E-book
15.75
drukowana A5
55.53
drukowana A5
Kolorowa
80
W otchłani wieków

Bezpłatny fragment - W otchłani wieków

Eksploratorzy czasu

Objętość:
263 str.
ISBN:
978-83-8155-128-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 55.53
drukowana A5
Kolorowa
za 80

Eksploratorzy czasu

Szkielet Triceratops horridus w Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej
W otchłani wieków

Logo PAN

Wstęp

Świat zaginiony

Jak w jakiejś jeszcze nie przeczytanej do końca bajce dla dzieci, o stworach i potworach, nasz układ słoneczny dla nas ziemian ogromny i niezmierzony powstał, w około pewnego małego słońca. Zagubionego gdzieś na krańcach galaktyki zwanej Drogą Mleczną, to nic innego jak nasz własny maleńki układ słoneczny z planetami, wielkimi i małymi i jeszcze całkiem malutkimi. Jest tam i nasza niebieska dziś, i z daleka widoczna jest planeta zwana ziemią. Nią też zajmiemy się, na stronach tej książki, opowiemy o jej powstawaniu i jej ewolucji w dziejach naszego świata, a właściwie wszechświata. Opowiemy o jej prawdziwych potworach i prawdziwych smokach. Które żyły tu bardzo dawno, na szczęście dla nas ludzi. No to wobec tego, popatrzmy co się się działo i dzieje, z naszą ziemią. Oto jej historia opowiedziana na stronach tego opowiadania. To pojedźmy teraz właśnie? W otchłanie czasu i ciemne mroki dziejów naszej ziemi jak napisałem w tytule tej książki, w otchłań wieków? Popatrzymy z perspektywy czasu oto jak w dość niedalekiej odległości od naszej małej planety ziemi, z czarnej jak smoła głębi kosmosu, leciał w jej stronę bardzo szybko, jakiś nieznany bliżej nikomu duży świecący jasno białą smugą światła obiekt. Bo i nikt prócz nas, nie mógł go zauważyć, bo też tak przecież jeszcze nie było, wówczas nikogo na naszej planecie. Oto nagle pojawił się pędzący z zwrotną szybkością jakiś pojazd kosmiczny, po czym skrywał się jak by bawiąc w chowanego za naszym księżycem, lub też na przemian leciał w strugach jasnych jak słońce meteorów, od strony olbrzymiego Saturna. Otoczonego dokoła swojej orbity ponad sześćdziesięcioma księżycami od małych po całkiem spore powiedzmy planety.

Jowisz planetarny olbrzym

Nieznany błyszczący kosmiczny przybysz świecił jasno jak błyszczący meteor, lub czasami metalicznie jak jakiś nieznany świecący przybysz z głębin kosmosu, był jeszcze wprawdzie w odległości około trzech dni od naszej ziemi. To pewnie nic innego jak jakiś olbrzymi statek kosmiczny, można było by pomyśleć, gdyby ktokolwiek to zjawisko widział na własne oczy. Szedł w kosmosie, raczej pewnie jak na swoje tytaniczne odległości po czym nagle przyhamował i nagle zwolnił swój szaleńczy na pozór lot. Po czym bardzo wolno, jak obserwujący okolicę policjant, w dyżurującym na nieboskłonie gwiezdnym patrolu, jak by przyglądał się co dzieje się w jej najbliższej okolicy. Z daleka ziemia była widoczna jako już olbrzymia biało niebieska tarcza, odbijająca się od głębokiej czerni kosmicznej otchłani jak drogocenny szafir. W pewnej chwili obcy olbrzymi statek nagle, znowu przyspieszył i wchodził na orbitę naszej planety z szybkością na jaką zdobywają się tylko, pędzące na swoją więcej niż pewną zagładę, jasno rozżarzone meteoryty. Okrążał kilkakrotnie tą napotkaną chyba przypadkiem na peryferiach drogi mlecznej i głęboko ukrytą gdzieś w kosmosie, nieznaną nikomu planetę z coraz mniejszą szybkością, przy czym zauważyć można było, iż pewnie chce gdzieś usiąść na stałym lądzie. Chociaż z tym był pewien i to niebagatelny problem, bowiem nad całą planetą unosiły się wręcz niezliczone pióropusze, czarnego bardzo gęstego dymu sięgającego wysoko aż do samej stratosfery. Przybysz jednak nie lądował a bezpiecznie się oddalił nieco jak by przewidział co za chwilę się tu wydarzy. Z wszędzie wybuchających tu wulkanów buchały co chwila kłęby ognia i dymu.

Z nieba lecą asteroidy

Era Hadeik, archaik, PROTEROZOIK

Erupcje wulkanów były częstym zjawiskiem w pierwszej fazie istnienia Ziemi zwanej Hadeikiem

Na całej powierzchni ziemi, a nawet widocznych wybuchach gorącej płynnej magmy, z głębi wód oceanów koloru zielono burego, bulgotało coś, jak by pracowała tam jakaś potężna maszyna nadmuchowa. Mało tego w kierunku ziemi także pędziła z olbrzymią prędkością wiele od ziemi mniejsza młodziutka planeta Tea. I o tym wiedział zapewne kosmiczny przybysz. W pewnym momencie mała planetka trzasnęła z całym kosmicznym impetem w płonącą powierzchnię ziemi, i to tak jakoś bardzo z ukosa co zakończyło się nieomal unicestwieniem dopiero co powstającej z gwiezdnego pyłu naszej młodziutkiej jeszcze planety. Wybuch jaki nastąpił omal nie rozerwał młodej i delikatnej pokrywy ziemskiej na przysłowiowe strzępy. Pewnie lepiej nie było znajdować się w okolicach tego tragicznego z pozoru jak się dla nas ziemian okaże w przyszłości upadku. Co chwila coraz to nowe wybuchy wstrząsały rozgrzaną do czerwoności atmosferę. Odłamy skalne poleciały nagle w przestrzeń kosmiczną jak by wyrzucone potężną siłą katapulty.

Ziemia i Tea w chwili zderzenia
Planetarne zderzenie ziemi z mniejszą planetką o imieniu Tea było niemal unicestwieniem obu planet

Przybysz z kosmosu jednak był jednak na swoje szczęście, dość daleko i poza zasięgiem tej kosmicznej apokalipsy. Wyglądało to niemal tak samo jak w oczekiwaniu na swoją kolej przy zmianie świateł na ruchliwym skrzyżowaniu w dużym mieście. Statek kosmiczny musiał schować się nawet za swoim płaszczem anty uderzeniowym i posiadającym pewnie płaszcz anty grawitacyjny. Gdyż nie patrząc na kolejność przy lądowaniu w tej piekielnej i gorącej jak lawa zupie. Ten dziwaczny kosmiczny pojazd zbliżał się jednak teraz bardzo odważnie i dość szybko, ku tej kipiącej jak garnek zupy powierzchni ziemi. Waliły w nią właśnie jeden za drugim rozgrzane do białości meteoryty i spadające z rozbitych obu planet głazy i przetaczały się ogniste jęzory lawy. Ziemia sprawiała wrażenie gorącego do granic możliwości wielkiego wulkanicznego piekielnego tygla, w którym kotłowała się jak w ogromnym kuchennym garze, ta wulkaniczna jeszcze bardziej piekielnie gorąca magmowa powierzchnia, była tak czerwona jak dobra pomidorowa zupa. Widać jednak że ci kosmiczni przybysze byli na tyle mocno, zdeterminowani i nawet chyba zdesperowani, w swoim postanowieniu zbadania, tego dziwacznego miejsca, gdyż statek kosmiczny nie odchodził z orbity, ale krążył wytrwale raz za razem i dość wysoko w bezpiecznym oddaleniu od powierzchni, cały czas bluzgającej żywym ogniem. Niemal jak jakiś przysłowiowy natrętny kawaler pragnący poznać wdzięki swojej kipiącej ogniem piekielnym pięknej wybranki. Kosmiczni zdobywcy pomni jednak widocznie na niebezpieczeństwa jakie załoga mogła natrafić na tej młodziutkiej planecie To też załoga nieznanego na razie nam statku, była widać bardzo odważna jak i zarazem rozważna a wielka kosmiczna maszyna wytrwale zataczała jeden wysoki krąg orbitalny, za drugim i nie wchodziła zbyt pochopnie w tą gorącą i palącą jak w diabelskim tyglu atmosferę. Natomiast można było zaobserwować iż ten kosmiczny obiekt zbudowany jest z jakiejś dziwnie błyszczącej metalicznie materii, i jest nie tylko olbrzymim pojazdem kosmicznym, ale również ponad wszystko co znamy dziś, doskonałym cudem technicznym, gdyż był on nie tylko statkiem kosmicznym przeznaczonym do poruszania się w jednej ze znanych nam form przestrzeni. Przybyły z kosmicznej głębi latający olbrzym był przystosowany najwidoczniej również do podróży w czasie. Bowiem w pewnej chwili, jak by był zupełnie znudzony straszliwym nieustającym kataklizmem, po prostu najzwyczajniej w świecie zniknął sobie z pola widzenia, jak gasnący w tle nieba hologram i po chwili nie było widać już nic, prócz szalejących bez końca, żywiołów na powierzchni naszej młodziutkiej planety i w jej najbliższym otoczeniu. Jeśli można było by tak właśnie opisać, ziemskie piekło to tak pewnie ono wygląda od zawsze.

