W cieniu gry
Nie jesteś tym, co cię ukształtowało. Jesteś tym, co wybrałeś odzyskac.
„To, co uznałeś za siebie, zostalo ci podane zanim zdazyles zapytac.
Ale zawsze możesz oddać to, co nie jest twoje.
I wrócić do tego, co ciche, prawdziwe, obecne.
Tam, gdzie nic nie trzeba. Bo wszystko już jest.”
Dla tych, ktorzy maja odwage zatrzymać się i spojrzeć w siebie.
Bo największa podróż zaczyna się nie w świecie, lecz w wnętrzu.
~~ Hubert Niedziałek
Prolog
Nie wiadomo gdzie. Nie wiadomo kiedy.
Cisza była tak gęsta, że aż dźwięczała.
Nie była pusta. Była pełna.
Zawierała wszystko, co zostało przemilczane. Wszystko, co zostało przyjęte bez pytania. Wszystko, co stało się częścią człowieka, zanim nauczył się mówić „nie”.
W tej ciszy rodzi się ruch.
Nie głośny. Nie dramatyczny.
Ledwie zauważalny — jak pierwszy oddech kogoś, kto właśnie zrozumiał, że przez całe życie wstrzymywał powietrze.
Tablica leżała nieruchomo.
Nie świeciła. Nie promieniowała. Nie mówiła.
Po prostu… była.
I to wystarczało.
Bo to nie ona miała coś objawić.
To ci, którzy na nią patrzyli, musieli być gotowi zobaczyć siebie.
Nie takich, jakimi ich nauczono.
Nie takich, jakich oczekiwano.
Tylko takich, jakimi byli zanim przyjęli cudze prawdy za własne.
Człowiek, który stanie naprzeciwko, musi zdecydować:
Czy naprawdę chce wiedzieć?
Bo prawda nie daje bezpieczeństwa.
Prawda nie daje gwarancji.
Prawda… odbiera wszystko, co nieprawdziwe.
I dopiero wtedy — zaczyna się droga.
Rozdział 1
Egipt, Giza, wykopaliska pod Sfinksem — 22:57, lokalny czas
Ethan Blake, kanadyjski archeolog w wieku czterdziestu dwóch lat, przykucnął przy podstawie Sfinksa. Ubrany w beżową koszulę z podwiniętymi rękawami, zakurzone spodnie khaki i zniszczone buty trekkingowe, wyglądał bardziej na poszukiwacza przygód niż akademika. W jego oczach — zmęczonych, ale czujnych — odbijały się reflektory oświetlające miejsce wykopalisk.
W powietrzu unosił się zapach gorącego piasku zmieszanego z olejem maszynowym. Pustynny wiatr przynosił aromat kurzu i suchego kamienia.
Ethan był tu po raz pierwszy, ale miał wrażenie, jakby znał to miejsce od zawsze. Jego ojciec, również archeolog, latami opowiadał mu o „czystym punkcie geograficznym” — miejscu, gdzie przeszłość wibruje w teraźniejszości. To miało być właśnie tutaj.
Światło reflektora przypadkowo ujawniło fragment kamienia. Początkowo wyglądał na niepozorny kawałek wapienia, zakurzony i zlewający się z otoczeniem. Ale gdy Ethan przetarł go dłonią, dostrzegł na powierzchni nieznane symbole. Nie były to ani hieroglify, ani pismo klinowe.
To był kod.
Nie matematyczny. Nie komputerowy.
Kod, który przemawiał do czegoś głębszego niż zmysły. Do intuicji.
Przyklęknął i wyciągnął notes, zaczynając szkicować strukturę wzorów. „To nie może być przypadek,” pomyślał. „Ktoś zostawił to celowo.”
Symbol w centralnej części przypominał spiralę wpisaną w sześciokąt — kształt znany z manuskryptów alchemicznych. Ethan widział kiedyś niemal identyczny rysunek w księdze ojca — niezidentyfikowanej kopii traktatu przypisywanego templariuszom.
