E-book
15.75
drukowana A5
71.6
Ukryj się...

Bezpłatny fragment - Ukryj się...


4
Objętość:
426 str.
ISBN:
978-83-8155-105-2
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 71.6

— PROLOG —

Martwa cisza panowała dookoła.

Nigdzie nie było widać ani jednej, żywej duszy. W czasie, gdy piorun przeciął niebo, przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po lesie. Z gęstwin wybiegła niespodziewanie kobieta, kusztykając na jedną nogę.

Deszcz padał prosto w oczy szatynki, która cała zakrwawiona biegła przez mrok. W powietrzu unosiła się gęsta mgła, przez którą nic nie było widać. Ofiara trzęsła się cała z zimna oraz z przerażenia. Co chwila odwracała się za siebie, aby sprawdzić, czy ktoś za nią nie idzie.

Będąc bezpiecznie ukryta we wnęce konaru starego dębu, odetchnęła z ulgą. Poczuła wtem przeszywający, ostry ból w nodze, w której wszystkie mięśnie zostały wcześniej przez kogoś wyciągnięte na zewnątrz.

Niespodziewanie usłyszała trzask gałęzi leżących na ściółce. Serce kobiety podskoczyło do gardła, a krew przestała dochodzić do głowy. Pod jej powiekami wezbrały się łzy rozpaczy. Doskonale wiedziała, co potrafi zrobić ten ktoś. Nowo poznanych znajomych poćwiartował. Ich organy powyciągał własnoręcznie i pochował do słoi oraz porozwieszał na ścianach.

Czarnowłosa wstrzymała oddech i zakryła dłonią usta oraz nos, tak by morderca nie był w stanie usłyszeć choćby najcichszego świstu powietrza.

Serce łomotało jej jak oszalałe.

Zakapturzona postać w czarnym jak noc płaszczu stała tuż obok niej. Wystarczyło, że spojrzałaby się w drugą stronę, a kobietę spotkałby straszny los.

Ku uldze ofiary prześladowca odszedł w otchłań ciemnego lasu. Dwudziestolatkę oblał zimny pot, natomiast oddech miała przerywany i zduszony. Coś ją mimo wszystko zaniepokoiło. Coś za nią. W konarze drzewa.

Przecież to niemożliwe… Za mną stoi tylko drzewo. Opieram się o nie… — te myśli jednak nie uspokoiły dziewczyny. Mroźne ciarki przeszły po jej ciele, pozostawiając po sobie gęsią skórę. Przełknęła głośno ślinę i oblizując usta, obejrzała się za siebie. Tam jednak nic nie było. Tylko stary, pomarszczony dąb.

Coś jednak kazało kobiecie wpatrywać się w roślinę i czekać na znak. Nagle ku przerażeniu dziewczyny we wnętrzu ciemnego konaru pojawiły się matowe, martwe oczy. Całe zalane krwią, która powoli ściekała z ich kącików, natomiast złowieszczy uśmiech odbijał się w ciemnościach.

Nim zdążyła wrzasnąć, ktoś wciągnął ją za rękę w głąb drzewa. Jedyne co usłyszała w tamtej chwili to dźwięk pękających kości w kręgosłupie. Zrozumiała wtedy, że w tym konarze morderca wydrążył dziurę a mgła i ciemność ukrywały ją.

W środku pnia wykopano również dziurę, prowadzącą do tego samego miejsca, z którego uciekła. Tajemnicza postać doczołgała ofiarę tam ponownie. Odór metalu przyprawił dwudziestolatkę o zawroty głowy oraz mdłości. Czuła się jak zarżnięta owca ciągnięta do składu z innymi trupami.

Przez blade światło ujrzała wtem twarze swoich znajomych.

Ich głowy wisiały jak trofea powbijane na kołki. Oczy mieli wydłubane, a języki poobcinane. Czysta scena wyjęta żywcem z najgorszego horroru. Typ w czarnym płaszczu twarz miał ukrytą w ogromnym kapturze niczym u kata. Nawet czerwone, martwe tęczówki nie były widoczne.

Psychopata złapał dziewczynę za kark i nadział ją na dwóch hakach. Dziewczyna zawyła z bólu, a po policzkach popłynęły słone łzy. Zamknęła na chwile powieki natomiast, gdy je otworzyła, nieznajoma postać wbiła dwa ostre, drewniane kołki w oczy czarnowłosej. Dwudziestolatka kopała nogami, próbując się uwolnić, jednak im bardziej się szamotała, tym bardziej haki wbijały się w mięso na plecach. Nie miała już sił, aby walczyć, więc bezwiednie wydawała z siebie stłumione jęki, przepełnione bólem.

Pomimo iż nic nie widziała, morderca nie był do końca usatysfakcjonowany swoim dziełem. Postanowił się jeszcze pobawić i wziął do ręki jedną ze swoich ulubionych zabawek. Srebrne ostrze rozdzielające się na trzy części, ze złotym trzonkiem. Wbił swoje narzędzie w brzuch ofiary i rozerwał go. Z jego wnętrza zaczęła wypływać cała zawartość. Organy zmieszane z ogromną ilością krwi wyleciały od razu na podłogę.

Szatynka tylko wrzasnęła jak opętana i już po paru minutach nie żyła z powodu wykrwawienia. Psychopata zaczął powoli odcinać kończyny ofiary, jedna po drugiej, natomiast jej wnętrzności pochował w chłodni. Jedynie jelita zawiesił na haku, aby mogły obcieknąć z gęstej mazi.

Po skończonym dziele zaczął szatańsko się śmiać. Jego oczy rozbłysły w narastającej ciemności, a zęby połyskiwały w mroku, dopóki nie zniknął całkowicie w czerni pomieszczenia, szykując się na kolejną ofiarę.

— KARTKA PAPIERU —

Księżyc schowany był za mrocznymi, szarymi chmurami, które ogarnęły całe niebo. Wiatr chaotycznie poruszał gałęźmi oraz liśćmi drzew. Powietrze pachniało siarką oraz metalem, zwiastując tym samym nadchodzącą burzę. Nawet gdzieś w oddali słychać było już jej pierwsze oznaki zbliżania się. Dookoła roznosiły się odgłosy zdenerwowanych zwierząt, które mieszkały w zoo.


— Dobrze, już dobrze… Uspokójcie się już! — bąknęła przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Zaganiała właśnie do zagrody pasiaste zebry, które sprawiały jej największy opór. Reszta mieszkańców była już bezpiecznie ukryta w swoich boksach.

Brunetka o długich do pasa kasztanowych włosach, związanych w niedbałego koka na czubku głowy dygotała z zimna. Ubrana w kurtkę jesienną oraz gumowe rękawice, walczyła z upartym zwierzęciem. Nie zwracała uwagi na to, co dzieje się dookoła w ciemnościach. Nagle poczuła na swojej twarzy zimne krople deszczu.

— Świetnie… Jeszcze tego mi brakowało — warknęła wściekła, przewracając oczami i z impetem zatrzasnęła drzwi od boksu. — Na dziś to już koniec pracy. Idę nareszcie do domu — wymamrotała pod nosem zmęczona oraz zmarznięta. Włożyła ręce w kieszenie kurtki i ruszyła nieśpiesznym krokiem w stronę mieszkania.

Nagle uświadomiła sobie, że dookoła panuje totalna cisza, co wywołało u dziewiętnastolatki uczucie niepokoju i tylko wiatr zamiatał liście na szarej alejce wyłożonej kostką. Wtem poczuła czyjś wzrok na sobie i z duszą na ramieniu odwróciła się, jednak w ciemności nic nie dostrzegła.

Zrezygnowana wzruszyła ramionami, wydęła wargi i ruszyła dalej. Pomimo iż należała do osób, które rzadko się czegoś bały, w tamtej chwili jej serce przyśpieszyło. Oddech stał się płytki, nierówny oraz urywany. Przełknęła głośno ślinę, gdy usłyszała za sobą przerażający stukot.

Boże! Co to było?! — mruknęła w myślach, podskakując w miejscu ze strachu. Na jej ciele pojawiła się gęsia skóra i odruchowo obejrzała się za siebie, lecz nadal nic. Spojrzała w górę na martwe od ciemności niebo, jakby szukała na nim wskazówki. W oddali słychać było jedynie grzmoty, natomiast na horyzoncie złote błyskawice przecinające mrok rozjaśniały okolicę.

— Abby, ogarnij się dziewczyno! To tylko burza a ty myślisz, że to nie wiadomo co się dzieje… — brunetka potrząsnęła głową i z grymasem na twarzy ruszyła przed siebie. Z jej lekko rozwartych ust wylatywała para.

Niespodziewanie ktoś zaczął za nastolatką szurać ciężkimi niczym ołów butami. Długowłosa zlekceważyła to i szła dalej. Niestety stres dał o sobie znać, przez co żołądek niebezpiecznie się zacisnął, a serce podeszło do gardła.

— Catty?! — krzyknęła Abby, przełykając głośno ślinę. W gardle utworzyła się gula nie do przełknięcia. Nerwowo zaczęła rozglądać się dookoła, zdezorientowana całą sytuacją. Jednak głos nastolatki niósł wiatr jak echo, na które nikt nie odpowiedział. — Catty, odezwij się! To nie jest śmieszne! Wiem, że chcesz mnie nastraszyć, ale nic z tego! — dziewiętnastolatka starała się nie pokazywać za wszelką cenę, że się przeraźliwie boi. Po dłuższej chwili zaniepokojona zaczęła biec do domu, wmawiając sobie, że to dla rozgrzania się.

Wiatr razem z deszczem przybrał na sile, co utrudniło jej widzenie i wzmożyło wysiłek. W końcu na horyzoncie pojawił się średnich rozmiarów dom. Zbudowany był z czerwonej cegły z zielonym dachem. Z komina leciał kłębiący się szary dym, a w oknie świeciło się światło. Abby podeszła uradowana do drewnianych, ciemnobrązowych drzwi wejściowych szukając w kieszeni kurtki pęk kluczy, po czym jeden z nich włożyła do zamka. Po otworzeniu grubej płyty weszła do środka, lecz zanim zamknęła wejście, rozejrzała się dookoła. Nikogo jednak nie było. Przewróciwszy oczami, wzięła głęboki oddech i przekręciła zamek, aby nikt nie wszedł do środka. Znajdowała się wtem w małym holu, wyłożonym aż po sufit ciemnobrązową boazerią. Na podłodze położone były kremowe, duże płytki a przy wejściu usytuowana była wycieraczka. Mała szafka na buty koloru orzechowego oraz wieszak na kurtki znajdowały się na tej samej ścianie. Biały sufit rozświetlały dwa żółtego odcienia halogeny. Dziewczyna zdjęła przemoczoną kurtkę oraz rękawiczki, które zabrała ze sobą i wyszła z holu, gąszcz w nim światło. Następnie przeszła do kuchni przez korytarz, wyłożony również boazerią, tego samego koloru co altanka. Na ścianach wisiały zdjęcia rodziny Abby oraz jej samej z przyjaciółmi. Catty i pewien chłopak również byli na wielu z nich. Cała trójka traktowała się jak rodzeństwo. Brunetka weszła do małej kuchni, w której świeciło się światło nad piecem gazowym. Pomieszczenie było bardzo przytulne jak reszta domu. Podłoga wyłożona jasnobrązowymi płytkami, a ściany pomalowane na ciepły pomarańcz stwarzały miłą atmosferę. Przez okno nic nie było widać, gdyż mrok ogarnął całe niebo.

Białe, lniane firany, sięgające do parapetu odbijały się w szybie. W małej wnęce stała lodówka oraz piec, a wzdłuż najdłuższej ściany ustawiony był rząd mebli wykonanych z klonu. Całość dekorował wysuwany stół, przy którym siedziała przyjaciółka dziewczyny. Nastolatka o włosach jasnobrązowych, sięgających do ramion i oczach średniego odcieniu brązu, błyszczące od radości. Na nosie widniały okulary we fioletowej oprawce. Ubrana już w piżamę, piła gorące kakao i rozwiązywała krzyżówki.


— Ooo… Abby! Już jesteś — zaśmiała się radośnie na widok przyjaciółki, natomiast ta zmarnowana wysunęła krzesło barowe i usiadła na nim. Chwyciła kubek z gorącym napojem i upija łyk. Czekoladowa ciecz przyjemnie rozgrzewał dziewiętnastolatkę od środka, powodując delikatny uśmiech na jej spierzchniętych ustach.


— Tak, a kogo się spodziewałaś? Mojej mamy z bratem?… Przecież nie ma ich, bo pojechali na lotnisko po nowego lwa — przypomniała zmęczona swojej rówieśniczce, na co ta kichnęła. — Na zdrowie — rzuciła do Catty wstając, po czym podeszła chwiejnym krokiem do okna. — Ktoś tu jest… — rzekła ostrzegawczo, a brązowooka zrobiła zdziwioną minę.


— To znaczy? — spytała zszokowana, cały czas patrząc się na przyjaciółkę.


— Jak szłam do domu miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi — oznajmiła ponuro długowłosa, po czym ruszyła do łazienki znajdującej się na końcu korytarza.


— A właśnie!… Zapomniałam ci powiedzieć o dwóch sprawach. Pierwsza to taka, że dostałaś dzisiaj list i twoja mama przyniosła go rano, przed wyjazdem z resztą poczty. Położyłam ci go w pokoju na biurku. Po myciu sobie najwyżej zobaczysz — poinformowała nic niepodejrzewająca Catty. Abby nalała do stojącej pod oknem łazienkowym wody do wanny. Para od gorącej kąpieli unosiła się ku górze, przez co wszystko dookoła zaparowało.


— Od kogo ten list? — zapytała się z zaciekawieniem zielonooka.


— Nie wiem, nie patrzyłam… — wzruszyła beznamiętnie ramionami wyższa z dziewcząt, opierając się o futrynę drzwi.


— No okey… — mruknęła zmęczonym tonem druga z nastolatek. — A jaka jest ta druga wiadomość? — spytała długowłosa, zakręcając wodę, następnie siadając na brzegu wanny.


— Dostałam zaproszenie na taki obóz pod nazwą obóz przetrwania — zaśmiała się brunetka machając ręką, natomiast Abby do śmiechu nie było, gdyż miała co do tego złe przeczucia.


— No nie wiem, czy to dobry pomysł… Ty i szkoła przetrwania? Wybacz i bez obrazy, ale ja bym sobie sama rady nie dała a wiesz, że ja potrafię prawie wszystko znieść. Zawsze jeździłam na obozy z ojcem lub z jakimś opiekunem. Proszę przemyśl dobrze tę decyzję wyjazdu. A jakie są koszty? — odparła niższa z przyjaciółek idąc na korytarz po ręcznik.


— No właśnie najlepsze jest to, że to za darmo! — krzyknęła uradowana Catty, cały czas podążając wzrokiem za ledwo chłodzącą dziewczyną.


— No nie wiem, przemyśl to… — jęknęła dziewiętnastolatka, przypominając sobie wszystkie obozy i szkolenia ze swoim ojcem. Ledwo dawała radę dotrwać do końca, choć z wiekiem stawała się coraz lepsza. Wysiłek nie był już tak męczący dla niej, a stres i presja czasu nauczyły zielonooką szybkiego myślenia. Mimo wszystko nie chciałaby na własne życzenie ponownie przechodzić tego samego. Z cichym westchnieniem przeczesała swoje włosy, rozplątując z upięcia.


— Wiem! — rzuciła nagle krótkowłosa, poprawiając sobie okulary, które z ekscytacji zjechały jej na czubek nosa.


— Co takiego wymyśliłaś geniuszu? Tylko proszę, pośpiesz się, bo woda mi stygnie, a naprawdę padam na twarz. Chcę zobaczyć ten list i iść się położyć spać — wymamrotała dziewczyna trzymając w jednej ręce klamkę od drzwi łazienki.


— Pojedź ze mną! — pisnęła głośno uradowana Catty swoim genialnym pomysłem, natomiast druga z przyjaciółek pokręciła przecząco głową i zamknęła drzwi od pomieszczenia. Załamana brązowooka wróciła do kuchni i chwyciła kubek nawet nie patrząc na niego. Zatopiona w swoich myślach przyłożyła przedmiot do ust, jednak po przechyleniu go nic nie wypłynęło. Ku zaskoczeniu Catty całe kakao zniknęło. Zdziwiona i lekko wystraszona dziewiętnastolatka podeszła z powrotem do drzwi od łazienki.- Abby! Wypiłaś całe kakao? — zapytała lekko drżącym głosem, przystawiając ucho do drewnianej powłoki.


— Nie! — odkrzyknęła jej brunetka, która właśnie się myła.


— Oh… — westchnęła ciężko wyższa z kobiet i wtem do jej uszu dobiegł jakiś szmer z piwnicy. Automatycznie wzdrygnęła się ze strachu, a na ciele Catty pojawiła się gęsia skóra. Żołądek nastolatki fiknął salto na przypomnienie sobie słów przyjaciółki. Ktoś tu jest i jak szłam do domu, to mnie śledził… Przerażona postanowiła to jednak sprawdzić.


Księżyc schowany był za mrocznymi, szarymi chmurami, które ogarnęły całe niebo. Wiatr chaotycznie poruszał gałęźmi oraz liśćmi drzew. Powietrze pachniało siarką oraz metalem, zwiastując tym samym nadchodzącą burzę. Nawet gdzieś w oddali słychać było już jej pierwsze oznaki zbliżania się. Dookoła roznosiły się odgłosy zdenerwowanych zwierząt, które mieszkały w zoo.


— Dobrze, już dobrze… Uspokójcie się już! — bąknęła przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Zaganiała właśnie do zagrody pasiaste zebry, które sprawiały jej największy opór. Reszta mieszkańców była już bezpiecznie ukryta w swoich boksach.

Brunetka o długich do pasa kasztanowych włosach, związanych w niedbałego koka na czubku głowy dygotała z zimna. Ubrana w kurtkę jesienną oraz gumowe rękawice, walczyła z upartym zwierzęciem. Nie zwracała uwagi na to, co dzieje się dookoła w ciemnościach. Nagle poczuła na swojej twarzy zimne krople deszczu.

— Świetnie… Jeszcze tego mi brakowało — warknęła wściekła, przewracając oczami i z impetem zatrzasnęła drzwi od boksu. — Na dziś to już koniec pracy. Idę nareszcie do domu — wymamrotała pod nosem zmęczona oraz zmarznięta. Włożyła ręce w kieszenie kurtki i ruszyła nieśpiesznym krokiem w stronę mieszkania.

Nagle uświadomiła sobie, że dookoła panuje totalna cisza, co wywołało u dziewiętnastolatki uczucie niepokoju i tylko wiatr zamiatał liście na szarej alejce wyłożonej kostką. Wtem poczuła czyjś wzrok na sobie i z duszą na ramieniu odwróciła się, jednak w ciemności nic nie dostrzegła.

Zrezygnowana wzruszyła ramionami, wydęła wargi i ruszyła dalej. Pomimo iż należała do osób, które rzadko się czegoś bały, w tamtej chwili jej serce przyśpieszyło. Oddech stał się płytki, nierówny oraz urywany. Przełknęła głośno ślinę, gdy usłyszała za sobą przerażający stukot.

Boże! Co to było?! — mruknęła w myślach, podskakując w miejscu ze strachu. Na jej ciele pojawiła się gęsia skóra i odruchowo obejrzała się za siebie, lecz nadal nic. Spojrzała w górę na martwe od ciemności niebo, jakby szukała na nim wskazówki. W oddali słychać było jedynie grzmoty, natomiast na horyzoncie złote błyskawice przecinające mrok rozjaśniały okolicę.

— Abby, ogarnij się dziewczyno! To tylko burza a ty myślisz, że to nie wiadomo co się dzieje… — brunetka potrząsnęła głową i z grymasem na twarzy ruszyła przed siebie. Z jej lekko rozwartych ust wylatywała para.

Niespodziewanie ktoś zaczął za nastolatką szurać ciężkimi niczym ołów butami. Długowłosa zlekceważyła to i szła dalej. Niestety stres dał o sobie znać, przez co żołądek niebezpiecznie się zacisnął, a serce podeszło do gardła.

— Catty?! — krzyknęła Abby, przełykając głośno ślinę. W gardle utworzyła się gula nie do przełknięcia. Nerwowo zaczęła rozglądać się dookoła, zdezorientowana całą sytuacją. Jednak głos nastolatki niósł wiatr jak echo, na które nikt nie odpowiedział. — Catty, odezwij się! To nie jest śmieszne! Wiem, że chcesz mnie nastraszyć, ale nic z tego! — dziewiętnastolatka starała się nie pokazywać za wszelką cenę, że się przeraźliwie boi. Po dłuższej chwili zaniepokojona zaczęła biec do domu, wmawiając sobie, że to dla rozgrzania się.

Wiatr razem z deszczem przybrał na sile, co utrudniło jej widzenie i wzmożyło wysiłek. W końcu na horyzoncie pojawił się średnich rozmiarów dom. Zbudowany był z czerwonej cegły z zielonym dachem. Z komina leciał kłębiący się szary dym, a w oknie świeciło się światło. Abby podeszła uradowana do drewnianych, ciemnobrązowych drzwi wejściowych szukając w kieszeni kurtki pęk kluczy, po czym jeden z nich włożyła do zamka. Po otworzeniu grubej płyty weszła do środka, lecz zanim zamknęła wejście, rozejrzała się dookoła. Nikogo jednak nie było. Przewróciwszy oczami, wzięła głęboki oddech i przekręciła zamek, aby nikt nie wszedł do środka. Znajdowała się wtem w małym holu, wyłożonym aż po sufit ciemnobrązową boazerią. Na podłodze położone były kremowe, duże płytki a przy wejściu usytuowana była wycieraczka. Mała szafka na buty koloru orzechowego oraz wieszak na kurtki znajdowały się na tej samej ścianie. Biały sufit rozświetlały dwa żółtego odcienia halogeny. Dziewczyna zdjęła przemoczoną kurtkę oraz rękawiczki, które zabrała ze sobą i wyszła z holu, gąszcz w nim światło. Następnie przeszła do kuchni przez korytarz, wyłożony również boazerią, tego samego koloru co altanka. Na ścianach wisiały zdjęcia rodziny Abby oraz jej samej z przyjaciółmi. Catty i pewien chłopak również byli na wielu z nich. Cała trójka traktowała się jak rodzeństwo. Brunetka weszła do małej kuchni, w której świeciło się światło nad piecem gazowym. Pomieszczenie było bardzo przytulne jak reszta domu. Podłoga wyłożona jasnobrązowymi płytkami, a ściany pomalowane na ciepły pomarańcz stwarzały miłą atmosferę. Przez okno nic nie było widać, gdyż mrok ogarnął całe niebo.

Białe, lniane firany, sięgające do parapetu odbijały się w szybie. W małej wnęce stała lodówka oraz piec, a wzdłuż najdłuższej ściany ustawiony był rząd mebli wykonanych z klonu. Całość dekorował wysuwany stół, przy którym siedziała przyjaciółka dziewczyny. Nastolatka o włosach jasnobrązowych, sięgających do ramion i oczach średniego odcieniu brązu, błyszczące od radości. Na nosie widniały okulary we fioletowej oprawce. Ubrana już w piżamę, piła gorące kakao i rozwiązywała krzyżówki.


— Ooo… Abby! Już jesteś — zaśmiała się radośnie na widok przyjaciółki, natomiast ta zmarnowana wysunęła krzesło barowe i usiadła na nim. Chwyciła kubek z gorącym napojem i upija łyk. Czekoladowa ciecz przyjemnie rozgrzewał dziewiętnastolatkę od środka, powodując delikatny uśmiech na jej spierzchniętych ustach.


— Tak, a kogo się spodziewałaś? Mojej mamy z bratem?… Przecież nie ma ich, bo pojechali na lotnisko po nowego lwa — przypomniała zmęczona swojej rówieśniczce, na co ta kichnęła. — Na zdrowie — rzuciła do Catty wstając, po czym podeszła chwiejnym krokiem do okna. — Ktoś tu jest… — rzekła ostrzegawczo, a brązowooka zrobiła zdziwioną minę.


— To znaczy? — spytała zszokowana, cały czas patrząc się na przyjaciółkę.


— Jak szłam do domu miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi — oznajmiła ponuro długowłosa, po czym ruszyła do łazienki znajdującej się na końcu korytarza.


— A właśnie!… Zapomniałam ci powiedzieć o dwóch sprawach. Pierwsza to taka, że dostałaś dzisiaj list i twoja mama przyniosła go rano, przed wyjazdem z resztą poczty. Położyłam ci go w pokoju na biurku. Po myciu sobie najwyżej zobaczysz — poinformowała nic niepodejrzewająca Catty. Abby nalała do stojącej pod oknem łazienkowym wody do wanny. Para od gorącej kąpieli unosiła się ku górze, przez co wszystko dookoła zaparowało.


— Od kogo ten list? — zapytała się z zaciekawieniem zielonooka.


— Nie wiem, nie patrzyłam… — wzruszyła beznamiętnie ramionami wyższa z dziewcząt, opierając się o futrynę drzwi.


— No okey… — mruknęła zmęczonym tonem druga z nastolatek. — A jaka jest ta druga wiadomość? — spytała długowłosa, zakręcając wodę, następnie siadając na brzegu wanny.


— Dostałam zaproszenie na taki obóz pod nazwą obóz przetrwania — zaśmiała się brunetka machając ręką, natomiast Abby do śmiechu nie było, gdyż miała co do tego złe przeczucia.


— No nie wiem, czy to dobry pomysł… Ty i szkoła przetrwania? Wybacz i bez obrazy, ale ja bym sobie sama rady nie dała a wiesz, że ja potrafię prawie wszystko znieść. Zawsze jeździłam na obozy z ojcem lub z jakimś opiekunem. Proszę przemyśl dobrze tę decyzję wyjazdu. A jakie są koszty? — odparła niższa z przyjaciółek idąc na korytarz po ręcznik.


— No właśnie najlepsze jest to, że to za darmo! — krzyknęła uradowana Catty, cały czas podążając wzrokiem za ledwo chłodzącą dziewczyną.


