E-book
20.58
drukowana A5
47.27
Ustrzelić Marzenia

Bezpłatny fragment - Ustrzelić Marzenia


5
Objętość:
291 str.
ISBN:
978-83-8273-824-7
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 47.27

„Ustrzelić Marzenia” jest to pierwsza książka jaką napisałam. Musiała odleżeć ponad dwa lata zanim ujrzała światło dzienne. Miała być moim debiutem, ale cóż plany się pozmieniały. Co nie zmienia faktu, że mam do niej wyjątkowy sentyment. Marzenia to coś czego nikt nie może nam odebrać a tylko od nas zależy, czy je spełnimy. Nie bójmy się marzyć, nawet jeśli czasami cena za to jest zbyt wysoka.

„Przestałem marzyć,

jak człowiek nie marzy, umiera.”

Ryszard Riedel

*Niniejsza powieść to fikcja literacka i wydarzenia w niej przedstawione nigdy nie mogłyby mieć miejsca w świecie realnym. Zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa.

I

­­Pięć do zera dla gospodarzy.

Kiedy pojawił się wynik na tablicy i zabrzmiał dźwięk gwizdka kończący mecz, podałyśmy dłonie swoim rywalkom na znak podziękowania za dobrą i wyrównaną walkę, chociaż wynik mówił sam za siebie. Byłam szczęśliwa, że trzy gole były moje, mimo iż w trzecioligowym zespole z małego miasta, i to jeszcze w meczu towarzyskim, nie miało to dużego znaczenia. Spojrzałam na trybuny w miejscu, gdzie powinna siedzieć moja rodzina, ale niestety nie było tam nikogo.

Znowu! — Pomyślałam i nawet zrobiło mi się przykro, ale z rozmyślania o tym, co ważniejszego znowu było dla mojej matki niż ja, wyrwał mnie dźwięk mojego imienia.

— Klara! Chciałbym żebyś kogoś poznała — powiedział trener. — To jest Arkadiusz…

— Kowalik — dokończyłam, przerywając w pół słowa, bo szczęka opadła mi z wrażenia.

Dobrze wiedziałam, kim był Arkadiusz Kowalik. Do tej pory widziałam go tylko w telewizji, a teraz stał przede mną całkowicie prawdziwy i ściskał moją dłoń — trener reprezentacji Polski w piłce nożnej.

— Jestem pod wrażeniem twojego talentu i zamiłowania, z jakim grasz w piłkę. Moi chłopcy mogliby się wiele od ciebie nauczyć, a na pewno tego, co to jest duch walki. –Jego słowa odbijały się w mojej głowie niczym echo.

— Niezmiernie miło mi to słyszeć, dziękuję — wydukałam ze szczerym uśmiechem, nie byłam w żadnym stopniu przygotowana na takie spotkanie, a już na pewno nie na takie pochwały.

— Taki talent trzeba rozwijać, masz potencjał a to połowa sukcesu. — Poklepał mnie po ramieniu, a ja uśmiechnęłam się z rumieńcem na twarzy.

Przecież ja tylko gram w piłkę. — Pomyślałam.

Trener pozwoli mi wrócić do koleżanek z drużyny, mówiąc, że porozmawiamy później, bo muszą ponegocjować trochę z Kowalikiem. Wzruszyłam ramionami i zmierzając w stronę szatni, rozmyślałam, co mogą negocjować trener trzecioligowej drużyny żeńskiej z trenerem pierwszej reprezentacji Polski.

Dotarłam do szatni i właściwie zapomniałam o swoich rozmyślaniach, bo wpadłam w sam środek zadowolonych i rozśpiewanych dziewczyn z drużyny. Zawsze po wygranym meczu otwierałyśmy szampana i śpiewałyśmy wszystkim znany tekst: Kto wygrał mecz? Brzezki! Kto? Brzezki…”.

Kiedyś nawet mocno zastanawiałyśmy się nad inną nazwą naszej drużyny, dostałyśmy wolną rękę od zarządu klubu, ale niestety żadna z nas nie wpadła na nic lepszego, bo w sumie, co można wymyślić od nazwy miasta Białobrzegi? Wzięłam prysznic, przebrałam się w swoje rzeczy i już miałam opuścić teren obiektu sportowego, kiedy za plecami usłyszałam znajomy głos.

— Klara! Kurwa! Dziewczyno! Co to była za brama z przewrotki? Mało się nie zadławiłam z wrażenia. Idziemy się napić?

Roześmiałam się głośno. To była Iga, moja kumpela, taka prawdziwa i od serca, która chyba wiedziała o mnie więcej niż ja sama. Chociaż nie przepadała za piłką nożną, to jednak zawsze przychodziła na moje mecze.

— Jestem sportowcem, zapomniałaś? Nie mogę nadużywać alkoholu — powiedziałam. Iga uśmiechnęła się ironicznie, a ja już wiedziałam, że zaraz przypomni o imprezie sprzed miesiąca, w czasie której przesadziłyśmy z ilością alkoholu. Nadal robi mi się niedobrze na wspomnienie o kacu, który męczył mnie cały następny dzień. Aby pozbawić Igę przyjemności drwienia sobie ze mnie, zapytałam, jakim cudem widziała bramkę, skoro nie było jej na trybunach w miejscu zarezerwowanym dla moich gości.

— Musiałam wyjść zaraz po tym pięknym golu. Mama dzwoniła żebym przyszła na chwilę do domu popilnować siostrę. — Wzruszyła ramionami. — Wróciła wcześniej, więc i ja mogłam przyjechać na koniec meczu. — Przytuliła mnie mocno i westchnęła. — Znowu nie przyszła?

Wiedziałam, że pyta o moją matkę. Od początku sezonu była tylko raz na meczu i na dodatek weszła w połowie chyba tylko po to, żeby pokazać mi swoje niezadowolenie, że musiała przerwać spotkanie. Jak się później okazało, dotarła tylko dlatego, że zainterweniował dziadek. Oderwałam głowę z ramienia Igi, wzięłam głęboki wdech i chwilę pomyślałam nad odpowiedzią.

— Co mam ci powiedzieć? Pewnie, gdyby chodziło o mojego brata, to przybiegłaby w podskokach, ale że ja nie jestem taka jak on, nie poszłam na medycynę tak jak sobie tego życzyła, tylko gram w piłkę. Może to jest jakaś kara? Nie wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Chodź, przejdziemy się.

Oczywiście Iga musiała wstąpić do sklepu monopolowego po wino i chipsy. Z takimi zakupami poszłyśmy w stronę jeziora. Jako małe dziewczynki uciekałyśmy zawsze w to miejsce, aby się wygadać. Teraz, jako dorosłe kobiety na widok tej pięknej, czystej plaży wspominałyśmy czasy, kiedy życie było beztroskie i niewinne.

— Napij się Klaro, obiecuję, że dzisiaj tylko jedno. — Uśmiechnęła się podstępnie.

— Jasne. Gdybym cię nie znała, to może bym uwierzyła. Dawaj! — Wzięłam dużego łyka wina i już chciałam opowiedzieć jej o spotkaniu trenera Kowalika, kiedy zapytała:

— A co z Marcinem? Dawno go nie widziałam.

Zamyśliłam się na chwilę, bo wiedziałam, że moja przyjaciółka zna mnie na wylot i żadna ściema nie przejdzie.

— To dupek! Miałam dokonać wyboru: on albo piłka. Wiesz, co wybrałam. Równie mocno jak moja matka nienawidzi piłki nożnej, a bardziej tego, że w nią gram. Czasami mam wrażenie, że się zgadali, bo na każdym kroku słyszę, jakiego to wspaniałego i zaradnego chłopaka straciłam przez piłkę. Eh — westchnęłam cicho, wbijając wzrok w zachodzące słońce. — A prawda jest taka, że nie czuję żebym straciła kogoś wartościowego. Jestem pewna, że czułabym pustkę gdybym wybrała inaczej, bo za długo na to pracowałam, żeby teraz rzucić wszystko dla faceta.

— Tak, wiem to niunia — powiedziała Iga przytulając mnie. — Wiem, byłam z tobą od samego początku i pamiętam, jak wtedy ten pomysł wydawał mi się najbardziej poronionym ze wszystkich twoich pomysłów. I nie tylko ja tak uważałam. Dzisiaj jednak widzę, z jakim zamiłowaniem grasz każdy mecz. Po prostu to kochasz. To była dobra decyzja….

***

Jezu, ki grom dzwoni o ósmej rano, kiedy mam dzień wolny? — Pomyślałam ledwie otwierając oczy i szukając na szafce rozdzwonionego telefonu. — Kurwa, moja głowa. Iga zabiję cię –powiedziałam w duchu. — A jeśli to ty mnie budzisz z samego rana to zabiję cię drugi raz.

Nie patrząc na wyświetlacz telefonu, odebrałam zaspanym, a może nawet zachrypniętym głosem, bo w słuchawce panowała przez chwilę cisza.

— Klaro, dobrze się czujesz? — Usłyszałam głos trenera.

— Tak, dobrze trenerze, wszystko gra, tylko jeszcze spałam. Co jest?

— Świetnie, a teraz posłuchaj uważnie! — Jego głos był poważny i stanowczy, a ja czułam, jak serce zaczyna mi dudnić w oszalałym tempie.

— Jak najszybciej musisz się zjawić w biurze prezesa klubu! Nie pytaj, dlaczego, tylko ubieraj się i przyjeżdżaj natychmiast!

Po tych słowach rozłączył się, a mnie przez głowę przelatywały tysiące scenariuszy i pytanie skąd on wie, że nie jestem ubrana.

No pewnie, dlatego że jest ósma rano — zaśmiałam się w myślach.

— Kurwa, ja pierdolę!

Gadałam do siebie, skacząc po pokoju i ubierając się jednocześnie. Co się takiego stało, że trener wezwał mnie tak wcześnie rano i to jeszcze do prezesa klubu? Może dziewczyna, którą faulowałam na meczu umarła? Nie wyglądała dobrze schodząc z boiska, ale gdyby umarła to raczej policja by tu przyjechała. A może chcą mnie wyrzucić z drużyny? Jezu chyba bym tego nie przeżyła.

Dobra Klaro, weź się ogarnij. — Spoliczkowałam się w myślach. Im szybciej tam dotrę tym szybciej się dowiem, o co chodzi. Ubrałam się raczej swobodnie, dżinsy do kostek, białe trampki i koszulka z krótkim rękawem.

— Jak wylatywać to z hukiem — powiedziałam, przeglądając się w lustrze.

— Gdzie wylatujesz? — Usłyszałam głos matki przez uchylone drzwi.

— Jeszcze nie wiem mamo, ale pewnie na zbity pysk. Trener dzwonił, muszę się wstawić u samego prezesa klubu, nie brzmiał miło, a kończy mi się kontrakt, więc pewnie mi podziękują.

— W sumie to i dobrze. Może w końcu zajmiesz się czymś normalnym, jak twój brat, a nie piłką. Idę do pracy. Miłego dnia Klarcia. — Drzwi się zamknęły.

— Klarcia — powtórzyłam.

Wiedziałam, że mama by się ucieszyła, gdybym przestała grać w piłkę. Nigdy nie wspierała mnie w tym, co robię. W zasadzie jedyną osobą w rodzinie, która mnie wspierała w kwestii piłki, był dziadek. W tym momencie, spojrzałam na jego zdjęcie, stojące na komodzie, a po policzku spłynęła mi łza.

Gdybyś tu był.

To dzięki niemu robię to, co kocham. Nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z marzeń i powtarzał: Rób tak żeby tobie było dobrze, bo wszystkim nie dogodzisz. Odszedł kilka miesięcy temu po walce z chorobą. Nie płakałam po jego śmierci. Byłam spokojna, bo wiedziałam, że tam, gdzie jest teraz, nie cierpi, a to czego mnie nauczył, będzie mi towarzyszyć przez resztę życia.

— Kurwa! Trener!

Ocknęłam się ze wspomnień, odłożyłam zdjęcie dziadka na miejsce i pognałam na autobus. Pomyślałam nawet, że autem będzie szybciej, ale po tym wczorajszym jednym winie Igi, które zamieniło się w trzy butelki, wolałam nie ryzykować utratą prawka. Chociaż z drugiej strony napięcie, które we mnie narastało sprawiło, że uczucie kaca minęło.

II

Po dwudziestu minutach dotarłam pod drzwi prezesa. Stałam pod nimi jak osłupiała i zastanawiałam się, co mnie czeka. Serce waliło mi jak młot i nawet miałam ochotę uciec, jednak ciekawość zwyciężyła. Zwłaszcza, że za drzwiami słychać było śmiechy i miłą rozmowę, co najmniej trzech panów.

Klaro weź się w garść. — Pomyślałam i nawet nie wiem, kiedy, moja pięść zastukała w drzwi.

— Proszę. — Usłyszałam. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

— Dzień dobry. — Ledwie to z siebie wydusiłam, kiedy dostrzegłam, że w biurze był prezes klubu, mój trener i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, trener Kowalik oraz Zbigniew Sobczak — prezes OMPN.