Nagle poczuł delikatny dreszcz. Jakby kamień pod jego dłonią nie był martwym obiektem, lecz nosicielem pamięci. Rezonował z czymś głębokim. Pradawnym.
Gdzieś w tle usłyszał szybki, powtarzający się dźwięk. Rytmiczny stukot łopat śmigłowca. Zbliżał się.
Zanim zdążył powiedzieć coś Elenie, huk maszynowego wiatru rozdarł ciszę nad pustynią. Ziarna piasku zatańczyły w powietrzu. Suchy zapach metalu i paliwa uderzył go w nozdrza.
Ethan spojrzał w niebo.
Ktoś nadchodził.
Rozdział 2
Egipt, stanowisko archeologiczne — 23:04, lokalny czas
Ethan i Elena biegli przez wykopaliska, przemykając między rusztowaniami i skrzyniami na eksponaty. Jego ruchy były szybkie, ale przemyślane — wiedział, gdzie może ukryć się za ścianą lub przeskoczyć przeszkodę. Elena trzymała się blisko, nerwowo ściskając niewielką torbę zawierającą notatki, które mogły być kluczem do ich znaleziska.
Z oddali zbliżały się terenówki. Reflektory przecinały ciemność niczym miecze światła. Ich blask był zbyt silny, zbyt skoncentrowany, by należały do lokalnych służb.
— Do jaskini! — zawołał Ethan i chwycił Elenę za rękę.
Weszli do bocznego korytarza, częściowo zawalonego, prowadzącego do podziemnej komory. Kamienie osypywały się spod ich butów, kurz drażnił gardła. Wewnątrz panował stęchły zapach zamkniętej przestrzeni — jakby powietrze nie poruszało się tu od setek lat.
Zatrzymali się dopiero, gdy znaleźli się w ciemności. Ich oddechy były krótkie i urywane.
— Kim oni są? — szepnęła Elena. — Dlaczego mam wrażenie, że to nie ma nic wspólnego z archeologią?
Ethan potrząsnął głową. — Nie wiem. Ale ta tablica… nie pasuje do żadnej znanej kultury. To nie jest zwykły artefakt. To coś więcej.
Zabrzmiał zgrzyt metalu.
Ktoś zamykał główne wejście. Zostali uwięzieni.
Elena cofnęła się odruchowo, dotykając ściany. — Słyszysz to? — szepnęła.
Z głębi jaskini dobiegał dźwięk. Równomierny. Głuchy. Jakby ktoś przesuwał ciężką strukturę po kamiennej posadzce. Albo… jakby coś żywego się budziło.
Ethan wyjął latarkę i włączył ją. Promień światła przeciął mrok.
Coś się poruszyło.
Rozdział 3
Egipt, wnętrze jaskini — 23:11, lokalny czas
Z mroku wyłoniła się sylwetka. Mężczyzna w ciemnym płaszczu, twarz ukryta w cieniu kaptura. Materiał jego odzienia był gruby, nosił ślady kurzu. Pachniał kadzidłem. Poruszał się bezszelestnie, jakby był tu od zawsze.
— Macie tablicę — powiedział spokojnie. — Ale nie macie pojęcia, co ona oznacza.
Ethan instynktownie zasłonił Elenę. Przypomniał sobie zdanie z dzienników ojca: „Ci, którzy poznają znaczenie tablicy, nie zawsze żyją, by je przekazać.”
— Kim jesteś? — zapytał.
— Przewodnikiem. Albo przeszkodą. Zależy, jak zdecydujecie.
Wyciągnął z kieszeni kopertę. W środku znajdowała się fotografia: ta sama tablica, uchwycona z innego kąta, z tłem przypominającym wnętrze europejskiego klasztoru. Na odwrocie widniała data: 1936.
— To nie pierwszy raz, gdy ją znajdujemy — powiedział. — Ale może ostatni.
