E-book
29.4
drukowana A5
66.62
W Blasku Szarości i Czerni

Bezpłatny fragment - W Blasku Szarości i Czerni

Objętość:
269 str.
ISBN:
978-83-8369-128-2
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 66.62

Życie i jego cienie

Rozdział 1

Janek patrzył w okno. Powinien być szczęśliwy, przecież to ponoć najpiękniejszy dzień w życiu człowieka, a on ma rozdarte serce, nie wie, czy robi dobrze.

Nie chciał tego ślubu, ale cóż, skoro pojawiło się dziecko, to nie wypada, żeby się chowało bez ojca.

— Czego tam szukasz, zapytał Tomek?

Nie wiem, odparł Janek, ale wydaje mi się, że nie będzie mi dobrze w tym małżeństwie.

— Aleś wymyślił, za późno na takie rozmyślania, ubieraj się, bo za godzinę twój ślub.

Janek nie jest już młodym mężczyzną. Ma za sobą dwa związki, wprawdzie nieformalne, ale jednak. Oba te związki zakończyły się rozstaniem z różnych przyczyn, jednakże nie była to jego wina.

Teraz jest pełen niepokoju, za duża różnica wieku, a i powód tego małżeństwa jest nie taki, jaki powinien być, nie ma między nimi miłości.

W końcu popędzany przez kolegów Janek wbił się w garnitur. Czuł się sztucznie, nie komfortowo.

„Dam radę, powtarzał sobie w myślach, dam radę, żeby tylko nie wywinąć jakiegoś numeru”.

W kościele Janek już się uspokoił. Wiedział, że musi przez to przejść, i to jest tylko godzina takiej ceremonii.

Kiedy już wybrzmiały ostatnie akordy mszy, Janek z ulgą wziąwszy swoją żonę za rękę, poprowadził ją do samochodu, i pojechali do domu na przyjęcie weselne.

Spotkanie rodzinne i z przyjaciółmi przebiegało spokojnie. Rozmowy toczyły się jak zawsze przy takich okolicznościach, o wszystkim i o niczym, a najwięcej o polityce.

W pewnym momencie Janek zorientował się, że nie ma żony w pokoju. Poszedł zobaczyć co się z nią dzieje.

Poszedł do drugiego pokoju, do kuchni, nie było jej. Zapukał do łazienki, i usłyszał na drzwiami głos żony i Wojtka.

Zrobiło mu się słabo. Nie wiedział co robić, wejść czy poczekać aż sami wyjdą.

Stał za drzwiami i ciągle słyszał ich przyciszone głosy. W końcu delikatnie uchyliły się drzwi, i pokazała się w nich głowa Gabi.

Kiedy zobaczyła Janka, szybko się schowała.

Janek nie chciał robić zamieszania, usiadł więc przy stole, a serce chciało mu wyskoczyć z piersi.

Dopiero co poślubiona małżonka przyprawia mu rogi z jego przyjacielem.

Nie słyszał rozmów jakie toczyły się przy stole, w gardle pojawiła się piłka, która chodziła sobie od żołądka, aż w końcu zaciskała gardło.

„Żeby się tylko nie popłakać”.

Nie wie co jeszcze zrobi, ale nie chce skandalu.

Jeszcze bardziej zrobiło się mu smutno, kiedy wróciła Gabi. Jakby nigdy nic, usiadła obok Janka i zajęła się jedzeniem.

Szybko zleciało to przyjęcie. Teraz przyszedł czas na poważną rozmowę między małżonkami.

Kiedy zostali już sami, Gabi nie chciała rozmawiać, stwierdziła, że nic się nie stało, więc nie mają czego rozpamiętywać. Janek był opanowany i spokojny jak na taką sytuację. Z innym mężczyzną to byłby koniec małżeństwa, ale Janek miał na uwadze plotki jakie by się rozsiewały, a i dziecko, synek, przecież niczemu nie jest winien.

Rozdział 2

Janek ciągle miał w umyśle to, co zrobiła jego żona, jednakże życie toczyło się dalej.

Starał się nie pokazywać Gabi jak bardzo go skrzywdziła, dlatego wolał się nie odzywać.

Przecież jest maleństwo, które potrzebuje spokoju.

Pełno w nim było smutku, żalu, złości. Emocje te starał się w sobie zagłuszać. Obawiał się plotek, które będą godziły w jego męską dumę.

— Nad czym tak myślisz? Tomek wyrwał Janka z zadumy.

— Nie, nic takiego, odparł Janek, myślę nad robotą.

— Nie musisz się okłamywać.

Tomek znał Janka, wiedział, że teraz ma on ciężki czas.

Wojtek tłumaczył się alkoholem, tak samo mówiła Gabi.

— Nie pamiętam, odpowiedziała na słowa Janka, który próbował porozmawiać z nią na ten temat.

Oboje z Wojtkiem jednocześnie dostali amnezji.

Janek w końcu skapitulował i przeżywał, tłumiąc emocje.

— Już tak nie rozmyślaj, Tomek próbował odwrócić uwagę Janka od jego ponurych myśli.

— Wiesz co, po robocie pójdziemy na piwo, to się trochę odstresujesz.

Janek jednak nie miał ochoty na męskie wypady. Raczej wolał iść do domu. Przecież jest tam synek.

Pracowali na trzy zmiany, dlatego Janek rzadko widywał synka. Każda chwila, kiedy mógł go wziąć na ręce, była dla niego cenna.

Sama świadomość, że w domu jest Gabi, raniła go bardzo, dlatego musiał się jakoś opanować.

Z czasem było to coraz trudniejsze.

— Janek, choć na to piwo, zobaczysz, lepiej się poczujesz.

Tomek po pracy nie dawał za wygraną, chciał żeby przyjaciel trochę się zrelaksował w sposób znany facetom, po prostu napić się alkoholu.

— Nie mogę, może innym razem, ale nie dzisiaj.

Kiedy wrócił do domu usłyszał płacz dziecka.

— Dlaczego on płacze, zapytał żony?

— Sam go zapytaj, drze się od rana, mam tego dosyć.

— Kobieto, toż to dziecko.

Janek nie umiał zrozumieć żony.

Kiedy tylko wziął dziecko na ręce, zorientował się, że ma pełną pieluchę.

— Gabi, czy ty tego nie widzisz?

Umył dziecko, zmienił pieluchę i nakarmił z butelki.

Gabi siedziała i popijała piwo.

— Czyś ty zwariowała, pijesz przy dziecku?

— A pije, nie mogę?

Janek musiał jeszcze zrobić obiad, bo nie wiedzieć dlaczego, Gabi nie ruszyła palcem.

Gabi zjadła z mężem obiad, a potem stwierdziła, że musi wyjść.

Janek już wiedział, że oboje źle się czują w tym małżeństwie, tylko dlaczego?

Rozdział 3

Janek miał nocną zmianę, więc chociaż zmęczony, szykował się do pracy.

Przed wyjściem nakarmił jeszcze synka i położył go spać.

— Gabi, pamiętaj, żeby zająć się małym.

Gabi jakby nieobecna wlepiła teraz wzrok w ścianę i nic, zero reakcji.

— Kobieto, zostajesz w domu z dzieckiem, ja przecież muszę pracować. Rusz tyłek i zajmij się czymś!

— Nie będziesz mi mówił co mam robić, nie jestem dzieckiem, a poza tym, mały śpi więc nic mu nie będzie.

— Czasami mam wrażenie, że nie różnisz się nic od niemowlaka.

W pracy Janek myślał, co dzieje się w domu, ale musiał zarabiać żeby utrzymać rodzinę.

Dzieciaka zostawił z nieodpowiedzialną matką, i to go niepokoiło.

— Coś taki zamyślony — zapytał Tomek?

— Boję się o synka, Gabi nie radzi sobie z niczym, jedynie co ją pociąga to alkohol, i to mnie martwi. Często zastaję ją wypitą kiedy wracam z pracy.

— O kurcze, to po co z nią jesteś?

— Przecież ślubowałem jej przed ołtarzem.

— Tak, a ona tobie, i myślisz, że martwi się o ciebie?

Tego ranka, kiedy Janek wrócił z nocki, usłyszał płacz dziecka. wszedł do sypialni. Gabi spała na łóżku z dwoma facetami.

Wszystko się w nim zagotowało, ale najpierw przewinął i nakarmił synka. Potem podszedł do łóżka i ściągnął z niego pijanych mężczyzn.

W tym momencie poczuł silny ból. Przewrócił się i obaj mężczyźni zaczęli go bić. Kiedy Gabi się obudziła, zaczęła razem z nimi kopać Janka.

Kiedy się zorientowali, że to mąż Gabi, pouciekali.

Gabi natomiast jakby nigdy nic, położyła się spać.

Janek sięgnął po telefon i zadzwonił po pogotowie.

Kiedy pogotowie przyjechało, pojechał do szpitala.

W szpitalu okazało się, że ma złamaną rękę w dwóch miejscach, rozcięty łuk brwiowy i rozciętą wargę, a do tego wybite zęby.

