O chłopcach
W drewnianej fajce
Jak w baśniowej chatce
Jak w bujanej bajce
Ogień się pali
W drewnianej fajce
Dziad stary pyka
Z drewnianej fajki
By małym dzieciom
Opowiedzieć bajki
A każde z dziatek
Chcę inną bajkę
Dziad więc spokojnie
Pali swoją fajkę
Czeka aż dziatki
Zmęczone kłótnią
Pod bujany fotel
Same przycupną
Kładą się wreszcie
W spokoju i ciszy
Żadne z nich bajki
Jeszcze nie słyszy
A dziad pyka fajkę
Myśląc o bajce
Którą opowie
Tej małej szajce
Fajka się pali
Dym z fajki leci
Widzą jak krąży
Nad głowami dzieci
A w dymie tym szarym
Nierównym tworze
Budzi do życia
Się szereg stworzeń
Budzą się grajki
Szachraje
Budzą feniksy
Budzą się baje
Jedne z nich walczą
Z drugimi zwycięsko
Inne radzą sobie
Z tą klęską
Jedne korony
Na głowie kładą
Rolą jest innych
By być pod władzą
Są też i takie
Które czarami
Poznają ciemność
Wszelkimi barwami
I jasne twory
Co czynią dobro
By dzieciom dobrze
Było pod kołdrą
By ich strach wszelki
Co w nocy się ściga
Migawką był tylko
Co słabo miga
By strachy wszelkie
Czarne i mroczne
Zrobiły przerwę
Gdy dziad odpocznie
By szare dymy
Nad głową dzieci
Śniły się tylko
Gdy Słonko świeci
I tak z tego dymu
Rozrzedzone powietrze
Widzi jak smacznie
Śpią dzieci wreszcie
Fajka już zgasła
Lub dziad zgasił fajkę
Zasnął w fotelu
I tak skończył bajkę
Ogień zapali
Jutro znów jaśniej
Bujany fotel
Fajkowych baśni
I fajkę zgasi
Zanim znów zaśnie
Bujany fotel
Bujanych baśni
W naszym przedszkolu
Maciej nie lubi
Gdy Zenek pluje
Zosia zabawkę
Zawsze zepsuje
Henio rysuje
Silnych żołnierzy
Zbyszek najdłużej
W leżaczku leży
Ania ma zdarte
Zawsze kolana
Hania zezuje
Bo Grześ jej zasłania
Ale najmłodszy
Jest mały Jasio
Uwielbia bawić
Się z małą Kasią
Ale czasami
O własne nogi
Przewraca się jeszcze
Nasz Jasio drogi
Wtedy pod ręką
Są przyjaciele
Żeby pomogli
Nie trzeba wiele
Rękę podadzą
I podniosą Jasia
Maciej, Zenek
Zosia czy Kasia
Bo warto mieć zawsze
Po swojej stronie
Jedną lub dwie
Pomocne dłonie
Ciasto jabłkowe
Trzech małych chłopców
Poszło do sadu
W sadzie tym jabłka
Zbierali ze spadów
Jabłka te spadły
Z małych jabłonek
Z korzeniem w ziemi
Opartych o trzonek
Tak długo rosną
Drzewka te w rzędzie
Bo dziad mego dziada
Chciał sadzić ich więcej
A obok rzędu
Stoi rząd drugi
Każdy z tych rzędów
Tak samo długi
Że nie miał kto zbierać
Małych jabłuszek
Tak chłopcy przyszli
Napełnić se brzuszek
Zbierali razem
I każdy z osobna
Jeden do brzuszka
I w kieszenie w spodniach
Drugi garnuszek
Miał już gotowy
W garnuszku zrobi
Kompot jabłkowy
Ostatni jabłka
Do blaszki chował
Bo chciał w niej zrobić
Ciasto jabłkowe
Bajka o grajkach
Była kraina
A w krainie bajka
Tak się zaczyna
Opowieść o grajkach
Grajki te grały
Na instrumentach
Każdego dzionka
I także w święta
Był grajek stary
Co znał się na nutach
Zimą czy latem
