E-book
24.99 22
drukowana A5
59.42
drukowana A5
Kolorowa
87.97
Uroczy facet
10%zniżka

Bezpłatny fragment - Uroczy facet

(czyli… Amant z Różą w Zębach)


Objętość:
345 str.
ISBN:
978-83-8369-109-1
E-book
za 24.99 22
drukowana A5
za 59.42
drukowana A5
Kolorowa
za 87.97

„ — Ja, taka zgrabniutka i ładna. A pan, taki mądry.

Mielibyśmy zapewne cudowne potomstwo…

— Tak? A co będzie, jeżeli po pani

odziedziczy ono umysł, zaś po mnie, urodę?”

Oscar Wilde

(w odpowiedzi wielce uprzykrzonej adoratorce)


DOTOWANIE NARODZIN: 500+800+?+ = ∞+


Spłodził Kretyn, Idiotce, Debilka nad ranem.

Kretyn, nie był bynajmniej tej Idiotki fanem.

Lecz dla kasy powstała fikuśna rodzinka,

Gdy Kretynowi, Idiotka powiła Debilka.


(PAC, czyli Podhorodecki AC:

„Mądrości zasłyszane w pubie”)

P r o l o g

Niemożebnie dziwacznie świat wykombinowano, pod względem seksu i miłości, choćby. Jeśli dziewczyna traci cnotę, od razu znaczy, że puszcza się, paskudnica. Lecz jeżeli chłopak zostaje rozprawiczony, oznacza jedynie, iż zdobywa konieczne mężczyźnie, doświadczenia miłosne. Później on, nadal wytrwale zdobywa niezliczone doświadczonka wyrkowe, zaś ona, kurwi się, głupia dziwka. Niby, to samo wyczyniają na mebelku, ale milusio w określnikach, już nie jest. Pannie dziwce, oczywiście. Określenie dziwkarz, dla wielu ludzi, w ogóle nie brzmi pejoratywnie. Nierzadko, wręcz pozytywnie, cholera. Czemu? Idiotyczne uwarunkowania kulturowe, stale obowiązują. Zero uwspółcześnionego myślenia, psia krew!

No, i ona, jeżeli już koniecznie musi, lub nie daj boże chce, wyłącznie z miłości powinna się nielegalnie, czyli przedmałżeńsko łajdaczyć. On, niekoniecznie musi się zakochiwać. Dla sportu oraz dbania o swą kondycję fizyczną, także bzykać może. Czyli wygląda, że gimnastyka na siłowni, albo na dziewczynie, to jeden czort. A skoro tak, może w szkolnych salach gimnastycznych powinno się właśnie to, robić. A nie, ustawicznie napieprzać w siatkówkę, albo fikać koziołki na materacu. Nie wiem.

Cóż, w ogólnym rozumieniu podstawowego zagadnienia, sama miłość, także jest zdrowo popieprzona.

Czy da się kochać r o d z i c ó w?

Jejku… Nie wiem!

Zaraz, zaraz. Cosik nie tak. Źle chyba wyszło. Momencik!

Matkę, na pewno można pokochać. Bo tak się, kuźwa, po prostu jakoś dzieje! Choć nie bardzo wiem, czemu…

Lecz czy ojca, da się? Jeja, pojęcia nie mam… Naprawdę!

Przecież tak do końca, przenigdy nie wiadomo, kto nim naprawdę jest. Jedynie, na relacjach lub zeznaniach mamci, można próbować polegać. Albo czasami i nie, cholerka. Różniście, kurna, bywa. Nie wszystko przewidzisz…

Takie wszak mamy życie oraz nieco fikuśne obyczaje, rodem, jeszcze z zamierzchłej Epoki Lodowcowej. Pan Homo Sapiens, niewiele zmienił się pod tym względem przez minione tysiąclecia. Hormonki biedaczkowi nie pozwalają i sperma w jajeczkach bezustannie buzuje. Neandertalczyk, miał podobnie. Inne humanoidy, również. O poczciwym, łaciatym Azorze sąsiadki, albo czarnym Mruczku upadłego prezesa, nie wspomnę. Widać taka już nieustająca, samcza tradycja! Najwyraźniej biologia ma inne zdanie w kwestii swobodnego krycia (lub jak kto woli, ciupciania) samiczek, aniżeli tak zwana ludzka kultura, wydumana przez zarozumiałą człeczynkę oraz całą jej, niby cywilizację. Cóż, Mamcia Naturka, jednak górą! Wiadomo, ludziska, to mizeroty…

Acha, dla ścisłości. Czasem, daje się również pokochać drobny, pseudo rodzinny maratonik. Czyli kolejno poznawane ciotki, cioteczki, tudzież zestawik szybko następujących po sobie wujków, wujaszków, względnie śmiesznych wujeczków. Z reguły cioteczki, czort wie czemu, wolniej zazwyczaj przemijają, aniżeli wujkowie. Tak, przynajmniej wynika, z mego doświadczenia.

Dlaczego akurat ów nieco rozbudowany, ludzki zestawik, czasami się miłuje?

Jeja, prościna przecie! Kogoś, jak powszechnie pieprzą pieprzeni psycholo-pedagodzy, musowo, choć ciupkę, kochać trzeba. Inaczej, niedorozwój jakiś z tego zaraz wyjdzie. Taka to proza żyćka, dziecięcia poczętego w amoku przypadkowej chuci, protoplastów rodu. Rady nie ma. Cholerny amorek konkretnej parce się przypadkowo objawił, nabroił nicpoń, i ewidentnie zawinił w sprawie! Potem uboczny produkcik owych miłych amorków, upierdliwie beczy w becie, nieszczęsnym ludziskom. Koszmar w dzień i w noc, kuźwa! A rady nań, nie ma. Urodziłaś babo w męczarniach, więc teraz, również się pomęcz. Względnie sceduj toto, na dom niechcianego dzieciaka.

Ale co tam, do wszystkiego można przecie przywyknąć. Wszak w końcu kiedyś, zrobi się z przykrej sprawy, no problem. Lecz dopiero wtenczas, kiedy się przez wszystko przebrnie, jakimś cudem, cholerka.

Zaś potem? Ojej… Wyłącznie już tylko problemy, pozostają…

I to jakie, kuźwa!

A do tego niektóre uczucia, jest potem niezwykle trudno… zresetować. Albo odwołać, czy choćby wykasować w sobie, na amen. Trwają czortostwa, w nieskończoność! Więc podobne zadanko, bywa czasem nawet kompletnie niewykonalne, niestety. Jeja, w ogóle niereklamowalne, takowe cholerstwa bywają. Nierzadko nawet gdzieś hen, na drugim krańcu świata, potrafi toto trzymać człowieka i za nic, nie odpuszczać, psia mać. Tak właśnie mam aktualnie, od pewnego czasu! Pieroński los oraz wielce pechowy przypadek wszystkiemu, kurna, zawiniły. Zero winy w tym, z mojej strony. Naprawdę! Jedynie do dziś, nie jestem pewna, czy wówczas się nie zakochałam.

Szkopuł nagle mi powstał, kurwa!

Sorki za niesforne słóweczko, z końcowym wykrzyknikiem. Wyrwało mi się, czortostwo. Nie dziwota, toż każdy człek swobodnie owego swojskiego ozdobniczka używa. Nawet, pospolity menel. O zacnym panu rektorze byle jakiej uczelni, nie wspomnę. Więc co? Nie wolno mi z niego korzystać, zanim się nie stoczę patologicznie? Względnie kiedyś przypadkowo, bezsensownie nie awansuję na uczelnianego urzędasa, kuźwa?

Bez przesady z wszechobecną dziś, pieprzoną i ostro zakłamaną poprawnością polityczną. Durnota, moim zdaniem! Zawsze, w każdej sytuacji wolę być sobą i gadać co, o kim mi się podoba. O sobie, w szczególności! Takać, szczera prawda, psia mać!

— Kurde, nie filozofuj mi tu jakoby od rzeczy, jeno nawijaj nieco bardziej treściwie, młodziutka, mocno sparzona uczuciowo, albo i zwęglona pod tym względem, kobiecinko! — skonstatowała ma łepetyna.

— Spoko. Za momencik, wszyściuśko zrelacjonuję, jak należy. Po kolei będzie i momentami, z pikantnymi momentami, nawet! Bo tak, akurat się zadziało, cholera. A prawdomówna i szczera zazwyczaj jestem — odparłam jej, czyli sobie.

Ojej, ciut więcej cierpliwości, zacni czytelnicy, kuźwa. I zapamiętajcie, błagam. Pod koniec historyjki zaczerpniętej wprost z mego życia, spora niespodziewanka, cierpliwie na Was oczekuje. Wytrwajcie, mimo wszystko. Warto!

Mnie, nieźle przytkało, a nawet ostro zamurowało, kiedy wszystko przeżyłam. Sprawa, nie do pozazdroszczenia, bynajmniej. Lecz spoko, współczuć mi nie musicie. Obejdzie się!

Psychicznie, patologicznie silna czasem bywam Zaś tylko z rzadka, zwiewam fizycznie, gdzie pieprz rośnie. Jedynie pojęcia nie mam wówczas przed czym, albo przed kim, uciekam. Nieważne…

Uwertura do… kobiecości

Mocno niepocieszona, a nawet załamana własnymi doświadczeniami płciowymi (lub raczej, ich ustawicznym brakiem, kuźwa!), bezsenną nocką, poczęłam zwiedzać ogłoszenia, w pierońskim Internecie. W poszukiwaniu jakiegoś nierutynowego pomysłu, na rozwiązanie ustawicznie dręczącego mnie, cholernego problemu. Tudzież uzyskania choćby doraźnej, skutecznej pociechy duchowej. No, i zawędrowałam przypadkowo, na forum dla… dziewic. A tam, wprost roiło się od monotematyczno-specyficznych anonsików. Oto przykłady:

„COOL ROOSTER — Usługi Defloracyjne — dojeżdżam lub zapraszam do siebie, na kanapę. Jeśliś nadmiernie wstydliwa, możesz pozostać w staniczku i stringach. Tak, także dam radę. W końcu, fachowiec ze mnie. Józek Stiff.”; ART-STUDIO-SUPER-FOTO-ARNI zaleca: Zachowaj fotkę swej cnoty, na pamiątkę! Nie wiadomo, co może się w życiu przydać, człowiekowi. U mnie, stawki konkurencyjne!”; „Hejka, zajebista okazyjka! Dodam ci otuchy oraz sprawdzę jego narzędzie defloracyjne! KAY-HOLE COMPANY — Licencjonowana Asystentka Defloracyjna — z firmy: IT’S MORE FUN TOGETHER, czyli W Kupie Raźniej. Jak będzie trzeba, skutecznie cię przytrzymam, aby miał prościej. Spoko, cnota zniknie, a ja wystawię bezterminowe zaświadczenie, że problemik masz z głowy.”; „UWAGA! Bezbolesna Hymenotomia w miejscowym znieczuleniu, albo doraźne wywoływanie menstruacji — dr Pest-Wastrel.”; ”Samotne dziewczyny, nie lękajcie się, u mnie tanio! Niezawodne, solidne, popokazowe Wibratory Inwazyjne MALE-MEMBER-IMPACT, z wbudowaną za free, funkcją udarowo-defloracjną, specjalnie dedykowane mocno przeterminowanym dziewicom. POLECAM!”; „Reprezentuję w Polsce, włoską spółkę Bunga-Bunga z o.o. Odkorkuję cię lub zapłodnię — na zażyczenie. Uwaga klientki! Konieczne zapisy. W niedziele handlowe oraz święta kościelne, nie pracuję. Za podwójną stawkę, mogę zadziałać przy twoim chłopaku lub mężu. Cena oraz godziny i miejsce usługi, do ustalenia”; „FILMIK Z TWOJEJ DEFLORACJI nakręcę ci na pamiątkę wydarzenia. Pamiętaj, cnotę traci się tylko raz. Warto uwiecznić sprawę! Oferuję CENY NAJNIŻSZE W MIEŚCIE. OKAZJA!”; „Kobieto zapamiętaj, po diabła ci in vitro! Mam wtryskarkę, wolny czas, oczekuję propozycji. Odezwij się! Uwierz mi, Ass-Ass to solidnie spółkująca firma. Nie zawiedziesz się, obiecuję!”; „Pełnoletni, licencjonowany w Rosji, Ukrainiec z przedwojennymi, ujemnymi badaniami na HIV, zdejmie simlocka polskiej małolacie. PROMOCJA! Zadzwoń i zapytaj o aktualny rabat (lub znajdź mój kupon, w necie!). Wyłącznie u mnie, masz zerową stawkę vat. NIE TRAĆ KASY U SWYCH ZIOMALI! Polegaj na mnie! Zdemoluję ci to, bezboleśnie. Posiadam sporą praktykę, stosowny dyplom, odpowiedni rozmiar oraz niebagatelną wprawę. Nie zwlekaj! Mam właśnie czas. Zadzwoń, teraz!!! Iron Jura.”; „Siemka Laska! Pamiętaj, nawet Barbie straciła kiedyś cnotę, jedynie w telewizji nie pokazali, bo akurat leciała obowiązkowa transmisja z Watykanu. BLIŹNIACY KEN&KEN POLECAJĄ CI SWE NIEZAWODNE USŁUGI. Odkorkowujemy maksymalnie bezboleśnie (a przynajmniej tak, się staramy!). Działamy 7 dni w tygodniu/24 godziny na dobę. U nas, BEZ ZAPISÓW! Gumkę, dokładamy gratis. Ale ty, nam ją zakładasz oraz stawiasz alkohol, jeśli uznasz, że konieczny. Dogodna lokalizacja! Centrum miasta, Aleja Wszystkich Świętych (dawna Marszałkowska). Wejście pomiędzy Stołecznym Pogotowiem Alkoholowym, a kościelnym, błękitnym automatem z krzyżykami oraz wodą święconą. Nie przeraź się, gdy święty automat, na twój widok głośno zawyje, jakiś kościelny szlagierek. Albo też, zażąda datku, na remont swej obudowy. Olej to pudło! Wpadnij do nas na pięterko, w wolnej chwili. W mig, skutecznie rozwiążemy twój problem. SERDECZNIE ZAPRASZAMY!”; „Dziewczyny, w obecnych czasach cnota, to przeżytek. Pomogę! Ale tylko elegancko wydepilowanym. Mam alergię na babskie owłosienie łonowe, w tym szkopuł. Jak zacznę kichać, źle wyceluję i może niepotrzebnie zaboleć, ostrzegam. Stawki konkurencyjne!”.

„Cholera, jeśli dalej pójdzie mi tak pechowo jak dotychczas, wyjścia chyba nie będzie. Jak nic, przyjdzie wybrać cokolwiek, z podobnych ofert. Lecz szczerze mówiąc, wolałabym inaczej. Przynajmniej, nie z jakiegokolwiek usługowego anonsiku i raczej, bezpłatnie! Nie zamierzam dopłacać do własnej, niechcianej cnoty! Kuźwa, jeszcze czego…” — pomyślałam, poirytowana.

Na wszelki wypadek sprawdziłam u wszechwiedzącego doktora Google, co to ta cła, hymenotomia. Wyskoczyło, że idzie się pana do medyka, śmiało zdejmuje majteczki, bezwstydnie rozkłada przed nim na boki dziewicze nóżęta, a on, dziewicę rozdziewicza. Ale nie swym naturalnym, posiadanym od urodzenia sprzętem, lecz klasycznym, sterylnym skalpelem, albo specjalistycznymi nożyczkami. Jedynie do podobnych figielków z nim, udokumentowana pełnoletniość dziewicy, pisemna zgoda matki, albo jej obecność, wymagana. Czyli w przypadku małolaty w doraźnej potrzebie życiowej, ewidentna durnota, kurwa. Ot, i wymyślili, popaprańcy!

Cóż, prawda taka, iż różniście miewałam w dotychczasowym życiu. Czasami bywało wprost zajebiście, zaś czasem, kompletnie do dupy. Wiem, wyjątkiem nie jestem. Na ogół, każdy miewa podobnie. Choć może rzeczywiście, nie aż tak bardzo podobnie, jak ja, miałam. Czyli…

We wczesnej epoce pobierania przymusowych nauk w klasycznej, wyjątkowo patologicznie prokościelnej oraz totalnie beznadziejnej, państwowej podstawówce, mającej oczywiście jakiegoś świętego zboczka za patrona, podejrzewałam, iż jestem chyba córeczką… lesbijki. Lecz kiedy raz, zapytałam księdza na religii o realnie możliwe u ludzi dzieworództwo, momentalnie wyleciałam za karę za drzwi, oskarżona o bezbożność oraz niemożebną… bezczelność intelektualną.

Potem przywykłam, do owej świętej alergii, na mą rezolutną osóbkę. Nieomal wszystkie religie, tak się dla mnie kończyły. Zanadto lubiłam dyskutować z sukienkowym, na logicznie nasuwające się argumenty. Oni nie myślą, tylko wierzą, w bóg wie, co. Zaś ten, konkretny egzemplarz kieckowego gościa, wydawał się jeszcze wyraźnie niedouczony, niestety. Za każdym razem, przy całej klasie stanowczo orzekał, iż jestem wyjątkowo zołzowatą córką paskudnego, rogatego diabła. Lecz konkretnego miana imć pana demonka, przenigdy dokładnie nie dookreślił, niestety. A szkoda, psia mać! Potem naiwna, siedząc na kolejnych religiach, niejednokrotnie marzyłam cichaczem, że być może sam pan Belzebub mnie spłodził, mej wielce ukochanej rodzicielce. Sympatyczna lesbijka, zajefajny pan diabeł z widłami i ogonem oraz ja. Nawet fajowa rodzinka i oryginalny zestawik, kuźwa! Ale niestety…

Kiedy zapytałam mamcię, czy znała kiedykolwiek jakiegoś rogatego czorta rodem z piekielnych głębin, ze śmiechem oznajmiła, iż tak fikuśne stworzonka, w realu, w ogóle nie istnieją. Zaś wieczorkiem poleciła abym zastanowiła się, czy aby nadal chcę uczęszczać na religię, gdyż jej zdaniem, to strata czasu. Skoro więc mogłam legalnie powagarować, z mety zrezygnowałam z kolejnych przenajświętszych atrakcyjek, obierając bardziej życiową, atrakcyjniejszą i wielowątkową ścieżkę edukacyjną, w Internecie. Lecz bynajmniej nie kwestie religijne, tam studiowałam. Wybierałam raczej mało święte, a nawet wybitnie świeckie temaciki, ma się rozumieć. Z mety, o niebo ciekawiej, wówczas wychodziło!

Nic nadzwyczajnego, ani strasznego, niby. Raczej normalka, w mym pokoleniu. Dzięki temu, na licznych forach społecznościowych, (na których zaistniałam potem pod ksywką: „Rogata Zołzula”), szybko upewniłam się, iż w moim domciu działo się rzeczywiście ździebełko inaczej, aniżeli w standardowych pieleszach rodzinnych, większości mych nowych, wirtualnych koleżaneczek. Szkolnych, zresztą także! Wcześniej, niby również cosik kojarzyłam, lecz dopiero Internet, upewnił mnie we wszystkim, definitywnie.

Na przykład, nigdy nie miałam okazji, ani najmniejszej szansy na zoczenie penisa, przy użyciu którego kiedyś, gdziesik mnie wyprodukowano. W przeciwieństwie na przykład do Anastazji posiadającej fotki swego kompletnie nagiego, obrzezanego tatuśka z bardzo ciemnymi, sporawymi jądrami. Latem, małoletnia dziewczynka strzeliła mu focię oficjalnie, stojąc przed nim en face na plaży nudystycznej, podczas wakacji spędzanych wspólnie z zajefajną ciotką, jej sporo starszym bratem, ich rodzicami oraz rozleniwionym w pełnym słońcu, kudłatym bernardynem o imieniu, Donald.

Wszyściutkie dziewczyny, z wielkim zaciekawieniem oglądały i podziwiały owe obrazkowe pamiąteczki, z jej ostatniego wypadu wakacyjnego. Astka twierdziła, iż także chadzała wówczas po plaży kompletnie nago, przy swym rozebranym tatku. A trzymając go za rękę, bacznie obserwowała wielu innych, naguteńkich mężczyzn. I to ona właśnie, łopatologicznie uświadomiła mi oraz reszcie dziewczyn, co znaczy obrzezanie, u dorosłego faceta. Brat jej ciotki, posiadał skórkę na całym fiucie, dobrze uwidocznionym na innym zdjęciu. Zaś jej tato, nie miał jej, na swym wisiorze. Na czubku jego ciemnego penisa, widniała niczym nieosłonięta, pękata nieco, główka. Fajna nawet i przyciągająca ciekawskie, młode oczko, nie powiem…

Z tym, że papcio Astki był i jest, rodowitym Hiszpanem, z którym jej mamuśka ponoć kiedyś zaszalała i zaciążyła przypadkowo, podczas trzydniowej ulewy, w Portugalii. Zaś ostatnie wakacje, zaliczali wszyscy razem, na piekielnie upalnym południu Francji. A nie, jak ja, nad mętnym, zimnym, krajowym bajorem. Obok którego stał cholerny kościół, który wiecznie dzwonił. I bezprawnie, lecz skutecznie zagłuszał, niestety, trele chronionych prawem paków, relaksacyjnie kojący poszum wiatru oraz calutką, rodzimą przyrodę. W tym, ryk ostatniej krowy, jaka jeszcze pozostała przy życiu w najbliższej okolicy. Resztę poczciwych krasul wymordowano wcześniej, na stanowcze polecenie bezdusznej, ale wszechwładnej niestety, Unii Europejskiej. Lecz o owym bestialstwie rzeźniczym, oficjalnie nigdzie się nie wspomina, aby skołowanego, słowiańskiego narodu, do pani Unii przypadkiem nie zrazić. Ot, durnowata, odwiecznie zakłamana, cholerna polityka!

No, a sprytny, nieustannie hołdujący prastarej, dobrej polskiej tradycji (zakładającej, iż choć jedna krowa, w szanującym się gospodarstwie rolnym, być musi!), sołtys Antoni Maruda z pobliskiej wsi Pornolki Duże, bohatersko (niczym ongiś słynny Rejtan!) cudem zdołał swą rozpaczliwie ryczącą Mućkę, sobą osłonić przed nieuniknioną unijną rzezią, łaciatych niewiniątek. Dzięki jego bohaterskiemu, niezwykle rozumnemu wyczynowi, miejskie dzieciaki nawiedzające dziś starą wiochę, położoną na kompletnym zadupiu, wiedzą jeszcze, że poczciwa krówka przeraźliwie ryczy, a nie rży wesoło, gulgocze, beczy, miałczy, kwiczy, pieje z zachwytu, lub gdacze, dla odmiany. No, i że tłuste mleczko, bynajmniej nie bierze się wprost z Biedronki, ani też z byle-sklepowego kartonu, lub nieekologicznej, plastikowej buteleczki, tylko z przetrawionej trawy oraz gigantycznego cyca, zakończonego czterema kutaskami. Niezbyt ciekawie toto wygląda, szczerze mówiąc…

Jedynie długo nie pojmowałam kiedyś, dlaczego krowie mleko jest białe, a nie zielone, niczym pieczołowicie zbierana przez gigantycznego zwierzaczka i ustawicznie przeżuwana roślinność. Lecz ostatecznie dla młodziutkiej, dziewczęcej głowisi istnieje multum zagadeczek, w otaczającej ją zewsząd przyrodzie.

Acha, i co do mej osóbki, to jeszcze z imieniem oraz nazwiskiem odziedziczonym po dziadkach oraz mamci, dosyć oryginalnie odbiegam od swych krajowych rówieśniczek. We wszyściutkich urzędowych papierzyskach wpisane mam, Mauretania Kurwicka. Na co dzień, w skrócie bywam dla znajomych: Maurettą, Kurewką, Mauretką, Maurą, Mauterką, Kurwiątkiem lub jeszcze odrobinę inaczej, lecz zawsze coś, koło tego.

Pierwotnie, po niemieckiej prababce mającej ongiś ciotkę-sanitariuszkę w szwabskim Wehrmachcie, miałam być ponoć Kurwicką Esmeraldą. Czyli krótko mówiąc, także do dupy. Jeno cioteczka, która na prośbę mej rodzicielki podreptała uczynnie do stosownego urzędu, aby w ustawowo obowiązującym terminie wnieść opłatę skarbową i zarejestrować mnie na tym świecie, następnego dnia wyruszała na wygraną wycieczkę, do Afryki. Mając klasyczny, mózgowy rajzefiber, coś się jej wzięło i ewidentnie pokićkało w przepracowanej łepetynie. I tak, nieoczekiwanie zostałam nagle krajem, do którego wybierała się, za darmochę. Czyli na koszt zapomnianego już dziś sponsora, owej wyprawy, na Czarny Ląd.