Policja kiedy zajęła się tą sprawą. Obaj dziarscy panowie wylądowali w areszcie, Gabi na izbie wytrzeźwień, Janek w szpitalu, a małe dziecko Bogu ducha winne, zabrała opieka.

Rozdział 4

Janek nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie jego życie staje na głowie.

Nie miał pojęcia co stało się z synkiem i żoną.

W szpitalu poskładali mu rękę i włożyli w gips. Pozszywali go, pozakładali opatrunki.

Jako mężczyzna czuł się upokorzony.

— Jak ty wyglądasz — obok jego łóżka stał Tomek.

— Lepiej nic nie mów.

— Powiedz mi, gdzie jest mój synek?

— To ty nic nie wiesz?

— Jak mam wiedzieć skoro leżę tu cały poobijany?

— Twoją żonę zabrali na izbę wytrzeźwień, a syna opieka zabrała.

Janek próbował się podnieść, ale niestety, nie był w stanie. Głowa opadła mu na poduszkę, a po policzku spłynęła samotna łza. Szybko wytarł ją wierzchem dłoni, żeby nie pokazać słabości.

— I co teraz — zapytał Tomek?

— Będę myślał jak wyjdę ze szpitala.

— Co ci przynieść?

— Nic nie chcę, muszę tylko szybko się wykurować, żeby dziecko nie zostało u obcych ludzi.

— No nie wiem, czy tak szybko ci go oddadzą.

— Nie gadaj głupot, a poza tym, to może już sobie idź.

— Dobrze, pójdę, ale jutro przyniosę ci coś do jedzenia, musisz nabierać sił.

Janek nie zdawał sobie sprawy z tego, że ma obok siebie prawdziwego przyjaciela.

Janek tęsknił za synkiem, nie wiedział też co jest z żoną, nawet nie przyszła do niego.

Poczuł się samotny i opuszczony.

Ale postanowił sobie, że szybko wyjdzie i zawalczy o rodzinę.

Teraz jednak czekała go walka o własne zdrowie.

Lekarze robili co mogli. Z czasem ręka zrosła się, nos też doszedł do formy. Tylko została sprawa wybitych zębów, tego Janek bał się najbardziej.

Kiedy wychodził ze szpitala, przyjechał po niego Tomek.

Janek szybko poszedł do swojego mieszkania, ale to co zastał, przerażało go.

Żona była pijana, ale też nie była sama.

Jak zwykle w takich wypadkach dzielnie towarzyszyli jej okoliczni pijacy.

Janek zobaczył również narkotyki.

Tomek pociągnął go za rękę.

— Nie możesz tu zostać, to jest chlew a nie mieszkanie, nie dasz sobie z tym rady. Zabieram cię do siebie.

Janek zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma już o co walczyć, jego małżeństwa nie ma. Teraz musi walczyć o dziecko i siebie.

Rozdział 5

Tomek z samego rana, jeszcze przed pracą, wyskoczył do sklepu po pieczywo. Żal mu było Janka, ale cóż mógł zrobić, Janek musi sam zadecydować, co chce zrobić ze swoim małżeństwem.

Kiedy wrócił z zakupami, Janek już parzył kawę.

— Zostaw — powiedział Tomek — sam to zrobię.

— Przecież nic już mi nie jest.

Janek trochę zdenerwował się na przyjaciela, chociaż wiedział, że robi to z troski o niego.

Usiedli do śniadania, potem spokojnie wypili kawę, nie odzywając się do siebie.

W końcu Tomek wyciągnął z szuflady zapasowe klucze, i położył na szafce w przedpokoju.

— Jak będziesz chciał wyjść, tu masz klucze. To trzymaj się brachu, będę po piętnastej.

Janek siedział jeszcze nad kawą, myśli jego biegały jak oszalałe. Musi dowiedzieć się, gdzie jest jego dziecko.

Nie wiedział jak się do tego zabrać, zatem zadzwonił do opieki.

Pani grzecznie poinformowała go, że dziecko ma się dobrze, jest u dobrej rodziny i Janek ma się nie martwić o małego, tylko niech udowodni, że potrafi stworzyć dziecku odpowiedni dom.

Jak ma to zrobić, kiedy praktycznie nie ma sam gdzie się podziać?

Kiedy Tomek wrócił z pracy, zastał Janka siedzącego w kuchni nad tą samą kawą.

— Tak nie można — powiedział do Janka — musisz coś ze sobą zrobić.

Janek był jakby odrętwiały.

— Nie oddadzą mi dziecka — powiedział przyciszonym głosem.

Tomek nie wiedział jak ma go pocieszać, dlatego tak po męsku wyciągnął z szafki butelkę wódki i kieliszki.

— Wypijemy, to się lepiej poczujesz.

Janek nie oponował, wypił kieliszek wódki, chociaż mu nie smakowała.

Potem Tomek zadzwonił po pizzę, a kiedy przywieźli ją, ze smakiem zjedli co do okruszka.

— To co — powiedział Tomek — na drugą nogę, żeby nie kuleć?

Janek wypił drugiego kieliszka, potem trzeciego i czwartego. Aż w końcu wysączyli wszystko z butelki aż do dna.

Panowie teraz mieli nad czym ubolewać, i mieli wiele pomysłów, jak rozwiązać problem. W tym błogim stanie pozasypiali.

Rozdział 6

Następnego dnia z samego rana obudził ich dźwięk zegarka. Panowie wyglądali nie za bardzo, nie inaczej było z głowami. Trudno się podnieść, a Tomek musi iść do pracy.

Janek przewrócił się na drugi bok, oznajmiając, że dzisiaj nie wstaje.

Tomek zadzwonił do zakładu, że musi wziąć wolne na żądanie, i też wrócił do łóżka.

Tak się kończą zazwyczaj Polaków nocne rozmowy.

Kiedy koło południa w końcu powstawali, Tomek ubrał się i poszedł do sklepu po piwo. Trzeba się jakoś leczyć, dlatego kuracja piwem potrwała prawie trzy godziny, potem przyszło im do głowy ugotować obiad.

— Jakoś mi dziwnie.

— Ale co, chodzi ci o żonę czy o dziecko?

— O dziecko, ta myśl już tak nie boli.

— A nie mówiłem, trzeba czasami popić żeby sobie ulżyć.

— Często tak pijesz?

— Nie, czasami, będzie jakieś pół roku temu, jak zapiłem pałę. Pamiętasz, jak mnie rzuciła Zośka?

— No tak, pamiętam.

— To właśnie wtedy piłem, ale teraz to już wystarczy, odpocznę i jutro do pracy.

Jankowi spodobało się zapijanie smutków alkoholem.

Więc kiedy następnego dnia Tomek był pracy, Janek poszedł do sklepu po piwo i wódkę. Wrócił do mieszkania Tomka, usiadł przy stole, i najpierw wypił jedno piwo, a potem

sięgnął po wódkę.

Kiedy Tomek wrócił z pracy, zastał Janka śpiącego, opartego głową o blat stołu kuchennego.

— Aleś się zaprawił.

Tomek, zaciągnął Janka do pokoju i położył na łóżku, zdejmując tylko buty.

Na drugi dzień rano Tomek zdenerwowany wygarnął Jankowi, że tak nie może robić, bo się stoczy.

— Daj spokój — Janek próbował bagatelizować sprawę.

— Nie daj spokój, tylko cię ostrzegam, można szybko wpaść w nałóg, a potem to już równia pochyła na samo dno.

— Wiesz co, lepiej będzie jak pójdę do domu, tam przynajmniej nie będziesz mi suszył głowy. Nie rozumiesz, że zabrali mi dziecko?

— A ty nie rozumiesz, że piciem tylko pogarszasz swoją sytuację?

Nie pomogły argumenty, Janek zebrał się i wrócił do domu, gdzie nie czekało go nic dobrego.

Od dzisiaj będzie pił razem ze swoją żoną i jej towarzystwem.

Janek już wpadł w alkoholizm nie zdając sobie z tego sprawy.

Miał przebłyski świadomości, wtedy szukał pracy.

Był pracowity, dlatego cenili go, do momentu, kiedy po raz któryś tam z kolei sięgał po alkohol.

Kiedy tracił pracę, pił.

Bo w jego pojęciu miał powód, przecież wyrzucili go z roboty.

W końcu nie mógł znieść ani siebie, ani żony, postanowił, że musi zakończyć to krzywdzące go małżeństwo.

W międzyczasie oboje z żoną zostali ograniczeni w prawach rodziców. Dziecko zostało zatem w rodzinie zastępczej.

Janek opamiętał się. Przestał dawać żonie pieniądze. Zaczął się leczyć.

Żona widząc, że już nic nie wskóra od Janka, wyprowadziła się do kochanka.

Janek znalazł dobrą pracę, przestał pić, chociaż nie było mu łatwo.

Jeszcze zostało jedno do zrobienia, przeprosić za wszystko Tomka.

Rozdział 7

Na trzeźwo Janek zobaczył jakich narobił sobie kłopotów. Wprawdzie miał dobrą pracę, ale połowę zarobków zabierał komornik. Janek był zniszczony przez alkohol i papierosy. Był chudy, cera ziemista, podupadł bardzo na zdrowiu. Ale dzielnie walczył ze swoimi słabościami.