Ocean na początku trwania


Ocean pierwotny jest już w nim zupa życia

Po jakimś dość długim czasie z naszej perspektywy, szalejące wszędzie żywioły, zaczęły się nieco jak by z wolna uspokajać. Widok planety ziemi był jednocześnie przepiękny jak i tak mocno niepokojący, jakby wprost lecąc dalej w jej kierunku zanurzyć się w otchłani piekieł. To wobec tego lądowanie bezpośrednie na jej powierzchni, było by wprost czystym samobójstwem pomimo posiadania jakieś, nawet wysoko zaawansowanej technicznie tarczy termicznej i ochronnej nad całym tym dziwnym statkiem. Widocznie jednak technologia tych chyba naszych? Ziemskich przybyszy z kosmosu, bo przecież nie mogliśmy tego dokładnie na pierwszy rzut okiem stwierdzić. Czy dajmy na to są to przedstawiciele homo sapiens czy też jacyś zupełnie obcy przybysze? Po za tym nie wiadomo skąd przybyli tak nagle. Jednak logicznie rozumując pewnie, zwykła logika nie pozwalała na wyjście załogi na zewnątrz statku, najbezpieczniej i w miarę rozsądnie prowadzących z dala swoje obserwacje tego co się działo na ziemi. Jednak po przyjrzeniu się statkowi gdy wcześniej był jeszcze widoczny na orbicie, można było by dostrzec w licznych świecących z wewnątrz obiektu iluminatorach, jakieś dziwne twarze o zupełnie przypominającym nas ludzi wyglądzie, jednak ubranych zupełnie inaczej niż nasi współcześni astronauci w XXI wieku.

Erupcje wulkanów i meteoryty były częstym zjawiskiem w pierwszej fazie istnienia Ziemi


Wybuch pierwotnego wulkanu Toba

Ale wyglądali ci ludzie na ludzi i to przedstawicieli dziedziców tej planety kipiącej ogniem ziemi, przecież jeszcze długo nie mogło ani nie miało tu na ziemi być nic, prócz morza kipiącego ognia. Skąd zatem taki dziwny obiekt w tym tak bardzo, niemal nierealnym pradawnym świecie? Toteż taki widok mógłby zaskoczyć postronnego obserwatora i ile by się taki mógł znaleźć w pobliżu, zaistniałych wypadków. Widoki jakie roztaczały się przed tymi obserwatorami uwięzionymi w nieznanym obiekcie kosmicznym, a ponadto nie wiadomo skąd przybyłymi, były scenami zaprawdę, jak z jakiegoś dobrego filmu katastroficznego, gdyż sceny jakie co chwila się pojawiły i znikały w panoramie tych nowo powstających proto planetarnych zdarzeń były iście zdumiewające. Jednak tak straszne że niejednemu śmiałkowi warto było by przysłonić oczy, gdyż widoki były naprawdę porażające, chociaż tak bardzo pełne dramatyzmu i kosmicznej ekspansji i dzikiej niemal ekspresji. W czerwoną od szalejących wszędzie jęzorów ognia planetę, na nowo waliły na przemian, a to jakieś głazy wielkości wieżowców, albo potężnych autobusów jak by patrzeć zupełnie z boku, w ziemię jak by waliło nagle wszystko, co się tylko znajdowało w kosmosie. Należało by postawić sobie pytanie. Czy ta nasza młoda ziemia to wszystko wytrzyma? Wydawało się że nie, nie da rady i za chwilę się rozpadnie na strzępy, ale jakoś wytrzymała te bokserskie uderzenia pomimo wszystko. Zadawać sobie pewnie takie pytanie musiał by każdy, naoczny obserwator tego kosmicznego dramatu. Gdyby tylko miał odwagę i możliwość zobaczyć to wszystko na własne oczy.

Pierwotne skupisko materii


Lecąca materia kosmiczna

Tymczasem jednak nie zważając na grożące im niebezpieczeństwa ci odważni ponad wszelką wątpliwość, nieznani nam jeszcze kosmiczni zdobywcy jakby z wielką rozwagą, ale i dużą dozą ogromnej pewnie wiedzy, zabierali się do eksploracji i badań pewnikiem naukowych, tego nowego w ich percepcji powstającego dla nas miejsca, na naszej własnej ziemi. Bo przecież najpierw przewidująco ukryli się za antymagnetycznym niewidzialnym swoim własnym płaszczem ochronnym, a później jak zauważyliśmy najzwyczajniej w świecie, sobie po prostu na jakiś czas zniknęli jak by ich tu nigdy nie było. Zadał bym sobie samemu pytanie. Gdzie też się oni ukryli? To przecież, nie było wiadome bo nie było z tym dziwnym statkiem, przez dość dłuższy okres żadnego kontaktu, bo i też nikt nie mógł go jak na przykład dzisiaj my, obserwować. Ziemia w tym czasie była, jak ją teraz widzimy, jedną wielką ognistą kulą płomieni, i bulgocącej wszędzie magmy. Była pełna wszechobecnych gromów i błyskawic, pobrzmiewających głuchym hukiem wszędzie, jak okiem sięgnąć, dookoła gdzie tylko by nie skierować naszego wzroku.

Deszcz meteorytów na pierwotnym niebie

Przybysze z kosmosu zniknęli tymczasem z orbity ziemi, po prostu jak przysłowiowe duchy. Tak jak by ich tu nigdy nie było. Statek przecież jednak nie zniknął by tak sobie w tym czarnym bezkresnym kosmosie, ale niewidoczny dla nikogo przenosił się cyklicznie w czasie, aż do spokojniejszego okresu dziejów naszej planety, jakie miały nadejść po kilkuset milionach lat. Tymczasem jak by po staremu nad ziemię nadlatywały niezliczone wprost olbrzymie kosmiczne bryły skalne i waliły z całą mocą w młodą rozżarzoną do czerwoności i dalej kipiącą rozpaloną magmą powierzchnię ziemi. Nie skrępowane żadnymi barierami ani hamulcami kosmiczne głazy, waliły w nią jak w odsłoniętą nierozważnie pierś, jakiegoś atlety albo uzbrojonego w zbroję średniowiecznego rycerza. Widok był przepiękny jak też i straszliwie przygnębiający, ale nie widział tego chyba nikt, poza krążącym po orbicie statku i jego tajemniczą jeszcze dla nas załogą. Tego też nie można było z całym przekonaniem stwierdzić, gdyż problem pokonania czasoprzestrzeni jest na tyle skomplikowany, iż jedno pokolenie nie było by w stanie pokonać czasu, o ile nie dysponowało by jak w tym przypadku możliwością poruszania się w takiej przestrzeni.