W sumie dobrze, moim zdaniem, że szanowna ciotunia nie leciała na przykład do obfitującej w wiecznie wygłodniałe rekiny-ludojady, egipskiej Hurghady. Czy też choćby Burkina Faso, Botswany, względnie Etiopii, albo inszej Zambii. Wówczas milutcy, szkolni koleżkowie zapewne krzyczeliby za mną, Zombie. Lecz do każdego spontanicznie nadanego imionka, może się sponiewierana złośliwie człeczynka, przyzwyczaić.

Kiedyś poznałam w Polsce młodziutką, ładną, lecz potwornie dupiastą Kubankę, o ciut motoryzacyjnym imieniu, Mercedes. A także atrakcyjną córkę włoskiego właściciela warszawskiej pizzerni, o imieniu Pica (nie, Pizza!). Później natknęłam się także na mocno już starowatą kobiecinkę z biedującej Czeczenii, mającą na pierwsze, Moskva. Lecz to ostatnie, to już raczej chyba grube przegięcie, oraz mocne niedopatrzenie intelektualne. No, chyba, że ostro skacowani rodziciele nazwali biedaczkę mianem trunku, którym się nawalili tuż przed przypadkowym ciupnięciem się, w jakichś kolczastych krzaczkach. Nie wiem. Wówczas pewno wyrozumiale rzecze się trudno. Zaś potem całymi latami egzystuje z potworycznie wrednym, ruskim garbem, na karku. Tylko wstyd, kurwa, przed cywilizowanymi narodami, jak stąd do Szanghaju, albo i dalej, w bezkresne przestworza otaczającego nas zewsząd wszechświata.

Jako nadwiślańsko-odrzańska Mauretania, ogólnie rozwijałam się raczej bezstresowo, spokojnie oraz pomimo licznych, typowo szkolnych przeciwności losu, naprawdę całkiem prawidłowo. Wiedziałam oczywiście, jakim istotnym, choć zabawnym elementem ciała różni się chłopczyk od dziewczynki, względnie grubawy wujaszek z Pucka, od ślicznej cioteczki spod Mławy, którą sapiąc z wysiłku, pracowicie obsługiwał kiedyś u nas, w gościnnym pokoju.

Pamiętam, że biedaczka, dość dziwnie jęczała pod nim. Obawiając się, iż coś złego się kobiecie dzieje, wyszłam na balkon i dyskretnie zajrzałam przez boczne okno, do sąsiedniego pomieszczenia. Wujcio śmigał potężnym, gołym tyłkiem pomiędzy jej szeroko rozłożonymi udami. Obejrzałam jej rozpłaszczone, spore cycki oraz jego obwisłe, fruwające jądra. No, i wnikający w nią sztywny penis, oczywiście. Ze scenki wywnioskowałam, iż najwyraźniej zapragnęli się rozmnożyć i uspokojona, wróciłam do odrabiania pracy domowej z matmy, zadanej nam tego dnia, na pierwszej lekcji.

Czasy niewinnych zabaw w doktora, miałam już przecież dawno za sobą. Dobrze też wiedziałam, że dzieci nie biorą się z kapusty, ani ze sklepiku z warzywami. Do tego nieliczni wujkowie lub kolejne ciotunie, podobnie jak i mamcia, do grona nazbyt wstydliwych ludzisk, z reguły nie należeli. Mój wyraźny, rodzinno-wizualny prąciowy niedosyt, odnosił się wyłącznie do widoczku siusiaka, mego biologicznego tatki. Różniste koleżaneczki widywały podczas całkiem przypadkowych okazyjek, ową cielesną końcóweczkę, nawet we wzwodzie. Zaś ja, nigdy. Nawet flaczka nie ujrzałam, cholera. Akurat pod owym jedynym względem, czułam się czasami nieco gorsza, w otaczającym mnie tłumie rówieśniczek. Ale trudno, przecie nie zawsze musi dziać się idealnie. No, nie? Tym bardziej, jak z reguły, żadnego chłopa nie spotyka się w domu rodzinnym. Wspominałam już, że mamuśka kochała inaczej, więc cioteczek miałam od cholery i jeszcze trochę, zaś wujeczków, wyraźny deficyt. Lecz cóż poradzić na to mogła, dzieciaczyna?

Pamiętam też, iż kiedyś, na szkolnej lekcji, z przydzielonej mi różowej modeliny, miałam ulepić samotne drzewo, rosnące na niewielkiej trawiastej górce, za klasowym oknem. Starałam się najlepiej, jak potrafiłam. Ale i tak wyleciałam za drzwi. Ponoć za celowe gorszenie pozostałych dzieci. Pani magister Bzykuś orzekła bowiem apodyktycznie, iż końcowe dzieło Kurwickiej, bardziej przypomina jej ohydnie nabrzmiały, wzwiedziony, męski penis z paskudnie owłosionymi jądrami, względnie przesadnie rozbudowany, gigantyczny, zbereźny wibrator. Niż roślinę widoczną przez brudną szybę, za okienkiem. Małpa, bezczelnie cisnęła mą pieczołowicie dopracowywaną rzeźbę na podłogę i z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy, brutalnie ją rozdeptała. Po czym kazała mi się wynieść z klasy i nie powracać do niej, samowolnie.

Wróciłam więc przedwcześnie… do domu. Rozryczałam się, a później doszłam do wniosku, iż nauczycielka Pelagia Bzykuś, jest niemożebnie głupia i na bank, potwornie niedouczona. Klasyczne dildo dla kobiet, wygląda przecież całkiem inaczej, niż moja rzeźba! Bez problemu sprawdziłam w Internecie. Ona, także mogła to przecież zrobić głupia, pindowata zołza. Nauczyciele w państwowych szkołach, zbyt często bywają koszmarni! Tylko, czemu? Cholera wie, kurwa mać!

Pozostałe, co istotniejsze damsko-męskie doświadczonka życiowe, zdobywałam raczej sprawiedliwie oraz równo z koleżankami. Na przykład ukradkiem wykradając chłopakom kąpielówki, gdy podczas obozowych wakacji, kąpali się w trzcinach na golasa. Później kolejno ustawiali się karnie przed nami, przodem i wyciągali prosząco łapy, błagając o zwrot suchutkiego, skromnego przyodziewku. Zaś my, nieźle rozbawione, chętnie porównywałyśmy wówczas ich anatomiczne szczególiki, śmiesznie skulone od zimnej wody. Wcześniej do głowy mi nie przyszło, że peniski chłopaków aż tak często różnią się od siebie. Po prostu, mało mnie jeszcze obchodziły. Jąderka, także. Dopiero później wiele zmieniło się, pod tym względem. Tyle nowinek, w kwestii młodzieńczo-anatomicznego, męskiego zagadnienia, które stopniowo, systematycznie przyswajałam.

Z tym, że jeśli rezolutnym harcereczkom, wielce uradowanym swymi niecnymi poczynaniami, zapragnęło się nagle na żywo poobserwować rosnący i grubiejący w oczach samczy konkret, któraś musiała pokazać cycki, wyjścia nie było. Zawsze losowałyśmy, z której danego dnia, przymusowo spadnie nadmiar wdzianka. I po problemie. Raz, nasza mocno płaskowato-piegowata Jolcia, gdy chłopak nam kiedyś przy niej nie reagował jak powinien, nawet wyskoczyła nad jeziorkiem ze wszystkiego i stanęła tuż przed golutką gadzinką w sporawym rozkroku, śmiało uwidaczniając wydepilowaną elegancko cipencję. Poskutkowało, błyskawicznie. Wystarczyło zaledwie kilkanaście sekund nieskromnej, cielesnej ekspozycji i młodziutki samczyk zaprezentował się nam w pełnej gotowości kopulacyjnej. Potem żałowałyśmy, cholerka, że centymetra pod ręką nie było. Żadnej, nawet przesadnie dbającej o swą linię Krysi, do głowy nie przyszło, aby zabrać toto ze sobą na wakacje. Zaś wyspecjalizowanej pasmanterii, czy choćby byle marketu w środku puszczy nie uświadczysz, psia kostka. Musiałyśmy uwierzyć Jacusiowi na słowo, że to, co wyraźnie speszony nam prezentuje, liczy równe szesnaście centymetrów długości. Obwodu błyskawicznie wzniesionej ku niebu armatki zakończonej różową, śliniącą się główką, chłopaczek nie pamiętał, niestety. Lecz przesadnie grube, toto raczej nie było. A jajeczka, posiadał gad średnie, moim zdaniem. Mariolka śmiało je nawet obmacała i oceniła podobnie. Informując przy okazji otoczenie, iż lewe jajo, jest nieco mniejsze, od prawego.

A prawda taka, iż w necie, widuje się czasem sporo większe klejnoty. Nie tylko u rdzennych Afrykańczyków, czy powszechnie niedocenianych pod tym względem facetów, z rejonu Oceanii. Ci ostatni, nierzadko bywają naprawdę eksportowo wyposażeni przez lokalne geny oraz wyjątkowo szczodrą dla nich, mamcię naturę. Nawet polskie uczennice z podstawówek, pilnie uczęszczające na szkolną religię, o tym wiedzą. A dzięki rezolutnym, samodokształcającym się dziewczynkom, spowiadający je księża, także się o sprawie dowiedzieli.

Pewnie dlatego dziś, na dachach kościołów oraz plebanii parafialnych, coraz częściej widuje się wycelowane w niebo okrągłe anteny, przeznaczone do odbioru telewizji satelitarnej. I nie o idealną łączność z bozią, bynajmniej tu biega, oczywiście. Lecz o płatne, gejowskie kanały, finansowane klechom przez wiernych. Przekonanych zapewne, iż podczas obowiązkowych, niedzielnych modłów, wrzucając banknociki na krążącą wciąż tacę, wspierają remont kościelnego dachu. Takać to hipokrytyczna interpretacja współczesnej wiary katolickiej, powszechnie obowiązuje. Plus jeszcze ogólny, święty zamęt czyniony świadomie w mózgownicach, niezwykle łatwowiernej gawiedzi. A dochodzi do tego także, mocno wstrętnista obłuda oraz narodowo-fikuśna, celowo niedopowiadana do końca prawda, w jednym, niemożebnie zakłamanym zagadnieniu, całej wiary. Ale, co tam. Toż to drobiażdżek, cholera!

Podczas kolejnych wakacji, wprawdzie już nieomal każda z druhen naszego obozu harcersko-żeglarskiego, przezornie zaopatrzyła się w centymetr do planowanych wstępnie figli z rosnącymi penisami umundurowanych chłopaczków, lecz dość długo, żadna miarka nam się nie przydawała.

Atrakcyjniejsza okazała się nowa zabawa, o nazwie: „Skuteczny rybak”. Drużyny chłopców i dziewczyn rywalizowały ze sobą, w łapaniu ryb na wędkę. Liczyła się wyłącznie ilość złapanych rybek, a nie, ich ogólna waga. Zgodnie z wolą opasłego, wiecznie głodnego komendanta obozu, nieszczęsne ofiary wakacyjnego współzawodnictwa młodzieży, miały zostać przez dziarskich druhów humanitarnie zabite harcerskimi nożykami, dokładnie wypatroszone i oskrobane. A także wymyte, nasolone, posypane chorwacką Vegetą i usmażone na kolację w głębokim oleju słonecznikowym, w chrupiącej, biedronkowej panierce z pikantnymi przyprawami.

Łapeć wodnego zwierza, można było na dowolną przynętę. Najpospolitsze okazały się niewielkie kłódeczki, których multum znajdowało się w wodzie, tuż przy brzegu. Kryły się zazwyczaj w cienkich, zbutwiałych patyczkach. Gigantyczne rosówki wykopane z ziemi oraz zwykłe glisty przeciętne na pół, również wiły się z bólu po nadzianiu na ostre, metalowe haczyki, z zadziorami. Do dyspozycji zapalonych łowców pojawiło się również specjalne, zrobione przez cycatą dziewczynę komendanta ciasto, w skład którego wchodził miąższ kajzereczki, ugotowany kartofelek, żółtko surowego jajka, odrobina mąki razowej, cukru trzcinowego, ciupka soli morskiej oraz sproszkowanej kurkumy. Później, co poniektórzy zawodnicy dodawali do owej mieszaneczki swój własny, ściśle tajny składnik. Ale o nim, za chwilkę…

Podczas pierwszych, poniedziałkowych zawodów najskuteczniejszymi rybaczkami okazały się… dziewczyny, łapiąc w sumie niemal czterdzieści, niewielkich rybek. Łakomy komendant, pożarł wszystkie. Potem głośno mlaskając, wtrząchnął jeszcze trzy ugotowane na żywca raki, które przypadkowo sam upolował, taplając się w wodzie, przy szuwarach. Opasły dupek, zgubił zbyt luźne gacie kąpielowe. Zaniepokojony stratą, zanurkował po nie, zaznajamiając przez chwilkę najbliższe otoczenie ze swymi owłosionymi mini genitaliami oraz świecąc wielgachnym, białym tyłkiem. Wypatrzył swą pokaźną, szmacianą zgubę na dnie, zaś obok niej stawonogi, nieprzeczuwające tragicznego kresu swych letnich dni. Potem biedactwa zginęły marnie w dobrze osolonym wrzątku, niczym wykwintne langusty lub homary, w restauracji oferującej ludziskom modne dziś owoce mórz i oceanów świata.

W poniedziałkowy wieczór komendant z zadowoleniem oznajmił, iż chrupiące rybki okazały się pyszniuteńkie. Dlatego, zgodnie z jego wolą, zawody rybackie będą odbywały się codziennie, przez cały tydzień. No, a szanowni druhowie powinni złapać znacznie więcej małych stworzeń, aby samemu czegokolwiek spróbować. Inaczej on, ponownie pożre cały połów, co najwyżej przydzielając każdemu z obozowiczów puszeczkę chińskich, bezsolnych szprotek w oleju ryżowym, tudzież w maksymalnie rozwodnionych, wyjątkowo mdłych pomidorach.

Od wtorku, obozowe zawody rybackie, ruszyły pełną parą. Tyle, że jakimś cudem, codziennie wygrywali nasi chłopcy. W kilka godzin wyciągali z wody nawet ponad sto, niewielkich rybek. Patologicznie łakomy druh komendant, nie dawał rady przejeść wszystkich oklejek, płoteczek, okonków, leszczyków, czy karasków. Trzeciego dnia bekając, z uśmiechem na radosnym, ciut buldożym pysku, dobrowolnie dzielił się chrupiącym żarełkiem, ze wszystkimi. Lecz kolejne znalezione duże raki, wyłącznie sam pochłaniał. Wielkie winniczki, także. Nawet swej cycatej dziewczynie, wyraźnie owego jadła żałował, mocno otyły egoista. Co najwyżej, radując się bóg wie czemu, ciągle wrzucał jej pod bluzeczkę opróżnione pancerzyki i skorupy skonsumowanych, wodnych stworzeń. W pewnym momencie, wściekła baba wstała i ostentacyjnie zdjęła ją przy wszystkich, aby wytrzepać uwierające ją, nędzne resztki pożartych przez grubasa stworzonek. A staniczka na sobie akurat nie posiadała, więc zrobiło się nagle ciekawie, dla co poniektórych obserwatorów owego zajścia…

„Hura!!! Jest goły cyc, jest zabawa!” — zakrzyknęli wesolutko nasi chłopcy, obserwujący swobodnie balansujące w słońcu wielgachne, równiutko opalone melony. Mieli druhowie niezły ubaw, kompletnie niespodziewaną atrakcyjkę wizualną oraz wyraźne wzwody w krótkich spodniach. Jeden, chyba nawet się posikał, albo i spuścił z wrażenia. Mokra plama na jego kusych spodenkach, systematycznie się powiększała. Rozbawione tym faktem dziewczyny chichotały, wskazując go sobie palcami. Harcerzyk w mig spurpurowiał na buźce, lecz nieprzerwanie, nadal podziwiał okazałe damskie balony. Inni chłopcy, także. Posiadaczka beztrosko zademonstrowanych wymion, nie przejmowała się zbytnio wywołanym zamieszaniem. Wzięła się pod boki buńczucznie, i z groźną miną stanęła topless, przed wstrętnym, obozowym, głośno mlaskającym obżartuchem.

Komendant w mig, ostro osztorcował babę, że przecież nieletni harcerze bezwstydne cyce widzą i podniecają się niepotrzebnie. W błyskawicznej odpowiedzi nasz komendancik usłyszał, że jeśli drań wkurwi ją jeszcze ostrzej, to baba bardziej się za momencik rozbierze, aby racze pozostałości szkieletowe, także ze swych spodenek wytrząsnąć. A ona majtek na sobie także nie posiada, bo wczoraj wieczorem pana druha aż tak na seks naszło, że z rozpędu calutką nową bieliznę na niej podarł. Wyraźnie zaznaczyła doniosłym głosem, iż za momencik wszyscy ujrzą ją tu kompletnie gołą. Wszak raniutko, depilację w namiocie elegancko odświeżyła, więc teraz wstydzić się nie ma czego, bo spełnia wszelkie, współczesne normy estetyczne.

Ową obiecującą zapowiedź wszyscy zgromadzeni wokół, wyraźnie podnieceni, nastoletni chłopcy, powitali wyjątkowo entuzjastycznymi brawami, skandując przy tym wielokrotnie: „Zrób to, teraz!; Zrób to, teraz!…”. Po chwili, ciut bardziej doprecyzowali swe oczekiwania. I męski chórek krzyczał zgodnie: „Ściągnij gatki! Zrób to, teraz!; Ściągnij gatki! Zrób to, teraz!; Ściągnij gatki! Zrób to, teraz!…”.

Roześmiana i rozanielona głośnym, męskim aplauzem cyco-nioska, uniosła wysoko rękę i aprobująco, spojrzała na wpatrzony w nią tłumek. Zaniepokojony spontanicznym, kompletnie niekontrolowanym rozwojem sytuacji komendant zgrupowania, przerwał nagle swe ulubione zajęcie, czyli mlaskanie oraz żarcie. Wstał. Oblizał się, beknął z głębin trzewi. Otarł prawą łapą swój ponurawy, psowaty pysk. Ucapił babę za rozpinane właśnie przez nią jasne, pasiaste spodenki i siłą zawlókł ustawicznie protestującą toplesskę, do ich prywatnego namiotu.

Mocno zawiedzeni druhowie, momentalnie poczęli smutno buczeć, wrażając swe niezadowolenie z nagłego obrotu, ciekawie zapowiadającej się sprawy.

Potem, po dalszej krótkiej scysji zaliczonej już w cztery oczy w namiociku, parka poczęła się ze sobą godzić, standardowo. Wkrótce babskie pojękiwania oraz typowo godowe westchnienia, bezproblemowo dało się słyszeć aż nad wodą. Zaś umundurowani, dyżurujący w obozowisku harcerze, przebywający w pobliżu ich ciemnozielonego kopulodromu, poinformowali później otoczenie, iż komendant przy swej znojnej robocie głośno sapał i niemożebnie dyszał. A pieprzyli się, po bożemu. Czyli on, na niej. Co, przez niedomknięte poły namiotu, bezproblemowo było widać. Później, ponoć nastąpiła zmiana. I cycata, okrakiem dosiadła naszego żarłocznego wodza, wprawnie anglezując, na nim. Kobitka, ewidentnie umiała jeździć konno, jak ocenił ze znawstwem któryś z młodziutkich druhów. Inny zaś potwierdził fakt, jej nienagannej depilacji. Dostrzegł bystrzaczek wszelkie istotne detale, kiedy cycata zmieniając kierunek jazdy na komendancie, przeszła w cwał, sadowiąc się na nim przodem do stale podwiewanych przez wiatr, wrót do namiotu. Ot, zwyczajne, sielskie, wakacyjne, harcersko-obozowe życie, i tyle w całym typowo obyczajowym zagadnieniu, kurka wodna.

Dopiero w czwartek, nieoczekiwanie wyjaśniła się skrzętnie chroniona tajemnica rekordowych połowów, naszych cholernie cwaniutkich chłopaczysk. Łapali dranie, pazerne rybeńki na coś, czego dziewczyny w ogóle nie posiadały. Do przygotowywanego nam codziennie przez cycatą komendantową świeżego, standardowego ciasta na haczykowe przynęty, cwaniacy dodawali cichaczem własną… spermę. Twierdząc z dumą, iż nadaje się ona nie tylko do częstego spływania po kafelkach w szkolnej toalecie, ale także do wielu innych, hobbystycznych celów.

Któryś, nudząc się w latrynie ostro zatwardzony, trafił w necie na nietypową, wędkarską nowinkę i z mety przetestował, niewiarygodną wieść. Szybciutko spuścił się ręcznie do niewielkiej torebki foliowej, znalezionej w koszu na śmieci. Potem dokładnie wypłukał jej zawartość, tuż przy trzcinach. I… zadziało się! Nagle zjawiło się ponoć stadko niezwykle żarłocznych oklejek, skrupulatnie wchłonęło dryfujące w wodzie, białe gluty i równie migiem, zniknęło w wodnej toni.

Później wyszło na jaw, że w namiotach, nasi pomysłowi chłopcy, oglądając swe ulubione pornoski w telefonach, spuszczają się po kolei do tej samej buteleczki po soczku jabłkowym. Zaś rozpoczynając obozowe zawody, dyskretnie wylewają porcjami jej zawartość za burtę, aby przywabić pazerną na ekologiczną zanętę, swą przyszłą zdobycz. Do tego, w części świeżutkiej, utoczonej z któregoś raniutko porcyjki nasionek, namaczają standardowe ciasto, nadziewane później w postaci kulek, na haczyki. Cóż, dla niektórych małych rybeniek, najwyraźniej bywał to prawdziwy rarytasik kulinarny, wpylany z nadmiernym apetytem. I to bez koniecznego baczenia na ostre, niebezpieczne żelastwo niechlujnie zakamuflowane w ekologicznie udoskonalonym, podstępnym poczęstunku, okraszonym ludzką spermą.

Rada w radę rezolutne, nie w ciemię bite harcereczki, postanowiły zmałpować sprytny pomyślik przebiegłych chłopaczków. W piątek wieczorem ogłosiły sms’owo panom druhom, iż w sobotę z samego ranka, w babskim namiocie, trzy najładniejsze, kompletnie nagie dziewczyny będą pobierały ręcznie spermę do nowatorskiego eksperymentu, od wszystkich chętnych na ów zabieg chłopaczysk. W swej wieści zaznaczyły także lojalnie, iż z uwagi na techniczną stronę przebiegu eksperymentalnego zagadnienia, ściągnięcie majtek przy wszystkich obecnych w namiocie harcerkach będzie obowiązkowe, więc już od rana należy zachować nienaganną higienę osobistą. Aby siary nadmiernej nie było!

Podstęp wypalił, i to jak! Raniutko, choć początkowo liczono co najwyżej na jednego, chętnego dżentelmena, dziarsko przymaszerowała prawie… połowa młodziutkich, nienagannie umundurowanych harcerzyków. I wszyscy, świeżutko po kąpieli!

Dla usprawnienia całego przedsięwzięcia, do zapowiedzianej trójeczki wytypowanych poprzedniego dnia pobieraczek samczego eliksiru, z uwagi na zaskakującą frekwencję chętnych panów, spontanicznie dołączyły jeszcze dwie atrakcyjne harcereczki. Także doświadczone już, w manualnych figlach z kutaskami.

Po krótkiej chwili dodatkowych, koniecznych, organizacyjnych przygotowań, padła zdecydowana damska komenda: „Gacie w dół!”. I chociaż wcześniej zostało jasno zaznaczone, że opuszczenie dolnego odzienia do kolan w zupełności wystarczy, to wszyściutkie spodenki mundurkowe wraz z chłopięcymi majtaskami, momentalnie opadły aż do kostek.

Pod wpływem przezornie zaplanowanej, śmiałej, nienagannie wydepilowanej dziewczęcej nagości, co potrzeba, chłoptasiom się szybciutko wyprężyło. I przywiezione z domów, ciekawskie centymetry krawieckie, znalazły wreszcie zastosowanie. Zaś zaraz potem, konieczne robótki ręczne przebiegły dziewczynkom bardzo sprawnie, na oczach wszystkich zebranych kolegów spermo-dawców oraz uradowanych obserwacją nieskrępowanej zabawy, koleżaneczek. Pozyskanego hurtowo do mało ekologicznych, plastikowych pojemniczków po jogurcie, lepkiego materiału, wystarczyło nie tylko do uatrakcyjnienia klasycznego ciasta przeznaczonego dla żarłocznych rybeniek, ale też na cenną zanętę, wylewaną systematycznie skromnymi porcyjkami tuż koło stabilnej, wiosłowej łódki, wypełnionej damsko-rybacką zawartością.