— No nie wiem, przemyśl to… — jęknęła dziewiętnastolatka, przypominając sobie wszystkie obozy i szkolenia ze swoim ojcem. Ledwo dawała radę dotrwać do końca, choć z wiekiem stawała się coraz lepsza. Wysiłek nie był już tak męczący dla niej, a stres i presja czasu nauczyły zielonooką szybkiego myślenia. Mimo wszystko nie chciałaby na własne życzenie ponownie przechodzić tego samego. Z cichym westchnieniem przeczesała swoje włosy, rozplątując z upięcia.


— Wiem! — rzuciła nagle krótkowłosa, poprawiając sobie okulary, które z ekscytacji zjechały jej na czubek nosa.


— Co takiego wymyśliłaś geniuszu? Tylko proszę, pośpiesz się, bo woda mi stygnie, a naprawdę padam na twarz. Chcę zobaczyć ten list i iść się położyć spać — wymamrotała dziewczyna trzymając w jednej ręce klamkę od drzwi łazienki.


— Pojedź ze mną! — pisnęła głośno uradowana Catty swoim genialnym pomysłem, natomiast druga z przyjaciółek pokręciła przecząco głową i zamknęła drzwi od pomieszczenia. Załamana brązowooka wróciła do kuchni i chwyciła kubek nawet nie patrząc na niego. Zatopiona w swoich myślach przyłożyła przedmiot do ust, jednak po przechyleniu go nic nie wypłynęło. Ku zaskoczeniu Catty całe kakao zniknęło. Zdziwiona i lekko wystraszona dziewiętnastolatka podeszła z powrotem do drzwi od łazienki.- Abby! Wypiłaś całe kakao? — zapytała lekko drżącym głosem, przystawiając ucho do drewnianej powłoki.


— Nie! — odkrzyknęła jej brunetka, która właśnie się myła.


— Oh… — westchnęła ciężko wyższa z kobiet i wtem do jej uszu dobiegł jakiś szmer z piwnicy. Automatycznie wzdrygnęła się ze strachu, a na ciele Catty pojawiła się gęsia skóra. Żołądek nastolatki fiknął salto na przypomnienie sobie słów przyjaciółki. Ktoś tu jest i jak szłam do domu, to mnie śledził… Przerażona postanowiła to jednak sprawdzić.

— STRACHY NA LACHY —

Dziewczyna rozejrzała się dookoła, podchodząc do dębowych drzwi, po czym chwyciła za klamkę. Mimo iż była sama na korytarzu, atmosfera w nim stała się cięższa i naelektryzowana dziwnym napięciem. Nacisnęła powoli dźwignię w dół, a drewno z cichym piskiem otworzyło się. Wydany przez płytę dźwięk spowodował dreszcze na całym ciele brunetki. Nastolatka przełknęła głośno ślinę i zaczęła wchodzić w mrok starej piwnicy. Schody mające już swoje lata pod ciężarem dziewiętnastolatki zaskrzypiały, wydając przerażające odgłosy. Z duszą na ramieniu stąpnęła jak najlżej na ostatni stopień i wyciągnęła lewą rękę w celu znalezienia przełącznika. Jak tylko odnalazła go, włączyła światło, ale ku jej zdziwieniu nie zapaliło się.


— Niech to szlak. Żarówka się znowu przepaliła… — warknęła pod nosem brązowooka, zaciskając mocniej mięśnie szczęki. Nabierając w płuca ogromną ilości powietrza zeszła z ostatniego stopnia na beton. Pomieszczenie przesiąknięte było mokrą ziemią, drewnem oraz świerkiem, gdyż świąteczna choinka stała w zapomnianym kącie, oblatując z igliwia.

— Gdzie ta latarka? — Catty mruknęła sama do siebie, stojąc w ciemnościach kompletnie zapominając, że przyszła sprawdzić, czy ktoś tam jest oraz skąd dochodził hałas. Nieśpiesznie podeszła po omacku do starego, ciemnobordowego kredensu, w którym otworzyła pierwszą szufladę, zacinającą się w połowie. — Musi Abby poprosić Drew o naprawienie tej przeklętej szafki albo wywalić ją i kupić nową — bąknęła skonsternowana zaistniałą sytuacją i z całej siły szarpnęła za uchwyt.

Przewróciła się w ułamku sekundy na zimną, betonową posadzkę, głośno sycząc z bólu. Nagle usłyszała za swoimi plecami jakiś stukot. Przestraszona odwróciła szybko głowę, a na jej bladej twarzy widać było strach. Źrenice nastolatki rozszerzyły się pomimo panującej tam ciemności, głośno przełknęła ślinę i próbowała coś dostrzec. Jednak zero jakiegokolwiek ruchu wskazującego na włamywacza potęgowało napięcie, które rosło wraz z głuchą ciszą.

Nagle do uszu brunetki dobiegło skrzeczenie schodów, które zwróciło uwagę dziewiętnastolatki. Niewiele myśląc złapała najbliżej leżący przedmiot, mocno zaciskając na nim palce. Po dotyku wyczuła, że to metalowy pręt od jakiejś rury z charakterystycznym zakończeniem do wkręcania. Niezgrabnie wstała na nogi, podpierając się o krawędź szafki, mając ciągle na oku swoją ofiarę. Idąc powoli na palcach ominęła przyrdzewiałą perkusję, która należała do kuzyna Abby, a jednocześnie do byłego chłopaka Catty. Jej oczom wtem ukazał się zarys postaci z wielką szopą na głowie, ubraną w coś włochatego na stopach. Drżącymi rękoma zamachnęła się i uderzyła włamywacza prosto w plecy, powalając wroga na przysłowiowe deski.


— Catty? Catty! Uspokój się! Oszalałaś? Mogłaś mnie zabić! — krzyknęła rozzłoszczona Abby, która leżała na zimnym betonie łapiąc za metalową rurę. Ręcznik, który miała na głowie spadł na podłogę, a włosy rozsypały się na ramiona nastolatki. Z łomoczącym sercem starała się opanować swój nierówny oddech oraz emocje buzujące w jej żyłach. Rozcierając obolałe miejsce rzuciła natychmiastowo pręt na beton, a hałas rozniósł się po piwnicy echem. Brązowooka niewiele myśląc podała dłoń swojej przyjaciółce, jednak długowłosa odtrąciła ją po tym jak uniosła lekko prawą rękę, co spowodowało potworny ból w łopatce. — Sama dam sobie radę — odparła dziewiętnastolatka, mozolnie podnosząc się na równe nogi.


— Przepraszam… — zaskomlała skruszona Catty patrząc na kontury dziewczyny. — Nie wiedziałam, że to ty. Myślałam, że to ten ktoś, kto cię obserwował i chciałam się obronić — wytłumaczyła rówieśniczka idąc za swoją przyjaciółką powoli po schodach asekurując niebiologiczną siostrę.

Brązowooka będąc przy drzwiach, jednak się zatrzymała i spojrzała zaniepokojona w głąb mroku panującego w piwnicy. Mimo złych przeczuć pokręciła przecząco głową i zamknęła za sobą wejście, mówiąc sobie w myślach, iż ma urojenia. Jednak gdyby trochę poczekała to dostrzegłaby ruch ukrywającej się postaci, stojącej przy świątecznej choince. Dziewczęta w napiętej ciszy podążyły do kuchni, gdzie usiadły przy wyspie w ogóle nie patrząc na siebie. Catty smętnie zerknęła do wnętrza swojego kubka, w którym znajdować powinna się resztka niedopitego kakaa, ale ku jej zdziwieniu szkoło było puste. Postanowiła mimo wszystko nie martwić swojej przyjaciółki bo i tak zrobiła jej wystarczająco dużo stresu oraz bólu. Nagle ciszę przerwała melodyjka telefonu Abby, która zwiastowała przyjście sms-a.

Nadawca: Drew

Odbiorca: Abby

Data: 26.10.2015

Godzina: 23:15

Hej Abby, już po pracy?:*

Nadawca: Abby

Odbiorca: Drew

Data: 26.10.2015

Godzina: 23:15

Hej:3 Tak już dawno po robocie i jestem padnięta. Jedyne, o czym teraz marzę to łóżko. Na dodatek jeszcze oberwałam z rury od Catty…


Długowłosa podniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która myślami była gdzieś indziej. Siedząc na krześle, podparła się dłonią o brodę i przymrużyła powieki, wpatrując się w pustą przestrzeń. Widząc dziewiętnastolatkę w takiej pozycji cała złość Abby gdzieś zniknęła, zostawiając tylko delikatny uśmiech.

Nadawca: Drew

Odbiorca: Abby

Data: 26.10.2015

Godzina: 23:16

Jak to z rury?! >.< Zabić cię mogła! Co wy tam dziewczyny robicie? Zresztą będę za dziesięć minut to wam obu reprymendę dam. A tobie to już szczególnie dupsko spiorę: P


— Ej! — krzyknęła dziewczyna po przeczytaniu wiadomości w znak protestu. — Nie ma tak! Ja chcę iść spać, a nie mieć tutaj gości — dodała skonsternowana odkładając telefon na blat stołu, a brunetka siedząca naprzeciwko wydała cichy pomruk.


— Co się stało? — spytała, a w jej myślach chodził tylko widok poruszającej się jakiejś postaci w piwnicy.


— Drew jedzie do nas i będzie gdzieś za dziesięć minut — oznajmiła poprawiając swoją pomarańczową piżamkę z misiem. — A tak w ogóle, dlaczego trzepnęłaś mnie z tej rury, bo niezbyt cię słuchałam? — zapytała zaciekawiona, składając w kostkę mokry ręcznik i ręką przeczesała włosy.


— Bo cię pomyliłam z włamywaczem. Miałaś ręcznik na głowie i myślałam, że złodziej ma taką bujną szopę — zaśmiała się Catty od razu powracając do powagi. — Wiesz, jak się myłaś słyszałam jakiś hałas w piwnicy, poszłam to sprawdzić. Myślałam, że włamywacz to ty i tak jakoś wyszło… A tak w ogóle, jak ten głupek przyjeżdża to niech naprawi ten stary kredens. Jak otwierałam szufladę to ją z zawiasów wyrwałam — żachnęła się dziewczyna, bujając się na krześle.


— Catty… — długowłosa złapała się za głowę załamana zachowaniem swojej przyjaciółki. — Tam wystarczy delikatnie pociągnąć i się otworzy bez problemu. A co do włamywacza… Mówiłam, że ktoś mnie prawdopodobnie śledził, ale nie na pewno. Wiesz, że ja jak jestem zmęczona mam bardzo często zwidy — zaopiniowała spoglądając na roześmianą koleżankę.


— Właśnie… Mówiłaś, a ty masz zawsze rację, sama nawet to przyznajesz — upomniała ciemnowłosą brunetkę, która ruszyła w kierunku łazienki, by w końcu uczesać włosy. Druga z dziewcząt również wstała i skierowała się za przyjaciółką. Będąc na miejscu zapanowała między nimi cisza. Nagle światło w całym domu zgasło, a lokatorki wzdrygnęły się ze strachu.


— Pewnie bezpieczniki poszły albo wyłączyli prąd z powodu nadchodzącej burzy — rzuciła Abby nie przerywając swojej czynności.


— Na pewno to one — przytaknęła drżącym głosem. Wtem do ich uszu nagle dobiegło głośne walenie do drzwi, a brązowooka pisnęła zakrywając usta dłonią. Dzielniejsza z nich zostawiła czarną szczotkę na umywalce i skierowała się w stronę łoskotu. Dookoła było wszędzie ciemno, a piorun co jakiś czas rozcinał mrok. Głośnie grzmoty przybliżały się, a deszcz zaczął lać jakby chciał zalać ziemię. Abby przyłożyła ucho do drewnianych drzwi i nasłuchiwała, kiedy wibracje spowodowane kolejnym uderzeniem ją odepchnęły.


— Abby! Catty! To ja Drew! — dziewczęta usłyszały znajomy głos i jednym płynnym ruchem długowłosa otworzyła wejście. Im oczom ukazał się bardzo wysoki chłopak, który momentalnie znalazł się w środku. Nagle światło z powrotem się zapaliło rażąc wszystkich w oczy. Drew był szczupłym brunetem, o lekko przydługich włosach na środku głowy, natomiast po bokach kosmyki były krótko przycięte. W jego zielonych tęczówkach tańczyły jak zawsze iskierki bystrości oraz młodzieńczego cwaniactwa. Miał tak jak obie dziewczęta dziewiętnaście lat i chodzili razem do szkoły średniej. Drew był typem łobuza, ale starał się nie wyróżniać zbytnio z tłumu, gdyż miał i tak dość sporo problemów. Po zamknięciu za sobą drzwi zdjął skórzaną, czarną kurtkę z białym pasami po bokach, którą następnie rzucił na wieszak. Pod okryciem miał na sobie białą koszulkę oraz niebieskie spodnie dżinsowe. — Jak zimno! — bąknął pod nosem podchodząc do Abby, którą przytulił na przywitanie.


— Aaa… Jesteś mokry i zimny! — wrzasnęła dziewczyna w jego tors, na co brunet zaśmiał się pod nosem. Niechętnie wypuścił długowłosą z objęć, która z powodu chłodu miała grymas na twarzy. Drew następnie skierował się z szeroko rozpostartymi ramionami w stronę Catty.


— Nie waż się ty gnido do mnie się zbliżać! — rozkazała stanowczo, ale on się tym nie wzruszył i tuląc ją do siebie, rozczochrał włosy brązowookiej wolną ręką. — Ty wredoto! Puszczaj mnie w tej chwili! — nastolatek poddał się i unosząc dłonie do góry dał do zrozumienia, że poddaje się. — Po co, żeś przyjechał? — spytała Catty idąc w stronę schodów prowadzących na górę.


— Wróciłem właśnie z budowy razem z ojcem i akurat zdążyłem wejść do domu, a mi Abby napisała, że jej przylałaś rurą. Stwierdziłem, że i tak nie mam co robić więc zajrzę sprawdzić, czy się nie pozabijałyście — poinformował rozbawiony chłopak, a Catty obdarzyła go złowrogim spojrzeniem.

Dotarli po chwili do pokoju Abby, do którego prowadziły drewniane, z małymi szybami drzwi. W środku pomieszczenie było wymalowane na jasny róż, oświetlone przez żółte halogeny znajdujące się w skosie sufitu. Pod nimi ustawione było sporych rozmiarów łóżko, naprzeciwko którego stała komoda z małym telewizorem. Przy oknie usytuowane było biurko z obrotowym krzesłem oraz koszem na śmieci, a niedaleko niego stała rozsuwana szafa oraz fotel. Przyjaciele usiedli na łóżku, jednak Abby kątem oka dostrzegła kopertę, którą wzięła do ręki. Zgniłozielona kartka z brązowym napisem kojarzyła się dziewczynie tylko z jednym — wojskiem.


— Ooo! Też dostałaś zaproszenie na obóz! — krzyknął uradowany Drew widząc skrawek papieru, który wyjęła zielonooka.- Ja również dostałem i się na niego wybieram tak à propos — znajmił dumny z siebie chłopak, podpierając się na łokciach.


— O! Ooo! Super! — wrzasnęła z entuzjazmem Catty klaszcząc w dłonie z ekscytacji. — Ja też się mam zamiar tam wybrać, więc myśl, że będzie tam ktoś znajomy jest bardzo pokrzepiająca. Obozy przetrwania są ekstra! — dodała rozpromieniona brunetka, natomiast druga z dziewcząt zaczęła czytać treść listu.


ZAPROSZENIE!


Serdecznie zapraszamy na obóz przetrwania, do pięknej oraz malowniczej miejscowości Dinberly w okolicach Brooklynu. Przeżyjecie tu przygodę, której nigdy nie zapomnicie i sprawdzicie, ile warte jest życie. Wszelkich informacji zasięgniecie pod numerem znajdującym się na odwrocie.


Abby patrzyła na świstek papieru z grymasem niezadowolenia oraz sceptycznego nastawienia co do całej tej organizacji.


— Dziwnie to brzmi, a tym bardziej tylko mi się wydaje czy ta miejscowość nie została zniszczona czasem przez pożar? — spytała unosząc jedną brew do góry, a przyjaciele wzruszyli tylko ramionami.


— Ależ ty negatywnie nastawiona do wszystkiego dzisiaj jesteś. Zawsze taka optymistka, a tu co? — rzekła skonsternowana brązowooka, wymachując zamaszyście rękoma przed sobą.


— Pokaż tak w ogóle to miejsce, gdzie ci przydzwoniła Catty — nagle wyskoczył z prośbą Drew, a obie nastolatki spojrzały na niego z otwartymi buziami, gdyż właśnie miały coś do siebie powiedzieć.


— Żeś wyskoczył z tym, jak filip z konopi — rzuciła sarkastycznym tonem Abby, ale usiadła naprzeciwko chłopaka i zdrową ręką wskazała na obolałą łopatkę. Brunet odkrył jedno ramię, tak by zobaczyć wskazane miejsce. Widząc tworzący się fioletowy ślad, na jego twarzy zagościł grymas, niczym po zjedzeniu cytryny.


— To nie moja wina… — jęknęła Catty z miną niewiniątka. — Wracając do sprawy, to nie daj się prosić i pojedź z nami na obóz — powiedziała z wielkim uśmiechem krótkowłosa, przechylając głowę w prawą stronę.


— Nie twoja wina? — sarknęła dziewiętnastolatka krzyżując ręce na klatce piersiowej.- A kto wziął mnie za włamywacza i pcv-łką mi przywalił? — spytała ostrym tonem Abby, a pod jej spojrzeniem przyjaciółka skuliła się niczym pies.


— Aj… Siniak jest i to nie mały — zaopiniował w końcu Drew, zaciągając się dość sporą ilością powietrza. Następnie pochylił się lekko do przodu i złożywszy delikatny pocałunek na ramieniu przyjaciółki, poprawił piżamę. — Ja się zastanawiam czy ty Abby masz takie mocne kości, czy Catty nie ma aż takiej siły — dodał poważnym głosem lustrując obie dziewczęta.


— Mam takie mocne kości — odpowiedziała długowłosa cofając się i opierając się o ścianę.


— Pojedź z nami na ten obóz? — zaskomlała krótkowłosa wręcz błagając Abby, która na widok przyjaciółki wybuchnęła śmiechem.


— Jak ja was czasami nienawidzę — burknęła zielonooka uderzając lekko nastolatkę w ramię. W tym samym czasie, gdy trójka znajomych śmiała się, drzwi wejściowe otworzyły się. Zimne powietrze wpadło do środka, po czym coś zamknęło je z powrotem.

— WYJAZD —

Abby biegła przez mroczny las z trudnością łapiąc kolejny oddech, który już palił ją w płuca. Słyszała za sobą przeraźliwy krzyk jakiejś znajomej jej osoby, ale zbyt bardzo się bała, aby zawrócić. Pechowy los chciał, że w pędzie oglądała się za siebie zapomniała, iż wszędzie wystają gałęzie. Jak tylko znów wyprostowała głowę ostre odgałęzienie wbiło się nastolatce w przełyk.


Brunetka łapczywie nabrała powietrza, otwierając oczy i uniosła się z odciśniętą na policzku ręką do góry. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że żyje i znajduje się w kuchni. Rażące promienie słoneczne drażniły ją, więc zakryła ich źródło dłonią. Ciężko wypuściła powietrze z płuc i wstała idąc wprost do swojego pokoju. Przy drzwiach stały już zapakowane po brzegi dwie torby sportowe z Adidasa. Z dezaprobatą dziewczyna pokręciła przecząco głową i złapała w jeszcze drżące z przerażenia ręce zaproszenie do obozu. Klapnęła na swoim złożonym łóżku, wpatrując się w kartkę papieru.


— Mam złe przeczucia co do tego wyjazdu.- szepnęła do siebie, jednak jej słowa usłyszała Catty, która cała aż promieniała. Miała na sobie spodnie dżinsowe oraz granatową bluzkę na długi rękaw, a włosy jak zawsze rozpuszczone. Grzywka wpadała częściowo nastolatce w oczy, a druga połowa mazała krótkowłosej okulary.


— Nie łam się kochana.- bąknęła brązowooka opierając się ramieniem o futrynę.- Będzie fajnie, zobaczysz. Zawsze jak się boisz to tak jest. Sama to ciągle powtarzasz, zapomniałaś już? — żachnęła się dziewiętnastolatka z uśmiechem na twarzy, który odsłaniał jej białe ząbki. Zrezygnowana Abby spojrzała na swoją przyjaciółkę i unosząc oczy ku górze pokręciła przecząco głową.


— Pamiętam co mówiłam, ale teraz mam obawy. To nie jest strach, tylko właśnie obawy.- odrzekła oblizując usta, które jej się wysuszyły.- Coś mi w środku mówi, aby zostać w domu, bo ten wyjazd nam jeszcze bokiem wyjdzie.- dodała spuszczając wzrok, wbijając go w podłogę.


— Głowa do góry! — krzyknęła entuzjastycznie Catty zagarniając dłonią powietrze przed sobą.- Co nas nie zabije, to nas wzmocni.- powiedziała radośnie brunetka w podskokach podchodząc do przygnębionej Abby. Pochyliła się nad dziewczyną i mocno objęła ją za szyję w uścisku, chcąc dodać otuchy swojej przyjaciółce. Nagle Catty usłyszała, że ktoś biegnie wprost na jej plecy, więc w geście samoobrony przeszła na prawą stronę materaca. Zielonooka zdezorientowana znajomej podniosła głowę, a rozpędzony Drew wpadł prosto na nią przewracając długowłosą na plecy. On sam zaś leżał na brzuchu przyjaciółki, przygniatając ją swoim ciężarem. Ich twarze się spotkały parę centymetrów od siebie, a Catty zaczęła się śmiać.


— Drew! Złaź ze mnie do jasnej anielki, dwóch kilo nie ważysz.- syknęła zielonooka z trudem łapiąc oddech, a nastolatek zaczerwienił się i przeturlał na lewą stronę.


— Przepraszam.- wyszeptał zawstydzony, bo choć byli przyjaciółmi nie chciał przecież jej zgnieść. Dziewiętnastolatek ze spuszczoną głową usiadł na krawędzi materaca i zaczął się śmiać sam do siebie. Abby łapczywie złapała cenne powietrze, a klatka piersiowa dziewczyny uniosła się do góry.


— Okey, nic się nie stało ale na drugi raz uprzedź, że wpadniesz i to dosłownie.- warknęła długowłosa, rzucając to jedno ze swoich morderczych spojrzeń.


— Oki! — odpowiedział z wielkim uśmiechem wstając energicznie z łóżka. Podekscytowany złapał torby brunetki zanosząc je do swojego samochodu.


— Nie zapomnę jak my się poznałyśmy na naszej pierwszej koloni.- nagle wspomniała Catty uśmiechając się sama do siebie.


— Pamiętam, jakby to było wczoraj… Obie jak te sieroty wpadłyśmy w błoto, na co opiekunka się nie ucieszyła, gdyż w nasze ślady ruszyli pozostali.- na tę myśl Abby przewróciła oczami mimowolnie unosząc swoje kąciki ust do góry.


— A na pierwszym obozie poznałyśmy Drew.- rzekła z zamyśloną miną brązowooka.


— Hmm… Taki drobny, cichy oraz trochę przypominający kujonka, a teraz… — zawiesiła swój głos Abby kręcąc przecząco głową, usta zaciskając w wąską linię. — Człowiek dorasta… Dobra, zbierajmy się.- oznajmiła Abby głośno wzdychając, a jej serce przepełnione było strachem, jakby coś w środku mówiło, aby zostali w domu. Przekraczając próg długowłosa przystanęła na chwilę i ostatni raz spojrzała na swój pokój. Następnie razem z przyjaciółką zbiegły po schodach i ubrały się w kurtki oraz adidasy.


— Miłej zabawy dzieciaki.- powiedziała mama Abby stojąc w drzwiach łazienki czyszcząc kubeczki, w których stały szczoteczki oraz pasta do zębów.


— Dziękuję.- szepnęła jej córka zachrypniętym głosem, lecz od razu odchrząknęła przywracając brzmienie do normy.


— Na pewno będziemy się dobrze bawić.- zapewnił Drew opierając się nonszalancko o futrynę drzwi wejściowych.


— Ale ty Drew wyrosłeś… Prawie codziennie ciebie widzę, a jednak co rusz to wydajesz mi się inny.- rzekła rodzicielka Abby, która była wzrostu córki. Włosy kobiety były krótko przystrzyżone, równo z delikatnymi rysami żuchwy. Zielone oczy sprawiały przyjazne wrażenie, a usta wygięte w szeroki uśmiech rozjaśniały twarz.


— Dziękuję.- bąknął lekko zawstydzony, co zdradzały czerwone rumieńce na jego policzkach.


— Oki, zbierajmy się.- rzuciła entuzjastycznie nastawiona do wypadu Catty.- Mamy długą drogę przed sobą.- dodała całując w policzek mamę swojej przyjaciółki, po czym wybiegła na dwór z rękoma w górze.


— Do wiedzenia.- pożegnał chłopak eleganckim ukłonem kobietę.


— Idziemy clownie.- skarciła bruneta Abby popychając go lekko w stronę wyjścia.- Pa mamuś.- szepnęła mocno przytulając swoją rodzicielkę i ze sztucznym uśmiechem powędrowała do czarnego Woldzwagena. Cała trójka zapakowana w pojeździe pomachała stojącej w progu mieszkania brunetce, która zniknęła im po chwili z pola widzenia.


— No kochani, to zaczynamy imprezę! — krzyknęła piskliwym głosem Catty, siedząca z przodu, na miejscu pasażera. Pierwszy prowadził Drew, natomiast Abby zajęła miejsce z tyłu. Każde z nich miało już prawo jazdy, a droga do obozu trwała ponad półtora dnia. Oznaczało to, że będą się zmieniać, a nocą będą musieli być szczególnie ostrożni.


— Abby rozluźnij się w końcu, a nie wyglądasz jakbyś miała za koszulką węża.- powiedziała z przekąsem Catty, odwracając się do swojej przyjaciółki na tyle ile pozwoliły jej pasy.


