Drogi Czytelniku!
Pracując nad tą książką, nad tymi wierszami, długo zastanawiałam się, kim tak na prawdę jestem. Czy jestem kimś kto ma prawo podzielić się swoim zdaniem? Czy powinnam milczeć jak inni. Do teraz nadal nie wiem, co powinnam zrobić, choć jestem coraz bliżej wydania tej książki. Co chwilę zastanawiam się jak to działa, ten świat, ile osób zauważa zniszczenie świata. Ile osób podziela moje przemyślenia, ile osób uważa je za absurd? Ile moje wiersze dostaną krytyki, nie tylko mojej ale również innych. Zależy mi na rozgłosie, lecz nie na pieniądzach, chcę by ludzie spojrzeli na świat z mojego punktu widzenia i powiedzieli mi czy jestem szaleńcem czy mam rację i świat nie jest taki jaki jest postrzegany powierzchniowo.
Szczerze trudno pisać mi o moich przemyśleniach, nie będąc świadoma kto je czyta, ale może dzięki nim, spojrzysz na świat trochę inaczej, zobaczysz detale, których inni nie spostrzegają, detale nie widoczne dla gołego oka. Mam nadzieję, że ta książka zainspiruje cię do rozmyśleń, i nakłoni do zmian.
— Laura Kowalska
Wiersze
Uniwersum
Tworzę Uniwersum
Cogito ergo sum
Znaczy myślę, więc jestem
To miejsce, w którym stale jestem
Przedstawię wam moich przyjaciół
Dyktator, mnie otruł
Przez co Nadzieja często odchodzi
Za to Lęk, za często przychodzi
Dobranocka, kocha Wagar
A Wagar, wciąż w frekwencji robi bałagan
Oddech gwarantuje mi przetrwanie
A Odbicie szykuje w mym grobie posłanie
Jeśli znasz już mych przyjaciół
Zapraszam do mojego Uniwersum
Trulem
To miejsce, gdzie obroże na ludziach kierują,
To miejsce, gdzie myśli ludzie własne zerują,
Gdzie nikt nie ucieka,
Bo prawdy nie docieka,
Sądy Dyktatora są dla nich obojętnie,
Bo zwrócenie na nie uwagi jest niepojęte,
Ci, którzy pozbędą się obroży, uciekają,
Jeśli są złapani, do Salem ich zabierają,
Za własne myśli, za ucieczkę,
Ja sama mam w Salem otwartą teczkę,
Gniję w Salem, nie marząc o Trulem,
Nie chcę być w Trulem, gdzie demon, jest królem.
Salem
Jestem obecna, tylko ciałem,
Bo często myślami ląduje w Salem,
W więzieniu, odbierającym skupienie zamiast czasu,
W labiryncie, który nie lubi grymasu,
Jestem ciałem, teraz na łóżku,
Duszą dalej w Salem przesypuje się w płużku,
W Uniwersum mam odsiadkę,
Przez moją i Dyktatora jatkę,
Tak więc w Salem, tym dystrykcie,
Każdy podlega w nim korekcie.
Dyktator
Mam dużo do powiedzenia o tym chorym świecie,
Nie milczę, choć wy wciąż w ciszy siedzicie,
W środku krzyczę, tworzę rebelie,
Na zewnątrz, jedynie tracę energię,
Dyktator za nieposłuszność każe mnie stale,
Stąd te blizny na moim ciele,
On mnie sądzi za jąknięcie,
On mnie sądzi za potknięcie,
On dyktuje, kiedy przestać bić ma me serce.
Profesor Dyktatora
Opowiem Tobie historię,
Genezę Dyktatora,
Profesora, który wpoił w niego teorię,
Postać, która stworzyła tego stwora,
Jedyny Dyktatora autorytet,
Profesor załatwił sobie u niego priorytet,
Szkolił lata, traktował go jak syna,
Wierzył, że to niezbędne do ewolucji,
Stąd Dyktatora zawziętości przyczyna,
Wszystkie nauki profesora są zapisane w konstytucji,
A podważenie jej grozi śmierci ryzykiem,
Dlatego w Uniwersum milczę,
Zastępuję to niemym krzykiem,
I na ucieczkę wciąż liczę.