Dwie siostrzane planety

Kosmiczni podróżnicy jednak na pewno przybyli widocznie z bardzo daleka, nie wiadomo nawet z której strony nieskończonej pustki ale za to, wprost z za olbrzymiego Saturna skąd chyba przylecieli. Wiadomo nam jest jednak że nad ich światem, świeciły nie tak jak u nas na ziemi świeci ta jedna znana nam gwiazda zwana słońcem, ale dwie nieco mniejsze gwiazdki niepodobne do naszej rodzimej gwiazdy. Nie znamy wprawdzie ich nazw, ani gwiazdozbioru z którego przylecieli. Jednak nie to było przecież istotne, skąd są ci przybysze, tylko z czym, i w jakim też celu tu przybyli i to na ziemię akurat w chwili jej młodocianego okresu, i co mają zamiar tu zrobić. Czego chcą dokonać? Co też potrzebują badać? Były to pytania na które nikt, nie mógł dać z oczywistych powodów żadnej odpowiedzi. Bo też i nie było nikogo z ziemian, kto mógłby zadać takie cisnące się zaraz na usta pytania. Tymczasem po staremu olbrzymie płonące zaraz po wejściu w atmosferę głazy zwalały się na ziemię jak było widać w kosmosie jeden za drugim, bez żadnej sensownej przerwy.

Kosmiczny gruz pędzi do ziemi
Kosmiczny gruz pędzi do ziemi

Jednak w końcu starzejący się już wszechświat, jakby nagle znudził się nieustannymi manewrami wojennymi i prawie wystrzelał się do cna z grubszej amunicji, w jaką od samego początku swego powstania, czyli trzynaście miliardów, pięćset milionów lat temu, uzbroił go wielki wybuch i nastała na naszej ziemi, jakaś bardzo, dziwna cisza i w końcu pokazały się na jej powierzchni spokojniejsze już jakieś morza i oceany. Wielkie i mniejsze wulkany na naszej planecie przestały w większości dymić i bluzgać jak wściekłe ogniem i lawą, a powietrze na planecie stawało się z wolna z dnia na dzień niemal, coraz bardziej podobne do tego jakim oddychamy my dziś, na tym cudownym zakątku w czarnym wiecznie kosmosie. Dziwny i chwilowy spokój, jaki się wokół roztaczał nastrajał bardziej optymistycznie, co do bardziej świetlanej przyszłości tej małej zagubionej na krańcach drogi mlecznej planety. Noce na razie następowały po sobie po bardzo krótkim dniu tak szybko, że nie byłoby czasu na porządny sen, doba była tak króciutka, jak szybko migający kadr w jakimś dobrym, lub mniej ciekawym filmie o kosmicznej przestrzeni.

Ziemia widoczna z powstałego dopiero co księżyca


Księżyc widoczny z Ziemi

Świat właśnie zaczynał powstawać wokoło taki, jakim go znamy niemal dziś i co też nie było wcale dziwne. W tej dziwaczej otchłani czasu i jak by wizualnego niebytu, wyłonił się na orbicie okołoziemskiej znany nam, ten sam co wcześniej przez nas zauważony, dziwny statek kosmiczny będący też, widocznie swego rodzaju potężnym wehikułem czasu. Właśnie zaświecił olbrzymi jak tarcza strzelnicza niedawno powstały z rozerwania płaszcza ziemi, pojawił się nagle jak lśniący wielki srebrny denar, nasz niedawno powstały księżyc. Kosmiczny zwiadowca powoli zszedł z orbity ziemskiej, dość nisko nad jej powierzchnię, po czym. Coś chyba z lądowaniem poszło nie po myśli pilota dowodzącego i prowadzącego olbrzymi statek badawczy. Bo ten wielki statek kosmiczny jak by zatoczył się w podejściu do gruntu, jak jakiś pijany przechodzień na śliskim bruku, po czym wprawdzie płasko i leciutko zarył nieco swoim stalowym nosem w już piaszczysty grunt, wzbijając przy tym lekko niefortunnym lądowaniu, wielkie tumany kurzu i skalnych odłamów. Zakrywających nagle jak kurtyną w teatrze, to chyba niezbyt eleganckie spotkanie z gruntem ziemskim. Po czym jakby nagle zagniewany tym faktem huknął i zaryczał z całą mocą jakimiś potężnymi silnikami, błysnął płomieniami jak wawelski smok, po czym zupełnie zamarł w ciszy i bezruchu, na powierzchni młodej dziewiczej dziś planety. Widać było jednak że jest bardzo solidnie i mocno skonstruowany, iż nie jest groźny mu żaden upadek czy jakaś przypadkowa nawet kolizja z czymkolwiek, w tym nawet jak jakimś owczym pędzie na samą ziemię.

Pierwotne oceany i zaczątki lądów

Widocznie nie groził temu statkowi bezpośrednio, nawet jakiś w miarę drobny lub, nawet poważniejszy błąd prowadzącego pojazd pilota. Dziwne jednak że lądowanie odbyło się bez automatycznego naprowadzenia na cel do lądowania. Byłby to dla nas, raczej troszkę dziwny obraz gdybyśmy zobaczyć mogli na własne oczy to niezdarne nieco z pozoru lądowanie. Zważywszy na niespotykaną technikę, którą zaprezentował uprzednio ten gwiezdny przybysz. Na całe szczęście nic złego się przecież nie stało, ani nikt nie mógł widzieć tego dość niezwykłego lądowania bo przecież w tym czasie na naszej ziemi tak licznie dziś zamieszkałej nie było przecież nikogo, i żadnej absolutnie żywej duszy. Po za tym miało tak być przez wiele miliardów lat, może właściwie w dziejach kosmosu nie, aż tak wiele? Gdyż ziemia liczy sobie ledwo cztery i pół miliarda lat, a patrząc na wiek całego naszego widzialnego i niewidzialnego wszechświata. Który liczony od wielkiego wybuchu, ma niemal równo czternaście miliardów lat. Jednak nie ma to, przecież jak na tej starej a tak przecież przepięknej dziś planecie ziemia, żadnego znaczenia. Przez dobrych kilkanaście godzin nie działo się w okolicach dziwacznego obiektu kosmicznego zarytego nieco długim nosem w gorący jeszcze piach, nic absolutnie niezwykłego, tylko światła we wnętrzu i na zewnątrz kosmicznego pojazdu, zapalały się i gasły niezgodnie z króciutkim dniem i krótszą jeszcze nocą. Gdyż wewnątrz statku najpewniej obowiązywał dzisiejszy dwudziestoczterogodzinny tryb czasu, tak samo jak mamy to i dziś na ziemi. Widocznie załoga jeszcze wypoczywała po wielkich zapewne trudach swojego lotu nie wiadomo skąd, ale tego się nie dowiemy dopóki nie zajrzymy do środka owego dziwacznego kolosa kosmicznego i poruszającego się w dodatku, pewnie i w czasoprzestrzeni. Na pierwszy rzut oka była to pewnie obawa uzasadniona w pełni, bo samo skojarzenie latającego kolosa z tym kipiącym niedawno kotłem ognia, było jak by nie patrzeć prawie widokiem zupełnie niedorzecznym. A przede wszystkim tak dziwnym, jak niemal spotkanie samotnie jakiegoś dziwacznego ufo w pustym polu, i to w dodatku jeszcze w samym środku ciemnej nocy. Tymczasem właśnie powoli wstawał nowy słoneczny tym razem dzień i statek nagle jak by ożył z sennego letargu.