Organizacja Mieszanej Piłki Nożnej była związkiem, który trzymał całą polską piłkę nożną w garści. Decydujący głos w każdej sprawie, zarówno dotyczącej reprezentacji czy klubów, miał prezes Sobczak i to właśnie od niego zależała przyszłość każdego piłkarza lub piłkarki.

Wszyscy czterej panowie wlepiali we mnie swój wzrok, a ja musiałam śmiesznie wyglądać, bo z amoku kłębiących myśli wyrwał mnie głos trenera, który podstawił mi krzesło.

— Klara? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła, usiądź proszę. — Kiwnęłam głową, że wszystko gra i osunęłam się na krzesło. Wpatrywałam się w panów, a w głowie kłębiły mi się miliony pytań.

Co oni tu wszyscy robią? I co, do cholery, ja mam z tym wspólnego?

— Klaro — zaczął trener Kowalik. — Jestem pod wrażeniem twoich piłkarskich i strzeleckich umiejętności, a wczorajszy mecz był po prostu mistrzowski w twoim wykonaniu. Pasja i duch walki, jakie okazujesz w tym sporcie są niebywałe. Prezes Sobczak po obejrzeniu nagrania, również podziela moje zdanie, dlatego chciałbym cię mieć w swojej kadrze. Jak wiesz zbliża się turniej Euro w Rosji, za chwilę zaczynamy mecze eliminacyjne i po prostu jesteś potrzebna tej drużynie. — wyjaśnił. — I uprzedzając twoje pytanie — dodał, widząc, że szczęka opadła mi do samej ziemi. — W przepisach ERPN nie ma zapisu, który zabrania, aby do męskiej kadry, powołanie dostała kobieta. Europejska Rada Piłki Nożnej po wielu latach namysłu, w końcu zmieniła przepisy które dają szansę wykazać się takim talentom jak twój. Stąd nasza propozycja i pytanie do ciebie, czy się zgadzasz? — W tym momencie wszyscy czterej panowie spojrzeli na mnie pytająco.

— Ja pierdolę! — Nawet nie wiem, kiedy te słowa wymsknęły mi się po cichu z ust. Siedziałam jak wryta, nie mogąc nawet ruszyć powieką.

— Rozumiem, że to znaczy tak? — Roześmiał się prezes OMPN, a zaraz za nim pozostali panowie.

— Ja… Yyy… Ale jak… — Klara weź się w garść. — Spoliczkowałam się w myślach i w końcu odzyskałam głos. — Tak! Zgadzam się! Tylko nie wiem, czy sobie poradzę…

W tym momencie mój trener, a w zasadzie już były trener, złapał mnie za ramiona, potrząsnął lekko i powiedział stanowczo:

— Klara, to dla ciebie wielka szansa, poradzisz sobie. Pamiętaj, ile pracy, łez i wyrzeczeń kosztowało cię, żeby być w tym miejscu, gdzie teraz jesteś, zawdzięczasz to sobie i to jest twój sukces. Jeśli nie spróbujesz, będziesz żałować. — Puścił mnie i dodał: — Dostajesz również szansę na to, żeby utrzeć nosa wszystkim tym, którzy w ciebie nie wierzyli i drwili, że grasz w piłkę. — Wiedziałam, że mówi o mojej rodzinie. Znamy się od kilku lat, więc doskonale wiedział, jakie podejście do piłki ma moja matka i brat oraz, że tylko dziadek był moim wsparciem. I tu musiałam przyznać mu rację. Los daje mi szansę i muszę ją wykorzystać. Kiwnęłam głową, do oczu napłynęły mi łzy, ale zacisnęłam zęby, żeby nie dopuścić do rozsypki, bo przecież byłam twardą zawodniczką reprezentacji.

— Okej, to od czego mam zacząć?

— Jutro przyjedziesz do Warszawy i zameldujesz się w hotelu. Adres dostaniesz SMS-em. W recepcji odbierzesz klucze i telefon. Wszelkie formalności będą już załatwione, więc rozpakujesz się i poczekasz na mojego asystenta. Emil Krewny będzie towarzyszył ci przez najbliższy tydzień. Musisz zrobić badania, założyć konto w banku, przejść testy wysiłkowe, ale to tylko formalność, bo z tego co wiem, to masz aktualne badania. Emil we wszystkim ci pomoże. Jesteś naszą tajną bronią, dlatego zrobimy wszystko, aby do zgrupowania kadry wiedziało o tobie jak najmniej osób. W telefonie, który dostaniesz są numery do mnie, do Emila i do prezesa Sobczaka, w razie czego, możesz zawsze do nas zadzwonić. Oczywiście swój prywatny telefon możesz mieć ze sobą. No i co… Witamy na pokładzie kadry. — Trener Kowalik uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń, a zaraz za nim Prezes OMPN-u.

— Dziękuję — odpowiedziałam, jeszcze oszołomiona całym tym zdarzeniem.

— Leć się pakować i powodzenia. — Uścisnął mnie prezes klubu Brzezki. — Tylko o nas nie zapomnij — dodał.

— Nie zapomnę, na pewno. — Wzięłam głęboki oddech, pożegnałam się i wyszłam. Serce waliło mi jak młot, w głowie potok myśli i niedowierzanie, że to spotkało właśnie mnie. Nabrałam niezmiernej ochoty podzielenia się tą wspaniałą wiadomością z całym światem, ale wiedziałam, że trenerowi zależy na zachowaniu tajemnicy aż do zgrupowania. Zdecydowałam, że powiem to tylko Idze, w końcu była dla mnie jak siostra, a niekiedy nawet jak matka. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki, po czterech długich sygnałach usłyszałam jej zaspany i jakże skacowany głos.

— Co jest? Czemu mnie budzisz w środku nocy?

— Jakiej nocy? Iga obudź się! Jest jedenasta, a poza tym słuchaj mnie, nie uwierzysz!

— A możemy pogadać później?

— Nie! — wrzasnęłam. — Jadę do Warszawy, dostałam powołanie do kadry. — W słuchawce zapadła cisza. — Iga jesteś tam? — zapytałam.

— Tak jestem, ale mnie zatkało. Jak to do kadry? Jak to do Warszawy? Co ty w ogóle pierd… — Urwała. — Klara, kurwa, jaja sobie robisz? — Głos Igi drżał, a nawet dało się wyczuć, że miała oczy pełne łez.

— Iga, ale ja dostałam powołanie do kadry męskiej rozumiesz? Będę grała w pierwszej reprezentacji Polski w piłce nożnej u boku najlepszych naszych piłkarzy. Prezes OMPN-u i trener osobiście przyjechali, żeby przedstawić mi swój niecny plan. — Roześmiałam się. — Kurczę, jeszcze sama w to nie wierzę, nogi mam jak z waty, tylko Hmm… — Mój głos posmutniał, co nie umknęło uwadze przyjaciółki.

— Wiem, co teraz czujesz, a bardziej się domyślam, ale dasz sobie radę, wierzę w ciebie Klarcia, marzyłaś o tym i zapracowałaś sobie na to! — Iga wręcz krzyknęła. — Postawiłaś się całej rodzinie, żeby być w tym miejscu, gdzie teraz jesteś i idź do przodu. Nie wolno ci zwątpić, rozumiesz? — I chociaż w tamtym momencie nie widziała wyrazu mojej twarzy, wiedziała, że przytaknęłam. — No cieszę się, że się rozumiemy.

Wiedziałam, że nie zawiodę się dzwoniąc do Igi i dzieląc się z nią tą wiadomością. Potrafiła pocieszyć, doradzić, a jak trzeba było to i solidnie opierdzielić. Wiedziałam też, że jako jedyna będzie podzielać mój entuzjazm związany z nową sytuacją.

— Wiem, nie krzycz już. — Zaśmiałam się. — Wyjeżdżam dopiero jutro rano, muszę się spakować i porozmawiać, a w zasadzie poinformować mamę o tym fakcie, ale chciałabym się jeszcze z tobą spotkać wieczorem. — Nie zdołałam dokończyć, bo przerwała mi oburzona Iga.

— No chyba głupia psito nie myślałaś, że pozwolę ci wyjechać bez pożegnania? Zresztą po rozmowie z matką będę musiała cię pozbierać z powrotem do kupy, bo znając życie, to jej entuzjazm roztrzaska cię na milion kawałków — powiedziała i po chwili dodała: — Muszę kończyć Kler, spotkajmy się o osiemnastej. Tam, gdzie zawsze, pa.

Czasami bałam się tych jej przepowiedni, bo w większości przypadków się sprawdzały. Może posiadała nadzwyczajną moc przepowiadania przyszłości albo po prostu znała dobrze moją rodzinę? W tamtej chwili zaświtał mi obraz matki pukającej się w czoło na wieść o tym, że wyjeżdżam do Warszawy i to jeszcze po to, żeby grać w reprezentacji kraju. Nie wiem, czemu była taka zgorzkniała wobec mnie.

Czy naprawdę chodziło tylko o to, że gram w piłkę, a nie zostałam lekarzem jak Filip? Często zadawałam sobie to pytanie.

Rodzice dziewczyn z drużyny przychodzili na mecze, kibicowali i cieszyli się z sukcesów swoich córek, a kiedy trafiła się porażka również pocieszali. Ja musiałam sama zapewniać sobie to wszystko. W zasadzie nawet nie pamiętam, czy kiedykolwiek usłyszałam z ust matki słowa kocham cię. Chyba nie, za to Filip — mój brat — był wychwalany niemalże na każdej rodzinnej uroczystości. Różnica wieku między nami wynosiła dziesięć lat, ale nigdy nie dał mi poczuć dystansu, a opiekował się mną jak na starszego brata przystało. Filip i dziadek zastępowali mi w dużej mierze tatę, którego mało pamiętam. Nikt nie chciał o nim opowiadać, a ja wiedziałam tylko, że zmarł, jak byłam mała i nie pozwalano mi więcej drążyć tematu. Od dziadka dowiedziałam się jeszcze, że to właśnie po śmierci taty, matka stała się taka oziębła. Nie rozumiałam, dlaczego była taka tylko dla mnie. Czyżbym miała coś wspólnego ze śmiercią taty? Nikt nic więcej nie chciał mi powiedzieć, a ja byłam wtedy za mała, żeby pamiętać wydarzenia z tamtych lat.

Kiedy Filip skończył szkołę średnią, wyjechał do Krakowa na studia medyczne, gdzie został cenionym i znanym kardiologiem. Ja zaś, zostałam praktycznie sama, a matka nalegała abym poszła w ślady brata. Nieważne były moje uczucia i to, że kocham piłkę, najważniejsze były jej niespełnione ambicje i gdyby nie wsparcie dziadka, pewnie dopięłaby swego i posłała mnie na studia medyczne albo prawnicze. Zawsze powtarzała, że gdyby dziadkowie nie dali jej wolnej ręki w wyborze drogi życiowej, tylko nakazali studiować to, co oni chcieli, to dzisiaj byłaby kimś, a nie zwykłą kwiaciarką. Nigdy nie rozumiałam jej pogardy do tego zawodu, wręcz uwielbiałam, kiedy wracała z pracy i z chwilą otwarcia przez nią drzwi, w całym domu unosił się zapach świeżych kwiatów.

III

Pochłonięta rozmyślaniami i wspomnieniami z dziecięcych lat, nawet nie wiem, kiedy dotarłam pod drzwi domu i jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że są otwarte, mimo że zamykałam je po wyjściu. Odruchowo spojrzałam na podjazd, ale stał tam tylko mój stary golf 3, za to dostrzegłam na ulicy zaparkowanego srebrnego SUV-a.

— Filip — powiedziałam do siebie, wchodząc do domu, ale wkoło panowała grobowa cisza i nawet przeszedł mnie dreszcz na myśl, że to może jednak złodzieje. Tylko oni raczej jeżdżą czarnymi samochodami, a my w zasadzie nie mieliśmy wielu wartościowych rzeczy.

— Co się tak skradasz siostra? — Aż podskoczyłam na dźwięk tych słów, a serce podeszło do gardła.

— Kurwa! Filip, wystraszyłeś mnie. — Spojrzałam na brata, który mimo upływu lat w ogóle się nie zmieniał. Wysoki przystojny blondyn o niebieskich oczach, ciało wyrzeźbione niczym u modela, połowa dziewczyn w szkole się w nim kochała, ale Filip zawsze powtarzał, że czeka, aż spotka tę jedną jedyną na całe życie, chociaż wątpiłam w to, że nadal jest prawiczkiem.

— Ładnie mnie witasz, też się cieszę, że cię widzę. — Uśmiechnął się ironicznie, pokazując szereg białych i równych zębów. — Dobrze wyglądasz, tylko nie mów, że dalej kopiesz w gałę? — Zapytał szyderczo. Miał taki sam stosunek do mojej gry jak i matka, w tym aspekcie byli tacy sami.