W ów nieco szczwany, przebiegły sposobik, szanse na większy połowów, teoretycznie zostały szybko wyrównane. Lecz niestety, ponownie zwyciężyli… chłopcy. Po krótkim czasie zorientowali się, w czym rzecz oraz momentalnie zdali sobie sprawę z wysoce niekorzystnej dla nich, sytuacji. Po rzeczowej, męskiej naradzie, postanowili działać. Kolejno zdejmowali gacie i bacznie wgapieni w ekraniki swych telefoników, poczynali się w swej łodzi ostentacyjnie masturbować, beztrosko wystrzeliwując na oczach harcerek samcze, jasne ładunki wprost za niską burtę, znajdującą się od naszej strony.

Wkrótce mocno rozeźlone harcereczki z nieukrywanym smutkiem, bezradnie obserwowały ustawicznie narastające, wędkarskie sukcesy kolegów. Z prozaicznego powodu braku stałego dopływu świeżej spermy, dziewczyny nie miały najmniejszych szans, na wygraną. Wprawdzie wyciągnęły z mętnawej, wodnej toni blisko siedemdziesiąt niewielkich rybeniek, lecz cholerni chłopacy w tym samym czasie, ucapili ich ponad sto dwadzieścia. Ot, i mocno niesprawiedliwa sprawiedliwość, uwarunkowana biologicznie! Gdzież tu równouprawnienie, cholerka?

Cóż, jak widać, ludzka sperma miewa w przyrodzie najwyraźniej wiele zastosowań, które stopniowo dorastając, systematycznie i bardzo chętnie, z uwagą, wnikliwie poznawałam…

No, a równiutki roczek później, całkiem przypadkowo, stałam się niemym świadkiem… rozdziewiczenia koleżanki na obozie, podobnym do poprzedniego. Lecz bynajmniej nie, napalony na seks chłopak wziął się u owej małolaty, za konieczną robotę. Tylko… inna laseczka, z babskiego namiotu. Z założenia, harcerstwo ma przecież przygotowywać oraz dostosowywać młodzież, do najprzeróżniejszych aspektów codziennego życia. Dzięki temu, nawet całkiem ciekawie, dzieje się nieraz na poszczególnych turnusach obozach!

Tym razem, zadziało się tak. Za dnia, przypadkowo podsłuchałam rozmowę dwóch, beztrosko opalających się dziewczyn. Rezolutna, długowłosa cyganeczka Lukrecja, siedząc na pomoście, obiecywała dość głośno blond-Małgosi, że zrobi jej to, w namiocie. Oświadczając dość apodyktycznie, iż w takiej sprawie, czas już nagli, w jej wieku. Ostrzegła także koleżankę, iż jak się potem napalony chłopak zabierze za taką sprawę, to często bardzo zaboli. Gdyż tak właśnie zadziało się u jej siostry, którą koledzy musieli tamtemu przytrzymać, bo spanikowała i wyrywała się spod chłopaka, mocno przerażona.

— Zrozum durnowata cipo, byle co, nam do takiego zabiegu wystarczy. Fiut, niepotrzebny! No, i inna dziewczyna, ma zawsze więcej wyczucia oraz zrozumienia dla nieszczęsnej sytuacji, przy niezbędnym dziele. A i wstydu, nie ma! Przecież do odplombowania, trzeba obowiązkowo zdjąć majtki i szeroko rozłożyć nogi, pokazując wszyściuteńko, co się tam ma ciekawego. Pamiętaj, przymusowe, potulne leżenie okrakiem bez stringów, przed jakimś chłopakiem, do przyjemności niestety nie należy. Poza tym paskudni chłopcy, najczęściej rozbierają wówczas dziewczyny kompletnie do golasa, a to niepotrzebne. Pozbycie się wyłącznie spodni oraz majteczek, wystarczy do tego przedsięwzięcia, w zupełności. I wstrętniście podnieconego chłopaka nie musisz, pindo, widzieć. Paskudnie przecież wygląda, z twardą pałką sterczącą na przedzie. I do tego, cholernej ciąży na pewno nie będzie, bo powstać przecież, nie ma jak. Dziewczyna dziewczynie, takiej krzywdy, przenigdy nie zrobi! Szczęśliwie, jajek z plemnikami nie posiada — podsłuchałam logiczną, chyba ciutkę emocjonalną, argumentację uczynnej koleżanki.

„No. Rzeczywiście same zalety, cholera. Wychodzi, że wad, absolutne zero! Wystarczy chwilunia, i zbyteczna plomba, wyparuje. Szybciutkie, proste i wyjątkowo logiczne przedsięwzięcie, kuźwa!” — pomyślałam, zaskoczona argumentacją.

Lukrecja bez jakichkolwiek oporów wyznała też Gosi, że u niej, szczęśliwie obyło się bez chłopaka. Z jednym uczynnym, bardzo chętnym do pomocy atrakcyjnej koleżance, wprawdzie kiedyś próbowała, ale nie wyszło. Niezbędny narząd męski wprawdzie urósł, lecz zaraz potem nagle zwiotczał i oklapł, gdy ktoś przypadkowo zajrzał do imprezowej bzykalni, aby popatrzeć, jak im idzie. Potem nawet ustna reanimacja wacka, przy nadciekawskim świadku, nie poratowała już, patowej sytuacji.

— Mięciutkim, giętkim, skulonym flaczkiem, nie da się sprawy załatwić niestety, kiedy sztywny i twardy kołek jest dziewczynie niezbędny, w tak niezwykle istotnym momencie jej życia — argumentowała rzeczowo, Lukra.

Przykry, wstydliwy problemik upierdliwej cnoty u Lukrecji, rozwiązała dopiero późnym latem młoda, nieco starsza od niej kuzynka, na wsi. Konieczny zabieg, udało się przeprowadzić przy pomocy długiego… sałatkowego ogórka. Swym kształtem, do złudzenia przypominał ponoć, sterczącego wacka.

Pewnego dnia, z samego rana, obie powędrowały do przydomowej, mini szklarni wujka. Wspólnie wybrały konkretne, świeżutkie, jędrne, ekologiczne warzywko wujciowego chowu i udały się z nim nad niewielką rzeczkę, w gęste krzaki. Tam, Lukra nieposiadająca na sobie majteczek, zległa na trawie w sukieneczce, śmiało rozłożyła nogi i szybciutko została odkorkowana. Zaś dorodny, szklarniowy ogóreczek, zjedzony przez obie z wielkim apetytem, w ramach skromnej przekąski regeneracyjnej. Oczywiście stało się to, po wcześniejszym opłukaniu warzywka w pobliskiej, bieżącej wodzie. Żywności, a tym bardziej ekologicznej, nie należy przecież marnować. Więcej niż oczywiste, chyba!

Podsłuchałam też, że pomysłowa kuzyneczka koleżanki, niezbędny zabieg przeprowadziła kiedyś u siebie… osobiście. Posługując się okrągłym, babcinym lusterkiem na srebrnej rączce, olejem rzepakowym, dla lepszego poślizgu oraz żółciutką, młodą… cukinią. Akurat wówczas tylko to, z warzyw podłużnych, rosło w małym ogródku, tuż obok dorodnych, żółtych pomidorów oraz wielgachnych dyń, ważących po ponad dwadzieścia kilogramów, każda.

Sęk, że w konkretnym momencie wakacyjnej rzeczywistości, na naszym letnim obozie harcerskim, w ogóle żadnych ogórków, ani cukinii, nie było. Do Biedronki daleko, cholerka. Zaś na pobliskich polach, jedynie jakoweś zborze, więc nawet ukraść nie było czego. Za to w obozowisku, walały się wokół nieobrane banany, których nikt nie chciał już pożerać na oferowany co dzień, poobiedni deserek. Mdliły czortostwa, jak diabli. Już pieprzone, węgierskie lub bułgarskie arbuzy byłyby znacznie lepsze, kuźwa. Też taniocha, ale soczyste toto, przynajmniej!

Do wieczora, kompletnie zapomniałam o niecnych planach obu dziewczyn. Wszak gadając na pomoście, nie określały konkretnego terminu, kiedy w rzeczywistości przydarzy się u Gośki, zdejmowanie simloka, po wegetariańsku.

W nocy, nie mogłam zasnąć. Stale miałam przed oczyma obrazek udręczonego chłopaka, przywiązanego linką do dużej brzozy. Dwie najstarsze na obozie, potężne dziewczyny opuściły mu spodnie do kostek. Roześmiane, cyknęły fotki jego sztywnego fiuta i z mety wysłały je do kogoś, choć on, stale protestował. Przypadkowo nadziałam się na ową scenkę, wędrując samotnie nad wodą.

Zaskoczona, przycupnęłam w pobliskich krzaczynach i przez moment, obserwowałam rozwój mocno zaskakującej sytuacji. Nie wiem, co było dalej. Cichcem, zwiałam stamtąd. Cholernie nie lubię podobnych, typowo przemocowych zabaw, coraz częściej spotykanych wśród starszych dziewuch.

Leżąc nocką na prawym boku, w babskim namiocie, usłyszałam nagle ruch, tuż przed sobą. Zdziwiona, uchyliłam powieki. W docierającym do wnętrza świetle księżyca, spostrzegłam sylwetkę rozebranej Lukrecji, wsuwającą się pod okrycie leżącej tuż obok mnie, stale dziewiczej Małgoni. Momentalnie przypomniało mi się, co fikuśnego laseczki, za dnia planowały. Z narastającym biciem serca obserwowałam więc, co będą wyczyniały. Nie pojmowałam jedynie, czemu Lukra postanowiła być w tej sytuacji, kompletnie na golasa. Lecz ostatecznie jej sprawa, a nie, moja. No, nie?

Z początku, poszeptały sobie coś do uszek. Potem zsunęły wspólne okrycie, a oplombowany firmowo Gosiaczek, pozbył się majtek i podciągnął koszulkę pod pachy. Nagutka Lukrecja, klęknęła pomiędzy jej rozstawionymi, uniesionymi kolanami. Przyświeciła sobie spryciulka telefonikiem i zaznajomiła się z intymną anatomią koleżanki, informując ją półgłosem, iż posiada zajefajną łechtaczkę. Dokładnie taką, jakie Lukra, najbardziej u dziewczyn lubi. Po czym dodała pocieszająco, że błonka w cipce jest raczej gówniana, więc konieczny zabieg, łatwo pójdzie.

— Nie martw się, pindo, niepotrzebnie. U mnie sporo większe toto było i trzasnęło bezproblemowo — oświadczyła półgłosem.

Wprawnie posmarowała czubek banana, czymś wyciśniętym z jakiejś tubki. Po czym kazała się Gosi odprężyć i rozluźnić, ogólnie. Znowu posłużyła się jaskrawym światełkiem telefonu i skierowała banana pomiędzy rozłożone nogi koleżanki. Po chwili oznajmiła, iż za momencik, zrobi swoje.

Po chwilce Małgosia cicho jęknęła i jakby nieco podskoczyła dupcią na materacu. A Lukrecja, nagle cmoknęła ją w cipkę i szepnęła:

— Spoko, mała. Już po wszystkim. Plomba usunięta. Masz drożną cipkę. Śliczna! Pogwałcę cię teraz, na próbę. Bólu, być nie powinno. Wczuj się w jakąś łóżkową sytuację z pornoska, kobieto.

Obserwowałam rękę Lukrecji z bananem, pracującą rytmicznie oraz coraz szybciej, według klasycznego schematu, w te i nazad. Małgonia, rozkraczyła się maksymalnie i zapytała, czy powinna jęczeć, jak widziała na filmikach w necie. Padła odpowiedź, że niekoniecznie, bo ludziska w namiocie się niepotrzebnie pobudzą.

Po dłuższej ciszy, doleciał do mnie następny szept, wyraźnie udręczonej Gochy:

— Lukra, nie boli. Ale wyjmij już toto ze mnie, do cholery. Jakim cudem da się polubić, coś podobnego? To okropne! Nie pojmuję, czemu matka wciąż pieprzy się z nowym ojcem. On, ma ogromnego. Raz podejrzałam jego drąg, przypadkowo. Akurat w sypialni, ściągała z niego gacie i gruby kołek mu sterczał. W życiu nie dam dupy żadnemu chłopakowi. To nie dla mnie! Po jaką kurwę dziewczyna ma godzić się na podobne tortury. Nadziewać się na coś takiego, aby tylko cierpieć? Kurwa, kretynizm jakiś…

Po tak obrazowo-życiowej edukacji seksualnej oraz wysoce łopatologicznej lekcyjce poglądowej, momentalnie postanowiłam, że skoro, w przeciwieństwie do Lukrecji, pieprzoną wegetarianką nie jestem, wolę zaczynać nie, z byle warzywem krajowym, czy też z jakimś zaimportowanym, egzotycznym owockiem, lecz z regularnym chłopakiem, względnie całkiem dorosłym facetem i jego sztywnym fiutem. Oczywiście najlepiej niezbyt dużym, na początek. Ludeczkowie kochani, cholerka! Toż to bardziej życiowa oraz typowo naturalna metoda koniecznego zadziałania, moim zdaniem.

„Kurczę, spokojnie, Mauretko. Poczekamy, zobaczymy, jak się w praktyce przydarzy. Ale fakt, chciałabym już niedługo zakazanego seksku spróbować. Wszak cycki, już mam. Trójkątny zarost na dole, oczywiście elegancko usunięty. Harmoniki, bezustannie czynią swoje… Rzeczywiście chyba kobietą się staję, skoro chłopa z utwardzonym pod mym wpływem wackiem, mi kuźwa, u boczku potrzeba…” — wyznałam szczerze samej sobie, w nastoletnich jeszcze, myślach.

Potem one obie, zasnęły wspólnie w jednym łóżku. Ja, w swoim, także. Pamiętam, że przyśnił mi się wówczas nowy, młody, superaśnie wysportowany, mocno opalony facet, od szkolnego wf-u. Iście eksportowe ciacho, cholera! Ale bynajmniej nie poszłam z człowiekiem do łóżka, lecz na… lody. Takie klasyczne, ma się rozumieć. Żadnego seksu, z tym całkiem zajebistym, kompletnie ubranym przystojniaczkiem, nie było! Szkoda? Sama nie wiem…

Za to kilka dobrych latek później, przeżyłam nagłe zaskoczenie. Własnym oczkom, w pierwszej chwili uwierzyć nie mogłam. Okazało się, iż Lukrecja, podobnie jak większość standardowych chłopców, zdecydowanie woli… dziewczyny, w swym łóżeczku. W końcówce ogólniaka podczas autokarowej, krajoznawczej wycieczki do Czech, nakryłam ją przypadkowo z moją młodą jeszcze… panią od polskiego.

Ponieważ przystojni panowie dyrektorzy stanowili udaną parę, szkoła średnia Lukrecji, z moją, były także zaprzyjaźnione. Zaś Lurka, z mą młodziutką, naprawdę atrakcyjną, długowłosą blond-polonistką. W motelu, naguteńkie, w popłochu wskoczyły pod wspólną kołderkę, na mój nagły widok. Grzeczniutko przeprosiłam za wtargnięcie w ich intymność i wyszłam, jakby nigdy nic. Powrotu do tematu, przenigdy nie było. Znałyśmy się z Lukrą od dawna, lecz nigdy nie przyjaźniłyśmy się ze sobą. I bynajmniej, nie o lesbijstwo tu szło, a o całokształt babsko-towarzyskiego zagadnienia. Proste raczej, chyba. Co nie?

Oj, nieco fikuśnawo układa się czasem w żyćku, cholerka. I dziwnie, nierzadko. Lecz ostatecznie, nauczycielka też człowiek. Koleżanka, również. Zaś dobrowolnie, można łajdaczyć się z tym, na kogo ma się akurat ochotę. Nic, nikomu do tego! Prywatna sprawa, kurwa mać…

No, a kilka miesięcy po maturze, przypadkowo wpadłam na Lukrecję na ulicy, w centrum miasta. Wyglądała, wyjątkowo zajebiście. Petarda! Podążała za swą śliczną dziewczyną, na casting tancerek na rurze, w pobliskim go-go klubie.

Nie przejmowały się faktem, że staną się niezbyt wyszukaną, a nawet dość pospolitą rozryweczką, dla facetów. Przyświecał im znacznie szczytniejszy cel. Obie, dobrze znały angielski. Wspólnie, postanowiły pójść na studia w UK, zaś później osiedlić się, w którymś z zachodnich krajów, na stałe. Potrzebowały sporo kasy! No, a młoda, zajefajna dziewczyna ma szansę nieźle zarobić na własnym, atrakcyjnym jeszcze ciele. Tylko za cholerę, nie należy się go wstydzić, oczywiście! Po co?

— Toż obojętne, kto się pogapi na twój goły cyc, śliczny tyłeczek oraz calutką, zajefajną resztę. Szparka, to tylko szparka. Żadne dziwo… Każda laska, ją posiada. Aby tylko elegancko wydepilowana była. Co za problem, rozłożyć na scenie nogi w pełnym świetle. Byle godziwa kaska, kuźwa, za tę fatygę, w twym zasięgu się na czas pojawiła. Zrozum, Mauro. Prymitywnych chłopaczków, układy taneczne lesbijek kręcą, jak diabli. A gdy obie ściągamy sobie nawzajem nacipniki, wybucha istny entuzjazm, pośród rozpalonej, samczej gawiedzi. Wtykają ci wówczas za podwiązkę na udzie papierowej kasy, ile wlezie. Niektórzy napaleńcy, nawet pomiędzy półdupki, wtykają ci milutko szeleszczące dolarzyny. Moja kochana Zuza, nawet swej w uroczej szparce, zwitek zielonych kiedyś miała. Mauro, to na pewno znacznie lepsze, intratniejsze i przyjemniejsze zajęcie, niż osławione dawanie facetom dupy, dla mamony. Tylko tańczyć powabnie i erotycznie, trzeba potrafić, oczywiście. Jedynie bab dających chłoptasiom dupy za frico, kompletnie nie rozumiem. Musi, ostro zboczone jakieś, cholera — usłyszałam na pożegnanie.

Zanotowałam adres innego, nieznanego mi, stołecznego klubu, w którym od kwartału wspólnie występowały z jakąś trzecią dziewczyną, która dla lepszej kasy, przeniosła się tu z Kijowa. Lecz podobno, jedynie w weekendy można było je tam spotkać. Oczywiście wszystkie, pojawiały się w swej intratnej pracy, na golasa.

„Kuźwa, niby wszystko dla ludzi! Wić się na rurze nago, przed obcymi, podjaranymi chłopami, wprawdzie nie zamierzam. Ale obejrzeć babeczki przy nietypowej pracy oraz reakcje facetów na nie, ostatecznie mogę. Drobny cyrk, zapewne. Ale, nie wiem… Nigdy w życiu, nie byłam jeszcze w żadnym go-go pubie. Potraktuję sprawę typowo krajoznawczo i zajrzę tam, w którąś sobotę” — obiecałam sobie, w wyraźnie wyluzowanych myślach.

*****

Jako pogodna z natury, wesoła zazwyczaj oraz rezolutna nastolatka, żyłam sobie na ogół beztrosko (nie licząc nieomal codziennych problemów z cholernymi belframi, oczywiście!), aż tu pewnego, pogodnego dnia…

Ojej, nie. Powinnam zacząć, nieco inaczej! Wówczas wszystko wyjdzie znacznie klarowniej i o niebo lepiej, moim, jakże skromnym, zdaniem.

Cóż, życiem seksualnym (czy też raczej niezbyt doprecyzowanymi preferencjami, względnie upodobaniami płciowymi) własnej mamci, także w pewnym momencie się zainteresowałam. Stało się to niespodziewanie oraz naprawdę, całkiem przypadkowo.

Pewnego wieczora rozpieprzyła się szuflada w niewielkiej komódce i wypadły z niej jakieś dziwne przedmioty. Usłyszałam, iż są to zabawki, dla dorosłych. Internet później doprecyzował sprawę, informując mnie, że to… wibratory. Niektóre przypominały sztywne penisy i drżały po włączeniu. Innych, w ogóle nie dawało się uruchomić. Być może były popsute, albo w ogóle jakieś lewe, nie wiem. Lecz szybko zrozumiałam, iż kobietom, do seksu toto służy, kiedy chłopa w łóżku brakuje. A mamcia sypiała z cioteczką, więc nie dziwota!

Czasami, szczególnie po obejrzeniu jakiegoś nowego filmiku w necie, rozmyślałam sobie o… penisach. Również o tym, który kiedyś mnie wyprodukował. Ale z mym biologicznym ojcem, raczej nie miało to nic wspólnego. Jego, nigdy nie znałam. Mamcia, prawie również. Tak, jakoś dziwacznie wyszło w mej najbliższej rodzince, cholerka. Lecz żadna z nas, nie wnosiła o to pretensji, do losu.

Sądzę, iż znacznie lepiej istnieć bez ojca pod bokiem, niż z koszmarno-diabelnym, znienawidzonym czortem, we wspólnym domu. Bliska koleżanka tak miała, więc dość wcześnie dowiedziałam się co nieco, na ów temat. Zdecydowanie wolałam własną, rodzinną sytuację oraz święty spokój, na co dzień. Mamcia, chyba także. Temat ojca, prawie w ogóle między nami nie zaistniał. Ja, nie dociekałam głośno. Ona, w tej kwestii zwykle milczała. Sądziłam, że jest lesbijką, z bachorkiem na karku. Dla mnie bez znaczenia, z kim sypia. Taka prawda. Lecz ktoś, musiał mnie jej przecież kiedyś zrobić, do cholery! Partenogeneza, u ludzi nie wierzących w cuda, nie występuje, psia mać. Chłop, każdej babie do prokreacji potrzebny. Inaczej, nie da rady prozaicznej sprawy załatwić. Dobre chęci tu nie pomogą, cholera. Podupczyć trzeba. Natura, tak wykombinowała i już!

Raz, po kolejnych mamcinych urodzinach, w przypływie nadmiaru poalkoholowej szczerości, wspomniała mi, ma mamcia numer dwa, vel cioteczka Klara, że szanowny tatuśko-dzieciorób wykwitł kiedyś nagle przed mamcią numer jeden, kompletnie nagi, na prywatce. Czyli w trakcie starożytnej domówki.

Na dzień dobry, dostarczył jej kwiatek trzymany w zębach. Następnie zbajerował biedaczkę kilkoma mocno sprośnymi wierszykami. Potem całuskami i czułymi pieszczotkami, podstępnie zwabił mało doświadczoną jeszcze wówczas, ostro zaskoczoną jego pełnym wzwodem dupencję do pradawnej, siermiężnej bzykalni. Czyli do wyjątkowo ciasnego pokoiku, z matami słomianymi na ścianach. Tam, wielce rozochocony zaistniałą sytuacją, przystąpił do dzieła i dziarsko począł mnie w niej, po pijaku. Potem, cholernik, skutecznie zniknął. Tyle wiem o tym, skąd się wzięłam! Był sobie chłop z babą w łóżku, jest i bachor. Normalka. Cudu nie było!

Podobno siermiężny, wyjątkowo taniusi, ruski szampanik, plus imprezowy deficyt lateksowych gumek oraz wzmocniony czymś krajowy browarek, zawiniły pechowemu zapłodnieniu, ostro wstawionej komóreczki jajowej, beztrosko balującej w maminym jajowodzie z podpitymi plemniczkami, pana tatki. Właśnie dzięki tym, wyjątkowo prozaicznym okolicznościom, czyli głównie dzięki paskudnawym trunkom, a nie na przykład szlachetnej, szkockiej, blendowanej whisky, pojawiłam się na tym świcie, psia kostka. Ciut przykry, ale jakże prawdziwy realik sytuacyjny, niestety. Na domiar złego, zapewne miałam jeszcze kaca, w chwili narodzin,. Ale aż tak szczegółowych duperelków, szczęśliwie nie pamiętam. W końcu jednak kiedyś, wzięłam i wytrzeźwiałam na tym świecie, kurwa mać!

Baraszkujący ze sobą na rauszu staruszkowie, na firmowe, atestowane lub nawet byle jakie kondomy, kaski ponoć wówczas nie posiadali. No, i na chybcika, cholernicy zadziałali. Okay, kuźwa, rozumiem prymitywny popęd płciowy oraz trudną sytuację finansową, pradawnej młodzieży. Lecz czemu mnie wówczas na czas, nie wyskrobali? Pojęcia nie mam! Istna dziwota.