Księżyc blisko planety Ziemia

Najpierw otworzyły się bezszelestnie zakrywające iluminatory, szczelne osłony termiczne z jakiegoś twardego i metalicznie świecącego tworzywa lub innego dziwnego nie znanego nam metalu. Załoga po przyjrzeniu się jej z bliska jak się teraz okazało, była złożona z kilku zupełnie normalnie wyglądających na ziemian, mężczyzn w średnim wieku, i kilku kobiet o miłych a nawet bardzo ładnych ujmujących twarzach, nie przekraczających na pierwszy rzut oka trzydziestu kilku lat. Właśnie można było usłyszeć tam, wewnątrz taką oto rozmowę. Panie kolego inżynierze, niech pan zwróci uwagę z łaski swojej, jak bardzo blisko drogi mlecznej znajduje się sąsiadująca z naszą galaktyką. Sąsiadka naszej galaktyka Andromedy, widać jest ona położona tak blisko że wydaje się iż można ją dotknąć niemal ręką. Leży tak niedaleko jak w naszych czasach Jowisz czy Saturn. Prawdę mówiąc to naprawdę jest, dziwny i fascynujący widok. A przecież według naszej wiedzy Andromeda powinna znajdować się w tym czasie, chyba już o wiele dalej? Widocznie jednak jeszcze ten okres nie nadszedł? Te nasze obie galaktyki przecież pędzą, w naszych czasach ku sobie jak rącze konie wyścigowe. Albo tylko pan panie kolego ulega, jakiemuś złudzeniu optycznemu. Co różnym docentom przed osiągnięciem tytułu profesora, nad wyraz często się zdarza.

Widoczna z orbiity ziemi galaktyka Andromedy

Powiedział tą profesorską przypowieść o docentach sam profesor Krasiczyński, odrywając jednak z wolna i jak by od niechcenia wzrok od świecącego już światłem dnia iluminatora, a po chwili milczenia dodał. To zwykła rzecz w tym tak oddalonym czasie od naszej rzeczywistości. Zobaczymy też jakie zmiany następują na samej ziemi, i to jest dopiero fascynujące zadanie. Także jak pańska złośliwość, jest rzeczą zwykłą i nie zbyt mnie fascynującą, pomyślał sobie adresat tej uwagi. Czyli wspomniany przed chwilą pan docent. No, zresztą po to nas instytut geoarcheologii, wysłał w tą niesamowitą podróż w czasie. Widać w tej chwili z ziemi, nie tylko samą galaktykę Andromedy ale i zobaczcie moi państwo, jak blisko ziemi leżą księżyc, i wszystkie inne nasze planety, a jaka ziemia z kosmosu była, zawsze i jest teraz fascynująca, panie profesorze, powiedziała asystentka profesora doktor Nina, jak by do profesora a właściwie sama do siebie. Siedziała także przy swoim iluminatorze i nie odrywała niebieskich oczu od tego niezwykłego i wspaniałego widoku. Pani doktor Nina wyglądała tak jak by była zupełnie zahipnotyzowana tym niesamowitym pięknym widokiem, i dalej uparcie wpatrywała się z uwagą w czarną niemal kosmiczną przestrzeń.

Ziemia ukształtowała się zupełnie

Chyba nawet nie patrząc na wszystkich zebranych członków załogi podczas porannej odprawy, po nieco fatalnym wylądowaniu na ziemi przez pilota astronautę Piotra Koniecznego. Piloci czy astronauci siedzieli nadal przy swoich pulpitach sterowniczych. Pułkownik Konieczny wyglądał jednak na bardzo doświadczonego pilota, toteż sprawiał wrażenie iż to nieco słabe w jego wykonaniu lądowanie, było raczej tylko drobną wpadką w jego długiej karierze lotniczej i jako doświadczonego astronauty. Wobec tego jak by nigdy nic, siedział za sterami wehikułu czasu, jak i statku kosmicznego. Zależnie czym miała być ta dziwaczna konstrukcja i maszyna w danym momencie, zawsze była do dyspozycji tak w czasie i przestrzeni jak i w dalekich podróżach kosmicznych. Najważniejsza zaś była jej chyba jedna z cech, iż była ponad wszelką wątpliwość ta maszyna, niemal niezniszczalna nawet, podczas takiego na pozór nieco fatalnego lądowania na jakiejś planecie. W tym wypadku na wczesnej niedawno przed kilkoma milionami lat powstałej z dymu i ognia kosmosu, naszej własnej ziemi.

Wiry wczesnego kosmosu

Widoki na niej, mam na myśli ziemię i w otaczającej bliższej i dalszej przestrzeni kosmicznej, były i są raczej nieziemskie i przyprawiają mnie niemal o zawrót głowy. Powiedział ponownie łysiejący przedwcześnie docent Pawlaczyk. Podejrzewany przez profesora o wszelkie złudzenia, w tym głównie optyczne i nie tylko. Patrząc tym razem do wewnątrz obszernej kabiny, gdzie przebywała większość załogi badawczej powiedział. A koleżanki i koledzy jak widzą ten dziwny świat? Panie kolego, jest to dopiero sam początek naszej przygody, dodał na to profesor Krasiczyński. Panie Piotrze. Profesor zwrócił się nagle do głównego pilota pojazdu. Niech pan będzie uprzejmy zabierać nas z tego miejsca, gdyż ten czas jest dla nas jeszcze nie za bardzo bezpieczny, a ziemia na razie zbyt młoda aby badać jakiekolwiek życie, w tej zupełnie początkowej epoce. Niech pan uruchomi napęd czasoprzestrzenny i przeniesie nas w pierwotne stadium do początku epoki archaiku, bo tam przecież zatrzymamy się na dłużej i będziemy cofać się wolno z powrotem, aż do naszego roku 2099.

Gotująca się ziemska pokrywa

Skąd wystartowaliśmy w tą karkołomną podróż. Tylko niech pan znowu nie walnie z grubej rury w jakiś twardy tym razem grunt, bo nas pan w końcu pozabija prędzej niż się zabierzemy do jakiejś prawdziwej roboty. Tak jest, panie profesorze odparł, nie obrażony widocznie uwagą swojego szefa pułkownik Konieczny. I zaraz dodał, to nie jest moja wina, tylko żyrokompas zwariował od tej nagłej zmiany pola magnetycznego i Polonia wyrżnęła niechcący łbem prosto w ziemię. Z resztą ani statkowi ani wam nic się nie mogło stać złego, z powodu zastosowania powłoki bezwładnościowej otaczającej nasz cały pancerz zewnętrzny. Dobrze, dobrze, ja nie będę roztrząsał co było tego przyczyną, tylko niech się pan lepiej postara na przyszłość, a zresztą czy główny komputer nie przewidział takich dziwnych przypadków i im nie zapobiegł? Bo mam obawy co do dalszej podróży w takim dyskomforcie, jakim było to nieco niefortunne lądowanie. Na co komputer główny również stanął we własnej obronie mówiąc, głośno. Panie profesorze nikt nie jest winny temu lądowaniu i osobiście daję słowo że zapobiegnę na przyszłość takim dziwnym i straszącym załogę przypadkom. Osobiście? Zapytał nagle rozbawiony profesor, a po chwili widocznie zrezygnował z dalszego wykładu co do osobowości komputera centralnego.To bardzo dobrze, niezmiernie się z tego cieszę. Powiedział profesor Krasiczyński. No to zatem lećmy już do nieco późniejszych i względnie bezpieczniejszych i zimniejszych nieco okresów. Na co Matka, jak nazywał się komputer główny, zrelacjonował miłym kobiecym głosem przytomnym ludziom, obecnym przy obserwacjach powstającej z ognia i lawy planety. Jesteśmy już w erze.

