E-book
14.18
drukowana A5
22.98
Uniesienia i rozczarowania

Bezpłatny fragment - Uniesienia i rozczarowania


Objętość:
76 str.
ISBN:
978-83-8189-697-9
E-book
za 14.18
drukowana A5
za 22.98

Drugi tom moich wierszy dedykuję wszystkim tym,

którzy codziennie przeżywają uniesienia i rozczarowania.

Jeśli pytacie, czy warto,

niech ta poezja pomoże Wam znaleźć odpowiedź.


Ja swoją odnalazłam:


„Miłość nie wprawia w ruch karuzeli świata.

Sprawia jednak, że przejażdżka nią warta jest zachodu”.

Pytania

— Mistrzu

dokąd iść

gdy nogi strudzone wieczną wędrówką

nie wiedzą już

czyja jest droga


Mistrzu

co robić

gdy serce rozorane strachem i smutkiem

nie wie już

czy nadal tłoczyć życie


Mistrzu

w co wierzyć

gdy wszystkie słowa rozsypały się

jak ziarenka ze strąconej makówki

i nikt ani nic


— Zanurz dłonie w Dobru.

Przecinek

śmierć jest jak znak zapytania

to linia kierująca się łagodne w górę

a potem gwałtownie w dół

krótkie zawahanie

przerwa

i kropka


wierzę, że przecinek

Sens

usiadł nad strumieniem Czas

zdjął wytarte buty

i zanurzył stopy w chłodnej wodzie


zamknął oczy

i usłyszał

panta rhei

carpe diem

ora et labora

per aspera ad astra


jego śmiech odbijał się głośnym echem

od pobliskich niewzruszonych gór


a strumyk szumiał cicho

Liczby

od kiedy

litery nie układały się w coś znaczącego

ani nawet w kogoś

postanowił skupić się na liczbach


dzielił na procenty dobro i zło

mnożył wątpliwości

sumował porażki

potęgował strach

wyciągał pierwiastki z obłędu

rozliczał czas


ostatecznie wyszło mu zero

jakby nigdy się nie narodził

a przecież żył


rany, które zadał sobie były tak realne

jak zimne światło gwiazd

które świecą, ale nie ogrzewają


jak Twoja miłość, mamo

Modlitwa

w grudniowe poranki

życie przecieka przez palce

jak woda sącząca się ze skały

która orzeźwia

lecz pragnienia nie gasi


nawet aromat kawy

nie rozpala jak dawniej

gdy

razem zanurzaliśmy usta

w strumieniu marzeń rozbłysłych

niczym promień słońca

który zwyciężył ołowianą groźbę chmur


znane słowa

już nie są w stanie

zaczarować świata jeszcze raz

bo czas bezlitośnie wymierzył policzka

po którym czerwony ślad na długo

rozpalił żal czający się w oczach


niech mnie już nie pali

smak tego wina


proszę cię Boże

oddal ode mnie ten głód

Żal

zawsze gdy mnie widzisz

zastanawiam się, czy mnie dostrzegasz

gdy wyłaniam się z mglistych pocałunków


otwierasz szeroko oczy

na całą rzeczywistość stworzoną za mną


nie muszę odkręcać głowy

by wiedzieć, że tam nic nie ma


wybierasz nic

a mogłaś mnie

Ironia

życie rozdziela role

ale ma do zaoferowania tylko tragikomizm

więc człowiek nie nadąża zmieniać masek


w chwili śmierci jest już odsłonięty cały

i wie

wie to na pewno

że nie musiał być głupcem


i wie, wie to na pewno

że nie on zdecydował


ironia ma to do siebie

że rozumiemy ją za późno

lub wcale

Nocą

męczą mnie

zdania, które nic nie znaczą

ludzie, którzy przychodzą za późno

listy, które nie dochodzą na czas


przekreślam słowa czerwonym długopisem

zamykam drzwi i wtapiam się w nieobecność

palę listy przed wysłaniem


rozumiesz?