— Jestem rozluźniona.- jęknęła nastolatka dłońmi jeżdżąc po ramionach.- Tylko jedziemy już ponad sześć godzin i zesztywniałam.- długowłosa skłamała, nie chcąc psuć dobrych nastroi pozostałych. Niespodziewanie chłopak się zatrzymał na poboczu, w jakimś lesie i wysiadł z auta.


— Catty prowadź, ja muszę rozruszać tą tutaj marudę.- rzekł, na co dziewczyna siedząca z przodu z wielkim bananem na twarzy, nie wychodząc na dwór przeniosła się za kierownice. Włączyła radio a tam akurat leciała jej ukochana piosenka. Pod głosiła magnetofon na maksa, a Drew wszedł do woldzwagena obok Abby. Catty dodała gaz do dechy, a brunet zajął miejsce na tyle wozu.- Chodź tu do mnie mała paskudo.- zaczął dziewiętnastolatek przysuwając się bliżej kobiety. Złapał kobietę w pasie, przygważdżając swoim ciałem i by rozweselić spiętą przyjaciółkę zaczął łaskotać ją.


— Przestań! — warknęła przez śmiech.- Już nie mogę! Aua! Uderzyłam się przez ciebie! — wymamrotała dając kuksańca Drew w ramię.- A ty co robisz? — spytała oburzona widząc, że chłopak kładzie jej głowę na kolanach, a nogi stara się wyprostować. Jednak wzrost jemu na to nie pozwolił, więc się lekko skulił na prawym boku.


— Jak to co? Idę spać. Ty też idź, bo zastępujesz Catty.- poinformował zamykając powieki, a Abby pokręciła tylko z dezaprobatą głową. Wyjrzała z westchnieniem przez okno auta, gdzie panowała szarówka, a las dodawał mrocznej atmosfery. Zmęczona długą jazdą zerknęła na śpiącego już przyjaciela i przejechała opuszkami palców po jego twarzy. Położyła następnie otwartą dłoń na klatce piersiowej chłopaka.


— Kochana jak coś obudź mnie, okey? — zapytała z troską jak tylko muzyka przycichła, a spokojne nuty roznosiły się wewnątrz wozu.


— Spokojna głowa, prześpij się.- odpowiedziała pewna siebie Catty, spoglądając kątem oka na znajomą. Ciało brązowokiej było rozluźnione i gotowe na przebycie swojego odcinka trasy.


— Dobrze.- skwitowała z uśmiechem Abby opierając głowę o zagłówek, po czym czując bijące ciepło oraz rytm serca przyjaciela również zasnęła.


Natomiast gdzieś w odległym zakątku świata, w starej szopie grała spokojna oraz wyciszająca muzyka, pochodząca z XIV wieku. Paliły się tam świecie o zapachu zgnilizny, a na środku pomieszczenia stały dwa stoły. Na jednym znajdował się talerz oraz świecznik, a stare, zardzewiałe metalowe krzesło dokańczało jego wystrój. Idąc w prawą stronę na drugim blacie leżał mężczyzna, ubrany tylko w same bokserki. Jego nogi okryte były zabrudzonym od smaru kocem, a usta miał zakneblowane zakrwawioną szmatą. Jakaś postać w wielkim kapturze zbliżyła się do niego, na co szatyn zaczął się szarpać. Tajemnicza istota złapała za talerz oraz sztućce do tranżerowania i podeszła do swojej ofiary. Zdjęła jednym, płynnym ruchem ręki płachtę a odór rozkładu mięsa oraz metalu krwi, zmieszał się ze zgnilizną świec. Podgwizdując kanibal odciął kolejne ścięgno z uda mężczyzny i nałożył je na talerz. Czarnowłosy nie miał już jednej nogi, a druga do połowy oberżnięta była ze skóry oraz mięśni. Na dokładkę morderca wbił widelec w oko mężczyzny i poruszając sztućcem zataczał koła. Związana ofiara szamotała się z bólu, lecz nic nie mogła zrobić jak tylko czekać na zbawienie, jakim była śmierć.

— DOTARCIE NA MIEJSCE —

Abby jechała już drugą kolejkę czarnym volkswagenem Drew, a na zewnątrz zapadł już mrok. Trójka znajomych prawie dojeżdżała na miejsce, od którego dzieliło ich zaledwie parę minut. Niebo emanowało czernią, którą rozświetlały gwiazdy oraz księżyc, wchodzący prawie w pełnie. Drzewa kołysały się delikatnie, choć wydawało się, że wiatru prawie nie ma. Droga choć czysta i pusta była bardzo kręta, przez co dziewczyna musiała być wtedy szczególnie ostrożna. We wstecznym lusterku Abby zobaczyła odbicie swoich przyjaciół, co wywołało uśmiech na ustach długowłosej. Catty leżała oparta policzkiem na pasie, a Drew o zagłówek i oboje spali. Kręcąc przecząco głową wróciła wzrokiem na asfalt. Nagle usłyszała krzyk dobiegający z tyłu wozu.


— Wjedziesz w drzewo! — wrzasnęła przerażona Catty otwierając szeroko oczy, a jej głos zadrżał. Wskazała przestraszona palcem przed siebie. Drew nie wiedząc co się dzieje momentalnie się wyprostował, słysząc strzyknięcie w swoim karku, gdzie chwilę później poczuł ciepło. Ręką rozmasowywał pulsujące miejsce, uważnie przyglądając się pustej przestrzeni. Abby natomiast dała po hamulcach przez co koła stanęły w miejscu powodując, że wszyscy polecieli do przodu. Słychać było tylko pisk opon, które zostawiły czarne pasy na asfalcie. Volkswagen się zatrzymał w miejsu a wszystkim serca waliły jak oszalałe, choć największego pietra miała Abby, której dłonie zaczęły drżeć jak narkomance. Przerażona oparła głowę o zagłówek fotela i zaczęła liczyć do dziesięciu, ale już przy dwóch ciśnienie sięgnęło granic.


— Kurwa, Catty! Co ci się stało?! Wiesz jak mnie wystraszyłaś?! A jak bym tak na serio teraz w coś wjechała?! — zdenerwowana zielonooka uderzała rękoma o kierownice, patrząc się w lusterko na bladą przyjaciółkę. Jednak ta jej nic nie odpowiedziała, co jeszcze bardziej zirytowało długowłosą. Żeby opanować nerwy dziewiętnastolatka wyszła z samochodu, gdyż z emocji było jej gorąco. Po trzaśnięciu drzwiami zamknęła oczy i oparła się o auto, drapiąc się opuszkami palców po czole. Mając nadal nogi jak z waty oraz w oczach łzy, skierowała się w stronę lasu. Po wejściu wgłąb zarośli nastolatka usiadła na wielkim kamieniu i spuściła głowę w dół, próbując uspokoić walące jak młot serce. W tym samym czasie dwójka przyjaciół siedziała nadal w aucie w ciszy.


— Pójdę po nią — rzucił Drew wychodząc z wozu, lecz nim zdążył zamknąć drzwi krótkowłosa się odezwała.


— Przepraszam- jęknęła drżącym głosem Catty podciągając nogi do klatki piersiowej.


— Nie przepraszaj bo nie masz za co. Abby jest zdenerwowana i roztrzęsiona, dlatego nakrzyczała na ciebie, więc nie przejmuj się nią. Wiesz dobrze, że to choleryk a zresztą każdy z nas tak by się zachował.- zaopiniował chłopak, obdarowując swoją znajomą pocieszającym uśmiechem. Starał się zachować zimną krew by ją uspokoić ale w jego oczach nadal malowała się panika po niedawnym incydencie.


— Wiem o tym i dlatego ja po nią pójdę — nagle rzuciła Catty wychodząc z samochodu, zostawiając Drew samego. Niczego świadoma Abby nadal siedziała na kamieniu lecz tajemniczy szelest w oddali zwrócił uwagę długowłosej. Zaciekawiona uniosła głowę do góry i zawzięcie przyglądała się zaroślom. Po krótkiej chwili oczom brunetki ukazała się zraniona łania, która popatrzyła na dziewiętnastolatkę i pobiegła dalej. Miała rozcięcie na brzuchu oraz czaszce, które nadal obficie krwawiło. Zielonooka poczuła dziwne ukłucie w sercu na widok zwierzęcia. Wtem delikatny dotyk na jej ramieniu spowodował dreszcze na plecach. Szybko odwróciła się a przed oczami ujrzała postać swojej przyjaciółki.


— Przepraszam. Za ostro zareagowałam a ty tylko miałaś zły sen — powiedziała Abby wstając z głazu i mocno przytuliła do siebie dziewczynę, która odwzajemniła uścisk.


— Nie przepraszaj. Wracajmy do auta i jedźmy dalej bo się doczekać już nie mogę.- bąknęła Catty we włosy swojej niebiologicznej siostry, która przytaknęła skinieniem głowy. Razem wyszły z lasu i zajęły swoje miejsca w aucie. Abby już spokojniejsza odpaliła silnik i powoli ruszyła w drogę. Na początku wszyscy siedzieli jak na szpilkach, lecz po jakimś czasie się rozluźnili. Po pół godzinie dotarli w końcu na miejsce. Na pierwszy rzutu oka wyglądało ono na opuszczone. Mimo wszystko wjechali na podwórko, ogrodzone drutem kolczastym na wysokość czterech metrów. Wjazd był bardzo szeroki i kamienisty, a dookoła rozciągał się las.


— To na pewno tutaj? — spytał Drew wychylając się do przodu, trzymając się za zagłówek fotela kierowcy. Catty natomiast siedziała z lekko rozchylonymi ustami, mając w środku mieszane uczucia. Podjazd prowadził aż na dość sporych rozmiarów plac. Praktycznie na przeciwko bramy usytuowany był drewniany budynek z czarnym dachem. Dwa kwadratowe okna, zasłonięte firanami przebijały ciepło światła na zewnątrz. Na małą werandę prowadziły dwa stopnie aż do drzwi z plastikową szybą. Widać było, że obiekt niedawno ktoś odnowił, gdyż reszta okolicy pozostawiała wiele do życzenia.


— Tak, to tutaj… — westchnęła Abby, dostrzegając na balustradzie znak z nazwą obiektu. Domysły nastolatki tym samym potwierdziły się. Wiedziała bowiem jak wyglądają prawdziwe obózy przetrwania, gdyż jej ojciec był wojskowym i od najmłodszych lat zabierał ją na różne poligony. Jako mały szkrab przeciskała się przez druty kolczaste topiąc się po uszy w błocie. Uciekała przed wściekłymi owczarkami niemieckimi, które wyczuwając zapach mięsa na ubraniu dziewczyny biegły za nią. Koszmar skończył się jakiś rok temu, pomimo iż rodzice długowłosej nie byli w małżeństwie od czterech lat. Dopiero jako pełnoletnia osoba mogła decydować czy chce jechać do ojca czy nie. Wcześniej nie mogła się sprzeciwić wyrokowi sądu. Na widok tego wszystkiego przeszły ją lodowate dreszcze.


— No to musimy iść poszukać recepcji — poinformowała podekscytowana Catty wychodząc z volkswagena i opierając się o drzwi.


— Kobieto… — zaczęła Abby również wychodząc na zewnątrz. — To nie pięciogwiazdkowy hotel, żeby tu była recepcja — burknęła dokańczając swoją myśl i rozglądając się wokoło.


— Oj tam… Idziemy poszukać recepcji — żachnęła się krótkowłosa entuzjastycznie zbierając swoją torbę podręczną. Drew ruszając w ślady swoich towarzyszek przeciągnął się na dworze niczym kot, wyciągając ręce nad głowę.


— Moje panie, ruszajmy na poszukiwanie przygód — dodał podchodząc do dziewczyn i objął je swoimi ramionami z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Zamknięty wóz został przed wjazdem na obiekt, a oni sami przemierzyli około pięciuset metrów aż dotarli do oświetlonego budynku.


— Ja zaraz wejdę, tylko napiszę wiadomość mamie, że szczęśliwie dojechaliśmy.- odrzekła Abby wyjmując komórkę z kieszeni swoich spodni dżinsowych. Natomiast dwójka znajomych weszła do środka. Wystrój zaparł im dech w piersiach. Ciepłe światło wielkich lamp na suficie oraz ladzie padało na wypchane głowy oraz figurki zwierząt.


— Mój ty Boże — szepnęła przerażona brązowooka, której źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Wszystko wybudowane było z drewna, nawet ławki w ścianach.


— Dobry wieczór. W czym możemy państwu pomóc? — do ich uszu nagle dobiegło chóralne pytanie, na które odwrócili głowy. Oczom znajomych ukazało się dwóch chłopaków. Mieli po dwadzieścia dwa lata. Oboje wysocy oraz szczupli. Ich kreśliły ostre rysy, zero zarostu a brązowe włosy były w nieładzie. Fiołkowe tęczówki dodawały im tajemniczości oraz przerażały nowo przybyłą dwójkę. Ubrani w spodnie dżinsowe oraz białe koszule, byli nie do odróżnienia.


— Dobry wieczór, mieliśmy zaproszenia od państwa — powiedziała drżącym głosem Catty wyciągając wspomniany papier, który wręczyła jednemu z mężczyzn. W tym samym momencie Abby stojąc na dworze wybrała numer do swojej mamy.

Nadawca: Abby

Odbiorca: Mama

Data: 9 listopada 2015

Godzina: 19:36

Hej mamuś. Dojechaliśmy właśnie i się „meldujemy”. Kocham was i śpijcie dobrze. Dobranoc:*

Nadawca: Mama

Odbiorca: Abby

Data: 9 listopada 2015

Godzina: 19:38

Całe szczęście, że dojechaliście cali i zdrowi, bo już zaczęłam się martwić. Odpocznijcie bo pewnie jutro was zamęczą ćwiczeniami. My również ciebie kochamy, dobranoc, pa.


Po przeczytaniu sms-a Abby schowała z powrotem telefon do kieszeni i wypuściła powoli powietrze z płuc. Tak na prawdę pragnęła wrócić do domu ale wiedziała, że już jest za późno na zmianę decyzji. Zrezygnowana weszła do pomieszczenia ze spuszczoną głową. Czując zapach lakieru do drewna spojrzała przed siebie i zamarła.


— Jeny… Ja widzę podwójnie.- szepnęła z lekko otwartą buzią. Z ostrożnością podeszła do swoich przyjaciół, przystając dopiero przy dębowej ladzie. Jeden z mężczyzna jednak wpadł jej szczególnie w oko, przez co poziom strachu lekko spadł.


— Zgadza się, jesteśmy bliźniakami.- odpowiedział chłopak, w którego wpatrywała się dziewczyna. Zlustrowała go pobieżnie wzrokiem przygryzając dolną wargę by ukryć uśmiech.


— Pański pokój znajduje się pod numerem trzynaście. Proszę o to klucze.- powiedział drugi z recepcjonistów podając srebrny klucz z breloczkiem wspomnianej liczby. Drew zabrał go jednym, szybkim ruchem ręki bacznie przyglądając się bliźniakom. Wtem do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna, ubrany cały na czarno. Abby wyczuwając niebezpieczeństwo automatycznie chwyciła swojego przyjaciela za nadgarstek. Ten dostrzegając, że upatrzony przez dziewczynę chłopak widzi to, delikatnie wyrwał się z jej uścisku i złączył palce brunetki ze swoimi.


— Widzę, że mamy nowych gości.- rzekł jakiś mroczny typ, z dziwnym uśmiechem na twarzy. Włosy miał czarne, kręcone i sięgały mu do ramion. Tęczówki posiadały barwę ciemnego brązu, który podchodził pod czerń. Cała trójka na jego widok przełknęła gęstą ślinę i dziękując wyszła z prowizorycznej recepcji.


— To było straszne.- zaopiniowała Abby zabierając dłoń z uścisku chłopaka i odebrała od niego klucz. Pobiegła przed siebie kamienną ścieżką, chcąc jak najszybciej znaleźć domek. Jednak nie dotarła do pokoju, gdyż Catty zobaczyła w oddali niewielki ogień. Zaciekawiona co tam może być skręciła w zupełnie przeciwną stronę. Z szerokim uśmiechem stwierdziła, że jacyś inni obozowicze zorganizowali sobie małą imprezkę integracyjną.


— Abby! Chodź tutaj, znaleźliśmy pozostałych! Jest ognisko! — krzyknęła krótkowłosa machając w powietrzu dłonią, trzymając Drew pod rękę. Zielonooka ciężko westchnęła i siłą rzeczy cofnęła się. Nie przepadała za towarzystwem ludzi, szczególnie jej obcym. Lubiła swój mały krąg znajomych, którzy znali ją praktycznie od podszewki. Nie miała zamiaru nikomu zwierzać się ze swojego życia osobistego. Z niemrawą miną dotarła do reszty i w blasku płomieni ujrzała siódemkę nieznanych jej osób, w tym cztery dziewczyny i trzech mężczyzn.


— Dobry wieczór.- powiedziała sztywno dołączając się do pozostałych. Zajęła miejsce pomiędzy blondynką a jakimś mężczyzną. Kobieta miała łagodne rysy twarzy a tęczówki przybierały barwę oceanu. Jasne, pofalowane kosmyki luźno spadały na jej ramiona, będąc rozwiewane przez wiatr. Otulona po samą szyję kocem w kolorowe pasy uśmiechnęła się do Abby. Po lewej stronie dziewiętnastolatki znajdował się niski, gdzieś wzrostu nastolatki chłopak o czarnych, krótko przystrzyżonych włosach oraz piwnych tęczówkach. Również miał delikatne rysy twarzy, a jego brodę porastał dwudniowy zarost.


— Ja jestem Catty, to Abby, a to Drew. Właśnie przyjechaliśmy i idąc do domku zauważyliśmy ognisko.- przedstawiła każdego po kolei brązowooka z uśmiechem na twarzy. Drew nic nie mówiąc tylko się przywitał unosząc do góry dłoń.


— Witajcie, ja jestem Selen.- odpowiedziała blondynka siedząca obok Abby.- To mój narzeczony Ric.- dokończyła wskazując na szatyna, który skinął głową na przywitanie.


— Ja jestem Fiona, to Edgard, Briget, Ivan i Mendi.- rzuciła rudowłosa kobieta, odgarniając swoje długie aż do łokci kosmyki. Brązowe tęczówki emanowały bystrością oraz lisim sprytem. Łagodne rysy twarzy dodawały obozowiczce dziewczęcego uroku. Drew, który był przyzwyczajony do śmiałych kobiet, był o dziwo skrępowany obecnością dwudziestotrzylatki.


— Jak długo już tutaj jesteście? — spytała Catty szczerze zainteresowana nowo poznanymi osobami. Przechylając się lekko do przodu, oparła się łokciami o kolana.


— Większość z nas przyjechała dzisiaj rano i tylko Selen jest w obozie od trzech dni.- oznajmił Ivan grzebiąc długim patykiem w ognisku.


— A mój narzeczony jest tutaj od dwóch dni, ale mimo to się nie nudziłam. Jest tutaj fenomenalnie! — pisnęła Selen a podekscytowanie emanowało od dwudziestosześciolatki. Uśmiechnięta zerknęła na ukochanego, puszczając do niego oczko.


— My się nie mogliśmy doczekać tego wyjazdu! No szczególnie ja i Drew bo Abby już przerabiała ten temat wiele razy. Jej tata był i jest nadal wojskowym, i to wysokiej rangi.- rzekła Catty nie myśląc nawet co mówi i dopiero po chwili do niej dotarło co powiedziała. Jednak już było za późno, gdyż impulsywna oraz zmęczona drogą Abby zagotowała się. Zirytował ją fakt iż przyjechała do obozu dla swojej przyjaciółki, a ta mimo wszystko ma nadal zastrzeżenia co do humoru długowłosej. Ponadto temat ojca zielonookiej był bardzo delikatny i nie miała ochoty dzielić się z obcymi osobami swoim życiem.


— Wybacz, że nie ekscytuję się tym wyjazdem tak jak ty.- syknęła wścieka wstając z pnia drzewa z zaciśniętymi palcami w pięści. Mając na sobie tyle par oczu dziewiętnastolatce zrobiło się głupio, że robi sceny przy nowych towarzyszach. Jednak wspomnienia na tyranię ojca były nie do opanowania. Powstrzymując kolejny potok już bardziej przykrych słów odeszła od pozostałych. Nie wiedząc dokąt zmierza szła prosto przed siebie, chcąc odejść jak najdalej. Przy palenisku zaś zapadła niezręczna cisza, którą każdy bał się przerwać.


— Ja pójdę po jakiś sok lub może coś mocniejszego.- bąknęła Selen już nie wytrzymując tej napiętej atmosfery.- Piwa? — spytała blondynka ze zmarszczonymi brwiami.


— Ja się skuszę.- westchnął Ivan będąc nadal w dziwnej zadumie. Zdejmując koc niebieskooka podała materiał swojemu narzeczonemu i skierowała się w stronę spadu pagórka. Zaraz za nim znajdowała się drewniana szopa z blaszanym dachem oraz rozsuwanymi na boki drzwiami. Docierając prawie do składzika z jedzeniem oraz piciem usłyszała za sobą jakiś szelest. Na chwilę przystanęła aby się obejrzeć, lecz w ciemności nic nie zauważyła. Tłumacząc to sobie ruchem wiatru lub jakimś zwierzęciem podeszła do drzwi. Jednak gdy złapała za metalową klamkę ktoś złapał ją mocno za włosy. Zdezorientowana syknęła z bólu łapiąc automatycznie za rękę napastnika. Zaraz potem czyjś ciepły oddech owiał jej policzek oraz ucho, a następnie ten ktoś zatkał kobiecie usta jakąś szmatą. Blondynka próbowała się wyrwać jednak na marne, gdyż uścisk atakującego był za mocny. W tym samym momencie Abby stała parę metrów dalej, nic kompletnie nie słysząc ani nie widząc. Wszystko przysłaniały jej łzy, które wezbrały się pod powiekami. Selen widząc w oddali dziewczynę chciała krzyczeć ale materiał jej to skutecznie uniemożliwił. Kobieta szarpała się, wierzgała nogami z całych sił, nawet próbowała uderzyć zakapturzoną postać z łokcia ale to wszystko poszło na marne. Tajemnicza osoba okręciła jej rękę o trzysta sześćdziesiąt stopni, łamiąc z gruchotem kości. Niebieskooka cierpiała, a szmata wepchnięta prawie do gardła dwudziestosześciolatki powoli ją dusiła. Po policzkach obozowiczki zaczęły płynąć słone krople, których nie umiała kontrolować. Nim się obejrzała została zaciągnięta w gęstwinę, gdzie spowiła oboje mgła.


— Tutaj jesteś.- nagle Abby usłyszała ciepły głos przyjaciela, który pojawił się znikąd. Szybko brunetka wytarła wierzchem dłoni łzy, tak by chłopak nic nie zauważył. Jednak za dobrze ją znał by nie zorientować się, że jest coś nie tak. Podszedł do niej obejmując dziewiętnastolatkę szczelnie ramionami, a ona wtuliła się w jego klatkę piersiową. Od razu do jej nosa dotarła woń perfum nastolatka. Nuta grejpfruta z czerwoną pomarańczą oraz wanilią i esencją z drzewa sandałowego. Zabójcza mieszanka słodkości z goryczą, która działała na płeć piękną jak jakiś wabik.


— Jestem głupia.- burknęła sama na siebie zielonooka, zaciskając mocno powieki ze wstydu.- Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje, że tak bardzo nie panuję nad sobą.- kontynuowała starając uspokoić się, lecz to było bardzo trudne dla niej. Z natury była choleryczką ale w miarę możliwości pracowała nad wybuchowym temperamentem.


— Nie jesteś głupia, tylko zmęczona a to ogromna różnica.- westchnął brunet głaszcząc uspokajająco przyjaciółkę po plecach.- Podróż każdemu dała swe znaki, nawet Catty. A co do niej… — zawiesił na chwilę głos aby móc oddalić od siebie dziewiętnastolatkę i spojrzeć jej w oczy.- Ona jest z ciebie dumna. Ona chce pochwalić się najchętniej całemu światu jaką ma wspaniałą przyjaciółkę. Dla Catty jesteś jak rodzona siostra i wie doskonale ile się nacierpiałaś. Ile twoja mama i brat wycierpieli przez twojego ojca tyrana. Podziwiamy ciebie oboje bo trzeba mieć cholerną odwagę oraz mocną psychę aby nie zwariować. Wiesz dobrze, że ona ciebie kocha a ty ją. Jesteście jak dwie papużki nierozłączki, gdzie jedna tam i druga. W ogień byście wskoczyły dla siebie.- bąknął pewnym głosem Drew a długowłosa z uśmiechem na twarzy przytaknęła jemu głową. On natomiast przyjrzał się baczniej twarzy przyjaciółki i pogładził ją po policzku. — Odpoczniesz i zobaczysz, że wszystko wróci do normy. Teraz chodźmy do pozostałych.- mruknął chłopak, czując że Abby już stała się spokojniejsza. Na początku zielonooka czuła się zażenowana ale obecność bruneta pocieszała ją. Zawstydzona zajęła wcześniejsze miejsce Drew, który przeniósł się obok Rica. Obozowicze nic jednak nie powiedzieli, ani nie rzucali karcących spojrzeń. Rozmowa ku zaskoczeniu wszystkich zaczęła się nawet kleić, lecz Ric wydawał się być jakiś nieobecny. Powoli martwił się o swoją niewracającą narzeczoną. Po dobrej godzinie pogawędki Abby klapnęła na kłodzie obok Catty, której humor znacznie podupadł. Chcąc jakoś podbudować swoją zasmuconą oraz zażenowaną przyjaciółkę złapała ją za przedramię, do którego się przytuliła. Tym samym Catty odetchnęła z ulgą, czując że cała złość Abby przeszła.