Słońce w zbliżeniu

Eon Faneorozoiku, Eoarchaik, Paleoarchaik

Ziemia w okresie Fanerozoiku

Znajdujemy się obecnie w zupełnej końcówce najstarszej epoki, panie profesorze. Jest to najstarsza era w dziejach naszej planety zwana Hadeikiem, zwana także Eonem hadeicznym trwa minus od naszych czasów 4 i 6 dziesiątych miliarda lat. Deklamowała jak z encyklopedii matka. Okres ten obejmuje czas od powstania ziemi, do wytworzenia się najstarszych skał, jakie zachowały się aż do naszych czasów. Jesteśmy świadkami geo formowania się ziemi nieco wcześniej. Dobrze też, dodała matka od siebie, że pan pułkownik Konieczny wyrżnął statkiem teraz, a nie zaraz na samym początku powstawania ziemi bo byłoby więcej niż pewne po nas. Niech matka może nie opowiada całej załodze wierutnych bzdur, stanął w swojej i konstruktorów statku obronie astronauta. Przecież i teraz nie jest tu jeszcze zbytnio bezpiecznie. Dziwne że nasze komputery pokładowe mają jakikolwiek instynkt samozachowawczy. Trzeba było przewidzieć, zmiany w polu siłowym ziemi, a nie zwalać winę na mnie. Powiedział do tak zwanej matki profesor. Na co, nie usłyszał żadnej odpowiedzi, a w zamian jakby nigdy nic, dość gadatliwa matka relacjonowała dalej. Jak wiemy w okresie nieco tylko wcześniejszym uformował się nasz księżyc, na skutek kolizji planetarnej. Dobrze też że powłoka planety na tyle jest stabilna.

Powstawanie ziemi na wykresie spirali czasu

Przy czym już nieco mocniej zastygła, iż można już niemal bezpiecznie się po niej jako tako poruszać, dodała znowu matka. A co wybiera się matka w jakąś podróż? Zapytał rewanżując się Konieczny. A co nie wolno? Odparł komputer centralny. Ten z kolei na taką odpowiedź machnął ręką i popukał się we własną głowę, dając tym gestem znak matce, co myśli o jej wiedzy i chęciach eksploracji planety. Nie zważając już na gadki matki. Począł uważnie przyglądać się migającymi na pulpitach sterowniczych sygnalizatorom. Po czym na monitorach pokazała się tak zwana spirala powstawania. Jakby dla zobrazowania kolei, wszystkich dziejów ziemi. Właśnie niedługo powstaną przecież wszystkie oceany i zespolony wielki pierwotny ląd Pangea. Jako tako, to mawiają w Japonii, a u nas w Polsce, mówi się jak się da, to się da, zakończył jak zwykle nieco złośliwie, wykłady komputera matki profesor. Właściwie matka, niech się bierze do przeniesienia nas do następnej bezpieczniejszej epoki czyli Proterozoiku, a pan panie komandorze, czy jak pan woli pułkowniku? Bo ja na stopniach wojskowych nie znam się za bardzo. Niech idzie się przespać bo pewnie jeszcze się pan trzęsie, z powodu tego nieszczęsnego zarycia nosem Polonii w piach? Panie profesorze wcale nie trzęsę się, tak jak pan. Po za tym ja nie będę stawał w obronie swojego własnego dobrego imienia, bo nic się nie stało złego i nie mogło przecież stać.To po pierwsze. A po drugie kurz powstał przy bezposrednim podejściu do lądowania i stąd takie wrażenie uderzenia w grunt. A po trzecie panie profesorze. Nasze stabilizatory i wszystkie zabezpieczające lądowania urządzenia, zawsze zapobiegną każdemu rozbiciu statku. A to ciekawe? Powiedział profesor Krasiczyński. Nic tu ciekawego nie ma. Bo tak, zbudowano nasz statek aby zawsze wrócił bezpiecznie tam skąd wyleciał na każdą swoją misję. Powiedział na te wątpliwości profesora bardzo pewnie pilot astronauta Piotr Konieczny. Nieco tylko, albo i tak dla draki na niby, obrażony wyszedł ze sterowni i poszedł do swojej kabiny, pewnie kląć w żywy kamień na ten głupi przypadek, swojego niezbyt pięknego lądowania. Tymczasem maszyna kosmiczna nie musiała ruszać się wcale z miejsca, tylko z zewnątrz zaczęła nagle zanikać i ginąć w bezmiarze czasu. Matka zaraz poczęła się mądrować w swoim stylu, jak by miała dostać za wierną służbę premię, albo dużą porcję lodów, od szefa wyprawy.Panie profesorze oto mamy.

Ziemia w epoce Mezoprotezoiku

Eon Mezoarchaik, Neoarchaik, PALEOPROTEROZOIC

Lasy w erze Mezoarchaiku
Rośliny Mezoarchaiku
Dno oceanu w okresie Mezoarchaiku

No to bardzo ładnie, odpowiedział profesor, dzięki matce jesteśmy tam gdzie chcemy. Na co matka, nie odparła nic, bo tak właściwie nie wiedziała co mogła by odpowiedzieć, na takie oświadczenie profesora. Po kilkunastu długich, jak cała wieczność minutach. Nasza potężna maszyna czasu w tym właśnie czasie, przeniosła się o dokładnie sześć milionów lat w przyszłość, przy czym na wielu ekranach wielkich monitorów. Nagle pokazała się bardzo rozległa panorama pierwotnej jeszcze ziemi, w jej pierwszej właściwie epoce, liczonej już jako ustalenie się lądów w Eo archaiku czyli dokładnie niemal 4 miliardy i pięćset milionów lat, od naszych współczesnych nam obecnie w dwudziestym pierwszym wieku czasów.

Pierwotnie ukształtowane formy geologiczne

Eon mezoproteozoik, neoproteozoik

Po obfitym i smacznym jak na zapasy kuchni podczas podróży w czasie, śniadaniu cała załoga zebrała się ponownie w sterowni statku, w sumie było w tej wyprawie dziesięciu naukowców, trzech geoarcheologów, dwoje archeo-zoologów, dwóch astronautów i sam kierownik wyprawy profesor Krasiczyński ze wszystkimi możliwymi koniecznymi i nie koniecznymi w tej szalonej wyprawie specjalizacjami. Natomiast resztę załogi poznamy za chwilę, podczas swoich wystąpień dotyczących ekspedycji. Najwcześniejszy okres Hadeiku wyglądał kiedyś tak, powiedziała matka i zaraz wyświetliła najbardziej ponury obraz z prapoczątków powstania ziemi. Jaki się ukazał na zewnątrz i który też niejako wyprawa w czasie i przestrzeni celowo ominęła i znalazła się w samym końcowym jej okresie będącym już w miarę stabilną skalną i w miarę z twardą epoką.

Gwałtowne czasy w erze ziemi

Przy czym matka po swojemu próbowała dalej z zacięciem naukowym, ględzić o powstawaniu różnych i najwcześniejszych okresów w dziejach ziemi. Kiedy profesor, nakazał się jej zamknąć, a ta obrażona mocno, próbowała coś odpyskować ale zamigała tylko licznymi lampkami i zamilkła, na kilka chwil. Profesor Krasiczyński tymczasem zwołał na naradę po śniadaniu, całą resztę swojej załogi. A ta zaczęła powoli wychodzić ze swoich kabin, całkiem zwyczajnie sobie ziewając, albo też w jakiś cywilnych i czasami niezbyt kompletnych strojach służbowych. Jako że dyscyplina na tym statku podróżującym w czasie, nie była zbytnio wyważona na szali obyczajowo służbowej. Chociaż nie brakło tu małych romansów, wynikających z przecież normalnych damskich i męskich układów, jak bywało wszędzie. Tymczasem każdy z naszych naukowców dobrowolnie wziął udział w naradzie i nie zwracano zbytniej uwagi na jakiś zbytnio ostry czy wręcz wojskowy tak zwany porządek służby. Podróż w czasie była i tak dość mocno niebezpieczna, tak że profesor nie przywiązywał zbytniej i przesadnej uwagi, co do ubioru swoich podwładnych na pokładzie, zresztą nic w tym nie było dziwnego, gdyż sam był dość często roztargnionym, i raczej dobrodusznym starszym panem. Jednak sprawy poznania naocznie najstarszych dziejów ziemi stanowiła dla całej załogi jak i dla profesora Krasiczyńskiego i całej nauki chęć poznania dziejów ziemi najwyższym i niejako naczelnym priorytetem.

