nim wieczorem i dowiem się, o co tak naprawdę chodzi.
Wnet zjawiła się Iga.
— Hej Kler, co jest? Przez telefon nie brzmiałaś najlepiej i z tego, co widzę, nie wyglądasz dobrze. Rozmowa nie poszła? — Usiadła koło mnie i poklepała po plecach, a ja otarłam twarz z łez. Dobrze, że w zeszłym roku zrobiłam sobie makijaż permanentny, właśnie po to, żeby zawsze, niezależnie od sytuacji, wyglądać jak człowiek.
— Filip przyjechał z propozycją pracy dla mnie w swojej prywatnej klinice. — Iga wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
— I nie zgodziłaś się? — zapytała delikatnie i powoli.
— No a jak myślisz? Pewnie, że się nie zgodziłam. Oczywiście matka na mnie naskoczyła, wywiązała się lekka awantura, a kiedy powiedziałam, że wyjeżdżam na kadrę i to męską, to oboje mnie wyśmiali i wybiegłam z domu. — Do oczu znowu napłynęły mi łzy. — Kurwa, Iga, czemu ja nie mogę mieć normalnej rodziny, która się wspiera i może normalnie rozmawiać na różne tematy?
Zapadła cisza.
Iga przytuliła mnie mocno i nic nie mówiła.
— A wiesz, mało tego, matka zamknęła wcześniej kwiaciarnię, żeby spędzić czas z Filipem, zrobić mu obiadek, a dla mnie nigdy nie mogła tego zrobić — Po tych słowach rozsypałam się, siedziałyśmy tak w milczeniu dłuższą chwilę, kiedy zabrzęczał mój telefon. To Filip napisał SMS-a z zapytaniem, gdzie jestem. Już wie, że to, co mówiłam to prawda. Zastanowiłam się chwilę, skąd niby to wie, skoro dla mediów miała być to tajemnica, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Odpisałam mu, gdzie jestem i miałam nadzieję, że przyjdzie do nas, żebyśmy mogli w końcu spokojnie porozmawiać. Odpisał „OK”, więc schowałam telefon do kieszeni i czułam przyśpieszający puls.
— Co się dzieje Klara? — Spytała Iga, odrywając głowę od mojego ramienia.
— Filip przyjdzie do nas. — Widziałam jak jej oczy zapłonęły niczym pochodnia, podkochiwała się w nim kiedyś, ale myślałam, że z biegiem lat jej przeszło, zwłaszcza, że był dużo starszy.
— To może zostawię was samych, pogadacie sobie na spokojnie — zaproponowała, ale stanowczo odmówiłam. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką, nie miałam przed nią tajemnic i czułam się bezpieczniej, mając ją obok. Obraz kipiącego złością brata nie znikał mi sprzed oczu. Nie wiedziałam, czego mogę się jeszcze po nim spodziewać. Po kwadransie dołączył do nas.
— Cześć Iga, kurczę, ale wyrosłaś, niezła laska z ciebie. Tak myślałem, że jesteście tu razem — powiedział Filip, śliniąc się na widok Igi. Kiedy wyjeżdżał do Krakowa byłyśmy nastolatkami, jednak teraz faktycznie, Iga była ładną dziewczyną z ciemnymi długimi włosami, zgrabnymi nogami i miała wszystko na swoim miejscu. Faceci często się za nią oglądali, ale Iga nie lubiła zobowiązujących związków, wolała jakiś przelotny romansik, szybki seks i cześć. Powtarzała, że wyjdzie za mąż dzień po mnie, ale ja nie miałam czasu na związki, trafiałam na samych gburów, zapatrzonych we własne ja i co gorsza, nienawidzących piłki nożnej. Dziwne, że facet i nie lubi futbolu? No ja notorycznie na takich trafiałam.
Popatrzyłam na brata.
— Filip, ja cię bardzo przepraszam za to, co powiedziałam przy furtce. Nie chciałam, tylko nie…
— Wiem mała — przerwał. — To ja cię przepraszam. — Przytulił mnie tak mocno, że niemal słyszałam bicie jego serca.
— Widzisz, mam trochę kłopotów związanych z kliniką, stąd to zdenerwowanie.
— Sorki, że wam przerwę — wtrąciła Iga. — Wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do sklepu po jakieś wino. Filip, reflektujesz? — Pokiwał głową twierdząco, a Iga pognała w stronę monopolowego.
— Jakie masz kłopoty? Może mogę ci pomóc? Widziałam niepokój w twoich oczach jak tylko cię zobaczyłam, co się dzieje?
— Kasę, która miała iść na klinikę… — Zamilkł na chwilę. — Przegrałem w kasynie.
— Ja pierdolę. — Złapałam się za głowę. — Coś ty zrobił? — Nie dowierzałam w to, co usłyszałam chwilę wcześniej. Mój brat, ten idealny syn i lekarz grał w kasynie i do tego przegrywał duże pieniądze?
— Matka wie? — zapytałam, a on milczał. — No jasne, że nie wie! Bo przecież by się pochlastała, że jej ukochany synek… Nie, no nie wierzę. — Przerwałam swój wywód. Kiedy spojrzałam na brata, siedział ze spuszczoną głową i milczał, a mi zrobiło się go żal.
— Ile przejebałeś? — Spojrzał na mnie.
— Pięćdziesiąt tysięcy.
— To chyba nie aż tak dużo, sprzedasz samochód a resztę się ogarnie jakoś.
— Euro — powiedział cicho.
— Co? — dopytałam, bo myślałam, że się przesłyszałam.
— Przegrałem pięćdziesiąt tysięcy Euro. — Patrzył w taflę wody, a ja w głowie przeliczałam, ile to będzie kasy na złotówki.
— Wiesz, pomyślałem o kredycie pod zastaw naszego domu. W Krakowie zastawiłem mieszkanie pod budowę kliniki, ale brakuje na sprzęt i wyposażenie. To znaczy, wszystko jest już zamówione, tylko muszę w terminie wpłacić tę brakującą kwotę i pomyślałem…
— To dlatego przyjechałeś? — przerwałam. — Masz tupet — wycedziłam przez zęby.
— Klara, wiem, że zawaliłem, że cię tu zostawiłem samą z matką, ale nie mogłem już patrzeć, jak cię traktuje i poniża na każdym kroku. — Pierwszy raz widziałam jak mój brat płacze.
— Proszę, nie mów matce prawdy, nie mów, że przegrałem tę kasę. Oddam wszystko, co do grosza, jak tylko klinika ruszy.
W tym momencie wróciła Iga, spojrzała na nas, ale nie zadawała pytań. Usiadła koło Filipa i otworzyła wino, podała mu je, a on niemalże duszkiem pochłonął pół butelki. Pierwszy raz widziałam, jak pije alkohol i to jeszcze takim haustem jak zawodowy alkoholik.
A może nim był? — Pomyślałam przez chwilę. Przecież tego, że gra w kasynie, też się nie spodziewałam. Zdałam sobie sprawę z tego, jak mało wiem o własnym bracie. Usiadłam przed nim, zabrałam mu butelkę i spojrzałam w mokre od łez oczy.
— Po pierwsze: matka ma kasę ze sprzedaży domu po dziadkach, więc nie musi zastawiać naszego, po drugie: okej, nie powiem jej prawdy, jeśli ty powiesz mi, dlaczego jest taka oziębła dla mnie i po trzecie: skąd wiedziałeś, że to, co powiedziałam o kadrze to prawda? — Przechyliłam butelkę, bo od tego gadania zaschło mi w gardle i podałam dalej Idze.
Ona zaś wpatrywała się w Filipa z takim pożądaniem, że pewnie, gdyby mnie tu nie było to zrobiliby to pod gołym niebem. Stuknęłam ją butelką w rękę, a kiedy się ocknęła i spojrzała na mnie, popukałam się w czoło. Wiedziała, o co mi chodzi, ale tylko się uśmiechnęła i oblizała wymownie wargi.
Filip popatrzył na mnie już nieco radośniejszym wzrokiem i wziął głęboki wdech.
— Może zacznę od trzeciego — uśmiechnął się — W telewizji była konferencja prasowa z tym trenerem od kadry i mówił, że ma asa w rękawie, że jutro do Warszawy przyjeżdża jego tajna broń i ogólnie będzie wielkie zaskoczenie dla wszystkich i domyśliłem się, że chodzi o ciebie– stąd wiem, że mówiłaś prawdę. — Uśmiechnęłam się w duchu.
— No a teraz druga pozycja — ponaglałam.
Filip wziął łyk wina, które wyrwał Idze i spojrzał w niebo.
— To, co teraz usłyszysz, będzie bardzo trudne, ale już dawno powinnaś o tym wiedzieć. Tego wieczoru, kiedy zginął tata, ty byłaś u dziadków. Chciałaś zostać u nich na noc, chociaż mama ostrzegała, że jak przyjdzie wieczór i czas spania to będziesz płakała, że chcesz do domu. No i tak było. Około godziny dwudziestej trzeciej zadzwoniła babcia, że płaczesz i nie chcesz spać, tata wstał z łózka, ubrał się i oznajmił, że pojedzie, wtedy matka kategorycznie zabroniła mówiąc, że trochę popłaczesz i zaśniesz, a rano przed pracą po ciebie pojadą. Pamiętam, że bardzo się o to pokłócili, ale tata był nieugięty, wsiadł do auta i wtedy widziałem go po raz ostatni. Po drodze jeszcze dzwonił do babci, że już jedzie po swoją księżniczkę, że nie pozwoli, żeby płakała i że niedługo będzie na miejscu, ale niestety nigdy tam nie dotarł. Prawdopodobnie tak się śpieszył, że nie zauważył nadjeżdżającego pociągu albo myślał, że zdąży, tego już nie wiem.
Milczałam, a z oczu jak rzeka płynęły mi łzy. Filip kontynuował.
— Zginął na miejscu. Pamiętam błysk policyjnych kogutów pod naszym domem i krzyk mamy. Od tamtej chwili mama bardzo się zmieniła, winiła ciebie za śmierć ojca i za to, że rozstali się w złości. — Uronił łzę. — Zamiłowanie do piłki masz po nim. — Spojrzałam na Igę, ona też trwała w zamyśleniu, a po jej policzku spływały łzy. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Teraz już rozumiałam, dlaczego matka tak bardzo mnie nienawidziła. Tata zginął przeze mnie. Spojrzałam w niebo.
— Przepraszam — wyszeptałam przez łzy. Wydawało się, że Filip czyta mi w myślach.
— To nie była twoja wina! Nie możesz tak myśleć, to był wypadek, nieszczęśliwy pierdolony wypadek! — Zalał się łzami, a ja chciałam zadać jeszcze milion pytań, ale nie byłam w stanie się pozbierać. Siedzieliśmy wszyscy w milczeniu dobrą godzinę. Kiedy emocje opadły spytałam brata.
— Jak to jest możliwe, że ja tego nie pamiętam? W ogóle nie pamiętam taty.
— No dziwne żebyś pamiętała, miałaś wtedy trzy i pół roku. Przez pewien czas nawet mieszkałaś u dziadków, ale pewnego dnia dziadek potrząsnął matką, w przenośni oczywiście, żeby się w końcu wzięła w garść, no i pozbierała się, tylko chyba postanowiła odbijać sobie to wszystko na tobie. — Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. — Lata mijały, a ona się nie zmieniała. Nie mogłem już tego znieść, tej cały chorej atmosfery, dlatego wyjechałem a w zasadzie uciekłem do Krakowa. Nie byłem w stanie zastąpić ci ojca i matki… przepraszam — wyszeptał mi do ucha i mocno przytulił.
Oszołomiona tą opowieścią, miałam wrażenie, że to scenariusz z jakiegoś filmu. Nie byłam w stanie opanować emocji, kątem oka zerkałam na przyjaciółkę, która również niedowierzała w to, co przed chwilą usłyszałyśmy, upiła łyk wina i uroniła łzy. Filip objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno, w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że jutro czeka mnie długa podróż. Zapewne, gdy spojrzę w lustro zobaczę napuchnięte oczy zawodniczki MMA a nie piłkarki, a zawalona noc jeszcze bardziej urozmaici ten widok. Westchnęłam głęboko, wstałam z piasku i zwróciłam się do Igi, która wtulona w mojego brata wydawała się być myślami w innym świecie.
— Iguś, wiem, że ten wieczór miał wyglądać inaczej, przepraszam, że musiałaś tego wszystkiego wysłuchać, chociaż pewnie i tak bym ci o tym opowiedziała, ale głupio mi.
Iga wstała odrywając się z objęć Filipa.
— Ale jesteś głupia! Za co mnie przepraszasz? — Przytuliła mnie mocno. — Jedź do tej Warszawy i pokaż im, co potrafisz. Spełniaj swoje marzenia, a jak już się tam zaaklimatyzujesz i ogarniesz to przyjadę i ruszymy na podbój. — Zaśmiałyśmy się obydwie. Jeszcze mocniej przytuliłam Igę i pogłaskałam ją po plecach.
— Dzięki, jesteś kochana. Będę się odzywać tak często, jak tylko będę mogła. Trzymaj kciuki. — Cmoknęłam ją w policzek. Filip zerwał się na nogi i dał mi do zrozumienia, że idzie ze mną do domu, ale pokręciłam głową, bo w tamtej chwili chciałam pobyć trochę sama, pogadać sama ze sobą, a droga do domu wydawała się odpowiednim dystansem na rozmyślenia. Nie nalegał, więc się pożegnałam i poszłam w stronę domu, zostawiając ich na plaży.
IV
Noc wydawała się nie mieć końca, a myśli w mojej głowie biły się ze sobą. W jednej chwili ekscytacja związana z wyjazdem, kadrą i nowym życiem buzowała niczym wulkan, a z drugiej strony historia, którą opowiedział mi brat napełniała moje serce żalem goryczy. Spojrzałam w telefon, dochodziła godzina czwarta, a za oknem zaczynało się rozwidniać. Ucieszyłam się, że za godzinę będę musiała już wstać, bo to oznaczało początek podróży życia. Pomyślałam chwilę o mamie. Pożegnać się z nią, czy wyjechać bez słowa? Może w ogóle nie zauważy mojej nieobecności?
— Napiszę krótki list, tak to będzie najlepsze rozwiązanie — zdecydowałam. Zapaliłam nocną lampkę, wzięłam notes, długopis i zatonęłam w potoku słów, bo tyle chciałam jej powiedzieć, przeprosić, a z drugiej strony jednak wygarnąć wszystko, co mnie bolało, więc chwilę biłam się z myślami.
Mamo.
Piszę ten list, bo właściwie nie umiemy już ze sobą normalnie rozmawiać. Jest mi przykro, że nie jestem taką córką, jaką byś chciała mieć. Przepraszam, że nigdy nie dałam Ci powodu do dumy i przepraszam, że przeze mnie zginął tata. Tak znam prawdę i żałuję, że nie dowiedziałam się tego od ciebie, przynajmniej miałabym szansę zrozumieć, dlaczego przez te wszystkie lata traktowałaś mnie jak wroga. Oddałabym wszystko, żeby zwrócić tacie życie, oddałabym nawet własne, abyś była tylko szczęśliwa.
Przepraszam za wszystko.
Kocham Cię.
Klara.
Nawet nie zauważyłam, ile czasu zajęło mi napisanie tych kilku pozornie prostych słów. Tyle chciałam jeszcze jej powiedzieć, ale już chyba nie było sensu rozdrapywać ran. To, co się wydarzyło przed laty, musiałam zostawić za sobą. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina piąta, a na dworze było już zupełnie widno.
— Czas ruszać — powiedziałam, przeciągając się przed lustrem. Szybki prysznic, ubranie i ogólne ogarnięcie się zajęło mi zaledwie pół godziny, a kiedy rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co jeszcze ewentualnie mogłoby mi się przydać na podróż, przyszło mi na myśl, aby zajrzeć do pokoju Filipa. Jakże ogromne było moje zdziwienie, kiedy zastałam puste łóżko. Zaśmiałam się pod nosem, w sumie mogłam się tego spodziewać, bo poprzedniego wieczoru mieli się z Igą ku sobie. Wzięłam walizkę a list, który napisałam do matki zostawiłam w kuchni na stole. Rozejrzałam się chwilę po domu i pozostawiając wszystkie wspomnienia, radości i smutki związane z tym miejscem, zamknęłam za sobą drzwi.
Dotarcie na peron nie zajęło wiele czasu, wczesnym rankiem ruch w mieście jest mały a autobus, którym jechałam, zatrzymał się tylko na trzech przystankach. Wsiadając do pociągu, usłyszałam z dużych głośników stojących na stacji, piosenkę Classic — „Miłego dnia” — przypadek? Być może, ale wiedziałam, że to będzie dobry dzień. Zajęłam swoje miejsce w pociągu i postanowiłam za pomocą Google dowiedzieć się czegoś więcej o chłopakach z drużyny. Do tej pory znałam ich tylko z imienia nazwiska i umiejętności piłkarskich. Na pierwszy ogień wpisałam kapitana.
Krystian Zalewski — wysoki, przystojny brunet, muskularne opalone ciało, marzenie każdej kobiety. No prawie każdej. Ma żonę Klaudię, która jest piękną i zgrabną blondynką, a do tego blogerką modową, krótko mówiąc wygląda jak milion dolarów. Ja z natury tak miałam, że facet mógł być przystojny jak Mario Casas, ale jeśli był zajęty, to z automatu przestawał mnie pociągać.
Nic szczególnego nie znalazłam na temat „Zalesia”, bo tak wszyscy go nazywali i w sumie, to prawie każdy z piłkarzy miał przydomek pochodzący od nazwiska.
Przeczytałam kilka artykułów na temat udziału Zalewskich w zbiórkach charytatywnych i przeszłam do szukania informacji na temat reszty chłopaków, wszędzie pisali to samo, sukcesy w klubach, zaręczyny, śluby i narodziny dzieci, no tak, bo w sumie, co więcej mogli wiedzieć paparazzi. Moją uwagę przykuł artykuł mający w tytule nazwisko naszego lewego obrońcy.
„Piotr Korczak zrozpaczony po rozstaniu z narzeczoną.”
Wszystkie portale Internetowe rozpisywały się na temat rozstania Piotrka i Mileny, która rzekomo porzuciła go kilka miesięcy temu, wyjeżdżając na kontrakt do Mediolanu. Nigdy nie wierzyłam w tego typu plotki, ale po sprawdzeniu profilu Korczaka w mediach społecznościowych, wychodziło na to, że to prawda.
Kurczę, porzucić takiego faceta dla kariery w modelingu? — Pomyślałam patrząc na zdjęcia Piotrka, który wyglądał jak włoski aktor. Nawet nie wiem, kiedy przygryzłam wargę, a przez całe moje ciało przeszła fala gorąca. Być może to był efekt długotrwałego bycia singielką?
Klaro ogarnij się! — Przywołałam się w myślach do porządku, bo przecież nie jechałam do Warszawy, żeby się zakochiwać, poza tym Piotrek, na co dzień mieszkał w Monachium, więc to i tak nie mogłoby się udać. Nawet przeszło mi przez myśl, że to może z nim jest coś nie tak i dlatego modelka go zostawiła, a może to tylko wersja dla mediów. Opcji było kilka, ale więcej nie zagłębiałam się w ten temat, bo i tak niedługo miałam poznać osobiście orły Kowalika, więc ocenę mogłam wystawić na podstawie własnych obserwacji i odczuć.
Droga do Warszawy upłynęła zaskakująco szybko, spojrzałam przez okno na wielki napis WARSZAWA CENTRALNA.
— Tak to mój przystanek, czas wysiadać — powiedziałam do siebie, wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i chwilę później stałam już na peronie. Mimo tak wczesnej pory, miasto tętniło życiem. Setki samochodów i ludzie, którzy się gdzieś śpieszyli trącając się nawzajem. Wysokie wieżowce, duże galerie i małe sklepiki, czyste ulice i zielono-złote jak na tę porę roku przystało parki, wszystko to w tamtej chwili wydawało mi się przeogromne. Stałam tak nieruchomo podziwiając wszystko to, co było wkoło, kiedy zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie znam tego miasta. Ostatni raz w stolicy byłam jak miałam dwanaście lat, dobrze jednak, że od tamtej pory technologia poszła do przodu i wszystko można było znaleźć w Internecie. Najpierw jednak musiałam dotrzeć do hotelu, więc złapałam taksówkę i po trzydziestu minutach stałam już u progu hotelu H15 Boutique. Wielkie szklane drzwi otwierał portier, serdecznie witając i żegnając gości. W holu stały szare kanapy zdobione wielkimi czarnymi poduchami, przy każdej stał szklany stolik kawowy, na ścianach wisiały obrazy z osiemnastego wieku, a pośrodku znajdowała się recepcja. Zameldowanie zajęło nie więcej niż pięć minut, pani recepcjonistka wręczyła mi kartę, poinstruowała, jak mam dotrzeć do pokoju i posyłając uśmiech, życzyła miłego pobytu.