Ethan poczuł, jak jego umysł zaczyna się rozszczepiać — logika i intuicja walczyły o przewagę. Jeśli zdjęcie było prawdziwe, oznaczało to, że tablica była przenoszona. Ukrywana. Pilnowana.
— To niemożliwe — szepnął.
— Myślisz, że przypadek sprowadził cię tutaj, Blake? — zapytał nieznajomy z półuśmiechem.
Zrobił krok w tył i zniknął w cieniu.
Z głębi jaskini znów rozległ się ten dźwięk. Metaliczny. Pulsujący.
Rezonujący z sercem tablicy.
Tablica czekała.
Rozdział 4
Egipt, komnata pod Sfinksem — 23:18, lokalny czas
Światło przygasło. Ale nie zgasło.
Z każdej strony pomieszczenia zaczęły wyłaniać się zarysy — jakby ściany odsłaniały ukrytą topografię. Znaki zaczęły jarzyć się mlecznym światłem, tworząc siatkę przypominającą układ nerwowy organizmu.
Tablica pulsowała, a Ethan poczuł, że jego serce bije w jej rytmie. Nie był pewien, czy dźwięk pochodzi z niej, czy z niego samego.
— Ethan… — Elena zbliżyła się ostrożnie. Jej twarz bielała w blasku. — Co zrobiłeś?
Nie zdążył odpowiedzieć. Pod piedestałem rozbłysła linia światła, która niczym promień przecięła komnatę. Posadzka rozstąpiła się, odsłaniając szczelinę. Z wnętrza wydobył się ciepły podmuch. Pachniało wilgocią i pergaminem.
Z ziemi wyłoniły się trzy kamienne filary, każdy z innym symbolem: spirala, oko i gwiazda. Ethan znał te znaki. Widział je w manuskryptach ojca.
— To nie przejście — wyszeptał. — Przynajmniej nie takie, jak myślimy.
Elena spojrzała na niego. — To znaczy?
— To mechanizm. Klucz do wiedzy, której nie powinno się odkrywać.
Rozdział 5
Egipt, komnata pod Sfinksem — 23:19, lokalny czas
Na ścianach zaczęły pojawiać się kolejne linie światła, zarysowując układ dawnych symboli. Ethan zbliżył się do jednego z filarów. Jego powierzchnia była chłodna i gładka — pokryta mikroskopijnymi wgłębieniami, jakby ktoś ręcznie wypalał każdy detal.
W centrum spirali znajdowało się wyżłobienie. Włożył w nie dłoń. Filar zadrżał lekko, jakby reagował na obecność. W tym samym momencie drugi filar — ten z okiem — rozbłysnął intensywnym światłem.
— To test — powiedział. — Albo… sekwencja.
Elena podeszła do ostatniego filaru. Gwiazda miała ramiona wpisane w pentagram. Zbliżyła palce, ale cofnęła je w ostatniej chwili.
— Coś mi mówi, żeby tego nie dotykać.
Ethan spojrzał na nią poważnie.
— To nie są symbole. To klucze. Jeśli zrobimy to w złej kolejności…
Nie dokończył. Wnętrze komnaty zadrżało. Na suficie pojawiły się obrazy — mapy. Zarysy ruin. Fragmenty tekstów w różnych językach — greckim, łacińskim, koptyjskim.
— To wszystko… są miejsca — wyszeptał. — To ukryta sieć. Połączenia.
Ethan wyjął notatnik. Zaczęli spisywać wszystko, co zdołali rozpoznać. Ale jedno miejsce pojawiało się częściej niż inne.
— Praga — powiedział.
Elena zmrużyła oczy.
— Serce Europy. Alchemia. Tymaeus. Kabała.
Ethan zamknął oczy. Wiedział, że od tej chwili ich droga prowadzi do Europy. I do prawdy, której nie mieli prawa odkrywać.