jestem zmęczona

Tobą

sobą

powietrzem ciężkim od samotności

nikt nie wpisze dziś recepty


witaj wódko

moja urocza towarzyszko

lej

lej się we mnie dziś

Przebaczenie

dziś

nie zapaliłeś żadnej gwiazdy

nie rozsupłałeś czyichś ust

nie odczarowałeś mrocznych wspomnień


roztrwoniłeś siebie

rozgrzeszenia nie będzie


przyjdź jutro

gdy doznasz łaski zrozumienia

gdy wybaczysz


wiem

najtrudniej wybaczyć sobie


spróbuj

zejdź z krzyża swoich nocy i dni

Łatwiej

kiedy czas łaskocze wnętrze moich oczekiwań

a ja pochylona

nad zlewem wypełnionym cudzymi marzeniami

próbuję zapomnieć o tym, że kiedyś latałam


wtedy


słońce chowa się w ciągłym zaćmieniu

i mogę udawać

że wieczna jest noc

że dobry jest sen

że gwiazda ma lśni


tak łatwiej

spojrzeć życiu prosto w oczy

Arytmia

zaszeptani

zasłuchani

zakochani

słuchamy wiatru który smaga drzewa


noc zdaje się nie mieć końca

jak pocałunki wydobyte na powierzchnię życia


wskazówki zegara

równo odmierzają szczęście

z rozsądkiem dawkując porcje złudzeń


tak dobrze

tak cicho

tylko w moim sercu

diagnoza zapisana czerwonym długopisem: arytmia

Smak życia

Pamiętasz, ten wieczór, ten czas?

Otwierałaś nową wina butelkę.

Było zimno, jak dziś, więc dodałaś

dla rozgrzania niepewności kropelkę.


Potem lizałem ją na twych ustach

tak najczulej i dosyć nieśmiało,

a twój język wibrował przy moim

i szeptałaś, że mało, że mało.


Mrużyliśmy oczy, rozchylałaś wargi

jakby świat się kończył w tym całowaniu

Tchu brakło. To dziwne, bo przecież

wprawieni byliśmy w kochaniu.


Do dziś pamiętam smak wina

ten pierwszy raz z ciebie spijany.

To drżenie w twym czułym głosie,

gdy szeptałaś do ucha: kochany…


Dzisiaj szukam tamtego wspomnienia

tego wieczoru i butelki wina.

Jeśli czytasz, wznieś toast, kochana,

gdyż coś się kończy, a coś zaczyna.

Złożę cię z dawnych słów

Gdy w alkowie gdzieś o świcie

zatrzymałem niegdyś czas,

piersi nabrzmiałe tęsknotą

unosiłaś raz po raz.


Szeleściło podówczas

giezło zdjęte, rozsupłane,

otwierało ciało się

ciepłą dłonią dotykane.


Zawżdy zagryzałaś palce:

czuła była ta rozpusta,

przymykałaś oczy swe,

a jam patrzył na twe usta.


Fidrygałki wstydu znikły,

byłaś moja calusieńka,

usnęłaś cicho w ramionach

moja mała, Maluteńka…

Imię

czasami brakuje słów

epika wbija się w umysł jak cierń w zbolałe ciało

ale wystarczy

jedno spojrzenie, by rozniecić wiersz

jeden zapach, by wzbudzić falę metafor

jeden dotyk, by zadrżały filary poezji


dlatego moje natchnienia

jak powódź ognia

nigdy nie wiadomo, co wyrzucą na brzeg

ale zawsze będzie tam twoje imię

Rocznica

podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać

ale próbuję:


promień światła przebijający się w zimowe popołudnia

prawo do zmiany siebie wpisane w świat

roztargnienie wywołane aksamitem skóry

słowa nabierające mocy nazywania nieznanego

wieczory osnute mgłą wspomnień

spojrzenie czyste szukające okruchów radości


jesteś i będziesz

zaiste


przecież magia nie ma początku ani końca

ona rozlewa się strumieniem

i obmywa nasze splecione oddechy

w słońcu i w mroku

już rok

Nocne niebo

gdy mija czas

fotografie blakną

nie rozświetla ich czuły pocałunek

ani pieszczotliwie spojrzenie


zaciera się granica

między tym co było

a tym, co mogłoby się wydarzyć


czuję ulgę gdy patrzę na Księżyc

który znika

by za chwilę przyoblec się w pełnię

towarzyszy mu Wenus

kochanka z przeszłości

która błyszczy i trzyma dystans

niezmiennie od lat


przecież między spojrzeniem w gwiazdy

a spojrzeniem w twoje oczy

minęło już tyle czasu

więc stawiam tezę

(a jestem dobra w stawianiu tez)

że może to się nie wydarzyło


niestety

argumentów mi brak

Jaskółczy niepokój

gdy zniknie już ten jaskółczy niepokój

ta wieczna gonitwa myśli

które galopują po stepie duszy


gdy zniknie już ta niepewność

ta wieczna nostalgia wspomnień

które tkwią niczym cierń w skórze


zatęsknię znów

O nas

jest tak błogo

gdy smakujesz moje usta

wszechświat otwiera się

gdy zamykam oczy

światło zamiera by za chwilę

roziskrzyć się trzepotem rzęs

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.18
drukowana A5
za 22.98