Ja, w podobnie podbramkowej, mocno tragicznej sytuacji, ani sekundy bym się nie zawahała. Z mety wzięłabym promocyjny kredyt w byle banku i zanabyłabym ekspresowo w necie (na przykład w od dawna cywilizowanej Francji) niezbędne czopki, albo pigułeczki (toż przerywanie ciąży metodą: ”Zrób to sama!”, póki co, stale jest jeszcze nad Wisłą dozwolone!). Albo skorzystałabym może z bratnio-sąsiedzkiej pomocy i wyruszyła na przymusową, coraz modniejszą wycieczkę aborcyjną, na przykład do Czech. Taka brutalna, ale wielce życiowa, najprawdziwsza prawda w mej głowince obowiązuje, psia mać.

Toż dziwnowate kuriozum, powszechnie w tym kraju występuje! Aktualnie, kobieta znajdująca się w prawdziwym nieszczęściu życiowym oraz w nagłej potrzebie, koniecznej pomocy u najbliższych sąsiadów musi szukać, bo tu, oficjalnie nie ma szans. Wokół, totalnie porąbana, krajowa, wszechobecna, prokościelna hipokryzja, kurwa, jedynie! Nic, tylko migiem brać nogi za pas i spieprzać stąd, jak najdalej. Wprost do najbliższej cywilizacji.

Czemu?

Aby zdążyć jeszcze poistnieć normalnie na tym świecie, w znacznie bardziej rozwiniętej, współczesnej, kulturowo pro-ludzkiej cywilizacji. Jak twierdzi doktor Google, w Polsce także było kiedyś normalnie pod tym względem. Aż trudno dziś w coś takiego uwierzyć, cholerka. Z tym, że wówczas byle klecha, ni żaden diabelny kościół, nie panoszył się w tym państewku. Ot, co! Może dałoby się jeszcze wszystko jakoś odwrócić, aby nawrócić ten kraj, na świecką drogę żywota doczesnego? Oby okazało się to tylko jeszcze możliwe, psia mać!

Kurde, cóżeż w ogóle tutaj jest grane? Ostatecznie ma własna macica oraz calutkie seksowne, elegancko wydepilowane podbrzusze, należą wyłącznie do mnie. Nie, do cudacznego, prokościelnie zwyrodniałego, patologicznie zwichrowanego państewka, bezczelnie rżnącego ludzi na co dzień, na drakońskich podatkach. Dopóki w pełni świadomie egzystuję w obecnym, lechickim łez padole, nie udostępnię temu obrzydliwie zdziwaczałemu, wyznaniowemu państewku własnej dupy. Co to, to nie… Mowy nie ma! Nigdy w życiu.

Zero poświęceń z mojej strony dla, na maksa popieprzonego kraju. Spadajcie stąd prokościelnie pogięte, sejmowe pacany, ostro zboczeni kieckowi hipokryci, czy inne, czarne ideologicznie oszołomy. Won mi stąd, wszelacy boży popaprańcy. I to szybko, cholera! Jestem wolnym, pełnym godności człowiekiem, a nie byle kukiełką na sznureczkach, którą możecie sobie dowolnie sterować, podle waszej chorej, ostro pieprzniętej, wybitnie zwyrodniałej, niby bogobojnej wyobraźni. Zgroza, co się tu, kurwa, teraz dzieje!

Poza tymi rozważaniami, przekonana od pewnego czasu, iż moje obie mamunie są fajnymi, zżytymi ze sobą lesbijkami, istniałam sobie z owym niby problemem, całkiem bezproblemowo. Nonsens lingwistyczny? Bynajmniej, nie! Samo życie, kuźwa. Moje, ma się rozumieć. Więc chyba wiem, najlepiej!

Dla mnie dwie, sypiające za sobą mamy w jednym domu, były normą. Dla innych, niekoniecznie. Szczególnie w tym ostro pierdolniętym umysłowo kraju! Cóż, toż to przecie patologicznie prokościelna, prymitywna wiocha, intelektualnie poruszająca się jeszcze na drewnianych, szprychowych, kołach. W dodatku położona gdzieś hen, na unijnym zadupiu i tyle w krajowym, odwiecznie zacofanym temaciku, kurwa mać. Doszło nawet do wysoce idiotycznej sytuacji, że bawiąc gdzieś przejazdem we współczesnym, szerokim świecie, wstyd przyznać się tamtejszym ludziskom, z jakiego kraju się pochodzi. To wywołuje jedynie śmiech, lub współczucie. Ogólna okropność! Przynajmniej dla mnie.

Zaś co do kwestii uprawiania seksu, w kontekście mej mamuśki, to pewnego słonecznego dzionka całkiem przypadkowo złożyło się tak, iż ździebko zaskakująca sytuacja życiowa nakłoniła mnie do poczynienia dość nieobyczajnego wścibstwa, wobec ewidentnie rozanielonej łóżkowo rodzicielki. Dorwałam nagle mamcię numer jeden, na czym raczej nigdy nie powinnam, cholerka. A zadziało się tak w momencie, gdy przymierzałam się właśnie do zainicjowania własnej przygody z… seksem. Tak bardziej na poważnie, oczywiście.

Cóż, do majstrowania przy babeczkach, w ogóle mnie nie ciągnęło. Raz wprawdzie całowałam się w tańcu z koleżanką-toplesską, na imprezie. Lecz obie czyniłyśmy to bardziej dla jaj, ku uciesze wstawionej, męskiej gawiedzi, która wcześniej częściowo dziewczynę rozebrała, niż z jakichkolwiek inklinacji ku sobie.

Żadna, nawet goluteńka, elegancko wydepilowana super laska chętnie demonstrująca, co ma ciekawego, za cholerę mnie nie kręciła! Co najwyżej skrycie porównywałam, czy aby cycków nie posiada fajniejszych, niźli ja. Ta całowana, miała minimalnie większe, cholerka. Lecz do obmacywania owych kulistych obiektów, a tym bardziej do gmerania pomiędzy jakimikolwiek nieskromnie rozwartymi, damskimi udkami, ciągotek nigdy nie przejawiałam. Szparka, to szparka. Każda ją przecie ma. Łechtasię, także. Żadna sensacja, ostatecznie! Cóż, upodobania lesbijskie ewidentnie nie są dziedziczne, jak szybko z autopsji się przekonałam. Może i dobrze. Chociaż…, czy ja wiem? Jakby na sprawę nie patrzeć, mamcia jednak posiadała znacznie większy wybór łóżkowego, rozrywkowego towarzystwa, ode mnie. Na monotonię w tej kwestii, raczej nie narzekała. Jedynie okresami, nadmiernie kochliwa bywała, moim zdaniem. Ale co tam…

Natomiast ciekawskie majsterkowanie przy facetach, szczególnie własnoręcznie odartych ze spodni, a przede wszystkim z gatek, to jednak całkiem inna bajka. Czemu? Jejku, toż przecie niesforna, niepobożna dziewczynka, także lubi czasem coś fajowego zobaczyć. Nie moja wina, że ludzkie samczyki są firmowo wyposażone w zajefajną, całkiem atrakcyjną w dotyku, podłużną zabaweczkę oraz dwie kuleczki, a czasem nawet solidne kule, tuż pod potężnym działem! Nierzadko, aż łapkę taki zestawik korci, cholerka. Niby czemu, ciekawsko nie pozabawiać się czymś konkretnym, z czego część elegancko rośnie i sztywnieje w babskiej garstce, względnie w wilgotnej buzi. Nawet fajowe oraz przyjemne zajęcie, jak na mój gust.

Z tym, że początkowo dość nieśmiało podchodziłam do rosnącego na mych oczach zagadnienia. Peszyło mnie, gdy toto sztywniało, śliniąc się na czubeczku, ciut pieniście! Lecz pilnie śledząc na żywo poczynania kilku wprawniejszych, nieco starszych, zaprzyjaźnionych koleżanek, z czasem stawałam się coraz śmielsza w działaniach. Wszak korepetycje, miewają sens! Oczywiste, chyba…

W końcu doszło do tego, iż na niektórych imprezkach bezpardonowo rozbierałam chłopaków do golaska i dla zabawy, gwałciłam przy świadkach, nie ukrywam. Rzadko protestowali, więc nie musiałam się nadmiernie ograniczać, ucząc później podstaw fikuśnej zabawy, kolejne pokolenie rezolutnych, młodocianych imprezowiczek. Moim zdaniem, w harcerstwie już dawno powinno się ustanowić stopień, względnie nową specjalność: Druhna-Gwałcicielka. Toż to dobrze znane współcześnie, obozowe, wakacyjne życie, a nie, jakaś ściema. Po czorta w tej kwestii, hipokryzja?

W końcu, ale dopiero sporo po koniecznym zdeflorowaniu mnie postanowiłam, także i sobie, seksiku nie żałować. Z pomocą bezstaniczkowego cyca pod niedopiętą, mocno prześwitującą bluzeczką, szybko wyrwałam bezpańskiego, ciachowatego chwasta. Migiem zaciągnęłam gadzinę do bzykalni, na imprezce. Z mety rozebrałam obiekt ze wszystkiego, co miał na sobie i ciekawsko otaksowałam, co też to wylosowałam z grupki chłopaczków, wyraźnie chętnych na bzykalniane figle, z fajną laską. Potem ręcznie, uruchomiłam jego niezdecydowane działo. Warto czasem poszaleć, moim zdaniem. Szczególnie, z fajowym samcem. A konkretnie, z jego niezbędnym dla większości kobiet, nabrzmiałym, twardym, fallicznym wyposażeniem, dumnie wznoszącym się ponad skórzaną sakiewką, wypełnioną owalnymi klejnotami. Nierzadko, naprawdę nawet całkiem zajebista bywa typowo męska zabaweczka, nie powiem. Tylko gadzinka nie powinna być nadwstydliwa! Takowy feler, niepotrzebnie utrudnia rezolutnej dziewczynce, calutkie przedsięwzięcie. Ostatecznie po to rozbiera się chłopaczka, aby ujrzeć, co ciekawego posiada poniżej brzuszka. Czyż nie?

Oczywiście przystojny, dobry, a przede wszystkim dorodny, lśniący niczym ciekawsko uniesiona znad egzotycznego rozlewiska, wilgotna jeszcze anakonda, atrakcyjnie gruby, ale ogólnie jednak estetycznie skonstruowany pan fallus, jest jakby właśnie kwintesencją nie tylko moc, ale i całego męskiego zagadnienia, moim wielce nieskromnym zdankiem. Czyli krótko mówiąc, jest to obiekcik konieczny i naprawdę niezbędny, psia kostka. Toż to przecie przedmiot pożądania oraz codziennego użytku, na dodatek. Nie tylko pośród gejów, ma się rozumieć. Kobitki, także takową zabaweczkę lubią i cenią niezmiernie. Szczególnie, w sobie. Ja również, jak w końcu się po kilku latach przekonałam. Nie zamierzam ukrywać owego istotnego fakciku, kuźwa. Szczera tu jestem, aż do bólu, jaki niestety potowarzyszył mi podczas… inicjacji. Zapowiadało się wprawdzie bezproblemowo, tylko później ciutkę pechowo się złożyło, cholerka!

Gówno prawda, że rozemocjonowaną oraz stremowaną faktem inicjacji laseczkę, rozdziewiczanie nie zaboli. Istna bujda, na mocno zdezolowanych, przerdzewiałych resorach. Wszak, jakby nie patrzeć na konieczne zagadnienie, ufnie udostępniona podnieconemu samcowi żywa, damska tkanka jest nagle bestialsko demolowana i rozrywana na strzępy tępym, walcowatym narzędziem. Niczym kołkiem, cholera. Szpiczasto zaostrzonych penisów, faceci przecież nie posiadają. Niemożebne niedopatrzenie ze strony mamci natury, w owej kwestyjce nastąpiło. Bezlitosne nabijanie na pal, firmowo oplombowanej babeczki, obowiązuje nieustannie na tym świecie. Leż więc potulnie, rozkraczona bidulko pod napalonym samcem i cierp, w swej niedoli. A jeśli musisz, pokrzycz, kiedy ten, robi swoje. Lecz nie łudź się dziecinko, że przerwie taki wciągające go zajęcie, zanim się chłopyś nie spuści. Sperma w nim wrze, więc ty, jako istotka humanitarna, wyjścia nie masz. Pozbywasz się seksy majteczek, rozkładasz przyzwalająco nóżki, przymykasz oczy aby nie oglądać dymającego cię czorta, zagryzasz spierzchnięte wargi i pozwalasz się maltretować, złotko! Inaczej nici wyjdą z twych przyszłych przyjemności z niezliczonymi panami kochankami oraz z ewentualnej prokreacji, psia mać. Poza tym wstyd włóczyć się po współczesnym świecie w nieskończoność, z nienaruszoną cnotą. Dobrowolnie, nie zaprezentujesz przecież tego nawet żadnemu ginekologowi, więc i raka się w końcu nabawisz. Pamiętaj, obecna singielka oraz dawna stara panna, to jeden diabeł! Czyli niechciana przez żadnego, mocno nieatrakcyjna dziewucha, i tyle. A jeszcze inaczej, niemożebny obciach w rozumieniu twej babci oraz reszty ukochanej rodzinki, nieustannie domagającej się twojego zamążpójścia, w celu legalnego spłodzenia berbecia. Taka jest wciąż dziejowa niesprawiedliwość panno cnotko, permanentna niewydymko. Nie zapominaj o tym! Puszczalstwo młodzieży, zawsze bywało w modzie. Jedynie dawniej, należało się z nim kryć. Aktualnie, odmieniło się z tym ostatnim, więc przeterminowana cnota, uwiera. Psychicznie, ma się rozumieć! No, i odkorkowane już, co bardziej wrednawe koleżaneczki ostro dokuczają, stawiając siebie za wzór oraz przykład do naśladowania.

Cóż, na zmurszałe, pradawne zwyczaje oraz zapatrywania rodzinne, rady nie ma, cholerka. A skoro współcześnie cnota ci mocno wadzi, kochaneńka, rusz główeńką i zawezwij sobie uczynnego chłopczyka do koniecznej pomocy. Majteczki przy nim nieskromnie w dół, cyc śmiało na wierzch, żeby się koleżka łaskawie podniecił. Nóżki szeroko na boczki i obejrzyj sobie panie samcze, co u mnie zoczysz ciekawiutkiego. Później celnie namierz stale zakorkowany otworek i katuj mnie z konieczności aż do skutku, swym zesztywniałym z wrażenia owalnym prąciem, przebrzydły, podniecony mną, cholerniku. Matka natura, strasznie idiotycznie zrządziła, cholera. Kładź się golutka dziewczynko na plecki i nie marudź tylko cierp, bo on, ma mieć przyjemność z kopulacji, dzięki tobie. Ot, mi pieprzona sprawiedliwość przyrodnicza, kuźwa! Za czyje grzechy, ma tak być? Toż ja, dopiero zabieram się za łóżkowe grzeszenie, a wcześniej nikogo oprócz uprzykrzonej muchy, osy, czy komara, przecież nie zabiłam. I wątpię, czy kiedyś zamorduję kogokolwiek. Zbyt przejmujące zajęcie, jak dla mnie. Do tego jeszcze kałużka lepkiej krwi… No, i z trupem coś później zrobić trzeba. Siłaczką, nie jestem. Raczej chuderlak ze mnie, a sztywne zwłoki ważą swoje. Rozkawałkować tego nie potrafię… Czyli w sumie, zbyt dużo komplikacji się zarysowuje, już na wstępie. Potem, pewno jeszcze i gliny człowiekowi na głowie wylądują. A diabelnie nie cierpię mundurkowych, prorządowo-bezmyślnych sługusów. Najwyraźniej, po cioteczce Klarze, to mam. Widać rodzinna alergia u nas występuje!

Jeśli dać wiarę temu, co uczynnie donosi pan net, panny lemurzyce oraz świnki morskie, z cnotą mają ponoć podobnie jak i ludzkie dziewczyny. Taka wszak gehenna, u co poniektórych ssaczych samic, w naturze jeszcze występuje. Tylko zapewne im, nikt przeterminowanej cnoty, nie wytyka. W ludzkiej szkole, bywa sporo inaczej. Takie czasy nastały współcześnie, niestety. Dziś cnotliwa dziewczyna, to kosmiczna wiocha. A i siara na całego w każdym ogólniaku. Jednym słowem wstyd, jak jasna cholera — mówiąc w babcinym języku. Tyle, że za pra-pradawnych czasów, podchodzono do sprawy całkiem inaczej. Cóż epoka się wzięła i zmieniła, kurka wodna. A ty się do niej szybciuteńko dostosuj młodziutki, żeński człowieczku. Inaczej marnie zginiesz w tłumie nastolatek, rozdziewiczonych już na licznych imprezach. Albo zaczerpnąwszy wredną nazwę od drapieżnego, pokracznego, zielonego owadziska z rodziny krajowych pasikoników, zaraz okrzykną cię: Dziewicą Niezdarką, bo chłopaka nie potrafiłaś sobie na czas zorganizować, ty nazbyt flegmatyczna ciemięgo.

Lecz ostatecznie lepiej już być niezdarką, aniżeli hieną. Czyli wyjątkowo brzydkim, paskudnie cuchnącym, z lubością pałaszującym padlinę zwierzaczkiem z afrykańskiego buszu, corocznie zmieniającym… płeć (ot, taka naturalna, ciut fikuśna wersyjka człeczego LGBT tyle, że w wydaniu na dziko!). Podkreślam, w przypadku hien, to nie ludeczkowie tak sobie nagle wzięli i wykombinowali, tylko Matka Natura. Więc w sprawie, musi istnieć zapewne jakowyś głębszy sens. Tylko jaki, kuźwa?

*****

Jak już częściowo wspomniałam, naprawdę dość średnio szło z demolowaniem mych, stopniowo przeterminowujących się, cnót niewieścich. Przy pierwszym podejściu do destrukcyjnego zagadnienia, zorganizowany do wiadomego celu chłopina obiecał pomoc i w tym celu, gościnnie zaciągnął mnie do siebie. Ciekawsko obmacał mi przez ubranko tyłeczek, potem całe krocze oraz oba cycki, po czym westchnął ciężko i… poczęstował zimną colą. Wreszcie ponownie westchnął i rzekł bez specjalnego entuzjazmu: „Dobra, zabierzmy się do tego dzieła”. Po czym zdjął z siebie koszulkę, buty, skarpetki oraz spodnie. Majtek, ja mu się pozbyć kazałam, chcąc otaksować wiadomy narząd. Bez szemrania spełnił me dziewicze zażyczenie. Wisior, jak wisior. Szoku, ani zachwytu z mej strony, nie było. Dramatu, na jego ewidentną niekorzyść, także nie. Za moment nieobrzezana, nieco wykrzywiona w lewo pałeczka, jakich wiele w necie, samoistnie pogrubiała i elegancko zesztywniała, prezentując swą nagą, samonawilżającą się główkę. Lecz dobrze uwidocznione pod spodem jajeczka, posiadał chłopczyk ciupeczkę przymalutkie, jak na mój gust. Góra kurzęca, sklepowa ”S-ka”, albo i to, nie. Macać takiej lichoty, nie zamierzałam. Po czorta? Jedynie z czystej ciekawości, twardość sztywnej pałeczki odruchowo skontrolowałam, wyraźnie rozbrykanymi paluszkami. Okazała się wporzo…

Ledwie, co opieszale rozebrał mnie nieomal do golaska i proforma całując w lewy cycek oraz nieskromnie rozwarte przed nim udka, ułożył mnie wyczekującą na kuchennym stole, odsunął w bok paseczek stringów i z uwagą studiował firmowo zapieczętowaną wciąż cipkę, wyraźnie koncentrując się na czekającym go zadaniu, a tu nagle wparowała do hacjendy jego siwa matka i wiadoma sprawa zakończyła się definitywnie, grubo przed czasem. Z tym, że usłyszałam przy okazji, iż jestem bezwstydną, bezczelną dziwką. Że zapragnęłam sprowadzić na złą drogę jej młodziutkiego, jedynego syneczka. Zaś nieboraczka, paskudny seks (pomimo, iż ma właśnie wyraźny wzwodzik ślicznego siusiaczka), w ogóle jeszcze nie obchodzi. Wszak jako przyzwoity chłopczyk, rozwija się prawidłowo, czyli znacznie wolniej, niż do cna zepsuta, rozpustna dziewucha, której nogi same się przed niewinnym prawiczkiem, zapraszająco rozjeżdżają. Na koniec poleciła mi zatrudnić się w nowym, pobliskim burdelu razem z ruskimi kurwami i trzaskając drzwiami, wyszła z kuchni wyraźnie wściekła na mnie.

„Kurna. Pojęcia nie miałam, że prawiczka zaprzęgam do koniecznej roboty. Twierdził, że zaliczył już kilka lasek. I z tego co wiem, marudna Viola, także ciupciała się z nim przed rokiem, na imprezce. Nawet lamentowała potem, że w ciąży przez drania jest, bo gumki nie założył. Lecz szczęśliwie, jedynie okres się jej wówczas sporo opóźnił…” — pomyślałam, zaskoczona tym, co usłyszałam od jego rodzicielki, ostro wkurwionej na mnie.

Rozeźlona, ubrałam się i wyszłam, chwilę po niej. Nadal zakorkowana, oczywiście. Zaś ów przykry fakcik, niezmiernie mnie wkurwiał, jeszcze przez pewien czas…

Natomiast przy drugiej próbie, destrukcyjnego podejścia do problemu wciąż tkwiącego we mnie firmowego koreczka, zaplanowanej tym razem z użyciem innego gada niezbędnego do coraz pilniejszej defloracji, moja rodzicielka z kolei, niechcący przeszkodziła. Jak nie ma człowiek czasem farta, to widać nie ma, cholera.

Nastawiona psychicznie na definitywne rozstanie z upierdliwą cnotą, nagle z ogromnym zdziwieniem usłyszałam, iż właśnie mamuśka głośno… szczytuje, w bliziutkiej okolicy!

Cóż, nie wiedząc o niczym, błyskawicznie zniweczyła me pierwotne zamiary, nastawienie na konkretny, wielce istotny dla mnie cel oraz dopiero co, kiełkujący we mnie mini nastrój na inauguracyjne dupnięcie. Lecz tym razem, już przez naprawdę doświadczonego w tej kwestii kolegę. Nawet osobiście widziałam go kiedyś w rębnej akcji. Fachowiec, cholera! A i sprzęt nienajgorszy, chyba…

Tylko niespodziewanie, nagłe zamieszanie na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych spowodowało dodatkowo, iż mój niedoszły w tym momencie deflorator, pozostawiając mnie w samych majteczkach, zapalczywie dorwał się nie do mej cholernej cnoty, lecz do… stacjonarnego, stale odpalonego komputera. I gorliwie zajął się pikującymi akcjami, zamiast mną. Mocno zawiedzioną, takowym obrotem sprawy. Cóż, u mnie, jak pech, to naprawdę na całego. Pod każdym względem, kuźwa!

Podkreślam, paskudne chłopaczysko porzuciło mnie wówczas beztrosko na stole pod oknem, już prawie do naga rozebraną! Drań, olewając me obnażone przed sekundą cycki oraz całą resztę ponętnego ciałka, momentalnie począł klikać myszką. Lecz bynajmniej nie moją, dzień wcześniej nienagannie dlań wydepilowaną. Czyli ze swej strony, przygotowałam się najlepiej, jak mogłam. A tu ponowne nici, z mych wielkich planów. Jedynie gigantyczne stresisko znowu pozostało. O niemożebnie upierdliwej cnocie, bezustannie kompromitującej mą ówczesną kobiecość, nie wspomnę. Koszmar!

Cóż, cholerny pajac, z wyraźnie widocznym już wzwodem samczego prącia w przyciasnych gatkach, okazał się zamiłowanym… giełdowym hochsztaplerem. Jako niepełnoletni gówniarzyk, oficjalnym maklerem, nie mógł jeszcze być. Ale od byłego partnera łóżkowego własnej matki (ponoć starego wykorzystywacza samotnych, naiwnych, babskich serc oraz miłośnika stopniowo starzejących się cnót niewieścich), posiadł kiedyś niezbędne, najistotniejsze tajniki oraz niuanse, kruczki, sposoby, plus technikę fachowych zagrywek, na giełdzie. Wiedział już, jak toto działa i co, powinien poczynić, w konkretnym momencie. Z własnej inicjatywy olał wiec mój śliczny, wyczekujący nań tyłeczek i niezwłocznie zajął się tym, co tamten chłop mu kiedyś zalecał, w podobnie intratnym finansowo momenciku. Perspektywa przytulenia ekstra kaski, najwyraźniej przedstawiała dla drania konkretną, najistotniejszą wartość. Ma stopniowo przeterminowująca się, wielce upierdliwa cnota, jak widać, nie.

