E-book
15.75
drukowana A5
29.78
W chaosie zdarzeń

Bezpłatny fragment - W chaosie zdarzeń


Objętość:
71 str.
ISBN:
978-83-8351-601-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.78

Otwieram oczy, idę, przede mną stoisz Ty,

zielona trawa, dobre dni (…)

Ciebie też, bardzo - Męskie Granie 2021


Czwarty tomik poezji dedykuję Tobie, Przyjacielu.

Dziękuję za to, że mogę być sobą — wrażliwa, ironiczna i nieznośna. Dobrze wiesz, że lepsza nie będę, bo przy Tobie jestem najlepszą wersją siebie. Zatem - Ciebie też, bardzo.

W chaosie zdarzeń

w twoich oczach poruszenie

kiedy patrzę

a lubię patrzeć na wskroś

tęczówki stają się ciemniejsze

bezwiednie głoszą miłość

a usta szepczą: stój

ja nigdy nie słucham

biegnę po twojej skórze na oślep

ufam że w twoich ramionach bezpiecznie

ukryję przeszłość i roztrwonię przyszłość

dziś wiem

jestem i będę

w chaosie zdarzeń i w słoneczne dni

więc

patrzę bo kocham

uwierz

O wschodzie

Słońce wschodziło o piątej cztery

i mrok ustępował blaskowi dnia.

Ocierałam łzy mówiąc półszeptem,

że szczęście zawsze zbyt krótko trwa.

Trzymałam za rękę dłoń przyjaciela,

tatarak szumiał wiatrem targany

i było tak dobrze jak nigdy wcześniej,

bo los został na wskroś zrozumiany.

Gdziekolwiek pójdziesz, tam krok postawię,

wyprzedzę myśli, użyczę słów,

tylko nie milknij pod rękę z rozpaczą,

mów do mnie, proszę, zawsze mów.

Ja jestem słowem ostatnim i pierwszym,

czerp ze mnie, ciągle całą mnie bierz.

Wieczorem dopowiem słowa piosenki,

że zawsze i bardzo — ja ciebie też.

Deser

Zjedzmy deser w tym pokoju:

urok odczynimy zły.

Tylko znajdź dla mnie godzinę,

w której wciąż dryfują sny.

Jeśli nazbyt jestem śmiała,

odrzucę wszystkie niuanse.

Zaczaruję czas nad kawą-

daj mi tylko dwa kwadranse.

Jeśli nie masz już odwagi,

proszę o minut piętnaście.

Będę spieszyć się powoli:

miłość wzejdzie, zaraz zgaśnie.

Nawet jeśli dasz minutę

i mnie przyjmiesz na podłodze,

wrócę, bo ja zawsze wracam

i ci życie wnet osłodzę.

Po drugiej stronie

kiedy deszcz wbrew obietnicom tego świata

szemrze o samotności poszarzałej duszy

wiedz że szczęście mieszkało jedynie

w twoich zachłannie nieśmiałych pocałunkach

a jeśli kiedyś zwątpisz w mą miłość

tak różną od tego czym karmi się świat

rozerwę pochmurną kurtynę nadziei

i wnet pojmiesz:

po drugiej stronie nie ma już nic

Fala

człowiek jest falą

powstaje w wyniku rzuconego kamienia

wiec w bólu się rodzi

we łzach o poranku

potem zatacza kręgi

coraz większe i bardziej świadome

szukając ręki która przyczyną była

gdy uderza o brzeg

napotyka opór

nie walczy o byt

bo i po co

to wbrew naturze

zanim zniknie

ktoś uwieczni na płótnie delikatne kręgi

lub wzburzone jezioro

i nigdy nie wiadomo

dlaczego tak

nigdy nie wybiera wody

nigdy nie wybiera kamienia

nigdy nie wybiera brzegu

zaiste

człowiek jest falą

która zawsze drży

Miłość

miłość jest jak fizyka kwantowa

na początku chcesz zrozumieć

otwierasz szeroko oczy i usta

i chłoniesz każdy atom

czułości

pasji

namiętności

przekraczasz czas

przestrzeń

siebie

unosisz się poza obszary matematycznych równań

i nadal nic nie rozumiesz

bo już nie stawiasz pytań

miłość jest jak fizyka kwantowa

porusza do cna

zmienia strukturę marzeń

by na koniec

zostawić cię z niczym

a jednak

nic też jest czymś

nieprawdaż?