Rozdział 6
Egipt, tarmac lotniska w Kairze — 06:42, lokalny czas
Silniki prywatnego odrzutowca zamilkły. Ethan i Elena, z plecakami na ramionach, wyszli z terminalu wczesnym porankiem. Słońce dopiero wschodziło nad horyzontem, odbijając się w metalu hangarów. Na ich twarzach malowało się napięcie, ale i determinacja.
Przywitał ich niskiego wzrostu mężczyzna w ciemnym garniturze.
— Pan Blake? Proszę za mną. Samochód czeka.
Nie było pytań. Nie było paszportów. Tylko pośpiech i dyskrecja.
Ethan wiedział, że nie mają czasu. Mapy z komnaty jednoznacznie wskazywały Pragę. I konkretny adres.
Rozdział 7
Praga, Nowe Miasto — 21:15, lokalny czas
Kamienica przy ulicy Na Zbořenci wyglądała niepozornie. Fasada z wyblakłego tynku, ozdobna krata nad wejściem, tabliczka z numerem, której nikt nie poprawiał od dziesięcioleci.
Ethan podszedł pierwszy. Dotknął klamki. Drzwi się nie otworzyły.
Elena spojrzała w górę. — To tu?
— Jestem pewien.
Na murze, tuż przy framudze, zauważył wyryty symbol. Spiralny krzyż wpisany w koło. Ten sam, który widniał na tablicy. Dotknął go opuszkami palców.
Zamek kliknął.
Weszli do środka.
Rozdział 8
Praga, wnętrze kamienicy — 21:17
Cisza była niemal absolutna. Wewnątrz unosił się zapach starego papieru, drewna i kurzu. Na ścianach wisiały ryciny alchemiczne — symbole planetarne, figury geometryczne, portrety z epoki renesansu.
Ethan zatrzymał się przy jednej z nich. Twarz uśmiechniętego mężczyzny w pelerynie.
— John Dee — powiedział. — Nadworny mag Elżbiety I. Człowiek, który wierzył, że język aniołów może odblokować tajemnicę wszechrzeczy.
Elena spojrzała na niego niepewnie.
— A co jeśli miał rację?
Na końcu korytarza znajdowały się drzwi bez klamki. Miały na sobie wyrytą datę: 1603.
Ethan przyłożył dłoń.
Drzwi się otworzyły.
Rozdział 9
Praga, pokój archiwalny — 21:18
Pomieszczenie było ciasne i wypełnione półkami z zakurzonymi księgami. Ściany przesiąknięte były wilgocią, a powietrze pachniało starym pergaminem i zgaszonymi świecami. W samym środku — drewniany stół i lampa naftowa, która, choć nieczynna, zdawała się czekać na czytelnika.
Na stole leżała tylko jedna rzecz: księga.
Gruba, skórzana, zamknięta na zamek z oksydowanego mosiądzu. Obok — klucz.
Elena uniosła go ostrożnie i przekręciła.
Zamek otworzył się z lekkim kliknięciem, a księga uchyliła się z ciężkim chrzęstem. Strony były zapisane ręcznie — tekst po łacinie, diagramy alchemiczne, oznaczenia gwiazd i elementów, a także dziwne wzory, przypominające język, który Ethan widział już wcześniej na tablicy.
— To nie jest zwykła księga — powiedział. — To dziennik. Ktoś dokumentował działanie tablicy. Ale to także… przewodnik.
Na jednej z kart zauważyli znajomy symbol: spiralę wpisaną w sześciokąt.
Ostatnia strona zawierała jedynie jedno zdanie, napisane drżącą ręką:
„Ten, kto odczyta całość, musi znać prawdziwe imię twórcy.”
Rozdział 10
Praga, podziemia pod kamienicą — 21:41
Za regałem ukryty był właz. Metalowy, zardzewiały, lecz wciąż sprawny. Przeszli przez niego ostrożnie i zaczęli schodzić krętymi, kamiennymi schodami w dół. Z każdą kolejną stopą światło znikało, a cisza gęstniała jak mgła.