Chłopaczek miał ponoć wyjątkowy talent, albo nawet dar, generowania dla mamci całkiem konkretnych zysków. Więc po wymianie swego pościelowego partnera na bardziej wysportowany, energiczniejszy i ciut młodszy modelik, mamuśka beztrosko powierzyła ukochanemu synalkowi własne kontko maklerskie, zawiadywane uprzednio przez jej byłego amanta oraz nawet sporą kaskę, do ustawicznego obracania nią na łączach.

Uzdolniony syneczek, prawie nigdy nie ponosił strat. Nawet wówczas, gdy wszystko na giełdzie leciało w dół, nie panikował, potrafiąc nieźle zarobić na stratach ponoszonych przez nadmiernie nerwowych hochsztaplerów. Jakim cudem to robił? Nigdy pojęcia nie miałam i nadal nie mam. Ale w praktyce, cholernik trzepał kasiorkę, że hej! Twierdził, iż czerpie z owego zajęcia tyle samo radochy, co z rutynowej masturbacji przed kompem. Zboczenie jakieś nowe, czy co? Pojęcia nie mam! Wszechwiedzącego doktorka Google, jak nic, trzeba by pewnie zapytać.

Słyszałam też kiedyś od jednej, iż czasem, cholernik, dymając jakąś dziewczynę od tyłu, ustawia na jej lędźwiach laptopa i… załatwia dwie sprawy, jednocześnie. Czyli aby nie marnować czasu, nieprzerwanie zarabia na giełdzie, przy okazji redukując własny popęd płciowy. Jedynie bladego pojęcia nie mam, czy konkretna laseczka cokolwiek ma z jego, aż tak niemożebnie skumulowanych, działań. Tylko…

Cóż, ustawicznie dołując na łączach, gad zapewne by się zbytnio nie cieszył. Zaś przy mnie oczekującej nań, roznosił czorta wyraźny entuzjazm. A chwilami, towarzyszyła mu nawet istna euforia, cholera. Do tego w skąpych, pasiastych gatkach osiągnął już pełną, dobrze widoczną erekcję, wyraźnie pogrubiałego prącia. Czyli w jego majtach działo się tak, jakby zabawiał się mną, a nie, wirtualnymi papierzyskami o najprzeróżniejszych nominałach. Dziwne, nieco! Jakiś kompletny pokręceniec, z niego, kuźwa. Ale w sumie sympatyczny i uczynny. Chwilami słodkawy nawet i miły. Choć potrafi być także nieco gburowaty, momentami. Lecz ogólnie, pociągający raczej oraz najwyraźniej sprawny seksualnie, mocno niepoprawny hazardzista. Ot, i niezły oryginał, jakby nie patrzeć!

— Kuźwa, chłopie, toż w pełnej gotowości jesteś. Ściągaj migiem gacie i bierz się, za mą cnotę. Wacek, wyraźnie ci już przygrzał. Widzę przecież! Przyznaj czorcie, podnieca cię bardziej to, co aktualnie masz na ekranie, czy ja, z cyckami na wierzchu, stercząca tuż przy tobie jedynie w skąpych stringach? — zapytałam, śmiejąc się z niedowierzaniem.

— Oj tam zaraz, w gotowości… Po prostu penisek zesztywniał, stoi sobie, i już. Chłopak, tak miewa, laseczko. Czasem w szkole, na lekcji nawet mu narządzik urośnie, choć akurat stara i wyjątkowo brzydka nauczycielka, po klasie paraduje. Nowa, wielce seksowna, ruda sekretareczka naszego jurnego dyra, to coś całkiem innego, w mej placówce oświatowej. Co najmniej połowa chłopaków, maiła już przez nią mokro w gaciach. I bynajmniej nie o siuśkach, tutaj mowa. Zwykła, samcza fizjologia, plus rajcujące emocje u chłopców zadziałały, malutka. Kompletu jajeczek nie posiadasz, więc sytuacji prawidłowo nie kojarzysz, bidulko. Nie możesz przecież, niestety.

— Niby, czego nie kojarzę, twoim zdaniem?

— Tego, że przeładowany po prostu jestem. Proza życia! Nie chcąc mieć dziś awarii przy tobie, szanowna cnotko, celowo nie zwalałem, od wczorajszego poranka. Stąd nagła, wyraźnie widoczna stójka, w gaciorkach. Jeśli koniecznie pragniesz, mogę bezproblemowo pokazać ci, całokształt typowo męskiego problemu oraz swoiste piękno anatomicznego zagadnienia. Ale spuszczał się teraz nie będę. Zaczekam z tym, aż cię odplombuję — oznajmił beztrosko.

— Konieczności oglądania, raczej nie ma. Widziałam już toto, kiedyś — oświadczyłam z powagą.

— Co? Jakie toto? No, nie… Oj, laska, nie obrażaj pana wacunia. Mojego sztywniaczka wcześniej już, widziałaś? Serio? — zdziwił się.

— Przydarzyło się.

— Kiedy, niby? — zapytał, z wyraźnym powątpiewaniem w głosie.

— Raz, na imprezie.

— Acha, na jakiejś imprezce, mówisz… Cóż, w podobnych okolicznościach, faktycznie mogło się przydarzyć. Nie dziwota. Zazwyczaj nie bywam nadmiernie wstydliwy i pokazuję sprzęcik, jeśli ludziska nagle zechcą. I co? Podobało się? Jakie było pierwsze wrażonko? Powiesz?

— Żadne, palancie. Zapamiętałam jedynie, że masz spore znamię, tuż nad dyndającym fiutem.

— Zgadza się. Lecz kiedy wacuś urośnie, kamufluje sprawę — zapewnił, jakby zadowolony.

— Tego nie wiem. Potem niezbyt dokładnie, przez uchylone drzwi było widać twój najistotniejszy konkret, boś wówczas jakąś laskę przy pralce, w klopie od tyłu, niczym królik posuwał ekspresowo. Większość wacka w niej stale tkwiła, a pryszczaty, nieopalony tyłek śmigał ci, niczym światło stroboskopowe, w byle pubie. Nawet gibki w bioderkach jesteś. Oczopląsu można było dostać, kuźwa.

— Jeja, aż taki szybki bywam, przy tej robocie? Z prędkością światła dymam, twierdzisz? Nie wiedziałem… Lubisz tak?

— Niby skąd dziewica, może to wiedzieć? Kumaj poprawniej, pacanie — odparłam, pukając się w czoło.

— No, fakt. Racja, mała…

— Właśnie.

— Wiesz, skoro calutkiej mej pałeczki nie widziałaś, jeśli chcesz, możemy częściowo nadrobić sytuację. Pokażę ci całość mego zestawu, na spokojnie, jeśli tego potrzebujesz. Mnie za jedno stoi, czy wisi, przy takim oglądaniu. Którą wersję preferujesz? Mogę się dostosować, dzidziu — oznajmił obojętnie.

— Aż taki bezwstydnik, z ciebie? — zaśmiałam się.

— Dziewczyno, toż wszystko bez zarzutu mam. I nie raz, pokazywałem przecie. Po co tu jakikolwiek wstyd? Nie pojmuję. Szczególnie przy laseczce, którą zaraz sobie elegancko rozkraczę i dupnę. Więc jak, mam ci pokazać? Decyduj!

— Skoro sam proponujesz… Okay, wporzo. Wchodzę w to! Spontaniczna propozycja, przyjęta. Czemu nie? Z nudów, nieco dokładniej popodziwiam twój organik.

— Cooo? Wypraszam sobie. To dumniasty organ płciowy. Męski narząd kopulacyjny, czyli poważna sprawa! Nie, jakiś tam, niedorozwinięty, chłopięcy organik. Miarkuj, co wygadujesz, wiecznie oplombowana cipciu? — oburzył się.

— Nie przesadzasz aby, człowieczyno z fiutem?

— Co, ty… Dziewczyno, zapamiętaj. Ten wacek zdobył zaszczytne, trzecie miejsce w klasie długości, w całym naszym klubie sportowym. Doceń sprawę!

— Nigdy nie słyszałam o takich zawodach sportowych. Ani o jakiejkolwiek, podobnej konkurencji. Nowość, jakaś?

— Tak jakby… I cichaczem, zazwyczaj w bardzo wąskim, starannie wyselekcjonowanym gronie, wszystko się odbywa. Wyłącznie, po niektórych treningach, a nie, co i rusz — zaznaczył, ciut tajemniczo.

— Bez żadnych kiboli na trybunach, ani choćby uradowanych widoczkiem obnażonych narządów, seksownych kibicek? Brak wam choćby zwykłych, skocznych cheerleaderek, zabawiających zgromadzoną gawiedź? Nie wierzę…

— Spoko. Zawsze bywa z nami kilka radosnych pomponiar. A tak w ogóle, to na widownię bywają wpuszczani wyłącznie sami swoi. Plus cholerny klecha, po cywilnemu. Ot, taki upierdliwy czort, z gatunku pedofilo-pedał. Na siłę się skurwiel wprosił, kiedy podczas spowiedzi, jakaś durna laska z rozpędu, mało świętą sprawę przypadkowo mu zapodała. Wypytał ją o szczególiki, i teraz wiecznie przyłazi. Pieprzony zboczek, widoku wacków łaknie, kurwa mać!

— I co? Popieprzony sukienkowy, odruchowo poświęcił waszą nietypową, niby sportową, imprezkę? — zaśmiałam się.

— Chciał, ponoć. Tylko większość naszych chłopaków ostro zaprotestowała twierdząc, iż wyjdzie z tego jedynie ewidentna profanacja idei zdrowego współzawodnictwa sportowego współczesnej, głównie świeckiej, młodzieży.

— No, coś w tym jest, nie zaprzeczam… Ty, a któż wymyślił ową radosną, mocno nowatorską, zaskakującą konkurencyjkę?

— Nie uwierzysz, pewnie.

— Aż taka dziwota? Zdradź sekrecik.

— Nasza nowa, młodziutka, zajefajna trenereczka, wszyściutko wykombinowała. Dopiero od niedawna jest z nami, w klubie.

— Czyli wielce nowoczesna, wysportowana zapewne oraz niezwykle pomysłowa babeczka, znaczy się…

— Owszem, nie zaprzeczam. I naprawdę całkiem ładna, do tego. Po standardowych lub co bardziej męczących treningach, czasem odstresowującą jogę, z nią ćwiczymy. Nawet zajebiście bywa. Tyle, że nieraz ciut głupawo cała prawa wychodzi, cholera.

— Głupawo? Czemu?

— Aleś ty upierdliwie wścibska. Koniecznie musisz wiedzieć?

— Nie. Ale chciałabym. Ciekawie się zrobiło. Skoro zacząłeś, dopowiedz, dlaczego wam głupawo. Nadawaj!

— Bo całkiem na golasa, każe nam przy tym być. O to biega, babo.

— Co? Rozbieracie się przy niej? Na gółkę? Wszyscy?

— Dokładnie.

— Ale numer…

— Bez przesady, nic strasznego. Najczęściej, bywa tak. Kobitka zwołuje, dwoma gwizdkowymi gwizdnięciami, chętnych chłopaków. Zamyka salę na klucz i każe stanąć w luźnym dwuszeregu, twarzami do siebie. Ustawia się pomiędzy nami i uśmiecha rozbrajająco, albo szelmowsko puszcza oko, do któregoś. Pada komenda: „Migiem do naga, chłopcy. Szybciuteńko! Nie wstydźcie się. Czekam na wasze peniski. Śmiało!”. Potem stoi spokojnie i patrzy, kiedy pokornie ściągamy przed nią gatki. Bez koszulek, skarpetek, butków oraz majtek, trzeba z nią toto ćwiczyć. Tak, zawsze sobie życzy. Pełna nagość przy niej, nas obowiązuje. Zawsze i bezwarunkowo. Rozumiesz?

— Owszem. Ale… dlaczego?

— Kurwa, zaskocz, dupciu. Nowość!

— Co? Pospolita golizna, ma nią być? — niedowierzałam.

— Niezupełnie. Babeczka twierdzi, że to nowatorska, współczesna metoda, psychicznego odhamowywania młodych ludzi. Do nas, przywędrowała z Ameryki, Kanady, z Holandii oraz skądś tam jeszcze. Nie pamiętam. Tam, to już nawet modne, podobno.

— Nie słyszałam. O co, w tym biega?

— Chodzi ponoć o to, aby w grupie akceptującej sprawę, sztucznego wstydu stopniowo się wyzbywać.

— Po czorta?

— Nie wiem. Nikt u nas nie dociekał, niczym ty. Nasza superaśna trenereczka, ponoć sprawę jedynie promuje, popularyzuje i chętnie rozpowszechnia wśród, jak twierdzi, mądrej młodzieży, otwartej na wszelakie, nawet mocno nietypowe, nowości.

— Acha… Fakt, raczej nietypowa sprawa…

— Zrozum. Ona uważa, że warto zaakceptować siebie, w całości. Czyli śmiało pokazywać innym calutkie ciałko, łącznie z genitaliami. Bez względu na ich kształt oraz indywidualne rozmiary, posiadanego wyposażenia. Stąd, jej zdaniem, nasza pełna golizna, jest podczas wspólnych ćwiczeń konieczna. Zero okrycia i zero kompleksów ze sprawy potem wychodzi. Proste teraz?

— Raczej ździebeczko dziwne. Lecz jakby… logicznie uzasadnione rozumowanie, chyba…

— A widzisz…

— Widzę, że faceta-trenera, zapewne podejrzewano by zaraz o drobne pedalstwo, cholera. Ale ją?

— Na jakąkolwiek dewiantkę, raczej mi nie wygląda…

— Czort, ją tam jednak wie. Pojęcia nie mam, jak jest z tym, u kobitek. Ty, ale dla rasowego chłopa-pedofila, zbyt starzy już wszyscy jesteście.

— Fakt.

— Czyli nadal, mniej niż średnio, rozumiem sprawę.

— Więc nie bądź zanadto dociekliwa, dupciu. Po co? Ostatecznie, to my, rozbieramy się przy niej, a nie, ty.

— Od początku, szło wam bezproblemowo?

— Takaś niepoprawnie nadciekawska, cholero?

— Ojej, jedynie zastanawiam się nad sprawą, na bieżąco. Odpowiesz?

— Okay, niech ci będzie. Prawda taka, że jednak różniście bywało. Za pierwszym razem, niektórzy mieli opory, przed publicznym pozbyciem się gaci. Więc kazała im odwrócić się tyłem do wszystkich i dopiero wtedy, zdjąć. Potem im je, bezdyskusyjnie pozabierała. Nagle padła komenda: „W tył zwrot, chłopaki!”. I ci, którzy wcześniej stali śmiało przodem, pokazali jej tyłki. Wstydliwi, musieli odwrotnie. Rady nie było. Głośno oceniła ich skarby. Wszystkie, pozytywnie. Ucieszyli się z werdyktu. I wyszło, że nagle jest już u nich, po problemie. Później, ale naprawdę po niezbyt długim czasie, wszyscy przywykliśmy do wszędobylskiej, ogólnej nagości. Dziś, już swobodnie drepczemy kompletnie na golasa, po całej sali. Nadwstydliwych, zero!

— Na wszystko, są widać jakoweś sposoby…

— Chyba, tak. Tylko… To jeszcze nie wszystko…

— Więc nadawaj dalej. Ciekawość, ponownie mnie zżera.

— No, bo jest tak, że kobitka, niby tylko techniki relaksacyjne nam stale stosuje, ale weź i wytłumacz sprawę koniecznego relaksu, wackowi. Robi drań, co zechce i kiedy chce. Bez względu na okoliczności, czy też ogólny cel przyświecający nowatorskim ćwiczeniom. W tym, nierzadko tkwi drobny problem.

— Czyli w czym? Konkretniej, chłopino, poproszę.

— Wiesz… Kiedy gatki z chłopaka przymusowo publicznie spadają, pan rozporkowy przystojniaczek, pragnie zaprezentować się czasem otoczeniu, od jak najlepszej strony. Grubieje i rośnie w oczach. Nie tylko mój, oczywiście. Bywa, że działa drań, ekspresowo. Na samym początku przydarzył się dzień, kiedy wszyscy mieliśmy przypadkowe wzwody. Trach, i nagle maszt gotowy, bez wyraźnego powodu, cholera.

— No, tak… Kobitka, reaguje jakoś na owe erekcyjne widoczki?

— Niby, nie. Lecz zerka na sprawę, raczej chętnie. Nierzadko bez zahamowań wlepia gały w klejnoty oraz śmiało obserwuje postępującą erekcję, nie pozwalając zasłonić jej łapami. Względnie twierdzi, że z czasem, młodzieńczy odruch nam przejdzie, więc nie warto się sprawą przejmować, a tym bardziej, wstydzić się jej. Szczególnie w jej obecności, gdyż doskonale zna męską fizjologię płciową oraz od dawna jest opatrzona, w podobnych widoczkach.

— Acha, okay… Niech jej będzie… Jakaś mocno nietypowa, erotomanka z niej, chyba… — zastanawiałam się.

— Pojęcia nie mam. Mnie nie wadzi. Spoko, skoro pragnie, niech ogląda. Toż nie ubędzie mi od tego, kuźwa.

— Sama nie wiem, co sądzić o sprawie. Ty, może doprecyzuj. W końcu, jaką to nowatorską konkurencję, ta dziwnowata babeczka, wam wymyśliła? Zacząłeś, a potem zgubiłeś wątek.

— Faktycznie. Po prostu pewnego dnia, zapodała nam kategorię nowej, nieoficjalnej rywalizacji w klubie. Zaznaczając wyraźnie, iż udział w mocno nietypowych zawodach, będzie wyłącznie dobrowolny.

— Zalewasz, niepotrzebnie. Możesz ciut konkretniej, chłopie?

— Owszem. Po kolejnej, nagiej jodze pełnej przypadkowych wzwodów, wróciła do tematu. Potem osobiście, wszystkim śmiałym i chętnym chłopakom sztywniaczki dokładnie powymierzała, klasycznym centymetrem. Ubaw mieliśmy, po pachy. Ale na koniec wyszło tak, że doceniając mą kompletną bezwstydność, którą (jak podkreśliła ze śmiechem!) mam we krwi, wyłącznie mnie wystawiła do ogólnoklubowej rywalizacji o złotą, sztywną pałkę piłkarzy. Mam kilku świadków wydarzenia. A do tego wyraźne fotki oraz króciutki filmik z przeprowadzania finalnych, komisyjnych pomiarów — podkreślił z dumą.

— Cóż, gratuluję specyficznego sukcesu.

— Dzięki, mała.

— Skoro aż tak strasznisty bezwstydnik z ciebie, teraz mnie zaprezentuj elegancko, swoją sztywniutką fujareczkę. Także chętnie ocenię nagrodzony wcześniej korzeń, który zapuścisz dziś we mnie, mam nadzieję. Trzecie miejsce w ogólnoklubowych zawodach, to jednak coś w mentalności chłopaka, podejrzewam.

— Nie da się ukryć, dziewczyno. Nie jeden, potem mi zazdrościł, kuźwa.

— Acha, no tak… Dla ścisłości, chłopczyku. Jajeczka, także nagle zapragnęłam ujrzeć, przed sobą. Za cholerę nie pamiętam, jakie posiadasz. Zsuwaj więc teraz gatki, niczym przy swej zajebistej trenereczce, i grzeczniutko pokazuj wszyściutko, co w nich targasz. Śmiało, kompletnie odhamowana ponoć, gadzino! — ponagliłam go, zanosząc się śmiechem.

— Spoko, złotko. Zaraz zaspokoisz, typowo babską ciekawość. Już niejedna laseczka z bliziutka wszyściutko podziwiała, więc możesz i ty. Wspominałem, oprzyrządowanie, od zawsze mam w normie. Siary nigdy nie było i nie ma — zapewnił z dumą.

— Pozwolisz, cholerniku, że sama ocenię twe samcze, wewnątrzmajtkowe zagadnienie? — zapytałam, ciutkę ironicznie.

— Najmniejszych przeszkód, nie dostrzegam — odparł, jakby buńczucznie.

— Więc, na co jeszcze czekasz, chłoptasiu? Ściągaj gacie, ale już. Czekam na zapowiedziany, porno-spektaklik. Pospiesz się wreszcie, cholerniku! — oznajmiłam, biorąc się pod boki.

— Okay, już się robi, złotko. Jeśli zapragniesz, wymierzyć mi wszyściutko nawet możesz. Dyżurny centymetr matki w łazience, na drzwiach zwykle wisi. Posiadanego zestawu, naprawdę wstydzić się nie muszę. Przekonaj się, dzidziu… — odparł, z pewnością w głosie.

Nieco unosząc się z krzesełka, bezproblemowo opuścił majtki do kolan, po czym ponownie opadł tyłkiem, na siedzisko. Zerknął z ukosa na mnie. A rejestrując, iż patrzę gdzie, jego zdaniem, w tym momencie koniecznie powinnam, rozchylił szerzej uda, chętnie demonstrując mi swą intymną, anatomiczną biżuterię.

— I jak ci się widzi zoczona sprawka, malutka? — zapytał, wyraźnie zaciekawiony.

— Ojej! Kuźwa, niezły… fantasto-zarozumialec z ciebie, podniecony i bezwstydnie obnażony przy mnie, paskudniku.

— Nie wadzi mi, że ździebeczko się puszysz, dziewicza jeszcze w tej chwili, ptaszynko. Popatrz sobie na wszystko, co najcenniejszego posiadam. Śmiało! A i ekspresową focię, na miłą pamiątkę dzisiejszego spotkania, możesz mi strzelić, telefonikiem. Będziesz miała co, przyjaciółeczkom później pokazywać. Zapewne ci pozazdroszczą. Robi wajcha wrażenie. Co? Niezły kawał mięcha, przyznaj szczerze…

— E, tam. Bredzisz na całego, chłopinko.

— Co? Nie podoba się? Jakaś dziwacznie wybredna, jesteś. Lepiej pędź po centymetr i osobiście sprawdź wszelkie rozmiary. Zaczekam.

— Szkoda zachodu, chłopie! Jeśli mam być szczera, po twojej buńczucznej uwerturze istnego chuj-ogroma, ujrzeć się spodziewałam. A tu regularny, nieobrzezany, samczy kutas sterczy przede mną na widoku. Morze, a nawet ocean podobnych, samczych końcóweczek, spotyka się na calutkim świecie. Żadna nowość, przynajmniej dla mnie. Mierzyć, ani fotografować pospolitego prącia, czy regularnych jajek, nie zamierzam. Po co? Widziało się już trochę tego towaru w dotychczasowym, krótkawym jeszcze życiu. Żadnaż to pamiąteczka warta pokazywania bliskiej przyjaciółce, która także już dobrze poznała sprawę. Jej ostatni, prywatny chłopak, także ma coś w tym rodzaju. Jedynie bardziej toto u niego żylaste, o ile dobrze pamiętam. Kilkakrotnie zoczyłam jego pełne parametry, podczas wspólnych wakacji na Mazurach. Nie krył się z nimi, lecz nie przechwalał się prezentowanym rozmiarkiem, niczym teraz, ty. Spoko, gdybyś dysponował naprawdę solidną pałą, a la jakiś rasowy Murzyn oraz iście strusimi jajami, z mety pstryknęłabym ci fotę i migiem wysłała Violetce, jako ciekawostkę przyrodniczą zoczoną u pana Białasa. Bez centymetra lub linijki, wtedy by się nie obyło, zapewniam. Cóż, ciekawska czasem bywam. Być może i szkolna suwmiareczka by się wówczas przydała do takiej zabawy, nie wiem.

— Nie przeginaj, laseczko. Skarbie dziewiczy, zanadto w męskiej rzeczywistości opatrzony. Pokazuję ci jedynie, co posiadam, nic więcej. Murzynem z netu, przepuszczonym dodatkowo przez photoshopa, nie jestem. To rodzimy, wschodnioeuropejski rozmiar mego wyprężonego, płciowego zagadnienia. A nie, jakowyś afrykański. Pamiętaj o tym łaskawie, wyraźnie wrednawa cnotko.

— Ojoj! Masz szczęście, biedaczku… Dobre choć, że to nie, azjatycki rozmiarek — wyrwało mi się, odruchowo.

— Co? Nadal się nie podoba, kuźwa? Taka pałeczka? Nie wierzę. Może przyjrzyj się jednak lepiej, cholernico — denerwował się.