Na pewno będzie miły. — Pomyślałam i ruszyłam w stronę pokoju. Kiedy weszłam do środka, przetarłam oczy ze zdumienia.
— Ja pierdolę — wyszeptałam pod nosem, bo pokój wyglądał jak komnata w pałacu. Wielki wiszący telewizor zajmował pół ściany, na środku pod ścianą stało łoże, które pomieściłoby spokojnie sześć osób, biała gładka pościel, aż raziła w oczy swoją czystością, a ogromne okna przejrzyste niczym woda, wychodziły na centrum miasta. Zajrzałam do łazienki. Było w niej wszystko, co kobiecie potrzebne — kosmetyki do ciała i włosów, różnego rodzaju masażery, podświetlane lustro i co najważniejsze ogromna wanna.
W tej samej chwili przypomniały mi się słowa trenera o telefonie, który miałam dostać w recepcji, wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po pokoju, na komodzie leżała paczka, w środku znajdował się smartfon i wiadomość napisana na kartce:
„Witaj Klaro, o 12:00 Zabiorę cię na lunch i pokaże miasto. Emil Krewny.”
Kurczę, pewnie to jakiś czterdziestoletni stary kawaler — Pomyślałam. — I jak oficjalnie podpisane. — Zaśmiałam się w duchu.
Do dwunastej miałam jakieś trzy i pół godziny, zamierzałam poleżeć w wannie, a potem udać się na krótką drzemkę, chociaż z wrażenia w ogóle nie czułam się zmęczona.
Wzięłam długą i odprężającą kąpiel, wtarłam w ciało balsam i zdałam sobie sprawę, że muszę włożyć te same ubrania, w których przyjechałam, bo przecież oprócz butów, kosmetyków i bielizny nie miałam nic.
— No trudno. — Wzruszyłam ramionami. — Ciekawe czy ten cały Emil zna jakieś fajne sklepy z ubraniami?
Potrzebowałam zakupów i to było pewne. Do lunchu zostały mi jakieś dwie godziny. Na twarz nałożyłam odrobinę podkładu, aby ukryć zmęczenie i to w zasadzie było na tyle jeśli chodzi o makijaż. Brwi i rzęs nie musiałam przecież malować, chociaż przydałoby się je odświeżyć, bo przez rok pigment trochę stracił barwę. Pociągnęłam usta błyszczykiem i w sumie byłam już gotowa do wyjścia, jednak zegar wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści. Tego dnia czas bardzo się dłużył, więc włączyłam telewizor i usiadłam na podłodze opierając się plecami o łóżko. Pościel była tak starannie wygładzona, że żal było to niszczyć. Zaczęłam przeglądać smartfon, który dostałam, ale oprócz trzech numerów, o których mówił trener, nie było w nim nic ciekawego, za to w swoim telefonie zobaczyłam nieprzeczytaną wiadomość. Przez chwilę pomyślałam, że to może mama i na tę myśl mój puls przyśpieszył chyba do dwustu, ale to był SMS od Filipa:
„Powodzenia moja mała siostrzyczko, trzymam kciuki.
Kocham Cię.”
Uśmiechnęłam się.
Bardzo potrzebowałam takiego wsparcia nawet od brata. Odpisałam, że dziękuję i że też go bardzo kocham. Miałam ochotę zapytać, gdzie był przez całą noc, ale wiedziałam, że od Igi dowiem się więcej. I tak resztę czasu spędziłam na oglądaniu telewizji. Z amoku medialnych przekazów, a może nawet z lekkiego snu wyrwało mnie pukanie do drzwi
— O kurwa. — Zerwałam się na równe nogi, zegarek w telefonie pokazywał godzinę dwunastą, serce podeszło mi do gardła, delikatnie otworzyłam drzwi i mało nie zemdlałam.”
— O fuck! — Stałam jak zamurowana.
— Wystarczy Emil — powiedział z uśmiechem stojący w progu mężczyzna i wyciągając do mnie rękę w geście przywitania, wszedł do środka. Ledwo wyciągnęłam swoją dłoń, bo chyba z wrażenia straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Nie był to czterdziestoletni stary kawaler. Stał przede mną wysoki, przystojny brunet o brązowych oczach, ubrany w dżinsy i koszulkę polo. Wyglądał bardziej jak dziennikarz, a nie asystent trenera i miał, co najwyżej dwadzieścia pięć lat.
— Klara — udało mi się w końcu, wymówić swoje imię, a po chwili, gdy emocje opadły i wróciła moc w ciele, mogłam już normalnie funkcjonować.
— Przepraszam, spodziewałam się, że wyglądasz trochę inaczej i że jesteś starszy — starałam się wytłumaczyć.
— Myślałaś pewnie, że zobaczysz zgorzkniałego starego kawalera? — Chyba czytał mi w myślach, bo po tych słowach wybuchliśmy śmiechem.
— Idziemy? — zapytałam. — Jestem strasznie głodna.
Emil popatrzył na mnie z litością.
— Nie byłaś na śniadaniu w hotelowej restauracji? — Pokręciłam przecząco głową.
— Z wrażenia chyba zapomniałam wcześniej o jedzeniu, wiesz to dla mnie bardzo nowa i dziwna sytuacja…
— Wiem. — Przerwał mi wypowiedź. — Wiem Klaro, trener trochę mi opowiedział o tobie, chociaż sam za wiele nie wie. — Uśmiechnął się.
Zeszliśmy na hotelowy parking a moim oczom ukazało się piękne czarne bmw x3.
— Wow! — Oniemiałam z wrażenia. Emil otworzył mi drzwi, a ja poczułam się w tamtej chwili jak ktoś bardzo ważny, a wręcz wyjątkowy. Dotarliśmy do restauracji, gdzie czekał już zarezerwowany wcześniej stolik, kelner podał menu. Od razu zatopiłam się w poszukiwaniu czegoś dobrego do jedzenia, błądząc oczami po opisach, aż natrafiłam na pierogi z truskawkami. Pomyślałam, że dawno ich nie jadłam a i cena była na miarę mojego portfela. Kiedy chciałam już złożyć zamówienie, mój towarzysz powiedział kilka słów po włosku do kelnera i dopiero w tamtej chwili zorientowałam się, że jesteśmy we włoskiej restauracji. Spojrzałam w menu i faktycznie dania były różne, kuchnia włoska, polska i śródziemnomorska, a opisy do nich były w języku polskim i włoskim. Może nie przykuło to tak mojej uwagi, bo znałam doskonale ten język, zresztą tak jak hiszpański, angielski i trochę niemiecki.
— Zamówiłem nam ho…
— Wiem, co zamówiłeś — przerwałam. — Znam włoski. — W tym momencie spojrzałam na cenę i uniosłam brwi ze zdziwienia, Emil patrzył na mnie z zaciekawieniem.
— No tego trener mi nie powiedział, ale fajnie, że znasz inny język niż polski, to ci się bardzo przyda w tym fachu. A i na cenę nie patrz.
Kelner przyniósł zamówione homary i życzył smacznego oczywiście w swoim ojczystym języku, po czym zniknął za drzwiami zaplecza.
Lunch smakował, chociaż nie przepadałam za skorupiakami to byłam pełna podziwu, że trafił w moje kubki smakowe zamawiając homara. Popatrzyłam na niego ze zdumieniem.
— Znasz fajne sklepy z ciuchami? Muszę uzupełnić garderobę. — Uśmiechnął się, co mnie zdziwiło, bo zazwyczaj faceci nie lubią zakupów i sklepów z ciuchami.
— Jasne! — Mało, co nie podskoczył ze szczęścia, zapłacił rachunek i ruszyliśmy na miasto.
Po około trzech godzinach wyszliśmy z ostatniego sklepu, a był to chyba pięćdziesiąty z kolei. Mimo zmęczenia byłam szczęśliwa, bo udało mi się kupić wszystko, czego potrzebowałam i nawet w dwóch sklepach udało mi się zapłacić, bo w pozostałych nie zostałam dopuszczona do kasy. Emil powtarzał, że trener tak mu nakazał, a on szefa musi się słuchać.
Wszystko to było takie dziwne i takie nowe, zostałam wyrwana z innego świata i wiedziałam, że trochę czasu mi zajmie, żeby przywyknąć do tej sytuacji.
— Zaniesiemy zakupy do auta i pójdziemy do banku tu za rogiem. — Wskazał palcem. — Założymy ci konto. I ubiegając twoją odpowiedz, że już takie posiadasz a wiem, że posiadasz, to będzie służbowe, oczywiście też będzie do twojej dyspozycji tylko trochę na innych warunkach. — Przytaknęłam twierdząco, chociaż nie miałam zielonego pojęcia, o czym w tamtej chwili mówił.
Wizyta w banku nie trwała długo, po wszystkich wyjaśnieniach przesympatycznej pani wiedziałam już, jak się obsługiwać nowym kontem.
— Widzisz, łatwizna. — Poklepał mnie po ramieniu.
— Pokażesz mi miasto? — zapytałam. Na odpowiedz nie musiałam długo czekać i tak resztę dnia spędziliśmy zwiedzając Warszawę, a właściwie jej część.
Wieczorem Emil odwiózł mnie do hotelu, a portier zaniósł zakupy do pokoju.
— Odpocznij Klaro, jutro czeka nas ciężki dzień, musisz zrobić badania, a po południu testy wysiłkowe. Będę po ciebie o ósmej, tylko proszę, pamiętaj, że przed badaniami nie możesz nic zjeść. Po wszystkim pójdziemy na śniadanie. — Skinęłam głową na te słowa i zamknęłam drzwi od samochodu. Odjechał, a ja poszłam do pokoju. Ze zmęczenia oczy same mi się zamykały, ale nie mogłam oprzeć się pokusie i rozpakowałam wszystkie torby z ciuchami, wybrałam strój na następny dzień, a resztę poukładałam w szafie. Spakowałam dres do torby i sprawdziłam telefony, ale na żadnym nie było jakiejkolwiek wiadomości czy połączenia, więc wsunęłam się pod śnieżnobiałą kołdrę i zasnęłam.
W środowy poranek zgodnie z ustaleniami o ósmej czekałam już na Emila w hotelowym lobby, kiedy usłyszałam dźwięk smsa, poczułam znowu to samo uczucie, że to może wiadomość od matki, ale nie, to była Iga.
„Hej Kler, nie odzywasz się, mam nadzieję, że wszystko gra. Zadzwoń albo, chociaż napisz wiadomość. Buziaki.”
Uśmiechałam się do telefonu jak głupi do sera, odpisałam, że wszystko w porządku i że zadzwonię wieczorem, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
— Chłopak? — Usłyszałam znajomy głos za plecami.
— Nie mam chłopaka — odparłam.
Emil patrzył z niedowierzaniem, ale nie zadawał więcej pytań. Tego dnia wyglądał jak prezes jakieś firmy, granatowa koszula z czerwonymi wstawkami, spodnie w kancik w tym samym kolorze, skórzane ciemne buty i zapach wody kolońskiej sprawiły, że mało nie zemdlałam, ale tym razem nie dałam po sobie poznać zauroczenia.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Centrum Medycyny Sportowej. Na miejscu pobrano mi krew do badań, na szczęście nie byłam wrażliwa na widok krwi, więc od razu mogliśmy zjeść śniadanie i napić się kawy. Pozostałe badania i konsultacje z różnymi lekarzami zajęły nam większą część dnia i na testy wysiłkowe nie starczyło czasu.
Siedziałam na ławce i obserwowałam ludzi, a Emil załatwiał coś przez telefon. Pomyślałam, jakie to miasto jest piękne, życie płynie w nim zupełnie inaczej, ludzie nie wstydzą się okazywać sobie uczuć w miejscach publicznych, w ogóle brak tu jakichkolwiek zaściankowych przekonań, wręcz zachłysnęłam się tym widokiem biorąc głęboki wdech.
— Testy przełożyłem na jutro, na szczęście się udało — powiedział Emil siadając koło mnie.
— Wiesz, tęsknię za piłką, w zasadzie nie widziałam jej na oczy od niedzieli, chciałabym trochę pokopać. — Zrobiłam proszące oczka niczym kot z Shreka. Nigdy nie miałam tak długiej przerwy od treningów, góra dwa dni no może trzy, jak zdarzyła się kontuzja. Emil wydawał się niezbyt zachwycony tą prośbą, pomyślał chwilę i odparł:
— Arek prosił żebyś zrobiła sobie przerwę od piłki, a poza tym nie masz stroju. — Uśmiechnął się przy tym ironicznie.
— Mam w torbie. — Wypięłam język zadowolona z faktu, że nie będzie miał już argumentu. — A trener nie musi wiedzieć. — Puściłam oczko i wstałam z ławki.
— No dobra, tylko nikomu ani słowa. — Pogroził palcem. — Widzisz ryzykuję dla ciebie utratą pracy Klaro. — Wstał za mną, a ja odwróciwszy się w jego stronę, cmoknęłam go w policzek.
— Wiem — wyszeptałam. Wydawał się zawstydzony tą sytuacją, ale starał się nie dać po sobie tego poznać.
Pojechaliśmy na obiekt sportowy, który od razu wydał mi się wyjątkowo znajomy. Oczywiście mogłam go widzieć jedynie w telewizji lub Internecie.
— To stadion Legii — powiedział Emil parkując samochód. — Masz czterdzieści minut.
Ucieszył mnie ten fakt.
Od razu pobiegłam się przebrać w dresy i po trzech minutach już hasałam z piłką po boisku. Tego mi było potrzeba najbardziej w tamtym momencie. Szlifowałam swoje umiejętności strzeleckie i nawet nie wiem, kiedy zleciał czas. Może dlatego że nie miał mi kto podawać piłkę i musiałam biegać po nią sama? Spojrzałam na Emila, który pokazywał, że już pora się zbierać. Z bólem serca zeszłam z boiska, wzięłam szybki prysznic i po piętnastu minutach siedzieliśmy w aucie.
— Co powiesz na spacer po Starówce? — zaproponował.
Zgodziłam się, bo co innego mieliśmy do roboty? Pewnie gdybym odmówiła, to odwiózłby mnie do hotelu, a nie miałam ochoty siedzieć sama w tym wielkim pokoju. W Warszawie też nie miałam znajomych, więc w tamtym momencie spacer z takim przystojniakiem, był najlepszym pomysłem.
— O tej porze roku w Warszawie jest jeszcze sporo turystów i większość z nich spaceruje właśnie po starówce, ale myślę, że znalazł się i dla nas kawałek miejsca. — Usiedliśmy na ławce.
— Czy twoja dziewczyna nie ma nic przeciwko temu, że spędzasz całe dnie z obcą laską? — zapytałam unosząc brwi.
— Nie mam dziewczyny — odparł, a ja czekałam na rozwinięcie wypowiedzi.
— Wiesz, kiedy jesteś w rozjazdach przez trzysta dni w roku, to trochę ciężko utrzymać związek. Zazwyczaj musiałem wybierać między jednym a drugim, a lubię swoją pracę. — Zamilkł przez chwilę. — Jedną jedyną dziewczynę, której nie przeszkadzała moja praca, przyłapałem na zdradzie i wtedy dopiero zrozumiałem, dlaczego nie przeszkadzała… eh szkoda gadać. A ty? — Zwrócił ku mnie swój wzrok.
— Co ja? — Zmarszczyłam czoło.
— Czemu nie masz chłopaka? Przecież niczego ci nie brakuje. — Zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry, zatrzymując się chwilę na biuście, co nie umknęło mojej uwadze.
Niestety natura obdarzyła mnie obfitym i jędrnym biustem. Niekiedy przeszkadzało mi to w grze, ale na szczęście znalazłam specjalny pas sportowy, więc grało mi się o wiele lepiej. Westchnęłam głęboko.
— Z tego samego powodu, co ty. Każdy facet stawiał mnie przed wyborem, a ja kocham piłkę. Ten jedyny, który będzie chciał być ze mną, też będzie musiał ją pokochać. Jednak na razie nie mam na to czasu, nie myślę o tym. — Zapadła cisza.
— Jak ty to robisz? Teraz jesteś wrażliwą kruchą dziewczynką, a na boisku zamieniasz się w gladiatora niczym Kamil Lis.
Faktycznie nasz najlepszy polski stoper był nazywany przez media i kibiców gladiatorem.
— Oglądałem nagranie z niedzielnego meczu i dzisiejszy trening. Kontakt z murawą sprawia, że wstępuje w ciebie coś niesamowitego. — Pokręcił głową z niedowierzaniem. — Ciężko to opisać słowami, ale jestem pod dużym wrażeniem.
Zszokowały mnie te słowa i przez chwilę nie wiedziałam, jak mam się do tego odnieść.
— Zaskoczyłeś mnie, ale odpowiem ci. — Splotłam dłonie. — Bo widzisz, kiedy przez całe swoje życie jesteś spychany na drugi plan, twoja matka potępia to, co robisz i traktuje cię jak wroga numer jeden, ukochany dziadek umiera a jedyną rzeczą, jaką masz to piłka i dobra pozycja w klubie, to oddajesz jej całe swoje serducho. Gdy wychodzę na boisko i patrzę na trybuny, to wiem, że ci wszyscy kibice liczą na mnie i zdaję sobie sprawę, że nie mogę ich zawieść. To właśnie daje mi taka siłę i głód na bramki. — Emil słuchał mnie z zaciekawieniem i dłuższą chwilę analizował to, co powiedziałam.
— Musisz uważać.
— Uważać? — zapytałam. — Coś mi grozi? — Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
— Nie w tym sensie, źle mnie zrozumiałaś. Musisz liczyć się z tym, że na początku w drużynie nie będzie miło. Chłopacy nie przyjmą cię z otwartymi ramionami, zwłaszcza, że nic nie wiedzą. Dla nich to też będzie nowa sytuacja i możesz usłyszeć wiele gorzkich słów, ale patrząc na ciebie i twoją determinację twierdzę, że dasz sobie radę. — Kiwnęłam głową.
Niestety miał rację i liczyłam się z tym, że chłopacy mogą być wrogo nastawieni do mojej osoby. W końcu kobieta w męskiej drużynie to obciach, chociaż z drugiej strony nie prosiłam się o to, więc czemu miałoby się to odbijać na mnie?
— Eh, biednemu zawsze wiatr w oczy — rzuciłam bez sensu i oboje w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem.
— Nie martw się, nie zjedzą cię. — Przytulił mnie tak mocno, że słyszałam bicie jego serca.
— Jedyne, co będą chcieli udowodnić to, że wcale nie jesteś od nich lepsza. Każdy walczy o swoją pozycję, więc początki będą trudne, ale ty już jesteś wysoko, zapewniam cię. — Ujął moją twarz w dłonie. — Tylko musisz mi obiecać, że nie ugniesz się. — Nasze spojrzenia się spotkały. Czułam, jak krew pulsuje mi w głowie i pewnie za chwilę skończyłoby się to pocałunkiem, gdyby nie zadzwonił telefon.
— To Kowalik, muszę odebrać. — W jego oczach widniało słowo przepraszam. W głębi ducha jednak ucieszyłam się, że zadzwonił trener, bo kto wie, jakby się to skończyło. Nie chciałam na starcie wdawać się w romanse albo, co gorsza się zakochać, chociaż Emil był facetem marzeń i lubił piłkę. Pokręciłam głową, odganiając od siebie myśli, a przystojniak zakończył rozmowę.
— Musimy pojechać do siedziby OMPN-u, mają dla ciebie kontrakt. — Przytaknęłam i poszliśmy w stronę parkingu. Przez całą drogę do auta milczeliśmy zmieszani sytuacją, chociaż mnie bardziej pochłonęła myśl o kontrakcie. W aucie mój opiekun przerwał milczenie.
— Zapomniałem ci powiedzieć o jednej rzeczy…
— Że mają pistolety i mnie zastrzelą? — przerwałam mu, śmiejąc się głośno, co się udzieliło Emilowi.
— Jesteś niemożliwa. Ale to dobrze, że humor ci dopisuje, to oznacza, że się ze mną nie nudzisz. — Spojrzał na mnie, a później znowu na drogę.
— Kiedy będziesz już na pokładzie kadry, zaprzyjaźnij się z Kubą, na dziś to twój jedyny sprzymierzeńca. Jako jedyny z drużyny wie o tobie i zgodził się z trenerem na przyjęcie do kadry kobiety, więc w nim znajdziesz przyjaciela. A poza tym też przeszedł ciężką drogę, żeby dojść tam, gdzie znajduje się teraz, dlatego na pewno odnajdziecie wspólny język.