Gwałtowne czasy w erze ziemi

Tak zwana Matka po porannej naradzie, nie zwracając na nic uwagi dalej zreferowała karnie, jak jakiś wytrawny dyplomata albo raczej zaciekły w odkrywaniu prawdy naukowiec, kolejne fazy powstawania ziemi, ukazujące dokładnie wszystkie okresy geologiczne naszej planety. Chociaż tu na tym pokładzie każdy je bardzo dobrze znał. Nie wiadomo czego właściwie chciał profesor od swoich załogantów, gdyż wszyscy rozeszli się niemal jak na komendę do stołówki, skąd nader smakowicie zalatywał zapach świeżo zaparzonej gorącej kawy. Niemal natychmiast po skończonym porannym posiłku jak wcześniej mówiliśmy, niemal cała załoga stawiła się już w komplecie, ubrana w przepisowe służbowe stroje podróżne, a czymś w rodzaju kombinezonów podobnych do kosmicznych, siedziała karnie w obszernej sterowni każdy przy swoim stanowisku badawczym i komputerze osobistym. Naradę wcześniej jak mówiliśmy rozpoczęto od tego, iż sprawa podejścia do ustalonej wcześniej epoki była niemal na końcu przemieszczania się w czasie, i zegar aero chromatyczny pokazywał wchodzenie w okres Archaiku następującym niemal zaraz po Hadeiku. Wskazywał on właśnie erę 4 miliardów lat od dwudziestego pierwszego wieku w roku 2099, skąd jak wiemy Polonia wystartowała w tą niesamowitą podróż. Rozważania teoretyczne podjął kierownik naukowy wyprawy docent Wojciech Pawlaczyk, takimi oto słowami. Koledzy i koleżanki wchodzimy właśnie w drugi najważniejszy okres naszej ziemi zwany Archaikiem, który jak wiecie zbadamy również, bardzo dokładnie, poprzez wszystkie cztery jego części, począwszy od zbliżającego się właśnie archaiku, poprzez kolejny paleoarchaik i neoarchaik. Gwoli przybliżenia nam tego okresu, powiem kilka słów o geologicznych aspektach tej ery. I tak archaik stanowi najstarszy niemal okres dziejów naszej ziemskiej litosfery. Łączony jest on z protozoikiem i określa się ten okres wspólną nazwą Prekambru. Jeśli chodzi o temperaturę ta we wczesnym okresie archaiku, wynosi już o wiele mniej niż 100 stopni Celsjusza. Tu też stygnąca magma utworzyła cienką warstwę choć jeszcze popękaną skorupę planety, powstały w tym okresie pierwsze skały magmowe i co ważne dla nas metamorficzne, a następnie skały osadowe i ziemię już otoczyła atmosfera, a jej skład to głównie wodór, niestety dla nas trujący metan, i amoniak. A są to jak wiemy niezbyt przyjazne gazy, sprzyjające wychodzeniu na zewnątrz naszego pojazdu. Jest też tu dużo bardzo dużo pary wodnej. Występują też tutaj nieustanne procesy górotwórcze i dalej następują silne wybuchy wulkaniczne. Co możemy zaobserwować właśnie teraz na naszych monitorach wewnętrznych podczas przemierzania w okres archeum. Skały archaiczne występują i przetrwały przecież aż do naszych czasów, w zwanych kontynentalnymi płytami tektonicznymi. Rozpoznać możemy w nich też najróżniejsze ślady deformacji tak zwanych orogenez, samijskiej, białomorskiej, i kenorańskiej. A na samym styku z pograniczem proto mezoicznym zwanej algomijską. Następują w tym okresie znane państwu jako geologom, tak zwane bardzo silne intruzje skał magmowych.

Ziemia metamorfozy

Natomiast z uwagi na bardzo gęstą jeszcze w tym dość nieprzyjaznym życiu okresie atmosferę własną ziemi, w której skład wchodzą tak nieprzyjazne i niemiłe nam związki jak cyjanowodór, czy dla odmiany siarkowodór i dwutlenek węgla a sama nasza ziemska atmosfera nie przepuszcza za bardzo właściwie promieni słonecznych. Ten okropny okres przejdziemy we wnętrzu naszego statku na swoich stanowiskach badawczych. Panuje tam teraz na zewnątrz pojazdu, bardzo silne ciśnienie atmosferyczne i wynosi 0,10 M paskali. Więc nie mamy czego tam właściwie szukać, chyba prócz guza albo lepiej powiedziawszy możemy być sprasowanym niemal jak bielizna po praniu gorącym żelazkiem. Skały tutaj, moi drodzy, też nie są pokryte jeszcze absolutnie żadną roślinnością, więc biolodzy jak na razie, nic nie znajdą tutaj dla siebie godnego uwagi. Po za tym wszystkie skały i warstwy wierzchnie ziemi, ulegają bardzo szybko postępującej przemianie geologicznej i własnej erozji.

Ziemia śnieżka to początek


Ziemia śnieżka wstęp

Jakby tego było mało jeszcze na dodatek występują obecnie, tak bardzo silne wyładowania atmosferyczne i jak mówiłem wielkie erupcje wulkaniczne że trafienie w tą niezbyt przyjemną atmosferę, jak na te warunki klimatyczne własną osobą nie uważam za zbytnio rozsądne albo wręcz można powiedzieć wyjście i badanie było by to wręcz szalone przedsięwzięcie. Jednak zauważmy gwoli prawdy że już w archaiku, możemy zauważyć powstające na naszej planecie życie, i dlatego okres ten jest bardzo też dla nas ciekawy. Jako pierwsze organizmy żywe. Pojawiają się tu przecież najstarsze formy życia archeany, zwane archeo bakteriami i bakterie sinicowe dające pokłady występującego do naszych czasów, niezbędnego nam do życia tlenu. Reasumując, Proterozoik w jakimś sensie chronologicznym to drugi eon i jeden z najważniejszych okresów w dziejach naszej ziemi, jest on jednak młodszy od swego poprzednika, archaiku a nieco starszy od eonu fanerozoiku. Jak wszyscy wiemy, okres ten trwał w naszych dziejach około dwóch miliardów lat, ale to tak zupełnie w nawiasie mówię, bo przecież wszyscy o tym państwo dobrze wiecie.

Nadchodzi zima niemal wieczna


Ziemia śnieżka faza ostateczna

Przeskoczymy wobec tego ten okres tak licząc w czasie, plus minus w około jakieś pół doby w pełne dwanaście godzin, zbierając oczywiście wszystkie dane jakie się tylko da pozyskać poprzez, nasze czujniki zewnętrzne. Trwał ten okres albo możemy nawet powiedzieć jeszcze trwa, bo jesteśmy tego świadkami akurat w chwili obecnej za pomocą naszego cudu techniki, około dwa i pół miliarda lat nawet do pięciuset czterdziestu dwóch miliardów lat. Ale mniejsza z tym ile trwał, bo otóż w sensie chrono stratygraficznym jest on wyższy w rozwoju od archaiku, niestety niższy od fanerozoiku. Proterozoik dzielimy jak wiemy, na trzy eratemy a mianowicie paleoproterozoik, mesoproterozoic, i oczywiście jego końcowe stadium znanym pod określeniem neoproterozoiku. Wszystkie te sprawy nie są dla nas jako ekspedycji tak ważne, jak sprawa panującego w tym okresie dość ostrego jak i nad wyraz surowego klimatu. Otóż klimat ziemski podlegał tu, albo podlega bardzo silnym zmianom od samego początku, a na jego końcu wystąpiły albo wystąpią w naszej percepcji, dwa niemniej ważne okresy bardzo ekstremalnie silnych, a nawet można powiedzieć globalnych i kompletnych zlodowaceń. Dominuje tu znana wszystkim państwu, tak zwana ziemia śnieżka