— Jejciu, wyluzuj. Aż tak fatalnie, nie jest! Rozmiarek cacka, okay, raczej. Ujdzie taki narządzik, w tłoku.

— Rozmiarek? I znowu…, narządzik? O nim? Do tego teraz jeszcze… w tłoku? O moim kutasie, tak gadasz? Mała, oszaleć przy tobie można! Albo w jakie kompleksy, zaraz wpaść, kurwa.

— Sorki! Momencik, chyba ciut kiepsko mi idzie…

— Wyjątkowo kiepsko, raczej. Miarkuj, co o narządzie wygadujesz.

— Dobra. Powiem tak. Wprawdzie, jak wspomniałam, widoczek dupy nie urywa, lecz nadmiernie wybrzydzać, nie zamierzam. Jak na zdemontowanie u mnie firmowego oplombowania, prezentowany zestawik, moim skromnym zdaniem, wystarczy w zupełności. Akceptuję twój osobisty wytrych, do mego wnętrza miłosnego. Rozpruj mnie nim szybko i będziemy mieli, po problemie. Prościej, nie potrafię dookreślić istotnej dla mnie sprawy — oświadczyłam przytomnie.

— Spoko, malutka. Zrobi się wszystko, co mamy na dziś zaplanowane. Do tak prostego zadania, mój narząd bankowo przypasi. Wszak posiadał już wcześniej podobne zatrudnienie. No, i sprawdził się, w kilku firmowo zatkanych dupciach. W twojej, także zadziała, jak należy. Odkorkuję cię! Nie martw się niepotrzebnie. Zaraz przekonasz się, jak kutas funkcjonuje, cnotko, do dziś, niewydymko.

— Mam nadzieję…

— Zadziałamy tak, skarbie. Ściągniesz kuse majteczki, grzecznie opadniesz na łóżeczko pleckami w dół, szeroko rozłożysz przede mną nóżki i śmiało zademonstrujesz mi łechtasię wraz z pełną depilacją, calutkiej okolicy.

— Żaden problem!

— Super! Potem wlezę na ciebie. Przy innych odmianach filmikowych figli, z reguły bardziej dziewczynę zaboli. Od tyłu, w szczególności. Z mych doświadczeń wynika, iż po bożemu, najprościej babskie oplombowanie się załatwia. Tylko udka muszą być szeroko, nieprzerwanie. Nie wierzgaj mi więc kulaskami, w powietrzu. I tak, pierwsze w życiu dymanko, jakże konieczne w twym przypadku, masz z mej strony zapewnione. Tylko żegnając cnotę na zawsze, nie rozpaczaj nadmiernie, przypadkiem.

— Co? Odbiło ci chyba…

— Nie. Różnie bywa, z dziewczynami. Aniby chcą wylądować pod chłopakiem, tylko potem marudzą, gdy poczują narząd. Po prostu nie krzycz zbyt głośno, z uwagi na mych wścibskich sąsiadów. O to mi idzie. Matce mogą donieść, cholernicy, że dupy do domu sprowadzam. Biadol mi do ucha, jeśli musisz.

— Nie zamierzam.

— Twoja wola. Ale pamiętaj. Skoro chętna jesteś, nie przerwę rozpoczętego już zajęcia, nawet gdybyś potem o to błagała. Takie dzieło, wymaga stanowczości oraz drobnej desperacji, z mej strony. Nie utrudniaj sprawy.

— Postaram się zachować spokój — obiecałam.

— Prawidłowo. Acha, na koniec, zajrzę w udrażniany otworek, aby skontrolować jakość oraz poprawność wykonania zadania. Nie protestuj wówczas! Będzie dobrze, mała. Tylko śmiała bądź! Wtedy gwarantuję bez reklamacyjny sukces swych inicjacyjnych poczynań. A jakby co, z mety usunę usterkę, bo solidna ze mnie firma usługowa.

— Tak słyszałam…

— Dobrze wiem, że do tej sprawy, laseczki polecają mnie sobie nawzajem. Nawet miło!

— Nie wątpię…

— Popatrz, a zaczęło się całkiem niewinnie, skromniutko i kompletnie przypadkowo. Od dwóch rudych bliźniaczek, poznanych w deszczowy, wakacyjny weekend. Wszyściutko miały identyczne, cholerka. Tylko imiona, inne. Nigdy ich nie zapomnę. Później swą blond koleżankę, migiem mi podesłały. Jagodę, chyba. Bezproblemowo wszystko poszło…

— Oszczędź mi nadmiaru szczególików.

— Rozumiem. Nie ma sprawy.

— Czyli jak, chłopie? Możemy już jechać, z tym koksem? Chcę mieć wreszcie z głowy, wielce upierdliwą sprawę.

— Jeszcze drobna chwilunia, mocno niecierpliwe złotko. Komp właśnie piknął przed momentem, dając znać, że giełda ponownie mnie wzywa. Zakupię kolejny pakiecik intratnych akcyjek i z mety wezmę się do koniecznej, fizycznej roboty, przy tobie. Zgoda?

— A mogę zaprotestować?

— Nie! Sorki, o sporawą kasiorkę tu biega…

— Więc pospiesz się, ekonomisto. Zimno mi, na golasa — ponagliłam.

— Ojej, toż wzuj cokolwiek na siebie, cnotliwa jeszcze laluniu. Potem i tak wszyściutko, znów z ciebie zdejmę. Następnie, bardzo dokładnie obejrzę i obowiązkowo obmacam calutką. Potem, jak zapowiedziałem przed momentem, elegancko rozkraczę przed sobą twe zgrabne odnóża, z ciekawości otaksuję łechtasię oraz niczym zawodowy ginekolog, zajrzę w niewinną wciąż szpareczkę.

— Kuźwa, przeginasz, fiucie nieobrzezany. Traktujesz mnie, niczym byle towar w sklepie z jakimiś otworami. Prostak i paskudnisty wieprz, z ciebie — oznajmiłam wyniośle.

— Nie…, no…, co ty, lalka. Sorki. Bardziej ze mnie pewnie erotoman. Toż każdy chłop, tak ma.

— Prawda, niestety.

— Zaraz, zaraz, mała… Przecież o laseczkach, mawia się też czasem: towarek. Zapomniałaś, niesłusznie naburmuszona cipencjo?

— Nie okazuj się teraz jeszcze, pospolitym chamem, proszę. Nie chcę kłaść się kompletnie nago, pod ordynusem. A do tego jeszcze pokornie rozkładać nogi, aby z konieczności, dopuścić go do siebie. Toż to mocno upokarzające dla dziewczyny. Zrozum, palancie.

— Przesadzasz, dziewicza wciąż, maruderko. Ale momencik! Laseczka musi być przecież spolegliwa. Pogłówkuj logicznie, samiczko. Bez pokornego rozłożenia nóżek pod chłopczykiem, nie da się u ciebie zrobić co potrzeba. Taka już babska dola, gdy konieczność kopulacyjna zachodzi. Matka natura, tak kiedyś wykombinowała, i jest. Nie moja wina, złotko. Musisz udostępnić cipkę, skoro dobrowolnie przeznaczyłaś firmową plombę do totalnej demolki. Inaczej, czortostwo nadal w niej pozostanie. No, chyba, że od tyłu cię wezmę. Tylko bardziej zaboli, wspominałem. Ale jeśli potulnie ściągniesz majteczki, klękniesz na wyrze, tuż przede mną i wypniesz golutki tyłeczek, nie ma sprawy. Zerknę na wszelkie atrakcyjki. No, wiesz po to, żeby otworków nie pomylić. Namierzę właściwy obiekt, a potem na pieska, zadziałam. W ten sposób, też się da. Spoko, możemy załatwić sprawę od dupy strony, bez tego całego, twego upokorzenia. Przy takim ustawieniu, nie musisz rozkładać nóg, skoro ci nie pasi.

— Kuźwa, że też ty niczego nie rozumiesz, tępaku. Zaczynam żałować, że właśnie ciebie poprosiłam o konieczną, typowo samczą przysługę, cholero. Masz spore doświadczenie, dlatego padło na ciebie, czorcie jeden. O całej reszcie okoliczności, czy też uwarunkowań, najwyraźniej nie pomyślałam, na czas. Szkoda, kurwa! Cóż mam aktualnie począć, z całą sprawą?

— Spoko, laska. Doskonały wybór z twojej strony. Nie zawiedziesz się na wprawnym drwalu. Nie ma nawet takiej opcji, laluniu. Sprawdzę się w koniecznym dziele. Przekonasz się za niedługi momencik. A zaraz potem wydupczę cię, jak potrzeba, maleńka. Jeśli początkowo zaboli, pokrzycz sobie. Jeśli musisz, trudno. Byle nie za głośno. Mówiłem, przerywał rozpoczętego zajęcia, nie będę. Z góry, raz jeszcze, zaznaczam. Tu stanowczość potrzebna, przy typowo męskim działaniu. Taka już babska dola, gdy chłop musi zaprowadzić porządek, w jej części kopulacyjnej. Poczujesz dziś kutasa w sobie, oj poczujesz, zapewniam. Po spotkaniu z nim, cholerna błonka zniknie momentalnie. Będziesz wreszcie udrożniona i zapewne szczęśliwa, z tego powodu.

— Oby… Tylko zaczynam się ciebie obawiać, drwalu i wybrany pogromco mej nieszczęsnej cnoty — oświadczyłam, z niepewnością w głosie.

— Bez zbędnych obaw, panikaro. A drwalem, twoje wspaniałe koleżaneczki nazwały mnie kiedyś, na imprezce.

— Czemu?

— Trafiły się akurat trzy mocno figlarne i chętne dupcie. Bezczelnie rozebrały mnie publicznie do golaska i oceniły głośno, męskie atrybuty. W ramach towarzyskiego rewanżyku, kolejno rozebrałem i zerżnąłem suczki, przy wszystkich. Pojawiły się gromkie oklaski i zaraz wesolutko się zrobiło, całej podpitej gawiedzi. Kilku kolesi, w mig poszło w moje ślady, ze swymi prywatnymi dupencjami. Dwóch gejów, także wzięło się za siebie. Grunt, to umieć rozruszać, nieco markotne towarzystwo. No, nie?

— Nie tyle rozrusznik towarzyski, co bardziej niewyżyty buchaj z ciebie, moim coraz bardziej przerażonym zdaniem. Pamiętaj czorcie niemożebny, ze mną trzeba postępować subtelnie. Wszak nowicjuszką w sex-jeździe jestem. Nie zapominaj, cholero — zaznaczyłam wyraźnie.

— Ojej, toż nie pierwszy raz, firmowo oplombowaną dupeczkę pracowicie będę obsługiwał — podkreślił.

— Wiem. Dlatego właśnie ciebie wynajęłam do koniecznej roboty, cholerny cholerniku i łotrze nieokrzesany, w jednym. Fachowca od zatkanych rur potrzebuję, a nie, byle majsterklepki, z kiepsko sztywniejącym z przerażenia fiutkiem.

— Wprawdzie na ewidentną zachętę, milutko mi teraz kadzisz, lecz po wiadomym zabiegu inauguracyjnym, nastaw się jednak złotko, na potulne leżenie okrakiem, pode mną. Zrozum prostego chłopa. Tak zdecydowanie wolę podczas uczciwego, męskiego rżnięcia rozdziewiczonej już cipki. Boleć wówczas nie będzie, a przynajmniej nie powinno, więc przypadkiem nie marudź mi wówczas, niepotrzebnie. Pamiętaj, w nagrodę za typowo koleżeńską przysługę oraz społecznie przeprowadzoną, skuteczną deflorację, powinienem ulżyć sobie, choćby dla zdrowotności własnych jajek, by cholerstwa mnie nie rozbolały. Wówczas konieczna i jakże życiowa sprawa zostanie załatwiona, ku naszej obopólnej uciesze. Kumasz zagadnienie?

— Nie może być… Cosik tu, sugerujesz?

— Toż jasno przecie gadam. Walnę cię później po bożemu, na plecki i o nóżki szeroko, wówczas poproszę, żabciu. Tak pragnę cię posiąść, w nagrodę. Klasyczne rżniątko dupci nastąpi — oznajmił beztrosko.

— Acha. Niech ci będzie franco, spermą ostro przeładowana. Wleź sobie na mnie po wszystkim, zgoda. Tylko w amoku samczego podniecenia oraz w ferworze rozluźniania się, przypadkiem nie spuść się we mnie — zaznaczyłam poważnie.

— Okay, postaram się.

— Nie, starasz się, pieprzony dupku, tylko postępujesz, jak przed sekundą zaleciłam. Jasne?! — nieomal krzyknęłam.

— Jak słońce, laleczko. Nie lubię wrzeszczących bachorów. Rozmnażać się, nie będziemy. Bez sensu by wyszło — ocenił zdroworozsądkowo.

— No, nareszcie poprawnie główkujesz, pieprzony jebako. I stale pamiętaj, po dobroci radzę. Wykaż się w porę odpowiednim refleksem, gadzino. Masz wyskoczyć z mej cipki na czas, nim wypalisz. Jeśli nie dasz rady, w mig ci jajeczka uszkodzę. Calutki ładunek spermy, posłusznie na brzuszku mi złóż, tryskaczu obrzydliwy. Pamiętaj, nielegalna skrobanka sporo dziś kosztuje, a kaski na nią nie posiadam, cholera.

— Spoko, zdążę.

— Musisz! Innego wyjścia, nie masz. Inaczej, po jajkach w mig będzie. Oj, zaboli! Zawyjesz zapewne. A jak nie, to poprawię. Obiecuję!

— Kurna, aż tak brutalny i wredny małpiszon, z ciebie?

— Owszem. I przypominam. Nie traktuj mnie wyłącznie przedmiotowo, niemożebna, gadzia paskudo. Nie jestem byle dziurą w płocie, ani azjatycką, plastikową kukłą do spontanicznej wydymki, szowinistyczny cholerniku — nieomal krzyknęłam, z nieskrywanym oburzeniem.

— Okay. Tylko bez zbytnich nerwów, malutka. Panuj nad sobą, złotko. Niebezpieczna się nagle stajesz.

— I bardzo dobrze! Zrozum, palancie. Naprawdę przypadkowej ciąży się obawiam. Moja matka kiedyś beztrosko zaszalała i po jednym bzyknięciu się z jakimś czortem, z mety wpadła, organizując sobie multum niechcianych kłopotów. Od ciotki wiem, o imprezowym incydencie z tamtym. Dzięki ówczesnym, poalkoholowym działaniom mej mamci, masz dziś kogo oglądać na golasa, podziwiać damskie atrakcyjki oraz odplombowywać, a potem wyciupciać. Kojarzysz pierońskie zagadnienie?

— O masz! Ponoć także, poalkoholowym produkcikiem jestem. Ale spoko, w twoim przypadku, końcowy efekt produkcyjny nie wypadł najgorzej, moim zdaniem. Nawet całkiem niezła laseczka, powstała przypadkowo. Wizualnie, towarek z ciebie, pierwsza klasa. A cycki, nawet super.

— Dam ci tu zaraz wizualny produkcik i towarek z cyckami, przebrzydły kutafonie, z megalomańsko przereklamowanym fiutem.

— Spoko, laska. Co jest, komplementów już nie załapujesz?

— Mocno toporne, cholera.

— Oj, tam. Miły staram się być, przy twej dziewiczej niedoli. Ostatecznie mamy, twój niepowtarzalny dzień. Cnotę, traci się wyłącznie raz w życiu. Szczęśliwie, draństwo nie odrasta.

— Jezu… Tylko tego, by jeszcze brakowało.

— Przy częstym używaniu dupci, szczególnie na ostro, problemów by raczej nie było. Raz, czy dwa na tydzień od tyłu, wystarczyłoby, moim zdaniem. Biorąc rzecz na zdrową logikę, wacek niczym kominiarski wycior, albo sztywny przepychacz do rur, by wówczas działał. Nie sądzisz?

— Może nie kombinuj zanadto, fizjologiczny filozofie.

— Okay, tak mi tylko przyszło teraz do łepetyny, nic więcej. Ale twa zafrasowana głowinka do góry, malutka! Z mojej strony, wszyściutko będziesz miała dziś załatwione, podle zażyczonka. A jakby ci kiedyś, jakimś cudem to jednak zarosło, chętnie powtórzę dzieło. Obiecuję! Wiesz, sądzę, że nawet przy licznych świadkach, czy na szkolnej scenie podczas pieprzonej akademii ku czci jakiegoś świętego patrona, albo gdziekolwiek i siłą nawet, bym cię rozdziewiczał, gdybyś tego nagle zapragnęła. Taki już ludzki człowiek, ze mnie. Na oko, niezła jesteś, więc warto przy tobie ciutkę pomajstrować. Mało który chłopak, dobrowolnie zabiera się dziś za dziewicę. Egoiści, zwykle nie lubią przecierać szlaków innym, tylko korzystają z tego, co wcześniej już udrożniono. Ja, mam sporo inaczej, bo niepoprawny społecznik ze mnie. Nie wadzi mi, że później inny, na mym trudzie kiedyś skorzysta. Doceń prospołeczną postawę, dobre chęci oraz deklarowaną uczynność kolegi, wybranego do koniecznego zadania.

— Okay. Masz docenione, niezwykle uczynny kolego. Ale zdecydowanie wolę byś działał bez publiki oraz wyłącznie po dobroci. Siłą, nawet się nie waż, cholero! Choćby z prozaicznej uwagi, na dobrostan własnych jajek. Ostrzegam! — podkreśliłam.

— Szczerze mówiąc, za siłowymi działaniami z dziewczyną w łóżku, nie przepadam. Humanitarny, jednak się stałem. Mam kiepskie wspomnienia oraz złe skojarzenia, z nieodległej przeszłości. Pewnie dlatego.

— No, nie… Nie mów, że zgwałciłeś jakąś, niemożebny draniu?

— Oj, bez przesady. Nie! Jedynie kiedyś, dobremu kumplowi aktywnie pomagałem przy obsłudze jego nowej, nadopornej lasencji. Zapragnął wypróbować, co ciekawego poprzedniego wieczoru wyhaczył, w miejscowym klubie. Nie mógł okiełznać, skocznej dupci stale robiącej uniki. Musiałem doraźnie dopomóc, cholera — wyjaśnił zwięźle.

— Jezu, co ty pieprzysz? Boże, jakaś okropność i chamstwo niemożebne. Kuźwa, zabiłabym momentalnie! Ale najpierw kutasy bym wam obu na żywca poobrzynała, a jaja zmiażdżyła pomiędzy dwoma solidnymi kamieniami. Pamiętam koszmarną scenkę, z japońskiego, kinowego horroru. Nagi chłopak unieruchomiony na trawie przez cztery baby i solidnie uwiązany do palików w lesie, przy podobnym zabiegu jęczy, piszczy i rozpaczliwie wyje, na przemian. Pomocy znikąd, a skośnookie kobitki brutalnie działają. Obcięły mu skulonego fiuta scyzorykiem, potem długo odjajczały biedaka, wielkimi kamulcami. Chłopina niemożebnie wył z bólu, aż dziewczyny mdlały na kinowej widowni. Koszmar w biały dzień! Później mocno żałowałam, że w ogóle poszłam na taki film.

— Nie dziwię się…

— Zeznawaj mi tu! Dlaczego pomagałeś wtedy w ewidentnym gwałcie, tamtemu dupkowi, kretynie niemożebny?

— A co, miałem zrobić, twoim zdaniem?

— Przemówić debilowi do rozsądku. Albo nawet i roznieść na kopach, gdyby na czas nie dotarło. Proste zadanko, chyba.

— Dziewczyno, facetem nie jesteś.

— I całe szczęście! Przynajmniej sperma na mózg mi się nie rzuca i kombinuję zazwyczaj, po ludzku.

— E, tam… Nie pojmujesz, że za cholerę nie wypadało mi wówczas odmówić. Nie po koleżeńsku i mocno niehonorowo, by wyszło. Takie fakty, w tej sprawie zaistniały.

— Czyli jakie?

— Dupencja, bezczelnie w konia, go robiła.

— Jak?

— Najpierw, niby chciała z nim seksu. Nieprzymuszana, rozpięła bluzeczkę, pokazała bezstaniczkowy cycek i kazała mu się rozebrać przed sobą, całkiem do golasa. Mając nadzieję na zapowiadającą się, zajebistą zabawę, nie wahał się ani przez chwilę. Migiem wyskoczył ze wszystkiego. Obejrzała rosnącą pałeczkę. Poobracała dostojny narząd w paluszkach, cmoknęła otworek na czubku i z uśmiechem, patrząc mu w oczy, obmacała jajka. Ale jak przyszło, co do czego, bo chłopak wyraźnie się rozochocił i zapragnął zadziałać, sunia nagle mocno oporna, się okazała. Po ściągnięciu z niej majtek, strasznie wierzgała kulasami. Nie mógł się biedak skupić, na właściwej robocie. Ostro wkurzony, zawezwał mnie telefonicznie. Kwaterowaliśmy po sąsiedzku, bliziutko było. Aby dopiął swego, za nogi przytrzymać mu ją musiałem, inaczej nie sięgał wackiem celu. Krótkawego, ale za to grubaśnego, na sztywno ma. Pewnie dlatego krzyczała, kiedy się w nią w końcu wepchnął, siłowo. Później, już przy standardowej, rytmicznej robocie, wyraźnie spotulniała. Zapraszająco rozluźniła udka i nawet objęła go przez chwilkę, łapkami. Ale nie doszła. On, owszem.

— Jezu, co ja słyszę… Trzymałeś naguteńką, obolałą laseczkę, a on ją siłowo przy tobie posuwał? — niedowierzałam.

— Dokładnie. Wszyściutko, z detalami widziałem. Sama sobie winna. Gdyby po dobroci mu dała, nie musiałbym przy tym być. A tak…

— Oszalałeś? — przerwałam mu — Toż to istne draństwo, niemożebny dupku!

— Przesadzasz, mała. Konieczna pomoc koleżeńska, raczej. Pornolka na żywo, miałem gratis. W nagrodę, za konieczną przysługę. Nie mając wyboru, wszyściutko, elegancko mi zademonstrowała — zaśmiał się.

— To był pierwszy raz, tej dziewczyny?

— Gdzie tam, żabciu. Choć całkiem młoda, dziewicą już nie była. Z ciekawości, stan rzeczywisty, skrupulatnie sprawdziliśmy na początku. Ktoś wcześniej musiał sprawę załatwić. Dziurka spora, szeroka i drożna się okazała. Tylko już po wydymanku, wierzgnęła nagle kulasem i wyrwała mi się. Po głównej akcji, nieco rozluźniłem uścisk, a krzepy w zgrabnych kuśtykach jej nie brakowało. Potem każdego z nas, bezczelnie w jajka, bosą stopą kopnęła. Na szczęście mnie, niezbyt mocno. Kumpla ostrzej zabolało, bo jeszcze na wierzchu je miał. Ale później, do końca pobytu, dawała mu już bez marudzenia na sposób, na jaki zapragnął. Centralnie w tyłek, również. Wiem, bo światełka zwykle nie gasili, a okienka nigdy nie zasłaniali. Zaś ja, wieczorami, stale czuwałem przy ich lokum, na niewielkiej werandzie. Tak się obaj umówiliśmy, na wszelki wypadek, gdyby znów pojawił się nadmierny opór z jej strony. Ale już sam, radził sobie z dupeczką. Nawet momentami pojękiwała z zadowolenia, więc tylko cichaczem, zerkałem sobie na nich, z czystej ciekawości, jak działają.

— Jednak kawał z ciebie drania, wredny podglądaczu. Pojęcia nie miałam z kim, postanowiłam się puścić. Tylko dziś, wyboru już nie mam, cholerka. Przepadło!

— Nie rozumiem. Co ci u mnie, nagle nie pasi?

— Twój całokształt, chyba, małpiszonie. Ale trudno. Ideałów, nie ma. A czas, nagli. Cóż, takie życie! Pamiętaj, odkorkowuj mnie, na spokojnie. I niczego na siłę nie rób, diable rosochaty — zaznaczyłam.

— Okay. Masz załatwione, żabciu. Ale pamiętaj, zdecydowany przy tej robocie, być muszę. Inaczej toto nie trzaśnie tam, jak należy.

— Spoko, gadzie. I pamiętaj, jeśli sprawisz się dobrze, później po dobroci ci dam, jak wcześniej obiecałam. Oporu z mojej strony, wówczas nie będzie. Ulżysz sobie, bo też ludzka jestem, jak i ty czasami. Typowo po małżeńsku, się zadzieje. Rozłożę nogi, a ty dymaj mnie równo, pieprz sobie ile wlezie, albo rżnij, jeśli wolisz. Ale tylko raz! Nie zabisuj przypadkiem, cholero.