Na dokładkę żona starała się wyciągać od niego pieniądze, czego nie mógł zrozumieć.

Ponieważ założyła mu sprawę o alimenty na siebie, poprosił o adwokata z urzędu.

Pan adwokat bez żadnych problemów udowodnił, że alimenty tak, ale na dziecko. Żona już miała swoją nowa rodzinę i swoją pracę.

Janek również spotkał się z Tomkiem.

Panowie tym razem zasiedli do kawy.

Jankowi trudno było zebrać się, żeby przyznać rację przyjacielowi i przeprosić za swoje zachowanie. Jak tłumaczył się, kiedy był pijany, nie bolało.

— A teraz problemy podwójne — zapytał Tomek?

— Tak, ale powoli wyjdę z tego.

— Słuchaj, jakbyś coś potrzebował, to wal jak w dym.

— Dziękuję, na pewno skorzystam.

— A gdzie masz samochód, zapytał Tomek?

— Musiałem sprzedać, bo zabrali mi prawko.

— Po pijaku?

— Tak, a skąd wiesz?

— Nietrudno się domyśleć.

— do końca życia będziesz jeździł tramwajami?

— Na to wygląda.

Był wdzięczny przyjacielowi, że go nie poniża coś jakby w stylu; „a nie mówiłem?”

Od teraz panowie spotykali się często. Przyjaciel starał się wspierać Janka w tym trudnym dla niego okresie. Po trosze czuł się winny, ponieważ to on namówił Janka na wypicie pierwszej butelki alkoholu, myślał, że pomaga, a w rzeczywistości wpędził go w alkoholizm.

Tomek chciał żeby przyjaciel ułożył sobie życie, dlatego poznał go z Iloną. Spokojna kobieta, chociaż schorowana. Janek był zadowolony, ponieważ przy niej czuł się potrzebny, czuł się też kochany.

Wydawało się, że jego życie jest na właściwej drodze.

Rozdział 8

Janek miał co teraz robić. Miał pracę, z której się cieszył, miał kobietę, którą się opiekował, a ona była mu wdzięczna za wszytko co dla niej robił.

Razem chodzili w niedzielę do kościoła i na spacery. Każdą wolną chwilę spędzali razem.

Janek zobaczył, że może być szczęśliwy i dziękował Bogu za Ilonę.

Jednakże nie trwało długo ich szczęście. Ilona zapadła w śpiączkę, i już się z niej nie wybudziła.

Kiedy odeszła, Tomek robił co mógł, żeby wspierać Janka, jednak Janek nie poradził sobie z utratą ukochanej.

Jednej niedzieli idąc z kościoła, wstąpił do restauracji. Pomyślał, że setka wódki mu nie zaszkodzi.

Wieczorem wytoczył się z restauracji. Zadzwonił po Tomka, bo stracił orientacje gdzie jest, i w końcu zasnął na ławce.

W takim stanie znalazł go Tomek.

Zabrał go do samochodu i zawiózł do siebie do domu. Wiedział, że jeśli zostawi go samego, z rana Janek pójdzie pić, zamiast do pracy.

Kiedy Janek rano się przebudził, nie wiedział co się dzieje.

— Nie możesz zapijać smutku alkoholem — Tomek próbował tłumaczyć przyjacielowi.

— Wiem przecież, miałem zamiar wypić tylko setkę.

— Dla ciebie kropla to za dużo, a ty poszedłeś na setkę?

— Wiesz jak ja się czuję?

— Przecież wiem, współczuję ci, ale piciem nic nie załatwisz.

Tomek podał Jankowi telefon — dzwoń, powiedział, załatw sobie dzisiaj wolne.

Janek wziął urlop na żądanie.

Tomek również wziął wolne, nie chciał zostawić Janka samego, ponieważ podejrzewał, że ten zaraz poleci na wódkę czy piwo.

— Nigdzie nie pójdziesz — powiedział do Janka, który właśnie próbował wyjść z mieszkania przyjaciela — zostaniesz u mnie tak długo, aż zrozumiesz, że nie wolno ci pić.

Janek skapitulował, wiedział, że nie wygra z Tomkiem.

— Zrobię nam kawę, tobie taką porządną, niech cię postawi na nogi.

— Potem zrobimy jajecznicę, taką na boczku, chcesz?

— Nie jestem głodny.

— Ale zjesz, nie możesz być o pustym żołądku.

Kiedy wjechała na stół jajecznica, panowie zmietli ją w parę minut.

Tomek pozmywał po śniadaniu i poszli oglądać powtórki meczów.

Od teraz Tomek będzie aniołem stróżem Janka.

Wie, że nie będzie to łatwe, ale wyciągnie kolegę z nałogu, przynajmniej spróbuje.

Ale póki co, oglądali mecze i dzielnie sekundowali całej grze.

Rozdział 9

Janek nabierał siły i stabilizacji życiowej. Tomek był jego cieniem. Nie pozwolił mu na rozmyślania, ani na to, by sam chodził do sklepu na zakupy.

Z pracy też go odbierał, pod pretekstem byle jakim, żeby tylko Janek nie miał czasu za dużo dla siebie.

Po pół roku, Janek wrócił do swojego mieszkania. Postanowił sobie, i udowodni przyjacielowi, że już może sam funkcjonować.

Udało mu się zobaczyć z synkiem.

Nawet nie przypuszczał, że jest już taki duży. Kupił mu samochodzik, a tu przed nim stanął chłop.

— Tato, ja się nie bawię już samochodzikami — usłyszał od syna.

Janek od tej pory regularnie spotykać się będzie ze synkiem.

Dziecko było w rodzinie zastępczej, ale jak widać, rodzina dobrze się opiekowała chłopcem.

„Lepiej to niż u matki czy u mnie, pomyślał Janek, żaden ze mnie ojciec, skoro z byle powodu sięgam po alkohol. A i matka taka sama”.

Myśli Janka na chwilę cofnęły się w czasie, nie było tam różowo.

„Co myśmy zrobili temu dziecku?”

Szkoda gadać, dobrze, że nie mamy więcej dzieci.

Zadzwonił do Tomka.

— Wiesz co, mój chłopak to już prawie dorosłe dziecko — pochwalił się przyjacielowi.

— Dzieci szybko rosną, nawet nie wiemy, kiedy wyfruwają z rodzinnych domów.

— A ja nawet nie widziałem jego dorastania — zasmucił się Janek.

— Tylko mi tutaj się nie rozklejaj, lepiej poszukaj jakieś fajnej kobietki.

— Gdzie mam szukać?

— W internecie, teraz są takie możliwości, tylko trochę więcej inicjatywy.

Janek posłuchał przyjaciela i zasiadł do laptopa.

Założył sobie Facebook.

Zaczął przeglądać strony, zapraszać do znajomych różnych ludzi. Jego też zaczęli zapraszać do znajomych, i tak Janek zatapiał się świat internetu, którego jeszcze nie znał.

Zaczął pisać z kobietami.

Podobały mu się niektóre, ale nie umiał z nimi rozmawiać. Jednak jakaś bariera istniała między nimi.

Nie zniechęcał się, jak mówił Tomek, w końcu trafi na tę jedyną.

Pewnego wieczoru zadzwoniła jego była.

— Janek — Gabi krzyczała do słuchawki — potrzebuję kasy, dasz mi jakąś?

— Nie będę ci dawał żadnych pieniędzy. To już nie moja sprawa twoje potrzeby finansowe, nie wydzwaniaj do mnie.

Janek wiedział, że Gabi potrzebowała albo na alkohol, albo na narkotyki. Tylko jego to już nie obchodziło.

On sobie poszuka takiej co to nie pali i nie pije, chyba są takie, przemknęło mu przez myśl?

Rozdział 10

Powoli Jankowi zaczęło się życie układać w spokoju i stabilizacji. Zabierał syna na spacery, do siebie, wprawdzie na krótko, ale na początek i to dobre.

Ponieważ był pracowity, to praca go cieszyła.

Zadowolony z siebie, potrzebował tylko kogoś, kto go pokocha. „Ale czy to możliwe?”

Wprawdzie jest już innym człowiekiem, ale zawsze kobieta może mieć obawy.

Z taką nutką niepewności zasiadał do laptopa. Kiedy otworzył Facebook, zaczął przeglądać strony, wpadła mu w oczy jedna, już nie taka młoda, ale ładna kobieta.

Zaprosił ją do znajomych.

Na drugi dzień, odpowiedziała na zaproszenie.

Janek był pełen niepokoju, czy taka kobieta będzie chciała z nim rozmawiać?

Kiedy napisał do niej, a po paru minutach odpowiedziała.

Był nawet zaskoczony, ale i zadowolony.

— Witam, jestem Janek z Katowic, możemy popisać?

— Możemy, tylko grzecznie proszę.

— Zawsze jestem grzeczny do kobiet.

W odpowiedzi dostał uśmiechniętą buźkę.

— Mów do mnie Ola, napisała kobieta.