Słońce widziane o zmroku

Hipoteza tak zwanej ziemi śnieżki jak wszyscy dziś wiemy, jest na tyle interesująca, iż oto w historii naszej ziemi jest to pewnie jedyny taki przypadek, kiedy to cała dosłownie nasza planeta pokryła się, bardzo grubą warstwą stałego lodu. Co możemy właśnie zobaczyć na naszych ekranach monitorów, jako że przechodzimy akurat przez ten dość ciekawy, ale zupełnie nieprzyjazny życiu okres geologiczny. Nagle przerwał tą tyradę młodszy geolog inżynier Paweł Jonatan. Panie docencie, czy musi pan nam przynudzać o faktach które, my wszyscy dobrze znamy? Muszę panie kolego, muszę i to jest mój obowiązek zapoznać was z kolejnością następujących po sobie eonów. A to z kolei wynika z samego faktu, iż do kiedy warunki klimatyczne nie pozwolą nam na wyjście z wehikułu czasu, i osobiste badania w terenie, wszystkie wczesne okresy musimy opisać, a także zrelacjonować, po czym skatalogować i teraz niech sam pan, mi nie marudzi i słucha dalej co mam wam, moim młodszym kolegom do powiedzenia. Odciął się zgrabnie o wiele młodszemu koledze i inżynierowi, docent Pawlaczyk.

Pierwotnie ukształtowane formy geologiczne


Las w epoce mezoproteozoiku
Rośliny podmorskie w epoce mezoproteozoiku


Fazy Proterozoiku

Na cała reszta załogi uśmiechnęła się jakby pojednawczo. Jedynie profesor Krasiczyński zrobił tak kwaśną minę, jakby nagle zjadł całą dojrzałą cytrynę. Albo miał zostać wystawiony na zewnątrz statku, właśnie na potężny wszechwładny mróz panujący na całej ziemi. Machnął tylko na to wszystko po swojemu ręką i powiedział, niech pan referuje dalej panie kolego. Na co docent, ochoczo jako stary wykładowca, zabierał się do dalszej prelekcji, kiedy do pomieszczenia wpadł starszy pilot Karol Iwanicki, z oczami przerażonymi jak u królika na widok anakondy. Panie profesorze mamy awarię systemu. A co się do pioruna jasnego znowu mam popsuło? Albo raczej czy sami coś popsuliście? Zapytał nieco chyba wytrącony z równowagi i zdenerwowany profesor Krasiczyński. Nic nie popsuliśmy, tylko zawiesił się nam system uzdatniania wody i chyba dziś obiadu, raczej nie będzie. Nic nie szkodzi, odparł profesor jeden dzień na takiej małej diecie, niektórym z nas bardzo dobrze zrobi. To idźcie panie kolego i naprawcie to co się wam zawiesiło, czy popsuło? Myślałem że coś gorszego się nam popsuło. Proszę niech pan panie docencie referuje dalej. Na co docent, widocznie zadowolony bardzo że może opowiadać dalej o tym, co go właśnie jako zaciętego naukowca trapi.

Końcowa faza ery ziemi śnieżki

Oraz o tym co go najbardziej w życiu interesowało, nawet bez chwili zbędnego wahania podjął wykład o ciemnych jak noc, mrokach dziejów ziemskich zaraz po tym zachęceniu natychmiast, nie czekając nawet na wyjście pilota Wańka. No więc proszę państwa, zagaił od nowa docent. Około dwóch miliardów trzystu milionów lat temu, albo mniej więcej w czasie w którym się obecnie znajdujemy, nastąpiło pełne zlodowacenie znane jako zlodowacenie hurońskie. Ma tutaj dla nas miejsce, bardzo szczęśliwa okoliczność, bowiem bardzo znacznie wzrasta zawartość tlenu w atmosferze ziemskiej. W środkowej części Proterozoiku klimat na ziemi jest już bardzo stabilny, w końcu zmienia się na ciepły, nie następują nowe osadzania się wszechobecnych lodowców. Jednak cały ten Eon kończy się, nad wyraz bardzo szczęśliwie dla życia na ziemi. Gdyż zlodowacenia ustępują w mniej więcej okresie siedemset pięćdziesiąt miliardów lat temu, aż do samego okresu Kriogenu przez środkowy Edikar w latach, jest to pięćset osiemdziesięciu milionów lat temu. Po których to wielkich zlodowaceniach dochodzi, już do znacznej ekspansji zwierząt wielokomórkowych, a dalej już do następnych szybkich kroków w ewolucji życia na ziemi.

Wypiętrzanie gór

W sprawie samej geologii muszę dodać, co zainteresuje wszystkich geologów i nie tylko, a najwięcej myślę szefa naszej ekspedycji, bowiem powoli będziemy mogli, zaplanować wyjście na zewnątrz statku i badać naocznie wszystkie interesujące nas aspekty badawcze. Bo oto skorupa ziemska staje się, już coraz to grubsza i co za tym idzie bardziej dla nas bezpieczniejsza i o wiele stabilniejsza. Nasilają się w tym okresie głównie procesy sedymentacji, a co za tym idzie powstaje coraz więcej, przeróżnych skał osadowych. Tak, oto proszę państwa w tym okresie zaczyna się właściwa niemal nasza własna historia, i naszej planety jako takiej, nie umniejszając w żadnym wypadku znaczenia wcześniejszych okresów. W tym tak długim, przecież okresie czasu, nastąpiło kilka bardzo ważnych orogenez, które to spowodowały istną burzę i metamorfozę wcześniej powstałych płyt osadowych i przy okazji płyt tektonicznych. Jak i przede wszystkim naszych własnych płyt wulkanicznych a po części nawet plutonicznych, niestety występuje tu także okres pewnego i to znacznego zniszczenia, powstałych wcześniej górotworów. Miało to miejsce na pograniczu, eonu archaiku, proterozoiku, jak na przykład sama orogeneza Karelska, hudsońska, gremwilska, bajkalska i wiele innych których nie będę wymieniał, aby nie zanudzić całkowicie pana Jonatana który jako geolog to wszystko przecież bardzo dobrze wie. A na pewno lepiej ode mnie. Ale też muszę dodać iż pod koniec Proterozoiku, następuje niesłychany i bardzo gwałtowny wzrost zawartości tlenu w powietrzu, o czym już wcześniej paniom i panom wspomniałem. Zajmijmy się teraz przy tej okazji jeszcze przez chwilę sprawą życia w tym okresie, bowiem ewolucja organizmów żywych zapoczątkowanych w Eonie naszego Archaiku, znacznie przyspiesza prawdopodobnie około jednego miliarda dwustu milionów lat temu. Pod koniec tego okresu pojawiają się głównie jamochłony, ale i bardzo licznie gąbki, pierścienice czy skomplikowane już bardziej stawonogi, co zainteresuje naszych biologów gdyż będą mogli pobrać próbki podczas wyjść eksploratorskich, na zewnątrz Polonii. Ale tak gwoli ścisłości i ku waszemu zadowoleniu.