— Przestraszyłeś mnie, ale bardzo się cieszę, że cię widzę braciszku. — Uściskałam go mocno. — Chyba myślami cię ściągnęłam i tak, nadal kopię w piłkę. — Podkreśliłam wymownie te słowo. — A u ciebie, co słychać? — Oderwałam się od Filipa i zobaczyłam niepokój w jego oczach i już chciałam zapytać, o co chodzi, kiedy w drzwiach stanęła matka. Odpychając mnie rzuciła się Filipowi na szyję i radośnie go przywitała.

Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią.

— Nie powinnaś być jeszcze w pracy? — zapytałam.

— Zamknęłam kwiaciarnię wcześniej, nie mogłam wysiedzieć wiedząc, że mój synek w końcu przyjechał do nas w odwiedziny. Już biorę się za obiad. — Uściskała znowu Filipa, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.

— No tak, po co pytam — rzuciłam. Mogłam się domyślić, chociaż w głębi duszy miałam nadzieję, że odpowiedz będzie inna. Westchnęłam głośno, ale w zasadzie nikt mnie już nie słuchał, matka z bratem oddalili się w stronę kuchni a ja poszłam do swojego pokoju, bo przecież miałam się spakować.

Wyrzuciłam z szafy wszystkie swoje rzeczy i po godzinnym przeglądaniu ciuchów, stwierdziłam, że właściwie nie mam czego spakować. Stare znoszone dżinsy i dresy, dziurawe bluzy i koszulki. — Nie. — Pokręciłam głową. Przecież zaczynam nowe życie i nie mogę zabierać ze sobą starych rzeczy, wzięłam telefon do ręki i w aplikacji sprawdziłam stan konta bankowego. W obecnym klubie nie zarabiałam dużo, właściwie tysiąc złotych plus małe premie za strzelone bramki, więc nie dawało to kokosów, ale dało się przeżyć.

Dobrze, że jestem oszczędna. — Pomyślałam, kiedy na ekranie telefonu ukazała się suma czterech i pół tysiąca. Kupię sobie coś w Warszawie, wiele mi nie potrzeba. Do małej walizki spakowałam tylko trzy pary butów, bieliznę oraz kosmetyki i rozejrzałam się po pokoju. Na ścianie wisiały zdjęcia z meczów i medale, a na regale przy zdjęciu dziadka stały puchary. Na samo wspomnienie tamtych chwil, moje serce biło jak szalone. To tutaj się wszystko zaczęło, a teraz wyjeżdżam w nieznany mi świat i zostawiam te wszystkie wspomnienia. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w lustro

— Ty pieprzona szczęściaro, tylko tego nie spierdol — powiedziałam do siebie i w tej samej chwili usłyszałam dźwięk smsa. To była wiadomość od trenera Kowalika, mało nie zeszłam czytając jej treść.


„Klaro, wstawisz się jutro w H15 Boutique, ul. Poznańska 15, Śródmieście, Warszawa, okażesz dowód osobisty i cię zameldują, w pokoju będzie czekał na ciebie telefon, możesz korzystać ze wszystkich atrakcji hotelu, czekaj na wiadomość od Emila. Pozdrawiam A. Kowalik”


Ja pierdolę. — Pomyślałam. Znałam ten luksusowy hotel tylko z filmów, a teraz miałam tam mieszkać przez najbliższy tydzień? Zrobiło mi się słabo na tę myśl i z wrażenia opadłam na łóżko, włożyłam słuchawki w uszy i zatonęłam w wyobrażeniach, co mi jeszcze przyniesie los.

— Klara! Klara! — Poczułam szarpanie za ramię. — Śpisz w ciągu dnia? Chodź na obiad, Filip już czeka.

Nim zdążyłam coś powiedzieć, drzwi zatrzasnęły się za matką, a ja spojrzałam na telefon, żeby się przekonać, że ta wiadomość od trenera to nie był sen. Na szczęście nadal tam była. Wstałam z łóżka, odłożyłam telefon i przeciągnęłam się. Serce zaczęło mi dudnić na myśl, że muszę powiedzieć matce i bratu o wyjeździe, ale czy w ogóle będzie ich to interesować? Myślę, że nie. Dobra miejmy to już za sobą. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do kuchni. Na progu cofnął mnie zapach gołąbków, nienawidziłam tego dania od dzieciństwa, sam zapach przyprawiał mnie o mdłości, no, ale nie byłam zdziwiona, że akurat gołąbki były tego dnia na obiad, przecież Filip je uwielbiał.

— Co tak stoisz Klaro? Siadaj do stołu, bo ci wystygnie.

— Mamo! –wycedziłam przez zaciśnięte zęby. — Dobrze wiesz, że nienawidzę gołąbków. — Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie, ale matka wydawała się nieporuszona tym faktem.

— Twój brat uwielbia i przestań już robić szopki Klaro! — Warknęła. Już chciałam odwrócić się na pięcie i wyjść z kuchni, kiedy zwrócił się ku mojej osobie Filip.

— Siadaj siostra, mam dla ciebie propozycję. — Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jaką propozycję mógł mieć dla mnie, jakże wybitnie wykształcony pan doktor?

— Aż się boję zapytać, jaką. — Usiadłam przy stole, nakładając sobie tylko ziemniaki. Twarz matki oblewał uroczy uśmiech, a brat popatrzył na mnie poważnym wzrokiem, przełknął to, co miał w buzi i zastygł w bezruchu.

— Powiesz wreszcie? — ponaglałam.

— Otóż, otwieram w Krakowie prywatną klinikę kardiologiczną i potrzebuję cię, jako recepcjonistkę. Zapewnię Ci przeszkolenie, umowę, mieszkanie no i na początek dostaniesz dwa i pół tysiąca złotych do ręki. Nastawiony jestem na sukces, także źle na tym nie wyjdziesz, a na pewno lepiej niż grając w tę śmieszną piłkę. — Pocierał ręce, kiedy to mówił, a ja nie dowierzałam własnym uszom.

— Chyba żartujesz! — Wstałam i wepchnęłam krzesło pod stół, w tym samym momencie wstała matka.

— Klaro siadaj! Jak ty się zachowujesz? Powinnaś być wdzięczna bratu, że o tobie pomyślał. Zrozum, że to wielka szansa, druga taka się może nie przydarzyć, byłabyś niemądra gdybyś odmówiła. — Usiadła z powrotem przy stole, Filip milczał a ja podeszłam do okna i widząc radośnie śpiewającego skowronka pomyślałam, jak wolne i szczęśliwe jest to stworzenie. Bez nakazów i zakazów, taki beztroski i niewinny.

— W takim razie jestem głupia mamo! — Odwróciłam się w stronę stołu, a wzrok matki o mało mnie nie zabił. — Bo muszę powiedzieć nie — kontynuowałam. — Dziękuję ci Filipie za tę kuszącą propozycję, ale muszę ci odmówić. Już dzisiaj dostałam ofertę życia i się zgodziłam, więc sam widzisz… — Brat spojrzał na mnie i pokiwał głową.

— Ok, nie nalegam, ale gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, to masz mój numer. — Uśmiechnęłam się zaskoczona, bo spodziewałam się innej reakcji, a tu taka niespodzianka.

— Klaro robisz bratu i mnie przykrość, zawiodłam się na tobie.

— Nie pierwszy raz — odpowiedziałam. — Wydaje mi się, że ciągle cię zawodzę mamo, ale od jutra już nie będziesz musiała mnie oglądać, chyba, że w telewizji. — Parsknęła śmiechem na te słowa i mało się nie zadławiła kompotem.

— W telewizji? — zapytała, patrząc na mnie zimnym wzrokiem.

— Tak, wyjeżdżam do Warszawy, dostałam powołanie na zgrupowanie pierwszej reprezentacji. Zaczynają się eliminację do Euro, dostałam szansę od losu i zamierzam z niej skorzystać.

— Zaraz, zaraz, czekaj, a pierwsza reprezentacja to nie jest czasem drużyna męska? — Zapytał Filip marszcząc czoło. Pokiwałam twierdząco głową i czułam na sobie przeszywający wzrok brata i matki. Zapadła cisza, którą przerwał szyderczy śmiech obojga. Do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle stanęła gula, której nie mogłam przełknąć. Wyszłam z kuchni, zabrałam kurtkę z wieszaka, a na nogi wsunęłam klapki. Wybiegłam trzaskając drzwiami, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, w którą stronę mam iść. Otwierając furtkę, usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi i głos Filipa.

— Klaro, zaczekaj. Czy nie uważasz, że to, co mówisz, to nonsens? Przecież to jest niedorzeczne! Ktoś sobie z ciebie nieźle zakpił. — Ścisnął mój nadgarstek tak mocno, aż zabolało, a w jego oczach zobaczyłam coś bardzo dziwnego, nigdy wcześniej nie widziałam, żeby czyjś wzrok płonął takim gniewem.

— Wiesz, co? Pierdol się! — Wyrwałam rękę z uścisku brata i pobiegłam w stronę parku. Biegłam tak bez celu, co chwilę oglądając się za siebie, ale nikogo nie dostrzegłam.

Zatrzymałam się na pierwszej lepszej ławce, serce biło mi mocno, schowałam twarz w dłoniach i uwolniłam emocje płaczem, którego nie mogłam w żaden sposób powstrzymać. W uszach ciągle słyszałam słowa brata i śmiech matki. W tamtej chwili chciałam umrzeć. Spojrzałam w niebo i westchnęłam.

— Boże.

Dziadku, gdzie jesteś? Tak mi cię brakuję, gdybyś tu był…

Zamknęłam oczy i ukazał mi się obraz dziadka, który kilka dni przed swoim odejściem, kiedy byłam u niego w odwiedzinach, trzymał mnie mocno za rękę i powiedział: Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na realizację swoich marzeń. Tylko nigdy nie pozwól, żeby ktoś ci wmówił, że jest inaczej.

— Tak. — Uśmiechnęłam się i podniosłam tyłek z ławki. — Masz rację dziadku. — Posłałam całusa w stronę nieba, otarłam łzy i wybrałam numer Igi w telefonie, bo kto inny mógł mnie pocieszyć w tamtej chwili, jak nie ta wariatka? Po krótkiej chwili, usłyszałam głos przyjaciółki.

— No, co tam baby?

— Iguś, wiem, że byłyśmy umówione na osiemnastą, ale czy mogłabyś… — W tym momencie głos mi się załamał. — Mogłabyś przyjść teraz? Jestem w parku, ale idę w stronę plaży, w nasze miejsce.

— Jasne kochanie, zaraz będę. — Nie musiałam jej tłumaczyć, co się stało, bo rozumiałyśmy się bez słów. Nawet nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, jak dam radę wytrzymać bez Igi będąc w Warszawie. Tutaj spotykałyśmy się niemal codziennie, a teraz miało nas dzielić ponad sto kilometrów. Poczułam ukłucie w sercu na tę myśl. Dobrze, że ktoś wymyślił telefon i Internet.

Czekając na przyjaciółkę, rozmyślałam o bracie, a właściwie o tym, co się z nim stało. Zawsze był opanowany i bezstronny, chociaż nie pochwalał tego, co robię, to jednak nigdy nie odzywał się do mnie w ten sposób. I ten wzrok przepełniony gniewem, który aż płonął ze złości. Być może to przez stres związany z otwarciem kliniki? Może coś złego wydarzyło się w jego życiu, a ja zamiast z nim porozmawiać, uciekłam? Różne myśli kłębiły się w mojej głowie, doszłam jednak do wniosku, że porozmawiam z nim wieczorem i dowiem się, o co tak naprawdę chodzi.

Wnet zjawiła się Iga.

— Hej Kler, co jest? Przez telefon nie brzmiałaś najlepiej i z tego, co widzę, nie wyglądasz dobrze. Rozmowa nie poszła? — Usiadła koło mnie i poklepała po plecach, a ja otarłam twarz z łez. Dobrze, że w zeszłym roku zrobiłam sobie makijaż permanentny, właśnie po to, żeby zawsze, niezależnie od sytuacji, wyglądać jak człowiek.

— Filip przyjechał z propozycją pracy dla mnie w swojej prywatnej klinice. — Iga wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.

— I nie zgodziłaś się? — zapytała delikatnie i powoli.

— No a jak myślisz? Pewnie, że się nie zgodziłam. Oczywiście matka na mnie naskoczyła, wywiązała się lekka awantura, a kiedy powiedziałam, że wyjeżdżam na kadrę i to męską, to oboje mnie wyśmiali i wybiegłam z domu. — Do oczu znowu napłynęły mi łzy. — Kurwa, Iga, czemu ja nie mogę mieć normalnej rodziny, która się wspiera i może normalnie rozmawiać na różne tematy?

Zapadła cisza.

Iga przytuliła mnie mocno i nic nie mówiła.