— RACHU CIACHU I PO STRACHU? —

Mrok panował wszędzie, a wiatr niósł chłód. Drzewa kołysały się na boki i tylko stado kruków latało po czarnym niebie. W starej szopie, której ciemności rozjaśniała tylko stara lampa naftowa śmierdziało benzyną. Na wykafelkowanej szpitalnymi płytkami ścianie wisiała przykuta żeliwnymi łańcuchami kobieta. Była nią Selen. Widziała z początku mroczki oraz zamazany obraz, co potęgowało u niej niepokój. Głowa pękała jej niemiłosiernie, a w gardle czuła nieprzyjemny ucisk. Dopiero gdy wzrok wrócił do normy adrenalina pobudziła szare komórki obozowiczki do myślenia. Zaczęła szamotać się, wisząc kilkanaście centymetrów nad ziemią. Próbowała wierzgać nogami ale niestety miała je związane mocnym sznurem, który wbijał się w delikatną skórę kobiety, zostawiając po sobie fioletowy ślad. Przerażona oraz spanikowana chciała krzyczeć i wołać o pomoc, jednak nie miała takiej możliwości. Usta zakneblowano niebieskookiej starą szmatę. Ręce zaś uniesione miała do góry i przymocowane łańcuchem do ściany. Po rozgrzanych policzkach blondynki popłynęły słone krople. Niespodziewanie zza foliowych zasłon wyłoniła się zakapturzona postać. Czarny, długi aż do ziemi płaszcz z kapturem zlewał się z ciemnością, doskonale zakrywając twarz psychopaty. Selen wydobywała z siebie jak najgłośniejsze wrzaski, które niestety zagłuszał materiał. Wtem tajemniczy ktoś podszedł do warsztatu, na którym znajdowały się różne narzędzia. Dziewczyna z rozszerzonymi źrenicami obserwowała poczynania prześladowcy. W pomieszczeniu panowała cisza i tylko syk lampy zakłócał go. Morderca odwrócił się do kobiety, trzymając w ręku nożyce chirurgiczne. Chwilę popatrzył na przyrząd po czym ruszył do swojej ofiary. Dwudziestosześciolatka szamotała się przerażona zaistniałą sytuacją. Zakapturzony typ przejechał ostrzem po złamanym ręku Selen. Przez jej sparaliżowane ciało przeszedł mroźny dreszcz. Barbarzyńca cofnął się i lustrując uważnie swoją ofiarę zaśmiał się gardłowo. Wtem wymierzył ostrze wprost w dziewczynę. Trafił w prawą stronę brzucha, a nożyce wbiły się między żebra. Kobieta wrzasnęła, zwijając się z potwornego bólu. Morderca mruknął coś pod nosem i biorąc kolejne narzędzie z blatu rzucił w blondynkę, z której ulatywała krew. W końcu nieusatysfakcjonowany kanibal chwycił skalpel. Podszedł do ofiary wyciągając powoli wcześniej wbite w jej ciało narzędzia. Sprawiało to jemu ogromną przyjemność. Następnie zardzewiałym skalpelem szpitalnym docierał od jednej rany do drugiej. Bordowa ciecz coraz szybciej wypływała, brudząc podłogę oraz pelerynę prześladowcy. Selen nie miała już sił nawet płakać, szamotać się czy krzyczeć. Chciała po prostu umrzeć. Napastnik nie dał jednak tak łatwo za wygraną i widząc, iż dziewczyna traci przytomność spoliczkował ją. Nie przerywając tortur chwycił za porozcinaną skórę obiema dłońmi. Grube palce wślizgnęły się do środka organizmu, tuż przy obojczykach. Mocno szarpiąc zaczął zrywać żywcem skórę z kobiety. Szybkim i płynnym ruchem oderwał ją całą, a wnętrzności wypłynęły u jego stóp. Jelita upadły na podłogę, jednak serce i przymocowane organy jeszcze biły. Dwudziestodześciolatka nadal była pełna świadomości, chociaż obraz powoli tracił ostrość. Ostatnim elementem zabawy barbarzyńcy było rozcięcie przecinarką do kamienia czaszki. Niestety w tarczę wplątały się włosy obozowiczki, powodując zatrzymanie tarczy. Niezadowolony psychopata mruknął i ciągnąć siłą za sprzęt wyrwał spore pasmo ze skórą. Krew wylała się na ramiona oraz twarz Selen, a część mózgu spadła na podłogę. Niebieskooka skonała przywieszona do ściany i zarżnięta gorzej niż zwierzę na ubój. Była młodą i ambitną osobą, która jak każdy miał wielkie plany na przyszłość. Zakapturzona postać niewzruszona wyciągnęła serce blondynki i schowała narząd do szklanego pojemnika. Następnie zakrył je zabrudzoną szmatą. Sam zaś odciął siekierą głowę ofiary i ukrył do lnianego, brązowego wora. Z resztkami czaszki wyszedł z pomieszczenia, gasząc lampę naftową. Tułów wisiał nadal przykuty żeliwnymi łańcuchami do ściany.


Niczego nieświadoma grupka obozowiczów siedziała nadal przy ognisku i zawzięcie dyskutowała. W czasie, kiedy Selen była torturowana i powoli zabijana zdążyli się już bliżej poznać.


— Moim marzeniem jest wyjechać do Afryki i pomagać tamtejszym drapieżnikom. Bardzo chciałabym założyć rezerwat przeznaczony specjalnie dla nich.- powiedziała rozmarzonym głosem czerwonowłosa. Właścicielka kolorowej czupryny była bardzo wysoka ale szczupła, szczególnie zauważalne to było po pociągłej twarzy. Brązowe tęczówki od zmęczenia przygasły a pod oczami pojawiły się pierwsze, czarne siniaki.


— Widzę Mendi, że masz wielkie plany.- zaopiniował zszokowany i pełen podziwu Drew. Uwielbiał zwierzęta, gdyż odkąd tylko pamiętał miał z nimi bliski kontakt. Bardzo często pomagał Abby w zoo i nie mógł narzekać na podopiecznych ogrodu.


— Ja znowu chcę skończyć studia psychologiczne.- wtrąciła się rudowłosa dziewczyna, która nie kryła się ze swoją zazdrością. Chłopak od pierwszej chwili wpadł jej w oko i nie miała zamiaru się z nikim nim dzielić.- Szczególnie tą kryminalistyzną ale bardzo trudno się na nią dostać, a co dopiero załapać do jakieś pracy.- jęknęła zamykając na chwilę powieki aby móc pogrążyć się w minutowym smutku.


— Psychologia również jest bardzo interesująca.- rzekła Catty przez ziewnięcie, które nie zdążyła zakryć dłonią. Krótkowłosa odczuwała już straszne zmęczenie ale nie chciała mówić nic swoim przyjaciołom.


— Prześpij się.- szepnęła troskliwym głosem Abby, na co brunetka wymruczała znak zgody. Catty oparła się o ramię towarzyszki i zamknęła ciężkie niczym ołów powieki. Zasnęła momentalnie, otulona ciepłem powoli wypalającego się ognia z ogniska.


— I psychologia i weterynaria oraz opieka nad zwierzętami jest bardzo interesująca.- rzekł zmieszany Drew, gdyż czuł na sobie przewiercający wzrok Fiony.


— Ta… Pracować ze zwierzętami, które chcą cię zeżreć.- prychnęła dwudziestotrzylatka, obdarowując Mendi złowrogim oraz ostrzegawczym spojrzeniem. Chciała jasno zakreślić swoje terytorium, na które nikt nie miał wstępu.


— Dziewczęta przestańcie się zachowywać jak dzieci. Weźcie, idźcie w krzaczki i niech każda po kolei bzyknie się z nim.- odparł rozbawiony zachowaniem kobiet Ivan, który szturchnął w ramię swoją dziewczynę.- Briget a może my pójdziemy na jeden, szybki numerek? — spytał szeptem, mrucząc do półprzytomnej szatynki, która już ledwo siedziała. Głowa jej pękała z bólu.


— Ivan daruj sobie.- fuknęła z rozłożonymi rękoma przed sobą, mając ochotę udusić swojego partnera. Więcej już nic nie mówiąc wstała wściekła z pnia drzewa i ruszyła w stronę domków.


— Ej no! Nie spinaj się tak! Co ty okres masz czy co? Briget! — zawołał rozczarowany blondyn, który podążył za swoją dziewczyną.- Briget! — krzyczał, jednak czarnowłosa zbyła go machnięciem ręki i weszła do pokoju, kładąc się do łóżka.


— To było dziwne.- zaopiniował Edgart, który był spięty i zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Mężczyzna zerkając co chwila pokryjomu na Abby przeczesał palcami swoje blond włosy. Mimo ułożenia na żel, tak późną porą stały się oklapnięte.


— Ja chyba pójdę poszukać Selen, bo zaczynam się o nią martwić. Mam nadzieję, że poszła się położyć spać i jest cała.- bąknął Ric, zaciskając palce w pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie. Bez dłuższej chwili namysłu wstał i z dudniącym sercem zaczął krążyć po praktycznie nieznanej jemu okolicy.


— Zostaliśmy sami, więc… — zaczęła rudowłosa przysuwając się bliżej do skrępowanego Drew. Ten przełknął głośno ślinę i starał się odsunąć na tyle ile było to tylko możliwe. Niestety wszystko ma swój koniec, tak samo jak pień drzewa, na którym siedział.


— Drew… — mruknęła Abby starając się ukryć swoje rozbawienie. Spłoszony chłopak spojrzał na przyjaciółkę z błagalnym wzrokiem, wołającym o pomoc.- Weźmiesz Catty i zaniesiesz do pokoju? Ja zresztą zmęczona też jestem. Chciałabym odpocząć.- dokończyła ziewając, na co brunet w okamgnieniu wstał i podszedł do swojej znajomej. Wziął na ręce Catty, która wymamrotała coś niezrozumiałego pod nosem.- Dobranoc wszystkim.- pożegnała się Abby wstając z palu i krzyżując ręce na klatce piersiowej ruszyła z Drew w stronę domku.- Pójdę prze parkować samochód.- oznajmiła brunetka gestykulując ręką, szybko otwierając drzwi od domku.


— Uważaj tylko.- bąknął nastolatek patrząc troskliwie w lekko załzawione od zmęczenia oczy długowłosej.


— Nic mi się nie stanie. A nawet gdyby co to umiem sobie poradzić i obronić się.- bąknęła pewnym tonem i w ciemnościach ruszyła przed siebie. Natomiast Drew położył do łóżka Catty, przykrywając ją starą, podartą gdzieniegdzie kołdrą. Abby ze stoickim spokojem przemierzała teren rozglądając się po okolicy. Wtem szmery dochodzące z gęstwin napełniły ją złym przeczuciem. Nie zwracając na to większej uwagi pomyślała, że ma już halucynacje. Nie wiedziała, że tajemnicza postać właśnie ją obserwowała i już rozmyślała jakie tortury na niej wypróbować. Zaspana i prawie niekontaktująca ze światem brunetka otworzyła samochód i wsiadła do niego. Już po paru chwilach podjechała nim pod domek. Zgasiła silnik i popatrzyła na nowe lokum. Budynek był w całości zbudowany z zielonego drewna. Niektóre deski były spróchniałe, a inne zniszczyły korniki. Dwa okna ozdobione były szarymi firankami. Nic specjalnego. Drzwi miały dwie szyby, rozdzielone zieloną deską. Na malutki ganek, oświetlony starą, zardzewiałą lampą naftową, prowadziły schodki. A na przodzie stożkowego dachu, porośniętego mchem znajdował się numer domku. Trzynaście.- Świetnie, po prostu rewelka… Wyrwałam się niedawno z tego badziewia, a teraz przez własną głupotę siedzę znowu po uszy w tym bagnie. Trzeba było odmówić Catty i zostać w domu.- warknęła pod nosem z zaciśniętymi zębami dziewczyna. Drew w tym czasie chodził zestresowany po pokoju, czekając na swoją przyjaciółkę. Jak tylko do jego uszu dotarł odgłos silnika wyszedł na zewnątrz. Zielonooka widząc swojego kumpla wygramoliła się z samochodu.


— Zacząłem się martwić o ciebie.- poinformował otwierając bagażnik, z którego wyjął część bagaży.


— Drew, nie jestem małą dziewczynką.- skarciła bruneta Abby, potrząsając skonsternowana głową.


— Małą dziewczynką nie ale ważną osobą dla mnie.- upomniał dziewczynę, która wypuściła powietrze z płuc. Rozumiała go, gdyż on również był dla niej bardzo ważny tak samo jak Catty. Dziewiętnastolatka oparła się o karoserię volkswagena i wypuściła powietrze, tworzące parę. Drew obrócił jedną kolejkę z torbami i wrócił po ostatnie walizki. Wyjął je, kładąc na ziemi i zamknął bagażnik.- Chodźmy do środka.- zwrócił się do Abby, która odpłynęła gdzieś w myślach.


— Hm?… — mruknęła wyrwana z rozmyślań nad całą sytuacją oraz miejscem, które ich otaczało.


— Chodźmy do środka.- powtórzył łapiąc bagaże za plastikowe rączki.


— Pewnie.- szepnęła idąc przed swoim towarzyszem, któremu otworzyła drzwi. Zlustrowała ostatni raz całą okolicę, a następnie weszła do środka. Było tam zimno i śmierdziało stęchlizną. Trzy łóżka z obskurną pościelą, stoliki nocne oraz rozlatująca się szafa odgrywały rolę całego wyposażenia. Drzwi do łazienki oblatywały z białej farby oraz miały wybitą szybę.- Jak mamy się tutaj myć? — zapytała zdegustowana samą siebie.- Znamy się bardzo długo i się latało w samej bieliźnie ale bez niej… — prychnęła przerażona sytuacją.


— Może szmatę przybijemy jakąś.- zaproponował, na co Abby zgodziła się i na ich szczęście wystarczyło tylko zawiesić materiał. Bowiem gwoździe już znajdowały się w spróchniałym drewnie.


— Pójdę wziąć kąpiel.- powiedział Drew sięgając ze swojej torby żel pod prysznic, ręcznik oraz koszulkę ze spodenkami. Po kwadransie wyszedł czysty, z gęsią skórą.- Woda po prostu upalna, prawdziwy obóz przetrwania.- oznajmił z kwaśną miną, na której widok kąciki ust brunetki uniosły się do góry.


— Pójdę wypróbować poinformowała wstając z krawędzi łóżka.- Catty jest dorosła, a nadal wygląda uroczo, gdy śpi.- zaśmiała się zielonooka patrząc przez chwilę na swoją śpiącą przyjaciółkę. Następnie schyliła się do torby i wyciągnęła potrzebne jej rzeczy.


— Cały asortyment… — rzucił Drew zszokowany ilością zabieranych przedmiotów. Abby przewróciła oczami i nie komentując wypowiedzi dziewiętnastolatka zniknęła za drzwiami.


— Co za syf… — syknęła zdegustowana brudem jaki panował dosłownie wszędzie. Przejrzała się chwilę w lustrze, na którym znajdował się biały osad. Odkładając rzeczy na półkę rozebrała się i weszła pod prysznic. Wstrzymując oddech odkręciła kurek, a lodowata woda oblała jej skórę.- Cholera! — Krzyknęła jak najciszej. W trybie natychmiastowym zrobiła zabiegi kosmetyczne i wyszła. Cała się trzęsąc z zimna wytarła się w ręcznik ale jej uwagę przykuło coś ruszającego się za niewielkim oknem. Serce Abby zamarło na chwilę i uważając iż ma zwidy ubrała bieliznę. Nie zważając na fakt, że jest w obozie przetrwania wtarła w siebie balsam. Ubrana w bokserkę oraz legginsy wyszła z łazienki.- Ja nie mogę. Znowu to samo… Nigdy więcej się nie zgodzę na takie coś.- oznajmiła biegnąc na bosaka do łóżka, do którego weszła. Złapała telefon by sprawdzić połączenia. Nic nie było więc odłożyła go na szafkę. Przykryła się po szyję kołdrą i zamknęła oczy. Drew w tym czasie zgasił światło i usiadł obok niej. Śpiąca otworzyła ciężkie powieki, siadając po turecku.- Wszystko okey? — spytała kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.


— Dla Catty jest to bardzo ważne. Liczy na ciebie i jest ci wdzięczna za to, że jesteś tutaj z nią.- zaczął patrząc wpierw w drewnianą podłogę, następnie przeniósł wzrok na Abby, która z przekrzywioną głową wpatrywała się półprzytomnie w bruneta.


— Wiem… Jednak przerabiam ten temat od bardzo dawna i mam dosyć. Mam strasznie złe przeczucia. Coś się złego wydarzy.- bąknęła z walącym sercem, bawiąc się poszewką od kołdry.


— Wszystko będzie dobrze, a teraz odpocznij. Dobranoc, słodkich snów.- powiedział zielonooki, ujmując dłońmi twarz Abby i całując dziewczynę w czoło.


— Dobranoc Drew.- odpowiedziała kładąc się z powrotem na poduszce. Nastolatek zaś powędrował na swoje miejsce i również odpłynął w głębokim śnie. Byli całkowicie nieświadomi tego, że przez okno właśnie zaglądała tajemnicza postać, niosąca w worku głowę ich towarzyszki.

— GDZIE JESTEŚ? —

Psychopata po zgaszeniu przez Drew światła cały czas stał przy oknie. Obserwował wpierw siedzących przyjaciół, a gdy tylko położyli się spać zamruczał pod nosem. Nadal trzymał w ręku worek, który zabarwił się na czerwono od krwi. Po chwilowym zastanowieniu się, odwrócił się na pięcie i podążył wzdłuż lasu. Tam przez cały czas kierował się ścieżką, na której leżało mnóstwo liści. Ciemność panowała wszędzie, a tajemnicza oraz przerażająca mgła unosiła się w powietrzu. Gdzieś między koronami drzew słychać było skrzeczące kruki oraz wrony. Zakapturzona postać, przystanęła przy starym dębie i rozejrzała się, czy nikogo nie ma w pobliżu i weszła w stary pień. Zniknęła stapiając się w mroku. Była to bowiem jedna z jego tajnych kryjówek. Zszedł po drabinie, wzdłuż przepaści i ciemnymi, podziemnymi korytarzami dotarł na miejsce. Było w nim ponuro, a zapach gnijącej krwi napawał go radością. Pomieszczenie podzielone było na dwie części. W jednej z nich torturował i bawił się swoimi ofiarami. Natomiast w drugiej trzymał swój bezcenny skarb, jakim były głowy ofiar. Na zagrzybionej ścianie zaś wisiał rząd monitorów, na których wyświetlony był obraz. Barbarzyńca dzięki kamerkom widział dokładnie wszystko co się działo w domkach oraz poza nimi. Bez problemu miał wgląd na obozowiczów. W mieszkaniu Catty, Drew, Abby wszyscy spali, tylko od czasu do czasu krótkowłosa coś mamrotała pod nosem. Ich sąsiedzi Ivan oraz Briget kochali się jak króliki w lesie. W domku numer jedenaście Mendi właśnie brała szybką i zarazem lodowatą kąpiel. Jej sąsiadka Fiona spod numeru dziesięć chodziła wściekła oraz nabuzowana negatywnymi emocjami po pokoju. Natomiast Edgard spał, śniąc jakby wymigać się od tego całego obozu. Jeden z domków był jednak pusty. Nie było w nim ani Rica, ani Selen. Mężczyzna błądził po ośrodku, nawołując swoją narzeczoną. Jego głos rozchodził się echem, które przeszyte było strachem. Przez chłód panujący na dworze czarnowłosy cały dygotał.


— Selen! — krzyczał zrozpaczony a w jego piwnych tęczówkach pojawiły się łzy. Przeczuwał, że stało się coś złego jego ukochanej i miał rację. Jej ciało wisiało nadal przymocowane do ściany w szopie. Serce ukryte pod szmatą w szklanym pudle przestało już bić, a jej głowę trzymał morderca w swych umazanych krwią łapach. Z żył skapywała bordowa maź, a wzrok niebieskich tęczówek dziewczyny błagał o litość. Psychopata z szyderczym uśmieszkiem na twarzy, włożył rękę wgłąb jej czaszki. Nie przeszkadzały jemu ścięgna, mięśnie, mięso oraz żyły. Zafascynowany uczuciem jakie go wypełniało było nie do opisania. Wolną ręką, patrząc na monitor, na którym widać było narzeczonego blondynki, gładził jej piękne lecz posklejane włosy. Wesoły pomrukiwał aż w końcu zdecydował się na upamiętnienie tego wieczoru. Podszedł do przeciwległej ściany, w której znajdowały się rozsuwane drzwi. Otworzył je jednym, płynnym ruchem, a za nimi panowała ciemność. Przełącznikiem rozświetlił pokój, a jego czerwonym, matowym oczom ukazały się jego trofea. Były nimi głowy bez oczu, powbijane na długie gwoździe. Podszedł do jednego z nich, i gdy miał zdjąć swoją nagrodę z ręki coś jemu nie pasowało. Bowiem jego ofiara nadal miała oczy. Nie mogła wyróżniać się od innych i patrzeć na niego za każdym razem, kiedy wszedłby do pomieszczenia. Mruknąwszy, wzruszył ramionami i długimi palcami wydłubał najpierw jedną gałkę. Odrywając oko od wszystkich nerwów zlustrował je wzrokiem, a następnie z apetytem włożył narząd do ust. Przeżuwając gałkę, cała jej zawartość wylała się, cieknąc mu po brodzie. Tak samo postąpił z drugim okiem. Konsumując swoją przekąskę wbił głowę blondynki na trzydziestocentymetrowy gwóźdź. Przez chwilę podziwiał całą swoją kolekcję, składającą się z ponad siedemdziesięciu trofeów. Następnie skierował się do drzwi, które po zgaszeniu światła zamknął. W tym samym czasie Ric wędrował po czeluściach obozu. Wtem usłyszał że ktoś za nim biegnie. Odwrócił głowę z nadzieją, że to Selen, lecz zobaczył zbliżającą się Fionę.


— Ric! Czekaj! — wrzasnęła machając do niego ręką, a z jej ust wylatywała para. Szatyn zatrzymał się, wkładając dłonie w kieszenie swoich spranych spodni dżinsowych.


— Co ty tutaj robisz? — spytał zdziwiony widząc dziewczynę. Miała na sobie leginsy w kwiaty oraz zapięty różowy sweterek z moherowym kapturkiem.


— Przyszłam do was, zobaczyć czy Selen już wróciła ale nikogo nie zastałam. Zmartwiłam się więc pomyślałam, że pójdę i was poszukam. I tak jakoś nie mogłam wysiedzieć sama w pokoju.- poinformowała stojąc przed chłopakiem, który był niższy od niej o dziesięć centymetrów.


— Dzięki ale nie musiałaś się martwić i nas szukać. Selen zapewne gdzieś się błąka po lesie i nie możne znaleźć drogi powrotnej. Wróć do domku bo zmarzniesz.- oznajmił Ric odwracając się od niej i ruszył przed siebie. Zdziwiona zachowaniem chłopaka wzruszyła ramionami i z grymasem niezadowolenia pobiegła za nim.


— Jak długo się znacie? — zapytała zaciekawiona. Kiedy zauważyła, że czarnowłosy się na nią spojrzał oblizała górną wargę językiem.


— Długo.- odparł rzeczowo oraz zwięźle. Tak szczerze nie pałał optymistycznym podejściem do rudowłosej kobiety.


— Ale jesteś dyskretny.- przewróciła oczami i dodała sztuczny uśmiech.


— Czego ty tak na prawdę chcesz? — spytał brązowooki prosto z mostu, a obozowiczka odgarnęła swoje włosy za ramię.


— Pytasz to odpowiem. Chcę poznać ciebie lepiej bo uważam, że ta cała twoja blondi nie zasługuje na takiego faceta jak ty.- powiedziała podchodząc do niego uwodzicielsko. Swoim długim palcem przejechała po jego torsie. Dwudziestosześciolatek zmarszczył brwi zniesmaczony jej zachowaniem i odepchnął studentkę.


— Co ty odpierdalasz?! Co ty sobie myślisz? Że wielka pani psycholog przyjechała i może rządzić wszystkimi?! I odwal się od Selen. Podrywasz każdego faceta jaki ci się tylko nawinie. Widzieliśmy wszyscy jak śliniłaś się na widok tego nowego, Drew. To idź teraz do niego ale wątpię aby zainteresował się taką wywłoką jak ty.- warknął zirytowany i odszedł wgłąb zarośli w celu dalszych poszukiwań narzeczonej.


— Pożałujecie tego wszyscy! Zobaczysz! — zagroziła krzycząc na całe gardło, a echo rozniosło się po lesie. Ric nie przejmując się jej groźbami zamruczał niezadowolony i pokręcił przecząco głową. Liczyła się dla niego tylko Selen, o którą strasznie się martwił.


***


Słońce wschodziło leniwie na jaśniejące niebo, które żegnało noc. Jednak szare chmury kłębiły się nad ziemią, zapowiadając deszcz. Powietrze było rześkie oraz pachnące świerkami, sosnami oraz jodłami. Wiatr poruszał delikatnie liśćmi drzew, wśród których siedziały ptaki. Mgła unosiła się nad całym obozem oraz pobliskim jeziorem. Abby jako pierwsza wstała, całą noc przewracając się z boku na bok. Samoistnie już jej podświadomość zaprogramowała się na przeszłość. Pamiętała jakie kary czekają za późne wstanie, czy źle wykonaną czynność. Zmęczona usiadła na łóżku, odgarniając swoje długie włosy z twarzy. Przetarła rękoma powieki, ciężko wzdychają. Ten cały obóz przetrwania jest jakiś dziwny… Pomyślała, sięgając po telefon z szafki nocnej. Zaspanymi oczami spojrzała na jego wyświetlacz. Dochodziła dopiero szósta rano. Zrezygnowana spuściła nogi na podłogę i ostrożnie przeszła do torby. Pod ciężarem nastolatki podłoga zaskrzypiała, przez co z obawą spojrzała na śpiących przyjaciół. Catty pomrukiwała z zadowolenia, skulona przyciągnęła kołdrę do twarzy. Drew zaś leżał prawym policzkiem na wierzchu dłoni. Słodko… Pomyślała, jednak tę myśl szybko od siebie odsunęła. Chwyciła wielki ręcznik, strój kąpielowy i poszła do łazienki. Tam zdjęła ubrania pełniące funkcje piżam i założyła kąpielówki. Wcześniej szukała bardzo dużo o tym miejscu w internecie, ale jedyną informację jaką znajdowała to przeszłość miejscowości Dinberly. Wiedziała, że niedaleko znajduje się jezioro, i że kiedyś te tereny pochłonął ogień. Przebrana zarzuciła na siebie koszulkę na krótki rękaw oraz legginsy. Włosy związała w koński ogon i z ręcznikiem w dłoniach wyszła z pokoju, zamykając ostrożnie drzwi. Zrobiła to powoli, aby nie obudzić nikogo ani by przypadkiem nie wyleciały z futryny. A nawet i z nią. Dookoła panowała cisza i nawet chłodny wiatr nie przeszkadzał dziewczynie. Po małej przebieżce dotarła do jeziora, znad którego unosiła się mgła. Weszła na pomost i zdjęła ubrania, stojąc w stroju kąpielowym. Wpierw przeszła się brzegiem by przyzwyczaić organizm do lodowatej wody. Po paru minutach zanurzyła się cała i podpłynęła najpierw do pomostu, sprawdzić czy na pewno są jeszcze tam jej rzeczy. Pamiętała z obozów i ogólnie z życia, że w takich momentach inni uwielbiali zabierać ubrania. Upewniając się, że wszystko jest na miejscy odpłynęła wgłąb zbiornika. Nie wiedziała, że znajomy z obozu właśnie się jej przyglądał, podążając wzdłuż drewnianej kładki. Z podwiniętymi nogawkami spodni dżinsowych mężczyzna usiadł na drewnie, a nogi zamoczył we wodzie. Podparty z tyłu rękoma obserwował grację Abby. Ta niczego nieświadoma rozkoszowała się zimną kąpielą. Kochała wodę, bo zawsze odprężała ją, a przez ekstremalny wycisk temperatura jej nie przeszkadzała. Zamknęła oczy i położyła się na plecach, a z brzucha dziewiętnastolatki ulatywała prawie niewidoczna para. Delektowała się cudnym zapachem, który otaczał nastolatkę. Na chwilę zapomniała o tym gdzie jest. Nagle czując błogi nastrój zaczęła sobie śpiewać.