Dobrze wiedziałam, o kim mówi. Kuba to dusza tej reprezentacji, przemiły człowiek o szczerozłotym sercu, autorytet do naśladowania zarówno na boisku jak i w życiu prywatnym. To kochający mąż i tata, osobiście mój wielki idol. Jego historię z dzieciństwa zna chyba każdy fan piłki, cała Polska żyła wtedy tą tragedią.
Ucieszyłam się, kiedy Emil powiedział, że Kuba o mnie wie i podziela zdanie trenera.
— Okej, tak zrobię. Dzięki za wszystko, za pomoc i wsparcie. — Posłałam słodki uśmiech, ale on wydawał się być myślami gdzie indziej.
— Jesteśmy — powiedział po chwili, parkując samochód pod wielkim czerwonym budynkiem. Weszliśmy do środka, w recepcji przywitała nas młoda dziewczyna, miała nie więcej niż dwadzieścia dwa lata. Na widok Emila jej twarz oblała się rumieńcem, robiła do niego maślane oczka, a on rozbawiony tym faktem głaskał ją po dłoni.
— Prezes u siebie? — zapytał jakimś dziwnym głosem, jakby damskim i puścił do mnie oczko.
No tak debilko, to sarkazm — spoliczkowałam się w myślach i uśmiechnęłam ironicznie. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i potrzepotała rzęsami, w tym momencie przypomniało mi się, że chciałam jeszcze przed zgrupowaniem poprawić swój permanentny makijaż.
— Ej mała, idziemy. — Pociągnął mnie za rękę i po chwili byliśmy już w gabinecie prezesa. Rozejrzałam się wokół, gabinet przypominał biuro prezydenta, a nie prezesa związku piłkarskiego. Ze zdumieniem przyglądałam się ścianom i meblom kręcąc się wokół własnej osi.
— Klaro jak ci się podoba w stolicy? Mam nadzieję, że Emil o ciebie dba — zapytał Sobczak.
— Tak, wszystko w porządku — potwierdziłam kiwając głową i usiadłam na krześle.
— Klaro przygotowaliśmy dla ciebie kontrakt, w którym dokładnie punkt po punkcie opisane jest twoje zadanie w naszym zespole. Fakt, że nie ma żadnych przepisów zabraniających, abyś grała w męskiej drużynie, daje nam prawo do zatrzymania cię na wyłączność organizacji.
— Nie bardzo rozumiem. — Zmarszczyłam brwi.
— No więc Klaro, krótko mówiąc jesteś wolnym zawodnikiem dla klubów, jeśli jest zgrupowanie i dostaniesz powołanie to jedziesz na kadrę, jeśli zgrupowanie się kończy jesteś na wypożyczenia meczowe.
— Dalej nie bardzo rozumiem, kadra okej, ale wypożyczenia meczowe? — Dopytywałam z coraz to większym zdziwieniem.
— Już tłumaczę: załóżmy, że dzisiaj dzwoni do ciebie Zaleś lub jego trener z A.C. Milan i mówi, że potrzebuje cię za dwa dni w drużynie na mecz ligowy. Ty się zgadzasz lub nie, to już zależy od ciebie. Jeśli tego samego dnia zadzwoni Korczak z informacją, że mają braki w kadrze na mecz w Monachium, który odbędzie się za cztery dni, to również decyzja należy do ciebie. To samo tyczy się ligi żeńskiej.
— No już teraz rozumiem. — Ucieszyłam się, bo to również szansa na poznanie innych kultur i krajów.
— No dobrze, a co, jeśli nie będę miała takich ofert? Przecież muszę regularnie trenować — rzuciłam i rozsiadłam się w krześle już nieco na luzie.
— W takiej sytuacji grasz w barwach naszej ligi zakończył swój wywód i podsunął mi kontrakt.
Kurczę, na wszystko miał odpowiedź, dokładnie to sobie zaplanowali, a mnie pozostało tylko przystać na taki układ. W sumie nawet bardzo mi to pasowało. Uśmiechnęłam się i zaczęłam czytać warunki kontraktu, punktów i podpunktów było chyba ze sto, ale nikt mnie nie pośpieszał. Nawet nie zauważyłam, że zostałam sama w gabinecie, bo w skupieniu analizowałam każde zdanie. Cały czas miałam wrażenie, że to wszystko sen. Moje życie wywróciło się do góry nogami w zaledwie w kilka dni. Dotarłam do ostatniej strony kontraktu, gdzie widniała suma mojej pensji.
To chyba roczna. — Pomyślałam, jednak doczytałam, że to miesięczna stawka. Czytałam chyba trzy razy to samo zdanie. W życiu nie przypuszczałam, że można miesięcznie zarabiać takie pieniądze, a teraz ta wizja stawała się coraz bardziej realna. Wodziłam wzrokiem jeszcze na pozostałe cyferki, były to procenty i prowizje za zdobyte gole, wygrane i przegrane mecze i różne inne zdarzenia, których nawet nie byłam w stanie teraz pojąć. Wciągnęłam powietrze do płuc, czułam, że za chwilę zabraknie mi tchu więc pewnym ruchem ręki podpisałam papier, który miał obowiązywać przez najbliższe pięć lat. W tym momencie otworzyły się drzwi i do gabinetu wszedł prezes, trener i Emil, tak jakby mieli podgląd i wiedzieli, że już podpisałam papier. W rogu pomieszczenia zainstalowana była kamera. Trener poklepał mnie po ramieniu.
— To dobra decyzja Klaro — powiedział, po czym zwrócił się do Emila. — Jak stoimy z testami?
— Prawie wszystko załatwione trenerze, badania w porządku, konsultacje też przebiegły pozytywnie, jutro o trzynastej mamy testy sprawnościowe, bank też ogarnięty. — Uśmiechnął się do mnie, a trener z nieco zaskoczoną miną pokiwał głową w stronę Sobczaka.
— Widzisz Zbyszku, wiedziałem, komu powierzyć to zadanie specjalne i jak zwykle się nie zawiodłem. — Widziałam po minie Emila, że rośnie w siłę słysząc te słowa. Wyraźnie lubił jak trener go chwalił, co jest normalne, bo w zasadzie to chyba każdy lubi być chwalony przez szefa. Wstałam z krzesła z nadzieją, że spotkanie dobiegło końca.
— Klaro, jeśli będziesz jeszcze czegoś potrzebować to mów śmiało.
— Wiem trenerze, dziękuję, na razie wszystko mam. — Kowalik uścisnął mi dłoń.
— No więc do zobaczenia w niedzielę w Arłamowie. — Na te słowa zakręciło mi się w głowie, bo do niedzieli pozostało zaledwie trzy dni, z jednej strony chciałam mieć to już za sobą, a z drugiej marzyłam, żeby te dni trwały wiecznie. Wizje spotkania z chłopakami kłębiły mi się w głowie niczym sceny z jakiegoś filmu, raz widziałam, że się cieszą mimo sytuacji i serdecznie witają, a drugim razem miażdżą słowami, wzrokiem i zachowaniem. Na samą myśl o tym żołądek podszedł mi do gardła, a ciało oblał zimny pot. Musiałam dziwnie wyglądać, bo wszyscy trzej panowie patrzyli z politowaniem.
— Klara wszystko w porządku?
— Tak Emilu, w porządku, możemy już iść? Duszno tu. — Ocknęłam się z zadumania i pożegnałam ze swoimi nowymi szefami.
Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej był moim szefem, gdyby ktoś miesiąc wcześniej mi o tym powiedział pewnie bym go wyśmiała.
V
W aucie jednogłośnie stwierdziliśmy, że czas na obiad, a właściwie na kolację, dlatego pojechaliśmy do restauracji w centrum miasta. Na szczęście tym razem polskiej. Po wejściu do lokalu zapowiedziałam, że w tej restauracji to ja płacę rachunek, w końcu na ubrania nie wydałam prawie nic, więc spokojnie mogłam pozwolić sobie na taki gest. Nie usłyszałam sprzeciwu, co mnie bardzo ucieszyło. Poprosiłam kelnera o stolik i po chwili siedzieliśmy wygodnie, studiując menu. W oczy wpadło mi tradycyjne polskie danie, czyli schabowy z kapustą, ale niestety czekały mnie następnego dnia jeszcze testy wysiłkowe, więc musiałam skusić się na coś lekkostrawnego. Wybrałam sałatkę i odruchowo spojrzałam na pozycje alkoholowe.
— Nawet o tym nie myśl Klaro. — Przeszył mnie wzrok Emila.
— Spokojnie, dla mnie to zbędny element. — Uśmiechnęłam się i gestem ręki poprosiłam kelnera.
Czekając na zamówienie, oboje milczeliśmy. Marzyłam o długiej kąpieli i rozmowie z Igą. Minęły zaledwie niecałe dwa dni, odkąd jestem w Warszawie, a tyle już miałam jej do opowiedzenia. Drugą osobą, o której myślałam była matka. Zastanawiałam się, dlaczego milczy, czy przeczytała list? A może to ja powinnam zadzwonić? Biłam się z myślami, bo nie rozumiałam, jak mogła być tak zimnym i oschłym człowiekiem. Przecież byłam jej dzieckiem, a traktowała mnie jak wroga. Mój towarzysz w tym czasie sprawdzał coś w telefonie, co chwilę marszcząc czoło, jakby przeglądał jakieś oferty.
— Musimy znaleźć ci mieszkanie. — Przerwał nagle tę niezręczną ciszę. — Nie możesz przecież ciągle mieszkać w hotelu. Ale zajmiemy się tym już po zgrupowaniu — schował telefon, a w tym momencie kelner przyniósł nasze dania.
— Okej — odparłam krótko. Musiałam przyznać, że miał głowę na karku. Być może też bym o tym pomyślała, ale cała ta sytuacja odbierała mi możliwość racjonalnego myślenia.
Jedliśmy, rozmawiając o pogodzie, bo lato dobiegało końca, dzień stawał się coraz krótszy, a wieczory chłodniejsze. Na ulicach widać było coraz mniejszy ruch, chciałam zobaczyć, jak miasto wygląda nocą. Niby miałam piękny widok z okna w hotelowym pokoju, ale to nie to samo. Zaproponowałam, że wrócę do hotelu sama, przejdę się, przewietrzę umysł, ale Emil popukał się tylko w czoło.
— Wiesz, co by Arek ze mną zrobił, gdyby coś ci się stało? Rozjebałby mi łeb, a później pewnie sobie. Więc zapomnij o samotnych spacerkach po mieście. — Zamurowało mnie na te słowa. Czy to oznaczało, że zawsze i wszędzie będę musiała chodzić z obstawą?
Chyba znowu czytał mi w myślach
— W niedzielę oddam cię pod opiekę kadry, więc tam będziesz mogła sobie chodzić, gdzie chcesz. To czy potem dostaniesz ochronę będzie zależało od tego, jak się sytuacja potoczy. — W tym momencie przeszedł mnie dreszcz.
— Ochronę? Po co mi ochrona? Ochronę to mają zamożni biznesmani, a ja tylko gram w piłkę.
— Jeszcze mało wiesz o tym świecie. To nie jest mała drużyna czy trzecia liga, w której grałaś do tego czasu. Tu reprezentujesz Polskę, swój kraj i grasz dla milionów polskich kibiców a ludzie są różni i różne mają pomysły. Myślisz, że Zalewski, Lis, Laskowski od tak sobie chodzą swobodnie po ulicach? — Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pojęcia.
— Otóż nie, też mają ochronę, może nie całą dobę, ale na większe wyjazdy lub wyjścia w skupiska ludzi muszą mieć kogoś za plecami — takie są uroki bycia sławnym.
— Jasne, rozumiem. — Posmutniałam, ale cóż, na pewno wiedział, co mówi i miał rację. Czy ja na pewno podjęłam dobrą decyzję przyjeżdżając tutaj? To wszystko wydawało się straszne i obce, nie wiedziałam, czy dam radę temu podołać. I tu też miał rację, byłam z innego świata.
Wyszliśmy z restauracji i po kilku minutach siedzieliśmy już w aucie.
— Pocieszę cię Klaro, w piątek pójdziemy do klubu potańczyć. — Aż podskoczyłam z radości na te słowa, bo tak dawno nie byłam na dyskotece.
W Białobrzegach był jeden mały klub, ale zamknęli go po aferze narkotykowej, więc tamtejszej młodzieży zostawały tylko domówki lub ogniska. Ja nie miałam za wiele czasu na zabawy, ale uwielbiałam tańczyć, dlatego propozycja Emila bardzo mnie ucieszyła.
— Super! Bardzo się cieszę, gdybyś teraz nie prowadził, to bym cię uściskała. — Zarumienił się, ale udałam, że tego nie zauważyłam.
Po trzydziestu minutach podjechaliśmy pod hotel. Przez myśl mi przeszło, że gdy odjedzie, to będę mogła iść na spacer, przecież się nie dowie. Przejdę się i wrócę.
Jednak mój niecny pomysł rozmył się w powietrzu zaraz po tym, jak w mojej głowie pojawił się obraz napadających mnie bandziorów, albo że błądzę po uliczkach stolicy, której kompletnie nie znałam. No i przecież miałam zadzwonić do Igi. Poszłam więc grzecznie do pokoju.
Zamykając drzwi, zauważyłam, że na stoliku stała taca, a na niej kieliszek z szampanem, obok leżała karteczka:
„Zasłużyłaś. Miłego wieczoru.”
A to cwaniak. Ciekawe, kiedy zdążył to zamówić?
Uśmiechnęłam się, wzięłam ze sobą szampana i poszłam do wanny, gorąca kąpiel i wyskokowe bąbelki to było to, czego po całym dniu potrzebowałam najbardziej.
Po godzinnej kąpieli i wsmarowaniu w ciało pół butelki balsamu, leżałam pod ciepłą kołderką. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Igi, długo nie musiałam czekać na odzew.
— No nareszcie! Czy ty wiesz, jak ja się tu o ciebie martwię? — krzyczała na mnie.
— Nie krzycz już! Wiesz, tu czas płynie zupełnie inaczej niż u nas, a poza tym załatwiamy mnóstwo spraw na mieście, badania testy itd. Jest tego tro…
— Zaraz, zaraz czekaj, jakie załatwiamy? Jakie my? — przerwała mi w pół słowa i zdałam sobie sprawę, że przez tę całą sytuację z Filipem na plaży, nie powiedziałam jej, że będę miała tu asystenta, który będzie mi pomagał wszystko ogarnąć.
— Mam asystenta, a właściwie to jest asystent trenera, ma na imię Emil i chwilowo pomaga mi tu załatwić różne sprawy.
— Przystojny? — dopytywała, a mimo że jej nie widziałam w tamtym momencie, to czułam, jak się śmieje od ucha do ucha.
— Pytasz czy przystojny? On jest zajebisty, marzenie każdej kobiety tylko… — Zamilkłam. — Tylko, że ja nie przyjechałam tu szukać miłości. Cała ta sielanka mnie przeraża, a co by było, gdybym się jeszcze do tego zakochała? Wyobrażasz to sobie?
— Tak, wylądowałabyś u czubków. — Wybuchłyśmy śmiechem, ale po chwili Iga spoważniała. — Dasz radę Kler, będzie dobrze. Początki są zawsze trudne, ale ty, kurwa, dasz radę. — Wręcz mi to przeliterowała. Jak zawsze mogłam liczyć na optymizm przyjaciółki.
— Tęsknie za Tobą Igol, ale wiem, że już nie ma odwrotu. Nie mogę się już cofnąć.
— Ja też tęsknie. — Usłyszałam żal w głosie przyjaciółki. — Mam nadzieję, że po zgrupowaniu się spotkamy?
— No jasne, że tak, jak tylko się tu ogarnę, to przyjedziesz do mnie. A nie wiesz, co z moją matką? Widziałaś ją może jakoś ostatnio?
— Przykro mi Kler, ale nie. Nie masz z nią kontaktu?
— Odkąd wyjechałam nie odzywa się, zostawiłam jej krótki list i miałam nadzieję, że się odezwie, ale milczy.
— Może zapytaj Filipa, dopiero wieczorem wyjechał, więc na pewno rozmawiali po twoim wyjeździe.
— No masz rację, tak zrobię. — W sumie mogłam wpaść na to wcześniej. — A propos Filipa, to nie wiesz, gdzie był przez całą noc przed moim wyjazdem? — W słuchawce zapadła cisza a po chwili usłyszałam gromki śmiech Igi.
— No chyba nie myślałaś, że my byliśmy razem? Klarcia proszę cię, jak mogłaś tak pomyśleć? Porozmawialiśmy jeszcze trochę o tej całej sytuacji i ja poszłam do domu, a Filip został na plaży. Powiedział tylko, że wyjeżdża następnego dnia wieczorem i więcej go nie widziałam.
— Powiedzmy, że ci wierzę. — Nie wiedziałam, czy przyjaciółka mówi prawdę, ale wydawało się, że tak. — Nie wrócił na noc, dlatego pomyślałam, że byliście razem, no nie ważne, zadzwonię jutro do niego.
— Opowiadaj lepiej jak ci w tej Warszawie? Co robisz? Gdzie mieszkasz no i jaki jest ten Emil? — Iga nie odpuszczała tematu, więc następne dwie godziny zeszły nam na mojej opowieści o wielkim świecie, a raczej wstępie do tego świata. Nie mogłam również ominąć epizodu pocałunku, do którego na szczęście nie doszło, Iga słuchała mnie z zaciekawieniem, co i raz dopytując o konkrety. Chciała żebym bardziej zbliżyła się do Emila, ale w tej kwestii byłam nieugięta, nie chciałam się zakochiwać a przynajmniej nie teraz. Spojrzałam na zegarek, dochodziła północ.
— Igol przepraszam, ale padam ze zmęczenia, a jutro mam testy sprawnościowe, co prawda po południu dopiero, ale ostatnie dwa dni były bardzo wyczerpujące dla mnie. Odezwę się, jak tylko będę mogła. Kocham cię wariatko.
— Też cię kocham, trzymaj się Klarcia i odzywaj się. Buziak. — Iga się rozłączyła, a ja przez chwilę rozmyślałam o bracie.
Zastanawiałam się, gdzie był tamtej nocy i czy rozwiązał swoje problemy finansowe. No tak, od czego był wujek Google? Wpisałam w wyszukiwarce, kiedy będzie otwarcie prywatnej kliniki kardiologicznej w Krakowie Filipa Czernia. Na rezultaty nie musiałam długo czekać. Przeczytałam w jednym z artykułów dodanych kilka godzin wcześniej, że wielkie otwarcie odbędzie się za miesiąc. Sprawdziłam kalendarz zgrupowań — idealnie — zgrupowanie kadry nie pokrywało się z tą datą, a na mecz ligowy nie musiałam się zgadzać — chociaż jako nowa postanowiłam, że nie będę odrzucać żadnych propozycji. Chciałam tylko odwiedzić brata, bo wiedziałam, że klinika jest dla niego ważna i ucieszy się z mojej wizyty.
Kto wie, co to będzie za miesiąc? — Pomyślałam i wtulona w mięciutką białą pościel zasnęłam.
Nazajutrz obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, to był Emil. Pomyślałam, że zaspałam, ale zegarek wskazywał godzinę dziesiątą, więc lekko zaspanym głosem odebrałam połączenie, a w słuchawce usłyszałam głośny śmiech.
— Klaro żyjesz? Upiłaś się jednym kieliszkiem szampana? — Ewidentnie ze mnie drwił.
— Mam słabą głowę, ale nie aż tak. Do późna rozmawiałam z koleżanką i musiałam odespać. A tak swoją drogą, to dziękuję za tego szampana. — Roześmiałam się.
— Nie ma, za co. Słuchaj Klaro, miałem przyjechać po ciebie przed trzynastą, ale przespałaś śniadanie, a musisz mieć siłę na testy, więc … — Zapadła cisza. — Więc otwórz mi drzwi, bo stoję przed nimi. — Połączenie zostało przerwane, a ja zerwałam się z łóżka jak oparzona.
— O kurwa! No chyba sobie jaja robi. — Wrzuciłam na siebie tylko szlafrok i otworzyłam drzwi.
Nie kłamał, stał za nimi Emil ubrany w dżinsy, adidasy i koszulkę na krótki rękaw, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, a w ręku reklamówkę z bułkami i jogurtami.
— Skąd wiedziałeś, że przespałam śniadanie? — Nie dowierzałam własnym oczom. — A może jakąś kamerę tu masz?
