W CIENIU MOTYLI
Małgorzata Marcinkowska
Gdy nocna cisza mgłą otula
rozrzucając na niebie iskierki
a sen daleki bym dotknąć go mogła
moja dłoń jak pająk snuje drogę ku poezji…
Niczym motyl
Jak motyl w ogrodzie rozkłada skrzydła
spijając nektar z róż czerwonych
ja biorę pióro, maluje słowem
by wydobyć z nich całe piękn\o.
Na białej karcie utrwalam ciągle
błękit twych oczu którego nie znam
jak morze wyrzuca na brzeg bursztyny
ja łowię diamenty twojej duszy,
wtedy żyjesz ze mną przez chwilę
grając na strunach moich myśli.
W ulotnym trzepocie porywasz serce
delikatnie jak motyl muskasz skrzydłami,
kołysząc lekko ciało na wietrze
myśli zabierasz do swego królestwa
wabiąc swym pięknem — jesteś mym wierszem
w którym odnajduję ciebie i siebie.
Przy(jaźń) — sonet
Milcząc spaceruję brakuje mi sił
i świat oglądam przez krople słonych łez
ty stoisz obok — tęsknotą płaczesz też
ciągle czekamy na swoich aniołów.
Znowu płyną łzy choć mają różny smak
bezlitosna noc łamie kruche skrzydła
sen o przyjaźni już na dobre zmyła
gdzie ukojenie? Gdzie teraz jest mój szlak?!
Przyjdź! Poczuj w piersi dwa serca skrzywdzone
gniewnie rozbite na milion kawałków
jedno łzy miało dla wszystkich zielone.
Odnaleźć możesz tamto zagubione
nad tamtą rzeką wśród wielu żywiołów
dzisiaj ku słońcu nieśmiało zwrócone.
Wolny ptak
Dziś jak młody ptak wciąż fruwać się uczę,
czy kiedykolwiek sens życia zrozumiem?
Nie pozwól odejść póki kochać umiem
bo gdy odlecę nie wiem czy powrócę.
I choć po burzy następuje cisza
ty nie powrócisz gdy noc obudzi dzień
rozsądnie będzie serce zmienić w kamień
dzisiaj tylko wiatr z oczu łzy osusza.
Nie mniej skrupułów i zepchnij ze skały
nie rozbiję się gdy będę spadać w dół
lecz nie powrócę gdy będziesz tęsknił znów
gdy będę wolna od Amora strzały.
gorzka cisza
w chaosie i ciszy
każdej bezsennej nocy
zatapiam w tobie myśli
gwiazdy płyną
po ciemnym niebie —
upływa czas w akordzie muzyki
jestem echem
wołającej ciszy
wciąż słyszę jeden powtarzający się głos
tik — tak
tik — tak
nie ten chcę słyszeć
ciemna noc
blask księżyca —
dajcie ustom poczuć rozkosz słodyczy
już nie chcę pić
gorzkiej czekolady
Anioł
Będę twoim aniołem
nie obiecuję, że będę blisko
nie cofnę straconych dni
lecz mogę wywołać uśmiech
na twojej twarzy
w trudnych chwilach
wesprę dobrym słowem.
I gdy zobaczysz motyla
/może będzie miał zmoczone skrzydła/
pozwól mu przysiąść na ramieniu
naciesz swój wzrok
jego widokiem
w nim zobaczysz moją duszę.
Gdy rankiem deszcz
będzie padał
spróbuj schwytać wszystkie krople
to kryształowe łzy mojego szczęścia.
Nocą gdy Morfeusz będzie do snu wzywał
oddaj się jemu —
ja w nim przyjdę.
Lecz jeśli kiedyś zobaczysz usychającą różę
pielęgnuj ją starannie
to może być moje serce.
I gdy ujrzysz nagie drzewo
przytul bym z zimna nie drżała
bo niosąc pomoc
wszystkie pióra oddałam.
W kroplach deszczu
W jesiennym deszczu dziś tańczę i moknę
a każda kropla wspomnieniem odurza
letniej miłości subtelnej jak róża
splątała umysł — czy jeszcze jej dotknę?.