— A wiesz, mało tego, matka zamknęła wcześniej kwiaciarnię, żeby spędzić czas z Filipem, zrobić mu obiadek, a dla mnie nigdy nie mogła tego zrobić — Po tych słowach rozsypałam się, siedziałyśmy tak w milczeniu dłuższą chwilę, kiedy zabrzęczał mój telefon. To Filip napisał SMS-a z zapytaniem, gdzie jestem. Już wie, że to, co mówiłam to prawda. Zastanowiłam się chwilę, skąd niby to wie, skoro dla mediów miała być to tajemnica, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Odpisałam mu, gdzie jestem i miałam nadzieję, że przyjdzie do nas, żebyśmy mogli w końcu spokojnie porozmawiać. Odpisał „OK”, więc schowałam telefon do kieszeni i czułam przyśpieszający puls.

— Co się dzieje Klara? — Spytała Iga, odrywając głowę od mojego ramienia.

— Filip przyjdzie do nas. — Widziałam jak jej oczy zapłonęły niczym pochodnia, podkochiwała się w nim kiedyś, ale myślałam, że z biegiem lat jej przeszło, zwłaszcza, że był dużo starszy.

— To może zostawię was samych, pogadacie sobie na spokojnie — zaproponowała, ale stanowczo odmówiłam. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką, nie miałam przed nią tajemnic i czułam się bezpieczniej, mając ją obok. Obraz kipiącego złością brata nie znikał mi sprzed oczu. Nie wiedziałam, czego mogę się jeszcze po nim spodziewać. Po kwadransie dołączył do nas.

— Cześć Iga, kurczę, ale wyrosłaś, niezła laska z ciebie. Tak myślałem, że jesteście tu razem — powiedział Filip, śliniąc się na widok Igi. Kiedy wyjeżdżał do Krakowa byłyśmy nastolatkami, jednak teraz faktycznie, Iga była ładną dziewczyną z ciemnymi długimi włosami, zgrabnymi nogami i miała wszystko na swoim miejscu. Faceci często się za nią oglądali, ale Iga nie lubiła zobowiązujących związków, wolała jakiś przelotny romansik, szybki seks i cześć. Powtarzała, że wyjdzie za mąż dzień po mnie, ale ja nie miałam czasu na związki, trafiałam na samych gburów, zapatrzonych we własne ja i co gorsza, nienawidzących piłki nożnej. Dziwne, że facet i nie lubi futbolu? No ja notorycznie na takich trafiałam.

Popatrzyłam na brata.

— Filip, ja cię bardzo przepraszam za to, co powiedziałam przy furtce. Nie chciałam, tylko nie…

— Wiem mała — przerwał. — To ja cię przepraszam. — Przytulił mnie tak mocno, że niemal słyszałam bicie jego serca.

— Widzisz, mam trochę kłopotów związanych z kliniką, stąd to zdenerwowanie.

— Sorki, że wam przerwę — wtrąciła Iga. — Wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do sklepu po jakieś wino. Filip, reflektujesz? — Pokiwał głową twierdząco, a Iga pognała w stronę monopolowego.

— Jakie masz kłopoty? Może mogę ci pomóc? Widziałam niepokój w twoich oczach jak tylko cię zobaczyłam, co się dzieje?

— Kasę, która miała iść na klinikę… — Zamilkł na chwilę. — Przegrałem w kasynie.

— Ja pierdolę. — Złapałam się za głowę. — Coś ty zrobił? — Nie dowierzałam w to, co usłyszałam chwilę wcześniej. Mój brat, ten idealny syn i lekarz grał w kasynie i do tego przegrywał duże pieniądze?

— Matka wie? — zapytałam, a on milczał. — No jasne, że nie wie! Bo przecież by się pochlastała, że jej ukochany synek… Nie, no nie wierzę. — Przerwałam swój wywód. Kiedy spojrzałam na brata, siedział ze spuszczoną głową i milczał, a mi zrobiło się go żal.

— Ile przejebałeś? — Spojrzał na mnie.

— Pięćdziesiąt tysięcy.

— To chyba nie aż tak dużo, sprzedasz samochód a resztę się ogarnie jakoś.

— Euro — powiedział cicho.

— Co? — dopytałam, bo myślałam, że się przesłyszałam.

— Przegrałem pięćdziesiąt tysięcy Euro. — Patrzył w taflę wody, a ja w głowie przeliczałam, ile to będzie kasy na złotówki.

— Wiesz, pomyślałem o kredycie pod zastaw naszego domu. W Krakowie zastawiłem mieszkanie pod budowę kliniki, ale brakuje na sprzęt i wyposażenie. To znaczy, wszystko jest już zamówione, tylko muszę w terminie wpłacić tę brakującą kwotę i pomyślałem…

— To dlatego przyjechałeś? — przerwałam. — Masz tupet — wycedziłam przez zęby.

— Klara, wiem, że zawaliłem, że cię tu zostawiłem samą z matką, ale nie mogłem już patrzeć, jak cię traktuje i poniża na każdym kroku. — Pierwszy raz widziałam jak mój brat płacze.

— Proszę, nie mów matce prawdy, nie mów, że przegrałem tę kasę. Oddam wszystko, co do grosza, jak tylko klinika ruszy.

W tym momencie wróciła Iga, spojrzała na nas, ale nie zadawała pytań. Usiadła koło Filipa i otworzyła wino, podała mu je, a on niemalże duszkiem pochłonął pół butelki. Pierwszy raz widziałam, jak pije alkohol i to jeszcze takim haustem jak zawodowy alkoholik.

A może nim był? — Pomyślałam przez chwilę. Przecież tego, że gra w kasynie, też się nie spodziewałam. Zdałam sobie sprawę z tego, jak mało wiem o własnym bracie. Usiadłam przed nim, zabrałam mu butelkę i spojrzałam w mokre od łez oczy.

— Po pierwsze: matka ma kasę ze sprzedaży domu po dziadkach, więc nie musi zastawiać naszego, po drugie: okej, nie powiem jej prawdy, jeśli ty powiesz mi, dlaczego jest taka oziębła dla mnie i po trzecie: skąd wiedziałeś, że to, co powiedziałam o kadrze to prawda? — Przechyliłam butelkę, bo od tego gadania zaschło mi w gardle i podałam dalej Idze.

Ona zaś wpatrywała się w Filipa z takim pożądaniem, że pewnie, gdyby mnie tu nie było to zrobiliby to pod gołym niebem. Stuknęłam ją butelką w rękę, a kiedy się ocknęła i spojrzała na mnie, popukałam się w czoło. Wiedziała, o co mi chodzi, ale tylko się uśmiechnęła i oblizała wymownie wargi.

Filip popatrzył na mnie już nieco radośniejszym wzrokiem i wziął głęboki wdech.

— Może zacznę od trzeciego — uśmiechnął się — W telewizji była konferencja prasowa z tym trenerem od kadry i mówił, że ma asa w rękawie, że jutro do Warszawy przyjeżdża jego tajna broń i ogólnie będzie wielkie zaskoczenie dla wszystkich i domyśliłem się, że chodzi o ciebie– stąd wiem, że mówiłaś prawdę. — Uśmiechnęłam się w duchu.

— No a teraz druga pozycja — ponaglałam.

Filip wziął łyk wina, które wyrwał Idze i spojrzał w niebo.

— To, co teraz usłyszysz, będzie bardzo trudne, ale już dawno powinnaś o tym wiedzieć. Tego wieczoru, kiedy zginął tata, ty byłaś u dziadków. Chciałaś zostać u nich na noc, chociaż mama ostrzegała, że jak przyjdzie wieczór i czas spania to będziesz płakała, że chcesz do domu. No i tak było. Około godziny dwudziestej trzeciej zadzwoniła babcia, że płaczesz i nie chcesz spać, tata wstał z łózka, ubrał się i oznajmił, że pojedzie, wtedy matka kategorycznie zabroniła mówiąc, że trochę popłaczesz i zaśniesz, a rano przed pracą po ciebie pojadą. Pamiętam, że bardzo się o to pokłócili, ale tata był nieugięty, wsiadł do auta i wtedy widziałem go po raz ostatni. Po drodze jeszcze dzwonił do babci, że już jedzie po swoją księżniczkę, że nie pozwoli, żeby płakała i że niedługo będzie na miejscu, ale niestety nigdy tam nie dotarł. Prawdopodobnie tak się śpieszył, że nie zauważył nadjeżdżającego pociągu albo myślał, że zdąży, tego już nie wiem.

Milczałam, a z oczu jak rzeka płynęły mi łzy. Filip kontynuował.

— Zginął na miejscu. Pamiętam błysk policyjnych kogutów pod naszym domem i krzyk mamy. Od tamtej chwili mama bardzo się zmieniła, winiła ciebie za śmierć ojca i za to, że rozstali się w złości. — Uronił łzę. — Zamiłowanie do piłki masz po nim. — Spojrzałam na Igę, ona też trwała w zamyśleniu, a po jej policzku spływały łzy. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Teraz już rozumiałam, dlaczego matka tak bardzo mnie nienawidziła. Tata zginął przeze mnie. Spojrzałam w niebo.

— Przepraszam — wyszeptałam przez łzy. Wydawało się, że Filip czyta mi w myślach.

— To nie była twoja wina! Nie możesz tak myśleć, to był wypadek, nieszczęśliwy pierdolony wypadek! — Zalał się łzami, a ja chciałam zadać jeszcze milion pytań, ale nie byłam w stanie się pozbierać. Siedzieliśmy wszyscy w milczeniu dobrą godzinę. Kiedy emocje opadły spytałam brata.

— Jak to jest możliwe, że ja tego nie pamiętam? W ogóle nie pamiętam taty.

— No dziwne żebyś pamiętała, miałaś wtedy trzy i pół roku. Przez pewien czas nawet mieszkałaś u dziadków, ale pewnego dnia dziadek potrząsnął matką, w przenośni oczywiście, żeby się w końcu wzięła w garść, no i pozbierała się, tylko chyba postanowiła odbijać sobie to wszystko na tobie. — Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. — Lata mijały, a ona się nie zmieniała. Nie mogłem już tego znieść, tej cały chorej atmosfery, dlatego wyjechałem a w zasadzie uciekłem do Krakowa. Nie byłem w stanie zastąpić ci ojca i matki… przepraszam — wyszeptał mi do ucha i mocno przytulił.

Oszołomiona tą opowieścią, miałam wrażenie, że to scenariusz z jakiegoś filmu. Nie byłam w stanie opanować emocji, kątem oka zerkałam na przyjaciółkę, która również niedowierzała w to, co przed chwilą usłyszałyśmy, upiła łyk wina i uroniła łzy. Filip objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno, w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że jutro czeka mnie długa podróż. Zapewne, gdy spojrzę w lustro zobaczę napuchnięte oczy zawodniczki MMA a nie piłkarki, a zawalona noc jeszcze bardziej urozmaici ten widok. Westchnęłam głęboko, wstałam z piasku i zwróciłam się do Igi, która wtulona w mojego brata wydawała się być myślami w innym świecie.

— Iguś, wiem, że ten wieczór miał wyglądać inaczej, przepraszam, że musiałaś tego wszystkiego wysłuchać, chociaż pewnie i tak bym ci o tym opowiedziała, ale głupio mi.

Iga wstała odrywając się z objęć Filipa.

— Ale jesteś głupia! Za co mnie przepraszasz? — Przytuliła mnie mocno. — Jedź do tej Warszawy i pokaż im, co potrafisz. Spełniaj swoje marzenia, a jak już się tam zaaklimatyzujesz i ogarniesz to przyjadę i ruszymy na podbój. — Zaśmiałyśmy się obydwie. Jeszcze mocniej przytuliłam Igę i pogłaskałam ją po plecach.

— Dzięki, jesteś kochana. Będę się odzywać tak często, jak tylko będę mogła. Trzymaj kciuki. — Cmoknęłam ją w policzek. Filip zerwał się na nogi i dał mi do zrozumienia, że idzie ze mną do domu, ale pokręciłam głową, bo w tamtej chwili chciałam pobyć trochę sama, pogadać sama ze sobą, a droga do domu wydawała się odpowiednim dystansem na rozmyślenia. Nie nalegał, więc się pożegnałam i poszłam w stronę domu, zostawiając ich na plaży.

IV

Noc wydawała się nie mieć końca, a myśli w mojej głowie biły się ze sobą. W jednej chwili ekscytacja związana z wyjazdem, kadrą i nowym życiem buzowała niczym wulkan, a z drugiej strony historia, którą opowiedział mi brat napełniała moje serce żalem goryczy. Spojrzałam w telefon, dochodziła godzina czwarta, a za oknem zaczynało się rozwidniać. Ucieszyłam się, że za godzinę będę musiała już wstać, bo to oznaczało początek podróży życia. Pomyślałam chwilę o mamie. Pożegnać się z nią, czy wyjechać bez słowa? Może w ogóle nie zauważy mojej nieobecności?

— Napiszę krótki list, tak to będzie najlepsze rozwiązanie — zdecydowałam. Zapaliłam nocną lampkę, wzięłam notes, długopis i zatonęłam w potoku słów, bo tyle chciałam jej powiedzieć, przeprosić, a z drugiej strony jednak wygarnąć wszystko, co mnie bolało, więc chwilę biłam się z myślami.