— Wyszedłeś nagle bez słowa zamykając drzwi. Właśnie wtedy, gdy zapragnęłam cię trochę więcej.- słowa z jej ust płynęły po cichu.- Pełen obaw oddaliłeś się od bezpiecznej przystani, tak bez wyjaśnienia.- przewracając się z powrotem na brzuch już śpiewała bez skrępowania.- Zostawiając mnie i moje zranione serce.- dziewiętnastolatka zaczęła płynąć w stronę pomostu.- Zostawiając mnie.- wtem dotarła do drewnianej kładki i złapała się jej. Podciągnęła się do góry i z przerażeniem zobaczyła leżącego tam chłopaka. Nogi miał mokre, zgięte w kolanach. Był podparty na łokciach i mierzył ciepłym spojrzeniem niebieskich tęczówek dziewczynę. Ubrany w spodnie oraz czarną koszulkę, uśmiechał się nonszalancko. Jego blond włosy roztargane były przez wiatr, a na szyi widniał złoty łańcuszek.


— Ładny masz głos.- zaopiniował, a na zmarzniętych policzkach Abby pojawił się różowe wypieki zawstydzenia. Tylko jej przyjaciele oraz rodzina słyszeli jak śpiewa.


— Dziękuję… — bąknęła nieśmiało. Na rękach opierała się na krawędzi pomostu. Chciała wyjść ale krępowała się to zrobić przy obcym mężczyźnie.


— A tak w ogóle dzień dobry.- powiedział blondyn, unosząc się do pionu. Jedną nogę wyprostował, a drugą objął rękoma w kolanie.


— Dzień dobry Edgardzie.- przywitała go zielonooka z nieśmiałym uśmiechem, który odwzajemnił. Chcąc nie chcąc zrobiło już się długowłosej zimno i z zaciśniętymi zębami wyszła z wody. Paląc buraka spuściła głowę, widząc że chłopak przygląda się jej kształtom. Złapała szybko ręcznik i owinęła się nim. W tym samym czasie na pomoście ujrzała Rica. Wyglądał na zmęczonego, zdołowanego oraz zasmuconego. Szedł w ich kierunku ze spuszczoną głową.


— Ric, wszystko w porządku? — spytała zaniepokojona Abby, gdy szatyn znajdował się kilka metrów od niej. Ustał ramię w ramię z nią, nie patrząc nawet na brunetkę.


— Nie ma nigdzie Selen… Szukałem jej całą noc.- zaczął, a jego głos drgnął zasmucony.- Przeczesałem każdy, cholerny zakamarek tego zachrzanionego miejsca.- warknął wściekły na swoją bezradność.


— Znajdzie się.- zapewnił Edgard, przechylając głowę w kierunku zrozpaczonego mężczyzny.


— Edgard ma rację. Znajdzie się na pewno. To mądra i zaradna dziewczyna, sam to mówiłeś.- rzekła kojącym głosem Abby, kładąc dłoń na jego ramieniu.


— Ona nigdy nie znikała tak bez żadnego słowa. Coś musiało się jej stać… Znam ją nie od dziś i wiem, że stało się jej coś złego.- odparł z gulą w gardle, która była nie do przełknięcia. Abby widząc zdołowanie czarnowłosego nie wiedziała co zrobić. A jeszcze fakt iż była w stroju kąpielowym oraz ręczniku nie polepszało jej swobody.


— Będzie dobrze.- rzuciła, sama tak naprawdę w to do końca nie wierząc.- W ogóle ten obóz jest jakiś dziwny.- poinformowała zabierając rękę z ramienia Rica.


— To znaczy? — zapytał zaciekawiony blondyn, obok którego usiadł brązowooki.


— Byłam na obozach, koloniach i nawet zostałam zaciągnięta przez ojca do szkoły wojskowej. Jeździłam z nim na różnego rodzaju szkolenia i takie tam, jednak mieliśmy określone zadania, wydawane rozkazy. Dostawaliśmy dokumenty pierwszego dnia, które musieliśmy wypełnić, następnie szliśmy do przydzielonych pokoi w barakach. Tam odpoczywaliśmy i mogliśmy ostatni raz zażyć normalnych warunków. Na drugi dzień natomiast jechaliśmy lub lecieliśmy helikopterem do lasu, czy na bagna i tam musieliśmy sami już sobie dawać radę. Byliśmy w cztero, czy pięcioosobowych grupkach i mieliśmy tydzień na powrót. Jeśli jednak do tego czasu nie wrócił ktoś, to ekipa ratownicza wyruszała przeszukać teren. A na takim obozie przetrwania myślałam, że będziemy wysłani też gdzieś w gąszcz.- zaczęła gestykulując rękoma.- A nie, że będziemy mieszkać w domkach, mieć zimną wodę i nawet jedzenie prawie podstawione pod nos. W ogóle jest tu ktoś, kto ogarnia wszystkie sprawy? — dokończyła zastanawiając się nad tym wszystkim.


— Ogólnie to jest podobno jakiś organizator, który rozpoczyna te całe sprawy. Selen mówiła mi, że musieli w ciągu trzech godzin przebyć jakiś szlak pierwszego dnia. Nie pamiętam zbytnio co to było ale wiem, że gdyby nie to iż była świetna w wspinaczce górskiej nie dałaby rady. Podobno dwie osoby zaginęły i do tej pory się nie odnalazły.- rzekł kręcąc zasmucony głową, chowając twarz w dłonie.


— To jest jakieś dziwne.- mruknęła brunetka, wpatrując się w dziurę w pomoście.- Nikt ich nie szukał? — kontynuowała zdziwiona brakiem odpowiedzialności ze strony organizatorów oraz opiekunów.


— Nie pofatygowali się nawet.- burknął Ric z ciężkim sercem.


— Może powiedzieć, spytać się kogoś czy nie poszlibyśmy przeszukać szlak.- zaproponowała, a mężczyzna przytaknął jej głową. W jego piwnych tęczówkach widać było zarazem podziękę, jak i zrezygnowanie oraz brak nadziei. Abby jak tylko ochłonęła, schyliła się po swoje ubrania i wycisnęła z kitki wodę. Cała trójka wtem usłyszała jakieś śmiechy. Momentalnie odwrócili wzrok, a z lasu wyszło rozbawione towarzystwo. Briget szła objęta ramieniem Ivana, zaś Fiona trzepotała rzęsami chichotając.


— Ooo… Nasze skowroneczki sobie ćwierkają.- zaczęła złośliwie rudowłosa.


— Daj sobie spokój.- ostrzegł Ric, przypominając sobie nocną akcję kobiety.


— Widzę, że trójkącik się zrobił.- zaśmiał się Ivan, całując czule swoją ukochaną w usta.


— Do czego ty pijesz? — spytał poirytowany Edgard, wstając na równe nogi. Zmierzył lodowatym spojrzeniem Ivana, mocno zaciskając mięśnie szczęki.


— Ja do niczego.- żachnął się w odpowiedzi, żując gumę. Zażenowana Abby przycisnęła mocniej ubrania do siebie i ruszyła do przodu. Jednak komentarz studentki psychologii zatrzymał ją.


— Nie ma to jak skakać z kwiatka na kwiatek co księżniczko? — rzuciła znudzonym tonem Fiona, unosząc brew oraz kącik ust do góry. W Abby się aż zagotowało.


— Z taką jak ty nie będę dyskutować. Nie zniżę się do twojego poziomu.- rzekła inteligentnie brunetka, hamując złość. Wiedziała, że bardziej dokopie Fionie spokojem oraz opanowaniem niż głupimi docinkami. Unosząc dumnie głowę do góry weszła wgłąb lasu, idąc ścieżką do obozu.


— Co to miało być?! — zapytał zbulwersowany Edgard, podchodząc do dwudziestotrzylatki, której chwilowo mina zrzedła.


— Co? Nie podoba ci się ton, ani to co mówię do twojej księżniczki? — burknęła ognistowłosa robiąc kaczy dzióbek z ust.- Biedactwo chyba się zakochało.- zaśmiała się, a Ivan oraz Briget zawtórowali jej.


— Odczep się od niej bo jak wczoraj widziałem to ty puszczasz się z każdym, kiedy tylko nadarzy się okazja.- poinformował Ric, wstając na równe nogi z pomostu.


— Co to ciebie akurat obchodzi, co ja robię? A tak w ogóle umyj się bo śmierdzisz. I co?… Selen się nie znalazła? Mmm… Biedactwo… Pewnie poszła poszukać niedźwiedzia, który ją szybciej zaspokoi niż ty karle.- rzekła rozbawiona, mierząc niższego od siebie mężczyznę wywyższającym się wzrokiem. Zabolały go słowa kobiety ale nie dał tego po sobie poznać.


— Przegięłaś pałę.- fuknął Edgard i razem z Rickiem odeszli od grupy, wędrując w stronę domków.


— Co za dziwaki… — żachnęła się Briget, przewracając oczami.


— Wkurwia mnie ta mała.- mruknęła niezadowolona Fiona, zdejmując bluzkę, pod którą miała dwuczęściowy strój kąpielowy.


— Ta Abby? — spytała szatynka swoją koleżankę, unosząc pytająco brew do góry.


— Tsa… Taka cicha, nie pozorna… — zaczęła Fiona, zsuwając z siebie materiałowe spodnie.


— Jak to się mówi… Cicha woda brzegi rwie.- dokończyła zielonooka, rozbierając się do samej bielizny.


— Dajcie sobie spokój dziewczyny… — rzucił Ivan, mając dosyć już dziecinnego zachowania kobiet.


— Co może jeszcze ją będziesz bronił, jak ci dwaj palanci? — zarzuciła oburzona czarnowłosa, podpierając się w tali.


— A tak w ogóle fajny ten Drew.- kontynuowała rudowłosa, zanurzając nogi do kostek w wodzie.


— Nie powiem… Ciacho z niego jest.- zachichotała Briget, siadając obok swojej kumpeli.- Jednak masz problem.- stwierdziła dwudziestodwulatka.


— Jaki? — szepnęła zdziwiona Fiona. Twierdziła, że nie ma żadnego problemu, a poderwanie chłopaka będzie bułką z masłem.


— Jak to jaki? Ta nasza cała Mendi. Jej chyba też wpadł w oko i nie wiem czy nie vice versa.- oznajmiła poważnym tonem szatynka, machając nogami.


— Ja jednak myślę, że on woli Abby.- wtrącił się blondyn podchodząc do obozowiczek. Przykucnął pomiędzy nimi, za ich plecami. Te odwróciły głowy i zmierzyły pytającym spojrzeniem niebieskookiego.


— Co masz na myśli? — dociekała zaciekawiona oraz zaniepokojona Fiona. Przestraszyła się, że jej największa rywalka jest bliżej niż ona.


— Jak to co mam na myśli? Kobieto… Ocknij się… Znają się od bardzo dawna.- powiedział licząc na palcach każdy argument.- Mają wspólny język. Nie zauważyłaś, że ciągle za nią lata? Jak tylko coś się stanie to on za nią idzie. Tak jak wczoraj przy ognisku. Jak pokłóciła się z tą całą Catty, to nie kto inny jak właśnie Drew popędził do niej. Łącz fakty.- poinformował wstając do pionu.


— To Mendi nie stanowi zagrożenia? — zapytała Briget, unosząc wzrok na swojego chłopaka.


— Myślę, że nie i to właśnie Abby jest dla was wyzwaniem. Nie dosyć, że mądra, inteligentna z charakterem oraz temperamentem… — zawiesił na chwilę głos zastanawiając się czy dokończyć swoją myśl.- To jeszcze seksowna.- odważył się, za co czarnowłosa spiorunowała go złowrogim spojrzeniem.


— Pozbędę się tej francy raz na zawsze… — warknęła zdesperowana oraz zawzięta Fiona, zaciskając palce na krawędzi pomostu.


— Co chcesz niby zrobić geniuszu? On ci nie da jej skrzywdzić.- poinformował złośliwym głosem dwudziestopięciolatek, marszcząc przy tym nos.


— On może i nie da jej skrzywdzić ale ich przyjaciółeczka może mi w tym pomóc.- oznajmiła pewna siebie oraz zachwycona studentka swoim wyknutym planem.


— Co chcesz zrobić? — Briget od razu zainteresowała się planem kumpeli.


— Zdobędę zaufanie naszej słodkiej Catty i skłócę z tą podłą zołzą Abby. A to raczej nie powinno być trudne, gdyż z tego co wczoraj widzieliśmy szybko o iskry między nimi. A jak to się mówi, gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta.- pisnęła dumna z siebie, klaszcząc rozpromieniona w dłonie.


— Tak… Rozwal ich idealną rodzinkę.- prychnął mężczyzna robiąc cudzysłów w powietrzu.


— Jak to rodzinkę? — spytała zdezorientowana Fiona, nie wiedząc co blondyn ma na myśli.


— Nie zauważyłaś? Abby gra rolę matki, Drew ojca, a Catty córki… — uświadomił dziewczynę.


— No i? — jęknęła dalej nie rozumiejąc.- Małżeństwa najłatwiej rozbić kiedy są skłócone.- dodała oburzona podziwiając swoje paznokcie.


— Tak… Tylko wtedy może wkroczyć do akcji Mendi. Tego nie przewidziałaś geniuszu. Używaj może nie raz tych swoich szarych komórek.- sarknął dwudziestopięciolatek, wytykając na rudą język.


— Spadaj Ivan jak masz ciągle mieć jakieś sapy.- syknęła rozzłoszczona kobieta, na co niebieskooki podniósł ręce do góry w obronnym geście.


— Spoko… Wy sobie tutaj knujcie, a ja idę popływać.- westchnął odchodząc w stronę końca pomostu.


— To co zamierzasz? Jak nie Abby to Mendi.- stwierdziła zrezygnowana zielonooka.


— Nie wiem co zrobię ale zatłukę te szmaty jeśli wejdą mi w drogę. Nawet jak będzie trzeba zrzucę je z urwiska jeśli nadarzy się taka okazja.- zapewniła poirytowana, nie rzucając swoich słów na wiatr. Wiedziała w tamtej chwili tylko jedno. Mianowicie iż musi pozbyć się rywalek by zdobyć cel. W tym samym czasie kiedy dziewczyny dyskutowały nad brzegiem jeziora niczego nieświadoma Abby dotarła do domku. Tam zastała Drew, który ubrany w siwe spodnie dresowe oraz granatową koszulkę na krótki rękaw siedział na łóżku. Jak tylko brunetka weszła do środka, wstał nie zważając na skrzypiącą podłogę.


— Hej Abby.- przywitał ją ciepłym spojrzeniem, od razu wyczuwając zły humor przyjaciółki.


— Hej Drew.- odpowiedziała podchodząc do drzwi od łazienki, do której weszła. Zdezorientowany nastolatek powędrował za nią wzrokiem. Wiedział, że coś musiało się stać i że coś ją gnębi. Rzeczywiście tak było. Ze względu na to, że Catty jeszcze smacznie spała musiał poczekać aż dziewiętnastolatka wyjdzie. Po paru minutach doczekał się. Zaprosił ją gestem ręki do siebie, na co długowłosa usiadła przy jego prawym boku.


— Wszystko w porządku? Gdzie byłaś? -zapytał zatroskany, przechylając głowę w jej stronę. Dziewczyna zaś wpatrywała się w swoje wyciągnięte do przodu nogi.


— Byłam popływać nad jeziorem. Nic takiego się nie stało.- szepnęła, mimo to ich przyjaciółka właśnie się niespodziewanie obudziła. Zaspana usiadła na materacu i z otępiałym uśmiechem przywitała ich. Jak tylko rozbudziła się, zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, zniesmaczona jego wyglądem. W końcu zerknęła na pościel i wyskoczyła z łóżka jak poparzona.


— Co to ma być?! — krzyknęła obrzydzona wszystkim co ją otaczało.


— Pokój.- odpowiedziała ze stoickim spokojem Abby.


— Pokój?! Toć tutaj się żyć nie da! I jeszcze kto śmiał mnie położyć do takiego obskurnego łóżka! — dalej wrzeszczała, nie panując nad miotającymi nią emocjami.


— A czego ty się spodziewałaś?! Pięciogwiazdkowego hotelu w apartamencie?! — poirytowana Abby zachowaniem swojej przyjaciółki wybuchnęła złością.


— No może nie jakiś apartamentów ale przynajmniej jakiegoś normalnego pomieszczenia, z normalnym łóżkiem.- burknęła już spokojniej Catty, łapiąc się za głowę.


— Niestety.- syknęła wyprowadzona z równowagi długowłosa.- Ciesz się, że nie obudziłaś się na mokrej ziemi z jakimś robactwem na twarzy.- dodała podpierając się prawą ręką w tali.


— Nie kłóćcie się, proszę was.- rzekł błagalnym tonem Drew, zmęczony ich ciągłymi wybuchami.


— Przepraszam.- wypaliła nagle Catty, a Abby zastygła w bezruchu z otwartą buzią.


— He? — zielonooka tylko tyle w tamtym momencie była zdolna wykrzesać z siebie.


— Przepraszam za to, że tak zaczęłam jechać po wszystkim. Jednak wiesz, że ja nienawidzę takich obskurnych miejsc.- oznajmiła robiąc grymas zniesmaczenia, zagarniając wzrokiem pomieszczenie.


— Wiem ale z drugiej strony co myślałaś? Ja i tak uważam, że coś tutaj nie gra i to nie jest prawdziwy obóz przetrwania.- powiedziała łagodnym tonem wystrzeliwując dłonie do góry.


— Co masz na myśli? — spytał zainteresowany Drew, patrząc na swoją przyjaciółkę.


— Jeździłam z ojcem na obozy przetrwania. Tam mieliśmy tylko ubranie na sobie i nic więcej. Bez niczego wysyłani byliśmy w głąb Amazonii lub Syberii. Tam trzeba było sobie samemu radzić. Pamiętam do tej pory jako mały szkrab musiałam przepłynąć przez rzekę lub wspinać się po szczytach. A tutaj… — rzekła a na niemiłe wspomnienia wzdrygnęła się.- Tutaj mamy domek, łóżka, łazienkę, wodę, a nawet możemy jeść normalne jedzenie. Ja będąc na takich obozach musiałam jeść jakieś rośliny, a nawet robaki aby przeżyć.- dokończyła a w gardle nastolatki powstała gula, która na szczęście dziewczyny zatrzymała wstrząsy żołądka.


— Ja bym w życiu robaka do ust nie wzięła. Ja się ich boję, a co dopiero miałabym je skonsumować.- zaśmiała się Catty machając dłonią przed sobą.


— No właśnie. To ciesz się moja droga, że mamy tak jak mamy bo w innym przypadku byś zginęła z głodu.- uświadomiła Abby swoją przyjaciółkę.


— W niektórych częściach świata jedzone są insekty.- odarł Drew z głupkowatym uśmiechem na twarzy.


— Ale nie jesteśmy w tych niektórych częściach świata.- skarciła bruneta długowłosa, a Catty chciała go rzucić poduszką ale jak tylko spojrzała na pościel zrezygnowała. Cała trójka wybuchnęła śmiechem.- A tak w ogóle będąc nad jeziorem… — zaczęła zielonooka ale krótkowłosa przerwała jej w połowie.


— To jest tutaj jezioro? — pisnęła zdziwiona oraz uradowana Catty.


— To ty nie wiedziałaś? — zapytał zszokowany Drew, unosząc jedną brew do góry.


— Nie, nie wiedziałam.- rzekła brązowooka, której przypomniało się nagle o okularach. Spanikowana zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ich.


— Mniejsza… Będąc nad jeziorem rozmawiałam najpierw z Edgardem oraz Rickiem. Dowiedziałam się, że Selen nadal się nie odnalazła a na dodatek podobno zaginęły jakieś dwie osoby ostatnio. Jakiś organizator całej tej imprezy robi wycieczki po szlakach, czy czymś takim. I właśnie na ostatnim takim zaginęły. Nawet prawdopodobnie nie pofatygowali się by ich szukać.- kontynuowała opierając się o szafkę nocną.


— Nadal jej nie znaleziono? — spytała zaniepokojona Catty, poprawiając swoje zmierzwione włosy.


— Dokładnie. Ric całą noc szukał ale to na nic.- odpowiedziała Abby oblizując wyschnięte usta.


— Oby się jej nic nie stało.- mruknął przejęty Drew, który mierzył wzrokiem swoje przyjaciółki. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Przestraszeni podskoczyli z miejsc jak poparzeni. Cała trójka rzuciła sobie pytające spojrzenia, jednak Abby podeszła do drewnianej płyty. Ujrzała za szybą Edgarda oraz Rica.


— O wilkach mowa.- powiedziała do znajomych otwierając drzwi.


— Coś się stało? -zapytała nonszalancko opierając się o futrynę, w duszy bojąc się by stare drewno nie puściło i nie przewróciło się.


— Przyszliśmy tylko powiedzieć, że zbiórka za piętnaście minut przy wczorajszym ognisku.- oznajmił blondyn, rzucając dziewczynie ciepły uśmiech.


— Okey, dzięki.- szepnęła, przymusowo unosząc kąciki ust do góry.


— Dobra, to do zobaczenia.- bąknął posmutniały Ric, na którego widok serce Abby przeszył żal. Jednak nic nie mogła zrobić. Mężczyźni odeszli a brunetka zamknęła drzwi, wracając do znajomych.


— Musimy poprosić kogoś, kto zajmuje się tym bajzlem o to by pójść i przeszukać las. Góry, a nawet jezioro. Każdy zakamarek tego cholernego miejsca. Ja już tego osobiście dopilnuje bo żal oraz rozpacz Rica mnie dobija.- rzekła a jej głos załamał się. Zielone oczy zaszły mgłą, a serce zatrzymało się na chwilę. Catty oraz Drew widząc smutną Abby podeszli do niej i przytulili.


— Pomożemy ci.- oznajmiła brązowooka, oddalając się od grupki. Złapała dziewczynę za ramiona i spojrzała na przyjaciółkę.- Wszyscy wiemy, że kto jak kto ale ty tej sprawy nie zostawisz tak.- odparła zrezygnowana wiedząc, że czekają ich ciężkie godziny, a nawet dni w poszukiwaniu Selen.


— Dobra, dość czułości.- bąknęła Abby poważniejąc.


— Jaka zmienna… — zaśmiał się Drew, kręcąc przecząco głową.


— No co? — spytała zielonooka mrużąc oczy.- Kobieta zmienną jest.- dodała na co chłopak roześmiał się i zmierzwił jej włosy.- Ej no! Rozwaliłeś mi kitkę! — warknęła uderzając nastolatka w klatkę piersiową, a on nie udając jęknął z bólu.


— Dzieci… — zachichotała Catty patrząc z rozbawieniem na przyjaciół.


— Mykaj się przebrać i lecimy.- rzuciła długowłosa wytykając język.


— Ale… Ale… Tam nie ma szyby! — zaopiniowała załamana stanem drzwi do łazienki.


— My z Drew wczoraj się myliśmy tak, więc nie narzekaj i jazda.- powiedziała stanowczo Abby poprawiając swoją fryzurę.


— No okey… — jęknęła zniesmaczona brązowooka, kierując się w stronę drugiego pomieszczenia.


— Nie wytrzymam z nią… — żachnęła się Abby, opierając się rękoma z powrotem o stolik.


— Ale ludzie tu jest niezasłonięte okno! — z łazienki dobiegł przerażony oraz lekko zachrypnięty głos dziewczyny. Zielonooka mruknęła niezadowolona, przechylając głowę do tyłu. Zaś Drew śmiejąc się położył się na łóżku.

— ROZMOWA —

Po tym jak Catty wyszła z łazienki dwójka znajomych wygłupiała się na łóżku, niczym małe dzieci. Drew powalił Abby, przygniatając ją swoim ciężarem i łaskotał aż do łez.


— Weź ze mnie go! On waży tonę! — krzyczała przez śmiech długowłosa, próbując zwalić z siebie swojego przyjaciela.


— Kto się czubi ten się lubi.- żachnęła się brązowooka, wytykając język. Podparła się rękoma w talii i zlustrowała swoich znajomych.- Mówicie, że to ja zachowuję się jak dziecko.- dodała skonsternowana, kręcąc przecząco głową. Jednak ciężko wzdychając podeszła do chłopaka i chwyciła go za kostki, mocno ciągnąc do tyłu. Niestety materiał spodni dresowych zsunął się w dół, a biedna dziewczyna klapnęła na podłogę.


