E-book
14.7
drukowana A5
33.15
drukowana A5
Kolorowa
55.05
Ulotne momenty

Bezpłatny fragment - Ulotne momenty

Zbiór wierszy


5
Objętość:
95 str.
ISBN:
978-83-8189-633-7
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 33.15
drukowana A5
Kolorowa
za 55.05

Ażeby po nas zostały jedynie ślady na piasku i kręgi na wodzie.

Leopold Staff

Wstęp

Temat ulotności jest dosyć często poruszany w mojej twórczości. W wierszach zawartych w niniejszym tomiku nie brakuje refleksji, przemyśleń, prób uchwycenia tego, co ulotne.

Musimy pamiętać, że każda chwila, każdy moment naszego życia przeminą. Nic nie jest na stałe, nic nie jest na zawsze. Żyjemy od do. Dzisiaj jesteśmy i tylko to jest pewne. Dlatego dbajmy o każdy dzień i starajmy się przeżywać go w pełni, tak jakby miał być naszym ostatnim.

Drogi Czytelniku zapraszam Cię do swojego świata, zatrzymaj się na chwilę, usiądź wygodnie, otwórz serce i zanurz się w świecie poezji.


Marianna Góralska

Ulotność

a tymczasem

zjawiam się w tobie tylko znanej

chwili — nie chwili

perle w chłodny poranek


już niebo przybrało barwę twoich oczu

i trawy źdźbła pochyliły

nad ulotnością momentów

dalekich


patrz — dmuchawce jak sukienki baletnic

podchwyć je więc w dłonie — czym prędzej

nim znów przyjdzie ranek

i szczęście — nasze małe szczęście

w czterech ścianach


a milczenie?

wiesz można je polubić…

„już niebo przybrało barwę twoich oczu
i trawy źdźbła pochyliły
nad ulotnością momentów
dalekich”

Cisza

cisza

jak dym z komina

przecina szare niebo

przymknięte powieki poranka

układa w drżące krople rosy

na barkach świtu

kołysze żółtymi liśćmi

przenika przez palce

zbyt szybko by ją zatrzymać

o oddech

westchnienie

uderzenie serca w rytm kroków

ocalić tę chwilę

ten moment

jak dym przecina szare niebo

zniknę

zostanie tylko cisza

Wieczór

zachodzi słońcem

mieni się w złocie

ciszą powlekając nocne niebo


błogi spokój na piaszczyste pola

od jeziora po park

między echami niknącego dnia


krótka chwila tęsknoty

zsyła sen


W miłość

tylko

prawdziwa miłość

w poukładany świat

wchodzi oknem


a jeśli

chcesz tak jak ja

być skałą i ptakiem

to spójrz bez lęku

oddech w jeden złącz

z dłonią w dłoni


chodź ze mną

w miłość

Nieuchwytne

zamykam oczy

samotne palce szukają oparcia

wieczorna cisza

oplata każdy skrawek przestrzeni


za oknem przysnął świerszcz

w kominku ogień

oczekiwanie przeciąga się leniwie

mruży oczy jak kot


życie wymyka mi się z rąk

nieuchwytnie


zamykam oczy

tylko wtedy czuję jeszcze twoją obecność

zapach, który pozostał


a ty

jesteś już wiatrem

kwiatem, drzewem i liściem


a ja

milczę wymownie


została mi tylko cisza

cisza…

Nim znikniesz

Ulotna jesteś chwilo


jak kamfora się rozpływasz

piękno twoje przemija


trwasz chwilo

i znikasz

zbyt szybko


zachowam cię w sercu

w nadziei, że może nie całkiem

przeminiesz


Zostawić

jest takie miejsce

gdzie nigdy nas nie było

i śladów naszych uczuć

los nie zostawił


z wyjątkiem momentu

który był słowem i światłem

ledwie mgnieniem

zachowanym pod powiekami


w jasnych barwach jesieni

w promieniach słońca

utrwalił się jak cień

by tęsknotę w sercu zostawić

Niebo płonie

Pod płaszczem samotności 

wieczór w wieczór

latarni światło


w ciszy zachodzącego słońca

krzyk mew

tykanie zegara


szum morskich fal

tęsknota

pokrywa powieki cienką warstwą wilgoci


niebo płonie


Wspomnienia

Pamięć zachowana w starych listach

na pocztówkach pachnących latem

zostawiła pożółkłe ślady miłości

uschnięte płatki róż

pamiętają tamto uczucie

serce płonące namiętnością

bladość cery, heban włosów

błyszczące tkliwością oczy

kilka chwil wyrwanych losowi

zachowane we wspomnieniach

dni wypełnione szczęściem

wciąż żywe w kurzem pokrytych wersach

— nigdy nie umrą, będą żyć wiecznie.


Przezroczysta

przezroczysta nić przemijania

unosi się wyżej niż górskie szczyty

ponad bezkresem pól


po linie czasu jak linoskoczek

wdzięcznie i giętko


po smukłych cieniach dni

skrapla się na szybach


jesienną niepogodą

Skałą

od kiedy ptaki opuściły moje sny

i słowa obumarły

nie wiem jak przyznać się

do samotności


patrzę na drzewa za oknem

one na mnie

bezradnie wyciągam ramiona

szepczę słowa bezładne


umierając z tęsknoty

łzy rozsypuję na policzkach


a świat przemija, przemija

drzewa zrzucają liście, liście

smutek wypełnia żyły

krąży po ciele


staję się skałą

a chciałam być ptakiem

skrzydła wznieść wysoko

i latać


upadałam długo

za długo


za miłość

za śmierć

za szczęście


Płoną

wszystkie gwiazdy

kiedy niebo o północy

ma kolor palonej kawy

i twoich włosów


spójrz

na wypełnione ciszą drzewa

na kwiaty w ogrodzie

park


w blasku księżyca

przyjdź

i zamknij w dwóch słowach

cały mój świat


sevgilim

Znajdę cię

chwilo ulotna

wspomnienie dawnej miłości


nawet gdy mnie już nie będzie

zapach zachowa się w drzewach

w kwiatach


a słowa — ulotne ptaki

wyrwane na wolność

powrócą


czas zatoczy koło

będzie jak kiedyś

Byliśmy

dwoma połówkami

tego samego jabłka


szukałam cię i odnajdywałam

w przyrodzie

a ty

byłeś ptakiem i skałą

i słońcem i wiatrem


słowem w moich ustach

krwią w żyłach

początkiem i końcem

byłeś


a ja kochałam życie


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 33.15
drukowana A5
Kolorowa
za 55.05