Mamo.

Piszę ten list, bo właściwie nie umiemy już ze sobą normalnie rozmawiać. Jest mi przykro, że nie jestem taką córką, jaką byś chciała mieć. Przepraszam, że nigdy nie dałam Ci powodu do dumy i przepraszam, że przeze mnie zginął tata. Tak znam prawdę i żałuję, że nie dowiedziałam się tego od ciebie, przynajmniej miałabym szansę zrozumieć, dlaczego przez te wszystkie lata traktowałaś mnie jak wroga. Oddałabym wszystko, żeby zwrócić tacie życie, oddałabym nawet własne, abyś była tylko szczęśliwa.

Przepraszam za wszystko.

Kocham Cię.

Klara.


Nawet nie zauważyłam, ile czasu zajęło mi napisanie tych kilku pozornie prostych słów. Tyle chciałam jeszcze jej powiedzieć, ale już chyba nie było sensu rozdrapywać ran. To, co się wydarzyło przed laty, musiałam zostawić za sobą. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina piąta, a na dworze było już zupełnie widno.

— Czas ruszać — powiedziałam, przeciągając się przed lustrem. Szybki prysznic, ubranie i ogólne ogarnięcie się zajęło mi zaledwie pół godziny, a kiedy rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co jeszcze ewentualnie mogłoby mi się przydać na podróż, przyszło mi na myśl, aby zajrzeć do pokoju Filipa. Jakże ogromne było moje zdziwienie, kiedy zastałam puste łóżko. Zaśmiałam się pod nosem, w sumie mogłam się tego spodziewać, bo poprzedniego wieczoru mieli się z Igą ku sobie. Wzięłam walizkę a list, który napisałam do matki zostawiłam w kuchni na stole. Rozejrzałam się chwilę po domu i pozostawiając wszystkie wspomnienia, radości i smutki związane z tym miejscem, zamknęłam za sobą drzwi.

Dotarcie na peron nie zajęło wiele czasu, wczesnym rankiem ruch w mieście jest mały a autobus, którym jechałam, zatrzymał się tylko na trzech przystankach. Wsiadając do pociągu, usłyszałam z dużych głośników stojących na stacji, piosenkę Classic — „Miłego dnia” — przypadek? Być może, ale wiedziałam, że to będzie dobry dzień. Zajęłam swoje miejsce w pociągu i postanowiłam za pomocą Google dowiedzieć się czegoś więcej o chłopakach z drużyny. Do tej pory znałam ich tylko z imienia nazwiska i umiejętności piłkarskich. Na pierwszy ogień wpisałam kapitana.

Krystian Zalewski — wysoki, przystojny brunet, muskularne opalone ciało, marzenie każdej kobiety. No prawie każdej. Ma żonę Klaudię, która jest piękną i zgrabną blondynką, a do tego blogerką modową, krótko mówiąc wygląda jak milion dolarów. Ja z natury tak miałam, że facet mógł być przystojny jak Mario Casas, ale jeśli był zajęty, to z automatu przestawał mnie pociągać.

Nic szczególnego nie znalazłam na temat „Zalesia”, bo tak wszyscy go nazywali i w sumie, to prawie każdy z piłkarzy miał przydomek pochodzący od nazwiska.

Przeczytałam kilka artykułów na temat udziału Zalewskich w zbiórkach charytatywnych i przeszłam do szukania informacji na temat reszty chłopaków, wszędzie pisali to samo, sukcesy w klubach, zaręczyny, śluby i narodziny dzieci, no tak, bo w sumie, co więcej mogli wiedzieć paparazzi. Moją uwagę przykuł artykuł mający w tytule nazwisko naszego lewego obrońcy.

„Piotr Korczak zrozpaczony po rozstaniu z narzeczoną.”

Wszystkie portale Internetowe rozpisywały się na temat rozstania Piotrka i Mileny, która rzekomo porzuciła go kilka miesięcy temu, wyjeżdżając na kontrakt do Mediolanu. Nigdy nie wierzyłam w tego typu plotki, ale po sprawdzeniu profilu Korczaka w mediach społecznościowych, wychodziło na to, że to prawda.

Kurczę, porzucić takiego faceta dla kariery w modelingu? — Pomyślałam patrząc na zdjęcia Piotrka, który wyglądał jak włoski aktor. Nawet nie wiem, kiedy przygryzłam wargę, a przez całe moje ciało przeszła fala gorąca. Być może to był efekt długotrwałego bycia singielką?

Klaro ogarnij się! — Przywołałam się w myślach do porządku, bo przecież nie jechałam do Warszawy, żeby się zakochiwać, poza tym Piotrek, na co dzień mieszkał w Monachium, więc to i tak nie mogłoby się udać. Nawet przeszło mi przez myśl, że to może z nim jest coś nie tak i dlatego modelka go zostawiła, a może to tylko wersja dla mediów. Opcji było kilka, ale więcej nie zagłębiałam się w ten temat, bo i tak niedługo miałam poznać osobiście orły Kowalika, więc ocenę mogłam wystawić na podstawie własnych obserwacji i odczuć.

Droga do Warszawy upłynęła zaskakująco szybko, spojrzałam przez okno na wielki napis WARSZAWA CENTRALNA.

— Tak to mój przystanek, czas wysiadać — powiedziałam do siebie, wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i chwilę później stałam już na peronie. Mimo tak wczesnej pory, miasto tętniło życiem. Setki samochodów i ludzie, którzy się gdzieś śpieszyli trącając się nawzajem. Wysokie wieżowce, duże galerie i małe sklepiki, czyste ulice i zielono-złote jak na tę porę roku przystało parki, wszystko to w tamtej chwili wydawało mi się przeogromne. Stałam tak nieruchomo podziwiając wszystko to, co było wkoło, kiedy zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie znam tego miasta. Ostatni raz w stolicy byłam jak miałam dwanaście lat, dobrze jednak, że od tamtej pory technologia poszła do przodu i wszystko można było znaleźć w Internecie. Najpierw jednak musiałam dotrzeć do hotelu, więc złapałam taksówkę i po trzydziestu minutach stałam już u progu hotelu H15 Boutique. Wielkie szklane drzwi otwierał portier, serdecznie witając i żegnając gości. W holu stały szare kanapy zdobione wielkimi czarnymi poduchami, przy każdej stał szklany stolik kawowy, na ścianach wisiały obrazy z osiemnastego wieku, a pośrodku znajdowała się recepcja. Zameldowanie zajęło nie więcej niż pięć minut, pani recepcjonistka wręczyła mi kartę, poinstruowała, jak mam dotrzeć do pokoju i posyłając uśmiech, życzyła miłego pobytu.

Na pewno będzie miły. — Pomyślałam i ruszyłam w stronę pokoju. Kiedy weszłam do środka, przetarłam oczy ze zdumienia.

— Ja pierdolę — wyszeptałam pod nosem, bo pokój wyglądał jak komnata w pałacu. Wielki wiszący telewizor zajmował pół ściany, na środku pod ścianą stało łoże, które pomieściłoby spokojnie sześć osób, biała gładka pościel, aż raziła w oczy swoją czystością, a ogromne okna przejrzyste niczym woda, wychodziły na centrum miasta. Zajrzałam do łazienki. Było w niej wszystko, co kobiecie potrzebne — kosmetyki do ciała i włosów, różnego rodzaju masażery, podświetlane lustro i co najważniejsze ogromna wanna.

W tej samej chwili przypomniały mi się słowa trenera o telefonie, który miałam dostać w recepcji, wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po pokoju, na komodzie leżała paczka, w środku znajdował się smartfon i wiadomość napisana na kartce:


„Witaj Klaro, o 12:00 Zabiorę cię na lunch i pokaże miasto. Emil Krewny.”


Kurczę, pewnie to jakiś czterdziestoletni stary kawaler — Pomyślałam. — I jak oficjalnie podpisane. — Zaśmiałam się w duchu.

Do dwunastej miałam jakieś trzy i pół godziny, zamierzałam poleżeć w wannie, a potem udać się na krótką drzemkę, chociaż z wrażenia w ogóle nie czułam się zmęczona.

Wzięłam długą i odprężającą kąpiel, wtarłam w ciało balsam i zdałam sobie sprawę, że muszę włożyć te same ubrania, w których przyjechałam, bo przecież oprócz butów, kosmetyków i bielizny nie miałam nic.

— No trudno. — Wzruszyłam ramionami. — Ciekawe czy ten cały Emil zna jakieś fajne sklepy z ubraniami?

Potrzebowałam zakupów i to było pewne. Do lunchu zostały mi jakieś dwie godziny. Na twarz nałożyłam odrobinę podkładu, aby ukryć zmęczenie i to w zasadzie było na tyle jeśli chodzi o makijaż. Brwi i rzęs nie musiałam przecież malować, chociaż przydałoby się je odświeżyć, bo przez rok pigment trochę stracił barwę. Pociągnęłam usta błyszczykiem i w sumie byłam już gotowa do wyjścia, jednak zegar wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści. Tego dnia czas bardzo się dłużył, więc włączyłam telewizor i usiadłam na podłodze opierając się plecami o łóżko. Pościel była tak starannie wygładzona, że żal było to niszczyć. Zaczęłam przeglądać smartfon, który dostałam, ale oprócz trzech numerów, o których mówił trener, nie było w nim nic ciekawego, za to w swoim telefonie zobaczyłam nieprzeczytaną wiadomość. Przez chwilę pomyślałam, że to może mama i na tę myśl mój puls przyśpieszył chyba do dwustu, ale to był SMS od Filipa:


„Powodzenia moja mała siostrzyczko, trzymam kciuki.

Kocham Cię.”


Uśmiechnęłam się.

Bardzo potrzebowałam takiego wsparcia nawet od brata. Odpisałam, że dziękuję i że też go bardzo kocham. Miałam ochotę zapytać, gdzie był przez całą noc, ale wiedziałam, że od Igi dowiem się więcej. I tak resztę czasu spędziłam na oglądaniu telewizji. Z amoku medialnych przekazów, a może nawet z lekkiego snu wyrwało mnie pukanie do drzwi

— O kurwa. — Zerwałam się na równe nogi, zegarek w telefonie pokazywał godzinę dwunastą, serce podeszło mi do gardła, delikatnie otworzyłam drzwi i mało nie zemdlałam.”

— O fuck! — Stałam jak zamurowana.

— Wystarczy Emil — powiedział z uśmiechem stojący w progu mężczyzna i wyciągając do mnie rękę w geście przywitania, wszedł do środka. Ledwo wyciągnęłam swoją dłoń, bo chyba z wrażenia straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Nie był to czterdziestoletni stary kawaler. Stał przede mną wysoki, przystojny brunet o brązowych oczach, ubrany w dżinsy i koszulkę polo. Wyglądał bardziej jak dziennikarz, a nie asystent trenera i miał, co najwyżej dwadzieścia pięć lat.

— Klara — udało mi się w końcu, wymówić swoje imię, a po chwili, gdy emocje opadły i wróciła moc w ciele, mogłam już normalnie funkcjonować.

— Przepraszam, spodziewałam się, że wyglądasz trochę inaczej i że jesteś starszy — starałam się wytłumaczyć.

— Myślałaś pewnie, że zobaczysz zgorzkniałego starego kawalera? — Chyba czytał mi w myślach, bo po tych słowach wybuchliśmy śmiechem.

— Idziemy? — zapytałam. — Jestem strasznie głodna.

Emil popatrzył na mnie z litością.

— Nie byłaś na śniadaniu w hotelowej restauracji? — Pokręciłam przecząco głową.

— Z wrażenia chyba zapomniałam wcześniej o jedzeniu, wiesz to dla mnie bardzo nowa i dziwna sytuacja…

— Wiem. — Przerwał mi wypowiedź. — Wiem Klaro, trener trochę mi opowiedział o tobie, chociaż sam za wiele nie wie. — Uśmiechnął się.

Zeszliśmy na hotelowy parking a moim oczom ukazało się piękne czarne bmw x3.

— Wow! — Oniemiałam z wrażenia. Emil otworzył mi drzwi, a ja poczułam się w tamtej chwili jak ktoś bardzo ważny, a wręcz wyjątkowy. Dotarliśmy do restauracji, gdzie czekał już zarezerwowany wcześniej stolik, kelner podał menu. Od razu zatopiłam się w poszukiwaniu czegoś dobrego do jedzenia, błądząc oczami po opisach, aż natrafiłam na pierogi z truskawkami. Pomyślałam, że dawno ich nie jadłam a i cena była na miarę mojego portfela. Kiedy chciałam już złożyć zamówienie, mój towarzysz powiedział kilka słów po włosku do kelnera i dopiero w tamtej chwili zorientowałam się, że jesteśmy we włoskiej restauracji. Spojrzałam w menu i faktycznie dania były różne, kuchnia włoska, polska i śródziemnomorska, a opisy do nich były w języku polskim i włoskim. Może nie przykuło to tak mojej uwagi, bo znałam doskonale ten język, zresztą tak jak hiszpański, angielski i trochę niemiecki.