Podziemia były chłodne, surowe i pełne wilgoci. Na ścianach ktoś wyrył dziesiątki symboli. Wszystkie znajome. Wszystkie powiązane z tablicą. Spirale, krzyże, heksagramy, okultystyczne znaki alchemii.
Ethan zatrzymał się nagle.
Na końcu korytarza wisiał medalion wielkości ludzkiej dłoni. Metaliczny, z rzeźbionym znakiem zamkniętego koła przeciętego pionową linią.
— To jest pieczęć — powiedział cicho. — Ma zabezpieczać przed tym, co ukryto dalej.
— Czego szukamy? — spytała Elena.
Ethan spojrzał na nią przez dłuższą chwilę, jakby sam dopiero uświadamiał sobie wagę tego, co powiedział.
— Nie czego. Kogo. Ktoś to wszystko nadzoruje. I czeka, aż pójdziemy za daleko.
— Jak się nazywa?
— Jeszcze nie wiem. Ale ten symbol… — wskazał na medalion — był używany tylko przez jeden zakon. Bractwo Wiecznego Zera.
Elena zamarła. — Myślałam, że to tylko mit. Opowieści z czasów, gdy alchemicy bawili się w bogów.
Ethan sięgnął do wewnętrznej kieszeni. Wyjął złożoną, pożółkłą kartkę. Notatka ojca.
Na niej widniało jedno słowo, napisane piórem:
„Zero.”
Rozdział 11
Praga, biblioteka klasztorna — 22:03
Po przejściu przez pieczęć dotarli do wąskiego korytarza prowadzącego do dawno opuszczonej części klasztoru. Stare cegły były wilgotne i popękane, a między fugami rosły wąskie pasma mchu. Powietrze gęste, stłumione, jakby sam czas zatrzymał tu oddech.
Wnętrze rozświetlało jedynie światło latarki. Ethan zatrzymał się przy okrągłym oknie, przez które wpadał słaby księżycowy blask. Z zewnątrz słychać było tylko cichy szelest liści i przypadkowy trzask drewna.
— To nie była zwykła biblioteka — powiedział. — To była komora inicjacyjna.
Wzdłuż ścian znajdowały się niskie regały, a na nich manuskrypty — niektóre oprawione w skórę, inne owinięte w płótno. Na środku sali stał kamienny pulpit, na którym spoczywała księga z wyrytym symbolem oka w trójkącie.
Na ścianie, ponad pulpitem, zauważyli inskrypcję wyrytą w łacinie:
Veritas non timet tempus.
Prawda nie boi się czasu.
Ethan poczuł, jak zimny dreszcz przeszedł mu po plecach.
— Jesteśmy coraz bliżej, Elena. Ale im głębiej schodzimy, tym bardziej coś mi mówi, że nie chodzi tylko o historię.
Elena spojrzała na niego poważnie.
— Chodzi o władzę, Ethan. A może… o coś, co nigdy nie powinno zostać ponownie odnalezione.
Rozdział 12
Praga, krypta klasztorna — 22:18
Za ruchomym panelem w ścianie odkryli zejście do krypty. Gdy zeszli niżej, zobaczyli dziesiątki nagrobków. Na każdym znajdowało się jedno słowo i jeden symbol — geometryczny, przypominający dawne znaki ochronne. Żadnych dat. Żadnych nazwisk.
— To nie są groby — szepnęła Elena. — To znaki pamięci.
Ethan podszedł do jednego z kamieni. Symbol na nim był identyczny z tym na medalionie. A pod nim jedno słowo:
„Mistrz.”
— To miejsce to archiwum duchowe — mruknął Ethan. — Tutaj pamięta się tych, którzy znali prawdę.
— Ale dlaczego bez nazwisk?
— Bo prawdziwe imię daje władzę. A oni nie chcieli być ponownie odnalezieni.
Rozdział 13
Praga, loża pod kryptą — 22:26
Ukryte przejście prowadziło do niewielkiej, ale wyrafinowanej sali. W centrum — marmurowy stół w kształcie okręgu. Wokół niego dwanaście pustych foteli. Pod sufitem wisiał ciężki, metalowy żyrandol, który wyglądał jak odwrócona róża wiatrów.