— Dobrze Olu, a skąd jesteś?

— Z zachodu Polski.

Rozmowa potoczyła się im gładko. Janek zadowolony stwierdził, że to jest chyba to, czego pragnie; wesołej kobiety bez nałogów.

Ola uprzedziła, że nie znosi nałogów i nałogowców.

Janek miał teraz problem, bo palił papierosy.

Zastanawiał się co zrobić.

Na drugi dzień idąc z pracy, kupił e-papieros i wkłady do niego, od dzisiaj spróbuje odzwyczajać się od palenia.

Zadowolony zadzwonił do Tomka.

— Tomek, chyba znalazłem odpowiednią kobietę, prawie krzyczał do słuchawki.

— Spokojnie chłopie, opowiadaj.

— Co mam ci opowiadać, nie pali, nie pije, nie ćpa tak jak moja była.

— Bardzo dobrze, tylko tego nie schrzań.

— No co ty, tego nie popsuję, jest niesamowita, żeby mi jej kto nie sprzątnął?

— Jak się postarasz, to nie sprzątnie, bądź dobrej myśli.

Janek był szczęśliwy. Rozmawiał z Olą codziennie, i nie upłynęło wiele czasu jak się zakochał.

Pojawił się niepokój, ponieważ zauważył, że Ola ma trochę adoratorów.

Wiedział, że takie kobiety są zaczepiane przez różnych mężczyzn.

Musiał zaryzykować.

Pewnego dnia, po prostu powiedział jej, że jest zakochany, i nie wie co ma zrobić z tym uczuciem.

Ola zaskoczona tym wyznaniem, powiedziała tylko; dziękuję za miłość.

Janek nie wiedział co ma myśleć. Tej nocy spał niespokojnie.

Rozdział 11

Ola to osoba spokojna po przejściach. Tak jak większość kobiet w tym wieku, boi się związać z kimś, aby nie zostać zranioną, a co gorsza, żeby nie powtórzył się schemat z przeszłości.

Dlatego jest ostrożna, jeśli chodzi o relacje między nią a Jankiem.

Wraz ze słońcem wstała tego ranka i zamierzała pójść do miasta. Jest typem domatorki, ale czasami lubi cieszyć się przyrodą. Dlatego pójdzie do parku posłuchać, jak wiosna budzi się do życia.

Odradzająca się natura pięknieje z dnia na dzień, co cieszy duszę Oli.

„Ile wiosen jej jeszcze zostało? Ile jesiennej melancholii przeżyje jeszcze?”

Takie refleksje nachodzą ją, kiedy cieszy zmysły otaczającym ją pięknem.

Kiedy już usiadła na ławce w parku, pomyślała, czy jest gotowa na zmiany? I dlaczego Janek tak się śpieszy z uczuciami?

Ola odebrała telefon, Janek się niepokoił, że nie ma z nią kontaktu.

— Nie ma mnie w domu — odpowiedziała.

— To gdzie ty chodzisz o tej porze?

— Jestem w parku, jest zbyt ładnie, żeby w domu siedzieć.

— A z kim jesteś na spacerze?

— Sama, a z kim miałabym być?

— No nie wiem, mało to chłopów w waszym mieście?

— Janek, o czym ty mówisz?

Ola się zdenerwowała, a jednocześnie zaniepokoiła.

„O co mu chodzi? Czyżby chciał mnie kontrolować?”

Tego Ola nie brała pod uwagę, a jednak, schemat się powtarza. Jeszcze trochę będzie chciał wiedzieć co robię minuta po minucie?

Janek kiedy się rozłączył, zorientował się, że przegiął i na dokładkę wystraszył Olę.

Ale to jakoś samo wypłynęło z jego wnętrza. Nie wie, co teraz zrobić, żeby przekonać Olę, że taki nie jest.

Jeśli przez to straci ją, to sam sobie tego nie daruje.

Zadzwonił jeszcze raz.

— Przepraszam cię kochanie, ale byłem zdenerwowany, myślałem, że coś się tobie stało.

— A co miało mi się stać? Możemy rozmawiać kiedy chcemy, ale to nie powód, żebyś mnie kontrolował i podejrzewał.

Ola była zdenerwowana, ale nie chciała się kłócić, dlatego umówiła się na rozmowę wieczorem.

Tylko już wiedziała, że to nie jest to, czego pragnie. Janek nie będzie umiał inaczej postępować, jest zaborczy, co będzie prowadzić do wielu nieporozumień i awantur.

Zrobiła po drodze zakupy i wróciła do domu.

Spokojne życie Oli zakłóciło pojawienie się Janka.

Jest teraz zajęta rozmowami z Jankiem do tego stopnia, że musi sobie wykupywać czas na swoje potrzeby.

Wszystko jakby stanęło na głowie.

Czuje się kontrolowana, sterowana, podporządkowana.

Janek z kolei korzysta z tego, że Ola jest tak uległa.

„Muszę to przerwać, nie dam rady tak dłużej.”

Rozdział 12

Janek będzie starał się, żeby zatrzeć przykre wrażenie jakie wywołał poprzedniego dnia przez swoją zazdrość.

Zadzwonił do Tomka.

— Co się dzieje — zapytał Tomek?

Janek opowiedział mu co się stało, i co go niepokoi, ponieważ wie, że wystraszył Olę swoim zachowaniem, a przecież tego nie chciał.

Ola jest skarbem jaki dostał od życia, dlatego musi wszytko naprawić.

— Człowieku, nie kontroluje się kobiety, bo ci ucieknie, i to szybciej niż się spodziewasz.

— Wiem, ale co mam teraz zrobić?

— Pokaż, że jej ufasz.

— Ale jak?

— Nie rób głupich min, i nie obrażaj się kiedy ona nie odbierze telefonu, bo może być po prostu zajęta.

— Rozumiem, tylko to jest trudne.

— Nikt nie powiedział, że życie jest łatwe, musisz sobie z tym poradzić.

— A jak będziecie już razem, jeżeli będziecie, poprawił się Tomek, to myślisz, że pozwoli sobie na to, żebyś ją ograniczał?

— Wiem — Janek był pełen niepokoju.

Kiedy przestali rozmawiać, zadzwonił do Oli.

Po paru sygnałach Ola odebrała.

Janku, nie mam teraz czasu, rozmawiam na skype.

Janek już miał na końcu języka pytanie; z kim rozmawiasz, ale się opamiętał i powiedział; jak skończysz, dasz mi znać?

Teraz jego myśli pracowały na pełnych obrotach. Z kim ona może rozmawiać? Dlaczego woli z tym kimś, a nie ze mną? Kto to taki? Zadręczał się myślą, nie był w stanie o niczym innym myśleć, tylko o tym, z kim i o czym Ola rozmawia.

Po jakimś czasie Ola zadzwoniła.

— Miałam rozmowę z synem, trochę to zeszło, takie sprawy rodzinne.

Janek poczuł ogromną ulgę.

A co byłoby jakby zaczął ją wypytywać? Na pewno już by się do niego nie odezwała.

— Przepraszam cię Ola za wczoraj, głupio się zachowałem, męczy mnie to, mam nadzieję, że mi wybaczysz?

— Pewnie, że ci wybaczę, tylko więcej nie rób takich akcji.

Nawet nie wiedziała, jak blisko był takiego samego zachowania przed paroma minutami.

Całe szczęście, że się opamiętał.

Teraz Janek już wie, że zaufanie to podstawa związku, musi się tego trzymać, bo inaczej straci Olę.

Rozmowa dalsza była radosna, pełna śmiechu i szczęścia.

Nawet Ola poczuła, że chyba się pomyliła w osądzie Janka.

Czas pokaże jak będzie.

Rozdział 13

Wydawało się, że wszystko między Jankiem a Olą się układa. Kiedy tylko mieli czas, rozmawiali ze sobą i zastanawiali się, jak można sobie poukładać życie, będąc tak daleko od siebie.

Janek wiedział, że chce z Olą spędzić resztę życia, Ola jednak nie była tego pewna.

Różnili się.

Ola bez nałogów, Janek alkoholik niepijący. Starał się też nie palić papierosów, ale nie udawało się.

Ola z kolei obserwowała wszytko, co się działo wokoło Janka.

Kiedy rozmawiali, widziała w kamerce ludzi jacy otaczali Janka. Nie podobało się jej to, ponieważ byli to ludzie mówiąc oględnie, nieodpowiedni dla niej.

A w takim towarzystwie obracał się Janek, widocznie nie umiał izolować się od tych ludzi.

Ola słyszała przekleństwa, słyszała jak umawiali się na jakieś włamy.

— Janku — zapytała któregoś razu — dlaczego z nimi się zadajesz?

— Kochanie, to są moi koledzy z dzielnicy. Nie bój się, nie piję z nimi.

— Ja nie mówię, że pijesz, ale nie umiesz się od nich zdystansować, i jakieś niepowodzenie, to masz doborowe towarzystwo pod ręką, to mnie przeraża.

Janek nie mógł zrozumieć Oli.

Przecież to jest jego otoczenie, tu żyje, więc się z nimi zadaje.