— Może mam. — Uśmiechnął się uroczo i wszedł do środka. — Nic innego nie mieli w sklepie, więc to musi ci wystarczyć. Zrobię kawę — mówiąc to, położył zakupy na stoliku i włączył ekspres do kawy. Nie sprawiło mu to problemu jakby dobrze znał ten pokój i sprzęty, które się w nim znajdowały.
— Idę się ubrać i ogarnąć. — Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki.
— A właśnie, powiedz mi jak to możliwe, że dopiero wstałaś z łóżka, a masz pomalowane rzęsy i brwi?
— To czary. — Roześmiałam się głośno. — Powiem ci, jak ty mi powiesz, skąd wiedziałeś, że zaspałam na śniadanie? — Uniosłam brwi i czekałam na kontrę.
— Żadna tajemnica, po prostu czekałem na ciebie w hotelowej restauracji, a że się nie pojawiłaś, to nie trudno było się domyśleć, że jeszcze śpisz. — Posłał w moją stronę szyderczy uśmiech.
— To makijaż permanentny. Nie zmywa się jak tatuaż. — Trzasnęłam drzwiami i weszłam pod prysznic.
Jejku, co za gość. Jest niesamowity, ale nie mogłam sobie na niego pozwolić. Zresztą zasługiwał na kogoś lepszego, a ja oprócz najlepszej przyjaciółki i piłki nie miałam nic. Sukcesywnie odgoniłam od siebie wizję związku z Emilem, nakremowałam twarz ubrałam się i związałam włosy. Po trzydziestu minutach byłam gotowa na nowe wyzwania, które czekały mnie tego dnia. Z łazienki wyciągnął mnie aromat kawy i zapach świeżych bułek.
— Ale pachnie. — Wzięłam filiżankę z kawą, a w drugą rękę jogurt i usiadłam na krześle. Emil siedział po drugiej stronie stolika i przyglądał mi się z niedowierzaniem, popijając kawę.
— Jestem brudna? Czemu mi się tak przyglądasz?
— Nie, wszystko gra tylko znowu mnie zaskakujesz. — Uśmiechnął się, a ja uniosłam czoło, bo nie miałam pojęcia, o czym mówi. — Jesteś kobietą, wyrwałem cię z łóżka, a tobie wystarczyło zaledwie pół godziny, żeby wziąć prysznic i zrobić się na bóstwo. Kobietom, które znam, zajmowało to minimum dwie godziny. — Na te słowa aż się zarumieniłam.
Szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie lubiłam się pindrzyć przed lustrem, zawsze chciałam być jak najszybciej gotowa, a w zawodzie piłkarza szybkość to atut.
— To czary — wyszeptałam, a po chwili wybuchliśmy śmiechem.
— A tak poważnie, to nie lubię długo siedzieć w łazience, szkoda czasu. — Wzruszyłam ramionami. — Poza tym, schodząc z boiska wyglądam, jakby mnie ktoś oblał wodą, więc szkoda czasu i towaru.
— I stąd ten makijaż na stałe?
— Tak dokładnie tak. A no właśnie, znasz jakiś fajny salon kosmetyczny, który ma w swojej ofercie takie usługi? — Zaryzykowałam tym pytaniem, bo w końcu był facetem, ale czytałam kiedyś artykuł, gdzie była sonda i większość ankietowanych mężczyzn przyznało się, że korzysta z usług kosmetyczek.
— Znam. — Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. — Nie, nie korzystam z usług kosmetyczek, bo po twojej minie wnioskuję, że tak pomyślałaś, moja dobra znajoma prowadzi taki salon, wyśle jej wiadomość, że będziemy około siedemnastej. — Wyciągnął telefon i zatopił się w pisaniu wiadomości, a ja znowu rozmyślałam. Znowu mnie zaskoczył i chyba naprawdę posiadał umiejętność czytania w myślach, albo może to ja nie świadomie wypowiadałam na głos to, o czym myślałam, ale to by oznaczało, że tracę zmysły a chyba jeszcze tak źle ze mną nie było.
— Gotowa jesteś? Bierz strój sportowy i wychodzimy — powiedział poważnym i stanowczym tonem. Coś ewidentnie go zezłościło, ale nie dopytywałam o szczegóły. Było mi wystarczająco niezręcznie, że musiał spędzać ze mną każdy dzień i wszędzie prowadzać za rączkę jak małe dziecko, bo nie znałam miasta. Spakowałam w torbę strój i buty i w milczeniu wyszliśmy z pokoju, a później z hotelu. W aucie również panowała grobowa cisza, nawet radio nie grało, kilka razy próbowałam się odezwać, ale głos mi grzązł w gardle, kiedy tylko spojrzałam w jego stronę. Był taki nieobecny. Po trzydziestu minutach dojechaliśmy do ośrodka sportowego, był to chyba największy oprócz stadionu, ośrodek sportu w Warszawie. Zdziwiłam się, bo nie było jeszcze nawet dwunastej, a testy miałam zaplanowane na godzinę trzynastą.
— Dlaczego jesteśmy tutaj tak wcześnie? — zapytałam w końcu, bo ta cisza stawała się nie do zniesienia, a poza tym miałam prawo wiedzieć o wszystkim, co dotyczyło mojej osoby.
— Widzisz Klaro, tu pracuje taki pan menager, który lubi się wpieprzać w nieswoje sprawy. Raczył mnie poinformować, że przełożył ci testy na wcześniejszą godzinę, bo chce je przeprowadzić osobiście. — Trzasnął drzwiami od samochodu, a mój puls wzrósł chyba do dwustu.
— Nie lubię, jak ktoś zmienia mi plany, a ten pajac robi to nagminnie. To typowy cwaniaczek, uważa siebie za jakiegoś macho, a przy żonie jest malutki jak mysz. Nie daj się podejść. — Kiwnęłam głową, potwierdzając, że rozumiem sytuację i weszliśmy do środka.
Przy recepcji stał mężczyzna około czterdziestki, miał ciemne włosy i był średniego wzrostu, ubrany w ciemny strój sportowy, od razu wywnioskowałam, że to za pewne pan manager, o którym mówił Emil. Spojrzał w naszą stronę, w jednym ręku trzymał jakieś papiery, a drugą oparł się o konsolę, jego postawa wydawała się aż krzyczeć, że on tutaj rządzi.
— Proszę, proszę, no witam cię Klaro. — Wyciągnął rękę w geście przywitania. — Nazywam się Kar….
— Nie interesuje mnie to, jak się pan nazywa! — Przerwałam wywód owego pana i irytujący uśmieszek z jego twarzy zniknął. — Interesuje mnie to, po jaką cholerę przerywa mi pan śniadanie i ściąga mnie tu, skoro godzina była ustalona na późniejszą. — Czułam, jak puszczają mi hamulce, nie wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić i czy poniosę tego jakieś konsekwencje, ale wiedziałam jedno, że nie pozwolę temu cwaniakowi wejść sobie na głowę.
— No, no, no widzę, że masz charakterek, albo ktoś cię bardzo dobrze przygotował na to spotkanie. — Posłał w stronę Emila lodowate spojrzenie, ale on wydawał się tym niewzruszony i odpłacił tym samym.
— Dobrze Klara, mów mi Karol. A skoro przywitanie mamy za sobą to zaraz zaczynamy testy. Idź się przebrać i za dziesięć minut widzimy się w sali dwadzieścia cztery. — Wydawało się, że temperament pana managera zgasł i zachowywał się w końcu jak trener. Zniknął w windzie, a ja musiałam chwilę ochłonąć.
— Co za palant — wycedziłam przez zaciśnięte ze złości zęby, a Emil wydawał się rozbawiony całą tą sytuacją.
— Widziałaś jego minę? Nie spodziewał się takiej reakcji z twojej strony, a prawdę mówiąc ja też się nie spodziewałem. Bardzo dobrze. Coraz bardziej utrwalasz mnie w przekonaniu, że dasz sobie z tym wszystkim radę. Leć się przebrać, na lewo są szatnie. — Podniosły mnie na duchu te słowa, bo byłam prawie gotowa przeprosić Karola za taką ostrą reakcję.
Przebrałam się w dres i adidasy, po czym wyszłam na korytarz, gdzie na sofach w holu siedział mój opiekun.
— Jestem gotowa, możemy iść na te cholerne testy, miejmy to już za sobą.
— Klarcia musisz wejść tam sama, ten idiota mnie tam nie wpuści, ale będę czekał pod każdymi drzwiami. Gdyby coś się działo to krzycz — wyszeptał i mocno mnie przytulił. — Nie bój się, bądź stanowcza i rób swoje, nie pokazuj, że się boisz.
— Dobrze. — Przytaknęłam głową.
Szłam w stronę sali, którą wskazał Karol, a serce mi waliło jak młot. Czułam delikatny lęk, ale wiedziałam, że nie jestem sama, słyszałam kroki Emila za plecami, a to dodawało mi pewności siebie. Dotarłam do drzwi i weszłam do środka. Karol podłączał jakieś kabelki do czarnych pasów, wkoło stały monitory jak w szpitalu, pokazujące parametry. Na środku stał rower treningowy, Karol wskazał na niego palcem dając mi do zrozumienia, że mam na niego wsiąść. Zrobiłam, co kazał, chciałam mieć już to wszystko jak najszybciej za sobą. Podszedł do mnie od tyłu i zapinając mi pas na biodrach niby przypadkiem przejechał dłonią po pośladku. Zacisnęłam zęby i w myślach obiecałam sobie, że jeśli jeszcze raz mnie dotknie tam, gdzie nie trzeba, to wyjdę z siebie i pokażę temu draniowi, gdzie jego miejsce. Nic nie mówił i na szczęście nic już więcej się nie wydarzyło, pozapinał resztę pasów na nogi i ręce i zaczął się pierwszy test.
Piętnaście minut minęło wyjątkowo szybko, a ja uprzedziłam pana managera i poodpinałam się sama z pasów i kabelków, do których mnie wcześniej podłączył.
— To drogi sprzęt, powinnaś poczekać, aż ktoś cię odepnie od urządzeń. — Pisał coś w papierach.
— A ty powinieneś trzymać łapy przy sobie!
— Wiesz Klaro, większości dziewczyn się to podoba. Trzeba korzystać z okazji i wcale nie musisz robić tych testów, żeby mieć wynik pozytywny. — Przeszedł za mnie, czułam jego oddech na karku i ręce na biodrach. — Jesteś taka ładna, wykorzystaj to. — W tym momencie ogarnęło mnie wielkie obrzydzenie do tego człowieka, ale też dodało mi to jeszcze więcej odwagi i motywacji do działania. Zawsze też miałam drugie wyjście, mogłam zacząć krzyczeć, gdyby było źle.
Odwróciłam się w jego stronę, uśmiechnęłam a dłonią pogładziłam po twarzy.
— Słuchaj Klaro… — Ja już nie chciałam słuchać tego, co miał do powiedzenia. Wymierzyłam mu siarczysty policzek, pchnęłam na ścianę i jedną ręką przycisnęłam gardło, a drugą ścisnęłam genitalia, ten stary zbok miał już dużą erekcję.
— To ty posłuchaj zboku! Dotknij mnie jeszcze raz, a urwę ci to, co masz w spodniach i połamię łapy! Rozumiesz? — Złość we mnie rosła, a ręka coraz mocniej zaciskała się na kroczu Karola. W jego oczach widziałam przerażenie, bo nie spodziewał się takiej reakcji na swoje zaloty, a ja nie wiedziałam, skąd u mnie tyle odwagi i siły.
— Pytam, czy rozumiesz? — Wysyczałam, a on jęknął z bólu.
— Rozumiem — wyszeptał ostatkiem sił, zabrałam obie ręce i starałam się uspokoić oddech.
— Gdzie odbędzie się następny test? — zapytałam mrużąc oczy tak, aby zapamiętał ten wzrok, kiedy odważy się molestować jeszcze jakąkolwiek dziewczynę. Spojrzał na mnie tylko przez chwilę, ale to mi wystarczyło, żeby wiedzieć, że mam teraz przewagę. Jeszcze oszołomiony tym, co się przed chwilą stało przeczesał palcami włosy i poprawił ubranie, otworzył drzwi i wychodząc rzucił tylko numer kolejnego pomieszczenia, w którym miała się odbyć druga część testu. Wyszedł w stronę recepcji i tego dnia już go nie widziałam. Wychodząc z sali spotkałam pytające spojrzenie Emila.
— W porządku? Co się tam stało?
— Wszystko gra, później ci opowiem. Idziemy na pierwsze piętro do pokoju trzydzieści sześć.
Kiwnął głową twierdząco i już nie zadawał więcej pytań. Dotarliśmy na górę, gdzie czekała na nas młoda dziewczyna, ubrana na sportowo. Miała włosy związane w kucyk, w ręku trzymała papiery, domyśliłam się, że są to dokumenty z przebiegu testu, te same, które miał Karol, kiedy byliśmy na dole. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.
— Jestem Ania i poprowadzę dalszą część testów. Pan Karol musiał pilnie wyjść. Zapraszam. — Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do sali.
Byłam dumna, że dałam popalić temu zbokowi tak bardzo, że zrezygnował z prowadzenia dalszych testów. Kiwnęłam głową do Emila dając mu do zrozumienia, że teraz może wejść ze mną. Na jego twarzy malowało się wielkie zaskoczenie.
— Co ty mu zrobiłaś? — szeptał wchodząc za mną. — Przecież to niemożliwe, że od tak sobie wyszedł, zwłaszcza, że rozwalił sobie cały grafik, żeby osobiście poprowadzić twoje testy. — Odwróciłam się, nie chciałam, żeby trenerka usłyszała, o czym rozmawiamy, więc też szeptałam.
— Dobitnie wytłumaczyłam panu, żeby trzymał swoje klejące łapska przy sobie. Podziałało, a to najważniejsze. — Puściłam oczko i poszłam w stronę Ani i urządzenia, które dla mnie przygotowała.
Reszta testów przebiegła bez zbędnych niespodzianek i problemów, a co najważniejsze dostałam wynik pozytywny i żadnych przeciwskazań do gry na boisku. Po kilku godzinach wysiłku mogłam w końcu wziąć szybki prysznic, ubrałam się i chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Emil już czekał przed budynkiem i wydawał się bardzo rozbawiony.
— Skąd taka zmiana nastroju? Rano biła od ciebie złość, a teraz uśmiech od ucha do ucha. — Dobry humor udzielił się również i mnie.
— Bo mam cały czas przed oczami wyraz twarzy tego pajaca, kiedy wychodził z sali. Powiesz mi, co tam się stało?
— Powiem, pod warunkiem, że zabierzesz mnie na obiad, bo jestem megagłodna.
Nie musiałam dwa razy prosić, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę centrum miasta. Po drodze opowiedziałam Emilowi ze szczegółami, co się wydarzyło po moim wejściu do pierwszej sali. Słuchał mnie w skupieniu, ale kiedy skończyłam uderzył pięścią w kierownicę.
— A to sukinsyn! Czemu mnie nie zawołałaś? Przecież… Mógł ci coś zrobić, to psychol. — Ostatnie zdanie wypowiedział z takim przejęciem, że aż zrobiło mi się go żal.
— Wiem, dużo ryzykowałam, ale wiedziałam, że jesteś za drzwiami i gdyby chciał mi zrobić krzywdę, to zaczęłabym krzyczeć. — Zmarszczyłam czoło. — Powiedz mi, bo na pewno nie jestem pierwszą dziewczyną, której proponował seks w zamian za pozytywny wynik testów– dlaczego nikt tego jeszcze nigdzie nie zgłosił?
— Szczerze mówiąc też się nad tym zastanawiam. To pieprzony zbok, ale bardzo wpływowy i dobrze sytuowany. Myślę, że on ich do niczego nie zmusza, po prostu proponuje, a one się godzą, żeby mieć zaliczone testy. Oczywiście on sam sobie wybiera dziewczyny, które chce egzaminować.
— No tak a te, które mu odmawiają, pewnie zastrasza.
— Dokładnie. Domyślamy się tylko, że tak jest, niestety nie ma na to twardych dowodów, a żadna z dziewczyn nigdy nic nie zgłosiła. Pytane, udają, że wszystko jest w porządku.
— I naprawdę wszystkie go kryją? — Niedowierzałam własnym uszom.
— Nie wiem Klara, one są dorosłe, a ja pierwszy raz mam pod opieką kobietę i to, co ci teraz mówię, znam z opowieści kolegów. Dlatego tak się wkurzyłem, kiedy ten cały Karol napisał mi SMS-a, że przekłada twoje testy na wcześniejszą godzinę, żeby osobiście je poprowadzić. Wiedziałem, co się święci.
— Ale dałam sobie radę. Pamiętaj, że rozwścieczona kobieta jest gorsza od byka na korridzie, tylko byk czasem odpuszcza, a kobieta nigdy. I mam nadzieję, że ten bydlak odpowie za to, co robi.
— Ja też! — Uśmiechnął się uroczo i napięcie nieco się rozluźniło.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o testach i ich wyniku, kiedy zatrzymaliśmy się pod bramą jakiegoś osiedla. Wyszedł ochroniarz i machnął ręką w stronę Emila jakby się znali, po czym brama zaczęła się otwierać. Pomyślałam, że pewnie tu mieszka i czegoś zapomniał zabrać. Piękna jesienna zieleń malowała się dookoła, widać, że ktoś bardzo dbał o teren. W szeregu stały cztery bloki, po wyglądzie wywnioskowałam, że musiały powstać niedawno. Przyglądałam się z zachwytem temu wszystkiemu.
— Mieszkasz tu? — Ale Emil się tylko roześmiał, wysiadł z auta, więc i ja zrobiłam to samo.
— Ja nie. Ty tu mieszkasz. — Pomachał dłonią, w której trzymał klucze.
Z wrażenia serce podeszło mi do gardła.
— Jak to ja? — Zdołałam tylko tyle z siebie wydusić. W windzie zasłonił mi oczy opaską i kazał nie podglądać. Prowadził mnie za rękę kilka metrów od windy, po czym usłyszałam tylko dźwięk przekręcającego się klucza w zamku. W środku unosił się zapach świeżych mebli, farby i ku mojemu zdziwieniu, jedzenia.
— Gotowa? Tylko nie podglądaj.
— Tak gotowa, ale pachnie… Ściągnij mi to w końcu. — Tupałam nogami z niecierpliwości.
Poczułam, jak opaska zsuwa mi się z oczu, powoli je otworzyłam i nabrałam powietrza do płuc. Mieszkanie było jasne, przestronne i w pełni umeblowane, niewielka kuchnia otwarta na salon, łazienka i sypialnia. Zwyczajne mieszkanie bez luksusów, co mnie bardzo ucieszyło, bo przecież nie po to przyjechałam do Warszawy. Wystarczyło, że apartament w hotelu przypominał komnatę z pałacu, a ja nie byłam przyzwyczajona do takich wygód. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, na stole w kuchni stały pudełka z jedzeniem na wynos, a na sam dochodzący z nich zapach, mój żołądek dał o sobie znać, bo przypomniało mi się, że przecież byłam bardzo głodna. Emil nakrywał do stołu, a ja jeszcze zajrzałam do łazienki. Nie było na środku dużej wanny, ale za to dość spora kabina prysznicowa, pralka, toaleta, szafka z umywalką i wiszące lustro.
Jak dla mnie, to zdecydowanie wystarczające wyposażenie. — Pomyślałam i weszłam jeszcze do sypialni. Pod ścianą stało duże łoże, nie tak duże jak w hotelu, ale również robiło wrażenie. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne z lampkami, a naprzeciwko zabudowana ogromna szafa z lustrzanymi drzwiami. Największe wrażenie robiły okna, zarówno w sypialni jak i w salonie zajmowały dużą część pomieszczenia, widok rozchodził się na Warszawę, a że to było ósme piętro, to z salonu widać było Pałac Kultury.
— Jejku, jak tu wspaniale. — Przyglądałam się zieleni i pięknym kwiatom, na które wychodził widok z okna w kuchni. Widok na ogród był nieco rozmazany, bo mieszkanie znajdowało się naprawdę wysoko, ale można było dostrzec piękno roślin i ogromną pracę, jaką ktoś włożył w pielęgnację tego miejsca.
— Podoba ci się? Nie byłem pewny, czy takie mieszkanie przypadnie ci do gustu.
— Żartujesz? Jestem wręcz zachwycona. — Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
— Cieszę się. Siadaj, bo wystygnie. — Odsunął mi krzesło jak prawdziwy dżentelmen.
— Uważaj, bo się przyzwyczaję i będziesz musiał być też moim asystentem, a nie tylko trenera. A tak swoją drogą, to Kowalikowi też otwierasz drzwi do samochodu i odsuwasz krzesło?