Mokra sukienka przylega do ciała
dawne uczucie wciąż serce rozgrzewa
choć wokół sterczą prawie nagie drzewa
zimny wiatr tulił, w deszczu kochać chciałam.
Ciągle powracam — choć deszczem skąpana
do serca twego ciągle furtki szukam
bo tam mój azyl, tam moja nirwana.
Czemu więc jestem w tęsknotę ubrana
w swej dłoni nie dłoń twoją lecz klucz trzymam?
Zabierz aniele bo żyć nie chcę sama.
Pożegnanie lata
Trochę mi szkoda promieni słońca
szkoda listeczków co wiatr postrąca
i śpiewu ptaków wśród drzew zielonych
kolorów bratków, i róż czerwonych.
Brakować będzie tęczy na niebie
w morzu kąpieli, spotkań przy wierzbie.
Twych pocałunków ciepłych jak słońce
bosych wędrówek po barwnej łące.
W wspomnieniach oczy pokryte łzami
choć wiem, że za rok wszystko przed nami,
w dłoniach zamykam promienie lata
ciepłe uroki całego świata.
Trochę mi tęskno — lato odchodzi
w słojach przetwory życie osłodzi
lecz melancholia ogarnia myśli
może jesienią lato się przyśni.
Historia dwóch serc
Ludzie tak często zawodzą,
że tracisz wiarę w człowieka
jak ślepcy bawią się
i grają znaczonymi kartami.
W mojej duszy pozostaje łza
w sercu pustka mieszka
jednak w głębi tli się nadzieja
i gdzieś ku tobie wyciągnięta ręka…
Dziś tej iskierki nie dostrzegasz
w smutku swe oczy podlewasz
twoje serce takie jak moje
przez kogoś wcześniej zranione.
Otwórz drzwi i więcej nie płacz
gdy cierpisz moje serce pęka
podaj rękę — to ci pokażę
serce co tkwi na dnie jeziora.
Tak wiele razy ranione
często oddychać nie mogło
jednak umrzeć nie umiało
i choć coraz bardziej ostrożne
kochać z wzajemnością chciało.
Wciąż drzwi zamknięte a rany otwarte
Proszę, drzwi otwórz
ktoś przyniósł ciszę
ty wygraj dźwięki
jakich wcześniej nie słyszałam.
Samotność
W milczeniu siedziała
dokuczało jej osamotnienie,
krzyczała…
więc czemu echo milczało?
Nigdy nie skończyła zdania
może się bała…
Długimi wieczorami
łzy same napływały do oczu
gdy w gwiazdy patrzyła.
Dobro w człowieku widziała — ufała
potem cieszyła się gdy padało
z deszczem płakała.
Wciąż uśmiechem dzielić się chciała —
pod nim dawne blizny…
Wtedy przyszła ona
nie pytając buty zdjęła
w jej świat wkroczyła
syjamska siostra — była szczęśliwa.
W połowie kochała
czekała —
wszystko w połowie miała…
w duszy dwa słowa żyły
siostra i ja — moja samotność.
pragnienie nocy
ludzie tęsknią za miłością
a ja zawsze obok
krok od marzeń i tęsknoty
ciepłych westchnień
gdy się kończy długi dzień
czasem spłyną krople łez
jednak moim słowom wiarę daj
że nie szukam już miłości
więc dlaczego
na skrzydłach ciemnej nocy
gdy na niebie gwiazdy lśnią
ty jak księżyc morską wodę
onieśmielasz i przyciągasz wciąż
wśród tańczących złotych iskier
bierzesz w ręce moje serce —
zagubione na rozstaju dróg
i porywasz aż do gwiazd
zagubioną duszę —
by zabłysła w jasności
Miły
Jesteś mi wiatrem często łzy osuszasz
rozplatasz warkocz skrywanej tęsknoty,
wiedz, że twe serce droższe niż klejnoty
którym poruszasz.
W tobie najdroższy ma bezpieczna przystań
bogate wnętrze, uskrzydlona dusza
chwytasz za rękę i w podróż wyruszam
bez zbędnych pytań.
Co dzień na nowo świat odkrywam z tobą
magią miłości dusze przepełnione
dwa serca w jedno na zawsze złączone
— tyś moją drogą.