Aby podzielić się z kimś swoimi niepokojami, zadzwonił do Tomka.

— Nie wiem o co jej chodzi — skarżył się przyjacielowi.

— Oj brachu, jesteście z innej bajki, ona ciebie nie rozumie, ty jej nie rozumiesz, nie będzie wam łatwo.

— Sugerujesz mi, że powinniśmy się rozejść?

— Tego nie powiedziałem.

Tomek nie chciał straszyć przyjaciela, ale pomyślał, że tego związku już nie ma.

Janek nie chciał tego widzieć, dlatego odrzucał myśl o rozstaniu. Bardzo pragnął być z Olą. To wyjątkowa kobieta, nie taka jak te, które do tej pory spotykał w swoim życiu.

Ola zastanawiała się, co zrobić, żeby to jakoś poukładać.

Ale rozmawiając z Jankiem, nie mogła dogadać się w wielu sprawach.

Aż pewnego dnia wybuchła wiadomość; wirus, który zabija!

Nie czas zatem na planowanie spotkania.

Janek był niepocieszony, ponieważ już planował wyjazd do Oli.

W końcu pozamykali też zakłady, Janek poszedł na przymusowy urlop.

Dla niego będzie teraz trudny czas, zresztą jak dla większości ludzi na świecie.

Rozdział 14

Stało się w końcu to, czego się obawiał — zwolnili go z pracy. Ale nie przejmował się tym, ponieważ dostanie zasiłek, pojedzie do Oli i tam już znajdzie sobie pracę.

Niech tylko będzie można jeździć, a zaraz pakuje się i jedzie na zachód, w końcu spotka się ze swoją ukochaną.

— Ola — powiedział, kiedy dowiedział się o zwolnieniu — idę na zasiłek, a potem już jadę do ciebie, cieszysz się?

Ola nic się nie odezwała.

— Dlaczego nic nie mówisz?

Nie możesz do mnie teraz przyjeżdżać, jest niebezpiecznie. W waszym terenie robi się drastycznie, jeszcze mnie zarazisz.

— Niczym cię nie zarażę, jestem zdrowy.

Jak zwykle nie byli w stanie się dogadać.

— A poza tym, zaczęła Ola, jak chcesz się utrzymać, będąc na zasiłku?

— Wystarczy nam, przecież ty też masz jakieś pieniądze.

Ola była w szoku.

Beztroska z jaką Janek podchodził do życia była porażająca.

Ola nie wyobrażała sobie życia z kimś kto pali papierosy, a Janek nie potrafił rzucić palenia, na dokładkę nie rozumiał, dlaczego to przeszkadza Oli.

Przecież będę palił w oknie albo wyjdę na korytarz, powiedział, kiedy Ola zwróciła na ten problem uwagę.

Janek pochodził z innej rzeczywistości niż Ola. To było widać na każdym kroku. Ola to widziała, Tomek to widział, ale nie Janek. Janek wiedział jedno, chce być z Olą i to wydawało się jemu tak oczywiste, że już nie brał pod uwagę jednego, że Ola go może zostawić.

Po jednej rozmowie z Olą zadzwonił do Tomka.

— Powiedz mi, czy kupić mam teraz pierścionek, czy jak już będę u Oli?

— Nie kupuj żadnego pierścionka, i nigdzie się nie wybieraj, to jest niebezpieczne. W drodze możesz nawet się zakazić i zarazisz Olę, chcesz tego?

— No nie, ale już chcę być z nią, boję się, że ktoś mi ją sprzątnie.

Tomek miał złe przeczucia, uważał, że Ola nie będzie chciała ryzykować życia z kimś, kto jest alkoholikiem, wprawdzie nie pijącym, ale jednak uzależnionym. Nie mówił tego Jankowi. Wiedział, że jeśli Ola go zostawi, Janek może sięgnąć po alkohol.

Pewnego dnia Janek dostał telefon od kolegi, że ma dla niego pracę na platformie wiertniczej.

— Przyjeżdżaj do mnie — usłyszał w słuchawce — kontrakt na rok z możliwością przedłużenia.

Janek z tą wiadomością podzielił się z Olą.

— Ja na twoim miejscu pojechałabym, to tylko rok, a będziesz miał zabezpieczoną przyszłość, pospłacasz długi i komornika.

— Ale mam ciebie zostawić?

— Janek, nas nie ma. My do siebie nie pasujemy.

Rozdział 15

Kiedy Janek usłyszał od Oli, że go nie chce, załamał się.

Zadzwonił do Tomka.

— Nic nie poradzę — powiedział Tomek — to było do przewidzenia, Ola jest z innej bajki.

Trzymałeś się jej kurczowo, chociaż ona dawała ci do zrozumienia, że nie jesteście dla siebie. Z grzeczności nie przestawała rozmawiać, żeby nie robić ci przykrości.

Tylko teraz nie sięgaj po alkohol, dodał, to byłby twój koniec.

— A co mi po takim życiu — odparł Janek — nic mi się nie układa.

Janek jeszcze próbował dzwonić do Oli, ale ta nie odbierała od niego telefonu.

Napisał, żeby porozmawiała z nim, żeby nie zostawiała go.

Ola już się nie odezwała.

Po tygodniu Tomek zastał Janka pijanego w jego mieszkaniu.

— Znowu zaczynasz? Do cholery weź się w garść, bo ci tak wleję, że mnie popamiętasz.

Tomek musiał zająć się znowu Jankiem, a nie było łatwo, ponieważ pracował.

Tomek wiedział, że wyjazd na tę platformę dobrze zrobi Jankowi. Dlatego starał się, żeby Janek stanął na nogi, i zrobi wszystko, żeby ten wyjechał z Polski.

Po tygodniu zasiedli do kawy, i Tomek starał się wytłumaczyć Jankowi, że zapić się może zawsze, ale czy warto to robić z powodu kobiety?

— To nie twoja liga — powiedział do Janka — Ola nie chce takiego życia jak ty byś jej dał, ona potrzebuje spokoju, poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, a ty pokazałeś, że przy byle niepowodzeniu sięgasz po alkohol. Takie życie ona już miała, i wiesz co, sam bym ciebie nie chciał, jakbym był kobietą.

— To co mam robić — zapytał Janek?

— Jedź na tę platformę, dobrze ci to zrobi, po roku będziesz innym człowiekiem.

Janek z bólem serca przyznał Tomkowi rację.

— Tak zrobię, Ola mnie nie chce, więc nic mnie tu nie trzyma.

Po miesiącu czasu od rozstania z Olą Tomek odprowadzał Janka na lotnisko.

Pożegnał przyjaciela, który zaczynał już inne życie, z dala od wszystkich kłopotów jakie go spotkały.

Tam gdzieś, na morzu, będzie miał czas na rozmyślenia.

Koniec

Aż po horyzont

Rozdział 1

Ciepły ten poranek, pomyślałam, kiedy wiatr muskał moją twarz.

Szłam brzegiem morza, wypatrując tęsknie, kiedy na horyzoncie pojawi się okręt mojego Maćka.

Nie widziałam go prawie pół roku.

„Czy tęsknił za mną, czy tylko czasami wspomniał, że jest ktoś w kraju, kto czeka na jego powrót?”

Nigdy nie jestem pewna, czy jest mi wierny, czy też nie, ciągle czekam na to, że któregoś razu po powrocie oznajmi mi, że ma gdzieś w świecie drugie życie.

To jest ryzyko, jakie wiąże się z tym zawodem. Dlatego często taka niepewność dopada żony marynarzy.

„A co oni o tym sądzą?”

Wracam, pomyślałam, czas iść do pracy, tam też potęsknić mogę, kto mi zabroni?

Zabrzęczał w torebce telefon. Odczytałam wiadomość; „kochanie, za dwie godziny będziemy w porcie”.

Serce szybciej mi zabiło. Wraca. Trzeba będzie go powitać. Skoro za dwie godziny będzie w porcie, to znaczy, że za cztery godziny będę mogła go przytulić.

W pracy czas dziwnie mi się dłużył. „Zaraz mnie coś trafi jak się nie uspokoję.”

„Jeszcze nie przyzwyczaiłaś się kobieto do takiego życia?” „Ciekawa jestem czy Maciek też czuje się tak samotny podczas rejsów jak ja, kiedy on wypływa?”

W końcu stanęłam na nabrzeżu i czekałam, kiedy się pojawi.

Kobiety jedna po drugiej witały swoich mężów. Łzy radości, uśmiechy, pocałunki, teraz były normalnością.

W mojej głowie kiełkowały myśli, które widziały, jak ci wszyscy panowie podczas przepustek, poczynali sobie śmiało z kobietami w portowych knajpach, a teraz z czułością ściskali swoje żony, dziewczyny, narzeczone.

W końcu zobaczyłam mojego Maćka. Szedł w moim kierunku uśmiechając się jak zwykle w swój uroczy sposób. Tym uśmiechem kiedyś mnie oczarował, i działa na mnie tak, jak przed laty.

— Witaj kochanie, jak ja się stęskniłem za tobą.

