E-book
15.75
drukowana A5
40.74
Vice versa

Bezpłatny fragment - Vice versa

Opowieści behawioralne o kobietach, gejach i podróżach


Objętość:
155 str.
ISBN:
978-83-8351-311-9
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 40.74

Motto: Wiersze


to małe pajęczynki myśli —

snute ukradkiem,

Spisywane przy kawie.

A czasem przemyślane tylko

pomiędzy jazdą samochodem

a z okna wyglądaniem.

w niedotykalnym świecie widzianym obok.

w tych krótkich olśnieniach których nigdy dokładnie

nie potrafimy:


ogarnąć,

zapisać,

namalować.


Wiersze to takie małe medale wrażeń.

Wręczane nam przez siebie samych

i tylko przez nas rozumiane.

Bez orkiestry,

fanfar,

i czerwonych dywanów.

W tym prostym świecie

który przemierzamy samotnie

pomiędzy wychodkiem

a ścianą.


Wiersze to skrzętnie

po latach zbierane

myśli okruszki.

Corpus delicti

naszej niewdzięcznej pamięci.

Inwokacja

Ogólne zasady funkcjonowania kobiety (z mikserem)

Opowieści o kobietach

Aria

Zuzannę do mojego pokoju

przemycałem skrycie,

za każdym razem

chroniąc ja przed złym spojrzeniem,

mojej gospodyni,

co wstając przed świtem,

spać się kładła zbyt późnym wieczorem…

(stad nasze amory z konieczności

dotyczyły bardzo późnej pory).


Pewien problem w tym że w uniesień szczycie

Zuzanna śpiewać miała zwyczaj —

sopranem koloraturowym

(może nazbyt głośno lecz z werwą solistki)


Cóż mogłem począć aby nie krępować

jej muzycznej pasji?

Brałem w ręce gitarę i akompaniowałem…

drżąc cały o mocny sen gosposi.


Aż do pewnego dnia

kiedy o świcie —

odkryliśmy gosposię drzemiąca…

(w muzycznym zachwycie)

w fotelu pod drzwiami!


Od tego dnia

przychodząc do mego domu

śpiewaliśmy z Zuzanną unisono!

(A mnie do dzisiaj

pozostało muzyczne obycie)

I to wewnętrzne przekonanie

co pewność daje —

że muzyka łagodzi obyczaje!

Joanna Cnotliwa


Joanna dbała o cnotę.

Przychodziła do mnie

okuta w pancerze.

Body, ciężkie rajstopy

spodnie szczelnie zapięte!

(współczesny pas cnoty).

Rzecz szczególna —

nie miała żadnych zastrzeżeń

od pasa w górę,

dając myśl ku temu

aby oddać się zachłannie

hiszpańskiemu marzeniu…


Cóż dalej. Mam powiedzieć?


Z czasem,

(nieco znużony)

nagi,

otulony jej ogromnymi piersiami…


Byłem jak Jezus.

Pomiędzy łotrami.

Amazonka


Zosia uwielbiała zawody hippiczne

woltyżerkę i jazdę na oklep.

Bezdroża, lasy, rowy i manowce

nie były jej obce!

Podział dnia przy Zosi był więc ustalony.

Rano obrządek: mycie i staranne czesanie.

W południe szybka przejażdżka

po łące, na sianie…

Natomiast w nocy miała zwyczaj

przychodzenia nago.

O różnych porach

z pejczem i w ostrogach.

Nie raz budziło mnie na oklep dosiąście!


Lubiła ujeżdżać mnie bardzo powoli.

Z gracją, nadzwyczaj starannie.

Ceniąc precyzje kroku

i dokładność tempa.

W chwilach moich narowów

ostrogą nadając rytm stępa…

W bezsenne noce braliśmy

więc wiatr w zawody

z łatwością pokonując

przestrzenie hippicznej

ekstazy…


Była mi Amazonką

Lady Godivą

i Damą z szaleństwa

(naszego rodzimego miłośnika koni).

I choć do dzisiaj

jeszcze noszę ślady jej ostrogi…


Chętnie Konia z Rzędem tej oddam

która Zofii nie ustąpi drogi!