— Czemu?

— Sama nie wiem. Umawiamy się na jeden raz, póki co. Potem się okaże, czy warto więcej. I przypominam, chroń własne jaja. Samczy finalik okay, niech będzie, byle nie we mnie. Dobrze ci radzę, w kwestii strzelającej spermy. Jeżeli przegniesz, błyskawicznie uszkodzę ci oba jądra, jednocześnie. Może nawet trwale, aby kara sroższa nam z tego wyszyła. Nie wiem teraz. Zobaczymy, na co mnie wtedy najdzie.

— Nie strasz…

— Uprzedzam jedynie, a nie, straszę, bynajmniej. Uwierz mi, sadystką nie jestem. Naprawdę wolałabym uniknąć robienia totalnej jajecznicy, w twoim skórzanym woreczku. Ale z premedytacją, nie bacząc na twe protesty, zmasakruję biedne kulki, jeśli mnie zmusisz do tego. Potem państwowa służba zdrowia, najwyżej ci je odetnie, aby wreszcie przestało boleć. Miej sprawę stale na uwadze, napalony jebako. Jasne?

— Kurwa, jakaś niemożebnie makabryczna zołza, nagle z ciebie wyłazi. Nie groź mi teraz, zanadto. Obiecałem wyrządzić ci koleżeńską przysługę, planuję dotrzymać słowa i fachowo odplombować, a ty…

— Powtarzam, słuchaj uważniej. Bynajmniej nie grożę ci jajecznicą, tylko uprzedzam lojalnie, co czeka cię za ewentualną, ejakulacyjną niesubordynację, pacanie. To tak, jakbym troskliwie chroniła twe jąderka, których utratę, możesz zaryzykować niepotrzebnie. Pojęte wreszcie?

— Acha, typowo babska logika. Kastruje człowieka, czyli chroni jego jajka. Rozumiem…

— Nieważne. Grunt, że skumałeś istotną sprawę. Teraz zostaw wreszcie komputer w spokoju i weź się do właściwej roboty, u mnie. Cholerna cnota wciąż na wycinkę oczekuje, a ty, nadal nic. Taki to drwal, ma być z ciebie? Może raczej impotent, bardziej?

— Lalka, nie obrażaj człowieka. Poza tym, logiki w tym brak.

— Niby, czemu?

— Skoro widziałaś, jak mi stoi, zapomnij złotko, o jakiejkolwiek impotencji. Dam radę, spoko. Wszystko wporzo będzie, zapewniam. Jeszcze zaledwie chwilunia cierpliwości, z twej strony. Zakończę zakupy w sieci i zaraz będziemy mieli po błonie. Nie martw się niepotrzebnie seksowna, mocno zołzowata, złośnico.

— Spróbuję uwierzyć, że w końcu sprawdzisz się, jako zapowiedziany drwal.

— Dobre i to, malutka. Miło, nawet… I możesz już zacząć żegnać się z cnotą. Wkrótce będzie po niej, obiecuję.

Cóż, obiecanki niektórych, to najwyraźniej czcze, przysłowiowe… cacanki.

Dalej działo się tak, iż Krwisty, kompletnie pozbawiony jakiegokolwiek wstydu, siedząc w częściowo opuszczonych gatkach, ponownie spekulował z pasją przy kompie, odruchowo pocieszając lewą dłonią wiecznie sterczącego wacka, pieniście śliniącego się z niewielkiego otworku, na swym szczycie. Zaś ja bidulka, odziana w różowiutkie stringi oraz jego mocno przydługaśną dna mnie, trykotową, czerwoną koszulkę z kompletnie niepasującym do właściciela nadrukiem z przodu: ”Last ride of the bride” oraz z obrazkiem kopulującej pary, z tyłu, nudziłam się oczekując na wcześniej obiecaną deflorację.

A pragnęłam mieć ją już za sobą, nie zaprzeczam! Tyle, że póki co, cholerna gadzina wcale się do niej nie kwapiła, nieustannie zarabiając kasiorę dla swej kochanej mamuśki. Postanowiłam więc uzbroić się w niebiańską cierpliwość i zaczekać w cnocie, do zamknięcia cholernej giełdy. Ostatecznie miałam w tym swój niezwykle istotny interes. A konkretnie, wielce uprzykrzone dziewictwo, już od dawna przygotowane psychicznie, do totalnej demolki. Proste i oczywiste chyba oczekiwanie, w mym ówczesnym wieku. Tylko z panem dewastatorem anatomicznego szajsu miałam, kuźwa, nieustający problem. Najwyraźniej olewał mnie, patologicznie pazerny na kasę, cholernik!

Nietypowa ksywka diabelnej gadziny, czyli Krwisty, początkowo teoretycznie wzięła się od jego nazwiska, Bludziński. Wiadomo, dziś na świecie (nawet w tym zacofanym, ostro pieprzniętym katolandzie) bez zaoceanicznej amerykańszczyzny, ani rusz. Więc jeszcze w podstawówce, z mety zangielszczono jego rodowe miano, przezywając chłopaka krótko i komunikatywnie, lecz mało adekwatnie do rodowego pierwowzoru, Bloody. W ogólniaku, lecące na gadzinkę dziewuszyska, nieoczekiwanie spolszczyły owo przezwisko uznając, iż dla tubylców, znacznie komunikatywniej oraz dosadniej, zabrzmi ono jednak w ich własnym, ojczystym języku. A od czasu kiedy na imprezce, przy amatorskiej kamerce oraz wielce uradowanych ludziskach, chłopak wyciągnął ze zdrowo podpitej Jolaśki tampon i rozdziewiczył ją podczas miesiączki, ostatecznie nazwano go, Krwistym. Potem tak już pozostało. Zaś co poniektóre, co bardziej sentymentalne, często żyjące jedynie wspomnieniami panienki, z ponad przeciętnie opanowaną angielszczyzną, z uznaniem mawiały o nim także: bloody good, deflowerer, cichaczem polecając szkolnym szczylówom, jego „koleżeńskie usługi”, w wiadomym zakresie.

Ze wspomnianej, mało świętej imprezki młodzieżowej, niemal wszyscy zapamiętali także niepozornego, mocno kurduplaśnego Jarka-niedowiarka, który przed zabiegiem defloracyjnym ochoczo pomagał rozbierać do golaska, kompletnie ubzdryngoloną laskę. Ściągnąwszy z niej kuse, kolorowe majteczki, niepozorny, lecz niezwykle bystry chłopinka spostrzegł biały sznureczek zwisający z pochwy i z mety głośno stwierdził, że dziewczyna z tamponem w sobie, nie może być przecież dziewicą.

Krwisty, najwyraźniej lepiej znający się na babskiej rzeczy, ułożył rozanieloną browarami oraz tanim, czereśniowo-porzeczkowym wińskiem Jolaśkę, na stole. Wprawnie porozszerzał paluchami, co trzeba. Teatralnym gestem usunął z niej pokolorowaną krwią, napęczniałą wilgocią zatyczkę i stając z boku, oświetlił latareczką telefonu, calutką kwintesencję babskiego zagadnienia.

Pokraczny Jaruś, zajrzał ciekawsko w niewielki otworek i zdębiał, rozdziawiając paszczękę, z zaskoczenia. Zaś pozbawiony jakichkolwiek zahamowań Krwisty, po uwidocznieniu własnego, uzbrojonego już sprzętu i gruntownej, brawurowej demolce firmowej plomby na oczach zebranych, nie bacząc na drobiażdżek, iż prócz wacka, babra sobie na czerwonawo także i paluchy, ponownie umożliwił niedowiarkowi zoczenie i porównanie aktualnego stanu faktycznego, z poprzednią wersją babskiej rzeczywistości, która w międzyczasie bezpowrotnie zniknęła.

W owej wąziutkiej, fizjologiczno-anatomicznej działeczce, Krwisty zawsze był pewien swego. Jako jeden z nielicznych chłopaków w szkole, nigdy nie unikał dziewic, na imprezach. Uważał, iż z każdą, w miarę atrakcyjną lasencją, da się jakoś zabawić, choćby w robienie mu loda. Tę podstawową umiejętność, a więc dość prostą, stale modną i powszechnie obowiązującą od momentu zaistnienia w światowych mediach panny Moniki Lewinsky, (czyli od czasów panowania w USA, prezydenta Billa Clintona) technikę erotyczną, zwaną dziś potocznie: „Weź w paszczękę” (dawniej określaną wyszukanie, mianem: „Miłości francuskiej”), większość współczesnych dziewcząt oraz chłopców o zacięciu gejowskim, opanowuje zazwyczaj dosyć wcześnie. Pilnie samoedukując się, przy wykorzystaniu licznych, bezpłatnych filmików instruktażowych, bezproblemowo dostępnych przez całą dobę, w niezawodnym Internecie.

Jako dobra, samcza duszyczka, rwąca się spontanicznie do pomocy bliźnim, Krwisty nigdy nie odmawiał laskom, swej koleżeńskiej przysługi, śmiało rozpruwając posiadanym narzędziem destrukcyjnym, ich międzynożne, kompletnie bezużyteczne, anatomiczne przeszkody. Odplombował wszak kilka lachonków osobiście, zaś parokrotnie fachowo konsultował sprawę, w nieudanych przypadkach, które kolegom się przydarzyły. Ze względów czysto estetycznych, nie obchodziły go jedynie oponiaste na brzuszydłach, zajedzone niemal na śmierć, kaszaloty oraz paszteciary, z paskudnie obwisłymi cyckami. Za to dziewczyny trzymające przeciętną klasę wagową, obowiązkowo wydepilowane oraz wyposażone w akuratne cycki, zawsze mogły liczyć na jego pomoc. Względnie choćby na wsparcie w różnistych sprawach, czy trudnych, podbramkowych sytuacjach.

Z ostatnią imprezową zdobyczą (wyjątkowo naiwną, ale całkiem fajną, nieco zbyt kościstą, lecz generalnie ładną, długowłosą lasencją) poszło mu naprawdę szybko oraz bardzo sprawnie. Dziewczyna, w ogóle się nie męczyła, przy koniecznym zabiegu. Ledwo rozebrali się oboje w rytm fajowej muzyki, zaraz przyparł ją do solidnego, mahoniowego blatu, aż kończyny dolne same się jej przed nim rozjechały. Zerknął w dół, wycelował sztywnym narządem gdzie należy i mocno przytrzymując jej biodra łapskami, naparł, a potem pchnął dziarsko. Błyskawicznie nastąpiło niesłyszalne, trach. Ona cichutko jęknęła, jak gdyby zaskoczona prostotą zagadnienia. I tak, przedsięwzięta zadanie, zostało mistrzowsko wykonane, na oczach rozbawionych gapiów.

„Cholerna szczęściara!” — pomyślałam wówczas, z nieskrywanym podziwem dla zajebistej wprawy, uczynnego pogromcy, damskiej cnoty.

— Widziałaś? Iście mistrzowska robota, jak na mój gust. Naprawdę! Szkoda, że to nie on, mnie kiedyś udrażniał. Niepotrzebnie cierpiałam, przy tym. Tyle, że gdybym miała wybór, wolałabym dać takiemu, w cztery oczy. A nie, publicznie. Tak, jak ta — skomentowała sytuację koleżanka, stojąca z drinkiem w garści, tuż koło mnie.

Widziałyśmy ów zabieg z detalami, nie tylko my, we dwie. Wszystko zadziało się bez żadnego okrycia, czy ukrycia, na jaskrawo oświetlonym punktowcami blacie, w przestronnym aneksie kuchennym. Nagle rozległy się w nim gromkie brawa, zainicjowane przez rozbawionych świadków inauguracyjnego zderzenia polskiej męskości, z atrakcyjną, słoweńską kobiecością. O fakcie, iż bytująca nieprzerwanie w Polsce od czasów żłobkowych Yovanka, przyszła na imprezkę w stanie nienaruszonym, wiedzieli wszyscy. Dzięki aktywnemu wstawiennictwu kilku naszych fajnych, co bardziej rozrywkowych dziewczyn, warunkowo wpuszczono ją do lokalu, aby przy świadkach miała okazję oraz realną szansę, skorygować wreszcie, swój nader istotny problem. A skoro na tej samej imprezie balował Krwisty, ów istotny problemik został rozwiązany, kompletnie bezproblemowo. Czyli jak zwykle u niego, w podobnej sytuacji. Oboje migiem do golaska, nienaganna erekcja u niego, nóżki szeroko u niej, zdecydowana, męska akcja, niesłyszalne trach już na początku, i mamy po sprawie. A potem już tylko, czekamy na entuzjastyczne oklaski…

Ja, zgodnie ze skrupulatnie prowadzonymi przez chłopaka obliczeniami, miałam być jedenasta, w ówczesnym jego życiorysie. Owo wyliczenie, dotyczyło wyłącznie w kwestii zdejmowania simlocka, ma się rozumieć. Przelatywanych dla rozrywki, odplombowanych już przez kogoś dziewczyn, podobno w ogóle nie zliczał. Tyle, że ja, zdecydowanie wolałam zaliczyć konieczną sprawę na trzeźwo i ciut intymniej, czyli raczej w cztery oczy, u niego w domu. A nie, po pijaku, okrakiem przy przypadkowych ludziskach, gdzieś w kącie pośród śmieci, lub w centralnym punkcie kuchni, pomiędzy podgrzewaną właśnie pizzą, a schłodzonymi browarami, lub też w innym, ogólnodostępnym pomieszczeniu, na kolejnej mocno zakrapianej imprezie. Gromkie oklaski świadków wydarzenia, z powodu utraty cnoty, kompletnie nie były mi potrzebne. Pieprzoną celebrytką nie jestem, nigdy nie byłam i nie chcę nią zostać, choć inne laski, naprawdę tego pragną. Aby je dostrzeżono, nierzadko podpite, wspinają się na byle stół i rozbierają się przy jakiejkolwiek muzyce, na ogół gubiąc rytm, już na wstępie. Żałosna sprawa, moim zdaniem. Lecz one, czują się wówczas wyróżnione.

*****

Wiadomo, każdą regularną dziewczynę zamierzającą uprawiać seks, ktoś musi w końcu odkorkować. Tak, coś tam zawyrokowało kiedyś, czort wie, czemu. Ale niekoniecznie ów zabieg trzeba przeprowadzać publicznie i rejestrować wszyściutko telefonami, aby pokazać innym. Albo też, złośliwie wrzucić kiedyś do sieci w ramach wrednej zemsty, za cokolwiek. Po wszystkim, wystarczy poinformować resztę ciekawskiej gawiedzi, że firmowe oplombowanie zniknęło, i po ptakach, cholera.

Właśnie na coś w tym stylu miałam ochotę, podczas własnej inicjacji seksualnej. Oczywiście, z naszym wprawnym, imprezowym jebaką, ma się rozumieć. Jakby nie patrzeć Krwisty, to już nieomal certyfikowana firma defloracyjna, mająca doświadczenie oraz renomę i niezłą wprawę w sprawnym odkorkowywaniu dziewczyn. Ewentualne poszukiwanie innej, chętnej do owej roboty gadziny, która przez brak obycia, czy też większego rozeznania w seksie, mogłaby przypadkowo spaprać bądź nawet paskudnie spartolić istotną dla mnie sprawę, kompletnie nie miało sensu. Przynajmniej w moim, niedoświadczonym, ówczesnym pojmowaniu całego damsko-męskiego zagadnienia. Jeśli z własnego, głębokiego przekonania zaczynać prawdziwy seks, to z jebcem nad jebcami, a nie, z byle prawiczkiem. Logiczne, chyba. Nieprawdaż?

Acha, słyszałam gdzieś, że dawniej, ludziska pieprzyli się głównie z tak zwanej… miłości. Jedynie do dziś nie za bardzo wiadomo, cóż to takiego. Toż chucią sterowaną hormonalnie, dysponują wszyscy. Bandziory, prości księża oraz zboczeni biskupi, także! Zaś pieprzoną miłością, cholera wie, co lub kto, zawiaduje.

Jedni, na przykład strasznie miłują, mocno strasznawą ojczyznę. Inni ludzi ubogich, tudzież koty, albo dajmy na to, połoniny górskie ze stadami owieczek oraz bacami, chlejącymi fermentującą żętycę, w bacówkach. Względnie miłośnie czczą też, jakoweś nieistniejące, niebiańskie bóstwa. Albo na przykład ziemskie konkrety, czyli kotlety schabowe… Ale żeby seks, łączyć z… beczącą owcą, tudzież z panierowanym… kotletem? Ojej, wiem przecie, że czasem i tak, także można. Lecz sorry, to już zdecydowanie nie dla mnie. Może jakiś nałogowy kucharz zwany dziś szumnie restauratorem, czy też imć pastuszek, na coś podobnego poleci, względnie sadlisty pan rzeźnik, być może? Ale nie wiem, czy to w ogóle może być realne w obecnych czasach, gdy ukrytych, wścibskich kamerek wszędzie istne mrowie! Lecz z drugiej strony różnorakich dewiacji płciowych oraz różnistych dewiantów, przenigdy na tym świecie nie brakuje i na pewno długo jeszcze nie zabraknie, więc…

*****

Uzbrojona w dawkę koniecznej cierpliwości, nieco sfrustrowana, całkiem ładna oraz mocno niedoubrana, stale czekałam przy Krwistym, na swoją kolej. Początkowo sądziłam naiwnie, iż jestem znacznie większą i zdecydowanie ponętniejszą atrakcyjką, dla chłopaka z opuszczonymi majtkami i wytrwale prezentowanym mi wzwodem, aniżeli zabawa akcjami, na giełdzie. Ale gdzie tam…

Ja, chętna. Penis, niby w widocznej gotowości. Dwa jądra, zapewne pełne towaru podobnego do kijanek. Prostata, zwana także sterczem oraz pozostałe samcze zbiorniczki, też pewnie na fool, wypełnione… Wszak, wyznała mi chłopinka, że celowo się od wczoraj nie spuszczała. Lecz co z tego, skoro gad nic, tylko sprzedaje coś, albo dla odmiany kupuje, na łączach.

Kiedyś słyszałam w komercyjnej telewizornii, iż młodzi faceci stawiają ponoć seks, ponad wszystko. Tylko, jak widać, telewizja kłamie! Nie tylko rządowa, o czym wszyscy od dawna wiedzą. Jedno wielkie łgarstwo oraz totalne zakłamanie medialne w tym kraju, kurwa, bezustannie obowiązuje. Ot, co! Jeszcze trochę, a wyłącznie kościelną telewizję przyjdzie człowiekowi oglądać, nie daj boże. Jedynie, po co? Skoro tam, wiecznie średniowiecze króluje i wyłącznie makabryczna hipokryzja leci, w koło Wojtek. Wychodzi, że w ogóle szkoda kaski, na zakup telewizora! Już chyba lepiej w Biedronce, na… alkohol ją spożytkować. Przyjemniejsza sprawa, późniejszy nastrój, również oraz nieprzemijająco-optymistyczne nastawienie do ogólnokrajowej rzeczywistości. No, i truneczek, zazwyczaj na seks dobrze robi, jeśli się go nie przedawkuje, oczywiście. Inaczej, klęska murowana! Szczególnie, u faceta. Nie rośnie mu wtedy toto, albo opada, jedynie. Katastrofa na całego, cholera!

*****

Dobra, wystarczy wszelkich wtrąceń, tudzież przerywników, głównego wątku mej spowiedzi. Jeszcze raz, przypominam najistotniejsze konkrety. Było sobie wyjątkowo ciepłe, majowe popołudnie. W osiedlowym bloku, w niewielkim pokoju przebywał zajęty komputerem Krwisty oraz ja, stale zaplombowana przez pierońską naturę. A mój wiek naglił, aby wreszcie zająć mi cholernego simloka. Starzałam się nieubłaganie, będąc jeszcze w wieku szkolnym. Nie da się ukryć, cholera.

Znudzona oraz wielce niepocieszona zaistniałą sytuacją, ponownie zerknęłam z ukosa na Krwistego. Oczy, nadal miał wlepione w ekran pieprzonego monitora. Prawa ręka zawzięcie klikała szarą myszką, zaś lewa wytrwale utrzymywała wacka w nienagannej pozycji, na baczność. Czego jego właściciel, zdawał się nie rejestrować w swym umyśle. Działał machinalnie. Identycznie, jakby w zamyśleniu drapał się po brodzie, względnie po udzie, albo brzuchu. Absolutnie nic, nie świadczyło o jego podnieceniu seksualnym. Zachowywał się całkiem spokojnie, a nawet obojętnie, wobec mnie. Jak gdyby przebywał w jakimś odległym świecie, cholerka. Nie dowierzałam własnym oczom oraz temu, co wiem, o facetach:

Kurde, jakim cudem wiecznie mu toto sterczy i za cholerę nie opada? No, chyba, że na faceta takiego jak on, ustawiczne kupowanie oraz sprzedawanie akcji działa podobnie, jak chętna do wydymki, goła dziewczyna. Jakoweś nowe zboczenie płciowe, zapewne zaistniało. Lecz jak się ono uczenie nazywa? Nie wiem, psia mać. Giełdoholia? A on, to regularny, pieprzony giełdoholok…?” — pomyślałam, więcej niż niepewnie.

Miał to być mój wyjątkowo istotny, pierwszy raz, z wackiem w sobie. Liczyłam, choć na ciut empatii oraz wyrozumiałość, albo przynajmniej na krztynkę zrozumienia towarzyszących mi, dziewiczych emocji. A także na nieco więcej uwagi, ze strony kogoś, kto miał już doświadczenie i przy naszej wspólnej koleżance, obiecał wyzwolić mnie, jeszcze w tym tygodniu, z okowów wielce upierdliwego dziewictwa. Westchnęłam smutno, ostentacyjnie podciągnęłam wysoko czerwoną koszulkę i bez przekonania zdjęłam stringi. Potem ponętnie wypinając w jego stronę nagutki, naprawdę ładny, ciut opalony już tyłeczek, wsparłam się łokciami o nasłoneczniony parapet. Moim zdaniem, dla młodego samca, o którym powszechnie mówiono w szkole, iż rąbie wszystkie dupcie, jak leci, musiało to wyglądać kusząco oraz na maksa przyzwalająco. Tylko…

Pierońska chłopina, omotana niekończącymi się spekulacjami giełdowymi, oczywiście niczego nawet nie zauważyła. Dalej klikał czort mychą, lub stukał jednym paluchem po czarnej, bezprzewodowej klawiaturze. Jego druga dłoń, aktualnie molestowała mosznę i jajka, dobrze uwidocznione pod niestrudzenie sterczącym pionowo fiutem, na którego czubeczku pobłyskiwała kropla pienistej wydzieliny. Kiedyś wyczytałam w necie, iż pod silnym mikroskopem, można się w niej doszukać ponad miliona beztrosko harcujących plemników. Istna zgroza, w kontekście niechcianej ciąży! No, i dziewczyna, bezwiednie zjada toto, przy oralu. Nawet ta, która powiada, iż nie połyka zasadniczego ładunku, jaki w jej buźce, zdeponuje finiszujący chłopak. Twierdzi taka czasami, że zgodnie z klauzulą jej sumienia, nawet życia nienapoczętego, konsumować nie wypada, bo to jak gdyby drobna forma kanibalizmu. W dodatku po przetrawieniu spermy, wydala się potem wszystko z kałem, więc mocno nadpobożnej dziewczynce, nie przystoi postępować tak z nasionkami, w których kryje się nowe życie. Zazwyczaj woli toto wypluć, aniżeli beztrosko skonsumować, ze smakiem. Jak często czynią bezbożne aktoreczki, w filmach porno.

Bezradnie westchnąwszy nad ludzką durnotą oraz niemożebną naiwnością, w ramach której bezproblemowo da się niejednemu ludzikowi wcisnąć każdy kit, odwróciłam głowę i po raz kolejny spojrzałam na Krwistego. Lecz w porównaniu z wcześniejszą sytuacją, zoczyłam jedynie… zero zmian. Dalej klikał zawzięcie, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Na wypięty ku niemu atrakcyjny, damski tyłeczek, również!

„No, nie… Kompletnie oczadział, totalny porąbaniec. Gdybym nie znała gadziny wcześniej, sądziłabym, iż jest pewnie gejem, albo ślepcem z bielmem na obu oczach, tudzież oziębłym płciowo osobnikiem, z istotnym felerem umysłowym. Taką prześliczną, powabną, chętną i nagutką dupeczkę, ma tuż przed sobą na widoczku. W tym ustawieniu, zapewne i szpareczkę dobrze widać. I… nic? Co, jest grane? Przecież to istny drwal, rębak oraz niepoprawny jebaka, z wiecznie sterczącym prąciem, kuźwa…” — westchnęłam w myślach, zaskoczona i mocno zdegustowana niemile przeciągającą się sytuacją.