Znalazłam się w jego uścisku.

Pocałunki były słodkie, wręcz rozbrajające.

— Nic się nie zmieniłeś, chyba nigdy nie przestanę cię kochać.

Uśmiechnął się do mnie. Miał w tych swoich oczach te piękne iskierki.

— Jedziemy do domu, chcę już w końcu nacieszyć się tobą i atmosferą naszego mieszkanka.

Kiedy byliśmy już w samochodzie, zaczął mi opowiadać o swoim rejsie. Słuchałam uważnie, żeby wychwycić ledwie zauważalne niuanse, które mi coś powiedzą o jego zachowaniu, podczas przepustek w portach.

Nie wiem dlaczego, ale miałam dziwne przeczucie, że coś się wydarzyło, coś, o czym Maciek nie chce żebym się dowiedziała.

Rozdział 2

— Lenka, co się z tobą dzieje, zapytał, mam wrażenie, że coś cię trapi?

— Oj Maciek, zaraz trapi, nie zawsze czuję się dobrze, czasami mam po prostu zły humor.

— Rozumiem, ale w dniu, kiedy wróciłem z rejsu?

— Czy coś złego się stało?

Cóż miałam mu powiedzieć? Zaatakować go absurdalnymi pytaniami w stylu — to gdzie masz tę swoją kochankę?

„Nie wiem co się dzieje, ale włączył mi się zazdrośnik, i intuicja zadziałała”

— Przejdzie mi kochanie, zaraz zjemy obiad, porozmawiamy i na pewno minie mi ten humorek.

— Dobrze by było, nie chcę mieć smutnej żony przez te parę tygodni.

— Jak to przez parę tygodni, znowu będziesz wypływał?

— Tak, za sześć tygodni wypływam pod innym armatorem.

— Świetnie, to znowu mam zostać sama, kiedy to się skończy?

— Lenka, taką mam pracę, muszę pływać żeby zarabiać pieniądze.

— Po co nam tyle pieniędzy? Ja też przecież pracuję, możesz już zacząć pracować na lądzie, a nie ciągle na morzu.

— Wiem kochanie, ale jestem rozdarty między tobą a tęsknotą za morzem.

— Już mam tego dosyć, w końcu nie wytrzymam, zobaczysz, stanie się jakaś tragedia.

— Jak za mnie wychodziłaś to nie miałaś nic przeciwko.

— Bo byłam młoda, zakochana, gotowa na poświęcenia w imię miłości. Teraz potrzebuję ciebie mieć przy sobie.

— Skarbie, jeszcze trochę a przestanę pływać.

„Dobrze Lenka, pomyślałam, ciesz się mężem póki jest, bo za trochę wypłynie i znowu go nie zobaczysz parę miesięcy.”

W domu trzeba było zająć się obiadem, praniem, a gdzieś na końcu wszelkich obowiązków, sobą.

Czas nam mijał na ciągłym przytulaniu, mizianiu i wyznawaniu sobie miłości, ale gdzieś z tyłu głowy miałam tę dręczącą myśl, że jeszcze trochę, i nie będę go miała.

Kiedy przeglądałam kieszenie spodni przed wrzuceniem do pralki, natrafiłam na niewinny kawałek serwetki, a na niej wypisany jakiś numer. Wzięłam swój telefon, wystukałam numery i z bijącym sercem czekałam na sygnał.

W słuchawce usłyszałam miły głos kobiety — a jednak zadzwoniłeś.

Rozłączyłam rozmowę. Usiadłam na muszli i zamarłam w bezruchu. To się doczekałam.

— Co tak długo robisz w łazience, niepokoił się Maciek?

— Łapię motyle, głupio się pytasz.

Byłam w okropnym szoku.

Muszę najpierw się uspokoić, a potem dopiero porozmawiać, inaczej zrobię karczemną awanturę, a tego bym nie chciała.

Maciek zaczął w końcu czegoś się domyślać, kiedy po tygodniu chodziłam jak struta, prawie nie odzywając się do niego.

— Lenka, powiedz mi, co takiego zrobiłem?

Chciałam powiedzieć; domyśl się, ale to byłoby głupie, bo zapewne ma więcej grzeszków niż ten, o którym wiem.

— Maciek, do kogo miałeś zadzwonić? Tylko proszę cię, nie kręć, bo ja już z nią rozmawiałam.

Twarz Maćka zrobiła się czerwona.

Zapewne miętolił teraz swoje myśli, z którą to mogłam rozmawiać. Niech się męczy zdrajca jeden.

— Nie wiem o czym mówisz.

— Jak chcesz, możesz iść w zaparte, ale ja sobie jeszcze z nią pogadam.

Wzięłam do ręki swój telefon i wybrałam numer.

— Już dobrze, czasami z kimś pogadam, ale nic więcej, to tak dla rozrywki.

— Ile lat już mnie tak zdradzasz?

— Przestań kochanie, to nic nie znaczy, to takie niewinne flirty, przecież się z nimi nie spotykam.

Tego to ja nie wiem, wiem natomiast, że skoro teraz wypłyniesz, ja będę miała chatę wolną i obiecuję ci, że to wykorzystam. Wolno mi, skoro tobie wolno.

Wzięłam torebkę, kluczyki od samochodu i wybiegłam z mieszkania.

Łzy same płynęły mi po policzkach. Nie ma już naszego małżeństwa, po prostu znudził się mną.

Rozdział 3

Lenka, co się z tobą dzieje — Luiza była w szoku kiedy mnie zobaczyła w drzwiach swojego mieszkania — Co się stało? Czemu płaczesz?

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa, bo każda próba powiedzenia czegokolwiek powodowała lawinę łez.

Nie mogłam pogodzić się z faktem, że Maciek mnie zdradza.

— Zrobię ci herbaty, i w milczeniu zaczęła nalewać wodę do czajnika.

W końcu zapytała mnie — Maciek?

Przytaknęłam kiwnięciem głowy.

— Lenka, nie przejmuj się, to tylko chłop, oni tak mają, ale zawsze wracają do żony.

Luiza zbagatelizowała mój ból.

Miała dobrego męża, który pracował na lądzie. Codziennie był w domu. Mogła go kontrolować, ja nie mam jak, prędzej on mnie skontroluje, niż ja jego.

Z pokoju wyłonił się Karol.

— Lenka, jak ty wyglądasz? Oj, już mnie nie ma.

Na wszelki wypadek wolał się ulotnić, żeby nie wplątać się w rozmowę na temat męskich prosiaków.

— Co konkretnie się stało?

Kiedy jej w końcu opowiedziałam, co takiego się zdarzyło, pokiwała tylko głową i powiedziała, że to tylko takie ego męskie musiało się trochę dowartościować, że powinnam sobie to odpuścić i nie zawracać sobie tym głowy.

— Jak złapiesz go na zdradzie, no to wtedy przyłóż mu w łeb, ale flirty, ja czasami też sobie poflirtuję niewinnie w pracy, ale to nic nie znaczy.

Zostałam sama ze swoim bólem.

Kiedy popatrzyłam na telefon, zobaczyłam, że mam sporo nieodebranych połączeń od Maćka.

A niech się martwi — pomyślałam — ja się męczę, to niech i on się pomęczy.

Chcesz się położyć? — Luiza z troską popatrzyła na mnie.

— Nie dziękuję, pojadę do domu, muszę pogadać z Maćkiem, niech się zastanowi, co jest dla niego ważniejsze, ja czy jego panienki.

— Jesteś wzburzona, może lepiej prześpij się u nas, a rano z nim pogadasz.

Luiza była zatroskana moim stanem psychicznym, ale jak ma się czuć kobieta, która dowiedziała się o zdradach swojego męża?

Jednak pojechałam do domu, do Maćka.

Siedział w kuchni nad kolacją.

— Dobrze, że jesteś, bałem się o ciebie.

— Niepotrzebnie, nie mam zamiaru nic sobie zrobić, jeśli o to ci chodzi, nie jesteś tego wart.

— Za parę dni wyjedziesz, nie będziesz mi się plątał po mieszkaniu, a jak wrócisz z rejsu, zastanowimy się co robić z naszym małżeństwem, bo nie będę tolerować twojego zachowania.

— Nic mnie łączy z tymi kobietami, to tylko takie niewinne flirty.

— Dobrze, jak wrócisz z rejsu, postaram się o taki flirt, oczywiście na twoich oczach, bo przecież to jest takie niewinne, prawda?

Wyszłam z kuchni, jeszcze trochę a doszłoby do awantury, ponieważ nieźle byłam nabuzowana.

Wystarczyłoby jedno jego nieopatrzne słowo, a awantura gotowa.

Poszłam pod prysznic, stanęłam pod strumieniem wody i delektowałam się przyjemnym dotykiem strumienia.

Poczułam na plecach jego dłonie.

Odskoczyłam jak oparzona.

Wynoś mi się stąd — krzyknęłam — wynocha, co sobie wyobrażasz, że w ten sposób załatwisz sobie spokój? Jeszcze jeden krok, a wydrapię ci oczy!

— Nie kłóćmy się, za parę dni wypływam, a ty mnie odtrącasz?