— No spodni mi nie musiałaś ściągać… — zaopiniował zażenowany Drew, wstając z zielonookiej i poprawiając ubranie. Z czerwonymi wypiekami usiadł na krawędzi łóżka, starając ukryć swój uśmiech. Wszyscy próbowali zachować powagę ale Abby niewytrzymała. Całe trio wybuchło śmichem, prawie że płacząc.


— Dobra chodźmy bo na pewno już na nas czekają.- poinformowała Abby, starając się opanować. Ubrana w swoje suche ciuchy wyszła jako pierwsza z domku.- Kurna zimno się zrobiło! — pisnęła kiedy chłodny wiatr owiał jej nagie ręce.


— A ja mam sweterek.- zaśmiała się Catty, dołączając do swojej przyjaciółki na werandę.


— Się tak nie ciesz… — mruknęła kąśliwie ale również z rozbawieniem długowłosa. Nagle poczuła na swoich ramionach jakiś ciężar. Zaskoczona obejrzała się za siebie i ujrzała twarz Drew.


— Proszę… — szepnął jej do ucha, całując przelotnie w policzek i zarzucając na nią swoją szarą bluzę z kapturem.


— Dziękuję.- odpowiedziała z wdzięcznością w głosie, zapinając suwak prawie pod samą szyję.


— Chodźcie moje kobietki.- rzekł brunet obejmując obie nastolatki w talii.


— A ty się nie przeziębisz? — zapytała zdziwiona Catty mierząc wzrokiem swojego znajomego.


— Ja? Mnie żadne choróbsko nie ruszy.- zapewnił pewny siebie, prowadząc wszystkich na miejsce zbiórki. Dotarli po paru minutach do celu i rzeczywiście większość już czekała. Ivan właśnie rozpalał ognisko, a Briget z Fioną siedziały na kłodzie szepcząc coś do siebie. Po przeciwnej stronie był Edgard. Samotnie dumał nad czymś i nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Abby na chwilę zatrzymała się, rozglądając się dookoła. Brakowało jej jednej a dokładniej dwóch osób. Mianowicie Ricka oraz Selen.


— Wszystko w porządku? — spytała Catty wychylając głowę w stronę zielonookiej.


— Tak, tak.- mruknęła wyrywając się z uścisku Drew.- Zaraz przyjdę.- dodała, kierując się w stronę prowizorycznej recepcji.


— Co jej się stało? — zapytał Edgard wracając myślami na ziemię i uniósł wzrok na dwójkę przyjaciół. Oboje podeszli do blondyna, siadając po jego prawej stronie.


— Nie wiem. Tak w ogóle siemka. Gdzie jest Rick? — zagaił Drew, rozglądając się dookoła.


— Hejka. Rick poszedł do tych dwóch kolesi co siedzą w tej budzie.- wskazał brodą na jeden z najbardziej zadbanych budynków.- Chce zażądać od nich aby ktoś poszedł na poszukiwanie Selen.- wyjaśnił Edgard łapiąc leżący naprzeciwko niego patyk.


— Współczuje mu ale co zrobić? O nie! — krzyknęła nagle przerażona Catty, a wszyscy spojrzeli się na nią.


— Co się stało? — zapytał z przerażeniem Drew, a jego serce przyśpieszyło. Blada twarz dziewiętnastolatki wyglądała niczym u trupa.


— Abby tam poszła. Jak ona tam zrobi renomę to nas na zbity pysk wywalą z obozu.- odpowiedziała łapiąc się za głowę, zmierzwiając swoje rozpuszczone włosy.


— No to będzie ciekawie… — bąknął brunet, złączając usta w cienką linię. Powoli zaczął kiwać głową do przodu i do tyłu. W tym samym czasie Abby weszła do pomieszczenia. Panowało tam ciepło co ją nawet już nie zdziwiło. Już na ganku usłyszała donośną rozmowę dwójki mężczyzn.


— Musicie mi pomóc jej szukać. Ja tak tego nie zostawię! — krzyczał czarnowłosy, żywo gestykulując rękoma. Zaś mężczyźni za ladą emanowali spokojem. Przynajmniej jeden z nich.


— Nie możemy nic zrobić z tym. Tutaj każdy przyjeżdża na własne ryzyko. Jest się odpowiedzialnym sam za siebie.- odpowiedział bliźniak o imieniu Bradley, a w jego fiołkowych oczach widać było, że zaraz puszczą mu nerwy.


— W czym mogę pani pomóc? — spytał Abby łagodniejszy z braci. Ona zaś odwróciła zaskoczona głowę w jego stronę.


— Wszystko w porządku.- zaopiniowała z bladym uśmiechem, powracając wzrokiem do szatyna.- Rick, co się dzieje? — zapytała zaciekawiona przebiegiem sprawy. Domyślała się po co przyszedł mężczyzna i chciała jemu pomóc.


— Nie chcą pomóc mi w poszukiwaniu Selen.- odpowiedział załamany, uderzając w blat lady pięścią.


— Proszę bez agresji.- upomniał dwudziestodwulatek, zaciskając mocniej mięśnie szczęki.


— Jak bez agresji? Jakby tobie zaginęła narzeczona to byś się nie martwił? Byś nie chciał jej znaleźć za wszelką cenę. A taki jeszcze wielmożny pan… — zaczęła Abby z podniesionym tonem o oktawę nie wytrzymując.


— Proszę się uspokoić… — przerwał jej Bradley, czego szybko pożałował.


— Zamknij mordę i mi nie przerywaj jak do ciebie mówię.- zgoniła ostro bruneta, który zdziwiony zamilkł.


— Abby to nie ma sensu, z nim się nie dogadasz.- mruknął załamany Rick, chodząc w kółko przy oknie.


— Rick… Bo cię zaraz palnę.- zaopiniowała ciężko wzdychając.- Ty.- nagle rzuciła, podchodząc do lady, na której się oparła. Złapała przerażonego mężczyznę za koszulę i przyciągnęła do siebie.- Masz zorganizować grupę poszukiwawczą. Nie wiem jak. Nie obchodzi mnie to. Do wieczora masz coś wykombinować. A jak nie to sam rusz dupę i zapierdalaj szukać dziewczyny, bo jak nie to naślę na was policję.- zagroziła brunetka jadowitym głosem, gromiąc złowrogim spojrzeniem bliźniaka. Drugi zaś z braci razem z Rickiem stali osłupieni.- Rozumiemy się? — spytała zielonooka z przymrużonymi powiekami.


— Tak… — burknął od niechcenia mężczyzna, nie mając innego wyboru.


— Mądry chłopak.- pochwaliła go Abby, puszczając w końcu koszulę recepcjonisty.- Teraz możemy iść na zbiórkę.- dodała z szerokim uśmiechem oraz spokojem, mając opanowaną sztukę maskowania strachu. Tak naprawdę cała w środku dygotała z przerażenia, jednak nie mogła tego pokazać. Wszyscy mieli ją za hardą osobę i nie mogli myśleć inaczej. Zadowolona z siebie wyszła, z pomieszczenia a zimny wiatr ostudził ją trochę.


— Dziewczyno! Jesteś wielka! — krzyknął zachwycony Ric, podchodząc do dziewczyny. Mocno ją przytulił a w jego drżącym głosie było słychać zgromadzone łzy.


— Nie ma za co.- wyszeptała odwzajemniając uścisk, będąc dumna z tego, że mogła choć trochę pomóc.- Chodźmy. Na pewno już na nas czekają.- poinformowała, oddalając się o krok od brązowookiego.


— Dobrze.- odparł szczęśliwszy niż rano Rick. Jak dwójka obozowiczów zmierzała w stronę ogniska w budynku za nimi rozpoczęła się dyskusja.


— I co chcesz teraz zrobić? — spytał łagodniejszy z braci o imieniu Drake.


— Nie mam pojęcia co zrobić ale ta mała nam zagraża. Muszę porozmawiać z przełożonym. On coś może wymyśli. Wiem jedno. Jeśli nie pójdziemy na poszukiwanie tej dziewczyny przyjadą tu gliny.- oznajmił Bradley, przejeżdżając nerwowo palcami po włosach.


— A co w tym złego? Nie mamy żadnych brudów za uszami. Nic nam nie zrobią. A jak przyjadą to chociaż pomogą nam znaleźć tych zaginionych ludzi.- powiedział Drake nie wiedząc co tak naprawdę się dzieje dookoła niego.


— Nie masz o niczym pojęcia. Ale lepiej brat zamknij się i siedź cicho.- ostrzegł Bradley, kierując się do tylnego pomieszczenia.


— Dlaczego? O co ci chodzi? — zapytał zdezorientowany dwudziestodwulatek, nie rozumiejąc przekazu słów.


— Po prostu. Albo ich albo nasze życie.- odparł znikając z pola widzenia swojego brata. W tym samym czasie kiedy dwójka mężczyzn dyskutowała, Abby razem z Rickiem dotarli do pozostałych.


— A tu co się stało, że są tak podzieleni? — spytała bardziej siebie Abby, jednak jej przemyślenia usłyszał dwudziestosześciolatek.


— Tamci się panoszą i uważając co to nie oni. Sama byłaś przecież nad jeziorem i widziałaś jakie szopki odstawiali.- oznajmił Rick idąc ramię w ramię z brunetką.


— I jak tam? — zagaiła zaciekawiona Catty z obrotu sprawy.


— Coś załatwiliście w sprawie Selen? — dopytywał się Drew, patrząc raz na swoją przyjaciółkę a raz to na mężczyznę.


— Abby jest boska.- zaopiniował Rick, siadając po wolnej stronie Edgarda, który wszystkiemu się przysłuchiwał.


— Przesadzasz.- odparła zielonooka, przestępując z nogi na nogę. Nagle Drew złapał ją za nadgarstek i przeciągnął długowłosą na swoje kolana. Zaskoczona jednak nic nie powiedziała.


— Facet jadł jej normalnie z ręki. Tak mu dogadała, że sam stałem z otwartą gębą i patrzyłem jak idiota na całą akcję.- powiedział szatyn z zachwytem w głosie, na co Abby spuściła głowę.


— Wiem, że to boska istota.- zaopiniował Drew, przytulając się do pleców swojej przyjaciółki.


— Aj przestańcie… — warknęła poirytowana nastolatka. Nie lubiła kiedy ktoś ją chwalił, bo nie była po prostu do tego przyzwyczajona.


— Abby to zawsze potrafiła dogadać każdemu i dostać to co chce.- rzekła dumna ze swojej przyjaciółki Catty, z szerokim uśmiechem. Zaś zielonooka ukryła twarz w dłoniach licząc do dziesięciu.


— Nie załamuj się.- zaśmiał się Edgard starając się pocieszyć kobietę. Ta natomiast przez szparę między palcami spojrzała na blondyna. On zaś na ten gest zaśmiał się pod nosem, kręcąc przecząco głową.


— Lubicie ze mnie robić sobie jaja, no nie? — burknęła z lekkim rozbawieniem długowłosa, lustrując każdego po kolei.


— Niee… — przeciągnęła Catty, machając prawą ręką.


— Tsa… — mruknęła zrezygnowana Abby, przewracając oczami.


— Może troszkę.- żachnął się Drew, za co dostał z łokcia w klatę. To jednak nie przejęło go i nadal się śmiał. Mocniej przytulając do siebie przyjaciółkę cmoknął ją w policzek. Całej sytuacji przyglądała się nielubiana przez resztę trójka znajomych.


— Wszyscy ją uwielbiają.- zaopiniowała Briget, stojąc podparta o pień drzewa.


— Nie dasz rady ich rozdzielić. Widać, że zacieśnili więzi jeszcze bardziej.- oznajmił Ivan z grymasem na twarzy. Podciągnął nosem, gdyż od zimna dostał już kataru.


— Zachowaj już te swoje mądrości dla siebie.- syknęła rozjuszona rudowłosa.


— Ale on ma rację. A szczególnie teraz kiedy nasza kochana Abby załatwiła Rickowi ekipę ratunkową dla Selen.- odparła szatynka beznamiętnym głosem, podchodząc do swojego chłopaka. Przytuliła się do niego by się choć trochę ogrzać.


— Podziękuję wam za taką pomoc.- rzuciła zbulwersowana Fiona, tupiąc nogą. Trójce znajomych przez chwilę przyglądała się Abby.


— Ciekawe co wymyślą.- pisnęła podekscytowana Catty, rozcierając rękoma gęsią skórę na ciele.


— Nie mam pojęcia. A ty Abby co o tym myślisz? — nagle głos Edgarda wyrwał długowłosą z zamyślenia.


— Hy?… — mruknęła nie słysząc pytania jakie zadał jej blondyn.


— Jak myślisz co będziemy dzisiaj robić.- powtórzył łagodnym tonem chłopak, widząc zdezorientowanie dziewczyny.


— Nie wiem.- odparła szybko zielonooka, nagle sobie coś uświadamiając.- A tak w ogóle gdzie jest Mendi? — zapytała zaniepokojona tym, że brakuje jeszcze jednej osoby.

— KREW —

Zaniepokojona Abby zaczęła nerwowo ruszać nogą. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Te wszystkie zniknięcia, najpierw Selen, później Mendi. Będąc w stresie długowłosa zaczęła obgryzać skórki paznokci na kciuku.


— Nie rób tak.- skarcił brunetkę Drew, chwytając jej nadgarstek. Następnie przejechał po wnętrzu dłoni nastolatki, splatając ich palce.- Co jest? — spytał chłopak zaniepokojony stanem swojej przyjaciółki.


— Muszę coś sprawdzić.- mruknęła, powoli wstając z kolan swojego kumpla. Nadal on jednak trzymał jej rękę.


— Mam iść z tobą? — zapytał unosząc głowę do góry, tak by spojrzeć na dziewczynę.


— Nie.- odpowiedziała puszczając jego dłoń, która chwilę zawisła w powietrzu. Poddenerwowana chwyciła końce rękawów bluzy Drew.


— Co się stało Abby? — zagaiła Catty wyrywając się z zawziętej rozmowy z pozostałymi mężczyznami.


— Zaraz wrócę. Jakby przyszedł ktoś kto ogarnia ten cały syf to powiedźcie, że nie wiecie dokąd poszłam.- powiedziała kierując się w stronę domków. Nie czekając aż ktoś coś powie ruszyła ścieżką. Chciała sprawdzić co się stało z ich znajomą, która jeszcze ostatniego wieczoru była razem z nimi. Maszerując rozmyślała nad wszystkim co się stało. W tym samym czasie przy ognisku zapanowała niezręczna cisza. Fiona razem z Briget i Ivanem dosiedli się na przeciwnej kłodzie do grupki. Każdy mierzył siebie lodowatym spojrzeniem.


— Gdzie wasz pupilek? — zapytała oschłym głosem rudowłosa patrząc się jak w obraz na Drew. On widząc to skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o kolana.


— A co ciebie to obchodzi dokąd ona poszła, co? — warknęła Catty zaciskając mocniej mięśnie szczęki. Ciśnienie jej skoczyło już na sam dźwięk głosu Fiony. Podczas rozmowy z mężczyznami dziewiętnastolatka dowiedziała się o wyczynach studentki.


— Ooo… Córcia się bulwersuje, gdy ktoś pyta się o jej mamusię.- dodała Briget, śmiejąc się pod nosem. Catty zmarszczyła brwi nie wiedząc o co chodzi kobiecie. Szatynka zaś oparła się o ramię swojego chłopaka, który miał już po dziurki w nosie zachowania swojej dziewczyny.


— Briget! Do jasnej cholery! Przestań się zachowywać tak jak rozkapryszona gówniara! Przed przyjazdem tutaj taka nie byłaś! — poinformował ostrym i oschłym tonem blondyn, mając zaciśnięte palce w pięści.


— Ivan… — mruknęła zielonooka patrząc zdezorientowana na mężczyznę, który energicznie wstał z pnia.


— Nie! Dosyć mam tego i daj mi święty spokój! Koniec z nami dopóki nie zmienisz swojego postępowania! — krzyknął Ivan, machając dłonią. Chciał ochłonąć i pójść do lasu aby przemyśleć wszystko.


— Jak to?! — pisnęła zszokowana i zdezorientowana Briget, podbiegając do chłopaka. On zaś jak tylko poczuł dłoń na swoim ramieniu odwrócił się do niej.


— Daj. Mi. Święty. Spokój. Jesteś taka pusta, że tak prostych słów nie rozumiesz? — spytał czerwieniejąc na twarzy ze wściekłości, która aż buzowała w nim.


— Dobra! To sobie idź! — wrzasnęła a jej głos rozniósł się echem po obozie. Ptaki siedzące na okolicznych drzewach poderwały się do lotu wystraszone hałasem.


— I tak zrobię! Jak zmądrzejesz to wróć! — rzucił machając ręką na odchodnym, wchodząc w głąb zarośli.


— Wal się! Takiego jak ty nie warto znać! A w łóżku jesteś dupa nie facet! Marchewka jest grubsza od twojego małego! Idź do swojej Abby może przygarnie taką ofermę losu jak ty! — krzyczała zdesperowana. Tak na prawdę kochała blondyna ale zabolały ją jego słowa. Wtedy zrozumiała, że na prawdę przegięła ale nie miała zamiaru się do niczego przyznawać. Pod powiekami poczuła wzbierające się łzy, przez co postanowiła również odejść. Z dudniącym sercem i zaciśniętymi pięściami skierowała się w stronę jeziora.


— Briget! — zawołała rudowłosa koleżankę, widząc jak dwudziestodwulatka oddala się od wszystkich.


— Wasze trio się coś tak lekko sypie… — syknął złowrogo Rick, mierząc dziewczynę lodowatym spojrzeniem.


— Zamknij ryj! — burknęła podnosząc się na równe nogi, biegnąc w stronę swojej kumpeli.


— No to się narobiło… — zaopiniowała Catty, drapiąc się po karku paznokciami.


— Ale my tak zostaliśmy tutaj jak skończeni debile… — bąknął Drew z niezadowoloną miną, wpatrując się w ledwo tlący stos gałęzi.


— Nie wiem czemu ale mam jakieś dziwne i złe przeczucia.- rzekł Edgard robiąc młynek ze swoich palców. Wtem donośny krzyk rozniósł się echem po okolicy.


— Drew! Drew! Catty! — dwójka przyjaciół doskonale znała ten głos. To była Abby i potrzebowała pomocy. Cała czwórka poderwała się na równe nogi i zaczęła biec ile sił w stronę hałasu. Jako pierwszy leciał brunet z dudniącym sercem, cholernie bojąc się o swoją znajomą. W pośpiechu dotarli do domków, gdzie zaczęli się rozglądać dookoła.


— Abby! — wołał brunet cały dygocząc z obawy o swoją bliską osobę.


— Drew! Tutaj! — odpowiedziała długowłosa a nastolatek kiedy dostrzegł towarzyszkę pomknął w jej stronę.


— Abby… — zaczął odwracając dziewiętnastolatkę w swoją stronę. Histerycznie ujął jej twarz w swoje dłonie, gładząc kciukami policzki kobiety.- Wszystko w porządku? Jesteś cała? — zadawał masę pytań bacznie obserwując zielonooką.


— Co jest?! — spytała zaniepokojona Catty ciężko dysząc ze zmęczenia przebytym dystansem.


— Jest wszystko… — Abby próbowała coś powiedzieć ale nie było jej to dane.


— Wszystko w porządku Abby? Co się stało? Krzyczałaś.- poinformował drżącym głosem Rick mając rozszerzone źrenice z napływu adrenaliny.


— Dacie mi dojść do słowa? — fuknęła skonsternowana dziewczyna wyrywając się z objęć przyjaciela.- Jestem cała i zdrowa. Jednak nie znalazłam Mendi ale za to zobaczyłam to.-oznajmiła wskazując palcem na krwawe ślady na werandzie ich domku. Zostawił je morderca, trzymający worek z głową Selen w środku. Wszyscy spojrzeli na kałuże czerwonej i już zaschniętej cieczy. Edgard podszedł do niej przykucając i dwoma palcami przejechał po substancji.


— Musiała być tu od kilku godzin.- rzekł robiąc zamyśloną minę, zastanawiając się co mogło się tam stać.


— Martwię się o Selen.- jęknął szatyn łapiąc się za głowę, zmierzwiając swoje włosy. Jego serce zamarło na myśl, że mogłoby coś się stać jego ukochanej. W tamtej chwili miał ochotę się rozpłakać jak małe dziecko. Powoli odchodził już od zmysłów.


— Co tu się do cholery dzieje?! — krzyknęła przerażona Catty, która na widok krwi zbladła. Zaczęło się jej kręcić w głowie a czarne mroczki skakały przed oczami krótkowłosej. Edgard widząc, że nastolatka zaraz straci przytomność złapał ją za ramiona.


— Musimy to wyjaśnić bo inaczej, mi to świętego spokoju nie da.- mruknęła Abby, która pod wpływem impulsu pobiegła znowu w jakieś miejsce.


— Ta gdzie znowu poleciała? — rzucił Drew rozkładając bezsilnie ręce, biegnąc za kobietą.


— Tam jest takie czarne coś… Czy to skrzep? — zapytała prawie niesłyszalnym głosem Catty, tracąc przytomność. Przerażony zaistniałą i niespodziewaną sytuacją blondyn złapał lecącą do tyłu brunetkę w objęcia.


— Jeny… — szepnął pod nosem, biorąc ją ostrożnie na ręce. Nie wiedząc co zrobić skierował się do swojego samochodu.- Ric… Mam kluczyki w kieszeni. Jeśli możesz weź otwórz auto a ja ją położę do niego.- poprosił niebieskooki a roztrzęsiony czarnowłosy tym co znaleźli przytaknął tylko głową. Wyciągnął z kieszeni spodni Edgarda klucze i otworzył pojazd. Blondyn zaś ostrożnie odstawił Catty do swojego srebrnego volvo. W tym samym czasie wzburzona Abby wparowała do budynku recepcji.


— Ty! — wskazała oskarżycielsko palcem na jednego z bliźniaczych braci. Drake z przerażeniem spojrzał na brunetkę, odsuwając się od lady jak poparzony.


— Pogadaj z bratem.- rzucił wręcz uciekając z pomieszczenia widząc po minie Abby, że nie ma z nią szans.


— Ej! — burknął Bradley będąc w kłopotliwej dla niego sytuacji. Niestety jego brat zniknął już jemu z pola widzenia. Ciut spanikowany przeniósł przerażony wzrok na obozowiczkę, która podpierała się w talii dłońmi. Chłopak ciężko przełknął ślinę, szybko mrugając. Wtem do pomieszczenia wszedł również Drew, który był już trochę zdyszany.


— Kobieto… Chcesz bym ci płuca dzisiaj wypluł? — spytał opierając się o ścianę zaciśniętą w pięść ręką.


— Ci… Przyszłam kulturalnie porozmawiać.- zapewniła nabuzowana złością, która była słyszalna w głosie po mimo to jej mina mówiła „jestem niewiniątkiem”.


— Tsa… Nie zabij go tylko.- szepnął brunet, łapiąc łapczywie ale dyskretnie powietrze.


— Okey… — bąknęła już spokojniej do przyjaciela, obdarowując go ciepłym uśmiechem. Następnie drapieżnym i dzikim krokiem podeszła do lady. Bradley przerażony przełknął ciężko ślinę, cały drżąc. Abby bez skrępowania ustała na palcach opierając się o blat.- Słuchaj kotek… — zaczęła a chłopakowi odpłynęła krew z twarzy.- Myślę, że jesteś normalniejszy i trzeźwiejszy na umyśle niż twój brat. Na dodatek, który chowa się za ścianą i myśli, że nie wiem iż tam stoi.- rzuciła w stronę drzwi, za którymi faktycznie stał Drake. Uważnie przysłuchiwał się rozmowie, chcąc dowiedzieć się czy nowi czegoś przypadkiem nie podejrzewają.- No więc… Znaleźliśmy od cholery krwi na werandzie naszego domku. Dla rozjaśnienia ci w głowie domek numer trzynaście. Jeśli łaskaw jesteś to mi odpowiedz czy wiecie coś na temat zaginionej Selen.- poprosiła łagodnym głosem mierząc podejrzliwym wzrokiem przestraszonego recepcjonistę, który nigdy się nie spotkał z takim temperamentem u kobiety.


— Jeszcze nic nam nie wiadomo na ten temat.- odpowiedział mając gulę w gardle, której nie mógł przełknąć.


— No to wam powiemy, że zaginęła druga z uczestniczek.- oznajmił Drew, który odzyskał spokojny i równy oddech.


— Właśnie. A na dodatek znaleźliśmy ślady sporej ilości krwi.- kontynuowała normalnym głosem Abby, a wypowiadając te słowa na jej ciele pojawiła się gęsia skóra.


— Może jakieś ranne zwierzę przechodziło tamtędy.- Zaopiniował fioletowooki nie wiedząc co odpowiedzieć tej dwójce.


— Ta… Sarenka sobie przy brykała radośnie na ganek i podreptała w miejscu. Szczęśliwie krwawiąca poszła sobie dalej. Co ty człowieku debili z nas chcesz zrobić?! — warknęła poirytowana zielonooka, odrywając się od lady, mierząc dwudziestodwulatka lodowatym spojrzeniem. Wtem do ich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk. Znali jego właściciela.- Mendi… — szepnęła ze ściśniętym gardłem Abby, wrastając w ziemię.

— (NIE) CAŁA PRAWDA —

— Ruszcie się! — rozkazała Abby patrząc na obydwóch mężczyzn. Żaden z nich jednak nie był w stanie zrobić kroku.- Wielkie dzięki… — mruknęła brunetka wybiegając z budynku na dwór. Tam zaczął padać delikatny deszcz a w powietrzu czuć było metal. Biegnąc w stronę krzyków Abby nie zastanawiała się co zastanie na miejscu. Chcąc dotrzeć na skróty nad jezioro wparowała w zarośla. Tam raniąc sobie nogi o gałęzie wpadła na kogoś. Zderzyła się z tą osobą klatką piersiową, upadając do tyłu.- Mendi! — krzyknęła wstając na równe nogi brunetka.- Co się stało? Wszystko w porządku? — zapytała zielonooka podbiegając do wystraszonej czerwonowłosej.