Chodził w półbutach
Był też dorosły
Grajek brodaty
Nosił na sobie
Znoszone szaty
Był też młodzieniec
Młodzian z natchnieniem
Grywał dla dziewcząt
Na liczku z rumieniem
No i najmłodszy
Wśród grajków był Kamil
Chłopiec co ćwiczył
Całymi dniami
Wiedział on dobrze
Że jego kolej
Nadejdzie szybciej
Niż obsieją pole
Ćwiczył więc z rana
Na swojej trąbce
Na polu dziadka
Gdzie słuchały owce
Już nad strumieniem
Ćwiczył w południe
Rybkom pogrywał
Cudniej niż cudnie
Wieczorem siadał
I uczył się nutek
Dziadek pomagał
By lepszy był skutek
Lecz razu pewnego
Mały Kamilek
Wziął swoją trąbę
I poszedł na rynek
Tam ludziom pogrywał
Skoczne huksańce
To już nie rybka
Nie owce na polance
Lecz ta muzyczka
Nie szła mu dobrze
Zdenerwowany
Był mały chłopiec
Nasz mały chłopiec
Choć mocno trenował
Nie był gotowy
By występować
Ludzie się śmiali
Z politowaniem
Śmiali się chłopcy
I starsze panie
Wtedy nasz grajek
Uciekł do domu
Nigdy nie zagra
Już nigdy nikomu
Na to przyszli
Do niego grajkowie
Dziadek co skrzypce
Miał już gotowe
Dorosły grajek
Na tamburynie
Grywał, że złość
Chłopcu przeminie
Grywał młodzieniec
Na swoim flecie
Że wszyscy razem
Są tu w komplecie
Brakuje tylko
Do trąby grajka
Taka to była
Rodzinna szajka
Zagrali wszyscy
Wespół wesoło
Kamilek wiedział
Że trening jest szkołą
Zuch ponad zuchy
Był sobie zuch
Nad wszystkie zuchy
Bardzo był śmiały
I miał kocie ruchy
Nie bał się za dnia
Ani wieczorem
Potwory zganiał
Dobrym humorem
Lecz razu pewnego
Do śmiałego zucha
Przyszła ogromna
Zła zawierucha
Przyszła i duje
Duje i dmucha
Za kołnierz łapie
Śmiałego zucha
Chucha i ciągnie
Ciągnie i chucha
W nieznane ciągnie
Zła zawierucha
Lecz zuch się nie bał
Złej zawieruchy
Bo był to zuch
Nad wszystkie zuchy
Wskoczył jej na grzbiet
Fikołki kołował
Co rusz się wznosił
I szybko nurkował
Robił też salta
I kręcił bączki
Złej zawieruchy
Nie puszczał z rączki
Wstrzymywał ją, pędził
I zwrotu próbował
Trącał ją nogą
I w chmurach szybował
Głową do góry
I ku dole głowa
Najbardziej z wszystkiego
Uwielbiał pikować
Leciał w przestworza
Na silnym wietrze
Przegonił orła
Ciął ciałem powietrze
No i przeleciał
Tak kilka chwil
Nim zawierucha
Opadła z sił
Gdy już nie miała
Na hulanki chęci
Zuch ją do drzwi
Swego domku przytwierdził
I tak wisiała
Zła zawierucha
Co już wogóle
Nie ma sił dmuchać
Była przestrogą
Dla każdej potwory
Co by zechciała
W domku tym broić
Na tchórza
Tchórz się boi
Ciągle, stale
Że źle zrobi
Choć nie chce wcale
Nic nie robi
Więc nasz tchórz
Bo coś robić
Boi się znów
Leży tylko
Na kanapie
Za dnia sapie
Nocą chrapie
Pot na czoło
Tchórzom kapie
Gdy się ich
Tam znów przyłapie
Boi się
Tchórzliwy tchórz
Że źle robi
Znowu już
I tak w koło
Strach go goni
Tak jak myszka
Stado słoni
Jak wiaterek
Straszy domy
Nie ma przed
Strachem ochrony
Jedno jednak