Panorama ziemi z górami

Głównie zaś dla zadośćuczynienia naszych biologów. Oznajmiam iż jako przedstawiciele flory żywej pojawiają się po kolei wiciowce, zielenice i krasnopory. Niestety życie to ogranicza się jedynie zgodnie z naszą wcześniejszą wiedzą, tylko co do wód morskich i oceanicznych. Ale środowiska ekstremalne bardzo powszechnie zasiedlają olbrzymie kolonie archeowców i niezliczone kolonie bakteryjne. To tyle jeśli idzie o te sprawy, natomiast jak wiecie jako archeo biolodzy skamienieliny są niezmierną rzadkością w dwudziestym pierwszym wieku naszej ery, a związane jest to z brakiem kostnego szkieletyzowania tych zwierząt. I na koniec, o tym Eonie powiem rzecz najbardziej ze wszystkich istotną. Iż w badaniach naukowych nie udało się wyróżnić jednoznacznie skamielin przewodnich dla Protezoiku, ale mamy wiele informacji o tym okresie między innymi z tak zwanej fauny ediriańskiej, która niestety nie występowała powszechnie, miała jednak szerokie spektrum w środowisku, a co ważne bardzo szybko ewoluowała i te środowiska będziemy mogli zbadać w następnej epoce w której się znajdziemy i będziemy mogli wyjść na tak zwane świeże powietrze. Na co zaraz, przerwała mu matka gadając dość szybko aby jej nikt nie przerwał. Proszę państwa oto mamy.

Flora i fauna paleozoiku

Eon Paleozoik i Mezozoik

Potwory Mezozoiku
Pływające stwory Ordowiku


Crassigynirus w pogoni przy dnie oceanu
Fauna i Flora w Ordowiku

A jeszcze jedno jako że Paleozoik jest to najstarsza Era Fanerozoiku my wyjdziemy na ląd już chyba, dopiero albo aż w samym Paleozoiku, jako że w tej wielkiej eksplozji ewolucyjnej. Jest tam co obejrzeć i dotknąć pod względami geologicznej jak i biologicznej struktury świata tego niezmiernie ciekawego okresu. Wbił się niestety, chyba dosłownie w wywody komputera centralnego nasz pan docent. Obecnie zbadamy sobie naocznie żywe okazy trylobitów, czy pazurnice, oraz wszelkich innych przedstawicieli jakie są dostępne w tym okresie Kambru. Ale później czekają na takie widoki jak ten potworny pysk, uzbrojony w zęby jak brzytwy.

Potworny pysk uzbrojony w sztylety

Zakończył prezentację tego okresu docent Pawlaczyk. Po czym zwycięsko spojrzał w stronę matki, zawiedzionej kompletnie wielką wiedzą docenta. Jak mamy daleko jeszcze, do pierwszego postoju? Bo zdało by się rozprostować kości, zażartował ni stąd ni zowąd, milczący dotąd profesor Krasiczyński. Bo przecież nie było mowy na razie na opuszczenie pojazdu z powodów zachowania reżimów bezpieczeństwa. Natomiast profesor Krasiczyński przez interkom, zapytał prowadzącego obecnie pojazd pilota Piotra Koniecznego.

Meduzy

Na co ten zaraz odpowiedział i zameldował się niemal po wojskowemu. Melduję panie profesorze że opuściliśmy zgodnie z pana poleceniami, okres Prekambru i Proterozoiku, a obecnie znajdujemy się już pod wodą jak ustalaliśmy wcześniej, i zbliżamy się do strefy końcowej kambru a dokładnie jesteśmy tuż przed wczesnym ordowikiem. Na chronografie wskazywany jest obecnie dokładnie okres, 498 milionów lat do naszych czasów i zgodnie z naszą wiedzą, wejdziemy właśnie w Ordowik za jakieś plus minus, pięć minut. Wobec tego niech pan zwolni podróż w czasie do zera, i przekaże nam obrazy na monitory do każdego pomieszczenia. I niech pan znowu gdzieś nie wyrżnie dziobem w dno skalne albo gdzieś indziej. Spokojnie panie profesorze, wszystko mamy pod kontrolą, odpowiedział niezbyt urażony porucznik Konieczny. Po chwili słychać było cichy szum wyłączanego napędu jonowego, używanego do podróży w przestrzeni ziemskiej jak i pod wodą. Na monitorach ukazał się obraz podmorskich głębin bardzo późnego Kambru i wczesnego okresu Ordowiku. Nasza wspaniała Polonia przecież jak by nie patrząc przekształciła się niejako ze statku kosmicznego i czym by tam nie była? W potężny jak by atomowy okręt podwodny, i wolniutko sunąc przy samym dnie, przekazywała posłusznie aktualny obraz z zewnętrzna statku.

Prymitywne okazy okresu


Fauna i Flora Kambru i wczesnego okresu Ordowiku

Miejscami kamienne i dość skaliste dno, było pokryte gęsto ale głównie porośnięte, prymitywnymi jeszcze roślinami wodnymi, a za chwilę w innym zupełnie miejscu, była kompletna pustka pod względem roślinności, ale za to w zamian na monitorach pojawiały się najróżniejsze zwierzęta a głównie bardzo liczne trylobity, ale i nie mniej liczne najróżniejsze glony, przeróżne stawonogi, czy to jakieś miękkie gąbki, albo też dla odmiany zwykłe strunowce. Nad samym skalistym dnem morskim Polonia spędziła około dwóch pełnych godzin, po czym docent wydał polecenie wynurzenia się. Po czym zarządził podejście pod stały ląd, aby obejrzeć naocznie istniejący tam porządek lub głównie panujący wszędzie nieporządek rzeczy.

Zabójczy pojedynek zabójców


Zabójcze potwory królowie przestrzeni

Okręt nasz wypłynął z głębokiej podwodnej eskapady pierwszej, przecież od zatrzymania się na dłuższy czas aby w końcu podjąć jakieś bardziej konkretne badania. W międzyczasie matka jako główny komputer analizowała wszystkie napływające dane. Głównie o temperaturze tak powietrza jak i wody i wszystkiego co było konieczne aby wiedzieć, czym można byłoby się w tym okresie zadowolić. Wyświetlona na panelach bocznych Temperatura wskazywała optymalne 20 stopni Celsiusza. Zawartość tlenu w atmosferze 12,5 procenta w objętości dwutlenku węgla zawartość wynosi około 4500 ppm. Poziom wód morza z którego wyszliśmy to od 30 do niemal 90 metrów od wierzchołku dna. Temperatura wody to 16 stopni Celsjusza. Po czym zaraz pokazał się obraz samego brzegu i liczne zwierzęta morskie jak i wodno lądowe.

Pierwotny krajobraz ziemi

Natomiast za chwilę do rąk naukowców matka, z wielką satysfakcją dostarczyła zebrane właśnie bardzo pieczołowicie i poddane kwarantannie biologicznej próbki biologiczne wyciągnięte i pobrane z morza uprzednio, na co uczeni zaraz rzucili się jak wygłodniałe stado sępów na ofiarę na prerii, i zaraz zabrali się do niezwłocznego katalogowania jak i dokładnego opisywania wydobytych pierwszych, licznych i przy tym najróżniejszych okazów, których przecież podczas tej wyprawy mieli zamiar zebrać jak najwięcej. No, jak by nie patrzeć na sam początek, nasze wyniki badania fauny i flory, całkiem mamy całkiem niezłe powiedział docent, do pracującego z zapałem godnym wytrawnego naukowca nieco zamyślonego profesora Krasiczyńskiego.

Zabić by przeżyć

Wie pan że zaraz, kolejna kometa trafi w ziemię? Przerwał zachwyty docenta profesor. I wszystko to co tu było urosło i żyło w kilka chwil, nagły szag trafi? Wiem przecież, ale nam nic przecież nie grozi odparł docent. Tu raczej tak, więc trzeba nam według chronologii znanych nam wydarzeń, spieprzać na orbitę ziemską puki czas. Panie dowódco niech pan rusza migiem na niską orbitę. Zarządził profesor jak i sama matka już ostrzegała za w czasu, iż pora się wznieść szybko w górę, na orbitę ziemi bo to za chwilę może być za późno.

Przekrój rafy ery Kambryjskiej


Epicentrum uderzenia w Ziemię


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 55.53
drukowana A5
Kolorowa
za 80