— Tam… Tam… — jęknęła nie mogąc wykrzesać z siebie żadnego słowa. Roztrzęsiona rozpłakała się, ukrywając twarz w dłoniach.


— Ej, nie płacz. Powiedz co się stało.- rzekła łagodnym głosem Abby przykucając przy swojej znajomej. Widząc, że nerwami nic nie zdziała przytuliła do siebie spanikowaną kobietę.


— Co się dzieje? — zapytał Drew, który właśnie dotarł na miejsce razem z młodszym recepcjonistą. Oboje byli zdezorientowani tym co zobaczyli.


— Idźcie stąd! — rozkazała nastolatka machając prawą ręką do mężczyzn. Dwudziestojednolatka na pewno nic by nie powiedziała w większym gronie, które natarczywie by zarzucało ją pytaniami.


— Jesteś pewna? — upewnił się troskliwym głosem Drew, uważnie przyglądając się swojej przyjaciółce.


— To nie ja potrzebuję teraz pomocy.- zaopiniowała łagodnie Abby powracając wzrokiem do płaczącej Mendi.


— Chodźmy.- westchnął dziewiętnastolatek, łapiąc recepcjonistę za łokieć. Bradley powoli przestał rozumieć zasady działania obozu. Te wszystkie zaginięcia i mroczne tajemnice powoli go zaczęły przerastać. Bez żadnego słowa oboje zostawili kobiety w spokoju.


— Mendi możesz powiedzieć mi co się stało? Czemu krzyczałaś? Czemu płaczesz? Nie jestem w stanie ci pomóc jeśli nie dowiem się co się stało.- poinformowała ze stoickim spokojem zielonooka wiedząc, że nie może wybuchnąć złością.


— Byłam nad jeziorem.- mruknęła czerwonowłosa ocierając policzki z resztek łez.- Rano wstałam i postanowiłam się przejść nad jezioro. Idąc wzdłuż pomostu zobaczyłam coś pływającego przy powierzchni i wtedy… — zawiesiła chwilowo głos, przypominając sobie wszystko po kolei.


— Co się stało? Co zobaczyłaś? — dopytywała się zniecierpliwiona już Abby. Miała ochotę wrzasnąć jednak jeszcze resztkami sił pohamowywała się.


— Na powierzchni wody ujrzałam coś. Zaciekawiona wzięłam dość grubą gałąź i szturchnęłam materiał. Jak się okazało była to kobieta. Miała całe nogi poobżerane aż do kości a oczy wydłubane.- gorzkie słowa przeszły przez gardło Mendi a Abby zamarła w bezruchu.


— Ale mówisz serio? — bąknęła brunetka od razu studząc swój temperament oraz nerwy. Z twarzy zielonookiej odpłynęła cała krew. Wiadomość o trupie w jeziorze dała obozowiczce wiele do myślenia.


— Tak.- załkała przerażona kobieta przypominając sobie niedawny widok.


— Wiesz co… Chodź ze mną. Musisz się uspokoić i ogrzać bo jesteś zziębnięta. Zaprowadzę cię do obozu i tam ogarniemy sytuację.- rzekła ze stoickim spokojem Abby, który kompletnie nie był do niej podobny. Obie kobiety wstały na równe nogi i skierowały się w stronę ośrodka. Tam byli wszyscy zgromadzeni przy rozpalonym ognisku. Nawet Catty, która straciła przytomność na widok krwi była obecna. Będąc nadal blada jak ściana siedziała na kłodzie z pochyloną do przodu głową.


— Mendi… Wszystko w porządku? — zagaił Edgard zmartwiony widokiem swojej znajomej. Brunetka pomogła zdruzgotanej czerwonowłosej zająć miejsce obok Catty. Zdruzgotana pani weterynarz starała się opanować łzy.


— Ktoś wyjaśni mi co się tutaj dzieje? — spytał Rick drapiąc się w kark. Miał tak szczerze już dosyć. Chciał znaleźć swoją narzeczoną i wynieść się z tego chorego miejsca.


— Nikt nam nie chce pomóc, więc musimy sami ogarnąć sytuację. A na razie przepraszam was.- zwróciła się do wszystkich Abby, patrząc gdzieś przed siebie.


— Dokąd idziesz? — zapytał Bradley patrząc zdziwiony na dziewczynę. Ona popatrzyła na niego ciepło nie wiedząc czy może mu do końca ufać. Nigdy nikomu nie ufała w pełni i jedynie swoim przyjaciołom ofiarowała pełen pakiet.


— Nie ważne.- mruknęła Abby starając zachować opanowanie aby nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć. Odwróciła się do wszystkich plecami kierując się w stronę zarośli.


— Uważaj na siebie tylko i wróć niedługo, gdyż organizator rozpocznie zabawę.- rzucił jeden z bliźniaków robiąc dwa kroki do przodu.


— Dobrze.- szepnęła Abby mając poważną minę. Jednak w głębi ducha uśmiechnęła się sama do siebie. Zostawiając wszystkich brunetka skierowała się nad jezioro. Przypomniała sobie dokładnie słowa Mendi. Po dotarciu do zbiornika weszła na pomost i zaczęła rozglądać się dookoła jednak nic nie dostrzegła. Miała jednak dziwne przeczucia. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, którą roztarła momentalnie dłońmi. Nie widząc niczego podejrzanego postanowiła przejść się brzegiem jeziora. Nagle coś przykuło uwagę długowłosej. Ślady czołgania na mokrym piasku, które powoli zalewała woda. Zaskoczona i lekko przerażona podeszła bliżej przykucając. Falująca ciecz obmywała stopy nastolatki, mocząc tym samym buty kobiety. Abby tak skupiła swoją uwagę na przyglądaniu się śladom, że zapomniała o bożym świecie. Nagle poczuła jak ktoś złapał ją za kark, a ból przeszył kręgosłup zielonookiej. Z rozszerzonymi źrenicami złapała łapczywie powietrze. W ułamku sekundy cała głowa brunetki znalazła się pod wodą. Starała uwolnić się z żelaznego uścisku oprawcy ale na marne. Woda zalewała jej nos oraz usta. Dziewczyna nie miała szans na uratowanie się.


W tym samym momencie kiedy Abby była topiona przez kogoś nad brzegiem, pozostali zawzięcie dyskutowali.


— Ja znajdę Selen i wyjeżdżam. Nie zostawię tego tak! Zgłoszę to na policję! A ciebie gnoju! — wrzasnął Rick rzucając się w stronę recepcjonisty. Ten zaś odskoczył do tyłu wpadając na kłodę, z trudem utrzymując równowagę.- Ciebie zabiję! Zatłukę! — warknął rozjuszony szatyn, który z trudem zatrzymał swojego znajomego.


— Ej! Nie zabijajcie się! — krzyknął Edgard trzymając załamanego i na kresie wytrzymałości psychicznej Ricka.


— Ja nie wiem co tutaj się dzieje. Niedługo przyjdzie organizator i wszystko powinno się wyjaśnić. Sam chciałbym wiedzieć o co biega.- rzucił Bradley z dudniącym sercem. Był zdruzgotany faktem, iż pracuje w obozie tyle lat i na samym końcu okazało się, że nic o nim nie wie.


— Okey. Poczekajmy za tym mrocznym typem będącym owym organizatorem. Jak on nic nie zrobi z tym zgłosimy to na policję.- poinformował Edgard nadal mocno przytrzymując swojego znajomego, który był niczym chodzący wulkan.


— Ja chcę do domu… — szepnęła roztrzęsiona Mendi przeżywanym koszmarem.


— Wszyscy pojedziemy stąd od razu jak tylko dowiemy się o parę spraw.- powiedziała Catty naprawdę żałując, że nie posłuchała swojej przyjaciółki. Miała straszne wyrzuty sumienia i w pewnym sensie też czuła się za wszystko winna. Nie chciała by jej najdroższe osoby cierpiały i miały problemy. A ten obóz przetrwania to była jedna wielka pomyłka, która mogła kosztować ich życiem.

— TRUP, PRAWDA I MANIPULACJA —

W ciemnej oraz zamglonej części lasu morderca skradał się niczym kot wśród zarośli. Jego płaszcz ciągnął się po mokrej ściółce. W ręku trzymał pułapkę niedźwiedzią, której łańcuchy obijały się o siebie. Dźwięk zardzewiałego metalu przyprawiał o dreszcze. Nagle do uszu psychopaty dotarły donośne krzyki wzburzonych ludzi.


— Ja mam już tego po dziurki w nosie! — krzyknął Rick wstając na równe nogi z drewnianej kładki.


— Myślisz, że my nie? — spytał Edgard powoli tracąc nerwy do tego wszystkiego.- Przyjechaliśmy tutaj odpocząć od codzienności oraz problemów a zamiast tego dostaliśmy pakiet zmartwień.- westchnął ukrywając usta za dłonią.


— Ja chcę już wracać do domu… — jęknęła Catty otulając się szczelniej rękoma, kołysząc się w przód i w tył.


— Nie wiem jak wy ale ja zaczynam się martwić o Abby. Idę jej poszukać.- poinformował Drew unosząc ręce do góry w geście poddania się.


— Tej flądrze nic nie będzie.- nagle głos Briget rozbrzmiał za plecami znajomych. Dziewczyna wyglądała na zapłakaną i smutną, jednak w jej oczach dostrzec można było nienawiść oraz chęć mordu.


— Nie. Niech nasz Drew, wielki książę leci do swej ukochanej cnotki niewydymki.- rzuciła kąśliwie Fiona idąc ramię w ramię z szatynką. Bardzo martwiła się stanem psychicznym swojej znajomej. Obejmując czarnowłosą dwudziestotrzylatka przystanęła przed nastolatkiem i zlustrowała go wzrokiem.


— Jak śmiesz tak mówić?! Jakim prawem tak obrażasz Abby? Co ona takiego ci niby zrobiła? — spytała oburzona Mendi ze łzami w oczach nie rozumiejąc zachowania rudowłosej.


— Ona? Hm… Pomyślmy. Uważa się za pępek świata choć nim nie jest?! — oznajmiła oburzona brązowooka patrząc gardzącym wzrokiem na zdruzgotaną koleżankę.


— Nikt nie ma prawa tak o niej mówić. Rozumiesz? — zwrócił się Drew do Fiony mając mocno zaciśnięte palce w pięści.


— Wielki książę na białym rumaku się z nalazł.- fuknęła Briget podciągając nosem. Tak na prawdę nie miała nic do Drew oraz Abby, nawet ich nawet polubiła ale jednak ze względu na swoją przyjaciółkę docinała reszcie.


— Nie jestem księciem na białym koniu, tylko prawdziwym przyjacielem i nie mam zamiaru by ktoś obrażał osobę, na której mi zależy.- zaczął rozwścieczony brunet nie panując nad potokiem słów. Miał ochotę wygarnąć wszystkim to co o nich myślał.


— Drew… — mruknęła Catty podchodząc do swojego towarzysza. Położyła jemu dłoń na ramieniu w geście uspokojenia.


— Catty daj powiedzieć do końca Drew co myśli bo te dwie zasługują na gorzką prawdę.- odparł Rick ze stoickim spokojem, którego było brak ostatnio u niego.


— Nie ma co się kłócić bo to nam nic nie da.- zaopiniował Edgard patrząc na to wszystko, nie wiedząc samemu co do końca ma myśleć.


— Mam tak stać i przysłuchiwać się jak Fiona z Briget jadą po ważnej dla mnie osobie? — spytał retorycznie dziewiętnastolatek mierząc blondyna niezrozumiałym wzrokiem.- Sory Edgard, nic do ciebie nie mam ale mam jaja i nie pozwolę nikomu ubliżać osobie, którą kocham.- dodał z wyciągniętą ręką przed sobą.


— Kłótnią nic nie zdziałamy. Najpierw zaginęli tutaj jacyś ludzie. Później zniknęła Selen a Mendi przyszła przerażona i cała roztrzęsiona. Z resztą do tej pory nie wiemy co ją tak bardzo przeraziło.- kontynuował dwudziestosześciolatek przenosząc spojrzenie na zażenowaną swoim stanem czerwonowłosą.- A teraz jeszcze gdzieś wcięło Abby oraz Ivana.- westchnął i jak na zawołanie z gęstwin wyłoniła się postać mężczyzny. Miał mokre nogawki od spodni do kolan. Ręce drżały jemu jak narkomanowi, jednak gdy tylko zobaczył Briget stanął jak wryty w ziemię.


— Możemy porozmawiać? — zapytał szatynkę, która sceptycznie nastawiona do swojego ukochanego przytaknęła głową.


— Nie daj mu tylko namieszać sobie w głowie. Pamiętaj, że to facet i na każdą poleci.- syknęła rudowłosa do ucha swojej przyjaciółki, która spojrzała na kobietę z przymrużonymi oczami.- Nie wiesz o co mi chodzi? — spytała Fiona a zielonooka pokręciła przecząco głową.- O Abby.- bąknęła z przekąsem słyszalnym w ściszonym głosie. Kiedy tylko Briget usłyszała imię swojej rywalki od razu zawrzała. Niczym czołg ruszyła pewna siebie i gotowa do walki w stronę dwudziestopięciolatka


— Powiesz nam w końcu co zobaczyłaś lub co się stało? — zagaił Rick delikatnym oraz opanowanym głosem podchodząc do roztrzęsionej dziewczyny. Ta starała się uniknąć przewiercających jej na wylot spojrzeń towarzyszy. Domyślała się, że nikt jej nie uwierzy.


— Nie mogę. Powiedziałam Abby i teraz ona też zniknęła.- oznajmiła Mendi w duchu martwiąc się o dziewczynę. Polubiła ją i wiedziała iż Abby ma wybuchowy charakter ale mimo wszystko jest dobrą osobą.


— Nic się jej na pewno nie stało. Ona jest twardą sztuką i nie da sobie krzywdy zrobić. Jest harda i wychowana przez wojskowego. Miała przekichane życie więc nawet seryjny morderca bałby się podejść do niej i ją tknąć. Skopałaby mu tyłek z zamkniętymi oczami.- zaopiniowała pewna siebie Catty, przyglądając się bacznie swojej koleżance z obozu.


— Mam nadzieję. Okey… Widziałam dzisiaj rano.- zawiesiła głos brązowooka nie będąc pewna czy powinna mówić dalej.


— Tak? — ponaglił ją spokojnym głosem Edgard, nerwowo poruszając prawą nogą.


— Zobaczyłam trupa.- dokończyła Mendi a wśród zebranych zapanowała cisza. Większość z nich nie dowierzała własnym uszom oraz słowom dziewczyny.


— Co? — krzyknęła Fiona wybuchając później histerycznym śmiechem.


— Nie śmiej się.- upomniał ognistowłosą Rick łapiąc Mendi za ręce, zaś kobiecie po policzkach spłynęły słone łzy. Bała się tego miejsca oraz tego, że nikt jej nie uwierzy.


— Ale to prawda! — burknęła oburzona oraz zdruzgotana pani weterynarz. Szatyn nie wiedząc co zrobić po prostu pochylił się odrobinę w stronę brązowookiej i ją przytulił. Sam martwił się o swoją narzeczoną i miał najgorsze myśli. Zrozpaczona Mendi ukryła twarz w zagłębieniu szyi znajomego, który gładził ją delikatnie po plecach.


— Nie widzicie, że ona ściemnia?! Robi z siebie nie wiadomo kogo by zwrócić na siebie uwagę.- fuknęła Fiona krzyżując ręce na klatce piersiowej.


— Ta… Tak jak ty. Moim zdaniem trup w jeziorze wchodzi w grę. W końcu jesteśmy w obozie przetrwania, więc tutaj z pewnością ginęli ludzie. Jak widzicie nikt zbytnio nie przejmuje się zaginionymi. Tak samo jak tamci poprzedni, którzy zaginęli gdzieś. Do tej pory jakoś organizatorzy tego bagna nie ruszyli dup by poszukać ich. A może Mendi widziała właśnie jednego z nich? Znaczy… Trupa jednego z nich? Tych poprzednich? — spytał retorycznie Edgard, który był chyba jako jedyny nastawiony spokojnie do tego wszystkiego. Myślał logicznie dzięki emanującej od niego harmonii.


— Nie strasz mnie Edgard, proszę. Cholernie martwię się o Selen. A jak sobie pomyślę, że coś się jej mogło stać… — zawiesił chwilowo głos Ric ukrywając twarz w dłoniach.- Po prostu to nie może być prawdą. A co do tego, że to obóz przetrwania to może faktycznie Mendi mogła znaleźć zwłoki. Tutaj do tej pory nic nie zrobiono w sprawie Selen. Jak tylko dorwę w swoje ręce tego całego organizatora to nie ręczę za siebie.- poinformował szatyn zaciskając mocniej mięśnie szczęki.


— Okey… Trupa znalazła Mendi. Mógł to być któryś z poprzednich obozowiczów. Ci dwa debile w recepcji co siedzą mogą nic na ten temat nie wiedzieć. Oni tylko wypełniają swoją robotę, a szukanie martwych ludzi do ich obowiązków zapewne nie należy. Jednak chyba muszą być tu jakieś osoby, które ogarniają ten cały syf.- odparła Catty wprawiając w osłupienie innych tak inteligentnymi słowami.- No co? — spytała oburzona brakiem wiary w nią oraz jej błyskotliwość.


— No nic… — odparł Drew ze zmarszczonymi brwiami. Cały czas nie docierały do niego żadne informacje, które usłyszał z wniosków swoich kolegów. Jednak kiedy przyszło mu się zderzyć z szarą oraz przerażającą rzeczywistością oprzytomniał. Na jego ciele pojawiła się gęsia skóra a serce przyśpieszyło swój rytm.- Muszę znaleźć Abby.- odparł podnosząc głowę i wręcz nieodgadnionym wyrazem twarzy spojrzał w dal.


W tym samym momencie kiedy grupka znajomych zawzięcie rozmawiała, Ivan i Briget kłócili się już dobre parę minut.


— Co ci odbiło? Przed przyjazdem taka wcale taka nie byłaś. Ta Fiona tak ciebie zmienia. Jesteś nie do poznania.- zaopiniował zmęczony wałkowaniem tego samego tematu.


— Ty lepiej zejdź z Fiony bo pożałujesz.- upomniała swojego chłopaka kobieta grożąc jemu swoim długim palcem.


— To ważniejsza jest dla ciebie jakaś laska ode mnie? Jesteśmy ze sobą od prawie dziesięciu lat a ty nagle wolisz jakąś pustą lalunię? — zapytał rozżalony oraz zawiedziony blondyn chcąc złapać swoją ukochaną za rękę. Ta jednak zorientowała się co chce zrobić niebieskooki i odsunęła się o krok do tyłu.


— Ona chociaż nie jest dwulicowa i fałszywa.- fuknęła szatynka przyjmując pozycję obronną. Zaś zaskoczony słowami swojej kobiety Ivan zmarszczył brwi z niewiedzy.


— Co ty masz do cholery na myśli?… Ta laska ciebie tak manipuluje, że nie umiesz odróżnić prawdy od kłamstwa.- zaopiniował skonsternowany nie rozumiejąc już kompletnie nic. Powoli zaczął żałować, że przyjechał do tego przeklętego miejsca.


— Ta… Jak to facet nic nie rozumiesz i nie wiesz o co chodzi. Brawo… Udawanie debila chyba najlepiej potrafi ci wychodzić.- zaśmiała się bezczelnie Briget nawet nie patrząc w oczy mężczyzny. Blondyna dotknęły słowa kobiety. Bardzo ją kochał. Chciał pod koniec tego cholernego obozu zrobić swojej ukochanej niespodziankę i wieczorem przed wyjazdem pragnął zabrać kobietę nad brzeg jeziora. Kiedy by byli sami ukląkłby przed nią i oświadczył się jej. W jego torbie podręcznej, wśród ubrań znajdowało się małe, czarne pudełeczko. W nim zaś był srebrny pierścionek, który chciał wsunąć Briget na palec. Jednak w tamtej chwili nie był już tak pewny swej decyzji. A raczej decyzji jaką podejmie jego ukochana. Stwierdził, że prawie dziesięć lat razem coś znaczy, i że w końcu dorósł do tak poważnego kroku. Jednak jak było widać zielonooka jeszcze nie spoważniała i nadal zachowywała się jak nastolatka ze zmiennymi nastrojami.


— Briget… — jęknął Ivan nie wiedząc co powiedzieć ani zrobić.


— Idź do swoich innych laluń. Mnie daj spokój.- rozkazała stanowczo szatynka, chociaż wiedziała iż mężczyzna ani razu jej nie oszukał, ani razu nie dał dwudziestodwulatce powodów do zazdrości. Również przez cały okres bycia razem ani razu nie zdradził ukochanej. Kobieta doskonale o tym wiedziała jednak jej jasność myślenia przyćmiły słowa Fiony. Nagle czarnowłosa poczuła dziwny ból brzucha. Nie wiedząc co się stało złapała się za obolałe miejsce, będąc lekko zgięta do przodu.


— Kochanie. Co się stało? — zapytał zatroskany Ivan łapiąc zielonooką za ramię. Chciał spojrzeć na twarz wybranki, którą zasłaniały pojedyncze pasma włosów.


— Nic. Zostaw mnie.- rzuciła oschle prostując się.- Ktoś idzie.- dodała widząc zmierzającą w ich stronę jakąś postać w czarnym płaszczu.

— ORGANIZATOR —

— Nigdzie mój drogi teraz nie idziesz.- nagle potężny głos mężczyzny dotarł do uszu Drew, który wzdrygnął się na ten dźwięk. Ciężko przełykając ślinę odwrócił się w stronę nieznajomego. Okazało się, że był to ten sam facet, którego przestraszyła się Abby w recepcji. Czarne jak smoła włosy przysłaniały jego bladą jak u trupa twarz. Przerażony brunet cofnął się o dwa kroki do tyłu, wtapiając się w resztę zgromadzonych. Wszyscy skierowali spojrzenia na nieznanego typa, który w lekkim rozkroku ustał z pochyloną głową w dół.


— Kim pan jest? — spytała Mendi, otulona rękoma. Ze strachem oraz zaciekawieniem przyglądała się tajemniczej postać, której do tej pory ani razu nie widziała.


— Jestem organizatorem tego obozu.- odpowiedział szatyn, nadal nie zmieniając swojej pozycji.


— No to może w końcu ogarnie pan ten syf, który tutaj powstał.- warknął Rick poirytowany stoickim spokojem czarnookiego, który śmiał się pod nosem. Czując jak gotuje się w nim krew z bezsilności wstał na równe nogi, podchodząc kilka kroków w stronę mężczyzny. Jednak instynkt kazał jemu nie zbliżać się zbytnio do nieznajomego.


— Nie widzi pan co tutaj się dzieje? — zapytała Catty będąc nadal cała blada po akcji z krwią, znalezioną na werandzie ich domku.


— A niby co takiego się stało? — spytał organizator z ironicznym uśmiechem.


— Jak to co? — rzucił Drew podniesionym o oktawę głosem, mając rozłożone ręce z bezsilności. Cały czas martwił się o swoją przyjaciółkę, która do tej pory nie wróciła. Miał nadzieję, że zaraz wyłoni się z zarośli cała i zdrowa. Jednak im dłużej wypatrywał Abby tym bardziej dłużył się jemu czas.


— Panie! Zaginęła jedna osoba. A mianowicie moja narzeczona. Szukałem wszędzie i do tej pory jej nie ma. Zgłaszałem to u pańskich podopiecznych ale żadnego pozytywnego odzewu nie dostałem. Po za tym nasza koleżanka widziała podobno jakiegoś trupa w jeziorze.- poinformował Rick zaciskając mocno palce w pięści, starając się opanować miotającą w nim wściekłość.


— Byliśmy wiele razy u pańskich pracowników ale nic nikt z tym nie robił. Chyba jest ktoś, kto zajmuje się poszukiwaniem zaginionych osób na terenie ośrodka.- dodała Catty podciągając nosem, gdyż siedząc na dworze zmarzła.


— To obóz przetrwania a nie szkółka dla przedszkolaczków. Wiedzieliście na co się piszecie i nie powinniście mieć jakichkolwiek pretensji, jednak zrobimy wyjątek i spenetrujemy jezioro.- powiedział organizator wskazując głową na jednego z recepcjonistów. Ten przytaknął twierdząco i zniknął natychmiast w lesie.- Niestety co do pańskiej narzeczonej… — zaczął szatyn z grymasem zniesmaczenia na twarzy oraz pogardą wymalowaną w oczach.- Nic w tym przypadku nie zrobimy.- dokończył podśmiewając się pod nosem. Nie czuł on ani trochę współczucia.


— Jak to nie! — krzyknął Rick a jego emocje zostały już tak wystawione na próbę, że nie wytrzymał i pękł. Rzucił się w stronę mężczyzny i pchnął go mocno do tyłu.- Macie się wziąć za robotę! Zaginął człowiek! — wrzeszczał zrozpaczony obozowicz będąc w szale oraz amoku spowodowany bezsilnością. Chwycił organizatora za krawędź materiału płaszcza i zaciśniętą pięścią uderzył go prosto w twarz. Czarnooki zachwiał się lekko i cofnął do tyłu, a z nosa czarnowłosego popłynęła krew, którą starł dłonią.


— Rick! Uspokój się! — rozkazał Edgard podbiegając razem z Drew do rozjuszonego znajomego, który aż wrzał ze wściekłości.


— Zachowaj siły na później.- zaopiniował właściciel ośrodka ze złowrogim grymasem na twarzy. Wszystkie cztery kobiety przyglądały się zaistniałej sytuacji.


— Nie zrobisz nic będąc brutalnym.- rzekł Ivan podchodząc również do Ricka, chcąc wesprzeć kolegę.


— Zabawę czas zacząć.- mruknął organizator zarzucając płaszcz na ramię i nic więcej nie mówiąc odszedł. Zdezorientowany Drake nie wiedział co ze sobą począć.


— Przepraszam.- rzucił bliźniak i pobiegł za swoim przełożonym, który nawet na niego nie spojrzał kiedy ten do niego dotarł.


— Musisz się wziąć za robotę.- poinformował właściciel obozu swojego podopiecznego, który szedł krok w krok razem z nim.


— Dobrze.- bąknął brunet nie będąc jeszcze świadom zadania jakie czeka na niego.