— Cholera jasna, jeszcze zdziwiony, że nie mam ochoty na pieszczoty?

Mam tego dość — krzyczałam w dalszym ciągu — masz tupet nie ma co!

Owinięta w ręcznik wybiegłam z łazienki. Cała drżałam ze wzburzenia. Co za głupia logika mężczyzn. Popamięta mnie za to.

Może jestem dziwna, ale to też jest dla mnie zdrada. Nie spojrzałam na żadnego mężczyznę, z pracy do domu, ewentualnie na zakupy, i tak miesiącami, a potem dostaję taki cios między oczy?

Niech już wypływa, a ja zastanowię się, co zrobić z naszym małżeństwem.

Rozdział 4

Gdzieś ty była — Maciek wrzeszczał na mnie, odchodziłem od zmysłów!

Nie krzycz na mnie — wrzasnęłam i ja — co ciebie to obchodzi gdzie byłam, poszłam szukać chłopa do łóżka!

— Przecież wkrótce wypływam!.

— A wypływaj sobie, będę miała czas na to, żeby się przygotować do rozwodu.

— Nie pajacuj, przecież ja nic nie zrobiłem, tylko z nimi rozmawiałem, i tyle.

— To dla ciebie jest nic?

— Widocznie mamy inne podejście do zdrady. A poza tym, tak do końca to ja nie wiem, nie złapałam cię w łóżku z żadną, co ja mówię, w jakim łóżku, w kiblu jakiejś speluny. Zbadaj się lepiej czy czegoś nie złapałeś. O rany, przecież ja muszę się zbadać?!

— Nie musisz, przecież mówię, że nie spałem z żadną kobietą.

— Ta rozmowa nie ma sensu, do niczego w ten sposób nie dojdziemy. Już ci nie ufam, a ty zaraz idziesz w środowisko, gdzie zdrada to jak zjedzenie śniadania.

Skuliłam się w sobie, nie wiedziałam jak mam postępować, co zrobić, żeby nie popełnić błędu. Niech wypływa, a ja się zastanowię nad nami.

— Kiedy wypływasz?

— Za tydzień. Tylko proszę cię, nie podejmuj pochopnych decyzji, nie możemy przecież się rozejść z tak błahych powodów.

— Nie wiem Maciek, nic nie obiecuję, ale wiesz jakie jest moje zdanie na temat zdrady, więc dlaczego mnie ranisz?

— Sama siebie ranisz.

— Skoro tak uważasz, to już nie będziemy na ten temat rozmawiać, wypływaj sobie w rejs i rozmawiaj z kobietami, spotykaj się w knajpach i na seks, ja spasuje.

Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami.

Nie pozwolę na to, żeby mnie w ten sposób niszczył.

Zawinęłam się w sypialni w koc i położyłam na łóżku. Łzy same popłynęły. To jest początek końca naszego małżeństwa. Coś się popsuło, skoro Maćkowi podobają się inne kobiety na tyle, że z nimi flirtuje, a może coś jeszcze, coś o czym być może kiedyś się dowiem.

Kiedy się obudziłam, usłyszałam jak Maciek rozmawia z kimś przez telefon. Wprawdzie mówił dość cicho, jednak z tej rozmowy wywnioskowałam, że umawia się na spotkanie.

Z kim rozmawiałeś?

— Nie śpisz, zmieszał się?

— Nie, nie śpię, i słyszałam co mówiłeś, więc co to za jedna?

— Oj, taka jedna, nie znasz.

Wystarczy, że ty ją znasz. To gdzie, po co, i kiedy spotkanie?

— Tylko nie kręć, bo sprawdzę.

Nie musisz wiedzieć — odparł.

— Tak pogrywasz? Dobrze, to będziesz miał mnie na karku. Zobaczysz, co potrafi wkurzona żona.

— Lenka, jesteś zdenerwowana, nie myślisz racjonalnie, dlatego nie chcę z tobą na ten temat rozmawiać. Zapewniam cię, nie robię nic złego.

— To się okaże mój mężu, to się okaże.

Rozdział 5

Tego ranka obudziłam się o świcie. Maciek wczoraj wypłynął zostawiając mnie z moimi myślami.

„Muszę się skupić. Jeszcze trochę a będę musiała iść do pracy.”

W głowie miałam mętlik. Nie wiedziałam co mam robić. Maciek kiedy ze mną się żegnał powiedział — ochłoniesz, spojrzysz na tę sprawę zupełnie inaczej.

— Ale jak mam inaczej spojrzeć?

Dla niego nic się nie stało. Myślę, że chyba dam mu nauczkę, albo on zrozumie, albo się rozejdziemy.

W pracy czas szybko mijał. Skupiona byłam na tym co robię, tylko w przerwach parę zdań zamieniłam z Wiktorią.

Wiktoria nie przejmowała się tym, że Adrian, jej mąż, ją zdradza. Za każdym razem kiedy dowiadywała się o jakimś romansie męża, sama sobie fundowała spotkanie z facetem, którego poznawała przez internet.

Oboje sobie wybaczali zdrady, aż do następnego potknięcia.

Pod koniec dnia Wiktoria zapytała — jak się czujesz, kiedy twój Maciek jest już na morzu?

„Jak miałam się czuć, przecież teraz toczyłam walkę sama ze sobą, być może o nasze małżeństwo, a być może o złudzenia?”

— Wiki, on flirtuje z kobietami, złapałam go na tym.

— O kurcze, nieźle, to już nie jest taki cudowny i święty? Wiktoria w tym momencie przypomniała mi jak zawsze broniłam męża, a ją ganiłam za zdrady, i za taki dziwny model małżeństwa.

Nie spodziewałam się tego po nim — powiedziałam — wierzyłam w jego zapewnienia i piękne słowa.

— Kochana, mężczyzna nigdy nie zostanie przy jednej kobiecie, no chyba, że taki, na którego żadna nie spojrzy. I co teraz zrobisz — zapytała?

— Nie wiem Wiki, jestem zagubiona.

— Zafunduj sobie romans, zobaczysz, odżyjesz.

— Nie żartuj, nie mam teraz na to ochoty, a poza tym jestem mężatką.

— Tak, a Maciek jest żonaty, i poszedł w tango. Wiesz co, jak chcesz założę ci konto na portalu randkowym?

— Nie chcę żadnego konta, nie mam na to głowy.

— Dobrze, jak trochę się uspokoisz to pogadamy.

— Ktoś tu mówił o randkach?

Za mną stanął Kacper, kolega biurowy.

— Jak chcesz, to ja chętnie pójdę z tobą na spacer. Jego dłonie poczułam na moim karku.

— Weź te ręce, nigdzie się nie wybieram.

Co im wpadło do głowy, żeby mnie na siłę uszczęśliwiać?

— Ale wiesz co Kacper, trochę mogę dopiec mojemu mężowi, niech poczuje to co ja czuję. Zrobisz sobie ze mną zdjęcie?

— Pewnie, czemu nie.

— Fajnie, tylko potrzebuję jakieś kwiaty, żeby uwiarygodnić randkę.

Kacper zaśmiał się — zaraz zobaczę w konferencyjnym, często tam stoją kwiaty.

Zrobiliśmy sobie z Kacprem zdjęcie moim telefonem, i z satysfakcją wysłałam je mojemu Maćkowi, niech się poczuje jak ja, kiedy dowiedziałam się o jego flircikach.

Za parę minut dostałam sms od Maćka — myślisz, że ci uwierzę.

„No tak, nie pomyślałam, że on mnie dobrze zna, tylko że ja też myślałam, że znam swojego męża, do chwili, kiedy pogadałam sobie z jego przygodą, że tak się wyrażę.”

— Poczekaj, dopiekę ci jeszcze inaczej.

— Kacper, a zrobimy sobie zdjęcie, że niby się całujemy?

— Z przyjemnością, tylko nie myślę udawać.

— Dobrze, dobrze, to co, po pracy, bo w pracy nie będziemy robić takich cyrków.

— Tylko to ty mu wyślesz, dobrze?

— Dobrze, z przyjemnością mu wyślę.

Włączył aparat w swoim telefonie, i pocałował mnie delikatnie w usta, robiąc w tym momencie zdjęcie.

— Ej, nie miało być prawdziwego całowania, odepchnęłam go od siebie.

— Nic złego ci nie zrobiłem.

— To co wysyłamy?

— Tak, wysyłaj.

Kacper wpisał numer telefonu mojego męża, a następnie wysłał mu zdjęcie.

Prześlij to zdjęcie na mój telefon — powiedziałam do Kacpra.

Za parę minut dostałam sms od Maćka — Co to za facet, co ty wyprawiasz?

Zabolało — zapytałam?

Maciek na dobre się wkurzył.

Dobrze ci tak, teraz czujesz to, co ja czuję do tej pory.

Zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam głos Maćka.

— Lenka, na litość boską co ty wyprawiasz, nie szalej, przecież nie zdradziłem cię.

— Nadal nie rozumiesz, że zdrada to nie tylko przespanie się z kobietą, to też flirty, rozmowy niestosowne, czy myśli niewłaściwe.