Rozbawiłam go tym pytaniem.
— Nie, Arek sam otwiera sobie drzwi i odsuwa krzesło. Jedz, bo wystygnie. — Ewidentnie nie chciał ciągnąć tematu, miałam tylko nadzieję, że się nie zakochał. Nie chciałam go zranić, był super facetem a jeszcze lepszym przyjacielem.
Postanowiłam trochę rozładować tę niezręczną sytuację.
— Powiedz mi, o co chodzi z tym mieszkaniem? Mieliśmy się tym zająć po zgrupowaniu, a tu taka niespodzianka.
— Postanowiłem ci poszukać mieszkania, żeby było gotowe jak wrócisz z kadry, bo i tak będziesz mogła się wprowadzić dopiero po załatwieniu aktu notarialnego i wszystkich formalności, czyli po zgrupowaniu, bo teraz jest za mało czasu. Klucze dostałem teraz tylko na dwa dni, bo zarządca budynku to mój znajomy.
— I stąd to gotowe jedzenie w mieszkaniu, ale zaraz… — Uniosłam brew. — Jaki akt notarialny? To nie jest na wynajem?
— To będzie twoje własnościowe mieszkanie i kupione za twoje zarobione pieniądze — powiedział to z takim spokojem, jakby był agentem nieruchomości i na co dzień sprzedawał mieszkania warte ponad pół miliona złotych.
— Ja pierdolę. — W tym momencie przypomniała mi się treść kontraktu i suma zarobków. No tak za to mogłam w Białobrzegach kupić trzy takie mieszkania.
— Jutro pojedziemy wybrać dla ciebie samochód, oczywiście też dostaniesz go po zgrupowaniu.
— Błagam powiedz, że z komisu. — Zamknęłam oczy z nadzieją, że potwierdzi moje słowa.
— Nie, z salonu. — Wzruszył ramionami. — Taki mam rozkaz.
Postanowiłam już więcej nie zadawać żadnych pytań. Zjedliśmy obiad i posprzątaliśmy puste pudełka. Musieliśmy opuścić mieszkanie, które wkrótce miało być moje. Zbliżała się godzina wizyty w salonie kosmetycznym. Emil włączył alarm i zamknął drzwi od mieszkania na wszystkie zamki, a ja przywołałam windę. Po chwili siedzieliśmy już w aucie.
— Alicja już na nas czeka, zostawię cię w salonie i skoczę załatwić parę spraw na mieście.
— Okej, a ta Alicja to jakaś twoja była? — Chciałam tylko tyle wiedzieć, aby nie palnąć tam czegoś głupiego.
— Nie. Ala to narzeczona mojego brata, w sumie moja koleżanka ze szkoły i to ja poznałem ją z bratem. — Zrobiło mi się trochę głupio, ale przynajmniej wiedziałam, o czym mogę rozmawiać będąc w salonie.
— Masz brata? Ja też, starszego.
— Wiem, pan doktor. — Uśmiechnął się. Nie dziwiło mnie już to, że tak dużo o mnie wie. Zapadła cisza. Nie dopytywałam o jego brata, bo może nie chciał rozmawiać o swojej rodzinie.
— Mój brat też jest ode mnie starszy i jest prawnikiem.
— I pewnie też miałeś być prawnikiem, ale wybrałeś piłkarski świat i większości rodziny się to nie podoba?
— Bingo! Skąd wiedziałaś?
— Mam tak samo. — Wybuchnęliśmy śmiechem.
Po chwili jednak na myśl przyszła mi matka, wspomnienie naszej ostatniej rozmowy a bardziej kłótni oraz milion pytań bez odpowiedzi. Dlaczego się nie odzywała? Czy przeczytała list i czy myśli o mnie choć trochę? Jeszcze chwila i pewnie bym się rozkleiła, ale na szczęście dojechaliśmy na miejsce. Salon Alicji znajdował się trzy ulice od hotelu, w którym obecnie mieszkałam, pewnie gdybym wcześniej o tym wiedziała to przyszłabym tu sama.
— Jak skończycie to napisz SMS-a, przyjadę po ciebie. — Pomachał ręką i odjechał.
Swoją drogą ciekawe, co znowu ma tak pilnego do załatwienia? — Pomyślałam.
Wzruszyłam ramionami i weszłam do salonu. Wnętrze było ciepłe i bardzo przestronne, wyposażone w kilka stanowisk fryzjerskich, miejsce do stylizacji paznokci i cztery pary drzwi. Domyślałam się, że znajdują się za nimi stanowiska do masażu, makijażu i pewnie jedne prowadzą do pomieszczenia socjalnego. O dziwo, mimo tego, że klientki wychodziły i wchodziły jedna za drugą, to z podłogi można było jeść. Wszędzie lśniło czystością, a aromat konwalii niwelował zapach farb i lakieru.
— Cześć. — Z zachwytu tym miejscem wyrwał mnie miły kobiecy głos. — Ty pewnie jesteś Klara? — Skinęłam twierdząco głową. — Ja jestem Alicja.
— Miło poznać, masz piękny salon.
— A dzięki, staramy się, by klientki czuły się swobodnie. W końcu czasami spędzają tu całe dnie. — Uśmiechnęła się, a ja odpłaciłam tym samym.
Nie ufałam zbytnio nowo poznanym osobom, ale ostatnie dni pokazały, że czasami obcy ludzie lepiej mnie zrozumieją niż bliska rodzina. Alicja też wyglądała na miłą i sympatyczną osobę. Długo nie czekając, posadziła mnie na fotelu fryzjerskim i spojrzałyśmy obydwie w lustro.
— Metamorfoza? — zapytała, kiwając głową jakby sama odpowiedziała sobie na to pytanie, przy czym ściągnęła gumkę z moich włosów i przeczesała je palcami.
— Taka totalna? Ja chciałam tylko permanent poprawić, bo stracił na wyrazistości. — Starałam się trochę wybić jej z głowy, pomysł mojej metamorfozy. Wiedziałam, że salon nie należał do tanich i sam makijaż będzie na pewno słono kosztował, a co dopiero pełny zestaw. Jednak moje starania na nic się zdały i po chwili miałam założoną pelerynę. Pracownica rozrabiała farbę, a Ala rozczesywała moje włosy.
— Nie martw się, nie będziesz mieć krótkiej fryzury, bo wiem, że musisz wiązać włosy w kucyk. Koloru też ci nie zmienię, tylko trochę odświeżę twój blond, a później masaż i na końcu makijaż. — Przytaknęłam, bo co innego miałam zrobić? Przystałam na taki układ, chociaż na samą myśl o końcowym rachunku, a raczej o kwocie, jaka będzie na nim widniała, zrobiło mi się słabo. Przestałam jednak martwic się za wcześnie. Stwierdziłam, że muszę się zrelaksować, a finansami będę przejmować później. Bardzo byłam ciekawa, co Emil powiedział jej na mój temat. Może prawdę, bo skąd by wiedziała, że muszę wiązać włosy? Krępowałam się zapytać wprost, dlatego postanowiłam, że delikatnie wejdę na jego temat.
— Długo się znacie z Emilem? — Udałam, że nie wiem skąd się znają i że niedługo zostaną rodziną.
— Tak, od szkoły średniej, więc trochę to będzie. Na początku bardzo mi się podobał, ale poznał mnie z Łukaszem, swoim bratem i ostatecznie to on skradł moje serce. Znamy się jednak bardzo dobrze, jeśli o to pytasz. — Oczywiście, że nie to chciałam wiedzieć, ale nie miałam pomysłu, jak mam dalej ciągnąć temat, więc przytaknęłam tylko głową i patrzyłam jak moje włosy giną pod warstwą farby.
Cisza jednak nie trwała długo.
— A wy? — Spojrzała wymownie na moje odbicie w lustrze, a ja zdębiałam. Nie wiedziałam, ile mogę jej powiedzieć i ile wie, ale musiałam wybrnąć z sytuacji, więc improwizacja była najlepszym wyjściem.
— Yyy… kilka dni. Nie znam dobrze Warszawy i Emil pomaga mi ogarnąć kilka spraw.
— Musisz być dla niego bardzo cenna, bo kazał mi się obchodzić z tobą jak z jajkiem — mówiła to z rozbawieniem, po czym odwróciła mnie w swoją stronę i wzięła do ręki swój telefon.
„Ala, na siedemnastą przywiozę ci klientkę, ale pamiętaj włos z głowy nie może jej spaść! I mówię poważnie! Ma być szczęśliwa i zadowolona z efektu. Buziak”.
Po tej wiadomości musiałam zadzwonić i się dopytać, czy to nie jakaś królowa przyjeżdża do nas. — Parsknęłam śmiechem.
— Królowa — powtórzyłam z ironią.
— Ale dużo się nie dowiedziałam, tylko tyle, że mam ci włosów nie obcinać i masz być zadowolona. Zapewne od ciebie też się więcej nie dowiem, dlatego nie pytam. — Zrezygnowana wzruszyła ramionami.
— Chciałabym ci powiedzieć, ale naprawdę nie mogę, a zresztą, niedługo i tak się dowiesz. Cierpliwości.
Ufałam jej, ale wolałam spełnić prośbę trenera i nie ujawniać szczegółów, zwłaszcza, że do niedzieli pozostało dwa dni. Tylko dwa dni.
Alicja wyszła do drugiego pomieszczenia, a ja siedząc w fotelu z farbą na głowie wyjęłam telefon, żeby przejrzeć media społecznościowe. Odkąd przyjechałam do Warszawy nie miałam czasu zajrzeć na pocztę ani na swój profil. W pierwszej kolejności odnalazłam stronę kanału Łączy Nas Piłka. Tam zawsze podawane były na bieżąco informacje dotyczące kadry i filmiki ze zgrupowań. Czasami je oglądałam, bo prowadził to taki zabawny chłopak przez wszystkich nazywany „Wiśnią. Jak zawsze na kanale kilka dni przed zgrupowaniem pojawia się lista powołań i tym razem też tak było. Jak zawsze nazwiska zawodników podzielone na pozycje, odruchowo skierowałam wzrok na listę pomocników. Wodziłam po wszystkich łudząc się, że zobaczę tam swoje, ale zamiast nazwiska Czerń, były trzy znaki zapytania.
Tak sobie to wymyślili. — Pomyślałam. Przeczytałam jeszcze kilka komentarzy kibiców. Wszyscy byli ciekawi, kto jest tym tajemniczym zawodnikiem, nawet było kilka zakładów, ale tylko ja wiedziałam, że niestety nikt nie obstawił prawidłowo. Kątem oka zauważyłam, że wraca Ala, więc schowałam telefon do kieszeni. Umyła mi włosy, podcięła końcówki i wymodelowała fryzurę. Niby nic wielkiego, a efekt był widoczny. Kolejną godzinę spędziłam na masażu, a następną na poprawianiu makijażu. Cała ta otoczka sprawiła, że spoglądając w lustro widziałam już nie dziewczynę, a pewną siebie kobietę.
— Alicjo jesteś czarodziejką.
— Zadowolona?
— Bardzo. — Uściskałam ją. — Super efekt, dziękuję, a teraz poproszę rachunek, zapłacę kartą.
— Jaki rachunek? Już jest zapłacone. Kochana zanim tu przyszłaś, to już miałam pieniążki na koncie.
— A to, jaki… — Już trochę irytowało mnie to, że gdzie nie poszłam, to wszystko było opłacone. Nie rozumiałam, czy będę musiała oddać te pieniądze Emilowi, trenerowi czy prezesowi. Nikt nic na ten temat nie mówił, a mi za każdym razem było coraz bardziej głupio. Cieszyłam się, że chociaż mieszkanie i samochód będę mogła kupić za swoje pieniądze.
Napisałam Emilowi wiadomość, że jestem gotowa. Zjawił się po pięciu minutach, jakby czekał za rogiem.
— Wyglądasz super. — Odsunął szybę i z wrażenia uniósł brwi.
— Nie wysiadaj! Ani mi się waż! Sama sobie otworzę drzwi — warknęłam i wsiadłam do auta trzaskając drzwiami.
— Oj, aż mnie serce zabolało, nie trzaskaj, proszę. Co jest? Nie podoba ci się? Wyglądasz pięknie.
— Nie o to chodzi. Z tego jestem zadowolona. Wkurza mnie to, że wszędzie za mnie płacisz.
— Nie ja płacę, tylko trener a nawet nie trener tylko organizacja. Oni mają taki specjalny budżet przeznaczony na nowych zawodników. To tak jak biznes, najpierw trzeba zainwestować, żeby można było zarabiać i tak jest też w piłce, zadowolony piłkarz daje z siebie wszystko na boisku, co się przekłada na wynik a wynik na wypłatę, rozumiesz? — No i znowu musiałam przyznać mu rację.
Że też sama na to nie wpadłam albo po prostu najzwyczajniej w świecie nie zapytałam.
— Rozumiem. Przepraszam — zrobiło mi się wstyd.
— Spoko. Myślałem, że trener ci o tym powiedział.
— Chciałabym wrócić już do hotelu. Jestem zmęczona.
Dzień pełen wrażeń sprawił, że padałam z nóg, a chciałam jeszcze zadzwonić do brata. Emil odwiózł mnie do hotelu, powiedział tylko, że w piątek do południa mam czas dla siebie, później pojedziemy do salonu wybrać auto no i wieczorem, tak jak obiecał, pójdziemy do klubu. Ostatecznie pożegnał się i odjechał.
Wchodząc do pokoju miałam cichą nadzieję, że zastane znowu kieliszek z szampanem, ale niestety na stoliku nic nie stało, nawet nie było filiżanek po porannej kawie.
— No tak, przecież to hotel i codziennie ktoś sprząta w pokojach. — powiedziałam do siebie i powędrowałam do łazienki.
Tym razem wzięłam szybki prysznic i po kilkunastu minutach leżałam już w łóżku. Tego wieczoru nie zaprzątałam sobie głowy już żadnymi rozmyślaniami, wybrałam w komórce numer Filipa, lecz nie odbierał. Po dwóch nieudanych próbach nabrałam pewności, że był zajęty i postanowiłam, że zadzwonię następnego dnia. Chwilę później zasnęłam.
VI
— Nareszcie piątek — mruknęłam, budząc się w ciepłej i pachnącej pościeli. Postanowiłam, że tego ranka zjem śniadanie w hotelowej restauracji, a później popływam w basenie. Pogrzebałam trochę w szafie w poszukiwaniu stroju kąpielowego, a przy okazji wybrałam ciuchy na wieczór. Nie lubiłam sukienek, zakładałam je tylko na jakieś większe uroczystości typu wesele, ale wiedziałam, że w dużych miastach na dyskoteki większość dziewczyn zakłada seksowne sukienki. Po dłuższym zastanowieniu jednak wybrałam jasne dżinsy, a do tego oliwkową bluzkę wiązaną na szyi i białe adidasy. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi ani prowokować niepotrzebnej afery, zwłaszcza przed zgrupowaniem. Ogarnęłam się w miarę szybko i poszłam na śniadanie. Jak przystało na luksusowy hotel, ciężko było się oprzeć smakołykom. Różnego rodzaju wędliny, sery, owoce morza, szaszłyki i ryby aż się prosiły o skosztowanie, jednak przez ostatnie dni moja dieta nie była zbytnio zbilansowana, więc skusiłam się na musli z jogurtem, a do picia wzięłam zieloną herbatę, bo na kawę nie miałam ochoty. W restauracji nie było dużego tłumu. Rozejrzałam się, bo wydawało mi się, że słyszę znajomy męski głos. Obok siedziała młoda para, kilka stolików dalej małżeństwo z trójką dzieci, a w rogu restauracji dwóch mężczyzn. To właśnie ich rozmowa zwróciła moją uwagę, lecz jeden siedział tyłem, więc nie widziałam twarzy, a drugiego nie znałam. Nie chciałam im się przyglądać, chociaż miałam wrażenie, że skądś znam ten głos. Posiedziałam jeszcze parę minut przy stoliku, przeglądając media społecznościowe, w których były te same informacje i powtarzające się pytanie: „Kim jest tajna broń Kowalika?”
Ależ trener musiał się postarać, żeby to wszystko ukryć przed dziennikarzami. Nie znalazłam nic więcej, co mogłoby wzbudzić moją ciekawość, więc postanowiłam zrealizować swój poranny plan i iść na basen. Schowałam telefon i w momencie, kiedy wstawałam z krzesełka, poczułam na plecach oblewający mnie ciepły płyn i odgłos stłuczonej porcelany, co sprawiło, że instynktownie przykucnęłam, bo w pierwszej chwili nie wiedziałam, co się stało. Do moich nozdrzy doleciał aromat kawy i już wiedziałam, co wylądowało mi na plecach.
— Bardzo panią przepraszam, nie zauważyłem. — Znowu usłyszałam ten znajomy głos, spojrzałam w górę.
— O kurwa! — Aż zdębiałam, to był Korczak. Na żywo był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach.
— Wystarczy Piotrek. — Rozbawiony sytuacją wyciągnął dłoń.
— Klara — powiedziałam drżącym głosem.
— To ja przepraszam, niezdara ze mnie. — Nie wiedziałam, gdzie mam podziać wzrok.
— Nie, to moja wina, zamyśliłem się i trochę zboczyłem z drogi. Zapłacę za bluzkę.
— Nie trzeba, naprawdę wszystko w porządku. — Starałam się uspokoić emocje. W końcu niecodziennie przystojny piłkarz wylewa ci kawę na plecy.
Nie wiem, czemu, ale czułam w środku jakąś dziwną ekscytację, jak mała dziewczynka, która dostała na urodziny wymarzoną lalkę. Korczak przyglądał mi się jakby myślał, że nie wiem, kim jest. Pewnie przywykł do tego, że dziewczyny piszczą na jego widok. Stojąc tak z mokrymi plecami i głupim uśmiechem na twarzy szukałam rozwiązania, jak wybrnąć z tej sytuacji i uciec do pokoju, chociaż z drugiej strony, nie wiedzieć czemu, chciałam tam zostać jak najdłużej. Spojrzałam na niego i na ten uroczy uśmiech, a kolana pode mną miękły jak masło na słońcu. Po kilku sekundach jednak wzięłam się w garść.
— Wiem, kim jesteś. — Uśmiechnęłam się. — Pewnie wzięłabym autograf albo zrobiła sobie z tobą zdjęcie, ale w mokrej bluzce trochę ciężko się skupić. — Co ja pierdolę? Spoliczkowałam się w myślach. Ciężko się skupić, na czym? Na zdjęciu? Ale ze mnie idiotka. Analizowałam szybko w myślach to, co przed chwilą powiedziałam, szukając jakieś dobrej alternatywy, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Na szczęście tę niezręczną sytuację przerwał mężczyzna, który wcześniej siedział z Korczakiem przy stoliku.
— Piotrek zaproś panią na drinka i będzie dobrze. — Obaj panowie się uśmiechnęli.
— To jest mój agent, Jacek Strzelczak.
— Klara Czerń, miło mi poznać, ale muszę iść się przebrać.
— Zaczekaj, może jednak dasz się zaprosić na drinka w ramach przeprosin? — zapytał Piotr. Chciałam się zgodzić, ale wiedziałam, że mam już zaplanowany dzień.
— Bardzo chętnie, ale nie mogę. Mam jeszcze coś do załatwienia i naprawdę nic się nie stało, nie musisz mnie przepraszać. — Myślałam, że zaraz się rozpłaczę. Takie zaproszenie, a ja musiałam odmówić. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę windy, usłyszałam za sobą tylko pytanie:
— Spotkamy się jeszcze?
O tak, nawet nie wiesz jak prędko — powiedziałam w myślach, a w stronę Korczaka skinęłam głową.
— Złapiemy się wieczorem — odpowiedziałam pewnie, chociaż wiedziałam, że spotkam go dopiero w Arłamowie. Szybkim krokiem weszłam do windy, która akurat, jak na zbawienie, zjechała na dół i po chwili jechałam już na górę. Korytarzem biegłam jakby gonił mnie morderca z nożem, wpadłam do pokoju i wyjęłam służbową komórkę. Jedyne, co mi przyszło go głowy, to żeby zadzwonić do Emila.
— Stęskniłaś się? — Po zaledwie dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos.
— Korczak jest w hotelu! — Dyszałam do słuchawki, jakby to był co najmniej gangster poszukiwany przez policję.
— Klaro uspokój się, okej? — Usiadłam na podłodze pod drzwiami, jakbym chciała je zatarasować.
— Okej, już dobrze. — Uspokoiłam oddech.
— No, a teraz od początku. Rozmawiałaś z nim?