— Ale nie to co zawsze. Od teraz przejmujesz część jego obowiązków, więc będziesz robić to co twój brat.- odparł a chłopak stanął aż wryty w ziemię. Z rozszerzonymi źrenicami spojrzał na organizatora, nie wiedząc co myśleć. Jego serce zaczęło łomotać jak szalone a oddech przyśpieszył. Kompletnie nie miał pojęcia czym zajmował się Bradley.


W tym samym czasie wszyscy obozowicze stali jak sparaliżowani po spotkaniu z mrocznym typem.


— Co to do jasnej cholery miało być? — jęknął Drew puszczając w końcu z żelaznego uścisku ramię Ricka.


— Nie wiem ale ja tego tak nie zostawię.- zaopiniował brązowooki siadając załamany i zdruzgotany na kłodzie, blisko ogniska.


— Ja się boję o Abby.- rzekła Catty poprawiając swoje włosy, które zasłoniły jej twarz.


Kiedy grupka znajomych dyskutowała co dalej zrobić, zakapturzona postać właśnie w podziemnej kryjówce czyściła swoje zabawki. Trzymając w ręku długi, aż trzydziestocentymetrowy nóż wszedł do jednego ze swoich pokoi. Tam leżało ciało wyłowione z pobliskiej rzeki, płynącej w górach, które niczym łańcuch otaczały obóz. Była to poprzednia uczestniczka tego obozu, która została wpędzona w pułapkę z drutu kolczastego i umarła wykrwawiając się na śmierć. Dzikie psy mieszkające w lesie znalazły ciało i zaciągnęły nad brzeg jeziora trupa. Jednak podczas szarpaniny zwłoki wpadły do wody i tam już zostały. Z nurtem dotarły do jeziora i właśnie je Mendi zobaczyła w zbiorniku. Nim Abby zdążyła dotrzeć nad brzeg jeziora tajemniczy morderca zdążył już zabrać ciało do swojej kryjówki. Teraz mokre i rozkładające się leżało na wielkim, starym stole. Cuchnęło od niego strasznie a w zakażonych ranach wiły się robaki. Z ust kobiety wypełzywały larwy oraz karaluchy, jednak kanibalowi to nie przeszkadzało i z szerokim uśmiechem przypatrywał się swojej ofierze. Kiedy złapał za rękę trupa w innym pokoju ktoś zaczął się budzić.

— UWIĘZIENIE —

Bradley szedł gęstymi zaroślami nad brzeg jeziora. Wiatr przybrał na sile, przez co dmą mu prosto w twarz, powodując trudności w złapaniu powietrza.


— Przeklęty wiatr! Przeklęte miejsce! Zasrana robota! Nie dosyć, że muszę odwalać wszystko za innych, to jeszcze i tak jest źle. To ja nadstawiam karku by chronić ich tyłki a i tak nie mają za grosz szacunku do mnie.- warknął pod nosem mężczyzna mając zaciśnięte palce w pięści tak mocno, że aż pobielały jemu knykcie.- Czemu on sam nie pójdzie i nie poszuka w tym zimnie trupa w jeziorze? Co ja mors, że wskoczę jemu do wody i będę szukał umarlaka? — kontynuował swój monolog a słowa same cisnęły się Bradleyowi do ust. W końcu dotarł nad brzeg zbiornika i zaczął rozglądać się dookoła, ale na pierwszy rzut oka nic nie dostrzegł.- No i co ja mam ci tutaj niby znaleźć?! — krzyknął unosząc głowę do góry, szukając na szarym niebie odpowiedzi. Brunet nie wiedział jednak, że w tym samym czasie zakapturzona postać przechodziła tamtejszymi gęstwinami.- Co najwyżej ci kamień mogę przynieść! Ten zasrany kanibal zabrał już ciało! No proszę! Idź do niego i zabierz jemu je! Taki odważny jesteś? Wątpię ty… — przerwał nagle jeden z recepcjonistów słysząc w zaroślach jakiś szelest. Serce Bradleya na chwilę zamarło by zabić ze zdwojoną siłą. Mając złe przeczucia odwrócił się w stronę drzew, bacznie je obserwując. Mężczyzna samoistnie zaczął w środku trząść się z obaw, że mógł wywołać wilka z lasu. Jednak wiedział też, że tajemniczy morderca grasuje głównie w nocy i za dnia zazwyczaj jest bezpiecznie. Mieszane uczucia ogarnęły fioletowookiego.- Jeśli to ty Drake, to dla twojego dobra wyłaź! To nie jest śmieszne ani trochę! Nie jesteśmy już dziećmi by bawić się w chowanego! — zaopiniował podniesionym o oktawę głosem, który od adrenaliny stał się potężniejszy oraz pewniejszy. Przekonanie iż to właśnie brat stoi w zaroślach stopniowo spadało.- Dobra… Ktokolwiek tam jest niech wyjdzie! — rozkazał stanowczym tonem podchodząc powoli i ostrożnie w stronę gąszczu, z którego wychodziła gęsta mgła. Ciężko przełknął ślinę i podszedł jeszcze bliżej, a kiedy był parę metrów od drzew z nich wyszedł mały, szary zając.- Ahaha! — zaśmiał się Bradley z uczuciem ulgi, patrząc na zwierzę.- I ja myślałem, że to morderca czai się na mnie a to tylko zwykły szarak.- dodał lekko zbulwersowany bliźniak przykucając niedaleko zająca.- I czego ja się bałem? Zapchlonej kupy futra. Zastrzelić cię i wypchać a twój… — nagle poczuł jak ktoś złapał go za głowę przykładając morką ścierę do ust, tak aby nie mógł wydać żadnego dźwięku. Zaskoczony Bradley chwycił swojego napastnika za przed ramię, starając się wyszarpać z objęć. Kiedy zakapturzona postać miała dosyć wiercenia się dwudziestodwulatka chwyciła recepcjonisty za włosy i uderzyła jego czaszką o tępą stronę kamienia. Bradley od razu stracił przytomność a kanibal powalił bezwładne ciało recepcjonisty na ziemię. Związał nogi bruneta łańcuchem, ciągnąć go po ziemi w stronę swojej kryjówki.


W tym samym czasie Drake podążał za swoim przełożonym do nieznanego sobie pomieszczenia. Czarnowłosy mężczyzna otworzył drzwi do jakiejś starej szopy porośniętej glonami oraz trzciną. Zdziwiony bliźniak nic nie mówiąc podążył za organizatorem uważnie spoglądając pod swoje nogi. Nim się obejrzał znalazł się w środku pomieszczenia. Z szeroko rozpostartymi oczami przyglądał się miejscu. Przez wybite okno we wschodniej części wlatywało sporo zimnego powietrza, przez co recepcjonista dostał gęsiej skóry na całym ciele. Jego adidasy przemokły od wody, która wdzierała się do szopy z jeziora. Brnąc dalej zauważył spróchniałe biurko stojące na metalowych, zardzewiałych nogach. Na blacie zaś leżała dość sporych rozmiarów walizka.


— Mój synu… — zaczął czarnooki zwracając się do chłopaka, który kompletnie niczego się nie spodziewał.- Witam cię w świecie o jakim nawet nie miałeś pojęcia.- oparł z szyderczym uśmiechem przełożony zarzucając na głowę kaptur.


Kiedy obaj bracia byli zajęci czymś innym, grupka znajomych popadła w jeszcze większy obłęd.


— Sory ale ja nie mam zamiaru siedzieć w tym całym gównie. Znajdę Abby i zabieram ją oraz Catty, i wracamy do domu.- zaopiniował wnerwiony Drew zaciskając palce w pięści.


— Ja nie odjadę stąd bez Selen. Kocham ją i nawet jakbym miał w tym popieprzonym miejscu zdechnąć nie odejdę bez niej.- zarzekł się Ric ze łzami w oczach. Nie spał już ładnych parę godzin i zmęczenie dawało swe znaki.


— Uspokójmy się. Organizatorowi wszystko powiedzieliśmy, no dobra… Prawie. Bądźmy jednak pozytywnej myśli.- rzucił Edgard przeczesując swoje blond włosy, które nastroszyły się we wszystkie strony.- Pomogę wam też szukać Abby bo zaczynam się również o nią martwić.- poinformował zmartwionym głosem.


— Paczcie jakie chojraki się odezwały.- fuknęła skonsternowana Fiona krzyżując ręce na klatce piersiowej.


— Daruj sobie. Zaczęłaś wszystko psuć począwszy od Abby, po mój związek z Briget więc teraz zamknij mordę i siedź cicho.- warknął Ivan wtrącając się w rozmowę pozostałych. Nie mógł już słuchać tego wszystkiego, a rudowłosa najbardziej go irytowała.


— Nie moja wina, że Briget w końcu otworzyła oczy.- kontynuowała dziewczyna z poniesionym tonem o oktawę.


— Uspokójcie się w końcu! — wrzasnęła Mendi a jej głos rozniósł się po okolicy echem, a ptaki siedzące na pobliskich drzewach poderwały się do lotu.- W ten sposób nic nigdy nie osiągniemy. Musimy połączyć siły i odnaleźć Abby oraz Selen.- oznajmiła czerwonowłosa wstając w końcu z pnia drzewa. Z przyśpieszonym biciem serca oblizała spierzchnięte usta i kiedy miała kontynuować swoją myśl, ktoś jej przerwał.


— Organizator wszystko przemyślał i pomoże wam, jeśli wy pójdziecie jemu również na rękę.- poinformował Drake stojący za plecami grupki obozowiczów. Kiedy go usłyszeli odwrócili się w jego stronę z zmieszanymi minami.


— Jak to na rękę? — spytał się Ric z nadzieją słyszalną w głosie.


— Co chcecie w zamian za pomoc i czemu w ogóle chcecie nam pomóc? — zapytał Ivan podejrzliwie mierząc wzrokiem bruneta, który aż poczerwieniał na policzkach z zażenowania.


— Musicie wziąć udział w całej zabawie i po wszystkim zaczniemy szukać zaginionych. Doceńcie to, bo my nigdy nie interesujemy się osobami, które znikają.- dodał bliźniak złączając palce obu dłoni za plecami.


— W jakiej zabawie? — dopytywał się Drew a jego serce biło jak szalone. Nie wiedział czego się spodziewać po tym miejscu, a co dopiero po ludziach mieszkających tam.


— Przyjechaliście na obóz przetrwania, więc zróbcie to po co tu przybyliście.- powiedział fioletowooki a wszyscy wstrzymali oddech bojąc się o własne życie.


Kiedy grupka obozowiczów zaczynała panikować, zamaskowana postać w końcu dotarła do swojej kryjówki. Bradley miał całe pościerane plecy a na głowie również pojawiły się głębokie rany. Morderca zamruczał niezadowolony pod nosem przyczepiając łańcuch na jednym z gwoździ wbitych w ścianę. Następnie skierował się do innego z pomieszczeń zostawiając swoją ofiarę. Wtem jeszcze jedna osoba znajdowała się przywiązana żelaznymi kajdanami w tym samym pokoju. To była Abby. Ocknęła się przez niemiłosierny ból, który doskwierał jej na całym ciele. Czuła się jak w amoku, totalnie nie mając pojęcia gdzie jest. Przed oczami miała mgłę, która nastolatce cały widok.


— Gdzie ja jestem? — mruknęła pod nosem bezdźwięcznie, mając sucho w ustach a płuca paliły ją od środka.- Drew! Catty! — długowłosa chciała krzyknąć aby jej przyjaciele ją usłyszeli ale wszystko na marne.

— WRR, WRRR… KAPU, KAP… JUŻ NIE ŻYJESZ… PA —

— Co musimy dokładniej zrobić? — spytał Drew podejrzliwie marszcząc brwi. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej mierząc chłodnym spojrzeniem jednego z recepcjonistów.


— Każdy z was, po kolei będzie musiał ze mną gdzieś pójść. Na miejscu wyjaśnię wam co i jak.- odpowiedział Drake siląc się na poważny głos, mimo to w środku panikował jak małe dziecko. Zadanie, które jemu przydzielił organizator przerażało go. Miał to coś zrobić po raz pierwszy w swoi życiu.


— Ta… Pójdziemy z tobą dokądś, nawet nie wiemy gdzie, a ty nam coś zrobisz nie wiadomo co.- zaopiniował Ivan a jego mięśnie szczęki spięły się jeszcze mocniej.


— Od was zależy czy organizatorzy podejmą się poszukiwania zaginionych.- powiedział brunet a jego głos lekko zadrżał pod bacznym wzrokiem obozowiczów. Jego serce łomotało jak szalone i nie miał pojęcia czy podoła zadaniu.


— Ja pójdę.- rzucił pewny siebie Ric wyłaniając się zza całej grupki, która spojrzała na szatyna. Mężczyzna był gotów zrobić wszystko by odnaleźć swoją ukochaną.


— Jeśli to ma pomóc w uratowaniu Abby to ja też pójdę w ciemno.- dodał Drew kiwając kilka razy głową na znak, że się zgadza.


— Dzięki.- mruknął Ric posyłając koledze uśmiech wdzięczności.


— Czyście powariowali?! — krzyknęła wzburzona Fiona rozkładając ręce na boki.- Pójdziecie narażać swoje życie?! Skąd wiecie, że on tego samego nie powiedział Selen i tej całej Abby? Może one też poszły za nim i nie wiadomo gdzie teraz są. A może Mendi widziała ciało Selen a Abby jako pierwsza się o tym dowiedziała i była poważnym zagrożeniem, więc trzeba było ją sprzątnąć?! Skąd wiecie co się z dziewczynami stało?! Chcecie iść na pewną śmierć?! — wrzeszczała przerażona kobieta odgarniając kosmyki z twarzy, które rozwiewał wiatr.


— Nie wierzę, że to powiem ale Fiona ma rację.- odparł Edgard przeczesując obiema dłońmi swoje blond włosy.


— Muszą wszyscy iść albo nie będzie żadnych poszukiwań.- powtórzył się Drake stojąc niczym słup soli.


— Proszę was.- jęknął błagalnie Ric a w jego oczach pojawiła się mgła spowodowana łzami rozpaczy.


— Ja idę na pewno.- zapewnił Drew wychodząc jeszcze bardziej przed szereg.


— Drew… Nie! — pisnęła błagalnym tonem Catty patrząc na swojego przyjaciela.- Nie pozwolę ci nigdzie pójść.- dodała pośpiesznie widząc powagę w oczach chłopaka. Martwiła się o niego jak o nikogo innego. Nie chciała go stracić.


— Catty… — jęknął nastolatek podchodząc do dziewczyny, która ze zwieszonymi rękoma stała wryta w ziemię. Miała w tamtym momencie nadzieję, że jej przyjaciel spełni prośbę i zostanie z nią w bezpiecznym miejscu.- Słyszałaś sama, że to jedyny sposób na to aby odnaleźć Abby. Muszę iść. Może inaczej… Ja chcę iść.- zaopiniował dziewiętnastolatek patrząc na przerażoną dziewczynę. Następnie złączył usta w wąską linię i położył swoje drżące dłonie na ramionach towarzyszki.


— Nie! — zaprotestowała brązowooka, tupiąc nogą jak mała dziewczynka uparcie stojąc przy swoim.


— Catty nie zależy ci na odnalezieniu Abby? — spytał Drew marszcząc brwi, nie rozumiejąc zachowania swojej koleżanki.


— Abby nie ma dopiero kilka minut a ty siejesz już panikę, jakby nie było jej z nami kilka dni. Ona jest dużą dziewczynką i sobie z pewnością poradzi bez nas. Bez ciebie. W końcu została wychowana przez wojskowego i przeszła szkołę życia. Sama tak nawet mówi.- powiedziała Catty ze zeszklonymi oczami. Wszyscy przypatrywali się rozmowie tej dwójki z zaciekawieniem.


— Czas nagli. Musicie podjąć decyzję co robicie. Macie dwa wyjścia. Pierwsze pozwala wam opuścić to miejsce bez żadnych zobowiązań ani problemów. A drugie jest takie, że idziecie ze mną w ciemno i macie możliwość przeżycia przygody życia oraz odnalezienie waszych przyjaciół.- oznajmił Drake czując jak adrenalina skacze jemu w żyłach, przyśpieszając bicie jego serca.


— A co się stanie jeśli ktoś będzie chciał wyjechać? — spytał Ivan krzyżując ręce na klatce piersiowej. Kątem oka spojrzał na swoją byłą dziewczynę, która siedziała na kłodzie. Nadal bardzo bolał ją brzuch a na domiar złego napadły ją również mdłości.


— Nie będzie o czym rozmawiać. Mam wyraźne polecenie. Wszyscy albo nic.- bąknął jeden z bliźniaków trwając przy swoim.


— Nie chcę narażać Briget na jakieś cuda i słowa puszczane na wiatr.- fuknął niebieskooki spuszczając głowę w dół. Nadal kochał swoją kobietę i mimo iż mieli teraz scysję między sobą, miał cichą nadzieję, że się wkrótce pogodzą.


— Nie musisz się tak o mnie martwić. Przyjechałam tutaj aby przeżyć przygodę i tak też się stanie! — wręcz krzyknęła kobieta unosząc dumnie głowę do góry, jednak w duchu strasznie się bała.


— Briget… — zaczął dwudziestopięciolatek ale szatynka szybko obdarzyła go zlodowaciałym spojrzeniem.


— Wchodzę w to.- poinformowała dumna z siebie Briget, podchodząc bliżej Ricka i Drew.


— Jeśli ona w to wchodzi to ja też. Jestem w końcu facetem.- zaopiniował blondyn patrząc głęboko w oczy swojej ukochanej.


— Jak Briget to i ja. Samej jej nie zostawię, bo bidulka sobie nie poradzi beze mnie.- powiedziała rudowłosa zawijając pasmo włosów na palec.


— Ja także. Zależy mi na znalezieniu Selen oraz Abby bo czuję, że stało się im coś strasznego.- rzekła czerwonowłosa złączając usta w wąską linię, następnie przygryzając dolną wargę.


— Mendi i te jej czarne myśli… — prychnęła Fiona przewracając oczami na wyznanie swojej towarzyszki.


— Tylko mówię co myślę.- bąknęła Mendi unosząc jedną brew do góry.


— Każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, więc zejdź z Mendi i się zamknij.- warknął poirytowany Ivan mając podwyższone ciśnienie. Nie lubił Fiony i uważał, że gdzie kobieta się wtrąci tam wszystko się psuje.


— Drew nie możesz iść. Nie pozwalam ci.- rzuciła zrozpaczona Catty podchodząc jeszcze bliżej do swojego przyjaciela, łapiąc go dłońmi za rękę.


— Catty nie.- odrzekł stanowczo brunet, kręcąc przecząco głową. Ujął w swoje dłonie rękę dziewczyny i delikatnie się uśmiechnął.- Nie będę ciebie narażał ani namawiał byś w to bagno weszła. Jednak ja dokonałem wyboru i chcę odnaleźć Abby. Wiem, że jest cholernie mądra, silna, inteligentna i powaliłaby sama całe wojsko amerykańskie ale jest kobietą. Też się na pewno boi. A ona jest odważna dla nas. Dla ciebie jest silna. Traktuje cię jak młodszą siostrzyczkę, o którą trzeba dbać. Ja muszę ją odnaleźć Catty… — oznajmił Drew całując zlodowaciałą dłoń brunetki, która miała łzy w oczach.


— Jak ty idziesz to ja też.- szepnęła brązowooka wciągając głośno powietrze do płuc.- Zrobię to dla ciebie.- dodała tak cichym głosem jak tylko umiała. Chciała by tylko chłopak to usłyszał. Drew zdezorientowany zmarszczył brwi i spojrzał na koleżankę. Powoli puścił dłoń towarzyszki odpływając w swoich myślach.


— No to mamy prawie jednomyślność. Została nam tylko jedna niezdecydowana osoba.- poinformował Drake w duchu czując ulgę, że sprosta powierzonemu jemu zadaniu i tym samym zadowoli szefa, a Bradley w końcu będzie mógł być dumny z niego.- Edgard co ty zrobisz? — zapytał recepcjonista mężczyznę, który ciężko wzdychając zamarł.


Kiedy grupka znajomych dyskutowała ze sobą i rozważała sytuację, w ciemnym zakątku lasu Abby odzyskiwała przytomność. Wisząc na ścianie przykuta żelaznymi kajdanami mamrotała pod nosem, próbując przywołać swoich przyjaciół. Jednak nie miała na to sił. Woda, która dostała się nastolatce do płuc podczas topienia, wysuszyła gardło dziewczyny. Powoli poruszała głową na boki aby ból karku przeszedł rozchodząc się po kościach. Nagle poczuła palenie w klatce piersiowej. Momentalnie złapał ją kaszel a towarzyszące jemu duszności wyrzuciły resztkę cieczy z organizmu. Dzięki temu brunetka od razu oprzytomniała. Z łomoczącym sercem patrzyła się w betonową podłogę, na której były sporej ilości ślady starej krwi. Z ust zielonookiej skapywała ślina wydostająca się razem z wodą na zewnątrz. Ręce Abby ścierpły a barki niemiłosiernie bolały utrzymując cały ciężar ciała. Spanikowana niewiedzą gdzie się znajduje uniosła głowę i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Wszędzie panował półmrok a jedyne światło jakie było w pokoju dochodziło z lampy naftowej. Po środku znajdował się ogromny stół na jednej nodze. Pod ścianą przy drzwiach, po ich prawej stronie stał niewielki stolik z różnymi narzędziami. Serce długowłosej zabiło dwa razy szybciej, a buzująca w jej żyłach adrenalina dodała dziewczynie dawkę energii.


— Ej ty… — wtem cichy szept dotarł do uszu zielonookiej, która od razu spojrzała się w stronę dźwięku. Jak się okazało była to kobieta przywiązana do metalowego krzesła przykręconego do podłogi. Poprzypinana była grubymi, skórzanymi pasami, które w niektórych miejscach aż wrzynały się w jej zasinioną skórę.- Proszę… Pomóż mi… — jęknęła błagalnym głosem nieznajoma, a jej niebieskie oczy zaszły mgłą. Do bladych policzków poprzyklejane były blond-siwe włosy, posklejane krwią oraz potem.


— Jak? — spytała Abby spoglądając na kajdany, które pod jej ruchami wydawały przerażający dźwięk obijanego żelastwa o cegłę.


— Proszę… Błagam… Zrób coś. Ja nie chcę umrzeć. Nie chcę.- łkała blondynka a po jej policzkach spłynęły łzy piekąc otwarte rany. Wtem dziewiętnastolatka usłyszała ciche westchnienie niedaleko siebie. Przekręciła jeszcze bardziej głowę a jej wzrok napotkał nieprzytomnego Bradleya.- Proszę cię. Proszę.- mruknęła dwudziestojednolatka lekko podniesionym głosem co zaniepokoiło Abby.


— Cii… Proszę. Spokojnie.- rzekła brunetka chcąc uspokoić nieznajomą.- Spokojnie. Dobrze? — zapytała zielonooka patrząc na towarzyszkę. Kiedy ta przytaknęła Abby delikatnie się uśmiechnęła, chcąc blondynce dodać otuchy. Sama była przerażona oraz spanikowana ale nie chciała dać po sobie tego poznać.- Jak masz na imię? — zagaiła długowłosa ruszając powoli nadgarstkami, starając się wyślizgnąć ręce z kajdanek.


— Jestem Eva.- odpowiedziała drżącym głosem kobieta oblizując strasznie popękane, różowe usta.


— Ładne imię. Ja jestem Abby.- przedstawiła się młodsza z dziewcząt kontynuując swoje starania nad uwolnieniem.- Wiesz może gdzie my jesteśmy? — dopytywała się Abby chcąc jakoś zorientować się w terenie. Jednak dwudziestojednolatka poruszyła przecząco głową podciągając nosem. Brunetka ciężko westchnęła czując ból przeszywający jej dłonie. Żelastwo raniło skórę nastolatki a przeciskające się na siłę kości dawały swe znaki.- Jak tu się znalazłaś? — kontynuowała zielonooka z cichą nadzieją iż Eva trochę rozjaśni w jej głowie.


— Byłam na szlaku i poszłam się tylko napić wody.- zaczęła opowiadać blondynka spuszczając wzrok na porozdzierane spodnie dresowe. Była cała w zaschniętej krwi.- Jak zeszłam już prawie z kamiennego urwiska ktoś zepchnął mnie w dół. Uderzyłam głową w głaz ale nie straciłam przytomności. Jednak obraz miałam strasznie zamazany i nie widziałam dokładnie osoby, która szła w moim kierunku. Miała na sobie czarny płaszcz zakrywający twarz. Więcej nic nie pamiętam. Obudziłam się tutaj przywiązana do tego krzesła. Próbowałam się wydostać ale te pasy przeżynają mi skórę za każdym razem jak się ruszę. Nie miałam nic ostrego pod ręką ani zapalniczki a krzesło jest przymocowane do betonu. Nie miałam możliwości ucieczki. Nawet nie wiem ile ja tu już siedzę.- dodała zrozpaczona blondynka. Mimo iż jej serce łomotało jak szalone a oddech miała przyśpieszony, czuła się spokojniejsza. Obecność towarzyszki i rozmowa z nią dodawała pewnej otuchy niebieskookiej.


— Mnie też ktoś zaatakował nad jeziorem.- powiedziała brunetka szarpiąc się nadal z żelastwem. Nagle w oddali rozniosło się echo ciężkich kroków zbliżających się do pomieszczenia. Niespodziewanie światło w lampie zgasło.- Szlak… Wypaliła się… — warknęła pod nosem Abby mając lodowate ręce. Nie wiedziała czy to z powodu braku dopływu krwi do górnych kończyn, czy to z zimna panującego w pomieszczeniu, czy może ze strachu oraz przerażenia.


— On tu idzie.- szepnęła ze ściśniętym gardłem Eva a jej głos drżał będąc przepełniony łzami.- Boże… Nie.- płakała siwowłosa cała trzęsąc się w środku. Nie chciała umierać. Miała jednak złe przeczucia. Mimowolnie zaczęła się szarpać a skórzane pasy przeżynały się wgłąb skóry dwudziestojednolatki, powodując krwawienie ran.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 71.6