Tęsknota skrzypiec
mkną do lądu morskie fale
o miłości szumi wiatr
a marynarz stawia żagle
by wyruszyć dalej w świat
stoi dziewczę tuż nad klifem
jakże smutna jest jej twarz
modre oczy patrzą z żalem
jak odpływa miły w dal
gdy na dobre zmrok zapadnie
na skrzypcach balladę gra
wiatr tęsknotę tylko zgadnie
zakochane serce zna
upłynęło całe lato
jej przyjaciel ciepły wiatr
wróć do domu dziś Beato
zima idzie już od Tatr
bezdomny wędrowiec
alkohol długi
przysłoniły wartości życia
z dnia na dzień
utraciłem dom i swoją miłość
zostając bezdomnym wędrowcem
nie potrafiłem odejść daleko
jak pies bezpański siedziałem blisko
żebrząc o chleb
z sercem na dłoni
w biegu często mijałaś — nie zauważałaś —
a może nie chciałaś
drżącymi rękoma zapalałem naftową lampę
patrząc szklanymi oczyma
jak płomień gaśnie —
goryczą tęsknoty spowita ma dusza
po kilku latach bezdomnej tułaczki
w pędzie życia ofiarowałaś uśmiech
dając nadzieję
dziś pogodzony z możliwością upadku
chwytam za ster życia
by móc latać —
czyste ubranie
praca
dawna miłość
miłość i róża
jedna miłość — dwa czasy
dwa serca w różnych miejscach
szliśmy
młodzi
zakochani
lecz każde osobno
tak długo powietrze pachniało miłością —
wciąż kochałam inaczej
pamiętam jak
przyszedłeś we śnie
dotknąłeś — odtąd stałam się białym kwiatem
niewinnie rozkwitały płatki
mój widok cieszył twoje oko
a mimo to powiedziałeś
że przeszkadzają tobie kolce — płakałam
znowu przychodzisz
mówisz pięknie o miłości —
dziś inna róża zakwitła w ogrodzie
a ty tęskniąc
w swych dłoniach
trzymasz uschnięte płatki
— niedostrzegalnego dawniej piękna
mamo
pod sercem swoim nosiłaś
marząc o chwili kiedy przytulisz
opowiadając bajki głaskałaś po głowie
a teraz w modlitwie
często do mnie dzwonisz
Ze łzami w błękitnych oczach
tęsknię za ciepłym spojrzeniem
— trudno patrzeć jak cierpisz
słysząc- nie ma takiego numeru
— zamierasz na chwilę
i z drżącym sercem
wysyłasz telegram do nieba
to nie tak mamo
ja kocham — czekam
kiedyś znowu przytulisz
gdy nadejdzie odpowiednia chwila
ale dzisiaj mamo — proszę
bądź szczęśliwa
Noc Kupały
Noc Świętojańska
najkrótsza w roku
święto słońca i księżyca,
radości i miłości.
Tańczące rusałki
wabią swą urodą
tej nocy ogień łączy się z wodą.
Piękne dziewczęta
wrzucają swe wianki
utkane z marzeń,
tęsknoty i pragnień.
I ja nieśmiało
na lustrze wody
kładę swój wianek,
z drżącym sercem śledzę ogień
w modlitwie szepcząc —
niech nie zatonie.
Ty pójdziesz do lasu
za kwiatem paproci,
który dostatek i szczęście przynosi
i może u kresu lata
nie będziesz samotny
i ja sama.
szum serca
w zamyśleniu spoglądam na horyzont
ostatnie promienie zabierają nadzieję
smutek spływa z ciemnego nieba
ptaki nie śpiewają miłosnej pieśni
przysiadły na pergoli i tylko patrzą
na umierające z miłości serce
wśród tysięcy iskierek
szumią liście na wietrze
niosąc nocną tęsknotę
stoczyło się uczucie
i kwiaty uwiędły od ciebie
odchodzisz i wracasz
znów czułość przeplata się z rozumem
powiedz
czy to wierzba szumi smutkiem
czy moje serce
w chaosie myśli
zagubione serce motorem kruchego życia
dziś zamykam ostatnie wspomnienia
które nie przetrwały łagodnej zimy
odmieniona nie dźwigam bagażu przeszłości
odpływam by zbudzić się na nowo
w promieniach nowego losu