— Wylał mi niechcący kawę na plecy i zaprosił na drinka w ramach przeprosin, ale odmówiłam argumentując, że mam jeszcze coś do załatwienia.
— Dobrze. Piotrek to w porządku chłopak, dlatego nie dziwi mnie, że chciał cię przeprosić. Najważniejsze, że się nie wygadałaś, chociaż trochę niezręcznie będzie jak się znowu spotkacie w Arłamowie
— Super, że cię to bawi, ale no właśnie to ja będę w niezręcznej sytuacji przez tę całą szopkę.
— Spokojnie, nie denerwuj się. W tej sytuacji nie mogę podjechać po ciebie pod sam hotel. On mnie zna, więc może skojarzyć fakty, zwłaszcza że od ogłoszenia powołań na kadrę wszystkie media trąbią o tajemniczym zawodniku.
— No wiem, czytałam.
— Najlepiej nie kręć się po hotelu, przyjadę za godzinę pod sklep jubilerski, który jest za hotelem. Zadzwonię, jak będę dojeżdżał, a ty przejdź do głównego wejścia, następnie skręć w prawo i kieruj się do samego końca — tam się spotkamy.
— Okej, czekam. — Rozłączyłam się i wstałam z podłogi.
Czułam się jak w jakimś filmie. Nici z basenu. Założyłam czystą bluzkę, a że miałam chwilę, była dobra okazja, żeby znowu spróbować skontaktować się z Filipem. Zadzwoniłam i o dziwo odebrał niemalże od razu.
— Cześć siostra, co tam u ciebie? — Dobrze było go słyszeć.
— No hej, u mnie wszystko gra, daję radę. Dzwoniłam wczoraj do ciebie dwa razy.
— Tak wiem, ale mam trochę pracy w związku z kliniką, a później już było za późno, żeby oddzwonić.
— Jasne, rozumiem. A jak twoje sprawy finansowe? Poradziłeś sobie?
— Tak — powiedział to niepewnie i zamilkł.
— Filip! Na pewno?
— No mówię ci, że tak. Matka mi pożyczyła. Miałaś rację miała kasę na koncie.
— No, to dobrze. A mówiła coś o mnie? Zostawiłam jej list, ale milczy.
— Klarcia. — Głęboko westchnął. — Nic nie mówiła, opierdoliła mnie tylko, że ci powiedziałem prawdę i właściwie trochę się o to pokłóciliśmy. A i z tego, co wywnioskowałem z jej rozmowy telefonicznej, to chyba się z kimś spotyka.
— To, dlatego się nie odzywa, jest zajęta facetem… — Zrobiło mi się przykro, a do oczu napłynęły mi łzy, ale zacisnęłam zęby. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Kiedyś dziadek powiedział mi, że człowiek dostaje tyle, ile jest w stanie znieść. Widocznie tak musi być. Nie ciągnęłam dalej tematu matki, pogadaliśmy jeszcze o klinice i o nocy, kiedy nie spał w domu. Filip, tak jak Iga, wybuchnął śmiechem, kiedy opowiedziałam mu o mojej wizji, że spędzili ową noc razem. Wyjaśnił, że był na cmentarzu u taty i dziadka, a później spacerował po mieście, aż spotkał kolegę z dawnych lat i to u niego nocował. Wydawało się, że mówi prawdę, więc nie zadawałam więcej pytań. Spojrzałam na zegarek, minęła godzina od mojej rozmowy z Emilem. Musiałam pożegnać Filipa i przygotować się do wyjścia. Założyłam ciuchy, które naszykowałam sobie wcześniej na wyjście do klubu, w międzyczasie zadzwonił Emil, że już po mnie jedzie. Na samą myśl, że muszę wyjść z pokoju i mogę spotkać Piotrka, mój puls przyśpieszał. Nie rozumiałam, dlaczego tak reaguje na tego faceta.
A może to przez stres? Mam nadzieję, że przejdzie. — Rozmyślałam. Z jednej strony chciałam go znowu spotkać, ale z drugiej wiedziałam, że mogłabym się niechcący wygadać.
Zgodnie ze wskazówkami Emila, dotarłam pod sklep jubilerski, gdzie na mnie czekał. Wychodząc zarówno z pokoju, jak i z hotelu, spotkałam tylko panie pokojowe. Rozglądałam się chwilę w nadziei, że może gdzieś go ukradkiem zobaczę, ale nawet hotelowa restauracja świeciła o tej porze pustkami.
— No cześć, mała.
— Nie mów do mnie mała — warknęłam. — Fajnie, że humor ci dopisuje, ale ja mało zawału nie dostałam, kiedy go zobaczyłam.
— Oj no, przecież nic się nie stało. — Najwyraźniej bawiła go ta sytuacja.
— Emilu nie drwij, całe szczęście, że się nic nie stało, a mogło.
— Dobra, już się nie denerwuj. Sprawdziłem to, Piotrek jest w hotelu, bo w Marriotcie mają awarię wody i kierują gości do okolicznych hoteli tam, gdzie są wolne miejsca. No i ta zła wiadomość. Do Arłamowa wyjeżdża dopiero w nocy z soboty na niedzielę, czyli dokładnie w tym samym czasie kiedy my mamy zaplanowaną podróż.
— No zajebiście. — Uderzyłam ręką w kolano. Prawdopodobieństwo, że jeszcze w tym hotelu na siebie wpadniemy wynosiło dziewięćdziesiąt dziewięć procent.
— I co teraz? — zapytałam.
— Rozmawiałem z Arkiem. Są dwa wyjścia, albo zostajesz w hotelu i całą sobotę przesiedzisz sama w pokoju, bo ja nie będę mógł przyjechać. Możesz też swobodnie przemieszczać się po hotelu, a jeśli spotkasz Korczaka, to po prostu nie przyznasz się do tego, kim jesteś. Ewentualnie druga opcja. Wieczorem zabieramy twoje rzeczy z pokoju i do wyjazdu zostajesz u mnie w mieszkaniu. Twój wybór. — Wzruszył ramionami. Byłam wściekła. Zastanawiałam się chwilę nad tym i wydawało mi się, że druga opcja będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym kłamać komuś w żywe oczy, a później udawać, że nic się nie stało. Zgodziłam się spędzić te dwie noce w mieszkaniu Emila, właściwie to jedną, bo wieczorem mieliśmy iść do klubu, a z takich miejsc wraca się nad ranem.
Tego dnia zgodnie z planem pojechaliśmy do salonu samochodowego, gdzie miałam wybrać sobie auto. To nie było trudne, bo od razu wiedziałam, że chcę coś w typie SUV–a. Zapadła decyzja, że będzie to marka Nissan, pozostawała tylko kwestia wersji, koloru i wyposażenia. Nie chciałam w środku luksusów. Miał być duży, wygodny i nieskomplikowany w obsłudze. Po kilku godzinach oglądania różnych modeli, jazd próbnych i testowaniu nawigacji GPS, zdecydowałam, że będzie to niebieski model nissan qashqai II.
Radość, jaką odczuwałam tym faktem, spowodowała, że nawet zapomniałam o wydarzeniu, które miało miejsce rankiem w hotelowej restauracji. Auto mieliśmy odebrać po powrocie ze zgrupowania, więc i trwające przynajmniej godzinę wypełnianie dokumentów, przełożyliśmy na ten termin.
Zbliżał się wieczór, a to oznaczało, że muszę wrócić do hotelu i spakować swoje rzeczy. Czułam wewnętrzny niepokój, a jednocześnie ekscytację na myśl, że mogę w każdej chwili spotkać Piotrka. Pewnym krokiem ruszyłam przez korytarz, ale natknęłam się tylko na hotelowego boya, którego przy okazji poprosiłam o pomoc w przeniesieniu walizek, kiedy będą już spakowane. Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. W głębi duszy nie chciałam opuszczać tego miejsca, ale wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. W zaledwie kilka dni moje poukładane życie wywróciło się do góry nogami. Nie wiedziałam, ile jeszcze dam radę wytrzymać i co będzie dalej, ale mimo wszystko musiałam wziąć się w garść. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Nie było tego wiele, zaledwie dwie walizki, które jednak bez pomocy, spokojnie sama zwiozłam na dół. W recepcji oddałam kartę i po kilku minutach byłam już przy samochodzie.
— Klara wszystko w porządku? — zapytał Emil zaraz po tym, jak schował walizki i wsiadł za kierownicę.
— Tak, wszystko gra. — Próbowałam kłamać, ale to mi nigdy dobrze nie wychodziło.
Całą drogę milczałam, gapiąc się w szybę, jakby to miało coś zmienić. Pocieszała mnie tylko myśl o wyjściu do klubu, bo to była dobra okazja, aby zregenerować umysł i zapomnieć, choć na chwilę, o całej tej sytuacji. Po około czterdziestu minutach dotarliśmy na osiedle domów jednorodzinnych.
— Myślałam, że mieszkach w bloku.
— W bloku mieszkałem za dzieciaka i dusiłem się w tych czterech ścianach, dlatego kupiłem sobie mały dom na obrzeżach miasta.
— I codziennie tłuczesz się stąd do centrum?
— Nie. Na ogół jestem w rozjazdach albo pracuję zdalnie z domu. Tylko teraz tak wyszło. Pokażę ci dom, zjemy kolację i będziemy mogli ruszać do klubu.
— Jasne! — Uśmiechnęłam się pod nosem.
Weszliśmy do środka. Dom był niewielki, składał się z kuchni połączonej z salonem, dwóch sypialni, łazienki i przepięknego ogródka. Aż ciężko było uwierzyć, że mieszka tam samotny facet, bo wszystko było idealnie poukładane i panował tam niesamowity porządek. Podejrzewałam, że nie robił w domu wszystkiego sam. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała, o to i oczywiście nie myliłam się, bo o dom dbali ogrodnik i sprzątaczka. Zjedliśmy kolację, rozmawiając o imprezie, na którą mieliśmy iść. Ucieszyłam się, bo mieli tam być znajomi Emila, a to oznaczało dobrą zabawę. Uzgodniliśmy wersję, że jestem dobrą znajomą, która przyjechała na studia do Warszawy. Za kilka dni i tak wszyscy mieli poznać prawdę, ale do tego czasu musieliśmy improwizować. Wzięłam szybki prysznic, założyłam świeże ciuchy i ułożyłam włosy. Emil w tym czasie zamówił taksówkę i po kilkudziesięciu minutach byliśmy już w drodze na imprezę. Ruch na mieście o tej porze był mały, więc dotarcie na miejsce zajęło niewiele czasu. Klub pękał w szwach, muzyka, którą słychać już było na zewnątrz sprawiała, że wrócił mi dobry humor, a nogi rwały się do tańca. W środku w zarezerwowanej dla nas loży siedziało trzech mężczyzn i dwie kobiety, z uśmiechem na ustach pomachali w naszą stronę, a ja po chwili zapoznałam się z całą piątką. Z pierwszych obserwacji wywnioskowałam, że Nadia z Pawłem oraz Nina z Kacprem byli parą, a tylko Darek i Emil z tej paczki, byli singlami. Impreza trwała w najlepsze, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, tańczyliśmy i piliśmy kolorowe drinki, dawno tak świetnie się nie bawiłam. Mimo że wszyscy byli sympatyczni i czułam się w ich towarzystwie jakbyśmy się znali od lat to jednak brakowało mi tam Igi. Obiecałam sobie, że jak tylko przyjedzie do Warszawy, to zabiorę ją do tego klubu.
Do domu wróciliśmy około szóstej rano. Emil nieco chwiejnym krokiem poszedł do swojej sypialni, a ja do swojej. Na szczęście kontrolowałam ilość wypitych drinków, więc nie szumiało mi za bardzo w głowie. Położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk przychodzącego SMS-a. Spojrzałam na zegarek i dotarło do mnie, że dochodziła godzina piętnasta.
Ja pierdolę, tak długo spałam, ale obciach. — Pomyślałam. Wiadomość była od Filipa, życzył mi powodzenia. Jejku to już jutro. Niedowierzałam, że czas tak szybko płynie. Przetarłam oczy i odpisałam bratu, że dziękuję i żeby trzymał kciuki za mnie tak, jak ja trzymam za niego. W domu panowała cisza. Czyżby Emil jeszcze spał? Założyłam koszulkę, spodenki i wyszłam na korytarz. Idąc w stronę kuchni, usłyszałam grający telewizor w sypialni, więc zajrzałam do środka. Emil jeszcze leżał w łóżku.
— Żyjesz? — zapytałam nieco szyderczo. Widziałam, że nie czuł się najlepiej.
— Żyję, tylko głowa mnie boli. Trochę mnie wczoraj poniosło.
— No, trochę tak, ale czasami trzeba się zresetować. — Dobrze wiedziałam sama po sobie, że od czasu do czasu potrzebna jest człowiekowi taka odskocznia od codzienności.
— Nie wstawaj, zrobię śniadanie, a właściwie to już obiad, o ile mogę się porządzić w twojej kuchni. — Odkąd przyjechałam do Warszawy, to on dbał o moje wyżywienie, więc to była dobra okazja, żeby się odwdzięczyć.
— To miłe Klara, ale w mojej lodówce oprócz światła nic nie znajdziesz. Nie miałem, kiedy zrobić zakupów, ale spokojnie, zaraz coś zamówię i przywiozą.
— Aha. — Wybuchłam śmiechem. — No tak, w końcu to dom singla, okej zamów, a ja się wykąpię i ogarnę.
Nie wiem, ile czasu spędziłam pod prysznicem, ale na pewno trochę to trwało, bo gdy wyszłam z łazienki, jedzenie już czekało na stole. Emil, żeby poczuć się lepiej, poszedł wziąć prysznic, a że mój żołądek dopominał się jedzenia, to postanowiłam nie czekać i zacząć jeść bez niego. W międzyczasie przeglądałam w telefonie media społecznościowe. Coraz więcej szumu było wokół zgrupowania i tego, co trener szykuje dla piłkarzy i kibiców, a na portalach sportowych i informacyjnych zmieniały się tylko nagłówki. Pochłonięta jedzeniem i czytaniem jednocześnie, nawet nie zauważyłam, kiedy wrócił Emil.
— To już jutro, co? Ale ten tydzień był fajny. — Poklepał mnie po ramieniu.
— Bardzo fajnie było i bardzo ci dziękuję, ale… — westchnęłam głęboko. — Czas się zmierzyć z wyzwaniem.
— Będzie dobrze. Wyjeżdżamy jutro o piątej rano. — Z szafy wyciągnął walizkę, podpisaną moim nazwiskiem. — Trzymaj służbową walizkę, spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bo i tak dostaniesz swoje stroje kadrowe, ale to już na miejscu. Reszta rzeczy może zostać u mnie, przewieziemy je do twojego mieszkania. — Zgodziłam się na taki układ, dokończyłam posiłek i popędziłam pakować walizkę.
VII
Noc, jak ta poprzedzająca mój wyjazd do Warszawy, wydawała się nie mieć końca. Z wrażenia nie zmrużyłam oka. Co chwilę zerkałam nerwowo na zegarek, jakby miało to sprawić, że czas będzie płynął szybciej. Internet przejrzałam od A do Z, aż w końcu nadszedł czas wyjazdu.
Emil mozolnie krzątał się po domu, a ja stąpałam z nogi na nogę z walizką w ręku, gotowa do podróży. Schowałam rzeczy do bagażnika w obawie, że mój towarzysz zrobi to zbyt wolno i w końcu ruszyliśmy. Droga upływała bez większych niespodzianek, humor mi dopisywał, szczególnie kiedy w radiu leciały moje ulubione piosenki. Emilowi również udzielił się mój dobry nastrój, więc stworzyliśmy śpiewający duet. Być może to dzięki temu sześć godzin jazdy minęło zaskakująco szybko i nawet nie zdążyłam się zorientować, kiedy auto zatrzymało się na podjeździe hotelu.
— Jesteśmy. Tu muszę cię zostawić i wrócić do Warszawy, żeby dopiąć sprawy związane z meczem z Niemcami. — Wyjął telefon i zadzwonił do trenera mówiąc, że przyjechaliśmy. Czułam zdenerwowanie, kołatanie serca, ból brzucha i suchość w ustach. Zastanawiałam się czy w ogóle dam rade wejść do środka, bo nogi miałam jak z waty. Z hotelu wyszedł Kowalik.
— Dobrze, że już jesteście. Witaj Klaro. — Uśmiechnął się.
— Jak się czujesz?
— W porządku, dziękuję.
— Dobra to idziemy. Emil widzimy się w Warszawie.
Machnęli do siebie ręką i Emil tak szybko odjechał, że nawet nie zdążyłam mu podziękować i pożegnać go. Wzięłam głęboki oddech i szłam za trenerem, rozglądając się dookoła. Mówił nawet coś pod nosem, ale ja słyszałam tylko dźwięk kółek ciągniętej walizki. W recepcji dostałam
— W pokoju czekają na ciebie rzeczy, przebierz się w nie. Musisz wiedzieć, że na zgrupowaniach wszyscy noszą takie same stroje, dokładnie tak, jak na boisku.
— No wiem trenerze, a co z chłopakami?
— Nie martw się, nie spotkasz ich teraz na korytarzu, bo są na boisku z drugiej strony hotelu. Na piętnastą zaplanowałem trening, wtedy się poznacie. — Przytaknęłam na te słowa. Chciałam mieć to już za sobą.
W pokoju, który mi przydzielono, znajdowało się łóżko, telewizor, stolik z dwiema pufami, mała łazienka i szafa, w której znalazłam po trzy pary czerwonych koszulek polo, czarnych dresowych spodni, krótkich spodenek i butów. Wszystko z logo OMPN-u. Przymierzyłam pierwszy komplet, który pasował idealnie, jakby był szyty na miarę. Patrzyłam w swoje odbicie w lustrze i nadal nie potrafiłam uwierzyć, że naprawdę tam jestem. Zrobiłam sobie fotkę i wysłałam Idze. Po chwili zadzwonił telefon.
— Kler, ale zajebiście wyglądasz, co słychać? — Jak zawsze Iga tryskała energią i dobrym humorem.
— Też tak sądzę, że mi pasuje ten strój. Za kilka godzin, a dokładnie za dwie, spotkam się z chłopakami.
— Denerwujesz się? — Mimo że dzieliło nas kilkaset kilometrów, to wiedziała, co czuję.
— Bardzo, te dwie godziny to jak cała wieczność. Żołądek podchodzi mi do gardła. — Głos mi drżał.
— Będzie dobrze niunia, trzymam kciuki. — Iga na chwilę zamilkła. — Klarcia, muszę ci coś powiedzieć.
— Dawaj, już chyba mnie nic nie zdziwi.
— Widziałam twoją mamę dzisiaj rano w markecie, ale… — Znowu zamilkła.
— Co? — dopytywałam.
— Nie była sama. Była z jakimś mężczyzną i wyglądała na bardzo szczęśliwą — dokończyła, a mnie jakby ktoś strzelił w twarz.
— Wyjechałam, to ma kłopot z głowy, teraz może układać sobie życie od nowa bez zbędnego balastu. — Udawałam, że mnie to nie rusza, że już się pogodziłam z tą sytuacją, ale tak naprawdę w środku się rozsypywałam.
Chciałam płakać i krzyczeć jednocześnie, ale czekało mnie jeszcze trudniejsze zadanie, któremu musiałam stawić czoła tego dnia. Nie mogłam się rozkleić. Iga już więcej nie ciągnęła tematu mojej matki, pogadałyśmy jeszcze o tym, co się dzieje w Białobrzegach, trochę o Emilu no i oczywiście nie mogłam nie opowiedzieć przyjaciółce o wylanej kawie i spotkaniu z Korczakiem. Na samą myśl, że za chwilę go spotkam, przez moje ciało przechodziła fala gorąca jak wtedy, gdy jechałam pociągiem do Warszawy. Nie wspomniałam przyjaciółce o tym uczuciu, bo zapewne snułaby już miłosną historię.
— Iga muszę kończyć, została mi niecała godzina. Trzymaj kciuki, buziaki. — Zdałam sobie sprawę, że nasza pogawędka pochłonęła ponad godzinę, a musiałam się jeszcze odświeżyć i nastawić mentalnie do treningu.
— Jasne Klara, będzie dobrze, jestem z tobą, pa.
Rozłączyłam się i zobaczyłam nową wiadomość na wyświetlaczu. Emil pytał, czy wszystko w porządku i ile biletów będę potrzebować dla rodziny na mecz z Niemcami na narodowym. Długo zastanawiałam się, co mu odpisać. Właściwie potrzebowałam tylko jednego biletu dla Igi, no i może jeszcze dla jej taty, bo też lubił piłkę nożną. Moja matka nigdy nie przychodziła na mecze, więc tym razem do Warszawy też na pewno się nie pofatyguje, a brat zajęty był kliniką. Pomyślałam chwilę o dziadku, ale jemu żaden bilet nie był już potrzebny, żeby być blisko mnie. Czułam jego obecność w każdej sekundzie.