Na stole leżał otwarty manuskrypt i klepsydra, w której przesypywał się czarny piasek. Nie był to zwykły przedmiot — miał wyryte liczby w alfabetach z różnych epok.
Elena przysiadła i zaczęła czytać zapisane strony.
— To kodeks — powiedziała po chwili. — Zasady działania bractwa. Ich etyka, cele, rytuały.
Ethan przeszedł wzrokiem po fotelach. Każdy miał swój symbol — astrologiczny znak, starożytną runę, złotą literę.
— Oni wciąż istnieją — powiedział cicho. — I wiedzą, że tu jesteśmy.
Po przejściu przez pieczęć dotarli do wąskiego korytarza prowadzącego do dawno opuszczonej części klasztoru. Stare cegły były wilgotne i popękane, a między fugami rosły wąskie pasma mchu. Powietrze gęste, stłumione, jakby sam czas zatrzymał tu oddech.
Wnętrze rozświetlało jedynie światło latarki. Ethan zatrzymał się przy okrągłym oknie, przez które wpadał słaby księżycowy blask. Z zewnątrz słychać było tylko cichy szelest liści i przypadkowy trzask drewna.
— To nie była zwykła biblioteka — powiedział. — To była komora inicjacyjna.
Wzdłuż ścian znajdowały się niskie regały, a na nich manuskrypty — niektóre oprawione w skórę, inne owinięte w płótno. Na środku sali stał kamienny pulpit, na którym spoczywała księga z wyrytym symbolem oka w trójkącie.
Na ścianie, ponad pulpitem, zauważyli inskrypcję wyrytą w łacinie:
Veritas non timet tempus.
Prawda nie boi się czasu.
Ethan poczuł, jak zimny dreszcz przeszedł mu po plecach.
— Jesteśmy coraz bliżej, Elena. Ale im głębiej schodzimy, tym bardziej coś mi mówi, że nie chodzi tylko o historię.
Elena spojrzała na niego poważnie.
Rozdział 14
Praga, dach klasztoru — 23:03
Chcąc zyskać sygnał radiowy, wyszli na dach. Widok na nocne miasto był olśniewający — z wieżami, które zdawały się być strażnikami starożytnej tajemnicy. Ich szczyty tonęły w mroku, a poniżej, w korytarzach ulic, widać było migające światła samochodów.
Ethan wyjął urządzenie lokalizacyjne, które nagle zaczęło piszczeć.
— Coś się porusza — powiedział. — Tu, pod nami.
Elena spojrzała w dół. Na dziedzińcu klasztoru pojawiła się postać w ciemnym płaszczu. Jej sylwetka była zarysowana w mglistym świetle latarni ulicznych, a ruchy — płynne, jakby miała coś do ukrycia.
— Obserwują nas — szepnęła Elena.
Ethan spojrzał na nią poważnie. — Zaczynają się coraz bardziej nami interesować.
Na ziemi zaczęły pojawiać się kolejne znaki. Zbliżali się do krawędzi dachów, a pod nimi położony był pewien punkt — zbieżność linii, w której wszystkie znaki prowadziły do jednego miejsca: miejsca, które kiedyś było zapomniane, a teraz mogło zostać powtórnie odkryte.
Elena spojrzała w górę, próbując rozwiązać układ gwiazd w niebie.
— Gdzie to prowadzi? — zapytała.
Ethan westchnął. — Nie wiem. Ale jestem pewien, że wszystko jest połączone.
Obserwują nas. Ktoś się zbliża.
Rozdział 15
Praga, loża pod kryptą — 23:19
Zeszli szybko na dół. Kiedy dotarli do loży, manuskrypt zniknął, a klepsydra była pusta.
Na stole leżała tylko jedna rzecz — koperta.
W środku znajdowała się mapa.
Ale nie była to zwykła mapa.