Karuzela


Krystyna

pamiętam dobrze —

myślami często

była nieobecna…

Rankami miewała

Madonny dostojność.

Wieczorem — duszę dziecka.

Zatem wraz ze zmierzchem

bardziej zajmowały nas

medyczne zabawy.


Była mi pielęgniarką

i doktorem — razem

intensywnie kurując

me nieśmiałe stany.


Dnie i noce przepływały

w śnieżnobiałej aurze.

Czasem jednak

robiliśmy wypady.

Jarmarki

Targi

Cepeliady…

Szczególnie uwielbiała

wszystko co się kręci.

A karuzele były co krok!

Z watą cukrową, lizakiem

i duszą na dłoni

tak była zachwycona —

że bez żalu na strzelnicy

dla niej traciłem wzrok!


Dbałem więc o jej rozrywki

także po powrocie do domu.

Karuzelę czyniąc

z naszych ciał splecionych

w pośpiechu porzucając odzienie


Sed etiam de Revolutionibus

Orbium Coelestium —

decyduje metraż!

Signum delimitationis

prawdziwego dzieła.


Zatem mając nogi spętane

resztkami odzienia —

nigdy się nie wykażesz

czasem obrotów

nieskończonym

gdy chcąc, nie chcąc

polegniesz

między łóżkiem a szafą…


Odtąd przestrzegam Jurka G. zasad:

1.Ubrania zawsze równo

w kostkę ułożone!

Prawniczka

Teresa była prawniczką.

Więc w imieniu prawa

swego męża zdradzała.

(Kiedyś go kochała).

Musiała jednak kogoś

za swe życiowe rozterki ukarać.


A zdrada

to przelotna kara.

W zgiełku jej opowieści

o życiu rodzinnym

był imperatyw jedyny:

winny!

winny!

winny!

Aby wiec dosyć

stało się sprawiedliwości,

rolę kata grał co chwilę inny!


Nigdy dosyć kary

dla udowodnionej winy!

Tak więc pośród kodeksów litery

i pomiętych paragrafów —

 (uwzględniając także

filozoficzny aspekt sprawy)

gubiły nam się role

w pościeli odmętach.


Kto katem jest

a kto ofiarą.

Matematyczka


Donata,

żyjąc w liczb świecie

sex zawsze planowała.

Punkt 8.00 — rano

z matematyczną precyzją

wchodziłem w jej ciało.

Liczył się każdy milimetr

ruchu posuwisto-zwrotnego.

Miejsce na pocałunki

wytyczały współrzędne.


Całkowałem jej geometrycznie

doskonale ciało.

Pierwiastkowałem wrażenia

by mieć coś na później.

Ja, swobodny elektron słowa

(bliższy fizyce eksperymentalnej)

z pasją chłonąłem aksjomaty

tych algebraicznych doznań.

A priori zakładając, że i tak nie odkryję

wszystkich tajemnic jej mobiusowego ciała..


…aż sielankę tą przerwał

mąż Donaty — cichy rzemieślnik.

Skrycie numerując detale

jej intymnej garderoby

(które czasem u mnie zostawiała)

aby w końcu dać dowód zdrady.


Chociaż w algebraicznym doznań

kształcie cały czas doszukiwałem się

przesłania — jak równanie rozwiązać

gdzie uczuć są same niewiadome?


To z uniwersalnego

miłosnego limes continuum — założenia

pozostały mi jedynie

z Ludolfiną P. zbliżenia..

Dla Agatki za pyszne gołąbki

(krótka bajka)


Agata uwielbiała

wszystko, co małe:

małe samochody

małe lokomotywy

i małe obiady.

Na które czasem

zapraszała mnie

za zgodą męża!

Jej specjalność — Gołąbki

pochłaniałem chciwie

mając w zanadrzu chęć

na recydywę..

Cóż z tego…

Ten trop musiałem niestety porzucić!


Bo mąż Agaty

(choć nieuleczalnie cierpiąc

na niemoc liryczną)

dysponował w nadmiarze

sporą siła fizyczną.


nec Hercules contra plures


Więc tak jest i tak być musi

(czasem na tym świecie)

Przy Agacie czuję się

jak św. Franciszek.