— Zamówiłem nam ho…

— Wiem, co zamówiłeś — przerwałam. — Znam włoski. — W tym momencie spojrzałam na cenę i uniosłam brwi ze zdziwienia, Emil patrzył na mnie z zaciekawieniem.

— No tego trener mi nie powiedział, ale fajnie, że znasz inny język niż polski, to ci się bardzo przyda w tym fachu. A i na cenę nie patrz.

Kelner przyniósł zamówione homary i życzył smacznego oczywiście w swoim ojczystym języku, po czym zniknął za drzwiami zaplecza.

Lunch smakował, chociaż nie przepadałam za skorupiakami to byłam pełna podziwu, że trafił w moje kubki smakowe zamawiając homara. Popatrzyłam na niego ze zdumieniem.

— Znasz fajne sklepy z ciuchami? Muszę uzupełnić garderobę. — Uśmiechnął się, co mnie zdziwiło, bo zazwyczaj faceci nie lubią zakupów i sklepów z ciuchami.

— Jasne! — Mało, co nie podskoczył ze szczęścia, zapłacił rachunek i ruszyliśmy na miasto.

Po około trzech godzinach wyszliśmy z ostatniego sklepu, a był to chyba pięćdziesiąty z kolei. Mimo zmęczenia byłam szczęśliwa, bo udało mi się kupić wszystko, czego potrzebowałam i nawet w dwóch sklepach udało mi się zapłacić, bo w pozostałych nie zostałam dopuszczona do kasy. Emil powtarzał, że trener tak mu nakazał, a on szefa musi się słuchać.

Wszystko to było takie dziwne i takie nowe, zostałam wyrwana z innego świata i wiedziałam, że trochę czasu mi zajmie, żeby przywyknąć do tej sytuacji.

— Zaniesiemy zakupy do auta i pójdziemy do banku tu za rogiem. — Wskazał palcem. — Założymy ci konto. I ubiegając twoją odpowiedz, że już takie posiadasz a wiem, że posiadasz, to będzie służbowe, oczywiście też będzie do twojej dyspozycji tylko trochę na innych warunkach. — Przytaknęłam twierdząco, chociaż nie miałam zielonego pojęcia, o czym w tamtej chwili mówił.

Wizyta w banku nie trwała długo, po wszystkich wyjaśnieniach przesympatycznej pani wiedziałam już, jak się obsługiwać nowym kontem.

— Widzisz, łatwizna. — Poklepał mnie po ramieniu.

— Pokażesz mi miasto? — zapytałam. Na odpowiedz nie musiałam długo czekać i tak resztę dnia spędziliśmy zwiedzając Warszawę, a właściwie jej część.

Wieczorem Emil odwiózł mnie do hotelu, a portier zaniósł zakupy do pokoju.

— Odpocznij Klaro, jutro czeka nas ciężki dzień, musisz zrobić badania, a po południu testy wysiłkowe. Będę po ciebie o ósmej, tylko proszę, pamiętaj, że przed badaniami nie możesz nic zjeść. Po wszystkim pójdziemy na śniadanie. — Skinęłam głową na te słowa i zamknęłam drzwi od samochodu. Odjechał, a ja poszłam do pokoju. Ze zmęczenia oczy same mi się zamykały, ale nie mogłam oprzeć się pokusie i rozpakowałam wszystkie torby z ciuchami, wybrałam strój na następny dzień, a resztę poukładałam w szafie. Spakowałam dres do torby i sprawdziłam telefony, ale na żadnym nie było jakiejkolwiek wiadomości czy połączenia, więc wsunęłam się pod śnieżnobiałą kołdrę i zasnęłam.

W środowy poranek zgodnie z ustaleniami o ósmej czekałam już na Emila w hotelowym lobby, kiedy usłyszałam dźwięk smsa, poczułam znowu to samo uczucie, że to może wiadomość od matki, ale nie, to była Iga.


„Hej Kler, nie odzywasz się, mam nadzieję, że wszystko gra. Zadzwoń albo, chociaż napisz wiadomość. Buziaki.”


Uśmiechałam się do telefonu jak głupi do sera, odpisałam, że wszystko w porządku i że zadzwonię wieczorem, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

— Chłopak? — Usłyszałam znajomy głos za plecami.

— Nie mam chłopaka — odparłam.

Emil patrzył z niedowierzaniem, ale nie zadawał więcej pytań. Tego dnia wyglądał jak prezes jakieś firmy, granatowa koszula z czerwonymi wstawkami, spodnie w kancik w tym samym kolorze, skórzane ciemne buty i zapach wody kolońskiej sprawiły, że mało nie zemdlałam, ale tym razem nie dałam po sobie poznać zauroczenia.

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Centrum Medycyny Sportowej. Na miejscu pobrano mi krew do badań, na szczęście nie byłam wrażliwa na widok krwi, więc od razu mogliśmy zjeść śniadanie i napić się kawy. Pozostałe badania i konsultacje z różnymi lekarzami zajęły nam większą część dnia i na testy wysiłkowe nie starczyło czasu.

Siedziałam na ławce i obserwowałam ludzi, a Emil załatwiał coś przez telefon. Pomyślałam, jakie to miasto jest piękne, życie płynie w nim zupełnie inaczej, ludzie nie wstydzą się okazywać sobie uczuć w miejscach publicznych, w ogóle brak tu jakichkolwiek zaściankowych przekonań, wręcz zachłysnęłam się tym widokiem biorąc głęboki wdech.

— Testy przełożyłem na jutro, na szczęście się udało — powiedział Emil siadając koło mnie.

— Wiesz, tęsknię za piłką, w zasadzie nie widziałam jej na oczy od niedzieli, chciałabym trochę pokopać. — Zrobiłam proszące oczka niczym kot z Shreka. Nigdy nie miałam tak długiej przerwy od treningów, góra dwa dni no może trzy, jak zdarzyła się kontuzja. Emil wydawał się niezbyt zachwycony tą prośbą, pomyślał chwilę i odparł:

— Arek prosił żebyś zrobiła sobie przerwę od piłki, a poza tym nie masz stroju. — Uśmiechnął się przy tym ironicznie.

— Mam w torbie. — Wypięłam język zadowolona z faktu, że nie będzie miał już argumentu. — A trener nie musi wiedzieć. — Puściłam oczko i wstałam z ławki.

— No dobra, tylko nikomu ani słowa. — Pogroził palcem. — Widzisz ryzykuję dla ciebie utratą pracy Klaro. — Wstał za mną, a ja odwróciwszy się w jego stronę, cmoknęłam go w policzek.

— Wiem — wyszeptałam. Wydawał się zawstydzony tą sytuacją, ale starał się nie dać po sobie tego poznać.

Pojechaliśmy na obiekt sportowy, który od razu wydał mi się wyjątkowo znajomy. Oczywiście mogłam go widzieć jedynie w telewizji lub Internecie.

— To stadion Legii — powiedział Emil parkując samochód. — Masz czterdzieści minut.

Ucieszył mnie ten fakt.

Od razu pobiegłam się przebrać w dresy i po trzech minutach już hasałam z piłką po boisku. Tego mi było potrzeba najbardziej w tamtym momencie. Szlifowałam swoje umiejętności strzeleckie i nawet nie wiem, kiedy zleciał czas. Może dlatego że nie miał mi kto podawać piłkę i musiałam biegać po nią sama? Spojrzałam na Emila, który pokazywał, że już pora się zbierać. Z bólem serca zeszłam z boiska, wzięłam szybki prysznic i po piętnastu minutach siedzieliśmy w aucie.

— Co powiesz na spacer po Starówce? — zaproponował.

Zgodziłam się, bo co innego mieliśmy do roboty? Pewnie gdybym odmówiła, to odwiózłby mnie do hotelu, a nie miałam ochoty siedzieć sama w tym wielkim pokoju. W Warszawie też nie miałam znajomych, więc w tamtym momencie spacer z takim przystojniakiem, był najlepszym pomysłem.

— O tej porze roku w Warszawie jest jeszcze sporo turystów i większość z nich spaceruje właśnie po starówce, ale myślę, że znalazł się i dla nas kawałek miejsca. — Usiedliśmy na ławce.

— Czy twoja dziewczyna nie ma nic przeciwko temu, że spędzasz całe dnie z obcą laską? — zapytałam unosząc brwi.

— Nie mam dziewczyny — odparł, a ja czekałam na rozwinięcie wypowiedzi.

— Wiesz, kiedy jesteś w rozjazdach przez trzysta dni w roku, to trochę ciężko utrzymać związek. Zazwyczaj musiałem wybierać między jednym a drugim, a lubię swoją pracę. — Zamilkł przez chwilę. — Jedną jedyną dziewczynę, której nie przeszkadzała moja praca, przyłapałem na zdradzie i wtedy dopiero zrozumiałem, dlaczego nie przeszkadzała… eh szkoda gadać. A ty? — Zwrócił ku mnie swój wzrok.

— Co ja? — Zmarszczyłam czoło.

— Czemu nie masz chłopaka? Przecież niczego ci nie brakuje. — Zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry, zatrzymując się chwilę na biuście, co nie umknęło mojej uwadze.

Niestety natura obdarzyła mnie obfitym i jędrnym biustem. Niekiedy przeszkadzało mi to w grze, ale na szczęście znalazłam specjalny pas sportowy, więc grało mi się o wiele lepiej. Westchnęłam głęboko.

— Z tego samego powodu, co ty. Każdy facet stawiał mnie przed wyborem, a ja kocham piłkę. Ten jedyny, który będzie chciał być ze mną, też będzie musiał ją pokochać. Jednak na razie nie mam na to czasu, nie myślę o tym. — Zapadła cisza.

— Jak ty to robisz? Teraz jesteś wrażliwą kruchą dziewczynką, a na boisku zamieniasz się w gladiatora niczym Kamil Lis.

Faktycznie nasz najlepszy polski stoper był nazywany przez media i kibiców gladiatorem.

— Oglądałem nagranie z niedzielnego meczu i dzisiejszy trening. Kontakt z murawą sprawia, że wstępuje w ciebie coś niesamowitego. — Pokręcił głową z niedowierzaniem. — Ciężko to opisać słowami, ale jestem pod dużym wrażeniem.

Zszokowały mnie te słowa i przez chwilę nie wiedziałam, jak mam się do tego odnieść.

— Zaskoczyłeś mnie, ale odpowiem ci. — Splotłam dłonie. — Bo widzisz, kiedy przez całe swoje życie jesteś spychany na drugi plan, twoja matka potępia to, co robisz i traktuje cię jak wroga numer jeden, ukochany dziadek umiera a jedyną rzeczą, jaką masz to piłka i dobra pozycja w klubie, to oddajesz jej całe swoje serducho. Gdy wychodzę na boisko i patrzę na trybuny, to wiem, że ci wszyscy kibice liczą na mnie i zdaję sobie sprawę, że nie mogę ich zawieść. To właśnie daje mi taka siłę i głód na bramki. — Emil słuchał mnie z zaciekawieniem i dłuższą chwilę analizował to, co powiedziałam.

— Musisz uważać.

— Uważać? — zapytałam. — Coś mi grozi? — Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

— Nie w tym sensie, źle mnie zrozumiałaś. Musisz liczyć się z tym, że na początku w drużynie nie będzie miło. Chłopacy nie przyjmą cię z otwartymi ramionami, zwłaszcza, że nic nie wiedzą. Dla nich to też będzie nowa sytuacja i możesz usłyszeć wiele gorzkich słów, ale patrząc na ciebie i twoją determinację twierdzę, że dasz sobie radę. — Kiwnęłam głową.

Niestety miał rację i liczyłam się z tym, że chłopacy mogą być wrogo nastawieni do mojej osoby. W końcu kobieta w męskiej drużynie to obciach, chociaż z drugiej strony nie prosiłam się o to, więc czemu miałoby się to odbijać na mnie?

— Eh, biednemu zawsze wiatr w oczy — rzuciłam bez sensu i oboje w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem.

— Nie martw się, nie zjedzą cię. — Przytulił mnie tak mocno, że słyszałam bicie jego serca.

— Jedyne, co będą chcieli udowodnić to, że wcale nie jesteś od nich lepsza. Każdy walczy o swoją pozycję, więc początki będą trudne, ale ty już jesteś wysoko, zapewniam cię. — Ujął moją twarz w dłonie. — Tylko musisz mi obiecać, że nie ugniesz się. — Nasze spojrzenia się spotkały. Czułam, jak krew pulsuje mi w głowie i pewnie za chwilę skończyłoby się to pocałunkiem, gdyby nie zadzwonił telefon.