— To sieć miejsc mocy — powiedział Ethan. — Węzły energetyczne, świątynie, punkty geomantyczne.
Elena wskazała środek. Punkt z podpisem: Lipsk — Archiwum Benedyktyńskie.
— Kolejny przystanek? — zapytała.
Ethan skinął głową.
— Zaczynamy rozumieć, co ukrywa tablica. I dlaczego niektórzy chcą to pogrzebać na zawsze.
Rozdział 16
Lipsk, Archiwum Benedyktyńskie — 10:21, lokalny czas
Zachód słońca padał na kamienną posadzkę, gdy Ethan i Elena weszli do starego budynku, który wydawał się być tu od wieków. Archiwum Benedyktyńskie, z jego ciemnymi korytarzami i ceglaną fasadą, było dla nich jak nowa zagadka, której rozwiązanie miało zaprowadzić ich do najgłębszych sekretów historii.
Gdy przekroczyli próg, powietrze stało się dziwnie chłodne, jakby miejsce to samo w sobie miało przeszłość, która nie chciała zniknąć.
— Nikt tu nie zagląda od lat — powiedziała Elena. — Ciekawe, czy w ogóle mają tu jakiekolwiek informacje.
Ethan kiwnął głową, jego oczy błądziły po ciemnych regałach.
— Będziemy musieli przeszukać każdy zakamarek — powiedział. — A tablica… pomoże nam znaleźć to, czego szukamy.
Rozdział 17
Lipsk, Archiwum Benedyktyńskie — 10:30, lokalny czas
Podążyli w głąb budynku, aż dotarli do sali, która była pełna starych dokumentów. W powietrzu czuć było zapach papieru i stali. Stare zamki, które wyglądały na wiekowe, zamykały drzwi do ukrytych pomieszczeń.
— Przypomnij mi, dlaczego nie mamy żadnych formalnych pozwoleń? — zapytała Elena.
Ethan uśmiechnął się niepewnie.
— To chyba nie jest to, co robią zwykli badacze.
Stanęli przed dużą szafą wypełnioną starymi manuskryptami. Ethan podszedł do niej, wziął jeden z tomów i zaczął przewracać kartki.
Po chwili zatrzymał się na jednej stronie, na której widniała skomplikowana mapa.
— To jest to, czego szukamy — powiedział. — Ale musimy połączyć wszystkie elementy, aby zrozumieć, dokąd prowadzi ścieżka.
Elena spojrzała na niego z rosnącym niepokojem.
— Co jeśli nie dotrzemy do końca? Co jeśli to, czego szukamy, jest już martwe?
Ethan uśmiechnął się ponownie.
— Wtedy po prostu będziemy musieli znaleźć nowy cel.
Rozdział 18
Lipsk, Archiwum Benedyktyńskie — 10:35, lokalny czas
Ethan i Elena stali przed ogromną ścianą w archiwum, gdzie wizerunki świętych i postaci z mitów splatały się z tajemniczymi symbolami. Niektóre obrazy były wyblakłe, inne wciąż świeciły w ciemnościach, jakby emanowały energią.
— To chyba jedyny sposób, by przejść dalej — powiedział Ethan, wskazując na jedno z ukrytych przejść, skryte wśród regałów z dokumentami.
Zbliżyli się do tego miejsca. Obok starożytnych manuskryptów znajdowały się szkice i rysunki ukazujące szlaki wędrówek templariuszy.
— Zaczynam rozumieć, jak to wszystko się łączy — powiedziała Elena. — To sieć sekretów, które nie powinny zostać odnalezione.
Elena spojrzała na mapę, którą wyjęli z ukrycia. Zaczynała rozumieć, że każde miejsce oznaczone na mapie miało swoje znaczenie.
Ethan przesunął dłoń po jednym z manuskryptów. Wtedy poczuł coś, co przypominało pulsowanie w powietrzu.
— To coś… to sygnał. Odkryliśmy kolejny punkt w tej ukrytej sieci.
Rozdział 19