W górach

nie padał deszcz wbrew prognozie i oczekiwaniom

a ona udręczona szła

dźwigała plecak

swoich zmartwień

nieugaszonych pragnień

pełen subtelnych rozczarowań

po chwili usiadła

zasłuchana w rytm natury

pieszczona widokiem gór

a potok płynął

i nagle

wszystko

dosłownie wszystko z czym tu przyszła

przestało mieć jakiekolwiek znaczenie

poszła dalej

zostawiając daleko

szczyty

wodę

i plecak

może siebie też…

Ostatnie pożegnanie

Nikt nie wiedział, nie śnił nikt,

że ból może zmieść człowieka,

że po drugiej stronie rzeki

nikt nie kocha, nikt nie czeka.

Dziś

ciało pokrył biały kwiat,

w trumnie zniknął cały świat.

Każdy wierzył, ufał wciąż,

choć morfina nie działała.

Jedni klęli, inni wciąż

wciąż modlili się do Pana.

Dziś

ciało pokrył biały kwiat,

w trumnie zniknął cały świat.

Oto dziecko, które chciało

zrobić w końcu wielki skok.

Nie jest łatwo otrzeć łzy

matce, w której sercu mrok.

Dziś

ciało pokrył biały kwiat,

w trumnie zniknął cały świat.

Zanim powiesz: będzie dobrze,

zanim zmówisz swe pacierze,

spytaj Boga, gdzie on był.

Ja nie spytam, bo nie wierzę.

Dziś

ciało pokrył biały kwiat,

w trumnie zniknął cały świat.

Nie da się powstrzymać śmierci,

gdy szykuje ci sukienkę.

Jeśli kiedyś przyjdzie po mnie,

proszę — trzymaj mnie za rękę.

Dziś, gdy ciało pokrył kwiat,

gdy umilkły łzy, rozpacze,

dziś, gdy zniknął cały świat,

wszystko jeszcze w wierszu płacze

płacz i Ty

Szczęście

nie szukaj szczęścia w monetach

dziś są

jutro toczą się w nieznane

tracą blask

nie szukaj szczęścia w miłości

wzloty i upadki

zacierają wspomnienia

dając ujemny rachunek

nie szukaj szczęścia w urodzie

nim się obejrzysz

makijaż pośmiertny

zasłoni wszystkie zmarszczki

nie szukaj szczęścia w ludziach

składają obietnice bez pokrycia

zapominają

biegną dalej goniąc złudzenia

gdzie zatem znaleźć szczęście?

kołysząc się w takt muzyki odpowiedziała:

— w sobie-

milczenie zapadło nieoczekiwanie

a papieros się tlił

i tlił

i tlił…

Nie będę pytać

jeżeli nie kochasz

nie mów temu

który dźwiga życie

wpatrzony smutno w dal

że kiedyś

dla ciebie to nic

dla niego kromka nadziei

którą karmi się co noc

gdy wszyscy pojdą spać

on to słowo

mnoży

dodaje

fotografuje

powiela

a potem tańczy wśród gwiazd swoich pragnień

jeżeli nie kochasz

nie dręcz nadzieją

to boli bardziej niż samotność

więc proszę cię: rań

nie będę pytać

dlaczego

Mak

tęczówki błyszczą jak podszewka nieba

gdy czule gładzę niepokorne myśli

i oddalam chmurę trosk

gdy wschodzi słońce

błądzimy w łanach zbóż

nie ma już ciebie i mnie

to czerwiec: jaśmin zakwitł w ogrodzie

i w moim sercu

lecz wciąż boję się podać ci dłoń

zrozum

tak trudno uwierzyć

tak trudno uwierzyć

że mak kołyszący się na wietrze

nie jest plamą krwi

Bezruch

tyle słów nakreślonych namiętnością

tyle ust zamkniętych pocałunkiem

tyle potarganych myśli

wszystko na nic

mówili: nie da się żyć bez miłości

a ja tyle dni miesięcy lat

trwam w bezruchu

moim pragnieniem twoja dłoń

zamknięta w mojej dłoni

i słowa: oto jestem

lecz

nie da się żyć snem

nie podpartym żadnym argumentem

odchodzę po cichu pełna żalu

bo kocham świat

ale bez wzajemności

no trudno

Studium samotności

chłodna noc

rozświetlona nieodkrytą ilością gwiazd

błyszczy samotnością

a ja bym chciała

w ciemności gnać ile tchu

w hamaku czułości ułożyć sny

tworzyć na skórze nowe wiersze

i błyszczeć miłością przez duże M

Łąki umajone

gdy się przelewa czara goryczy

wspomnij

na te łąki umajone czułością

rozlewiska gwiazd wiosennych

śpiew ptaków nad ranem

tam gdzie zawodzi człowiek

natura głaszcze po policzku

i szepcze: choć jest coraz boleśniej

spróbuj raz jeszcze

raz jeszcze

Umiem liczyć czas

nie mogę zasnąć

lampka wina

druga

trzecia

obłok dymu

galaktyka myśli

otchłań wspomnień

jaśminowy żal

od jutra zaś

przyklejony uśmiech

tysiąc pomysłów

a przecież ja umiem liczyć czas

tylko

od ciebie do ciebie

od ciebie do ciebie

od ciebie do ciebie

Konwalia

drżysz konwalio maleńka

smutnie nad mchem pochylona

marzysz o miłości

skryta w tchnieniu lasu

nie targa tobą wiatr

nie pieści cię słońce

nie szepczesz czułych słów

nikomu do ucha

chciałabyś zerwaną być

i słuchać kochanków rozmodlonych twym zapachem

którzy czują co noc tętniący rytm wszechświata

porwę cię

zasuszę wśród wspomnień

i włożę między stronice

przytulę do ust

zasnę spokojnie

choć snem było też moje życie

Na skraju lasu

leżąc na skraju lasu

wpatrzeni w siebie nie wiemy nawet

skąd tak naprawdę przyszliśmy

zwiedzam cię ustami

rozglądam po duszy

i zrywam kwiaty twych myśli

niezapominajki, zawilce,

stokrotki, konwalie i bzy

znów są świadkami grzechu

gdy mnie przytulasz

zatapiam się w trawie

nie mogę wyrównać oddechu

nim przeminiemy

wezmę w kieszeń

wspomnienie, rozkosz i kwiaty

będziemy błądzić

marzyć, by znów

spotkały się nasze światy

czas staje w miejscu

las mruczy czule

choć to jest tylko chwila

odchodzę na palcach

nie chcę przepłoszyć

tak ulotnego z serca motyla

Pod parasolem czułych słów

w deszczu

gdy idziemy ramię w ramię

pod parasolem czułych słów

krople ściekają po twarzy

niczym łzy szczęścia

gdy mówisz

że urodziliśmy się

by przeciąć sobie drogę

kategorycznie zaprzeczam

urodziliśmy się by uzdrowić swoje dusze

by rozjaśnić ciemne noce

wypełnić zakamarki pragnień

w deszczu więc

całuj z całych sił

zanim znikniemy za zakrętem

Kartki

kurz pokrył grubą warstwą lenistwa

wszystkie księgi, książki i książeczki

nikt nie wodzi palcem po zżółkniętych kartkach

nie doszukuje się sensu w zbutwiałych literach

literatura nie chroni przed samotnością

nie osłania przed śmiercią

nie usprawiedliwia nienawiści

potrafi tylko wzniecić pożogę

więc lepiej zamknąć na klucz

i pozwolić obumrzeć

jak tobie we mnie

Kasztanowiec

zegar odmierzał skrupulatnie każdą sekundę

słońce dawkowało hojnie naparstki ciepła

na próżno

kasztanowiec nie zakwitł na czas

(zauważmy tu przewrotną metaforę życia)

można liczyć, by nigdy nie mieć

można czytać i nic nie rozumieć

można kochać i wszystko tracić

kasztanowiec nie zakwitł na czas

może za rok się uda

wbrew statystyce

Wdzięczność

wdzięczność jest ze swej natury

bardzo podstępna

jestem wdzięczna za życie

a ono opada mgłą ma moje serce

jestem wdzięczna za dom

a on drży w posadach co noc

jestem wdzięczna za ludzi

a oni odchodzą w nieznane

może lepiej

nie dziękować

milczenie nie boli

jest obojętne jak kamień przy drodze

bez względu na pogodę

po prostu trwa

Powita cię znów

Mogę cię zabrać w znaną ci przestrzeń,

utulić najmocniej słowami,

byśmy się mogli wpatrywać w niebo,

dryfować ponad gwiazdami.

Mogę cię zabrać na łąkę snów,

wybierzesz kolory swych marzeń,

a ja palcami namaluję cię znów

bez wspomnień dawnych zdarzeń.

Mogę cię zabrać, gdzie tylko chcesz,

nadzieja tak silną ma moc,

wystarczy, że wyszepczesz imię me,

a powita cię znów ciemna noc…

Guzik

ten guzik malutki

symbol rozkoszy

cały dzień

zapinał i rozpinał moje myśli zielone

na cząsteczki, pierwiastki, atomy

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.78