— To Kowalik, muszę odebrać. — W jego oczach widniało słowo przepraszam. W głębi ducha jednak ucieszyłam się, że zadzwonił trener, bo kto wie, jakby się to skończyło. Nie chciałam na starcie wdawać się w romanse albo, co gorsza się zakochać, chociaż Emil był facetem marzeń i lubił piłkę. Pokręciłam głową, odganiając od siebie myśli, a przystojniak zakończył rozmowę.

— Musimy pojechać do siedziby OMPN-u, mają dla ciebie kontrakt. — Przytaknęłam i poszliśmy w stronę parkingu. Przez całą drogę do auta milczeliśmy zmieszani sytuacją, chociaż mnie bardziej pochłonęła myśl o kontrakcie. W aucie mój opiekun przerwał milczenie.

— Zapomniałem ci powiedzieć o jednej rzeczy…

— Że mają pistolety i mnie zastrzelą? — przerwałam mu, śmiejąc się głośno, co się udzieliło Emilowi.

— Jesteś niemożliwa. Ale to dobrze, że humor ci dopisuje, to oznacza, że się ze mną nie nudzisz. — Spojrzał na mnie, a później znowu na drogę.

— Kiedy będziesz już na pokładzie kadry, zaprzyjaźnij się z Kubą, na dziś to twój jedyny sprzymierzeńca. Jako jedyny z drużyny wie o tobie i zgodził się z trenerem na przyjęcie do kadry kobiety, więc w nim znajdziesz przyjaciela. A poza tym też przeszedł ciężką drogę, żeby dojść tam, gdzie znajduje się teraz, dlatego na pewno odnajdziecie wspólny język.

Dobrze wiedziałam, o kim mówi. Kuba to dusza tej reprezentacji, przemiły człowiek o szczerozłotym sercu, autorytet do naśladowania zarówno na boisku jak i w życiu prywatnym. To kochający mąż i tata, osobiście mój wielki idol. Jego historię z dzieciństwa zna chyba każdy fan piłki, cała Polska żyła wtedy tą tragedią.

Ucieszyłam się, kiedy Emil powiedział, że Kuba o mnie wie i podziela zdanie trenera.

— Okej, tak zrobię. Dzięki za wszystko, za pomoc i wsparcie. — Posłałam słodki uśmiech, ale on wydawał się być myślami gdzie indziej.

— Jesteśmy — powiedział po chwili, parkując samochód pod wielkim czerwonym budynkiem. Weszliśmy do środka, w recepcji przywitała nas młoda dziewczyna, miała nie więcej niż dwadzieścia dwa lata. Na widok Emila jej twarz oblała się rumieńcem, robiła do niego maślane oczka, a on rozbawiony tym faktem głaskał ją po dłoni.

— Prezes u siebie? — zapytał jakimś dziwnym głosem, jakby damskim i puścił do mnie oczko.

No tak debilko, to sarkazm — spoliczkowałam się w myślach i uśmiechnęłam ironicznie. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i potrzepotała rzęsami, w tym momencie przypomniało mi się, że chciałam jeszcze przed zgrupowaniem poprawić swój permanentny makijaż.

— Ej mała, idziemy. — Pociągnął mnie za rękę i po chwili byliśmy już w gabinecie prezesa. Rozejrzałam się wokół, gabinet przypominał biuro prezydenta, a nie prezesa związku piłkarskiego. Ze zdumieniem przyglądałam się ścianom i meblom kręcąc się wokół własnej osi.

— Klaro jak ci się podoba w stolicy? Mam nadzieję, że Emil o ciebie dba — zapytał Sobczak.

— Tak, wszystko w porządku — potwierdziłam kiwając głową i usiadłam na krześle.

— Klaro przygotowaliśmy dla ciebie kontrakt, w którym dokładnie punkt po punkcie opisane jest twoje zadanie w naszym zespole. Fakt, że nie ma żadnych przepisów zabraniających, abyś grała w męskiej drużynie, daje nam prawo do zatrzymania cię na wyłączność organizacji.

— Nie bardzo rozumiem. — Zmarszczyłam brwi.

— No więc Klaro, krótko mówiąc jesteś wolnym zawodnikiem dla klubów, jeśli jest zgrupowanie i dostaniesz powołanie to jedziesz na kadrę, jeśli zgrupowanie się kończy jesteś na wypożyczenia meczowe.

— Dalej nie bardzo rozumiem, kadra okej, ale wypożyczenia meczowe? — Dopytywałam z coraz to większym zdziwieniem.

— Już tłumaczę: załóżmy, że dzisiaj dzwoni do ciebie Zaleś lub jego trener z A.C. Milan i mówi, że potrzebuje cię za dwa dni w drużynie na mecz ligowy. Ty się zgadzasz lub nie, to już zależy od ciebie. Jeśli tego samego dnia zadzwoni Korczak z informacją, że mają braki w kadrze na mecz w Monachium, który odbędzie się za cztery dni, to również decyzja należy do ciebie. To samo tyczy się ligi żeńskiej.

— No już teraz rozumiem. — Ucieszyłam się, bo to również szansa na poznanie innych kultur i krajów.

— No dobrze, a co, jeśli nie będę miała takich ofert? Przecież muszę regularnie trenować — rzuciłam i rozsiadłam się w krześle już nieco na luzie.

— W takiej sytuacji grasz w barwach naszej ligi zakończył swój wywód i podsunął mi kontrakt.

Kurczę, na wszystko miał odpowiedź, dokładnie to sobie zaplanowali, a mnie pozostało tylko przystać na taki układ. W sumie nawet bardzo mi to pasowało. Uśmiechnęłam się i zaczęłam czytać warunki kontraktu, punktów i podpunktów było chyba ze sto, ale nikt mnie nie pośpieszał. Nawet nie zauważyłam, że zostałam sama w gabinecie, bo w skupieniu analizowałam każde zdanie. Cały czas miałam wrażenie, że to wszystko sen. Moje życie wywróciło się do góry nogami w zaledwie w kilka dni. Dotarłam do ostatniej strony kontraktu, gdzie widniała suma mojej pensji.

To chyba roczna. — Pomyślałam, jednak doczytałam, że to miesięczna stawka. Czytałam chyba trzy razy to samo zdanie. W życiu nie przypuszczałam, że można miesięcznie zarabiać takie pieniądze, a teraz ta wizja stawała się coraz bardziej realna. Wodziłam wzrokiem jeszcze na pozostałe cyferki, były to procenty i prowizje za zdobyte gole, wygrane i przegrane mecze i różne inne zdarzenia, których nawet nie byłam w stanie teraz pojąć. Wciągnęłam powietrze do płuc, czułam, że za chwilę zabraknie mi tchu więc pewnym ruchem ręki podpisałam papier, który miał obowiązywać przez najbliższe pięć lat. W tym momencie otworzyły się drzwi i do gabinetu wszedł prezes, trener i Emil, tak jakby mieli podgląd i wiedzieli, że już podpisałam papier. W rogu pomieszczenia zainstalowana była kamera. Trener poklepał mnie po ramieniu.

— To dobra decyzja Klaro — powiedział, po czym zwrócił się do Emila. — Jak stoimy z testami?

— Prawie wszystko załatwione trenerze, badania w porządku, konsultacje też przebiegły pozytywnie, jutro o trzynastej mamy testy sprawnościowe, bank też ogarnięty. — Uśmiechnął się do mnie, a trener z nieco zaskoczoną miną pokiwał głową w stronę Sobczaka.

— Widzisz Zbyszku, wiedziałem, komu powierzyć to zadanie specjalne i jak zwykle się nie zawiodłem. — Widziałam po minie Emila, że rośnie w siłę słysząc te słowa. Wyraźnie lubił jak trener go chwalił, co jest normalne, bo w zasadzie to chyba każdy lubi być chwalony przez szefa. Wstałam z krzesła z nadzieją, że spotkanie dobiegło końca.

— Klaro, jeśli będziesz jeszcze czegoś potrzebować to mów śmiało.

— Wiem trenerze, dziękuję, na razie wszystko mam. — Kowalik uścisnął mi dłoń.

— No więc do zobaczenia w niedzielę w Arłamowie. — Na te słowa zakręciło mi się w głowie, bo do niedzieli pozostało zaledwie trzy dni, z jednej strony chciałam mieć to już za sobą, a z drugiej marzyłam, żeby te dni trwały wiecznie. Wizje spotkania z chłopakami kłębiły mi się w głowie niczym sceny z jakiegoś filmu, raz widziałam, że się cieszą mimo sytuacji i serdecznie witają, a drugim razem miażdżą słowami, wzrokiem i zachowaniem. Na samą myśl o tym żołądek podszedł mi do gardła, a ciało oblał zimny pot. Musiałam dziwnie wyglądać, bo wszyscy trzej panowie patrzyli z politowaniem.

— Klara wszystko w porządku?

— Tak Emilu, w porządku, możemy już iść? Duszno tu. — Ocknęłam się z zadumania i pożegnałam ze swoimi nowymi szefami.

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej był moim szefem, gdyby ktoś miesiąc wcześniej mi o tym powiedział pewnie bym go wyśmiała.

V

W aucie jednogłośnie stwierdziliśmy, że czas na obiad, a właściwie na kolację, dlatego pojechaliśmy do restauracji w centrum miasta. Na szczęście tym razem polskiej. Po wejściu do lokalu zapowiedziałam, że w tej restauracji to ja płacę rachunek, w końcu na ubrania nie wydałam prawie nic, więc spokojnie mogłam pozwolić sobie na taki gest. Nie usłyszałam sprzeciwu, co mnie bardzo ucieszyło. Poprosiłam kelnera o stolik i po chwili siedzieliśmy wygodnie, studiując menu. W oczy wpadło mi tradycyjne polskie danie, czyli schabowy z kapustą, ale niestety czekały mnie następnego dnia jeszcze testy wysiłkowe, więc musiałam skusić się na coś lekkostrawnego. Wybrałam sałatkę i odruchowo spojrzałam na pozycje alkoholowe.

— Nawet o tym nie myśl Klaro. — Przeszył mnie wzrok Emila.

— Spokojnie, dla mnie to zbędny element. — Uśmiechnęłam się i gestem ręki poprosiłam kelnera.

Czekając na zamówienie, oboje milczeliśmy. Marzyłam o długiej kąpieli i rozmowie z Igą. Minęły zaledwie niecałe dwa dni, odkąd jestem w Warszawie, a tyle już miałam jej do opowiedzenia. Drugą osobą, o której myślałam była matka. Zastanawiałam się, dlaczego milczy, czy przeczytała list? A może to ja powinnam zadzwonić? Biłam się z myślami, bo nie rozumiałam, jak mogła być tak zimnym i oschłym człowiekiem. Przecież byłam jej dzieckiem, a traktowała mnie jak wroga. Mój towarzysz w tym czasie sprawdzał coś w telefonie, co chwilę marszcząc czoło, jakby przeglądał jakieś oferty.

— Musimy znaleźć ci mieszkanie. — Przerwał nagle tę niezręczną ciszę. — Nie możesz przecież ciągle mieszkać w hotelu. Ale zajmiemy się tym już po zgrupowaniu — schował telefon, a w tym momencie kelner przyniósł nasze dania.

— Okej — odparłam krótko. Musiałam przyznać, że miał głowę na karku. Być może też bym o tym pomyślała, ale cała ta sytuacja odbierała mi możliwość racjonalnego myślenia.

Jedliśmy, rozmawiając o pogodzie, bo lato dobiegało końca, dzień stawał się coraz krótszy, a wieczory chłodniejsze. Na ulicach widać było coraz mniejszy ruch, chciałam zobaczyć, jak miasto wygląda nocą. Niby miałam piękny widok z okna w hotelowym pokoju, ale to nie to samo. Zaproponowałam, że wrócę do hotelu sama, przejdę się, przewietrzę umysł, ale Emil popukał się tylko w czoło.

— Wiesz, co by Arek ze mną zrobił, gdyby coś ci się stało? Rozjebałby mi łeb, a później pewnie sobie. Więc zapomnij o samotnych spacerkach po mieście. — Zamurowało mnie na te słowa. Czy to oznaczało, że zawsze i wszędzie będę musiała chodzić z obstawą?

Chyba znowu czytał mi w myślach

— W niedzielę oddam cię pod opiekę kadry, więc tam będziesz mogła sobie chodzić, gdzie chcesz. To czy potem dostaniesz ochronę będzie zależało od tego, jak się sytuacja potoczy. — W tym momencie przeszedł mnie dreszcz.

— Ochronę? Po co mi ochrona? Ochronę to mają zamożni biznesmani, a ja tylko gram w piłkę.

— Jeszcze mało wiesz o tym świecie. To nie jest mała drużyna czy trzecia liga, w której grałaś do tego czasu. Tu reprezentujesz Polskę, swój kraj i grasz dla milionów polskich kibiców a ludzie są różni i różne mają pomysły. Myślisz, że Zalewski, Lis, Laskowski od tak sobie chodzą swobodnie po ulicach? — Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pojęcia.

— Otóż nie, też mają ochronę, może nie całą dobę, ale na większe wyjazdy lub wyjścia w skupiska ludzi muszą mieć kogoś za plecami — takie są uroki bycia sławnym.