Odpisałam Emilowi, że wszystko gra i podałam adres Igi, pod który miał wysłać dwa bilety.
— Kurwa! Zostało mi czterdzieści minut. — Zerwałam się jak oparzona. W pośpiechu wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i związałam w kucyk. Założyłam ubrania i buty, znowu spojrzałam w lustro. — Dasz radę, będzie dobrze — mówiłam do siebie, kiedy znowu usłyszałam dźwięk SMS-a tym razem z telefonu, który dostałam od trenera, to była wiadomość od niego, że już czas wyjść na zewnątrz.
Pewnym krokiem podążałam przez hotelowy korytarz, aż do tylnego wyjścia, które prowadziło prosto na boisko. Przez przeszklone drzwi widziałam chłopaków stojących w półokręgu, w skupieniu słuchających trenera. Im byłam bliżej wyjścia, tym lepiej słyszałam, co do nich mówił.
— Wierzę, że to nie będzie dla was łatwe, ale z czasem sami zobaczycie i zrozumiecie, że moja decyzja była słuszna. Proszę was o wyrozumiałość. — Wszyscy patrzyli pytająco i domagali się, aby w końcu wyjawił ten wielki sekret. Moje nogi dotknęły już murawy, kiedy usłyszałam z ust Kowalika swoje imię i nazwisko.
— To jest Klara Czerń, nowa zawodniczka naszej drużyny. — W tym samym momencie stanęłam obok trenera, a wkoło zapadła cisza.
Patrzyłam po kolei na każdego z panów, a oni wbijali we mnie swój wzrok. Czułam się jak na skazaniu i tylko pozostawało czekać, który pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Jedynie Kuba, który wiedział o wszystkim, nie był zdziwiony, a nawet się do mnie uśmiechnął. Piotrek ukucnął i złapał się za głowę, a reszta stała w bezruchu, aż kapitan przerwał tę niezręczną ciszę, zanosząc się śmiechem.
— To jakiś żart? Prima aprilis było w kwietniu, chyba trener nie mówi poważnie?
— A czemu przypuszczasz, że żartuję? Nie ma żadnych przeciwskazań, jest taką samą zawodniczką jak wy.
— Ale to baba… Sorry kobieta! W męskiej drużynie? Nie zgadzam się!
— Na szczęście, nie ty tutaj decydujesz, Krystian! Podjąłem już decyzję i koniec tematu. — Trener był bardzo stanowczy i widać było, że komentarz Zalesia bardzo go zdenerwował. Krystian szukał jeszcze wsparcia u reszty chłopaków.
— Chłopaki, a wy nic nie powiecie? — Wzruszyli tylko ramionami, a ja nadal czułam ich przeszywające spojrzenia na sobie.
— No to jak już wszystko wiemy, to zaczynamy trening. Klaro dołącz proszę do drużyny. — Odezwał się już nieco spokojniejszym głosem trener.
Podeszłam niepewnym krokiem na sam tył, jakby to miało sprawić, że będę niewidoczna. Jednak mimo sytuacji cieszyłam się, że mam to już za sobą i dzięki temu czułam wewnętrzny spokój.
Trener przedstawiał nam plan treningu, starałam się go uważnie słuchać, aby nie popełnić gafy i nie dać im powodu do przekonania, że nie nadaję się do tej drużyny.
Co chwilę ktoś się odwracał i zerkał na mnie, jakby sprawdzali, czy naprawdę tam jestem. Rozpoczęła się rozgrzewka, mało kto ze sobą rozmawiał, a ja nawet nie marzyłam o tym, że ktoś oprócz trenera będzie się do mnie odzywał. Liczyłam się z tym faktem, więc trzymałam się z tyłu w bezpiecznej odległości. Kątem oka zauważyłam zbliżającego się mężczyznę z kamerą. To był Wiśnia, reporter kanału Łączy Nas Piłka, ale nawet nie zdążył wyciągnąć reszty sprzętu z torby, kiedy podszedł do niego Krystian, wskazał głową w moim kierunku i zaczął się śmiać. Domyślałam się, że śmieje się ze mnie, jednak Maks, bo tak miał na imię reporter, popukał się tylko w czoło i pokręcił przecząco głową. Żałowałam, że nie słyszę ich rozmowy, bo uśmiech z twarzy Zalesia zniknął i zrezygnowany wrócił do treningu.
Trener podzielił nas na dwie drużyny, bo mieliśmy zagrać krótki mecz. Chyba specjalnie przydzielił mnie do drużyny kapitana, żeby nieco załagodzić sytuację, lecz dało to odwrotny skutek, bo przez dłuższy czas, nikt nie zgrał do mnie ani jednej piłki. Drużyna bawiła się świetnie, czego nie mogłam powiedzieć o sobie i posłusznie stosowałam się do poleceń trenera, nie okazując żadnych emocji.
Okazało się, że warto było poczekać na swoją szansę. Kiedy w końcu piłka dotarła pod moje nogi, postanowiłam w pełni wykorzystać swoje umiejętności, szybko przeanalizowałam sytuację i ruszyłam na bramkę rywali. Miałam tylko jeden cel, zdobyć gola, a głodna gry pędziłam przez boisko, jakby od tego miało zależeć moje życie. Słyszałam za sobą krzyk Krystiana, żebym podała mu piłkę.
Nic z tego. — Pomyślałam. Został mi do ominięcia tylko Korczak. To nie było trudne, a nawet miałam wrażenie, że dał mi fory. Przerzuciłam piłkę na prawą nogę i strzał — prosto w światło bramki.
— Tak! — Ucieszyłam się, brakowało mi tego w ostatnich dniach. Mina kolegów była bezcenna, a trening dobiegał końca.
Kowalik odgwizdał koniec meczu i z pełną satysfakcją pokazał w moją stronę kciuk w górę. Nie chciałam więcej konfliktów tego dnia, więc z boiska zeszłam pierwsza. Po drodze zaczepił mnie fizjoterapeuta naszej kadry, Szymon. Znałam go z filmików ŁNP.
— Cześć, jestem Szymon i jestem tu fizjoterapeutą, wszyscy mówimy sobie po imieniu, tak jest łatwiej. — Wyciągnął dłoń, więc zrobiłam to samo. — Klara, miło poznać.
— Słuchaj Klaro, chciałbym z tobą porozmawiać, ale to później, kolacja jest o osiemnastej, więc po kolacji, okej?
— Dobrze, jasne.
Idąc do pokoju, analizowałam wydarzenia z ostatnich dwóch godzin.
Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. — Pomyślałam. Było mi trochę przykro, jednak z drugiej strony rozumiałam ich reakcję, bo pewnie na ich miejscu zachowałabym się tak samo. Nie chciałam już więcej kłótni Krystiana z trenerem, dlatego postanowiłam nie wchodzić kapitanowi w drogę i darować sobie kolację. I tak nie byłam w stanie nic przełknąć. Zadzwoniłam do Emila, bo chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, jednak nie odebrał telefonu.
— Pewnie ma mnie już dosyć. — Wzięłam głęboki oddech i przyszło mi do głowy, żeby potrenować w samotności. Wszyscy byli w pokojach, odpoczywali po treningu i przygotowywali się do kolacji, więc na boisku nie było nikogo. Przemknęłam przez korytarz, spotykając tylko Kamila Lisa najlepszego stopera w drużynie. Uśmiechnęłam się i ominęłam go bez słowa. Na zewnątrz się zachmurzyło, a ja ucieszyłam się na myśl, że może zacząć padać deszcz, bo w Białobrzegach często trenowałam w deszczu i to chyba dzięki temu nauczyłam się panować nad swoim ciałem podczas poślizgów.
Zauważyłam, że w schowku na piłki ktoś był, na moje szczęście to pracownik hotelu, który robił tam porządek. Przemiły starszy pan chętnie pożyczył mi dwie piłki i zaczął się mój indywidualny trening. Zdążyłam się zorientować, że hotelowa restauracja była od frontowej części budynku, więc nikt nie mógł mnie zauważyć.
Po godzinie zaczął padać deszcz, to było wybawienie w tamtej chwili. Trochę przeceniłam własne siły i padłam ze zmęczenia na murawę, a zimne krople spływały po mojej twarzy zmywając pot. Zamknęłam na chwilę oczy i wyobraziłam sobie, co bym teraz robiła, gdybym była w domu. Może to samo co tu a może nie, ale na pewno nie byłabym sama. Nie wiem, ile czasu tak leżałam, ale odzyskałam siły i wróciłam do treningu, chciałam nadrobić te kilka dni przerwy.
W tym samym czasie, hotelowa restauracja
Podszedłem do trenera, bo jedno miejsce przy stole było puste, nietrudno było się domyślić, kogo brakuje.
— Trenerze, dlaczego Klary nie ma na kolacji?
— Jak to nie ma? Nie zeszła?
— No właśnie nie, od treningu nikt jej widział.
— Kuba, sprawdź w pokoju numer dwieście siedemnaście, a ja zapytam Szymona, bo wiem, że chciał z nią porozmawiać.
— Okej, trenerze.
Pukałem do drzwi dłuższą chwilę, ale Klara nie otwierała. Nie było słychać żadnych głosów, nawet telewizor nie grał, więc na pewno nie było jej w pokoju. Wróciłem do restauracji, trener nerwowo spojrzał na mnie, ale kiwnąłem tylko głową na znak, że nie znalazłem Klary.
— Co się dzieje, Kuba? — Podszedł do mnie Piotrek widząc niepokój na mojej twarzy.
— Nie ma nigdzie Klary, nie zeszła na kolację.
— Może jest w pokoju?
— Nie ma, sprawdziłem.
— Fuck! Faktycznie na treningu atmosfera nie była zbyt przyjemna, ale myślisz, że wyjechała?
— No, co ty? Nie zrobiłaby tego, za dużo to dla niej znaczy, żeby odpuściła.
— Skąd wiesz? Nie znasz jej.
To prawda, nie znałem jej, ale z opowieści trenera sporo o niej wiedziałem i lubiłem tę dziewczynę. W życiu nie miała lekko, jednak mimo przeciwności losu walczyła i nadal walczy o swoje marzenia, a to się ceni najbardziej. Byliśmy trochę podobni.
— Piotrek, nie teraz.
— Zaraz… Ty o wszystkim wiedziałeś?
— Tak, wiedziałem.
Zrobił zawiedzioną minę, ale kumplowaliśmy się i wiedział, że skoro nie powiedziałem mu o planie trenera, to naprawdę miałem ku temu powód. W tym momencie podszedł do nas trener.
— Szymon mówi, że poinformował Klarę o kolacji.
— To co robimy? — Piotrek coraz bardziej się angażował.
— Kuba? — Spojrzeli obaj na mnie.
Musiałem chwilę pomyśleć. Przypomniało mi się, że jak spotkałem w Warszawie Emila, to opowiadał mi o treningu Klary na stadionie Legii.
— Wiem! Chyba wiem, gdzie jest! Ale pójdę sam, Piotrek napiszę ci SMS-a jak moje przypuszczenia się potwierdzą. — Wszyscy przystali na moją propozycję, a ja poszedłem w stronę boiska.
Musiałem przejść przez cały hotel, ale opłaciło się, to był strzał w dziesiątkę. Na dworze padał deszcz, a Klara biegała po murawie z piłką. Napisałem wiadomość Piotrowi, że jest cała i zdrowa i postanowiłem, że z nią porozmawiam, bo przecież mieliśmy grać w jednej drużynie…
Klara
Woda chlupała mi w butach a w płucach brakło tchu, nie miałam już siły nawet kopać piłki. Nie wiem, co chciałam osiągnąć swoim zachowaniem, ale na pewno dałam sobie wycisk, bo ze zmęczenia robiło mi się ciemno przed oczami. Było za wcześnie, żeby wrócić do hotelu, a ja wyglądałam jak mokra kura, więc byłby to kolejny doskonały powód dla wszystkich do nabijania się ze mnie, a tego nie chciałam. Usiadłam i schowałam głowę w ramionach. Postanowiłam, że poczekam tu, aż się ściemni. W pewnej chwili poczułam, że ktoś usiadł koło mnie.
— W porządku? — Usłyszałam miły męski głos. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że to Kuba. Od razu przypomniały mi się słowa Emila o tym, że on jako jedyny z piłkarzy o mnie wiedział i nie potępił trenera za ten pomysł. Uśmiechnęłam się.
— Tak, dzięki.
— Wszyscy cię szukają.
— Wszyscy? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
— No dobra może nie wszyscy. — Zapadła chwila ciszy. — Nie przejmuj się, przejdzie im, to dla nich nowa sytuacja.
— Nie liczyłam na fanfary, ale myślałam, że chociaż dadzą mi szansę na to, żebym mogła się wykazać.
— Widzisz, każdy rywalizuje o pozycję w drużynie, o wyjście w pierwszym składzie, dlatego ktoś nowy to dla nich konkurencja, bo może się okazać lepszym. Dodatkowo jeszcze nie pomaga fakt, że jesteś kobietą.
— Czyli o to chodzi. Boją się, że będę lepsza od nich co na pewno bardzo ich zawstydzi i obniży samoocenę.
— No, mniej więcej tak to wygląda.
— Ale przecież piłka to jest gra zespołowa i zasługi przyznawane są dla całej drużyny, więc takie podejście jest głupie.
— Ja to wiem, ty to wiesz, ale nie wszyscy to rozumieją. My gramy z pasji, a niektórzy tylko dla rozrywki i kasy. Niestety, taki jest piłkarski świat koleżanko.
— No muszę się jeszcze dużo nauczyć… kolego. — Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. — A ty się nie boisz? Czemu ze mną w ogóle rozmawiasz?
— Bo też byłem młody i miałem ciężkie początki, a poza tym tej drużynie potrzebna jest świeża krew. Jeśli są lepsi, to trzeba zejść ze sceny i ustąpić miejsca.
— Szkoda, że nie wszyscy tak myślą. Kurwa, zakładałam, że to wszystko będzie łatwiejsze.
— Daj im i sobie trochę czasu. W historii piłki nożnej zdarza się to pierwszy raz, żeby kobieta grała w męskiej reprezentacji. Tak że sama przyznasz, że to niecodzienna sytuacja, ale spokojnie, przyzwyczają się. Rób swoje i się nie przejmuj. Życie nie jest łatwe.
— Dzięki, to wiele dla mnie znaczy. A nie wiesz, czy zostało coś z kolacji? Jestem megagłodna.
— Domyślam się, chodź coś się znajdzie. — Odniosłam piłki na miejsce i weszliśmy do hotelu cali przemoczeni od deszczu.
— Idź się przebierz w suche rzeczy, ja też się przebiorę i przyniosę ci coś do jedzenia. — Przytaknęłam i poszłam w stronę pokoju.
Na korytarzu spotkałam dwóch największych żartownisiów w tej kadrze, Sebastiana, który był bramkarzem i Łukasza, środkowego pomocnika. Słynęli z dobrej gry, ale najbardziej z poczucia humoru. Nie było chyba ani jednej osoby, która by nie padła ofiarą ich wspólnych kawałów, na każde pytanie mieli gotową odpowiedź. Bardzo się zdziwiłam, kiedy zaczepili mnie, pytając, czy wszystko w porządku. Musiałam wyglądać okropnie, skoro wzbudziłam ich zainteresowanie, ale tylko pokiwałam głową i weszłam do swojego pokoju. Zdjęłam mokre ciuchy i poszłam pod prysznic. Nie trwało to długo, bo miałam nadzieję, że zaraz będę mogła coś zjeść, a poza tym miałam już dość wody tego dnia. Sprawdziłam oba telefony, na jednym było dwanaście nieodebranych połączeń od trenera, trzy od Emila i jedna wiadomość z nieznanego mi numeru.
„Mam nadzieję, że drugi raz mi nie uciekłaś”.
Moje serce zabiło mocniej, domyśliłam się, że to wiadomość od Piotrka, ale kompletnie nie wiedziałam, co mam odpisać. W drugim telefonie było tylko pięć nieodebranych połączeń od Emila, miał moje dwa numery, więc próbował się dodzwonić na jeden i drugi, a zapewne trener mu powiedział o moim zniknięciu.
— Trudno. — Wzruszyłam ramionami. — Zadzwonię do niego później.
Najbardziej nurtowało mnie, co odpisać na SMS-a, ale nie zdążyłam dobrze pomyśleć, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
— Jedzenie. — szepnęłam i otworzyłam drzwi. Wszedł Kuba, trzymając talerz z jedzeniem, a za nim z poważną miną trener i Korczak, który podparł drzwi krzesłem, żeby się nie zamknęły. W sumie poczułam się nawet bezpieczniej, bo w końcu nie znałam ich dobrze, ale wiedziałam, że rozmowa z trenerem mnie nie ominie. Przełknęłam ślinę.
— Trenerze… przepraszam. — Usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłonie.
— Klara, ja wiem, że jest ci ciężko i jeśli chcesz…
— Nie, nie chcę. — Wstałam, bo wiedziałam, co chciał powiedzieć. — Nikt przecież nie obiecywał, że będzie łatwo. Jest naprawdę dobrze. Musiałam tylko trochę pobyć sama, to tyle. Zamierzam w pełni wykorzystać szansę, którą mi pan dał. — Wszyscy się uśmiechnęli, a ja usiadłam przy stoliku, żeby w końcu zjeść.
— Dobrze tylko nie rób tak więcej, bo martwiliśmy się o ciebie — dodał, stojąc w progu drzwi.
— Obiecuję.
Odetchnęłam.
— Odpocznij, jutro czeka nas intensywny dzień.
Kowalik wyszedł, Kuba i Piotrek też się poderwali do wyjścia, ale chciałam jeszcze z nimi porozmawiać.
— Czekajcie. O czym on mówił?
— Jutro mamy trening otwarty, czyli za barierkami mogą pojawić się kibice i dziennikarze — zaczął Kuba.
— I będziesz na pierwszych stronach gazet i wszystkich portali sportowych, ale cokolwiek będą pisać i mówić, to nie przejmuj się tym za bardzo — dokończył Piotrek, a ja złapałam się na tym, że wlepiam w niego wzrok. Na szczęście szybko ocknęłam się z tego zachwytu, bo jeszcze chwila i zaczęłabym się ślinić.
— Umiem przyjmować krytykę, jeśli o to chodzi. Tam skąd pochodzę też są lokalni krytycy, także spokojnie.
— To super. Śniadanie o ósmej, tylko nie zapomnij przyjść. — Kuba pogroził mi palcem.
— Jasne. — Uśmiechnęłam się. — A, słuchajcie, skoro już tu jesteście i nawet chcecie ze mną gadać, to moglibyście mi opowiedzieć o kadrze? Jak to wygląda od tej wewnętrznej strony, no i też trochę opowiedzcie o sobie, bo… — Nabrałam pewności siebie. — Bo w końcu muszę wiedzieć, z kim mam iść na przeprosinowego drinka, prawda Piotruś? No chyba, że propozycja nieaktualna? — Uniosłam brwi czekając na odpowiedź.
— Pewnie, że aktualna. — Rzucił mi słodkie spojrzenie.
— Zaraz, ja o czymś nie wiem? To wy się znacie?
— Można tak powiedzieć — wtrąciłam.
— Piotrek, czy to jest ta Klara, której wylałeś kawę na plecy? No nie wierzę, ha!
— Ta sama, przyjacielu — powiedział to z takim spokojem, pokazując swój śnieżnobiały uśmiech. Dobrze, że siedziałam, bo kolana mi zmiękły.
— Jaki ten świat jest mały. No dobra, to od czego mamy zacząć? Co chcesz wiedzieć? — Kuba zajął miejsce na podłodze, Piotrek na łóżku, a ja na pufie.