Lecz powiem całkiem szczerze

(moje drogie dzieci)

że nad moją głową

zamiast aureoli

krążek pessarium

wciąż świeci!

Czytelniczka


Irenę?

zawsze spotykałem w bibliotece…

Chłodna (z pozoru) posągowa piękność

za literatury murem..

Miałem zwyczaj

przyglądać się jej dyskretnie

nim leniwie przerzuciwszy karty

wychodząc przedostania

uparcie gasiła światło.


Artystyczny wizerunek

miłości do wiedzy —

taką ja zawsze będę pamiętać..

Odkąd podglądając

przez jej ramię

studiować począłem

niektóre aspekty

jej czytelniczego trudu.

Szczególnie tych ksiąg

sanskrytu maczkiem pisanych

z ilustracjami jak z bajek

pełnych mężczyzn i kobiet

w dowolnym przekładzie.


Do czasu..

kiedy pewnego wieczora

rozsunąwszy stos ksiąg

na zielonym suknie stołu

uczynniła posłanie

i stanowczym spojrzeniem

poprosiła mnie ładnie —

abym zgodnie z kanonem

począł kształtować swe ciało

W najprzemyślniejsze figury..


Ja, chłonny wiedzy, poddawałem się

tym artystycznym wymaganiom

i z szacunku dla literatury

nadwyrężałem jak mogłem

możliwości mojej fizycznej natury..


Aż ekslibrisy — pełne pięknych

 rysunków detali jej kształtnego ciała

jak motyle poczęły wylatywać

z ksiąg…


Bo pod naszymi ciałami

zamierały rewolucje

kończyły się wojny.

Skały kruszyły

i topniały lodowce.

Budowle i figury

przybierały kształt doskonały.

A sens bytu stawał się

jasny, zrozumiały.


Do dziś

(choć za te literackie ideały

w życiu dostawałem baty!)

wiarę mi przywraca

tylko to wspomnienie

w Ireny spojrzeniu..


Wiecznie płonące kaganki

miłosnej   oświaty.

Anna


Anna była zazdrosna.

Zawsze pilnowała

moich miłosnych wagarów.

Więc na taksówki wydawała krocie

aby śledzić mnie po całym mieście;

a wystając w nocy pod moim oknem

nabawiała się ciągłych katarów.


Leczyłem ją jak mogłem.

Pomiędzy łyżką syropu

a szklaneczką grogu

z pełnym poświęceniem

otulałem ja swoim ciałem —

skutecznie chroniąc od chłodu!


Lecz Anna zawsze sceptycznie

przyjmowała tak oczywiste

dowody mojego uczucia,

pokazując mi daty, zdjęcia

dokumenty

i dodając zjadliwe recenzje

urody kobiety

(z którą czasem w interesach

spotykałem się w mieście).

Zaprzeczałem zawsze

z wrodzonej skromności.


Bo widzisz Aniu?

Teraz po latach

mogę ci to wyznać szczerze.

Wszystko to czyniłem

wyłącznie w dobrej wierze!


Dla Ciebie chciałem być

mężczyzny symbolem

jak Robin Hood, czy Janosik —

rozbójnikiem miłości.

Który z uczuć przelotnie

inne odzierał kobiety.

Aby Tobie jedynej

złożyć je w ofierze.


Oczywiście, kłamałem.

Ale szczerze!

Ogrodniczka

Iwona była wielbicielką jarzyn.

Mogła godzinami przebywać w ogrodzie

i pośród jego krętych ścieżek

czynić swe gusła, zaklęcia i czary.

Aby później

w vermeerowskiej kuchni

pośród ziół, ingrediencji

i miedzi z precyzją jubilera

poszukiwać skazy.

A kiedy już wszystkie były

w pierwszym gatunku,

miały swój kolor, wielkość i miejsce

z pasją alchemiczki

układała je w cieście.


Zważywszy, że śniadania

zwykle przygotowywała nago

ja, z wegetariańskim zapałem

chrupałem na przystawkę —

jej pupkę

jak świeżą bułeczkę..


Pomiędzy pierwszym

drugim zawałem.

Pokój i wojna

Dla Moniki, Mirry i Jagi


Morze spermy przelałem

w walce o podległość

jej młodego ciała.