Lęk
Odejdź błagam, bezpowrotnie,
Przez Ciebie, me myśli są odwrotne,
Przyjacielu! Zrób to dla mnie,
Zanim w grobie skończę marnie,
Ja umieram, z Tobą w głowie,
I to ty jesteś powodem dzięki któremu,
nikt o mej agonii się nie dowie,
Jednym z wielu, ale tyś przy boku Dyktatora wierny,
Pomagasz uciszyć mój puls mierny.
Nadzieja
Znowu jestem na widelcu jak makaron zawinięta,
Znów wybór mi odebrano,
Znów kocem jestem owinięta,
Z marzeniem, by w końcu na poważnie mnie brano,
Lecz dalej część mnie za wolność walczy,
Dzięki Nadziei, choć często odchodzi,
Teraz jest i Dyktator milczy,
Dlatego lubię, gdy Nadzieja przychodzi.
Dobranocka
Wybija snu godzina,
Lecz sen się skrywa,
Już budzi się demonów rodzina,
Przez którą chęci mi wciąż ubywa,
Wybieram ucieczkę,
Sięgając po dobranockę,
Z nadzieją, że ucieknę,
Że prześpie tą nockę.
Oddech
Oddech przywraca mi działanie w Uniwersum,
To jemu zawdzięczam okurzanie się potencjalnych trumn,
Myśl o nim, przywraca mi wspomnienia,
O poprzednim życiu, o życiu bez cierpienia
Jednakże nie zawsze Oddech mnie ratuje,
Czasami mam wrażenie, że jedynie mnie truję,
Mam wrażenie, że ma jakąś z Dyktatorem konspirację,
Żyję z obawą, że może mam rację,
Ale na razie nie będę go sądzić bezpodstawnie,
Bo dzięki niemu, Dyktatora moc słabnie.
Odbicie
Znów dogania mnie Odbicie,
Muszę znaleźć sposób na jego przykrycie,
Zbite lustro, zakrwawione dłonie,
Moja dusza w kotle płonie,
Nie ma ucieczki, za to nienawiść,
Jedynie stałe sprzeczki, i zawiść,
Nadzieja stale bandaże mi zakłada,
Bo kropla po kropli krwi na dywan pada.
Weno…
Weno, czemu umierasz kiedy Nadzieja odchodzi,
Czemu gdy znów odchodzi, nowa Wena się rodzi?
Czy mogę mieć i Nadzieję i Ciebie, Weno?
Proszę, czy choć raz może nie zniknąć twoje plemię?
Żurnalista
Chyba ktoś mnie śledzi,
Bo nie wiem, kto obok mnie siedzi,
Może ktoś od Dyktatora,
Albo od prokuratora,
Może jakiś wciel,
A może to Lyye — mój przyjaciel
Lubi się przecież bawić,
A potem, ja, przez niego muszę krwawić,
Ale to nie Lyye, zdaje się, że od Trulem ktoś,
Może Dyktator znów kombinuje coś,
Próbuje mnie zastraszyć,
Nawet w Salem stara się mnie przestraszyć,
To smutne,
Przecież wie, że mu się nie ugnę.
Lyye
Lyye — mój przyjaciel!
Nie człowiek, lecz wciel,
Zawzięty, gadatliwy,
Choć czasami leniwy,
Wciela się w emocje, pomaga w myślach,
Często się boi, że coś jest w liściach,
W przekonaniu, że Dyktator kamery w nich chowa,
Bo kamery miał, w pająkach „2743 czarna wdowa”
Lyye, pomaga mi w rebelii.
Etos rebelii
1. Nie zatrzymuj się
2. Nie poddawaj się
3. Zdejmuj obroże
Może to pomoże