Kurde, przecież nie może zachodzić ewentualność, że mu nie odpowiadam. Wykluczone. Dobrze wiem, że ten chłopak rżnie wszystkie chętne dupy, jak leci. Z wyjątkiem kaszalotów, oczywiście. Ale mnie, do byle raszpli daleko przecie, więc…?” — główkowałam, na chybcika.

W pewnym momencie, przeżyłam niezłe zaskoczenie. A nawet, nagły szok! Przez szeroko otwarte okno, niespodziewanie dał się usłyszeć dobrze znany mi głos. W niecałą sekundę oniemiałam oraz zbaraniałam na maksa. Odruchowo zakrywając dłonią nagutkie krocze, i tak szczelnie zasłaniane przecież przed czymkolwiek wzrokiem, przez podokienną ścianę.

„Kuźwa, co tutaj jest grane? Jaja, jakieś? I to, kiedy? Nie wierzę… Akurat teraz? W chwili, kiedy obnażona przed chłopem z usztywnionym fajfusem, przymierzam się do utraty cholernej cnoty? Właśnie w takim momencie, sprawa się dzieje? Cóż to nagle ma być? Matka? Tu? Na drugim, odległym krańcu naszego miasta? Na siódmym piętrze? Niby, jakim cudem tu wylądowała?” — usiłowałam pozbierać rozkołatane myśli.

Chwileczkę później, ewidentnie znajomy głos, ponownie się do kogoś odezwał. Na dodatek, sugerując postronnemu odbiorcy dość oczywistą sytuację, w której się znajdował. O seksie nadawał, cholerka.

„Pieprzą się tam? Jezu, nie może być! Co? Kurwa, toż to ona… E tam, niemożliwe przecież. Wyluzuj, Mauretko. Kobitka ma po prostu bardzo podobny głos i tyle w temacie dźwiękowej zwidy. Jakaś baba, daje dupy jakiemuś obywatelowi tego pieprzonego kraju, normalka. Inaczej, patologicznie katolicki narodek, nie miałby szans na przetrwanie. Grzeszą ustawicznie, i dzięki temu, istnieją jeszcze. Inaczej, już dawno bezpotomnie by wymarli. Z ustawicznych modłów, kolejny katolik, się nie bierze. Widać ich bóg, tak chciał, cholera, więc tak mają…” — pomyślałam, najlogiczniej jak potrafiłam, dla pełnej spokojności mego świeckiego ducha oraz sumienia, razem wziętych.

Zdroworozsądkowo, usiłowałam olać przypadkową sytuację. Lecz uszom rozsądku, brak. Najwyraźniej, nie dawały za wygraną. Podsłuchiwały, cholery! Stale trwając w pełnym pogotowiu i skupieniu, na wszelkich dźwiękach dolatujących z zewnątrz. Nawet mój łeb nakłoniły, aby wysunął się nieco poza wąski, okienny parapet. Zaś ja, wykwitłam wraz z nim, po środku okna, w podkoszulku należącym do niby puszczalskiej panny młodej, która nigdy wszak nie zaistniała, w tym pomieszczeniu. Mą nagusieńką, nienaganną depilację, osłaniała podokienna ściana. A gołe pośladeczki, nadal miały przywabiać Krwistego, tkwiącego przed monitorem.

Nagle, ponownie usłyszałam ów wyraźny, damski głos:

— Lubię pieścić twoje jądra. Spore masz, ale pojedynczo, mieszczą się w ustach. Są naprawdę przyjemne w dotyku. No, i ten twój nieśmiało poruszający się, jakby pełzający, woreczek. Urocza sprawa. Elegancko już stwardniałeś. Lubię to… — relacjonowała otoczeniu półgłosem, owa kobieta.

„Oho, najwyraźniej starawa dupcia przejawia narastającą chcicę i znalazła sobie konkretne zajęcie. Popodziwia jego narząd, i zaraz pewno dymanko nastąpi. Ciekawe, jak oni to zrobią… Po bożemu będzie?” — przemknęło mi przez myśl.

Głos, dolatywał z góry. Ponownie wychyliłam się, odwracając głowę nieco w lewo. Okno powyżej, znajdujące się w lekkim wybrzuszeniu szarej, chropowatej ściany budynku, także okazało się szeroko otwarte.

„Przy wysokiej temperaturze otoczenia, nie dziwota, że ludziska wietrzą się, ile wlezie. W ich bzykalni, też pewno jest mocno ciepło, jak i tu” — logicznie wyjaśniłam sobie, poczynione spostrzeżenie.

— Zwolnij, Stokrotko. Pozwól nieco odsapnąć, wackowi. Inaczej, zaraz skończę ci w buźce — lojalnie uprzedził facet.

— Chcę się ciebie napić, dawno nie miałam okazji. Nie przerwę. Nie hamuj się, eksploduj śmiało. Lubię ostrygi. Zapomniałeś? — odparła figlarnym, teraz mało wyraźnym, głosikiem.

„O kurwa, nie wierzę! Stokrotka, robiąca loda… I… ostrygi? Co jest? Czyżby jednak, ona? Wypisz wymaluj zabrzmiało, niczym mamuśka, ponoć lesbijka, w odległej przeszłości zajęta swym pradawnym, męskim amancikiem, na krótko zaimportowanym z Londynu. Przypadkowo zoczyłam kiedyś, jak w ów sposób, na kanapie go obsługiwała, w salonie. Tylko tamten chłop, mawiał do niej Daisy. A to, przecie oznacza stokrotkę, w jego ojczystej mowie. Kuźwa, toż pamiętam cosik podobnego. Tyle, że pan fagasik, skutecznie prysnął, po kilku nockach spędzonych z mamunią. A działo się to w naszym domciu, z którego akurat wówczas mamcia numer dwa, gdziesik chwilowo wyjechała. No, i ta cholerna, stokrotka… Odkąd pamiętam, wszyscy okazjonalni, niezbyt liczni wujkowie, tak do niej gadali. Mamo-ciotunia Klara, czasem także. Mamcia number one, zwykle ich o to prosiła. Kilkakrotnie słyszałam przecież. O kurwa, to jednak ona! Jezu…” — pomyślałam na maksa racjonalnie, ekstremalnie wysilając pradawną, wczesnodziecięcą pamięć oraz próbując zachować wewnętrzny spokój, choć łatwe to nie było.

Na górze ucichło. Potem w pewnym momencie on, jakby jęknął, albo stęknął, względnie westchnął z wyraźną ulgą, po czym ponownie zapanowała tam głucha cisza. Moje mózgowie, momentalnie poczęło nadmiernie kombinować:

„No, tak… Spuściła się pewnie ostro podjarana chłopinka, ze sporymi jajkami. Na zdrową logikę, chyba mam rację, cholera. Wszak gościu lojalnie uprzedzał, że właśnie tak, stanie się za momencik. O bożęciu, nie mogę! Skończył jej, w… ustach? Mojej rodzonej matce? Mówiła, kuźwa, że to lubi. Co…? O Jezusie, nazareński… Połknęła wszystko…?” — zastanawiałam się z niedowierzaniem, zdając sobie jednocześnie sprawę, iż ludziska w wieku mej staruszki, również się przecież ciupciają, pieprzą, względnie spółkują ze sobą, jak onegdaj mawiano.

Nie byłam do końca pewna, co sądzić o wszystkim. Matka posilająca się spermą jakiegoś obcego dla mnie faceta, wydawała mi się niezbyt fajnym wydarzeniem popołudnia, podczas którego miałam nareszcie stracić cnotę, w lokalu tuż obok. Wiedziałam od koleżanki, że jej rodziciele, nie kryjąc się z tym, bzykają się nieustannie. Ich leciwe wyrko około północy skrzypi, jak jasna cholera. No, a jej matka zazwyczaj głośno dochodzi, informując o fakcie okolicznych sąsiadów oraz córunię, przy okazji. Podobno nawet jej dziadkowie, czasem jeszcze figlują, w pościeli. Zaś ukochana babunia Dora, co roku kupuje dziadziowi Franiowi Viagrę, pod choinkę. Cóż, ostatecznie seks, jest dla wszystkich! Nie tylko, dla młodych. Wszak w każdym wieku wskazany jest jakiś wysiłek. A bzykanko, to samo zdrowie, przyjemne zajęcie oraz ćwiczenia fizyczne lepsze, niż bieganie po parku, na okrągło. Jak stwierdzili kiedyś amerykańscy naukowcy zajmujący się, czym się da, w starszym wieku, im częściej ludeczkowie się pieprzą, tym dłużej żyją. Ot, co!

Dopiero teraz rozumiem, dlaczego kiedyś za wycieraczką matki samochodu, znalazłam kupon rabatowy do pobliskiej agencji towarzyskiej, przeznaczony dla emeryta. Super zniżka na ruską kurwę, obowiązywała wyłącznie w poniedziałki w godzinach okołopołudniowych. Zaś przy wejściu do burdelu, należało okazać ważną, zieloną legitymację polskiego emeryta, wystawioną przez państwowy ZUS. Tylko czy ten ostatni, aby na pewno jest zainteresowany tym, żeby emeryci długo żyli? Tego nie jestem już pewna. Toż, „Dziadek z głowy, państwu lżej!” Takie wesolutkie hasełko, obowiązuje przecież w tej mało zacnej instytucji, moim zdaniem. Ale być może coś się już zmieniło, cholerka. Nie wiem.

Wiedziałam za to, iż ma zdrowo lesbowata rodzicielka, nie stroni jednak zbytnio od różnorakiego seksu. I czasem pokątnie baraszkuje, z kimś mocno „nadprogramowym”. Ale dotychczas nigdy nie poznałam bliższych, technicznych szczególików, co też to wyczynia z kolejnymi babeczkami, albo z przeciętnym, nowym chłopem. I nagle, kurde, dowiedziałam się, kurka wodna, że mamunia, chyba… połyka spermę. A skonstatowałam ów fakcik, nagle. Akurat ciut przed tym, zanim sama zabrałam się za ciupcianą sprawę. Ot, mocno fikuśny przypadek!

Z tym, że jeśli mam być całkiem szczera, pierwszy raz konsumowałam spermę, studiując w podstawówce. Większość koleżanek samodokształcających się w sieci pod tym względem, zazwyczaj postępowała tak, na imprezach. Widziałam wielokrotnie! Nie zamierzałam odstawać od ogólnoszkolnej normy oraz panujących w niej obyczajów. Tyle, że spożyłam toto, nie na klasycznej, rozrywkowej imprezce, a na obozie harcerskim nad Śniardwami, w szuwarach pełnych dzikich kaczątek oraz łysek Właśnie w takim otoczeniu przyrodniczym, po raz pierwszy, takowa konsumpcja mi się przydarzyła. Wprawdzie, przydławiłam się ździebko z pierwszego wrażenia, bo cholernie podniecony strzelec, nie uprzedził w porę, o finale. Lecz nie panikując, myślowo skupiłam się na swym gardziołku oraz anatomicznym przełyku i jakoś poszło, w dół. Dopiero wówczas zaskoczyłam, czemu jakakolwiek popitka, bywa przy tym przydatna. A nawet konieczna, czasami. Wówczas, znacznie łatwiej toto spływa, cholerka! Proste.

„Zaraz, zaraz… Skoro młode laseczki bardzo często, nawet chętnie, pałaszują spermę w podobnych okolicznościach, niby czemu starzejące się babeczki, miałyby tego nie uczynić? Coś przecie, z owym udojem z chłopa, począć trzeba. Najprościej przełknąć calutki ładunek, aby mieć, po sprawie… O masz. Czyli na zdrową logikę wychodzi, że pewnie i moja babunia, dziadziusiowe plemniczki, także onegdaj ze smakiem zajadała? Ale jaja, kurwa… No, ale babcia, również była kiedyś młodsza. Nie da się ukryć…” — dedukowałam naprędce.

Oj, zatkało nagle kakao. Zatkało. Ojej, fakt! Choć sama świadomość faktu, iż starawi ludeczkowie, także się ciupciają, zaistniała już sporo wcześniej, w mej łepetynie… Stosowny filmik internetowy dopomógł młodziutkiej, ciekawskiej nastolatce. No, i pewna ma koleżanka, cnotę straciła przy pomocy wysportowanego dziadka, jakiejś innej dziewczynki. Więc zostało sprawdzone w praktyce, że stary człowiek, też może. Przynajmniej nad morzem, bo ów dziadzio, zadziałał w Świnoujściu. A poznali się w tamtejszej Biedronce, przez przypadek. Najpierw on, zafundował jej loda, z promocji i w mig, zaprosił do siebie. Zaś następnego wieczorka, ona mu go zrobiła, w podzięce za odkorkowanie. Zadziałali międzypokoleniowo, w wynajmowanej przez niego, prywatnej kwaterze. Ot, nowatorska, współczesna, miejska agroturystyka. Samo życie i zdrowie, cholera! Z tym, że ów napalony na nietknięte plomby pan turysta, przez całe swe wysportowane żyćko, był fanem początkujących nastolatek, podobno. Cóż, przeróżne hobby ludziska miewają. Męski wiek, raczej nie gra tu, głównej roli…

Za to w mym młodym życiu, tak się jakoś fikuśnie złożyło, iż nie wiedziałam nawet, jak smakują… ostrygi. W domciu, nigdy mi tego nie serwowano. Wiecznie był tylko mocno homo-niepewny serek w pojemniczku, jajeczko na miękko, makrelka, bądź śledzik wędzony, albo dla odmiany w oleju rzepakowym, względnie aromatyczna, wędzona wędlinka z drobiu, czy też z krajowego wieprzka. Z krówek zaś, chyba nigdy, bo wszystkie łaciate mućki przymusowo na eksport teraz wywożą, do Arabów najczęściej. Ot, i współczesna gospodarka rynkowa, psia krew. Od ust człowieku, ci ścierwo odejmą, aby innych zadowolić. Granda, w biały dzień! Przez podobną, gospodarczo-rządową durnotę, zatwardziałym rasistą można szybko zostać. Tylko, po co, kuźwa? Sensu w tym przecie brak! Lecz nienawiść w tym kraju, to normalka, niestety. Szkoda!

Cóż, nawet nie za bardzo kojarzyłam wówczas, co to takiego, te ostrygi. Ale skumałam w końcu, iż to jakoweś ślimaczki, którymi nagminnie obżerają się Francuzi. Tylko oni, zdaje się i żaby na potęgę wpierdzielają, niczym bociany oraz wszystkożerni Chińczycy. Dla skośnookich kurdupelków, nawet nasze poczciwe, ekstremalnie zapchlone i zarobaczone pieski ze schroniska, bywają zwykłym daniem obiadowym, albo wieczorną zagrychą pod paskudne, kuchenne, ichnie winko ryżowe. Generalnie zerkając na konsumpcyjne zagadnienie, istna okropność kulinarna! A i bezduszność krańcowo ekstremalna, moim zdaniem. Sympatycznego, ukochanego Pimpka starej, kulawej sąsiadce-emerytce, pożerać? Wredna podłość oraz idiotyzm, plus totalny kretynizm, w jednym zagadnieniu. Tyle ode mnie w owym, niby gastronomicznym, temaciku!

Z dwojga złego lepiej już, żeby Żółci, koty pożerali. Choć rasowi kociarze, zapewne mają odmienny pogląd w owej kwestii kulinarnej, ale trudno. Z punktu widzenia przeciętnego burka, pies z nimi tańcował, ostatecznie.

No, a z kolei tacy Makaroniarze, oprócz pizzy oraz niedogotowanego, nieomal trzeszczącego w zębach makaronu, bez umiaru wpieprzają nasze szkapy, aż uszy im się trzęsą z zachwytu, kurwa mać. Kolejny koszmar gastronomiczny, wołający o pomstę do kompletnie zobojętniałego na ten porąbany świat, nieba. Jak można zjadać przyjaznego ludziskom, sołtysowego konika? Litości!

W ogóle przedziwacznie wszechświat został wykombinowany. A niebieska planetka Ziemia, w szczególności. Wychodzi, że z pospolitego, ziemskiego mięsiwa, jedynie człowiek jest niejadalny. Tylko, czy aby cmentarne robale, na pewno o tym wiedzą? Tego już pewna nie jestem.

Z nielicznych notatek, zachowanych do dziś z epoki starożytnych kanibali wynika, że młode ludzkie mięsko najlepiej smakuje, dopiero po solidnym skruszeniu, w jaskiniowym chłodzie. A dokładnie, trzeciego dnia od uboju człowieczka maczugą, kamiennym toporkiem, względnie dobrze zaostrzoną dzidą. No, i konieczne jest szybkie wypatroszenie tak pozyskanej zdobyczy, aby się ścierwo nie zaparzyło. Wówczas mięsko stanie się niemiło słodkie, lub skwaśniałe i cuchnące do tego. Najlepsze bywa zaś z rusztu, lub grillowane nad wolnym ogniem, albo na gorących kamieniach, po wcześniejszym, obfitym doprawieniu dania solą morską, liściem babkowym oraz kuminem, zmieszanym pół na pół z młodym rozmarynem, dobrze roztartym na płaskim kamieniu piaskowca, mocno zrogowaciałą, pożółkłą piętą. Przynajmniej światowy Internet, donosi tak po angielsku, na jakiejś australijskiej stronce, traktującej o pradawności.

Acha, donoszono tam jeszcze, iż ludzkie podroby, także są podobno jadalne, łącznie z cynadrami. W szanownej Europie, jadano je najczęściej przed jaskiniami, z dodatkiem gryki długo prażonej, nad mocno dymiącym ogniem. Ponoć to nawet pyszotka, zdaniem państwa archeologów. Tylko, cholerka, we współczesnym Lidlu, ani w osiedlowej Biedronce, najistotniejszego składnika, za Chiny nie uświadczysz. Więc niezwykle trudno wskrzesić i wypróbować pradawne przepisy kulinarne. Dziś ze wspomnianego zestawu niezbędnych składników, w ciągłej sprzedaży są wyłącznie przyprawy oraz kaszka. Takaż to wielce przykra prawda zaopatrzeniowa, psia kostka. Desperatom, pozostaje ewentualne sprytne zapolowanie, na niegrzeczne dziecko sąsiada. Jedynie ze współczesnym prawem, wyjdą chyba ciupkę na bakier, podobne łowy. No, i skąd dziś kolczystą maczugę, bambulcowy topór, względnie ostrą dzidę, wytrzasnąć? Przy najbliższej okazji sprawdzę, czy aby na Allegro, albo na eBay’u, owych wykopaliskowych wynalazków z pradawnych epok, nie oferują przypadkiem.

Nagle, me myśli kulinarne krążące wokół ludzkiego mięsiwa, momentalnie wyhamowały. Z lokalu powyżej mnie, ponownie doleciał bowiem znajomy, damski głos. Tym razem bardzo niewyraźny, więc nie zaskoczyłam, w czym tkwił ewentualny problem, pary ewidentnych kochanków. Tym razem ów babski głos, nie dawał jednak nieomal stu procent pewności, iż to ma rodzicielka łajdaczy się, piętro wyżej.

„Ojoj, nie szalej zanadto i nie wydziwiaj nadmiernie, Mauretko… Może uszy cię jednak mylą, kochaneńka. Pewno jakowaś inna babeczka aktualnie się tam puszcza, pałaszując świeżutką spermę, na podwieczorek. Udoiła toto, to ma! Ostatecznie, nie trucizna. Raczej samo białko, plus woda. No, jeszcze pewnie jakieś tam witaminki, minerały oraz cenne biologiczne mikroelementy, czy inne superaśne dodatki w ciągnącym się, lepkim pakieciku. Ale ogólnie, to specjał ekologiczny, bez domieszki niemodnego dziś GMO, łatwo przyswajalny przez organizm oraz mało kaloryczny, na dodatek. Nadmiaru tłuszczu, a tym samym niezdrowego cholesterolu LDL, raczej w tym nie ma. Glutenu, laktozy, czy węglowodanków, zapewne także. Znaczy się, same zalety! Nic, tylko pałaszować, ile wlezie. Kuźwa, że też w książkach kulinarnych, o tym specjale, dietetycy słowem nie wspominają…” — przemknęło mi przez główkę, nadmiernie skołataną, mocno zaskakującą sytuacją.

Znam wielce zarozumiałą, wyjątkowo wredną i podstępną dziewczynę, która często ostentacyjnie połyka spermę na imprezach. Potem z lubością oblizuje się, kontrolując bacznie, czy aby inne laski widzą, co właśnie uczyniła. Czasem popija, ciut ekstremalne żarełko kolą, winem, albo mocno osłodzonym drinkiem. Jedynie ponoć browarek, do owej zakąski, ewidentnie jej w smaku nie leży.

„Kurwa, ale żeby moja własna matka, tak działała? Jest przecież sporo leciwa, a nawet starawa, cholera. Zaś bezpośrednia konsumpcja plemniczków z twardego penisa, to jednak, raczej zajęcie dla młodych lasek, aniżeli kobiet w wieku ździebeczko muzealnym. Cholerka, taka sprawa, chyba nawet specyficznym, subtelnym, mini kanibalizmem zajeżdża. Sama nie wiem…” — westchnęłam wewnętrznie, z wyraźną niepewnością.

Po chwili ewidentnie zabłąkanych rozmyślań, pozornie uspokoiłam się na momencik. Lecz podświadomie, nieustannie analizowałam znajomy głos. Nie był jednak podobny, ani całkiem inny. Nagle doszłam do wniosku, iż chyba naprawdę należy do mej, wyraźnie niewyżytej płciowo, rodzicielki.

„Ba, ale jak się o tym przekonać ostatecznie, cholerka? Nie udam się tam przecież z nagłą, niezapowiedzianą, kontrolną, rodzinną wizytacją. Nie da się tak zadziałać, kuźwa. A szkoda…” — jęknęłam bezradnie, w myślach.

Sam fakt pokątnego, okresowego łajdaczenia się mamuśki, nie był dla mnie pierwszyzną, ani specjalną rewelacją. Wcześniej, także poznałam już sprawę, z autopsji. Lecz nagle, zaczęła mnie peszyć sytuacja, że oto niespodziewanie obie wylądowałyśmy w tym samym czasie, w odległej części naszego miasta, w tym samym budynku, i w tym samym, ewidentnie łajdackim, celu. Tylko bytowałyśmy na dwóch, różnych piętrach współczesnego, wysokiego apartamentowca, z czterema szybkobieżnymi windami. Tyle, że oczywiście prędkość nowoczesnych wind, nie miała tu nic do rzeczy. Ale chcica na seks z ludzkim samcem, owszem…

Odkąd pamiętam, wokół mamci i mnie jako małolaty, w domciu królowały kobiety. Zaś z rzadka, czasem pojawiali się pojedynczy wujkowie. Jedni, znikali szybciuteńko. Inni, bawili się ze mną nieco dłużej, a gdy wieczorami szłam spać, zamykali się z mamusią w pokoju z wielkim łóżkiem. Przez który to mebelek, po nagłym ich wyparowaniu, poczynały przewijać się kolejne, zgrabne babeczki. I tak, działo się przez długi czas. Aż w końcu mamcia numer dwa, na długo się w nim rozgościła.

Fajowo z nią bywało, nie narzekałam. Lecz i ona, później także gdzieś się zapodziała i pojawił się… Konrad. Straszliwy chudzielec z bujnymi lokami na łbie, kręcący dziwacznie tyłkiem, przy chodzeniu. Początkowo sądziłam, iż to kolejna, nowa ciotka. Jedynie imię mi do owej opcji niezbyt pasowało. Lecz wiedziałam już, że różniście bywa na tym świecie. Toż mamcia numer dwa nazywała się Rozbicki, a nie Rozbicka, jak zdarza się w tym kraju, standardowo. Lecz wszyscy w naszym najbliższym otoczeniu, uznawali to za normalne. Fiuta oczywiście nie miała, tylko cipkę, którą obkaszała maszynką, do włosów. Widziałam nieraz, więc wiem!

Nasz Konradzik był super, naprawdę. Zawsze znajdował czas, dla mnie. Byłam zła, gdy matka powiedziała mu kiedyś, że mam pierwszy okres. Spojrzał na mnie, zerwał się z fotela, jak oparzony i zniknął. Byłam pewna, że przeraziła go krwista wieść i rozpłakałam się, głupia. Ale po chwili pojawił się z powrotem, z kwiatami.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 24.99 22
drukowana A5
za 59.42
drukowana A5
Kolorowa
za 87.97