Aby pod gradem pocałunków

tysiąc razy polec.

Lecz niestrudzenie

zdobywałem bastiony jej piersi

oznaczone symbolem

czterdzieści i cztery.


Spierzchniętych pocałunkami warg

pragnienie gasząc w kropelkach jej potu

opór reduty V

pokonywałem przemyślnie —

językiem przecinając zasieki

z poskręcanych włosów.

Aby w oczekiwaniu

słodkiego końca walki poczuć

jak słabnące drżenie ciała

powoli zwiastuje Pokój.


Od stóp aż do ramion

demarkacyjne linie wytyczyłem

uwzględniając erogenne punkty.

Ustami i językiem nieustannie

zaznaczałem drogi odwrotu.

Od wnętrza dłoni aż po łuki bioder

w zagłębieniach ramion, zakamarkach szyi

kryjąc się jak w wygodnych okopach.

Choć tyralierą palców anektowałem plecy

a w ofensywie pocałunków przejmując inicjatywę

chytrym manewrem zajmowałem jej tylne pozycje..


..to po eksplozji zdalnie kierowanego pocałunku

w pozornej euforii zwycięstwa —

nieraz nad bojem traciłem kontrolę.


Bo cóż czynić

kiedy w nagłej szarży kawalerii

niespodziewany atak cię zaskoczy?


Z czasem, okrążony..

Zamknięty w jej udach i ramionach

(nim oddałem ostatni wystrzał

brany w niewolę snu)

taktykę kontrataku obmyślałem skrycie

przed nadmierną kontrybucją uczuć!

(za co bezwzględnie wydawany był na mnie wyrok

egzekucyjnego plutonu pokuszeń.)


Zatem wiele razy zdążyłem tak polec

aby wreszcie po coś radośnie zmartwychwstać!

Mając w pamięci z zasad kilku —

zawsze stawać na Apel

Poległych w Miłosnym Uścisku!


A w czułym wzajemnym poddaniu

takiej chcianej wojny przedstawić memoriał!

Co po wszystkie czasy sprawi

że..

non omnis moriar.

Na krakowskim rynku

Na krakowskim rynku

ludzi karmiłem

okruchami słowa.

Gołębie puszczałem wolno.

Uwalniając z natrętnej dydaktyki.

One zaś dostojność karmienia chlebem

demonstrowały drobnymi kroczkami.


W tym dobrym trwaniu

pomiędzy chlebem a słowem

był pocałunek.

Którym w nadmiarze karmiłem M***.

Bo wiem, że to danie

zawsze smakuje zakochanym.


..z lekkim dodatkiem tej erystyki

co pomiędzy jej, a moim  językiem

 rozkosz daje.

Veronica


Veronica ma w mojej pamięci

miejsce specjalne i pewne.

Zawsze była kimś więcej

niż tyko kobietą, kochanką czy żoną.


Przyjmowała mnie zawsze

kiedy „ranny” wracałem do domu

lub chory umierałem

na miłość, bez szansy.


Bo Veronica jest z moich marzeń i snów.

Żadna kobieta nie potrafi tak kochać jak Ona.

A ja musiałem długo, długo szukać

aby się o tym przekonać..

Wiec tylko dlatego mogę nadal trwać.

Bo w jej czułości, pocałunkach, objęciach i gestach

zapisane na zawsze jest..


Porta semper aperta est.

Wieczory bez infantylizmu skazy

W wieczory

bez infantylizmu skazy

obficie karmiony alkoholu

miarą rozklekotanym

wehikułem uwoziłem

Muzy.

A one na tylnym siedzeniu się kochały.


W ich szeptliwym zawołaniu

drgały wspomnień etiudy.

Nie raz przeżytych wrażeń —

reminiscencje;

fugi na cztery nogi

i cztery ręce.

Bełkot muzyczny

sklecony naprędce

z hymnu do fa (llusa).

Bo…

w bezpruderyjnym,

orgiastycznym świecie

gdzie sperma

nigdy nie uderza do głowy

gdzie klepnąwszy Bucefała

odzyskujesz spokój..


Czas na miłość ma wymiar skończony.

Zagraniczne wojaże męża Bożeny

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 40.74