Zaczęliśmy rozmawiać najpierw o kadrze. Opowiadali o meczach, o atmosferze w zespole, o wywiadach, o śmiesznych sytuacjach, ale nie zabrakło też wzmianek o przykrych incydentach. Dzięki temu wiedziałam, jak mam się zachowywać, jak odpowiadać na pytania dziennikarzy i co najważniejsze, jak zdobyć zaufanie reszty kolegów. Przyszedł czas na nasze osobiste opowieści, chciałam poznać ich lepiej takich, jakimi byli naprawdę a nie takich, jak kreowały ich media. Zaczął Kuba. Znałam jego historię z gazet, ale szczegóły, jakie poznałam podczas tej rozmowy sprawiły, że nie mogłam powstrzymać łez. Rodzice i siostra zginęli w wypadku, on ledwo uszedł z życiem i wychowała go babcia, nasze historie były podobne, być może dlatego od razu go polubiłam i widziałam w nim przyjaciela. Był wspaniałym mężem i tatą dwóch bliźniaczek, a także piłkarzem, który grał w piłkę całym swoim sercem. Piotr zaś opowiedział o swoim klubie, w którym gra, trochę o rodzicach i braciach, o początkach w kadrze i nie wiem czemu, ale też o swoim związku i rozstaniu z Mileną. To co pisały media, była prawdą. Modelka pochodziła z tej samej miejscowości, co Piotrek i to dzięki niemu zaczęła karierę w modelingu, co przełożyło się na ich związek. W końcu oznajmiła, że wyjeżdża i że to koniec, bo nie chciała się ograniczać do jednego faceta. Widziałam, że nie łatwo mu było o tym opowiadać, ale stwierdził, że teraz już podchodzi do tego z dystansem.
— Było minęło, trzeba żyć dalej — skwitował swoją opowieść. Mogłam im ufać, to było pewne, dlatego kiedy przyszła moja kolej, niczego nie ukrywałam, opowiedziałam o tacie i stosunku matki do mnie po śmierci ojca, o bracie, Idze, dziadku, i o grze w piłkę. Słuchali mnie w skupieniu, a ja poczułam ulgę, że mogłam to wszystko komuś opowiedzieć, komuś innemu niż Iga, bo tylko ona znała mnie od podszewki.
— No widzisz, jesteś taka jak my, każde z nas ma swoją historię, ale mimo przeciwności idziemy do przodu i to jest najważniejsze — podsumował Kuba, wyciągając z kieszeni telefon.
— Dokładnie! Jesteś nasza.
— Dobra Piotrek, idziemy do siebie. Dochodzi północ, a koleżanka musi odpocząć.
— Dzięki chłopacy.
Byłam wdzięczna, że poświęcili mi czas. Zamknęłam za nimi drzwi i położyłam się do łóżka. Przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Emila, ale z racji późnej pory napisałam wiadomość, że wszystko jest w porządku i że zadzwonię rano.
Budzik obudził mnie punktualnie o siódmej, nie miałam problemu, żeby zwlec się z łóżka. Emocje, które mi towarzyszyły, nie gasły. Wręcz przeciwnie — przybierały na sile. Na korytarzu było gwarno, przez drzwi słyszałam śmiechy i rozmowy, wyszłam z pokoju i od razu natknęłam się na Szymona.
— Kurczę, przepraszam cię, mieliśmy porozmawiać wczoraj. — Zrobiło mi się głupio.
— Spoko luz, nie ma problemu. — Uśmiechnął się, a ja poczułam ulgę kiedy zaproponował, że porozmawiamy idąc na śniadanie. Głównie chciał wiedzieć, czy miałam jakieś kontuzje i czy długo trwały rekonwalescencje. Na szczęście nie miałam tego wiele, a swoje zdrowie fizyczne oceniałam na bardzo dobre. Do restauracji dotarliśmy dużo przed czasem. Na sali stało kilka okrągłych stołów zastawionych jedzeniem, a przy każdym stało po sześć krzeseł. Zauważyłam, że przy każdym talerzyku stała karteczka z imieniem i nazwiskiem, odnalazłam swoje miejsce i szybko zorientowałam się, że jestem w grupie z Kubą, a to oznaczało, że i z Piotrkiem też. Rozmawiałam jeszcze chwilę z Szymonem, kiedy reszta załogi zaczęła schodzić się na śniadanie. Pierwszy wszedł Krystian, przeszył mnie takim wzrokiem, że gdyby mógł zabijać, to padłabym martwa, ja natomiast uśmiechnęłam się najpiękniej jak tylko potrafiłam. Kiedyś gdzieś słyszałam, żeby na nieprzyjemne docinki i uwagi odpowiadać pozytywnie, dlatego postanowiłam, że nie będę zgryźliwa, ale też nie będę szarą myszką, po prostu będę sobą. Jeśli ktoś ma mnie polubić to za to, jaka jestem naprawdę.
— Wyspana? — Usłyszałam głos Piotrka za uchem.
— A wiesz, że tak? — Tryskałam energią tego ranka.
— O proszę i humorek dopisuje, świetnie. — Usiadł koło mnie przy stole.
— Cześć młodzieży. — Dołączył do nas Kuba.
— Witaj starcze –odpowiedział Korczak i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Z daleka było widać, że są kumplami.
Śniadanie minęło w miłej atmosferze, Kamil, Dawid i Michał, którzy z nami siedzieli, również okazali się sympatycznymi facetami. Powiedzieli to samo, co wcześniej Kuba i Piotrek, żebym reszcie chłopakom dała czas na oswojenia się z sytuacją, aż zaakceptują mnie w drużynie. Kiedy wychodziliśmy z restauracji podszedł do nas kapitan.
— Świetnie, że wam humory dopisują, bo po dzisiejszym treningu będzie się śmiać z nas nie tylko cała Polska, ale i inne kraje.
— O co ci chodzi Krystian?
— Kurwa, Piotrek, naprawdę tego nie widzicie? Trener wystawia nas na pośmiewisko, a wy się na to godzicie.
— A ja nie rozumiem, z czym masz problem. Daj dziewczynie spokój i tyle. Skoro trener tak zdecydował to wie, co robi.
— Jasne! — rzucił, po czym zwrócił się do mnie. — Gdybyś była mądrzejsza, to byś się na to nie zgodziła albo po prostu stąd wyjechała!
Nie zdążyłam nawet pomyśleć nad odpowiedzią, bo odwrócił się na pięcie i odszedł.
Obserwujący całe to zdarzenie, trener pokiwał tylko głową i wyszedł za Krystianem. Pobiegłam za nim, nie chciałam dodatkowych zgrzytów.
— Trenerze! Proszę dać spokój.
— Nie mogę pozwolić na to, żeby były kłótnie w moim zespole, zwłaszcza teraz, przed ważnymi meczami.
— Nie ma żadnych kłótni, naprawdę jest dobrze — zapewniałam.
— Dobrze, ale gdyby coś się działo, to powiedz mi o tym.
Przytaknęłam twierdząco, ale to było pewne, że i tak bym nic nie powiedziała. Nie byliśmy przecież w przedszkolu, żeby się skarżyć, bo dzieci nie chcą się ze mną bawić. Rozejrzałam się wkoło, ale oprócz obsługi hotelowej nie było już nikogo ze sztabu. Mieliśmy czas dla siebie przed treningiem, dlatego wszyscy rozeszli się po pokojach, a ja postanowiłam wykorzystać okazję i będąc już w pokoju, zadzwoniłam do Emila.
— No cześć młoda. — Usłyszałam wesoły głos przyjaciela, a miałam obawy, że będzie zły za mój wybryk. — Gdzie znikasz? Arek mało zawału nie dostał jak do mnie dzwonił, powiedzieć, że cię nie ma. — Wyczułam, że bawiła go ta sytuacja.
— Nie znikam, tylko chciałam pograć w piłkę, na treningu miałam marne szanse, więc przełożyłam to na później.
— Tak myślałem, a ogólnie jak sytuacja i chłopaki?
— Teraz już spoko, ale spodziewałam się, że będzie gorzej.
— A jak Piotrek?
Wzięłam głęboki oddech, bo na samą myśl znowu ogarnęło mnie to dziwne uczucie ekscytacji.
— W porządku, na początku był w szoku, ale jest dobrze.
— To super, cieszę się. Klara muszę kończyć, jesteśmy w kontakcie.
Rozłączył się, chociaż liczyłam na to, że dłużej porozmawiamy. Mimo tego, że atmosfera w drużynie zaczynała się poprawiać, to potrzebowałam rozmowy z kimś bliskim. Co prawda znałam go krótko, ale rozumieliśmy się doskonale.
No trudno, pewnie coś załatwia na mieście. — Pomyślałam i wybrałam numer Igi, ale nie odbierała. Zrezygnowana położyłam się na łóżku i przeglądając listę kontaktów w telefonie w poszukiwaniu kogoś, z kim mogłabym jeszcze porozmawiać, usłyszałam dźwięk SMS-a w drugim telefonie. Na wyświetlaczu pojawił się nieznajomy numer, skojarzyłam, że jest to ten sam, z którego poprzedniego dnia też dostałam wiadomość. Serce zaczęło bić mi szybciej, bo domyśliłam się, że jest to numer Korczaka.
„Mecz w FIF-ę?”
Uśmiechnęłam się sama do siebie i postanowiłam tym razem odpisać, ale już ze swojego prywatnego telefonu. Ten miałam częściej ze sobą niż służbowy. W sekundę przepisałam numer i napisałam:
„Czemu nie?”.
Po chwili pojawiła się odpowiedź.
„Pokój 220”.
Przełknęłam ślinę, przeczesałam palcami włosy i wyszłam na korytarz, dzieliły nas zaledwie trzy pokoje, więc dotarcie do celu zajęło mi kilka sekund. Przez uchylone drzwi dobiegały rozbawione głosy czterech panów. Zajrzałam do środka.
— O chodź Klara — powiedział Kuba, robiąc mi miejsce na podłodze. — Tak się najwygodniej gra.
— Dzięki, nawet już nie pamiętam, kiedy ostatni raz w to grałam.
— Tego się nie zapomina — skwitował Piotrek, podając mi pad do ręki. W pokoju był jeszcze Sebastian i Łukasz, ale ich powitanie nie było zbyt przyjazne, dlatego postanowiłam zatrzeć pierwsze złe wrażenia i wyciągnęłam rękę do obu w geście przedstawienia się. Odetchnęłam z ulgą, bo i tym razem intuicja mnie nie zawiodła — byli przychylnie nastawieni do nowej sytuacji i do mojej osoby, a nawet podkreślili, że to może być fajne doświadczenie w karierze. Usiadłam wygodnie na swoim miejscu, a Kuba zarządził, że gramy po jednym meczu każdy z każdym, nagrodę za wygraną uzgadniamy indywidualnie. Na pierwszy pojedynek ze mną zgłosił się Sebastian, a że był to dowcipniś zaproponował, że przegrany maluje sobie twarz farbami i do kamery Maksa Wiśni mówi, że kocha Justina Bibera. Zgodziłam się zaraz po tym jak przestałam się śmiać. Mimo że ostatni raz grałam w FIF-ę jakieś trzy lata temu, to radziłam sobie nieźle, ostatecznie wygrywając dwa do jednego. Humory nam dopisywały, co było słychać chyba w całym hotelu, bo przyszedł do nas Wiśnia, który nagrywał reportaż na kanał.
— Ooo! Wiśnia dobrze, że jesteś, bo Seba ma wyznanie, które musi ogłosić przed kamerą. — Łukasz nie mógł powstrzymać rozbawienia, po chwili spojrzał na mnie. — A Klarę już znasz?
— No właśnie nie było okazji. — Podszedł do mnie. — Maks jestem, ale mów mi Wiśnia.
— Klara, ale mów mi Klara. — Dobry nastrój mnie nie opuszczał.
— Noo widzę, że nasza krew — podsumował z uśmiechem na ustach. — Zajrzę do was za chwilę, bo muszę iść do Jarka.
— Narka — odpowiedzieli zgodnie wszyscy, a ja zmarszczyłam czoło i zastanawiałam się, kto to jest Jarek. Wśród piłkarzy nie było nikogo o takim imieniu. Wzruszyłam ramionami, co nie umknęło uwadze Piotrka.
— Jarek to lekarz reprezentacji, czuwa nad naszym zdrowiem zarówno podczas meczów jak i na treningach, taki w wieku trenera, ciemne włosy.
— No, już wiem, kto to jest. — Skojarzyłam go z treningu.
— Teraz nasza kolej na pojedynek. — Piotrek usiadł koło mnie z padem w ręku.
— Co proponujesz? — Przymrużyłam oczy, czekając na odpowiedź.
— Jak wygram, to pójdziesz ze mną za dwa tygodnie na imprezę urodzinową kolegi z klubu.
— W Monachium? — zapytałam niepewnie, na co pokiwał głową twierdząco, a mnie zamurowało. Potrzebowałam kilku sekund na odzyskanie głosu.
— No dobra, zgoda, a jak ja wygram to do końca zgrupowania nosisz za mnie wszędzie plecak. — Z wrażenia nic innego nie przyszło mi do głowy.
Wirtualny mecz rozpoczął się dla mnie korzystnie, bo już w pierwszych sekundach udało mi się strzelić bramkę, ale im dynamiczniej Piotrek rozwijał swoje akcje, tym bardziej ja odbiegałam myślami od gry. Myliły mi się guziki i traciłam kontrolę nad padem. Kiedy odzyskiwałam koncentrację, to tylko patrzyłam jak gole, jeden za drugim, wpadały do mojej bramki. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. A może celowo dawałam się ograć? Sama już nie wiedziałam, co myśleć. Koniec końców przegrałam pięć do jednego.
— No cóż… — Uśmiechnął się z ironią, co dodawało mu jeszcze więcej uroku. Graliśmy po cztery minuty każdy mecz, więc po dwóch godzinach skończyliśmy turniej. Miałam na swoim koncie tylko trzy wygrane, ale i tak się cieszyłam, bo świetnie się bawiłam, a zadania za przegrane też były zabawne i, co najważniejsze, wykonalne. Nadchodził czas treningu, rozeszliśmy się do swoich pokoi, żeby się przygotować, bo mieliśmy się spotkać za dziesięć minut na boisku. W telefonie widniały trzy nieodebrane połączenia od Igi, ale nie miałam już czasu, żeby oddzwonić, rzuciłam komórkę na łóżko, przebrałam się i poszłam na trening.
Dotarłam na boisko i czułam, jak oblewa mnie dreszcz. Od strony ulicy przy barierkach boiska stał tłum ludzi, głównie młodzież i dzieci skandując imiona piłkarzy, machali biało-czerwonymi flagami. Mój puls przyśpieszył, kiedy kątem oka dostrzegłam błyski fleszy. W specjalnie oddzielonym od tłumu miejscu, stało kilkudziesięciu dziennikarzy z aparatami, mikrofonami i kamerami.
— Spokojnie Klara, oni tu przyszli głównie, żeby dowiedzieć się, kim jesteś. — Trener poklepał mnie po ramieniu. — Po treningu zawsze chłopacy podchodzą do kibiców i dziennikarzy, ale wiem, że ty nie przywykłaś do tego, więc nie musisz tam iść.
— Dam radę, chłopaki mnie trochę przeszkolili z udzielania wywiadów, więc chyba sobie poradzę. Nie przeskoczę tego i kiedyś będę musiała z nimi porozmawiać, niech się trener nie martwi, krytykę też umiem przyjąć.
— Cieszę się. — Uśmiechnął się. — A Krystianem się nie przejmuj, przejdzie mu — dodał i wezwał wszystkich na zbiórkę.
Rozpoczął się trening, powoli zaczęłam się przyzwyczajać, że patrzy na mnie kilkadziesiąt osób. Kuba utwierdził mnie w przekonaniu, że na stadiony przychodzi kilkadziesiąt tysięcy kibiców i trzeba grać, więc ten tłum to kropla w morzu tego, co czekało mnie pojutrze. Te zajęcia przebiegały w milszej atmosferze niż dzień wcześniej, wykonywaliśmy różne zadania nałożone przez trenera doskonale się przy tym bawiąc. Oczywiście kapitanowi i kilku innym kolegom humor nie dopisywał, ale postanowiłam się tym zbytnio nie przejmować. Jednym ze stałych nawyków Kowalika na koniec treningów był krótki mecz między zawodnikami. Trener wiedział, że jeśli jego piłkarze dobieraliby sobie drużyny, to zawsze byłyby w nich te same osoby. Dlatego sam nas dobierał, za każdym razem w innym składzie. Tym razem kapitan był w przeciwnej drużynie niż ja, z czego bardzo się ucieszyłam. To była dobra okazja, aby pokazać wszystkim swoje umiejętności, gdyż na poprzednim treningu nie miałam do tego wielu okazji. Gra przebiegała na luzie do czasu. Każde zetknięcie z piłką starałam się rozgrywać lub w miarę sytuacji kończyć bramką. Krystian chyba zaczął sobie coraz bardziej zdawać sprawę z tego, że jednak nadaję się do tej drużyny i gram na jego poziomie, bo po każdej akcji tylko kręcił głową. Nie wiem, co sobie postanowił, ale zaczęło robić się poważnie. Podczas próby odebrania piłki przybliżył się do mnie i poczułam jego łokieć w żebrach, przeszył mnie ból, co sprawiło, że straciłam równowagę i runęłam jak długa. Upadając przygryzłam wargę, dlatego niemalże od razu poczułam w ustach smak krwi z domieszką murawy. Nic więcej się nie stało, więc szybko wstałam z ziemi i wyplułam krew, w międzyczasie wszyscy zawodnicy się zbiegli wraz z rozłoszczonym trenerem na czele.
— Krystian! Kur… — Rozejrzał się, czy któryś z dziennikarzy go nie słyszy i kontynuował. — Kurwa! Co ty odpierdalasz? Mam cię zawiesić za takie zachowanie? — Był wściekły, a po minie Krystiana widziałam, że przeraziła go ta sytuacja. Nawet zrobiło mi się go trochę żal, wytarłam twarz ręką, bo czułam spływającą krew, a drugą klepnęłam trenera w ramię.
— Trenerze to nie on, sama się potknęłam. — Spojrzał na mnie pytająco, a razem z nim reszta. — Zaplątały mi się nogi, a nie chciałam kopnąć Krystiana i dlatego tak wyszło, naprawdę nic się nie stało. — Starałam się być przekonująca.
— Mam nadzieję, że mówisz prawdę. Dobra koniec treningu, możecie podejść do kibiców. Jutro po śniadaniu wylatujemy do Dublina, więc bądźcie gotowi. — Wydawało się, że trener uwierzył w moją wersję, bo nie drążył więcej tematu, tylko kazał mi pójść do Jarka, żeby opatrzył ranę, ale zapewniłam, że nie ma takiej potrzeby. Kiedy się oddalił, podszedł do mnie Krystian.
— Dzięki.
— Nie zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla siebie.
— Nie bardzo rozumiem?
— Nie jestem na twoim poziomie i pewnie nigdy nie będę, ale śledzę trochę media społecznościowe i oglądam mecze, stąd wiem, że pewnych technik mogę się od ciebie nauczyć, a gdybyś przez zawieszenie nie zagrał w żadnym meczu, to takowej okazji bym nie miała. — Otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
— Jeszcze raz dzięki i przepraszam za ten łokieć. — Wyczułam nutkę skruchy w jego głosie.
— Dobra idź już. — Machnęłam ręką, chcąc zakończyć ten temat.
— Czemu go kryjesz? — Usłyszałam głos Piotrka. — Boli? — Przejechał delikatnie kciukiem po moich wargach.
— Już nie. — Spojrzałam mu w oczy, a w brzuchu poczułam skurcz. — Nie chcę zgrzytów. Zresztą jest potrzebny drużynie w tych meczach, więc nie ma tematu.
— Rozumiem. — Uśmiechnął się. — Idziemy? Kibice nas wzywają. — Faktycznie stojący za barierkami tłum skandował nazwisko Korczaka. Dołączył do nas Kuba podając mi butelkę z wodą, żebym mogła wypłukać usta z krwi i dołączyliśmy do reszty. Połowa kadry rozmawiała z dziennikarzami, a połowa z kibicami. My podeszliśmy najpierw do kibiców. Wszyscy przekrzykiwali się i mało nie wchodząc sobie na plecy chcieli autografy i zdjęcia z piłkarzami, mnie zaś większość pytała, kim jestem. Byłam zmieszana sytuacją nie wiedziałam, co robić, ale po kilku minutach biorąc przykład z kolegów i widząc, jaką radość sprawiało im rozdawanie autografów, zaczęłam odpowiadać, że jestem nową zawodniczką drużyny. Im bardziej zbliżałam się do dziennikarzy, tym lepiej słyszałam, o co pytali. Większość zainteresowana była oczywiście moją osobą. Całkowicie przez przypadek usłyszałam, jak dziennikarz zaczepił Krystiana.
— Jak oceniacie swoje szanse w grupie w tych eliminacjach? I drugie pytanie, jak tobie, jako kapitanowi drużyny, podoba się pomysł trenera, żeby dołączyła do was kobieta? — Pomyślałam, że w tamtej chwili porządnie oberwie się przed kamerami i mnie, i trenerowi, i wszystkim tym, którym ten pomysł się podobał.
Długo nie zastanawiał się nad odpowiedzią.