Wyłączyłam się, niech przemyśli czy warto było, i czy dalej tak żyć, czy nie.

Rozdział 6

— Lenka, usłyszałam w słuchawce telefonu, nie będzie mnie w domu na święta, przykro mi kochanie.

— Maciek, które to już święta jestem sama?

Byłam zła na niego, ciągle to samo, ważniejsza jego przygoda z morzem niż ja. Ciągle mam go rozumieć i wybaczać, bo on nieszczęśliwy daleko od domu. A kto mu każe pływać? Może w końcu już starczy być wiecznym chłopcem, może czas stać się mężczyzną?

— Maciek, jak sobie chcesz, ale ja w tym roku nie będę siedziała w domu na święta, wyjadę sobie może w góry? Albo nie, pojadę sobie gdzieś w ciepłe kraje.

— Sama chcesz pojechać?

— A widzisz kogoś obok mnie?

Chciało mi się płakać. Nasze sprawy zawisły jakby w przestrzeni, ciągle nie jestem pewna jego wierności, raczej wszystko wskazuje na to, że mnie zdradza.

Wyłączyłam się. Nie chciałam prowadzić tej jałowej dyskusji. Nie sprowadzę go siłą do domu, a poza tym, to jest jego pasja. Ja specjalnie w tym wszystkim się nie liczę, jesteśmy chyba ze sobą z przyzwyczajenia.

Zrobiło mi się przykro. Decyzja jaką podjęłam za młodu wychodząc za marynarza, teraz odbija mi się czkawką w dorosłym życiu.

„Masz co chciałaś — skarciłam siebie.”

Został tydzień do świąt.

W całym moim mieście błyszczało od lampek i różnych światełek. Życie tętniło z każdym zakamarku miasta.

W sklepach leciały piosenki świąteczne, to tak dla zachęty i podkreślenia znaczenia tego czasu przedświątecznego.

Czułam się zagubiona, samotna, niechciana, pełna lęku i niepewności. Łzy tłoczyły się pod powiekami, a w gardle dławiła mnie jakaś kula, która wędrowała sobie od serca aż po krtań.

„Coś przecież muszę jeść, dlatego zrobię jakieś zakupy.”

Chodziłam między regałami i zastanawiałam się, co wkładać do koszyka. Przeszłam kilka razy sklep dookoła, pchając pusty wózek, w końcu doszłam do wniosku, że chyba przyjdę jutro, bo dzisiaj nie mam pomysłu, co chciałabym zjeść w te święta.

Wieczorem znowu zadzwonił Maciek.

— Gniewasz się jeszcze?

— Nie gniewam się, tylko jest mi przykro, że wolisz pływać, niż spędzić ten czas ze mną. Ciągle to samo, z jednego portu, do drugiego. Tylko jakoś trudno jest tobie na dłużej zostać w domu, ciągle cię gna po morzach, a gdzie w tym wszystkim jestem ja? Czy ja jestem w ogóle tobie potrzebna w życiu? Chyba tylko po to, żeby wyprać rzeczy, przespać się z tobą, a potem znowu cię nosi, dopóki nie wypłyniesz. Nie wiem Maciek, to wszystko zaczyna tracić sens, zwłaszcza, że podejrzewam cię o zdradę.

— Kochanie, jesteś rozżalona, prześpij się z tą myślą, a rano będzie już lepiej, zobaczysz.

— Nie mów mi co mam robić, jesteś ode mnie daleko, więc nie wiesz co w tym momencie potrzebuję, na pewno nie takiej gadki.

Musiałam się rozłączyć, żeby nie nakrzyczeć w słuchawkę. „Będzie mnie tu pouczał na odległość.”

Skulona zasnęłam na kanapie. Obudził mnie dzwonek telefonu.

— Lenka, dlaczego jeszcze nie jesteś w pracy?

Popatrzyłam na zegarek, dochodziła ósma.

Rany, przespałam całą noc w ubraniu?

Będę za pół godziny — powiedziałam do słuchawki i poczłapałam do łazienki. „Co się z tobą dzieje, kobieto, weź się w garść.”

Weronika patrzyła na mnie jakbym co najmniej kogoś zabiła.

— Przepraszam, coś ostatnio mam problemy ze snem. Zasnęłam wieczorem w ubraniu na kanapie i dopiero obudziłaś mnie telefonem.

— Maciek ci dopiekł?

— Tak, i to mocno. A na dokładkę powiedział, że jak się prześpię to mi przejdzie.

— Dupek, na pewno gdzieś tam ma jakąś babę, i święta spędzi u tamtej.

— Proszę cię Werka, nie dołuj mnie. A poza tym jeszcze nic na sto procent nie wiadomo czy ma kochankę czy nie.

— Zadręczasz się Lenka, daj sobie spokój, jak ma odejść to nic nie pomoże twoje zamartwianie się. Tym sobie życia nie poprawisz, tylko wpakujesz się w depresję. Wiesz co, przyjdziesz na Wigilię do nas, będzie fajnie, zobaczysz. Zaprosimy trochę gości i posiedzimy sobie przy stole wigilijnym.

— Dobry pomysł, tylko powiesz mi co mam kupić czy też przygotować.

„W końcu nie będę sama.”

Rozdział 7

Smutny był ten dzień wigilijny. Od rana myślami byłam z Maćkiem.

Zastanawiałam się, co on może robić o tej porze, czy myśli o mnie, czy też zajęty jest swoją pracą na tyle, że nie ma na to czasu?

Czekałam na jakąś wiadomość od niego, żeby chociaż zapytał, co będę robić w święta. Ale telefon złowieszczo milczał.

Miałam ranną zmianę, więc o osiemnastej będę wolna. Pojadę zatem zaraz po pracy do Weroniki. O ile mi wiadomo, Łukasz miał się zająć wszystkim, ponieważ Weronika też była w pracy.

Witaj Lenka — usłyszałam za plecami — spotykamy się na Wigilii u Werki?

Odwróciłam głowę, za mną stał Kacper.

— Też cię zaprosili?

— Tak, będzie nas trochę, mam nadzieję, że podzielisz się ze mną opłatkiem?

— Pewnie, że się podzielę, to przecież tradycja, a ją trzeba szanować.

— Oczywiście, ciekawe czy będzie jemioła?

— Po co jemioła?

— To ty nie wiesz, że to taka tradycja?

No tak — wyrwało mi się.

— Co masz na myśli?

— A już nic.

— Maciek się nie odzywa, dlatego z ciebie taka osa?

— Kacper, daj mi spokój, zajmij się pracą, bo cię dyrektorka zacznie ścigać.

To zmykam — uśmiechnął się — porozmawiamy sobie wieczorem.

„Z czego on tak się cieszy? Poczekaj, ożenisz się, to ci mina zrzednie.”

Po chwili przybiegła Weronika — Lenka, napijemy się kawy, bo mi zabrakło.

— Dobrze, zrobię nam kawę, a co taka zabiegana jesteś?

— Mam sporo pracy, a chcę się wyrobić szybko, bo wtedy Natalia obiecała puścić nas szybciej do domu, a wiesz, że sporo pracy jest przy Wigilii, a poza tym, trochę gości będzie. Jak ja lubię takie spędy, cieszę się, że i ty będziesz, przynajmniej zapomnisz o tym swoim dupku.

— Werka, to mój mąż.

— Mąż nie mąż, ale dupek.

Nie miałam siły się z nią spierać i tak było mi przykro, że nie będzie ze mną.

Jednocześnie dręczyła mnie myśl, jak to jest z tą jego zdradą.

Chyba sobie sama nie dam rady, może nająć jakiegoś specjalistę, który to wszystko ogarnie?

Ale jak się Maciek dowie to będzie awantura, ale jak ja się nie dowiem, to się zadręczę.

„Dlaczego ja mam w życiu takiego pecha? Ciągle jakiś facet mi dokopie.”

Czas szybko mijał. Weronika już dawno przy garach, Kacper też już poszedł, solennie mnie zapewniając, że skoro będziemy dużo rozmawiać, to choć trochę zapomnę o mężu.

W końcu wybiła godzina osiemnasta. Wskoczyłam do samochodu i pojechałam do Weroniki i Łukasza.

Już od progu przywitał mnie gwar. Weronika z mężem uwijali się między kuchnią a salonem. Zapachy piękne rozchodziły się po mieszkaniu. W tle leciała cichutko muzyka.

Pięknie — pomyślałam — to się nazywa spędzić Wigilię z gronie rodziny.

O jesteś — powiedział Łukasz — czekaliśmy tylko na ciebie.

W gardle poczułam ucisk.

Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Było mi miło, a jednocześnie strasznie zatęskniłam za Maćkiem.

Siadaj — powiedział Kacper — tu przygotowali dla ciebie krzesło.

Jego uśmiech drażnił mnie, ale starałam się zachować spokój. Żeby tylko się nie rozpłakać.

Na początek Łukasz, jako głowa domu zabrał głos, przywitał wszystkich i zaczęło się składanie życzeń wraz z łamaniem się opłatkiem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 66.62