— Jasne, rozumiem. — Posmutniałam, ale cóż, na pewno wiedział, co mówi i miał rację. Czy ja na pewno podjęłam dobrą decyzję przyjeżdżając tutaj? To wszystko wydawało się straszne i obce, nie wiedziałam, czy dam radę temu podołać. I tu też miał rację, byłam z innego świata.

Wyszliśmy z restauracji i po kilku minutach siedzieliśmy już w aucie.

— Pocieszę cię Klaro, w piątek pójdziemy do klubu potańczyć. — Aż podskoczyłam z radości na te słowa, bo tak dawno nie byłam na dyskotece.

W Białobrzegach był jeden mały klub, ale zamknęli go po aferze narkotykowej, więc tamtejszej młodzieży zostawały tylko domówki lub ogniska. Ja nie miałam za wiele czasu na zabawy, ale uwielbiałam tańczyć, dlatego propozycja Emila bardzo mnie ucieszyła.

— Super! Bardzo się cieszę, gdybyś teraz nie prowadził, to bym cię uściskała. — Zarumienił się, ale udałam, że tego nie zauważyłam.

Po trzydziestu minutach podjechaliśmy pod hotel. Przez myśl mi przeszło, że gdy odjedzie, to będę mogła iść na spacer, przecież się nie dowie. Przejdę się i wrócę.

Jednak mój niecny pomysł rozmył się w powietrzu zaraz po tym, jak w mojej głowie pojawił się obraz napadających mnie bandziorów, albo że błądzę po uliczkach stolicy, której kompletnie nie znałam. No i przecież miałam zadzwonić do Igi. Poszłam więc grzecznie do pokoju.

Zamykając drzwi, zauważyłam, że na stoliku stała taca, a na niej kieliszek z szampanem, obok leżała karteczka:


„Zasłużyłaś. Miłego wieczoru.”


A to cwaniak. Ciekawe, kiedy zdążył to zamówić?

Uśmiechnęłam się, wzięłam ze sobą szampana i poszłam do wanny, gorąca kąpiel i wyskokowe bąbelki to było to, czego po całym dniu potrzebowałam najbardziej.

Po godzinnej kąpieli i wsmarowaniu w ciało pół butelki balsamu, leżałam pod ciepłą kołderką. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Igi, długo nie musiałam czekać na odzew.

— No nareszcie! Czy ty wiesz, jak ja się tu o ciebie martwię? — krzyczała na mnie.

— Nie krzycz już! Wiesz, tu czas płynie zupełnie inaczej niż u nas, a poza tym załatwiamy mnóstwo spraw na mieście, badania testy itd. Jest tego tro…

— Zaraz, zaraz czekaj, jakie załatwiamy? Jakie my? — przerwała mi w pół słowa i zdałam sobie sprawę, że przez tę całą sytuację z Filipem na plaży, nie powiedziałam jej, że będę miała tu asystenta, który będzie mi pomagał wszystko ogarnąć.

— Mam asystenta, a właściwie to jest asystent trenera, ma na imię Emil i chwilowo pomaga mi tu załatwić różne sprawy.

— Przystojny? — dopytywała, a mimo że jej nie widziałam w tamtym momencie, to czułam, jak się śmieje od ucha do ucha.

— Pytasz czy przystojny? On jest zajebisty, marzenie każdej kobiety tylko… — Zamilkłam. — Tylko, że ja nie przyjechałam tu szukać miłości. Cała ta sielanka mnie przeraża, a co by było, gdybym się jeszcze do tego zakochała? Wyobrażasz to sobie?

— Tak, wylądowałabyś u czubków. — Wybuchłyśmy śmiechem, ale po chwili Iga spoważniała. — Dasz radę Kler, będzie dobrze. Początki są zawsze trudne, ale ty, kurwa, dasz radę. — Wręcz mi to przeliterowała. Jak zawsze mogłam liczyć na optymizm przyjaciółki.

— Tęsknie za Tobą Igol, ale wiem, że już nie ma odwrotu. Nie mogę się już cofnąć.

— Ja też tęsknie. — Usłyszałam żal w głosie przyjaciółki. — Mam nadzieję, że po zgrupowaniu się spotkamy?

— No jasne, że tak, jak tylko się tu ogarnę, to przyjedziesz do mnie. A nie wiesz, co z moją matką? Widziałaś ją może jakoś ostatnio?

— Przykro mi Kler, ale nie. Nie masz z nią kontaktu?

— Odkąd wyjechałam nie odzywa się, zostawiłam jej krótki list i miałam nadzieję, że się odezwie, ale milczy.

— Może zapytaj Filipa, dopiero wieczorem wyjechał, więc na pewno rozmawiali po twoim wyjeździe.

— No masz rację, tak zrobię. — W sumie mogłam wpaść na to wcześniej. — A propos Filipa, to nie wiesz, gdzie był przez całą noc przed moim wyjazdem? — W słuchawce zapadła cisza a po chwili usłyszałam gromki śmiech Igi.

— No chyba nie myślałaś, że my byliśmy razem? Klarcia proszę cię, jak mogłaś tak pomyśleć? Porozmawialiśmy jeszcze trochę o tej całej sytuacji i ja poszłam do domu, a Filip został na plaży. Powiedział tylko, że wyjeżdża następnego dnia wieczorem i więcej go nie widziałam.

— Powiedzmy, że ci wierzę. — Nie wiedziałam, czy przyjaciółka mówi prawdę, ale wydawało się, że tak. — Nie wrócił na noc, dlatego pomyślałam, że byliście razem, no nie ważne, zadzwonię jutro do niego.

— Opowiadaj lepiej jak ci w tej Warszawie? Co robisz? Gdzie mieszkasz no i jaki jest ten Emil? — Iga nie odpuszczała tematu, więc następne dwie godziny zeszły nam na mojej opowieści o wielkim świecie, a raczej wstępie do tego świata. Nie mogłam również ominąć epizodu pocałunku, do którego na szczęście nie doszło, Iga słuchała mnie z zaciekawieniem, co i raz dopytując o konkrety. Chciała żebym bardziej zbliżyła się do Emila, ale w tej kwestii byłam nieugięta, nie chciałam się zakochiwać a przynajmniej nie teraz. Spojrzałam na zegarek, dochodziła północ.

— Igol przepraszam, ale padam ze zmęczenia, a jutro mam testy sprawnościowe, co prawda po południu dopiero, ale ostatnie dwa dni były bardzo wyczerpujące dla mnie. Odezwę się, jak tylko będę mogła. Kocham cię wariatko.

— Też cię kocham, trzymaj się Klarcia i odzywaj się. Buziak. — Iga się rozłączyła, a ja przez chwilę rozmyślałam o bracie.

Zastanawiałam się, gdzie był tamtej nocy i czy rozwiązał swoje problemy finansowe. No tak, od czego był wujek Google? Wpisałam w wyszukiwarce, kiedy będzie otwarcie prywatnej kliniki kardiologicznej w Krakowie Filipa Czernia. Na rezultaty nie musiałam długo czekać. Przeczytałam w jednym z artykułów dodanych kilka godzin wcześniej, że wielkie otwarcie odbędzie się za miesiąc. Sprawdziłam kalendarz zgrupowań — idealnie — zgrupowanie kadry nie pokrywało się z tą datą, a na mecz ligowy nie musiałam się zgadzać — chociaż jako nowa postanowiłam, że nie będę odrzucać żadnych propozycji. Chciałam tylko odwiedzić brata, bo wiedziałam, że klinika jest dla niego ważna i ucieszy się z mojej wizyty.

Kto wie, co to będzie za miesiąc? — Pomyślałam i wtulona w mięciutką białą pościel zasnęłam.


Nazajutrz obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, to był Emil. Pomyślałam, że zaspałam, ale zegarek wskazywał godzinę dziesiątą, więc lekko zaspanym głosem odebrałam połączenie, a w słuchawce usłyszałam głośny śmiech.

— Klaro żyjesz? Upiłaś się jednym kieliszkiem szampana? — Ewidentnie ze mnie drwił.

— Mam słabą głowę, ale nie aż tak. Do późna rozmawiałam z koleżanką i musiałam odespać. A tak swoją drogą, to dziękuję za tego szampana. — Roześmiałam się.

— Nie ma, za co. Słuchaj Klaro, miałem przyjechać po ciebie przed trzynastą, ale przespałaś śniadanie, a musisz mieć siłę na testy, więc … — Zapadła cisza. — Więc otwórz mi drzwi, bo stoję przed nimi. — Połączenie zostało przerwane, a ja zerwałam się z łóżka jak oparzona.

— O kurwa! No chyba sobie jaja robi. — Wrzuciłam na siebie tylko szlafrok i otworzyłam drzwi.

Nie kłamał, stał za nimi Emil ubrany w dżinsy, adidasy i koszulkę na krótki rękaw, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, a w ręku reklamówkę z bułkami i jogurtami.

— Skąd wiedziałeś, że przespałam śniadanie? — Nie dowierzałam własnym oczom. — A może jakąś kamerę tu masz?

— Może mam. — Uśmiechnął się uroczo i wszedł do środka. — Nic innego nie mieli w sklepie, więc to musi ci wystarczyć. Zrobię kawę — mówiąc to, położył zakupy na stoliku i włączył ekspres do kawy. Nie sprawiło mu to problemu jakby dobrze znał ten pokój i sprzęty, które się w nim znajdowały.

— Idę się ubrać i ogarnąć. — Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki.

— A właśnie, powiedz mi jak to możliwe, że dopiero wstałaś z łóżka, a masz pomalowane rzęsy i brwi?

— To czary. — Roześmiałam się głośno. — Powiem ci, jak ty mi powiesz, skąd wiedziałeś, że zaspałam na śniadanie? — Uniosłam brwi i czekałam na kontrę.

— Żadna tajemnica, po prostu czekałem na ciebie w hotelowej restauracji, a że się nie pojawiłaś, to nie trudno było się domyśleć, że jeszcze śpisz. — Posłał w moją stronę szyderczy uśmiech.

— To makijaż permanentny. Nie zmywa się jak tatuaż. — Trzasnęłam drzwiami i weszłam pod prysznic.

Jejku, co za gość. Jest niesamowity, ale nie mogłam sobie na niego pozwolić. Zresztą zasługiwał na kogoś lepszego, a ja oprócz najlepszej przyjaciółki i piłki nie miałam nic. Sukcesywnie odgoniłam od siebie wizję związku z Emilem, nakremowałam twarz ubrałam się i związałam włosy. Po trzydziestu minutach byłam gotowa na nowe wyzwania, które czekały mnie tego dnia. Z łazienki wyciągnął mnie aromat kawy i zapach świeżych bułek.

— Ale pachnie. — Wzięłam filiżankę z kawą, a w drugą rękę jogurt i usiadłam na krześle. Emil siedział po drugiej stronie stolika i przyglądał mi się z niedowierzaniem, popijając kawę.

— Jestem brudna? Czemu mi się tak przyglądasz?

— Nie, wszystko gra tylko znowu mnie zaskakujesz. — Uśmiechnął się, a ja uniosłam czoło, bo nie miałam pojęcia, o czym mówi. — Jesteś kobietą, wyrwałem cię z łóżka, a tobie wystarczyło zaledwie pół godziny, żeby wziąć prysznic i zrobić się na bóstwo. Kobietom, które znam, zajmowało to minimum dwie godziny. — Na te słowa aż się zarumieniłam.

Szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie lubiłam się pindrzyć przed lustrem, zawsze chciałam być jak najszybciej gotowa, a w zawodzie piłkarza szybkość to atut.

— To czary — wyszeptałam, a po chwili wybuchliśmy śmiechem.

— A tak poważnie, to nie lubię długo siedzieć w łazience, szkoda czasu. — Wzruszyłam ramionami. — Poza tym, schodząc z boiska wyglądam, jakby mnie ktoś oblał wodą, więc szkoda czasu i towaru.

— I stąd ten makijaż na stałe?

— Tak dokładnie tak. A no właśnie, znasz jakiś fajny salon kosmetyczny, który ma w swojej ofercie takie usługi? — Zaryzykowałam tym pytaniem, bo w końcu był facetem, ale czytałam kiedyś artykuł, gdzie była sonda i większość ankietowanych mężczyzn przyznało się, że korzysta z usług kosmetyczek.

— Znam. — Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. — Nie, nie korzystam z usług kosmetyczek, bo po twojej minie wnioskuję, że tak pomyślałaś, moja dobra znajoma prowadzi taki salon, wyśle jej wiadomość, że będziemy około siedemnastej. — Wyciągnął telefon i zatopił się w pisaniu wiadomości, a ja znowu rozmyślałam. Znowu mnie zaskoczył i chyba naprawdę posiadał umiejętność czytania w myślach, albo może to ja nie świadomie wypowiadałam na głos to, o czym myślałam, ale to by oznaczało, że tracę zmysły a chyba jeszcze tak źle ze mną nie było.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 47.27